Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3787 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Pawe� Huelle Opowiadania na czas
przeprowadzki
s�owo/obraz terytoria
Rysunek na ok�adce oraz ilustracje / Piotr Kazigrotowski Redakcja / Ma�gorzata Ogonowska
Korekta / Izabela Bili�ska Sk�ad / Piotr G�rski Druk i oprawa / Drukarnia Wydawnictw
Naukowych S.A., ��d�, ul. �wirki 2
� Copyright by Pawe� Huelle � Copyright for this edition by wydawnictwo s�owo/obraz
terytoria, Gda�sk 1999
Wydawnictwo s�owo/obraz terytoria, 80-244 Gda�sk, ul. Grunwaldzka 74/3 tel.: (058)
341 44 13, tel./fax: (058) 345 47 07 e-mail:
[email protected]; www.slowo-obraz.terytoria.com.pl
ISBN 83-87316-48-2
5 St�
I � St�, st� � krzycza�a mama � nie mog� ju� tego wytrzyma�! Ludzie maj� meble,
a tylko my co� takiego � i pokazywa�a r�k� na nasz okr�g�y st�, przy kt�rym codziennie
jedli�my obiad. � Czy to w og�le mo�na nazwa� sto�em? � pyta�a, za�amuj�c g�os
i ramiona. Ojciec nie odpowiada� na jej zaczepki i zamyka� si� w sobie, wype�niaj�c
pok�j ci�kim milczeniem. W ko�cu st� nie by� taki z�y. Kr�tsz� nog� podk�ada�o
si� specjalnym klockiem, a s�katy fornir na blacie mo�na by�o zakry� obrusem. Ten
st� kupi� w roku czterdziestym sz�stym od pana Polaske z Zaspy, kiedy pan Polaske
pakowa� tobo�ki i ostatnim poci�giem udawa� si� na zach�d, do Niemiec. Ojciec da�
wtedy panu Polaske par� wojskowych but�w, kt�re wcze�niej wyhandlowa� od sowiec-
kiego sier�anta za u�ywany zegarek, a poniewa� te buty nie by�y pierwszej �wie�o�ci,
ojciec do�o�y� jeszcze troch� mas�a z UNRRY, na co wzruszony pan Polaske zostawi�
ojcu opr�cz sto�u fotografi� z rodzinnego albumu. Przedstawia�a dw�ch eleganckich
m�czyzn w garniturach, kt�rzy stali na Lange Br�cke. Lubi�em ogl�da� t� fotografi�.
Nie dlatego, �e interesowa� mnie pan Polaske i jego brat, o kt�rych wiedzia�em
niewiele, ale dlatego, �e za ich plecami, w tle, rozci�ga� si� widok, jakiego pr�no
szuka�em na D�ugim Pobrze�u. Dziesi�tki rybackich �odzi cumowa�o do kei Targu Rybnego,
na nabrze�u pe�no by�o sprzedaj�cych i kupuj�cych ludzi, a Mot�aw� przep�ywa�y
barki i parowe stateczki z d�ugimi jak maszty kominami. Pe�no tu by�o ruchu i �ycia,
Lange Br�cke wygl�da�o jak prawdziwy port i chocia�
Opowiadania na czas przeprowadzki 6 wszystkie szyldy hoteli, bar�w i kantor�w kupieckich
brzmia-
�y obco, to jednak by� to widok poci�gaj�cy. W niczym nie przypomina� D�ugiego Pobrze�a,
kt�re odbudowano wprawdzie po wielkim po�arze i bombardowaniu, ale kt�re �wie-
ci�o pustk� nikomu niepotrzebnych urz�d�w, czerwonych hase� zawieszonych na murach
i zielon� nitk� Mot�awy, po kt�rej p�ywa�a milicyjna motor�wka i raz dziennie statek
Wojsk Ochrony Pogranicza.
� To niemiecki st� � podnosi�a g�os mama � ju� dawno powiniene� go por�ba� na kawa�ki.
Gdy pomy�l� � ci�gn�a ju� nieco spokojniej � �e siedzia� przy nim jaki� gestapo-
wiec i jad� po pracy w�gorze, robi mi si� niedobrze.
Ojciec wzrusza� ramionami i wyci�ga� fotografi� pana Polaske.
� Sp�jrz � m�wi� do mamy � czy to jest gestapowiec? � I opowiada� zaraz histori�
pana Polaske, kt�ry by� socjaldemokrat� i siedzia� trzy lata w obozie koncentracyjnym
Stuthoff, bo nie zgadza� si� z Hitlerem. Kiedy nasze miasto w roku trzydziestym
dziewi�tym w��czono do Rzeszy, pan Polaske ostentacyjnie nie wywiesi� flagi na swoim
domu i wtedy go zabrali.
� W takim razie jego brat by� gestapowcem � ucina�a dyskusj� mama i wychodzi�a
do kuchni, a ojciec, niepocieszony strat� s�uchacza, opowiada� o drugim panu Polaske,
kt�ry zaraz po wojnie, z senatorem Kunze, pojecha� do Warszawy prosi� prezydenta
Bieruta o gda�skich Niemc�w, �eby mogli zosta�, podpisuj�c deklaracj� lojalno�ci.
� Wtedy � ci�gn�� swoj� opowie�� ojciec � prezydent Bierut nastroszy� sw�j w�sik
i powiedzia� delegatom, �e socjaldemokracja niemiecka nigdy nie grzeszy�a poczuciem
histo-
St� 7 rycznego rozs�dku, �e zdradzi�a sw�j klasowy instynkt ju�
dawno, o czym m�drze i wyczerpuj�co napisa� towarzysz Stalin. I jakiekolwiek pro�by
� tu prezydent Bierut zacisn�� swoj� robotnicz� pi�� i uderzy� ni� w blat biurka
� s� dzia�alno�ci� antypa�stwow�. Brat pana Polaske wr�ci� wtedy do Gda�ska i powiesi�
si� na strychu ich domku na Zaspie. W�a�ciwie dlaczego to zrobi�? � pyta� g�o�no
ojciec � przecie� m�g� pojecha� do Niemiec, jak jego brat.
� Powiesi� si� � mama wchodzi�a w�a�nie do pokoju, nios�c dymi�cy p�misek � bo
wreszcie ruszy�o go sumienie. Gdyby wszystkich Niemc�w ruszy�o sumienie, to wszyscy
zrobiliby tak samo � doda�a, stawiaj�c na stole ziemniaki w mundurkach � wszyscy
powinni si� powiesi� po tym, co zrobili.
� A Sowieci?! � wykrzykiwa� ojciec, odrzucaj�c na skraj talerza �upy � a Sowieci?
Wiedzia�em, �e zaraz zacznie si� k��tnia. Mama ba�a si� Niemc�w panicznie i nic nie
by�o w stanie uleczy� jej z tego l�ku, podczas gdy ojciec najwi�kszy uraz czu� do
rodak�w Fiodora Dostojewskiego. Niewidoczna granica przebiega�a teraz przez st�
pana Polaske z Zaspy i oboje byli ni� rozdzieleni, jak wtedy, w roku trzydziestym
dziewi�tym, gdy kraj ich dzieci�stwa, pachn�cy jab�kami, cha�w� i drewnianym pi�rnikiem,
w kt�rym grzechota�y kredki, rozdarto niczym sztuk� p��tna na dwie cz�ci, mi�dzy
kt�rymi �yska�a srebrna nitka Bugu.
� Widzia�em � ojciec po�yka� bia�e mi�so ziemniak�w � widzia�em� � Oczywi�cie chodzi�o
mu o defilad� w miasteczku, gdzie obie armie spotka�y si� ze sob�. � Kurz wzbi-
ja� si� pod samo niebo � ojciec dok�ada� sobie skwark�w �
Opowiadania na czas przeprowadzki 8 a oni maszerowali r�wnym krokiem obok siebie
i �piewali
raz po niemiecku, a raz po rosyjsku, ale rosyjski s�ycha� by�o g�o�niej, bo Sowieci
przysy�ali na defilad� ca�y pu�k, a Niemcy tylko dwie kompanie.
� Niemcy byli gorsi � przerwa�a mama � bo nie mieli w sobie �adnych ludzkich uczu�.
Nie lubi�em tych rozm�w. Zw�aszcza kiedy toczy�y si� przy obiedzie i w g�sty zapach
roso�u czy aromatyczny zapach sosu chrzanowego wkrada� si� huk armat albo stukot
poci�gu, kt�rym wieziono ludzi na powoln� lub natychmiastow� �mier�. Nie lubi�em,
kiedy k��cili si� o takie rzeczy, bo zapominali wtedy o mnie i tkwi�em pomi�dzy nimi
jak zu�yta i nikomu ju� niepotrzebna rzecz. Ostatecznie wszystkiemu winien by� pan
Polaske i jego st�. Tak my�la�em, prze�ykaj�c ziemniaki w mundurkach albo leniwe
pierogi. Gdyby nie ten st�, rodzice rozmawialiby ze sob� o filmie z Marilyn Monroe,
urodzaju truskawek albo ostatnim wodowaniu w Stoczni Lenina, na kt�re przyby� premier
Cyrankiewicz. Mogliby zreszt� m�wi� o czymkolwiek innym, lecz st� pana Polaske upodobni�
si� z czasem do �mi�cego z�ba. Kiedy b�l s�ab� i zdawa� si� przemija�, tym wi�ksza
ch�tka bra�a ich, �eby dotkn�� tego miejsca i wzbudzi� pulsuj�c� udr�k� na nowo.
