3893

Szczegóły
Tytuł 3893
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3893 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3893 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3893 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TADEUSZ MARKOWSKI UMRZE� ABY NIE ZGIN�� Noor przedziera� si� powoli przez k��bowisko lian, jadowitych paproci i �miertelnych insekt�w w stron� obozu. Spieszy� si� mimo swoich wywa�onych i wolnych krok�w. Po prostu d�ungla nie tolerowa�a nieostro�nych. Ka�de przyspieszenie kroku mog�o doprowadzi� do przeoczenia kt�rego� z tysi�ca niebezpiecze�stw, jakie czeka�y na nieuwa�nych. Najg�upsze, co mo�na by�o zrobi� w d�ungli, to zacz�� biec. Najszcz�liwsi dobiegali, co najwy�ej, na odleg�o�� po�owy lotu strza�y. Noor mimo to postanowi� zaryzykowa� i przyspieszy� kroku na tyle, na ile pozwala� mu instynkt samozachowawczy �owcy. Mia� przeczucie, �e co� wa�nego wydarzy si� dzisiaj w obozie. Nie wiedzia� sk�d bierze si� to przeczucie, ale ufa� mu. Nigdy go jeszcze nie zawiod�o. Nagle stan�� w miejscu, czujnie nas�uchuj�c. W otaczaj�cych go zaro�lach co� si� kry�o. Wiedzia� o tym. Nie pr�bowa� nawet zgadn��, co to mog�o by�. Po co? W d�ungli trzeba najpierw dzia�a�, a dopiero potem zastanawia� si�. Powoli obr�ci� si� w stron� czaj�cego si� niebezpiecze�stwa i napi�wszy mocno �uk zamar� nieruchomo, oczekuj�c ataku. Przez ca�y czar modli� si� w my�lach, �eby to nie by� algor. Algor lata� i to by�a jego najstraszliwsza bro�. Gorsza nawet ni� jego jadowite pazury czy pot�na paszcza uzbrojona w potr�jny garnitur k��w. Algor przedziera� si� na swoich kr�tkich �apach przez d�ungl� i w momencie, kiedy wpada� na swoj� ofiar�, gwa�townie podrywa� si� do g�ry nad nieszcz�nika, a�eby po chwili spa�� na niego jak kamie� i zanurzy� jadowite pazury w jego ciele. Rzadko kto zd��y� strzeli� i trafi� w gard�o, kt�re by�o jedynym nie chronionym miejscem tego potwora. Noor sta� wci�� nieruchomo. Nagle z g�stwiny wypad� olbrzymi kodar - podobna do tygrysa bestia z krokodylowatym pyskiem. Noor odczeka� chwil�, a� kodar otworzy swoj� wielk� paszcz� - zawsze tak atakowa�. Dopiero kiedy mo�na by�o zobaczy� dno gardzieli potwora wys�a� swoj� strza��, uskakuj�c gwa�townie w bok. By�o to szalenie ryzykowne, ale nie chcia� przyp�aci� tego pojedynku ranami zadanymi przez z�by martwego stwora. Wola� ryzykowa�. Uda�o mu si�. Przez chwil� patrzy� na le��ce a jego st�p cielsko, u�miechaj�c si� pogardliwie. Kodary by�y szalenie g�upie. By� ju� najwy�ej o trzy strza�y z �uku od obozu, kiedy po raz drugi wyczu� co� niezwyk�ego. Rozejrza� si� uwa�nie wok� siebie, ale nie dostrzeg� �adnego bezpo�redniego zagro�enia. To musia�o by� co� innego. Spojrza� z kolei na niebo. Tylko gdzieniegdzie tkwi�y delikatne nitki chmur. Poza tym nic. Nagle dostrzeg� daleko czarny punkcik przybli�aj�cy si� z du�� szybko�ci�. Co to mo�e by�? Porusza si� zbyt szybko jak na samolot. Samoloty, to by�y olbrzymie stworzenia, kt�rych d�ugo�� przekracza�a nawet wysoko�� najwy�szych drzew w d�ungli. Bardzo niebezpieczne. Lata�y zawsze w grupach po pi��, sze�� i nie by�o przed nimi �adnej obrony. W tej okolicy zdarza�y si� jednak szalenie rzadko. Tymczasem obiekt przybli�y� si� na tyle, �e Noor m�g� dok�adniej przyjrze� si� jego kszta�tom. By� to dziwny aparat o kszta�cie podobnym do samolotu, ale o wiele mniejszy. By� ca�y czarny, tylko w przedniej cz�ci mia� jakby z�ote obicie, w kt�rym odbija�o si� s�o�ce.. Porusza� si� bezszelestnie. Po chwili znikn�� zupe�nie z pola widzenia. Noor jeszcze bardziej przyspieszy� kroku. Aparat musia� niew�tpliwie pochodzi� z Czarnej Wie�y. Jego dziadek opowiada� mu za �ycia, �e w czasach swojej m�odo�ci cz�sto widywa� takie pojazdy, kt�re czasami l�dowa�y w obozach. To by�o jednak bardzo dawno. Prawie sto pi��dziesi�t lat temu. Gdy dotar� wreszcie do obozu, zorientowa� si� od razu, �e zasz�o co� szalenie wa�nego. Opiekun przywdzia� bowiem sw�j str�j rytualny, wykonany z dziwnej, obcis�ej tkaniny, przylegaj�cej dok�adnie do cia�a. Z data wygl�da�o jakby Opiekun by� nagi. Ca�y ten dziwny kostium by� czarny jak wie�e. Na o�tarzu le�a� . �wie�o upolowany kodar, podobny do tego, kt�rego Noor zastrzeli� przed chwil�. O�tarz, postawiony to w niepami�tnych czasach, by� czarn� skrzynk� ustawion� na przezroczystym postumencie. Nikt nie wiedzia� kto i kiedy go to przyni�s� i postawi�. Nawet Opiekun. Po prostu odk�d ich plemi� zamieszkiwa�o ten term, o�tarz zawsze to by�. Teraz ca�y mieni� si� kolorowymi �wiate�kami wyp�ywaj�cymi magicznym sposobem z jego powierzchni. B�g musia� si� na nich mocno gniewa�. Opiekun sta� na czele ca�ego plemienia przed o�tarzem i �piewa� pie�� przeb�agania. Noor przy��czy� si� w milczeniu do reszty wsp�plemie�c�w i jak oni rzuci� si� na ziemi�, przykrywaj�c kark z��czonymi r�koma. Nagle g�os Opiekuna zamilk�. Noor ostro�nie uni�s� g�ow�, �eby zobaczy�, co si� sta�o. O�tarz przyblad�. Na jego powierzchni wida� by�o jedno tylko �wiate�ko w kolorze czerwonym. Nic si� jednak nie sta�o. Tkwi�, jak wszyscy, nieruchomo na ziemi jeszcze d�ug� chwil� zanim wreszcie us�ysza� g�os Boga wydobywaj�cy si� z o�tarza: - Niechaj wszystkie kobiety i m�czy�ni do dwudziestej wiosny stawi� si�. jutro o wschodzie s�o�ca u st�p Czarnej Wie�y. Taka jest wola Herstha. G�os zamilk�. Wszyscy le�eli jeszcze d�ugo na ziemi, boj�c si� poruszy�. Wreszcie Noor podni�s� ponownie g�ow�. O�tarz by� ciemny jak zwykle. Powoli wszyscy dostrzegli to samo co on. W ko�cu Opiekun da� znak, �eby si� podnie�li. Noor podni�s� si� wraz z innymi, ale nie m�g� si� otrz�sn�� z szoku, w jaki go wprawi�a us�yszana wiadomo��. Wi�c Czarne Wie�e s� jednak zamieszkane. Mimo �e od prawie 150 lat nikt nigdy nie dostrzeg� �adnych �lad�w �ycia. Noor us�ysza� st�umione szepty wok� siebie. Wszyscy powtarzali z przej�ciem us�yszan� nowin�. S�ycha� by�o coraz g�o�niejszy p�acz kobiet. Starcy