3757
Szczegóły |
Tytuł |
3757 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3757 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3757 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3757 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Cyprian Norwid
Tytul: CZARNE KWIATY
...Mo�na by ciekawe w tym wzgl�dzie rzeczy tu zapisa�, ale zaraz wstr�t cofa
pi�ro i przychodzi na my�l zapytanie: "czy warto!..." Przy poj�ciach albowiem
wsp�czesnych o czytelnictwie i o tw�rczo�ci pi�miennej zatracone jest prawie
uczucie, kiedy pisarz stara si� unikn�� stylu przez uszanowanie dla rzeczy
opisywanej a z siebie samej zupe�nej i zajmuj�cej, kiedy za�, przeciwnie, nie
dopracowawszy formy, styl zaniedbuje... Kiedy chodzi po ziemi, okazuj�c, jak
nisko zst�pi� potrafi�? - kiedy za� r�wnie� nisko st�pa, przeto i� wznie�� si�
wy�ej nie m�g�? Te rozr�nia� odcienia, tak dla pewnych os�b jednoznacz�ce,
rzadki bardzo czytelnik dzi� potrafi, i dlatego niebezpiecznie jest w
jak�kolwiek now� drog� na cal jeden post�pi�, i dlatego najbezpieczniej jest w
k�ko jedne i te� same motywa i formy proporcjonowa� tylko, nic nie wznowiwszy
ani dodawszy, ani na uic si� nie odwa�ywszy.
S� wszelako w ksi�dze �ywota i wiedzy ust�py takie, dla kt�rych formu� stylu
nie ma, i to w�a�nie sztuka jest niema�a odda� je i zbli�y� takimi, jakimi s�.
Maj�� one pozosta� zamkni�tymi osobistymi nabytkami przez obaw� rubasznego
krytyka, przywyk�ego do dw�ch tylko formu� na wszelki p��d wyci�tych, jako
obowi�zuj�ce malarzy pokojowych wyci�te patrony...
Pierwsz� z tych formu� jest jaki� ksi��kowy klasycyzm, o kt�rym Grek
Peryklejski ani Rzymianin za Caesara czas�w bynajmniej nie wiedzia�; drug� -
pewne formu�y czasowe dziennikarskie, to jest proste techniczne wypadki z
rozwini�cia druku samego powsta�e. Jedna z tych ram wszystko obj�� jest w
stanie mniej ��czno�ci� pomi�dzy ksi��k� a �ywotem, druga - wszystko mniej
istot� �r�de�, z kt�rych ono wszystko p�ynie.
St�d to: niezawodnie snadniej dzi� upowszechni si� udany pami�tnik
�redniowieczny, ni� fakt sp�czesny, sumienie obowi�zuj�cy, nale�ny mu wp�yw
wywrze i nale�n� zachowa powag�. Jako� - czytelnicy podobni s� w tym do osoby
oddalonej od przyjaciela swego, a maj�cej wizerunek jego na pami�tk�, kt�ra,
gdy on przyjaciel z drogi wraca: "Nie przeszkadzaj�e mi", rzecze jemu, "bowiem
oto godzina jest, w kt�rej na portret patrze� zwyk�am, listy w�a�nie �e pisa�
maj�c".
*
...To - pami�tam, jednego razu w Rzymie z katakomb powraca�em, gdzie cz�sto
patrze� lubi�em na pozosta�e freski pierwo-chrze�cija�skie - rzecz, o kt�rej
tu napoczyna� nie chc�, bo to by�aby historia bardzo d�uga, o ka�dym znaku i o
ka�dej linii w tych rysunkach u�ywanej - ale tyle tylko oto wspomn�, i� to
ogromne podziemne miasto z napisami i rysunkami swymi okaza�o mi, jako przez
ca�e akta dramatu tego seraficznie-krwawego nie by�a prawie jedna kropelka
krwi wylana bez uszanowania jej i omodlenia braterskiego wsp�wyznawc�w. Te
szk�a, dzi� b��kitno-krzemiennej barwy, kt�re jako ampu�ki rozbite (albo i
ca�e) w katakombowych sarkofagach, do p�ek biblioteki podobnych, tu i owdzie
le��, b�ogie robi� wra�enie, �wiadcz�c, jako zbierano rozpry�ni�t� po �cianach
katowni i schodach gmach�w publicznych krew m�cze�sk�. Tak j� szafowano
szeroko i wspaniale, jako owczarni krew bogaty pan szafowa� mo�e - a tak sk�pi
jej byli!!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
...To oko�o tego czasu spotka�em by� zst�puj�cego ze Schod�w Hiszpa�skich,
pochylonego jako starca i kijem pomagaj�cego chodowi swemu Stefana
Witwickiego: �liczna, m�odo�ci jakiej� wiecznej pe�na twarz jego i w�osy, jak
z hebanu mistrzowsko wyrzezane ornamentacje, w grubych partiach na ramiona
sp�ywaj�ce, szczeg�lniej wygl�da�y przy tym sposobie wleczenia si� o kiju,
bardzo zgrzybia�ym starcom jedynie w�a�ciwym. Nied�ugo potem odwiedzi�em go
by� w mieszkaniu jego, ale ju� to zasz�o przed �mierci� jego na jaki tydzie�.
