3926
Szczegóły |
Tytuł |
3926 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3926 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3926 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3926 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jony Cage
Real Game
PROLOG
�zy sp�ywa�y jej po policzkach. W zetkni�ciu z zamarzni�t� ziemi� tworzy�y si� z nich krople lodu. Atmosfera stawa�a si� nie do zniesienia. Kanri wybieg�a z cmentarza nad pobliski zbiornik wodny i wyrzuci�a sw�j skarb wspominaj�c s�owa - �mier� to nie koniec. To pocz�tek drogi do celu, jaki sobie wyznaczy�a�...
- Kanri, nie p�acz ju�, przecie� wiesz, �e �ycie to sen. �mier� to przebudzenie...
- Ach przesta�... jak mo�esz teraz tak m�wi�...
- Pami�taj s�owa Garda, to on powinien by� teraz twoim przewodnikiem; w twoim �nie...
- Lepiej ju� chod�my...
- Dobrze, idziemy.
1 REALITY
- Poda� Panu co�? Mo�e herbaty?
- Oj przesta�. Dla ciebie jestem Gard i tylko Gard. Wiesz, �e nie lubi�, gdy m�wisz do mnie per pan. To przeszkadza w naszych partnerskich stosunkach. Ale... o czym to ja m�wi�em...
- Czy poda�...
- Tak, tak, niech b�dzie ta wi�niowa. Bardzo mi smakuje.
- Chwileczk�, zaraz b�dzie.
- A powracaj�c jeszcze do naszej historii - pami�taj Aniu - Dzie�mi czyni nas to, jak potrafimy sobie radzi� z w�asnymi problemami. Jestem dzieckiem mimo wieku, bo problemy mnie przerastaj�. Ale do czasu. Przecie� zawsze istnieje jakie� wyj�cie...
- Tak...
- Czy my aby na pewno si� rozumiemy?
- No, chyba tak... ale nie jestem pewna. Dlaczego tyle problem�w mnie przerasta? Mam 18 lat, a korzy�ci z tego znikome. Z nauk� sobie jeszcze jako� radz�, ale z ch�opakami...
- Kanri, na tego w�a�ciwego przyjdzie jeszcze czas...
- Ale ja go chyba ju� znalaz�am.
- No to si� bardzo ciesz�, w czym wi�c problem? - spyta� staruszek opieraj�c si� �okciem o hebanowy fotel.
- Mezin, tak ma na imi�... ale nie jestem pewna, czy on na mnie zwraca uwag�...
- Ach, nad tym mo�na jeszcze popracowa� - odrzek� Gard u�miechaj�c si� tajemniczo...
- Kanri, pami�taj - kobieta to stworzenie, kt�re lubi si� podoba� m�czy�nie, a m�czyzna dla kobiety potrafi oszale�. Wszystko zatem sprowadza si� do efektu, jaki jedna istota zrobi na drugiej. Czy� to nie pr�no��?
- ? - Kanri nie chcia�a uwierzy� w s�owa Garda
- Ten rodzaj pr�no�ci to mi�o�� - zako�czy� Gard. Spojrza� na ni�, ona siedzia�a naprzeciwko niego; patrzy�a w okno, a z oczu polecia�y jej �zy...
- Hej, teraz naprawd� nie warto! Lepiej powiedz, co tam s�ycha� po drugiej stronie miasta. S�ysza�em, �e otworzyli nowy cyberklub - Freedom. By�a� tam?
- Ja tego zupe�nie nie rozumiem - powiedzia�a Kanri ocieraj�c �zy - jeste�, Gard moim przewodnikiem po tym ca�ym okrutnym �wiecie zdominowanym przez cyborgi, masz jakie� 120 lat, a interesujesz si� rzeczami, kt�re w Twoich czasach by�y jeszcze w marzeniach informatyk�w, architekt�w, in�ynier�w... Ale za to Ci� lubi�. Mimo wieku jeste� na bie��co - na twarzy Kanri pojawi� si� u�miech.
S�o�ce przebi�o si� wreszcie przez grub� warstw� smogu i chmur. Promienie wpada�y teraz do pokoju o�wietlaj�c ca�e pomieszczenie. Takie chwile sta�y si� rzadko�ci� od jakich� 30 lat po wielkiej katastrofie wybuchu elektrowni zasilaj�cej ca�� po�udniow� cz�� miasta. Py�u nie uda�o si� �ci�gn�� z atmosfery mimo rozwini�tej technologii utylizowania odpad�w chemicznych.
� � � Mezin mia� 20 lat. By� informatykiem pracuj�cym w Matrocom corp.. W swoim �yciu po�wi�ci� si� karierze programisty, przynajmniej tak my�leli wszyscy. Ale w wolnych chwilach, czyli g��wnie w nocy Mezin tworzy�. Tworzy� wizje �wiata idealnego; bez tych przekl�tych cyborg�w, kt�re w ka�dej minucie pracy w biurze przypomina�y mu, �e ma pracowa� efektywnie, lub te� nie zasypia� w czasie pracy. To jeszcze by�o do prze�kni�cia, ale ostatnie wymys�y z cyborgami - reklamami wyprowadza�y go z r�wnowagi. Podchodzi taki, aby poinformowa� o nowych p�atkach �niadaniowych. To go po prostu rozw�ciecza�o. �adnych wrednych cyborg�w. Oczywi�cie zdarza�y si� maszyny bardzo przydatne, ale ich zas�ugi by�y w cieniu denerwuj�cych robot�w - reklam. Ale w swoim w�asnym domu, kt�ry wygl�da� prawie, jak sklep komputerowy Mezin czu� si� pewnie. Mia� wszystkie urz�dzenia pod��czone do komputera centralnego. Z niego wydawa� polecenia do innych maszyn, kt�re w tym czasie zajmowa�y si� skanowaniem, drukowaniem, b�d� te� �ci�ga�y potrzebne dane na drugi dzie� pracy. Tylko on i komputer. Pisa� powie�ci, czasami wiersze. To w nich wyra�a� swoj� t�sknot� za pi�knym, wytworzonym przez jego m�zg �wiatem. Cz�sto zdarza�o si�, �e poch�oni�ty jak�� wizj� zapomina� o wszystkim i gdy w�a�nie mia� si� po�o�y� spa� - okazywa�o si�, �e ma i�� do pracy. Takie by�o jego �ycie. Zawsze raz w tygodniu udawa� si� do jakiego� cyberklubu. Tam m�g� si� odpr�y� zanurzaj�c si� w Virtual Reality najwy�szej jako�ci. Takie seanse by�y stosunkowo drogie, jednak jako pracownik Matrocom corp. m�g� sobie na to pozwoli�. Po takim seansie szed� zwykle do klubu muzycznego. Tam, przy g�o�nych d�wi�kach m�g� si� wy�y�. Czasami, dla poprawienia nastroju �yka� sobie Speedmar - �rodek oparty na mieszance dw�ch substancji - jednej odpr�aj�cej, drugiej powoduj�cej lekkie halucynacje i zwi�kszone tempo reakcji. Speedmar sta� si� najpopularniejszym �rodkiem odurzaj�cym po okresie, gdy bardzo trudno by�o o wyhodowanie ro�lin. Teraz wszystko jest syntetyczne. Zd��y� si� do tego przyzwyczai�.
� � � Ca�e jego �ycie wygl�da�o w�a�nie tak - w dzie� zdolny i pracowity programista, a w nocy oddany swoim wizjom powie�ciopisarz i poeta. I gdyby nie ten jeden wiecz�r; wszystko by�oby jak dawniej - 19 marca w klubie Fly pozna� Kanri.