m�wili, �e w czasach, kiedy �yli ich dziadowie, takie g�osy odzywa�y si� cz�sto z o�tarza i �e nigdy ci, kt�rzy weszli do Czarnej Wie�y nie powr�cili z niej do swoich plemion. Jedni twierdzili, �e wszyscy oni zgin�li, inni za�, �e �yj� do dzi� w szcz�ciu, bo Wie�e to s� siedzib� Herstha. Tych ostatnich by�o jednak mniej. * * * Noor sta�, jak inni, a st�p Czarnej Wie�y. Po raz pierwszy widzia� j� z tak bliska. Wydawa�o mu si�, �e si�ga ona nieba. Obok niego sta�o jeszcze trzydziestu wsp�plemie�c�w. Czekali ju� od godziny. Dok�adnie z ukazaniem si� pierwszych promieni s�o�ca mur przed nimi drgn�� i bezszelestnie ukaza�o si� olbrzymie wej�cie. W g��bi by� korytarz. - Wejd�cie - us�ysza� g�os, wydobywaj�cy si� jakby z powietrza. Przez chwil� nikt si� nie poruszy�. Stali tak boj�c si� nawet drgn��. G�os ich nie ponagla�. Wreszcie Noor zebra� si� na odwag� i przekroczy� pr�g. Wewn�trz by�o tak jasno, jak na powietrzu. Noor obejrza� si� i zamar� z podziwu. Wewn�trz nie by�o �adnego muru. Nad nim unosi�o si� niebo. Wida� by�o d�ungl�. Noor opanowa� chwilowy strach. W ko�cu, w siedzibie Boga, musia�y istnie� cuda, jakich nie widzia� nikt ze �miertelnych. Po chwili nie by� ju� sam. Reszta, zach�cona jego przyk�adem, r�wnie� zdecydowa�a si� na przej�cie zakl�tego dla nich progu. - Id�cie - rozkaza� ten sam co poprzednio g�os i jednocze�nie otworzy� si� przed nimi korytarz sk�pany w czerwonym �wietle. Ruszyli powoli. Wtedy Noor us�ysza� jaki� chrobot. Obejrza� si�. Tam, gdzie poprzednio by�o wej�cie dalej wida� by�o d�ungl�, ale przysi�g�by, �e wrota zosta�y zamkni�te. Nie mieli ju� odwrotu. Noor instynktownie napi�� mi�nie. By� zn�w �owc�, tylko �e tym razem musia� stawi� czo�o nie d�ungli a Hersthowi. * * * Pet zakl�� po raz setny w przeci�gu ostatniej godziny pok�adowej. Setny raz r�wnie� jego kod wywo�awczy uton�� w przestrzeni bez odpowiedzi. Nagle poczu�, �e nie jest ju� sam w sterowni. - Anna! - pomy�la� bez entuzjazmu. - Dziczejesz - odebra� w odpowiedzi. - Przysz�am tutaj, bo nie mog�am wytrzyma� twoich przekle�stw. - Od kiedy to jeste� taka delikatna? - Od zawsze. - Czy�by? - Pet przez chwil� skupia� si�, by nagle wtargn�� znienacka w jej pami�� wewn�trzn�. Zanim zastosowa�a blokad� mentaln� zd��y� jeszcze wy�owi� cz�� potwornej k��tni, jak� mia�a na Hildorze z Ogaz� - wiceprzewodnicz�cym Rady G��wnej Planety. - �winia! - Mam powt�rzy� dla przypomnienia? - Nast�pnym razem zogniskuj� w tobie ca�e pole. - Nie zrobisz tego - odpar�, cho� wiedzia�, �e nie jest to wcale takie pewne. Musia�a to zreszt� odebra�, bo tylko wzruszy�a pogardliwie ramionami i nada�a: - Spr�buj! - Chcia�em ci udowodni�, �e nie ma sensu robi� z siebie �wi�toszki. Nie do twarzy ci z tym. - Ty ju� si� przyzwyczai�e� do swej pod�o�ci. - Ty te� nie zasiadasz w Radzie tylko dlatego, �e ci� tak wszyscy lubi�. - Cyniczna �winia - powiedzia�a na g�os - na dodatek pozbawiona cienia skrupu��w - doda�a ju� w my�lach. - Daj spok�j! - Pet nagle zda� sobie spraw� z g�upoty ich k��tni. - Musimy si� wzi�� w gar��. Jeste�my a celu. - Masz racj� - odpar�a - co wcale nie zmienia mojego zdania o tobie. - Zachowajmy wi�c swoje opinie i pomy�lmy, co teraz zrobi�? Ziemia milczy. - Lecimy dalej. Po to tu przylecieli�my. - Sprawd� wskazania czujnik�w! - Pet by� zn�w spokojny. - To chwil� potrwa. B�d� cierpliwy i nie klnij! Nie odpowiedzia� na zaczepk�. - Naprawd� mnie to denerwuje - doda�a Anna po d�u�szym milczeniu. - Przepraszam! Przez to trzysta lat podr�y zd��yli si� z Ann� znienawidzi�, jak to jest tylko mo�liwe a ludzi, ale jednocze�nie Pet zdawa� sobie spraw�, �e po��czeni zostali ze sob� na zawsze. Tym silniej, �e obydwoje byli telepatami i ka�de z nich zawsze wiedzia�o, co czuje drugie. Dla nich s�owa by�y ubogim narz�dziem dobrym dla dzikus�w. Nawet teraz, mimo �e zasadniczo wymieniali konkretne my�li, obydwoje odbierali jednocze�nie ca�� mas� innych wra�e�, niemo�liwych do opisania zwyk�ymi s�owami. To si� po prostu czu�o albo nie. Oni to czuli. Tymczasem na g��wnym monitorze komputer zsyntetyzowa� wskazania przyrz�d�w. Zasadniczo wszystko si� zgadza�o. To znaczy by�o dziewi�� planet tyle, ile powinno by�. Tylko �e przestrze� wewn�trzuk�adowa by�a absolutnie pusta. �aden z przyrz�d�w nie wykry� najmniejszego nawet statku kosmicznego. To by�o nienormalne. Przecie� w Uk�adzie powinno by� rojno, jak dawniej na autostradzie. - Min�o trzy tysi�ce lat od naszego startu. Nie zapominaj o tym. - Anna oczywi�cie doskonale wyczu�a jego my�li. To by�o to, co ich tak ��czy�o. - Masz co�? - Du�e �r�d�a energii na Marsie, Ziemi i Wenus. Stacja na orbicie Plutona. Mo�e zatrzymamy si� tam na chwil�? - Nie podoba mi si� to milczenie. Wy�lemy sond�. - W��cz ekran ochronny - Anna r�wnie� zrobi�a si� nagle strasznie ostro�na. - Przez trzy tysi�ce lat mogli si� nauczy� przebija� dowolny ekran - odpar� Pet naciskaj�c jednocze�nie d�wigni� bezpiecze�stwa, uruchamiaj�c� pe�n� os�on� �Feniksa". - Co z sond�? - zainteresowa� si� po chwili. - Gotowa do startu. - Pal! - To jeszcze nie wojna. Nie wczuwaj si� tak w rol�. Tymczasem sonda zbli�a�a si� szybko do stacji na Plutonie. Pet z Ann� obserwowali dziwne kszta�ty tego tworu, kt�re w niczym nie przypomina�y stacji, do jakich byli przyzwyczajeni. Przede wszystkim brak w niej by�o jakiejkolwiek platformy l�downiczej. Tak, jakby nie by�a przystosowana do przyjmowania rakiet. - Mo�e to stacja automatyczna? - pomy�la� Pet. - Czujniki wskazuj�, �e s� tam ludzie - odpar�a Anna. - Nada�a� nasz kod? - Ca�y czas emituj�. - Jakie by�o zadanie tej stacji za naszych czas�w? - Petowi przysz�a nagle do g�owy nowa my�l. - Kontrola podej�� do Uk�adu S�onecznego. - Mo�e oni nas bior� za Obcych. - Bzdura. W byle jakim rejestrze mog� sprawdzi�, �e nasz statek to �Feniks". , - Chyba, �e nie u�ywaj� ju� takich statk�w. - Pozostaje jeszcze kod. Te wielkie anteny przecie� do czego� s�u��. Sonda