3753

Szczegóły
Tytuł 3753
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3753 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3753 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3753 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jaros�aw Iwaszkiewicz ZARUDZIE Pani Marii Janion ZARUDZIE nie jest opowiadaniem historycznym. Jak w wi�k- szo�ci opowiada� moich z ostatniej epoki, splata si� tu mn�stwo prawdziwych nazw, imion, fakt�w, nastroj�w, kt�re stanowi� dowoln� kompozycj�. Ani topografia, ani chronologia, ani fakto- grafia nie odpowiada tu �adnej rzeczywisto�ci. Chodzi tu o wywo- �anie atmosfery z po�owy zesz�ego wieku na Ukrainie. �adna osobisto�� ukazana tutaj, �aden fakt nie odpowiada rzeczywistym zdarzeniom: jest to czysta fikcja. J�zio, odk�d zrobi� sobie pok�j z gabinetu ojca, przeno- sz�c wszystkie ksi��ki do przyleg�ych pomieszcze� i usuwa- j�c w k�t sto�owego olbrzymie fortepianisko, poczu� si� wreszcie w Zarudziu u siebie, jak najdalej od matki i Tekli, a najbli�ej ogrodu, wysokich klon�w, kt�re ros�y z tej strony domu, i g�stych krzak�w bzu, kt�ry si� pieni� pod sam� �cian� i cz�ciowo zaciemnia� dochodz�ce tu �wiat�o wschodnie. Przed drugim oknem kaza� wyci�� zaro�la, a nawet par� drzew, i mia� z tej strony otwarty widok a� do samej Rudy. Rzeki wida� st�d nie by�o, tylko ��ki za rzek�, �agodnie wznosz�ce si� w g�r�, i niebo szeroko roz�o�one nad ca�� dolin�. �To jest miejsce naj�adniejszych ob�o- k�w" � mawia� Fi�aret, ale on mia� poetyckie wyra�enia i spos�b patrzenia na rzeczy, kt�ry J�ziowi nie zawsze si� podoba�. Uwa�a�, �e Fi�aret ma troch� zam�cone w g�owie, i przypisywa� te wady umys�u przyjaciela wp�ywom Ko�- cio�a prawos�awnego. Zreszt� Fi�aret unika� pokazywania 596 si� matce i Tekli i najcz�ciej skrada� si� do drzwi cichcem, a i wchodzi� do pokoju dosy� cz�sto przez okno. Nie by�o ono po�o�one zbyt wysoko i Fi�aretowi �atwo by�o wsko- czy� na parapet, nawet i J�zio u�ywa� tej komunikacji, zw�aszcza w nocy, kiedy by�o ciemno. Kapitan Kr�y�anow- skij za� nie wiadomo dlaczego cieszy� si� wzgl�dami pa�, cho� by� oficerem rosyjskiej armii, i przyje�d�aj�c z gar- nizonu w R�ance zatrzymywa� swego konia przed gan- kiem i uwi�zywa� go do s�upka, kt�ry tam sta� specjalnie w celu przywi�zywania koni. Czasami klacz kapitana tkwi�a przy tym s�upku d�ugie godziny i nawet do p�na w nocy, szczeg�lnie gdy u J�zia grano w karty. Mimo �e od �mierci ojca min�o przesz�o p� roku, J�zio jeszcze nie bardzo wci�gn�� si� w interesy Zarudzia i wszelkie rozporz�dzenia gospodarskie w�ciekle go nudzi�y. Zostawia� wszystko w r�- ku Tekli, ale mimo to denerwowa� si�, przejmowa� si� niekt�rymi sprawami, i znowu powraca�a ta niezno�na, ci�ka bezsenno��, kt�ra go tak m�czy�a od d�u�szego czasu. Tote� rankami budzi� si� p�no i cierpliwie znosi� gderanie matki i Tekli, kt�re obie, z rozmaitych powod�w, nie pochwala�y takiego trybu �ycia, a zw�aszcza kartograjst- wa. Na szcz�cie jeszcze niewiele pili. Piwnica by�a uboga, a na now� nie by�o pieni�dzy. Siedzieli wtedy w sto�owym pokoju, najwi�kszym w ca�ym domu, kt�ry mia� wyj�cie na taras i ca�� �cian� okien, tak �e p� �ciany by�o tu oszklone i rozci�ga� si� widok na ogr�d i na zej�cie do rzeki. Za rzek� wida� by�o te same pola, co z okien pokoju J�zia, tylko �e tu wy�ania� si� jeszcze zza �uku wzg�rza stary murowany wiatrak, kt�ry J�zio bardzo lubi�. J�zio przed�u�a� te ranne �niadania patrz�c na rozleg�y pejza� i nie zwracaj�c uwagi na gderania Tekli, kt�ra zawsze specjalnie siada�a ty�em do okna. Pani Duninowa rzadko przychodzi�a do jadalni, s�abe jej zdrowie zatrzymywa�o j� w ��ku, tam jej noszono kaw�, �mietank� zapiekan� w garnuszku i kr�g�e, rumiane bu�e- czki, kt�re Tekla specjalnie dla niej wypieka�a. 597 Widok za oknem, czy latem, czy w jesieni, czy nawet w zimie, by� bardzo pi�kny. Specjalnie dzi�ki szeroko�ci, obszarowi i temu, �e wida� tu by�o a� tyle nieba. Ale oczywi�cie najpi�kniejszy by� wczesn� wiosn�, gdy nowe listki by�y jak piskl�ta dopiero co ze skorupy wyl�g�e, a ga��zie, jeszcze nie bardzo zaro�ni�te li��mi, nie zakrywa�y ob�ok�w niebieskiego firmamentu. Przychodzi�y wtedy te wczesne wiosenne zmierzchy, kt�re nie maj� sobie r�wnych, kiedy s�o�ce zanurza si� w nie- okre�lon� blador�ow� mg�� i na wszystkich przedmiotach osiada ten r�owy szron szarej godziny, mieszaj�cy wszyst- kie.pastelowe barwy w jednym tyglu i zacieraj�cy kontury. Wyra�ne za dnia linie drzewnych pni, nadrzecznych barier i starego promu stawa�y si� nierealne. Drzewa zdawa�y si� nie przytwierdzone do ziemi, a prom na niewidzialnej st�d rzece zdawa� si� ark� staro�ytn� p�ywaj�c� w powietrzu. Czasami � w�a�nie na wiosn� � poziom wody w rzece podnosi� si� tak, �e wida� by�o bure, spi�trzone fale, kawa�y kry nios�ce si� jak burza po spokojnej zazwyczaj wodzie i k��bi�ce si�, okryte pian� wiry, przypominaj�ce spienione, zagnane konie. Tak wygl�da�y konie, kiedy posy�ano je po doktora w razie gwa�townej choroby J�zia. A w�a�nie najcz�ciej chorowa� on na wiosn�. A kiedy kra sp�ywa�a, spok�j niewidzialnej rzeki udziela� si� ca�emu pejza�owi. Zmierzchy zapada�y wtedy przejrzys- te i jak gdyby lodowate, nie mia�y ju� w sobie pastelowego rozwichrzenia i otacza�y wszystkie widzialne przedmioty wyra�nymi, czarno znaczonymi konturami. S�o�ce wtedy zachodzi�o na prawo, za lasem, i jeszcze przez nie bardzo zg�szczone zaro�la przenika�o jasnym, ��- tawym i bardzo przejrzystym promieniem. Je�eli okna by�y otwarte, dolatywa� wtedy o zmierzchu �piew s�owika. S�owi- k�w tych by�o bardzo wiele i gnie�dzi�y si� w zaro�lach nad sam� rzek�. Zdawa�o si�, �e chocia� by�y z okna niewidocz- ne, to fale rzeki �piewa�y i �piew ten jak fala dolatywa� 598 do okien domu, to bardziej zwarty i jakby zag�szczony, to znowu� roz�o�ony na pojedyncze g�osy, wznosz�ce si� zupe�nie bez ko�ca ku g�rze, jak w jakim� wymy�lnym muzycznym utworze. Ale potem li�cie na drzewach zag�szcza�y si�, po kolei milk�y g�osy s�owik�w i odzywa�a si� kuku�ka, chocia� nie bardzo cz�sto przylatuj�ca tu z lasu. Czasami ca�y widok, ca�e okno, daleki las i ten kawa�ek wiatraka, jaki tutaj