3686

Szczegóły
Tytuł 3686
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3686 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3686 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3686 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Carlos Castaneda - Drugi kr�g mocy Wst�p P�aski, pusty szczyt g�rski w zachodniej cz�ci Sierra Madre w �rodkowym Meksyku by� miejscem mojej ostatniej rozmowy z don Juanem, don Genarem oraz ich dwoma uczniami: Pablitem i Nestorem. Powaga tego spotkania nie pozostawi�a mi �adnych w�tpliwo�ci co do tego, �e nasza nauka dobieg�a ko�ca i �e naprawd� widz� don Juana i don Genara po raz ostatni. Pod koniec powiedzieli�my sobie do widzenia i razem z Pablitem skoczy�em ze szczytu g�ry w otch�a�. Przed skokiem don Juan przedstawi� mi wyja�nienie podstaw wszystkiego, co mi si� przydarzy. Wed�ug niego poprzez skok w otch�a� mia�em sta� si� czyst� percepcj� i przemieszcza� si� pomi�dzy dwoma nieroz��cznymi domenami stworzenia: ton��em i nagualem. Po skoku moja percepcja siedemna�cie razy przenikn�a elastyczn� granic� rozdzielaj�c� ton�� i nagual. Gdy wchodzi�em w nagual, widzia�em, jak moje cia�o ulega dezintegracji. Nie mog�em czu� ani my�le� w spos�b sp�jny, analityczny, jak to zwykle robi�, jednak w jaki� spos�b my�la�em i czu�em. Kiedy za� wchodzi�em w ton��, stawa�em si� jedno�ci�. By�em ca�o�ci�. Postrzega�em w spos�b sp�jny. Mia�em uporz�dkowane wizje. Ich nieodparta moc by�a tak ogromna, ich �ywo�� tak rzeczywista, a z�o�ono�� tak wielka, �e nie potrafi�em wyja�ni� ich w satysfakcjonuj�cy mnie spos�b. Stwierdzenie, �e by�y to wizje, bardzo wyra�ne sny albo nawet halucynacje, w �adnym razie nie oddaje ich natury. Po najdok�adniejszym, na jakie by�o mnie sta�, i najbardziej szczeg�owym przeanalizowaniu uczu�, spostrze�e� i interpretacji mego skoku w otch�a� doszed�em do momentu, w kt�rym nie mog�em racjonalnie zgodzi� si� z tym, �e wszystko to naprawd� si� wydarzy�o. Z drugiej jednak strony co� we mnie by�o g��boko przekonane, i� rzeczywi�cie skoczy�em. Nie mog�em spotka� si� z don Juanem i don Genarem, a ich nieobecno�� wywo�ywa�a we mnie wielk� potrzeb� odnalezienia prawdy po�r�d najwyra�niej nierozwi�zywalnych sprzeczno�ci. Wr�ci�em do Meksyku, �eby spotka� si� z Pablitem i Nestorem i poprosi� ich o pomoc w rozwi�zaniu mojego problemu. To jednak, co spotka�o mnie podczas tej podr�y, mog� okre�li� jedynie jako ostateczny atak na m�j rozum, zmasowany atak przygotowany przez samego don Juana. Jego uczniowie pod kierunkiem nieobecnego mistrza w spos�b wielce metodyczny i skrupulatny zniszczyli ostatni bastion mego rozumu. W ci�gu kilku dni wyjawili mi jeden z dw�ch praktycznych aspekt�w ich czarownictwa: sztuk� �nienia, kt�ra stanowi trzon niniejszej ksi��ki. Sztuka podchodzenia, drugi praktyczny aspekt czarownictwa i jednocze�nie r�wnie� podstawa nauk don Juana i don Genara, zosta�a mi obja�niona podczas kolejnych wizyt i bez w�tpienia stanowi najbardziej z�o�on� stron� ich, jako czarownik�w, egzystencji na �wiecie. Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej 1. Przemiany dony Soledad Ogarn�o mnie nag�e przeczucie, �e Pablita i Nestora nie ma w domu. Moje przekonanie by�o tak g��bokie, �e zatrzyma�em samoch�d. Znajdowa�em si� w miejscu, w kt�rym asfalt gwa�townie si� urywa�, i chcia�em jeszcze raz zastanowi� si� nad tym, czy kontynuowa� t� d�ug� i �mudn� podr� nier�wn�, wysypan� �wirem drog� prowadz�c� do ich miasta w g�rach �rodkowego Meksyku. Otworzy�em okno samochodu. By�o do�� wietrznie i ch�odno. Wyszed�em, aby rozprostowa� nogi. Napi�cie towarzysz�ce wielogodzinnej je�dzie sprawi�o, �e zesztywnia� mi kark i plecy. Podszed�em do kraw�dzi asfaltu. Ziemia by�a wilgotna od porannego deszczu. Deszcz ci�gle jeszcze la� strumieniami w g�rach le��cych na po�udniu, niedaleko od punktu, w kt�rym si� znajdowa�em. Niemniej jednak przede mn�, na wschodzie, a tak�e na p�nocy, niebo by�o bezchmurne. Z niekt�rych miejsc wij�cej si� drogi wida� by�o l�ni�ce w s�o�cu niebieskawe szczyty g�rskie. Po chwilowym wahaniu zdecydowa�em si� zawr�ci� do miasta, bo przez ca�y czas mia�em bardzo dziwne przeczucie, �e spotkam don Juana na targu. Prawd� powiedziawszy, zawsze tak by�o � odk�d tylko go pozna�em, zawsze znajdowa�em go na targu. Zazwyczaj, kiedy nie zastawa�em go w Sonora, przyje�d�a�em tutaj, do miasta w �rodkowym Meksyku, szed�em na rynek i wcze�niej czy p�niej don Juan si� tam pojawia�. Najd�u�ej czeka�em na niego dwa dni. Tak bardzo przyzwyczai�em si� do tego rodzaju spotka�, �e tym razem r�wnie� by�em absolutnie przekonany, i� jak zwykle go tam odnajd�. Czeka�em na rynku przez ca�e popo�udnie. Przechadza�em si� po�r�d handlarzy, udaj�c, �e chc� co� kupi�. Potem czeka�em ko�o parku. O zmierzchu wiedzia�em ju�, �e nie przyjdzie. Potem nagle odnios�em wra�enie, �e by� tam, ale ju� sobie poszed�. Usiad�em w parku na �awce, na kt�rej zazwyczaj z nim przesiadywa�em, i spr�bowa�em przeanalizowa� swoje uczucia. Kiedy wje�d�a�em do miasta, odczuwa�em absolutn� pewno��, �e don Juan kr��y po ulicach. Bez w�tpienia by�o to nie tylko wspomnienie niezliczonych spotka� z nim � moje cia�o wiedzia�o, �e on mnie szuka. P�niej jednak, gdy siedzia�em ju� na �awce, nasz�o mnie kolejne uczucie zdumiewaj�cej pewno�ci. Wiedzia�em, �e ju� go tam nie ma. Odszed�, a mnie go brakowa�o. Po jakim� czasie odrzuci�em wszelkie spekulacje. Pomy�la�em, �e zaczyna na mnie oddzia�ywa� atmosfera tego miejsca. Zacz��em zachowywa� si� w spos�b irracjonalny; w przesz�o�ci zawsze mi si� to przytrafia�o po kilku dniach sp�dzonych w tej okolicy. Poszed�em do hotelu, aby odpocz�� przez kilka godzin, a potem znowu zacz��em w��czy� si� po ulicach. Nie liczy�em ju�, tak bardzo jak po po�udniu, na to, �e spotkam don Juana. Podda�em si�. Wr�ci�em do hotelu, �eby porz�dnie si� wyspa�. Zanim ruszy�em w g�ry, kilka razy przejecha�em ulicami miasta, ale jako� by�em pewien, �e trac� czas. Don Juana tam nie by�o. Przez ca�y ranek jecha�em do ma�ego miasteczka, w kt�rym mieszkali Pablito i Nestor. Dotar�em na miejsce oko�o po�udnia. Don Juan uczy� mnie, �ebym nigdy nie wje�d�a� bezpo�rednio do miasta, aby nie