3840

Szczegóły
Tytuł 3840
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3840 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3840 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3840 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tu�acze W.G. Kingstom T�umaczy�a: Salome Kowalska ROZDZIA� I Nasz stary dom w Pensylwanii - Odmiana losu - Przybycie na Trinidad - Przyjazd wuja Paw�a i kuzyna Artura - Za�o�enie przedsi�biorstwa. - Podejrzenie o herezj� - Choroba mam y- Ostrze�enie don Antonia - �mier� mamy - Oburzenie ksi�dza - Opuszczenie domu - Ucieczka Artura Ja i moja siostra Marina mieszkali�my od urodzenia w starym kochanym domu w�stanie Pensylwania*. Nasz tato, Denis Macnamara, by� bogatym kupcem i osiedli� si� tutaj z�mam� zaraz po �lubie. Dobrze nam si� powodzi�o, mieli�my wszystko, czego dusza zapragnie. Wuj Pawe� Mctherclift, brat mamy, pracowa� w przedsi�biorstwie ojca i mieszka� razem z nami, podobnie jak kuzyn Artur Tuffnel, kt�ry ju� dawno przyjecha� z Anglii, aby szuka� pracy w kolonii*. Ojca nie opuszcza� na og� dobry humor, by� zawsze pogodny i robi� wra�enie cz�owieka, kt�remu szcz�cie zawsze dopisuje. Tymczasem pewnego dnia przyby� do nas jaki� m�czyzna, z kt�rym ojciec rozmawia� przez kilka godzin w swoim pokoju. Gdy nieznajomy wyszed�, wydawa�o mi si�, �e tata postarza� si� nagle o kilka lat, straci� dotychczasow� werw� i dobry humor. Jednocze�nie zar�wno wuj Pawe�, jak i Artur bardzo spos�pnieli. Chocia� by�em bardzo m�ody, od razu zorientowa�em si�, �e sta�o si� co� z�ego. Obawy moje potwierdzi�y si�, gdy przypadkiem us�ysza�em rozmow� rodzic�w: - Musimy bezzw�ocznie wyjecha�. Nie mog� pomin�� tej okazji wobec nieszcz�cia, jakie nas spotka�o - m�wi� ojciec, trzymaj�c w r�ku gazet� i wskazuj�c jaki� artyku�. - Rz�d hiszpa�ski wyda� ustaw�, zezwalaj�c� wszystkim obcokrajowcom wyznania rzymsko-katolickiego na osiedlenie si� na pi�knej i urodzajnej wyspie Trinidad* . Przez pi�� lat wszystkich osiedle�c�w chroni� 'b�dzie prawo nie zezwalaj�ce na egzekwowanie od nich d�ug�w zaci�gni�tych w miejscu poprzedniego zamieszkania. Je�eli wi�c uda nam si� dotrze� tam szcz�liwie, wierzyciele nie b�d� mogli mnie dosi�gn�� i w ten spos�b uzyskam po jakim� czasie mo�no�� sp�acenia d�ug�w i odzyskam stracon� pozycj�. - Ale�, m�j drogi -rzek�a mama - je�eli zrobiliby�my tak, jak proponujesz, to przecie� bardzo �atwo wysz�oby na jaw, �e nie jeste�my wyznania rzymskokatolickiego i znale�liby�my si� w bardzo k�opotliwej, a�nawet niebezpiecznej sytuacji. Przypuszczam, �e nie chcia�by� chyba, aby�my stwarzali cho�by zewn�trzne pozory przynale�no�ci do religii, kt�rej nie wyznajemy?- Wszystko zale�y od tego, czy .b�d� nas o to pyta�. Zak�ada si� z g�ry, �e wszystkie osoby, osiedlaj�ce si� na wyspie, s� wyznania uznawanego przez rz�d - odpar� ojciec. Mama westchn�a spostrzeg�szy, �e ojciec w tej chwili jest z�y i �lepy niczym Lot ze Starego Testamentu, skoro wyrazi� gotowo�� po�wi�cenia zasad wyznawanej religii, Pisz� o tym z�wielkim b�lem. Ustalono, �e wyje�d�amy natychmiast do Baltimore, gdzie wsi�dziemy na statek kursuj�cy miedzy tym portem a wysp� Trinidad. Wuj Pawe� i Artur mieli pozosta� jeszcze, aby za�atwi� r�ne sprawy ojca, potem mieli przyjecha� jak najszybciej za nami. *Trinidad - wyspa na Morzu Karaibskim po�o�ona u p�nocno-wschodnich wybrze�y Ameryki Po�udniowej, w pobli�u delty rzeki Orinoko. Powierzchnia wyspy - 4828 km kw. Odkryta przez Kolumba w r. 1498, sta�a si� nast�pnie koloni� hiszpa�sk�. Od 1797 r. jest koloni� brytyjsk� -akcja powie�ci �Tu�acze� toczy si� w drugiej po�owie XVIII wieku, w czasach gdy wyspa Trinidad by�a koloni� hiszpa�sk�). *Pensylwania - jeden z p�nocno-wschodnich stan�w Ameryki P�nocnej. *W owym czasie obecne Stany Zjednoczone by�y koloni� angielsk�. Poza nimi jedyn� osob�, kt�r� wtajemniczy� ojciec w swoje zamiary, by� Tymoteusz Nolan, zwany przez nas Timem. Przyby� on tutaj � ojcem ze starej Irlandii, jako ch�opiec do pos�ug. - Zmuszony jestem pozostawi� ci� tutaj, Timie. S�dz� jednak, �e �atwo znajdziesz tu lepsze warunki od tych, jakie mia�e� u mnie. B�dzie mi ciebie brak, doda� ojciec, zapoznawszy go uprzednio ze swymi planami. - �e te� wielmo�nemu panu przysz�o co� takiego do g�owy! Jak�e m�g�bym zgodzi� si� na to, �eby go zostawi�, a tak�e szanown� panienk� i pana Guya, i przesta� si� o nich troszczy� - odpowiedzia� Tim. - Gardzi�bym samym sob�, gdybym tak post�pi�. �eby nie by�o w tej sprawie �adnych w�tpliwo�ci, musz� powiedzie�, i� nie chodzi mi o pieni�dze. Wystarczaj�c� zap�at� b�dzie dla mnie przyjemno�� s�u�enia panu Wtedy, gdy znajdzie si� pan w k�opotach. Niech �askawy pan tylko zgodzi si�, abym mu towarzyszy�, a wdzi�czny b�d� za to z ca�ego serca. Ojciec nie m�g� si� sprzeciwi� gor�cym pro�bom Tima i dlatego ustalono, �e b�dzie on jednym z cz�onk�w wyprawy. Smutny to by� dzie�, gdy�my tak nagle, przez nikogo nie �egnani, wyjechali poci�giem na po�udnie. Do Baltimore dojechali�my szcz�liwie i nie zatrzymuj�c si� wsiedli�my zaraz na statek �Loyal Briton", kt�ry natychmiast rozwin�� �agle. Gdy wyp�yn�li�my z portu, wydawa�o mi si�, �e ojciec odetchn�� swobodniej. Pociesza�a nas my�l, �e wuj Pawe� i Artur tak�e nied�ugo z nami si� po��cz�. Spodziewali si�, �e b�d� gotowi do wyjazdu za miesi�c, na nast�pny statek, o ile nie napotkaj� jakich� trudno�ci, kt�rych m�j ojciec jednak si� obawia�. W pe�ni zdaj� sobie spraw�, �e gdyby nie mogli pozosta� i uzgodni� spraw z wierzycielami, to ojcu nie uda�oby si� opu�ci� kraju tak potajemnie, przepisy prawne by�y bowiem w�wczas bardzo surowe. Gdyby ojciec nie uciek� mogli go wtr�ci� do wi�zienia i uniemo�liwiliby w ten spos�b sp�acenie d�ug�w, a my wszyscy popadliby�my w n�dz�. Jednak nawet i wtedy, jestem g��boko przekonany, wuj 'Pawe� i Artur zrobiliby wszystko, aby pom�c mamie i Marinie, podczas gdy ja m�g�bym wkr�tce otrzyma� jak�� prac�. Nie chcia�bym jednak zatrzymywa� si� d�u�ej nad tymi sprawami. Wszystko jedno, czy ojciec post�pi� s�usznie, czy te� nie, ode mnie to nie zale�a�o. Osobi�cie uwa�am, �e je�eli cz�owiek znajdzie si� w takich okoliczno�ciach, to powinien zosta� i odwa�nie stawi� czo�o wszelkim trudno�ciom. Podr� mieli�my dobr� i wydawa�o