Le�a� ubrany jak zwykle na kanapie, m�czy�o go m�wienie, spogl�da� tym samym
wzrokiem, niezwyk�� zawsze jasno�� i zarazem kropl� �zy maj�cym w sobie -
tudzie� podnosi� si� niekiedy, podaj�c r�k� komu, aby go przeprowadzi� po
pokoju. Tak to spojrzawszy ku mnie, wchodz�cemu do�, przywita� mi�, a
wyci�gn�wszy r�k� posun�� mi po ziemi le��c� przy kanapie pomara�cz�, kt�r�
(�e zwyczaj mia� mnie i Gabrielowi Ro�nieckiemu [Mowa jest o Gabrielu
R�nieckim, muzyku.], jak mu si� co w pracach naszych podoba�o, przynosi�
cygara i fraszki jakie) uprzejmie przyj��em i podnios�em. Gabriel w�a�nie �e
by� tam, bo on do ostatniej chwili ca�e noce przy �.p. Stefanie, ju� zupe�nie
zdefigurowanym osp�, siadywa�, us�ugi wszelkie mu oddaj�c. Ot� Stefan
Witwicki da� zrozumie� Gabrielowi, �e chce z kanapy wsta�, a ten mu r�k� poda�
i zacz�li wko�o pokoju powoli obchodzi�... Tak to wlok�c si�, po pierwszy raz
Witwicki wpad� w lekki, bardzo b�ogi, ale widzialny ob��d - i zacz�� tu i
owdzie wskazywa� r�k� i zatrzymywa� si�:
- ...A to (m�wi�) co to za kwiat jest?... ten kwiat, prosz� ci� (a nie by�o
kwiat�w w mieszkaniu), jak to si� nazywa ten kwiat u nas?... to tego pe�no
jest w Polsce... i te kwiaty... i tamte tak�e kwiaty... to jako� u nas
zwyczajnie nazywaj�...
Potem - ju� odwiedza�em Witwickiego, kiedy le�a� zdefigurowany panuj�c�
podbwezas osp� i ju� nic nie m�g� m�wi�. Niewiele przed �mierci� Witwickiego
umar� jenera� Klicki, ca�e dnie i noce otaczany nieledwie zbiorem wszystkich
Polek i Polak�w pod�wczas tam bawi�cych, co wspomnienie zostawia r�wno
szacowne i rzadkie.
Ile razy przypominam sobie ostatnie rozmowy z osobami, co ju� w niewidzialny
�wiat odesz�y, zmar�szy tu, tyle razy nie wiem, jak pomin�� to, co ze zbioru
razem wspomnie� tych samo czasem zdaje si� okre�la�, i dlatego w�a�nie w
daguerotyp raczej pi�ro zamieniam, aby wierno�ci nie uchybi� - inaczej
przysz�oby mi bowiem zacytowa� s�owa jedyne Voltaire'a, jakie kiedykolwiek na
my�l mi przychodz� lub przychodzi�y z autora tego, a te s�:
Je tremble!... car ce que je vais dire
Ressemble a un systeme.
(Voltaire)
Mo�e te� to najfilozoficzniejszy filozofa tego apoftegmat.
To - p�niej - p�niej - w Pary�u Fryderyk Chopin mieszka� przy ulicy
Chaillot, co, od P�l Elizejskich w g�r� id�c, w lewym rz�dzie dom�w, na
pierwszym pi�trze, mieszkania ma z oknami na ogrody i Panteonu kupol�, i ca�y
Pary�... jedyny punkt, z kt�rego napotykaj� si� widoki cokolwiek zbli�one do
tych, kt�re w Rzymie napotykasz. Takie te� i Chopin mia� mieszkanie z widokiem
takim, kt�rego to mieszkania g��wn� cz�ci� by� salon wielki o dw�ch oknach,
gdzie nie�miertelny fortepian jego sta�, a fortepian bynajmniej wykwintny - do
szafy lub komody podobny, �wietnie ozdobiony jak fortepiany modne - ale owszem
tr�jk�tny, d�ugi, na nogach trzech, jakiego, zdaje mi si�, ju� ma�o kto w
ozdobnym u�ywa mieszkaniu. W tym salonie jada� te� Chopin o godzinie pi�tej, a
potem zst�powa�, jak m�g�, po schodach i do Bulo�skiego Lasku je�dzi�, sk�d
wr�ciwszy, wnoszono go po schodach, i� w g�r� sam i�� nie m�g�.