zza przesieki wyziera�, powleka�a przejrzysta merla deszczu, let- niego, prawdziwego deszczu. Podnosi� si� wtedy z ziemi, szed� do rzeki i przybli�a� si� ku domowi ten jedyny zapach letniej nawa�nicy i letniego si�pania. Wszystko teraz, co si� widzia�o za oknem, pokrywa�a przejrzysta mgie�ka, jak gdy- by szmer wody sp�ywaj�cej z rynien do podstawionych be- czek przetwarza� si� w przejrzyst� tkanin� i przykrywa� ca�y pejza� zas�on� migaj�cego szmeru i namacalnego zapachu. Przychodzi�y i burze. Widzia�o si� wtedy na ko�cu drogi za lasem bij�ce w drzewa i w ziemi� pioruny, po sinym niebie szybko przelatywa�y zielone strz�py ob�ok�w, drzewa przygina�y si� do ziemi i wszystko za rzek� zmienia�o si� w co� pierwotnego i gro�nego. A w sierpniowe upa�y sta�o wszystko nieruchome za oknem w ��tym i gor�cym �wietle. Lipy i klony zaczyna�y tu i �wdzie pokazywa� po��k�e li�cie na ca�ych ga��ziach, droga przez las, za promem, le�a�a ��ta i kurzy�a si�, jak tylko kto po niej przeje�d�a�, i czu�o si�, cho� si� nie widzia�o, �e rzeka staje si� coraz w�sza i �e zjawiaj� si� po niej ��te plamy mielizn jak brzuchy zdech�ych ryb. Wtedy przez okno wchodzi� do pokoju zapach dojrza�ego zbo�a, snopk�w i stog�w, zapach s�omy i ziarna, zapach kurzu m�ockarnianego i jak gdyby rze�wy zapach ludzkiego potu. Sierpie� by� ukochanym miesi�cem mieszka�c�w domu i zupe�nie niezauwa�alnie przechyla� si� we wrze�niow� dojrza�o��. 599 Dawno min�a epoka �wietnych polowa�, nikt te� nie strzela� ani w polu, ani w lesie, a mimo to co rana dolatywa�o o wschodzie s�o�ca z dalekiego pasma przesieki, z g�stych zawalisk le�nych i z tamtej strony, gdzie rozci�ga�y si� jary i w�wozy, co� jakby odg�os, has�o tr�bki my�liws- kiej. Brzmia�o to ciche i dalekie echo na po�egnanie lata, kiedy widok z okna sto�owego pokoju zmienia� si� radykal- nie i kiedy nast�powa�y smutne czasy jesieni, bogatej i pew- nej siebie, ale ju� takiej, kt�rej dni staj� si� coraz to kr�tsze i coraz mniej posiadaj� tre�ci. Ten sam mniej wi�cej widok, tylko jak gdyby z profilu, mia�o si� przed sob�, gdy si� siedzia�o przy fortepianie zagnanym teraz w k�t ogromnej jadalni. By� to du�y instrument, kt�ry jeszcze kiedy� sam Chopin wybra� dla Dunin�w u Pleyela. J�zio czasem grywa� na nim jakie� sentymentalne kawa�ki, sztuczki Schumanna, kt�re studio- wa� we wczesnej m�odo�ci, prawie w dzieci�stwie, z pann� Goffard na samym pocz�tku jej pobytu w Zarudziu. Cza- sem w po�udnie lubi� gra� �wiczenia albo improwizowa�, �ledz�c ob�oki na niebie. A ob�oki rzeczywi�cie by�y nad Zarudziem pi�kne jak na freskach w�oskich malarzy, ale w�oskich malarzy J�zio nie zna�. M�wi�a mu o nich tylko matka, kt�ra w m�odo�ci, w panie�stwie, odbywa�a jeszcze woja�e do Italii. M�wi� tak�e i wuj Ferdynand, kiedy przyje�d�a�, ale jego J�zio raczej ma�o s�ucha�. Wuj Ferdynand mia� t� w�a�ciwo��, �e bardzo J�zia nudzi�. Wuj Ferdynand przyst�pi� do radykalnego zreformowa- nia swoich interes�w i zbudowa� w swojej Rotmistrz�wce fabryk� cukru, czyli po prostu cukrowni�. Namawia� tak�e J�zia, aby go na�ladowa�, i kiedy J�zio wymawia� si� brakiem potrzebnego kapita�u, kt�rego rzeczywi�cie nie mia�, obszernie mu wyk�ada� o po�ytkach towarzystw akcyjnych, o czym J�zio doskonale wiedzia�, i podejmowa� si� pom�c J�ziowi w stworzeniu takiego towarzystwa do 600 budowy i eksploatacji cukrowni, nawet wybiera� ju� miejsce w Zarudziu, gdzie cukrowni� mo�na by by�o postawi�. Wuj Ferdynand by� dalekim krewnym J�zia. Stryjeczno- -stryjeczny jego ojca, tyle tylko, �e nosi� to samo nazwisko, ale bardzo ma�o mia� wsp�lnego z J�ziem i z jego najbli�- szymi. Wuj Ferdynand zawsze pot�pia� ojca J�zia za ca�e jego �ycie, a zw�aszcza za spos�b jego zako�czenia, i po prostu narzuca� si� jako opiekun J�ziowi i jego matce, chocia� J�zio by� dawno pe�noletni i formalnie opieki nie potrzebowa�. M�g� z ca�kowit� swobod� gospodarzy� na swoim. Gospodarzy�a oczywi�cie Tekla przy pomocy licznych babskich przybud�wek, kt�re lubi�y do wszystkiego si� wtr�ca�. Jedyny m�ski przedstawiciel prawdziwej gospo- darno�ci, ekonom, pan Florian Szumski, by� odpowiedzial- ny za ca�e �m�skie" gospodarstwo. Jak ojciec J�zia, pan Maksymilian mawia�: �Taki tylko ekonom dobry, kt�ry o sobie pami�ta, on ma, a przy nim i mnie si� co� nieco� oberwie." Pan Florian okaza� wielkie m�stwo przy uw�aszczeniu ch�op�w, przy nadaniu im ziemi i w sprawach serwitut�w, kt�re by�y na Ukrainie normalniej u�o�one i nie prowadzi�y do ustawicznych konflikt�w pomi�dzy wsi� a dworem, tak uci��liwych na terenie Kr�lestwa. I bez serwitut�w nie brakowa�o tu powod�w do konfliktu. W powietrzu zawsze trwa� jakby sam zapach dawnych spraw, co� jakby sw�d spalonych dom�w i pod�eganych pali. Ale to by�y dla J�zia przedmioty nocnych rozmy�la�. W nocy przychodzili do niego jego przodkowie i przod- kowie Fi�areta, w nocy prowadzili spory, chwytali za karabele i ci�gali za brody. A w dzie� ten pejza�, kt�ry mia� przed sob�, dysza� takim spokojem, ob�oki przep�ywa�y za ka�dym razem inne i zawsze takie zajmuj�ce, �e po prostu nie mia� czasu na my�lenie o sprawach, od kt�rych robi�o si� coraz g�ciej w Zarudziu. 601 Oczywi�cie i w dzie� atakowa�o go bardzo du�o spraw. Chodzi�o tu i o te czynsze, i o te serwituty. Tecia atakowa- �a go o brak got�wki, i rzeczywi�cie � chocia� w domu wszystko by�o i w gospodarstwie nie brakowa�o siana dla kr�w, a m�ki dla ludzi � owsa dla koni czasem nie stawa- �o, a ju� �ywej got�wki nigdy nie by�o. W szafie na bieli- zn� J�zia sta� taki �elazny sepecik, od kt�rego klucz nosi� zawsze w kieszeni, nawet czasami otwiera� tym kluczem sepecik, ale �adnych monet w sepeciku jako �ywo nie by�o. Bo i kt� m�g� mu te pieni�dze w�o�y�, je�eli klucz by� u niego w kieszeni? Ju� pr�dzej Fi�aret mia� jakie� miedziaki. J�zio go nigdy o pochodzenie tych pieni�dzy nie pyta�, ale jasne by�o, �e Fi�aret podbiera� skarbonki w cerkwi albo zgarnia� par� monet z tacy, albo mu si� przykleja�y do paznokci jakim� innym sposobem. Wystar- cza�y mu na machork�, kt�r� kurzy� w li�ciach wi�nio- wych, skr�canych specjalnym sposobem, a nawet wystar- cza�o na gr� w stuku�k�. Pani