mi si�, �e powoli ojciec i mama odzyskiwali dobre samopoczucie. Ja i Marina pierwszy raz byli�my na morzu i ogromnie nam si� to podoba�o. Wielk� rado�� sprawia�o nam Obserwowanie nieznanych ryb, kt�re przep�ywa�y obok statku lub wyskakiwa�y z wody, i kr���cych nad naszymi g�owami ptak�w. Noc� patrzyli�my na niezliczon� ilo�� gwiazd ja�niej�cych na niebie lub na fosforyzuj�c� powierzchni� oceanu, kt�ry w pewnych momentach zamienia� si� jakby w jedno olbrzymie morze ognia. Wreszcie dostrzegli�my p�nocny brzeg wyspy, kt�ra na jaki� czas mia�a sta� si� dla nas domem. Znalaz�szy si� bli�ej, zacz�li�my przypatrywa� si� brzegom z wielkim zainteresowaniem i ogromnie rozczarowali�my si� widz�c jedynie pasmo wysokich, nagich ska�, wystaj�cych prosto z wody i rozci�gaj�cych si� - jak okiem si�gn�� - ze wschodu na zach�d. - Z pewno�ci� trudno b�dzie uprawia� trzcin� cukrow� lub kaw� na takiej twardej glebie! - wykrzykn�� Tim, wskazuj�c na brzeg. - Poczekaj, a� miniemy Smocz� Paszcz� i wp�yniemy do Zatoki Wygna�ca - odrzek� kapitan. - B�dziesz wtedy musia� zmieni� zdanie, m�j ch�opcze. Stali�my na 'pok�adzie owiani przyjemnym, �wie�ym wietrzykiem. P�yn�li�my w�a�nie przez Boca Grand�, jedno z�wej�� do zatoki, gdy oczom naszym ukaza� si� widok tak pi�kny, jakiego dotychczas nigdy jeszcze nie widzia�em. Z prawej strony wyrasta�y g�ry Cumana, znajduj�ce si� na obszarze Ameryki Po�udniowej, si�gaj�ce szczytami chmur, a po lewej stronie zjawi�y si� stronie brzegi wyspy Trinidad, pokryte a� po wierzcho�ki g�r mn�stwem drzew kontrastuj�cych intensywn� zieleni� li�ci z b��kitem nieba. Jak okiem si�gn�� - wzd�u� brzegu ros�y drzewa mango, kt�rych zwisaj�ce ga��zie zanurza�y si� w morzu. Z ty�u, za ruf� statku, widnia�y cztery wej�cia do zatoki, nazwane przez Kolumba Smoczymi Paszczami. By�y oddzielone od siebie urwistymi wysepkami pe�nymi kwiat�w. Z lewej strony rozci�ga� si� widok na wysp� poci�t� pasmami zielonych wzg�rz i w�woz�w, ze srebrnymi �a�cuchami strumieni, biegn�cych po zboczach w kierunku zatoki. Przybyli�my do Zatoki Chagarainusa, w kt�rej powsta� potem g��wny port wyspy Trinidad. Nazajutrz rano wysiedli�my na l�d w Port Royal, gdy� obecna stolica wyspy, Port of Spain, by�a w�wczas ma�� wiosk� ryback�. W tym samym czasie przybi�o do portu jeszcze kilka innych statk�w, tak i� zapanowa� do�� du�y ruch, i chocia� kr�ci�o si� wok� nas wielu zakonnik�w, �aden nie zapyta� o nasze wyznanie. Sta�o si� tak, jak przypuszcza� ojciec - uwa�ano za co� oczywistego, �e byli�my tak samo, jak reszta przybysz�w, katolikami. Ojciec nie traci� czasu. Wybra� na miejsce osiedlenia p�nocny kraniec wyspy, 'blisko podn�a g�r, dobrze nawodniony sp�ywaj�cymi ze zboczy strumieniami. Za��dano od nas bardzo niewielkiej op�aty dzier�awnej, kt�r� ojciec mia� ui�ci� po zagospodarowaniu si� i�zdobyciu pewnych �rodk�w finansowych. Warunki te ojciec uwa�a� za bardzo dobre i mia� pe�n� wiar� w powodzenie ca�ego przedsi�wzi�cia. Z miejsca za�o�y� plantacj� kakao; na wyspie by�o ju� ich kilka. Drzewo kakaowe podobne jest do drzewa wi�ni: ma oko�o 15 st�p* wysoko�ci i owocuje najlepiej na �wie�ej glebie, blisko koryta rzeki, wymaga jednak ochrony przed silnym wiatrem i pal�cymi promieniami s�o�ca. Z tych wzgl�d�w co drugi rz�d sadzi si� babk�, czyli drzewa szkar�atnego grochu, kt�re wyrastaj� szybko ponad drzewa kakaowe. Nadaj� one jednocze�nie wspania�y wygl�d plantacji: d�ugie, nagie ga��zie kontrastuj� z�bogatymi w ziele� drzewami kakaowymi, rosn�cymi pod nimi. Poza tym za�o�yli�my plantacje ga�ki muszkato�owej, cynamonu i go�dzik�w; zrobiono wszystko, co tylko by�o mo�liwe, aby t� ziemi� uczyni� p�odn�. Nim przyby� wuj Pawe� i Artur, wida� ju� by�o znaczne post�py w zagospodarowaniu. Musieli oni zosta� d�u�ej, ni� si� tego spodziewali�my, tak i� nawet zacz�li�my si� o nich niepokoi�. Tote� wielka by�a nasza rado��, gdy wreszcie si� zjawili. Marina, rzuciwszy si� na szyj� Arturowi, wita�a go jak siostra; cieszy�a si� ogromnie, bo bardzo go kocha�a. Wuj Pawe� winszowa� ojcu wielkiej energii i dziwi� si� bardzo, �e tak du�o zosta�o ju� zrobione. - Powodzenie swoje zawdzi�czam przede wszystkim odpowiedniemu traktowaniu zatrudnionych u mnie robotnik�w powiedzia� ojciec. Tubylcy przychodz� tu gromadnie i�wol� pracowa� u mnie ni� u kt�regokolwiek z s�siad�w. Dzi�ki pomocy wuja Paw�a i Artura mieli�my coraz wi�ksze osi�gni�cia. W Port Royal za�o�yli oni dom handlowy. Wuj Pawe� by� jego kierownikiem, a Artur i ja pomocnikami. Eksportowali�my wiele artyku��w. Statki towarowe wywozi�y miedzy innymi znaczne ilo�ci drzewa budulcowego, na wyspie ros�y bowiem wspania�e drzewa i czerwone cedry i r�ne gatunki bardzo cennych palm, u�ywane do budowy okr�t�w i wielu innych przedmiot�w. Og�lnie bior�c nasza posiad�o�� nale�a�a do najbardziej rozwini�tych na wyspie i, jak mo�na by�o tego si� spodziewa�, wzbudzali�my zazdro�� w�r�d miejscowych 'kupc�w. Ojciec nic sobie jednak nie robi� z zawi�ci Hiszpan�w. Warunki tak si� u�o�y�y, �e wuj, Artur i ja mieszkali�my przez ca�y tydzie� w mie�cie, a wracali�my do domu w ka�d� sobot� wieczorem, rado�nie witani przez mam� i Marin�. Dotychczas w mie�cie nie zauwa�ono, i� nie bywamy w ko�ciele. Nasz dom znajdowa� si� do�� daleko od jakiegokolwiek ko�cio�a mo�na wi�c by�o nam wybaczy�, �e nie chodzimy na niedzieln� msz�. Zdawali�my sobie jednak spraw�, �e na wyspie dzia�a inkwizycja, cho� nie wiedzieli�my, kto z mieszka�c�w jest z ni� zwi�zany. W stosunku do og�lnej liczby mieszka�c�w bardzo du�o by�o ksi�y i zakonnik�w, a cz�� z nich systematycznie odwiedza�a niekt�re domy w mie�cie i okolicy. Dotychczas nie byli�my przez *I stopa = 30,48 cm nich napastowani, gdy� wychodzili�my do pracy wcze�nie rano, a wracali�my przewa�nie p�nym wieczorem. Tymczasem pewnego sobotniego wieczoru, wracaj�c do domu, spotkali�my po drodze mnicha jad�cego na mule. Pozdrowili�my go wed�ug panuj�cego obyczaju i chcieli�my min��, ale mnich zatrzyma� wuja Paw�a i zada� mu jakie� pytanie. Cz�ciowo tylko mogli�my s�ysze�, o czym rozmawiano, ale zrozumieli�my, �e mnich porusza� sprawy religijne i�wyra�nie usi�owa� wyci�gn�� od wuja, co on na ten temat my�li. Wuj by� cz�owiekiem -prostym i szczerym i dlatego trudno mu by�o odpowiedzie� na niekt�re pytania. - Jestem niemal pewny, i� mnich, wiedz�c, �e b�dziemy t�dy szli, przyby� tutaj, aby si� z�nami spotka� - zauwa�y� Artur. - Wola�bym, �eby wuj przy�pieszy� kroku i wcale mu nie odpowiada�. Cho� mnich tak s�odko si� u�miecha i �agodnie m�wi, nie podoba mi si� ton jego g�osu.