3961
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3961 |
Rozszerzenie: |
3961 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3961 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3961 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3961 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Z Y G M U N T K A C Z K O W S K I
O L B R A C H T O W I
R Y C E R Z E
POWIE��
TOM II
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
X
SPRAWY PUBLICZNE
R�d Pretficz�w, chocia� ju� od stu lat z g�r� znany po ca�ej Polsce, nie liczy� si� ani do
s�awnych, ani do znamienitych, bo jeszcze do owego czasu niczym si� nie wywy�szy� nad
inne. Trzymaj�c si� swojej rodzinnej tradycji, dotychczas nawet wcale wywy�szenia nie szuka�.
By�a to szlachta rycerskiego zawodu jak wszyscy, ale skromnych ambicji: wiek m�ody
przes�u�y� pod chor�gwiami, w dojrza�ych latach o�eni� si� zacnie i odda� si� ca�ym sercem
s�u�bie obywatelskiej, kocha� serdecznie a piel�gnowa� starannie swoje w�asn� rodzin�, nie
�a�owa� nak�adu na wychowanie swych dzieci, dba� po ojcowsku o dobro swoich s�ug i poddanych,
ubogiego przytuli�, g�odnego nakarmi�, �akn�cego napoi�, nie uszczuplony maj�tek
zostawi� swoim nast�pcom, a reszt� poruczy� Bogu � oto by�y zasady, kt�rymi ten zacny r�d
si� rz�dzi� po wszystkie czasy.
Pretficzowie otrzymali jeszcze za W�adys�awa Jagie��y obszerne ziemie na Podolu, pr�bowali
tam mieszka�, ale nie mog�c swym sumptem utrzymywa� dostatecznej za�ogi, kt�ra by
ich broni�a przed cz�stymi napadami Tatar�w, wynie�li si� stamt�d i poruczyli wyzyskiwanie
tych step�w swoim gubernatorom. Natomiast za� zakupili od ruskich bojar�w szeroki p�at
ziemi nad �wic�, za�o�yli na nim wie� Soko��w i tu zamieszkali. By�a to ziemia bardzo bogata
we wszystkie dary Bo�e: przepysznych las�w wi�cej ni� trzeba, wody obfituj�ce w ryby
wszelkiego rodzaju, grunt�w ornych niewiele, bo i osad niewiele, lecz za to ��k t�ustych, ci�gn�cych
si� po obydw�ch brzegach �wicy a� ku ��rawnu, nieprzejrzane przestrzenie. By�o
tam z czego utrzyma� cho�by i najliczniejsz� rodzin� i by�o z czego jeszcze i drugich zapom�c.
Na tym maj�tku, zw�aszcza przy wp�ywach ze step�w podolskich, poczciwi ci ludzie �yli
zawsze w dostatkach, ale dopiero dzisiejszy dziedzic, Miko�aj Pretficz, pozna� si� na jego
warto�ci i wzi�� si� umiej�tnie i skrz�tnie do pracy. Mia� on ju� teraz lat blisko sze��dziesi�t,
ale by� czerstwy i zdr�w jak d�b okryty g�st� zieleni�, a nie maj�cy ani jednego suchego konaru
na sobie. Nie bardzo wielki by� wzrostem, ale zbudowany barczyste i ju� cokolwiek za�ywny,
mia� kr�tk� ciemn� czupryn� i brod� przystrzy�on� spiczasto, a w nich ledwie gdzieniegdzie
w�os siwy, twarz rumian� i wyrazist� z nosem poka�nym, a oczy jasne, otwarte, pe�ne
tego spokojnego rozumu, kt�ry si� mo�e czasem kogo poradzi, lecz w gruncie rzeczy sam
polega na sobie. Z m�odu, przez lat prawie dwadzie�cia, mieczem s�u�y� ojczy�nie, �e za� by�
wy�wiczony w obcych j�zykach, towarzyszy� niejednokrotnie pos�om kr�lewskim do Pragi,
do Wiednia i Rzymu. B�d�c �o�nierzem, by� jednym z najzaufa�szych kazimierzowskich rycerzy,
a w poselstwach, cho� nieuczony, niejedn� zawi�� kwesti� rozwi�za� swoim gospodarskim
rozumem.
Przed laty dwudziestu o�eni� si� � a widz�c, �e go B�g b�ogos�awi licznym potomstwem,
wzi�� si� do pracy, aby te� troch� maj�tku przysporzy� dzieciom. A by�o tam tych dzieciak�w
jak bobu. Najstarszy Lubek dos�ugiwa� si� w�a�nie godno�ci rycerskiej na zamku kmitowskim.
Dw�ch m�odszych uczy�o si� w Pradze, trzeci zaprawia� si� do nauk w Krakowie, potem
sz�y trzy dzieweczki, kt�re chowa�y si� w domu � a Bernard, ten s�awny Bernard, kt�ry
5
za kr�la Zygmunta siedemdziesi�t zwyci�skich bitew stoczy� z Tatary, kt�ry si� za tym hultajstwem
zap�dzi� a� do Krymu i tam mu zala� polskiego sad�a za sk�r�, a o kt�rym na wieczne
czasy zosta�o przys�owie: �Za czas�w pana Pretfica, spa�a od Tatar granica�, ten polski
rycerz bez trwogi i zmazy je�dzi� jeszcze natenczas na drewnianym koniku.
�ona Miko�aja by�a z domu Tworowska, z tych samych Tworowskich herbu Leliwa, kt�rzy
ma�o co p�niej wzi�li w posagu ca�� fortun� Buczackich, a nawet przej�li ich nazwisko,
ale wtedy jeszcze tak samo, jak Pretficzowie, nie wydobyli si� ponad poziom t�um�w szlacheckich.
By�a to kobieta ju� blisko czterdziestu lat wieku, ale jeszcze tak pi�kna i �wie�a, jak
gdyby posz�a za m�� dopiero przed rokiem. S�uszna blondynka, poci�g�ej twarzy, z niebieskimi
oczyma dziwnej s�odyczy, wynios�ego czo�a i wcale majestatycznej postaci, by�aby
mog�a wszelakie ho�dy zdobywa� dla siebie po zamkach s�siedzkich; ale skromnego serca jak
s�uga s�ug pa�skich, pe�na czci i mi�o�ci dla m�a, najtroskliwsza matka dla swoich dzieci,
klucznica wszelkich domowych dostatk�w, szczodra dla wszystkich, a prawie sk�pa dla siebie,
rzadko kiedy opuszcza�a sw� ulubion� zagrod�, tak �e j� tylko z jej cichej a dobrej s�awy
znano po kraju.
On w dreliszkowym kubraku i butach my�liwskich, ona w p��ciennej sukni domowej roboty,
od �witu do nocy byli tylko gospodarstwem a dzie�mi zaj�ci, przyjmowali otwartymi
ramiony go�cia u siebie, ale niech�tnie wychylali si� z domu. By�y tam w skrzyniach bogate
szaty od at�as�w i aksamit�w, by�y b�yszcz�ce a drogie klejnoty, by�y landary w wozowni,
by�o i koni, i s�u�by dostatkiem, by�o wi�c z czym si� pokaza� przed lud�mi, a nawet niekt�rych
przesadzi�: ale takie paradne wizyty si� rzadko kiedy zdarza�y. On tylko sam, b�d�c
pierwszym podkomorzym halickim i u�ywaj�c dla swej zacno�ci wielkiej powagi w powiecie,
musia� cz�ciej wyje�d�a�, to na s�dy graniczne lub polubowne, to wreszcie na sejmiki i sejmy,
kt�rych te� nigdy nie zaniedbywa�.
Pretficz podni�s� dochody swego maj�tku do nie znanej dotychczas wysoko�ci. Jakie tam
by�y nieprzeliczone stada koni u niego, jakie byd�a rogate, jakie tysi�ce owiec we�nistych,
jakie pasieki i stawy, temu si� ludzie nie mogli nadziwi�, bo te� i najmo�niejszy z pan�w nie
mia� tego u siebie.
Gospodarstwo rolne by�o bardzo trudne natenczas w tych krajach, bo wielki by� brak robotnik�w.
