3968

Szczegóły
Tytuł 3968
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3968 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3968 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3968 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Urszula Kozio� POSTOJE PAMI�CI Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 INWOKACJA Bi�goraju pajdo kraju le�na ziemio stokorodna w�ska Tanwio w �ni�tym Sanie sanno p�ozo ko�na ��ko i�y mu�y piachy lessy miedzo �ubin bosa groblo sito sosny rozstrzelanej bezimiennych imion pe�ne st�jcie przy mnie b�d�cie we mnie nie odprawcie w �wiat mnie samej na b��dzenie nadaremne w borykanie pylne rdzawe moje lite krajobrazy moje chude talizmany 5 Ch�tna pami�� 6 Pierwsze �wiat�o i zmierzch W samo po�udnie czerwca, kiedy s�o�ce by�o najwy�ej i gdy owady, a tak�e ich czerwie, rozpe�z�y si� w miejsca najobficiej nagrzane, krzyk rodz�cej urwa� si�, nast�pi�a ulga narodzin. - Nie uchowa si� - powiedzia�a starucha wezwana do przyj�cia noworodka i zanim dziewczynk� uk�pano i spowito w za obszerne kaftaniki po Gosi sprzed przesz�o roku, ca�a wie� wiedzia�a, �e nauczycielka pocz�a dziecko, kt�re si� nie uchowa, i baby stoj�ce przy furtkach kiwa�y do siebie g�owami w porozumiewawczym smutku. Przysz�o wi�c na �wiat w pe�ni s�o�ca. W ostatniej chwili nia�ka Gosi przywo�a�a staruch� ze wsi, a w kilka godzin potem zbieg�y si� baby mieszkaj�ce obok szko�y, wi�za�y ma�ej czerwone wst��eczki na ramieniu przeciw urokom, mamrota�y zakl�cia i chrzci�y wod�, nie wierz�c, by do�y�o wieczora to dziecko, kt�rego nikt jeszcze nie zna�, kt�re zaledwie zobaczono i dotkni�to, a o kt�rym m�wi�o si� i opowiada�o od blisko roku, zanim babka wiejska wyszarpn�a je w nag�ej chwili z krwawi�cych wn�trzno�ci matki, naci�gn�wszy mu czy te� zwichn�wszy przy tym szyj�. I nawet matka, kt�ra wiedzia�a najd�u�ej o dziecku, kt�ra czu�a je w sobie, zanim ktokolwiek m�g� je w niej przeczu�, matka tak�e nie zna�a jeszcze tego dziecka albo ju� go nie zna�a, cho� czu�a je w sobie i w d�ugie godziny po urodzeniu. Zna�a jedynie w�asny b�l i zna�a w�asne marzenie i wyobra�enie o nim. A jednak, cho� zdawa�o si� obce i nierozpoznane, cho� by�o zaledwie k�opotliwym kilkugodzinnym go�ciem tego �wiata, pochylano si� nad nim z czu�o�ci� i trosk�. Cierpienie matki okupi�o jego wej�cie w kr�g ludzi, dziecko sta�o si� drogie ze wzgl�du na cierpienie matki i przez to cierpienie po��dane sta�o si� jego �ycie. Wreszcie zacz�to si� cieszy� tym male�stwem, rozczulano si� jego nieporadno�ci� i krucho�ci� w�t�ych pi�stek. W drobnych rysach ju� doszukiwano si� podobie�stw rodzinnych. Nadawano dziecku imiona, pr�bowano nazwa� to, co le�a�o ciche w pierzynce z g�siego puchu przywiezionego z domu dziadk�w znad Sanu, ale przez d�ugie godziny m�wiono o nim przede wszystkim �ono�, szanuj�c jakby owo nieznane, jakie ka�dy przybysz niesie w sobie na �wiat w dniu narodzenia. - Nazwiemy j� Dobromira, niech b�dzie dobra - postanowi�a wreszcie matka. I �eby pozosta�o, jak pragn�a, a przy tym �eby nie by�o pretensjonalnie, czego obawia� si� ojciec, wo�ano j� odt�d Mirka. I min�� dzie� najd�u�szy, nasta�a noc, a wtedy Mirka ockn�a si� z pierwszych d�ugich sn�w i przysz�a pierwsza noc do jej otwartych oczu. Pi�kny jest dzie� narodzenia, ale i noc... Pe�nia ksi�yca na�o�y�a si� na pe�ni� s�o�ca. Milczenie ptak�w przywo�a�o g�osy jej krwi nie rozpoznane jeszcze, ledwie pocz�te. I g�osy te podnios�y si� w niej i nad ni�, czyni�c zam�t sprzeczaniem si� o prawo pierwsze�stwa. W milczeniu nocy ksi�ycowej, w pierwszej jej nocy, odprawia�o si� to tajemne misterium krzy�owania si� g�os�w krwi, kt�re ca�ymi latami i przez wieki sk�ada�y si� na niepowtarzalny cud tego w�a�nie pocz�cia, jak gdyby po to tylko istnia� dotychczas �wiat, by mog�a z niego zrodzi� si� ona. I szli w d�ugim orszaku oni wszyscy, wprowadzeni przez ojca i matk�, wi�c najpierw rodzice szli, w�wczas jeszcze z wiar� w istot� swego spo�ecznego powo�ania - marzyciele. Byli pierwszym pokoleniem inteligent�w z owych rodzin nawyk�ych do dzia�ania r�k� i czynem, a nie s�owem-czynem. Ona wyrwana z wiejskiej cha�upy zapad�ej wsi, on z domu robotnika z przedmie�cia, z trudem zdobyt� wiedz� w Niepodleg�ej nie�li w zapad�y zak�tek Niepodleg�ej, szczyc�c si� tym, �e mow� ojczyst� i ojczyst� pie�� szerz� w�r�d wynarodowionych i niepi�miennych. Ich praca by�a im wi�c zaszczytem i rado�ci�. 7 I pochyleni ci�gn�li za nimi dziadowie: milcz�ca, surowa babka Katarzyna znad Sanu, ch�opka prawdom�wna i mistyczna, pe�na ewangelii i cud�w, matka trzyna�ciorga dzieci, z kt�rych �y�o dziewi�cioro, i jej zafrasowany, w�saty m��, Tomasz, kt�ry j� wzi�� za �on�, gdy mia�a pi�tna�cie lat i zal�kniona kry�a si� przed w�salem za piecem, a gdy mia�a szesna�cie powi�a mu syna i wys�a�a go potem do Ameryki, gdy nie mia� jeszcze siedemnastu, sk�d ju� nie wr�ci�, a zaraz po nim wys�a�a do Ameryki szesnastoletni� Maryni�, �waw� i roz�piewan�, kt�ra nie wr�ci�a ju� tak�e, a R�zia wyjecha�a do Francji z m�em Rosjaninem, kt�ry zab��ka� si� w te strony po pierwszej wojnie, Micha�a chcia�a kszta�ci� na ksi�dza, ale wybra� politechnik�, Janina uciek�a z domu z bia�ogwardyjskim kozakiem, kt�ry j� porzuci� z dzieckiem i teraz to dziecko chowa�o si� u babki, a Janina pow�drowa�a w �wiat z domokr��c�. Pi�kna Nastka �r�y-kwiat� ofiarowa�a si� Bogu, ale z braku stosownego posagu nie przyj�to jej do zakonu, wi�c snu�a si� w pobok babki rozmodlona p�wi�ta i wiesza�a za sob� za�zawione chusteczki na p�otach i ga��ziach w sadzie. Pawe� zaniecha� wszystkich swoich marze�, jakie mu si� wymkn�y z rozpalonej g�owy, gdy sta� ze swoim regimentem w austriackich koszarach w pewnym miasteczku, i pozosta� przy ojcu na roli, �eby Micha� i Hele�cia, matka Mirki, oraz najm�odszy Tomek mogli si� kszta�ci�, i wzi�� za �on� obc� dziewczyn� zza Sanu, c�rk� niemieckiego kolonisty, Stasi�, a Tomek szko�y nie sko�czy�, bo przegrali tamten ich proces i arendarz okpi� dziadka wy�udzaj�c od niego jaki� nieszcz�sny podpis, wi�c o�eniono szesnastoletniego Tomka z wdow� Sonieczk�, ale gdy wracali z cerkwi, Tomek strzeli� obr�czk� z bata i wr�ci� do dziadka, i le�a� ca�y czas na �awie przy piecu, i patrzy� w sufit, i le�a� tak