- Ani mnie doda�em. - Mam nadziej�, �e nie zechce przyj�� do nas, aby i z nami porozmawia�- Je�eliby przyszed�, musimy udzieli� mu kr�tkich odpowiedzi i twierdzi�, �e zagadnienia religijne s� dla nas zbyt trudne odpowiedzia� Artur. - Mogliby�my postawi� mu jakie� k�opotliwe pytania i�w�najgorszym razie powiedzie�, �e bardzo s�abo orientujemy si� w sprawach religijnych. Musimy jednak bacznie uwa�a� na to, co m�wimy. Wuj Pawe� na pr�no usi�owa� wyprzedzi� mnicha tak, aby przy tym nie okaza� si� niegrzecznym. Nie powiod�y mu si� te manewry i mnich wyci�gn�� od niego wszystko, co chcia�. Potem pozwoli� swojemu mu�owi, by szed� mi�dzy nami i w pewnym momencie zwr�ci� si� w przyjacielskiej formie do Artura, pytaj�c, jak cz�sto chodzi do ko�cio�a od czasu swego przyjazdu na wysp� i kto jest jego spowiednikiem. Artur odpowiedzia�, �e ka�d� niedziel� sp�dza na wsi, a przez ca�y tydzie� pracuje, wi�c musi si� przyzna�, �e dotychczas nie zajmowa� si� tymi sprawami.- A ty? - zapyta� mnich zwracaj�c si� do mnie. Czy r�wnie� zaniedba�e� obowi�zki religijne?- Wydaje mi si�, �e nie - odpowiedzia�em - ale my, Anglicy, jeste�my inaczej wychowani ni� Hiszpanie i dlatego mo�e ksi�dz nas dobrze nie rozumie. - Wszyscy prawdziwi katolicy s� tacy sami - odpar� mnich. Mo�ecie si� spodziewa� w�nied�ugim czasie odwiedzin przeora mojego zakonu, kt�ry zainteresuje si� waszym �yciem religijnym. Wed�ug mnie, pozostawia ono wiele do �yczenia. Do widzenia, m�odzi panowie, nie mog� wam da� swego b�ogos�awie�stwa, p�ki nie dowiem si� o was czego� wi�cej. Uk�onili�my si� zakonnikowi, kt�ry uzyskawszy od nas wszystkie informacje, jakich potrzebowa�, zatrzyma� mu�a, nast�pnie pop�dzili�my naprz�d, by po��czy� si� z wujem Paw�em. Artur za�mia� si�.- Wydaje mi si�, �e zabili�my mu w g�ow� klina - powiedzia�.-Wszystko b�dzie zale�a�o od tego, czy rzeczywi�cie wkr�tce nas odwiedzi wraz z�zapowiedzianym przeorem, kt�ry w taki czy inny spos�b mo�e odkry� prawd� - odpar�em. Chocia� wuj Pawe� stara� si� zlekcewa�y� t� spraw�, czu�em, �e by� tym wszystkim zaniepokojony. Skoro tylko przybyli�my na miejsce, powiedzia� ojcu, mamie i Marinie, �e powinni si� przygotowa� do zapowiedzianej wizyty. - Nie mo�emy da� si� podej�� - odrzek� m�j ojciec. - Oka�� swoj� gorliwo�� religijn�, ofiarowuj�c pomoc w wybudowaniu kaplicy tutaj, w tej okolicy.- Ja nie zapr� si� prawdy - odpowiedzia�a ze �zami w oczach matka.- Ani ja! - zawo�a�a Marina. Ojciec spojrza� niespokojnie.- Musicie stara� si� zej�� mu z oczu, je�li tutaj przyjdzie - powiedzia�. - Ja sam si� nim zajm�. Mia�em potem rozmow� z m�odsz� ode mnie siostr�. - To ha�ba i tch�rzostwo zapiera� si� swojej wiary - powiedzia�a. - B�agam ci�, Guyu, jakiekolwiek by�yby tego konsekwencje, nie wypieraj si� prawdy. Ojciec ci�gle jeszcze jest za�lepiony nadziej� utrzymania maj�tku albo te� my�li inaczej, ni� m�wi. Gdyby tak zrobi�, jak zapowiedzia�, mo�e zapewni�by nam bezpiecze�stwo, gdy� ze wzgl�du na niego inkwizytorzy przestaliby si� nami interesowa�. Je�eliby tak si� sta�o, to powinni�my si� modli� o si�� i wytrwa�o��. Strasznie to przykre, �e tak musi cierpie� nasza biedna mama. Ona ju� teraz czuje, w jak okropnej znale�li�my si� sytuacji. Och, co mamy robi�? - Ufa� Bogu - odrzek� Artur wchodz�c w�a�nie do pokoju i s�ysz�c ostatnie s�owa Mariny. -�Moim zdaniem, tw�j ojciec niew�tpliwie nie ima racji. Gdybym wiedzia�, jak wygl�daj� stosunki na tej wyspie i na co mo�emy liczy�, gdybym to wszystko wiedzia� nim wyjechali�my z domu, nie radzi�bym mu, by przyje�d�a� na Trinidad. Skoro jednak tu jeste�my, musimy si� zastanowi�, jak post�pi�, je�eli, czego si� obawiam, b�d� nas wypytywa� o sprawy wiary. Omawiali�my ten temat w�tr�jk� i zadecydowali�my, �e je�eli zapytaj� nas, przyznamy si�, �e jeste�my protestantami i�odm�wimy przej�cia na wiar� katolick�. Byli�my przekonani, �e wuj Pawe� zgodzi si� z�naszym zdaniem i zaproponowali�my mu, by porozmawia� w tej sprawie z mam�. Odpowied� wuja Paw�a nie rozczarowa�a nas. Obci��y� siebie win�, �e uleg� perswazjom ojca i zdecydowa� si� wp�yn�� na mam�, aby uwa�a�a za sw�j obowi�zek broni� niezachwianie swoich przekona�. W poniedzia�ek rano wuj Pawe�, Artur i ja udali�my si� do miasta. W czasie drogi wuj powiedzia� nam, �e mama przyrzek�a mu uroczy�cie nie zmieni� swej wiary i raczej gotowa jest przecierpie� wszystko najgorsze, ni� dopu�ci� si� takiego wyst�pku. Rozmawia� tak�e z�ojcem, kt�ry bardzo si� tym zaniepokoi� i o�wiadczy�, �e wola�by raczej oficjalnie przyj�� wiar� tego kraju, je�eliby zaistnia�a taka potrzeba, ni� opu�ci� maj�tek i narazi� si� na strat� fortuny. Znaj�c jednak nasze stanowisko, pozwoli�by nam uciec z wyspy. Po przyje�dzie do miasta za�atwiali�my jak zawsze nasze interesy, nie napotykaj�c �adnych trudno�ci ze strony urz�dnik�w inkwizycji. W �rod� wieczorem mieli�my ju� w�a�nie opu�ci� biuro, gdy przyby� Tim z�zawiadomieniem od ojca, �e musimy wraca� do domu z powodu niespodziewanej choroby mamy. Osiod�ali�my natychmiast konie i odjechali�my w towarzystwie don Antonia - lekarza o�wielkiej s�awie. Wuj pos�a� po niego, gdy otrzyma� wiadomo�� o chorobie mamy. Po przybyciu na miejsce stwierdzili�my, �e, niestety, ojciec nie wzywa� nas bez powodu. Biedna mama rozchorowa�a si� powa�nie. Lekarz dawa� tylko s�abe nadzieje na jej wyzdrowienie. Musia� zaraz wraca� do miasta, lecz obieca�, �e odwiedzi mam� nast�pnego dnia. Nazajutrz mama bardzo si� o�ywi�a i gdy don Antonio si� zjawi�, wydawa�o si�, �e jest jej znacznie lepiej. Wyraz troski malowa� si� jednak na twarzy doktora, dlatego, udaj�c si� za nim do salonu, ja z Arturem 'spodziewali�my si� us�ysze� co� z�ego o stanie zdrowia mamy. Ale on, rozejrzawszy si� doko�a, czy jaki� s�u��cy nie pods�uchuje, zamkn�� drzwi i powiedzia� cichym g�osem: - Stan zdrowia waszej matki nie niepokoi mnie w takim stopniu, jak los was wszystkich, przyjaciele. Istniej� podejrzenia, �e