zbli�y�a si� na odleg�o�� stu kilometr�w od Stacji. Wtedy w�a�nie Pet zauwa�y�, �e stracili nad ni� wszelk� kontrol�. - Zawr�� j�. Natychmiast! - Za p�no - Anna jeszcze przez chwil� mocowa�a si� z urz�dzeniem awaryjnego sterowania sondy. - Mog� j� zniszczy� - przypomnia�a. - Zostaw. Przez chwil� nic si� nie dzia�o. Obydwoje odbierali tylko swoje uczucia. Przewa�a� w nich l�k pomieszany z rozczarowaniem. - Lecimy trzysta lat, aby otrzyma� od nich pomoc, a tymczasem czuj� si� jak intruz - Anna pierwsza wyra�nie sformu�owa�a to, co my�leli obydwoje. - Przygotuj meldunek na Hildora - poleci� sucho Pet. - Prze�lij wszystkie zapisy, jakie nagromadzili�my. - My�lisz, �e ju� zbudowali drugiego �Feniksa"? - Nie wiem, ale powinni wiedzie� to wszystko, co my teraz wiemy. - Co ty knujesz? - zapyta�a Anna - od kiedy zrobi�e� si� taki lojalny? - Nie wyg�upiaj si�. - Ostrzegam ci�, �e wy�l� ten meldunek do wszystkich cz�onk�w Rady. - Nie przeszkadza mi to. - Co robimy? - zapyta� Pet po kr�tkim milczeniu. - Lecimy na Ziemi� - odpar�a Anna z dziwn� zawzi�to�ci�. - Je�li to historia z sond� mia�a by� ostrze�eniem, to poka�emy im, �e nie boimy si�. - Zgoda, ale wprowadzimy male�k� poprawk�. Zaprogramuj komputer na niszczenie wszystkiego, co jest mniejsze od rakiet patrolowych u�ywanych przed naszym startem, a co znajduje si� w odleg�o�ci mniejszej ni� milion kilometr�w od �Feniksa". - Nie tak wyobra�a�am sobie nasz powr�t - pomy�la�a Anna programuj�c komputer. - Niech szlag trafi tego, kto zechce si� do nas zbli�y� w jakiej� �upinie - Pet czu� si� zn�w, jak za dawnych czas�w kolonizacji Hildora. - Nie gadaj tyle - nada�a Anna - prowadzisz wielki kr��ownik, a nie szalup� kosmiczn�. Pet wydusi� z �Feniksa" wszystko, co da�o si� wydusi� w tak za�mieconym uk�adzie, jak s�oneczny. Dosta�o si� przy tym paru asteroidom, kt�re roznie�li po drodze w py�. W zamian za to drugiego dnia byli na orbicie oko�oziemskiej. Nikt nie pr�bowa� im wchodzi� w drog�. - D�ungla? - Obydwoje patrzyli w zdumieniu na rozci�gaj�cy si� pod nimi krajobraz. - Co m�wi� czujniki? - To samo. Obecno�� ludzi i �r�de� energii. - Widz� tylko d�ungl�. Mo�e buduj� miasta pod ziemi�? - Najbli�sze �r�d�o energii znajduje si� w okolicy r�wnikowej - wyja�ni�a Anna. - Mo�e by� r�wnik - odpar�, manewruj�c ostro�nie �Feniksem" we wskazanym kierunku. Po paru minutach oczom ich ukaza�a si� olbrzymia czarna wie�a. Musia�a mie� oko�o trzech kilometr�w wysoko�ci i ze dwa kilometry �rednicy. - Czego� takiego nigdy to nie by�o - zauwa�y� zdumiony Pet. - Wci�� zapominasz, �e min�o trzy tysi�ce lat. - L�dujemy tu, czy obejrzymy reszt�? - Polatajmy sobie najpierw. Odkryli w sumie trzysta wie� na ca�ej planecie. Znakomita wi�kszo�� znajdowa�a si� w okolicy r�wnika. Wszystkie by�y podobne do siebie jak dwie krople wody. - Kod pozostaje wci�� bez odpowiedzi - przypomnia�a Anna. - Daj spok�j z tym kodem. To bez sensu. Nagle w g�o�niku us�yszeli jaki� chrobot. Anna b�yskawicznie prze��czy�a nadajnik na najwi�ksze zasilanie, podczas gdy Pet w��czy� wszystkie urz�dzenia odbiorcze. Chrobot nie powt�rzy� si� jednak. Przez chwil� patrzyli na siebie w milczeniu. Wreszcie Pet si� zdecydowa�. Stanowczym ruchem wzi�� mikrofon do r�ki. - Hallo Ziemia, to �Feniks". Wracam ci�giem awaryjnym z Plejad. Wystartowa�em w roku 3522 z trzydziestoosobow� za�og� na pok�adzie. Wracam z dwiema osobami. Prosz� o namiar do l�dowania. Przez chwil� czeka� na odpowied�, ale poniewa� nic si� nie dzia�o, nadawa� dalej: - �Feniks" do Ziemi. Zosta�em zaatakowany przez stacj� na Plutonie, ��dam wyja�nie�. - Trudno powiedzie�, �eby� by� szczery - Anna za�mia�a si� z�o�liwie. - Cz�onek Rady Hildora ma wreszcie godnego siebie przeciwnika. - Ty r�wnie� potwierdzi�a� swoje zalety jako cz�onek tej samej Rady - przypomnia� jej. Wreszcie z g�o�nik�w odezwa� si� ludzki g�os, przerywaj�c zaczynaj�c� si� sprzeczk�. - Tajna Rada do �Feniksa". Czekajcie na dotychczasowej orbicie na namiar. Wiemy o Plutonie. Wszelkie wyja�nienia zostan� wam udzielone po l�dowaniu. Cieszymy si� z waszego powrotu. - M�w do mnie jeszcze o swojej rado�ci - Anna najwyra�niej zarazi�a si� od Peta podejrzliwo�ci�. - Poczekamy troch�. - Nadaj komunikat na Hildora - przypomnia�a mu. Potem obydwoje siedzieli otuleni blokad� mentaln�, czekaj�c na dalszy rozw�j wydarze�. * * * Loop lecia� z najwy�sz� szybko�ci� do Centrum. Zdarzy�o mu si� to, czego si� zawsze obawia�. Statek galaktyczny w obr�bie Uk�adu. Ostatni raz naci�� si� na co� takiego Hop III, tysi�c lat temu, kiedy wr�ci�a Druga Wyprawa na Syriusza. Wracali na �Jedno�ci", z op�nieniem dwustu lat. Wszyscy ju� zd��yli ich pochowa�. Hop III zostawi� dok�adne sprawozdanie z tej historii w Kronice Rady. O ile Loop przypomina� sobie, trzeba by�o podj�� drastyczne kroki w stosunku do za�ogi, kt�ra nie mog�a pogodzi� si� z Wielk� Zmian�. Teraz ten �Feniks". Brak o nim jakichkolwiek danych w Kronice. Historycy zd��yli tylko sprawdzi�, �e jest to statek klasy galaktycznej, zbudowany prawdopodobnie trzy tysi�ce lat temu. Baza na Plutonie przekaza�a, �e chodzi o jednostk� o nap�dzie pod�wietlnym typu dziewi�ciu dziewi�tek po zerze. - Sk�d oni wracaj� po tylu latach? - pomy�la� lekko zaniepokojony. M�wi�, �e z Plejad, ale przez tyle lat mogli r�wnie dobrze dotrze� o wiele dalej. Tymczasem wida� ju� by�o go�ym okiem olbrzymi� wie�� Centrum. Wyl�dowa� od razu na poziomie o�rodka lot�w. Wysiadaj�c, stwierdzi�, �e ca�a Tajna Rada czeka�a ju� na niego. - Strach ich oblecia� - przemkn�o mu przez my�l. - Cze��, Loop - powita� go Nazon. - Gdzie oni s�? - zapyta� omijaj�c konwenanse. - Na orbicie - odpowiedzia�a Lara. - Macie z nimi kontakt? W odpowiedzi Lara kiwn�a g�ow� w kierunku pulpitu ��czno�ci, przy kt�rym siedzia� Bor, czwarty i ostatni cz�onek Rady. - Kaza�em im czeka� na orbicie - odezwa� si� Bor, obracaj�c si� wraz z fotelem w ich stron�. - M�wi�em, �eby