Duninowa oczywi�cie mia�a jakie� pieni�dze (sk�d?), sprowadza�a przecie� czekolad� z �ytomierza, kt�r� jej na podwieczorek przyrz�dza�a Tecia, okraszaj�c kr�conymi z cukrem ��tkami, a nawet przywozi� zezowaty Moszko od czasu do czasu niedu�� paczk� ksi��ek. By�y to francuskie romanse pani Sand albo pana Balzaka, a tylko w wyj�tkowym wypadku ja- ka� ksi��ka pana Kraszewskiego. A przecie� pan Kraszew- ski mieszka� sam w �ytomierzu i chyba polskie ksi��ki mo�na by�o bra� prosto od niego. Ale je�eli chodzi o lektury J�zia, to ogranicza�y si� one do pobo�nych ksi��ek Bossueta i Fenelona, w pi�knych oprawach widniej�cych w szafach przedpokoju i ojcow- skim pokoju, albo do osiemnastowiecznych francuskich romans�w, kt�re by�y tak nieprzyzwoite, �e ich nie rozu- mia�. Chcia� porozmawia� o tym z pann� Goffard, ale jako� nie nadarzy�a si� sposobno��. Wiedzia�, �e Masia jest znowu� na pensji pani Zaleskiej 602 w Daszowie i chcia� si� nawet tam kiedy� wybra�. Tylko si� ba� rozm�w na temat ojca, wspomnie� sprawy Konar- skiego, cho� to ju� tyle lat min�o, ale ludzie pami�tali i ci�gle o tym m�wili. Zadawaliby mu pytania, na kt�re trudno by mu by�o odpowiada�. Nic nie wiedzia�, a poza tym nie chcia� o tym m�wi�. Raczej wi�c poci�ga�o go to bytowanie, ma�o czynne, jak m�wi� ksi�dz Ossoli�ski z R�- �anki, bytowanie kontemplacyjne. J�ziowi ogromnie podo- ba�o si� to s�owo, powtarza� je sobie czasem, bawi� si� nim. �acin� jako� tam podgoni� u bazylian�w w Humaniu, wi�c nie by�o mu to s�owo obce ani w swym pierwiastku, ani w swojej formie. Tylko bawi�o go zastosowanie ta- kiego �wielkiego", wymownego s�owa, proporcja mi�dzy tym wyrazem a jego �yciem, kt�re zdawa�o mu si� dziwnie beztre�ciwe. A wi�c kontemplacja, czy to patrzenie przez okno, wci�ganie w siebie tego coraz to innego, a wiecznie jed- nakowego widoku, czy te� bezsenne le�enie w ��ku z wie- czora, zanim przyszed� niespokojny sen, i patrzenie na niebo i gwiazdy, cz�ciej na przelotne chmury. Okno by�o niedaleko i z ��ka m�g� widzie� te pejza�e nieba i ziemi. Fi�aret wiedzia�, �e on �le sypia, �e z wieczora tarza si� po ��ku, i najcz�ciej w�a�nie o tej porze zagl�da� do niego. Gar�ci� piasku rzuca� w szyb�, je�eli okno nie by�o otwarte, i przychodzi�. Przychodzi� �na rozmow�". J�zio tak si� przyzwyczai� do tych wizyt, �e bardzo mu ich brakowa�o, kiedy Fi�aret czasami nie przyszed�. Ojciec posy�a� niekiedy Filareta do miasteczka z jakim� interesem, Fi�arel wraca� wtedy p�no, lekko podpity, i wtedy do J�zia nie zachodzi�. Czasami musia� z polecenia ojca pojecha� do Humania albo towarzyszy� mu w jakich� pielgrzymkach do Poczajowa czy gdzie. Ojciec Filareta, paroch w Zarudziu, prowadzi� do�� du�e gospodarstwo, g��wnie hodowa� owce, trzeba wi�c by�o od czasu do czasu i w sprawie we�ny gdzie� pogna�, bo stary ju� by� coraz oci�alszy i trudno mu by�o si� rusza�. 603 Fi�aret twierdzi�, �e i on si� ju� starzeje, i za ka�dym razem, gdy wskakiwa� do J�zia przez okno, skar�y� si�, �e mu coraz ci�ej. J�zio wcale tego nie uwa�a�. Fi�aret zawsze mia� t� twarz podstarza�ego anio�ka z wyskubanymi i nieporz�d- nymi, jasnymi jednak lokami, zawsze mia� t� aktorsk� g�adko�� wygolonej twarzy, pozornie beznami�tnej, ale raz po raz okrywaj�cej si� zmarszczkami: przy u�miechu, przy gniewie, przy wi�kszym przej�ciu si� tym, co m�wi�. Te wieczorne rozmowy zawsze by�y raczej d�ugimi mo- nologami Filareta, opowiada�, m�wi�, filozofowa�, by� inteligentniejszy od J�zia � przynajmniej J�zio go za takiego uznawa� � i �atwiej mu by�o m�wi�. J�zio od- powiada� monosylabami, czasami nawet nie wiedzia�, co powiedzie� na opowiadania gor�ce lub cyniczne przyja- ciela. Zreszt� istnia� mi�dzy nimi ca�y szereg spraw, o kt�rych nie mogli rozmawia�, kt�rych J�zio nie porusza�, a Fi�aret jak gdyby si� um�wi�, tak�e o nich milcza�. Przede wszyst- kim sprawa ojca. J�zio wiedzia�, �e Fi�aret wiele m�g�by na ten temat powiedzie�. Mo�e nie wiedzia� wszystkiego, ale to pewne, �e wiedzia� wi�cej ni� inni. Zreszt� wiadomo by�o, przez to samo okno przychodzi� by� i do J�ziowego ojca, rozmawia� z nim tak samo. Tyle tylko, �e by� od starego Dunina m�odszy, wi�c raczej mo�e on s�ucha�, a Dunin opowiada�. Wiadome by�o tak�e � chocia� nikt o tym nie m�wi� i s��wka s�dziemu �ledczemu o tym nie pi�ni�to � �e to Fi�aret widzia� si� z panem Maksymilianem przed sam� jego �mierci�. Pan Maks zastrzeli� si� o �wicie, a Fi�aret wyskoczy� przez to okno oko�o p�nocy. O czym ze sob� rozmawiali i czy Fi�aret co� wiedzia� o powodach, kt�rych nikt nie zna�? Kartka zostawiona przez pana Maksa g�osi�a: �Prosz� nikogo o moj� �mier� nie oskar�a�." Tote� nikt nie oskar�a�, a J�zio nigdy Fi�areta nie zapyta�. Druga sprawa, o kt�rej milczeli, to by�a sprawa Konars- kiego. Fi�aret by� wtedy jeszcze zupe�nym dzieckiem, ale 604 te� chyba pami�ta�. Konarski mia� spotkanie w Zarudziu z kim� z rodziny Michalskich czy z narzeczon�, czy ze swoimi stryjecznymi, to te� by�a sprawa cicha i skom- plikowana. Duninowie nie odpowiadali, nie byli ci�gani na zeznania, nie wzywano ich ani do �ytomierza, ani do Kijowa, podczas kiedy p� Wo�ynia dr�a�o i mia�o nie- spokojne noce wtedy. Dlaczego? Mo�e i o tym co� wiedzia� Fi�aret, bo kiedy� nawet m�wi�c o czym� innym, z lekka zakl��: �A, ci emisariusze!" I w og�le kwestia zwolnienia ch�op�w, oczynszowania, nadzia�u ziemi�, wszystko, co tak wtedy elektryzowa�o rozmowy po dworach i dworkach, by�o wykluczone z tych nocnych rozm�w. Monologi Fi�areta dotyczy�y spraw filo- zoficznych i historiozoficznych. Bardzo rzadko J�zio po- zwala� mu m�wi� o pensji pani Zaleskiej, o pannie Goffard � co wszystko by�o oczywi�cie rozmow� o Masi Dyakows- kiej. No, ale ju� tak zupe�nie o niczym rozmawia� ca�ymi godzinami nie mogli. Masia Dyakowska by�a dalek� krewn� J�zia, dziesi�ta woda po kisielu. Ale si� znali od dawna, Masia przyje�d�a�a do Zarudzia jeszcze jako ma�a dziewczynka. I J�zio nie m�g� przez d�ugie lata okre�li� tych uczu�, jakie rozbudza�y w nim jej wizyty. Wiedzia�, �e to nie by�a mi�o��, zreszt� w tak m�odym wieku nie przychodzi�o mu do g�owy kochanie. Ale to, �e czu� si� przy Masi zupe�nie innym