jeste�cie heretykami, poniewa� nie ucz�szczacie na msz� do ko�cio�a, nie chodzicie do spowiedzi i nie wype�niacie innych obowi�zk�w nak�adanych przez Ko�ci� katolicki. Otrzyma�em wiadomo��, �e inkwizycja chce si� wami zaj�� i ukara� was surowo. Cho�by wasz ojciec zmieni� wyznanie, nie zdo�a tym was os�oni� i tak samo grozi� wam b�dzie kara. Jedno m�g�bym wam tylko poradzi�, skoro nie chcecie przyj�� religii tego kraju: nie zwlekaj�c powinni�cie ucieka� do jakiego� zak�tka na wybrze�u, daleko od stolicy, by dosta� si� stamt�d na statek p�yn�cy do jednej z�najbli�szych wysp lub gdziekolwiek indziej. Nie zdajecie sobie sprawy, w jak okrutny spos�b mo�ecie by� ukarani, je�eli raz dostaniecie si� w r�ce inkwizycji. Ja sam, ostrzegaj�c was, ryzykuj� utrat� wolno�ci, nie m�wi�c ju� o gorszych konsekwencjach, nie mia�bym jednak sumienia odej�� st�d i was nie ostrzec. Podzi�kowali�my serdecznie drogiemu przyjacielowi za rad�, kt�rej nam udzieli�, a on powt�rzy� jeszcze raz to samo ojcu, kt�ry wszed� w�a�nie do pokoju. Potem nie czyni� ju� �adnych uwag, jakkolwiek by� wyra�nie zdenerwowany. Zaledwie wyszed� don Antonio, stan zdrowia mamy zacz�� si� gwa�townie pogarsza�. Artur skoczy� na konia i pop�dzi� galopem do doktora. Czekali�my niespokojnie na jego powr�t z lekarzem, bo z ka�d� chwil� mamie robi�o si� gorzej. Jak�e byli�my wdzi�czni, gdy don Antonio zn�w zjawi� si� w naszym domu. Zbada� tylko puls mamy, a�potem wywo�a� ojca z pokoju i powiedzia�, �e mama umiera i �e w niczym nie mo�e ju� jej pom�c. S�owa jego zaraz si� potwierdzi�y. Gdy stan�li�my doko�a jej ��ka, zacz�a nas 'b�aga�, by�my niezachwianie trwali przy wierze, w kt�rej zostali�my wychowani. Potem poprosi�a nas, by�my wyszli z pokoju i�rozmawia�a z ojcem, jak przypuszczam, na ten sam temat, gdy� wydawa� si� bardzo poruszony. �wiat�o i brzask dnia zagl�da� do okien, gdy mama wyda�a z siebie ostatnie tchnienie. Wszyscy odczuli�my gorzko jej strat�, a biedna Marina 'by�a tak z�amana, �e zacz�li�my powa�nie obawia� si� o jej zdrowie. W krajach po�o�onych na tej szeroko�ci geograficznej grzebie si� zmar�ych zaraz po �mierci. Bolesna by�a to dla nas pr�ba, gdy�my widzieli, jak nios� zw�oki do grobu przygotowanego niedaleko domu, w malowniczym zak�tku na zboczu wzg�rza. Zaledwie trumna zosta�a z�o�ona do grobu, gdy nadeszli dwaj ksi�a z orszakiem pogrzebowym. Byli oburzeni, �e pochowali�my mam� w czasie ich nieobecno�ci, a z tego, co m�wili, wynika�o niezbicie, �e ca�� nasz� rodzin� uwa�aj� za heretyck�. Ojciec usi�owa� ich u�agodzi� i �udzi� si�, �e odeszli uspokojeni. - Nie zapominajcie o moim ostrze�eniu - powiedzia� don Antonio, �egnaj�c si� z nami. - Nie pozw�lcie si� zwie��, cho�by mnisi, kt�rzy tu przychodz�, m�wili wam przyjazne s��wka. Ich celem b�dzie oszuka� was i zdradzi�. Postanowili�my, �e wuj Pawe� i Artur powr�c� nast�pnego dnia do miasta, aby otworzy� przedsi�biorstwo, ja za� mia�em zosta� w domu i zaopiekowa� si� Marin�. W jaki� czas potem, gdy zapad�a noc, siedz�c w salonie us�yszeli�my pukanie do drzwi. Artur wsta�, by zobaczy�, kto przyszed� nas odwiedzi�. Wr�ci� szybko, trzymaj�c w r�ku list do mojego ojca, przes�any przez don Antonia za po�rednictwem jego czarnego s�u��cego. Zawiera� tylko takie s�owa: �Zr�bcie, jak wam radzi�em. Nie mo�na odk�ada� sprawy do jutra. Murzyna odes�ali�my z ustn� wiadomo�ci�, �e zastosujemy si� �ci�le do polecenia, a�ojciec z wujem Paw�em i Arturem zasiedli, aby si� naradzi�, co zrobi�. - Co do mnie -powiedzia� ojciec - postanowi�em zosta�. Nie mog� porzuci� tego wszystkiego, co tu osi�gn��em. Tylko przymusowe okoliczno�ci, a nie w�asna wola, mog� mnie sk�oni�, bym zmieni� swoje wyznanie na katolickie. Ale ty i Artur mo�ecie tak post�pi�, jak uwa�acie za s�uszne, i je�eli postanowicie uciec z wyspy, wy�l� z wami Guya i Marin�, a tak�e Tima, je�eli tylko b�dzie chcia� wam towarzyszy�. Wujowi Paw�owi bardzo przykra by�a my�l, �e ma opu�ci� ojca; wyrazi� z tego powodu ubolewanie, ale poniewa� zdecydowa� si� nie zmienia� swojej wiary, zapowiedzia�, �e got�w jest wyjecha� z nami natychmiast. Spr�buje zrealizowa� plan zaproponowany przez don Antonia. Us�yszawszy o naszej decyzji, biedny Tim by� powa�nie zak�opotany, jak post�pi�. - Je�eli zostaniesz, musisz ze mn� przej�� na katolicyzm - powiedzia� ojciec. - Wobec tego, mimo ca�ego szacunku dla wielmo�nego pana, p�jd� za panem Guyem i Marin� wsz�dzie, gdzie i oni. Strasznie to jednak smutne, �e mam pana opu�ci�. - Niestety, tak by� musi - odpar� ojciec. - Teraz id� i przygotuj konie. My rozejrzymy si�, co trzeba zapakowa� na drog�. Koni mieli�my dosy�, dlatego te� przygotowania posz�y bardzo szybko i w ci�gu p� godziny od otrzymania ostrze�enia don Antonia siedzieli�my ju� w siod�ach i pod przewodnictwem tubylc�w, dobrze znaj�cych teren, wjechali�my na d�ug�, w�sk� �cie�k� prowadz�c� pod g�r�, kt�ra oddziela�a nasz dom od morza. Wuj Pawe� i przewodnicy jechali pierwsi. Za nimi, na ma�ym kucyku pod��a�a Marina w towarzystwie Artura, potem jecha�em ja, a Tim na samym ko�cu. Najwa�niejszym naszym zadaniem by�o dosta� si� w takie miejsce na wybrze�u morskim, gdzie mo�na by si� ukry� przed po�cigiem inkwizycji. W�ska i stroma �cie�ka, kt�r� jechali�my, prowadzi�a na szczyt wzg�rza, sk�d potem zst�powali�my w kierunku morza. Grozi�o nam wielkie niebezpiecze�stwo. Gdyby kto� z nas uczyni� jakikolwiek nieostro�ny ruch, w ka�dej chwili konie mog�yby si� po�lizn�� i zrzuci� nas na jedn� lub drug� stron� zbocza, na dno przepa�ci. Krok za krokiem posuwali�my si� naprz�d, bo teren by� niebezpieczny. Po jakim� czasie, gdy ujechali�my ju� kawa� drogi, spostrzegli�my, �e po lewej strome wy�ania si� ocean, a po prawej wznosz� si� urwiste brzegi wzg�rz. Rzadko kiedy na �cie�ce zmie�ci� si� jeden ko� obok drugiego. W jednym miejscu bieg�a ona na wysoko�ci zaledwie 8-10 st�p nad poziomem morza, a potem wznosi�a si� nagle do 80 lub 100 st�p, ods�aniaj�c pod nami strom� przepa��. �wita�o ju�, gdy rzuciwszy wzrokiem na ocean, dostrzeg�em par� statk�w zakotwiczonych przy brzegu. Nie mog�em si� powstrzyma�, by nie krzykn�� do wuja Paw�a, kt�ry 'm�g� statk�w nie zauwa�y�. Na nieszcz�cie, m�j krzyk przestraszy� Arturowego konia, kt�ry stan�� d�ba. Jakie� by�o