wzbudza� ciekawo�ci gapi�w. Zawsze kiedy tam przybywa�em, tu� przy granicy miasta zje�d�a�em z drogi na p�askie pole, gdzie zwykle ch�opcy grywali w pi�k�. Ziemia by�a tam udeptana a� do samego traktu, co pozwala�o przejecha� samochodem i przedosta� si� dok�adnie pod domy Pablita i Nestora u st�p wzg�rza na po�udniu miasta. Gdy tylko zbli�y�em si� do kraw�dzi pola, spostrzeg�em, �e �cie�ka zmieni�a si� w wysypan� �wirem drog�. Zastanowi�em si�, czy pojecha� do Pablita, czy Nestora. Ci�gle mia�em silne wra�enie, �e ich nie ma. Zdecydowa�em si� pojecha� do Pablita � Nestor by� samotny, podczas gdy Pablito mieszka� z matk� i czterema siostrami. Gdyby go nie by�o, kobiety mog�yby pom�c mi go odnale��. Podjechawszy bli�ej domu, spostrzeg�em, �e �cie�ka prowadz�ca do drogi zosta�a poszerzona. Wygl�da�o na to, �e jej nawierzchnia jest twarda, a poniewa� by�a wystarczaj�co szeroka, podjecha�em pod same drzwi. Do domu z suszonej na s�o�cu ceg�y dobudowano now� werand�, a dach pokryto dach�wk�. Nie us�ysza�em szczekania, ale zobaczy�em wielkiego psa, kt�ry siedzia� spokojnie za ogrodzeniem i obserwowa� mnie z uwag�. Stadko kur rozbieg�o si�, gdacz�c. Zgasi�em silnik i przeci�gn��em si�. Ca�e cia�o mia�em zesztywnia�e. Dom wygl�da� na opuszczony. Przysz�o mi do g�owy, �e by� mo�e Pablito z ca�� rodzin� wyprowadzi� si� i teraz mieszka tu kto� inny. Nagle drzwi otwar�y si� z trzaskiem i ze �rodka wypad�a, jakby kto� j� wypchn��, matka Pablita. Przez chwil� przygl�da�a mi si� z roztargnieniem. Wygl�da�o na to, �e rozpozna�a mnie dopiero wtedy, gdy wysiad�em z samochodu. Jej cia�em wstrz�sn�� dreszcz rado�ci, podbieg�a do mnie. Pomy�la�em, �e pewnie drzema�a i obudzi� j� warkot silnika, a kiedy wysz�a z domu, aby zobaczy�, co si� dzieje, w pierwszej chwili mnie nie rozpozna�a. Dziwny widok biegn�cej do mnie starej kobiety sprawi�, �e si� u�miechn��em. Gdy by�a ju� blisko, zawaha�em si�. Porusza�a si� tak lekko, �e w og�le nie przypomina�a matki Pablita. � M�j Bo�e, c� za niespodzianka! � zawo�a�a. � Dona Soledad? � zapyta�em z niedowierzaniem. � Nie poznajesz mnie? � odpar�a ze �miechem. Powiedzia�em co� g�upiego na temat jej zdumiewaj�cej �wawo�ci. � Dlaczego zawsze postrzegasz mnie jako star�, bezradn� kobiet�? � zapyta�a, przygl�daj�c mi si� z wyrazem drwi�cego wyzwania na twarzy. Oskar�y�a mnie otwarcie o przezwanie jej �Pani� Piramid�". Pami�tam, jak kiedy� powiedzia�em o niej Nestorowi, �e kszta�tem przypomina mi piramid�. Mia�a bardzo szerokie i masywne biodra oraz niewielk� spiczast� g�ow�. � Sp�jrz na mnie � powiedzia�a. � Czy ci�gle wygl�dam jak piramida? U�miecha�a si�, lecz wyraz jej oczu sprawi�, i� poczu�em si� nieswojo. Pr�bowa�em obroni� si� jakim� dowcipem, ale przerwa�a mi i u�miechem sk�oni�a do przyznania si�, �e to ja by�em odpowiedzialny za to przezwisko. Zapewni�em, �e nigdy nie mia�em zamiaru ochrzci� jej w ten spos�b i �e w tej chwili jest tak szczup�a, i� w �adnym razie nie przypomina piramidy. � Co si� z pani� sta�o, dono Soledad? � spyta�em. � Zmieni�a si� pani. � Ty to powiedzia�e� � odpar�a natychmiast. � Ja zosta�am zmieniona! U�y�em tych s��w jedynie jako przeno�ni, jednak po bli�szym przyjrzeniu si� stwierdzi�em, i� nie ma tu miejsca na �adn� metafor�. Ona naprawd� by�a zmieniona. Nagle poczu�em w ustach suchy metaliczny posmak. Ogarn�� mnie l�k. Wspar�a na biodrach zaci�ni�te w pi�ci d�onie i sta�a naprzeciw mnie na lekko rozstawionych nogach. Mia�a na sobie cienk�, zielon� marszczon� sp�dnic� i bia�� bluzk�. Sp�dnica by�a kr�tsza ni� te, kt�re zwykle nosi�a. Nie widzia�em jej w�os�w � zwi�za�a je szerok� wst��k�, kawa�kiem materia�u przypominaj�cym turban. By�a boso i rytmicznie porusza�a wielk� stop�, u�miechaj�c si� wyzywaj�co jak m�oda dziewczyna. Nigdy nie widzia�em, �eby kto� emanowa� tak wielk� si��. Spostrzeg�em podejrzany b�ysk w jej oczach, b�ysk niepokoj�cy, lecz nie przera�aj�cy. Przysz�o mi na my�l, �e mo�e nigdy si� jej dok�adnie nie przyjrza�em. Poczu�em si� winny, �e przez wiele lat, kt�re sp�dzi�em z don Juanem, fa�szywie postrzega�em wielu ludzi. Jej osobowo�� wydawa�a si� wszystkim ma�o interesuj�ca. Oznajmi�em, �e nigdy bym jej nie pos�dza� o tak nieprawdopodobn� witalno��, �e z winy mojej opiesza�o�ci nie pozna�em jej naprawd� i �e bez w�tpienia powinienem spotka� si� ponownie ze wszystkimi. Zbli�y�a si� do mnie. U�miechn�a si� i po�o�ywszy praw� d�o� na moich plecach, lekko przyci�gn�a mnie do siebie. � Nie ulega w�tpliwo�ci � wyszepta�a mi do ucha. U�miech na jej twarzy zastyg�, oczy si� zaszkli�y. By�a tak blisko mnie, �e poczu�em, jak jej piersi ocieraj� si� o moje rami�. Moje za�enowanie wzros�o, kiedy zacz��em przekonywa� siebie, i� nie ma powodu do niepokoju. Powtarza�em sobie w k�ko, �e nigdy tak naprawd� nie zna�em matki Pablita i �e jej niezwyczajne zachowanie w rzeczywisto�ci jest najzwyklejsze w �wiecie. Niemniej jednak przestraszona cz�� mojego ja podpowiada�a mi, �e te pokrzepiaj�ce my�li w �adnym razie nie mog� pokrywa� si� z prawd�, bo nawet je�li niezbyt dok�adnie si� jej przygl�da�em, to i tak pami�ta�em j� doskonale i doskonale j� zna�em. Zawsze uwa�a�em j� za archetyp matki, przypuszcza�em, �e mo�e mie� sze��dziesi�t lat, albo nawet wi�cej. Jej wiotkie mi�nie z wielkim trudem porusza�y oty�ym cia�em. Mia�a mn�stwo siwych w�os�w. Jak pami�ta�em, by�a smutn�, pos�pn� kobiet� o mi�ych, �adnych rysach, oddan�, cierpi�c� matk�, zawsze siedz�c� w kuchni, zawsze zm�czon�. Pami�ta�em j� te� jako mi�� i pozbawion� egoizmu kobiet�, przy tym bardzo nie�mia�� � do tego stopnia, �e ulega�a ka�demu, kto znalaz� si� w pobli�u. Mia�em taki jej obraz, ugruntowany latami przypadkowych kontakt�w. Tego dnia co� si� zmieni�o. Kobieta, przed kt�r� sta�em, w �adnym razie nie pasowa�a do mojego obrazu matki Pablita, a jednak ci�gle by�a to ta sama osoba, chocia� smuklejsza i silniejsza, wygl�daj�ca dwadzie�cia lat m�odziej ni� wtedy, gdy widzia�em j� po raz ostatni. Dreszcz przebieg� mi po ca�ym ciele. Przesz�a kilka krok�w i stan�a przede mn� twarz� w twarz. � Niech no ci si� przyjrz� � powiedzia�a. � Nagual powiedzia� nam, �e jeste� diab�em. Przypomnia�em sobie wtedy, �e