3749

Szczegóły
Tytuł 3749
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3749 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3749 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3749 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KOLEKCJA PROZY POLSKIEJ XX WIEKU POD PATRONATEM MINISTRA KULTURY I SZTUKI PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY Jaros�aw IWASZKIEWICZ PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY Ok�adk� i strony tytu�owe projektowa� ANDRZEJ HEIDRICH Opowiadania wybra�a KRYSTYNA PODG�RECKA Ksi��ka wydana przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Sztuki � Copyright by Mada Iwaszkiewicz, Warszawa 1995 PRINTED IN POLAND Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1995 r. Ark. wyd. 32,6. Ark. druk. 41,5 Zak�ady Graficzne w Poznaniu Nr �arn. 71718/94 ISBN 83-06-02393-5 " PANNY Z WILKA Wojna ju� dawno min�a. Wiktor Ruben w kieracie codziennej pracy zapomnia� zupe�nie o niej i zajmowa�y go tylko sprawy powszednie, bardzo jednak absorbuj�ce. Tym bardziej nie my�la� o czasach przed wojn�, czasach ubogiej m�odo�ci, orki, uniwersytetu, kt�remu po�wi�ci� tyle czasu, a kt�rego nie m�g� sko�czy�, gdy� z orbity normalnej wytr�ci�y go wypadki historyczne. No, a potem to ju� tak posz�o, tak nim zawin�o, �e ani pomy�la� o m�odo�ci, a tutaj tymczasem zbli�y� si� czterdziesty rok �ycia. Bardzo by� przepracowany, ale to tym lepiej, powiada�, nie mia� czasu na �adne rozmy�lania, a wiedzia� przecie z praktyki, �e to do niczego nie prowadzi. �mier� Jurka naruszy�a jednak jego r�wnowag�, nie m�g� si� z ni� oswoi� i poczu� si� tak �le, �e zwr�ci� si� o porad� do lekarza. Nie by�a to porada powa�na, oczywi�cie; nie poszed� do �adnego gabinetu, nie je�dzi� specjalnie do Warszawy. Zlaz� by� w�a�nie z w�zka, kt�rym przyjecha� z pola � by�o to w pocz�tkach lata � doktor wysiad� z samochodu, aby jak zwykle zrobi� cotygodniowe odwiedziny zak�adu. Wiktor od trzech lat by� zarz�dzaj�cym ma�ego folwarczku, zapisa- nego towarzystwu ociemnia�ych, i gdzie co roku urz�dzano koloni� letni� dla �lepych dzieci. Doktor przyje�d�a� co tydzie� i teraz tak�e w�a�nie przyby�. Wiktor pogada� z nim troch�, a potem powiedzia�, �e si� �le czuje. Nie sypia� w nocy, by� bardzo zdenerwowany i nie m�g� wcale praco- wa�. I przy tym ci�gle my�la� o przyjacielu, kt�ry umar� przed dwoma miesi�cami na suchoty. Podawa� to wszystko od niechcenia, ale o Jurku spokojnie nie m�g� m�wi�. By� to jedyny dotychczasowy jego przyjaciel, kleryk, siostrzeniec prze�o�onej kolonii, zupe�nie zwyczajny cz�owiek, wierz�cy, spokojny, dobry. Prawie od dzieci�stwa bardzo du�o pra- cowa� i musia� lata� po mie�cie, odziany w jakie� nie wystarczaj�ce palto, przezi�bi�! si� w parszywe warszawskie pogody i na tym tle wywi�za�y si� tuberku�y. Umar�, zreszt�, nie zdaj�c sobie sprawy z niebezpiecze�stwa swego stanu, ale jak gdyby od dawna by� na tamtym brzegu, do niczego si� nie przywi�zywa� i je�li nawet wiedzia� o tym, �e umiera, ju� mu niczego nie by�o �al. Wiktor nie by� przy jego �mierci. Jurek umiera� w szpitalu, na wiosn�, Wiktor nie my�la�, �e to tak pr�dko nast�pi, trzeba by�o tyle zrobi� na folwarku, kt�ry nazywa� si� �Stokro�". Zak�adali w tym roku pierwsze inspekta, i to od razu na dwie�cie okien, nawozu brakowa�o, nie by�o gdzie dosta�, szarpano go na wszystkie strony, je�dzi� a� pod B�onie za tymi sprawami i wr�ciwszy zasta� wiadomo�� o �mierci. To mniej wi�cej opowiada� doktorowi, gdy siedzieli pod kasztanem, przed domkiem kolonijnym, i czekali, a� dzieci przyjd� ze space- ru. Doktor zajada� z br�zowej miseczki zimne kwa�ne mleko, kt�re mu bardzo smakowa�o, bo dzie� by� gor�cy. Nic nie m�wi�, tylko potakiwa� Wiktorowi i pomrukiwa� nad mlekiem. Potem dopiero, gdy ujrza� w kurzu drogi drepc�ce szeregi i trzymaj�ce si� gromadnie �lepe dzieci, spojrza� Wiktorowi w oczy: � Wiktorku � powiedzia� (doktor do wszystkich m�wi� �ty") � nie ma co gada�, jak dawno pan tu pracuje? � Trzy lata. � Nie ma co gada�. Wyje�d�a pan na trzy tygodnie. Powiem matce prze�o�onej. Janek pana zast�pi, a pan wyjedzie. Nie ma pan gdzie rodziny czy znajomych na wsi? Niech pan wyje�d�a. Tym sposobem znalaz� si� w podr�y. Dawno ju� my�la�, aby odwiedzi� te strony, ale to by�y takie westchnienia, jak postanowienia dalekich podr�y, kt�re robimy patrz�c na pi�kne fotografie, wystawione w oknach magazyn�w. Nie, nie my�la� nigdy o tamtych czasach ani o realizacji tego; nie spotka� nikogo, nikogo od owych wakacyj, i nie wiedzia� nic o miejscu, do kt�rego teraz szed�. Oczywi�cie, wszystko po drodze by�o takie samo. Przy stacji tylko, kt�ra dawniej gwarzy�a samotnie przez drog� z opuszczonym �ydowskim zajazdem, wyros�o teraz z dziesi�� dom�w, gdzie roi�y si� kolejowe interesy. Dalej by� p�ot, zamykaj�cy sk�ad w�gla i drzewa, i dopiero potem, na prawo, zaczyna�a si� ta szosa, kt�ra � ta ju� oczywi�cie � nic si� nie zmieni�a. �wie�o w�wczas wybudowany dw�r-willa z czerwonej ceg�y po- starza� si�, ogr�dek naoko�o niego podr�s�. Ale dalej przy szosie sta�y tak olbrzymie bia�odrzewy, �e czas ju� nie m�g� ich powi�kszy�, m�g� tylko je obali�. By�o ich mo�e o par� mniej ni� dawniej i Ruben przypomnia� sobie, �e w czasie wojny odbywa�y si� tutaj krwawe walki. Kule siepa�y pewnie po tych pniach. On nie by� tutaj, jego artyleria sta�a bardziej na p�nocy, potem brak�o pocisk�w, pami�ta odwr�t jak dzi�. Ale tamte czasy, kiedy chodzi� lub je�dzi� t� szos� �do wujostwa", pami�ta lepiej ni� zdarzenia dzisiej- szego dnia. Bywa� tu rzadko, matka nie lubi�a wujenki, ale tym bardziej pami�ta�. Potem droga sz�a w d�, by� par�w i wierzby. S� i dzisiaj. Potem wychodzi si� na g�r� i jest zagajnik. Wyszed�, ale teraz to ju� jest las. Ani wspomnienia wojny, ani obozu w Murmanie, ani ostatnich walk we Francji, ani atak na Kij�w i tamten znowu odwr�t, ani wspomnienia lat gar- nizonowych, ani prac samorz�dowych � nic, ca�e �ycie up�ynione w mr�wczych, nikomu niepotrzebnych zaj�ciach, nie da�o Wiktorowi takiego poczucia minionego czasu, co widok tego lasu na miejscu dawnego zagajnika. By�o to co� tak innego, nieoczekiwanie odmiennego, zamiast srebrnych ma�ych ro�linek