moje przera�enie, gdy nagle spostrzeg�em, �e tylne jego kopyta ze�lizguj� si� w przepa��. Marina krzykn�a ze zgrozy i wydawa�o mi si�, �e za chwil� Artur spadnie, gruchoc�c ko�ci o ska�y. Taki by�by niechybnie jego los, gdyby nie zeskoczy� z�siod�a akurat w momencie, gdy ko� ze�lizgiwa� si� w przepa��. Na pr�no biedne zwierz� usi�owa�o instynktownie wdrapa� si� zn�w na �cie�k�, rozpaczliwie czepiaj�c si� kopytami ska�y. Artur pr�bowa� mu pom�c, chwytaj�c za uzd�; lecz za chwil� ujrzeli�my, jak ko� run�� w�przepa��. Byli�my wdzi�czni losowi, �e Artur si� uratowa� i dlatego pr�dko zapomnieli�my o �biednym zwierz�ciu. - Jed�cie dalej, jed�cie dalej! - pogania� nas Artur. - Ja p�jd� obok kucyka Mariny. Nie mo�na przeze mnie zwleka�. Ruszyli�my wi�c znowu naprz�d i w ko�cu dotarli�my do miejsca, w kt�rym droga urywa�a si�; nie mo�na by�o posuwa� si� dalej konno. Nasz g��wny przewodnik, kt�ry zdawa� sobie spraw�, �e mieli�my wa�ne powody do ucieczki, ba� si� towarzyszy� nam dalej. Doradzi�, by konie odes�a� przez g�ry inn� -drog�, ni� ta, kt�r� przybyli�my, i i�� pieszo wzd�u� brzegu a� do miejsca, w jakim b�dzie mo�na si� ukry�. Powiedzia�, �e znajdziemy je id�c stale naprz�d. Zaproponowa�, �e sam p�jdzie z�ko�mi i powr�ci do nas, gdy zaprowadzi je w bezpieczne miejsce, gdzie urz�dnicy inkwizycji nie zdo�aj� ich odnale��. ROZDZIA� II Podr� - Przeprawa przez rzek� - Ujawnienie ucieczki - Przybycie na miejsce schronienia - Pierwsza noc w d�ungli - Przybycie Camo - Malpy-paj�ki - Ciekawe widowisko - Przeprawa ma�p przez rzek� Mieli�my teraz przed sob� trudny do przebycia szmat drogi; wiod�a ona cz�ciowo wzd�u� brzegu i nieco dalej od niego, gdzie wznosi�y si� ska�y si�gaj�ce a� do morza i tak strome, �e nie by�o mowy o wspinaniu si� na nie. Chocia� Marina by�a ju� bardzo zm�czona, �pieszyli�my ci�gle naprz�d, gdy� najwa�niejsz� rzecz� by�o dotarcie do le�nej kryj�wki, zanim stra�nicy inkwizycji odkryj� nasz� ucieczk�. Mieli�my nadziej�, �e je�li b�d� nas �ciga� i wezm� krajowc�w za przewodnik�w, to dadz� si� wywie�� w .pole, gdy� konie wys�ali�my w g��b wyspy. B�d� pod��ali ich �ladami s�dz�c, �e ci�gle jedziemy konno, nie p�jd� natomiast wzd�u� brzegu, w kierunku, jaki obrali�my. Byli�my pewni, �e na skalistym gruncie, jaki przemierzali�my pieszo, nie zostawimy �lad�w, nawet takich, kt�re mog�oby wytropi� bystre oko Indianina. Id�c naprz�d, starali�my si� nie z�ama� ani jednej ga��zki, nie podepta� ro�lin ani traw. Gdy trzeba by�o i�� brzegiem, brodzili�my w wodzie albo szli�my po twardym piasku, zmywanym przez fale. Id�c tak brzegiem lub wdrapuj�c si� na ska�y, ca�y czas posuwali�my si� przez teren, gdzie nie by�o ani odrobiny cienia, kt�ry by chroni� przed promieniami si�, �e nie odnajdziemy ju� miejsca, w kt�rym mo�na by odpocz��. Z ch�ci� zatrzymaliby�my si� nad brzegiem rzeki w jakim� niewidocznym miejscu, ale wuj Pawe� uwa�a�, �e rozs�dniej b�dzie i�� naprz�d, a� napotkamy naszych Indian. Zbli�a� .si� ju� wiecz�r i zacz�o si� �ciemnia�, gdy odwr�ciwszy wzrok ku le�nej polance opuszczonej przez nas przed chwila, zobaczyli�my jak�� posta� biegn�c� w naszym kierunku. Wkr�tce okaza�o si�, �e jest to Gamo, jeden z przewodnik�w. Dawa� nam znaki, by si� nie zatrzymywa�, a poniewa� bieg�, wkr�tce dogoni� nas bez trudu. - Spieszcie .si�! - wykrzykn��. - Jeste�my niedaleko od miejsca, do kt�rego chc� was zaprowadzi�. Ju� odkryto wasz� ucieczk� i alguarile* was szukaj�. - Je�li tu nas znajd�, pocz�stuj� ich tym dr�giem! - zawo�a� Tim wywijaj�c grubym kijem. - B�dzie znacznie lepiej ukry� si�, ni� zetkn�� si� z nimi - zauwa�y� przewodnik w charakterystycznym dialekcie. Po�pieszyli�my naprz�d, w czasie drogi wuj Pawe� i Artur pomagali Marinie podtrzymuj�c j�, a Tim i ja zamykali�my poch�d. Tim ci�gle spogl�da� to tu, to tam, spoziera� w ty� i wywija� swoim dr�giem, jakby ju� dostrzeg� prze�ladowc�w i gotowa� si�, aby da� im odpowiedni� odpraw�. Mimo wielkiego zm�czenia posuwali�my si� szybko naprz�d. Gamo prowadzi� nas przez tak� cz�� d�ungli, w kt�rej sami nie zdo�aliby�my rozpozna� jakiejkolwiek drogi. O zmroku, gdy cienie wieczoru b��ka�y si� mi�dzy drzewami, dostrzegli�my l�ni�c� przed nami wod�. Camo poprowadzi� nas drog� w g�r� nad urwiskiem, pomi�dzy pniami drzew, w�r�d takiej g�stwiny, �e cz�sto tylko w pojedynk� mo�na by�o si� przedrze�. Wkr�tce znale�li�my si� na ma�ej, otwartej przestrzeni, g�sto poro�ni�tej traw� i�krzewami, gdzie nikt nie m�g�by nas znale��, nawet znaj�c t� okolic�. Tu� obok wyrasta� stromy pag�rek znacznej wysoko�ci. Ga��zie drzew, ��cz�ce si� ponad g�owami, zas�ania�y nas ca�kowicie i nie by�o prawdopodobne, aby nas m�g� ktokolwiek dostrzec, patrz�c w d� ze szczytu wzniesienia.- B�dziecie tu ca�kowicie bezpieczni, gdy� nie ma innej �cie�ki poza t�, kt�r� przyszli�my - powiedzia� Camo. - Teraz wr�c� i zatr� wszelkie �lady, aby najbystrzejsze oko kt�rego� z naszych prze�ladowc�w nie mog�o pozna�, �e kto� t�dy przechodzi�. * Alguarile (hiszp.) � �andarmi. Tylko z jednej strony g�stwiny tworzy�y si� szpary mi�dzy ga��ziami i przepuszcza�y nieco �wiat�a do naszej kryj�wki. T�dy mogli�my spogl�da� na morze, od kt�rego nie byli�my wcale daleko. Wuj Pawe� by� zupe�nie zadowolony z miejsca wybranego przez Camo i o�wiadczy�, �e nie ma powa�niejszych obaw, by�my mogli by� tutaj wykryci. Znu�eni do ostateczno�ci, byli�my szcz�liwi, �e mo�emy nareszcie odpocz��. Potem dopiero po�ywili�my si� nieco zapasami przyniesionymi z sob� i w pe�ni ocenili�my, jak bardzo potrzebny jest nam odpoczynek. Wiatr zupe�nie tu nie dochodzi�, by�o wi�c prawie tak ciep�o, jak wewn�trz domu, i zbyteczne okaza�y si� jakiekolwiek przykrycia. Poniewa� buty i�skarpety przemok�y podczas przechodzenia przez rzek�, uznali�my, �e lepiej b�dzie je zdj�� i�powiesi� na drzewach, by wysch�y, ni� w wilgotnych spa� w nocy. Wuj Pawe� u�o�y� Marin� obok siebie i podsun�� jej rami� pod g�ow� zamiast poduszki. Dopiero teraz, gdy min�a potrzeba wysi�ku, biedna dziewczyna odczu�a smutek swego osierocenia i niebezpiecze�stwo sytuacji, w jakiej znale�li�my si�. Strapienie przez d�ug� chwil� nie pozwoli�o jej zamkn�� oczu, ale w ko�cu zwyci�y�o zm�czenie i zapad�a w�g��boki, spokojny sen. Ja czas