Kmieci, so�tys�w i kniazi�w by�o jeszcze du�o, ale tych nie mo�na by�o dotychczas
zmusza� do pracy � a ch�op nie trzyma� si� roli, bo ziemi by�o dostatkiem wsz�dzie, a
zw�aszcza w g�rach, gdzie wprawdzie chleb chudy, ale wi�ksze bezpiecze�stwo od tatarskich
zagon�w. Osadnicy przyp�ywali do�� licznie z Mazowsza i z Wielkopolski, ale ich sobie odmawiano
nawzajem, najsurowsze prawa przeciw nim na nic si� nie zda�y, bo wykonanie ich
by�o trudne, to� tylko prawem niemieckim mo�na ich by�o przyci�gn��, a dobrym obchodzeniem
si� z nimi utrzyma�. Pretficz, cz�owiek rozumny a przy tym �agodny, byt mistrzem w tej
sztuce: osadnicy, co osiedli w jego maj�tku, nigdy nie opuszczali swych zagr�d, bo im �atwe
nak�ada� warunki, dba� o nich jak ojciec w z�ej i dobrej doli, umia� ich przywi�zywa� do dworu,
a przez kmieci, z kt�rymi �y� w dobrej zgodzie jak gdyby z m�odszymi bra�mi, sprawowa�
nadz�r nad nimi i. wywiera� wp�yw na nich, tak �e dw�r, kmiecie i ch�opi stanowili u niego
jakoby jedn� rodzin�. Post�puj�c tym trybem, pomno�y� do tego stopnia swe grunta orne, �e
kiedy ten i �w z jego s�siad�w ledwie tyle zb� zbiera�, ile sam zjad� ze swoj� czeladzi�, u
niego nieprzebrodzone �any falowa�y pszenic� i �ytem i prawie wszystkie okoliczne miasteczka
si� jego chlebem �ywi�y. Tak te� poma�u si� zabudowa�: jego stajnie, obory, stodo�y,
szpichlerze a pomieszkania dla s�ug, rezydent�w i go�ci, wygl�da�y prawie jak miasto � tylko
stare dworzysko, tak jak go jego ojcowie pobudowali i wci�� powi�kszali, pozostawi� nietkni�te.
By�a to ogromna, prawie jak jaki zamek roz�o�ysta budowa, z trzema gankami u frontu, z
przyzbami doko�a i pi�terkiem w jednym, a z wie�� w drugim rogu, ale ca�a drewniana, a tu i
owdzie nawet tylko dranicami i s�om� pokryta. Nad wie�� by� dach baniasty z krzy�em u
6
szczytu, jakby na cerkwi, bo tam si� znajdowa�a domowa kaplica. Wszystkie gospodarskie
budynki sta�y z ty�u za dworem, po prawej stronie ci�gn�y si� sady jak lasy, a w nich pasieki
i woskobojnie, przynosz�ce niema�o z�otych w�gierskich owego czasu; po lewej wielki wirydarz
z grz�dami wysadzonymi bukszpanem, na kt�rych rozrasta�y si� malwy, wysmuk�e �lazy,
winogrady, s�oneczniki i inne zio�a lekarskie, za� w �rodku obszernego dziedzi�ca b�yszcza�a
okr�g�a sadzawka, obsadzona doko�a tak g�sto r�ami, �e przez nie ani w�� nie m�g�by
si� przecisn��. Tylko naprzeciw �rodkowego ganku dworzyska r�e przeci�to i rzucono mostek
na ma�� wysepk�, kt�ra si� znajdowa�a na �rodku sadzawki, a na kt�rej ros�y cztery
ogromne brzozy p�acz�ce, k�pi�c swoje zielone warkocze w kryszta�owym zwierciedle sadzawki.
Pomi�dzy brzozami sta�y �awy rze�bione z drzewa, na kt�rych gospodarstwo czasem
odpoczywali po zachodzie skwarnego s�o�ca, oddychaj�c balsamicznym zapachem r�, kt�ry
im och�odzone wod� wietrzyki przynosi�y od brzeg�w, i sytn� woni� dojrzewaj�cych owoc�w,
kt�ra zawiewa�a od sad�w. Ca�e to zacne a pi�kne obej�cie razem ze wszystkimi ogrodami
i budynkami by�o otoczone wysokim wa�em, wzniesionym z ziemi a naje�onym palisadami
i cz�stoko�em, spoza kt�rego mo�na by�o si� broni�, we �rodku wa�u sta�a wysoka brama
drewniana z pomieszkaniami dla str��w, za� po obydw�ch stronach pobudowano stra�nice
� a tak w tym ziemskim raju poczciwych ludzi, pomimo rozgwaru pracy na bliskich polach
i ��kach, panowa�a niezam�cona cisza, ta cisza ziemska, lecz jakby przeniesiona z p�l
elizejskich, podnosz�ca umys� i raduj�ca serce, a do prawdziwego szcz�cia tak niezb�dna.
I by� to rzeczywi�cie raj ludzki. Po tym starym dworzysku, po oficynach, kuchniach, oborach
i stajniach, roi�o si� jakie kilkadziesi�t ludzi albo i wi�cej: nauczyciele i piastunki do
dzieci, rezydenci i rezydentki, sieroty przytulone do dworu, w�odarze, ciwuny1, parobki i s�ugi
zbrojne, wszystko to by�o w ruchu od �witu do nocy, ale ka�dy pe�ni� sw� s�u�b� sumiennie
i bez ha�asu, bo ka�dy j� pe�ni� z czci i mi�o�ci dla pana i pani. Win�o si� te� tam wszystko
jak z p�atka, a wiod�o nad podziw: rok w rok nowy folwark budowano w wykarczowanych
lasach, rok w rok pomna�a�y si� stada, rok w rok spuszczano now� bary�k� szerokich groszy
do zamkni�tej na drzwi �elazne piwnicy, ni ojca, ni matk� nie turbowa�y �adne troski lub niepokoje,
dzieci chowa�y si� pi�knie i zdrowo, nigdy ani jedna �za tam nie pad�a, chyba nad
cudz� niedol�, zgo�a s�o�ce tam wci�� �wieci�o, a �ycie p�yn�o jak dzie� pogodny i jasny,
nigdy nie zas�piony chmurami. Dopiero teraz na tym pogodnym niebie pokaza�a si� chmurka
i nabawi�a rodzic�w nie znanego dotychczas zmartwienia...
Oto w�a�nie przed kilku dniami przyjecha� Lubek ze Sobnia: przyjecha� blady, wycie�czony
na si�ach i niby to tylko na rekonwalescencj� po przebytej ci�kiej chorobie, ale nieomylne
rodzicielskie przeczucie zaraz odgad�o, �e pod t� chorob� fizyczn� jeszcze co� innego si�
kryje. Wypytywano go z ogl�dno�ci�, azali skutkiem jakiego� lekkomy�lnego kroku nie popad�
w nie�ask� u Kmit�w, azali si� z kim nie pok��ci� lub pobi�, ale kiedy Lubek tym
wszystkim przypuszczeniom zaprzeczy�, uwierzono mu, bo znano jego nieskaziteln� poczciwo��
i mi�o�� serdeczn� a pe�n� ufno�ci do swoich rodzic�w. Przywi�z� on zreszt� list od
obojga kasztela�stwa do pa�stwa Pretficz�w, list pe�en pochwa� dla niego, a zapewniaj�cy
niedwuznacznymi wyrazy, �e jego zw�tlone zdrowie potrzebuje d�u�szego spoczynku w zaciszu
i na �onie w�asnej rodziny. Matka, nam�wiwszy si� z m�em, podj�a si� sekret ten z serca
swojego syna poma�u wydoby�.
Dotychczas si� jej to wcale nie udawa�o: Lubek by� ca�kiem w sobie zamkni�ty i ani jednym
s�owem stanu swej duszy nie zdradzi� � a kiedy potr�cono o jaki przedmiot, kt�ry mu
przypomnia� Jagienk�, i uczu�, �e mu serce wzbiera� zaczyna, to zawsze rozmow� zr�cznie
odwr�ci� i sam zabrawszy g�os, potrafi� w�asn� wymow� odzywaj�cy si� b�l swego serca zag�uszy�.
Dopiero teraz zdarzy�a si� sposobniejsza chwila po temu.