wszyscy oni, Pablito, jego matka, siostry i Nestor, zawsze zdawali si� z niech�ci� wymawia� imi� don Juana. Nazywali go �Nagual", imieniem, kt�rego sam zaczyna�em u�ywa�, kiedy z nimi rozmawia�em. Przygarn�a mnie z czu�o�ci�, czego nigdy wcze�niej nie robi�a. Moje cia�o zesztywnia�o. Naprawd� nie wiedzia�em, co powiedzie�. Nast�pi�a d�uga chwila ciszy, podczas kt�rej uda�o mi si� odzyska� pewno�� siebie. Jej wygl�d i zachowanie przestraszy�y mnie do tego stopnia, �e zapomnia�em zapyta� o Pablita i Nestora. � Niech mi pani powie, gdzie jest Pablito? � spyta�em w nag�ym przyp�ywie ol�nienia. � Och, jest w g�rach � odpar�a wymijaj�cym tonem i odsun�a si� ode mnie. � A Nestor? Przewr�ci�a oczami, jak gdyby chcia�a okaza� swoj� oboj�tno��. � Razem wybrali si� w g�ry � odpar�a tym samym tonem. Poczu�em szczer� ulg� i oznajmi�em, �e nie mam nawet cienia w�tpliwo�ci, i� miewaj� si� dobrze. Rzuci�a na mnie okiem i u�miechn�a si�. Nasz�a mnie fala szcz�cia i wylewno�ci i przygarn��em j� do siebie. �mia�o odwzajemni�a m�j u�cisk i zatrzyma�a mnie w nim. By�o to tak zdumiewaj�ce, �e zapar�o mi dech w piersiach. Jej cia�o by�o j�drne. Wyczu�em w niej nadzwyczajn� si��. Moje serce zacz�o �omota�. Spr�bowa�em delikatnie odsun�� j� od siebie i spyta�em, czy Nestor ci�gle spotyka si� z don Genarem i don Juanem. Podczas naszego po�egnalnego spotkania don Juan wyrazi� w�tpliwo�ci co do tego, czy Nestor m�g� ju� zako�czy� nauk�. � Genaro odszed� na zawsze � odpar�a, odsuwaj�c si� ode mnie. Nerwowo mi�a bluzk�. � A co z don Juanem? � Nagual te� odszed� � powiedzia�a, �ci�gaj�c usta. � Dok�d poszli? � Chcesz powiedzie�, �e nic nie wiesz? Oznajmi�em, �e obaj powiedzieli mi do widzenia dwa lata wcze�niej i �e wiem jedynie, i� wtedy w�a�nie wyje�d�ali. Naprawd� nie o�mieli�bym si� zastanawia� nad tym, dok�d si� udali. W przesz�o�ci nigdy nie zwierzali mi si� z tego, gdzie przebywaj�, wi�c zaakceptowa�em to, �e je�li mieli zamiar znikn�� z mojego �ycia, to wystarczy�o, �e nie chc� mnie widzie�. � Nie ma ich w pobli�u, to pewne � powiedzia�a, marszcz�c brwi. � I nie wr�c�, to te� jest pewne. W jej g�osie nie by�o nawet cienia emocji. Zacz�a mnie z�o�ci�. Chcia�em stamt�d odjecha�. � Ale ty jeste� tutaj � powiedzia�a i jej twarz wyg�adzi�a si� w u�miechu. � Musisz poczeka� na Pablita i Nestora. Bardzo chcieli ci� zobaczy�. Mocno chwyci�a mnie za r�k� i odci�gn�a od samochodu. W por�wnaniu z tym, jaka by�a kiedy�, jej odwaga by�a zaskakuj�ca. � Ale najpierw pozw�l, �e poka�� ci mojego przyjaciela � oznajmi�a i si�� zaci�gn�a mnie za dom. Znajdowa�o si� tam ogrodzenie, co� na kszta�t niewielkiej zagrody, w kt�rej siedzia� zamkni�ty wielki pies. Pierwsz� rzecz�, kt�ra zwr�ci�a moj� uwag�, by�a jego zdrowa, b�yszcz�ca ��tawobr�zowa sier��. Nie wygl�da� na z�ego. Nie zosta� uwi�zany na �a�cuchu, a p�ot nie by� na tyle wysoki, by nie da�o si� go przeskoczy�. Pies w og�le si� nie poruszy�, gdy si� zbli�yli�my, nawet nie zamerda� ogonem. Dona Soledad wskaza�a sporych rozmiar�w klatk� na ty�ach domu. Le�a� w niej skulony kojot. � T o jest m�j przyjaciel � oznajmi�a. � Nie pies. On nale�y do moich dziewcz�t. Pies obrzuci� mnie oboj�tnym spojrzeniem i ziewn��. Podoba� mi si�. Mia�em jakie� absurdalne poczucie pokrewie�stwa z nim. � Chod�my do domu � powiedzia�a dona Soledad, ci�gn�c mnie za r�k�. Zawaha�em si�. Jedna cz�� mnie by�a mocno zaniepokojona, co sprawia�o, �e chcia�em stamt�d wyjecha� jak najszybciej, podczas gdy druga si� przed tym wzbrania�a. � Chyba si� mnie nie boisz? � spyta�a oskar�ycielsko. � Ale� oczywi�cie, �e si� boj�! � zawo�a�em. Zachichota�a, po czym bardzo s�odkim g�osem o�wiadczy�a, i� jest niezr�czn�, prymitywn� kobiet�, kt�ra bardzo niezgrabnie pos�u�y�a si� s�owami, i �e niemal nie wie, w jaki spos�b traktowa� ludzi. Spojrza�a mi prosto w oczy i powiedzia�a, �e don Juan poleci� jej zaj�� si� mn�, bo bardzo si� o mnie martwi. � Powiedzia� nam, �e nie jeste� powa�ny i �e sprawiasz mn�stwo k�opot�w niewinnym ludziom � o�wiadczy�a. Do tej chwili jej zapewnienia by�y dla mnie logiczne, teraz jednak nie mog�em uwierzy�, �e don Juan powiedzia� o mnie co� takiego. Weszli�my do domu. Chcia�em usi��� na �awie, na kt�rej siadywali�my zwykle z Pablitem. Powstrzyma�a mnie. � To nie jest miejsce dla ciebie i dla mnie � powiedzia�a. � Chod�my do mojego pokoju. � Wola�bym jednak usi��� tutaj � upiera�em si�. � Znam to miejsce i dobrze si� tu czuj�. Mlasn�a j�zykiem z dezaprobat�. Zachowywa�a si� jak zawiedzione dziecko. �ci�gn�a g�rn� warg� tak, �e jej usta wygl�da�y niemal jak kaczy dzi�b. � Co� jest tutaj bardzo nie w porz�dku � powiedzia�em. � Odjad� st�d, je�li mi pani nie powie, co si� tu dzieje. W wielkim podnieceniu pr�bowa�a mnie przekona�, �e jej problemem jest nieumiej�tno�� rozmawiania ze mn�. Wy�o�y�em jej, co my�l� o jej ewidentnej przemianie, i za��da�em, by mi powiedzia�a, co si� wydarzy�o. Musia�em si� dowiedzie�, w jaki spos�b dosz�o do takich zmian. � Je�li ci opowiem, zostaniesz? � zapyta�a g�osem ma�ego dziecka. � B�d� musia�. � W takim razie powiem ci wszystko. Ale tylko w moim pokoju. Przez chwil� czu�em panik�. Opanowa�em si� z wielkim wysi�kiem i poszed�em do jej pokoju. Mieszka�a na ty�ach domu, gdzie Pablito dobudowa� dla niej sypialni�. By�em kiedy� w tym pokoju, jeszcze gdy go Pablito budowa�, a nawet po jego uko�czeniu, na kr�tko przed tym, nim si� tu wprowadzi�a. Pok�j wygl�da� na r�wnie pusty jak wtedy, gdy widzia�em go po raz pierwszy, wyj�wszy to, �e na �rodku sta�o ��ko, a przy drzwiach dwie nie rzucaj�ce si� w oczy szafki. Wapno �cian wyblak�o i przybra�o odcie� uspokajaj�cej ��tawej bieli. Belki sufitu r�wnie� sp�owia�y. Patrz�c na g�adkie �ciany, odnios�em wra�enie, �e ka�dego dnia myto je g�bk�. Pok�j mia� wygl�d klasztornej celi, by� bardzo skromny i ascetyczny. Nie by�o w nim �adnych ozd�b. Okna zaopatrzono w grube, ruchome drewniane p�yty, wzmocnione �elaznymi sztabami. Nie by�o tam krzese�, niczego, na czym mo�na by usi���. Dona Soledad odebra�a mi notes, przytuli�a go do piersi, po czym usiad�a na ��ku zrobionym z dw�ch grubych materac�w bez spr�yn. Wskaza�a mi miejsce obok siebie. � Ty