3675
Szczegóły |
Tytuł |
3675 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3675 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3675 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3675 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KRZYSZTOF BORU�
PR�G
NIE�MIERTELNO�CI
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
I
Przetar�em chusteczk� spocone czo�o i niech�tnie nacisn��em guzik dzwonka. Upa� i
jeszcze do tego uporczywa migrena nastraja�y wrogo do ca�ego �wiata. Najch�tniej pojecha�bym
do domu i wzi�� k�piel, lecz wiedzia�em, �e niestety jest to niemo�liwe. Pani de
Lima nie nale�a�a do klientek, kt�re �atwo jest sp�awi�.
W drzwiach stan�� Fernandez, ju� wyra�nie zm�czony.
� Czeka? � zapyta�em patrz�c na niego ze wsp�czuciem.
� Czeka � potwierdzi� krzywi�c si�, jakby go z�by bola�y.
� No, c�... � powiedzia�em z rezygnacj�. � Niech pan prosi.
Dolores de Lima przesz�a szybkim krokiem przez gabinet i bez powitania, nieco teatralnym
gestem rzuci�a na biurko niedu�y tom w barwnej ok�adce.
� I co pan na to?
Jej twarz wyra�a�a najwy�sze oburzenie. Zdj��em przeciws�oneczne okulary i odczyta�em
tytu�:
� Pr�g nie�miertelno�ci...
Od�o�y�em ksi��k�. B�l g�owy nie ust�powa�, mimo i� przed kilkoma minutami wzi��em
proszek.
� I co pan na to? � powt�rzy�a pani de Lima i usiad�a z impetem w fotelu. � To bezczelno��!
� Nowe wydanie? � zapyta�em niepewnie, na pr�no usi�uj�c przypomnie� sobie tre��
kartki, na kt�rej Katarzyna spisa�a tytu�y wszystkich utwor�w Josego Bragi.
� Ale�, panie mecenasie! Widz�, �e si� pan w og�le moj� spraw� nie interesuje! Przecie�
to nowa powie��!
Zerwa�a si� z fotela, pochwyci�a ksi��k� i palcem wskaza�a uwag� wydawnicz� w rogu
ok�adki: �Pierwsze wydanie, po�miertne�.
� Przepraszam. Mam siln� migren� � pr�bowa�em usprawiedliwi� sw� gaf�.� Wi�c
zn�w co� znaleziono? To ju� chyba pi�ta nowa pozycja od trzech lat?
� Wraz z tomem opowiada� � si�dma! I niech pan spojrzy! Nak�ad 250 tysi�cy! Poza
tym przygotowywane s� ju� przek�ady.
� Licz�, �e stanie si� bestsellerem.
� I c� mi z tego?! To grabie�! Taki maj�tek!... Czy wie pan, �e Warner przyst�puje do
filmowania Zmierzchu? A Deszcz wystawi�y ju� 32 teatry! W tym Londyn, Pary�, Moskwa,
Nowy Jork! Nie wiem ju�, co mam robi�! Przecie� to rozb�j! A pan nawet nie raczy�
zapozna� si� ze spraw�! Od p� roku stoimy w miejscu. Nie pozwol� okrada� mego dziecka!
� To sprawa bardzo trudna. Nie chc� powiedzie� � beznadziejna. Bada�em testament...
Sporz�dzony by� wed�ug wszelkich wymog�w prawa. Notariusz Costa zas�uguje na pe�ne
zaufanie...
Rzuci�a si� nerwowo na fotel.
� I co z tego?! Pan siedzi z za�o�onymi r�kami. A przecie� Jose nie m�g� by� przy
zdrowych zmys�ach! Najpewniej by� pijany... To nie ulega w�tpliwo�ci!
Nie by�em w stanie zmusi� si� do spokojnej, logicznej argumentacji. Powt�rzy�em wi�c
tylko:
� Costa zas�uguje na pe�ne zaufanie.
� Co pan tak tego notariusza broni? Przecie� moj� spraw� pan prowadzi!
5
Mia�em, ju� tej kobiety powy�ej uszu. I pomy�le�, �e gdy pierwszy raz j� spotka�em,
wyda�a mi si� bardzo �adna i mi�a. Teraz jej wdzi�k nie wywiera� na mnie �adnego wra�enia.
� Je�li nie odpowiada pani m�j spos�b prowadzenia sprawy, mo�e pani j� odda� innemu
adwokatowi � powiedzia�em oschle.
Podnios�a si� raptownie z fotela.
� Wobec tego... � rozpocz�a i zawaha�a si�. Usiad�a z powrotem. � Chyba mnie pan rozumie?
Nie chcia�am bynajmniej powiedzie�, �e nie mam do pana zaufania. Chodzi mi
jednak o to, �e przecie� sprawa ta jest jasna jak s�o�ce. Jose by� alkoholikiem. W ostatnich
latach przed �mierci� stale pi�. Czy deliryka mo�na uzna� za cz�owieka w pe�ni �wiadomego
swych czyn�w?
� Orzeczenia lekarskie nie potwierdzaj�, aby wchodzi�o w rachub� delirium. By�y m��
pani umar� na chorob� nowotworow�.
� To niewa�ne, na co umar�. Delirium czy nie... Nie upieram si�. Ale m�g� by� w stanie
zamroczenia, gdy sporz�dza� ten niedorzeczny testament.
� Notariusz Costa... � podj��em z wysi�kiem.
� No, dobrze! � nie pozwoli�a mi doko�czy�. � Ale mog�a to by� choroba umys�owa!
Ukryta, od dawna rozwijaj�ca si� choroba! Przecie� on mia� jaki� guz w m�zgu...
Czy w takim stanie mo�na m�wi� o poczytalno�ci?
� Tego w�a�nie b�dziemy pr�bowali dowie��. Jest to jednak zadanie do�� trudne. Costa
twierdzi, �e nie ma �adnych dowod�w, aby Braga cierpia� na jakie� zaburzenia �wiadomo�ci.
Przynajmniej w chwili sporz�dzania testamentu.
Pani de Lima patrzy�a w zamy�leniu w pod�og�. Jej energia jakby si� nagle wyczerpa�a.