d�ugo i d�ugo, a� potem zacz�� wynosi� te worki z pszenic� i przegrywa� w bilard u Kap�ana, a czasem wygrywa� co�, wi�c znowu mia� na ten bilard. A babka po�ci�a i modli�a si� codziennie o �wicie w ko�ci�ku, do kt�rego trzeba si� by�o wspina� serpentyn� �cie�ki, zanim wybili te schody w w�wozie pod g�r�, a potem wraca�a do domu cicha i nieust�pliwa i wydziera�a dziadkowi zagony pola albo i krow�, je�li trzeba by�o, i sprzedawa�a tym ju� powr�conym z Ameryki s�siadom, kt�rzy na to mieli, i wysy�a�a na szko�y Micha�owi i Hele�ci albo dawa�a im, gdy przywlekali si� do domu wychudzeni i nieszcz�liwi, wydeptuj�c w piachu po trzydzie�ci kilometr�w i wi�cej, bo wyrzucili ich ze szko�y, bo nie zap�acili czesnego, wi�c dawa�a im na czesne, a dziadkowi topnia� coraz bardziej ten ich �ca�y grunt�, kt�rym tak che�pi� si� dot�d, i siostry matki Mirki ju� nie nosi�y si� najstrojniej w ca�ej wsi, jak to bywa�o przedtem. I szli obok nich rodzice ojca. Cichy i dobrotliwy dziadek J�zef, z g��wk� male�k� jak guziczek, pe�en pogody i mi�o�ci do ga��zek drzew i krzew�w zasadzanych w�asnor�cznie w podmiejskim ogr�dku w chwilach wolnych od murarki - mr�wka pracowita i skrz�tna - ochlapany wapnem i glin�, z nieod��czn� kielni� lub szpadlem; i zapobiegliwa, krzykliwa babka Maria, zakochana bez pami�ci w swoich dzieciach, pe�na owego miejskiego poloru i gadatliwo�ci, z r�kami �apczywymi i obrotnymi r�wnie jak j�zyk, bez kt�rych nie sprzeda�aby ci�kich koszy wi�ni lub �uskanego bobu albo rabarbaru, stosownie do pory roku, wynoszonych o �wicie na targowisko, matka siedmiorga dzieci, z kt�rych �y�o sze�cioro i tylko dwoje najm�odszych nie mia�o wykszta�cenia i to z w�asnego wyboru, bo Mania nie chcia�a si� uczy�, wysz�a wcze�nie za m�� i osiad�a w pewnej wsi za J�zefowem, w okolicy m�yna, gdzie pracowa� jej m��, a Staszek zosta� �lusarzem. Lunia i Bronek, ojciec Mirki, najstarsi z rodze�stwa, obrali zaw�d nauczycielski i pomagali kszta�ci� Niusi� i Kazka. A Niusi� przed sam� matur� wylali z gimnazjum, bo by�a flirciar�, i teraz posz�a do szko�y piel�gniarskiej, a Kazek by� kawalarzem i kiedy�, gdy ju� by� w seminarium, wybi� szyb� dyrektorowi i szybko po�o�y� si� w ��ku w internacie, ale poznali, �e to on, bo jak weszli do sypialni i k�adli �pi�cym r�k� na sercu, to jemu to serce wtedy po prostu a� wali�o: bach, bach, ale go tylko przenie�li do innej klasy; a potem to takiemu kro�ciatemu koledze, z kt�rego �mia�y si� panienki, poradzi�, �eby si� nasmarowa� sokiem mleczu i ten dure� pos�ucha�, i ca�a g�ba mu spuch�a i smali�a go, a� si� zrobi�a po prostu skorupa z tej sk�ry, i on biega� za Kazkiem i wo�a�: - no i co� 8 ty mi narobi�, brachu, co� ty ze mnie zrobi�, draniu jeden, i Kazek si� ju� zacz�� ba�, ale po kilku tygodniach ta skorupa spad�a i rzeczywi�cie ten kolega mia� ju� naprawd� t� swoj� cer� jak niemowl�, i Bogu dzi�ki. A dziadek pozna� babk� w�a�nie wtedy, kiedy murowa� ten du�y dom ko�o przejazdu, ona sz�a i nie zobaczy�a w�ciek�ego rudego psa, kt�ry si� nagle na ni� rzuci�, ale dziadek zobaczy� go troch� wcze�niej i ju� by� przy nim i owin�� swoj� zawapnion� czapk� pi�� i wt�oczy� temu psu w�ciek�emu pi�� g��boko w gard�o, a� przybiegli inni murarze i pomogli mu z nim sko�czy�, a majster pochwali� dziadka, i oni si� potem po�enili i zaczynali si� dorabia� od �y�ki cynowej, a teraz to ju� mieli murowany domek z ogrodem. ...A jeden przodek przyw�drowa� z P�nocy. W oczach matki zosta� dot�d ch�odny b��kit odleg�ego morza i �niegu, a tak�e biel w�os�w i proste nosy jej si�str i braci, ich d�ugie bia�e twarze z odstaj�cymi uszami i pewna powolno�� w gestach, tak naoczna w domku dziadk�w nad Sanem. I zamy�lenie, zapodziewanie si� w sobie, cho� na moment przerywane gwa�townymi wybuchami nami�tno�ci, a potem powr�t do tkliwej, prawie dzieci�cej prostoty i pogody. Nag�e wybuchy rado�ci i napady melancholii lub gniewu. I tylko babka oraz pi�kna Nastka �r�ykwiat� umia�y narzuci� sobie rygor pow�ci�gliwo�ci i spokoju, sk�adaj�c porywy serca i umys�u Bogu w ofierze. Lecz sk�d przyby� inny przodek? Siostry ojca, smuk�e, �niade i w�skie, siostry sko�nookie. Ich cienie zdaj� si� ta�czy� nad ko�ysk� dziecka, �eby czarnymi w�osami przenika� noc. Ich bystre, ciemne oczy (po babce) potrafi� spogl�da� zalotnie. Siode�kowate nosy mi�dzy wystaj�cymi ko��mi policzkowymi pe�ne s� dusznej woni Wschodu i Po�udnia, szerokie zmys�owe wargi pe�ne s� tajemnic Wschodu i Po�udnia. G�osy krwi, szepty krwi - wszystko to zbieg�o si� i upostaciowa�o, wszystko to pragnie znale�� swoje spe�nienie w nowo narodzonej, do kt�rej otwartych oczu przysz�a pierwsza noc. A sk�d przyw�drowa� �w trzeci? Wielu ich by�o, drogi ich przyj�cia zatarte i pami�� o nich zatarta. Pozosta� domys� i niepok�j, i dziwne poczucie jakiej� obco�ci w samym sobie, w chwilach przelotnych. D�ugo bowiem b��dzi�y owe drobinki krwi i miesza�y si� wielokrotnie, zanim sta�y si� krwi� krwi tego dziecka, kt�re, jak si� zdawa�o, by�o niepodobne do nikogo i krzykiem przenikliwym w�r�d nocy zapragn�o sta� si� czym� samoistnym, jedynym. I krzykiem przenikliwym obwie�ci�o wol� pozostania w tym �wiecie. A wi�c zamieszka�a Mirka w domu, gdzie powinna by�a ujrze� swoje s�o�ce i swoj� noc, bo nie wiadomo przecie�, czy patrz�c w�wczas, tego dnia, gdy si� urodzi�a, ujrza�a je istotnie. Od pocz�tku uwa�ano j� za dziecko ciche, niemrawe i s�abowite. Martwiono si� jej d�ug� niemot� i chronicznym przechyleniem g�owy. Gdy p�aka�a rzewnie przy smutnych melodiach grywanych na skrzypcach przez ojca, cieszono si�, �e s�yszy; gdy przez kilka dni d�sa�a si� na ojca za klapsa, cieszono si�, �e ma pami��: wci�� jednak jeszcze by�a pomi�dzy nimi obca i nie poznana, bo nie wypowiadaj�ca si�. Tymczasem ma�a mimowolnie rejestrowa�a w zakamarkach pami�ci: ojca pochylonego nad ko�ysk� i jego chwiej�cy si� wahad�owo krawat, wprawiony w ruch rytmem kolebania, butelki pe�ne mleka ci�gni�tego przez smoczek obok Gosi na otomanie i liliowe powoje oplataj�ce �ciany ich domku. Wch�ania�a w siebie ustawiczn� paplanin� siostry, kt�ra nie odst�powa�a ma�ej, przyw�aszczaj�c j� sobie zaborczo i nieodwo�alnie. Gosia jedna umia�a pod nieobecno�� matki utuli� jej nag�y p�acz rytmicznym uderzaniem