3928

Szczegóły
Tytuł 3928
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3928 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3928 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3928 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

John Morressy G�os Dla Ksi�niczki Prze�o�y�a DANUTA G�RSKA �... Popraw tw� wymow�, by nie �ci�gn�a na ciebie niedoli�. Shakespeare 1. Kwestia zasad Zebranie ci�gn�o si� bez ko�ca. Wydawa�o si�, �e ka�dy uczestnik ma referat do wyg�oszenia i�pragnie go wyg�osi� w�mo�liwie najd�u�szej i�najnudniejszej formie. Kedrigern westchn�� rozpaczliwie, rozprostowa� i�znowu skrzy�owa� ramiona, poprawi� si� na niewygodnym krze�le i�zerkn�� t�sknie przez ma�e okienko na promienny przepych lata. Tam, na zewn�trz powinien przebywa� w�taki poranek. Powinien w�cha� kwiaty, liczy� ob�oki, robi� ma�e pomocne czary dla weso�ych wie�niak�w � a�nie siedzie� na nudnym zebraniu. A�jednak siedzia� tutaj maj�c wra�enie, �e tkwi w�tym pokoju od zarania czasu, niczym b�bel powietrza uwi�ziony w�skale. Hithemils, skarbnik gildii, przerwa� i�od�o�y� ksi�g�, z�kt�rej odczytywa� monotonny szereg cyfr. Kedrigern pochyli� si� do przodu. Wreszcie wyzwolenie, pomy�la�. Ale jego nadzieje prys�y, kiedy Hithernils wzi�� nast�pn� ksi�g�, odchrz�kn�� i�zacz�� recytowa� now� litani� wydatk�w albo wp�yw�w, albo pobor�w, albo innych bzdur. Kedrigern wyda� cichy, gard�owy d�wi�k, co� pomi�dzy j�kiem a�warkni�ciem, i�przesta� s�ucha�. Wszystko to nonsens, powiedzia� sobie, a�on by� g�upcem, �e na to poszed�. Sam pomys� gildii czarodziej�w by� niedorzeczny. Czarodzieje pracuj� samotnie, jak paj�ki. Od czasu do czasu przyjemnie spotka� si� w�czysto towarzyskich celach, ale formalna organizacja, urz�dnicy, zebrania, regulaminy, op�aty, has�a i�tajne znaki oraz imponuj�ce tytu�y by�y po prostu �mieszne. Widocznie nawet katastrofalny przyk�ad bractwa pustelnik�w niczego ludzi nie nauczy�. Kedrigern obwinia� alchemik�w o�wymy�lenie takiej organizacji. Obwinia� alchemik�w automatycznie o�wszystkie z�e rzeczy na �wiecie, w��cznie z�pogod�, jednak tym razem mia� dostateczny pow�d. Alchemia by�a ca�kiem nowym zjawiskiem w�kraju Kedrigerna, ale szybko zdobywa�a popularno��. Rozkwita�a zw�aszcza w�r�d m�odzie�y, dla przyczyn, kt�re w�Kedrigernie wzbudza�y tylko narastaj�ce uczucie niesmaku. Zapewne atrakcyjno�� zawodu zwi�ksza�y pompatyczne tytu�y, barwne insygnia i�malowniczy �argon, i�nieustaj�cy ci�g celebrowanych uroczy�cie zjazd�w, a�tak�e konferencji i�warsztat�w, kt�re zape�nia�y kalendarz alchemika; tego rodzaju rzeczy przemawiaj� do niedojrza�ych umys��w w�ka�dym wieku. Ponadto alchemicy ci�gle opowiadali o�b�yskawicznych i�lukratywnych mo�liwo�ciach zatrudnienia w�tym zawodzie. Nie dla nich d�uga, powolna walka o�sukces; oni obiecywali natychmiastowe zyski, nieodparcie kusz�ce dla zbyt wielu ludzi. Trzeba by�o czasu, ogromnej pracy i�sporej porcji ryzyka, �eby zosta� naprawd� pierwszorz�dnym czarodziejem. Natomiast ka�dy m�g� zdoby� stopie� alchemika w�ci�gu kilku lat, bez wi�kszego wysi�ku, po czym natychmiast zgarnia� ci�k� fors� za zwyk�e, ordynarne szwindle. Nic dziwnego, �e ten zaw�d przyci�ga� najgorszych i�najbardziej ograniczonych osobnik�w, stwierdzi� kwa�no Kedrigern. Witano ich z�otwartymi ramionami, wszystkich t�pak�w, leni�w i�nieudacznik�w, kt�rym brakowa�o prawdziwych magicznych zdolno�ci. Przypomnia� sobie Jaderala, swojego dawnego ucznia, chytrego ma�ego szczura, kt�ry pod nieobecno�� mistrza buszowa� po jego warsztacie, szukaj�c zawodowych sekret�w i�kt�rego w�ko�cu Kedrigern osobi�cie, z�wielk� przyjemno�ci� wyrzuci� ze s�u�by. Oto by� urodzony alchemik: cz�owiek zepsuty do szpiku ko�ci. A jednak ci n�dznicy odnosili sukcesy. Alchemia szybko sta�a si� powa�n� konkurencj� dla subtelniejszej sztuki magii. Czarodziejki i�czarodzieje, wied�my i�zaklinacze odkryli, �e dawni klienci opuszczaj� ich dla tych nowomodnych alchemik�w, zafascynowani przestronnymi laboratoriami i�b�yszcz�cymi przyrz�dami. Oczywi�cie to by� tylko fa�szywy blichtr. Alchemicy nigdy nie osi�gn�li niczego poza szybkim zyskiem, a�jednak jako� umkn�li krytyki. Tymczasem koledzy Kedrigerna po fachu, zamiast podj�� szybkie i�stanowcze kroki przeciwko tym parweniuszom, stworzyli organizacj� zawodow� niemal nie r�ni�c� si� od typowej alchemicznej kapitu�y. Tch�rzliwa, wr�cz samob�jcza decyzja, pomy�la� Kedrigern. Wszystko si� rozlatuje. To pocz�tek ko�ca. Podczas gdy Kedrigern duma� nad szale�stwem swoich koleg�w, Hithemils doczyta� sprawozdanie do ko�ca. W�r�d pow�ci�gliwych oklask�w wsta� Tristaver, jak zwykle obdarzaj�c wszystkich dobrotliwym u�miechem. Tristaver uwa�a� si� za dyplomat�, lej�cego oliw� na wzburzone wody. Kedrigern nie mia� o�nim zbyt wysokiej opinii: niez�y w�zmianach postaci i�prostych mi�osnych zakl�ciach, w�zasadzie jednak zwyk�y rzemie�lnik. Ale je�li og�osi zako�czenie obrad, pomy�la� Kedrigern, odkupi wszelkie swoje grzechy. Tristaver u�miechn�� si� do ca�ego zgromadzenia i�powiedzia�: � Bracia i�siostry, mam wiadomo��, kt�ra z�pewno�ci� ucieszy serce ka�dego czarodzieja w�tym pokoju... Kedrigern u�miechn�� si� i�pochyli� do przodu na twardym krze�le, oczekuj�c b�ogos�awionego s�owa �przerwa�. � ...a tak�e wszystkich naszych nieobecnych przyjaci� � ci�gn�� Tristaver. Serce Kedrigerna zamar�o. Wi�c jeszcze nie koniec. Znowu gadanie. � Mamy dzi� rano niespodziewanego go�cia, powa�anego fachowca najwy�szej klasy w�swojej dziedzinie. Wprawdzie r�ni si� ona od naszej... istotnie, pomi�dzy naszymi profesjami wyst�powa�y ostatnio godne ubolewania tarcia... uwa�amy jednak, �e g��boki wzajemny szacunek powinien pokona� te drobne rywalizacje... � kontynuowa� Tristaver. D�ugo jeszcze m�wi� w�tym stylu, ale Kedrigern s�ucha� go tylko jednym uchem. Zastanawia� si� nad znaczeniem gadaniny Tristavera, nie nad sam� gadanin�. Niespodziewany go��? Tarcia pomi�dzy naszymi profesjami? Co takiego wymy�li� ten Tristaver? I�kto mu pomaga�? Kedrigern rozejrza� si� wok�; Hithemils wygl�da� na zadowolonego z�siebie, a�Tristaver mia� ob�udn� min�, ale to by�o normalne. Inni chyba wiedzieli nie wi�cej od Kedrigerna. Conhoon