i ��tych kr�liczych do��w mi�dzy nimi zobaczy� du�e czarne drzewa na tle igliwiem zabitego klepiska. Zatrzyma� si� przez chwil� i westchn��. Pochyli� si� ku do�owi i zobaczy� ma�y czarny s�upek, znak graniczny wetkni�ty w kopiec na rogu. Ten si� nie zmieni�, poczernia� mo�e, ale by� taki sam. Znaczek ten pami�ta� dobrze, siedzieli wtenczas przy nim, w pami�tnych dniach lipca, kiedy odje�d�a� na wie�� o wojnach. A� tutaj odprowadzi�a go Jola. Tutaj siedzieli, zjedli pierwsze jab�ka, papier�wki, kt�re mu ona przynios�a na drog�, i poszed�. Konie od razu by�y zmobilizowane, nie miano go czym odes�a� na stacj�, zreszt� tyle razy przychodzi� i odchodzi� piechot�. Zacz�� liczy�. To dzi� pi�tna�cie lat. Ani si� obejrza�. Fela, Julcia, Jola. Co si� z nimi sta�o? Mimo woli przy- �pieszy� kroku, aby stan�� pr�dzej na g�rce, ale zagajnik wyr�s�, nie mia� ju� stamt�d tego co przedtem widoku. O wujostwu wiedzia�, �e s�, �e mieszkaj�, �e �yj�, cho� rzadkie, ale miewa� o nich wiadomo�ci. Ale o tamtym domu nic. Rozmijali si� jako� dot�d � a o to w �wiecie �atwo. I �e te� on tak o tym zapomnia�, nie napisa�, nie zapy- ta�! Znowu zacz�� liczy� w pami�ci, co mu sz�o niespraw- nie. Kroki mimo woli si� zwalnia�y. One przecie ju� stare, powychodzi�y pewnie za m��. Oczywi�cie, Julcia mia�a wtedy lat dwadzie�cia czy dwadzie�cia jeden. Kazia ma�o co by�a m�odsza. A Jola? Te� musi by� teraz po trzydziestce. Wyszed� z lasu. Tu zaraz by� s�up graniczny i figura �wi�tego Nepomucena. Spojrza� w tamtym kierunku. Ile� to razy, zawsze przecie id�c czy jad�c do wujostwa, zbacza�, nak�ada� dwa kilometry, aby zaj�� do tego dworu. Nazywa� si� zabawnie � Wilko; tak si� nazywa� folwark z dworem, wsi �adnej nie by�o. Zachodzi� tam, a nawet jedne wakacje sp�dzi� ca�kiem jako korepetytor Zosi. To by�o na rok przed wojn�. O! to Zosia teraz pewnie jest doros�� pann�. Sta� i patrzy�. W niedu�ej kotlince, daleko, ale jak na d�oni, sta�y dwie wielkie stodo�y, na krzy� do siebie zwr�cone. Mi�dzy nimi wielkie, niepotrzebnie wielkie, zielone podw�rze, topole dwie stare, dalej dw�r, dawniej kryty blach�, kt�ra st�d b�yszcza�a, teraz czerwon� dach�wk�. To �adniej, pomy�la� Wiktor i ucieszy� si�, jak gdyby to kto jego dw�r pokry� nowym dachem. Za dworem g�szcz drzew, to sad, a potem znowu par� sosen bardzo wysokich, bo na wzg�rzu stoj�, a dalej lasek i ��czka i znowu bia�a szosa, tamt�dy si� idzie do wujostwa, a na przeciwnej stronie kotlinki, na horyzon- cie powinien by� las. Ale nie ma, wyci�li. Tylko jedno wielkie drzewo stoi, tamt�dy teraz przejdzie, min�wszy drog� do Wilka. Ale nie wytrzyma�, machinalnie prawie, jak dawniej, jak gdyby to by�o um�wione, skr�ci� na prawo, w stron� tego domu, o kt�rym nie pami�ta� tyle lat, i poszed� ra�no, pogwizduj�c i machaj�c teczk�, w kt�rej d�wiga� dwie koszule i szczoteczk� do z�b�w. Nie uznawa� innych kufr�w podr�nych. I jakby przechodz�c obok swojej m�odo�ci mija� garb zielonej trawy, wznosz�cy si� po prawej stronie wyboistej drogi. Zaraz na lewo mia�a by� kamionka, gdzie by�y najlepsze je�yny, ale nie by�o jej; kamienie sprzedali. Potem droga schodzi�a coraz bardziej i Wiktor domy�li� si�, �e nic si� nie zmieni�o tutaj, ani w nim si� nie zmieni�o; pola by�y zasiane, uprawione, tak jak pi�tna�cie lat temu, jak dwie�cie lat temu mo�e, on znowu z teczk�, znowu w jedy- nym swoim ubraniu, znowu ledwie rozprostowa� nerwy po miejskim za�ataniu. A� zdziwi� si�, �e tak wszystko zatar�o si� w jego pami�ci: i Jurek, i Stokro�, i �lepe dzieci id�ce, trzymaj�c si� za r�ce, szeregiem. Lata�y r�wnie pr�dko, r�wnie dobrze jak widz�ce. Przecie jest jeszcze zupe�nie m�ody, sk�d�e te g�upie my�li o staro�ci. Ile tam lat min�o, to wszystko jedno. On idzie teraz drog� na Wilko i pogwizduje, jest lato, jest ciep�o, czerwiec, koniec czerwca, �niwa za jakie dziesi�� dni, mo�e nawet wcze�niej, bo pogoda sprzyja. To zawsze wuj tak m�wi�: �Pogoda sprzyja." Zauwa�y� ju� od dawna, �e bardzo cz�sto, zw�aszcza wtedy, kiedy by� zm�czony lub przepracowany, r�wnolegle do toku my�li normalnie biegn�cych drogami skojarze�, nagle w zupe�nie nie wyt�umaczony spos�b wynurza si� jaki� pejza� z widzianych dawno widok�w, trzyma� si� chwil� na powierzchni �wiadomo�ci, a� go zauwa�y� i okre- �li�, a potem znowu zanurza� si� w g��bi�. Po pewnym czasie wyp�ywa� znowu, ten sam albo cz�ciej inny. I teraz w�a�nie, kiedy dochodzi� znajom� drog� do znajomego ogrodzenia, kiedy .s�o�ce �wieci�o �jak zawsze" i psy ujada�y �jak zawsze" na byd�o wracaj�ce z pola pogodnymi ��kami, wynurzy� mu si� przed oczami pejza� te� dawny, tak�e letni � ale bardzo odmienny. Spalone pole, gor�cy kurz, z boku pod grusz� b�ysk zostawionego kulomiotu i po�rod- ku grz�dy �ytniego �cierniska k��bek szarych i zielonych �achman�w: trup zastrzelonego przed chwil� cz�owieka. Zidentyfikowa�. Tak, to podczas odwrotu kazano im roz- strzela� dezertera czy szpiega: ma�ego chudego �o�nierza, kt�ry spokojnie wypali� papierosa przed zgonem. A potem obraz zapad� si�. Znowu by�a wyboista droga, poznawa� prawie pod stop� nier�wno�ci gruntu i ten dese� w ma�ych zaro�lach zielonego perzyku, kt�ry j�zykami w�azi� na �cie�k�, nie dbaj�c na sta�e przydeptywanie. Potem przysz�o ogrodzenie, czworaki. Nikt go nie zauwa- �y�. Przed wieczorem wszyscy s� tak zaj�ci, ka�dy ma co� do roboty, byd�o, konie, kury i kaczki zabieraj� si� do spania, a ludzie musz� dopilnowa�, zamkn�� do obory czy kurnika, napoi� i nakarmi� przed noc�. Okr�g�ym �ukiem podjazdu Wiktor Ruben wszed� przed ganek, przez ganek przeszed�: w przedpokoju owion�� go zapach tego domu. By�o tak, jakby si� wesz�o do bufetu w sto�owym pokoju: pachnia�o such� herbat�, metalem � jak z puszki � troch�, sosno- wym drzewem, troch�, ale odrobin�, grzybami. Stan�� 10 i machinalnie powiesi� na prawo na haku teczk�, palto i kapelusz. Zobaczy� tylko, �e meble w przedpokoju by�y inne, ale nie my�la� nad tym, bo w g��bi za przedpokojem s�ycha� by�o g�o�ne rozmowy. Du�o kobiet m�wi�o razem, krzycza�y tak�e dzieci. G�osy by�y tak �udz�co podobne do tych, jakie s�ychiwa� tu dawniej, �e przekonany by�, i� za chwil� zjawi si� w progu malutka Tunia i zawo�a: �Pan Wiktor