� � � Kanri - 18 - letnia dziewczyna, wychowywana przez Garda - jej opiekuna, kt�ry przygarn�� j� po zagini�ciu rodzic�w, gdy mia�a 12 lat. Z wiekiem sta�a si� coraz bardziej samodzielna; teraz Gard pomaga jej w �yciu, kt�re jest dla niej prawdziw� tajemnic�. Kanri ca�y czas poszukuje swojej �yciowej mi�o�ci. Jak dot�d wszyscy m�czy�ni interesuj�cy si� ni� byli z g�ry skazani na niepowodzenie. Kanri pracuje w pizzerii Red Hot. Dziewczyna nie wie, co j� czeka w przysz�o�ci - przecie� wiecznie nie b�dzie pracowa� sprzedaj�c to syntetyczne �arcie. Bardzo lubi kluby muzyczne. Jej �ycie opiera si� na zapracowaniu sobie na rozrywk�. W soboty i niedziele bywa w cyberklubach. Jednak na zafundowanie sobie Virtual Reality najwy�szej klasy nie mo�e sobie pozwoli�. Zazwyczaj korzysta z umiarkowanie wyrafinowanych form symulacji komputerowych. Najcz�ciej mo�na j� spotka� w klubach muzycznych, potrafi bawi� si� bez Speedmaru, jednak uwielbia stan, w jaki wprowadza j� ta substancja. Kanri oddaje si� swoim marzeniom dotycz�cym tego, co chcia�aby zmieni�, jednak zostawia to wy��cznie dla siebie i nigdzie tego nie zapisuje
Gard - bardzo stary cz�owiek, w�ada pot�n� wiedz�. Potrafi przewidzie� sytuacje, kt�re nierzadko uratuj� komu� �ycie. Kocha Kanri, jednak wie, i� nadejdzie moment, kiedy jego wychowanka zajmie si� swoim �yciem i wyjedzie, by mieszka� sama. Gdy dziewczyna mia�a 12 lat zaopiekowa� si� ni�. Mieszka� blisko, wi�c w pewnym sensie poczuwa� si� do odpowiedzialno�ci za Kanri. Po tajemniczym zagini�ciu jej rodzic�w rodziny nie uda�o si� odnale��. Przygarn�� j� wi�c i od tego czasu prowadzi j� przez trudn� �cie�k� �ycia. Stara si� by� wyrozumia�y, ale czasami mu to nie wychodzi. Bywa, �e brakuje mu cierpliwo�ci. Dziewczyna go jednak kocha. Opiekuje si� nim. Uwielbiaj� razem rozmawia� i wymienia� pogl�dy. Gard pisze artyku�y do portali internetowych. �le mu si� nie powodzi. Od czasu do czasu funduje sobie wymian� narz�d�w. Z biegiem lat zacz�o go to jednak m�czy�. Wie, �e nadejdzie w ko�cu kres jego istnienia na Ziemi.
2 LOVE
By�a sobota, 17 marca. Na powierzchni ludzie pogr��eni w swoich problemach. Wydawa�o si�, �e tylko Mezin jest szcz�liwy. Z�apa� w�a�nie ostatnie metro powietrzne do klubu Fly. Wszed� do ciep�ego wn�trza lokalu. Jeszcze tylko kontrola broni i mo�e odp�ywa� w d�wi�kach swojego �wiata. Fly to 15 poziom�w z r�n� muzyk�. Od metalu do techno. M�czyzna wszed� w�a�nie do sali z muz� w stylu love songs. Usiad� na kanapie. Zam�wi� drinka:
- Dobry wiecz�r, czego pan sobie �yczy?
- To, co zawsze, ty blaszany kretynie... - westchn�� z pogard�.
- Brak danych na temat najcz�ciej spo�ywanych substancji. Prosz� poda� dok�adne informacje.
- Cholera! Niech b�dzie AcidFly. Razy dwa! - na wy�wietlaczu pojawi�a si� informacja do zrealizowania zam�wienia pozosta�o sekund 5, 4, 3, 2, 1... i kr�tki sygna� oznajmuj�cy gotowo�� cyborga D512 do przekazania drink�w klientowi.
- Dobra, dzi�ki, masz tu 5,20. Zgadza si�, tak?
- Dzi�kuj�, �ycz� mi�ej zabawy w klubie Fly - Mezin nie odpowiedzia�, a D512 poszed� zbiera� dalsze zam�wienia.
M�czyzna wypi� pierwszego drinka. Mocne jak zawsze - pomy�la�. Po AcidFly wystarczy�o praktycznie 3 minuty do zapomnienia si�. Mezin roz�o�y� si� wygodnie na kanapie i przymkn�� oczy. W g�owie wirowa�y mu my�li sprzed ostatniego tygodnia. By� tak zm�czony, �e zacz�� zasypia�. W pewnej chwili nad jego g�ow� pojawi� si� cudowny zapach, zapach kwiat�w, kt�re ogl�da� w internecie, dzi�ki symulacji zapachu m�g� je pow�cha�. To by�y chyba r�e, czy jako� tak. Zapach stawa� si� coraz silniejszy. Otworzy� oczy. Zobaczy� istot� pi�kn�. Mia�a d�ugie, ciemne w�osy, �liczne zielone oczy i u�miecha�a si� do niego swoimi niebia�skimi ustami. Mezin u�miechn�� si� do dziewczyny. Po chwili wahania usiad� bli�ej niej. Brakowa�o mu s��w, ale przecie� jako� trzeba by�o zacz�� rozmow�:
- Hej, mo�e zata�czymy? - zarumieni� si� lekko, lecz na szcz�cie w lokalu by�o dosy� ciemno.
- Z przyjemno�ci�. Kanri jestem, a ty?
- Yyy, Mezin, Mezin - u�miechn�� si�, a na jego twarzy wida� by�o zak�opotanie.
- To chod�my!
- Czego tylko sobie �yczysz!
Kanri i Mezin byli sob� zafascynowani. Ich cia�a spotka�y si� w gor�cym u�cisku mi�o�ci. �ar po��dania stawa� si� nie do ukrycia. Po kolejnym wspania�ym, przepe�nionym harmoni� kawa�ku z��czyli si� w poca�unku. Byli dla siebie, jak dwie nierozerwalne po��wki, pasuj�ce do siebie od momentu stworzenia. Rozumieli si� bez s��w. Ich my�li bieg�y przecie� w podobnym kierunku. Oboje pragn�li tego samego. A by�o to szcz�cie, kt�rego nie da si� opisa�. Marzyli o �wiecie swoich umys��w.
Dla nich po kilku godzinach sp�dzonych tak blisko siebie nie by�o ju� spraw nie wyja�nionych. Wszystko ju� sobie powiedzieli, a mimo to wci�� odczuwali niedosyt. Wtopili si� wreszcie w mi�kk� powierzchni� szerokiej kanapy:
- Kanri?
- Tak...
- Jak Ci si� tu... podoba? - wiedzia�, �e to pytanie nie by�o zadane w odpowiednim czasie, ale nic innego nie przychodzi�o mu na my�l.
- Muzyka to pi�kne ruchy powietrza. Je�eli muzyka jest dla Ciebie powietrzem, to znaczy, �e j� kochasz. Ona da ci prze�ycia, kt�re w rzeczywisto�ci s� tylko marzeniami... - dziewczyna sama si� zdziwi�a, �e takie s�owa pad�y z jej ust. On natomiast zrozumia�, �e j� kocha. W�a�nie wtedy. Tak, to jest ta kobieta, dla kt�rej jest got�w si� po�wi�ci�.
- Ja...
- Nic nie m�w. S�owa nie s� potrzebne... - I zatopili si� w cudownych d�wi�kach muzyki przytuleni do siebie. Nic nie by�o w stanie ich roz��czy�. Byli tak szcz�liwi, �e nawet Speedmar okaza�by si� niczym w por�wnaniu do tego, co teraz prze�ywali. Ka�de z nich marzy�o, aby ta chwila trwa�a wiecznie. Ale to, co pi�kne zawsze si� ko�czy...
- Kanri?
- Tak, Mezin?
- Klub nied�ugo zamykaj�... Trzeba b�dzie si� zbiera�. Pracuj� w firmie komputerowej. Wiesz, przecie� ju� Ci m�wi�em, a Ty masz Red Hot... Spotkamy si� jutro, o tej godzinie, co dzisiaj, dobrze?
- B�dzie mi Ciebie brakowa�o...
- Nie martw si�. Zobaczysz, tutaj, w tym samym miejscu, dobrze?
- O.K. B�d� na pewno.
- To idziemy?
- To idziemy.