i ja jeste�my tacy sami � powiedzia�a, oddaj�c mi notes. � Przepraszam? � Ty i ja jeste�my tacy sami � powt�rzy�a, nie patrz�c na mnie. Nie mog�em zrozumie�, o co jej chodzi. Spojrza�a na mnie, jakby czekaj�c na odpowied�. � Co to w�a�ciwie ma oznacza�, dono Soledad? � zapyta�em. Wydawa�o si�, �e moje pytanie zbi�o j� z tropu. Najwyra�niej oczekiwa�a, �e b�d� wiedzia�, co ma na my�li. W pierwszej chwili za�mia�a si�, ale p�niej, kiedy upiera�em si� przy swoim, rozz�o�ci�a si�. Usiad�a prosto i oskar�y�a mnie, �e nie jestem z ni� szczery. Jej oczy b�yszcza�y z w�ciek�o�ci, usta skurczy�y si� w szpetnym grymasie gniewu, co sprawi�o, �e wygl�da�a bardzo staro. Czu�em si� szczerze zmieszany i mia�em wra�enie, �e oboj�tnie co powiem, b�dzie to z�e. Wydawa�o si�, �e ona r�wnie� jest w podobnym po�o�eniu. Otworzy�a usta, aby co� powiedzie�, ale jej wargi jedynie zadr�a�y. W ko�cu wymamrota�a, �e nie by�o uczciwie zachowywa� si� w ten spos�b w tak powa�nym momencie. Odwr�ci�a si� do mnie plecami. � Niech pani na mnie spojrzy, dono Soledad! � rzuci�em twardo. � Nie oszukuj� pani. Musi pani wiedzie� co�, o czym ja nie mam poj�cia. � Zbyt wiele m�wisz � rzuci�a w�ciekle. � Nagual powiedzia� mi, �ebym nigdy nie pozwala�a ci m�wi�. Wszystko przekr�casz. Skoczy�a na r�wne nogi i tupn�a jak niegrzeczne dziecko. W tej chwili zda�em sobie spraw� z tego, �e pok�j ma inn� pod�og�. Pami�ta�em, �e dawniej by�o to ciemne klepisko. Nowa pod�oga by�a czerwonawor�owa. Od�o�y�em konfrontacj� na p�niej i obszed�em pok�j dooko�a. Nie potrafi�em zrozumie�, jak mog�em, wchodz�c, nie zauwa�y� pod�ogi. By�a wspania�a. Pocz�tkowo my�la�em, i� jest to czerwona glina, kt�r� po�o�ono jak cement, gdy by�a �wie�a i mi�kka, ale potem zda�em sobie spraw� z tego, �e nie ma �lad�w p�kni��. Glina, wysychaj�c, pop�ka�aby i skruszy�a si�. Pochyli�em si� i delikatnie przesun��em palcami po pod�odze. By�a twarda, jakby wykonano j� z cegie�. Glina zosta�a wypalona. U�wiadomi�em sobie, �e pod�og� zrobiono z d�ugich, p�askich glinianych p�yt, u�o�onych na mi�kkim glinianym pod�o�u. P�yty tworzy�y wz�r � spl�tany i fascynuj�cy, ale absolutnie niezauwa�alny, chyba �e kto� bacznie si� im przygl�da�. Zr�czno��, z jak� u�o�ono poszczeg�lne pasy, wskazywa�a, �e zrobiono to wed�ug drobiazgowo przygotowanego planu. Chcia�em wiedzie�, w jaki spos�b wypalono tak wielkie p�yty, unikaj�c ich odkszta�cenia. Odwr�ci�em si�, aby zapyta� don� Soledad. Szybko jednak porzuci�em ten pomys�. Nie wiedzia�aby, o czym m�wi�. Znowu przeszed�em si� po pokoju. Glina by�a bardzo szorstka, niemal jak piaskowiec. W �adnym razie nie mo�na si� by�o na niej po�lizn��. � Czy t� pod�og� zrobi� Pablito? � spyta�em. Nie odpowiedzia�a. � To kawa� solidnej roboty � doda�em. � Powinna pani by� z niego dumna. Nie mia�em �adnych w�tpliwo�ci, �e jest to dzie�o Pablita. Nikt inny nie mia�by takiej wyobra�ni ani zdolno�ci, by tego dokona�. Domy�li�em si�, �e musia� j� zrobi� w czasie, gdy mnie tu nie by�o. Szybko jednak u�wiadomi�em sobie, �e od chwili zbudowania pokoju dony Soledad, sze�� czy siedem lat temu, nigdy tam nie wszed�em. � Pablito! Pablito! Phi! � zawo�a�a w�ciek�ym, chrapliwym g�osem. � Dlaczego uwa�asz, �e tylko on mo�e co� zrobi�? Wymienili�my przeci�g�e spojrzenia i nagle zrozumia�em, �e to ona zrobi�a t� pod�og�, a przygotowa� j� do tego don Juan. Stali�my w ciszy, patrz�c na siebie przez jaki� czas. Wydawa�o mi si� zbyteczne pyta�, czy mam racj�. � Sama j� zrobi�am � oznajmi�a w ko�cu sucho. � Nagual powiedzia� mi jak. Jej o�wiadczenie sprawi�o, �e poczu�em przyp�yw euforii. Niemal�e unios�em j� z ziemi w u�cisku. Wykona�em piruet. Zasypa�em j� pytaniami. Chcia�em wiedzie�, w jaki spos�b wykona�a te p�yty, co przedstawia wz�r, sk�d wzi�a glin�. Ona jednak nie podziela�a mojego entuzjazmu. Pozosta�a niewzruszona i cicha, od czasu do czasu spogl�da�a na mnie spode �ba. Ponownie przeszed�em si� po pokoju. ��ko sta�o dok�adnie w centrum zbiegaj�cych si� linii. Gliniane p�yty u�o�ono pod k�tem ostrym, tak by tworzony przez nie wz�r zdawa� si� wyp�ywa� spod ��ka. � Nie potrafi� wprost znale�� s��w, by wyrazi�, jak bardzo jestem poruszony � powiedzia�em. � S�owa! Kto potrzebuje s��w? � rzuci�a zjadliwie. Mia�em przeb�ysk intuicji. Rozum mnie zawodzi�. Istnia�a tylko jedna mo�liwo�� wyja�nienia jej nieprawdopodobnej metamorfozy � don Juan uczyni� j� swoim uczniem. W jaki inny spos�b ta stara kobieta mog�aby si� przemieni� w tak niesamowit� i siln� osob�? Powinno by� to dla mnie oczywiste od momentu, kiedy j� ujrza�em, lecz cho� oczekiwa�em przed spotkaniem r�nych rzeczy, tego jednego si� nie spodziewa�em. Doszed�em do wniosku, �e cokolwiek don Juan z ni� zrobi�, musia�o si� to wydarzy� w ci�gu dw�ch lat mojej nieobecno�ci, cho� dwa lata wydawa�y si� czasem bardzo kr�tkim na tak znakomit� przemian�. � Chyba ju� wiem, co si� z pani� sta�o � oznajmi�em radosnym i lekkim tonem. � W�a�nie w tej chwili co� rozja�ni�o mi umys�. � Och, czy�by? � spyta�a od niechcenia. � Nagual uczy pani�, jak zosta� czarownikiem, prawda? Spojrza�a na mnie wyzywaj�co. Poczu�em, �e powiedzia�em najgorsz� ze wszystkich mo�liwych rzeczy. Na jej twarzy odmalowa� si� wyraz g��bokiej pogardy. Nie mia�a zamiaru niczego mi powiedzie�. � Co za sukinsyn z ciebie! � krzykn�a nagle, trz�s�c si� z w�ciek�o�ci. Pomy�la�em, �e jej z�o�� nie jest niczym usprawiedliwiona. Przysiad�em na kraw�dzi ��ka, a ona nerwowo uderza�a pi�t� o pod�og�. Po chwili, nie patrz�c na mnie, usiad�a na drugim ko�cu ��ka. � Czego w�a�ciwie pani ode mnie chce? � spyta�em stanowczym, nie znosz�cym sprzeciwu g�osem. � Ju� ci powiedzia�am! � wrzasn�a. � Ty i ja jeste�my tacy sami. Poprosi�em, aby wyja�ni�a mi znaczenie tych s��w, zak�adaj�c, �e o niczym nie wiem. To o�wiadczenie jeszcze bardziej j� rozw�cieczy�o. Zerwa�a si� z miejsca i zrzuci�a z siebie sp�dnic�. � O to mi chodzi! � wrzasn�a, g�adz�c si� po kroczu. Mimowolnie otworzy�em usta. U�wiadomi�em sobie, �e patrz� na ni� jak idiota. � Ty i ja jeste�my tutaj jednym! � powiedzia�a. Os�upia�em. Dona Soledad, stara Indianka, matka mojego przyjaciela Pablita, sta�a p�naga o kilka st�p ode