poczeka� na mnie - Loop z trudem opanowa� z�o��. - Trzeba by�o powiedzie� tym z Plutona, �eby zostawili ich w spokoju - wtr�ci�a si� Lara - zabrali im sond�. - Przelecieli ca�y Uk�ad jak wariaci, niszcz�c po drodze wszystko, co im wesz�o w drog� - popar� j� Nazon. To zmienia�o oczywi�cie sytuacj�. �Feniks" postanowi� sobie wyl�dowa� na Ziemi i jak wida� nie mia� zamiaru da� si� zatrzyma� czemukolwiek. - Trzeba by�o wprowadzi� na ich pok�ad nasze grupy kontaktowe - powiedzia� Loop. - W��czyli jakie� dziwne pole ochronne, przez kt�re nie mo�emy si� przebi� - tym razem odezwa� si� Bor. Lop postanowi� nie przeci�ga� struny. Ca�a tr�jka mia�a najwyra�niej w�asn� koncepcj� za�atwienia tej sprawy. Moment by� nieodpowiedni, �eby doprowadza� do jakichkolwiek napi�� w �onie samej Rady. - Co proponujecie? - Da� zezwolenie na l�dowanie i zobaczy�, co to za jedni - odpowiedzia� Nazon. - Doszli�my do wniosku, �e oni mog� nam si� przyda�. - Lecieli trzy tysi�ce lat - wtr�ci�a Lara - tego nikt jeszcze nie dokona�. Loop uspokoi� si� troch�. Reszta mia�a to same obawy co i on. Mia� tylko nadziej�, �e nie wynikn� z tego �adne k�opoty. Wielka Zmiana by�a wci�� w powijakach. - Ka� im l�dowa� na zapasowym kosmodromie poleci� Borowi. - W jakim stadium jest Nab�r? - zapyta� Lar�. - Wszyscy s� w wie�ach. - Le�my wi�c ich przywita�. * * * - Ziemia do �Feniksa". Dajemy wam namiar. Do l�dowania za dwadzie�cia minut - przerwa� im medytacje ten sam g�os co poprzednio. Anna pierwsza ockn�a si� z zamy�lenia. Sprawnymi ruchami w��czy�a odpowiednie sekcje, potrzebne przy ca�ej operacji. Przez chwil� zawaha�a si� nad d�wigni� wy��cznika ochrony. - Zostaw - zdecydowa� Pet - czujniki meldowa�y o pr�bach przebicia si� przez pole ochronne. Lepiej nie ryzykujmy. - Meldunek na Hildora ju� poszed�, niczym nie ryzykujemy. - Dotrze do nich dopiero za 250 lat. Nie mam zamiaru przej�� do historii jako m�czennik Sprawy. - Zdrowo my�lisz - zgodzi�a si� Anna. - Przejmij namiar - rzuci� sucho - sko�czy�a si� zabawa. Namiar doprowadzi� ich w pobli�e jednej z wie�. Znajdowa� si� tam kosmodrom. Male�ki, akurat na jeden statek typu �Feniks". Teraz by� gusty. Wyl�dowali jak na �wiczeniach. Elegancko. Nawet nie zapalili d�ungli, rozci�gaj�cej si� wok�. Przez chwil� trwali w milczeniu. Nie tak wyobra�ali sobie sw�j powr�t. Za bardzo przypomina� zwiad na terytorium wroga. - Kto� powinien po nas przylecie� - pomy�la�a Anna. - Koniec z telepati� - odezwa� si� na g�os Pet od tej g�ry m�wimy jak oni. - Zgoda. Przez chwil� nic nie m�wili, wpatruj�c si� w milczeniu w obraz roztaczaj�cy si� przed ich oczyma. - Chcia�abym si� wyk�pa� w jakim� strumieniu powiedzia�a z rozmarzeniem w g�osie Anna. - A ja w morzu. Takim prawdziwym s�onym morzu. - Potem wyturlaliby�my si� w piasku i �piewali. - Czemu �piewali? - zaoponowa� Pet - ja nie umiem �piewa�. - No to ja bym �piewa�a. - A potem by�my si� kochali - stwierdzi� autorytatywnie Pet. - Z tob�? - zapyta�a z gorycz�. - Oczywi�cie, przecie� byliby�my sami. W tym momencie ukaza� im si� spory pojazd bez skrzyde�, o wygl�dzie spodka. - Nie wiem, czy mia�abym na to ochot� - odpowiedzia�a Anna, wskazuj�c jednocze�nie na pojazd, kt�ry w�a�nie wyl�dowa� jakie� 50 metr�w od �Feniksa". - Uciekniemy im - powiedzia� z przekonaniem Pet. - Blokada! - us�ysza� nagle g�os Anny w swoich my�lach. Znowu przesz�a na telepati�. Nie bardzo wiedzia�, co si� sta�o, ale natychmiast zastosowa� blokad� mentaln�. W ostatniej chwili. Kto� pr�bowa� wedrze� si� w jego my�li. Pole by�o jednak bardzo s�abe. Przez chwil� udawa�, �e si� poddaje, �eby wyczu� przeciwnika. Ten jednak nie zorientowa� si� w fortelu. To by znaczy�o, �e nie umia� stosowa� blokady. Po prostu ca�� swoj� si�� stosowa� do wdarcia si� w ich my�li. By� to bardzo prymitywny rodzaj telepatii. Pet znudzi� si� wreszcie zabaw� z niewidocznym przeciwnikiem i przesun�� d�wigni� pola ochronnego do maksimum. Obcy nie potrafi� oczywi�cie przebi� si� przez pole. - Spok�j - mrukn��, �miej�c si� z lekcewa�eniem. - Zdradzili�my si� przed nimi. - Sk�d�e, powiemy im, �e pole wzmocni� komputer - powiedzia� Pet w��czaj�c jednocze�nie radio. - �Feniks" do Ziemi. L�dowanie zako�czone. Odnotowali�my pr�b� przebicia si� przez nasze pole ochronne. ��damy wyja�nie�. - Ziemia do �Feniksa" - odezwa� si� natychmiast znany ju� g�os. - Potwierdzam l�dowanie. Przepraszamy za zamieszanie. Pr�bowali�my skontaktowa� si� z wami telepatycznie. - �Feniks" do Tajnej Rady. M�wi Pet, dow�dca �Feniksa". Prosz� o po��czenie mnie z waszym szefem. - Szef Tajnej Rady Loop do Peta, czemu nie wychodzicie? - odpowiedzia� natychmiast inny g�os. Ostry, beznami�tny, przyzwyczajony do wydawania rozkaz�w. - S�uchaj, Loop - odezwa� si� Pet po kr�tkim milczeniu - zosta�em zaatakowany na Plutonie, potem na Ziemi co� pr�bowa�o przebi� si� przez moje pole ochronne. M�wisz, �e to telepatia. Mo�e. Nie znam si� na tym. Czy mo�esz da� mi gwarancj�, �e nic nas nie zaatakuje po opuszczeniu pok�adu? - ��dasz dziwnych rzeczy. - Po prostu nie jestem pewien, czy panujesz nad sytuacj�. Przyjmuj�c oczywi�cie za�o�enie, �e jeste�my to mile widziani. - Rozumiem. Rzeczywi�cie masz podstawy, �eby tak s�dzi� - odpowiedzia� Loop z odcieniem, jak si� wydawa�o Petowi, uznania. - Je�eli to ci� uspokoi, to mog� ci zagwarantowa�, �e jeste� mile widziany na Ziemi i �e nic ci z naszej strony nie zagra�a. Dowodem tego niech b�dzie fakt, �e w tej chwili oczekujemy na wasze wyj�cie z �Feniksa" w grawilocie, stoj�cym tu� obok was. Pet spojrza� na Ann�. Przez chwil� obydwoje wahali si�. W ko�cu Anna podnios�a si� zdecydowanie z fotela. - Nie b�dziemy to przecie� tkwi� wiecznie - powiedzia�a. - Wychodzimy, Loop - odezwa� si� Pet po kr�tkim zastanowieniu. - Uprzedzam ci�, �e zostawiamy pole ochronne w��czone i ktokolwiek, pr�cz za�ogi, b�dzie pr�bowa� je sforsowa�, zmusi �Feniksa" do obrony. Po chwili znale�li si� w �luzie