Tak jada�em z nim i wyje�d�a�em po wielekro�, i raz do Bohdana Zaleskiego,
kt�ry w Passy mieszka� wtedy, po drodze wst�pili�my, nie wchodz�c do� na g�r�
do mieszkania, bo nie by�o komu Chopina wnie��, ale pozostaj�c w ogr�dku przed
domem, gdzie male�ki jeszcze w�wczas poety synek na trawniku si� bawi�...
Od zdarzenia tego ubieg�o wiele czasu, a ja nie zachodzi�em do Chopina,
wiedz�c tylko zawsze, jak si� ma i �e siostra jego z Polski przyby�a.
Nareszcie zaszed�em razu jednego i odwiedzi� go chcia�em - s�u��ca Francuzka
powiada mi: �e �pi; uciszy�em kroku, karteczk� zostawi�em i wyszed�em.
Ledwo par� zst�pi�em schod�w, s�u��ca powraca za mn�, m�wi�c: i� Chopin,
dowiedziawszy si�, kto by�, prosi mi� - �e jednym s�owem nie spa�, ale
przyjmowa� nie chce. Wszed�em wi�c do pokoju obok salonu b�d�cego, gdzie
sypia� Chopin, bardzo wdzi�czny, i� widzie� mi� chcia�, i zasta�em go
ubranego, ale do p� le��cego w ��ku, z nabrzmia�ymi nogami, co, �e w
po�czochy i trzewiki ubrane by�y, od razu pozna� mo�na by�o. Siostra artysty
siedzia�a przy nim, dziwnie z profilu do� podobna... On, w cieniu g��bokiego
��ka z firankami, na poduszkach oparty i okr�cony szalem, pi�kny by� bardzo,
tak jak zawsze, w najpowszedniejszego �ycia poruszeniach maj�c co�
sko�czonego, co� monumentalnie zarysowanego... co�, co albo arystokracja
ate�ska za religi� sobie uwa�a� mog�a by�a w najpi�kniejszej epoce cywilizacji
greckiej - albo to, co genialny artysta dramatyczny wygrywa np. na klasycznych
tragediach francuskich, kt�re lubo nic s� do staro�ytnego �wiata przez ich
teoretyczn� og�ad� niepodobne, geniusz wszelako takiej np. Racheli umie je
unaturalni�, uprawdopodobni� i rzeczywi�cie uklasyczni�... Tak� to naturalnie
apoteotyczn� sko�czono�� gest�w mia� Chopin, jakkolwiek i kiedykolwiek go
zasta�em...
Ow� - przerywanym g�osem, dla kaszlu i dawienia, wyrzuca� mi pocz��, �e tak
dawno go nie widzia�em - potem �artowa� co� i prze�ladowa� mi� chcia�
najniewinniej o mistyczne kierunki, co, �e mu przyjemno�� robi�o, dozwala�em -
potem z siostr� jego m�wi�em - potem by�y przerwy kaszlu, potem moment
nadszed�, �e nale�a�o go spokojnym zostawi�, wi�c �egna�em go, a on,
�cisn�wszy mi� za r�k�, odrzuci� sobie w�osy z czo�a i rzek�: "...Wynosz�
si�!..."- i pocz�� kas�a�, co ja, jako m�wi�, us�yszawszy, a wiedz�c, i�
nerwom jego dobrze si� robi�o silnie co� czasem przecz�c, u�y�em onego
sztucznego tonu i ca�uj�c go w rami� rzek�em, jak si� m�wi do osoby silnej i
m�stwo maj�cej: "...Wynosisz si� tak co rok... a przecie�, chwa�a Bogu,
ogl�damy ci� przy �yciu."
A Chopin na to, ko�cz�c przerwane mu kaszlem s�owa, rzek�: "M�wi� ci, �e
wynosz� si� z mieszkania tego na plac Vend�me..." To by�a moja ostatnia z nim
rozmowa, wkr�tce bowiem przeni�s� si� na plac Vend�me i tam umar�, ale ju� go
wi�cej po onej wizycie na ulicy Chaillot nie widzia�em...