marszczy� brwi, Belsheer sennie kiwa� g�ow�, Axpad i�jego s�siedzi spogl�dali w�przestrze� niewidz�cym wzrokiem; nikt nie wydawa� si� wtajemniczony. Zagadkowa sprawa. S�owa �honorowe cz�onkostwo� przyci�gn�y uwag� Kedrigerna, kiedy Tristaver zbli�a� si� do ko�ca przem�wienia. � ...jednog�o�nym wnioskiem komisji wyborczej. Tak wi�c bez dalszej zw�oki chcia�bym przedstawi� naszego wyj�tkowego, niespodziewanego go�cia, profesora-doktora-magistra Quintrindusa, dawniej z�Uniwersytetu w�Rottingen, obecnie Alchemika Wizytatora na... � Tris, czy� ty zwariowa�? � krzykn�� Kedrigern. � Co? Co? � rzuci� Tristaver, ogl�daj�c si� z�l�kiem. � Kto to powiedzia�? Kto zabra� g�os? � Ja � odpar� Kedrigern wstaj�c. Wzi�� si� pod boki, wysun�� szcz�k� do przodu i�ponad sto�em spojrza� zimno na Tristavera. -Je�li to �art, nie jest zabawny A�je�li to nie �art, w�takim razie zwariowa�e�. Ca�a komisja wyborcza zwariowa�a. � Bracie Kedrigern, zak��casz porz�dek zebrania � skarci� go przewodnicz�cy. � Ja? Zak��cam porz�dek? To nie ja zaprosi�em alchemika, �eby wst�pi� do Gildii Czarodziej�w. � To le�y ca�kowicie w�naszych prerogatywach � oznajmi� sztywno Tristaver. � Prerogatywy, akurat! Ten cz�owiek jest alchemikiem... notorycznym alchemikiem! To wr�g! � zawo�a� Kedrigern. Tristaver odzyska� r�wnowag�. Z��askawym u�miechem zwr�ci� si� do Kedrigerna: � Ale� bracie Kedrigernie, nie ma powodu, �eby profesor-doktor-magister Quintrindus pozosta� naszym wrogiem. Od pewnego czasu spotykamy si� na gruncie prywatnym... � Kryj�c si� w�ciemnych uliczkach � burkn�� Kedrigern. � Doprawdy, bracie Kedrigern � upomnia� go przewodnicz�cy. Tristaver zignorowa� go. � I�odkryli�my bardzo realn� wsp�lnot� interes�w pomi�dzy naszymi dziedzinami. Doszli�my do wniosku, �e je�li przestaniemy zwalcza� si� nawzajem i�po��czymy si�y, przyniesie to znaczne obustronne korzy�ci. � Och, rozumiem � rzuci� pogardliwie Kedrigern. � My zapewnimy im szacunek, a�oni w�zamian mo�e pode�l� nam kilku klient�w, kt�rych nam ukradli. Gniewny pomruk wzni�s� si� po obu stronach, a�Kedrigern nabra� otuchy. Widocznie jego koledzy byli r�wnie rozgniewani jak on. Odwr�ci� si� twarz� do zgromadzenia i�przem�wi�: � Czy zatem pozwolimy... � Siadaj, Keddie! � kto� krzykn��. � Tak, siadaj i�nie przeszkadzaj w�zebraniu � doda� inny zirytowany g�os. � Nie rozumiecie, co si� dzieje? Oni chc� wprowadzi� alchemika do naszej gildii. Alchemika! � wrzasn�� Kedrigern, wk�adaj�c w�to s�owo ca�� nienawi�� i�odraz�, jak� potrafi� zmobilizowa�. � Quintrindus to bardzo wp�ywowy cz�owiek � o�wiadczy� Hithernils, gro��c mu palcem. � On ma wyrobione nazwisko, Keddie � powiedzia� �agodnie stary Belsheer. � Wszyscy znaj� Quintrindusa. � Wszyscy wiedz�, �e Quintrindus to szalbierz. Alchemicy to sami szalbierze. Niczego nie robi�, tylko gadaj� o�zamianie o�owiu w�z�oto � o�wiadczy� Kedrigern, spogl�daj�c kolejno na twarze zebranych. � Widzieli�cie, �eby kt�ry� tego dokona�? � Nie... ale je�li kiedy� tego dokonaj�, lepiej ich mie� po naszej stronie � stwierdzi� Axpad. Tristaver natychmiast popar� jego wniosek. � W�a�nie tak uwa�amy, bracie Axpad! Nie zaszkodzi przyj�� Quintrindusa i�mo�e jeszcze kilku starannie wybranych alchemik�w do naszej gildii, a�korzy�ci b�d� ogromne. Wi�c skoro zako�czyli�my dyskusj�... � ��dam g�osowania � przerwa� Kedrigern. � Och, doprawdy � sykn�� Hithernils, ale Tristaver z�dobrotliwym u�miechem powiedzia�: � My�l�, �e mo�emy spe�ni� ��danie brata Kedrigerna. Chyba nabierze troch� rozs�dku, kiedy przekona si� o�decyzji zgromadzenia. Kedrigern prychn�� pogardliwie. � Niech wszyscy, kt�rzy popieraj� postanowienie komitetu, �eby przyj�� profesora-doktora-magistra Quintrindusa na honorowego cz�onka Gildii Czarodziej�w, podnios� praw� r�k� � og�osi� Tristaver. Woko�o wzni�s� si� las r�k. � Dzi�kuj� wam, bracia i�siostry. A�kto jest przeciw? Kedrigern jako jedyny podni�s� r�k�. Tristaver rozejrza� si� po sali, zachichota� i�powiedzia�: � Mo�e teraz brat Kedrigern zechcia�by wycofa� sw�j g�os, �eby zaprotoko�owano jednog�o�ne przyj�cie kandydatury profesora-doktora-magistra Quintrindusa. � Nie zgadzam si� na tego szalbierza ani na �adnego innego alchemika i�nie wycofam mojego g�osu. W�r�d zgromadzenia rozleg� si� niech�tny pomruk. Do uszu Kedrigerna zacz�y dociera� niepochlebne komentarze. Przez jaki� czas znosi� to w�milczeniu, wreszcie jednak nie wytrzyma�. Zmierzy� gniewnym wzrokiem zebranych koleg�w. � Bracia i�siostry, dokonali�cie wyboru. Zdobyli�cie Qumtrindusa, ale stracili�cie Kedrigerna � o�wiadczy�. Obr�ci� si� na pi�cie, zamaszystym gestem narzuci� p�aszcz i�opu�ci� sal�. Tego wieczoru, rozbiwszy ob�z na ��ce nad bystrym strumieniem, ponownie przemy�la� ca�� spraw�. Nie �a�owa� rezygnacji, �a�owa� tylko, �e w�og�le wst�pi� do gildii. Powo�anie na stanowisko cz�onka za�o�yciela pochlebi�o jego pr�no�ci i�przyt�umi�o zdrowy rozs�dek. Jedno by�o pewne: koniec z�organizacjami w�jego �yciu. I�koniec z�w��cz�g�. Czas si� ustatkowa�. Kedrigern od dawna posiada� kawa�ek ziemi na G�rze Cichego Gromu. By�o to bardzo malownicze miejsce, chocia� opuszczone i�bezludne. Barbarzy�cy omijali t� okolic�, poniewa� nie zosta� tam nikt do zabicia i�nic do zrabowania. Alchemicy, ��dni zysku i�spragnieni rozg�osu, skupiali si� raczej w�miastach, za� najbli�szy czarodziej mieszka� w�odleg�o�ci wielu dni drogi. Wszyscy inni ludzie l�kali si� duch�w, kt�re podobno nawiedza�y okolic�. Tam Kedrigern znajdzie upragniony spok�j i�samotno��, jak na czarodzieja przysta�o. Nie b�dzie mia� �adnych s�siad�w, �adnych niespodziewanych go�ci, �adnych zb��kanych podr�nych. Bez przeszk�d b�dzie kontynuowa� studia nad przeciwzakl�ciami oraz eksperymenty z�dziedziny magii temporalnej. Nie k�opota� si� brakiem got�wki. By� najlepszym specjalist� od przeciwzakl�� na wiele mil woko�o, o�czym wszyscy wiedzieli. Postanowi� odej�� na niepe�n� emerytur�, ale nadal udziela� konsultacji � za godziw� op�at�. Tylko nie dla alchemik�w i�ich przyjaci�. Zw�aszcza nie dla przyjaci� z�Gildii Czarodziej�w. Co najlepsze, nie b�dzie ju� marnowa� �ycia na d�te zebrania, gdzie podejmowano wy��cznie decyzje, �e jeszcze