wyj�ciowej. Bro� zostawili na miejscu. I tak nie by�aby przydatna, a do indywidualnej obrony mieli pola. - Witaj, domu rodzinny - mrukn�a Anna na widok krajobrazu, kt�ry im si� ukaza� po otwarciu drzwi �luzy. Stali przez chwil� w windzie, upajaj�c si� zapachem d�ungli i �wie�ego powietrza. - Do�� sentyment�w! - odezwa� si� wreszcie Pet. - Zje�d�amy. - Nie s�dzi�am, �e tak si� rozkleimy - mrukn�a Anna. - Trzy tysi�ce lat - odpowiedzia� jej Pet - to w ko�cu kawa� czasu. Tymczasem od strony grawilotu zbli�a�o si� do nich czworo ludzi. Wszyscy ubrani byli na czarno - w d�ugie lu�ne zwisaj�ce tuniki. Jedyn� ozdob� by�y ci�kie �a�cuchy zawieszone na szyi. Dopiero kiedy si� zbli�yli, mo�na by�o zauwa�y� niezgrabne pier�cienie zdobi�ce palce wskazuj�ce prawej r�ki. - Jaka� mania czerni - pomy�la� Pet. - Kiepska komedia - mrukn�a Anna. Nie dane im by�o jednak kontynuowa� tej ciekawej dyskusji, bo witaj�cy zbli�yli si� do nich na odleg�o�� jakich� trzech metr�w i zatrzymali si�, przygl�daj�c si� im uwa�nie. Loop sta� po�rodku, po jego lewej stronie stan�a Lara, obok niej Bor, a po prawej stronie Loopa - Nazon. Odruchowo przyj�li oficjalny porz�dek. Bor by� namiestnikiem Tajnej Rady na Europ�. Lara na Azj�, Nazon na Afryk�. Loop natomiast jako szef ca�ej czw�rki, sprawowa� kontrol� nad obydwoma Amerykami. Po d�u�szej chwili milczenia przedstawili si� wreszcie Petowi i Annie. - Zapraszamy was do Centrum - odezwa� si� Loop. - Tam przygotowali�my wam kwater�. - Centrum? - zdziwi�a si� Anna. - To ta wie�a, kt�ra znajduje si� w pobli�u - wyja�ni�a Lara. Drog� do Centrum sp�dzili w milczeniu. Loop prowadzi� osobi�cie grawilot. Pet obserwowa� uwa�nie jego automatyczne ruchy. Nie mia� z pewno�ci� wiele do roboty, ale Pet potrafi� wyczu� na kilometr dobrego pilota. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e Loop by� dobry. Poza tym by� gro�ny, a nawet niebezpieczny. Pet wyczu� to z �atwo�ci�. Nie by�o przecie� �atwo zosta� cz�onkiem Rady Hildora i utrzyma� si� w niej przez tyle wiek�w. Stanow�sko to wymaga�o doskona�ego wyczucia przeciwnik�w. Zerkn�� na Ann� i wiedzia�, �e jej ocena by�a taka sama. Pozostali byli r�wnie� gro�ni, ale Pet mia� wra�enie, �e potrafi si� z nimi upora�. Kiedy spojrza� ponownie na Ann� m�g�by przysi�c, �e mimo blokady mentalnej, jak� obydwoje stosowali, Anna prowadzi telepatyczn� rozmow�. Skupi� si� i ostro�nie w��czy� si� w jej my�li. - Mia�a racj� - pomy�la� z satysfakcj�. - Nareszcie mamy godnego przeciwnika. Okaza�o si�, �e Anna pods�uchuje rozmow�, jak� prowadz� mi�dzy sob� ich przewodnicy. Telepatycznie! Pole by�o r�wnie prymitywne jak to, kt�re pr�bowa�o sforsowa� os�on� �Feniksa". Rozmowa by�a za to ciekawa. Pet nie odwa�y� si�, co prawda, czyta� w ich my�lach, bo by�oby to zbyt ryzykowne, ale i tak konwersacja by�a szalenie pouczaj�ca. - Co o nich s�dzicie - spyta� Loop. - K�ami� - odpowiedzia�a Lara. - W ka�dym razie co� ukrywaj�. - Musimy dowiedzie� si� czego� wi�cej o tym locie �Feniksa". - To jaka� eksperymentalna jednostka - stwierdzi� Bor. - Na dodatek nie mo�na czyta� w ich my�lach. - Niewykluczone, �e te� s� telepatami - zauwa�y� Nazon. - Nieprzenikalni, zawsze istnieli - nada� Loop. - Mamy rocznie do o�miu takich przypadk�w. A co do telepatii, to nie s�dz�. W tych czasach nikomu si� o tym nie �ni�o. - Poza tym wyczuliby�my ich obecno�� - przypomnia�a Lara. - Ciekawi mnie jednak, dlaczego nie potrafimy si� z nimi po��czy�. Dw�jka Nieprzenikalnych w jednym statku, to troch� wi�cej ni� zbieg okoliczno�ci. - Nawet dzisiaj za�ogi dobiera si� spo�r�d ludzi o tych samych cechach. To mo�e si� zdarzy� - zaoponowa� Bor. - Nieprzenikalnych niszczymy natychmiast po wykryciu - upiera� si� Nazon. - Co zrobimy z nimi? - Przesta�cie wreszcie panikowa� - uci�� dyskusj� Loop. - Lecieli trzy tysi�ce lat. Zgoda. Jest to wspania�e osi�gni�cie, ale nie zapominajcie, �e siedzieli ca�y ten czas zamkni�ci w �Feniksie" i na dodatek w stanie anabiozy. Brakuje jeszcze, �eby�my zacz�li ich uwa�a� za nie�miertelnych. - Sam si� ich boisz - odci�a si� Lara. - Czyta�e� co pisa� Hop III w Kronice? - O Jedno�ci? - upewni� si� Nazon. - Wtedy Wielka Zmiana dopiero si� zaczyna�a przypomnia�a Lara. - Loop my�li o Kontestatorach - wtr�ci� si� Bor. Na nieszcz�cie, dyskusj� przerwa�o pojawienie si� Centrum. Loop osadzi� grawilot z maestri�, kt�rej mu pozazdro�ci� nawet Pet. Przy wyj�ciu z pojazdu czeka�o na nich kilka os�b w bia�ych tunikach bez �adnych ozd�b. S�dz�c z oznak szacunku, jakim otaczano ich przewodnik�w, musieli to by� zwykli pracownicy Centrum. - Zaprowadzicie naszych go�ci do cz�ci mieszkalnej i zostaniecie tam do ich dyspozycji! - rozkaza� w�adczo Loop ludziom w bia�ych tunikach. - My�l�, �e chcieliby�cie teraz troch� odpocz�� - doda� zwracaj�c si� do Peta i Anny. - Z rado�ci� - odpowiedzia�a Anna. - Zjawimy si� nied�ugo a was - o�wiadczy�a Lara. - Z pewno�ci� macie wiele pyta�. Kiedy wreszcie znale�li si� w cz�ci mieszkalnej, kt�ra okaza�a si� ogromnym apartamentem z�o�onym z sze�ciu pokoi, poczuli zm�czenie. Napi�cie parunastu ostatnich godzin zaczyna�o wreszcie dawa� o sobie zna�. Anna pierwsza rzuci�a si� na ��ko z westchnieniem ulgi. - Nareszcie b�d� mog�a si� porz�dnie wyspa� powiedzia�a. - Niez�y pomys� - odpar� Pet. - Do twarzy ci w tej tunice - zauwa�y�a Anna. By�a to aluzja do ich nowych stroj�w. Gdy bowiem zostali zaprowadzeni do swojej kwatery, przewodnik Loopa zaproponowa� im zmian� kombinezon�w na tutejsze tuniki. Obojgu przydzielono stroje w kolorze czarnym, jaki przys�ugiwa� cz�onkom Tajnej Rady. - Tobie r�wnie�, cho� uwa�am j� za ma�o seksown� - stwierdzi� Pet, przygl�daj�c si� ze sztuczn� powag� Annie. - Teraz lepiej? - zapyta�a, wysuwaj�c jednocze�nie nog� z fa�d�w spowijaj�cych jej cia�o. Pet uwa�nie przygl�da� si� tej nodze, wzniesionej wysoko ku g�rze. Anna mia�a, niestety, najpi�kniejsze nogi spo�r�d n�g, jakie