jaki� sp�dzi�em z Arturem na pogaw�dce, a Tim stal na stra�y przy wej�ciu, czekaj�c na powr�t Gamo, kt�ry poszed� szuka� swoich towarzyszy. Trudno nam by�o panowa� nad senno�ci�, tak�e i Timowi nie przychodzi�o to �atwo. Niewiele brakowa�o, by uleg�, ale poczucie obowi�zku pomaga�o mu przezwyci�y� naturaln� potrzeb� wypoczynku. Przechadza� si� tam i z powrotem, d�wigaj�c w r�ku sw�j ci�ki dr�g, got�w do walki z nieprzyjacielem - wszystko jedno, cz�owiekiem czy zwierz�ciem - kt�ry zbli�y�by si� do naszej kryj�wki. Pod r�k�, w pogotowiu, mieli�my tak�e strzelby, potrzebne nie tyle do walki z naszymi prze�ladowcami, gdy� to by�oby szale�stwem, ile dla ochrony przed napa�ci� dzikich zwierz�t. - Trzeba by� przygotowanym na wszystko - powiedzia� Artur. - Ale chocia� wiem, �e na kontynencie s� jaguary i pumy, w�tpi� bardzo, czy znajduj� si� r�wnie� na wyspie Trinidad. - S�ysza�em, �e wi�kszo�� zwierz�t �yj�cych w olbrzymich d�unglach Ameryki Po�udniowej mo�na tak�e spotka� na tej wyspie odpowiedzia�em. - Zar�wno jaguar, jak i puma poluj�c zakradaj� si� cicho i je�eli kt�re� z nich zauwa�y�oby nas, skoczy�oby szybciej, ni� by�my zd��yli przygotowa� si� do obrony. Nie trzeba nara�a� si� na niebezpiecze�stwo i �udzi� si�, �e nie ma tutaj takich zwierz�t. - Oczywi�cie, na wszelki wypadek zachowamy daleko id�c� ostro�no�� odpar� Artur. -B�dzie rozs�dniej, je�eli si� przygotujemy, cho�by�my mieli potem stwierdzi�, �e przedsi�wzi�te �rodki ostro�no�ci nie by�y potrzebne. Min�a mo�e godzina, mo�e wi�cej, gdy us�yszeli�my szelest w pobliskich zaro�lach. I�Artur, i ja poderwali�my si� na r�wne nogi, a Tim uchwyci� mocniej sw�j dr�g. Nastawili�my uszu. G�os dochodzi� z do�u, ze �cie�ki prowadz�cej do naszej kryj�wki. Czekali�my w zupe�nej ciszy, gdy� by�o zbyt ciemno, by cokolwiek dostrzec. W pewnym momencie dotar� do naszych uszu odg�os zbli�aj�cych si�, lekkich krok�w. Ku naszej uldze us�yszeli�my g�os Camo. - Wszystko w porz�dku! - zawo�a�. - Alguarile zawr�cili boj�c si�, �e zb��dz� po ciemku w tej cz�ci wyspy. Mo�emy teraz swobodnie wypoczywa�, gdy� nikt nie b�dzie usi�owa� do nas si� zbli�y�. W ka�dym razie mamy przed sob� kilka godzin spokoju. To nas bardzo pocieszy�o, a poczciwy Camo i dwaj jego towarzysze zapewnili, �e b�d� czuwa� w czasie naszego wypoczynku. Chyba nie min�a minuta, a zapadli�my w sen obydwaj - Artur i ja - a podejrzewam, �e i Tim poszed� w nasze �lady. Ze snu zbudzi� nas wczesny brzask dnia, wdzieraj�cy si� od wschodu przez szpary naszej le�nej altany. Wszyscy byli�my bardzo g�odni, gdy� poprzedniego wieczoru zjedli�my niewiele. Obawiali�my si� jednak rozpala� ogie�, gdy� dym m�g�by zdradzi� nasz� obecno��. Musieli�my wi�c zadowoli� si� zimnym po�ywieniem i �ykiem wody, kt�r� Camo przyni�s� z�pobliskiej rzeki. Marina troch� powesela�a, niemniej jednak wszyscy bardzo niepokoili�my si� o ojca, snuj�c domys�y, jak zosta� potraktowany, gdy inkwizytorzy stwierdzili nasz� ucieczk�. Okolica, w kt�rej znajdowali�my si�, by�a dzika w ca�ym tego s�owa znaczeniu. Wydawa�o si�, �e nie dotar�a tu nigdy noga cywilizowanego cz�owieka, jak r�wnie� od dawna nie przebywa� tu �aden z tubylc�w, kt�rzy w spokojnych czasach zamieszkiwali ten obszar. Zostali oni wywiezieni do pracy przez bezlitosnych Hiszpan�w; pod ich panowaniem wygin�o ju� dziewi�� dziesi�tych ludno�ci tej ziemi. Towarzysz�cy nam krajowcy bardzo dobrze byli traktowani w czasie s�u�by u mojego ojca, przywi�zani wi�c byli do nas gor�co i�z�ca�ego serca nienawidzili Hiszpan�w. Dlatego byli�my przekonani, �e pod ich opiek� mo�emy si� czu� ca�kowicie bezpieczni. W ci�gu dnia bali�my si� rusza� z miejsca, chocia� Camo i dwaj jego towarzysze wychodzili wiele razy na zwiady i w ko�cu wr�cili z pocieszaj�c� wiadomo�ci�, �e nigdzie w�okolicy nie ma naszych prze�ladowc�w. Przynie�li kilka dzikich kaczek, kt�re upolowali z��uk�w, i zapewnili nas, �e bez nara�enia si� na niebezpiecze�stwo mo�emy rozpali� ogie�, aby je upiec. Nazbierali�my zaraz sporo chrustu, W czasie gdy tubylcy �ci�gali opa� i�rozpalali ognisko, wzi��em si� z wujem do skubania kaczek, a Artur i Marina, kl�cz�c, przypatrywali si�, jak sobie z tym radzimy. Kaczki osadzone na ro�nie opartym o dwa rozwidlone kije, wbite w ziemi�, szybko upiek�y si� nad ogniem. Po upieczeniu stanowi�y wspania�� kolacj� wraz z herbat� zagotowan� w kocio�ku przyniesionym przez Tima, podan� wprawdzie bez mleka, ale z odrobin� cukru �dla panienki" - jak powiedzia� Tim. Nie przyzwyczajonym do tego rodzaju sytuacji to wszystko wydawa�o si� nam niesamowite, ale wkr�tce mieli�my si� zapozna� z okoliczno�ciami jeszcze bardziej niezwyk�ymi i�romantycznymi. Noc min�a podobnie jak poprzednia, tylko teraz podtrzymywali�my ogie� bez obawy, �e mo�emy zdradzi� nasz� kryj�wk�. Nazajutrz, zostawiwszy w le�nej altanie Marin� i Tima uzbrojonego w strzelb�, towarzyszy�em Arturowi, kt�ry z drug� strzelb� wyruszy� do d�ungli w poszukiwaniu zwierzyny. Wuj Pawe� poszed� tymczasem nad morze, by spojrze�, czy jaki� statek nie zbli�a si� przypadkiem do brzegu. Gdyby si� okaza�o, �e to statek angielski, wuj mia� zamiar da� sygna�, spodziewaj�c si�, �e wy�l� po nas ��dk�. W czasie naszego marszu widzieli�my z�daleka okr�t, ale teraz nigdzie, jak okiem si�gn��, nie dojrzeli�my na oceanie �adnego statku. - Nie ma nadziei, �eby wyp�yn�� dzisiaj - zauwa�y�em. - Pewnie ani dzi�, ani w ci�gu nast�pnych dni odpar� Artur. Trudno si� �udzi�, �e wkr�tce jaki� statek przep�ynie tak blisko naszego miejsca, by m�g� nas dostrzec. Musimy si� pogodzi� z my�l� o pozostaniu tutaj przez kilka tygodni, a mo�e nawet miesi�cy. Na szcz�cie, urz�dzili�my si� tutaj nie najgorzej; w�ka�dym razie jest tu znacznie lepiej ni� w wi�zieniu inkwizycji. - Oczywi�cie - odpar�em. - Gdybym tylko wiedzia�, �e biedny ojciec jest bezpieczny, nie martwi�bym si� wcale. Jestem pewien, �e podobnie my�li Marina. Skierowali�my si� w d�, nad brzeg rzeki ocienionej po obu stronach drzewami. Wygl�da�a na g��bok�. Wiedzieli�my, �e wszystkie rzeki na wyspie Trinidad obfituj� w ryby, �a�owali�my wi�c, �e nie mamy ani harpun�w, ani w�dek lub sieci, gdy� mogliby�my bez trudu zdoby� sporo �ywno�ci. Artur robi� w ka�dym razie niez�y u�ytek ze swojej strzelby, bo