nie pora na podj�cie decyzji, chyba �e b��dnej albo g�upiej. Jakby nie by�o, w�przysz�o�ci b�dzie s�ucha� tylko w�asnego g�osu. Kedrigern nigdy nie by� towarzyski, tote� cieszy�a go perspektywa samotno�ci. Gdyby kiedy� zapragn�� odmiany, zawsze m�g� znale�� sobie �on�; ale postanowi� nie spieszy� si� z�t� decyzj�. Nie ka�da kobieta nadawa�a si� na �on� czarodzieja. W�a�ciwie bardzo niewiele by�o takich kobiet. Czarodziej powinien wybiera� sobie �on� z�wielk� rozwag�, nie na �apu-capu. Kedrigern by� do�� m�ody jak na czarodzieja � przekroczy� dopiero p�metek drugiego stulecia � i�wci�� si� uczy�. Zd��y jeszcze pomy�le� o�o�enku w�przysz�ym stuleciu. Ziewn�� i�podni�s� wzrok znad ma�ego ogniska. Niebo ju� pociemnia�o, noc by�a przyjemnie ch�odna. Kedrigern rozci�gn�� prosty czar ostrzegawczy na obwodzie obozowiska i�u�o�y� si� wygodnie pod gwiazdami. Zasn�� natychmiast i�spa� smacznie a� do p�nocy, kiedy obudzi� go basowy, dudni�cy grzmot. Poniewa� ostrzegawcze zakl�cie nie zadzia�a�o, wiedzia�, �e nie grozi mu �adne niebezpiecze�stwo. Obudzi� go tylko ha�as: zupe�nie jakby kto� przetacza� z�boku na bok wielk� drewnian� skrzyni�, do po�owy wype�nion� kamieniami. Hucz�cy odg�os rezonowa� w�powietrzu i�uniemo�liwia� sen. Kedrigern usiad�, mrucz�c gniewnie przetar� oczy i�rozejrza� si� dooko�a. Niczego nie zobaczy�. Wydawa�o mu si�, �e ha�as dochodzi od strony strumienia � i��e s�ycha� w�nim nut� smutku, jakby g�ra rozpacza�a nad jakim� nieszcz�ciem. Si�gn�� pod koszul� i�wyci�gn�� medalion, kt�ry nosi� na szyi, jedyny po�yteczny prezent od gildii. Podni�s� go do oka i�spojrza� przez male�k� dziurk� w�samym �rodku, Szczelin� Prawdziwej Wizji, a�wtedy dostrzeg� przyczyn� zamieszania. Na brzegu strumienia sta�a masywna, przysadzista sylwetka, przygarbiona jakby ze zmartwienia. Przypomina�a kuk�� wyciosan� pospiesznie z�drewna i�kamienia przez niewprawne d�onie, kt�re nast�pnie owin�y swoje dzie�o wystrz�pionymi szmatami, �eby je ukry� przed ludzkim wzrokiem. G�owa wygl�da�a jak p�kula poro�ni�ta brodawkami i�k�pkami w�os�w, z�nosem jak sflacza�a koncha wystaj�cym sporo do przodu. Podbr�dka nie by�o wida�. W�zgi�ciu pot�nego ramienia tkwi�o zawini�tko z��achman�w. Z�wygl�du Kedrigern rozpozna� trolla, a�po r�owych wst��kach zwi�zuj�cych kosmyki w�os�w domy�li� si�, �e widzi samic�. Dziwaczna istota wydawa�a si� ca�kowicie pogr��ona w�rozpaczy. Kedrigern ostro�nie zbli�y� si� na kilka krok�w i�odchrz�kn��. Kiedy trollica nie zareagowa�a, chrz�kn�� ponownie, g�o�niej, ale nowy wybuch lamentu zag�uszy� jego g�os. Tym razem czarodziej rozr�ni� s�owa. � Ach, bieda i�niedola, co teraz poczniesz, m�j mi�y, m�j �liczny, m�j kochany! � hucza�o nad ��k� niczym sztormowa fala uderzaj�ca o�ska�y. � Przepraszam pani� � wrzasn�� Kedrigern, staraj�c si� wrzeszcze� jak najuprzejmiej. Trollica odwr�ci�a si� powoli i�oci�ale, i�spojrza�a na czarodzieja ma�ymi czarnymi oczkami. Przygl�da�a mu si� przez chwil�, a�potem zadudni�a: � A�ty kto? � Nazywam si� Kedrigern � odpar� z�niskim uk�onem. � Ty mistrz Kedrigern, wielki czarodziej? � zapyta�a. � Tak, ja mistrz. To ja. � Ty mo�esz naprawd� rzuca� czary i�zdejmowa� je, jak si� zepsuj�, i�wszystko? � Tak, mog�. Naprawd�. � No to szcz�cie dla mnie, bo teraz tylko czarodziej mo�e mi pom�c. Zrozpaczona kobieta � nawet kobieta przypominaj�ca wielk� kup� �mieci � poruszy�a najszlachetniejsze instynkty Kedrigerna. Je�eli ta biedna istota potrzebuje jego pomocy, nie dozna zawodu. � Jestem do twoich us�ug, pani � powiedzia� i�sk�oni� si� ponownie, dodaj�c zamaszysty ruch r�ki. � Och, jak mnie mi�o � powiedzia�a trollica. � Zawsze przyjemno�� spotka� prawdziwego d�entelmena. � Dzi�kuj� pani. Teraz niech mi pani opowie o�swoich k�opotach, a�ja zobacz�, co mog� zrobi�. � No, ja zaczn� od mojego m�a na pocz�tek. Du�y, �adny troll, imieniem Gnurtt. Zawsze on siedzia� pod Mostem Czerwonego Ksi�cia albo niedaleko. Ty znasz mojego Gnurtta? � Obawiam si�, �e nigdy... � No, niewa�ne. Gnurtt teraz tylko wielki g�az, �adnego po�ytku. � Przerwa�a, poci�gn�a nosem i�znowu zala�a si� �zami.� Och, m�j skarbie, m�j drogi, m�j kochany, co teraz b�dzie z�tob�? Och, biada, biada! � Przepraszam bardzo � wtr�ci� delikatnie Kedrigern. � M�wi�a pani, �e Gnurtt jest teraz g�azem? � On g�az. Wielki pi�kny menhir, stoi dumny i�samotny na �rodku pola stokrotek. Za d�ugo zwleka� w�Noc �wi�toja�sk� i�wsch�d s�o�ca przy�apa� go w��rodku ta�ca. � I�chce pani, �ebym go odczarowa�? � O�nie, mistrzu Kedrigern, w��adnym razie. Nigdy bym nie prosi�a ciebie, �eby� wtr�ca� si� do natury. Gnurtt zawsze chcia� odej�� w�ten spos�b, no i�sta� si� pi�knym kamieniem. Ma teraz �liczny szary odcie� i�mi�� chropowat� powierzchni�. Bardzo mu to pasuje. Gnurtt nigdy nie wygl�da� lepiej. � Rozumiem. Wi�c chce pani, �ebym pani� zmieni� w�taki sam menhir? � Nie trzeba, chocia� �adnie z�twojej strony, �e zaproponowa�e�. Przed �witem p�jd� tam na pole, gdzie stoi Gnurtt, i�zaczekam obok niego, a� padnie na mnie promie� s�o�ca. A�wtedy na polu b�d� dwa pi�kne wielkie menhiry i�mn�stwo stokrotek dooko�a, motyle i�wszystko. �licznie b�dzie wygl�da�o, na pewno. Kedrigern przytakn��, wyobra�aj�c sobie ten idylliczny obrazek. Odczeka� chwil�, podrapa� si� po brodzie i�zagadn��: � Skoro wszystko pani obmy�li�a, to nie rozumiem, czego pani chce ode mnie. � Och, ja martwi� si� o�mojego malutkiego, mistrzu Kedrigern. Gdyby� mu stworzy� przyzwoity dom... Kedrigern rozejrza� si�. � O�jakiego malutkiego? Trollica wyj�a zawini�tko spod pachy i�podsun�a mu pod nos. Zawiera�o miniaturow� wersj� jej samej, smacznie u�pion�. Wielka, guzowata twarz trollicy zmarszczy�a si� w�u�miechu, a�ma�e czarne oczka rozb�ys�y macierzy�sk� dum�. � Sp�jrz tylko, mistrzu Kedrigern. Czy on nie jest naj�liczniejsz� rzecz� na �wiecie? Wida� rodzinne podobie�stwo do mamy � doda�a czule. � Ma pani nos � zauwa�y� Kedrigern. � Naprawd� tak my�lisz? � zawo�a�a trollica, pochlebiona i�ucieszona. � Och, zdecydowanie. � Ale ma oczy Gnurtta. Szare jak kamyki i�takie male�kie, �e ledwie je wida�. � Rzeczywi�cie s� male�kie. I�bardzo blisko osadzone. � I�te uszy. Prze�liczne wielkie