przyjecha�!" I rzeczywi�cie, kto� odsun�� krzes�o ze �miechem, wsta� i wpad� do przedpokoju. Wiktor zobaczy� w progu m�od� i bardzo �adn� osob� w jasnej sukni. Stan�a nieruchomo i popatrzy�a na niego pytaj�co. Wiktor sk�oni� si� tylko i nie wiedzia�, co ma powiedzie�. Panna czeka�a. � Pan do pana Kaweckiego? � spyta�a niskim, ciep�ym g�osem. � Ja � powiedzia� Wiktor i u�miechn�� si�. Dziewczyna pozna�a go po tym u�miechu. Krzykn�a g�o�no s�owa sakramentalne: � Jezus Maria! Pan Wiktor przyjecha�! Poci�gn�a go za r�k� w g��b, do s�siedniego pokoju, gdzie pali�a si� ju� lampa, mimo �e na dworze by�o jasno. Tam otoczy�o go mn�stwo kobiecych ramion, nagich i ciep�ych, kto� go nawet poca�owa�. Wo�ano: �Gdzie mama? gdzie mama? Mamo, Wiktor przyjecha�!" Ale mama, jak zwykle, nie zjawia�a si� i zreszt� nawet nie wiadomo, czy pami�ta�a, kto to jest Wiktor. Co innego �panienki", pami�ta�y go doskonale, zaraz mu to jedna z nich wyja�ni�a. By�a to gruba, ciep�a, dobrze ubrana dama, bardzo korpulentna i nawet przez chwil� Wiktora zadziwi�o, �e m�wi�a mu �ty". Pod�ug wszelkich danych musia�a to by� Julcia, najstarsza; pozna� nawet jej niski, pi�kny g�os, pami�tny potem przez d�ugie lata, ale osoba by�a czym� zupe�nie innym. Zmieszany, ogl�da� si� po obecnych, poruszenie og�lne powi�ksza�y jeszcze dzieci, ch�opczyk i dziewczynka, skacz�ce dooko�a niego, bez- 11 my�lnie si� ciesz�ce, bo przecie� nie wiedzia�y, o co chodzi. Tymczasem Julcia powoli obja�ni�a: � Bo trzeba ci wiedzie�, �e w Wilku sta�e� si� le- gend�. M�wi si� zawsze, �eby to Wiktor by�, toby naprawi�; �eby Wiktor by�, toby to, toby owo... Jeszcze niedawno m�wi�am do Joli, �e za czas�w Wiktora to by si� nie zdarzy�o. Oszo�omiony Ruben odzyskiwa� dobry humor: � Wiesz, �e zupe�nie si� tego nie spodziewa�em. No, widzicie, tak si� tworzy historia, ja, kt�ry by�em przekona- ny, �e moja osoba przesz�a przez Wilko jak cie�. I dlatego nie stara�em si� przypomnie�, my�la�em, �e nikt tu o mnie nie pami�ta. � �le my�la�e� � powiedzia�a inna kobieta, t� pozna� od razu, by�a to prze�liczna Jola, naj�adniejsza z si�str � za ka�dym razem, co�my by�y u wujostwa, pyta�y�my si� o ciebie. � Ale wujostwo nic nie wiedzieli � �mia� si� Wiktor. � A my si� wszystkie zbieramy na wakacje w Wilku. Razem z dzie�mi, z t�omokami. Cz�sto si� mijamy, ale dzi� jeste�my wszystkie. � A gdzie Fela? � zapyta� Wiktor. � Fela, Fela, chod� tu � zawo�a�a Julcia � zobacz, jaka to ogromna dziewucha, no, chod�, Fela. Z s�siedniego pokoju wysz�a du�a, gruba, brzydka dziew- czyna dziesi�cioletnia, podobna, zreszt�, w kolorycie do matki i ciotek, i przywita�a si� z Wiktorem. � To moja starsza � powiedzia�a Julcia � a ta ma�a to moja druga. � Tak, olbrzymie s� ju� � powiedzia� z roztargnieniem Wiktor � nie wiedzia�em wcale, �e wysz�a� za m��. Ale ja si� pytam o du�� Fel�. � Jak to, nie wiesz? � powiedzia�a cicho Julcia. � Fela umar�a, o, ju� przesz�o dziesi�� lat temu. Na hiszpank�. 12 Wiktorowi zrobi�o si� bardzo przykro, nie uprzytamnia� sobie na razie nawet, �e to Fela umar�a, tylko to, �e pope�ni� niezr�czno��. � Zaprowadz� ciebie na jej gr�b � powiedzia�a Jola. Powa�na, chuda, najbrzydsza Kazia, zawsze gospodarna, podnios�a si� i powiedzia�a: � Musz� zajrze� do kolacji, zostaniesz z nami, praw- da? � zwr�ci�a na Wiktora oczy. Potem wysz�a, a za ni� poskaka� ch�opczyk, zapewne jej synek. Panie zasypywa�y znowu Wiktora pytaniami. W�a�ciwie dwie tylko: Julcia i Jola. Dwie m�odsze, dawne uczennice, trzyma�y si� na boku i patrzy�y zdziwione na przystojnego, zaniedbanego pana, kt�rego prawie nie pami�ta�y: by� to �w Wiktor z legendy. Gdy siedli do kolacji, Wiktor spojrza� po obec- nych w jasnym �wietle lampy. Jeszcze przechodz�c z gabine- tu, dok�d go wci�gni�to, do sto�owego, patrzy� uwa�nie na Julci�. Nie, to zupe�nie kto inny, te ruchy pe�ne powagi, ten gest godny, jak gdyby zakasywa�a r�kawy, �miech weso�y, ale opanowany, ten spok�j rozlany w ka�dym poruszeniu. To nie by�a dawna Julcia. Wiktor spojrza� na zebrane kobiety i powiedzia�: � No, ale m�wcie co� o sobie. Ja przez pi�tna�cie lat... � Nie licz, nie licz � zawo�a�a weso�o Jola. � ...przez pi�tna�cie lat nie wiedzia�em o was dos�ownie nic, co�cie robi�y, gdzie�cie by�y. Kto jest zam�ny, a kto nie, �ebym nie robi� gaf. No? � Ja zam�na, dzieci dwoje � powiedzia�a Julcia. � Kazia rozwiedziona, jeden syn; Jola zam�na, bezdzietna; Zosia zam�na, jeden syn. � Ojej, ju�! � powiedzia� Wiktor i spojrza� na swoj� uczennic�. � A �acina? Zosia za�mia�a si�: � Ju� ma dwa lata. Nazywa si� Henio. � Tunia, panna do wzi�cia � ci�gn�a Julcia. � To wszystko. 13 Wiktor u�miechn�� si� i spojrza� na Julci�, potem na Tuni�. Mo�e najpodobniejsze by�y ze sob�, ale jak�e inne. Tunia mia�a dzi� tyle lat zapewne, co Julcia w tamtych czasach. By�a mo�e �adniejsza, mniej ho�a, cie�sza w prze- gubach, delikatniejsza i mia�a sp�oszone wielkie, szare oczy, podczas gdy Julcia mia�a niebieskie, �adne, ale banalne. � A ty, Wiktorze? � spyta�a si� Jola. Wiktor zn�w si� u�miechn��, inaczej. Czy tam warto o nim m�wi�? � Teraz pracuj�, zarz�dzam folwarkiem fundacyjnym pod Warszaw�, by�em w wojsku, by�em kapitanem, teraz jestem w stanie spoczynku. No, to wszystko... I nagle pop�yn�� przed nim, ponad twarzami tych bia�ych kobiet, karawan obraz�w, zdarze�, m�k, walk i bezcelo- wych �czyn�w". Pomy�la� o �yciu swoim pogmatwanym i po�amanym w samym zaraniu i wstrz�sn�� si�. � Nie, nie, naprawd�, ja nic wa�nego nie robi� � po- wiedzia�. � Nie warto o mnie m�wi�, �yj�, jak i wszyscy. I poczu�: to dopiero jest straszne, �e on �yje, jak i wszyscy, wszyscy tak �yj�, jak on. Pami�ta� te czasy, kiedy tu bywa�. Zawsze mu si� wyda- wa�o, �e �ycie b�dzie mia� inne, obfitsze, bogatsze, nie- zwyklejsze ni� wszyscy. Rozmawia� o tym tylko z Kazia. Z ni� m�wi� bardzo ma�o zazwyczaj, ale raz na tydzie�, raz na dwa tygodnie ucinali sobie rozmow� naprawd� wa�n�, kt�ra by�a, jak to nazywali wtedy mi�dzy sob�, �etapem". W czym? Nie zastanawiali si� wtedy, czy etapem w ich rozwoju duchowym, czy w rozwoju ich przyja�ni, czy po prostu jakiej� drogi do jutra, nie pytali o to. Pami�ta tylko, �e jeden z �etap�w" by� specjalnie