1 Ciwun � rz�dca; dozorca rob�t
7
Przed samym zachodem s�o�ca stary Pretficz zasiad� w naro�nym ganku z dwoma kmieciami
i kapelanem domowym i rozmawia� z nimi o sprawie niezmiernie wa�nej, bo o zbudowaniu
rzymskokatolickiego ko�cio�a, kt�rego dot�d jeszcze w Soko�owie nie by�o. Ci obydwa
kmiecie, po�eniwszy si� z Polkami, dzi�ki wp�ywowi swych �on ju� przeszli na katolicyzm;
w dobrach Pretficza by�o ju� katolik�w wielu, bo mi�dzy nowymi osadnikami byli Mazury i
Wielkopolanie; nie chodzi�o mu wcale o fundusze, bo tak koszta budowy, jak i dotacje ko�cio�a
postanowi� op�dzi� z w�asnej szkatu�y: ale wiele zale�a�o mu na tym, a�eby ta erekcja
zosta�a przeprowadzon� wsp�ln� prac� i wsp�lnym zachodem, bo tylko tym sposobem mog�a
si� utworzy� katolicka gmina, kt�ra wiedziona tym przekonaniem, �e ko�ci� jest jej wsp�ln�,
a nie tylko pa�sk� w�asno�ci�, mog�a by�a sw� w�asn� si�� si� dalej rozszerza�. Ka�dy szlachcic,
osiadaj�cy w tych ziemiach i dalej, by� nie tylko kolonizatorem, krzewicielem cywilizacji
zachodniej i rycerskim obro�c� ziemi, ale czu� si� zarazem aposto�em i misjonarzem rzymskokatolickiego
Ko�cio�a � a byli pomi�dzy nimi i tacy, kt�rzy t� ostatni� misj� uwa�ali za
najwy�sz� i najwa�niejsz�, bo spe�niaj�c j� gorliwie i skutecznie, nie tylko przymna�ali swojej
ojczy�nie wiernych obywateli, ��cz�cych si� z ni� obok wsp�lno�ci interes�w tak�e
wsp�lno�ci� wiary, ale przyczyniali si� zarazem do zbawienia duszy tych ludno�ci, nad kt�rymi
los im powierzy� opiek�. Do takich gorliwych aposto��w nale�a� Pretficz i spe�nia� to
pos�annictwo rozumnie, skrz�tnie i z prawdziwie apostolskim zaparciem si� siebie � a kiedy
by� rozmow� o takich sprawach zaj�ty, nikt by go od niej nie potrafi� oderwa�.
Po dziedzi�cu oko�o sadzawki igra�y dzieci z piastunkami i nauczycielkami, a doz�r nad
nimi mia�a zakonnica Ormianka, kt�ra tak�e przeszed�szy na wiar� rzymskokatolick�, opu�ci�a
sw�j klasztor we Lwowie i w Soko�owie przyj�a urz�d ochmistrzyni. Pomi�dzy dzie�mi
i sierotkami, kt�re si� razem z nimi chowa�y, hasa� na kiju sze�cioletni na�wczas Bernard i
szabl� drewnian� �cina� �by �odygom i krzakom: rycerska krew, szukaj�ca och�ody w zniszczeniu
i mordach, ju� wtedy w nim gra�a, bawi�o to wszystkich i dlatego na wszystko mu pozwalano.
Matka za� siedzia�a z Lubkiem na wysepce pomi�dzy p�acz�cymi brzozami i rozmawia�a z
nim o zamku sobie�skim. S�o�ce ju� si� zacz�o chowa� poza g�ry i lasy, pomi�dzy kt�rymi
o jakie pi�� mil odleg�o�ci na przestrza� sta� zagrzebany w ich cieniu zamek tusta�ski, nie
zam�cona cisza panowa�a w powietrzu, od ogrod�w i sad�w zawiewa� ten silny zapach dojrza�ych
jarzyn i usychaj�cych li�ci, kt�ry sm�tne w naszej duszy wywo�uje uczucia, a umys�
usypia i do smutnych marze� nastraja. Omdlewaj� natenczas wszystkie ro�liny i krzewy, �ycie
ulatuje z nich z wolna, krzepn� i umieraj�, a� wreszcie nielito�ciwa zima je chwyci w
swoje �miertelne obj�cia i w ko�ciotrupy zamieni � a co wiedzie�, kt�ry z tych twor�w Bo�ych
na wiosn� nowym zazieleni si� �yciem, a kt�ry w wiecznym pozostanie pogrzebie?
Cz�owiek, zwi�zany z ro�linn� natur� niezliczonymi w�z�ami, to czuje, taki sam los jego czeka
nie dzi�, to jutro, rozmarza si� tym widokiem swojej przysz�o�ci, dusza jego zanurza si� w
smutku, a serce radziej si� wtedy ni� kiedykolwiek dzieli swym smutkiem z innymi.
Lubek opowiedzia� ju� matce wszystko, co wiedzia� o Kmicie, zbawionym za �ycia i nie
�akn�cym ju� �adnych nowych zaszczyt�w, o kasztelanowej, bardzo zacnej matronie, ale niezmiernie
g�rnych ambicyj, o Smolickim, o wszystkich zamkowych �o�nierzach, o ksi�dzu
Bia�ym, o ca�ym fraucymerze, ale jeszcze dot�d ani s�owem nie wspomnia� o Jagience. Dopiero
teraz matka sobie j� przypomnia�a i o ni� spyta�a. Lubek zrazu odpowiada� kr�tkimi
s�owy, ale naglony zapytaniami, rozegrza� si� i wymalowa� jej obraz taki uroczy i taki zachwycaj�cy,
�e matka sama uczu�a si� dla niej uj�t� i prawie wzruszon�. A kiedy m�wi�, g�os
jego dr�a� jak struny harfy eolskiej, kiedy graj� hymn wznios�y na cze�� wspania�ej, rado�ci�
�ywego �ycia przepe�nionej natury, a pod nim j�czy cichymi d�wi�kami bole�� ludzkiego
ducha, uwi�zionego w m�kach pracy i trudu w tej nieodgadnionej i nieczu�ej dla niego naturze.
To dr�enie w jego g�osie odgad�a matka swoim mi�osnym sercem i kiedy jej syn swoje
opowiadanie sko�czy� spyta�a go, patrz�c w twarz jego zarumienion� zapa�em:
8
� I t� Jagienk� wydano teraz za pana Gniewosza?
Na te niespodziane dla niego s�owa Lubek chcia� zaczerpn�� powietrza, lecz nie m�g�, natomiast
za� z dotkni�tego tym bolesnym wspomnieniem serca dwa gor�ce strumienie �ez wytrysn�y
mu z oczu i potoczy�y si� jak g�rskie potoki po jeszcze mocniej zarumienionych policzkach.
Poczuwszy za� �zy, nie m�g� si� ju� opanowa� i rzuci� si� przed matk� na ziemi�,
kryj�c swoj� twarz na jej kolanach. Tak kl�cz�c, p�aka� jeszcze, ale p�aczem cichym, t�umionym
po�ykanymi �zami i by� jak dziecko, kt�re si� ju� wyp�aka�o i �al sw�j objawia tylko
kwileniem.
A teraz matka ju� wszystko wiedzia�a.
Wzruszona do g��bi bole�ci� swego ukochanego ch�opi�cia, ale zawsze spokojna, po�o�y�a
r�k� na jego g�owie i rzek�a z szczerym wsp�czuciem:
� Uspok�j si�, Lubku. Nie masz w tym �adnego wyst�pku, takie nieszcz�cia chodz� po
ludziach. Wsta�, pom�wimy o tym spokojnie.
Natenczas Lubek wsta�, siad� na powr�t na �awie, a o�mielony tym, �e matka mu za t� mi�o��
nie robi wyrzut�w, zawo�a� ze �zami w g�osie:
� Jeszcze w wili� swojego �lubu, w�a�nie jak gdyby z swej trumny, rzuci�a mi bukiecik
r�, kt�ry dotychczas nosz� na piersiach.
Te s�owa zwr�ci�y szczeg�lniejsz� uwag� rozumnej matki na siebie, jako� powiedzia�a mu
bez wyrzutu, a raczej z macierzy�sk� dobroci�:
� Bardzo to niedobrze zrobi�a Jagienka, �e ci bukiecik rzuci�a, bo przecie� ju� wtedy wiedzia�a,
�e idzie za Gniewosza, a nawet gdyby nie to, to nie mog�a nie wiedzie�, �e� ty jeszcze
za m�ody na m�a.
Us�yszawszy tak ci�ki zarzut przeciw Jagience, kt�ra w jego oczach by�a anio�em nieskazitelnej
czysto�ci duszy i serca, Lubek zap�on�� szlachetnym ogniem i wymow� p�yn�c� jak
rzeka wspania�ym korytem, stan�� w jej obronie. Zaczem opowiedzia� matce, �e on nigdy
Jagience nie da� powodu do przypuszczenia, jakoby j� kocha� w jakichkolwiek zamiarach, bo
jej swojej mi�o�ci nigdy ani jednym s�owem nie zdradzi�; �e ona tak�e mi�owa�a go tylko jak
brata bez �adnej my�li o jakimkolwiek wsp�lnym szcz�ciu na ziemi: ale �e j� gwa�tem do
zam�cia zmuszono, �e na ca�ym zamku nikt nie mia� dla niej lito�ci, �e nikt nawet nie rozumia�
jej krwawego zmartwienia, �e tylko on jeden mia� dla niej wsp�czucie, czego ona by�a
pewn�, i tylko przez wdzi�czno�� za to wsp�czucie rzuci�a mu ten bukiecik. A�eby wreszcie
matk� o jej zupe�nej niewinno�ci przekona�, doda� z naciskiem, �e Jagienka mu ani s�owem
nie wspomnia�a o gwa�cie, jaki jej zadaj� jej opiekunowie, on si� o nim od dworzan dowiedzia�,
bukiecik jemu przez ni� rzucony by� tylko jak gdyby s�owem: B�g zap�a�! za jego
szczere modlitwy, kt�re zawsze zasy�a� do Boga, aby si� tylko jej w�asne �yczenia spe�ni�y.