*
...Przed �mierci� jeszcze Chopina zaszed�em by� raz na ulic� Ponthieu przy
Elizejskich Polach, do domu, kt�rego od�wierny z uprzejmo�ci� odpowiada�, ile
razy kto zachodz�c pyta� go, jak si� Monsieur Jules ma?... Tam na najwy�szym
pi�trze pokoik by�, ile mo�na najskromniej umeblowany, a okna jego dawa�y na
przestrze�, jak� si� z wysoko�ci zawsze widuje, tym jednym tylko upi�kszon�,
i� czerwone s�o�ca zachody w szyby bi�y �unami swymi. Kilka doniczek z
kwiatami na ganku przed oknami tymi sta�o, a o�mielone przez mieszka�ca wr�ble
zlatywa�y tam i szczebiota�y. Obok drugi male�ki by� pokoik - to sypialnia.
By�o to wi�c jako� oko�o pi�tej godziny po po�udniu, kiedy przedostatni raz
by�em tam u Juliusza S�owackiego, kt�ry w�a�nie ko�czy� obiad sw�j, z zupy i
pieczonej kury sk�adaj�cy si�. Siedzia� przeto S�owacki przy stoliku okr�g�ym
na �rodku pokoju, ubrany w d�ugie podszarzane paletot i w amarantow� sp�owia��
konfederatk�, akcentem wygody na g�ow� zarzucon�. I m�wili�my tak o Rzymie,
sk�d w�a�nie �e niezbyt dawno przyby�em do Pary�a - o niekt�rych znajomych i
przyjacio�ach - o bracie mym Ludwiku, kt�rego �.p. Juliusz rzewnie kocha� - o
Nieboskiej komedii, kt�r� wysoko bardzo ceni� - o Przed�wicie, kt�ry mia� za
pi�kne dzieci�stwo... Tak�e o sztuce, �e wpad�a w mechanizm - tak�e o Chopinie
(kt�ry �y� jeszcze), a o kt�rym Juliusz pokas�uj�c rzek� mi: "Par� miesi�cy
temu spotka�em jeszcze tego morybunda..." - sam wszelako pierwej od Fryderyka
Chopina odszed� ze �wiata widzialnego, umar�szy.
Do pokoiku tego, kt�ry, jak Juliusz mawia�: "zupe�nie by�by dla szcz�cia
cz�owieka wystarczaj�cym, gdyby nie to, �e w jednej stronie jego k�ty nie s�
zupe�nie proste, �le b�d�c skwadratowanym" - do tego, m�wi�, pokoiku innego
dnia wieczorem wszed�em by�, a Juliusz sta� przy kominie, fajk� na cybuchu
d�ugim pal�c, jak to u�ywa si� w Polsce na wsi; na kanapie siedzia� malarz
Francuz (kt�rego Juliusz potem egzekutorem testamentu swego zrobi�), ale ten
nie m�wi� i milcza� milczeniem ma�o naturalnym, i siedzia�. Nad kominkiem
wisia� br�zowy medal Juliusza przedstawiaj�cy, kt�ry jest jedn� z
najpi�kniejszych w tym rodzaju rob�t Oleszczy�skiego.
O Francji, o rewolucji, o rzymskich wypadkach m�wili�my; on - naturalnym, ale
kolorowanym s�owem, i niespodziewanymi obrotami mowy, i niekiedy akcentem
zrezygnowanego �ywota, g��bi� apostrof filozoficznych w Marii Malczewskiego
napotykanych przypominaj�cym. Co wszelako nie zawsze z wielkimi jego,
czarnymi, ognia pe�nymi oczyma, i z orientaln� skroni�, i z otworami
energicznymi nosa orlego sprzymierza�o si�... Pod koniec rozmowy m�wi� mi:
"Piersi, piersi nadwer�one mam, ka�� mi ju� tylko cukierki je��, co chwilowo
�agodzi kaszel, �o��dkowi za to o tyle� szkodz�c. Przyjd� jeszcze w przysz�ym,
w zaprzysz�ym tygodniu, potem... czuj�, �e niezad�ugo i odej�� z tego �wiata
przyjdzie mi"
Wyra�nie mi to m�wi�, bawi�c si� cybuchem fajki swojej, tam i owdzie powoli
poruszanym jak wahad�o zegaru �ciennego. -
W nast�puj�cym tygodniu po�pieszy�em znowu zaj�� do S�owackiego, ale spotka�em
kogo� (mo�na by rzec : z uczni�w jego), kt�ry ode� powraca�, a by�o ju� ciemno
- i ten powiedzia� mi: "Jutro lepiej zajd� do Juliusza, bo dzi� w�a�nie
dlatego wyszed�em od niego, i� niesw�j jest..." - "Jak�e si� zna ?" - pyta�em.