zabi� kilka ptak�w, a mi�dzy nimi par� papug o szkar�atnym upierzeniu i wspania�ych skrzyd�ach, mieni�cych si� czerwieni�, b��kitem i zieleni�. Ob�adowani naszymi my�liwskimi trofeami wr�cili�my do obozowiska, kt�re wyda�o nam si� teraz jeszcze bardziej wygodne ni� poprzednio. Wuj Pawe� z pomoc� krajowc�w wzi�� si� do budowania ma�ej chatki dla Mariny. Ka�dy z nas przygotowa� sobie miejsce do spania usypane z ziemi pokrytej li��mi palmowymi. Wuj uzna�, �e nie mo�na przewidzie�, kiedy zdo�amy st�d wyruszy�. Kieruj�c si� rozs�dkiem, nale�a�o ze wzgl�du na zdrowie - urz�dzi� si� tak wygodnie, jak tylko to by�o mo�liwe. Nasza kryj�wka wydawa�a si� ca�kiem bezpieczna; poniechano za nami po�cigu, a�przyczyn� tego by�o prawdopodobnie przekonanie, �e uciekli�my z wyspy. Gamo i inni krajowcy w ci�gu dnia obeszli dok�adnie ca�� okolic�, nie napotkawszy nikogo, i upewnili si� ostatecznie, �e nasi nieprzyjaciele porzucili zamiar szukania nas tutaj. Wuj Pawe� by� nawet sk�onny wr�ci� do domu, by dowiedzie� si� o los ojca. Camo o�wiadczy� jednak, �e jest to bardzo niebezpieczne, gdy� wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa dom nasz jest pod obserwacj� inkwizycji i ktokolwiek by do niego przyszed�, wracaj�c wskaza�by drog� do naszej kryj�wki. Wobec tego zgodnie zaniechali�my my�li o powrocie. Wieczorem usiedli�my wok� obozowego ogniska i roztrz�sali�my rozmaite projekty. Artur zaproponowa�, by uda� si� bardziej na po�udnie. Zdaniem Gamo, powinni�my zosta� tu na miejscu. Okolica by�a s�abo zaludniona i mo�na by�o w�drowa� ca�e kilometry lasem, nie napotkawszy nikogo. - A w jaki spos�b zaopatrzymy si� w �ywno��? :- zapyta� Artur. - Mamy strzelby. Sam si� przekona�e�, jakie mn�stwo zwierzyny mo�na upolowa� -odpowiedzia�em. - Drzewa dostarcz� nam owoc�w i jako� b�dziemy mogli sobie poradzi� bez chleba i innych smako�yk�w. Jestem got�w stale pe�ni� funkcj� my�liwego w naszym obozie.- Mog�abym ci towarzyszy� - powiedzia�a Marina. - Mam bystre oczy i potrafi� wypatrzy� ka�dego ptaka lub zwierz�. Z wiadomo�ci dostarczonych nam przez wiernych Indian wynika�o, �e nie musimy si� ju� obawia� po�cigu. Pr�cz tego byli�my pewni, �e gdyby nawet dojrza� nas kt�ry� z�krajowc�w, to tak�e nie doniesie o tym znienawidzonym Hiszpanom. Na nast�pny dzie� u�o�yli�my plam wyprawy: Artur wybierze si� z jedn� strzelb�, a ja z drug�; ze mn� p�jdzie Marina. Wuj Pawe� uzna� za najwa�niejsze wypatrywanie statku, je�eli pragniemy opu�ci� wysp�; Tim podj�� si� pilnowania obozu, a tubylcy mieli chodzi� po okolicy na zwiady, by ostrzec nas w por�, gdyby Hiszpanie zbli�yli si� do lasu. Wtedy nale�a�o po�pieszy� do naszej kryj�wki, gdzie mogli�my czu� si� zupe�nie bezpieczni. Noc up�yn�a tak samo jak poprzednie. Nast�pnego ranka Artur, Marina i ja wyruszyli�my po �niadaniu na polowanie, by nape�ni� �ywno�ci� spi�arni�. Poniewa� mieli�my, ma�e zapasy amunicji, postanowili�my strzela� tylko wtedy, gdy b�dziemy ca�kowicie pewni, �e trafimy do upatrzonej zwierzyny. Nie odeszli�my jeszcze daleko, gdy spostrzeg�em wielk� papug� o pi�knym upierzeniu. Strzeli�em - spad�a z ga��zi na ziemi�. By�a ci�ko zraniona i nie mog�a fruwa�; gdy Marina podbieg�a, chc�c j� podnie��, poderwa�a si� i o ma�o jej nie dziobn�a. W�drowali�my dalej, dop�ki w dole nie ujrzeli�my rzeki. Poniewa� s�dzili�my, �e blisko niej spotkamy wi�cej ptak�w, zeszli�my na brzeg i�w�milczeniu torowali�my sobie drog� poprzez g�st� d�ungl�, trudn� do przebycia. Wtem Marina krzykn�a: - Och, Guy, c� to za stworzenie! Patrz, zwiesza si� tam z ga��zi! Zatrzymali�my si� oboje. Zadar�szy do g�ry g�ow�, spostrzeg�em zwierz�, o kt�rym m�wi�a Marina. By�o podobne do olbrzymiego paj�ka. Mia�o bardzo d�ugie przednie i tylne ko�czyny, i jeszcze d�u�szy ogon, na kt�rym hu�ta�o si�, zawieszone na ga��zi. Nagle obr�ci�o si� dooko�a na ogonie i z�apa�o si� ga��zi przednimi �apami. W tym momencie, obracaj�c g�ow�, dostrzeg�o nas. Prawdopodobnie pierwszy raz zobaczy�o cz�owieka, a�w�ka�dym razie po raz pierwszy ujrza�o ludzi o bia�ej sk�rze. Ma�pa - bo by�a to ma�pa - wydaj�c g�o�ny wrzask skoczy�a na koniec ga��zi, lecz z przestrachu wypu�ci�a j� i�spad�a do wody. By�em got�w zastrzeli� j�, wiedzia�em bowiem, �e tubylcy, a tak�e biali mieszka�cy wyspy jedz� ma�pie mi�so, chocia� my nigdy nie mieli�my okazji go skosztowa�. Dziwne stworzenie p�yn�o z pr�dem rzeki i wzywa�o g�o�no pomocy. W odpowiedzi odezwa�o si� wiele ma�p, kt�re dostrzegli�my teraz na ga��ziach tu� nad naszymi g�owami. Nie zwracaj�c na nas uwagi, bieg�y na koniec d�ugiej ga��zi, si�gaj�cej daleko nad wod�; nagle jedna z nich rzuci�a si� i z�apa�a przednimi �apami d�ug� sepo, czyli pn�c� latoro�l, zwieszaj�c� si� z�konaru; druga, ko�ysz�c si� na ogonie okr�conym dooko�a pierwszej ma�py, opad�a ni�ej; trzecia skoczy�a po tej �ywej linie i pozwoli�a drugiej ko�czynami z�apa� si� za sw�j ogon, wreszcie czwarta szybko jak b�yskawica ze�lizn�a si� na d� i pozwoli�a uchwyci� trzeciej sw�j ogon i jedno rami�, podczas gdy drugie rami� zwiesi�a tu� nad powierzchni� wody. Gdy ton�ca ma�pa zbli�y�a si� - uchwyci�a j� tym ramieniem. Teraz pierwsza z niezwyk�� si�� podci�gn�a j� do g�ry, wlok�c za sob� cztery zwisaj�ce ma�py, dop�ki druga nie chwyci�a si� latoro�li; p�niej obie podci�gn�y si� w g�r� i podnios�y nast�pne, a� wreszcie ta, kt�ra by�a w wodzie, zdo�a�a bezpiecznie usi��� na ga��zi. Ca�a ta akcja odbywa�a si� w�r�d okropnych pisk�w i wrzask�w, kt�re nie ustawa�y, mimo �e wszystkie ma�py usiad�y ju� na ga��zi. Mieli�my wra�enie, �e niedosz�a �topielica" opowiada swoim towarzyszkom o�dziwnych stworzeniach, kt�re zobaczy�a, gdy� wszystkie spogl�da�y na nas poprzez li�cie. Mog�em zastrzeli� kt�r�� z nich, ale nie potrafi�em si� do tego zmusi�, tak zaskoczy�o mnie ich zachowanie. Skoro tylko nas spostrzeg�y, zacz�y piszcze�, skaka�y do g�ry po drzewach i�szybko znika�y w g�stwinie li�ci. Stali�my nadal cicho i spokojnie i po chwili ujrzeli�my �epek o jasnych oczach, zerkaj�cy spomi�dzy ga��zi; potem ukaza� si� drugi i trzeci. Gdy ma�py zobaczy�y, �e si� nie ruszamy, zdoby�y si� na odwag� i podczo�ga�y si� bli�ej. Wygl�da�y tak komicznie, �e Marina i ja nie mogli�my powstrzyma� si� od �miechu. Ma�py, gdy