dwu metalowych �y�eczek albo zabawi� j� czerwon� puszk�, kt�r� turla�y z okrzykami rado�ci do siebie nawzajem, gdy tylko Mirka potrafi�a usi��� na pod�odze. 9 I pozosta�y w jej pami�ci rozro�ni�te krzewy ��tych smolinos�w w ogrodzie, w kt�rych, raczkuj�ca i zagubiona, obsiusia�a �wi�teczne majtki i w kt�rych potem ukrywa�a si� pe�na poczucia winy i strachu. I nie wiedzia�a, �e to b�dzie jej jedynym dziedzictwem z pierwszych �wiadomych wra�e�, �e tylko tyle zostanie jej z tych miesi�cy: krawat, czerwona puszka po zupie pomidorowej, st�uczona szyba, butelka ze smoczkiem, powoje i obsiusiane majtki ukrywane w smolinosach. A tak�e matka widziana na niebiesko, a to przez pewn� jej sukienk� i oczy zajmuj�ce wi�ksz� cz�� jej twarzy. Wci�� jeszcze �y�a w cieniu Gosi, kt�rej dowcipem i talentami popisywano si� ch�tnie wobec znajomych. To z�e, to niedobre to kole w z�by - dyga�a wi�c Gosia i wykrzywia�a si� z pociesznym obrzydzeniem stosownie do tre�ci wierszyka: tego nie wezm� do g�by. Buty za ciasne, niepi�kne suknie, (ojciec syna ofuknie): - A to co znowu, syn grymasi? Nie znali tego ojcowie nasi. Jedli barszcz postny, warzon� kasz�, a te b�bny nasze b�d� wymy�la�y? G�odnemu - chrzan specja�y. Albo gestykuluj�c i stroj�c minki �piewa�a: Grzeczne dziecko, gdy wstanie, nie pyta o �niadanie. Mirka �ledzi�a pilnie z ojcowych kolan te Gosine popisy i twarze go�ci, przys�uchiwa�a si� z uwag� s�owom-d�wi�kom, kt�re uderza�y w ni� czym� coraz bardziej znajomym, niekiedy wybucha�a �miechem wraz ze wszystkimi i uszcz�liwieni rodzice wo�ali w�wczas: - Patrzcie, ten brzd�c wszystko rozumie - ale ma�a nadal nie m�wi�a ani s�owa. Bezskutecznie wpierano w ni� te wszystkie �tosi, tosi �apki, pojedziem do babki, babka da cukierk�w, a dziadek tabaki�, te sroczki, kt�re �kaszk� warzy�y, na p�misku studzi�y�, te �powiedz maaama�. Dopiero kt�rej� kolejnej niedzieli, gdy Gosia upraszana przez go�ci (- Gosiu, poowiedz wierszyk, no, Goooosiu, powiedz) odmawia�a stanowczo, ma�a Mirka wysepleni�a ni st�d, ni zow�d: �Gzie�ne dziecko, dy stanie�. Gdy wi�c b�d� po latach wspomina� jej dzieci�stwo, opowiedz� wam pewnie o skrzypcach (�... a jaka by�a wra�liwa�), o gniewach na ojca (�... i od pocz�tku takie to by�o zawzi�te i pami�tliwe") i wreszcie o tym dniu, w kt�rym zacz�a m�wi� (�... a my w krzyk: Mirka m�wi, nasza Miru�ka. I od tej pory ...�). Wraz z wypowiedzeniem pierwszych s��w wesz�a w �wiat ludzi, wysz�a niejako z w�asnego wn�trza na zewn�trz i to by�y jej drugie narodziny. 10 Mirka nie wysiadywa�a ju� w rowie, pod gorliwym nadzorem Gosi. Gramoli�a si� ch�tnie na drog�, sk�d pieszczotliwie zwabia�y j� stare ruskie baby, ustrojone w zielone, obcis�e gorsety i p�askie toczki na g�owie, wzniecaj�ce tumany py�u potr�jn� sp�dnic�. Lubi�a by� brana przez nie na r�ce, sk�d mog�a dosi�gn�� wielokrotnych sznurk�w czerwonych korali okr�canych wok� ich szyi, lubi�a by� zabierana do b��kitnie bielonych izb i karmiona pajdami kwa�nego chleba polewanego suto g�st� �mietan� wynoszon� na t� okazj� z komory. I to tam pewnie zosta�a pora�ona magi� drzewa, dotkni�ta jego wszechw�adz� i wszechobecno�ci�. - Kto ty jeste� - pyta�a lipowych �y�ek i kopy�ci, t�uczk�w rozmaitych i trzonk�w. - Jestem drzewo - mamrota�y milkliwie i wypadaj�c jej z r�k z g�uchym trzaskiem, wytrzeszcza�y na ni� sczernia�e oczy obrzezanych s�oj�w i s�k�w - jestem drzewo - skrzypia�y sennie dzie�e z kwa�nym rozczynem i cebry brzuchate - drzewo - mamrota�y niedosi�ne niecki wyskrobane do czysta i przysposobione do �wi�tecznych plack�w i k�pania niemowl�t - drzewo - potakiwa�y miarki, skopce i st�gwie. I to samo stolnice i wa�ki, kufry okute obr�cz�, malowane skrzynie, pe�ne szelestliwych halek i kaftanik�w, wzorzystych chust i czepk�w, sp�dnic dzwoniastych obszywanych pluszow� szczotk�, ��eby si� nie wyciepa�y�; beczki i anta�ki, st�pory do ubijania kwaszonej kapusty, ma�lnice, kociuby, �opaty i pogrzebacze wystawione pod same nogi w k�tach przy piecu, szafliki pomyj w sieniach. A tak�e sofy wyrzynane w zawijasy i �awy przy�cienne, obr�cze sit i przetak�w na ko�kach, k�dziele i ko�owrotki, wrzeciona porozk�adane przy oknach. Pozwalano jej buszowa� za koci�tami po sieniach, szopach i wozowniach zasobnych w drewniane grabie, trepy, dyszle, drabiny, ko�a, cepy i koromys�a. Wyp�asza�a myszy i wr�ble z �aren obsypanych plew� i kasz�, p�awi�a odbicie twarzy w drewnianych studzienkach lub omsza�ych korytach przy studni, w kt�rych pojono byd�o. Potyka�a si� o dyle i bale rozrzucone po obej�ciu, s�ucha�a skrzypu studziennych �urawi wt�oczonych mi�dzy p�oty plecione z �upk�w, usypia� j� szum rozros�ych bujnie drzew, kt�rych li�cie w upalny dzie� odbija�y �wiat�o jak lustra. W gniazdach uwitych na kalenicach stod� nawo�ywa�y si� bociany i klekota�y zawzi�cie drewniane mi�dlice za szop�, wzniecaj�c tumany pa�dzierzy. Gdziekolwiek si� obr�ci�a, czegokolwiek dotkn�a - by�o to w pewien spos�b zwi�zane z drzewem. Mosty i k�adki, g�adkie kijanki, kt�rymi kobiety praska�y namoczone w rzece chusty, kapliczki i �wi�tki, las i drzewa przydomowe, polana zr�bane, kt�rymi wzniecano p�omie� w piecach, m�yn i ku�nia, cha�upy i zabudowania, rozliczne ko�ki i daszki - w tym wszystkim by�a owa sp�jno�� i wsp�lnota upraszczaj�ca jej pierwszy �wiat dozna�. Gdy wraca�a umorusana cz�stowanym chlebem, odnajdywa�a, a raczej odkrywa�a na nowo we w�asnym domu sto�y, krzes�a, szafy, pod�og�, ��ka, drzwi, progi, �ciany i skrzypce wisz�ce na �cianie - i utwierdza� si� w niej kult dla wszechobecnego drzewa o tysi�c tysi�cu twarzy, i ros�o w niej jakie� poczucie bezpiecze�stwa i ufno�ci wywo�ane przekonaniem o jedno�ci tego �wiata, zrz�dzonego przez dobroczynne, namacalne drzewo. Nie sta�o si� to nagle, wszystko bowiem nawarstwia�o si� w niej niespostrze�enie i z wolna, bez udzia�u jej �wiadomo�ci. By�a po prostu na�wietlana ow� wszechobecno�ci� drzewa przez samo bycie tam, gdzie ono by�o. Spostrze�enia swoje i prze�ycia gromadzi�a nada� bezwiednie, z jakim� w�a�ciwym jej skupieniem, i dopiero po latach i w innych stronach jaki� p�ot pleciony z �upk�w i furtka przykryta daszkiem wyrzuci z niej ca�y �w nienaruszony zapas dawnych wra�e� i wszystko zobaczone teraz powr�ci potem do niej przywo�ane si�� t�sknoty i b�lem utraty. Tymczasem biega�a samopas albo wesp� z Gosi� po tych rozlewnych, piaszczystych drogach i op�otkach i w zasadzie zaledwie pami�ta z tych czas�w prawie �e nieobecn� w domu matk� i ojca, kt�ry wyje�d�a�, jak si� o tym dowie p�niej, na wy�szy kurs do Warszawy. 