- "Nie wiem - odpowiedzia� mi - ale tyle ci tylko powiem, i�, wedle s��w
Juliusza, bardzo w�tpi o zdrowiu swym i zawzywa� ju� dzisiaj pomocy i opieki
�. Micha�a Archanio�a, tusz�c, �e mu to si� na jaki� czas u�yczy" Te s�owa
us�yszawszy (lubo bez dwuznacznego zadziwienia, bo wiedzia�em, �e S�owacki
bardzo religijny by�), na inny dzie� odwiedziny moje od�o�y�em.
Ten inny dzie� w nast�pnym tygodniu wypad�, ale ju� to o rannej godzinie by�o
i by�o to tak, �e wszed�szy pierwszy widzia�em cia�o zimne Juliusza, bo w nocy
poprzedniej, Sakramentami opatrzony (list od matki swej, nadesz�y w�a�nie w
chwili skonania, odczytawszy), zasn�� �mierci� i w niewidzialny �wiat odszed�.
Ma�o pi�kniejszych twarzy umar�ego widzi si�, jako by�a twarz S�owackiego,
rysuj�ca si� bia�ym swym profilem na sp�owia�ym dywanie ciemnym, co� z
historii polskiej przedstawiaj�cym, kt�ry �o�e od �ciany dzieli�. Ptaszki
zlatywa�y na niepiel�gnowane doniczki z kwiatami - krz�tano si� oko�o
pogrzebu, a pogrzeb ten, jaki by�, to r�ni r�nie opisali. Ja - na pogrzebie
tym �e�skich istot widzia�em dwie - jedna z tych rzewnymi �zami zalana by�a,
co mi wspomnieniem zosta�o bardzo pocieszaj�cym na wiele dni potem, kiedy
liczne pod�wczas spo�ecze�stwo polskie w Pary�u bawi�ce si� odwiedza�em by� -
bo wiele by�o (jak zawsze �wietnych i niepospolitych) Polek pod�wczas w
Pary�u...
Mam rysunek Juliusza, kt�ry on w Egipcie rysowa� z natury, bo pejza�e
zw�aszcza rysowa� wcale dobrze, ale przeci��em pami�tk� t� na dwie cz�ci i
jedn� do albumu osoby z kraju przyby�ej ofiarowa�em, drug� zostawuj�c sobie -
aby sprawdzi�y si� s�owa w Beniowskim napisane, i� "praw� r�kawiczk� tw�
zawiesz� w muzeum jakim, a o stracon� lew� b�d� skargi!..." - ironia bowiem
taka nadobnie-bez-zjadliwa jako ironia Juliusza po�miertnym bynajmniej
wspomnieniom nie zawadza. Owszem, brzmi ona podobnie tym s�owom, kt�re Filip
Macedo�ski przy budzeniu si� powtarza� sobie kaza�: "Kr�lu! s�o�ce ju�
wschodzi, pomnij przez ca�y dzie�, �e �miertelnikiem jeste�."
*
To za� - przypomina mi zupe�nie odr�bn� rzecz, o osobie bynajmniej s�awnej,
bynajmniej zas�u�onej talentem, prac� lub cierpieniem - o osobie, kt�rej
nazwiska nawet nie wiem, a narodowo�� w�tpliwie wiem... Do��cz� tu wi�c
wspomnienie osoby �miertelnej, nie znanej mi, niemniej �ci�le wierne, z natury
wzi�te - czyni� to za� tym swobodniej, i� na wst�pie zastrzeg�em, co o
krytyce, krytykach i stylu ksi��kowym trzymam i tusz� w tre�ci, jako
niniejsza, w kt�rej za ca�y interes w�a�nie uwa�am �cis�� tylko wiarogodno��
sprawozdania.
Ot� - by�o to w par� lat po �mierci powy�ej zapisanej - nie by�em w Pary�u -
nie by�em we Francji ani w Londynie, ani w Anglii, ani w Europie, ani w
Ameryce... by�em, na kotwicy, na pierwszym wst�pnym pasie Oceanu
Atlantyckiego, pomi�dzy wyspami kredowatej bia�o�ci, po�amanymi w �ciany
prostopad�e.
Niedziela by�a: s�o�ce na niebiosach bez chmur, ni�ej
ciemnoatramentowosafirowe ogromne fale, ale cisza taka, �e �agiel �aden nie
drgn��, sznur �aden niedbale spuszczony nie poruszy� si�... Nie widzia�em
jeszcze wszystkich os�b ekwipa� sk�adaj�cych, a wszystkie dla s�o�ca pi�knego
na pok�ad wychodzi�y w�a�nie; siedzia�em na �awce pod masztem wielkim, przy
mnie nowy znajomy, �wiat�y m�odzieniec jaki�, z rodu Izraelita, z kt�rym
cz�sto mawia�em. P�yn�� nie mo�na by�o dla zupe�nego braku wiatru i, kiedy si�
dalej pop�ynie, zgadn�� nie mo�na by�o...