� To by� z�y, samolubny cz�owiek � powiedzia�a cichym, zgaszonym g�osem. � Aby
zn�ca� si� nad cz�owiekiem, nie potrzeba robi� awantur. Nie potrzeba bi�. Nieraz wystarczy...
milcze�. Mo�na by�o m�wi� do niego, p�aka�, krzycze�... A on nic. Tylko patrzy�...
Czasem nawet nie spojrza�. A do tego g��d... Potworne warunki mieszkaniowe. Czy pan
wie, �e on w ci�gu sze�ciu lat naszego po�ycia nie przepracowa� w sumie nawet roku?
Nigdzie miejsca nie zagrza�! M�j ojciec trzy razy wystara� mu si� o posad�. Dobrze p�atn�!
Za ka�dym razem j� rzuca�! Raz nawet po tygodniu! Nie chcia�o mu si� pracowa�. Tylko
stuka� po nocach... Pan wie, co znaczy, gdy si� mieszka z kim� takim w jednym pokoju...
S�uchaj�c wynurze� klientki zapomnia�em na chwil� o b�lu g�owy. Teraz wr�ci� on z
now� si��. Opar�em si� o blat biurka i przys�oni�em d�oni� oczy. Dawa�o to nieznaczn�
ulg�.
� W dzie� spa� albo w��czy� si� gdzie�... � ci�gn�a pani de Lima. � A potem nawet i
nie pisa�. Prawie wcale nie pisa�, bo maszyn� sprzeda�. Na w�dk�... A� wreszcie znikn��...
Jednego dnia! Nawet nie powiedzia�, �e odchodzi... Mario mia� wtedy pi�� lat. Wr�ci�am
do rodzic�w. A potem...
� Kroki rozwodowe podj�a pani!
� A c� mia�am robi�? Musia�am my�le� o przysz�o�ci dziecka.
� Chcia� jednak pani odebra� syna.
� Tak. Ale s�d mu nie przyzna�. Czy to nie najlepszy dow�d, �e ju� w�wczas nie by� to
cz�owiek normalny?
� Niestety. W uzasadnieniu nie ma niczego, co umo�liwia�oby postawienie takiej tezy.
Chodzi�o o alkoholizm i stan maj�tkowy.
B�l zdawa� si� powoli ust�powa�. Gdyby tak mo�na by�o wzi�� k�piel...
� M�j obecny m�� sta� si� dla Maria prawdziwym ojcem. Dopiero on... � podj�a pani
de Lima. � A Jose okaza� si� nikczemny nawet po �mierci. Co za perfidny pomys� z tym
testamentem...
� Wi�c rzeczywi�cie nie pozostawi� pani �adnych r�kopis�w czy maszynopis�w?
6
� Ale�... To by�a jego perfidia. Zabra� wszystko, a potem napisa� w testamencie, �e to,
co znajduje si� w moim posiadaniu, staje si� w�asno�ci� Maria... Oszuka� w�asne dziecko!
� Zapisa� swemu synowi r�wnie� wszystkie swoje utwory drukowane do chwili �mierci
i sztuk� z�o�on� w jakim� teatrze.
� Panie mecenasie! Przecie� jego nigdzie za �ycia nie chcieli gra�. Jedno jedyne wydanie
ksi��kowe Szarego p�omienia krytyka zjecha�a gruntownie. No i kilka opowiada�, kt�re
sprzeda� za grosze do czasopism � to by�oby wszystko.
� Dzi� te utwory posz�y w cenie. Zreszt�, gdyby si� pani zgodzi�a...
� Nigdy si� nie zgodz�! Jak pan mo�e w og�le o tym wspomina�! Mario ma prawo do
wszystkiego, co napisa� jego ojciec! Nie pozwol� okrada� dziecka!
� Oczywi�cie! Oczywi�cie. Wspomnia�em o tej mo�liwo�ci tylko gwoli �cis�o�ci... Zrobimy
wszystko, co b�dzie mo�liwe. Czy jednak nie wydaje si� pani dziwne, �e pierwszy
m�� pani wydziedziczy�, powiedzmy cz�ciowo i warunkowo, syna, mimo i� z akt sprawy
rozwodowej zdaje si� wynika�, �e go bardzo kocha�.
� To komedia. Chcia� si� tylko na mnie zem�ci�. Odebra� mi dziecko! Ale mu si� nie
uda�o i nie uda! Nawet po �mierci! On nikogo nie kocha�, tylko siebie!
� Spr�bujmy rozwa�y� wszystkie punkty nadaj�ce si� do zaczepienia � zdoby�em si� na
jeszcze jeden wysi�ek. � Testament sformu�owany jest troch� dziwnie. Nie podano w nim
nazwy �adnego z utwor�w z wyj�tkiem owej sztuki, odrzuconej zreszt� pierwotnie przez
wspomniany w testamencie teatr. Tak samo nie wymienia on tytu��w dzie� warunkowo zapisanych
Instytutowi im. Burta. M�wi tylko o �reszcie�, to jest tych, kt�re nie znajduj� si�
w pani posiadaniu ani nie by�y publikowane za �ycia autora. Ot� przyszed� mi do g�owy
pewien pomys�, kt�ry, by� mo�e, u�atwi dochodzenie praw. Niech pani spr�buje spisa�
tytu�y i tre�� znanych pani dzie� Josego Bragi, kt�re dotychczas nie zosta�y opublikowane.
Uwierzytelnimy ten spis u notariusza. By� mo�e Instytut im. Burta jest w posiadaniu jeszcze
jakiego� dzie�a. Spr�bujemy w�wczas przekona� s�d, �e znajdowa�o si� ono pierwotnie
w posiadaniu pani, a potem zagin�o. Oczywi�cie, nie b�dziemy oskar�a� Instytutu o
kradzie�, ale jest to zawsze jaka� p�aszczyzna uzasadniaj�ca pani roszczenia.
� Spr�buj� sobie przypomnie� � odrzek�a niezbyt pewnie. � Ale... nie wiem, czy co z
tego wyjdzie. Wszystkie og�oszone drukiem dzie�a, do kt�rych ro�ci sobie pretensje Instytut
Burta, nie znane by�y z tytu�u ani z tre�ci nie tylko mnie, ale r�wnie� memu synowi.
� Pani syn mia� wtedy pi�� lat... Zmiesza�a si�.