po�wi�cony jego mo�- liwo�ciom na przysz�o��. To by�o zaraz po jego maturze i Kazia namawia�a go, aby nie szed� na prawo. Poza tym przestrzega�a go, aby nie my�la�, �e to tak �atwo, �e mu si� �ycie tak u�o�y � naiwnie formu�owa�a istotne przestrogi, a jemu wszystko by�o ma�o. �To zabawne � pomy�la� � �e 14 w�wczas nigdy nie my�la�em o niepodleg�o�ci, a przecie tak by�o naj�atwiej." A jednak ona mia�a racj�. Chcia� po- patrze� na Kazi�, spojrze� jej w oczy, podzi�kowa� za te �etapy" � ale ona w tej chwili wychyli�a si� poza krzes�o, aby przez plecy Joli i Zosi zobaczy�, co si� dzieje na szarym ko�cu sto�u, gdzie jej syn, Anto�, dokucza� kt�rej� kuzynce. Ona ju� wtedy nie mia�a �adnych z�udze�, a jednak prze- brn�a przez ma��e�stwo i rozstanie. Jak�e to by�o wszyst- ko? Nigdy si� o tym nie dowie, o Kazi nigdy nikt nic nie wiedzia�, by�a zamkni�ta, ma�om�wna, gospodarna. Pami�- ta�, �e znowu go zadziwi�a jej inteligencja, jak gdyby troch� �le umieszczona. Nie mog�a z niej zrobi� �adnego u�ytku, pr�cz pesymistycznych nastawie� na przysz�o��. �Ciekawy jestem � pomy�la� Wiktor � co ona my�li o przysz�o�ci Antosia?" Julcia tymczasem m�wi�a mu o wujostwu, �e wuj si� bardzo postarza�, �e ciotka zawsze taka sama. W po�owie kolacji, cichutka i potulna, wyp�yn�a z dalszych pokoj�w �mama". Nie znalaz�a �adnego s�owa, aby nim powita� Wiktora, poca�owa�a go w g�ow� i usiad�a w cieniu okaza�ej Julci, kt�ra siedzia�a na pierwszym miejscu. Nie zmieni�o to ani na chwil� toku rozmowy, g�o�nej, o�ywionej i weso�ej, a �mama" zacz�a kolacj� nie od punktu wyj�cia, tylko od chwili, w kt�rej przyby�a do sto�u, to znaczy od drugiej potrawy. Jedna rzecz zastanowi�a Wiktora, a mianowicie to, �e go tutaj tak dobrze pami�tano, �e przez pi�tna�cie lat m�wiono o nim w tym ustroniu, podczas gdy on my�la�, �e � nie- znany i niepotrzebny korepetytor, m�ody cz�owiek przy- je�d�aj�cy na wakacje w s�siedztwo � prze�lizn�� si� nie zauwa�ony i niepozorny przez pokoje dworu w Wilku, zawsze postawionego na szerokiej stopie. Okaza�o si� jed- nak, �e odegra� tutaj wa�n� rol�, z kt�rej nie zdawa� sobie przez tyle lat sprawy. By� za m�ody, aby odczu� oczy tych kobiet na niego w�wczas zwr�cone. Da�o mu to dzi� do 15 my�lenia, ale nie mia� czasu zastanawia� si� nad tym, bo musia� odpowiada� na pytania i s�ucha�, co mu opowiadaj�. Uwa�nie patrzy� na m�wi�c� Julci� i my�la� o tamtych czasach. Je�eli podczas lat wojennych, garnizonowych, pracy w samorz�dach, wreszcie w Stokroci, je�li podczas tych trud�w szarych i niezno�nych przypomnia� sobie by� Wilko, to nieod��cznie z twarz� i postaci�, z g�osem Julci. Nie tej damy dostojnej, gor�cej, mi�ej i powa�nej, kt�ra teraz siedzia�a na ko�cu sto�u i opowiada�a mu jak�e inne dzieje tych samych up�ynionych lat niskim, dobrym g�osem. Ach, nie, tamta Julcia by�a smuk�a, zgrabna, �ywa, nieopa- nowana i maj�ca jakie� dziwne porywy. Zabiera�a go zawsze konno na spacery, na kt�rych nic z nim nie m�wi�a, grywali w tenisa. Nie by�o mi�dzy nimi �adnego flirtu, �adnego zbli�enia si�. Kokietowa�a go raczej Jola, m�o- dziutka w�wczas, szesnastoletnia i prze�liczna panna. Nie rozmawia� z Julcia tak jak z Kazia, wcale z ni� nie rozma- wia�, i zdaje mu si�, �e dzisiejsza w�a�nie rozmowa, kt�r� tak zdecydowanie Julcia obj�a w swoje posiadanie, jest w�a�nie najd�u�sz� rozmow�, jak� dotychczas z sob� pro- wadzili. I jeszcze jedno my�la� czasami przelotnie Wiktor Ruben. My�la�, �e gdy si� kiedy z Julcia jeszcze spotkaj�, wyja�ni� sobie wszystko. Teraz jednak poj��, �e wszystko musi uton�� w przepa�ci lat minionych i nigdy ju� nie b�dzie wyja�nione. I gdy teraz patrzy� na Julci� m�wi�c� pr�dko i wyra�nie, na jej zimne niebieskie oczy i bardzo prawid�owe rysy pi�knej twarzy, na b�yszcz�ce i obfite brylanty na nieco spuchni�tych bia�ych palcach, zrozu- mia�, �e nic tutaj nie by�o do wyja�nienia. Aby to �wszystko" zrozumie�, nale�y sobie uprzytomni� topografi� i zwyczaje dworu w Wilku. Przede wszystkim panny doro�lej�c nabiera�y manii, �e ka�da musi mie� osobny pok�j. Jeszcze trzy m�odsze d�awiono w olbrzymim �dziecinnym", po�o�onym za gabinetem, Jola mia�a tam swoj� toalet�, ale sypia�a w ma�ym saloniku za du�ym 16 salonem, na kanapie, a Kazia i Julcia na g�rce. G�rka, czyli pi�terko, sk�ada�a si� z korytarza i czterech jednakowych pokoi. Wiktora umieszczono, gdy przyjecha� tu na sta�e, na wakacje trzynastego roku, w go�cinnym pokoju za Julcia. Oba pokoje mia�y bardzo podobne umeblowanie, zreszt� Wiktor cz�sto zagl�da� do pokoju Julci po ksi��ki, po fotografie, kt�re Julcia wywo�ywa�a, i zna� doskonale jego rozk�ad. Pewnego razu, ju� pod koniec wakacyj, Wiktor bardzo d�ugo wieczorem, w noc nawet, by� z Jol� na spacerze. Pomi�dzy stawami wilkowskimi a Ro�kami wujostwa i tamtejszym sporym jeziorem ci�gn�a si� zaro�ni�ta tatara- kiem i rz�s� struga, kryj�wka kaczek i zimorodk�w. Jola z Wiktorem postanowili pop�yn�� ma�� ��deczk� wilkow- sk� do wujostwa na kolacj�. Wyp�yn�li zaraz po pod- wieczorku, ale przeprawa by�a ci�ka, cz�no trzeba by�o par� razy przeci�ga�, rzeczywi�cie zajechali dopiero przed kolacj� na ro�eckie jezioro i mimo przedstawie� wujostwa uparli si� wraca� t� sam� drog�. Co prawda, noc by�a ksi�ycowa, droga powrotna sz�a o wiele �atwiej, ale b�d� co b�d� przyjechali dosy� p�no, kiedy dom ca�y spa�, a psy by�y spuszczone z �a�cucha. Wiktor rozmarzy� si� tym kole�e�skim obcowaniem z Jol�, kt�ra mu si� najbardziej ze wszystkich si�str zawsze podoba�a, i co do niej jednej nie mia� zupe�nej pewno�ci, �e pozostaje na jego urod� i inteli- gencj� oboj�tna. Godzinami pletli g�upstwa, dokuczali sobie, dostawa� klapsy, walczyli czasami z sob�, a potem razem je�dzili na spacery, jak ten, albo w�zkiem do lasu, albo jeszcze gdzie indziej, do miasteczka; k�pali si� razem i je�dzili konno, a zawsze ich by�o s�ycha� z daleka, tak du�o i g�o�no, i bez �adnego sensu gadali. Milkli, kiedy si� kto do nich zbli�a�, ale tylko dlatego, �e si� wstydzili bezmy�lnej tre�ci tych rozm�w. Widywano ich razem i przyzwyczajono si� do tego, nikogo to nie dziwi�o, nie uwa�ano tego jako� za flirt, tylko za za�y�e kole�e�stwo. Wiktor nawet jaki� czas, 