Oboje ciep�o si� ubrali i pod��yli w swoich kierunkach. Do swoich spraw, tak oderwanych od ich rzeczywisto�ci. Mezin nie m�g� zasn��. Pierwszy raz mia� szcz�cie spotka� tak� osob�, jak Kanri. Czu�, �e si� rozumiej�. Rano, gdy o 6.30 zadzwoni� budzik, by� zm�czony psychicznie i fizycznie. Szybko si� umy�, zjad� �niadanie i wyszed� z domu. Ona natomiast wr�ci�a jak najciszej tylko mog�a. Nie chcia�a obudzi� Garda. S�abo sypia�. Cichutko wypi�a szklank� wody i posz�a spa�.
3. FIRST TRIAL
Nast�pnego dnia dziewczyna szybko wysz�a z domu do pizzerii. Przez ca�y czas my�la�a o tym, co ma zrobi�. Na pocz�tku Mezin nie zwraca� na ni� najmniejszej uwagi. Po prostu by�a dla niego zwyk�� dziewczyn�. A teraz... Dopiero jeden dzie�, nawet nie, min�� od tego cudownego spotkania w klubie Fly. Zawsze o tym marzy�a. Rozmawia�a o tym przecie� z Gardem. M�wi�, �e na tego w�a�ciwego przyjdzie czas. Chyba przyszed�. Ale ona nie mia�a pewno�ci. O imieniu dowiedzia�a si� od kole�anki, kt�rej uda�o si� zdoby� dla Kanri t� cenn� informacj�. Mezin - ciekawe imi�. A tak swoj� drog� to Kanri te� przecie� jest dosy� oryginalnym imieniem. Ale czy to by�o wa�ne? Oczywi�cie, �e nie. To dlaczego dziewczyna zawraca�a sobie tym g�ow�? W tym momencie przesta�a my�le� o wydarzeniach ostatniej nocy; po prostu na razie chcia�a zostawi� sprawy tak, jak s�, niech p�yn� w�asnym torem. Zobaczymy, co z tego wyniknie - pomy�la�a. Czas pracy d�u�y� si� niesamowicie. Po powrocie do domu zasta�a Garda studiuj�cego co� na stronach www jakiego� upadaj�cego wydawnictwa. Zdziwi�o j� to, poniewa� ksi��ki istnia�y prawie tylko pod postaci� elektroniczn�, a prawdziwe dzie�a literatury wydrukowane na papierze to by� ewenement, po prostu bia�y kruk.
- Witaj Gard!
- Hej moje dziecko!
- Pami�tasz... tego ch�opaka, o kt�rym Ci wspomina�am?
- Eeeeh, tak! Pami�tam. On mia� na imi�...
- Nie mia�, tylko ma. Mezin. Prawda, �e pi�knie?
- Pi�knie? Hmm. Na pewno oryginalnie.
- Te� tak my�l�. I wiesz, spotka�am go wczoraj w tym klubie - Fly.
- Ooo... To �wietnie! I co? Posz�o jako�... lepiej? - staruszek przesta� sporz�dza� herbat� i z zainteresowaniem spogl�da� teraz na Kanri.
- W�a�nie, przypomnia�am sobie! Nie nasypa�e� s�odzika do herbaty! Daj, prosz�, to ci wsypi�. - dziewczyna zarumieni�a si�, a patrz�c na r�ce mo�na by�o zauwa�y�, jak dr�� pod wp�ywem jakiego� napi�cia...
- No c�, jak nie chcesz, to nie m�w. Jestem pewien, �e gdy b�dziesz mia�a problem, z kt�rym trudno b�dzie ci sobie poradzi�; opowiesz to staremu Gardowi, dobrze? - m�czyzna u�miechn�� si�, a jego twarz rozpromieni�a si� nagle; wiedzia� bowiem, �e mi�dzy jej wychowank�, a tym ch�opakiem zasz�o co� wi�cej...
- Tak Gard. Wiesz przecie�, �e opr�cz Ciebie na tym �wiecie nie mam ju� nikogo.
- Hmm. �wiatem nie rz�dzi to, co powinno, ale dzi�ki takim, jak ty, histori� mo�na �mia�o zmieni�.
- Oj, nie przesadzaj. Lubi�, gdy jeste� pogodny, ale to, co powiedzia�e� odnosi si� chyba bardziej do jakiego� bohatera narodowego, a nie do zwyk�ej dziewczyny, takiej, jak ja - odpar�a Kanri.
- Pi�kno tkwi w szczeg�ach, kwiatuszku! - Gard zacz�� si� �yczliwie �mia�.
- No, nie. Znowu robisz ze mnie gwiazd�. No, c� - b�d� musia�a z tym wytrzyma� - Kanri wybuch�a �miechem.
Staruszek i dziewczyna �wietnie si� rozumieli. Oboje byli sobie potrzebni, ale ka�de z nich wiedzia�o, �e nast�pi moment rozstania. Nagle m�czyzna zas�ab�. Kanri chwyci�a go za ramiona, podsadzi�a na fotelu i zacz�a go cuci�. On jednak nie reagowa�. Przynios�a szklank� wody i chlusn�a mu w twarz. Po chwili Gard ockn�� si�. Och, to nic... Czasami tak si� zdarza, wiesz. A ta zmiana narz�d�w �le na mnie dzia�a. Za du�o tego wszystkiego. Po prostu za du�o... - wydusi� z siebie z wysi�kiem. Kanri jeszcze przed chwil� przera�ona, teraz z ma�ym u�miechem na twarzy, przez kt�ry przebija� si� smutek. Zrozumia�a, �e mimo post�pu technicznego i medycznego - �aden cz�owiek nie jest wieczny.
- Strasznie mnie przestraszy�e�! Prosz� nie r�b tak wi�cej, bo by�am bliska p�aczu!
- Wzruszenia mog� by� dobre, albo z�e. Jedne i drugie mog� powodowa� �zy, ale tylko �zy szcz�cia daj� si��, a �zy rozpaczy to znak, �e jeste�my zbyt s�abi, by prze�ywa� te drugie.
- Ty, jak zawsze swoje - Kanri rozpromieni�a si�. - ja tu trzymam ducha na ramieniu, a s�ysz� od ciebie jakie� m�dro�ci... Ale za to ci� lubi�.
Wieczorem, gdy dziewczyna przygotowywa�a si� na wyj�cie do klubu, co� j� dra�ni�o. Po prostu czu�a, �e co� jest nie tak. O 20.00 mia�a si� spotka� z Mezinem. Gdy starannie przygotowany makija�, fryzura i w og�le image dziewczyny spodoba�y si� jej i Gardowi, na pobliski przystanek powietrznego metra przyjecha� �rodek transportu. Kanri wybieg�a w ostatniej chwili i zd��y�a przed odjazdem.
Gdy by�a sprawdzana przez kontrol� broni przechodzi�y j� dreszcze. Ale to nic - pomy�la�a, Jak mi na czym� zale�y, to tak jest. Rozejrza�a si� po klubie. Obraz, jaki malowa� jej si� przed oczyma by� taki sam, jak zawsze - t�um rozszala�ych ludzi ta�cz�cych w rytm muzyki na r�nych poziomach, na kanapach najcz�ciej ca�uj�ce si� pary, wsz�dzie dostrzec mo�na by�o cyborgi. Jednak w�r�d o�lepiaj�cych laser�w, hologram�w i innych efekt�w �wietlnych; nigdzie nie widzia�a tego, na kogo czeka�a. Usiad�a na kanapie - jednej z nielicznych jeszcze wolnych i zamy�li�a si�. Wszystko wydawa�o si� jakie� dziwne. W powietrzu wyczuwa�a napi�cie. Czeka�a p� godziny, godzin�. Wzi�a dwie tabletki Speedmaru. Przez kolejn� godzin� prawie zapomnia�a o wszystkim, jednak, kiedy zbawienna wtedy substancja przesta�a dzia�a�; Kanri zacz�a si� niepokoi�. Mo�e powinnam gdzie� zadzwoni� - my�la�a; Ale przecie� zagini�cie mo�na zg�osi� dopiero po 24h. Nie wiedzia�a dok�adnie, gdzie mieszka. M�wi� jej tylko, �e w zachodniej cz�ci miasta. Oko�o godziny 2.00 AM dziewczyna wr�ci�a do domu.
Gard spa�, nie czeka� na ni�. Wiedzia�, �e cz�sto wraca p�no. Spojrza�a na niego i zrobi�o jej si� lepiej. Zjad�a przygrzan� wcze�niej pizz�, po czym zacz�a sprawdza� poczt�.