uszy. � Prze�liczne. � No to we�miesz moje male�stwo? � zapyta�a trollica, k�ad�c zawini�tko u�st�p Kedrigerna. � Ja? � Nie majak czarodziej, �eby zapewni� ma�emu trollowi odpowiednie wychowanie, mistrzu Kedrigern. Zwykli ludzie wcale si� do tego nie nadaj�. Nie tylko w�swojej g�upocie wol� jakie� paskudztwa z�wielkimi oczami i�zupe�nie bez nos�w, ale w�dodatku nie wytrzymuj� d�ugo. Zwyk�y cz�owiek jest ca�kiem zu�yty, s�aby na ciele i�umy�le, zanim jeszcze ma�y troll doro�nie. � Ale ja nie... � Za to czarodziej prze�yje wszystkich, nawet nas, trolle � ci�gn�a. � Oczywi�cie pod warunkiem, �e nie przy�api� go w�chwili s�abo�ci, bez os�ony magii. Ale w�a�nie w�takiej chwili dobry, m�ody, silny troll najbardziej si� przydaje. Przecie� nawet ten maluch, chocia� taki niedu�y, potrafi powali� par� wielkich, wyro�ni�tych barbarzy�c�w r�wnie �atwo, jakby� strzepn�� much� z�r�kawa. � Potrafi? � Och, bez w�tpienia. I�jaki lojalny. Wzgl�dem lojalno�ci �aden pies nie da si� por�wna� z�trollem. � No... � I�lepszy od kota, kiedy trzeba wyt�pi� myszy w�domu. I�jaki dobrze wychowany. Zawsze grzeczny i�pos�uszny, a�je�li zacznie rozrabia�, musisz tylko waln�� go po g�owie porz�dn�, tward� maczug�, to zaraz zrozumie. Je�li dobrze wychowasz ma�ego trolla, mistrzu Kedrigern, dostaniesz wielki skarb na reszt� �ycia � o�wiadczy�a trollica i�cofn�a si�. � Ale czy on jest przyuczony do czysto�ci? � rozpaczliwie krzykn�� Kedrigern. � Trolle nie maj� z�tym k�opot�w � odpar�a. Odwr�ci�a si� i�ruszy�a przed siebie, wo�aj�c przez rami�: � Wybacz, mistrzu Kedrigernie, musz� si� spieszy� na pole, gdzie czeka na mnie m�j Gnurtt. Rozumiesz, musz� zaj�� odpowiedni� pozycj� przed wschodem s�o�ca. Nie chc� g�upio utkn�� w�po�owie drogi i�zmieni� si� w�samotny, nikomu niepotrzebny g�az na �rodku lasu, gdzie nie ma z�kim pogada�. Odesz�a powolnym, miarowym krokiem, od kt�rego dr�a�a ziemia. Kedrigern zawo�a� za ni�: � Imi�! Czy on ma imi�? � Nazwij go, jak chcesz, mistrzu Kedrigernie � odkrzykn�a. -To bez znaczenia. Kiedy nadejdzie czas, on pozna swoje w�a�ciwe imi�. Kiedy ucich�o echo dudni�cego g�osu i�ziemia przesta�a dygota�. Kedrigern spojrza� na zawini�tko. Malec by� niesamowicie brzydki. Zacz�� si� wierci� i�skopywa� z�siebie �achmany, im wi�cej za� ods�ania�, tym gorzej wygl�da�. Sk�ada� si� g��wnie z�g�owy oraz wielkich d�oni i�st�p, sk�r� mia� szorstk�, plamist�, pokryt� brodawkami. Kedrigern podni�s� go ostro�nie i�pr�bowa� utuli�. Malec ci�gle si� wierci�, wi�c Kedrigern po�o�y� go znowu na ziemi. Ma�y troll natychmiast poraczkowa� za matk� w�szybkim tempie. � No, no, nic z�tego � o�wiadczy� Kedrigern, chwyci� go za grub� nog� i�podni�s� do g�ry. � Mama posz�a zamieni� si� w�kamie�. Nie chcemy tego dla ciebie, prawda? Przede wszystkim chyba musz� znale�� ci imi�. Na przyk�ad... jak ci si� podoba Burek? Ma�y troll wydoby� z�siebie wrzask, od kt�rego wzburzy�a si� woda w�strumieniu i�pop�ka�a kora na najbli�szych drzewach. Kedrigern skrzywi� si� i�pospiesznie powiedzia�: � No dobrze, nie b�d� ci� nazywa� Burek. Ma�e stworzenie milcza�o. Kedrigern po�o�y� je na ziemi, a�ono tym razem nie pr�bowa�o si� odczo�ga�. � Tak lepiej � stwierdzi� czarodziej. Przyjrza� si� trollowi z�namys�em i�o�wiadczy�: � Ciapek. Jak ci si� to podoba, ma�y? � Jap, jap! � krzykn�� uszcz�liwiony malec. Stan�� na palcach, obj�� �ydk� Kedrigerna mia�d��cym uchwytem i�wycisn�� g�o�ny poca�unek na kolanie czarodzieja. Kedrigern, kt�ry nigdy dot�d nie mia� w�asnego trolla, wzruszy� si� tym gestem. Z�natury odczuwa� wsp�czucie dla porzuconych dzieci � nawet dzieci-trolli � a�ten malec zachowywa� si� lepiej, ni� nale�a�o si� spodziewa�. � Dobry Ciapek, dobry troll � powiedzia� czarodziej, bior�c stworka w�jedn� r�k�, a�jego �achmany w�drug�. � Teraz musz� ci� zakry� przed s�o�cem, bo inaczej zmienisz si� w�kamie�. Nie chcemy tego, prawda? � Jap. � Oczywi�cie, �e nie chcemy. A�jak ci� ju� zawin�, nie pr�buj si� odwija�, s�yszysz? �adnego podgl�dania. � Jap � Dobrze. Otulony �achmanami Ciapek natychmiast zasn��. Na razie nie sprawia� k�opot�w, ale jak wszystkie trolle by� do�� ci�ki. Tego ranka uszli zaledwie mil�, kiedy Kedrigerna rozbola�y r�ce. Zatrzyma� si� i�sporz�dzi� szelki, �eby nie�� Ciapka na plecach. Pod�o�y� pod trolla w�asny ma�y worek podr�ny i�odt�d maszerowa�o mu si� znacznie wygodniej. Wynurzyli si� z�lasu i�przemierzyli opustosza�� r�wnin�. Niedawno przeszli t�dy barbarzy�cy, zostawiwszy za sob� szlak zniszcze�. Wioski i�gospodarstwa zmieni�y si� w�poczernia�e zgliszcza. Pola zosta�y stratowane. Wszystkie m�ode drzewka zr�bano, a�starsze wykorzystano jako szubienice dla tych, kt�rzy nie uciekli. � Z�e czasy nasta�y, Ciapku, i�coraz gorzej si� dzieje. Pomi�dzy barbarzy�cami a�alchemikami... � Kedrigern smutno potrz�sn�� g�ow�. � Jap � dobieg�o cichutko z�ty�u. � Za to na G�rze Cichego Gromu b�dzie przyjemnie. Zobaczysz. Mn�stwo s�o�ca i��wie�ego powietrza... miejsce do biegania... Opracuj� zakl�cie, �eby� m�g� przebywa� na s�o�cu. Mo�esz uprawia� ogr�dek. � Jap! � rozleg�o si� ponownie, senne, lecz szcz�liwe. W�drowali dalej, a� dotarli do zniszczonej, zrujnowanej wie�y, gdzie Kedrigern mieszka� i�pracowa�. W�zapadaj�cym zmierzchu wygl�da�a nale�ycie z�owieszczo. Czarodziej z�westchnieniem ulgi z�o�y� na ziemi sw�j ci�ar. Dobrze by�o wr�ci� do domu. Zdj�� czar, kt�ry chroni� wie�� przed intruzami, wszed� i�ponownie na�o�y� czar. W�tych czasach nigdy dosy� ostro�no�ci, pomy�la�. To, co z�zewn�trz wygl�da�o jak zrujnowana wie�a, w��rodku stanowi�o przytuln�, chocia� nieco zagracon� pracowni� czarodzieja. Kedrigern rozpali� ogie� w�wielkim kamiennym kominku i�wkr�tce odblask p�omieni o�wietli� wn�trze. Obok paleniska sta�o nie po�cielone ��ko. Na �rodku pokoju kr�lowa� wielki, zawalony rupieciami st� do pracy. Wzd�u� �cian ci�gn�y si� p�ki. Mniej wi�cej po�ow� miejsca na p�kach zajmowa�y ksi��ki, reszt� za� rozmaite akcesoria czarodziejskiego rzemios�a, niekt�re odra�aj�ce z�wygl�du, niekt�re niepodobne do niczego. Kedrigern pochyli� si� i�opar� d�onie na stole gestem posiadacza. Wyprostowa� si� natychmiast i�zacz�� wyciera� d�onie