I znowu w tym opowiadaniu d�wi�czny g�os jego brzmia� jak harfa eolska, a� p�ki si� nie
zni�y� do cichego tonu bole�ci bez skargi... i nie zako�czy� tymi s�owami:
� Pope�ni�em grzech ci�ki i nieodpuszczony. bo dusza moja zab��ka�a si� na bezdro�a, ale
got�w jestem pokutowa� przez ca�e �ycie, byleby tylko ona by�a szcz�liw�...
Te s�owa, �wiadcz�ce o duszy rozdartej m�odzie�ca, a zawieszonej nad brzegiem rozpaczy,
znowu wzruszy�y matk� do g��bi, wzi�a go za r�k� i usi�owa�a pocieszy�, m�wi�c, i� zdarza
si� to nieraz m�odzie�y, �e sobie upatrzy nie tego lub nie t�, kt�r� B�g jej przeznaczy�, �e
wprawdzie takie ob��dy serca zdarzaj� si� tylko wtedy, kiedy si� zapomnia�o o Bogu, kt�rego
woli nie nale�y nigdy wyprzedza�, a zawsze tylko od Niego wyczekiwa� natchnienia, �e jednak
takie ob��dy s� tylko zapomnieniem, s� niekiedy nieszcz�ciem, lecz nie s� wcale grzechem,
a zw�aszcza nieodpuszczonym. B�g w swojej nieprzebranej mi�o�ci daleko ci�sze
grzechy przebacza, a nie zamyka nikomu drogi do poprawy. Poprawa czasem jest bardzo
trudn�, bo serce ludzkie ma trwalsz� pami�� ni� rozum, a nieraz nawet toczy walki z rozumem:
ale dobra wola, poznanie b��du i skrucha s� pewnymi �rodkami do poprawy, a czas im
zawsze skutecznie pomaga.
9
� Walka rozumu z sercem zb��kanym � ko�czy�a ta rozumna i pe�na mi�o�ci matka nieszcz�liwego
m�odzie�ca � je�eli ma by� skuteczn�, cierpliwo�ci wymaga. Nie pochwali�abym
takiego, kt�ry by chcia� gwa�tem wydziera� ze swego serca rozbudzone w nim �ywe
uczucie mi�o�ci, bo serce tak�e ma swoje wol�, cho� nie�wiadom�, i cz�sto jej broni rozpaczliwymi
�rodkami; ale rozum, kt�ry wie zawsze o sobie, w�a�nie jest na to, a�eby serce powoli
przekona� i uspokoi� � a �ycie czynne, zaj�cie si� innymi, a wa�niejszymi obowi�zkami, kt�rych
na nas ci�y tak wiele, zadowolenie ciasnego sumienia dope�nianiem tych obowi�zk�w,
przynosi ulg� sko�atanemu sercu i pozwala mu z czasem swoje ci�k� �a�ob� utuli�. Je�eli
zapominamy z czasem krwawymi �zami na razie op�akiwanych umar�ych, chocia� nam byli
najdro�si, i poprzestajemy na cichym �alu za nimi, dlaczego� by�my nie mieli tak samo �a�owa�
�ywych, kt�rzy dla nas umarli? Ale ty nawet nie potrzebujesz zapomina� Jagienki, do
czego przeciw twej woli nikt ci� zmusza� nie b�dzie. Je�eli jej los ci� obchodzi, to b�dziesz
m�g� zawsze cieszy� si� jej szcz�ciem, a smuci� jej smutkiem, ale dlatego jeszcze nie potrzebujesz
nad jej niedol� rozpacza�... Ale Lubek rzek� na to g�osem rozdzieraj�co bolesnym:
� Je�eli j� B�g jakim cudem nie wyzwoli z tego wi�zienia, w kt�re j� Kmitowie tak nielito�ciwie
wrzucili, to i dla mnie nie masz szcz�cia w tym �yciu!
Matka patrza�a na niego przez chwil�, milcz�c. Rozumia�a ona dobrze t� mi�o�� idealn�,
kt�ra w�wczas tak cz�sto zawraca�a g�owy m�odym rycerzom, a o kt�rej, zw�aszcza pomi�dzy
tymi, co m�odo�� sw� przep�dzili na wielkich dworach Europy zachodniej, tak pi�kne i
tak urocze kr��y�y powie�ci; kt�ra� zacna kobieta zreszt� jeszcze i dzi� w tak� mi�o�� nie
wierzy? Dlatego nie powiedzia�a nic takiego, co by mog�o to �wi�te uczucie jej syna obrazi�.
Lecz by�a przekonan�, �e taka mi�o��, jak ka�dy idea� nie mog�cy zamieni� si� w rzeczywisto��,
nie mo�e by� szkodliw� i pr�dzej p�niej si� w �wiecie duchowym ulotni � a z tego
powodu nie usi�owa�a ju� dalej go przekonywa�, natomiast za� tylko go jeszcze spyta�a:
� Powiedz�e mi, m�j Lubku, kiedy si� tak szczerze przede mn� spowiadasz, dlaczego�e�
ty wyjecha� ze Sobnia? Czy te� Kmitowie si� nie spostrzegli, �e� si� rozmi�owa� w Jagience, i
czy nie oni sami w spos�b grzeczny wypowiedzieli ci s�u�b�?
� Nie � zawo�a� Lubek z nieukryt� gorycz� w g�osie � nie! ja sam im si� wyprosi�em od
dalszej s�u�by, bom nie m�g� patrze� na tych ludzi, kt�rzy si� stali katami Jagienki! Gdybym
by� musia� tylko jeszcze jeden tydzie� tam mieszka�, to by�bym umar� ze wstr�tu, tak mi tam
wszyscy obrzydli. Nie powiedzia�em tego ojcu, bom nie m�g�. I ten grzech mam tak�e na
sumieniu. Ale mu powiem... musz� mu to powiedzie�, bo cho�by mnie zabi�, ja do Kmit�w
wi�cej nie wr�c�.
� Chod� � rzek�a na to matka, bior�c go za r�k� i wstaj�c z �awy � chod�my, ju� czas do
wieczerzy. Pom�wimy o tym jeszcze obszerniej i obaczymy, jak na to radzi�.
To rzek�szy, poszli oboje do dworu, gdzie w izbie jadalnej wszyscy domownicy byli ju�
zgromadzeni. Siada�o tam co dzie� ze trzydzie�ci os�b do sto�u, bo u Pretficz�w nie by�o tej
etykiety, jak po zamkach rycerskich, gdzie po dwa i trzy sto�y bywa�o dla r�nych kategoryj
za�ogi zamkowej, tam dzieci i nauczyciele, �o�nierze i rezydenci, wszyscy razem jadali. Stary
Pretficz by� przy wieczerzy swoimi kmieciami zaj�ty, lecz kiedy kmieci odprawi�, a Lubek
zacz�� igra� z Bernardem, kt�rego kocha� serdecznie, matka zasiad�a z nim w k�cie drugiej
komnaty i opowiedzia�a mu wszystko, co si� dowiedzia�a od �ubka. Pretficz wys�ucha� jej z
wielk� uwag�, a nawet o niekt�re szczeg�y wypytywa� dwukrotnie, ale nie zaj�� si� t� spraw�
tak �ywo, jak ona si� spodziewa�a, bo w ko�cu odpowiedzia� jej tylko w tych s�owach:
� Te s�u�by po pa�skich zamkach s� u nas konieczne, bo tylko tam m�odzie� si� poleruje i
tylko stamt�d otwiera sobie drog� do dalszej promocji, ale ma to tak�e sw� niedogodno��, bo
nadz�r nad m�odzie�� nie wsz�dzie jest dosy� surowy i niekt�rzy z nich si� ba�amuc�. Ale to
potem mija...
Matka nie mia�a odwagi wi�cej na niego naciska�, aby go przekona�, �e trzeba co� na to
radzi�. Pretficz widocznie innego by� zdania, albo te� o innych �rodkach zaradczych pomy-
10
�la�, bo przeciw jej spodziewaniu ani tego wieczora, ani w dniach nast�pnych ani s�owa o tym
z Lubkiem nie m�wi�. Zdaje si�, �e nie naganiaj�c wcale takich poufa�o�ci pomi�dzy synem a
matk�, nie uwa�a� je przecie� jako odpowiedne godno�ci i powadze ojcowskiej.
Widz�c to matka, troch� si� tym niecierpliwi�a: kobiety zawsze zajmuj� si� daleko �ywiej
takimi sprawami; ale jej niecierpliwo�� nie trwa�a d�ugo. Albowiem ju� w kilka dni potem
zacz�to zwo�ywa� sejmiki, a zarazem rozes�ano wici kr�lewskie na sejm do Piotrkowa: Pretficz
wyjecha� do Halicza, a stamt�d do Piotrkowa i wzi�� �ubka ze sob�.