Czy mog�em co� zrobi�? Gdyby chodzi�o o krzes�o, poradzi�bym z pewno�ci�. Ale st�
� du�y i okr�g�y, z rze�bionymi nogami, tak bardzo ci�ki, z d�bowego drewna �
st� pana Polaske z Zaspy wydawa� si� zbyt masywny, aby go unicestwi� bez niczyjej
pomocy. Podejrzewa�em, �e pan Polaske zostawi� go nam specjalnie, jakby wiedzia�
o niewidzialnej granicy mi�dzy moimi rodzicami. I jakby przypuszcza�, �e jego
mebel, kt�rego nie m�g� zabra� do Nie-
St� 9 miec, stanie si� przyczyn� nieustaj�cej k��tni. Ojciec, nie-
ch�tny zmianom, upiera� si� przy swoim, a mama coraz cz�ciej przypala�a bigos
albo �eberka, wyszukuj�c w niemieckim stole wci�� nowe usterki. Do kulawej nogi
i sp�kanego forniru dochodzi�y zatem korniki, kt�rych sekretna robota, nies�yszalna
w dzie�, noc� nie dawa�a mamie spa�. Rano by�a niewyspana i w z�ym humorze.
� Zr�b co� � m�wi�a do ojca � nie mog� ju� d�u�ej tego wytrzyma�!
� Jakie zn�w korniki? � pyta� ojciec. � Niemieckie � odpowiada�a mama. � To niemieckie
robaki. Nied�ugo zaatakuj� kredens i szaf�, bo s� nienasycone. Jak wszystko,
co niemieckie � szepta�a ojcu do ucha.
Je�li pan Polaske chcia� si� zem�ci�, nie m�g� znale�� lepszego sposobu. Coraz
cz�ciej wyobra�a�em sobie, �e �mieje si� gdzie� w Hamburgu albo Monachium i zaciera
r�ce. Mas�o z UNRRY zjad� w ci�gu kilku dni, sowieckie buty wyrzuci� po roku, a my
m�czyli�my si� z jego sto�em jak z obcym domownikiem, kt�ry przeszkadza wszystkim
bardzo, lecz kt�rego nie mo�na wyrzuci�. Tylko dlaczego mia�by si� na nas m�ci� �
zastanawia�em si� chwilami. Nie zrobili�my mu przecie� nic z�ego. Nie mieszkali�my
nawet w jego domu, kt�ry zajmowa� teraz jaki� wysoki urz�dnik partyjny. Czy�by �yczy�
nam �le tylko dlatego, �e byli�my Polakami? Nie znajdowa�em na to pytanie gotowej
odpowiedzi. Ani na �adne inne zwi�zane z panem Polaske. Godzinami ogl�da�em fotografi�,
na kt�rej D�ugie Pobrze�e wygl�da�o jak prawdziwy port, i liczy�em kominy parowych
statk�w ci�gn�cych po Mot�awie. Tymczasem st� z ka�dym dniem wydawa� si� wi�kszy
i p�cznia� w zamkni�tej przestrzeni pokoju do niemo�liwych rozmiar�w.
Opowiadania na czas przeprowadzki 10 A� wreszcie kt�rego� dnia sta�o si� to, co sta�
si� musia�o.
Kiedy mama postawi�a na blacie waz� z zup�, klocek spod kr�tszej nogi pu�ci� i st�
zako�ysa� si� jak raniony zwierz. Barszcz chlapn�� ojcu na koszul� i spodnie.
� Ach! � mama z zachwytem klasn�a w d�onie � a nie m�wi�am? Czy� nie przepowiada�am
katastrofy?
Ojciec nie odezwa� si� ani s�owem. Pod�o�y� klocek, zjad� drugie danie, doczeka�
w milczeniu galaretki wi�niowej i dopiero po deserze, z papierosem w z�bach, zszed�
do piwnicy po pi�� i metr. Za par� chwil, pochylony nad sto�em, mru��c raz jedno,
to zn�w drugie oko, wygl�da� wspaniale niczym frontowy chirurg przyst�puj�cy do operacji.
Tu jednak zdarzy�a si� rzecz nies�ychana. Ojciec, kt�ry mia� dobr� r�k� do napraw
i przer�bek, nie m�g� sobie poradzi� ze sto�em pana Polaske. A w�a�ciwie nie ze sto�em,
tylko z jego nier�wnymi nogami. Po ka�dym przyci�ciu okazywa�o si�, �e jedna z nich,
zawsze inna, jest nieco kr�tsza od pozosta�ych. Opanowany furi� doskona�o�ci, a
mo�e niemieckiej pedanterii, ojciec nie dawa� za wygran�: skraca� i skraca� sto�owe
nogi coraz bardziej, a� wreszcie naszym oczom ukaza� si� niecodzienny widok. Na pod�odze
obok mn�stwa spi�owanych kawa�k�w drewna i morza trocin spoczywa� blat sto�u pana
Polaske, bez n�g, jak wielka br�zowa tarcza. Oczy mamy b�yszcza�y ze wzruszenia,
wzrok ojca ciska� gromy, ale nic nie mog�o powstrzyma� rozpocz�tego dzie�a. Jak w
transie warcz�ca pi�a wdar�a si� teraz w blat, ojciec sapa� i wzdycha�, mama powstrzymywa�a
oddech, by w ko�cu wykrzykn��:
� No, nareszcie! St� pana Polaske nadawa� si� ju� tylko do spalenia.
St� 11 Ojciec wynosi� kawa�ki drewna do piwnicy, mama sprz�-
ta�a trociny i tylko ja czu�em przez sk�r�, �e to jeszcze nie koniec i �e prawdziwe
k�opoty s� dopiero przed nami.
Nast�pnego dnia zjedli�my obiad w kuchni. By�o tu ciasno i niewygodnie, a zapach
sma�onych �ledzi, g�sty jak chmura, wcale nie dodawa� apetytu.
� Musimy kupi� nowy st� � m�wi�a mama � mo�e troch� mniejszy od tamtego, ale te�
okr�g�y. A potem nowe krzes�a � rozmarzy�a si� zupe�nie � z pluszowymi obiciami!
Ojciec milcza�. Po obiedzie pojechali�my tramwajem do sklepu meblowego. Sprzedawca
roz�o�y� ramiona, u�miechn�� si� znacz�co i powiedzia�, �e jest to, co wida�: sto�y
tr�jk�tne.
� To najnowszy model � wskaza� r�wnoboczn� figur� � eksperymentalny!
� A okr�g�e? � zapyta�a mama. � Czy nie ma okr�g�ych? Wtedy sprzedawca wyja�ni�,
�e tegoroczny plan centralny zosta� ju� wykonany i okr�g�e sto�y b�d�, owszem, ale
dopiero w styczniu albo lutym. Ojciec u�miecha� si� zgry�liwie, bo mieli�my akurat
po�ow� maja. Mama natomiast chodzi�a mi�dzy tr�jk�tnymi sto�ami i dotyka�a ich blat�w
jakby z niedowierzaniem i l�kiem. �wiat�o, kt�re wpada�o do sklepu przez zakurzon�
szyb�, o�wietla�o jej kasztanowe w�osy dyskretn� aureol�, co dodawa�o mamie melancho-
lijnego uroku. Kiedy wyszli�my na ulic�, za��da�a wszak�e, aby pojecha� do innego
sklepu. Jak wielkie by�o jej rozczarowanie! Nad wszystkimi sklepami meblowymi w
mie�cie niczym widmo zawis�o fatum planu centralnego. Jedyny nietr�jk�tny st�,
wydobyty na jej kategoryczne ��danie z mrocznego magazynu, okaza� si� prostok�tny,
d�ugi bardzo i w�-
Opowiadania na czas przeprowadzki 12 ski, ca�kiem nieprzydatny do naszego pokoju.
Nie wiedzia-
�em, czy pan Polaske m�g�by sobie to wyobrazi� � po kilku godzinach bezskutecznych
poszukiwa� przyszli�my do domu zm�czeni, a jego st� tkwi� mi�dzy nami nadal jak
ledwo widoczna drzazga.
� Ostatecznie � t�umaczy� ojciec � mo�na zam�wi� st�. B�dzie dro�szy, ale � tu zawiesi�
znacz�co g�os i wzni�s� palec jak kaznodzieja � wobec planu centralnego nie mamy
innego wyj�cia.