z�kurzu. Zdumiewaj�ce, jak szybko gromadzi� si� kurz. Mosi�na g�owa, kt�ra s�u�y�a mu za kartotek�, bardzo potrzebowa�a odkurzania, postanowi� jednak od�o�y� to do jutra, �eby jednocze�nie rozpocz�� tresur� Ciapka. Kiedy tak sta� zamy�lony, wielki, czarny, w�ochaty paj�k wielko�ci jab�ka opu�ci� si� bezg�o�nie spomi�dzy krokwi i�zawis� przed jego twarz�. � Cze��, Manny � powiedzia� czarodziej i�wyci�gn�� r�k�, �eby podrapa� paj�ka po brzuchu. � Mam nadziej�, �e dobrze pilnowa�e� domu, kiedy mnie nie by�o. Paj�k weso�o i�twierdz�co pomacha� dwiema przednimi �apkami. Jego fasetowe oczy migota�y w�blasku ognia. � Mam dobre nowiny, Manny � oznajmi� Kedrigern. � Zamierzam p�j�� za twoim przyk�adem i�wybudowa� sobie w�asny dom. Manny przesta� macha�. Opu�ci� si� troch� ni�ej i�ko�ysa� si� powoli przed czarodziejem, obserwuj�c go nieufnie. � Zapraszam r�wnie� ciebie. Manny. B�dzie tam mn�stwo rozkosznych ciemnych zakamark�w. Du�o miejsca do zak�adania sieci i�mn�stwo do jedzenia. Manny wci�gn�� si� z�powrotem pomi�dzy krokwie; pewnie chcia� si� zastanowi� nad zapowiadan� przeprowadzk�. Kedrigern strzepn�� z�d�oni resztki kurzu i�odwr�ci� si� do Ciapka. Ma�y troll ziewa� i�przeciera� male�kie oczka wielkimi, niezdarnymi �apskami. Zamruga�, wsta� i�rozejrza� si� po pokoju. � Jap? � zapyta� cichutko. � Zostaniemy tutaj przez jaki� czas, Ciapku. Musz� si� spakowa� przed przeprowadzk�, a�potem wezwa� poltergeista, �eby przeni�s� rzeczy. To zawsze delikatne zadanie. � Jap? � No, je�eli nie rzucisz zakl�cia dok�adnie jak nale�y, wszystkie rzeczy lataj� w�k�ko i�rozbijaj� si� na kawa�ki. Ale na razie nie m�wmy o�tym. Teraz chcia�bym co� zje�� i�porz�dnie si� wyspa�. Jeste� g�odny, Ciapek? � Jap! � Co zwykle jadasz? Ciapek rozejrza� si�, po czym ze zdumiewaj�c� szybko�ci� skoczy� w�ciemny k�t obok kominka. Wr�ci� do Kedrigerna, �ciskaj�c w�ka�dej r�ce bezw�adnego szczura. � Och � powiedzia� czarodziej, g�o�no prze�ykaj�c �lin�. � W�takim razie lepiej, �eby� spo�ywa� posi�ki na dworze. Nie odchod� daleko od wie�y i�pami�taj, �eby� wr�ci� przed wschodem s�o�ca. � Jap! � krzykn�� Ciapek i�wybieg� w�podskokach. Kedrigern przygotowa� sobie prost� kolacj�, a�potem wyci�gn�� si� na ��ku z�b�ogim westchnieniem. Koniec z�Gildi� Czarodziej�w. Koniec z�dr�twymi zebraniami. Jeszcze jedna, ostatnia podr� na G�r� Cichego Gromu, a�potem koniec z�podr�ami. Czas na nauk�, na poznawanie nowych zakl�� i�doskonalenie starych. Gdyby kto� zapragn�� jego us�ug, mo�e przyj�� na G�r� Cichego Gromu i�poprosi�. Je�eli znajd� drog� do jego domu i�je�eli on zechce im pom�c, to pomo�e. A�jak nie zechce, to nie pomo�e� Niech sobie id� do innego czarodzieja, kt�ry mu nie dorasta do pi�t. Przeprogramowa� czar ochronny, �eby wpu�ci� wracaj�cego Ciapka. Potem zasn�� smacznie, zm�czony d�ug� podr�. Po pewnym czasie w�jego przyjemne sny zakrad�o si� jakie� dziwne, d�awi�ce uczucie. �ni�o mu si�, �e tu� nad nim unosi si� wielki owad, obrzydliwie rechocz�cy stw�r z�pomarszczon� ludzk� twarz�. Podni�s� r�k�, �eby go odgoni�. R�ka uderzy�a w�co� twardego, zimnego i�ostrego. Kedrigern rozbudzi� si� w�mgnieniu oka. Zdr�twia�. Z�g�ry spogl�da�a na niego brudna, w�ochata, nieruchoma twarz, a�wielki miecz niemal dotyka� jego piersi. W�nozdrza uderzy� go od�r st�ch�ego potu, krwi, dymu i�zje�cza�ego t�uszczu. Tutaj, w�jego sanktuarium, by� barbarzy�ca, sta� nad jego w�asnym ��kiem. To by�o niemo�liwe. Senny koszmar. �aden barbarzy�ca nie m�g� przebi� si� przez zakl�cie, kt�re chroni�o wie��. Kedrigern mocno zacisn�� powieki i�ponownie otworzy� oczy. Barbarzy�ca wci�� tu by�, wygl�da� i��mierdzia� r�wnie barbarzy�sko jak przedtem. Niemo�liwe, ale prawdziwe. Inna posta� pojawi�a si� po drugiej stronie ��ka. Kedrigern nie rozpozna� jej od razu w�nik�ym �wietle, ale kiedy us�ysza� cichy, zgrzytliwy �miech, zrozumia�. � Pokona�em twoje zakl�cie, mistrzu Kedrigernie. Pami�tasz mnie? Pami�tasz Jaderala, kt�rego niegdy� osobi�cie wyrzuci�e� z�tej wie�y? � Ja... � Nie wa� si� m�wi� ani rusza�! � krzykn�� Jaderal. � Wiem, �e potrafisz rzuci� czar jednym s�owem. Spr�buj tylko, a�Krogg ci� zabije. Wi�c milcz i�s�uchaj. Powiedzia�e�, �e nigdy nie b�d� czarodziejem. Mia�e� racj� pod tym wzgl�dem. �aden czarodziej nie wzi��by mnie na nauk�, odk�d mnie wyrzuci�e�. Jednak alchemicy przyj�li mnie z�otwartymi r�kami i�wykszta�cili. Jestem teraz alchemikiem, ale nie zaniedba�em le� studiowania magii, dlatego stan� si� pot�niejszy od was wszystkich. Poznam wszystkie wasze przeciwzakl�cia. � Jaderal ponownie za�mia� si� niskim, nieprzyjemnym, chrapliwym g�osem. -Wiadomo powszechnie, �e mistrz Kedrigern jest wielkim autorytetem od przeciwzakl��. Ale wkr�tce to Jaderal b�dzie autorytetem i��adne czary nie os�oni� przed nim przeciwnik�w. Z�pomoc� Krogga i�jego bandy, kt�rzy zajm� si� niezb�dnymi fizycznymi detalami, pewnego dnia b�d� rz�dzi� ca�ym krajem. I�b�d� rz�dzi� siln� r�k�, mo�esz mi wierzy�. Wszyscy drogo zap�ac� za to, �e mnie lekcewa�yli. � Zabi� teraz czarodziej? � zapyta� barbarzy�ca. � Jeszcze nie, Krogg. Najpierw mistrz musi odpowiedzie� na par� pyta�. -Jaderal znowu zarechota�, pochyli� si� i�szepn�� poufnie: -Je�li Krogg zada pytanie, odpowiesz mu, mistrzu Kedrigernie. Krogg zna sztuczki, kt�re zmusi�yby pos�g do m�wienia. � Czarodziej m�wi, on rzuca czary. Zabi� teraz czarodziej � powt�rzy� Krogg. Jaderal przerwa� swoje przechwa�ki i�popatrzy� z�namys�em na kud�atego wojownika. Przeni�s� spojrzenie z�Krogga na Kedrigerna, przygl�da� si� czarodziejowi przez chwil� i�zwr�ci� si� do barbarzy�cy: � Chyba masz racj�, Krogg. Lepiej b�dzie... Nagle Krogg wylecia� w�g�r�, jakby b�yskawicznie ur�s� o�p� metra. Wyda� okrzyk zdziwienia, po czym przefrun�� przez komnat� i�z ca�ej si�y r�bn�� w�kamienny kominek. Rozleg� si� trzask, jakby w� zwali� si� na wi�zk� chrustu. Barbarzy�ca przez chwil� przywiera� do kamieni, potem odklei� si� powoli i�osun�� na pod�og�. Kedrigern unieruchomi� Jaderala jednym s�owem i�gestem. Zakl�cie by�o tylko tymczasowe, ale na razie wystarczy�o. Przede wszystkim musia� sprawdzi�, kto (lub co) tak skutecznie usun�� Krogga ze sceny. Kiedy rozgl�da� si� po