Kiedy tak siedzia�em, niesko�czon� przestrze� fal przed oczyma maj�c,
przewia�a przed nami suknia kobieca, a obok mnie siedz�cy wsp�podr�nik
rzecze mi po francusku: "...Patrz pan, kt�ry jeste� artyst�, jaka pi�kna
kobieta w�a�nie przesz�a, biednemu pieskowi w t� wielk� podr� zabranemu mleka
na talerzu wynosz�c w dzie�, w kt�ry wszyscy cieszyli si� pogod� i niedziel�,
a to szczeni� biedne ani wiedzia�o, gdzie i na jak d�ugo zaniepodzia�o si�."
�e nie spojrza�em, jak mi towarzysz radzi�, odpowiedzia�em mu wi�c, jak to si�
m�wi, kiedy o czym innym w�a�nie my�lisz: "W�a�nie �e dlatego teraz nie p�jd�
jej oczyma szuka�, kobiety bowiem najpi�kniejsze s� wtedy, kiedy nie s�ysz�
ani widz�, ani zgaduj�, �e si� spogl�da na nie - b�d� wi�c uwa�a� j� innym
razem - innego razu zobacz� j�..." - co powt�rzy�em jeszcze z przyciskiem, aby
odmieni� tok rozmowy.
Ale �e to by�a dziwnie pi�kna osoba (podobno Irlandka), to przecie� i tak,
kiedy przesun�a si�, spostrzec mo�na by�o, bo� ze stereoskop�w ju� wyra�nie
dzi� wiemy, ile to cz�owiek obejmuje wzrokiem mimowolnie, cho�by i nie patrzy�
si� wprost na przedmiot. S�o�ce potem zasz�o, wiatru nie by�o - i ksi�yc
wzeszed�, i podnios�em si�, i zasn��em w kajucie ciasnej, dusznej... i stra�
tylko po pomo�cie okr�tu trzymasztowego przechadza�a si�... Krzyk jaki�
rozleg� si� w nocy - jacy� ludzie przybiegli z latarkami - wielki Murzyn,
s�u��cy g��wny okr�towy, tu i tam przewin�� si� po schodach, doktora
szukaj�c...
O �wicie ruch by� jaki� niezwyk�y na okr�cie - wsta�em i wyszed�em na pok�ad.
Ta osoba m�oda i pi�kna, kt�r� obieca�em by� innym razem uwa�a� i widzie�,
nagle umar�a w mocy. Zwyczaj jest, �e w takim razie przeznaczonym na to
czarnosafirowym �aglem, w wielkie bia�e gwiazdy obrzuconym, przykrywaj� to
miejsce, gdzie zw�oki le��: taka plama czerni�a na �rodku pok�adu o wschodzie
s�o�ca...
Tu przychodzi mi na my�l, czy poezj� t�, co prawdy rylcem �cis�ej sama si� w
�ywotach zapisuje, warto jest dla cynicznego czytelnictwa dzisiejszego pi�rem
z niepami�ci wywodzi� i okre�la�... Romans jaki, fantastycznie sk�amany po
za�yciu indyjskiego haczysz, przyjemniejsze i po��da�sze wra�enie zrobi!!...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
P�niej - p�niej - kiedy do Europy powr�ci�em, Adam Mickiewicz mieszka� w
okolicach placu Bastylii, w gmachu Biblioteki Arsena�u, gdzie i bibliotekarzem
by�. Miejsce to przepowiedziany przez niego cz�owiek: z dynastii Wielkiego
Napoleona (dzisiejszy Imperator francuski), ofiarowa� �wi�tej i wiekopomnej
pami�ci Adamowi Mickiewiczowi - miejsce szczup�e, ma�o nawet jako fundusz dla
familii licznej poety przynosz�ce - a ofiarowane mu, zdaje si�, dobrze ju�
potem, kiedy w dziennikach czyta�o si�, i� profesor Kolegium Francuskiego Adam
Mickiewicz i ma�oliczni inni odm�wili przysi�gi na wierno�� Imperatorowi
francuskiemu. Oko�o to p�niejszych jeszcze tego panowania miesi�cy
Bibliotekarz do Imperatora napisa� te� Horacjusza j�zykiem Od�, niesko�czenie
z formy przystaj�c� do urz�du i miejsca powierzonego mu.