Czy by�o co� prostszego nad takie rozumowanie? Oczywi�cie, �e nie, jednak�e � jak
okaza�o si� wkr�tce � z pi�ciu zak�ad�w stolarskich w okolicy trzy by�y ju� zamkni�te
od dawna. Ich w�a�ciciele, zrujnowani domiarami, pracowali w pa�stwowej fabryce,
wykonuj�c plan centralny. Czwarty � nale��cy do wdowy po stolarzu z Wilna, Rupiejce
� by� w�a�nie w likwidacji. A pi�ty zak�ad przekszta�ci� si� w cich� manufaktur�,
gdzie wyrabiano pi�kne trumny, kt�rych produkcja � jak na razie � nie podlega�a planowaniu
centralnemu.
� Wszystko do czasu � powiedzia� ojciec po powrocie z miasta � ich tak�e w��cz� w
nurt historii.
A sto�u nie by�o nadal. Pewne pr�by, podj�te przez ojca nie�mia�o niczym ulotne i
poetyckie improwizacje, ju� w samym zarodku skazane zosta�y na niepowodzenie. I
tak deska do prasowania ustawiona na podw�jnych skrzynkach, nast�pnie prowizoryczny
blat sklecony przez niego w piwnicy czy wreszcie og�oszenie, kt�re zamierza� umie�ci�
w przedpo�udniowej gazecie (�St� u�ywany, zdecydowanie okr�g�y kupi�), nie znalaz�y
cienia aprobaty w oczach mamy. Szczeg�lnie ten ostatni wyda� si� jej okropny. Ju�
St� 13 raz mieli�my u�ywany st�, no i prosz�, co z tego wynik�o!
Ostatni� desk� ratunku mia� by� wi�c pan Gorzki, kt�ry bez szyldu i zezwole� mo�liwych
i niemo�liwych urz�d�w para� si� stolark� pok�tnie. Robi� to po godzinach pracy,
z materia��w ukradzionych w stoczni. Bra� przy tym wysokie zaliczki i pi� w ka�d�
sobot� i niedziel�, jakby by� szewcem, a nie stolarzem. Pan Gorzki cz�sto zasypia�
przed domem na ko�lawej �awce, a �e zdarza�o si� to w niedziel�, ludzie wracaj�cy
z ko�cio�a wytykali go palcami, nazywaj�c masonem. W ka�dym razie przyj�� od ojca
zaliczk� i obieca� zrobi� st� w ci�gu tygodnia. Okr�g�y, jak si� patrzy. Mama
ucieszy�a si� bardzo, a ojciec, kt�ry by� legalist�, prze�ywa� teraz sw�j ci�ki
tydzie�.
� Je�eli wiem � pyta� g�o�no co wiecz�r � �e on zrobi nam st� z kradzionego drewna,
to czy to jest w porz�dku? Czy to jest uczciwe?
Ale mama by�a pragmatykiem: � Komu ukradnie? Wszystko jest pa�stwowe. Wszystko! �
I zatoczy�a r�k� wielkie ko�o w powietrzu, jakby przemawia� przez ni� Duch Dziej�w.
Ten�e sam Duch Dziej�w przem�wi� jednak bardziej stanowczo przez pana Gorzkiego
i oto, co si� sta�o: stolarz nie sko�czy� picia w niedziel� wieczorem, przed�u�aj�c
sw�j b�ogostan do poniedzia�ku. Odnowi� go we wtorek, podtrzyma� w �rod�, podsyca�
umiej�tnie w czwartek, a� wreszcie przeci�gn�� do pi�tku po p�nocy, gdzie czeka�a
ju� na niego spragniona sobota z niedziel�. Kiedy w poniedzia�ek � ten nast�pny
� udali�my si� z ojcem do szopy pana Gorzkiego, po�o�onej tu� obok stawu za browarem,
przyj�� nas, siedz�c na klepisku, pijany w sztok, po�r�d butelek i roz-
Opowiadania na czas przeprowadzki 14 rzuconych narz�dzi. Z jego twarzy bi�a wisielcza
melancholia
pomieszana z ekstatyczn� rado�ci�. Co chwila unosi� g�ow�, za�miewa� si� gard�owo
i wykrzykiwa� wci�� to samo zdanie, jak katarynka:
� Ja wiem! Ja wiem! Ojciec spurpurowia�, jakby to on sam wypi� szklank� spirytusu.
� Gdzie s� moje pieni�dze? � krzycza� � gdzie jest nasz st�? Prosz� mi zwr�ci� zaliczk�!
� zapia� falsetem, �ami�c g�os. � Natychmiast!
Ale nawet ja rozumia�em, �e ojciec krzyczy wy��cznie dla zachowania przyzwoito�ci.
Nie mia�o to ju� bowiem nic wsp�lnego z panem Gorzkim, kt�ry teraz, w�a�nie na
naszych oczach, przeci�� nici ��cz�ce go ze �wiatem skutk�w i przyczyn.
Od tego czasu w naszym mieszkaniu pojawia� si� pan Polaske. Puka� do naszych drzwi
cichutko, wita� ojca skinieniem g�owy, po czym w milczeniu obchodzi� dooko�a sw�j
d�bowy st�, teraz ca�kiem niewidzialny. K�ad� na nim swoje podarunki � paczk�
kawy, czekolad�, puszk� angielskiej herbaty � i wychodzi� niepostrze�enie, tak
aby nie spotka� mamy. Prezenty wygl�da�y do�� dziwnie, wisz�c w powietrzu nad pod�og�,
lecz zawsze, gdy wyci�ga�em po nie r�k�, znika�y tak samo jak pan Polaske. Szybko
i bez �ladu. W spojrzeniu ojca nie znajdowa�em rozstrzygni�cia dr�cz�cej mnie w�tpliwo�ci
� kt�ry mianowicie z braci przychodzi� do nas w odwiedziny? Ale nie rozmawia�em
o tym z ojcem, kt�ry by� coraz bardziej roztargniony i by� mo�e wcale nie zauwa�a�
chwilowej obecno�ci go�cia w naszym mieszkaniu. R�wnie� fotografia z D�ugim Pobrze�em
niewiele mog�a mi pom�c. Obaj panowie Polaske byli do siebie tak podobni, �e nie
odr�ni�bym, kt�ry z nich
St� 15 wyjecha� do Niemiec, a kt�ry zosta� w naszym mie�cie na
zawsze, na br�towskim cmentarzu. Oczekiwa�em wi�c rzeczy nadzwyczajnych i nieprzewidzianych.
Do czego, na przyk�ad, mog�oby doprowadzi� spotkanie mojej mamy z panem Polaske?
Albo pojawienie si� nieoczekiwane go�cia przy kuchennym stole? Lecz nic takiego
nie nast�pi�o.
Kt�rego� dnia ojciec przyszed� z pracy szczeg�lnie podniecony.
� Mam! � krzycza� od progu. � Mam wreszcie st�! Mama wyjrza�a natychmiast przez
okno. � Nie widz� baga��wki � stwierdzi�a sucho. I wtedy w�a�nie ojciec wyj�� z kieszeni
ma�� karteczk� i oznajmi�, �e trzeba pojecha� do pana Kaspra, kt�ry robi sto�y jak
przed wojn� � solidne i okr�g�e, owalne lub w kszta�cie elipsy � wszystko na �yczenie
klienta. Tu tkwi� sekret przedsi�wzi�cia: pan Kasper przyjmowa� tylko ludzi zaufa-
nych, z polecenia. Ojciec wymachiwa� karteczk� w powietrzu jak biletem i doda�,
�e stolarz o nazwisku Kasper mieszka na �u�awach, po tamtej stronie Wis�y.
II Dom stolarza by� niewielki. Ton�� w zieleni starych wierzb i krzew�w, jak drewniane
pude�ko z ma�ym gankiem i fantazyjnymi oknami facjat. Stali�my na podw�rku, rozgl�daj�c
si� niepewnie, bo w obej�ciu nie by�o �ywej duszy, nawet szczekaj�cego psa. Wreszcie
z ogrodu, kt�ry ci�gn�� si� za domem, wysz�a do nas kobieta w nieokre�lonym wieku,
o pomarszczonej twarzy.
� Do kogo? � spyta�a.
Opowiadania na czas przeprowadzki 16 � Do pana Kaspra � u�miechn�� si� ojciec. �
Mamy inte-
res do niego. � On nie Kasper. On jest Kaspar � powiedzia�a kobieta. � No tak � ojciec
przest�powa� z nogi na nog� � wi�c mamy spraw� do pana Kaspara.
Kobieta patrzy�a na nas podejrzliwie, a mo�e tylko oboj�tnie, do�� �e nie powiedzia�a
niczego wi�cej i stali�my nadal, w g�stym i nieruchomym powietrzu po�udnia, jak
dwaj przybysze z obcego �wiata.