cz�owiekiem, i to jeszcze kiedy by� zupe�nie m�ody, to by�o przecie� czym� nadzwyczajnym. Z chwil� kiedy Masia przest�powa�a pr�g domu w Zarudziu, J�zio czu�, �e kto inny zamieszkuje w jego ciele, przemienia� si� jako� od �rodka. Na og� nie lubi� ludzi i niespecjalnie go interesowa- �y ich charaktery, ich przygody, zw�aszcza tych najprost- szych ludzi, kt�rzy ich otaczali w domu. Wiedzia�, �e interesowa�a si� nimi na przyk�ad Tecia i godzinami mog�a m�wi� o starym parochu Sosnowskim, ojcu Filareta, o jego dawno zmar�ej �onie, umia�a wylicza� mogi�y wszystkich, 605 jak le�eli na cmentarzu po kolei, i o ka�dym co� opowie- dzie� � nie m�wi�c ju� o tym, �e specjaln� trosk� i specjal- nymi opowiadaniami, kt�re brzmia�y jak ballady, otacza�a takie osoby, jak �ona kozaka Ilka, kt�ra mieszka�a w chatce po�o�onej daleko w lesie, uchodzi�a za kobiet� wiedz�c� i zdaje si� utrzymywa�a si� z przepowiedni. Dziewki z dworu i ze wsi chodzi�y do niej potajemnie i potem, wida�, opowiada�y Teci o niej i o tym, co ona im przepowiedzia�a. Nie. J�zio nie interesowa� si� lud�mi, dop�ki Masi nie by�o w Zarudziu. Kiedy Masia przyje�d�a�a z matk� czy z pani� Zalesk�, czy z pann� Goffard, J�zio odnajdowa� w sobie nagle zainteresowanie wszystkim, co dzia�o si� w Zarudziu, w lesie, w Daszowie, na pensji, i czu� si� jak gdyby bogatszy. Nie czu� te� tych dw�ch koszmar�w, kt�re nie dawa�y mu spa� w nocy. Konarskiego rozstrzelano, ale on zawsze my�la� o tym, �e mogli go powiesi� jak tylu innych. Frapowa�a go zreszt� opowie�� o tym, jak w Kijowie odegrano komedi� wieszania. W Lipkach, na samej g�rze, naprzeciwko wr�t do cytadeli, zbudowano wysok�, mocn� szubienic� z bali d�bowych i pomalowano j� na czarno. Zawsze ten czarny kolor wydawa� mu si� w nocy specjalnie strasz�cy. W poprzeczk� wbito cztery haki i przeci�gni�to sznury. Z obu bok�w szubienicy wykopano cztery wielkie do�y, jakby tam miano chowa� czterech olbrzym�w, a nie n�dznych agitator�w, kt�rych z�apano nawet bez broni. I kiedy ju� tylko brakowa�o chwili, kiedy kat z zakasanymi r�kawami mia� wytr�ca� drabin� spod n�g skazanych, od strony pa�acu gubernatorskiego nadjecha� oficer na roz- grzanym koniu, krzycz�c z daleka: �Sta�, sta�!" Pani Zalesk� mu o tym opowiada�a, jednym ze skaza�- c�w by� jej kuzyn. Pojecha�, a w�a�ciwie m�wi�c poszed�, bo szed� etapem, na Sybir. J�zio czasami, kiedy nie spa�, s�ysza� turkot kibitki na drodze przed gankiem. Oczywi�cie �adnej kibitki nie by�o. Najwy�ej turkota�a biedka Moszka, kt�ry czasami p�no wraca� z miasteczka, czasami wraca� o �wi- 606 ci�. Ale tych odg�os�w s�ucha� J�zio biernie, rozci�gni�ty w morzu swojej bezsenno�ci. Masia przyje�d�a�a z Daszowa powozem. I ju� ten pow�z turkota� osobliwie. Masia i towarzysz�ca jej osoba by�y zas�oni�te sk�rzanym fartuchem, kt�ry si� rozpina� na budzie. J�zio odpina� zapi�cie fartucha. Masia te� chcia�a to zrobi� i ich r�ce spotyka�y si� na chwil�. Od tego si� zaczyna�o. Wuj Ferdynand nudzi� go potwornie. Zosta� wybrany tak zwanym po�rednikiem i urz�dza� interesy, to znaczy na- dziel�! wyzwolonych ch�op�w ziemi� i po�redniczy� mi�dzy nimi a w�a�cicielami ziemskimi w tych skomplikowanych sprawach. Wszystkie �ale, przesz�e, obecne i dawno zdawa- �oby si� minione, wyp�ywa�y na wierzch przy tej okazji. Fi�aret s�ucha� opowiada� wuja, ale on tylko jeden w Zaru- dziu. Pani Duninowa rzeczywi�cie by�a chora, nie mog�a przyj�� do siebie po samob�jstwie pana Maksa, Teci� zajmowa�y drobiazgi i drobia�d�ki, od orania od�og�w pocz�wszy do pieczenia bab. Na Zielone �wi�ta w Zarudziu pieczono takie same baby, jak na Wielkanoc. Ch�opi i zie- mia � niewiele to obchodzi�o. Fi�aret tylko s�ucha� i s�ucha� chciwie, czasami rzuca� nawet jakie� pytanie. Ostatecznie J�zio wola� ju� pytania dotycz�ce �mierci ojca. Pani Zalesk� zadawa�a je bardzo delikatnie i okr��aj�c z daleka, ale mimo ca�� jej delikatno�� i ca�� kultur� wida� by�o, �e p�onie ciekawo�ci�. Nie mog�a si� uspokoi�, a �e w�a�ciwie m�wi�c nikt nic nie wiedzia� i nikt nie m�g� zaspokoi� jej ciekawo�ci, nie dawa�a temu wiary. Przede wszystkim za� J�zio musia� wiedzie�, co by�o przyczyn� tragicznego kroku. Ale nie m�wi� nic, nawet aluzji nie robi�. Zarudzia nie sprzedawano, wi�c powodem dramatycznego samob�jstwa nie by� krach finansowy. Z gospodarstwem to tam nigdy nie by�o dobrze, a teraz tym bardziej. Pani Zalesk� nie mia�a przekonania do zdolno�ci ekonomicz- nych kobiet, a zdawa�a sobie spraw�, �e pani Duninowa jest 607 kompletnie opanowana przez Teci� i �e obie nie tylko nie wci�gaj� J�zia do spraw gospodarczych, ale staraj� si� trzyma� go jak mo�na najdalej. �Ale J�zio to bardzo mi�y ch�opiec" � dodawa�a pani Zaleska zawsze na ko�cu takich rozwa�a�. Najcz�ciej ta rozmowa prowadzona by�a z pann� Gof- fard. Ju� nikt nie pami�ta�, w jaki spos�b panna Goffard znalaz�a si� na Ukrainie, wiadomo by�o tylko, �e wyl�- dowa�a z pocz�tku w domu Dunin�w, a potem na pensji pani Zaleskiej, gdzie jako nie-Polka by�a znakomitym parawanem wobec sprawnika i wy�szej policji, kt�ra si� czasami nagle zaczyna�a interesowa�, co robi� te panienki zebrane do�� licznie we dworze pani Zaleskiej. Siostry pani Zaleskiej nie by�y a� tak p�odne, aby jej sprawi� tak� ilo�� siostrzenic. Panna Goffard by�a nie tylko uczuciowa owym suchym francuskim uczuciem, kt�re pani Zaleska nazywa�a �uczuciem z tragedii Corneille'a", ale i bardzo inteligentna i w nader kr�tkim czasie osi�gn�a daleko posuni�t� orientacj� w miejscowych stosunkach, wiedzia�a i rozumia�a daleko wi�cej ni� pani Zaleska, nie m�wi�c ju� o innych kurach domowych, kt�rych kurniki otacza�y Dasz�w. W kr�tkim czasie panna Goffard �wietnie m�wi�a po polsku, co si� stara�a ukry� przed pensjonariuszkami. Zdra- dza�a si� jednak pstrz�c swoj� francuszczyzn� polskimi wyra�eniami. M�wi�a wi�c: �Elle est comme ca, zgry�liwa", albo: �Elle a des petits yeux kaprawe" (to o Teci), albo jeszcze (o samej pani Duninowej): �On ne peut pas dire qu'elle est poczciwa z ko�ciami." Nie trzeba my�le�, z tych przyk�ad�w wyci�gaj�c wnio- ski, �e panna Goffard by�a z�o�liwa. Mo�e nie zna�a we francuskim j�zyku odpowiednio