� Spotykali si� p�niej, czasami... Jose czyta� mu niekt�re swoje utwory.
� No c�? Mo�e si� jednak pa�stwu co� przypomni.
Uwa�a�em rozmow� za sko�czon�. Ale klientka jeszcze nie mia�a zamiaru odchodzi�.
� Widzi pan � podj�a zn�w z wahaniem. � T� drog�, kt�r� pan idzie, zdaje si�, �e nigdzie
nie zajdziemy... Mojemu m�owi nasun�� si� pewien pomys�. To znaczy, �ci�lej m�wi�c,
chcia�am powiedzie�... pewne podejrzenie.
� Podejrzenie?
� Widzi pan, za��my nawet, �e testament jest prawomocny. �e Jose by� przy zdrowych
zmys�ach. Jakie mamy dowody, �e umar� on naturaln� �mierci�?
Tym razem straci�em ju� panowanie nad sob�.
� Chce pani oskar�a� Instytut Burta, plac�wk� naukow� o �wiatowej s�awie, o morderstwo?!
To bzdura! Nonsens! Tak powa�na instytucja nie �akomi�aby si� na kilkadziesi�t
czy kilkaset tysi�cy.
� Z tych setek tysi�cy urosn� wkr�tce miliony!
� Ale� komu mog�oby zale�e� na �mierci m�odego, nie znanego pisarza?
� Faktem jest, �e powa�ne wp�ywy zasilaj� nieustannie kas� Instytutu, �e ukazuj�ce si�
co roku nowe utwory pochodz� z tajemniczej teki po�miertnej, znajduj�cej si� w posiadaniu
Bonnarda. I �e Jose zmar�... w�a�nie w klinice Instytutu Burta. Oto fakty! To jasne! To
7
jasne! Leczono tam Josego, a on z wdzi�czno�ci za opiek� zapisa� im swe dzie�a, kt�re
by�y w�wczas, b�d�my szczerzy, bez warto�ci. Niestety, choroba by�a nieuleczalna � ci�gn�a
z ironi�. � Rzadki przypadek raka, przeciw kt�remu nie ma jeszcze dzi� �rodk�w.
Leczenie nowotwor�w nie jest zreszt� specjalno�ci� Instytutu... I oto po �mierci pacjenta
sam wielki profesor Bonnard zainteresowa� si� spu�cizn� nie znanego grafomana, kt�r�
pozostawi� on w spadku Instytutowi, i u�ywaj�c swych wp�yw�w, robi z niego wielkiego
pisarza. To wszystko jest zbyt pi�kne, aby by�o prawdziwe! Co wi�cej, okazuje si�, �e testament
zawiera klauzul� ustanawiaj�c� Bonnarda jedynym opiekunem mego syna, je�li
Mario Braga ma korzysta� z dorobku pisarskiego swego ojca. Oczywi�cie, to nikomu nie
wydaje si� dziwne...
Nie rozumia�em, do czego zmierza.
� Pani chyba nie wierzy w to, co m�wi? Oskar�a� profesora Bonnarda! To nonsens!
� A ja jednak, jako klientka, prosz� pana mecenasa, aby zaj�� si� t� spraw�. Wnosz� o
zbadanie i tej okoliczno�ci. Przecie� ekshumacja jest dopuszczalna. Mo�na przeprowadzi�
badania. Trucizn� stwierdzi si� po latach.
� Skompromitujemy si� i tyle.
� S�dzi pan, �e spece z Instytutu Burta nie zostawili �ladu?
� Ale� w og�le uwa�am za wykluczone, by wchodzi�o tu w rachub� morderstwo! Jose
Braga umar� na raka!
� Dobrze. Chc� by� tego pewna. Podejrzenia nie s� pozbawione podstaw � doko�czy�a
z naciskiem.
By�em zaskoczony jej stanowczym tonem.
� Nie rozumiem.
� W tym czasie, kiedy pan bawi� si� w swoje w�tpliwo�ci prawnicze, starali�my si� bli�ej
zainteresowa� Instytutem. Ot� od uczynnych ludzi, zas�uguj�cych na pe�ne zaufanie,
dowiedzieli�my si�, �e na biednym Josem profesor Bonnard dokonywa� pewnych... eksperyment�w.
To mi wystarczy.
� Na pewno chodzi�o o nowe �rodki lecznicze. Jose Braga by� w stanie beznadziejnym,
a w�wczas na ��danie chorego stosowanie nawet niedostatecznie sprawdzonych �rodk�w
jest dopuszczalne.
� By� mo�e... By� mo�e... Ja jednak prosz� o ekshumacj�!
� Zastanowi� si�.
� Jednak prosz�...
Czu�em, �e uparta kobieta nie wyjdzie, p�ki nie wyra�� zgody.
� Dobrze � powiedzia�em z wysi�kiem. � Zajm� si� t� spraw�. Gdzie jest pochowany
Jose Braga?
� W Punto de Vista. To taka ma�a miejscowo��, sze�� kilometr�w od Instytutu Burta.
Jest zreszt� pewna sprzyjaj�ca okoliczno��. M�j brat Esteban Alberdi jest tam proboszczem.
8
II
Wie� Punto de Vista, rozrzucon� wzd�u� stoku niewysokiego wzg�rza, zamieszkiwali
g��wnie ch�opi bezrolni, zatrudnieni na pobliskiej plantacji, i dzier�awcy ubogich poletek.
Niewielkie domki, najcz�ciej po prostu lepianki sklecone z kamienia i z drewna, mami�ce
z daleka oczy mozaik� bia�ych, prostok�tnych plam na tle soczystej zieleni, z bliska traci�y
wszelki urok. Przykuwa� wzrok jedynie stary, pami�taj�cy z pewno�ci� portugalskie rz�dy
ko�ci�, wzniesiony na szczycie wzg�rza. Barokowa fasada, chocia� wyszczerbiona przez
czas, budzi�a podziw harmoni� linii architektonicznych, a okalaj�cy ko�ci� od p�nocy
park zapowiada� wytchnienie.
Zatrzyma�em samoch�d tu� przy d�ugich, stromych schodach prowadz�cych do ko�cio�a
i zapytawszy o drog�, ruszy�em piechot� w g�r� ku bocznej bramie ogrodu.