komnacie, Ciapek wskoczy� na ��ko i�zacz�� rado�nie podskakiwa�. � Jap! Jap! � zawo�a� triumfalnie. � Ty? � Jap! � No to dzi�kuj�, Ciapek. Naprawd� dobra robota. � Jap � o�wiadczy� dumnie ma�y troll. � Teraz zobaczymy, co nam zosta�o do zrobienia � powiedzia� Kedrigern, odwracaj�c si� do Jaderala. � Pozwol� ci m�wi�, �eby� odpowiedzia� na moje pytania. Je�eli spr�bujesz jakich� sztuczek, zamieni� ci� w�much�. W�smaczn�, t�ust�, nieruchaw� much� � ci�gn��, a�tymczasem Manny opu�ci� si� z�sufitu i�pe�en nadziei zawis� nad jego ramieniem. W�oczach Jaderala zab�ys�o przera�enie. � Ilu ludzi ma ze sob� Krogg? � zapyta� Kedrigern. � O�miu. � Jest kto� jeszcze? � Dwudziestu dw�ch je�c�w. W�z do przewozu �up�w i�zapas�w. Nic wi�cej, przysi�gam � wybe�kota� Jaderal. Kedrigern kiwn�� g�ow� i�z namys�em podrapa� si� po brodzie. Poklepa� kostropat� g�ow� Ciapka i�zagadn��: � Jak my�lisz, da�by� rad� jeszcze o�miu? Troll szeroko otworzy� ma�e oczka. � Jap � odpar� ura�onym tonem. � W�porz�dku, Ciapek. Tylko pyta�em. Nie ma sensu u�ywa� magii do tego, do czego wystarcz� mi�nie. � My�la� przez chwil�, a�potem zapyta�: � Czy mo�esz uwolni� wi�ni�w nie robi�c ha�asu i�nie alarmuj�c barbarzy�c�w? � Jap! � wykrzykn�� uszcz�liwiony Ciapek, podskakuj�c na ��ku. � Wi�c zr�b to. Reszt� mo�emy zostawi�... Na zewn�trz rozleg� si� przeci�g�y wrzask b�lu, a�potem ch�ralny ryk grubia�skiego �miechu. Zamamrota�y st�umione g�osy, kto� krzykn�� gniewnie. Nast�pny bolesny j�k. � Co oni robi�? � zapyta� Kedrigern. � Tylko si� zabawiaj�. To nie by� m�j pomys�. Oni tak traktuj� wi�ni�w � zaskomla� Jaderal. Kedrigern zmierzy� go morderczym wzrokiem. Kolejny wrzask przeszy� nocn� cisz�. Czarodziej odwr�ci� si� i�wyszed� na zewn�trz. Dwaj barbarzy�cy podsycali ogie�, dwaj inni za� przytrzymywali bezw�adn� posta�, na kt�rej dymi�a poszarpana odzie�. Pozostali na siedz�co ogl�dali widowisko, podczas gdy je�cy kulili si� obok wozu. Kedrigern wysoko wzni�s� ramiona i�wykrzykn�� co� w�obcym j�zyku. Barbarzy�cy poderwali si� natychmiast i�stan�li gotowi do walki, z�obna�onymi mieczami, a�wtedy czarodziej wyci�gn�� do nich r�ce i�wyrecytowa� gard�ow� fraz�. B�ysn�o zielone �wiat�o i�zamiast barbarzy�c�w pojawi�o si� osiem kud�atych, og�upia�ych kundli. Kedrigern nachyli� si�, podni�s� t�gi kij i�wkroczy� pomi�dzy stado. Energicznie i�rado�nie wymachiwa� pa�k�, wymierzaj�c ciosy na wszystkie strony. Kundle z�wyciem i�skomleniem rzuci�y si� do ucieczki. Odprowadzaj�c je wzrokiem, zauwa�y� Jaderala, kt�ry uwolniony ju� od czaru, wy�lizn�� si� z�wie�y i�pobieg� za barbarzy�skimi psami. Kedrigern wyci�gn�� r�k� i�wym�wi� zakl�cie transformacji. Ko�cisty ��ty kundelek jazgocz�c pop�dzi� za reszt� stada. Je�cy byli oszo�omieni nag�� odmian� losu. Patrzyli w�przera�onym milczeniu, jak Ciapek rozrywa ich �a�cuchy, i�potulnie poddawali si� zabiegom Kedrigerna. Dopiero kiedy zostali nakarmieni, kiedy opatrzono im rany, kiedy ujrzeli porzucon� bro� swoich oprawc�w i�rozgniecione szcz�tki Krogga � dopiero wtedy w�pe�ni zrozumieli, co si� sta�o. A�w�wczas zacz�li rozp�ywa� si� w�podzi�kowaniach. Kedrigern skromnie przyjmowa� wyrazy wdzi�czno�ci i�t�umaczy�, �e po�owa zas�ugi nale�y si� Ciapkowi. Kilku uwolnionych je�c�w nie�mia�o poklepa�o trolla po g�owie, wi�kszo�� jednak wola�a zwraca� si� do czarodzieja. � Nie mamy s��w, �eby nale�ycie ci podzi�kowa�, mistrzu Kedrigernie, i�taka jest szczera prawda � o�wiadczy� ich rzecznik, krzepki, przysadzisty, �ysy m�czyzna imieniem Mat.� Ocali�e� nas wszystkich przed strasznym losem, ot co. � Ch�tnie odda�em wam przys�ug�, Mat. Porz�dni ludzie powinni sobie pomaga� w�miar� mo�no�ci � odpar� Kedrigern z�pogodnym u�miechem. � To prawda, mistrzu Kedrigernie, ale chcieliby�my si� jako� odwdzi�czy�. Daleko nam do bogactwa, lecz nie jeste�my tak�e �ebrakami. Uczciwie zarabiamy na �ycie i�ka�dy z�nas jest dobry w�swoim fachu. Kedrigern z�dobrodusznym u�miechem odrzuci� t� ofert�. � Zrobi�em to, co ka�dy prawdziwy czarodziej powinien zrobi�. Nie ma mowy o�zap�acie. � Przecie� musimy w�jaki� spos�b okaza� ci wdzi�czno��, mistrzu � powiedzia� jeden z�pozosta�ych. � Wystarczy mi �wiadomo��, �e ka�dy z�was wr�ci� do uczciwej roboty. W�a�ciwie, czym si� zajmujecie? � Co do mnie, jestem murarzem � o�wiadczy� Mat. � Tib, Burt i�Guy to stolarze. Ham i�Viii s� strzecharzami, najlepszymi w�swoich stronach. Reszta to te� dobrzy rzemie�lnicy. Potrafi� �ci�� drzewo na deski i�ociosa� kamie�, wykopa� porz�dn� studni� albo fundament... potrafi� wszystko, co si� tyczy budownictwa. A�Robey to nasz architekt. Jeszcze niczego nie zbudowa�, ale ma kilka wspania�ych pomys��w. Kedrigern s�ucha� w�zamy�leniu. W�pierwszych blaskach fa�szywego �witu widzia� kontury wozu i�dwa kud�ate kuce. Przysz�o mu do g�owy, �e w�z ma akurat odpowiednie rozmiary, �eby pomie�ci� jego domowe sprz�ty. Konie za�, chocia� powolniejsze od poltergeista, s� znacznie bezpieczniejszym �rodkiem transportu. � Wi�c, jak m�wi�em, mistrzu Kedrigernie � ci�gn�� Mat � nie jeste�my bogaczami, ale pragniemy okaza� swoj� wdzi�czno��. � Jestem g��boko wzruszony, Mat. Ale oczywi�cie czarodziej nie mo�e przyjmowa� pieni�dzy za tak� pomoc. Mat zmarszczy� brwi i�z zak�opotaniem podrapa� si� po l�ni�cej �ysinie. � Wi�c niczego nie mo�emy zrobi�, mistrzu Kedrigernie? � zapyta� �a�o�nie. � Mo�e jaka� przys�uga... � Nie, obawiam si�... zaraz, chwileczk�. Jest pewien spos�b -powoli powiedzia� czarodziej. Zastanawia� si� przez chwil�, a�potem pokr�ci� g�ow�. � Nie. Nie, obawiam si�, �e za��dam zbyt wiele. � Zbyt wiele? Uratowa�e� nam �ycie. Powiedz tylko, czego od nas chcesz, mistrzu Kedrigernie. � Jeste� pewien? � To dla nas zaszczyt � zapewni� Mat, a�jego towarzysze twierdz�co kiwn�li g�owami. � W�takim razie... czy znacie drog� do G�ry Cichego Gromu? Mam tam kawa�ek ziemi i�chcia�em wybudowa� sobie domek. Nic wielkiego, rozumiecie, tylko kuchni� i�pracowni�, kilka zapasowych pokoj�w, porz�dn� spi�arni� i�taras, gdzie m�g�bym siedzie� na s�o�cu, i�du�o komink�w, i�porz�dne kominy, �eby nie kopci�y w�pokojach � m�wi� Kedrigern, przyjacielskim gestem obejmuj�c krzepkie ramiona Mata. � Chyba