11 ... jaki� fragment s�onecznego dnia; hu�tawka, ona na kolanach matki, Gosia u ojca, jest senno�� w ich nuceniu i szumie drzewa poruszanego ledwie, ledwie. ... cementowe p�yty chodnika w miasteczku, na kt�rych klaskaj� jej nowiutkie, dopiero co kupione sanda�y, z po�yskliw� ��t� sk�r� podeszwy. I studnia z pomp� �elazn� na niewielkim wzniesieniu w samym �rodku kamienistego placu, z kt�rej ojciec pompowa� wod�. ... jaskrawe kramy przed drewnianym ko�ci�kiem, blaszany kogucik z farbowanym pi�rem, piskliwe tony fujarek i piszcza�ek przer�nych, r�owe serduszka z cukru farbuj�ce palce i mdl�cy ich zapach; matka wpinaj�ca w jej kapelusik p��cienny broszk� zrobion� jak ga��zka z wi�ni� potr�jn�. ... �wi�ty Miko�aj, u kt�rego Gosia poznaje obr�czk� ojca na palcu. ... kogut z uci�t� g�ow�, kt�ry wyrywa si� matce z r�k i bez tej g�owy rzuca si� po ca�ym mieszkaniu ca�kiem upiornie. ... sanki na zamarzni�tej Tanwi z ni� i Gosi�, kt�re ojciec puszcza z rozp�dem, a� wpadaj� na wystaj�cy korze�. ... brodaty pop i pi�kna, czarna popadia na furze o zmierzchu przed ich domem, w g�rze blady, okr�g�y ksi�yc, ostry zapach maciejki. ... czarne burki rodzic�w, kt�rych si� ba�a, zw�aszcza te w�ochate kapiszony zakrywaj�ce im twarze i zogromniaj�ce g�owy spiczastym czubem. Tak�e �aweczk� sprzed domu pami�ta, na kt�rej siadywali ciasno i weso�y Antek �piewa�: �Nie teraz, nie teraz na grzyby chodz�, jesieni�, jesieni�, a� si� narodz�, tu grzyb, tu rydz, tu pieczareczka, tu Gosia, tu Antek, a tu Mireczka� - i ten sam Antek wrzucaj�cy je obie na wysok� fur�, pe�n� pachn�cego siana. ... albo gdy wysz�y z nia�k� na t� �aweczk� w gwia�dzisty wiecz�r i nia�ka pokaza�a im ksi�yc z panem Twardowskim na kogucie. - Zdejmij go, babciu - prosi�y i nia�ka obieca�a da� im ten ksi�yc, jak tylko stolarze zrobi� d�ugie, d�ugie drabiny, najwy�sze z drabin. - I wy�sza b�dzie ni� las? - pyta�y wiedz�c, �e daleki las dotyka nieba. - Wy�sza. - I wy�sza od rzeki? - Jak si� j� postawi, b�dzie jeszcze wy�sza. A na t� wysok� przystawimy wy�sz�, a na t� wy�sz� najwy�sz� i wtedy babka wejdzie powolutku po z�otych szczebelkach i zdejmie ten ksi�yc z nieba, i w�o�y Miruni pod g��wk� zamiast poduszeczki. - A mnie - roz�ali�a si� Gosia. - Ach, starczy wam go dla obu - chichota�a babka. Tymczasem mieszkanie w domu z powojami pustosza�o, przyje�d�a�y fury i zabiera�y meble, a� kt�rego� dnia siedli do �niadania przy �awie na powi�zanych w stosy ksi��kach. I przysz�y sp�akane kobiety po�egna� si�, skoro ju� tak, a ch�opi, �mi�c fajeczki nabijane z kapciucha, m�wili: - A jakby co, to niech si� wr�c� do nas - i weso�y Antek przyni�s� jej drewnianego ptaszka, kt�remu malowany ogon rozk�ada� si� jak ogon pawia widzianego dopiero potem. Sko�czy�a w�a�nie trzy lata, gdy wsadzono j� do furki pachn�cej sianem i wyjecha�a, nie wiedz�c, �e nigdy ju� tu nie wr�ci. Sen - �wiat Pozosta�y daleko za nimi wysokie maszty studziennych �urawi i sczernia�e poszycia omsza�ych strzech. Pozosta�y cieniste p�oty plecione szczelnie z �upk�w sosny na wz�r babskich �ubianek pe�nych le�nej jagody. Tu by�y zgrabne, weso�o malowane sztachety, kt�re rzuca�y pr�gi cienia na �wiat�o p�on�cych nasturcji, na grz�dki warzywne pachn�ce ostro ko- 12 prem i mi�t�. Tu by�y ganki weso�e i oszklone, tu wielkie okna pe�ne kwietnych doniczek i facjaty uk�adane ze z�otych desek w promienie s�o�ca. Zamieszkali w domu krytym czerwon� dach�wk�, w podw�rzu sta�a studnia cembrowana pier�cieniami betonu, obie z Gosi� biega�y wok� tej studni i hu�ta�y si� z lubo�ci� na jej metalowej korbie. Lato by�o upalne. Rodzice brali w butelki zimn�, bia�� kaw� i koszyk z bu�kami, a tak�e mn�stwo jaj gotowanych na twardo i s�l do papierka. Wszyscy czworo maszerowali od rana nad Tanew. Matka nak�ada�a dziewczynkom na go�e cia�a same fartuszki, sz�y wi�c obie nieco zawstydzone, zakrywaj�c odwr�con� d�oni� go�e pupy, dop�ki co� innego nie przyku�o ich uwagi. Niekiedy ojciec bra� je �na barana� albo na zmian� nie�li je oboje z matk�, wysoko sadzaj�c je sobie na ramionach. Mirka spogl�da�a wtedy z g�ry na dziwaczne cienie, kt�re zostawiali za lub przed sob�, zale�nie od pory dnia. Droga do Tanwi by�a odleg�a i m�cz�ca, zw�aszcza w skwarne dnie. W kamienistych rowach pe�no by�o bia�ego py�u i z rzadka ros�y w nich w�r�d wypalonej trawy wysokie, k�uj�ce badyle kwitn�ce mi�kko i liliowo. Czasem przeje�d�a� jaki� w�z sklepiony wysoko s�om�, wtedy ojciec wrzuca� je na sam grzbiet tego k�uj�cego usypiska, wo�nica podawa� r�k� matce i tak kolejno piskliwie gramolili si� na sam szczyt wozu, odgarniaj�c potem znad g�owy ga��zie przydro�nych drzew. Woda w Tanwi by�a nagrzana, czysta, dno z�oci�o si� za�amanymi promieniami i piachem. Rodzice nurkowali pod urwistym brzegiem, �api�c w r�ce wielkie, o�liz�e ryby, kt�re potem rzuca�y si� nerwowo na piachu, dop�ki matka nie zabra�a si� do oprawiania ich z �uski i wn�trzno�ci. I potem s�odka, zimna kawa i jajka na twardo mia�y zapach ryb i piachu nadrzecznego. Wok� stercza�y p�ki wikliny i smuk�e badyle dziewanny. W pobli�u uwija�y si� zwinne pliszki, wysmuklone d�ugim, potakuj�cym ogonkiem i b�onkoskrzyd�e wa�ki. A w piachu nadbrze�nym mo�na by�o znale�� skorupy ma��y; ich �y�ki, per�owe od wewn�trz, jak�e by�y stosowne do nabierania piachu. W samo po�udnie uciekano w cie� za Tanwi� i grano ze znajomymi, kt�rzy przychodzili tu tak�e, w preferansa lub �piewano, fotografowano si� w roze�mianych grupach na tle kwietnej girlandy malowanej na obszernym p��tnie i tylko Mirka z Gosi� bra�y na serio pana fotografa skrytego wraz z tr�jnogim aparatem pod czarn�, niepokoj�co wyd�t� p�acht�. W stawie ryby - w lesie grzyby, ej, na jab�oni jab�ka, nie kochaj�e tej dziewczyny, ej, zakaza�a matka hurasia! - �piewali wracaj�c gromad�. Matka chwyciwszy je obie za r�ce bieg�a w podskokach przodem lub okr�ca�a je wok� siebie i Mirka lubi�a si� wtedy tuli� do jej b��kitnego k�pielowego kostiumu ociekaj�cego rzek�. Szli wi�c nad Tanew albo do cioci Mani za rzek�, gdzie spi�trzona woda przy m�ynie spada�a z hukiem na drewniane ko�a i tryby, gdzie szasta�y si� um�czone pasy i ta�my i gdzie weso�y wujek hu�ta� je a� pod sufit, b�yskaj�c bia�kami nad smolistym w�sem. Ch�opi zapierali si� szeroko nogami pod nabitymi workami i parska�y konie, dziewczynki wywabia�y �aciatego wy��a od s�siad�w i ugania�y si� z nim po sadach i po pla�y, zakrzykuj�c dzikim wrzaskiem ciep�e i p�ne zmierzchy sierpnia. 