Ju� od ostatnich dni sierpnia poszed� ogromny krzyk po ca�ej Polsce: Na sejm! Na sejm!
Pierwsze has�a do tego okrzyku odezwa�y si� w Ma�opolsce, gdzie jeszcze od czasu Ludwika
W�gierskiego najzapale�si obro�cy szlacheckiej wolno�ci g�sto przy sobie osiedli. Stamt�d
rozleg�y si� najprz�d po Wielkopolsce, zrywaj�c na nogi nieprzeliczone mrowiska drobniejszej
szlachty a� do Wi�licy i Gop�a � od brzeg�w Nidy przewali�y si� przez ca�e Mazowsze i
odbi�y si� o nieprzebyte puszcze litewskie, wywo�uj�c stug�o�ne echa pomi�dzy dr��cymi o
swoje udzielno�� Gedyminowymi wnukami � drugim za� szlakiem zala�y ca�� Ru�, naje�on�
ju� wtedy polskimi dworami i zamkami, a p�dz�c jak wicher wzd�u� Karpat, gubi�y si� w nie
znaj�cych granicy stepach podolskich, gdzie duch rozpieraj�cej si� Polski nie zna� tak�e granicy,
bo ju� natenczas przez swoich biskup�w po�o�y� jedne r�k� na ziemiach wo�oskich, a
drug� dotkn�� si� Kaffy, k�pi�cej si� w wodach Czarnego Morza.
Na sejm! na sejm! wo�ano jednog�o�nie po wszystkich zamkach i wi�kszych dworzyskach,
po ma�ych dworkach i szlacheckich za�ciankach: na sejm maj� jecha� wszyscy viritim2, na
najlepszych koniach, z najlepsz� broni� i z gotowo�ci� po�o�y� zdrowie i �ycie za wolno�� i
ca�o�� ojczyzny. Od zamku do zamku, od dworu do dworu, biegali jak race zadyszani achatesowie3
mo�nych i sejmikowi krzykacze, rozwo��c pieni�dze, odzie� i bro�, budz�c ospa�ych,
zach�caj�c m�odzie�c�w, zagrzewaj�c starc�w, �ci�gaj�c chorych z �o�a bole�ci, ledwie �e
nie wskrzeszaj�c umar�ych, a�eby wszyscy stawali pod chor�gwiami, jak gdyby wszystkie
potencje �wiata si� na ni� sprzysi�g�y, jak gdyby ju� samo piek�o rozwar�o nad ni� sw� paszcz�...
Sk�d�e ten strach wielkooki, sk�d ten zapa� taki p�omienny, sk�d taka jednomy�lno�� zapa�u?
� Oto z tej samej Ma�opolski wydano has�a pewne i nieodmienne, jakby kr�l ju� zupe�nie
uleg� diabelskim radom Kallimachowym, jako ju� postanowi�, z wol� albo i przeciw woli,
ca�y nar�d zaku� w podda�stwo, narzuci� jemu absolutum dominium, sam odt�d wszystkie
prawa dyktowa�, w�adz� wykonawcz� wzi�� w w�asn� r�k�, szlacht� sch�opi� albo j� w
zbrojnych drab�w zamieni� � a sam zosta� cesarzem jedynow�adnym, jak ma by� w Turczech,
jak jest w Tatarszczy�nie. Na dow�d, �e to jest prawda nieomylna, rozwo�ono w niezliczonych
odpisach ca�y rejestr Rad Kallimachowych, po �acinie spisany, w kt�rym mo�na
by�o wyczyta� jeszcze daleko wi�cej �elaznych kajdan na szlacht�, a o kt�rego autentyczno�ci
nikt nie m�g� w�tpi�, bo w ka�dym egzemplarzu by� ten sam tekst co do joty. Te Rady we
wszystkich dworach i dworkach, na wszystkich zgromadzeniach, we wszystkich winiarniach,
ze sto��w i beczek czytano, jedne artyku�y z jednog�o�nym oburzeniem witano, drugie kazano
sobie t�umaczy�, nad innymi sporne si� wywi�zywa�y dyskusje, ale summa summarum w
zdradzieckie zamiary kr�la na razie wsz�dzie uwierzono � i dlatego po ca�ej Polsce tak jednomy�lny
rozleg� si� okrzyk: Na sejm! na sejm!
Jak to zwykle bywa po takim gor�cym zapale, ogie� ten nie wsz�dzie dopali� si� do ko�ca,
a ten i �w przecie na sejm nie pojecha�: jeden si� namy�li� i wola� pozosta� w domu dla dopilnowania
reszty �niw i zimowych zasiew�w, drugi si� z workiem obliczy� i nie znalaz� w
nim dosy� szerokich groszy na koszta tak dalekiej podr�y, a trzeci po gruntownej rozwadze
zrozumia�, �e z tego sejmu mog�aby si� wywi�za� wojna domowa, wi�c wola� si� w te roboty
2 viritim (tac.) � tu: osobi�cie
3 achates (gr.) � tu: s�uga, poplecznik
11
nie miesza�. Pr�cz tego szyli tak�e po kraju poplecznicy kr�lewscy, kt�rzy zapewniali ka�dego,
kto ich chcia� s�ucha�, �e te Rady Kallimachowe s� fabrykatem nieprzyjaci� kr�lewskich,
�e w tym wszystkim nie masz ani jednego s�owa prawdy, �e to s� wymys�y pan�w niesfornych
a chciwych rozwielmo�nieni� w�asnej pot�gi, kt�rzy by chcieli za�mi� do reszty majestat
polskiej korony i sami rz�dzi� kr�lestwem na szkod� wszystkich praw i wolno�ci szlacheckich.
Agitacje te tak�e och�odzi�y gor�cy ferwor niejednego szlachcica i wpoi�y we�
przekonanie, �e lepiej zaczeka� w domu, a� p�ki nie nadejd� pierwsze wiadomo�ci ze sejmu.
Lecz mimo to t�umy niezmiernie liczne i okaza�e poci�gn�y ze wszystkich prowincyj na sejm
� a najstarsi ludzie nie pami�tali tak rozgwarnego, tak srodze gro�nego a zarazem tak t�umnego
zjazdu szlachty polskiej i ruskiej w Piotrkowie.
Piotrk�w, le��cy na szerokiej p�aszczy�nie, wtedy ju� z dala przedstawia� si� bardzo
wspaniale nadci�gaj�cym pocztom szlacheckim.
Z odleg�o�ci o dwie i trzy mile uderza� w oczy ogromny zamek kr�lewski, otoczony czterema
wynios�ymi basztami, spomi�dzy kt�rych ostr� iglic� wystrzeliwa�a ku niebu gotyckim
kszta�tem zbudowana wie�a �rodkowa; na szczycie wie�y b�yszcza� orze� bia�y, k�pi�cy swe
srebrne pi�ra w promieniach s�o�ca. Niejedno w Polsce wysch�o od tego czasu, dzisiaj ju�
nawet zaczyna wysycha� ciep�a krew w naszych �y�ach, to� i wspania�a niegdy� rzeka Strawa
teraz ju� ledwie w�sk�, b�otnist� wst�g� si� s�czy pod ruinami w gruz zapad�ego zamczyska,
lecz wtedy p�yn�a ona szerokim korytem i szumi�cymi falami podmywa�a z�bate mury tej
kr�lewskiej siedziby, kt�ra takimi samymi murami by�a ze wszystkich stron otoczon�. Popod
murami ci�gn�y si� z trzech stron g��bokie fosy, a dobrze obronny most zwodzony prowadzi�
pod bram� �rodkow�.