tylko us�ysza�y nasze g�osy, natychmiast skoczy�y na ga��zie. Z b�yskawiczn� szybko�ci� utworzy�y teraz �a�cuch podobny do tego, kt�ry pom�g� im wyci�gn�� z wody towarzyszk�; potem zacz�y ko�ysa� si� w prz�d i w ty�, coraz bardziej zbli�aj�c si� do przeciwleg�ego brzegu. Wreszcie ma�pa, znajduj�ca si� na ko�cu �a�cucha, z�apa�a wyci�gni�tymi �apami ga��� drzewa rosn�cego na przeciwnym brzegu i poci�gn�a za sob� towarzyszki. Nad rzek� zawis�a girlanda albo raczej most wisz�cy. Po tym �ywym mo�cie zacz�o przeprawia� si� ca�e stado, piszcz�c i skrzecz�c. Gdy wszystkie przesz�y na drugi brzeg, ma�pa znajduj�ca si� po drugiej stronie pu�ci�a najwy�sz� ga���, a w tej samej chwili po przeciwleg�ej stronie jej towarzyszki, kt�re dotychczas trzyma�y si� najni�szej ga��zi, zacz�y gwa�townie wspina� si� w g�r�. Wskutek tego silna ma�pa, kt�ra przez ca�y czas utrzymywa�a ci�ar swych towarzyszek, znalaz�a si� przez moment w wodzie. Ale wkr�tce wszystkie, nareszcie bezpieczne, rozbieg�y si� po ga��ziach, wyra�nie zadowolone, �e ju� nas dzieli rzeka. Stali�my dalej przypatruj�c si� im i �miej�c si� serdecznie. Niewiele up�yn�o czasu, gdy ciekawo�� przezwyci�y�a ich strach. Zbli�y�y si� ku brzegowi i spoziera�y na nas spomi�dzy li�ci, a m�ode pi�y si� w g�r� i w d� po lianach, wyprawiaj�c przedziwne harce. Patrz�c na nie zapomnieli�my na chwil� o naszych k�opotach i niebezpiecznej sytuacji. Ma�py te znane s� pod nazw� ateli, czyli ma�p-paj�k�w. Ich d�ugie, cienkie race i nogi, a jeszcze d�u�sze ogony rzeczywi�cie upodabniaj� je do paj�k�w. Obserwowa�y nas w dalszym ci�gu, ale nie wr�ci�y przez rzek�, najwidoczniej zadowolone, �e s� bezpieczne na przeciwleg�ym brzegu; a�przecie� z �atwo�ci� m�g�bym zastrzeli� niejedn� z nich. Jednak Marina nalega�a, bym tego nie robi�, a i ja sam nie mia�em na to ochoty. Przypatrzywszy si� im jeszcze przez chwil�, skierowali�my si� do schroniska. Podczas marszu przez las ubi�em znowu kilka ptak�w, kt�re uzupe�ni�y nasz zapas �ywno�ci. ROZDZIA� III Jose - Wie�ci od ojca Jego przybycie -Morska krowa -W poszukiwaniu �odzi - Zdradzieckie zamiary Josego udaremnione przez anakond� Ju� ca�y tydzie� sp�dzili�my w naszym ukryciu i jak dot�d nie nadarzy�a si� �adna sposobno�� ucieczki. O ile zdo�ali�my si� zorientowa�, mo�na by �y� w tym miejscu przez wiele miesi�cy, nie nara�aj�c si� na odkrycie, gdyby tylko uda�o nam si� zaopatrywa� samodzielnie w �ywno��. To w�a�nie stanowi�o najwa�niejsze zagadnienie. Mogli�my upolowa� do�� zwierz�t, aby zapewni� sobie pod dostatkiem mi�sa, ale potrzebowali�my pr�cz tego r�wnie� m�ki i warzyw, poza tym nasz sk�py zapas herbaty i cukru znacznie si� ju� zmniejszy�. Marinie zrobili�my wzgl�dnie wygodn� chatk�, a reszta naszej gromadki zadowala�a si� spaniem pod go�ym niebem. W pe�ni ufaj�c naszemu Camo, radzili�my si� go w�jaki spos�b mo�na by otrzyma� z domu �wie�e zapasy, zw�aszcza te, kt�re by�y szczeg�lnie niezb�dne dla Mariny. Odpowiedzia� nam, �e postara si� uczyni� wszystko, czego sobie tylko �yczymy, ale jeszcze raz ostrzeg� nas przed niebezpiecze�stwem, jakie by grozi�o, gdyby zosta� wy�ledzony. - Nie podejmujcie �adnych ryzykownych przedsi�wzi�� ze wzgl�du na mnie - wykrzykn�a Marina. - Wola�abym wyrzec si� nie wiem czego, by mie� pewno��, �e naszym przyjacio�om nie przydarzy si� jakie� nieszcz�cie. Jedyn� rzecz�, kt�rej pragn�, to wiedzie�, co si� dzieje z naszym biednym ojcem. - W ka�dym razie jeszcze poczekamy - odpowiedzia� wuj. - Je�eli oka�e si�, �e do naszej wyspy nie zbli�a si� �aden statek, musimy pomy�le� o jakiej� �odzi, kt�r� mogliby�my st�d odp�yn��. Nie b�dzie jednak bezpiecznie opuszcza� wyspy bez zapasu �ywno�ci i s�odkiej wody. Mo�e up�yn�� wiele dni, zanim uda si� nam dosta� na pok�ad jakiego�- statku, kt�ry by nas zawi�z� na sta�y l�d. Zgodnie wi�c z rad� wuja najwa�niejszym aktualnym zadaniem sta�o si� zdobycie niezb�dnych zapas�w �ywno�ci. Camo i reszta Indian wychodzi�a codziennie na rozpoznanie, czy do naszej kryj�wki nie zbli�a si� przypadkiem kto� niepowo�any. Pewnego wieczoru jeden z krajowc�w wr�ci� z wiadomo�ci�, �e wszystko jest w porz�dku, ale Camo nie zjawi� si� w obozie. Zabrawszy strzelby wyszli�my wi�c w d�ungl�, do�� daleko od naszego schronienia. W pewnym momencie dostrzegli�my mi�dzy drzewami jakiego� m�czyzn�, skradaj�cego si� w naszym kierunku. S�dz�c po ostro�nych ruchach, nabrali�my przekonania, �e to nie jest Camo. Postanowili�my wi�c ukry� si�, by w razie wycofywania si� nie m�g� nas zauwa�y�. Gdy podszed� bli�ej, zorientowali�my si�, �e musia� wiedzie� o naszym schronieniu, bo rozgl�da� si� bacznie na wszystkie strony i szed� prosto w�kierunku naszej kryj�wki. Zatrzyma� si� w pewnej odleg�o�ci, a wtedy rozpoznali�my w�nim jednego ze s�u�by ojca - Metysa imieniem Jose. Nie nale�a� do ludzi zas�uguj�cych na zaufanie, cho� by� cz�owiekiem przedsi�biorczym i dobrze pracuj�cym, mieli�my wobec tego w�tpliwo�ci, czy zdradzi� nasz� obecno��, czy te� pozosta� w ukryciu. Z drugiej strony byli�my bardzo zaniepokojeni i zaciekawieni, jaka jest sytuacja w domu. Przysz�o nam na my�l, �e to mo�e ojciec przesy�a nam przez niego jakie� wiadomo�ci. Artur wyszepta� mi do ucha: - Lepiej b�dzie, je�li mu si� poka�emy, a potem b�dziemy go pilnowa�, gdyby chcia� p�j�� do naszych wrog�w i dostarczy� im o nas informacji. Zgodzi�em si� na to. Wyszli�my wi�c zza drzew i spotkali�my si� twarz� w twarz z Josem.- Zapytali�my go zaraz, czy przyni�s� jakie� wiadomo�ci od ojca. Jose wcale nie okaza� zdziwienia na nasz widok; przeciwnie, ucieszy� si� bardzo, �e nie opu�cili�my jeszcze wyspy, zosta� bowiem wys�any przez mego ojca, by z nami si� spotka�. Opowiada�, �e szuka nas ju� od kilku dni i dopiero gdy spostrzeg� Camo, zrozumia�, �e znajduje si� niedaleko nas. Je�li chodzi o ojca, to wie on, �e interesuje si� nim inkwizycja, gdy� otrzyma� ostrze�enie od doktora Antonia i dlatego ukry� si�. - Czy po��czy si� z nami? - zapyta� �ywo Artur. - B�dzie bezpieczniejszy tutaj ni� gdziekolwiek indziej. - Nie wie, gdzie was znale��, seniores*. Je�eli jednak wska�ecie mi miejsce swego schronienia, powr�c� i sprowadz� go do was. Us�yszawszy te s�owa, Artur spojrza� na mnie znacz�co, jakby w�tpi�, czy Jose m�wi prawd