- To powiadomienie o niezap�aconym rachunku za pr�d, tu znowu reklamy, nic ciekawego...
- Kanri... - starzec najwyra�niej si� obudzi�.
- Tak Gard, jestem ju�...
- I co z tym ch�opakiem?
- Nic lepiej nie m�w. Chyba mnie ola�. Po prostu nie przyszed�. - dziewczynie zrobi�o si� przykro. Nienawidz� go! Jak mo�na tak porzuci�...
- Nienawi�� to zbuntowana si�a mi�o�ci. Brak zdolno�ci cz�owieka do kochania innego.
- Co ty m�wisz. Przecie� ja go kocham. Nie wiem, jak mo�na kogo� kocha� po jednym wieczorze sp�dzonym razem, ale ja go kocham. Po prostu wszystko mi si� wali. Ca�e �ycie! Wszystko!
- To, co powiedzia�em, nie odnosi�o si� przecie� bezpo�rednio do ciebie, Kan. Nie smu� si�. Wszystko si� jako� u�o�y. - Kanri niepostrze�enie usiad�a ko�o m�czyzny; staruszek przytuli� j� do siebie.
Mezin obudzi� si� w nieznajomym ��ku, nie wiedzia�, ani gdzie jest, ani dlaczego. Wszystko go bola�o. Na g�owie mia� umocowane rozmaite czujniki. Po chwili zorientowa� si�, �e le�y na ��ku szpitalnym. O cholera. Prawie nic nie pami�tam. Co si� sta�o... - pomy�la�.
- O, bardzo dobrze, ju� si� pan obudzi�. Zrobili�my wszystkie potrzebne badania. Zosta� pan bardzo powa�nie zraniony. 67% powierzchni cia�a by�a pokryta ranami. Gdyby przywie�li pana troch� p�niej, nie wiem, czy byliby�my w stanie uratowa� panu �ycie - Mezin spojrza� przed siebie. Jak przez mg�� widzia� sylwetk� lekarza.
- Dlaczego...
- Prosz� nic na razie nie m�wi�. Wskazany by�by odpoczynek. Regenerujemy poziom krwi w organizmie. Odbudowali�my mas� mi�niow�. Trzeba b�dzie jeszcze popracowa� nad ostatecznym efektem. Ma pan wiele blizn. Ale laser to za�atwi. Po kilku dniach b�dzie pan wolny. - wyt�umaczy� lekarz.
- Ale doktorze, ja mam prac�... - wydusi� z siebie z trudem Mezin - mia�em si� spotka� z pewn� dziewczyn�... co si� sta�o...
- Przywieziono do nas pana w stanie krytycznym. Prosz� odpoczywa�. - ch�opak zauwa�y� odkryte przez przypadek rami� doktora; a na nim tatua�. O cholera. Przecie� to "T.A.C."! Organizacja terrorystyczna, kt�ra zajmuje si� �amaniem zabezpiecze� w rz�dowych sieciach komputerowych... jestem sko�czony - przez g�ow� przelatywa�y mu teraz setki wspomnie� i informacji.
- Tak, oczywi�cie doktorze... - pr�bowa� zachowa� pozory, jednak jak si� p�niej okaza�o, lekarz w ci�gu tych kilku dni mia� poinformowa� Mezina o tym, czego na pewno nie chcia�by us�ysze�.
Ch�opak zacz�� gor�czkowo my�le�. Na razie twierdz�, �e im wierz�. To dobrze. Ale przecie� kiedy� mi powiedz�, czego chc�. Ostatnio w Matrocom corporation nie wymy�lono niczego wielkiego. Przynajmniej ja o tym nie wiem. Mo�e chodzi o jaki� stary projekt? Cholera wie... Zobaczmy, postaram si� trze�wo oceni� sytuacj�. Pewnie na�pali mnie jakim� g�wnem... Jestem przywi�zany, nie jest dobrze. Ale praw� r�k� mog�... ehh... jest! Wyci�gn��em... teraz, tak! Zostawili kom�rk� na stoliku obok, za daleko, �ebym m�g� j� dosi�gn��... oops... lekarz idzie...
- Pana rodzina zosta�a zawiadomiona, adres odczytali�my z pa�skiej karty osobistej. Jest troch�... rozmagnetyzowana, ale uda�o si� j�... wskrzesi�... to by�oby dobre s�owo
- Co teraz, gdzie ja jestem...
- Na razie wskazany jest odpoczynek. Wszystkiego dowie si� pan w swoim czasie... - m�wi�c to medyk wstrzykn�� Mezinowi kolejn� dawk� narkotyku, po czym odszed�
Sytuacja robi�a si� coraz trudniejsza. Ch�opak og�uszony nieznanymi narkotykami stara� si� nie zasn�� i wytrzyma� do momentu, kt�ry b�dzie m�g� wykorzysta�. Ucieczka wydawa�a si� ma�o realna. Ale gdyby si� zastanowi�... Co� trzeba wymy�li� - Mezin nadal nie traci� przytomno�ci. Dooko�a sam sprz�t. Medyczny? Chyba nie... Mo�e to tylko zwyk�e komputery... Nie, to wygl�da jako� dziwnie. Zbudowane z jakiego� metalu. Widz� chocia� okna... cholera, zakratowane... jakie� szafki, aparatura chemiczna, rury, metalowe siatki... Chwileczk�... co mam przy sobie? Jakie� przewody? Dziwne... Ale zaraz! M�j reminder! Jeszcze z nim nic nie zrobili! To jedyna szansa. Jak fajnie, �e mam model z telefonem. Wy�l� sms'a do... do kogo? Fuck! Bateria zasilaj�ca pami�� mi siad�a. Energii starczy najwy�ej na jedn� wiadomo��. Teraz to tylko z g�owy... jedyny numer, kt�ry pami�tam, to ten do... Kanri! Tak... Wy�l� jej wiadomo��. Napisz�, �e... po prostu napisz�, jak jest. Niech wezwie policj�, jakie� wojsko, bo�e co ja gadam; za oknami widz� jaki� budynek, ale co to jest... nie wiem...
4. HELP
- Gard...
- Tak?
- Nied�ugo rano, nie ma sensu spa�...
- Ooo... jaka� wiadomo�� - dziewczyna z zainteresowaniem spojrza�a na podr�czny ekran swojego reminder'a. - A z reszt�... odbior� w komputerze.
- O tej porze... co to mo�e by�, jest dosy� jasno, ale godzina 5.00 AM, to nie czas na mail'e...
- To nie mail! To sms. Ciekawe od kogo...
- Te� jestem... - Gard zosta� zag�uszony przez krzyk Kanri.
- To od Mezina! Przeczytam ci na g�os:
Kanri! Jestem chyba w laboratorium, za okratowanym oknem jest budynek z rynn�, nie wiem, czy tam si� dostan�... Podaj� mi jakie� paskudne narkotyki.
Jestem prawie pewny, �e to organizacja "T.A.C."
____________________DANGER - END OF ENERGY__________________
Jestem troch� skr�powany, ale r�kami mog� rusza�. Prosz� - pom� mi. Poni�ej znajdziesz moj� lokalizacj�...
____________________DANGER - END OF ENERGY__________________
____________________DANGER - END OF ENERGY__________________
LOCALIZATION - 4567 W, 7865 N, from Central Localization� of the City
DAY���..
____________________ END OF ENERGY__________________
���� � ��.� � �..� � � � � �� � � � � � � � � ..� � � � � � � � .� � � � � � � � � � � � � � ."
- Jeste� pewna, �e to nie jest jaka� g�upia sztuczka?
- Nie czas teraz na takie rozwa�ania! - dziewczyna zacz�a si� ubiera�.
- Mi�o�� - najwi�ksze uczucie. M�wi�, �e g�ry przenosi. Ale to ma�o powiedziane. Mi�o�� potrafi znacznie wi�cej. I tylko od ciebie zale�y, jak wiele mo�liwo�ci potrafisz z niej wykrzesa�... Ale pami�taj - to, co pot�ne mo�e dzia�a� w dwie strony. Mi�o�� mo�e wi�c Ci� zabi�. Mo�esz si� w niej zatraci�. Nie igraj wi�c z mi�o�ci� i zawsze traktuj j� powa�nie - Gard si� zamy�li�, smutnym wzrokiem popatrzy� na widok za oknem. Jaka� stara fabryka procesor�w. Nic ciekawego. A tak bardzo chcia�by tam zobaczy� drzewa; tak, jak kiedy�... W dzisiejszych czasach istniej� tylko ogromne parki, p�uca miast na ich obrze�ach...