2 Opowiadania 17 zaraz po maturze, korespondowa� z Jol�, ale potem to im wywietrza�o. Tego wieczora, zm�czeni i senni, wr�cili roz- marzeni i po�egnali si� w salonie, gdzie jeszcze dla nich sta�a zimna herbata, chleb, mas�o i w�dliny. Zjedli to wszystko i Jola posz�a spa� do swojej �alkowy", jak nazywa�a salonik, a Wiktor szed� po schodach do siebie. W zamy�leniu zupe�nie nie�wiadomie otworzy�, zamiast drzwi swoich, drzwi pokoju Julci. Nieraz si� potem za- stanawia�, jak to si� sta�o, i nie m�g� sobie uprzytomni�. To tylko jest pewne, �e nigdy by na co� podobnego sobie nie pozwoli� �wiadomie. Wszed� po ciemku i nie zapalaj�c �wiecy usiad� na pierwszym z brzegu krze�le, i patrz�c na okna, przez kt�re wida� by�o niebo niebieskie od niewidocz- nego ksi�yca, zdj�� buty i skarpetki � najwa�niejsze cz�ci swojego ubrania, poza tym nie mia� na sobie du�o, lekkie Okrycie cia�a spocz�o obok krzes�a. Podszed� do ��ka i tutaj spostrzeg� pomy�k� swoj�, za�mia� si� cicho i sam nie wiedzia� ju�, dlaczego pocz�� ow� pomy�k� kontynuowa�: sam gra� przed sob�. Dotkn�� le��cej dziewczyny, ale ona si� nie ruszy�a, siad� przy niej, spa�a. Wyci�gn�� si� obok niej i poczu� ca�� rozkosz jej cia�a przez cienkie prze�cie- rad�o. Po chwili zrozumia�, �e Julcia nie �pi, i zmartwia� z tego wra�enia. Le�eli tak przy sobie przez d�ugie chwile, nie m�wi�c ani s�owa, pow�ci�gaj�c oddech. Poma�u, nie- znacznie, jak wskaz�wki zegara wykonywali ca�y szereg zmian pozycji, aby si� przybli�y� ku sobie, obj��, przy- cisn��. Nigdy w �yciu Wiktor nie zapomni tego wra�enia, jakiego dozna� poczuwszy pod d�o�mi sk�r� tej dziewczyny. By�o to co� tak sko�czenie pi�knego, ciep�ego i material- nego jak kwiat. Nie wie, dlaczego nie powiedzieli nic do siebie. Dlaczego symulowali nawzajem przed sob� ca�- kowicie nieprawdopodobn� komedi� snu. To, co robili, wyklucza�o wszelk� mo�liwo�� nie�wiadomo�ci. Wiktor czu� takie nat�enie wszystkich si� erotycznych w sobie, �e ogarnia� go jaki� bolesny zachwyt, ka�de przesuni�cie r�k� 18 po ciele Julci przyprawia�o go prawie o omdlenie. �e nigdy przedtem nie odczuwa� nic podobnego, to nie dziwota, bo jaki� tam to by� ten jego dotychczasowy mizerny erotyzm, ale nigdy potem si� to nie powt�rzy�o i wspomnienie tej pierwszej nocy mi�osnej, bardzo gor�cej i cichej, nosi� w. sobie przez ca�e �ycie. Nigdy ju� nic, �aden owoc ani �adne cia�o nie mia�o tego dotyku, tej spr�ysto�ci w ugi�ciu si�, tego at�asu, co m�ode piersi Julci wtedy w Wilku. Nie spali, udaj�c sen, do �witu. Wtedy Wiktor zabra� swoje rzeczy i przekrad� si� do swojego pokoju. Zasn�� wtedy naprawd� jakby snem kamienia i zbudzi� si� dosy� p�no. Julcia wcze�nie rano wyjecha�a z matk� do Warszawy, tak �e si� z ni� nie zobaczy�, dopiero na trzeci dzie� pod wiecz�r. Gra� w tenisa z Jol� i Kazia na podw�rzu, sk�d by�o wida� drog� id�c� od stacji. Zobaczy� Julci� siedz�c� obok swej matki, ubran� w migda�owy kostium z czer- wonym krawatem. (Ukrad� jej potem ten czerwony krawat i d�ugo mia� w swoich rzeczach, a� wszystko razem gdzie� si� zgubi�o.) Oboj�tnie zwr�cona w stron� kop na polu, nie spojrza�a na graj�cych, potem dopiero po podwieczorku przysz�a do nich i grali razem, jak gdyby nic nie by�o. I nie powiedzieli do siebie od tego czasu ani s�owa. Owszem, rozmawiali o potocznych rzeczach, je�dzili nawet razem na spacery, zachodzi� do niej po ksi��ki, znajdowali si� bardzo cz�sto sami w osobnych pokojach, w lesie, na ��dce; ale o tym nigdy ani s�owa. Zdarzenie to nast�pi�o pod koniec lata i Wiktor nied�ugo ju� pozostawa� w Wilku. Jednak dwa razy jeszcze przycho- dzi� do Julci i wszystko odbywa�o si� tak samo, w niemej komedii niemo�liwego snu. I zawsze zostawa�a taka noc we wspomnieniach Wiktora, jak zetkni�cie z czym� nie- sko�czenie pi�knym i pachn�cym, tak jakby w tych nocach nie by�o nic cielesnego, tylko jakie� nabo�e�stwo. Zw�a- szcza trzecia noc � by�o to w przeddzie� jego wyjazdu � 2* 19 zostawi�a mu wspomnienie takiej pogody i s�odyczy, jak letni dzie� sp�dzony nad morzem. W nast�pnym roku mieszka� u wujostwa, dorywczo tylko przychodzi� na lekcje z m�odszymi dziewczynkami, p�no przyjecha�, a ju� s�awetny pierwszy sierpnia odwo�a� go do miasta. Ale odwa�y� si� tym razem na rzecz szalon�. Raz, po d�ugich namys�ach i wahaniach, przy- szed� tu w nocy, wlaz� na podmur�wk�, stamt�d na gzyms i wszed� przez okno do pokoju Julci. I tym razem nic mu nie powiedzia�a, a noc by�a taka sama, parna i pachn�ca. Te cztery noce, najpi�kniejsze noce jego cia�a, przypo- mnia� sobie pomi�dzy pytaniem a pytaniem, jedz�c groszek z grzankami i kurcz�ta, gdy patrzy� na rysy pi�knej, oty�ej i obcej kobiety, kt�ra siedzia�a niedaleko i m�wi�a tak du�o, jad�a te� du�o, b�yskaj�c brylantami pier�cieni i w�adczym tonem rzucaj�c matczyne nakazy Feli i Kici, kt�re siedzia�y z Antosiem i bonami na szarym ko�cu sto�u. Dotychczas zawsze my�la�, �e si� spotkaj� na staro�� z Julci� i �e si� z ni� ugadaj�, wyja�ni� sobie wszystko, �e powie jej, i� nigdy jej nie kocha�, a zawdzi�cza jej tyle, jak �adnej kobiecie w swym �yciu, �e to by�o takie dziwnie pi�kne. A przy tym chcia� si� dowiedzie�, czym by�y te noce dla niej, czy tak�e je wspomina. Ale teraz widzia�, �e wszystko na pr�no. Pytania i niedo- sz�e rozmowy uton�y na zawsze, nigdy sobie o tym nie powiedz� i jak wtedy udawali, �e �pi�, tak teraz musz� udawa�, �e nie pami�taj�. Zaraz po kolacji zwr�ci� si� do Kazi z pro�b�, aby go odes�a�y ko�mi do Ro�k�w. Jako�, nim jeszcze sko�czyli pi� kaw� w gabinecie, z dawnych z�oconych fili�anek, kt�re �mama" ocali�a, zaturkota�o przed gankiem i Antoni zaje- cha�. Wiktor po�egna� si� czym pr�dzej i wszyscy od- prowadzili go na ganek. Gwar zrobi� si� straszny. Julci� zaprasza�a go, aby przyjecha� jutro na obiad, pozna jej 20 m�a, Kaweckiego. Ale Wiktor odpowiedzia�, �e si� wujo- stwo obra��. � Jutro musz� zje�� obiad z wujostwem, przyjd� na podwieczorek, a za to dopiero pojutrze b�d� na obie- dzie! M�wi� weso�o i wskoczy� do powozu jak m�odzik, przy- jemnie mu by�o, �e go tu lubiano i pami�tano o nim. Panie te� by�y gwarne i weso�e. Wszystkim uby�o tych lat pi�tna- �cie i ka�dy by� z tego zadowolony. � Pan