Furta nie by�a zamkni�ta. Ocieniona aleja bieg�a w g��b parku, gdzie bieli�y si� mury
jakich� budowli. Okaza�o si� jednak, i� s� to tylko wypalone �ciany jednopi�trowego domu,
plebania za� mie�ci si� w niewielkim budyneczku jeszcze dalej, niemal tu� przy murze
oddzielaj�cym teren parku od pobliskiego cmentarza.
Wszed�em na ganek i zapuka�em do drzwi. Po chwili dobieg� mnie przyt�umiony odg�os
krok�w. Drzwi skrzypn�y i w progu ukaza�a si� posta� ksi�dza. Niewysoki, o twarzy
drobnej, jakby troch� dzieci�cej, cho� siwiej�ce skronie wskazywa�y, �e czasy jego m�odo�ci
min�y ju� do�� dawno, nie przypomina� wcale typowego proboszcza wiejskiego. Sta�
w drzwiach i bez s�owa patrzy� na mnie pytaj�co, raczej ze zdziwieniem ni� z zainteresowaniem.
� Czy zasta�em ksi�dza Alberdi? � zapyta�em, cho� wyda�o mi si�, �e w twarzy duchownego
dostrzegam jakie� nieuchwytne podobie�stwo do Dolores de Lima. Nie myli�em
si� zreszt�.
� To ja � potwierdzi� ksi�dz cicho, jakby z onie�mieleniem. � S�ucham pana.
� Jestem pe�nomocnikiem pani de Lima. Ksi�dz o�ywi� si�.
� Ach, Dolores! Dawno ju� jej nie widzia�em... Prosz�, prosz� wej��. Bardzo si� ciesz�...
Otworzy� szeroko drzwi zapraszaj�c gestem do wn�trza.
Przez male�k� sionk� i kuchenk� przeszli�my do pokoju pe�ni�cego jednocze�nie funkcj�
gabinetu, biblioteki i sypialni. �ciany pokrywa�y wok� p�ki z ksi��kami, od pod�ogi
do sufitu. Pod oknem sta�o staromodne biurko z fotelem, tu� obok w�ski tapczan przykryty
szarym pledem. Na �rodku � st� i dwa krzes�a, w k�cie pokoju figura Madonny z Dzieci�tkiem.
� Pi�kna biblioteka � zauwa�y�em rozgl�daj�c si� z ciekawo�ci� po pokoju. Ksi�dz
u�miechn�� si� blado.
� Nikt nie jest wolny od nami�tno�ci... � rzek� sentencjonalnie.
Przebieg�em wzrokiem po grzbietach najbli�szych tom�w: Kant, Kierkegaard, La Mettrie,
Leibniz, Locke, Mach, Maritain...
� To chyba co� wi�cej ni� nami�tno�� bibliofila? � powiedzia�em wskazuj�c na ksi��ki.
� Sami filozofowie?
� Prawie wy��cznie. Dziwi pana z pewno�ci� � podj�� z pewnym za�enowaniem � i� ja,
proboszcz wiejski... To tylko, rzec mo�na, wspomnienia m�odo�ci.
� Widz� tu r�wnie� sporo nowych wyda�...
� C�... Pasja pozosta�a... Ale to niewa�ne. Niech pan siada, o tu! � wskaza� na fotel,
sam usiad� na skraju tapczana. � C� s�ycha� u mojej siostry? A jak tam Mario?
� W zasadzie... nic nowego. Tak s�dz�... Jak ju� wspomnia�em, jestem adwokatem, pe�nomocnikiem
pani de Lima...
9
Zesztywnia� nieco.
� S�ucham pana.
� Chyba pani de Lima pisa�a...
� Nie pisa�a � przerwa� g�osem cichym, z pozoru tonem �agodnym, w kt�rym jednak
nietrudno by�o wyczu� rozdra�nienie. � Od blisko dziesi�ciu lat nie utrzymujemy �adnych
kontakt�w.
� Chodzi o gr�b Josego Bragi. Na moment w oczach ksi�dza pojawi�o si� co� na kszta�t
zdziwienia, potem odwr�ci� wzrok ku oknu i nie patrz�c na mnie powiedzia�:
� A wi�c przypomnia�a sobie. Mo�e j� pan zapewni�, i� nie zar�s� chwastami. Przez
pierwsze lata po �mierci Josego, gdy wszyscy zapomnieli o jego mogile, ja pami�ta�em.
Teraz moja opieka niepotrzebna. Coraz cz�ciej przyje�d�aj� r�ni ludzie... Przywo��
kwiaty... S�awa po�miertna najlepiej chroni groby... � umilk� na chwil�. � A wi�c i Dolores
sobie przypomnia�a � powt�rzy� nie kryj�c ironii.
Znalaz�em si� w do�� k�opotliwej sytuacji.
� Pani de Lima nie to mia�a na my�li, prosz�c mnie, abym tu przyjecha� � rozpocz��em
jak najogl�dniej, ale ksi�dz zn�w mi przerwa�.
� Niech pan, mecenasie, nie pr�buje jej broni�. Dziwi pana mo�e, i� nie kryj� przed panem,
cz�owiekiem, kt�rego pierwszy raz widz�, mego krytycznego stosunku do post�powania
mojej siostry. Widzi pan... my�l�, �e jako pe�nomocnik powinien pan wiedzie�
wszystko. Poza tym nie lubi� k�ama�. Nie u�atwia mi to �ycia, ale taki ju� jestem i chyba
pozostan�...
� Chodzi o ekshumacj� � przeszed�em do meritum sprawy.
� Ekshumacj�?! Te� pomys�! � parskn�� gniewnie. � Jose �yczy� sobie, aby Punto de
Vista by�o jego miejscem wiecznego spoczynku, i nie zgodz� si�, aby dla marno�ci �wiatowego
rozg�osu przenoszono jego ko�ci gdziekolwiek. Cho�by to mia� by� cmentarz dla
zas�u�onych.
� Nie mamy zamiaru zabiera� zw�ok. Ekshumacja ma by� dokonana w celu ekspertyzy
s�dowo-lekarskiej.
Ksi�dz patrzy� na mnie przez chwil� ze zdziwieniem, wreszcie wyj�ka�:
� Nie rozumiem... Po c� ekspertyza? W jakim celu? Dlaczego?