- Sama mi�o�� niewiele tu zdzia�a Gard. A poza tym mo�e by� mi co� poradzi�, zamiast tak filozofowa�. Musz� pomy�le�. Trzeba i�� do najbli�szej jednostki policji miejskiej. Nie wiem co si� pod tym kryje...
- Wygl�da to na porwanie. - odpar� starzec.
- W�a�nie. Tylko gdzie on jest! Tutaj go nie zlokalizuj�. Ty zosta� w domu. B�d� musia�a si� spieszy�.
- Dobrze, dobrze... poczekaj chwilk�... o mam! To jest co� w rodzaju talizmanu - �a�cuszek, na nim, wida� ma�y kryszta�. Widzisz w nim ten czerwony proszek? To by�a kiedy� r�a... Dosta�em to od mojej �ony, 15 lat temu. Powiedzia�a, �e przyniesie mi szcz�cie. Mam nadziej�, �e tobie r�wnie�...
- Dzi�kuj�... To wychodz�, trzymaj si�! - Kanri w po�piechu za�o�y�a talizman.
- Ty te� Kan!
La�o niemi�osiernie. Na odleg�o�� 10 metr�w nie by�o praktycznie nic wida�. Dziewczyna zd��y�a na odje�d�aj�ce w�a�nie air- metro. Pasa�er�w prawie nie by�o. Kilka os�b zajmuj�cych si� w�asnymi sprawami. Jeszcze 10 minut do najbli�szej jednostki policji miejskiej. Od dawna tak nie pada�o, jaka� kolejna anomalia pogodowa... - pomy�la�a Kanri.
Metro wreszcie stan�o. Dziewczyna wybieg�a z wagonu. Po�lizgn�a, ale unikn�a upadku. Przesz�a podziemnym przej�ciem do wej�cia gmachu. Nad blisko 14 metrow� bram� widnia� napis "THE 17th POLICE CENTRAL STATION". Kanri wesz�a do �rodka. Cyborg D - 523 poinformowa�:
- Znajduje si� pani w jednostce policji miejskiej nr 17. Potrzebna jaka� pomoc?
- Tak! Jaki� wydzia� kryminalny, albo os�b zaginionych... Chodzi o porwanie.
- Wydzia� kryminalny - pi�tro 37, pok�j 468, wydzia� os�b zaginionych - pi�tro 79, pok�j 1340.
- Dzi�kuj�! - dziewczyna wesz�a do windy. Wydzia� kryminalny wygl�da� dla niej nieswojo. Nigdy wcze�niej tu nie by�a. Wszystko by�o w graficie - metalowe �ciany, meble, a nawet doniczki sztucznych kwiat�w.
- Chcia�am zg�osi� porwanie.
- Czy by�a pani wcze�niej karana?
- Bo�e! Nie! Czy mo�emy sobie darowa� te formalno�ci. To bardzo powa�na sprawa.
- Niestety nie. Potrwa to znacznie szybciej, jak wype�ni pani formularz. Prosz�; tam jest stanowisko komputerowe, zaraz udost�pni� odpowiedni program.
- Tylko szybko... - Kanri jak najszybciej tylko mog�a wykona�a to, co powinna.
- Ju� gotowe? To �wietnie!
- Dosta�am wiadomo��, prosz� przeczyta�...
- Tak...
- I co? Czy nazwa T.A.C. co� panu m�wi?
- Jezu Chryste! Mark! Mark! - policjant wy� w telefon - Zawiadom wydzia� kryminalny! Mamy ich! Musi mi pani wybaczy�. Z T.A.C. walczymy od d�ugiego czasu. Jakiekolwiek wiadomo�ci na ich temat s� dla nas bardzo wa�ne. T.A.C.. Dok�adnie nie wiemy, co ten skr�t skr�t oznacza. Najprawdopodobniej maj� powi�zania z wieloma organizacjami terrorystycznymi. Ale oni zajmuj� si� tylko przest�pstwami w sieci. Bardzo trudno im co� udowodni�. Teraz mamy szans�! Dobrze, �e jest lokalizacja!
- A co z Mezinem?! Przecie� oni go tam trzymaj�! Co chc� mu zrobi�?!
- Przepraszam na chwileczk�. Mark! Co jest! No, jeste�. S�uchaj - tu masz kopi� wiadomo�ci z lokalizacj�. Wy�lij tam oddzia� komandos�w. Najlepiej oddzia� antyterrorystyczny... a z reszt�... Ty si� na tym najlepiej znasz!
- Tak, oczywi�cie. - odpar� szybko m�czyzna i pobieg� w stron� windy.
- Tak, jak ju� m�wi�em przepraszam. Bywa�y przypadki, �e porwani byli wykorzystywani do �amania jakich� kod�w, w�amywali si� do ich umys��w, same remindery, to przecie� nic. Niekt�rzy potrafi� si� temu oprze�, ale oni zawsze znajd� spos�b...
- I co teraz?! Mo�e ju� mu si� co� sta�o... - w oczach Kanri pojawi�y si� �zy.
- Prosz� si� nie za�amywa�. Zrobimy, co w naszej mocy.
- Pan te� tam jedzie?!
- Takimi operacjami zajmuje si� tylko Mark. Ja jestem od spisywania raport�w. Bardzo rzadko bior� udzia� w akcjach...
- Prosz�... to m�j... ch�opak - po policzku dziewczyny sp�yn�a pierwsza �za, potem nast�pna...
- Tylko b�agam, niech pani nie p�acze! Poprosz� kogo� o zast�pstwo i pojedziemy moim prywatnym samochodem. A tak przy okazji - jestem Tom.
- Kanri.
- Czasami mam przeczucie, �e jestem za dobry, ale c�... taki ze mnie typ. No to chod�my!
- Tylko prosz�, jak najszybciej!
5. LONELY
- Co z nim zrobimy? - zapyta� gruby m�czyzna w kewlarowej kamizelce.
- Nie jest nam ju� potrzebny, pewnie nawet kretyn nie wiedzia�, co ma w tym swoim reminderze. - odpowiedzia� drugi, z�o�liwie si� u�miechaj�c.
- Dosta� tak� dawk�, �e nic nie poczuje. Trzeba go b�dzie zlikwidowa�. Nie chcemy przecie� jakich� niepotrzebnych �wiadk�w...
- Na razie jeszcze poszperamy w tym jego wielkim umy�le. Mo�e ten kretyn ma jeszcze jakie� wa�ne informacje...
- Teraz �pi, to dobrze. A jakby si� obudzi�, to i tak nie b�dzie w stanie si� uwolni�. Zapisa�e� gdzie� ten kod?
- Tak, mam go na tej p�ytce. W komputerze zreszt� te�. Jeste� pewien, �e dzi�ki temu dostaniemy si� tam, gdzie chcemy?
- Rentef zapewnia�, �e tak. To on jest specem od tych spraw. Trzeba b�dzie wszystko dobrze zaplanowa�. Wszystko musi by� dopi�te na ostatni guzik. Podstawionych ludzi mamy. Bro� jest. Maszyny te�. Matrocom corp. - to ju� nie jest wyzwanie. To tylko kolejny krok do zdobycia posady prezes imperium T.A.C.. Pewnie nawet nie podejrzewaj�, �e kto� mo�e z�ama� ich zabezpieczenia. A ten nieprzytomny facet... jak on mia�?
- Jaki� Mezin... nazwiska nie da�o si� odkodowa�.
Mezin zbudzi� si�; le�a� bez si� skr�powany kablami i czujnikami. Nie by� jednak nieprzytomny. Przez jego g�ow� przelatywa�o tysi�ce my�li. Na �adnej jednak nie m�g� si� skupi� d�u�ej. B�l klatki piersiowej stawa� si� nie do zniesienia. Na razie by� w stanie tylko le�e�. Przypomina�y mu si� fragmenty jakiej� rozmowy. Nie pami�ta� dok�adnie tre�ci, ale wydawa�o mu si�, �e rozmawia�o dw�ch m�czyzn. O jakim�... kodzie? Nigdy nikt go nie informowa� o tajnych kodach dost�pu. A mo�e to by�o ukryte gdzie� w reminderze... Przecie� to firma zafundowa�a mu to bardzo przydatne urz�dzenie... On jednak nie mia� �adnej pewno�ci. To by�y tylko przypuszczenia...