� Mam dla niego wiadomo�� � powiedzia� wreszcie ojciec. � Czy on jest w domu?
� W domu? � kobieta by�a oburzona. � Musicie i�� drog� a� do sp�du. On t a m jest!
� I odwr�ci�a si� szybko, �opocz�c po�ami fartucha, jakby�my zupe�nie przestali j�
interesowa�. Obesz�a naro�nik domu i znik�a gdzie� mi�dzy krzewami.
� No to chod� � us�ysza�em westchnienie ojca � musimy go znale��.
Ale w por�wnaniu z jazd� autobusem przez most pontonowy na Wi�le czy odkrytym wagonem
kolei w�skotorowej, kt�ra wioz�a nas przez groble, kana�y i szpalery topoli, przeskakuj�c
zgrabnie �elazne mostki i ukryte �luzy, w por�wnaniu z tym wszystkim ostatni etap
wyprawy po okr�g�y st� wydawa� si� drog� czy��cow�. Po kostki brn�li�my w brudnym
piachu, z kt�rego unosi� si� g�sty kurz gryz�cy w gardle. Osiada� na wargach i j�zyku,
szczypa� w oczy, zgrzyta� mi�dzy z�bami, a prowadzi�y nas �lady racic.
� To ju� niedaleko � m�wi� ojciec � t� drog� p�dz� byd�o. Lecz mnie by�o ju� wszystko
jedno. Nawet widok wiatraka z kikutami skrzyde�, kt�ry sta� przy drodze, bezu�ytecz-
ny jak porzucone narz�dzie, nie przyci�ga� mojej uwagi. Co
St� 17 chwila omijali�my zwierz�ce odchody i trzeba by�o uwa�a�,
�eby nie zanurzy� nogi w ko�skie albo krowie g�wno. By�o gor�co i gdyby nie ojciec,
na pewno bym zawr�ci�.
W ko�cu dotarli�my do placu, przy kt�rym sta� budynek przypominaj�cy bunkier. Cementowe
�ciany zabudowane w kwadrat nie mia�y w�a�ciwie okien i tylko pod samym dachem, p�askim
jak decha, bieg� rz�d niewielkich �wietlik�w. ��ty i odrapany szyld g�osi�, �e
stoimy przed barem �Pod �wini��. We wn�trzu, ch�odnym i mrocznym, siedzia�o przy
kulawych stolikach kilku nadwer�onych m�czyzn.
� Piwa nie ma � krzykn�� oty�y barman � wszystko ju� wy��opali!
Wiruj�ce smugi tytoniowego dymu z ostrym zapachem potu, moczu i skwa�nia�ego alkoholu
otacza�y nas jak mg�a. Ojciec t�umaczy� barmanowi, kogo poszukujemy, a ja przygl�da�em
si� twarzom m�czyzn. By�y ogorza�e, poci�te bruzdami i z tym samym wyrazem, trudnym
do okre�lenia � zapatrzone w niewidzialny punkt.
Pan Kaspar siedzia� w samym k�cie baru, prawie niewidoczny w p�mroku, i pali�
ogryzek cygara. Na jego stoliku nie by�o pustego kufla, le�a�a za to kartka papieru,
po kt�rej wodzi� kopiowym o��wkiem, pozostawiaj�c na niej fioletowe linie. Ojciec,
pochylony, wydosta� z kieszeni karteczk�, po�o�y� j� na blacie jak bilet wizytowy
i szepta� panu Kasparowi do ucha opowie�� o stole. Kre�li� przy tym w powietrzu fantazyjne
linie, przecina� je i ��czy�, unosi� si� na palcach i siada� wolno na �aw�, a jego
rozm�wca s�ucha� w milczeniu, dopalaj�c cygaro.
Kiedy wyszli�my na zewn�trz, role si� zmieni�y. Pan Kaspar opowiada�, ci�gn�c na
sznurku prosiaka, o dzisiejszym sp�dzie � nieudanym, jak zwykle gdy przyje�d�ali
urz�dni-
Opowiadania na czas przeprowadzki 18 cy i kontrolerzy. W�a�nie dlatego pan Kaspar
nie sprzeda�
�wini i czeka� w barze nie wiadomo na co, mo�e na koniec �wiata, a mo�e na lepsze
czasy, a� zobaczy� nas i od razu poczu�, �e idziemy do niego.
Min�li�my opustosza�y wiatrak, a pan Kaspar m�wi� dalej, �e kilka dni temu �ni�
mu si� doros�y m�czyzna z ch�opcem, kt�rzy pukaj� do jego drzwi i maj� dla niego
dobr� nowin�. To przeczucie, dzisiaj w�a�nie spe�nione, wprawi�o go w doskona�y nastr�j,
c� bowiem pi�kniejszego mo�e spotka� cz�owieka w takich czasach? Ojciec dyskretnie
spogl�da� na zegarek, czas p�yn�� nieub�aganie, a ostatni wagon kolejki w�skotorowej
odchodzi� za godzin� z s�siedniej wsi.
� Niech si� pan nie przejmuje � stolarz chwyci� ojca za r�k� � czym�e jest nasze
�ycie wobec wieczno�ci? Male�k� chwilk�, py�kiem tylko!
Ojciec nie odpowiedzia�, a pan Kaspar rozwija� swoj� my�l dalej:
� W tym py�ku, cho� taki ma�y on jest i s�aby, tkwi� jednak tajemnice przeznaczenia.
Bo dok�d idziemy? I sk�d?
� Tak � ojciec opu�ci� g�ow� � to wszystko jest dosy� tajemnicze. Ale � zawaha�
si� przez chwil� � czy zrobi pan ten st�? To dla nas bardzo wa�ne.
Stolarz zapl�ta� si� w sznurek i pewnie dlatego nie odpowiedzia� ojcu natychmiast.
Prosiak kwicza� �a�o�nie, pan Kaspar rozpl�tywa� zamotane sploty, a wok� nas unios�a
si� g�sta chmura kurzu, kt�ry opada� powoli, wiruj�c w promieniach popo�udniowego
s�o�ca. A w chwil� potem, ju� przed domem, mi�dzy krzakami czarnych porzeczek i g�stymi
zaro�lami piwonii, zacz�� si� niezwyk�y ruch. Kobieta o pomarszczonej twarzy
wynosi�a talerze i sztu�ce, a pan Kaspar, jakby
St� 19 nie s�ysza� pytania ojca albo zapomnia� o celu naszej wizyty,
ustawia� wiklinowe fotele wok� kamiennego stolika; i zanim ojciec zd��y� powiedzie�
cokolwiek, na przyk�ad: �bardzo nam przykro, ale musimy ju� jecha�, siedzieli�my
nad roso�em, w kt�rym p�ywa�y wielkie z�ote oka, i nad sztuk� mi�sa; a kiedy zjedli�my
i to, pan Kaspar przyni�s� z piwniczki dzban, z kt�rego nalewa� do grubych szklanek
ja�owcowe piwo o ciemnej barwie i mocnym, aromatycznym zapachu.
� Ca�a sztuka � powiedzia�, unosz�c szklank� do oczu � polega na tym, aby nie doda�
zbyt du�o tych kuleczek. I �eby zebra� je w odpowiedniej porze, wczesnym popo�udniem,
kiedy nagrzane s� od s�o�ca i puszczaj� sok.
Patrzy�em, jak ojciec ci�gnie cienisty nap�j d�ugimi �ykami i jak jego twarz, zawsze
powa�na i nieco zachmurzona, rozja�nia si� teraz, wypogadza i nabiera niezwyk�ego
blasku. Zaraz te� obaj panowie zacz�li snu� wspomnienia. Ojciec opowiada� o tym,
jak w roku czterdziestym pi�tym przyp�yn�� do Gda�ska Wis��, starym kajakiem, bo
nie mia� �adnych dokument�w i ba� si� kolejowych dworc�w i miejsc, gdzie chodzi-
�y sowieckie patrole. Natomiast pan Kaspar m�wi� o d�ugiej podr�y w wagonie kolejowym,
kt�ra sko�czy�a si� niedaleko st�d, kiedy niemieccy dywersanci wysadzili tory i
trzeba by�o znale�� jakie� miejsce na post�j. Opowiada�, jak szed� przez puste wsie,
gdzie skrzypia�y otwarte okiennice i uchylone drzwi, wabi�c go cicho: �Kaspar tu!
Kaspar chod�!�. Ale on nie m�g� si� zdecydowa�, bo za sob� zostawi� miasto, najpi�kniejsze
na �wiecie, miasto ko�cio��w i synagog, �agodnych wzg�rz i sosnowych bor�w otaczaj�cych
przedmie�cia, miasto jego dzieci�stwa, m�odo�ci i wojny, kt�re teraz znalaz�o si�
pod bolszewick� w�adz�.
Opowiadania na czas przeprowadzki 20 � A jest to w�adza szatana � zamy�li� si� pan
Kaspar. �
Kraina ciemno�ci i srogiego ucisku. Dzban by� ju� pusty. Kobieta o pomarszczonej
twarzy zabra�a go na chwil� do domu.