z�o�liwych s��w? Opusz- czaj�c Francj� jeszcze za czas�w Karola X, zachowa�a w sercu legitymistyczn� mi�o�� do Burbon�w i brak ��ci. Tu jej dopiero nabra�a. 608 Zanim dosta�a si� do pensji pani Zaleskiej, by�a wy- chowawczyni� w domu Dunin�w. Opiekowa�a si� J�ziem i jego starsz� siostr�, Anetk�, kt�ra umar�a na szkarlatyn�. Opr�cz tego udziela�a dzieciom lekcji muzyki. Gra�a biegle na fortepianie. Panna Goffard bardzo si� z�y�a z domem Dunin�w. Mo�e co� wiedzia�a o powodach samob�jstwa pana Maksa? J�zio ma fotografi� ojca robion� par� lat temu. Nie chce jej trzyma� na wierzchu, wiesza� nad ��kiem, postawi� na stole. Le�y w szufladzie komody, na bieli�nie, w owalnej, czarnej ramce. Chocia� J�zio doskonale pami�ta ojca, jednak na fotografii wydaje mu si� zupe�nie inny. Pan Maks jest pi�kny, oczywi�cie bardzo pi�kny, ma pochylon� nieco na bok g�ow� i wida� doskonale t� wspania��, mocn� lini� nosa. Kiedy ogl�da t� fotografi�, czasem ogarnia go rozczule- nie; ojciec by� bardzo zimny, ale zawsze by� to ojciec i J�zio go kocha�. A czasami ogarnia�a go niech��, gdy patrzy� na te pi�kne rysy. Najcz�ciej zreszt� ogarnia�a go niech��. Nienawidzi� tej prostej si�y, tej ca�kowitej, zupe�nej m�sko- �ci twarzy ojca. Pan Maksymilian w gruncie rzeczy wy- gl�da� jak pi�kny oficer. Nigdy nie by� w wojsku, ale je�dzi� konno i strzela� jak wojskowy. �Jak rycerz" � m�wi�a pani Duninowa. Zastanawia�o go to, jak mo�e by� tak wielka r�nica mi�dzy ojcem a synem. Tak zupe�nie s� do siebie niepodo- bni. To by� prawdziwy �o�nierz. J�zio wyobra�a� sobie wzrok ojca, kiedy patrzy� na kobiety. Zazwyczaj d�ugo obraca� fotografi� w r�ku, ogl�da� j� z daleka i z bliska. Mo�e mu ta pi�kno�� imponowa�a? Wiedzia�, �e nie by� do niego podobny. Nie by� podobny i do matki, ale do jakiego� nie znanego mu przodka. Sk�d pochodzi� ten cz�owiek? Dlaczego J�zio by� taki inny od niego? A przede wszystkim dlaczego mia� t� niezno�n� sk�onno�� do zastanawiania si�? 39 Opowiadania 609 � To dobrze � m�wi� nie wiadomo o czym. Wyjmowa� cz�sto z szuflady fotografi�, gdy nikt nie widzia�. Kiedy� zobaczy�a to panna Goffard. � II etait beau ton pere � powiedzia�a tak tylko, �eby co� powiedzie�. Ale J�zio si� zirytowa�. � To takie banalne powiedzenie � do�� ostro zaatako- wa� Francuzk� � zreszt� i pi�kno�� mojego ojca by�a te� banalna. Kapitan Kr�y�anowskij o wiele przystojniejszy. Panna Goffard popatrzy�a na J�zia uwa�nie. Nie wie- dzia�a, czy J�zio tak sobie tylko to powiedzia�, czy to co� jednak znaczy�o. Nie, ale J�zio uspokoi� si�. � Tak, popatruj� od czasu do czasu na t� fotografi�, bo jego rysy zacieraj� mi si� ju� w pami�ci. Jeszcze pami�tam, jak si� �mia�... Powiedzia� to i zastanowi� si�. Patrzy� bez przerwy w r�g pokoju, jakby tam widzia� ojca. Potem u�miechn�� si�. � Pami�ta pani jego �miech? � spyta�. I g�os mia� ju� mi�kki. Panna Goffard zdziwi�a si�, �e nastroje J�zia zmieniaj� si� tak szybko. Wreszcie tego roku na wiosn�, w maju, nie m�g� ju� wytrzyma� i pod pretekstem, �e jedzie do krawca, pojecha� do Daszowa. Jecha� konno, towarzyszy� mu na drugim koniu kozak, s�u��cy Ilko. Dom, stara rudera, ale bardzo obszerna i wygodna, jeden z dawnych gospodarczych dom�w Potockich, sta� za rzecz- k�, w starym Daszowie. Stary Dasz�w by� bardzo malow- niczy, po�rodku du�ego placu wznosi�a si� rozchwiana cerkiewka. Nie zniszczy�y jej walki i bunty XVII i XVIII wieku, stercza�a zielon� wie�yczk�, troch� na bok po- chylon�. W dnie targowe zbiera� si� jarmark naoko�o cerkiewki, a teraz by� szeroki, pusty majdan. Po bokach sta�y proste, bia�e chaty, a dopiero w g��bi sta� ten dom. Nie 610 mia� ganku na kolumnach, fasada by�a niewysoka, tylko na tle bia�ej �ciany widnia�y niezwykle wysokie drzwi, a ko�o tych drzwi, pod �cian�, sta�y ciemne �aweczki. Na jednej z tych �awek siedzia�a Masia. J�zio bardzo niezgrabnie zeskoczy� ze swego wierzchowca. Gdyby kto� kaza� J�ziowi z�o�y� sprawozdanie z tej wizyty, trudno by�oby si� ch�opcu po�apa� w tym wszystkim. Nie zdawa� sobie sprawy p�niej z nast�pstw, jakie nios�y te zdarzenia, zreszt� drobne zda- rzenia, i s�owa, kt�re potem stanowi�y w jego g�owie jeden amalgamat. Wiedzia�, �e uca�owa� Masie w policzek, potem si� tego zawstydzi�. By� podwieczorek, na podwieczorek by�a bia�a kawa i kurcz�ta na zimno. Masia cz�stowa�a go plackiem, kt�ry podobno sama upiek�a. By�o kilkana�cie jakich� panienek i po podwieczorku ta�czono kontredansa, do kt�rego przygrywa�a panna Goffard. Potem zacz�y si� popisy. Kt�ra� dziewczynka �piewa�a ber�eretki, a pi�� panien Pi�tkowskich z Ochmatowa, ubra- nych w r�nokolorowe tarlatanowe suknie, ta�czy�o razem lub po kolei, to z tamburynem, to z bukietem, to z szarf�. Gdy si� zm�czono popisami, pani Zaleska poprosi�a J�zia, aby co� zagra�. Gra� po dyletancku, ale bardzo poruszaj�ce. Pani Zaleska twierdzi�a, �e �gra z uczuciem". Zagra� par� sztuczek Schumanna, a potem par� mazurk�w Chopina. Po czym przeszed� na polki pani Keyzer i znowu ta�czono. Pani Zaleska traktowa�a J�zia jako zupe�nie dojrza�ego s�siada interesuj�cego si� �niwami, budow� cukrowni i sprawami wyzwolenia ch�op�w. O sprawach szerszych, warszawskich � nie m�wi�a, ale dawa�a do zrozumienia, �e specjalnie unika tych temat�w jako nie bardzo bezpiecz- nych w takiej gadaninie. Przy kurcz�tach! I podczas kon- tredansa! Przez ca�y czas, czy sam co� m�wi�, czy kto� do niego co� m�wi�, J�zio czu� fizycznie obecno�� Masi i kiedy na chwil� wychodzi�a (na przyk�ad po sw�j placek do spi�arni), 39* 611 odczuwa� to jej wyj�cie jak rozstanie. Wr�cili ju� po ciemku, przy czym Ilko poprowadzi� �kr�tsz� drog�", przez lasy. �Kto drogi prostuje, ten w domu nie nocuje" � powiedzia� sobie J�zio, bo droga powrotna wyda�a mu si� daleko d�u�sza i dla koni uci��liwsza. Ale sam by� uszcz�liwiony. Jechali brzegiem lasu jak�� nieokre�lon� �cie�k�, co chwila zje�d�ali w d� do przecinaj�cych las w�woz�w, konie prycha�y. Ilko jecha� obok niego, tak �e strzemiona ich uderza�y o siebie z przyjemnym srebrnym d�wi�kiem. W pewnej chwili, kiedy wyjechali z w�wozu mi�dzy wysokimi paprociami, las si� nie przerzedzi�, raczej zag�ci�, ale zrobi�o