Na zmian� traci� i odzyskiwa� przytomno��. Czu� si� coraz s�abiej. Z trudem m�g� podnie�� r�k�. Wszystko wirowa�o mu przed oczami. Zauwa�y�, �e zdemontowano mu reminder. Musia� przej�� chyba jaki� zabieg medyczny... Dobrze, �e zd��y� wys�a� t� wiadomo��. �eby tylko zaufanie, kt�rym darzy� Kanri nie okaza�o si� tylko du�ym kredytem bez pokrycia...
Nagle us�ysza� jakie� ha�asy. Wybuch, a potem odg�osy strza��w. Ci�gle kto� biega�. Strach przed �mierci� parali�owa� go. Nie by� pewien, czy prze�yje nast�pne pi�� minut. Dociera�o do niego tak wiele d�wi�k�w, �e nie m�g� zidentyfikowa� co si� dzieje. W pewnej chwili poczu�, �e temperatura gwa�townie si� podnios�a, a w powietrzu zauwa�y� dym. Po�ar! - pomy�la�. O bo�e co ja zrobi�... - mimo l�ku przed �mierci� stara� si� nie panikowa� i zachowa� zimn� krew. Gdy p�omienie si�ga�y ju� sufitu poczu� unosz�cy si� od�r pal�cego si� pomieszczenia. P�on�y urz�dzenia chemiczne, komputery, jak i �ciany. Dziwne - pomy�la� - "to musi by� jaki� strasznie stary budynek, bo przecie� teraz wszystko buduje si� wy��cznie z niepalnych materia��w. Tutaj natomiast nie tylko wn�trze by�o palne, ale nieznane substancje chemiczne, kt�re wr�cz bucha�y j�zykami ognia. Z ca�ych si� stara� si� uwolni�. Musia� zebra� w sobie wi�cej mocy, bo tylko jedn� r�k� uda�o mu si� wyswobodzi�. W pewnej chwili us�ysza� d�wi�k wywarzanych drzwi. Trzech uzbrojonych m�czyzn wtargn�o do �rodka. Zaskoczeni p�omieniami oddali kilka strza��w i uciekli. Nie trafili w ch�opaka...
- Fuck! B�dzie trzeba wszystko spali�! Trzeba zatrze� �lady! Biegnijcie za mn�! Za��cie te maski ochronne!!! - krzycza� gruby m�czyzna w kewlarowej kamizelce.
- Wjedziemy wind� na dach budynku! Tam b�dzie czeka� na nas helikopter T.A.C.!!!
- Tylko szybko!!!
Gdy m�czy�ni wybiegli z obj�tego p�omieniami pomieszczenia w stron� windy zauwa�yli oddzia� antyterrorystyczny, kt�ry w ognioodpornych kombinezonach przeszukiwa� wszystkie pomieszczenia. Wybuch�a panika. Uzbrojeni w nowej generacji UZI w pop�ochu uciekali przed str�ami prawa. By�o ich dla nich za du�o Gdy dotarli wind� na szczyt budynku helikopter w�a�nie na nich czeka�. Obracaj�cy si� wirnik utrudnia� wej�cie do �mig�owca.
- Szybko, zd��ymy!!! - krzycza� gruby
- Jeeeezuuu!!! To nie nasz helikopter!!!
- Coooo!!!
- To nie nasz helikopter!!! Zawracamy!!!
- JESTE�CIE OTOCZENI. NIE PR�BUJCIE UCIEKA�. NIECH WSZYSCY STAN� W MIEJSCU I ZA�O�� R�CE ZA G�OW�!!! - pog�os by� pot�ny. Policjant ze �mig�owca kierowa� akcj�.
Gdy bandyci us�yszeli te s�owa nie stawiali oporu. Kilkudziesi�ciu uzbrojonych po z�by komandos�w otoczy�o grup� m�czyzn. Wszyscy pos�usznie pod eskort� brygady antyterrorystycznej weszli do helikoptera, kt�ry moment p�niej odlecia�.
Przy wej�ciu do wie�owca, kt�r�dy pr�bowali uciec inni ju� czekali str�e prawa. Bandyci nie chcieli da� za wygran�. Podczas strzelaniny zgin�o 4 policjant�w, 8 zosta�o rannych; po drugiej stronie by�o kilka trup�w. Nikt jeszcze nie zd��y� oceni� sytuacji. Reszta si� podda�a. Rozpocz�a si� akcja rozbrajania. Nie widz�c szans na ucieczk� wi�kszo�� bandyt�w odda�a si� w r�ce policji. Za innymi, kt�rzy pr�bowali uciec nie rozpoczynano nawet po�cigu. Ich szanse by�y minimalne, w ka�dej ulicy w promieniu pi�ciu kilometr�w ustawiono patrole policji. Dowodz�cy akcj� Mark Kendlers nie by� z siebie do ko�ca zadowolony. Ofiary �miertelne nie nale�a�y do rzadko�ci, jednak t� akcj� chcia� przeprowadzi� bezkrwawo. Nie uda�o si�.
Nieopodal miejsca zdarzenia czeka�a roztrz�siona Kanri wraz z policjantem, kt�ry �ami�c prawo dowi�z� j� na miejsce.
- Kanri, tylko spok�j... tylko spok�j... Poczekaj chwilk�, spr�buj� si� czego� dowiedzie� o tym ch�opaku. Zaczekaj tu na mnie dobrze?
- Dobrze... - dziewczyna mia�a �zy w oczach. Kto�, do kogo od pierwszego spotkania mia�a zaufanie nie m�g� zgin��...
- S�uchaj, nie znaleziono jeszcze �adnej �ywej osoby w tym wie�owcu. Poczekajmy... Nic wi�cej nie da si� zrobi�.
Mezin desperacko pr�bowa� si� uwolni�. Ogie� zbli�a� si� nieub�aganie. Zaskoczy� go pot�ny wybuch. Zewn�trzna �ciana budynku z ogromnym ha�asem run�a na zewn�trz. K��by py�u i �ar uniemo�liwi�y ocenienie sytuacji. Jednak dla ch�opaka by�a to jedyna mo�liwo�� ucieczki. Ostatkiem si� oswobodzi� si�. Nie by�o czasu na nic. Nie m�g� nic ze sob� zabra�. P�omienie zacz�y go parzy�. Pod wp�ywem tlenu po�ar gwa�townie si� rozprzestrzeni�. Mezin zauwa�y� przed sob� wielk� wyrw� w konstrukcji budynku. Postanowi� przez ni� wyskoczy�. Nie m�g� oceni� wysoko�ci, z jakiej b�dzie musia� spa��. Musia� zaryzykowa�. Nawet, je�eliby oznacza�o to �mier�. Z trudem wyskoczy�...
6. BLESS
- Mezin? Prosz�... - �zy dziewczyny sp�ywa�y po policzkach i spada�y na twarz ch�opaka. - Wiem, pewnie nie mo�esz mnie us�ysze�, ale ja ci� kocham... tylko si� obud�! Prosz� otw�rz oczy... - chwyci�a jego d�o� w swoj�; poca�owa�a go. - on otworzy� oczy - Kocham ci�, nawet nie wiesz, jak!
- Ja ciebie te� - Mezin u�miechn�� si�. - Jak... wygl�dam? Wszystko... mnie... boli...
- Nie musisz nic m�wi�. Pami�tasz? Wyskoczy�e� przez wyrw� po wybuchu. Spad�e� z dosy� du�ej wysoko�ci... Od razu zawie�li ci� do szpitala. Mia�e� ju� operacj�. Nawet dwie. Strasznie si� po�ama�e�. To w og�le cud, �e si� nie zabi�e�...Przez pierwsze dwa dni nie odzyskiwa�e� przytomno�ci. Jecha�am z tob� w karetce. Nie mog� opowiada�. Poczekaj chwileczk�; musz� doj�� do siebie. - Kanri �ykn�a troch� wody, otar�a �zy...