� Tylko jak d�ugo b�dzie to trwa�o? � pyta� ojciec. � Jak d�ugo mo�na to wytrzyma�?
Pan Kaspar odebra� nape�nione naczynie i nala� zn�w piwa pachn�cego ja�owcem do szklanek.
W powietrzu unosi�a si� przedwieczorna mgie�ka, jask�ki z wizgiem kr��y�y pod okapem,
a ojciec, jakby zapomniawszy o w�skotorowej kolejce i stole, m�wi�, �e Pan B�g
chyba dawno przesta� interesowa� si� nami, skoro mo�liwy jest taki w�a�nie �wiat.
� O, nie! � �achn�� si� pan Kaspar. � Nie znamy dnia ani godziny. A swoj� drog� �
zapyta� � czy �wiat zas�u�y� sobie na lepszy los?
Po tym pytaniu, w kt�re niczym brz�czenie muchy wkrad�y si� w�tpliwo�ci i niejasne
cienie, ledwie widoczne, a przecie� wyra�ne, w postaci nag�ych zmarszczek na czole
mojego ojca, zaszumia�y li�cie i przez ogr�d przeszed� lekki powiew od rzeki. Pan
Kaspar nie od razu polubi� krain�, gdzie p�aska jak st� ziemia nie ma ko�ca, a
d�ugie rz�dy top�l i wierzb umykaj� prostymi liniami w niesko�czono��. Kt�rej� wio-
sny sztorm prze�ama� zapory, obali� �luzy i morze wdar�o si� a� tutaj, pod dom pana
Kaspara.
� Niech pan sobie wyobrazi � opowiada�, pochylaj�c si� nad ojcem � �e zarzuci�em
z okna w�dk� i wyci�gn��em� no, niech pan zgadnie, co?
� Suma! � krzykn�� ojciec. � W tych kana�ach musz� by� wielkie sumy!
� Wyci�gn��em siedmiokilowego dorsza! � z zachwytem
St� 21 wspomina� pan Kaspar. � A gdy woda sta�a d�u�ej, mog�em
sieciami ci�gn�� �ledzie! Rozciera�em smak gorzkiego piwa na podniebieniu, bo dano
mi spr�bowa� dwa albo trzy �yki, i czu�em, jak ja�owcowe b�belki zaczynaj� kr��y�
w mojej g�owie. Niepostrze�enie opu�ci�em werand� i zapu�ci�em si� w g�stwin� ogro-
du. Chodzi�em po zaro�ni�tych �opianami �cie�kach, a mocny zapach piwonii wiruj�cy
w powietrzu by� dla mnie jak przedsmak gor�cego lata.
� Myyy, pierwsza brygaaada! � g�os ojca ulatywa� wysoko ponad drzewa.
� Strzeeelecka gromaaada! � zawt�rowa� mu pan Kaspar i dalej �piewali ju� razem:
� Na stos! � rzucili�my! � nasz �ycia los! � na stos! � na stos!
Nast�pnie obaj panowie poci�gn�li rozmarzonymi g�osami za Niemen, a kiedy przebyli
ju� t� rzek� w br�d, z chrz�stem broni i �opotem sztandar�w, wznie�li zdrowie marsza-
�ka Pi�sudskiego i us�ysza�em trzask t�uczonego szk�a. Po chwili ujrza�em ich obu
na szerokiej alejce mi�dzy jab�oniami. Szli wolnym krokiem w stron� rzeki.
� Oczywi�cie, pomog� panu, cho� nigdy tego nie robi�em � m�wi� ojciec � dlaczego
nie?
� Tak, tak � odpowiada� stolarz � zawsze czekam do zmierzchu, bo to nie jest prosta
sprawa. Trzeba uwa�a�!
� Oczywi�cie, trzeba bardzo uwa�a� � powt�rzy� jak echo ojciec.
Na niebie wschodzi�a czerwona tarcza ksi�yca, kiedy znikn�li w du�ej szopie obsadzonej
g�sto krzakami forsycji i leszczyny. Usiad�em niedaleko nad wod� i patrzy�em na �ebro
zwodzonego mostu. Jego opad�e rami� jak nierucho-
Opowiadania na czas przeprowadzki 22 my d�wig przecina�o rzek�, a ni�ej, w�r�d tataraku
i trzcin,
zobaczy�em wrak barki. By� wbity w brzeg jak pot�ny klin i nawet teraz, w blasku
ksi�yca, widzia�em kar�owate brzozy i olchy, kt�re porasta�y dzi�b i nadbud�wk�.
�aden d�wi�k, nawet najmniejszy plusk wody, nie m�ci� spokoju nad rzek�. Powietrze
sta�o nieruchome i zn�w przypomnia�em sobie pana Polaske, kt�ry wchodzi� do naszego
mieszkania niepostrze�enie, szukaj�c niewidzialnego sto�u. Czy m�g� zrobi� to teraz,
kiedy byli�my z ojcem u pana Kaspara nad rzek� Tuj�? Ostatnia w�skotor�wka odjecha�a
ju� dawno, a mama dzwoni�a pewnie od s�siadki na pogotowie, milicj� i do szpitali,
aby potwierdzi� najgorsze przeczucia. A je�li spotka go na schodach, w ciemnej klatce,
gdy w d�ugim p�aszczu przejdzie obok niej, milcz�cy i zamy�lony. To nie by�oby
jeszcze najgorsze � my�la�em. � Oby nie spotka�a go tylko w mieszkaniu!
Tymczasem z szopy nie dochodzi�y �adne d�wi�ki, a przez zamkni�te okiennice nie wydostawa�
si� najmniejszy promyk �wiat�a. Dopiero po chwili zauwa�y�em, �e z niewielkiego komina,
prosto w granatowe niebo, s�czy si� siwa nitka dymu. Czeka�em, a� warkot pi�y lub
stukot m�otka rozedrze ten namiot ciszy, ale zamiast odg�os�w pracy powietrze prze-
szy� nagle dziwny wrzask. Nigdy nie s�ysza�em czego� r�wnie okropnego. Ni to j�k,
ni pisk �widrowa� przenikliwie cisz�, by nagle po paru sekundach umilkn��.
By�em sparali�owany. Sta�em na brzegu, patrz�c w czarne kontury szopy, i nie mog�em
ruszy� si� z miejsca, jakby tam, w �rodku, pomi�dzy ojcem a panem Kasparem zdarzy�o
si� co�, czego nie mog�em sobie nawet wyobrazi�. Wreszcie, wiedziony niejasnym przeczuciem,
podszed�em do szopy
St� 23 i uchyli�em cicho drzwi. Ujrza�em przez szpar� posta� pana
Kaspara w bia�ym fartuchu poplamionym krwi�. Unosi� w d�oniach wielki tasak i kiedy
us�ysza�em mojego ojca, kt�ry powiedzia� g�o�no: �nie, nie, to chyba nie tak!�, top�r
uderzy� w co� mi�kkiego, co le�a�o na stole, a wtedy krew trysn�a na wszystkie
strony i pan Kaspar, wycieraj�c d�onie i twarz z czerwonych plam, powiedzia�: �tak,
rzeczywi�cie chyba nie wszystko sp�yn�o jak trzeba�.
Ogie� buzowa� w wielkim piecu, kt�ry mia� kilka �elaznych drzwiczek, ojciec podrzuca�
do paleniska grube polana, a pan Kaspar od�o�y� tasak i z no�em w d�oni rozcina�
teraz czerwone i r�owe p�aty mi�sa wisz�ce na hakach. Obok, na pod�odze z desek,
le�a� �wi�ski �eb. Otwarte oczy prosiaka patrzy�y na mnie pytaj�co, a obaj panowie
p�ukali kawa�ki mi�sa w miednicach, niekt�re wsadzali do kamiennych garnk�w, inne
nacierali jakim� proszkiem, po czym wieszali je na �elaznym pr�cie, kt�ry znika�
w czelu�ciach wysokiego pieca.
� Do rana powinni�my zd��y� � powiedzia� pan Kaspar, odk�adaj�c d�ugi i szeroki n�
� ca�e szcz�cie, �e przyjecha� pan dzisiaj, bo moja �ona nie znosi takich widok�w.
Ojciec od�o�y� na chwil� robot�, wytar� d�onie i z kryszta�owej karafki, kt�ra
sta�a na p�ce, nala� do kieliszk�w rubinowego p�ynu. By� ciemniejszy ni� krew i
bardziej g�sty, widzia�em to przez uchylone drzwi, kiedy przechylali kieliszki.
� Pana �ona jest ma�om�wna � powiedzia� ojciec, wycieraj�c usta � i ma dziwny akcent.
Pomorski, a jednak inny.
� Zauwa�y� pan to? � stolarz zabra� si� zn�w do roboty. � Zauwa�y� pan jednak!