si� ja�niej, bo wzeszed� powoli du�y, jasny ksi�yc. Jechali teraz �cie�k� mi�dzy drzewami, jakby w stron� ksi�yca, jakby naprzeciwko wschodz�cego �wiat- �a. Majowy zapach m�odych li�ci uderza� i chwyta� za gard�o, J�zio widzia�, �e konie depcz� konwalie. Pi�kno tej drogi rozczuli�o go, wezbra�y w nim uczucia, rado�� i smutek zarazem. Gdy jechali strzemi� w strzemi� z likiem, pochyli� si� i obj�� go za szyj�. Ilko za�mia� si�. � Paniczowi potrzebna dziewczyna � powiedzia�. I tej nocy przyprowadzi� mu Lesie. Ale ta sprawa nie odegra�a wi�kszej roli w jego �yciu. Nie liczy� czasu od tej nocy, zreszt� mia� ju� przedtem takie prze�ycia. Natomiast te odwiedziny w Daszowie na pensji pani Zaleskiej by�y pewnego rodzaju epok�: dzieli� je�li nie swoje przygody, bo ich nie mia�, to swoje my�li na czas �przed kontredansem" i �po kontredansie". Kontredans nie by� czym� szczeg�lnym, bo sam nie ta�czy�, ale tak ju� by�o. Chodzi�o o atmosfer� tego popo�udnia. Tego lata, po tym maju, Masia przyje�d�a�a kilkakrotnie do Zarudzia. Przyjazdy te nape�nia�y J�zia dziwnymi uczu- ciami, z kt�rych sobie nie m�g� zdawa� sprawy. Masia przy- je�d�a�a albo z pann� Goffard, albo z pani� Zalesk�. J�zio czu�, �e te przyjazdy by�y jak gdyby pretekstem, w ka�dym 612 razie Masia nie przyje�d�a�a do niego. Panna Goffard przy- je�d�a�a do pani Duninowej, odwiedza�a j� w jej sypialni, pani Zalesk� przyje�d�a�a tak�e do niej, cz�ciowo do Teci, z kt�r� mia�a d�ugie narady gospodarskie. Ale Masia nie d�- �y�a do tego, aby by� ca�y czas z J�ziem. Zawsze zabiega�a do pana Floriana Szumskiego, kt�ry mieszka� sam, z matk�, w ma�ym domku, nie opodal dworu. Co Masia mia�a do pana Floriana? Gdy J�zio j� spyta� o to wprost, powiedzia�a: � Och, wiesz, �atwo si� domy�li� � w naszych czasach! Wynika�o z tego, �e jest to jaka� sprawa polityczna. Masia po�redniczy�a w jakiej� akcji, ale J�zio nie pyta�, w jakiej. Wiedzia�, �e i tak si� niczego nie dowie, a zreszt� nawet nie by� ciekawy. Niecierpliwi�a go ta ruchliwo��, kt�r� wyczuwa� naoko�o siebie, a w kt�rej nie bra� udzia�u. A by�o to lato dziwne i pe�ne wewn�trznych wstrz�s�w, kt�rych nikt nie powinien by� zauwa�y�. Lato przygotowa�, walk ideowych, batalii na s�owa, na organizacje � tak�e na z�udzenia, kt�re wszyscy podzielali, a kt�re nie dla wszyst- kich ko�czy�y si� jednakowo. Wuj Ferdynand przyje�d�a� coraz cz�ciej i jako� tam kr�ci� si� ko�o J�zia. Nagabywa� go na wszystkie mo�liwe tematy, nawet na temat �eniaczki. J�ziowi przysz�o do g�owy, �e mo�e by wuj wyswata� go z Masia, ale nie �mia� mu o tym powiedzie�. M�wienie z wujem Ferdynandem o Masi uwa- �a�by za zdrad�. Wuj Ferdynand jakby si� troch� domy�la�, bo zacz�� nie pytany m�wi� o sytuacji maj�tkowej Dyakowskich, o tym, �e s� bez grosza i �e c�rkom nie b�d� mogli da� posagu. J�zia niezmiernie irytowa�y oczy wuja Ferdynanda. Przy- kryte prawie nie podnosz�cymi si� powiekami, zawiera�y jaki� fa�sz w tym wiecznym niedomkni�ciu. Poci�g�a g�owa, kt�r� przed�u�a�a jeszcze do�� d�uga broda, jako� nie mia�a odpowiedniego miejsca dla tych oczu. Przeto wydawa�y si� zawsze nieoczekiwane, nieodpowiednie i jakby troch� nie- przyzwoite. Ta pewna nieprzyzwoito�� u cz�owieka do tego 613 stopnia rzeczowego, dobrze wychowanego i uprzejmego jak wuj Ferdynand by�a czym� zadziwiaj�cym. Ale ten rys powierzchowno�ci � bo nie mo�na powiedzie� rys charak- teru � wuja Ferdynanda zamiast wzbudza� jakie� zaintere- sowanie J�zia, niecierpliwi� go i odpycha�. Mimo wszystko trzeba si� by�o rozm�wi�. Wuj przyszed� do niego do pokoju, usiad� w fotelu i bardzo znacz�co si� kr�ci�. � Wuju � powiedzia� J�zio � niech wuj ju� wszystko pu�ci, co tam ma przytrzymanego. Wuj za�mia� si� z przymusem. � To naprawd� nies�ychane � powiedzia� � �ebym ja si� czu� skr�powany. A trudno mi jest m�wi� z tob�, takim smarkaczem... � Widocznie nie jestem takim smarkaczem � J�zio od- wr�ci� si� w swoim krze�le od wuja, tak jakby chcia� mu u�atwi� to gadanie. � Domy�lasz si� chyba �atwo, o co mi chodzi � powiedzia� wuj Ferdynand. � Wiesz przecie, �e jestem nie tylko po�rednikiem, ale tak�e delegatem... � A, to winszuj� wujowi. � I jako taki jestem upowa�niony do zbierania i kon- centrowania pewnych sum, sum na legiony. Przyznam si�, �e dotychczas sumy te nie przedstawiaj� si� bardzo poka�- nie, my�la�em wi�c, �eby si� zwr�ci� do ciebie. Czy nie mo�esz ich zasili�? J�zio spojrza� na wuja. � Wujaszku kochany, czy wuj si� nie orientuje zupe�nie? Ja siedz� u �yd�w w kieszeni i nie mam ani grosza, nie tylko na legiony, ale i dla siebie... � J�ziu � powiedzia� wuj z pewnym smutkiem � to ty si� nie orientujesz. Jest jesie�, jest po zbiorach. Po raz pierwszy wykopiecie buraki, za kt�re ja sam, to jest my jako cukrownia, zap�acimy ci spory grosz. Tecia chowa przed tob� pieni�dze. 614 � Mo�liwe � powiedzia�. � To mamy w tym roku buraki? Zaraz zawo�amy Szumskiego. � W�a�ciwie m�wi�c � powiedzia� wuj � to marsza�ek naszej guberni ob�o�y� podatkiem w�a�cicieli ziemskich, w zale�no�ci od posiadanej ziemi. � A to novum! � zawo�a� J�zio. � Wi�c marsza�kowie rozporz�dzaj� si� naszym maj�tkiem? To by si� Fi�aret ucieszy� t� wiadomo�ci�... � Mam nadziej�, �e nie b�dziesz m�wi� o tym z Fi�aretem. Oczywi�cie rozmowa zahacza�a o Filareta. Pan Szumski s�u�bi�cie, powtarzaj�c swoje ulubione �s�u- sznie, s�usznie", potwierdzi� wiadomo�ci wuja. Za buraki b�dzie si� nale�a�o oko�o tysi�ca pi�ciuset rubli. � To bardzo du�a suma � powiedzia� wuj Ferdynand. � No, to niech j� sobie wuj we�mie � i prosz� si� nie denerwowa�. I ju� wi�cej ze mn� nie rozmawia� na te tematy. Jednak, kiedy Szumski wyszed�, wuj wr�ci� do tych temat�w. � Kochany J�ziu � powiedzia� � przecie� tu chodzi o nasze istnienie. � O nasze istnienie czy nasze zniszczenie? � spyta� J�zio. Wuj schwyci� si� za g�ow� niezno�nym, patetycznym gestem. � Czuj� tu podszepty Filareta � powiedzia�. � Ju� tw�j ojciec... � Co m�j ojciec? � spyta� skwapliwie J�zio. � Co wuj wie o moim ojcu? � Albo� to mo�na by�o co� wiedzie� o twoim ojcu � powiedzia� wujaszek powstaj�c. � To sobie zapami�taj � doda� niespodziewanie powa�nie � �e nic o twoim ojcu