Wi�c to - kr�tko przed misj� na Wsch�d, na jak� z bibliotekarstwa uda� si� by�
pan Adam, zaszed�em do�, do gmachu Biblioteki Arsena�u, gmachu ciemnego, z
korytarzami i kamiennymi wschodami - by�o to w niedziel�, bo pami�tam, �e ze
mszy szed�em i ksi��k� z sob� mia�em. A szed�em go przywita� wi�cej ni�
kiedykolwiek serdecznie, bo bli�ej... bli�ej za� z powodu, i� dochodzi�o mi�
by�o, �e wspomina� mi�, kiedy w Ameryce zostawa�em - a kiedy tam odp�yn��em,
powiedzia� tylko komu� : "...To on tak jakby na Pere Lachaise pojecha�!..." -
co, �e zrozumia�em, by�o mi przyjemnie, i� kto� mi� wspomina� w Europie, i
dlatego te� przyjemnie szed�em przywita� go.
Weso�o spojrza� na mnie i u�cisn��, i rozmawia�em z nim do zachodu s�o�ca, bo
pami�tam, �e czerwono zrobi�o si� w oknie, kiedy my�li�em odej��. Pokoik to
by� ma�y z piecykiem dobrze zapalonym, gdzie od razu do razu pan Adam
poprawia� nieco w�gle kijem.
Ubrany by� pan Adam w futerko wytarte, szaraczkowym suknem powleczone, kt�re
sk�d w Pary�u mo�na by�o dosta�, tej barwy, kroju i pod�y�o�ci?... pytanie
ciekawe - bowiem: by�a to, zdaje si�, kapota, jak� zagonowa szlachta zim� nosi
w prowincjach dobrze od Warszawy oddalonych. W pokoiku wisia�a pi�kna rycina
przedstawiaj�ca �. Micha�a Archanio�a pod�ug orygina�u, kt�ry jest u Kapucyn�w
w Rzymie - czy te� pod�ug tego obrazu Rafaela, kt�ry w Luwrze jest, tego
dobrze nie pami�tam. Tak�e Ostrobramska Matka Naj�wi�tsza i Dominikina
oryginalny rysunek, komuni� �. Hieronima przedstawiaj�cy - jeszcze tak�e
rycinka ma�a z Napoleona I-go przed generalstwem jego portretowana, a pod ni�
daguerotyp m�czyzny s�dziwego, prosto stoj�cego, w surducie zapi�tym, jak
chodz� francuskie inwalidy, a by� to czas w�a�nie pierwszych wojennych krok�w
ostatniej wojny... Na biurku za�, od czasu niedawnego dopiero widzialne u pana
Adama, dwa nied�wiedzie pasuj�ce si� - odlew z gipsu.
To by�o jeszcze przed �mierci� ma��onki Adama Mickiewicza, po kt�rej to
�mierci i pogrzebie na jakie dwa tygodnie zaszed�em zn�w do pana Adama o
godzinie mo�e dziesi�tej rano i zasta�em go w progu drzwi, wychodz�cego
w�a�nie, tak �e drzwi kiedy otworzy�em, wpad�em na� - wr�ci� wi�c na jakie
p�tory godziny jeszcze, przez kt�re z nim m�wi�em, a potem razem te�
wyszli�my, bo mia� by� gdzie� i�� jeszcze one p�tory godziny pierwej.
M�wi� mi o �mierci �ony, szczeg�owo, bardzo pogodnie, ma�e zboczenie robi�c:
�e nie�wiadomo�� prawdy tylko daje przera�enie zgonu i rzeczy �mierci
dotycz�cych... a� kiedy przy jednej z ulic ja mia�em inaczej obr�ci� drog�, a
on gdzie indziej i��, �cisn�� mi� za r�k� i mocnym g�osem rzek� mi: "No...
adieu!"
�e nigdy ani po francusku, ani tym tonem nie �egna� mi� by�, a tyle� razy
rozchodzili�my si�, przeszed�em potem nieledwie na drugi koniec miasta i, na
schody do siebie wst�puj�c, s�ysza�em jeszcze to s�owo: "...Adieu!"
Przypadek zrz�dzi�, �e nie mog�em widzie� odt�d pana Adama, ani po�egna� go,
kiedy na Wsch�d wyje�d�a� - s�owem, �e to ostatnie by�o one dziwnie mi
pod�wczas brzmi�ce po�egnanie... Co aby ja�niejszym by�o, doda� trzeba, �e
nieboszczyk pan Adam mia� to do siebie, i� nie tylko, co mawia�, ale i: jak
mawia�, zatrzymywa�o si� w pami�ci...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Przy ulicy Tour des Dames na wzg�rzu jest dom, do kt�rego dopiero wszed�szy,
rozk�ad schod�w i fragmenta z gliny polewanej czternastowieczne, florenckie,
okazuj�, i� powa�nego artysty to mieszkanie... Tam gdy niedawno wszed�em by� -
a potem na najwy�sze pi�tro do atelier p. Delaroche'a, wielki artysta raczy�
mi pokaza� ostatni obraz sw�j, w�a�nie �e sko�czony. By�a to rzecz wielko�ci
du�ego p�-arkusza, malowana na drzewie.