Opowiadania na czas przeprowadzki 24 I zanim ojciec wsadzi� do pieca nast�pny ruszt,
pan Ka-
spar zacz�� m�wi� szybkimi zdaniami, �e oni �ni� mu si� po nocach, �e widzi ich jak
na jawie, gdy w czarnych kapotach przekraczaj� bramy oboz�w, gdy w tych czarnych
kapotach zd��aj� prosto do nieba, a tam, w g�rze, otwieraj� si� wrota i Pan B�g wita
ich z u�miechem. Bo kt� mia�by mu by� milszy ni� oni, kt�rzy uprawiali t�ust� ziemi�
w pocie czo�a i z mi�o�ci�, oni, kt�rzy przekopywali pracowicie kana�y, budowali
�luzy, stawiali wiatraki, �piewali psalmy i hymny i nigdy, pod �adnym pozorem, nie
chcieli bra� broni do r�ki?
� Oni? � zapyta� nie�mia�o ojciec, przymykaj�c drzwiczki pieca. A wtedy pan Kaspar
westchn�� cicho i m�wi� o mennonitach, po kt�rych nie zosta� prawie �aden �lad,
i o domu, do kt�rego wszed� kilkana�cie lat temu, my�l�c, �e b�dzie pusty jak pozosta�e,
w czym jednak si� myli�, bo na strychu, w najg��bszym k�cie i po dw�ch dniach dopiero,
zobaczy� dwoje �wiec�cych oczu, i to by�y w�a�nie jej oczy, mennonickie, ostatnie
na tej ziemi i pierwsze, jakie ujrza� nad rzek� Tuj�.
� Ach tak � powiedzia� m�j ojciec � teraz rozumiem. W garnku bulgota�a wrz�ca woda,
stolarz p�uka� w miednicy oczyszczone jelita, a nad szop�, ogrodem, rzek� i ka-
na�ami unosi� si� wielki ksi�yc. Sta�em w drzwiach, patrz�c na kryszta�ow� karafk�
z rubinowym p�ynem, na p�aty mi�sa zawieszone na haku, a pan Kaspar, po chwili
ciszy, dalej ci�gn�� swoj� opowie��, jak to zapatrzy� si� w te oczy i natychmiast
wiedzia�, �e one go rozumiej�, cho� jeszcze przez d�ugie miesi�ce potem nie potrafi�
jej wyt�umaczy�, sk�d w�a�ciwie przybywa i dlaczego tak d�ugo jecha� poci�giem na
zach�d. Nie potrafi� jej opisa� swojego miasta w�r�d
St� 25 wzg�rz i sosnowych las�w, w kt�rym kopu�y ko�cio��w prze-
gl�da�y si� w ob�okach, bo ona � tu pan Kaspar odstawi� miednic� i si�gn�� po worek
z kasz� � bo ona zna�a tylko jedno miasto, to, do kt�rego p�ywali st�d �odzi� na
targ; ca�kiem inne � ci�gn�� dalej � spalone wtedy i zrujnowane.
� Mimo wszystko � powiedzia� ojciec, przytrzymuj�c kiszk�, kt�r� wype�nia� stolarz
� ruiny wygl�da�y niesamowicie. Kiedy wp�yn��em kajakiem na Mot�aw� i zobaczy�em
je z daleka, pomy�la�em, �e to ksi�ycowe miasto.
Pan Kaspar pokiwa� g�ow�, zawi�za� kiszk� cienkim sznurkiem i w�a�nie wtedy, gdy
zamierza� co� odpowiedzie�, mo�e o ruinach, a mo�e o ostatnich mennonickich oczach,
ojciec podni�s� wzrok i zobaczy� mnie stoj�cego w drzwiach szopy.
� On jeszcze nie �pi?! � krzykn�� ze zdumieniem. � Kt�ra to ju� godzina?
Ale pan Kaspar uspokoi� go ruchem r�ki, odstawi� miednic�, poprosi�, �eby ojciec
pilnowa� ognia, bo nic tak nie psuje w�dzonki jak nier�wnomierny dym i ruszy� przez
ogr�d, prowadz�c mnie �cie�k� do domu.
� A st�? � zapyta�em nie�mia�o. � Co ze sto�em? Pan Kaspar odpowiedzia�, �e wszystko
b�dzie dobrze i na wszystko przyjdzie odpowiedni czas.
Daleko, od strony rzeki, zad�wi�cza�a harmonia. Kilka g�os�w zawodzi�o ochryple:
�A ty mene po�a�ujesz, a ty mene poca�ujesz!�.
� To Ukrai�cy � wyja�ni� stolarz, kiedy stali�my ju� przed werand� � z tamtej strony
rzeki. Pij�, �piewaj�, smutno im. A czy ty wiesz, dlaczego im smutno? � zapyta� niespodziewanie.
Nie wiedzia�em. Stali�my przed domem, patrz�c jak d�ugie cienie drzew k�ad� si�
na �cie�kach ogrodu.
Opowiadania na czas przeprowadzki 26 � To przez ten ksi�yc � us�ysza�em g�os pana
Kaspara. �
Zawsze, kiedy jest pe�nia, Ukrai�cy z ko�chozu pij� i �piewaj�. Nawet zim�. A kt�rego�
razu przeszli przez l�d na t� stron� i podpalili szop�. To by�o dawno, dziesi�� lat
temu � m�wi� coraz ciszej pan Kaspar � tylko ksi�yc wydawa� si� wi�kszy, jak zawsze
kiedy le�y �nieg.
Chcia�em opowiedzie� panu Kasparowi o naszym stole inaczej ni� ojciec, kt�ry na
pewno nie wspomina� o braciach Polaske z Zaspy, ale stolarz odszed� pr�dko, nikn�c
mi�dzy drzewami jak cie�.
Kobieta o pomarszczonej twarzy zaprowadzi�a mnie do pokoju na poddaszu i pokaza�a
przygotowane ��ko. Ale ja wcale nie chcia�em spa�. Kiedy tylko us�ysza�em kroki
na schodach, podszed�em do okna i otworzy�em je szeroko. Ksi�yc by� ju� po drugiej
stronie domu i jego po�wiata wydawa�a si� s�absza, lecz mimo to dach szopy, drzewa
i jasna wst��ka rzeki z opad�ym ramieniem zwodzonego mostu by�y widoczne jak
na d�oni. Tylko wrak barki znikn�� gdzie� za zakr�tem w�r�d tataraku i trzcin. Ukrai�cy
rozpalili na drugim brzegu ognisko. Widzia�em ich figurki uwijaj�ce si� wok�
�wiat�a i �a�owa�em, �e nie mog� tam i��, bo ich piosenka, �piewana mocnymi g�osami
przy harmonii, d�uga, rozci�g�a i wp�zrozumia�a, gro�na i �agodna zarazem, by�a
dziwnie poci�gaj�ca.
I nagle zapragn��em wiedzie� wszystko. Dok�d p�ynie rzeka Tuja? Gdzie by�o miasto
pana Kaspara? Dlaczego mennonici nie chcieli nosi� broni? Czy rzeczywi�cie wszyscy
poszli do nieba? Zapomnia�em zupe�nie o panu Polaske, mamie i okr�g�ym stole, po
kt�ry jechali�my przez most pontonowy na Wi�le.
St� 27 Kiedy usiad�em na ��ku, m�j wzrok pad� na szaf� z rze�-
bionymi n�kami. Otworzy�em drzwi i po�r�d m�skich marynarek, spodni, koszul i
krawat�w, kt�re nale�a�y pewnie do pana Kaspara, znalaz�em kapelusz, jakiego nie
widzia�em jeszcze nigdy, nawet na starych fotografiach. By� czarny, z ogromnym rondem,
a jego filcowe brzegi uk�ada�y si� pod palcami mi�kko i bez oporu. Sta�em przed lustrem
i widzia�em w niewyra�nej po�wiacie odbicie swojej twarzy, kt�rej nigdy nie przygl�da�em
si� z tak� uwag� jak teraz, twarzy ukrytej w cieniu czarnego ronda, jej ledwo widocznym
oczom i ustom, rozpuszczonym jakby w szlifowanym zwierciadle. Coraz wi�kszy by� za
to kapelusz, a wraz z nim ros�em i ja; a� wreszcie, kiedy by�em ju� tak wysoki jak
ojciec i szeroki w ramionach jak pan Kaspar, szed�em przez ksi�ycowy ogr�d do
rzeki i przez drewnian� k�adk� wkracza�em na pok�ad barki. Zwodzony most unosi� swoje
rami�, a ja, stoj�c za ko�em sterowym, prowadzi�em statek przez zakola rzeki, odno-
gi kana��w, �luzy i przepusty, a� wreszcie wp�ywa�em na Mot�aw� i przybijaj�c do
D�ugiego Pobrze�a, w t�umie maszt�w, komin�w i chor�giewek, prosi�em Ukrai�c�w
o wy�adunek. Worki ze zbo�em, okr�g�e sery, kosze pe�ne jab�ek i �liw, beczki,
w kt�rych p�ywa�y ryby, sztuki p��tna pachn�ce latem i zio�ami, kilkufuntowe beczu�ki
z mas�em � wszystko to w�drowa�o z luk�w na nabrze�e. Ukrai�cy zawodzili sm�tnie
przy pracy, a ja, chocia� nie rozumia�em do ko�ca s��w pie�ni, w kt�rej pan Potocki
�pesi syn, zaproda� Polszu, Litwu i wsiu Ukrainu�, s�ucha�em tych s��w jak znajomego
refrenu, w kt�rym wyra�a�a si� nieukojona t�sknota i gniew.