mnie. Gapi�em si� na ni� niezdolny do sformu�owania jakiejkolwiek my�li. Jedno by�o oczywiste � nie mia�a cia�a starej kobiety. Mia�a pi�kne kszta�tne uda, ciemne i g�adkie; szerokie biodra, pozbawione by�y t�uszczu. Dostrzeg�a, �e si� jej przypatruj�, i rzuci�a si� na ��ko. � Wiesz, co masz robi� � powiedzia�a, wskazuj�c na swoje krocze. � Tutaj jeste�my jednym. Obna�y�a j�drne piersi. � Dono Soledad, b�agam pani�! � zawo�a�em. � Co pani� napad�o? Pani jest matk� Pablita. � Nie, nie jestem! � warkn�a. � Nie jestem niczyj� matk�. Usiad�a i spojrza�a na mnie dzikimi oczyma. � Jestem po prostu taka jak ty i jestem cz�ci� Naguala � powiedzia�a. � Zostali�my stworzeni do tego, �eby si� z��czy�. Rozchyli�a nogi, a ja uskoczy�em w bok. � Chwileczk�, dono Soledad � powiedzia�em. � Porozmawiajmy przez chwil�. Przez moment strasznie si� ba�em i do g�owy przychodzi�y mi szalone my�li. Czy to mo�liwe, spyta�em siebie, �eby don Juan siedzia� gdzie� tam ukryty i umiera� ze �miechu? � Don Juanie! � rykn��em. M�j wrzask by� tak g�o�ny i przera�liwy, �e dona Soledad zeskoczy�a z ��ka i gwa�townie zas�oni�a si� sp�dnic�. Gdy zauwa�y�em, �e j� wk�ada, ponownie zawy�em. � Don Juanie! Biega�em po domu, wo�aj�c don Juana, a� zacz�o mnie bole� gard�o. W tym czasie dona Soledad wybieg�a na zewn�trz i stan�a przy moim samochodzie. Patrzy�a na mnie zmieszana. Podszed�em do niej i zapyta�em, czy to don Juan kaza� jej to wszystko zrobi�. Potwierdzi�a skinieniem g�owy. Spyta�em, czy don Juan jest w pobli�u. Odpowiedzia�a, �e nie. � Niech mi pani powie o wszystkim � za��da�em. O�wiadczy�a, �e wype�nia jedynie polecenia don Juana. Nakaza� jej zmieni� si� w wojownika, aby mog�a mi pom�c. Oznajmi�a, �e przez lata czeka�a, by m�c spe�ni� dan� mu obietnic�. � Jestem teraz bardzo silna � powiedzia�a cicho. � W�a�nie dla ciebie. Ale nie spodoba�am ci si� w pokoju, prawda? Zdumiony w�asnymi s�owami, zacz��em wyja�nia�, i� nie chodzi o to, �e mi si� nie podoba, ale �e jest matk� Pablita. Potem u�wiadomi�em sobie, �e nie rozumiem, co do niej m�wi�. Dona Soledad zdawa�a si� rozumie� moje k�opotliwe po�o�enie i o�wiadczy�a, �e musimy zapomnie� o tym nieporozumieniu. � Pewnie umierasz z g�odu � rzuci�a �ywo. � Zrobi� ci co� do jedzenia. � Jest jeszcze wiele rzeczy, kt�rych mi pani nie wyja�ni�a � upiera�em si�. � B�d� z pani� szczery: za nic w �wiecie tu nie zostan�. Pani mnie przera�a. � Musisz przyj�� moj� go�cin�, cho�by� mia� tylko wypi� fili�ank� kawy � odpar�a niewzruszona. � Chod�, zapomnijmy o tym, co si� sta�o. Ruszy�a w stron� domu. W tej samej chwili us�ysza�em ciche warczenie. Pies sta�, patrz�c na nas, jakby zrozumia�, co zosta�o powiedziane. Dona Soledad rzuci�a mi przera�aj�ce spojrzenie, po czym u�miechn�a si� do mnie. � Nie przejmuj si� moimi oczyma � powiedzia�a. � Prawda jest taka, �e jestem stara. Ostatnio miewam zawroty g�owy. Chyba potrzebuj� okular�w. Wybuchn�a �miechem i popatrzy�a przez zwini�te palce jak przez okulary. � Stara Indianka w okularach! To ci dopiero b�dzie �miechu! � zawo�a�a, chichocz�c. Postanowi�em wtedy, �e b�d� nieuprzejmy i wyjad� bez s�owa wyja�nienia. Przed wyjazdem jednak chcia�em zostawi� rzeczy, kt�re przywioz�em dla Pablita i jego si�str. Otworzy�em baga�nik samochodu, �eby wyci�gn�� prezenty. Pochyli�em si� g��boko i si�gn��em po dwie paczki le��ce na tylnym siedzeniu, za ko�em zapasowym. Z�apa�em jedn� z nich i ju� mia�em chwyci� drug�, gdy poczu�em na karku mi�kk�, kosmat� �ap�. Krzykn��em mimowolnie i uderzy�em g�ow� o otwart� klap� baga�nika. Chcia�em si� odwr�ci�, �eby zobaczy�, co si� dzieje. Si�a, z jak� kud�ata d�o� naciska�a na m�j kark, nie pozwoli�a mi przekr�ci� g�owy, ale k�tem oka uda�o mi si� dostrzec srebrzyst� r�k� czy mo�e �ap� wisz�c� ponad moj� szyj�. Ogarni�ty panik� rzuci�em si� do przodu i przez baga�nik przecisn��em si� na tylne siedzenie, ci�gle trzymaj�c paczk� w d�oni. Moim cia�em wstrz�sn�� dreszcz, mi�nie n�g si� skurczy�y, utykaj�c, rzuci�em si� do ucieczki. � Nie chcia�am ci� przestraszy� � powiedzia�a dona Soledad przepraszaj�co, kiedy spojrza�em na ni� z odleg�o�ci dziesi�ciu st�p. Podnios�a d�onie w ge�cie poddania, jakby chcia�a mnie przekona�, �e nie mia�a nic wsp�lnego z tym, co w�a�nie mi si� przytrafi�o. � Co mi pani zrobi�a? � spyta�em, usi�uj�c zachowa� spok�j. Wygl�da�a na zmieszan� lub ca�kowicie zawiedzion�. Wymamrota�a co� i potrz�sn�a g�ow�, jakby nie mog�a powiedzie� tego na g�os albo nie wiedzia�a, o czym m�wi�. � Dono Soledad � powiedzia�em, zbli�aj�c si� do niej � niech pani nie pr�buje na mnie swoich sztuczek. Wygl�da�a tak, jakby mia�a si� rozp�aka�. Chcia�em j� pocieszy�, ale co� mnie wstrzymywa�o. Po chwili powiedzia�em jej, co czu�em i widzia�em. � To okropne! � zawo�a�a skrzekliwym g�osem. W dzieci�cym ge�cie zakry�a twarz prawym ramieniem. My�la�em, �e p�acze. Podszed�em do niej z zamiarem obj�cia jej. Nie potrafi�em si� jednak do tego zmusi�. � No, ju� dobrze, dono Soledad � powiedzia�em. � Zapomnijmy o tym i niech mi pani pozwoli zostawi� te paczki, zanim odjad�. Stan��em naprzeciw niej, twarz� w twarz. Zobaczy�em czarne b�yszcz�ce oczy i fragment twarzy nie os�oni�tej ramieniem. Nie p�aka�a. U�miecha�a si�. Odskoczy�em do ty�u. Ten u�miech mnie zmrozi�. Oboje stali�my bez ruchu przez bardzo d�ugi czas. Ci�gle chowa�a twarz, ale widzia�em, �e przygl�da mi si� ukradkiem. Kiedy tak sta�em, niemal sparali�owany strachem, poczu�em ogromne przygn�bienie. Spada�em w d� bez dna. Dona Soledad by�a czarownic�. Moje cia�o wiedzia�o o tym, a jednak ci�gle nie mog�em tego poj��. Chcia�em uwierzy� w to, �e zwariowa�a i, zamiast w szpitalu, przebywa w domu. Nie odwa�y�em si� poruszy� ani spu�ci� z niej wzroku. Musieli�my sta� tak przez pi��, mo�e sze�� minut. Wci�� trzyma�a uniesione rami�, sta�a przy samochodzie, nieomal opieraj�c si� o lewy b�otnik. Klapa baga�nika ci�gle by�a otwarta. Pomy�la�em, �e m�g�bym rzuci� si� do prawych drzwi. Kluczyki tkwi�y w stacyjce. Rozlu�ni�em si� nieco, aby nabra� si� do biegu. Wygl�da�o na to, �e natychmiast spostrzeg�a zmian� pozycji. Opu�ci�a r�k�, ods�aniaj�c twarz. Zaciska�a z�by. Wbi�a we mnie wzrok. Jej oczy