si� nie o�eni� jeszcze, a nam ju� wszystkie panny za m�� powychodzi�y � powiedzia� sentencjonalnie fur- man, stary Antoni. � Nie wszystkie, jest jeszcze panna Tunia � odpowie- dzia� Wiktor. � E, takie tam dziecko � sarkn�� Antoni i machn�� biczem. Wida� dla niego te� czas stan�� przed pi�tnastu laty. W przeciwie�stwie do Wilka Ro�ki by� to domek bardzo skromny i skromnie prowadzony. Wuj, niegdy� ekonom, dorobi� si�, ciotka mu pomog�a handluj�c kurami, folwar- czek by� malutki, ale rz�dny i m�drze utrzymany. Dom te� niewielki, skromny, w posi�kach przebijaj�cy si� w�asnymi �rodkami, to znaczy drobiem, og�rkami i kwa�nym mle- kiem. Ale te� Wiktor ogromnie lubi� t� pracowit�, w�as- nor�czn� skromno��. Tym razem jednak nie siedzia� d�ugo z wujostwem, tyle tylko, co nale�a�o; przyzna� si� do tego, �e zaszed� do Wilka, ciotka pokiwa�a g�ow�: �M�j Bo�e, najlepsze panny sprzed nosa ci zabrali!" Wuj na ni� hukn��, g�upkowata Kasia, duplikat takiej samej Walerci sprzed lat pi�tnastu, zanios�a przed nim lamp� do zimnego, dusznego pokoju. Wiktor zosta� sam. Chodzi� tam i z powrotem po tym pokoju, jak u siebie w Stokroci, ale trzeba przyzna�, �e nie my�la� ani o jednym z tamtejszych k�opot�w, ani o jednej sprawie, co go tak irytowa�y i tyle mu krwi psu�y. Zapad�y si� one nagle pod 21 ziemi�, a Wiktor prowadzi� most od dw�ch pami�tnych lat m�odo�ci, skromnych zreszt� w zdarzenia, jakie przep�dzi� w Wilku i w Ro�kach. S�ysza� teraz z rozm�w swoich inteligentnych przyjaci�, Jurek mu o tym co� m�wi�, �e si� ludzie wiele zajmuj� ide� czasu, �e pisz� ksi��ki o prze- zwyci�aniu czasu. Ot� jemu si� wyda�o, �e on tak�e przezwyci�y�, przeskoczy� czas i potrafi� go zawr�ci�. �e stoi teraz tam, gdzie by� przed pi�tnastu laty, i �e teraz mo�e wybra�! Teraz dopiero rozumia�, co by�o urokiem tamtych dw�ch lat i dlaczego tak �atwo mu si� one uplastyczni�y. To by� nie u�wiadomiony, m�odzie�czy erotyzm, jaki si� rozlewa� w powietrzu naoko�o sze�ciu dziewcz�t �adnych i przyjem- nych. To by�o to, co i dla nich mia�o w�wczas znaczenie, i dlatego one tak dobrze o nim pami�ta�y. Powtarza�y mu najdrobniejsze jego s�owa, czyny, jak naprawi� dzwonki, jak czy�ci� sobie ��te buty kwa�nym mlekiem. Wszystko, co wtedy si� dzia�o, to by�y nie u�wiadomione zapowiedzi rzeczy, kt�rych nie zrealizowali. Ale on prze- rzuci� most, zawr�ci� czas, teraz mo�na zrealizowa� wszyst- ko, co si� w�wczas zapowiada�o. W�wczas to by�o ciel�ce szcz�cie, ale teraz on sta� si� ju� dojrza�ym m�czyzn�, potrafi zrealizowa� to, co wtedy by�o szkicem, chwiejnym rysunkiem. Tak, oczywi�cie. Dotychczas niewiele urzeczy- wistnia�, ale to by�y przyczyny wy�sze, warunki. A zreszt�, dlatego pewnie wszystko odk�ada�, �e pod�wiadomie czu�, �e wr�ci tutaj, �e b�dzie znowu na podwieczorku w Wilku, a to jest przecie� takie zupe�nie, zupe�nie inne ni� wszystko, co by�o dotychczas. Julcia, niestety, nie liczy si�. Wszystko z ni� zwi�zane, nieodwo�alnie zamkni�te, nawet nie potrafi si� z ni� roz- m�wi�. Ona � to jest zamkni�ta ksi��ka. Zupe�nie inna, niepodobna, sko�czona. Jednak te lata nie zawsze dadz� si� przeskoczy�. Kazia nigdy nie mia�a �adnego znaczenia, ale inne? Jola, Zosia, Tunia. Biedna Fela, by�aby teraz naj�ad- 22 niejsza, ale umar�a. Otworzy� drzwi do przyleg�ego pokoju, gdzie s�ysza� jeszcze g�osy wujostwa. Ciotka czesa�a przed lustrem d�ugie, siwe w�osy. � Kiedy umar�a Fela? � zapyta� gwa�townie. � Nic o tym nie wiedzia�em. � A bo to jeszcze podczas wojny � powiedzia�a ciotka. � Zaraz po �lubie Julci. � A na co? � Na hiszpank�, m�wili. Serce zawsze mia�a s�abe. � B�j si� Boga � taka dziewczyna! � sapn�� wuj ju� spod pierzyny. � No, to dobranoc wujostwu. � Dobranoc. Wiktor wycofa� si� znowu do swego pokoju. Wreszcie u�o�y� si� w wysokim, drewnianym, mocno skrzypi�cym ��ku. Sen d�ugo nie przychodzi�, m�czy� go zapach �wie�o upranych prze�cierade� i s�om� napchanych siennik�w. Wreszcie zasn��, zbudzi� si� potem i ju� by� dzie�. Za oknem gdaka�y kury, pia� kogut, ciocia dyskutowa�a o czym� z Ka�mierzow�, jednym s�owem, nastr�j Ro�k�w w ca�ej pe�ni. Ubra� si� leniwie i w��czy� po ogrodzie niewielkim i olbrzymim podw�rzu, nape�nionym mn�stwem narz�dzi wuja Roberta. Ogl�da� bezmy�lnie siewniki i rozpylacze, a czeka� niecierpliwie obiadu, kt�ry na szcz�cie bywa� bardzo wcze�nie, jak to u ludzi zdrowych. Chcia�o mu si� dowiedzie� czego� ze strony, z boku, o wilkowskich pan- nach, jak je nazywano. A ciotka by�a kronik� ca�ej okolicy. Na pewno uzupe�ni mu wiadomo�ci, kt�rych sk�pi� sobie od tych czas�w. Niestety, gdy obiad nast�pi� (krupnik i siekane kotlety), niewiele si� m�g� dowiedzie�. Wuj nie da� doj�� do s�owa ciotce i troch� w k�ko zapytywa� Wiktora, co ten robi, co robi�, o dawno minione dzieje, jak wojsko rosyjskie, Mur- man, przeprawy do Francji i odwr�t spod Kijowa. Za ka�dym pytaniem wuja Wiktor patrzy� na niego przez 23 chwil� ze zdziwieniem, potem si�� musia� uprzytamnia� sobie swoje minione �ycie. � A tak, tak, prosz� wujaszka... � m�wi� i bardzo kr�tko odpowiada�. Nie m�g� odp�dzi� tych pyta�, ale chcia� odp�dzi� te my�li, wi�cej, chcia� odp�dzi� te zdarzenia i nawet raz powiedzia�: � Tak, tak, to by�o okropne, wola�bym o tym nie wiedzie�. Dotyczy�o to najmniej okropnego epizodu jego prze- sz�ego �ycia, mianowicie, do�� weso�ego i niefrasobliwego pobytu w Archangielsku, ale teraz dopiero wyda� mu si� ten �wiat bez kobiet, przez kt�ry przebrn�� z trudno�ci�, czym� doprawdy okropnym. Ciotka od razu wyczu�a, �e Wiktor nie chce m�wi� o tamtych czasach, a jeszcze mniej o tera�- niejszej swojej pracy, kt�r� wszyscy krewni uwa�ali za wielki upadek kariery Rubena. Ale wuj nie dawa� jej przyj�� do s�owa. Wreszcie, gdy si� ju� pod koniec obiadu Wiktor dorwa� do pyta�, musia� wys�ucha� ca�ej genealogii rodziny Kaweckich, ich pokrewie�stw, czym si� Kawecki trudni�, jak si� teraz doskonale zaj�� Wilkiem i jego folwarkami, potem, jak Wilko obecnie prosperowa�o, ile mieli kr�w, ile owiec i ile zasadzili w tym roku burak�w. Potem opowiada- �a mu ciocia, jak si� obie c�rki Julci rodzi�y, jedna w War- szawie, druga w Wilku, i ile z tym by�o kramu. Ostatecznie mniej go to niecierpliwi�o