Czer� kapelusza odbita w zwierciadle odzyska�a wreszcie g��bi� i ostro��, kiedy ujrza�em
nagle p�omie� �wiecy, a nad
Opowiadania na czas przeprowadzki 28 szerokim rondem pojawi�a si� pomarszczona twarz
kobie-
ty. Sta�a za mn� z lichtarzem w d�oni, a po�y jej szlafroka opada�y do kostek jak
obszerna suknia. Dopiero po chwili, nie odwracaj�c wzroku od zwierciad�a, zobaczy�em
�zy: sp�ywa�y jej po policzkach jedna za drug�; pomy�la�em, �e pewnie wzruszy�y
j� s�owa piosenki dobiegaj�ce z tamtej strony rzeki, od ogniska. Lecz to nie by�o
to. Delikatnym ruchem zdj�a mi z g�owy kapelusz i obraca�a go w d�oniach. Nie wiedzia�em,
kiedy wesz�a do pokoju i jak d�ugo obserwowa�a mnie przy lustrze. Czy mog�a widzie�
mnie na barce?
�wieca odstawiona na pod�og� migota�a chybotliwym p�omieniem, a milcz�ca kobieta
o pomarszczonej twarzy, wpatrzona w czer� kapelusza, sta�a obok mnie, zaj�ta my�lami,
do kt�rych nie mia�em dost�pu. Nasze spojrzenia skrzy�owa�y si� na szklanej powierzchni
lustra, po czym zobaczy�em, jak odchodzi, trzymaj�c czarne rondo w obu d�oniach.
Zdmuchn��em �wiec�. Wykrochmalona po�ciel przyj�a mnie �agodnym ch�odem, a mimo
to pali� mnie �ar, jakbym sta� przy piecu w szopie, gdzie pan Kaspar i ojciec, zaj�ci
nielegalnym ubojem, zapomnieli o bo�ym �wiecie i o tym, �e czas up�ywa.
Z kobiet� o pomarszczonej twarzy nie zamieni�em ani jednego s�owa. Tak�e nast�pnego
dnia rano, gdy obaj panowie, smakuj�c w�dzonki, pr�buj�c kiszki, rozwodz�c si� nad
zaletami pol�dwicy, omawiali szczeg�y zam�wienia: �rednic� blatu, wysoko�� n�g,
kolor forniru.
Nie powiedzia�em ojcu o czarnym kapeluszu, gdy jechali�my w�skotorow� kolejk� wzd�u�
rzeki Tui, mijaj�c zaro�ni�te kana�y i nieczynne �luzy. Ani w�wczas, gdy niebieskim
autobusem mkn�li�my przez most pontonowy na Wi�le, ani
St� 29 te� wtedy, gdy na przedmie�ciach D�ugich Ogrod�w zama-
jaczy�y ceglane wie�e ko�cio��w. Ojciec rozwija� z zat�uszczonego papieru pachn�c�
ja�owcem szynk�, mama ze zwil�onym r�cznikiem na g�owie leczy�a migren�, a ja,
patrz�c na ich zagniewane twarze, gdy ciskali w siebie s�owami �obowi�zek�, �st�,
�lekkomy�lno��, �okazja�, my�lami by�em przy kobiecie o pomarszczonej twarzy:
czu�em, �e nigdy jej nie zapomn� i �e ona nie zapomni mnie nigdy.
Tydzie� p�niej nieznajomy kierowca zastuka� do naszych drzwi i obcy m�czy�ni wnie�li
do pokoju st� pana Kaspara. By� okr�g�y, z orzechowym fornirem i wzbudzi� absolut-
ny zachwyt mamy. Swary i k��tnie posz�y w zapomnienie, a obiad tego dnia ci�gn��
si� d�ugo, jakby odwiedzi�a nas babka Maria.
A kiedy dojrza�y ju� na naszej ulicy kasztany, a ja, �l�cz�c nad pierwszymi literami
elementarza, poznawa�em losy Ali, kt�ra ma kota, i pochylony nad sto�em pana Kaspara
czyta�em pierwsze zdanie: �To jest fabryka�, do naszych drzwi zastuka� pan Polaske.
By� nie�mia�y, opowiada�, jak znalaz� nasz adres i jakie trudno�ci mia� z wiz� i
urz�dnikami Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Usiad� przy stole pana Kaspara, wyj��
kaw�, kakao, czekolad�, puszk� herbaty angielskiej, opowiadaj�c o podr�y i o tym,
jak bardzo jest szcz�liwy.
� Czy zje pan z nami obiad? � zapyta�a mama, ale pan Polaske �pieszy� si� do hotelu.
Dzi�kowa�, przeprasza� i wyszed� pr�dko, �egnany przez ojca w drzwiach.
� Nie zauwa�y� sto�u � powiedzia� ojciec. Ale ja nie by�em tego taki pewny. Prezenty,
jakie zostawi�, nie znikn�y tym razem niepostrze�enie. Przerzuci�em kart-
Opowiadania na czas przeprowadzki 30 ki elementarza. Ala sz�a do szko�y. Tata szed�
do pracy.
Mama gotowa�a obiad. Hutnicy wytapiali stal. G�rnicy wydobywali w�giel. Lotnik
szybowa� nad ojczyzn�. Wis�a p�yn�a do Ba�tyku. Kobieta zabra�a czarny kapelusz.
Mennonici poszli prosto do nieba. Pan Polaske sprzeda� st�, a pan Kaspar zrobi�
nowy.
� Co ty czytasz?! Czy on czego nie zmy�la? � zapyta�a mama.
� Tak, tak � ojciec zapali� papierosa i po�o�y� d�o� na blacie, po kt�rym �lizga�o
si� �wiat�o � wszystko to jest zmy�lone. Dos�ownie wszystko!
Patrzy�em na smug� dymu nikn�c� pod sufitem. Czas p�yn�� odt�d inaczej i tylko
ja wiedzia�em dlaczego.
31 Winniczki, ka�u�e, deszcz
Frankowi Rossetowi
Na pocz�tku by� deszcz. Pada� od kilku dni i nieopodal ko�cio�a Zmartwychwsta�c�w
woda wy��obi�a g��bokie kana�y, kt�rymi p�yn�y z lasu patyki, �d�b�a trawy i ma�e
szyszki. Lubi�em sta� w tym miejscu. Woda bulgota�a na kamieniach wyp�ukiwanych z
drogi, strumyki ��czy�y si� ze sob� w jeden wartki potok, kt�ry sp�ywa� dalej w d�
ulic� Gom�ki, przecina� nast�pnie Chrzanowskiego i wreszcie rozlewa� si� w ogrom-
ne ka�u�e po obu stronach jezdni. Wzg�rze za ko�cio�em spowija�a mg�a, z ga��zi
sosen i �wierk�w spada�y ci�kie krople i wszystko, tak�e dachy dom�w i szczyt drewnianej
dzwonnicy, ton�o w jednostajnym szumie.
Co roku zapach lata przychodzi� od strony morza. Bryza nios�a ze sob� wo� rozwieszonych
sieci i smak soli, kt�ry czu� by�o na wargach, a teraz lato ukazywa�o swoje odmien-
ne, by� mo�e ukryte oblicze. Nad ziemi� kr��y�a niewidoczna zawiesina, w kt�rej
panowa� �ywio� p�odno�ci. Zapach ple�ni, grzyb�w, �ywicy i nieznanych zi� unosi�
si� nad ka�u�ami jak g�sty wywar, powraca� z ka�d� fal� deszczu, wype�nia� ogrody
i ulice, a rozbuchana ziele� zdawa�a si� lada chwila rozsadzi� zwilgotnia�e mury
kamienic, z kt�rych od lat odpada� tynk, ukazuj�c czasami strz�py niezrozumia�ych
napis�w.
Wyjmowa�em z kieszeni przygotowane drewienka. Najpierw na wod� sp�ywa�a �Santa
Maria�, potem �Magellan�, �Kapitan Grant�, �Nautilius�, mi�dzy nimi przemyka� nisz-
czyciel �Burza� z czas�w ostatniej wojny, a wreszcie, na zako�czenie wodowania, puszcza�em
do strumyka okr�t flagowy �Trynidad�, kt�rego nazwa nie pochodzi�a ani z ksi�-
Opowiadania na czas przeprowadzki 32 �ek, ani z opowie�ci marynarzy. �Trynidad� wyra�a�
nieokre-
�lon� t�sknot� za ciep�em tropikalnych m�rz, za blaskiem hiszpa�skiego z�ota, a
tak�e zapachem mandarynek, kt�re co par� lat pojawia�y si� w naszym mie�cie przed
Bo�ym Narodzeniem, kiedy do portu zawija� statek z Grecji albo Portugalii.