mia�y nieust�pliwy i z�y wyraz. Nagle pochyli�a si� w moim kierunku. Wysun�a praw� stop� jak szermierz i wyci�gn�wszy przed siebie rozczapierzone d�onie, z przera�aj�cym wrzaskiem rzuci�a si�, by z�apa� mnie w pasie. Odskoczy�em. Pobieg�em do samochodu, ale z nadzwyczajn� zr�czno�ci� rzuci�a mi si� pod nogi, tak �e si� o ni� potkn��em. Upad�em jak d�ugi, a ona chwyci�a mnie za lew� stop�. Podkurczy�em praw� nog� i kopn��bym j� w twarz, gdyby nie to, �e pu�ci�a mnie i odturla�a si� na bok. Skoczy�em na r�wne nogi i spr�bowa�em otworzy� drzwi samochodu. By�y zamkni�te na klucz. Rzuci�em si� na drug� stron� przez mask�, ale dona Soledad w jaki� spos�b znalaz�a si� tam przede mn�. Postanowi�em przeskoczy� z powrotem, ale w po�owie drogi poczu�em ostry b�l w prawej goleni. Z�apa�a mnie za nog�. Nie mog�em jej kopn�� � przydusi�a mnie do karoserii. Poci�gn�a mnie do siebie i upad�em na ni�. Mocowali�my si� na ziemi. Jej si�a by�a zdumiewaj�ca, a wrzaski przera�aj�ce. Ledwie mog�em si� porusza� pod ogromnym naciskiem jej cia�a. Nie by�a to raczej kwestia wagi, ale si�y, a ona j� mia�a. Nagle us�ysza�em warczenie � ogromny pies skoczy� jej na plecy i odci�gn�� ode mnie. Wsta�em. Chcia�em wsi��� do samochodu, ale pies i kobieta mocowali si� na ziemi przy drzwiach. Jedyna droga ucieczki prowadzi�a do domu. Pokona�em j� w ci�gu sekundy czy dw�ch. Nie odwr�ci�em si�, �eby na nich spojrze�. Wpad�em do �rodka i zamkn��em za sob� drzwi, zabezpieczaj�c je �elazn� sztab�, kt�ra by�a za nimi schowana. Pobieg�em na ty�y domu i zrobi�em to samo z drugimi drzwiami. Z zewn�trz dobiega�o w�ciek�e warczenie psa i nieludzkie wrzaski kobiety. Po jakim� czasie warczenie zmieni�o si� w skowyt i wycie, jakby psu zadano b�l lub jakby co� go przestraszy�o. Poczu�em ucisk w do�ku. Zacz�o mi szumie� w uszach. U�wiadomi�em sobie, �e zosta�em uwi�ziony. Opanowa�o mnie przera�enie. Po�a�owa�em g�upiej ucieczki do domu. Atak kobiety tak bardzo mnie zaskoczy�, �e przesta�em my�le� i zachowa�em si� tak, jakbym ucieka� przed zwyk�ym przeciwnikiem, kt�remu wystarczy zamkn�� drzwi przed nosem. Us�ysza�em, �e kto� podchodzi do drzwi i opiera si� o nie, usi�uj�c je otworzy�. Potem nast�pi�o g�o�ne pukanie i walenie. � Otw�rz � za��da�a dona Soledad stanowczo. � Ten cholerny pies mnie pokaleczy�. Zastanowi�em si� nad tym, czy j� wpu�ci�, czy nie. Przypomnia�em sobie pojedynek, jaki wiele lat wcze�niej stoczy�em z czarownikiem, kt�ry, wed�ug don Juana, przybra� jego posta�, �eby mnie oszuka� i zada� mi �miertelny cios. Oczywi�cie, dona Soledad nie by�a taka, jak� j� zna�em, ale mia�em podstawy, by s�dzi�, i� pomimo wszystko nie jest czarownic�. Najwa�niejszym powodem, kt�ry kaza� mi tak my�le�, by� czas. Pablito, Nestor i ja przez wiele lat zadawali�my si� z don Juanem i don Genarem, a nie byli�my czarownikami � jak mog�a zosta� czarownic� dona Soledad? Bez wzgl�du na to, jak bardzo si� zmieni�a, nie mog�a posi��� czego�, czego osi�gni�cie wymaga po�wi�cenia ca�ego �ycia. � Dlaczego mnie pani zaatakowa�a? � spyta�em g�o�no, by mog�a mnie us�ysze� po drugiej stronie ci�kich drzwi. Odpar�a, �e Nagual nakaza� jej nie dopu�ci� do tego, bym odjecha�. Zapyta�em j�, dlaczego. Uderzy�a z furi� w drzwi, a ja odpowiedzia�em jej jeszcze silniejszymi uderzeniami. Walili�my tak przez kilka minut. Przesta�a i zacz�a mnie b�aga�, bym otworzy�. Przepe�nia�a mnie energia. Wiedzia�em, �e je�li otworz� drzwi, b�d� mia� szans� uciec. �ci�gn��em �elazn� sztab� i dona Soledad wesz�a do �rodka. Mia�a poszarpan� bluzk�. Przepaska zsun�a si� z jej g�owy, na twarz opada�y d�ugie kosmyki w�os�w. � Zobacz, co ten skurwysyn mi zrobi�! � zawo�a�a. � Zobacz! Zobacz! Wzi��em g��boki oddech. Wygl�da�a na lekko oszo�omion�. Usiad�a na �awce i zacz�a �ci�ga� poszarpan� bluzk�. Wykorzysta�em ten moment, �eby wyskoczy� z domu i pobiec w stron� samochodu. Gnany strachem wskoczy�em do �rodka, w��czy�em silnik i wrzuci�em wsteczny bieg. Nadepn��em na gaz i odwr�ci�em g�ow�, �eby popatrze� do ty�u. Gdy si� odwr�ci�em, poczu�em na twarzy gor�cy oddech, us�ysza�em przera�liwe warkni�cie i ujrza�em demoniczny b�ysk psich �lepi�w. Sta� na tylnym siedzeniu. Zobaczy�em jego makabryczne k�y tu� przed sob�. Odchyli�em g�ow�. Z�by dosi�g�y w�os�w. Skurczy�em si� na siedzeniu, a robi�c to, zdj��em nog� ze sprz�g�a. Gwa�towne szarpni�cie samochodu sprawi�o, �e zwierz� straci�o r�wnowag�. Otworzy�em drzwi i wyczo�ga�em si� na zewn�trz. Pies wytkn�� za mn� g�ow�. Us�ysza�em k�apni�cie jego ogromnych z�b�w o kilka cali od mojej stopy. Samoch�d ci�gle jecha� do ty�u, a ja ponownie rzuci�em si� w stron� domu. Zatrzyma�em si�, zanim dotar�em do drzwi. Sta�a w nich dona Soledad. W�osy znowu mia�a zwi�zane. Na ramiona zarzuci�a chust�. Patrzy�a na mnie przez chwil�, po czym zacz�a si� �mia�, pocz�tkowo bardzo cicho, jakby rany sprawia�y jej b�l, a potem g�o�no. Od pasa w g�r� by�a naga. Jej piersi podskakiwa�y w rytm konwulsyjnego �miechu. Poczu�em, �e wszystko stracone. Spojrza�em za siebie, w kierunku samochodu. Zatrzyma� si� po przejechaniu czterech czy pi�ciu st�p, drzwi ponownie si� zatrzasn�y, zamykaj�c psa w �rodku. Widzia�em i s�ysza�em, jak ogromny zwierz gryzie oparcie przedniego siedzenia i uderza �apami o szyby. Nie potrafi�em powiedzie�, czego bardziej si� boj� � psa czy dony Soledad. Po chwili zastanowienia doszed�em do wniosku, �e pies jest tylko g�upim bydl�ciem. Podbieg�em do samochodu i wdrapa�em si� na dach. Ha�as rozw�cieczy� zwierz�. S�ysza�em, jak rozdziera tapicerk�. Le��c na dachu, zdo�a�em otworzy� drzwi kierowcy. Chodzi�o mi o to, �eby otworzy� tak�e drugie i w�lizn�� si� do �rodka przez jedne z nich, podczas gdy pies wyjdzie drugimi. Nachyli�em si� do drzwi po prawej stronie. Zapomnia�em jednak, �e s� zamkni�te na klucz. W tej w�a�nie chwili pies wysun�� g�ow� na zewn�trz. Ogarn�a mnie panika, ba�em si�, �e wylezie z samochodu i wskoczy na dach. W jednej chwili zsun��em si� na ziemi� i znowu pobieg�em w stron� domu. Dona Soledad obejmowa�a si� ramionami, stoj�c w drzwiach. �mia�a si� urywanym �miechem, kt�ry zdawa� si� sprawia� jej b�l. Pies pozosta� w aucie, tocz�c pian� z