od pyta� wuja. Wsta� od sto�u w dobrym humorze i powiedzia�: � Prosz� cioci, ja na podwieczorku nie b�d�. Obieca�em ju�, �e przyjd� do Wilka. Ciocia si� u�miechn�a. � M�j drogi � powiedzia�a � my tutaj to ju� nie bardzo nacieszymy si� twoim widokiem. � C� robi�? � westchn�� wuj � m�odzi zawsze jed- nakowi. � M�odzi? � za�mia� si� Wiktor. � Niestety, wujaszku, ju� nie m�odzi. 24 Ciotka zamacha�a r�kami: � M�odszy jeste�, ni� dawniej by�e�, a pi�kniejszy w ka�- dym razie. W�a�nie do wuja m�wi�am: kto by to pomy�la� dawniej, �e z ciebie taki pi�kny ch�opiec wyro�nie. Jak tu bywa�e�, to tylko Kazia i Jola uwa�a�y, �e� przystojny, a wszyscy si� �mieli z tego. Chudy by�e� i wysoki jak ko� angielski, a teraz przyjemnie popatrze�. Wilkowskie panny pewnie po�a�uj�, �e na ciebie nie poczeka�y. Zreszt�, teraz zam��p�j�cie to tylko pr�ba... Wiktor pogwizduj�c pobieg� do swego pokoju i zmienia- j�c krawat na ciemniejszy (jednak nie tylko dwie koszule zawiera�a jego teczka) przypatrywa� si� swojej twarzy w lustrze. Pewnie, �e przystojny, tylko zaniedbany, rysa na policzku � mu�ni�cie kuli. K�ty czo�a zbyt wg��bione w k�dzierzawe w�osy; gdy si� co dzie� goli�, to zaraz lepiej wygl�da�. Jak gdyby czy�ciej. Niedawno dowiedzia� si� o tym, �e mia� �adne oczy. Powiedzia� mu to kto� zupe�nie bezstronny, kt�ry� z koleg�w. Janek zdaje si�. W og�le zawsze my�la�, �e by� bardzo brzydki, i to go jeszcze bardziej onie�miela�o. W Wilku przy stole rzadko si� odzywa�, stroni� od ludzi, przychodzi� nie zauwa�ony i by� do wczoraj przekonany, �e nie zas�ugiwa� na �adn� uwag�. Chodzi� czyta� do ogrodu na wzg�rek pod sosnami, ale ukrywa� si� z tym, co czyta, bo panny bardzo szydzi�y z jego lektury. Schillerowi zw�aszcza dosta�o si� i Nietzschemu. Co praw- da, Nietzschego sam w�wczas niewiele rozumia�. Zachwy- ca� si� za to dwiema ksi��kami, kt�re mia�y dla niego zasadnicze znaczenie: Science et hypothese Poincarego oraz Ewolucja tw�rcza Bergsona. Dlaczego w�a�nie te ksi��ki, a nie inne? By� to jeden z tych niewiadomych skok�w m�o- do�ci, kt�ra wybiera nieokre�lone rzeczy z niewiadomych powod�w i powo�uje si� raz na Nietzschego, odrzucaj�c Bergsona, to znowu� faworyzuje francuskiego pisarza, nie lubi Nietzschego, nie mo�e zrozumie� najprostszej my�li Hegla, a studiuje trudno�ci Kanta. Zreszt�, to wszystko 25 ma gdzie�. Nie czytuje ani Kanta, ani Bergsona, nie czyta� ich od tamtych czas�w ani razu. Ani w Archangielsku, ani jako podstarosta w Rudkach, ani jako zarz�dzaj�cy w Sto- kroci nie mia� na to czasu. Zapewne teraz tak�e nie we�mie si� do ksi��ek. W�o�y� kapelusz, wzi�� szpicrut� wuja i uderzaj�c ni� po udzie wyszed� przed dom. Dzie� by� ciep�y i jasny. Zapach suszonej trawy, pio�unu roztopi� si� w powietrzu, a chocia� niebo ja�nia�o, niebieskie stawy i wszystkie wody, jakie spotyka� po drodze, by�y bia�e. Nie wiedzia� dlaczego, ale my�la� ca�y czas o Feli i jej przedwczesnej �mierci. Fela by�aby mo�e �adniejsza od Joli, dorodniejsza, mocniejsza; trzyma�a si� zawsze prosto i z dziecinn� powag� nosi�a, jak pe�ne naczynia, ma�e, ledwie rozwini�te piersi. Pami�ta� j� jak dzisiaj. Natomiast we wszystkim, co dzisiaj s�ysza� od ciotki, co przebija�o pomi�dzy jej s�owami a pytaniami wuja, by�a pewna niech�� do Joli. Mo�e nawet nie tyle niech��, ile jakie� ciche pot�- pienie; o m�u Joli, kt�ry zreszt� prawie nigdy do Wilka nie przyje�d�a�, ciotka m�wi�a z widocznym smutkiem w g�osie; wyliczaj�c go�ci bywaj�cych w Wilku o kilku panach m�wi- �a dosy� niewyra�nie: �przyje�d�a", �zaprzyja�nili si�". Wiktor okre�li� to dok�adnie i dosadnie, przechodz�c ponad stawem ku wyci�temu lasowi i ku szosie; machn�� szpicrut� po leszczynie, a� polecia�y li�cie ciemnozielone, i powie- dzia�: �Puszcza si� po prostu." Nie sprawi�o mu to okre�- lenie �adnej przykro�ci, ale te� by�o jak gdyby wykre�leniem Joli z programu. Szkoda jednak, �adna jest jeszcze bardzo, ale nie m�g� okre�li�, do czego odnosi si� to �szkoda". Obiad w Wilku bywa� daleko p�niej ni� w Ro�kach, dlatego te� Wiktor nie obliczywszy si� przyszed� zaraz po sprz�tni�ciu ze sto�u, wszystkie damy poroz�azi�y si� po swoich osobnych pokojach, a gdy zajrza� do dziecinnego, zobaczy� tylko Fel� i Kici�, le��ce po obiedzie na p�askich, osobno w tym celu zbudowanych pochy�ych deskach; 26 zachmurzone i brzydkie, nic nie odpowiada�y na jego �dzie� dobry". Panie wszystkie by�y na g�rze, tamte cztery pokoje s�u�y�y teraz Julci z m�em, Kazi z Antosiem, Zosi z Heniem i Tuni. Jola nie wyprowadza�a si� ze swojej �alkowy", ca�kiem j� zamieniwszy na sypialni�. Na g�rce pachnia�o teraz rezed� i wod� kolo�sk�, �wie�� bielizn�, prze�cierad�ami, pudrem, jednym s�owem: kobietami. Za- puka� do pokoju Julci, wszed� i zasta� j� le��c� na kanapce w r�owych szlarkach ca��, bardzo dorodn� i pi�kn�. Obok niej na fotelu, z nogami na sto�ku, siedzia� jej m�� Kawecki, przystojny, okaza�y w jasnym, bardzo porz�d- nym ubraniu. Wiktor poczu� dla niego od razu ca�� niech�� zaniedbanego m�czyzny do eleganta, poza tym Kawecki gada� bez przerwy rzeczy banalne, inteligentne, ale zupe�- nie oczywiste. M�wi� o wszystkim, co Wiktor i Julcia przyjmowali do wiadomo�ci, co le�a�o w za�o�eniu, co wie- dzieli i odczuwali. Mia� styl zbli�ony przy tym do powie- dzenia: �Mi�o jest w dzie� pogodny zrobi� wycieczk� na �wie�ym powietrzu." Wiktor na pr�no stara� si� go spro- wadzi� na zagadnienia czysto gospodarskie, kt�rymi sam si� interesowa�. Mia� zamiar dowiedzie� si� naprawd� cze- go� od doskona�ego gospodarza i skorzysta� z tych wiado- mo�ci przy prowadzeniu gospodarstwa w Stokroci. Tak na przyk�ad chodzi�o mu o kalkulacj� gospodarstwa mlecz- nego w maj�tku po�o�onym dalej od Warszawy, kwesti� �mleko czy mas�o?", dostawy, taryfy, koszty transportu do najbli�szej stacji. Ale Kawecki niech�tnie porusza� te tematy. Wola� m�wi� rzeczy oderwane i niepotrzebne, jak to, �e niebo jest niebieskie, �e gor�co, �e kurz jest latem dokuczliwy, �e muchy nale�y t�pi� flitem. Wiktor nie wytrzyma� i spyta� si� o Jol�. � Jola ma dzisiaj go�ci � powiedzia�a Julcia. � Przyje- chali z Edwardem (Edward to by� Kawecki) z Warszawy, nie b�dzie mog�a ci towarzyszy�. Je�eli si� chcesz przej�� po podwieczorku, to Zosia mo�e p�j�� z tob�. 