Gdzie� w g�szczu zieleni majaczy�a czasami plama sutanny. To proboszcz z ogromnym
parasolem schodzi� z domu na wzg�rzu do ko�cio�a. Otrzepywa� krople deszczu, ma-
chaj�c jak ptak czarnymi skrzyd�ami, zatrzymywa� si� na schodach, patrzy� w niebo
i na drog�, ale nasze spojrzenia nie krzy�owa�y si� ze sob�.
Statki p�yn�y coraz szybciej, woda nios�a je poprzez wiry, przez wodospady i spienione
katarakty, bieg�em wi�c za nimi w d� a� do miejsca, gdzie potok rozlewa� si� szeroko,
nie sycza� ju� i nie bulgota�, a moja armada wp�ywa�a na szerokie i spokojne wody.
Ka�u�e mia�y tu barw� ciemnej zieleni i tylko czasem, gdy niebo zaci�ga�o si� mocniej
ni� zwykle, ta ziele� przechodzi�a w br�z i wtedy jasne kad�uby �Santa Marii� czy
�Nautiliusa� odcina�y si� od t�a jak poziome, widoczne z daleka kreski.
Brodzi�em po ka�u�ach jak B�g pochylony nad �wiatem. Wyspy, zatoki, przyl�dki, cyple
i sekretne przesmyki zmienia�y sw�j kszta�t nieustannie. Niejednokrotnie znajoma
z atlasu linia norweskiego fiordu czy kszta�t szwedzkiego wybrze�a pojawia�y si�
tutaj jakby odrysowane z pami�ci, by w par� chwil potem ulec tajemniczym przemianom.
L�dy rozpada�y si� w okamgnieniu, szkiery i mielizny znaczy�y nowe szlaki �eglu-
gi, a w miejsce dawnych archipelag�w powstawa�y nowe, o liniach tak fantastycznie
powik�anych, �e ich finezji i subtelnego pi�kna nie odda�aby �adna mapa. Po�r�d nich
odnajdywa�em
Winniczki, ka�u�e, deszcz 33 teraz okr�ty. Niekt�re ko�ysa�y si� na wodzie, inne
osiada�y na
mieliznach i tylko �Trynidad�, jakby w jego nazwie zawiera�o si� wezwanie do najdalszej
podr�y, pomyka� �rodkiem rozlewiska, tam gdzie niewidoczny pr�d znosi� kad�ub
okr�tu ku kra�com �wiata. By�o to miejsce niebezpieczne. Woda hucza�a na cementowym
progu i wszystko, nawet ma�e kamienie i grudki ��tej gliny, wsysa� pot�ny wir kanalizacyjnej
studzienki. Jej �eliwny dekiel zanurzony pod wod� prowadzi� do podziemnego �wiata.
Tam, gdzie nie dociera blask dnia i gdzie labirynt pieczar i o�lizg�ych �cian, wype�niony
szumem i sykiem, przypomina piek�o. Woda chlupota�a w kaloszach, a ja w ostatniej
chwili wy�awia�em �Trynidad�, ratuj�c przypadkowych podr�nych przed katastrof�.
Czasem by� to z�ocisty �uk wczepiony w kad�ub, czasem paj�k lub mr�wka; zanosi�em
wi�c niedosz�ych rozbitk�w na suchy l�d i w�drowa�em pod g�r�, pod sam ko�ci�, gdzie
z rozpi�tym nad g�ow� parasolem przechadza� si� mi�dzy drzewami proboszcz, odmawiaj�c
brewiarz.
By�em samotny i szcz�liwy. M�j ojciec te� by� samotny, lecz na pewno nie by� w tym
czasie szcz�liwy. Nadrabia� min�, pod�piewywa� przy goleniu, trzyma� dziarski krok,
z u�miechem odk�ania� si� s�siadom, lecz zawsze kiedy wychodzi� rano z p��cienn�
torb�, w kt�rej znajdowa�o si� �niadanie i pomara�czowa kamizelka, zawsze kiedy
wychodzi� do pracy na dworcu, gdzie zamiata� d�ug� miot�� perony i schody, widzia�em
w jego oczach jakby cie� melancholii albo zdumienia pomieszanego ze smutkiem, �e
oto w�a�nie od kilku tygodni nie siedzi ju� nad ogromn� desk� z planami statk�w,
nie kre�li na kalce skomplikowanych linii, nie zapisuje tam swoich uwag, cyfr, pierwiastk�w
i kwadratowych nawias�w, tylko macha t� czarn� miot��, zbiera na
Opowiadania na czas przeprowadzki 34 blaszan� szufelk� niedopa�ki i ogryzki, a wiatr
wydyma jego
pomara�czow� kamizelk� jak �agiel rozbitka. � Mog�e� to jednak podpisa� � m�wi�a
mama co rano, a wtedy ojciec wymachiwa� r�kami, krem do golenia pryska� do garnka
z mlekiem, lecz jego s�owa o tym, �e cyfry i obliczenia nie znaj� kilku j�zyk�w,
bo j�zyk matematyki jest tylko jeden, prosty i jasny jak my�l Kartezjusza, jego gniewne
s�owa o ludziach, kt�rzy znaj� tylko terminy wodowania, nie znaj� jednak praw fizyki,
te s�owa mojego ojca jako� nie dociera�y do mamy, sp�ywa�y po niej jak woda, odbija�y
si� niczym okr�g�e pi�eczki, czyni�c go jeszcze bardziej samotnym i opuszczonym.
� Ten wa� korbowy trza�nie po dwudziestu milach � usi�owa� jeszcze t�umaczy�, ale
by�o to beznadziejne; mamie przecie� nie chodzi�o ju� teraz o �aden wa�, lecz o t�
szczeg�ln� ostentacj�, z jak� ojciec zamiata� dworzec. Po co to robi�? Po co kusi�
los? Przecie� to jawne wyzwanie dla ludzi, kt�rzy go wyrzucili �z wilczym biletem!�
� tak m�wi�a, dok�adaj�c do kuchennego pieca sosnowych szczap � i oni mu tego nigdy
nie zapomn�, oni nie zapominaj� takich rzeczy! � A wtedy ojciec opowiada�, jak
mi�o jest na dworcu, kiedy zawiadowca macha czerwonym lizakiem, kiedy zapowiadaj�
poci�gi przyje�d�aj�ce z kraju nad morze i kiedy rozmawia z robotnikami dworca towarowego,
robotnikami z rampy, kt�rzy dok�adnie wiedz�, jakie towary za dzie� lub dwa pojawi�
si� w sklepach, bo wszystko � lod�wki, maszynki do mielenia mi�sa, czeskie odkurzacze,
jugos�owia�skie meble, perskie dywany z NRD � bo wszystko to przechodzi przez ich
r�ce i mog� o tym gaw�dzi� godzinami, w natchnieniu, oczekuj�c na kolejny transport.
Winniczki, ka�u�e, deszcz 35 � Nigdy jeszcze nie widzia�am czeskiego odkurzacza �
krzycza�a mama � i nie widzia�am in�yniera, kt�ry chwali si� tak� prac�! � I zanim
ojciec zd��y� wyj�� z domu, m�wi�a jeszcze, �e niepotrzebnie przyjechali do tego
miasta, niepotrzebnie wywozili popo�udniami gruz z ruin i niepotrzebnie odbudowywali
je jak tysi�ce innych ludzi, ze �piewem i entuzjazmem, skoro teraz ojciec nie mo�e
w tym mie�cie znale�� odpowiedniej pracy i wsz�dzie, gdzie si� pojawi, rozk�adaj�
r�ce i m�wi�: �prosz� wybaczy�, ale z pa�skimi pogl�dami��, jakby wa� korbowy mia�
co� wsp�lnego z jakimikolwiek pogl�dami.
Ojciec ju� w wyj�ciu odpowiada�, �e praca na dworcu jest wspania�a i �e w og�le nie
ma czym si� przejmowa�, bo kiedy sko�cz� budowa� ten statek i pop�yn� na pr�b�,
wtedy oka�e si�, kto mia� racj�, wtedy prawda wyp�ynie na jaw, bo prawda zawsze wyp�ywa
na powierzchni�, jak oliwa.
� Jaka prawda? � pyta�a mama, ale on nie s�ysza� ju� tego; szed� z pochylon� g�ow�
przez podw�rko, przeskakiwa� ka�u�e, p��cienna torba zwisa�a mu z ramienia, a ja
czu�em, �e jest jeszcze bardziej samotn