13 A potem znowu nasta�y samotne, d�ugie przedpo�udnia i dotkliwa nieobecno�� matki, wyjazd ojca na ten wy�szy kurs do Warszawy, w��czenie si� bez celu po rowach i gliniastych do�ach pe�nych jaszczurek i ropuch. Opodal ich domu by� ko�ci�, wi�c Mirka upodoba�a sobie w �wi�teczne dni �w plac przed ko�cio�em pe�en skwapliwego chrz�stu woz�w i strojnych od�wi�tnie ludzi. Z kupionym za pi�� groszy okr�g�ym ciastkiem w��czy�a si� w rozpra�onym pyle mi�dzy gwarnymi kramami l�ni�cymi od poz�otek, w parnym oddechu spoconych koni fukaj�cych nad torb� owsa i przest�puj�cych z nogi na nog� furman�w z wiotkimi biczyskami. W��czy�a si� mi�dzy nawo�ywaniem przekupni�w i pchaj�cych w�zki z kwasem og�rkowym a st�umion� g�stw� organ�w i zawodliwych �piew�w kobiet. Za parkanem plebanii, wachluj�c si� wonn� chusteczk�, sucha i powa�na panna Marta, kuzynka ksi�dza - jak m�wiono u�miechaj�c si� porozumiewawczo - szyde�kowa�a zawzi�cie w zgie�ku nakrapianych perliczek i z we�nistym psem u kolan, a krzyk w�druj�cego przez klomby pawia zdawa� si� porusza� zwiewny, r�owy szal na jej ramionach. Och, och, panna Marta. Komu� innemu pan sklepikarz tak pozwoli�by skosztowa� r�nych cukierk�w jak jej? Mirka, wstrzymuj�c oddech, patrzy�a na te jej d�ugie, suche palce rozwijaj�ce coraz to inne papierki i potem ten powolny, beznami�tny gest, jakim podnosi�a do ust cukierek, nadgryzaj�c mu zaledwie ma�y ro�ek, a potem przygl�da�a si� wn�trzu nadgryzionego, zawija�a go odk�adaj�c obok torebki, jakby chcia�a pokaza�, �e wcale nie chce zjada� go, �e pragnie tylko skosztowa�, a potem z namys�em wskazywa�a kt�ry� z tych nadgryzionych i m�wi�a: - Prosz� tych dwa kilo - i dodawa�a: - dla sierot. - I zabiera�a du�� torb� tego �dla sierot�, zostawiaj�c nadgryzione cukierki na ladzie, a Mirka spogl�da�a wtedy na ni� z zapartym tchem i z wytrzeszczonymi oczami i nie zauwa�ona przez pann� Mart�, kt�ra tu przysz�a nie po to, �eby dostrzega� ma�e �akome dziewczynki, tytko po cukierki dla sierot, sta�a tam d�ugo jeszcze, nie umiej�c wykrztusi� z siebie tych swoich n�dznych �pi�� deko� z niezamilk�ym jeszcze w uchu tamtym cudownym �dwa kilo cukierk�w� - i och, jak�e gor�co pragn�a wtedy by� sierot�... A czasem przechadza�a si� z cynow� konewk� w�r�d grz�dek i wtedy woda tryska�a z�otymi strumyczkami na zakurzone li�cie. Niekiedy sz�a z matk� do ��tego domku aptekarza, gdzie na �cianie wisia� zegar ze z�otymi szyszkami wahad�a, albo do domu organisty. Tam matka brzd�ka�a na pianinie, a Mirka zdejmowa�a z rozlicznych wyszywanych poduszek ma�e laleczki z masy, ubrane w puchate sp�dniczki z posrebrzanych pi�rek. Wreszcie matka postanowi�a odda� obie dziewczynki do przedszkola. Zacz�y si� wi�c znowu wsp�lne ranne wyprawy do odleg�ej szko�y z koszyczkiem pe�nym jajek na twardo i z butelk� bia�ej kawy. Co za ha�as, co za krzyki, maszeruj� �o�nierzyki raz, dwa, trzy, cztery, raz, dwa, trzy. albo: Mi�y wietrzyk powiewuje. Potem rysowanie, malowanie, wycinanie i znowu: �ten pajacyk nasz�. Wreszcie le�enie na roz�o�onych kocach i wolny, cichy, stanowczy szept pani: - Teraz zamykamy oczy, jest noc, noc, ciiisza, ciszszsz... 14 Ale nocy nie by�o, by�a pe�nia dnia, na obszernym boisku szko�y matka �wiczy�a nowe ta�ce, kloszowa falbana u do�u jej obcis�ej, markizetowej sukni falowa�a na wietrze i s�ycha� by�o jej ra�ny, nawo�uj�cy g�os. Czasem ulic� maszerowa�y starsze klasy w takt: �A czyje� to imi� rozlega si� chwa��, kto walczy� za Polsk� z Hiszpanami krwawo�. I mija�y si� z nimi inne: ... niechaj uderz� w taaa-ra-ba-a-ny-y, p�jdziemy wszy-y-scy z wielk� ochot�, tam gdzie jest w�dz nasz kocha-a-ny. �piewy zbli�a�y si�, oddala�y, przez otwarte okna wyfruwa�y ch�ralne, mozolne sylabizowania maluch�w, nag�e trza�ni�cie pi�rnikiem w pulpit na cisz� albo patetyczne, uwznio�lone tematem g�osy ucz�cych. Wracaj�c z przedszkola obie dziewczynki zatrzymywa�y si� przy ch�opskich sadach upstrzonych teraz sza�asami i polowymi kuchenkami, i straganami. Mi�dzy stertami owoc�w kr�ci�y si� k�dzierzawe �ydzi�ta i stare pomarszczone �yd�wki w jaskrawych bluzkach potrz�sa�y rozczochranymi w�osami nad stosem z�otych i szarych renet, obmacuj�c je sprawnie i przesypuj�c w r�ne, sobie wiadome miejsca. Pejsaci �ydzi w d�ugich cha�atach gestykulowali �ywo i nami�tnie, zrywali gwa�townym ruchem p�askie mycki, by w�o�y� je na powr�t, targowali si� lub nawo�ywali chrapliwie i nad sadami unosi�o si� z�oto li�ci i orze�wiaj�cy zapach jab�czany, i to szwargotliwe pokrzykiwanie kupc�w. Niekiedy zapatrzone i zas�uchane dawa�y si� zagarn�� bekliwemu stadu owiec i baran�w, p�dzonych go�ci�cem przez poganiaczy do rze�ni. Gosia wydziera�a wtedy Mirk� z tego ciep�ego, �cie�nionego odoru we�ny, kurzu i pobekiwa�, toruj�c sobie drog� krzykiem i kopniakami, a potem zasapane i spocone odsiadywa�y sobie t� przygod� w rowie, zagarniaj�c w kupki brunatne owcze bobki rozsiane rozrzutnie a� tutaj. Wreszcie wr�ci�a do nich babcia-niania, daleka krewna ojca, i tak sko�czy�y si� te przedszkola�skie chodzenia. Matka zabiera�a teraz Gosi� ze sob� do szko�y, a Mirka trzyma�a si� kurczowo babczynej sp�dnicy, zw�aszcza kiedy w tumanach py�u przeci�ga�y wsi� cyga�skie tabory i grube Cyganichy, obarczone tobo�kami niemowl�t przy piersi i na plecach, rozpe�za�y si� po podw�rzach i sadach, czyni�c jaskrawy zam�t powiewnymi kloszami r�kaw�w i sp�dnic i �piewn� pro�b� o cokolwiek, a ich pi�kne dziewczyny, smuk�e i smag�e, potrz�sa�y smolistymi warkoczami w rytm brz�cz�cego tamborino, bransolet i ci�kich z�otych kolczyk�w. Niscy, drobnoko�ci�ci Cyganie dzwonili w dna miedzianych kot��w i patelni, bystre koniki ustrojone w ozdobn� uprz�� parska�y i podzwania�y brz�kad�ami, kobiety wiejskie zwo�ywa�y sp�oszonym, przenikliwym �tip-tip-tip, tip, ti-puuunia!