� Widz�, �e b�d� musia� przedstawi� ksi�dzu szczeg�owo ca�� spraw�. Czy ksi�dz zna
tre�� testamentu Bragi?
� Znam. I powiem szczerze, i� nie dziwi� si� Dolores, �e nie odda�a Bonnardowi Maria.
Zawsze to przecie� jej syn... Nikt nie zast�pi matki... Pieni�dze nie s� spraw� najwa�niejsz�.
� To nie takie proste � podj��em ostro�nie. � Jose Braga spisuj�c testament dzia�a� z
pewno�ci� pod wp�ywem g��bokiej urazy do swej by�ej ma��onki. Nie chc� wnika� w tej
chwili w to, czy ta uraza by�a s�uszna. Istotne jest, �e Mario zosta� wyra�nie pokrzywdzony.
Chcemy wi�c podj�� pr�b� obalenia testamentu.
� Po co?! Za p�tora roku Mario osi�gnie pe�noletno�� i druga koperta b�dzie otwarta.
Jestem przekonany, i� Jose nie wydziedziczy� swego syna. Druga cz�� testamentu z pewno�ci�
rozwi��e problem.
� Instytut Burta ma prawo dowolnie rozporz�dza� sumami, kt�re obecnie wp�ywaj� na
jego konto.
� A wi�c zn�w chodzi jej tylko o pieni�dze! � wybuchn�� z sarkazmem. � Wi�c jednak
nic si� nie zmieni�a! A mo�e pan j� do tego nam�wi�? Panu przecie�, jako jej adwokatowi,
z pewno�ci� na tym zale�y... No, niech pan powie szczerze. Przecie� to jasne!
Patrzy� na mnie z nie ukrywan� niech�ci�.
Rozmowa przybra�a niew�a�ciwy obr�t, nie m�wi�c ju� o tym, �e metoda �m�wienia prawdy
w oczy� z pewno�ci� nie nale�a�a do przyjemnych. Musia�em jednak przyj�� wyzwanie.
10
� Mo�e mi ksi�dz wierzy� lub nie wierzy�, ale w rzeczywisto�ci by�em tym, kt�ry odradza�
pani de Lima podj�cia krok�w przeciw Instytutowi. Istnieje zreszt� coraz wi�cej
powod�w, dla kt�rych ch�tnie bym pozby� si� sprawy testamentu Josego Bragi. Zreszt� od
pocz�tku nie mia�em do niej serca � powiedzia�em szczerze, cho� czu�em, �e wbrew intencjom
brzmi to sztucznie i naiwnie.
� Wi�c dlaczego j� pan w og�le bra�?
� Przyj��em spraw� przez grzeczno��, z polecenia innego klienta i wydawa�o mi si�, �e
w jaki� rozs�dny spos�b potrafi� j� doprowadzi� do zadowalaj�cego rozwi�zania. Okaza�o
si� jednak, �e obie strony bynajmniej nie d��� do kompromisu, zw�aszcza �e, formalnie
bior�c, kompromis nie mia�by tu sensu. Albo Jose Braga by� przy zdrowych zmys�ach i testament,
sporz�dzony przez notariusza zgodnie z wszystkimi wymogami prawa, jest nie do
obalenia, albo te� by� chory psychicznie, a przynajmniej w czasie sporz�dzania dokumentu
nie znajdowa� si� w pe�ni w�adz umys�owych. S�d, przyznaj�c prawa spadkowe Instytutowi
Burta, przyj�� pierwsz� tez� jako dowiedzion� i wszystko wskazuje, �e niewiele b�dzie
mo�na na tej p�aszczy�nie zwojowa�. Co najwy�ej m�g�bym na pewien czas uzyska� na�o�enie
aresztu s�dowego na nale�no�ci wyp�acane przez wydawnictwa i teatry. Projekt ten
jednak pani de Lima odrzuca z pewnych zasadniczych powod�w. Istnieje obawa, i� nie
uda si� wydoby� dalszych nie opublikowanych manuskrypt�w od profesora Bonnarda.
� Rozumiem. Wi�c par� dobrych lat czekali�cie, a� ��r�d�o wyschnie�?
� W�a�nie...
� Tymczasem dzie�a ukazuj� si� nadal i rosn� w cenie...
� Ot� to! Nie wiadomo, czym jeszcze dysponuje Bonnard. Co prawda, znaj�c tempo
pisania Bragi przed rozej�ciem si� z pani� Dolores, z pewnych oszacowa� zdaje si� wynika�,
�e wiele ju� tego nie ma... ��r�d�o� powinno by� ju� niemal �suche�. Niemniej pewno�ci
nie mamy.
� Ale co to ma wsp�lnego z ekshumacj�?!
� Zdaniem pani de Lima istniej� uzasadnione podejrzenia, i� Jose Braga nie zmar� naturaln�
�mierci�. By� mo�e uda si� co� wykry�...
� Po sze�ciu latach? A zreszt� to szczyt niedorzeczno�ci pos�dza� Bonnarda o morderstwo.
Co jak co, ale do tego nie by�by zdolny.
� I ja tak s�dz�. Nie chodzi tu jednak o zarzut morderstwa, lecz � niedozwolonych zabieg�w
medycznych. I to zreszt� nie wydaje mi si� zbyt sensowne, chocia� punkt zaczepienia
�atwiej znale��. B�dzie to jednak sprawa d�uga, przewlek�a. Oczywi�cie je�li nie
znajdziemy wyra�nego dowodu. M�wi�c szczerze, nie lubi� prowadzi� spraw o posmaku
kryminalnym, a tym bardziej je�li mog� zako�czy� si� kompromitacj�. Nie potrafi� jednak
przekona� pani de Lima.
Ksi�dz zdawa� si� nie s�ysze� mych s��w.
� Szczyt niedorzeczno�ci! � powt�rzy� patrz�c w pod�og�. � Znam dobrze Bonnarda. To
wykluczone. Nie zgadzam si� z nim w wielu kwestiach, ale to cz�owiek na wskro� uczciwy!
� Istniej� podobno podstawy do podejrze�, i� eksperymentowa� na Bradze... Pa�skiej
siostrze m�wi� kto� pono� godny zaufania.
Alberdi uni�s� na mnie wzrok.