- M�w dalej, prosz�...
- Tak, ju� m�wi�. Jak jecha�am z tob� w karetce by�am przera�ona, wygl�da�e� strasznie... medyk powiedzia�, �e nie wie, czy z tego wyjdziesz, ale ja wiedzia�am, �e si� wyli�esz...
- Co mi robili? - spyta� ch�opak.
- Na pocz�tku najwa�niejsze by�o wst�pne opatrzenie. Mia�e� oparzenia wszystkich stopni. Ale blizny da si� bezbole�nie usun��. Przez noc odtruwali ci� na detoksie. Tam, gdzie ci� wi�zili - dawali ci chyba jakie� narkotyki...
- Tak, co� z tego pami�tam. Bardzo mnie os�abi�y. Nie mog�em si� nawet rusza�... traci�em przytomno��; ale ju� jestem z tob�...
- To naprawd� szcz�cie w nieszcz�ciu... tak bardzo si� ciesz�... no wi�c... poza tym, co ci m�wi�am to jeszcze odbudowali ci ubytki tkanki i mi�ni, szybko wr�cisz do zdrowia...
- Mam tak� nadziej� - ch�opak si� zamy�li�.
- Wiesz co Kan?
- Tak Mezin?
- B�dziesz mnie odwiedza�a, jak wr�c� do domu?
- Nie zadawaj takich pyta� wariacie! A my�la�e�, �e ci� zostawi� pod opiek� cyborg�w medycznych? Przecie� ich nie lubisz...
- Tylko dlatego... my�la�em, �e... - nie zd��y�; dziewczyna poca�owa�a go nie pozostawiaj�c w�tpliwo�ci, co do tego, �e bardzo jej na nim zale�y.
- Kiedy wr�c� do domu?
- Mo�e nawet za dwa dni. Twoja regeneracja potrwa bardzo kr�tko. Masz silny organizm. Tak przynajmniej twierdzi lekarz. Niestety wi�kszo�� tego, czego si� dowiedzia�am przekazywa�y mi cyborgi. A wiesz, jak to jest...
- No wiem...
Regeneracja Mezina potrwa�a jednak d�u�ej, ni� przypuszczano. Kanri odwiedza�a go codziennie. Zawsze, gdy ko�czy�a prac� w pizzerii i wieczorem, gdy mogli porozmawia� o czym tylko chcieli. Matrocom zadba� o odpowiedni� opiek� medyczn�. Nie by�o jednak pewne, jak szybko b�dzie m�g� wr�ci� do pracy. Pewnego dnia po powrocie dziewczyny ze szpitala Gard zacz�� rozmow�:
- Wiesz znalaz�em taki pi�kny wiersz. Prosz�, przeczytaj. Tylko w wersji elektronicznej, bo to by�o pisane bardzo dawno. A z reszt� - przecie� teraz i tak jest wszystko w wersji elektronicznej... Dziwny tytu� "Zabi�a� mnie"...
- Tak, ju� czytam... dlaczego taki kr�tki? Nie wiem... mo�e to nie wszystko... hmmm... nie wiem, mo�e faktycznie jest �adny. Dawno nie czyta�am �adnych wierszy. - odpar�a Kanri.
- Wiesz; poezja to nie gra s��w, poezja to pi�knie powiedziane to, co jest w nas najlepsze. Po prostu szept duszy...
- Mo�e masz racj�.
- Ach, gdyby �ycie by�o prostsze... wszystko si� komplikuje... - zamy�li�a si� dziewczyna.
- �yjmy tak, by kocha� siebie i tak, aby inni nas kochali. Wtedy w pami�ci ludzi pozostaniemy takimi, jakimi oni chcieli, �eby�my byli. Nie jestem pewien, czy do dzisiejszych czas�w te� to si� odnosi...
- Mam dla ciebie propozycj� Gard. Tak dawno nie widzia�e� Mezina. Odwiedzi�e� go tylko raz, gdy nie m�g� m�wi�. Od razu po wypadku. Mo�e by� tego wieczoru poszed� ze mn�?
- Wiesz, w�a�nie sko�czy�em projekt, nad kt�rym pracowa�em od dawna. Mo�emy i��.
Szybko si� ubrali i wyszli. Droga do szpitala by�a dosy� d�uga. Podr� metrem trwa�a najkr�cej, jednak musieli si� uda� na drugi koniec miasta. W szpitalu medyk�w by�o tylko kilku. Wi�kszo�� zada� wykonywa�y cyborgi. Mezin bardzo si� ucieszy� widz�c go�ci.
- Dobry wiecz�r Gard! Witaj Kanri! Jak dobrze, �e przyszli�cie. Tak tu nudno...
- Hej! Jak si� czujesz? Lekarz m�wi�, �e jutro wyjdziesz do domu. - oznajmi�a Kanri
- Ju� to kiedy� s�ysza�em... - ch�opak zmarszczy� brwi.
- Witaj ch�opcze. S�uchaj Mezin, wa�ne, �e ju� jutro. Rozmawia�em w sprawie pracy. Przyjm� ci�. - pocieszy� starzec.
- Poczekajcie chwilk�. Skocz� po co� do picia! - powiedzia�a na odchodnym dziewczyna.
- Wiesz, Gard; mog� tak do ciebie m�wi�?
- No wiesz co? A jak inaczej; chyba nie dziadek! - Gard zacz�� si� �mia� razem z Mezinem.
- Doszed�em do wniosku, �e u kobiety pi�kne mog� by� oczy, usta, w�osy, czy figura. Ale najwspanialsz�, nie wiem jak to nazwa�, cz�ci� kobiety jest jej dusza... - ch�opak spojrza� na starca.
- Chyba masz racj�... Zawsze jest to co�... To mo�e by� dusza...
- Tak... Pewnie zaraz powiesz, �e wszystko w moich r�kach. - Mezin u�miechn�� si�.
- Oczywi�cie. Sam jeste� panem swojego losu. �ycie to wyzwanie. To ty jeste� w nim rycerzem. Tw�j b�g jest twoim kr�lem. Te� kiedy� b�dziesz mia� zaszczyt walczy� o swoj� ksi�niczk�. Co ja gadam. Pewnie ju� j� masz... - Gard szczerze si� u�miechn��.
- Jakby� zgad�... mistrzu.
- Jaki mistrzu, raz co� powiesz i od razu mistrzu! Jeszcze jedno - kobiety s� jak narkotyk, raz spr�bujesz i chcesz wi�cej. Uwa�aj, �eby� nie przedawkowa�. - starzec poklepa� Mezina po ramieniu.
- Nie jestem podatny na na�ogi. - ch�opak zacz�� si� chichota�. Do pomieszczenia w�a�nie wesz�a Kanri.
- I co tam, przynios�am ci soku. Nie jest taki, jak kiedy�, ale zawsze sok. Wypij Mezin.
- Dzi�kuj�...
Rozmowa toczy�a si� jeszcze przez pewien czas. Ta tr�jka doskonale si� rozumia�a. Rozmawiali o poezji, o ksi��kach. Gard wspomina� dawne czasy, kiedy to drukowano jeszcze na papierze. Nast�pnego dnia Mezin wyszed� ze szpitala. Nie m�g� jeszcze wr�ci� do pracy. Rehabilitacja potrwa jeszcze kilka dni - przynajmniej tak powiedzia� medyk. Czas poka�e...
7 LIFE & DEATCH
- Kanri...
- Tak, Gard, s�ucham.
- Nie czuj� si� najlepiej... Jako�... nie wiem, zr�b mi prosz� herbaty Kan...
- Ju�, zaraz b�dzie. Wi�niowa, jak zawsze. Zgad�am?
- Tak... B�d� ci wdzi�czny...
- Co z tob� jest? Jaki� blady jeste�. Zadzwoni� po lekarza. Poczekaj chwilk�...
- Ale to nic. Zaraz przejdzie... Czasami tak jest. - odrzek� bez przekonania starzec.
- Prosz�, tu herbata.
- Dzi�kuj�.
Kanri zadzwoni�a do szpitala. Garda nie chcieli przyj��. Gdy si� dowiedzieli, ile ma lat, stwierdzili, �e nie wytrzyma kolejnej wymiany narz�d�w. Dziewczyna by�a za�amana. Nawet nie chcieli go zbada�... Siedzia�a w�a�nie z Gardem w pokoju, gdy wszed� Mezin.