� dr�b rozproszony po obej�ciu i ca�� wie� ogarnia� brz�cz�cy tumult, dop�ki ostatnia z bud cyga�skich nie znik�a za zakr�tem, a wraz z ni� garnki wisz�ce na ko�kach p�ot�w, �cierki lniane i sztuki p��tna biel�ce si� na trawie, i gdacz�ca kura lub g�, i worek ziarna, i tobroki z owsem. I pozosta� z ty�u za wozami lament niewczesny i z�orzeczenia a� do nast�pnego najazdu Cygan�w. Wtedy Mirka, przej�ta groz� i podziwem dla tych pi�knych, przelotnych ludzi, wychodzi�a na drog� wdychaj�c chciwie py� pozostawiony przez nich daleko w tyle, a potem opuszczona przez w�cibsk� babk�, kt�ra rada by�a dowiedzie� si� najpr�dzej, co i komu skradziono, pozostawa�a w rowie przydro�nym i z pe�nym powagi skupieniem przygl�da�a si� pe�zaj�cym mr�wkom i d�d�ownicom, rozpoznawa�a ich norki i �lady. Lubi�a to swoje patrzenie na pust� z pocz�tku dar�, kt�ra z wolna o�ywia�a si� i nagle r�j na si� stawa�a od mr�wek i �uczk�w przer�nych. Niekiedy uda�o jej si� podpatrze� kreta, kt�ry gramoli� si� tu� przy niej ze swo- 15 ich gruz�owatych kopu�, widzia�a drganie ziemi, osypuj�c� si� glin� i czeka�a cicha, nieporuszona na to jego czarne, aksamitne wyj�cie. Po po�udniu przychodzi�y dziewcz�ta, uczennice rodzic�w, i wywo�ywa�y j� i Gosi� na ��czk� za wsi�. - Hur-hu-rut - Kto tam idzie? - Czarny But - Czego chce? - Ma�ci - Jakiej? I Mirka wstrzymywa�a dech, jakiej to ma�ci Czarny But za��da teraz, czy zgadnie, �e ona zn�w jest, jak wczoraj, zielon� ma�ci�? Potem ustawia� si� Jasny Duch z Czarnym Butem naprzeciw siebie, a na ich po��czonych r�kach k�adli si� wygi�ciem plec�w kandydaci do raju albo do piekie�, z g�ow� odchylon� mocno do ty�u. - �mij si� - judzi� Czarny But. - Nie �mij si� - prosi� s�odko Duch Jasny. - �mij si�! - Nie �mij si�! I Mirka z trwo�n� powag� odp�dza�a pokusy Czarnego Buta albo na desce opartej o poprzeczn� �erdk� p�otu hu�ta�a si� z nieustannym, zach�ystliwym �hyyy!� przy wznoszeniu si� i opadaniu i chodzi�a potem z rozbitymi o dranki wargami. Czasem w ich rozbawione kr�gi wdzierali si� ch�opcy z przera�liwym wyciem, wrzucali dziewczynom za ko�nierze �aby lub chrz�szcze i dziewczyny rozprasza�y si� w piskliwym pop�ochu, tylko ma�a Mirka p�ta�a si� w�r�d napastnik�w prosz�c: daj mi �ab�, daj mi potrzyma� - i oni bezsilni wobec braku jej l�ku czy obrzydzenia stali przy niej z tymi wij�cymi si� na patykach glistami, z �ab� podryguj�c� za pazuch�, g�owi�c si�, jakby tu i j� nastraszy� lub zadziwi�, wi�c brali do ust te r�owe d�d�ownice albo wysch�e krowie �ajno, a ona m�wi�a: - K�amiesz, otw�rz buzi�, czy nie k�amiesz - zagl�da�a im do otwartych dla przechwa�ki g�b i dziwi�a si�, �e naprawd� trzymaj� tam te robaki i �ajno, dziwi�a si�, a oni cieszyli si� tym przynajmniej. Tak wi�c nie brzydzi�a si� niczym takim, co by�o �ywe, dopiero gdy widzia�a wywalone bebechy z �aby lub robaka, robi�o si� jej nieprzyjemnie md�o, a przecie�, struchla�a w sobie, przygl�da�a si� z zach�ann� fascynacj�, gdy ch�opcy rozdzierali �aby za nogi albo gdy gospodarz rozpalonym drutem wypala� schwytanemu szczurowi oczy i wpuszcza� o�lepionego z powrotem do chlewa, �eby w ten spos�b wyp�oszy� z obej�cia reszt� szczur�w, bo obgryza�y �ywcem z tuczonego wieprza s�onin�. O zachodzie s�o�ca w k��bach z�otawego py�u wraca�o z ��k byd�o i gard�owe, ostre g�osy �piewaj�cych pasterek nape�nia�y wie� krzykliw�, dalekosi�n� melodi�. Na dunaj, Ka-siu, Rano po wod�, Na du-u-naj. Oj �ywo, �y-wo, Bo w nogi zim-no, Na dunaj. Jisz�a Kasie�-ka Krajem - dunajem, Na du-u-naj. 16 Na dunaj, Ka-siu, Rano po wo-d�, Na dunaj. I Gosia, ona jedyna, kt�ra potrafi�a na�ladowa� i zapami�ta� ten dalekosi�ny �piew gard�a, ten krzyk �piewny, proszona przez ca�e dziesi�tki lat potem w innych miejscach i w innych czasach: - Gosiuniu, za�piewaj, prosz� ci�, no wiesz to �Na dunaj� - i ten jej �piew d�ugo potem wstrz�saj�cy �cianami ich miejskiego mieszkania przy wigilijnych spotkaniach rodzinnych, z c�rkami Go�ki, kt�re miewa�y coraz to wi�cej lat, ni� ona mia�a wtedy, z c�rkami, kt�re s�ysz�c krzykliwe �piewanie gard�a swej matki nie widz� poza nim rozleg�ych pastwisk, jak okiem si�gn��, i drogi z wezbranymi tumanami kurzu, kt�r� st�pa�y godnie i stadnie, wpisuj�c si� grz�sko racicami w piachy, bodliwe dworskie krowy oraz pojedynczo - te �aciate, ch�opskie, i nie czuj� mlecznego znoju ich wymion ani tego blasku zachodz�cego nad wszystkim s�o�ca, odymionego rudym k��bem py�u, i nie s�ysz� tych cmokliwych smagni�� ogonami o wzd�te, dobrze napasione boki ani tych nawo�ywa� i po�piewywa�, podawanych sobie z ko�ca wsi na drugi koniec... �piewy i od�piewy, przycinki i odcinki - i to wszystko g�r� ponad wsi�, dotykaj�c liliowiej�cego nieba i furkotliwych, stadnych przelot�w wron, a do�em ujadanie kundli, brz�k �a�cuch�w w oborach i stajniach, skrzyp studzien i parskanie koni. A kobiety podzwaniaj� skwapliwie wiadrami i ba�kami, szykuj� si� do wieczornego udoju, turkoc� wozy sp�nione, cykaj� cykady, skrzypi� �wierszcze w pobli�u nagrzanych, bielonych piec�w, go��bie gnie�d�� si� gruchliwie w wysokich go��bnikach, pod okapami dach�w popiskuj� jask�ki, furkoce mleko w centryfugach. ...Zza w�g�a wysuwa si� mroczna tajemnica, co� zapiera dech, w czym� poczyna si� groza, sk�d� nadchodzi cisza przeci�ta nag�ym krzykiem sowy... Wszystko to pozosta�o utajone w g�osie-�piewie Gosi i ma�o kto z nich ju� pami�ta, s�uchaj�c o Kasi, co �jisz�a krajem-dunajem�, specyficzny od�r wiejskich ciemnych wieczor�w, roz�wietlanych niezdarnie przez pe�gaj�ce naftowe �wiat�o. ...a matka lubi�a siadywa� w�a�nie w kr�gu �wiat�a; nuci�a jakie� te zas�yszane w swoim dzieci�stwie �ja wam ska�u adin sekret� albo ceruj�c k��by pr��kowanych po�czoch zawodzi�a piskliwie: �panna m�oda jak jagoda stoi w drzwiach i p�acze� i �o, gwiazdeczko, co� b�yszcza�a� albo tul�cym si� do jej kolan c�rkom opowiada�a bajki przejmuj�co smutne o dziewczynce z zapa�kami albo o brzydkim kacz�tku, albo o sobie, gdy by�a ma�a i budowa�a w ostach wysokich zamki dla ga�gankowych lalek, a jej �winie, kt�re mia�a pa��, wchodzi�y w szkod�, a czasem ko�ysa�a Mirk� w ramionach w takt figlarnego walczyka albo pobrz�kuj�c pokrywkami wy�piewywa�a z