� Czy to czasem nie... Lopez da Silva?
� Nie wiem. Nic mi to nazwisko nie m�wi. Kto to taki?
� Administrator tutejszych plantacji...
� S�dzi ksi�dz, �e mo�e on co� na ten temat wiedzie�?...
� Nie wiem.
� Ale to kto� godny zaufania?
� Niech pan spyta Dolores � za�mia� si� kr�tko, nieprzyjemnie. I nagle zmieniaj�c te-
11
mat powiedzia�: � Nie zgodz� si� na ekshumacj�. To nie ma sensu. Chyba �e w�adze s�dowe
tego za��daj�... Albo sam Bonnard.
� Co mam powiedzie� pani de Lima?
� To, co pan s�ysza�. Nic wi�cej. Wsta� z tapczanu daj�c mi do zrozumienia, �e uwa�a
rozmow� za sko�czon�.
� Czy ksi�dz radzi mi porozmawia� z profesorem Bonnardem?
� Nic panu nie radz� � uci�� niezbyt uprzejmie.
� Ksi�dz mnie �le zrozumia�. Chodzi o to, �e musz� podj�� decyzj�. M�wi�em ksi�dzu,
�e nie mam serca do tej sprawy. Nawet jednak gdybym si� zdecydowa� wnie�� pozew z
prywatnego oskar�enia, my�l�, �e powinienem przedtem porozmawia� z Bonnardem.
Cho�by dla upewnienia si�, czy rzeczywi�cie nie istnieje jaka� mo�liwo�� unikni�cia
skandalu.
� Niech si� pan wiele nie spodziewa po tej rozmowie. Bonnard to cz�owiek trudny...
� Powiem szczerze. By� mo�e po prostu staram si� znale�� dla siebie samego argumenty
pozwalaj�ce mi na... rzucenie sprawy!
� Niech pan spr�buje � powiedzia� nieco �agodniej.
� Kt�r�dy najbli�ej do Instytutu?
� Poka�� panu... Chod�my.
Wyszli�my na ganek, a potem okr��ywszy domek stan�li�my przy niskim murze
cmentarnym. Zbocze wzg�rza by�o tu ods�oni�te i z g�ry roztacza� si� widok na dolin�.
� Dojedzie pan do g��wnej szosy. Cztery kilometry na p�noc skr�ci pan w lewo. O
tam! Widzi pan ten bia�y d�ugi budynek? � wskaza� jak�� jasn� plam� w dolinie, u podn�a
dalekiego wzniesienia.
� Widz�.
� To w�a�nie Instytut Burta.
� Dzi�kuj�. W razie czego zapytam kogo� o drog�.
� Nie radz�... Mo�e pan otrzyma� fa�szyw� informacj�.
� Dlaczego?
� Widzi pan � ksi�dz jakby si� troch� zmiesza�. � Instytut nie cieszy si� u nas zbyt dobr�
s�aw�, to znaczy... w�r�d tutejszych ch�op�w. Zw�aszcza ostatnio...
� Nie rozumiem...
� Mo�e si� to panu wyda �mieszne, ale to ludzie biedni, prymitywni. Przewa�nie analfabeci.
Ostatnio zacz�y tu kr��y� wie�ci, �e w Instytucie... straszy. Pr�bowa�em nawet
przemawia� do rozs�dku, ale to niewiele pomaga. By� mo�e, te plotki s� celowo rozsiewane...
Czy ja wiem?
� I dlatego ci ch�opi mog� mi wskaza� fa�szywy kierunek?
� Najlepszy spos�b na diab�a, to go oszuka� � za�mia� si� kr�tko.
� Nie wygl�dam chyba... Zlustrowa� mnie wzrokiem.
� Kto wie? Kto wie?... � za�mia� si� znowu.
Ruszyli�my przez park ku furtce. Ksi�dz jakby przygas�. Na moje dalsze pr�by podtrzymywania
rozmowy odpowiada� monosylabami. Dopiero gdy go po�egna�em i ju� pocz��em
schodzi� w d�, zawo�a� za mn�:
� A Dolores niech pan powie, �eby przyjecha�a! Nie b�d� jej robi� wyrzut�w. Niech
przyjad� w tr�jk�. Po �mierci Josego sytuacja zmieni�a si� zreszt�... Niech przyjad�! Koniecznie!
Sta� d�ugo przy furcie. Jeszcze z szosy widzia�em jego ciemn� sylwetk� na tle bia�ej
�ciany ogrodu.
12
III
Gmach Instytutu Neurocybernetyki im. Samuela Burta by� budowl� o niezwyk�ym
kszta�cie, przypominaj�c� z daleka wyd�u�one cielsko jakiego� mezozoicznego gada.
Wzniesiony przed dwudziestu laty z betonu, szk�a i aluminium, pono� wed�ug projektu
samego Niemeyera, zaliczany by� przez przewodniki turystyczne do najwybitniejszych
dzie� architektonicznych w naszym kraju. Pocz�tkowo mie�ci�o si� tu niedu�e luksusowe
sanatorium, modne swego czasu i za granic�. Jednak za rz�d�w lewicuj�cego prezydenta
Dartesa sanatorium zosta�o upa�stwowione. Wkr�tce potem rewelacyjne eksperymenty
nad neurodyn� i autorytet naukowy Samuela Burta sprawi�y, �e patronat nad lecznic� obj��
Instytut Neurocybernetyki.
Od tej chwili plac�wka pocz�a stopniowo zmienia� sw�j charakter z leczniczego na
naukowo-badawczy, tak i� w ostatnich latach, po gruntownej przebudowie gmachu, zaniechano
ju� zupe�nie przyjmowania pacjent�w. Te ostatnie zmiany nast�pi�y ju� po �mierci
Burta, gdy kierownictwo Instytutu obj�� prof. Bonnard, jeden z najwybitniejszych biocybernetyk�w
w skali �wiatowej, i wi�za�y si� ze znacznym rozszerzeniem zakresu bada�,
finansowanych podobno r�wnie� przez armi�.
Nie wiem, w jakim stopniu ta ostatnia informacja odpowiada�a prawdzie. Faktem jest
jednak, i� wra�enia z pierwszych moich odwiedzin w Instytucie zdawa�y si� temu przeczy�.