Kiedy i kto ten imponuj�cy swoj� wiekow� powag� zamek zbudowa�, to uton�o tak samo
w niepami�ci dawno ju� pogrzebanych pokole�, jak �w jeszcze daleko starszy zamek ksi���cy,
kt�ry tu niegdy� sta� na Bugaju i w ziemi� si� zapad�, a kt�rego resztki s��nistych mur�w
wida� jeszcze do dzi� dnia na dnie tutejszego stawiska. Tera�niejszy zamek piotrkowski,
opatrzony nowymi basztami przez Kazimierza Wielkiego, liczy� ju� wtedy niema�o takich
wspomnie� dziejowych, kt�re wielkimi g�oskami si� zapisa�y w pami�ci narodu. Tu bowiem
po bohaterskiej �mierci Warne�czyka niecierpliwa szlachta wielkopolska okrzykn�a jednog�o�nie
kr�lem Boles�awa Mazowieckiego, a Kazimierz Jagiello�czyk tylko dzi�ki energicznym
zabiegom swej matki Sonki potrafi� mu wydrze� ojcowsk� koron�; tutaj ten kr�l wszystkie
sejmy odprawia� i tutaj, przemo�ony przez zuchwa�ego kardyna�a Ole�nickiego, zaprzysi�g�
szlachcie zachowanie jej praw i wolno�ci, u�wi�caj�c t� przysi�g� p�niej w prawo kardynalne
narodu zamienione Pocta coraventa4; tutaj przed laty czterdziestu odby� si� �w wielki
synod, na kt�rym po d�ugich naradach postanowiono waln� wypraw� przeciwko zdradzieckim
Krzy�akom; tutaj ten�e sam kr�l na wielkim sejmie przed laty dwudziestu siedmiu wys�ucha�
pro�by Czech�w i da� im swojego najstarszego syna na kr�la; tu, na tym�e samym
sejmie, wielki mistrz krzy�acki wykona� kr�lowi przysi�g� podda�stwa, kt�r� w rok p�niej
jego nast�pca ponowi�; tu wreszcie tera�niejszy kr�l Jan Olbracht tak samo, jak jego ojciec,
przeciwko mazowieckiemu ksi���ciu i r�wnie� tylko dzi�ki rozumnej energii swej matki El�biety
w�o�y� na swoje g�ow� polsk� koron�. Te wielkie wspomnienia wywiera�y niewys�owiony
urok na �ci�gaj�c� si� szlacht�: to� nie dziw, �e i teraz wszyscy si� spodziewali jakiego�
wielkiego dziejowego wypadku, a moc� rozbudzonych reminiscencyj tym �atwiej wierzyli
potwornym wie�ciom o zamierzonych, zamachach kr�lewskich.
Miasto Piotrk�w sk�ada�o si� w�wczas z trzech dzielnic: z �r�dmie�cia, z jurydyki5 i z
Wielkiej Wsi, a nale�a�y do� tak�e wioski, stanowi�ce piotrkowskie starostwo. �r�dmie�cie,
4 Pacta conventa (�ac.) � Uk�ad zawierany pomi�dzy elektem a przedstawicielstwem narodu, okre�laj�cy warunki
pod jakimi ten otrzymywa� koron�. W Polsce po raz pierwszy u�o�ono Pacta conventa przy wst�powaniu
na tron Henryka Walezjusza.
5 jurydyka (�ac.) � terytorium w obr�bie miasta lub obok miasta rz�dz�ce si� do 1791 roku osobnymi prawami
12
otaczaj�ce zamek, by�o zbudowane �wczesnym zwyczajem bardzo ciasno. Kilkopi�trowe
domy, opatrzone mn�stwem kru�gank�w i w znacznej cz�ci wjezdnymi bramami, sta�y g�sto
przy sobie, zagl�daj�c sobie w okna nawzajem. Ulice g��wne: Grodzka, Sieradzka, Rwa�ska,
Warszawska, by�y zawsze pochmurne, duszne, gdzieniegdzie nawet ciemne �r�d dnia, tylko
na rynku, otoczonym podsieniami doko�a, by�o cokolwiek wi�cej powietrza i �wiat�a, ale i ten
jeszcze by� prawie w po�owie zawalony ratuszem, kt�rego boki podpiera�y kramy kupieckie.
Dopiero na przedmie�ciach: Krakowskim, Bykowskim, Rokszyckim, nie brakowa�o przestrzeni,
tam te� si� porozsiada�y obszerniejsze gospody, mog�ce znaczniejsze poczty pomie�ci�.
Ale teraz nie wystarcza�y go�ciom nawet przedmie�cia.
Przede wszystkim bowiem sami ci wichrowaci panowie, co przy ka�dej okazji lubili burzy�
po kraju jakby po swoich w�asnych folwarkach, zwalili si� z tak ludnymi taborami woz�w
i koni jucznych i zbrojnymi hufcami, �e i w Warszawie nie byliby znale�li dostatkiem
dach�w dla siebie.
Pomi�dzy tymi trzymali prym dwaj bracia Rytwia�scy, kt�rzy ju� wtenczas zacz�li si�
zwa� Zborowskimi, Miko�aj i J�drzej, jeden dopiero starosta odolanowski, a drugi kasztelan
wielu�ski, sami jeszcze bez zas�ug, ale niezmiernie zuchwali i butni, bo te� i bardzo obszerne
posiadali maj�tki, bardzo g�o�n� mieli ju� przesz�o�� i bardzo licznie si� rozradzali. Jeden z
niedawnych ich przodk�w mia� dwudziestu syn�w, z kt�rych o�miu zgin�o w wojnach krzy�ackich,
a dwunastu zosta�o kasztelanami. Rytwia�scy wyst�powali wsz�dzie kopno i nam�otno,
to� i dzisiaj przyprowadzili ze sob� do pi�ciuset zbrojnego ludu � a Miko�aj, o�eniony
niedawno z Litwink�, c�rk� Aleksandra Jurgiewicza, ksi�cia olsza�skiego, kasztelana wile�skiego,
co go zwano Centaurus, wzi�wszy tam obszerne ziemie za �on�, przywi�d� ze sob�
ca�� sotni� okrutnie kud�atych Litwin�w, w baranich ko�pakach a wilczych ko�uchach, z
krzy�ackimi mieczami u boku a ko�czanami na plecach, kt�rzy te� siedzieli na koniach tak
dzikich, �e r�eniem swoim wyp�aszali lud z wiosek, przez kt�re ci�gn�li. To przyprowadzenie
Litwin�w nawet przeciwnicy kr�lewscy brali mu za z�e, bo Litwa, maj�ca wtedy w�asnego
ksi���cia, nie mia�a si� miesza� do polskich sejm�w; ale wida�, �e Rytwia�scy chcieli koniecznie
gro�nie wyst�pi�, bo i drugi brat, J�drzej, naprowadzi� ze sob� ludzi zaci�nych, a
takich niesfornych, �e si� stali postrachem dla �yd�w i Ormian, co porozk�adali swe kramy
po przedmie�ciach i nieraz musieli ucieka� przed nimi do gwardii marsza�kowskiej, co porz�dku
pilnowa�a w ca�ym starostwie piotrkowskim.
Z Rytwia�skimi przybyli: Odrow��, pan r�wnie pot�ny, Zebrzydowscy i Sieniawscy,
wszyscy w asystencji zbrojnego ludu i wszyscy niespokojnego ducha a dziwnie ognistych, i
temperament�w. To� przeciwnicy kr�lewscy g��wnie na Rytwia�skich liczyli, �e stan� na
czele opozycji i b�d� twardo przy prawach a wolno�ciach obstawa�, bo im pot�gi nie brak�o,
a opozycj� mieli w krwi swojej z dziada, z pradziada. By� to przecie� ich stryj rodzony, �w
rozg�o�ny Jan z Rytwian,co przed laty trzydziestu siedmiu w tym samymi Piotrkowie tak
ogni�cie si� oponowa� przeciwko wojnie, �e jego mowa, miana wtedy do kr�la, obieg�a ca��
Polsk� w odpisach. Kr�l mu da� wielk� lask� koronn�, zaczem te� umilk� i na wojn� pozwoli�:
ale ta mowa zrobi�a Rytwia�skim wielk� s�aw� pomi�dzy burzliw� szlacht�, kt�rej te� wci��
u�ywali. Jako� i dzi� mi�dzy nimi najha�a�liwiej trzaskano na kr�la i na Kallimacha, wszyscy
sejmikowi szczekacze si� przy nich wieszali, niekt�rzy z nich odgra�ali si� kandydatami do
korony, kt�rych wymawiali nazwiska, a drudzy nawet prelegowali, �e kr�lestwo polskie to
jest Res publica, kt�ra si� wcale mo�e obej�� bez kr�la, jako to w Grecji i w Rzymie bywa�o.
Wielcy Polacy przybyli t�umnie, a mali �wietnie, jako to ju� mieli w dawnym zwyczaju.
Jan Amor i Jan Szram Tarnowscy, jeden kasztelan krakowski, drugi za� wojewoda sendomirski,
a z nimi Spytek Jaros�awski, wojewoda krakowski, ich krewny, przybyli ka�dy na czele
swojej nadwornej chor�gwi, z�o�onej z pani�t i urodziwej m�odzie�y szlacheckiej, w b�ysz-
13
cz�cych pancerzach i he�mach z pi�rami, na wymuskanych koniach, karacenami6 okrytych,
wszystko to takie bogate a sk�adne, a uderzaj�ce karno�ci� i �adem, �e ani we Francji, ani we
W�oszech przystojniejszych hufc�w nie by�o � a nad tymi hufcami powiewa�y ich rodowe
sztandary z herbem Leliwa, bo tam natenczas nikt pod chor�gwiami wojew�dztw nie stawa�,
jeno si� wszyscy familiami trzymali.