zna�. Niestety, bo potrafi�a je wykorzystywa�. Przekona� si� o tym jeszcze na Hildorze. Jedynym mankamentem, jaki znalaz�, by� fakt, �e przed�u�enie tej nogi by�o nadal zakryte przez tunik�. - O po�ow� lepiej - odpowiedzia� z grymasem. - Tego ci brakowa�o? - zapyta�a Anna z kpi�cym u�miechem, wydobywaj�c na �wiat�o dzienne r�wnie� drug� nog�. - O wiele gorzej! - Czemu? - Pojawi�y si� nowe fakty, z kt�rych wynika, �e obraz sta� si� jeszcze bardziej niekompletny. - Nienasycony! - Po prostu ciekawy - odpowiedzia� Pet przybli�aj�c si� powoli do Anny. I to, co mia�o si� sta�, sta�o si�. - Co o tym s�dzisz? - zapyta�a Anna d�ugo potem. - O czym? - Nie r�b sobie specjalnych nadziei! - odpar�a, wywijaj�c si� z jego obj��. - To wszystko sta�o si� tylko przez nasz powr�t. Po prostu rozkleili�my si�. Ale nie zmieni�am swojego zdania o tobie. - Przyj��em do wiadomo�ci - odpar� sucho cho� uwa�am, �e nie nale�y zwala� wszystkiego wy��cznie na nasz powr�t. - S�ucha�e� ich rozmowy? - zapyta�a telepatycznie Anna, tak jakby nie us�ysza�a ostatniej wypowiedzi Peta. - Ty r�wnie�. - My�lisz, �e s�uchali nas? - zaniepokoi�a si� Anna. - Prawie na pewno. Teraz pewnie s�dz�, �e zasn�li�my. - Ich telepatia jest bardzo prymitywna - stwierdzi�a z lekcewa�eniem. - Na pocz�tku my�my r�wnie� nie mieli lepszych osi�gni��. - Nie wiedz� nic o nas ani o Hildorze. Wszystko zapomnieli. - To tylko kwestia czasu. Z pewno�ci� maj� jakie� archiwa. Za�o�� si�, �e ju� w tej chwili kto� tam siedzi i szuka. - My�lisz, �e pozwol� nam zajrze� do dokument�w historycznych? - Raczej tak. Tylko �e z pewno�ci� nasza interpretacja nie b�dzie po ich my�li! Tu si� dzieje co� niedobrego. Te ich wie�e, ludzie �yj�cy w d�ungli! Ta pustka w przestrzeni. - Co to by�a Wielka Zmiana? Kto to s� Kontestatorzy? To s� dwie rzeczy, kt�rych musimy si� dowiedzie� jak najszybciej. Poza tym, dlaczego nas si� boj�? Co si� sta�o z za�og� owej �Jedno�ci"? - Daj spok�j! - przerwa� wreszcie t� wyliczank� Pet. - Trzeba poczeka� na Loopa. - Nie wiem, czy masz takie samo wra�enie - odezwa�a si� Anna - ale s�dz�, �e to ca�a Tajna Rada k��ci si� ze sob� o wszystko. - To mo�e si� nam kiedy� przyda� - zgodzi� si� Pet. - Czy powiemy im o Hildorze? - A jak s�dzisz? - Jeszcze nie czas. - Wi�c im nie powiemy. * * * Loop siedzia� w swoim gabinecie wraz z Lar�. Bor z Nazonem polecieli do Wie�y Historyk�w szuka� szczeg��w lotu �Feniksa". - W�a�ciwie czemu ich si� tak boisz? Dlatego, �e s� nieprzenikalni? - zapyta�a Lara. - Bo s� obcymi w naszym �wiecie, a jednocze�nie s� lud�mi. To bardzo niebezpieczne po��czenie. Hop III pozwoli� za�odze �Jedno�ci" porusza� si� po ca�ej Ziemi i prawie natychmiast wybuch�y zamieszki. Korn - dow�dca statku - zacz�� g�osi�, �e Wielka Zmiana jest zbrodni�, a mo�na �y� inaczej - tak jak �y�o si� za czas�w Korna. To chwyci�o w�wczas i mo�e chwyci� r�wnie� dzisiaj. Niech tylko dowiedz� si� o �Feniksie" Kontestatorzy. - Dzisiaj jeste�my silniejsi ni� za czas�w Hopa III - zauwa�y�a Lara. - Nowych Ludzi jest o wiele mniej - przypomnia� Loop. - To przez to wasze has�a: �Prawo do wiedzy dla ca�ego gatunku" - doda� z nienawi�ci�. - Nie zaczynaj wszystkiego od pocz�tku! - Lara spr�y�a si� jak kocica, gotowa w�asn� piersi� broni� swych ma�ych. - Wiesz dobrze, �e to by�o nieuniknione. - Nast�pnym krokiem b�dzie z pewno�ci� prawo do teleportacji dla ca�ego gatunku. - Tego te� nie unikniemy. - Nie za mojego �ycia. - stwierdzi� spokojnie Loop. O wiele za spokojnie. - Nie kombinuj, Loop! - ostrzeg�a go Lara. Jeste� sam. - Za mn� s� wszyscy Nowi Ludzie. - Gdyby� interesowa� si� troch� wi�cej histori�, wiedzia�by�, �e nie mo�na by� tyranem bezkarnie. - M�wisz jak Kontestatorzy. - Nie s�dzi�am, �e b�dziesz pr�bowa� tak miernych sztuczek - Lara wzruszy�a pogardliwie ramionami. - Po prostu ostrzegam ci�. - Przyj�am do wiadomo�ci. A co zrobimy z naszymi go��mi? - My�la�em, �e mo�emy ich przy��czy� do Naboru. - Oszala�e�! To jednak nie s� dzikusy. - Nie my�la�em o pe�nej transformacji - odpar� Loop uspokajaj�co. - Wi�c o czym? - Dzicy na pocz�tku otrzymuj� pe�ny zestaw wiadomo�ci og�lnych plus wiadomo�ci zawodowe, w zale�no�ci od wykrytych w testach zdolno�ci. Dla nich proponuj� to samo, ale bez zmiany cia�. W zamian wszczepimy im hipnotyczny zakaz wszczynania jakichkolwiek krok�w przeciwko ustalonemu porz�dkowi i naszym osobom. - Czysto i higienicznie! - Lara by�a raczej zadowolona z propozycji. - Nie s�dzi�am, �e tyle jest w tobie wielkoduszno�ci - doda�a kpi�co. - Ty dawa�a� swoim wrogom jeszcze mniej szans przypomnia� jej Loop. - Ty im nie dajesz �adnej. - Ale przynajmniej nie zmuszam ich do biegu przez d�ungl�. - To nie by� m�j pomys�, tylko Nazona - odpar�a, wzruszaj�c ramionami. - Ale ty go wprowadzi�a� w �ycie. - Sam zak�ada�e� si� z Borem, kto z nich dobiegnie najdalej. - Dajmy spok�j - mrukn�� Loop. - Ciekaw jestem, co Nazon i Bor odkryj� w archiwum. - Po��cz si� z nimi! Przez chwil� trwa�a cisza, w czasie kt�rej Loop ��czy� si� z Wie�� Historyk�w. - Nie mamy jeszcze w�a�ciwie nic - odpowiedzia� mu Bor. - Wiemy tylko, �e �Feniks" by� jednostk� eksperymentaln� i �e jego lot mia� by� w�a�ciwie Totem pr�bnym. Poza tym jest to odno�nik do jakiego� Hildora. Ustalili�my, �e by� to genetyk z czas�w ich odlotu. To wszystko. - Wi�c nie mamy rzeczywi�cie niczego - podsumowa� Loop. - Przegl�damy teraz dzia�y medyczne i biologiczne. - Sprawd�cie w raportach rz�dowych! - dorzuci�a Lara. - Co ty wiesz? - zainteresowa� si� nagle Loop. - Nic. Zwyk�e przeczucie. - Chod�my wi�c zobaczy� jak przebiega Nab�r rzuci� Loop nie do ko�ca przekonany o szczero�ci Lary. * * * Wuur siedzia� w sali kontrolnej i przygl�da� si� w milczeniu maszeruj�cym dzikusom. Nienawidzi� ich, mimo, �e sam pochodzi� z Naboru. By� to jednak przedostatni Nab�r, a Wuur by� ju� dziesi�tym pokoleniem �yj�cym w wie�ach. Tajna Rada na przyk�ad wywodzi�a si� z Nowych Ludzi, kt�rzy