Kiedy w�sk�, wybetonowan� drog� zajecha�em przed gmach, wyda� mi si� opustosza�y.
Cisza panowa�a woko�o, �adnego pojazdu na podje�dzie ani stra�nika przy wej�ciu. Wygodne,
szerokie schody prowadzi�y do zamkni�tych szklanych drzwi. Za przezroczyst�
�cian� widzia�em rozleg�y hall, drzwi dw�ch wind i schody prowadz�ce zar�wno w g�r� �
na pi�tro, jak i w d� � do podziemi.
W hallu r�wnie� nikogo nie by�o. Nacisn��em guzik dzwonka i czeka�em z obaw�, i�
przyjdzie mi wr�ci� z niczym. Po chwili jednak us�ysza�em przyt�umiony szum i drzwi
stan�y przede mn� otworem.
Wszed�em do hallu, a drzwi zamkn�y si� za mn� same. W tym�e niemal momencie z
korytarza na prawo wysz�a m�oda, wysoka dziewczyna w bia�ym laboratoryjnym kitlu i
zapyta�a, czego sobie �ycz�. Gdy o�wiadczy�em, �e chcia�bym si� widzie� z prof. Bonnardem,
wzi�a mnie widocznie za naukowca, gdy� pocz�a mnie wypytywa�, kto mnie do Instytutu
skierowa�. Po wyja�nieniu jednak, kim jestem i �e chodzi tu o spraw� Bragi, prosi�a,
abym zaczeka�, sama za� po��czy�a si� telefonicznie z profesorem, zawiadamiaj�c go o
moim przybyciu. Nie wiem, czy uczony by� a� tak zaj�ty, czy te� nie �yczy� sobie spotkania
z pe�nomocnikiem pani de Lima, do�� �e pocz�tkowo wyra�nie usi�owa� mnie sp�awi�
kieruj�c do dyrektora administracyjnego. Dopiero po d�u�szych naleganiach zgodzi� si�
mnie przyj��.
Gabinet Bonnarda znajdowa� si� na pierwszym pi�trze. Dziewczyna wpu�ci�a mnie do
niewielkiego przedpokoju i odesz�a. Przez uchylone drzwi widzia�em szerokie, zarzucone
papierami biurko i pochylon� g�ow� Bonnarda. Zna�em go z dyskusji telewizyjnej, w kt�rej
brali udzia� naukowcy r�nych specjalno�ci, m.in. Katarzyna jako filolog. Ju� w�wczas
nie wywar� na mnie szczeg�lnie korzystnego wra�enia. Wysoki, nieco przygarbiony, o
chudej, nerwowej twarzy i �ysej jak kolano, pokrytej licznymi bliznami czaszce, przypomina�
raczej emerytowanego genera�a ni� wybitnego naukowca. Z usposobienia kostyczny,
nieprzyst�pny, teraz przyj�� mnie szczeg�lnie oschle i urz�dowo. Wsta�, co prawda, zza
biurka na m�j widok, wyra�nie jednak stara� si� ograniczy� p�aszczyzn� dyskusji.
� M�wi�em, �e nie zajmuj� si� t� spraw� � o�wiadczy� niemal opryskliwie. � Wszelkich
wyja�nie� udzieli panu dyrektor administracyjny i notariusz. Uwa�am za bezpodstawne
13
wszelkie roszczenia pani de Lima i nie widz� potrzeby podejmowania jakichkolwiek pr�b
kompromisu.
� �yje jednak syn zmar�ego i on...
� Czy pyta� pan o zdanie tego m�odego cz�owieka? � przerwa� Bonnard cierpko. � Czy
w porozumieniu z nim przyjecha� pan tutaj?
� To jeszcze niemal dziecko. Ma dopiero szesna�cie lat...
� Czy rozmawia� pan z nim?
� Nie rozmawia�em... ale...
� To radz� panu od tego zacz��. Szczerze radz�. Marnuje pan tylko sw�j i m�j czas.
�egnam pana!
Profesor usiad� w fotelu.
Nie da�em jednak za wygran�.
� Przepraszam bardzo pana profesora, ale nie chodzi mi w tej chwili o testament Josego
Bragi ani te� w og�le o spraw� spadku.
� A wi�c o co?
� Widzi pan, panie profesorze, s� tu pewne niejasne punkty, kt�re warto by�oby wyja�ni�
ku obop�lnej korzy�ci...
� A wi�c jednak pr�ba przetargu?
� Bynajmniej. Nie mam tu na my�li mojej klientki, lecz siebie samego. Od rozstrzygni�cia
tych w�tpliwo�ci zale�y dalsze prowadzenie przeze mnie tej sprawy. Ot� nie lubi�
prowadzi� spraw o posmaku kryminalnym... � doko�czy�em wolno, patrz�c przenikliwie
na uczonego.
Wyda�o mi si� przez moment, jakby cie� przebieg� przez twarz Bonnarda.
� Co pan przez to rozumie? � zapyta� kr�tko, nieznacznie unosz�c g�os.
� Istnieje podejrzenie, �e Jose Braga nie umar� naturaln� �mierci�...
By�em ju� przygotowany na gwa�town� replik� i nawet pocz��em �a�owa�, i� posun��em
si� tak daleko, lecz ku memu zdziwieniu Bonnard zapyta� tylko:
� Co pan rozumie przez okre�lenie �nie umar� naturaln� �mierci��?
� Mam na my�li �mier� wywo�an� przyczynami zewn�trznymi... Pewnym dzia�aniem...
� rozpocz��em wolno cedz�c s�owa, ale Bonnard nie da� mi sko�czy�.
� Wi�c chcecie nam zarzuci� mord?
� Bynajmniej. Tego nie powiedzia�em. Chodzi mi tylko o autorytatywne stwierdzenie,
czy metody leczenia, powiedzmy niekt�re z nich, nie mog�y przyspieszy� jego zgonu.
� Jak panu wiadomo, Braga zmar� na szczeg�lnie z�o�liw� form� choroby nowotworowej.
Je�li chodzi o metody leczenia, nie mamy sobie nic do zarzucenia. Zrobili�my
wszystko, co by�o w naszej mocy, aby utrzyma� go przy �yciu. W aktach dotycz�cych
sprawy spadku znajduje si� pe�na dokumentacja przebiegu leczenia. Niech si� pan zwr�ci
do s�du o jej udost�pnienie.