Wraz z nimi, hetmani�c tak�e takim pocztom przystojnym, przyci�gn�li T�czy�scy pod
znakiem Topora, Ko�cielecki Ogo�czyk, Miko�aj z Ostrowa Rawicz, J�drzej z Kutna Ogo�czyk,
Jakub z Golenina herbu Bia�a, J�drzej z Lubienia Doliwa, jako wojewodowie ruski,
inowroc�awski, lubelski, rawski, mazowiecki i brzeski-kujawski, lecz wszyscy dzier��cy si�
spo�em z ma�opolskimi panami.
Nie gorzej od wojewod�w wyst�pili co przedniejsi kasztelanowie, jako Piotr i Miko�aj z
Kurozw�k herbu Poraj, jeden sendomirski, a drugi lubelski, J�drzej T�czy�ski � wojnicki,
Wac�aw Nieborowski, Prawdzie � be�ski, Jan Grot ze S�upce i Konar � s�decki, Zawisza z
Konradzie � p�ocki, Jan z Potulic, Grzyma�a � rogozi�ski, Ludwik Mort�ski � che�mi�ski i
wielu innych, bo te� pr�cz Kmity �adnego z nich nie brakowa�o � a by�o ich wtedy, wi�kszych
i mniejszych, blisko czterdziestu. Tam wia� duch bardzo wynios�y i sz�y has�a z ust do
ust: obstawa� przy wszystkich prawach, swobodach i przywilejach, ani na w�os nie ust�pi�,
owszem, jeszcze nowych wymaga� przeciwko miastom, kmieciom, ch�opom i �ydom, ��da�
odprawienia Kallimacha, nie dowierza� w niczym kr�lowi, domaga� si� gwarancji i zaprzysi�enia
praw starych i nowych. By�a tam wi�c opozycja stanowcza i zasadnicza, ale spokojna,
szanuj�ca majestat kr�lewski i pe�na mi�o�ci dla ca�ej wielkiej ojczyzny, kt�rej nienaruszalno��
granic, pot�g� pa�stwow� i wierno�� dla rzymskokatolickiego Ko�cio�a uwa�ano
jako pierwsze przykazanie obywatelskie.
Za� Wielkopolska stawi�a si� wcale inaczej, bo tam by�o daleko ludniej ni�eli we wszystkich
innych prowincjach, a drobnej szlachty prawie jak mrowia. Stamt�d sami Ostrorogowie,
Czarnkowscy i Szamotulscy przyprowadzili jaki tysi�c albo i wi�cej szarak�w, samych Na��cz�w
jako swych w�asnych braci herbownych, bo te� i oni byli Na��cze; to� Wieniawici i
Grzymalici, nu� wreszcie Poraje, Korabici i inni zwalili si� ma�o co mniejszymi kupami. A
ju� tam pomi�dzy nimi by�y i zbroje, i stroje tak rozmaite i takie pstrokate, jakby ich kto po
wszystkich krajach �wiata by� zbiera�, �e Ma�opolanie, a zw�aszcza Rusini nie mogli im si�
wcale napatrze�. Bo to ten w kurcie z pak�aku, a �w z karmazynu, ten w siwej, a tamten w
czerwonej opo�czy, trzeci za� zgo�a w stalowej koszulce; ten wsadzi� na g�ow� he�m z grzyw�
albo z pi�rami, �w znowu kapelusz kolisty z kryz� zadart� i z pi�rem, a trzeci ubra� si� w
biret mieszcza�ski, ten z mieczem, �w z samopa�em, a inny z halabard� i z tarcz� albo te� z
okrutnym rapierem � a wszystko z niemiecka, bo te� i z Niemiec brali swe mody. Z wyj�tkiem
familiant�w troch� chudobnie wygl�da�a ta szlachta, bo te� tam u nich ziemi i chleba nie
by�o do zbytku, czasem ich i po kilku na jednym �anie siedzia�o. Ale animusz pomi�dzy nimi
by� wcale inny � inny od wiek�w � a teraz podobno Ostrorogowie ich takim duchem natchn�li,
a�eby wiernie trwali przy kr�lu, bo kr�l jest w wielkiej opresji od pan�w, rad by rozszerzy�
dawne swobody i przywileje dla szlachty, ale niechby to by�o dla wszystkich zar�wno,
w�a�nie jako napisa� Ostror�g: Unus regni rex est, unum juss fiat, unum pondus et una
mensura � jeden ma by� kr�l, jedno prawo, jedna waga i jedna miara dla wszystkich � a nie
tylko dla pan�w, siedz�cych po zamkach obronnych, a maj�cych ju� z swej w�asnej pot�gi
daleko wi�cej swob�d ni� trzeba. Tote� tam gard�owano nie tylko za utrzymaniem, ale
owszem, za wzmocnieniem w�adzy kr�lewskiej, a przeciwko Ma�opolanom, kt�rych podejrzywano,
�e chc� skr�powa� kr�la, a opanowa� Koron�, a�eby sami rz�dzili, a�eby nigdy
�adnej wojny nie by�o, a�eby nie p�acili podatk�w, a mogli po swojej woli rozdrapywa� starostwa.
6 karacena -(�ac.) � gi�tki pancerz �uskowy na sk�rze
14
Obok tych t�um�w: wielkopolskich, wyznaj�cych opinie demokratyczne, ale raczej konserwatywne,
a stanowczo monarchiczne, i ma�opolskich, przej�tych duchem liberalnym, post�powym,
cywilizacyjnym i konstytucyjnym, r�wnie monarchicznym, ale z d��no�ci� dania
przewagi arystokracji, zwali�a si� tak�e do�� licznie szlachta z sejmik�w, pomi�dzy kt�rymi
znajdowali si� tak�e mieszczanie, bior�cy jeszcze wtedy udzia� w sejmikach, wszyscy ludzie
osiadli i zamo�ni, powa�ni i roztropni ojcowie rodzin, w�a�ciwe j�dro spo�ecze�stwa ju� w
owych czasach, ale bez wybitnych politycznych opinij, w�a�nie jak �an dojrza�ej pszenicy,
kt�ry w t� stron� sk�ania swoje dorodne k�osy, w kt�r� wiatr nimi powionie. Ani tak t�umni,
jak Wielkopolanie, ani tak �wietni, jak ma�opolscy panowie, by�o ich jednak tak�e oko�o sze�ciuset
albo i wi�cej, a z swoj� s�u�b� stanowili si�� wcale nieszpetn�.
Za nimi przyci�gn�li panowie ruscy: ksi���ta Zbarascy i Holsza�scy, Buczaccy i Tworowscy,
Paniowscy i Herburtowie Odnowscy, Fredrowie, Cebrowscy, Szumla�scy, Czo�-ha�scy,
Swaryczowscy, Kierdejowicze, Dymitr ksi��� Puciatycz wojewoda kijowski, Pawe� Ko�o z
Dalejowa wojewoda podolski i wielu innych, na czele bogato przybranych, ale nie bardzo
licznych poczt�w, w sobolich i kunich ko�pakach z agrafami z drogich kamieni, w b�yszcz�cych
pasach, w lamowanych �upanach, w deliach i burkach czerwono podbitych i z krzywymi
szablami, b�yszcz�cymi od srebra i z�ota. Najbogatsze tam u nich si�dzenia7 na koniach, kropierze8
na nich od dywdyk�w i haft�w, a i same konie tu owdzie z farbowanymi grzywami i
ogonami, zgo�a wida� po nich, �e z Turczyzn� granicz� i do tamtejszych obyczaj�w nawykli.
Ci wszyscy s� po staremu kr�lewscy, jako byli po wszystkie czasy, bo te� tylko z �aski kr�l�w
mieli takie szerokie ziemie na Rusi i tylko w imieniu kr��w mogli broni� skutecznie
tych ziem i tych kraj�w.
Z nimi tak�e przyjecha� Olizar na czele czterdziestu doborowych kozak�w, a�eby te� cho�
raz sejm polski obaczy�, do niego przyczepi� si� w kilka koni Tigranes z workiem pe�nym
czerwonych z�otych w�gierskich na wy�ywienie Olizarowych koni i ludzi i obydwa z ca�ym
swym pocztem zajechali prosto na zamek, ofiaruj�c si� na s�u�b� oko�o osoby kr�lewskiej,
gdzie od Gniewosza, maj�cego komend� na zamku, s� otwartymi ramiony przyj�ci i zameldowani
samemu kr�lowi jako wolontariusze regali�ci, gotowi g�owy po�o�y� za zdrowie kr�lewskie.