groz� i przej�ciem: �Dzi� mi si� �ni�a wysoka g�ra, a na tej g�rze harmaty dwie�. A gdy ojciec by� w domu, m�wi�o si� o czasach, gdy Polska by�a w niewoli, i o r�nych bohaterskich walkach i �mia�ych czynach... I ojciec tak�e, je�li zna� jak�� stosown� pie��, przerywa� opowie�� i zak�adaj�c r�ce do ty�u, to przechadza� si� po pokoju, to przystawa� i potrz�saj�c bu�czucznie g�ow� �piewa� swoim pi�knym, g��bokim g�osem: �bierzwa za obuszki, p�d�wa wszyscy do Ko�ciuszki� i takie tam inne. Niekiedy rodzice zabierali je ze sob� w sw�j osza�amiaj�cy �wiat poza domem, pe�en udanych strach�w, diab��w, krasnali i dobrych sierot. Mirka brodzi�a w papierowych strojach, perukach z paku�, nurkowa�a w ci�bie bibu�kowych czap i bere� nabijanych koralikami, w brz�kad�ach i poz�otkach. Wszystko to by�o inne, przywo�uj�ce tremy i podniecenia. Ojciec malowa� kredkami twarze przej�tych m�odzik�w, wykrzywia� t� kredk� ich rysy w przer�ne grymasy, odsuwano niezgrabne kapy znad sceny, na kt�rej bajki dzia�y si� naprawd�. Potem rodzice wyje�d�ali do miasteczka i wracali ze stosami ksi��ek do biblioteki szkolnej i och, jak�e byli wtedy szcz�liwi! 17 A czasem wracali przygn�bieni i gniewni i wtedy by�o wiadomo, �e zn�w kierownik im dokuczy�, �e kto� zrobi� im jak�� now� przykro��, wi�c trzeba cicho siedzie�. Och, och, matka by�a bardzo �agodna i weso�a, ale do czasu, do czasu. Nie pr�bujcie jej rozw�cieczy�. Spr�bujcie jej przypisa� co�, czego nie powiedzia�a i nie my�la�a, w ka�dym razie - nie radz� wam. Oboje rodzice Mirki byli przekonani o specjalnej swojej misji dziejowej, o racji, podobnie jak wszyscy nauczyciele. A b�d�c jednocze�nie w ci�g�ej opozycji do w�adz szkolnych i ko�cielnych, borykali si�, gry�li, odgryzali. Ale o ile ojciec docenia� potrzeb� dzia�ania z namys�em i dyplomacj�, o tyle matka bywa�a nieobliczalna w swoich wybuchach. Inspektorzy szkolni, zje�d�aj�cy na wizytacj�, wymigiwali si� przed ni� jak�� czcz� pochwa��, a potem sk�aniali ch�tnie ucho donosom kierownika szko�y, zostawiali jakie� mgli�cie aluzyjne zastrze�enia na pi�mie i chy�kiem opuszczali wie�, a wtedy matka wraca�a do domu �piesznym truchtem, macha�a zamaszy�cie r�kami �ci�ni�tymi w pi��, bieg�a tym swoim podskakuj�cym kroczkiem, z g�ow� lekko przechylon�, uko�nie pochy��, i jej du�e, b��kitne oczy stawa�y si� wtedy niebezpiecznie popielate, wargi mia�a zaci�ni�te i wykrzywione, okrutne, po czym �piesznie zrzuca�a z siebie klasow� sukienk�, wciska�a si� w czarny kostium i obsypywa�a twarz bia�ym pudrem, kt�ry pr�szy� si� a� na jej ko�nierz, i zamkni�ta w sobie, niepowstrzymana, nie dostrzegaj�ca nic i nikogo, wsiada�a w wynaj�t� despotycznie furk�, na kt�r� ju� w biegu doskakiwa� ojciec, i przechylona do przodu na swym wysokim siedzeniu z nie dogniecionego snopka s�omy, �ciga�a inspektora, dop�ki nie dopad�a go gdzie� po drodze i nie za��da�a od niego t� swoj� twarz�, �eby jej powt�rzy� natychmiast to, co napisa� o niej, i nawet kiedy� zamachn�a si� r�k� na t� g�upaw�, upasion� pochlebstwami twarz, ale ojciec przytrzyma� j� za r�k�, wi�c przynajmniej splun�a - a on, �w �b�g-postrach�, pan inspektor, kuli� si� i wi�, bo jednak�e istotnie nie miewa� racji, a poza tym ojciec bywa� jednak w tej Warszawie, on jedyny, kt�ry z ca�ego powiatu dosta� si� na kurs do stolicy, wi�c na wszelki wypadek bezpieczniej by�o si� wycofa�, a przy tym matka pracowa�a tak wiele i z takim po�wi�ceniem poza szko��, mia�aby si� czym pochwali� w razie czego - wi�c wycofywa� si� chy�kiem, rewan�uj�c to sobie innym jakim� smrodliwym �wi�stewkiem, jak to zwyk�o si� by�o robi� w tym �wiatku i jak to nadal si� gdzieniegdzie czyni. Wi�c matka (ach, ty wariatko, istna wariatko! - krzycza� potem ojciec) by�a w�a�nie prostolinijna i niebezpiecznie szczera. Pozbawiona wszelkiej pozy, wymy�lnej kokieterii, z jakim� wrodzonym wdzi�kiem i nieuczon� figlarno�ci� umia�a zjednywa� sobie przyjaci�, ale i mno�y�a sobie nielichych wrog�w, a to wtedy, gdy podwa�ali jej racje. Wtedy bywa�a niepohamowana, bezwzgl�dna, wtedy by�a furi�, zniszczeniem. Nie zna�a p�rodk�w. Sz�a na ca�ego. Je�li praca - to do zatracenia w my�l idei. Dla idei. A jednocze�nie wieczny chaos, anarchia, nastroje. Ojciec inaczej. Grzeczny, dowcipny w spos�b uszczypliwy, oczytany w fachowej literaturze, doprowadza� zwierzchnik�w do sza�u uprzejm� kpin�. Mia� szalone ambicje, kt�re pragn�� realizowa� powolutku, ostro�nie, ale systematycznie. Przenikliwy, z zadziwiaj�c� pami�ci� wzrokow�, dzi�ki kt�rej nie tylko rozpoznawa� po latach raz zobaczonego cz�owieka, ale i jego dzieci, �atwo nawi�zywa� z lud�mi kontakt. Ale, hm... on tak�e nale�a� do ludzi, kt�rzy maj� racj�. Musz� j� mie�. Poza tym w jaki� spos�b i na nim zaci��y�a atmosfera jego rodzinnego domu. Przywyk�szy do skrz�tnej, zapobiegliwej praktyczno�ci babki, do miejskiej elegancji si�str, do ich p�z przybieranych na okazj� go�ci i tych wszystkich tonacji i odcieni, w jakie przystraja� si� zwyk�y kobiety piel�gnuj�ce w pierwszym rz�dzie w�asn� kobieco�� nastawion� na pokaz i podziw, nie umia� sobie poradzi� z �on�. Imponowa� mu jej rozmach w szkole, jej kole�e�sko��, rozw�ciecza� go jej chaos w domu, brak zaufania do teorii, zdawania si� na intuicj�, jej nieumiej�tno�� udawania czegokolwiek, jej nieobliczalno��, brak systematyczno�ci, anarchia i ten �niewyparzony j�zor�. Je�li j� chwali� za te osi�gni�cia w szkole, 18 jedna uwaga babki, podwa�aj�ca sens jakiego� zaplanowanego przez matk� zakupu, obala�a ca�e jego poprzednie mniemanie o niej. Lubi� si� otacza� ksi��kami, gromadzi� pi�kn� bibliotek�, wiedzia�, czego chce. Umia� by� wspania�omy�lny i ofiarny, ale niekiedy odzywa�a si� w nim jaka� ta wyniesiona z domu drobiazgowo��, zapobiegliwo�� do udr�czenia, skrz�tno��; wtyka� wtedy nos w garnki, zagl�da� w szafy, pieni� si� o przerobion� sukienk�, o rozczynione p�czki, ach, jak�e niepotrzebnie umia� roztrwania� swoj� wspania�� energi�. Zrywa� si� o �wicie w�ciek�y, �e matka nie wstaje, jakby akurat by�o do nakarmienia kilkoro prosi�t, jakby akurat trzeba by�o biec na targ po co�, �eby taniej, ale prosi�t nie by�o i targu nie by�o, baba przynosi�a mleko z s�siedniego podw�rza, a wi�c przynajmniej szykowa� �niadanie i rozpala� w