- Dzie� dobry Gard. Witaj Kanri!
- Witaj ch�opcze. - odrzek� m�czyzna.
- Cze�� Mezin. - odpowiedzia�a dziewczyna.
- Co s�ycha�. Dzwoni�em, ale chyba maj� jak�� awari�. Nie mog�em si� po��czy�...
- Nie wiem, co to mo�e by�. - oznajmi�a Kanri.
- Jak Twoje zdrowie, Gard?
- Nienajlepiej, ale nie jest �le... - starzec pos�pnia�.
- A dzwonili�cie do szpitala? Po co w og�le pytam... Pewnie, �e dzwonili�cie... I co?
- I nic.
- Jak to; Kanri, przecie� maj� obowi�zek przyj�� chorego!
- Wiesz co? Obowi�zk�w maj� du�o...
- No co jest do cholery!? Co to ma by�? Ja dzisiaj do nich pojad�. Spr�buj� co� za�atwi�...
- Dobrze, czekamy... - odpowiedzia�a dziewczyna.
Gdy Mezin wr�ci� ze szpitala oznajmi�, �e nie przyjm� Garda. By� te� w prywatnej klinice. Mog� go wzi�� na obserwacj�. Obydwoje z Kanri stwierdzili, �e natychmiast go zawioz�. Wezm� samoch�d ch�opaka.
- Co� pana boli? - spyta� medyk.
- W�a�ciwie nie. Czuj� si�, jakbym przygasa�. Niby nic mi nie jest; sam nie wiem...
- We�miemy pana na obserwacj�. Mamy najlepszy sprz�t. Prosz� si� nie obawia�... Mamy �wietnie wyszkolonych specjalist�w. Zaraz odwioz� pana do sali.
- Nie trzeba, czeka na mnie dw�ch m�odych ludzi.
- Dobrze, niech wi�c b�dzie, jak pan sobie �yczy.
Starzec wyszed� na korytarz, gdzie czekali na niego Kanri i Mezin. Zaprowadzili go do sali. Gard po�o�y� si� i przymkn�� oczy...
- Chcesz spa�? - spyta�a dziewczyna.
- Nie... Czuj� si� troch� zm�czony... Zostawcie mnie prosz�...
Min�o kilka dni, ale stan Garda nie poprawia� si�. Mezin i Kanri odwiedzali go, kiedy tylko mogli. Mieszkali osobno, ale bardzo cz�sto si� spotykali. Im wi�cej czasu up�ywa�o, tym bardziej obawiali si� o starca. Pewnego dnia, gdy dziewczyna przysz�a odwiedzi� Garda powiedzia� jej co�, co j� przerazi�o:
- Kan... m�j czas ju� si� ko�czy. Teraz jest z tob� Mezin. Poradzicie sobie? - wydusi� z siebie.
- Jak mo�esz tak m�wi�?! - dziewczynie nie chcia�o si� wierzy�, �e Gard mo�e odej��.
- �ycie to sen, �mier� to przebudzenie.
- Do czego? - Kanri by�a zaskoczona.
- Na wszystko przyjdzie czas... pami�taj... by nie obudzi� si� za wcze�nie. Pozbawianie siebie �ycia to tylko brak przyjemno�ci ze snu...
- Przesta�... prosz�; nie m�w tak.
- Ale tak jest. Ja ju� nic nie osi�gn�. Mog� tylko odej��...
Dziewczyna si� rozp�aka�a. Nie potrafi�a rozmawia� z Gardem w takich sytuacjach. By�o jej bardzo ci�ko. Gdy wr�ci�a do domu zadzwoni�a do Mezina. Opowiedzia�a mu o wszystkim. On przyjecha� i razem starali si� pociesza�.
- Ludzie starsi oczekuj� szacunku. Bo prze�y� tyle lat, co oni i nie by� cho� w ma�ym stopniu autorytetem to pora�ka... Brak szacunku oznacza dla nich, �e nie s� nikomu potrzebni. A uczucie, �e nie jest si� potrzebnym powoduje brak ch�ci do �ycia - rozmy�la� ch�opak.
- Tak, ale przecie� ja kocham Garda. To on mnie wychowa�. Dzi�ki niemu odnalaz�am si�...
- Wiesz, mo�e jutro rano pojad� z tob� go odwiedzi�... By�em u niego dwa dni temu. Mo�e chce ze mn� porozmawia�?
- Nie wiem. Nie potrafi� ju� znie�� tego napi�cia. Ono rozsadza mnie od �rodka... - dziewczyna przytuli�a si� do Mezina.
Gdy odwiedzili starca, tylko na chwil� si� przebudzi�. Czu�o si� jego zm�czenie. Ten cz�owiek po prostu wygasa�... Powiedzia� tylko dziewczynie: �mier� to nie koniec. To pocz�tek drogi do celu, jaki sobie wyznaczy�a�, Kan. Bardzo j� to zmartwi�o. Spojrza� na ch�opaka i wydusi� z siebie - Dbaj o ni�. To tw�j skarb. Nie stra� go...
Dwa dni p�niej, byli u Garda znowu. Nic ju� nie m�wi�. Nie chcia�. Mo�na by�o zobaczy�, �e p�aka�by, ale zabrak�o mu �ez. Patrzy� tylko na swoj� wychowank� i jej ch�opaka. M�g� jeszcze z trudem si� porusza�. By� pod��czony do specjalnej aparatury podtrzymuj�cej jego funkcje �yciowe. Ka�da minuta sprawia�a mu b�l.
Wieczorem, gdy gwiazdy �wieci�y i swoim blaskiem wywo�ywa�y atmosfer� magii starzec odwa�y� si�. D�ugo nad tym my�la�. Postanowi� ju�. Z trudem uni�s� r�k�. Trafi� na kabel zasilaj�cy funkcje �yciowe. Wyrwa� go i zasn�� snem, z kt�rego nigdy nie mia� si� ju� obudzi�...
EPILOG
Kanri i Mezin przytuleni do siebie stali nad grobem Garda. S�o�ce zasz�o za chmury. Nie m�wili nic. Nie musieli. Rozumieli si� tylko na siebie patrz�c. Po pogrzebie obydwoje zostali jeszcze nad mogi��. Smutek sprawia�, �e zrobienie czego� racjonalnego graniczy�o z cudem. Dziewczyna trzyma�a w d�oni talizman od Garda. W �rodku ca�y czas mo�na by�o dostrzec skruszone p�atki r�y. Tego, �e ich zostawi� dziewczyna nie mog�a znie��. Zacz�� kropi� deszcz. Obydwoje zauwa�yli niedaleko sztuczne jezioro. Dziewczyna chwyci�a Mezina za r�k� i pobiegli przed siebie...
Dwa tygodnie p�niej; gdy wracali razem przez stare zabudowania us�yszeli dziwne odg�osy. Po chwili rozpoznali kroki m�czyzny. Mrok nie pozwala� go zobaczy�. Bali si�. Strasznie si� bali. Us�yszeli trzask �adowanej broni. Nagle rozleg� si� m�ski g�os:
- I co, weso�o ci teraz? Zap�acisz za �mier� za�o�yciela T.A.C. To musi zosta� pomszczone. A mo�e masz jeszcze jakie� �yczenie, ty parszywy robaku?! - Kanri i Mezin byli tak zaskoczeni, �e �aden d�wi�k nie przeszed�by im przez gard�o. Stali przytuleni do siebie na mrozie i czekali, czekali na to, co mia�o si� wydarzy�... Spojrzeli na gwiazdy, po czym po��czy� ich nami�tny poca�unek... Tylko to mogli zrobi�...
Stali tak zastygli, gdy nagle rozleg� si� huk strza��w. I tak trzymaj�c si� za r�ce upadli. �mier� przysz�a szybko. �ycie wyp�yn�o z nich tak gwa�townie, jakby tylko chcia�o ich przed chwil� odwiedzi�. W tym miejscu kilka dni p�niej postawiono krzy�.
Na mogile widnia� napis:
Zgin�li tragicznie
Zabici z�em, z kt�rym sami walczyli.
Po��czeni na zawsze mi�o�ci� niech znajd� raj.
Porucznik Tom.