Ka�dy z tych poczt�w, przyci�gn�wszy do Piotrkowa, pr�bowa� ulokowa� si� w mie�cie,
ale �aden z nich ani jednej izby dla siebie nie znalaz�. Przed wszystkimi innymi bowiem polokowali
si� tam biskupi, kt�rzy wszyscy (a by�o ich wtedy w�a�nie dwunastu), przyjechali z
liczn� asystencj�, jaka ksi���tom Ko�cio�a przystoi, niekt�rzy za� nawet ze zbrojnymi hufcami,
jako Jan IV Lubra�ski, biskup potocki, kt�ry pr�cz swego dworu stu pancernik�w przywi�d�
ze sob�; Uriel G�rka, pozna�ski, pan r�wnie wojenny, z konwojem dw�chset �o�nierzy;
a wreszcie metropolita ruski, J�zef So�tan, co przedtem by� marsza�kiem litewskim, a teraz
swoimi bojarami i rozmaitym kozactwem dwie pierzeje9 rynku zawali�. Do tego jeszcze
urz�dnicy koronni i inni przedniejsi senatorowie, co sami mieszkali na zamku, ludzi swoich
pokwaterowali w mie�cie � a tak tam i szpilki nie by�o gdzie wetkn��, nie chc�c ni� uk�u�
albo osob� duchown�, albo te� regalist�.
Miko�aj z Rytwian ze swoim bratem wdar� si� pierwszy do miasta i chcia� tam mieszka�
koniecznie, cho�by mia�, jako sam z konia krzycza� wielkim g�osem na rynku, wszystkich
kantor�w10 i altaryst�w11 powyrzuca� z ich bet�w. Ale Jan II Pude�ko, biskup na�wczas lucki,
nienawidz�cy pan�w, nastaj�cych na biedny lud wiejski, z kt�rego sam wyszed�, s�ysz�c
go z kru�ganku swojej gospody pieni�cego si� na ku�bace ze z�o�ci, powiedzia� jemu na ro-
7 si�dzenie � siod�o
8 kropierz � kapa, okrycie na konia zbrojnego
9 pierzeja � ulica
10 kantor (�a�.) � �piewak ko�cielny
11 altarysta (�a�.) � pomocnik ksi�dza, ministrant
15
zum: � Je�eli wa�� chcesz, a�eby�my ci tu twoich kud�atych Perkunas�w na bigos polski
usiekli, to jeno uderz, a ani jedna noga ich st�d nie wyjdzie; ale ja tobie radz�, aby� poszed�
spa� na przedmie�cie, gdzie jeszcze a� nadto przystojna jest ubikacja dla pan�w starost�w.
Tak nie by�o co robi�. Wszyscy panowie musieli lokowa� si� po przedmie�ciach, a jeszcze
i tam nie dla wszystkich starczy�o miejsca, jako� niekt�rzy z nich, zw�aszcza ci, co mieli dwory
liczniejsze, musieli si� mie�ci� po bli�szych wioskach za miastem, panowie Tarnowscy u
norbertan�w w Witrowie, T�czy�scy na Bugaju, a Rusini w Bykowie. Drobniejsza szlachta
mie�ci�a si� po cha�upach i dworkach przedmiejskich, Wielkopolanie za� stan�li obozem na
polu. Ruch tam by� wielki, ha�as, tartas, wrzawa i ustawiczny szcz�k broni, w nocy za� czaty i
obozowe ogniska, prawie tak samo jak w�r�d wojny. Przeje�d�aj�cy cz�owiek postronny nigdy
by si� nie domy�li�, �e to jest zjazd pos��w na narodowy parlament, a kiedy by mu to powiedziano,
to zaraz by spostrzeg�, �e tak sejmuje tylko nar�d wojenny.
Kr�l mieszka� na zamku i mia� tylko cztery chor�gwie swojego dworu ze sob�, nad kt�rymi
mieli komend� Kamieniecki, Gniewosz, Wilczek i m�ody Ostror�g. Kamieniecki hetmani�
wszystkim, Gniewosz porucznikowa� stra�y oko�o zamku i osoby kr�lewskiej. Opr�cz tego
Leszczy�ski, marsza�ek nadworny koronny, mia� par�set ludzi gwardii, kt�r� nazywano marsza�kowskimi
drabami, a kt�rzy, wi�cej dla obrony kram�w przed napa�ci� hultajstwa ni�eli
dla przeszkodzenia burdom �o�nierskim, wodzili ronty po mie�cie, bo te� i �adnej burdy nie
byli w stanie ukoi�; uzbrojona od st�p do g�owy szlachta, gdyby si� na niech do broni porwa�a,
by�aby ich wydepta�a butami.
Jan Ostror�g, kasztelan pozna�ski a zarazem jenera� wielkopolski, by�by daleko lepiej
us�u�y� utrzymaniu porz�dku, bo przyprowadzi� bardzo s�uszn� chor�giew pancern� ze sob�,
a do tego mia� wszystkich wielkopolskich szarak�w po swojej woli; ale kr�l si� �adnych burd
politycznych nie obawia�, a kiedy mu donoszono, jako tam ta i owa szlachta trzaska pa�aszami
przeciwko niemu, jakie perory miewaj� niekt�rzy po ko�cio�ach i rynkach i jako si� odgra�aj�
przeciwko wzmocnieniu w�adzy kr�lewskiej, to si� jeszcze �mia� z tych pogr�ek i mawia�: �
Szlachta nasza jednej nocy by nie przespa�a spokojnie, gdyby nie mia�a przeciw czemu� si�
burzy�; jak nie ma strachu, to sobie go zmy�li, ale my tam tych strach�w si� nie boimy. � By�
mo�e, �e inaczej rozumia� rzeczy w swym wn�trzu i wobec swych konfident�w, ale tak zawsze
m�wi�, kiedy go liczna otacza�a kompania.
Sejmy �wczesne, jakkolwiek ju� wtedy istnia�y prawnie, nie odbywa�y si� jeszcze tym porz�dkiem,
jak p�niej. Obydwie izby nie mia�y jeszcze sta�ej organizacji, ani ubezpieczonej
ustawami, ani u�wi�conej zwyczajem; porz�dek obradowania tak�e jeszcze nie by� dok�adnie
okre�lony i ustalony. Istnienie izby poselskiej polega�o w�wczas tylko na prawie przyznanym
powiatom, �e ka�dy z nich mo�e dw�ch pos��w wybiera� i posy�a� na sejm, ale jakie prawa
przys�u�a�y tym pos�om, tak samo jak i powiatowym sejmikom, to jeszcze bardzo dowolnej
ulega�o interpretacji. W powiatowych sejmikach brali udzia� jeszcze a� do owego czasu
mieszczanie, mogli by� obierani pos�ami, je�eli posiadali dobra ziemskie, i przyje�d�a� na
sejmy, nawet cho�by tylko jako deputaci miast � i je�eli tych swoich praw dot�d nie u�wi�cili
zwyczajem, a teraz stracili, to w rzeczywisto�ci by�o to w wielkiej cz�ci win� ich w�asnego
niedbalstwa. Pos�owie ziemscy nie mieli tak�e ani w�asnej izby na zamku, ani swego marsza�ka,
zbierali si� zazwyczaj po ko�cio�ach, gdzie o�tarz zakrywano p�achtami, a ambona
s�u�y�a im za m�wnic�. Perorowa� kto chcia� i perorowa� tak d�ugo, jak d�ugo go s�uchano,
czasem m�wc� zag�uszano tumultem � a kiedy pos�om zanadto duszno si� zrobi�o w ko�ciele,
to si� wysypywali na rynek i tam kontynuowali swoje obrady. O jakimkolwiek wetowaniu12
w izbie poselskiej jeszcze wtedy mowy nie by�o.
Senat zgromadza� si� na posiedzenia na zamku kr�lewskim. By�a tam wtedy ogromna sala
jak ko�ci�, do kt�rej prowadzi�y szerokie wspania�e schody, a na kt�rej �cianie naprzeciw
12 wotowanie (�ac.)�g�osowanie
16
g��wnych drzwi by� wymalowany obraz Chrystusa Pana na krzy�u w kolosalnych rozmiarach.
Te malowid�a by�y jeszcze z pocz�tkiem niniejszego wieku widoczne. Pod t� �cian�
wznosi�o si� obszerne podwy�szenie, za�cielone suknem czerwonym, na kt�re wchodzi�o si�
po trzech schodach, a w kt�rego g��bi pod baldachimem sta� wyz�ocony stolec kr�lewski,
otoczony ni�szymi cokolwiek krzes�ami dla kr�lewicz�w i dygnitarzy nadwornych, sk�adaj�cych
ministerium kr�lewskie. U g�ry �cian ci�gn�y si� galerie, kt�re jednak zape�nia�a tylko
m�odzie� b�d�ca w s�u�bie kr�lewskiej, a do kt�rych nie przypuszczano arbitr�w13, bo posiedzenia
nie by�y publiczne. Na brzegu estrady sta�o za sto�em krzes�o, na kt�rym zasiada� marsza�ek