pochodzili z tak dawnym Nabor�w, �e praktycznie mo�na by�o powiedzie�, �e byli w prostej linii potomkami tw�rc�w wie�. Wuur westchn�� z nostalgi�. Marzenia o zostaniu Nowym Cz�owiekiem by�y niebezpieczne. Zw�aszcza, je�li tak jak on, nie umia�o si� panowa� nad swoj� telepati�. Linia Wuura otrzyma�a prawo do telepatii dopiero w poprzednim pokoleniu. Tymczasem na ekranie pojawi� si� szczeg�lnie wysoki dzikus, o spalonej s�o�cem sk�rze, nadmiernie rozbudowanych mi�niach, rozbieganym wzroku i tym szczeg�lnym kroku, po kt�rym natychmiast rozpoznawa�o si� �owc�w. Gdyby nawet Wuur nie zauwa�y� tych wszystkich szczeg��w, to i tak nie m�g�by nie dostrzec pot�nego �uku, kt�ry dzikus trzyma� w lewym r�ku. - Tego mi brakowa�o - mrukn�� ze z�o�ci� ��cz�c si� jednocze�nie z dy�urnym psychologiem. �owcy prawie zawsze sprawiali k�opoty w procesie adaptacyjnym. Z regu�y trzeba im by�o wymienia� osobowo��. - Jena - mrukn�� w mikrofon ��cz�cy go z psychologiem - mam �owc�. Zezw�l na depersonifikacj�. - Zrobi�e� testy adaptacyjne? - us�ysza� w odpowiedzi. - Za kogo ona si� uwa�a? - pomy�la� ze z�o�ci�. Przecie� wie, �e Nab�r dopiero si� zaczyna. - Wiesz dobrze, �e nie zrobi�em - rzuci� do mikrofonu, nie kryj�c rozdra�nienia. - Oni dopiero zbli�aj� si� do Bali adaptacyjnej. Maj� dzikiego pietra i wlok� si� jak ��wie. - Zr�b mu najpierw testy! - us�ysza� g�os Jeny. - Przygotuj wi�c zestaw hipnotyczny! - warkn�� Wuur i roz��czy� si�. To ostatnie by�o czyst� z�o�liwo�ci�, poniewa� zestaw hipnotyczny podlega� jemu, jako dy�urnemu technikowi. Jena by�a jednak dopiero dziewi�tym pokoleniem i przez to sta�a ni�ej w hierarchii spo�ecznej. Wuur nie bardzo wiedzia�, dlaczego uda�o si� jej zaj�� wy�ej ni� jemu. Mia� prawo rozkazywa� osobom pochodz�cym z p�niejszych Nabor�w i postanowi� to wykorzysta�, bo Jena go zdenerwowa�a tym swoim idiotycznym pytaniem o testy. - Wuur! Powt�rz swoje polecenie na ta�m�! us�ysza� ponownie jej g�os w g�o�niku. - Nie mam obowi�zku si� t�umaczy� takim jak ty - odpowiedzia� jej z ca�� z�o�ci�, jakiej nabra� do niej w trakcie swoich rozmy�la�. - Twoje polecenie wykracza poza zakres moich obowi�zk�w i nie mog� go przyj�� - odpowiedzia�a, bynajmniej nie wyprowadzona z r�wnowagi. - Poniewa� jeste� dziesi�tym~ pokoleniem, wi�c z uwagi na tradycj�, jestem zmuszona je wykona�. Mam jednak prawo ��da� potwierdzenia takiego polecenia na ta�mie. - Prosz� bardzo - Wuur bardzo lubi� wykazywa� swoj� wy�szo�� ka�demu - powtarzam. Zlecam ci przygotowanie zestawu hipnotycznego. - Dzi�kuj�. Przyj�am. Lekki trzask prze��cznika oznajmi� mu, �e si� wy��czy�a. Spojrza� na ekran. Dzicy doszli tymczasem do sali adaptacyjnej i stali teraz zagubieni, nie wiedz�c zupe�nie, co robi�. Wuur zakl�� pod nosem. O ma�y w�os przeoczy�by ten moment. Szybko wdusi� przycisk uruchamiaj�cy roboty cz�ekokszta�tne, ubrane w stroje rytualne. Sprawnie rozpocz�y rozbieranie przybysz�w. K�opoty zacz�y si� przy �owcy, kt�ry nie chcia� odda� �uku. - Jak on si� nazywa? - zapyta� Wuur. - Noor - odpowiedzia� mu robot, szamocz�c si� z niesfornym �owc�. - U�pi� - rozkaza� Wuur, kln�c w my�lach. Jena oczywi�cie musia�a robi� to swoje testy, a on mia� przez ni� same k�opoty. Reszta dzikus�w tymczasem rozpocz�a ju� uk�ada� si� w pojemnikach adaptacyjnych. Bali si�, ale jeszcze bardziej bali si� zbuntowa� w najmniejszym nawet stopniu. Nagle Wuur poczu�, �e kto� wszed� do Bali kontroli. By� pewien, �e to Jena. - M�wi�em, �eby� przygotowa�a zestaw hipnotyczny - powiedzia� z rozdra�nieniem, obracaj�c si� jednocze�nie z fotelem w jej stron�. To nie by�a jednak Jena, kt�ra w tym momencie w��czy�a si� m�wi�c, �e zestaw hipnotyczny jest przygotowany i �e, mo�e zaczyna�, kiedy zechce. Wuur pr�bowa� co� powiedzie�, ale po prostu nie m�g� wykrztusi� z siebie ani s�owa. Przed nim bowiem stali Loop i Lara. - Na Herstha! - przemkn�o mu przez g�ow� Tajna Rada. - Kontynuuj program Naboru! - odezwa� si� Loop, jakby nie zauwa�y� efektu, jaki ich wizyta zrobi�a na techniku. - Taaak, Czcigodny - wykrztusi� Wuur, prawie po omacku wciskaj�c przycisk uruchamiaj�cy w�a�ciwy proces adaptacyjny. - Je�eli pami�tam procedur� Naboru, przygotowanie zestawu hipnotycznego nale�y do dy�urnego technika - zauwa�y�a bezosobowo Lara. - Mia�em k�opoty z �owc�, kt�ry znalaz� si� w mojej grupie - odpowiedzia� niepewnie Wuur, czuj�c jak pot zaczyna �cieka� mu po ca�ym ciele. By� z�y na siebie. Po jakiego diab�a chcia� koniecznie wykaza� Jenie swoj� wy�szo��? Loop i Lara stali tymczasem nieruchomo. Poczu� z przera�eniem, �e oboje czytaj� w jego my�lach. - My�l�, �e si� nadaje. Ambitny. G�upi. Prymitywny. Wysoce rozwini�ty instynkt hierarchii. Nie umie samodzielnie my�le� - podsumowa� go w my�lach Loop. - Na tyle g�upi, �e mo�e si� potem wygada� doda�a Lara. - Mo�e spr�bowa� z t� Jen�? - Nie, to dobry fachowiec. My�la�em nawet, �eby za par� lat przy��czy� j� do Nowych Ludzi - odpar� Loop. - Co z nim zrobimy? - Teraz b�dzie nam s�u�y�, a potem w d�ungl�. - Tylko nie m�w, �e to ja podsun�am ci ten pomys� - odpowiedzia�a mu w my�lach i ju� g�o�no doda�a: - Przygotuj dwa dodatkowe zestawy adaptacyjne z zestawem informatyczno - historycznym. Bez zamiany cia�. - Tak jest, Czcigodna - us�ysza�a w odpowiedzi. - Mam nadziej�, �e po raz ostatni zdarza ci si� zapomnie� o obowi�zkach - odezwa� si� Loop. Gdyby nie Nab�r, musia�bym ci� usun��. W tym wypadku daj� ci szans�. A tego �owc� potraktuj jak innych! Nie chc� s�ysze� o �adnej depersonifikacji doda�, znajduj�c si� ju� w drzwiach. Oboje wyszli, a Wuur przez d�ug� chwil� nie by� w stanie nic zrobi�. Kiedy si� wreszcie otrz�sn��, po��czy� si� z Jen�. - Przygotuj dwa dodatkowe testy! - rozkaza�. - Wiem - odpar�a i wy��czy�a si�. - U niej wida� te� byli - pomy�la� Wuur z odrobin� �alu. Przypomnia�o mu to, �e nikt nie jest niezast�pionym na tym najlepszym ze �wiat�w. * * * Pet siedzia� w g��bokim fotelu ustawionym