nie wiem. Nic wa�nego. Oznacza�o to chyba, �e wie bardzo du�o, i tak to rozumia� J�zio. 615 � A konarszczyzna? � Byli�my wtedy zupe�nymi dzie�mi. Pomy�l, kiedy to by�o. � Dawno by�o, ale czego� wszyscy to pami�taj�. Kiedy wuj pojecha�, J�zio kaza� zawo�a� znowu Szum- skiego. Szumski d�ugo nie przychodzi�, wida� by� daleko na gospodarstwie; gdy przyszed�, stan�� skromnie ko�o drzwi. � Panie Szumski, pan mi da dwie�cie rubli � powie- dzia� J�zio nie patrz�c na niego. Szumski, jak gdyby by� przygotowany, si�gn�� do kiesze- ni i wyj�� gar�� srebrnych rubli. � Nieca�e dwie�cie � powiedzia�. � Dobrze, ju� dobrze � odrzek� J�zio zgarniaj�c mo- nety � i zajdzie pan do mnie wieczorem. B�dzie Kr�y�a- nowskij. � S�ucham pana � powiedzia� Szumski jakby z nutk� rado�ci w g�osie. Partia stuku�ki zawsze w tym samym sk�adzie: J�zio, Fi�aret, Kr�y�anowskij i Szumski. By�a to ulubiona rozrywka pana Floriana. Ale dzi� J�zio wida� postanowi� grubo gra� i ogra� partner�w, skoro wzi�� od Szumskiego tak� du�� sum� pieni�dzy. Kolacj� Kr�y�anowskij jad� u pa�, nakryto w sypialnym pokoju pani Duninowej i tam go karmiono, znosz�c cierp- liwie jego potworn� francuszczyzn�. Leontij W�adis�awo- wicz Kr�y�anowskij by� bardzo przystojny, mia� przede wszystkim wiele wdzi�ku i dlatego m�g� si� tak podoba�, cho� by� nieokrzesany, a nadto mia� s�ab� g�ow� i po paru kieliszkach pl�t� androny. Widocznie dosta� tych par� kieliszk�w �u pa�", bo wchodz�c do J�zia rozczula� si� niepomiernie. � J�ziu, kochany � m�wi� po polsku. � Ty nawet nie wiesz, jakiego masz we mnie przyjaciela. No, daj pyska � ca�owa� si� z dubelt�wki � ja bym za ciebie w ogie� skoczy�. 616 Fi�aret by� ju� u J�zia. W�oski mu stercza�y do g�ry bardziej ni� kiedykolwiek. � Nie potrzebowa�by� skaka� � powiedzia� powa�- nie � ja bym by� w ogniu przed tob�. J�zio przemilcza�, potem chrz�kn��. � Tacy jeste�cie przyjaciele? No, dobrze, zaraz przyjdzie Szumski. Przysz�a �esia, przynios�a tac� zak�sek, plack�w, dwie karafki z kieliszkami. �esia od wiosny by�a pokoj�wk� w Zarudziu. Wreszcie przyszed� Szumski. Siedli przy kwad- ratowym stoliku. Fi�aret wy�o�y� kup� swoich miedziak�w. J�zio zapali� siarnikami dwie �wiece pinolinowe, kt�re p�on�y jasnym i r�wnym �wiat�em. Cienie siedz�cych przy stoliku graczy odbija�y si� na nie bielonej �cianie jak na prze�cieradle. Sylwetka Filareta odcina�a si� specjalnie wy- ra�nie, gdy� �wieca sta�a jak gdyby przed nim. Szumski z pewnym niepokojem spogl�da� na ten cie� Filareta, stercz�ce jak zawsze na �bie popowicza w�oski dawa�y na cieniu efekt czego� na kszta�t przejrzystej aureoli. Pan Florian popatrywa� z niepokojem na ten cie� i na karty, kt�re trzyma� w r�ku, jak gdyby odczuwa� jaki� zwi�zek pomi�dzy dziwnym kszta�tem cienia a niezmiern� lichot� warto�ci karcianych, kt�re mu si� dostawa�y. Pierwszy rozdawa� J�zio, a czyni� to z pewnego rodzaju namaszczeniem. I �jak zwykle na pocz�tku gry � zapano- wa�o zupe�ne milczenie. Pada�y tylko kolory i cyfry. Pan Florian na razie fatalnie przegrywa�, chocia� nie chcia� ryzykowa�. Mo�e w�a�nie dlatego. J�ziowi tak�e nie sz�a karta. Wygrywa� Kr�y�anowskij. Powoli ruble gromadzi�y si� u niego. Po bardzo kr�tkiej chwili pan Florian wypisy- wa� mu ju� kwitki na papierze. Po pewnym czasie musia�o to spotka� i J�zia. Cisza stawa�a si� gro�na. � Czy Cier�ek nie przyje�d�a� dzisiaj? � spyta� Szumski J�zia. 617 Kr�y�anowskij zbyt wyra�nie nastawi� ucha. � Cier�ek? � spyta�. � A c� by on tu mia� do ro- boty? Fi�aret u�miechn�� si�. � Mo�e by i mia� tu co do roboty... J�zio si� �achn��, wi�c Fi�aret doko�czy�: � ...gdyby tu by�a panna Masia. � A co � spyta� Kr�y�anowskij � Cier�ek uderza do panny Masi? � Nic o tym nie wiem � sucho zauwa�y� J�zio. Tu Fi�aret wy�o�y� swoj� kart� i ruble wraz z kwitkami sprzed nosa oficera znalaz�y si� przed popowiczem. � No, pomale�ku, pomale�ku � mrukn�� nie�yczliwie Kr�y�anowskij si�gaj�c do kieszeni po nowe pieni�dze. � Kto nie ma szcz�cia w kartach, ma szcz�cie w mi�o- �ci � powiedzia� Fi�aret. J�zio si� zniecierpliwi�. � Chce ci si� m�wi� takie wy�wiechtane dowcipy... Wymy�l co nowego � powiedzia�. � Nie tak to �atwo wymy�li� co� nowego. � To prawda � zauwa�y� Kr�y�anowskij. � Ci�gle to samo. Nudno u nas. � Naprawd�? � powiedzia� Szumski i zmru�y� oczy. � Chcia�by si� pan kapitan zabawi�? Zar�wno w tym spojrzeniu, jak w tonie g�osu by�o co� tak uderzaj�cego, �e J�zio przesta� rozdawa� karty. Uwa�nie popatrzy� na ekonoma. � Taki pan jaki� dzisiaj dziwny, panie Florianie � powiedzia�. � O jakiej pan my�li zabawie? Szumski si� u�miechn��. I znowu by� zwyczajnym, pokor- nym Szumskim. � Zabawy naturalne � powiedzia� � karty, w�dka, dziwki... � W�dki ma�o � powiedzia� J�zio. � Jako� nikt nie Pije- 618 � Nie taka pij�ca noc � ponuro zauwa�y� Kr�y�anow- skij. I grali dalej. Grali do samego rana. W rezultacie wszystko wygra� Fi�aret. By�o kiedy� tak, �e J�zio pojecha� konno w pole. Mia� zobaczy� te ,,swoje" buraki, a by�o to dosy� daleko od domu. Pan Florian towarzyszy� mu. Pan Florian nie je�dzi� w pole konno, tylko linijk�, w jednego konia. Zaprz�g ten by� skr�tny i lekki, ekonom m�g� wi�c nim dotrze� wsz�dzie tam, gdzie dotar�by i konno. J�zio nawet cieszy� si� z tej linijki, bo nie potrzebowa� rozmawia� w drodze z panem Szumskim. Ten wyjazd na buraki przeci�gn�� si� troch�. J�zio zreszt� specjalnie przed�u�a� t� wycieczk� i jecha� ok�lnymi drogami. Jad�c konno, lepiej my�la�. A dzie� by� pi�kny, jesienny, z tych dni, co wygl�daj� zupe�nie jak wiosna. Specjalne rozsiane �wiat�o nadawa�o twarzom i przedmiotom lekko�� i przejrzysto��. Na twa- rzach kobiet zaciera�o zmarszczki. �renice by�y przejrzyste, jakby nalane �r�dlan� wod�. Fi�aret pomy�la� pierwszy raz, �e panna Goffard musia�a by� bardzo �adna za m�odu. Panna Goffard wysiadaj�c z powozu zobaczy�a, �e przed domem, nieco z boku, sta�a wysoka, ��ta bryczka, za- prz�ona w dwa ma�e, �ch�opskie", ale dobrze utrzymane konie. � Czyje to mog� by� konie? � zapyta�a furmana i dowiedzia�a si�, �e chyba to s� konie miejscowego parocha i �e chyba to on przyjecha� do dworu w odwiedziny. Konie sta�y porzucone samotnie, ale przywi�zane lejcami do drze- wa zachowywa�y si� spokojnie. Poniewa� ojcu zawsze fur- manowa� Fi�aret, wi�c domy�li�a si�, �e i on jest we dworze. Posz�a prosto do pokoju J�zia. J�zia oczywi�cie nie by�o, natomiast w jego fotelu, wolterowskim, g��bokim, na kt�- rym jeszcze dziadunio Dunin siadywa�, siedzia� Fi�aret. Porwa� si�, gdy wesz�a panna Goffard. 