w�ciek�o�ci. Najwyra�niej by� zbyt wielki i nie m�g� przecisn�� wielkiego cielska przez przednie siedzenie. Podszed�em do samochodu i delikatnie go zamkn��em. Zacz��em szuka� kija wystarczaj�co d�ugiego, aby otworzy� zabezpieczenie drugich drzwi. Przeszuka�em okolic� i nie znalaz�em ani jednego kawa�ka drewna. Tymczasem dona Soledad wesz�a do �rodka. Oszacowa�em moj� sytuacj�. Nie by�o innego wyj�cia, musia�em poprosi� j� o pomoc. Z dr�eniem przekroczy�em pr�g, rozgl�daj�c si� na wszystkie strony, na wypadek, gdyby na przyk�ad schowa�a si� za drzwiami, czekaj�c na mnie. � Dono Soledad! � zawo�a�em. � Czego chcesz, do cholery? � odkrzykn�a z pokoju. � Mog�aby pani wyj�� i wyci�gn�� swojego psa z mojego samochodu? � zapyta�em. � Chyba sobie �artujesz � odpar�a. � To nie m�j pies. Ju� ci powiedzia�am, �e nale�y do moich dziewczyn. � Gdzie s� pani dziewczyny? � spyta�em. � W g�rach � odpar�a. Wysz�a z pokoju i stan�a przede mn�. � Chcesz zobaczy�, co ten pieprzony pies mi zrobi�? � spyta�a oschle. � Patrz! �ci�gn�a chust� i pokaza�a mi nagie plecy. Nie zauwa�y�em �adnych widocznych ran � by�y tam tylko dwa d�ugie zadrapania, kt�re mog�y powsta�, kiedy tarza�a si� po ziemi. Mog�a si� te� podrapa�, gdy mnie atakowa�a. � Nic tu pani nie ma � zauwa�y�em. � Podejd� tu i sp�jrz w �wietle � powiedzia�a i przesz�a przez drzwi. Upiera�a si�, abym dok�adnie si� przyjrza� �ladom psich z�b�w. Czu�em si� g�upio. Odczuwa�em ucisk wok� oczu, a w szczeg�lno�ci przy brwiach. Zamiast patrze�, wyszed�em z domu. Pies poruszy� si� i zacz�� ujada�, gdy tylko znalaz�em si� przed drzwiami. Zakl��em. Sam by�em wszystkiemu winien. Wlaz�em w pu�apk� jak dure�. Zdecydowa�em si� p�j�� do miasta na piechot�. Jednak portfel, dokumenty i wszystko, co mia�em, spoczywa�o w walizce na pod�odze samochodu, dok�adnie pod �apami psa. Ogarn�a mnie rozpacz. Marsz do miasta nie mia� sensu. W kieszeniach nie znalaz�bym nawet tyle pieni�dzy, �eby kupi� sobie kaw�. A do tego nie zna�em tam kompletnie nikogo. Nie mia�em �adnej alternatywy � musia�em wyci�gn�� psa z samochodu. � Co ten pies normalnie �re? � wrzasn��em. � Mo�e dasz mu swoj� nog�? � odkrzykn�a dona Soledad i zarechota�a. Obszed�em dom w poszukiwaniu jakiego� jedzenia. Garnki by�y puste. C� by�o robi�, znowu musia�em stawi� jej czo�o. Rozpacz zmieni�a si� we w�ciek�o��. Wpad�em do pokoju, gotowy walczy� na �mier� i �ycie. Le�a�a na ��ku, przykryta chust�. � Prosz�, wybacz mi, �e zrobi�am ci to wszystko � powiedzia�a, t�po gapi�c si� w sufit. �mia�o��, z jak� si� do mnie zwr�ci�a, pohamowa�a moj� w�ciek�o��. � Musisz zrozumie� moj� sytuacj� � ci�gn�a. � Nie mog�am pozwoli� ci odej��. Za�mia�a si� delikatnie i czystym, spokojnym g�osem oznajmi�a, i� jest winna wszystkiego, co tu zasz�o. Powiedzia�a, �e by�a niezr�czna i zach�anna, �e nieomal przerazi�a mnie na dobre swoimi b�aze�stwami, ale �e sytuacja uleg�a gwa�townej zmianie. Przerwa�a i usiad�a na ��ku, okry�a piersi chust� i doda�a, �e dziwna pewno�� wst�pi�a w jej cia�o. Spojrza�a w sufit i poruszy�a r�koma w zaskakuj�cy spos�b, jak wiatrak. � Nie ma teraz mo�liwo�ci, by� odszed� � powiedzia�a. Spojrza�a na mnie badawczo, nie �mia�a si�. Moja w�ciek�o�� ust�powa�a, ale uczucie desperacji by�o silniejsze ni� wcze�niej. Mia�em �wiadomo�� tego, �e si�� znacznie ust�puj� i jej, i psu. Dona Soledad o�wiadczy�a, �e nasze spotkanie zosta�o zaplanowane wiele lat wcze�niej i �e �adne z nas nie mia�o wystarczaj�co du�o si�y, aby je przyspieszy� albo odwo�a�. � Nie tra� si� na pr�by wydostania si� st�d � powiedzia�a. � To bezsensowne, tak samo jak i moje pr�by zatrzymania ciebie tutaj. Co� silniejszego ni� ty sam uwolni ci� st�d i co� silniejszego ni� ja ci� tutaj zatrzyma. Przepe�niaj�ca j� pewno��, kt�ra pozwoli�a jej spokojnie do mnie przem�wi�, podzia�a�a na mnie uspokajaj�co. Jej s�owa by�y przekonuj�ce i kryszta�owo czyste. Don Juan zawsze powtarza�, �e gdy chodzi o s�owa, jestem ufnym stworzeniem. Kiedy m�wi�a, stwierdzi�em, �e my�l�, i� w rzeczywisto�ci nie jest tak gro�na, jak mi si� wydawa�o. Nie udawa�a ju�, �e ma �lady z�b�w na plecach. Moje my�li niemal zupe�nie si� uspokoi�y, ale cia�o nie. Wszystkie mi�nie mia�em napi�te, a jednak musz� przyzna�, �e cho� przestraszy�a mnie nie na �arty, teraz wyda�a mi si� bardziej atrakcyjna. Przygl�da�a mi si�. � Poka�� ci, jak bardzo bezsensowne s� twoje pr�by ucieczki � powiedzia�a, wyskakuj�c z ��ka. � Pomog� ci. Czego potrzebujesz? Patrzy�a na mnie z b�yskiem w oczach. Drobne bia�e z�by nadawa�y jej u�miechowi diabolicznego wyrazu. Puco�owata twarz by�a zdumiewaj�co g�adka i zupe�nie pozbawiona zmarszczek. Dwie g��bokie bruzdy biegn�ce od nosa do k�cik�w ust sprawia�y, �e twarz robi�a wra�enie dojrza�ej, ale nie starej. Wstaj�c z ��ka, niedbale pozwoli�a, by chusta opad�a na ziemi�, ods�aniaj�c piersi. Nie mia�a zamiaru si� okry�. Przeciwnie, poruszy�a si� tak, by piersi unios�y si� i jeszcze bardziej wype�ni�y. � Zauwa�y�e�, co? � powiedzia�a i zako�ysa�a si� z boku na bok, jakby by�a z siebie zadowolona. � Zawsze mam zwi�zane w�osy. Nagual nauczy� mnie to robi�. W ten spos�b moja twarz wygl�da na znacznie m�odsz�. By�em przekonany, �e zacznie m�wi� o piersiach. Zmiana tematu bardzo mnie zaskoczy�a. � Nie chodzi mi o to, �e zwi�zane w�osy maj� mnie odm�adza� � ci�gn�a, u�miechaj�c si� czaruj�co. � Zwi�zane w�osy mnie odm�adzaj�. � Jak to mo�liwe? � zapyta�em. Odpowiedzia�a pytaniem na pytanie. Chcia�a wiedzie�, czy poprawnie zrozumia�em nauk� don Juana, kiedy m�wi�, �e wszystko jest mo�liwe, je�li pragnie si� tego w spos�b nieugi�ty. Oczekiwa�em raczej bardziej szczeg�owego wyja�nienia. Chcia�em wiedzie�, co poza zwi�zywaniem w�os�w robi, �eby wygl�da� tak m�odo. Odpar�a, �e k�adzie si� do ��ka i odsuwa od siebie wszelkie my�li i uczucia, a potem pozwala, by rysunek pod�ogi usuwa� jej zmarszczki. Naciska�em, by poda�a mi wi�cej szczeg��w: jakie� odczucia, wra�enia, spostrze�enia, jakie ma, le��c na ��ku. Upiera�a si� przy tym, �e nic nie czuje, �e nie wie, w jaki spos�b dzia�aj� linie pod�ogi, wie jedynie, �e nie mo�e pozwoli�, by my�li w tym przeszkadza�y. Po�o�y�a mi d�onie na piersi i popchn�a