W zau�ku jerozolimskim dawa�o si� wi�cej czu�, ni� widzie� przez podobn� do
okna szczelin�, i� cz�owiek, kt�rego zwano Mistrzem, Rabbim, Mesjaszem, kr�lem
i prorokiem, i uzdrawiaj�cym pewnym lekarzem, a kt�ry by� Chrystus, syn Boga
�ywego, w�a�nie �e jest wzi�ty przez stra�e i prowadzony od urz�du do urz�du,
a mo�e w�a�nie na G�r� Trupich G��w. Piotr �wi�ty, najbli�ej okna owego
stoj�c, porywa si� jak cz�owiek szabli szukaj�cy, a Jan �wi�ty, na piersiach
k�ad�c mu r�ce swe, uspokaja ksi�cia aposto�a i sam za�, przeze� czuwaj�c, w
okno patrzy.
Ta grupa jest przy �cianie okna - po niej ust�p, jak w Stabat Mater ust�py
strof - dalej kl�czy Matka Naj�wi�tsza, jak si� kl�czy przed o�tarzem w
ko�ciele, kiedy jest wystawienie Naj�wi�tszego Sakramentu - za ni� ust�p znowu
- i grupa �wi�tych niewiast w katakumbowej jakiej� architektury cieniach...
Oto obraz ca�y z m�ki Pa�skiej, w kt�rym osoby Zbawiciela widocznej nie ma,
ale jest ona tylko w gamie-wyraz�w-twarzy os�b, m�k� Pa�sk� widz�cych,
wyra�ona.
Wielce uradowany, i� jest przecie na �wiecie artysta... patrzy�em na ten
male�ki obrazek, a �e �. p. Delaroche (tak jak, bywa�o kiedy�, Ary-Scheffer)
raczy� mi pozwala�, abym, ogl�daj�c utwory jego, m�wi� wszystko, co mi si�
zdaje, ja za�, na tym ju� stopniu stoj�cym artystom, nie mniemam, aby inaczej
si� m�wi�o, d�ugo wi�c my�lenie moje okre�la�em w s�owach �ci�le wiernych.
I sko�czy�em na tym - �e s�dz�, i� obraz taki nast�pstwa swoje mie� powinien i
�e sam jeden oderwanie wzi�ty niepe�n� jest rzecz� - na co mi p. Delaroche
odpowie: "Trzy w�a�nie takie robi� chc�, aby to sformowa�o trylogi�..." Potem
pokaza� mi jeszcze portret Thiersa, wyborny pod wszelkim wzgl�dem, i - zn�w do
ma�ego obrazka powr�ciwszy - rzek� mi tonem �egnalnym (bo w�a�nie kto�
nadchodzi� jeszcze): "Tak, trzy dopiero obrazy tego rodzaju razem wzi�te oka��
ca�o��..." - i par� krok�w ku drzwiom ze mn� robi�c, po dwakro� doda�: "Skoro
tylko dwa inne obrazki zrobi�... poka�� je panu - poka�� je", co zwyk� by�
okre�la� dobitnie, bo nie eksponowa� publicznie dzie� swoich ani nie ka�demu
je pokazywa�, zw�aszcza od niejakiego czasu...
Odt�d nie widzia�em ju� pana Delaroche'a, w kt�rego �mierci ostatni promyczek
Leonarda da Vinci mrokiem si� okry�...
Dowiadywa�em si�, czy dwa inne obrazki zacz�te by�y przed �mierci� wielkiego
artysty, ale nie... mo�e w szkicach...
*
Rzeczy tu opisane Czarnymi Kwiatami zw�: wierne s� jak podpisy �wiadk�w,
kt�rzy, pisa� nie umiej�c, znakami krzy�a niekszta�tnie nakre�lonego podpisuj�
si�; kiedy� i... w literaturze, kt�r� mo�e zobacz� innym razem... pisma takie
nie b�d� dziwnie wygl�da�y dla szukaj�cych powiastek czytelnik�w. - S� bowiem
powie�ci i romanse, i dramy, i tragedie w �wiecie niepisanym i nieliterackim,
o kt�rych si� naszym literatom ani �ni�o, ale - te okre�la� - czy warto?...
ju�?...
1856 r.