619 � C� to, J�zia nie ma? � spyta�a. � Pojecha� do gospodarstwa. � J�zio? Do gospodarstwa? To niewiarygodne! Panna Goffard mia�a s�abo�� i do takich nowoczesnych s��wek. � J�zio potrzebuje teraz du�o pieni�dzy � powiedzia� Fi�aret. Panna Goffard uwa�nie spojrza�a na Fi�areta: i on jako� inaczej wygl�da� w tym jesiennym �wietle. Oskubane w�oski u�o�y�y si� w przyzwoite fale, oczy nie wydawa�y si� takie wytrzeszczone, a usta zawsze mia� foremne. Panna Goffard nie potrzebowa�a my�le�, �e Fi�aret by� kiedy� �adny. By� teraz �adny. � A ty co tu robisz? � spyta�a. � Co wiesz o pieni�- dzach J�zia? � Przywioz�em ojca do pani Duninowej � z tajemnicz� min� powiedzia� popowicz. Powiedzenie Filareta sta�o si� jak gdyby zach�t� do dalszej rozmowy i panna Goffard przest�pi�a pr�g pokoju. � Dlaczeg� tak my�lisz, dlaczeg� tak my�lisz? � spyta�a Sosnowskiego i nagle zastanowiwszy si�, usiad�a na krze�le, kt�re zazwyczaj s�u�y�o graj�cym w karty. Fi�aret nie uchyla� si� od rozmowy. � J�zio ostatnio by� bardzo hojny na cele patriotycz- ne � powiedzia� patrz�c uwa�nie na Francuzk�. � Pan Ferdynand ob�o�y� go du�ym podatkiem. Panna Goffard machn�a r�k�. � Ach, c� to mo�na wiedzie�. Takich transakcji si� nie zapisuje. � Niekt�rzy zapisuj� � powiedzia� znacz�co Fi�aret. Panna Goffard znowu popatrzy�a fla m�odego cz�o- wieka. � Mam nadziej�, �e ty nie zapisujesz � powiedzia�a wreszcie. Fi�aret si� za�mia�. 620 ft � Co te� to pani m�wi! Ja m�wi�, �e s� tacy, co zapisuj� wydatki na te cele i potem ich na tym przy�apuj�. Niedawno pana Rudnickiego za takie rachunki posadzili do ciupy. No i maj�tek fiuuu... Ci�gn�� dalej: �^- My�l�, �e i pan Maks to si� obawia� tego samego. � �e kto� to... zapisuje? � znacz�co zapyta�a panna Goffard. � Nie, zapisywania si� on nie ba�. Ale strach, jak si� ba�... Sybiru. � A ty go straszy�e� � cichutko powiedzia�a Adela nie patrz�c na popowicza. � Straszy�e� go jak kot, co siedzi w jednej klatce z kanarkiem. Fi�aret si� za�mia�. � Kto widzia� kiedy kota w jednej klatce z kanarkiem czy synogarlic�? Pan Maks nie by� kanarkiem... � Ale ty masz �lepia jak kot. Ja wiem. Straszy�e� go. � Czym mog�em go straszy�? Ja �adnej w�adzy nie mam. A �e tam to i owo z m�odo�ci pana Maksa wiedzia�em... � O, w�a�nie � powiedzia�a Adela spogl�daj�c na Filareta � i nie tylko z m�odo�ci. � Nie tylko z m�odo�ci � potwierdzi� m�ody cz�owiek. � A on si� ba�. Nie Sybiru si� ba�, ciebie si� ba�... � Co te� to pani m�wi. Mnie? On mnie bardzo kocha�. Ostatniego wieczora to o niczym innym nie m�wi�, tylko Sybir i Sybir. �e tam s�upy lodowe jak na wiosn� roztaj�, to upadaj�, bo to zamarzni�ci ludzie. A to wcale nieprawda. I na Sybirze ludzie mieszkaj�. � Co ty tam wiesz � wtr�ci�a Adela. � Stracha mia�. � A mia�. Ba� si�, �e Zarudzie skonfiskuj�. �e J�zia po�l� etapami. A nic mu nie grozi�o. S�owo pani daj�, �e nic nie grozi�o � ani jemu, ani Zarudziu. � Sk�d ty mo�esz wiedzie�? � A wiem. J�zio siedzi bezpieczny. I niech siedzi, bo p�ki siedzi, poty z nim dobrze. Ale niech si� tylko ruszy... 621 � Grozisz mu? � spyta�a Adela. � Grozi�? Ja? Sk�d ja? � Ale nienawidzisz go. Zapanowa�a chwila milczenia. Fi�aret usi�owa� nie pat- rze� na Francuzic�. I nagle, jakby nie m�g� wytrzyma�, wybuchn��: � Nienawidz�. Naprawd�, nienawidz�. � Bo�e drogi. Ale� dlaczego? � Pani nie wie? Przecie� to m�j brat... Przyrodni. � Ach, to jest bez znaczenia! � Ta sprawa by�a wida� znana Adeli. �^ Wszystko powinno by� moje. � Takich braci masz tu we wsi du�o � zauwa�y�a panna Goffard. � Tak. Ale on mnie kocha�. Kocha� mnie jak syna, wi�cej ni� J�zia. � Czy to mo�na zmierzy� takie rzeczy? � westchn�a Adela. � Kogo mniej, kogo wi�cej... Przez chwil� panowa�a w pokoju cisza. � Mimo wszystko nie wyobra�am sobie J�zia bez Zaru- dzia � powiedzia�a panna Goffard. � On jest sob� tylko na tle tego domu. � No, a jak domu nie b�dzie, to co? Pani Duninowa ma tylu mo�nych krewnych, u kogo� zamieszka. Tecia zawsze znajdzie sobie posad�, taka gospodyni. � Widz�, �e ju� si� rozporz�dzi�e� na wszelki wypa- dek � powiedzia�a panna Goffard i poruszy�a si� jak do odej�cia. � Ja si� w tym domu nie rozporz�dzam � powiedzia� Fi�aret, ale takim tonem, jakby czeka� na zaprzeczenie. Panna Goffard poruszy�a tylko ramionami. � Przyzwyczai�e� si� � powiedzia�a. � Za niebosz- czyka to rz�dzi�e� tu, rz�dzi�e�. I nawet lepiej by�o... � Pewnie, nie to, co te baby... � Ale� nieboszczyka nie ustrzeg�. 622 Pokiwa�a g�ow�. � Lepiej by�o do tego nie dopu�ci�. � Nie dopu�ci�! � zerwa� si� Fi�aret. � Nie zna�a pani Maksa? Dobrze go pani zna�a. � Dobrze go zna�am. I dlatego jego samob�jstwo dla mnie zawsze zostanie niezrozumia�e. Kto go m�g� do tego zmusi�? � Co go mog�o do tego zmusi�, chce pani powiedzie�. Ju� pani t�umaczy�em. On si� ba�. Zabi� si� ze strachu. Tu nie by�o kogo�. Tu by�o co�. Ten stan, te przygotowania, tu trzeba by�o bardzo wierzy�, �eby wytrzyma�. � A J�zio bardzo wierzy? � J�zio nie wierzy. Ale J�zio jest m�ody, J�zio my�li, �e si� wszystko u�o�y. � Bo mo�e si� u�o�y � powiedzia�a panna Goffard w zamy�leniu. � Panno Adelo � za�mia� si� Fi�aret � jak si� mo�e u�o�y�? Co mo�e si� u�o�y� mi�dzy wilkiem a owc�? Panna Goffard wr�ci�a do poprzednich swoich my�li. � Przecie� J�zio wierzy�. Jeszcze par� lat temu. � Kiedy ubiera� si� w �witk� i chodzi� od chaty do chaty? Baby go cz�stowa�y pierogami z serem, ale przedtem musia�y wyprosi� sera u mego ojca, a s�oniny na skwarki we dworze. Taka maskarada to dobra dla dzieci. � Tote� odebra�e� mu t� wiar�. � Ja? Sk�d�e! Powiedzia�em mu tylko, sk�d baby ser bior�. To wystarczy�o. � Widzisz, ser by� zatruty. � Panno Adelo, po co si� pani tutaj mi�dzy tymi Polakami, Rusinami t�ucze? Nie lepiej to w domu, we Francji? � Ja nie mam domu we Francji. Zr