piecach, szuraj�c znacz�co nogami, k�api�c pokrywkami garnk�w, brz�cz�c fajerkami, przykry, dokuczliwy, a matka �mia�a si� w ��ku, ale z�ym �miechem, ur�gliwym; i to im zosta�o, to ranne wstawanie ojca i naumy�lne le�enie matki, kt�ra robi�a si� coraz bardziej z�a, a� wreszcie, �eby pokaza�, �e ona i tak wi�cej robi, zrywa�a si� i z w�ciek�ym zamachem szorowa�a wszystkie kolejne pod�ogi, bez wzgl�du na potrzeb� tego, i robi�a to nieodmiennie tym swoim jakim� gestem powt�rzonym z gimnastyki szkolnej: r�ce rozstawione szeroko i wysoko z mokr� szmat�, a potem zamaszystym sk�onem na prostych, rozkraczonych nogach a� do ziemi, ca�a zachlapana i sapi�ca, ale nie pr�bujcie jej wyr�czy�, jej przechodzi z�o��, je�li te pod�ogi wyszoruje do ko�ca sama, to jest jej potrzebne, wi�c nie pr�bujcie. Wi�c tak ju� zostanie do ko�ca owo milcz�ce, nieust�pliwe zmaganie si� ich poranne i nie tylko poranne, ale, na szcz�cie, trwa to zaledwie momenty, potem jest ich �miech i �piewy, potem to s� znowu oni, zakochani w sobie pierwsz� mi�o�ci� pocz�t� w jakich� lasach zapad�ych wsi, zjednoczeni wsp�lnym celem i wsp�ln�, �mudn� prac� poza tym domem, kt�ry wyzwala w nich zbytecznie ich poprzednie, tak r�ne od siebie domy. Wi�c w tym nerwowym, rozdygotanym pulsie, w tej atmosferze kra�cowych amplitud, wywo�ywanych przez dwie silne indywidualno�ci, wyrasta�a ma�a Mirka, podporz�dkowuj�ca si� komukolwiek dla �wi�tego spokoju, kto zapragn�� ni� rz�dzi�, ale to tylko tak zewn�trznie, bo tymczasem narasta� w niej w�asny oddech zyskany w wolnych, niezale�nych przedpo�udniach, gdy rodzice byli w szkole, do kt�rej zabierali ma�� Gosi�, a babka zajmowa�a si� pitraszeniem obiad�w i plotkami. Zostawiona samej sobie, wa��sa�a si� po bliskiej ��czce, przemawiaj�c czule do zrywanych kwiat�w, do pierzchaj�cych motyli, lub zamy�lona przykuca�a nad glinianym do�em, przypatruj�c si� z uwag� zwinnym jaszczurkom i nas�uchuj�c �wiergotania polnych �wierszczy. Tam to dojrza�a j� Magda, wsiowy przyg�upek, i zapa�a�a do niej t� niezrozumia�� tkliwo�ci�, jak� pomyle�cy darz� niekiedy wybrane przez siebie istoty. - Nyyyrciu! A gdzie�e� ty? Ha, to �adna dziewczynka! - nios�o si� odt�d przez wie� jej pomylone wo�anie do dziecka, kt�rego imienia nie umia�a wym�wi�, ale kt�re poruszy�o wida� w jej wy�mianym sercu jakie� utajone radosne wspomnienia, a babka wtedy wybiega�a czujnie przed dom, �eby si� ma�ej nie sta�a krzywda. Tymczasem wie� wysrebrza�a si� od zewn�trz bledn�cymi �d�b�ami traw i zawiesistymi motkami babiego lata p�yn�cymi przez powietrze wolno i nisko. W stodo�ach g�ucho st�ka�y cepy na klepiskach, skrzypia� kierat obracany dookolnie ko�mi. Z sadzawki unosi�y si� gorzkie odory moczonych konopi i potem �odygi tych konopi, a tak�e lnu suszy�y si� smrodliwie za �cianami szop i stod�. Psy drzema�y w bledn�cym s�o�cu; podw�rza, zawleczone s�om�, gnojem i sieczk�, zasypywane jeszcze by�y srebrnym tumanem pa�dzierzy. Ozwa�y si� zajad�e ko�atki drewnianych mi�dlic, trzaska�o czesane prz�dziwo, donio�le praska�y o k�adki nadrzeczne drewniane kijanki pior�cych. B��kitny dym snu� si� nisko po ��tach, palce piek�y si� o paruj�ce sk�rki ziemniak�w, od ��k nadlatywa�y wrzaskliwe �piewy pasterek. 19 Rano Mirka k�ad�a si� w �wiergotliwej trawie na plecach i spogl�da�a szeroko otwartymi oczami w wysokie niebo, po kt�rym przesuwa�y si� odlatuj�ce ptaki, niekiedy ledwo widoczne, i by�o jej dobrze w tej ch�odnej wilgoci ��k z cisz� niedosi�nie b��kitn� u g�ry i tylko p�oszy�o j� z tego odr�twiaj�cego zapatrzenia zbli�aj�ce si� pomylone wo�anie, kt�rego nakazano jej si� strzec, a kt�re j� fascynowa�o ca�kiem niewyt�umaczalnie. - Nyyr-ciu! A gdzie�e� ty? Ha, to �adna dziewczynka! Potem nadesz�y jesienne s�oty i teraz o zmierzchu babka zabiera�a j� ze sob� do cha�up wiejskich na nieustaj�ce plotki i bajdy. Zebrane kobiety siada�y szeroko na �awach, wnosz�c do izby zaduch swych sp�dnic potr�jnych i pr��kowanych fartuch�w, skrzypia�y k�dziele, furkota�y wrzeciona i wi�y si� nici skr�cone �lin� w po�piesznych palcach. ... - ja� tu raz, jakurat po ji �mierci, jide, jide, jide, ja� �em zasz�a tutki kole tego krzy�a, naraz patrze, wy�azi takie Wielgie Bia�e ji gna na mnie, Jeeezu, jagem to zobaczy�a, wszelki duch, m�wie, i gadam woma, znik�o sie ino mig, mig. ... - a jak Maziarczuczka, ta nieby, uo, czerniawa, zleg�a, tom, wicie, od razu rzek�a, jak si� ta pu�ka do ji dachu przypiena ji nic, ino p���jd�-p�jd�, jak to puszczyk, ni? p���jd�p�jd� ji, p���jd�-p�jd�, a jo spa� ni moge, ino si� tak wywracam, fyrt, fyrt, to w te, to w te strone, ja�, wicie, m�wie do mojego: tak, a tak uobudziu�by� sie, stary, m�wie, musi co Maziarczuczka pomro ty nocy, cy co, cy jak, bo sie to ptaszysko drze, ji tak be�o. Mirka, skurczona w sobie, wtula�a si� w babk�, �eby nie widzie� kiwaj�cych na ni� wyd�u�onych cieni na �cianach. Ale za nic nie odesz�aby od tych monotonnych g�os�w-szept�w, od furkotu wrzecion. L�ki wyl�ga�y si� po k�tach, zbli�a�y do niej, obmacuj�c niewidzialn� gar�ci� jej �ci�ni�te gard�o. Oblega�y j� babskie choroby, wyw��czone tu rozleg�e i skrupulatnie, natr�tnie wnika�y w ni� sny ze z�ymi przeczuciami. Sta�a si� przeczulona i boja�liwa, zmory czyha�y na ni�, krzy�e cmentarne w bia�y dzie� zdawa�y si� sun�� ku niej ko�lawym podskokiem i przera�a� j� szelest suchego li�cia za plecami, m�k� by�y nocne przebudzenia pe�ne widziade�, kiedy wstrzymuj�c oddech wpija�a si� przera�onym wzrokiem w potwora, jakim zdawa�a jej si� by� koszula przewieszona przez por�cz krzes�a. Kiedy� matka, wybieraj�c si� po ojca wracaj�cego z Warszawy, zabra�a je obie ze sob� na odleg�� stacyjk�. Mirka przel�k�a si� gwizdu poci�gu, ten gwizd w jaki� niewyt�umaczalny spos�b zespoli� si� z jej wyobra�eniem o Babie Jadze (mo�e w�a�nie dym za poci�giem by� jako� podobny do miot�y wied�my, kt� to zreszt� odgadnie). Wi�c teraz prze�ladowa� j� we �nie wraz z obrazem j�dzy ten gwizd, a tak�e sw�d stacyjnego �u�lu i gruboziarnistych �wir�w rzuconych mi�dzy pe�gaj�ce w�e rozpra�onych szyn. Sta�a si� kapry�na, rozdra�niona i znowu z jak�� nadskwapliw� gotowo�ci� j�a zapada� na zdrowiu. Wieczorem babka, uk�adaj�c dziewczynki do snu, karmi�a je na dobranoc pobo�nymi przestrogami