mnie lekko. Z pewno�ci� gestem tym chcia�a da� do zrozumienia, �e ma do�� pyta�. Wyszli�my z domu tylnymi drzwiami. Powiedzia�em, �e potrzebuj� d�ugiego kija. Podesz�a prosto do stosu drewna, ale nie znalaz�a tam nic odpowiedniego. Poprosi�em j� wi�c o kilka gwo�dzi, aby m�c po��czy� ze sob� dwa polana. Przeszukali�my ca�y dom, bez skutku. Ostatecznie musia�em wyrwa� najd�u�sz� desk� ze zrobionej przez Pablita klatki dla kur na ty�ach domu. Deska, cho� do�� krucha, doskonale nadawa�a si� do moich cel�w. Podczas poszukiwa� dona Soledad nie �mia�a si� ani nic nie m�wi�a. Wygl�da�o na to, �e pomaga mi z ca�kowitym oddaniem. By�a tak bardzo skoncentrowana, �e odnios�em wra�enie, i� pragnie, by mi si� uda�o. Podszed�em do samochodu wyposa�ony w d�ug� desk� i kr�tkie polano, kt�re wyci�gn��em ze stosu drewna na opa�. Dona Soledad sta�a w drzwiach. Zacz��em dra�ni� psa kr�tkim kijem, pr�buj�c jednocze�nie drug� r�k� zwolni� zamek za pomoc� d�ugiej deski. Pies omal nie ugryz� mnie w r�k� i upu�ci�em kr�tki kij. W�ciek�o�� i si�a ogromnego zwierz�cia by�y tak wielkie, �e o ma�y w�os utraci�bym te� desk�. Prawie przegryz� j� na p�. Wtedy z pomoc� przysz�a mi dona Soledad, uderzaj�c w tylne okno, aby odwr�ci� jego uwag�. Da� si� na to nabra�. Zach�cony jej manewrem, g�ow� wprz�d wpe�z�em na przednie siedzenie � uda�o mi si� zwolni� zamek. Chcia�em si� natychmiast wycofa�, ale pies z impetem rzuci� si� na mnie i przecisn�� przednie �apy pomi�dzy fotelami, zanim zd��y�em si� wymkn��. Poczu�em na plecach jego pazury. Skuli�em si�. Wiedzia�em, �e teraz mnie rozszarpie. Rzuci� si� w d�, ale zamiast we mnie, zatopi� z�by w kierownicy. Umkn��em w jednej chwili i wskoczy�em na mask�, a potem na dach. Na ca�ym ciele mia�em g�si� sk�rk�. Otworzy�em prawe drzwi. Poprosi�em don� Soledad, �eby poda�a mi desk�, i za jej pomoc� spr�bowa�em przesun�� do przodu dr��ek skrzyni bieg�w. Pomy�la�em, �e je�li podra�ni� psa, pchnie baga�nik i wydostanie si� z samochodu. Jednak zwierz� nie ruszy�o si� z miejsca. Zamiast tego z furi� gryz�o desk�. W tym momencie dona Soledad wskoczy�a na dach i po�o�y�a si� obok mnie. Chcia�a mi pom�c dra�ni� psa. Powiedzia�em, �e musi zej��, bo gdy tylko zwierzak wyskoczy z samochodu, w�lizn� si� do �rodka i natychmiast odjad�. Podzi�kowa�em jej za pomoc i powiedzia�em, �e powinna i�� do domu. Wzruszy�a ramionami, zsun�a si� na ziemi� i posz�a w stron� drzwi. Znowu pchn��em dr��ek, dra�ni�c psa czapk�. Uderzy�em go ni� mi�dzy oczy, w pysk. Nigdy nie widzia�em tak wielkiej w�ciek�o�ci, ale pomimo to zwierz� nie ruszy�o si� z miejsca. W ko�cu pot�nym k�apni�ciem wyrwa�o mi desk� z r�ki. Zsun��em si� na ziemi�, aby j� podnie��. Nagle us�ysza�em krzyk dony Soledad: � Uwa�aj! On wy�azi! Rzuci�em okiem na samoch�d. Pies przeciska� si� pomi�dzy siedzeniami. Tylne �apy zahaczy�y mu si� o kierownic�, ale by� ju� prawie na zewn�trz. Pogna�em w stron� domu i zamkn��em drzwi w sam� por�, by unikn�� z�b�w zwierz�cia. P�dzi� z tak wielk� pr�dko�ci�, �e z impetem uderzy� o drzwi. Zak�adaj�c �elazn� sztab�, dona Soledad odezwa�a si� z chichotem: � M�wi�am ci, �e to nie ma sensu. Odchrz�kn�a i odwr�ci�a si� do mnie. � Mo�e pani uwi�za� psa na smyczy? � spyta�em. By�em pewien, �e udzieli mi wymijaj�cej odpowiedzi, lecz ku mojemu wielkiemu zdziwieniu odpar�a, �e mog�aby spr�bowa� wszystkiego, nawet zwabienia zwierz�cia do domu i uwi�zienia go tam. Jej pomys� przypad� mi do gustu. Ostro�nie otworzy�em drzwi. Psa nie by�o. Odwa�y�em si� wyj��. Nigdzie nie by�o go wida�. �udzi�em si� nadziej�, �e wr�ci� do swojej zagrody. Mia�em zamiar odczeka� jeszcze chwil�, a potem rzuci� si� w kierunku auta, kiedy us�ysza�em gard�owe warkni�cie i ujrza�em wielk� g�ow� zwierz�cia w samochodzie. Wr�ci� na przednie siedzenie. Dona Soledad mia�a racj�, nie by�o sensu pr�bowa�. Ogarn�a mnie fala �alu. W niejasny spos�b przeczuwa�em, �e m�j koniec jest bliski. W przyp�ywie desperacji o�wiadczy�em, �e wezm� n� z kuchni i zabij� psa, albo on zabije mnie. By�bym to zrobi�, gdyby nie to, �e w ca�ym domu nie znalaz�em �adnego metalowego przedmiotu. � Czy Nagual nie nauczy� ci� �y� w zgodzie z twoim przeznaczeniem? � spyta�a dona Soledad, chodz�c za mn� krok w krok. � Ten tam to nie jest zwyczajny pies. On ma moc. To jest wojownik. Zrobi to, co musi zrobi�. Nawet gdyby mia� ci� zabi�. Nasz�a mnie fala niepohamowanej frustracji, z�apa�em j� za ramiona i zawy�em. Nie wygl�da�a na zaskoczon� ani poruszon� moim niespodziewanym wybuchem. Odwr�ci�a si� do mnie ty�em i spu�ci�a chust� na pod�og�. Mia�a bardzo silne i pi�kne plecy. Ogarn�a mnie ochota, by j� uderzy�, ale zamiast tego przesun��em d�oni� po jej g�adkiej i delikatnej sk�rze. Mia�a muskularne, lecz w�skie ramiona. Wygl�da�o na to, �e mi�nie otacza�a niewielka warstwa t�uszczu, zaokr�glaj�c je i nadaj�c im wra�enie mi�kko�ci, a jednak kiedy dotyka�em jej opuszkami palc�w, wyczuwa�em twardo�� pod delikatn� powierzchni�. Nie chcia�em patrze� na jej piersi. Przesz�a do zadaszonego podw�rka na ty�ach domu, kt�re s�u�y�o za kuchni�. Poszed�em za ni�. Usiad�a na �awce i spokojnie obmy�a stopy w wiadrze. Gdy zak�ada�a sanda�y, z wielkim dr�eniem poszed�em do ubikacji. Gdy wr�ci�em, sta�a przy drzwiach. � Lubisz m�wi� � powiedzia�a niedbale, prowadz�c mnie do pokoju. � Nie ma po�piechu. Teraz mo�emy rozmawia� ca�� wieczno��. Wzi�a m�j notes z szafki, gdzie na pewno sama go po�o�y�a, i odda�a mi z przesadn� pieczo�owito�ci�. Potem �ci�gn�a kap� z ��ka, z�o�y�a j� ostro�nie i zanios�a na t� sam� szafk�. Zauwa�y�em, �e obie szafki maj� ten sam kolor co �ciany � bia�o��tawy, natomiast ��ko by�o r�owoczerwone, mniej wi�cej barwy pod�ogi. Kapa z kolei mia�a kolor br�zowy, tak jak belki sufitu i okiennice. � Porozmawiajmy � zaproponowa�a, �ci�gaj�c sanda�y i sadowi�c si� wygodnie na ��ku. Podci�gn�a kolana do nagich piersi. Wygl�da�a jak m�oda dziewczyna. Jej agresywno�� ust�pi�a miejsca czarowi. Sta�a si� teraz przeciwie�stwem swojego poprzedniego ja. Nie mog�em powstrzyma� �miechu, kiedy nak�ania�a mnie do pisania. Przypomina�a mi don Juana. � Teraz mamy czas � stwierdzi�a. � Wiatr si� zmieni�. Nie zauwa�y�e�?