powinni�my pogada� z�Robeyem. M�g�by narysowa� kilka projekt�w, po prostu robocze szkice do przedyskutowania. I�czy m�wi�e�, �e jeden z�twoich ludzi jest ogrodnikiem? Strasznie chcia�bym mie� �adny zio�owy ogr�dek i�hodowa� �wie�e warzywa. � No, chyba Goff troch� si� na tym zna... � �wietnie. Doskonale. Z�nim tak�e pogadamy. A�tymczasem inni mog� za�adowa� moje rzeczy na w�z. Nie ma sensu traci� czasu � o�wiadczy� Kedrigern, kieruj�c Mata w�stron� pozosta�ych ludzi. -Chcia�em sam to za�atwi� za pomoc� magii, ale skoro to dla was tyle znaczy, postanowi�em z�o�y� wszystko w�wasze r�ce. � Wszystko � powt�rzy� Mat zd�awionym g�osem. � Och, i�k�cik �niadaniowy. Zawsze chcia�em mie� mi�y, s�oneczny k�cik �niadaniowy. I�miejsce na p�ki. Mn�stwo miejsca na p�ki. � Miejsce na p�ki � powt�rzy� Mat w�oszo�omieniu. � Nigdy dosy� p�ek dla czarodzieja. A�je�li kt�ry� z�twoich ludzi jest dmuchaczem szk�a � ci�gn�� entuzjastycznie Kedrigern � no, to ju� b�dzie za wiele... ale p�niej pogadamy o�tym wszystkim. To by� wspania�y pomys�. Mat. Bardzo si� ciesz�. Mat powoli kiwn�� g�ow�. Pozostali spojrzeli na niego, potem popatrzyli po sobie i�jeden z�nich mrukn��: � To dla nas zaszczyt, mistrzu Kedrigernie. � Doprawdy, jeste�cie zbyt uprzejmi � odpar� czarodziej. � Dzi�kuj� wam. Ciapek tak�e wam dzi�kuje. � Energicznie zatar� r�ce. -A teraz do roboty. 2. Domownicy czarodzieja Mat i�jego ludzie pracowali szybko i�wydajnie. Pop�dza�o ich pragnienie jak najszybszego zako�czenia rob�t i�powrotu do domu, byli jednak tak dobrymi fachowcami, �e nawet po�piech nie obni�y� jako�ci ich pracy. Kedrigern, n�kany przez wyrzuty sumienia, pomaga� im czarami przy ci�szych zadaniach oraz drobnych pracach wyko�czeniowych, a�tak�e powstrzymywa� si� od wszelkiej krytyki. Zanim up�yn�o lato, schludny ma�y domek sta� na zboczu G�ry Cichego Gromu, na wielkiej ��ce, spogl�daj�c na po�udnie ponad dolin�. Na wschodzie wznosi� si� l�ni�cy biel� szczyt g�ry. Za domem i�od zachodniej strony r�s� zagajnik cienistych drzew, w�r�d kt�rych kr�lowa� wiekowy d�b. Promienie s�o�ca zalewa�y frontowe podw�rze, gdzie zieleni�y si� warzywa w�kuchennym ogrodzie, za� os�oni�ty taras stanowi� idealne miejsce na popo�udniowe drzemki niemal w�ka�d� pogod�. Kedrigern sta� na drugim ko�cu ��ki, za�o�ywszy r�ce za plecami, i�spogl�da� na sw�j dom z�ogromnym zadowoleniem. Towarzyszy� mu Mat. � To cudowne. Mat. Po prostu absolutnie cudowne. Dok�adnie o�takim domu marzy�em. Ty i�twoi ludzie wykonali�cie wspania�� robot�. � Twoje czary bardzo nam pomog�y, mistrzu Kedrigernie. Nie zrobiliby�my nawet po�owy, gdyby� nie oczy�ci� gruntu, nie wykopa� fundament�w i�nie dostarczy� drewna. Kedrigern odpar� z�u�miechem i�lekcewa��cym gestem: � Po co by�bym czarodziejem, gdybym nie m�g� u�atwi� �ycia przyjacio�om? Zreszt� te zakl�cia poruszaj�ce ziemi� wcale nie s� trudne. � Niemniej zaoszcz�dzi�e� nam mn�stwo pracy. To przyjemno�� widzie�, �e jeste� zadowolony. � Wi�cej ni� zadowolony, Mat. Ty i�twoi ludzie zrobili�cie dobry uczynek. Obawiam si�, �e troch� nadu�y�em waszej wielkoduszno�ci. � Niczego nie nadu�y�e�, mistrzu Kedrigernie. Zbudowanie domu to skromna zap�ata dla kogo�, kto uratowa� nam �ycie. Obaj zamilkli na chwil�, zak�opotani t� wymian� uprzejmo�ci. Kedrigern os�oni� d�oni� oczy i�spojrza� w�niebo, wypatruj�c wyimagowanego ptaka. Mat spu�ci� wzrok i�grzeba� w�ziemi odrapanym czubkiem buta. Dolecia� do nich d�wi�k g�os�w i�wybuch �miechu. � Przypuszczam, �e ty i�twoi ludzie wkr�tce wyjedziecie � zagadn�� czarodziej, wci�� wpatruj�c si� intensywnie w�b��kitn� pustk�. � Wyjedziemy, mistrzu Kedrigernie. Trzy lata ju� min�y, odk�d niekt�rzy z�nas opu�cili swoje rodziny. Spieszno nam wr�ci� do domu. � Oczywi�cie, rozumiem. Dzi�kuj� ci jeszcze raz, Mat � powiedzia� Kedrigern, wyci�gaj�c r�k�. Mat mocno u�cisn�� mu d�o�. Zanim zd��y� si� odezwa�, czarodziej doda�: � Po�egnam si� tylko z�reszt� ludzi i�mo�ecie rusza� do domu przed po�udniem. Rami� w�rami� zeszli po d�ugim stoku do miejsca, gdzie zebrali si� pozostali robotnicy. Pod �cis�ym nadzorem Kedrigerna Ciapek przygotowa� paczuszki z�mi�sem i�chlebem oraz nape�ni� s�oiki wod� ze strumienia. Po uko�czeniu pracy robotnicy byli spakowani i�gotowi do drogi. Kedrigern �ciska� im r�ce, dzi�kowa� ka�demu oddzielnie i��yczy� szcz�liwej drogi, wsuwaj�c w�ka�d� d�o� sztuk� z�ota. Przeprowadzi� ich przez labirynt kr�tych, rozga��zionych �cie�ek, chroni�cy go przed przypadkowymi intruzami, gdzie musia� odp�dza� od nich stwory czyhaj�ce w�r�d cieni. Kiedy dotarli do st�p g�ry, sta� i�patrzy� uwa�nie, dop�ki ostatni cz�owiek nie znik� mu z�oczu. Tego wieczoru, sam na sam z�Ciapkiem, w�drowa� po swoim nowym domu. By� to przestronny budynek, a�wydawa� si� jeszcze wi�kszy z�powodu braku mebli. Kilka pokoj�w by�o zupe�nie pustych; w�innych sta�y jedynie pojedyncze, rozchwiane sto�ki albo krzes�a, ko�lawy st�, skrzypi�ce ��ko czy odrapana komoda. Kedrigern wcale si� tym nie martwi�. Wdzi�czny i�hojny klient obdarowa� go zamkiem, p�kaj�cym w�szwach od wspania�ych mebli i�luksusowych sprz�t�w � cenne kryszta�y i�srebra, ci�kie gobeliny i�bogate draperie, poduszki mi�kkie jak puch. Musia� tylko je zabra�; przedtem jednak nie mia� miejsca na takie rzeczy i�wcale ich nie potrzebowa�. Nawet teraz, posiadaj�c pi�kne, przestronne pokoje oraz imponuj�c� sie� piwnic, jaski� i�tuneli biegn�cych we wszystkich kierunkach pod domem, nie mia� ochoty za�mieca� sobie �ycia takimi pospolitymi przedmiotami, jak sto�y i�krzes�a. Na pewno mo�na zrobi� lepszy u�ytek z�tych pi�knych pokoj�w. No, gdybym by� �onaty, to co innego, rozmy�la� spaceruj�c po pustych pomieszczeniach, gdzie jego kroki rozbrzmiewa�y echem. Zatrzyma� si� obok wielkiej, ciemnej, rze�bionej skrzyni, samotnie stoj�cej w�obszernej komnacie. To by� prezent od Ulurel, uroczej czarodziejki, kt�rej pom�g� niegdy� stosownym przeciwzakl�ciem. Ulurel u�miechn�a si� tajemniczo i�powiedzia�a tylko, �e skrzynia zawiera garderob� godn� ksi�niczki i�stanowi prezent dla narzeczonej Kedrigerna, kt�rego nie nale�y otwiera� przed czasem. Kedrigern nigdy tam nie zagl�da�, poniewa� wola� unika� k�opot�w. Nie