w ich apartamencie i wpatrywa� si� w widok roztaczaj�cy si� z okna. Dooko�a kr�lowa�o morze zieleni. Cudowna d�ungla o fantastycznej ro�linno�ci, drzewach si�gaj�cych niekiedy stu metr�w wysoko�ci i kolorze li�ci zmieniaj�cym si� od zieleni a� po szkar�at. Z wysoko�ci wie�y widok by� wspania�y, a nawet wznios�y. Czarna budowla musia�a dla obserwatora z zewn�trz stanowi� pomnik pot�gi, w�adzy i pychy. Z tej wysoko�ci nie by�o wida�, czy w d�ungli kto� mieszka, czy nie. Ale nawet z bliska nikt chyba nie by�by w stanie tego stwierdzi�, bez odpowiedniej aparatury. Ta my�l wyrwa�a Peta z lekkiego rozmarzenia, w jakie wprawi� go roztaczaj�cy si� przed nim widok i ciep�o prawdziwego s�o�ca wpadaj�cego przez �ciany, kt�re sta�y si� przezroczyste po naci�ni�ciu kilku przycisk�w znajduj�cych si� w pokoju. Anna le�a�a na wielkim �o�u, bezwstydnie naga i opala�a si�. Twierdzi�a, �e je�li �ciany s� przezroczyste, to z pewno�ci� przepuszczaj� ultrafiolet. Chyba mia�a racj�, bo inaczej twarze wszystkich napotkanych dot�d os�b by�yby blade jak papier. Fakt, �e nie widzieli zbyt wielu tych os�b by� do nadrobienia. Pet przez chwil� przygl�da� si� Annie, kt�ra pod�o�y�a sobie obie r�ce pod g�ow� i z zamkni�tymi oczyma wpatrywa�a si� w niego. Nie by� pewien czy oczy jej s� tak do ko�ca zamkni�te. Anna za�, nie�wiadoma jego my�li, kiwa�a stop�, tak jakby bezd�wi�cznie nuci�a sobie jak�� piosenk�. Pet patrzy� na ten widok z lekk� nostalgi�. Od ponad trzech tysi�cy lat ziemskich i o�miuset lat ich �ycia indywidualnego, nie zdarzy�o im si� wpa�� w stan tak kompletnego odpr�enia. Najpierw Ziemia i Hildor zmusza�y ich do ci�g�ego napi�cia, potem lot i awaria, wreszcie ponad czterysta lat kolonizacji Hildora i powr�t na Ziemi�. Ca�y ten czas by� okresem napi�cia, walki, rywalizacji, g��wnie w obcym i wrogim �rodowisku. Pozwolenie sobie na luksus odpr�enia mog�o kosztowa� �ycie. Tak zgin�� Jeni - pierwszy dow�dca �Feniksa" - w czasie pr�by uruchomienia reaktor�w w dwa lata po awarii. Tak zgin�a pierwsza wyprawa zwiadowcza na Hildora, kt�ry wtedy jeszcze by� tylko jedn� z sze�ciu planet gwiazdy MCX/120873 w Plejadach. Tak zgin�a prawie po�owa Rady Hildora w czasie pierwszego i drugiego buntu m�odych. Pet poczu� si� staro. Podw�jnie staro. W liczbach bezwzgl�dnych by� prawie tak stary jak Czarne Wie�e, a w�a�ciwie starszy od nich. W latach biologicznych by� natomiast starszy od najstarszych z �yj�cych obecnie na Ziemi ludzi. To samo dotyczy�o Anny. Obydwoje byli nie�miertelni, przynajmniej w rozumieniu mieszka�c�w Czarnych Wie�. Sami zreszt� nie wiedzieli, jakie s� dok�adne granice ich �ycia. Hildor twierdzi�, �e mog� prze�y� od tysi�ca do dw�ch i p� tysi�ca lat. Przedzia� by� ogromny, ale dla nich bez znaczenia. Po o�miuset latach �ycia i pewno�ci nadej�cia �mierci pogl�dy na to ostatnie poj�cie zostaj� odarte z l�ku. Dzi�ki anabiozie mogli przecie� przed�u�a� swoje �ycie do granic niewyobra�alnych dla normalnych ludzi. Liczy�o si� tylko to, co zrobili dla Hildorczyk�w. Tajna Rada r�wnie� musia�a �y� d�u�ej ni� przeci�tni Ziemianie. Pet wyczu� to z ich zachowania. Pewno�� siebie, wynios�o��, dostojno�� i wreszcie to spojrzenie, pe�ne do�wiadczenia, znajomo�ci �ycia i pewnego z trudem zauwa�alnego zm�czenia. Anna tymczasem przekr�ci�a si� na pos�aniu i wystawi�a do s�o�ca plecy. Dopiero teraz mo�na by�o doceni� wspania�o�� linii jej cia�a. Pet potrz�sn�� g�ow�, jakby chcia� odp�dzi� od siebie my�li. Spojrza� jeszcze raz w d�ungl�. Tam �yli ludzie. W Czarnych Wie�ach r�wnie�. Czy to byli ci sami ludzie? To by�o jedno z najwa�niejszych pyta�, na kt�re musieli z Ann� znale�� odpowied�. - Co by� zrobi�a, gdyby na Hildorze zjawi� si� statek z Ziemi, kt�ry w �adnym przypadku nie powinien dolecie� tam, a ju� na pewno nie z Ziemi? zapyta� telepatycznie. Nie obawia� si� pods�uchu ze strony Tajnej Rady, bo oboje z Ann� umieli od dawna sterowa� d�ugo�ci� fal telepatycznych, ich moc� i mn�stwem innych rzeczy, o kt�rych Ziemianie nie mieli najwyra�niej poj�cia. - Czy ty nigdy nie przestaniesz kombinowa�? zapyta�a go rozleniwionym tonem. - Ja te� si� rozklejam - odpar� - ale musimy szybko zrozumie�, o co w tym wszystkim chodzi, bo mam wra�enie, �e nasze przybycie nie jest to najmilej widziane. - S�odki eufemizm. Oni si� nas boj�. Anna unios�a si� lekko na �okciach i spojrza�a na niego uwa�nie. - Zniszczy�abym statek zaraz potem, jakby si� zg�osili na fonii. - Czemu? - Bo nie ma ju� dla nas miejsca na Ziemi. Jeste�my zbyt inni i jest nas zbyt du�o. A teraz, po naszym przylocie na Ziemi�, na Hildorze min�o prawie tysi�c pi��set lat. Jest nas wi�c jeszcze wi�cej. Ich przylot mogliby wykorzysta� m�odzi, wszyscy �miertelni, czy ja wiem w ko�cu kto. Wreszcie sami Ziemianie mogliby zacz�� g�osi� swoje idee, nie zastanawiaj�c si�, czy to idee nadaj� si� do naszych warunk�w. Pod tym wzgl�dem my niczym si� od nich nie r�nimy. - Z rozmowy, kt�r� pods�uchali�my, wynika, �e oni maj� to same problemy. Ich b��d polega na tym, �e dopu�cili do naszego l�dowania i do rozkolportowania tej wiadomo�ci. Nie mog� wi�c nas zabi�. - Przynajmniej na razie. - S�usznie. Ale nie pozostan� bezczynni. Zaczn� co� robi�. Musimy si� dowiedzie�, co! Pet u�miechn�� si� przewrotnie. Popatrzy� przez chwil� na d�ungl�. - Mam kilka pomys��w - doda� z tym samym u�mieszkiem. - Zajmiesz si� Lar�? - zapyta�a Anna. - Jest to my�l, ale na pocz�tek mog�aby� popods�uchiwa�. Na Hildorze potrafi�a� odbiera� my�li z trzech tysi�cy kilometr�w. - To by�y my�li zaadresowane do mnie osobi�cie. Odbieram fale telepatyczne lepiej ni� ty, ale nie potrafi� zdzia�a� cud�w. Tu, na Ziemi, nie s�dz�, �ebym mog�a przekroczy� jakie� pi��set kilometr�w. - Chodzi tylko o Czarn� Wie��. - Nie s�dzisz chyba, �e kto� b�dzie nadawa� specjalnie do mnie. - Oczywi�cie, �e nie. Natomiast w obr�bie trzech kilometr�w mo�esz odebra� praktycznie wszystkich. - Ty r�wnie�.