27 Wiktor wyszed� na korytarz i zastanowi� si�, jak ma zawo�a� na Zosi�. Pomy�la�, �e b�dzie najlepiej tak, jak dawniej: �Zosiu". Odezwa�a si� tu� obok w jego dawnym pokoju, wszed� tam i zobaczy� znowu� Zosi� le��c� na kozetce, syt� i bia��, pomy�la�, �e i ta te� by�a sk�onna do oty�o�ci. Obok niej, w w�zeczku przykrytym gaz�, spa� jej synek. Zosia m�wi�a zupe�nie g�o�no. � Mo�esz si� nie kr�powa� jego obecno�ci� � powie- dzia�a do Wiktora � on swoje dwie godziny po obiedzie musi odespa�, �eby tam armaty wali�y. Przed czwart� si� nie obudzi. Prawdziwy m�czyzna! � .A ty musisz go tu pilnowa�? Zauwa�y�, �e Zosia bez najmniejszego om�wienia tej kwestii m�wi�a mu po imieniu, jak starsze siostry. Oczywi�- cie tak by�o najpro�ciej, ale przecie nale�a�o to okre�li� wzajemn� umow�. � Nie � nie musz�, zaraz przyjdzie panna Franciszka. � A czy nie chcia�aby� p�j�� ze mn� na podw�rze albo do ogrodu? � Och, to chyba po podwieczorku. Teraz jestem za leniwa, Tunia ci� oprowadzi, ona ma zapa� i zdrowie � za�mia�a si� pokazuj�c bia�e, mocne z�by, najwi�ksz� ozdob� swojej �wie�ej twarzy. U�miech tak�e mia�a bardzo mi�y. Wiktor czu�, �e mi�dzy nimi na zawsze niezapomnian� przegrod� pozostan� ich dawne lekcje i antypatia, jaka si� mi�dzy nauczycielem a uczennic� wytworzy�a z powodu jej lenistwa, a jego niech�ci. Pierwotne urazy tych spotka� pozostawi�y sta�e �lady i Wiktor czu� w Zosi, spokojnej kobiecie oddanej trawieniu i macierzy�stwu, ow� dziew- czyn�, kt�ra pogardza�a nim, robi�a mu sceny w gor�ce, letnie po�udnia, kiedy z ni� przerabia� �acin�, a dziewczynie chcia�o si� je�dzi� konno. Nazywa�a go wtedy ekonomem, jego wuja rz�dc� i do pasji j� doprowadza�a r�wnowaga Wiktora, kt�rego zw�aszcza tak demokratyczne wymys�y 28 nie mog�y wyprowadzi� � rzecz prosta � ze spokoju. I teraz szuka� w s�owach Zosi, w jej wym�wkach, �e nie mo�e i�� na spacer, w jej pytaniach, kt�rych kilka mu zada�a, wykazuj�c wielkie wyrobienie towarzyskie i kon- wersacyjne, szuka� �lad�w dawnej pogardy. I przyzna�, �e je znajdowa�. �atwo��, z jak� przesz�a z nim na �ty", pytania, kt�re jako� omawia�y, omija�y kwesti� jego pracy i zarobkowania, kt�re nie m�wi�y tak�e wszystkiego ani o jej siostrach, ani o jej m�u, kt�ry pracowa� w Mini- sterstwie Spraw Zagranicznych (po jego nazwisku s�dz�c Wiktor wiedzia�, �e jest wicekonsulem w Lubece) � wszyst- ko to do pewnego stopnia by�o tej pogardy i antypatii leciutkim wyrazem i pokrywk�. A przy tym Wiktor czu�, �e mu si� ta ma�a Zosia, w�wczas bardzo niezno�na, a kt�ra teraz by�a najbardziej dam� ze wszystkich si�str, ogromnie podoba�a. Imponowa�a mu spokojem, niefrasobliwo�ci� i umiej�tno�ci� cieniowania s��w. Przy tym rzeczywi�cie by�a �adna i m�oda, senna, troch� oci�a�a i jakby zm�czona swoj� cielesno�ci�. Mia� w stosunku do niej co� z uczucia chama, kt�ry pragnie zgwa�ci� swoj� pani�, tote� naumy�l- nie by� bardziej ordynarny i obcesowy w s�owach, ni� mia� to we zwyczaju. Zosia udawa�a, �e tego nie widzi � mimo i� mia� i�� na podw�rze i do ogrodu, przegadali tak do czwartej, w kt�rej to godzinie co� zaszamota�o si� pod gazow� pokrywk� i odezwa� si� g�os Henia, od razu ener- giczny i wyra�ny, nic w sobie ze snu nie maj�cy. Ma�ego zabra�a panna Franciszka, ubra�a go w oczach zachwyco- nej Zosi i oboj�tnego na te wdzi�ki Wiktora, i wreszcie nadesz�a godzina podwieczorku. Podwieczorek ten rozczarowa� Wiktora. Za du�o by�o obcych os�b i wszyscy byli jak gdyby skr�powani wczoraj- sz� weso�o�ci�. Zreszt�, wczoraj by� sam z paniami, kt�re zna� dobrze, a teraz zjawi�o si� mn�stwo ludzi, kt�rzy � jemu nie znani ani jego znaj�cy � nabrali w Wilku przez tych lat kilkana�cie zasadniczego znaczenia. Przede wszyst- 29 kim Kawecki, tronuj�cy obok Julci i nadaj�cy ca�y ton zebraniu. Wida� by�o, �e ani Kazia, ani Jola nie darzy�y go sympati�, a Wiktor domy�la� si�, �e musia�y w tym domu zachodzi� skomplikowane zagadnienia materialne, doty- cz�ce podzia�u dochod�w z Wilka i w og�le dzia��w, ponie- wa� w�a�nie najm�odsza z si�str by�a od roku pe�noletnia i musia�a niedawno do tych akt�w przyst�pi�. Mama nie zesz�a wcale na podwieczorek, a Jola bardzo si� sp�ni�a, nadesz�a, pomimo dwukrotnego g�stego brz�ku gongu, po pewnym czasie dopiero przez szklane drzwi od ogrodu w towarzystwie dwu nieznajomych pan�w, z kt�rych jeden by� w mundurze wojskowym. Wiktor rozmawiaj�c z Ka- weckim widzia�, jak przesz�a przez werand� bardzo weso�a i u�miechni�ta. Pami�ta�, �e Jola mia�a bardzo kr�tki wzrok, a teraz spostrzeg�, �e wada ta rozwin�a si� do tego stopnia, i� Jola id�c przez werand� garbi�a si� troch�, patrz�c ci�gle pod nogi; a �e przy tym mia�a w r�ku wysok� trzcinow� laseczk�, nadawa�o jej to wyrazu nieoczekiwanie starczego. Ale gdy podnosi�a g�ow�, aby spojrze� na jed- nego ze swych towarzyszy, olbrzymi bia�y kapelusz, kt�ry przed chwil� przykrywa� j� jak grzyb, stawa� si� s�oneczn� aureol� naoko�o roze�mianej, cienkiej, pod�u�nej twarzy. Jaka� by�a �adna! W s�onecznym �wietle jasnego popo�u- dnia mo�na to by�o dopiero zobaczy�. W pokoju rusza�a si� normalnie, bystro, �wawo, wzruszaj�c cienkimi ramionami, obna�onymi z bia�ej lekkiej sukni. �mia�a si� do wszystkich, do Kaweckiego nawet, z Wiktorem wita�a si� serdecznie i przedstawia�a mu obu eleganckich pan�w, z kt�rych ka�dy by� bardzo �adny i wypiel�gnowany. Zw�aszcza sk�ra nad sztywnym ko�nierzykiem wojskowym oficera doprowadza�a Wiktora do pasji, by�a niezmiernie bia�a, podbita t�uszczy- kiem, wykarmiona i od�ywiona jak na gatunkowym, w�os- kim wieprzu. Sam rotmistrz by� chudy, zreszt� zgrabny, wysoki i mia� niezmiernie pi�kne r�ce. Rozmowa przy stole by�a o�ywiona, zabawna, zdawkowa jednak bardzo i towa- 30 r�yska. Obecno�� nieznajomych pan�w bardzo zmrozi�a Wiktora i podwieczorek, na kt�ry tak si� cieszy�, znudzi� go ostatecznie. Zwr�ci� si� do Tuni, kt�ra, chuda i z rozsze- rzonymi oczami, siedzia�a ju� prawie mi�dzy dzie�mi. � Widz�, �e tylko Tunia zostaje mi, aby oprowadzi� po Wilku i pokaza�, co si� zmieni�o � powiedzia�. � P�jdziemy na spacer? Dobrze? Tunia mrukn�a �tak" i pogr��y�a swe usta i oczy w bia�ej fil