spodziewa� si� wkr�tce ujrze� zawarto�ci skrzyni. Nie zdziwi�by si� r�wnie�, gdyby Ulurel m�wi�a w�przeno�ni albo �artem, on za� mia�by na zawsze pozosta� kawalerem. Czarodzieje rzadko si� �eni�. Wi�kszo�� z�nich to niespokojne duchy, zwolennicy m�skiego towarzystwa i�niewybrednych dowcip�w, prowadz�cy nieregularny tryb �ycia, w�brudzie i�smrodzie, czego �adna �ona pod s�o�cem nie mog�aby tolerowa�. Po pracy czarodzieje zwykle lubili sobie popi� z�kolegami, ponarzeka�, �e czary ju� nie dzia�aj� tak jak niegdy�, opowiedzie� najnowszy kawa� o�alchemikach, �eby zrobi� wra�enie na paniach. Oczywi�cie zdarza�y si� przelotne mi�ostki � ostatecznie czarodzieje s� tylko lud�mi � rzadko jednak obraca�y si� na dobre. Katastrofalny romans Merlina z�Wiwian� s�u�y� jednocze�nie za skandaliczny przyk�ad i�ostrze�enie. Zreszt� Kedrigern nie mia� nic przeciwko ma��e�stwu, byle w�odpowiednim czasie. Uwa�a�, �e jest jeszcze za m�ody na tego rodzaju zobowi�zania. Czarodziej ledwie stusze��dziesi�cioletni mia� przed sob� ca�e stulecia, a� nadto czasu, �eby si� ustatkowa�. Teraz by� czas na prac�, nauk� i�doskonalenie zawodowych umiej�tno�ci. Nale�a�o rozs�dnie podchodzi� do tych spraw, a�Kedrigern zawsze mia� wiele rozs�dku. Wiedzia� oczywi�cie, �e je�li pojawi si� odpowiednia kobieta, jego rozs�dne plany z�hukiem wylec� za drzwi. Poniewa� jednak prawdopodobie�stwo, �e odpowiednia kobieta � albo nieodpowiednia kobieta, albo w�og�le jaka� kobieta � odnajdzie drog� do jego drzwi, by�o minimalne, Kedrigern m�g� samodzielnie pokierowa� w�asnym losem, przynajmniej w�kwestii ma��e�stwa. Tak wi�c pokoje w�jego pi�knym nowym domu nie zape�ni�y si� meblami i�dywanami, wygodnymi ��kami i�b�yszcz�cymi naczyniami. Natomiast stopniowo, z�biegiem czasu w�pomieszczeniach nagromadzi�y si� zwa�y kurzu, �mieci oraz niezidentyfikowanych obiekt�w, zebranych na chybi�-trafi� podczas nieregularnych eksperyment�w z�magi� temporaln�. Kedrigern nie mia� poj�cia, czym by�y te dziwaczne przedmioty wyrwane z�przysz�o�ci ani do czego s�u�y�y, ale przechowywa� je wszystkie na wypadek, gdyby kiedy� dozna� ol�nienia. Od czasu do czasu, �eby swobodniej porusza� si� po domu, kaza� Ciapkowi znosi� co wi�ksze okazy na d�, do podziemi � ale nie wyrzuca� niczego. �ona z�ca�� pewno�ci� nie pozwoli�aby na takie zagracanie. �ona mia�aby r�wnie� wiele zastrze�e� co do Ciapka. Na wczesnym etapie tresury Ciapek bywa� niekiedy bardzo irytuj�cy. Najprostsze polecenie nale�a�o starannie sformu�owa�, a�potem drobiazgowo skontrolowa� wykonanie. Kedrigern a� za dobrze pami�ta� dzie�, kiedy wyci�gn�� z�przysz�o�ci masywny obiekt, b�yszcz�c� bia�� skrzynk� ze szklanymi drzwiczkami i�dyndaj�cymi wn�trzno�ciami. Niepewny, czy ma do czynienia z�mechanizmem, czy z��yw� istot�, rozkaza� gniewnie: �Wyrzu� to, Ciapek� i�odwr�ci� si� w�sam� por�, �eby powstrzyma� ma�ego trolla przed rzuceniem przedmiotu o��cian�. Pami�ta� r�wnie�, co pojawi�o si� na jego talerzu w�odpowiedzi na niedba�e: �Skombinuj jaki� obiad�, chocia� wola�by raczej o�tym zapomnie�. Nauczony smutnym do�wiadczeniem, zwraca� si� do Ciapka tylko w�najprostszych s�owach. Ka�da niedok�adno��, dwuznacznik lub przeno�nia prowadzi�y do nieporozumie�. Przy wszystkich swoich ograniczeniach Ciapek by� oddanym towarzyszem. Potrafi� prowadzi� rozmow� � naturalnie niezbyt wyszukan�, poniewa� jego s�ownictwo sk�ada�o si� z�jednego wykrzyknika, ale przynajmniej reagowa� werbalnie na wypowiedzi Kedrigerna, no i�z grubsza przypomina� cz�owieka. Po wytresowaniu b�dzie ca�kiem u�yteczny. Kedrigern zastanawia� si� nad domowym zwierz�tkiem, ale nie m�g� wymy�li� �adnego zadowalaj�cego rozwi�zania. Pies absolutnie si� nie nadawa�. Du�y natychmiast zaatakowa�by Ciapka, za� ma�y piesek to zbyt smaczny k�sek dla domowego trolla. Kot, tradycyjny domowy towarzysz ludzi z�bran�y Kedrigerna, nieustannie walczy�by z�trollem o�myszy, wywo�uj�c rywalizacj� i�niesnaski. Ptak, podobnie jak ma�y piesek, szybko wyl�dowa�by w��o��dku trolla. Przez pewien czas czarodziej rozwa�a� pomys� czego� bardziej egzotycznego. Bazyliszek by�by idealnym ulubie�com, gdyby wyhodowa� go od jajka i�unieszkodliwi� czarami. Doskonale nadawa� si� r�wnie� miniaturowy smok, dodatkowo przydatny przy rozniecaniu ognia. Kedrigern doszed� jednak do trze�wego wniosku, �e takie stworzenia hoduje si� bardziej na pokaz ni� dla towarzystwa i�po�ytku, a�poniewa� nie spodziewa� si� �adnych go�ci, nie mia�by ich komu pokazywa�. W�najbli�szych miesi�cach nie oczekiwa� nikogo poza przedstawicielami gildii, rozp�ywaj�cymi si� w�przeprosinach i�poniewczasie przyznaj�cymi mu racj� w�kwestii alchemik�w. Ale nie przyjechali, chocia� on czeka� cierpliwie. Up�yn�� ca�y rok, ale nikt z�gildii nie zjawi� si�, �eby b�aga� o�wybaczenie, wychwala� jego przenikliwo�� i�namawia� go do powrotu. Kedrigern nie zamierza� ust�pi�. Podliczywszy stracony czas i�wysi�ek doszed� do wniosku, �e mia� wyj�tkowe szcz�cie, skoro usuni�to go od spraw tego �wiata. Pod koniec pierwszego roku na G�rze Cichego Gromu w�pe�ni odzyska� magiczne zdolno�ci. Przy budowie domu i�dopracowywaniu wszystkich szczeg��w rozrzutnie szafowa� swoj� moc�, przenosi� drzewa i�ska�y, oczyszcza� �cie�ki, gromadzi� zapasy na pierwsz� zim�. Odnowa si� zabra�a mu ca�� jesie�, zim� i�wi�ksz� cz�� wiosny. Wypoczynek, dobre od�ywianie i�regularna nauka pomog�y mu odzyska� form�, wi�c pod koniec wiosny m�g� ju� przyjmowa� zlecenia. Jednak�e gildia nie odezwa�a si� ani s�owem i��aden kolega nie wpad� z�wizyt�, �eby pogada� o�dawnych czasach. W�chwilach, kiedy Kedrigern t�skni� za d�wi�kiem ludzkiego g�osu, wzywa� Eleanor z�Mosi�n� G�ow�, kt�ra s�u�y�a mu za kartotek�. Prowadzi�a rozmow� niewiele lepiej od Ciapka, ale przynajmniej mia�a bogatsze s�ownictwo. Pewnego spokojnego wieczora Kedrigern wpad� na pomys�, �eby zmierzy� zakres mocy Eleanor. Zna� ju� i�wykorzystywa� jej niezawodn� pami��, ale nigdy nie pyta� jej o�inne zdolno�ci. Po kolacji kaza� Ciapkowi posprz�ta� kuchni�, a�sam poszed� do pracowni i�stan�� przed mosi�n� g�ow�, spoczywaj�c� na ko�cu zagraconego sto�u. By�a to g�owa o�wydatnych szcz�kach i�ostrym podbr�dku, starann