� Niestety, zdaniem mojej klientki istniej� uzasadnione podejrzenia, i� na osobie Bragi
przeprowadzane by�y pewne eksperymenty.
� A wi�c szanta�? Nie spodziewa�em si� tego po panu, panie mecenasie!
� �le mnie pan rozumie. Chcia�em tylko us�ysze� z pa�skich ust odpowied� w tej sprawie.
Nie jest to szanta�, raczej wyraz zaufania.
� Prosz� pana, czy mo�e si� pan czego innego spodziewa� ode mnie ni� zaprzeczenia? I
czy z tego zaprzeczenia mo�e pan cokolwiek wywnioskowa�? A je�li chodzi o nieudoln�
pr�b� szanta�u, to mam dostatecznie czyste sumienie, aby pana prosi� o opuszczenie mego
gabinetu.
� Ale�, panie profesorze!
Bonnard nacisn�� ju� jednak guzik na kraw�dzi biurka.
W drzwiach stan�a ta sama dziewczyna w bia�ym kitlu.
14
� Prosz� odprowadzi� tego pana do wyj�cia i... zrzuci� ze schod�w.
Oczywi�cie dziewczyna nie mia�a zamiaru wykona� dos�ownie polecenia zwierzchnika,
odetchn��em jednak z ulg� dopiero w�wczas, gdy usiad�em za kierownic�.
Pal� rzadko, lecz tym razem pocz��em nerwowo szuka� papieros�w. By�em w�ciek�y na
siebie i Dolores de Lima. Pomy�la�em, �e chyba b�d� musia� zrzec si� sprawy spadku po
Bradze.
Z drugiej strony czu�em tak g��bok� uraz� do Bonnarda, i� najwi�ksz� satysfakcj�
sprawi�oby mi znalezienie jakich� dowod�w przeciw Instytutowi. Zarzut morderstwa na
pewno by� wyssany z palca przez pani� de Lima, ale w tak aktywnej plac�wce badawczej
jak Instytut Burta pr�bowanie nowych metod leczniczych, w okresie gdy istnia� tam jeszcze
oddzia� szpitalno-sanatoryjny, by�o na porz�dku dziennym. A takie pr�by �atwo podci�gn��
pod miano eksperyment�w.
Zapali�em papierosa i uruchomi�em silnik. W tej chwili u�wiadomi�em sobie, �e w�a�ciwie
nie otrzyma�em definitywnej odpowiedzi na swe pytanie. Bonnard nie zaprzeczy�,
i� metody lecznicze stosowane w przypadku Bragi mog�y mie� charakter eksperyment�w,
a tylko powiedzia�, �e nie powinienem od niego oczekiwa� czego innego ni� zaprzeczenia.
I powo�a� si� na swe... czyste sumienie. Czy by�o to tylko przej�zyczenie, czy te� mo�e
kry�o si� za tym co� g��bszego? Je�li tak � to chyba rzeczywi�cie przeprowadzano eksperymenty
na Bradze. Mog�y to by� zreszt� eksperymenty maj�ce go uratowa� i przeprowadzane
za zgod� chorego. Ale czy nie stanowi to ju� podstawy do zakwestionowania wagi
prawnej testamentu?
Mimo wszystko zdawa�em sobie spraw�, i� jestem jeszcze zbyt s�abo uzbrojony, aby
moc podj�� atak na Bonnarda. Liczy� wy��cznie na wyniki ekshumacji by�oby naiwno�ci�.
Powinienem przede wszystkim dotrze� do informatora pani de Lima, przejrze� dokumentacj�
przebiegu choroby Bragi, zorientowa� si� lepiej w zakresie i metodach pracy Instytutu
Burta. Najlepiej by�oby znale�� jakiego� wybitnego specjalist�, niezbyt przychylnie
nastawionego do Bonnarda, i poprosi� o konsultacj�... Bonnard na pewno ma wrog�w.
Pozostawa�a jeszcze r�wnie� sprawa Maria Bragi. Dlaczego profesor tak nalega�, abym
porozmawia� z ch�opcem? Niezale�nie od tego, co si� za tym kry�o, poznanie bli�ej syna
pani de Lima na pewno nie mog�oby zaszkodzi�. To jednak wydawa�o mi si� w�wczas zadaniem
naj�atwiejszym.
Na szosie zwi�kszy�em szybko�� do �studwudziestki�. By�em ju� zupe�nie spokojny.
15
IV
Pani Dolores nie by�o w domu. Drzwi otworzy� mi sam gospodarz � t�gi, barczysty
m�czyzna o siwiej�cych skroniach i wypuk�ych oczach kr�tkowidza, spogl�daj�cych zza
szkie� okular�w.
� Nie spodziewali�my si�, �e pan dzi� przyjdzie. W kancelarii powiedziano �onie, �e
pan wyjecha�... Prosz�. Bardzo prosz�. Pan pozwoli. To dobrze, bardzo dobrze, �e pan
przyszed� � nie ukrywa� zadowolenia, prowadz�c mnie do gabinetu.
� By�em w Punto de Vista.
� To dobrze. To bardzo dobrze! � ucieszy� si� gospodarz. � Nie mogli�my si� pana doczeka�.
� Czy zasz�o co� nowego? � zapyta�em siadaj�c w fotelu.
� S�dz�, �e... tak � potwierdzi� de Lima, jakby z pewnym wahaniem. � Mo�e si� napijemy?
Koniak czy whisky?
� Dzi�kuj�. Ja rzadko pij�. Lecz gospodarz ju� otworzy� podr�czny bar i si�gn�� po butelk�.
� Jeden kieliszek koniaku nie zaszkodzi.
� Powiedzia� pan, �e macie mi do zakomunikowania jak�� nowin�? � podj��em pragn�c
jak najszybciej przej�� do meritum sprawy.
� Ot� to! W�a�nie �ona pr�bowa�a dzi� rano dodzwoni� si� do pana. Jak pan wie,
przedwczoraj wr�ci�em z Londynu... � Nie wiedzia�em, ale potakuj�co skin��em g�ow�. De
Lima by� przedstawicielem znanej firmy brytyjskiej i od czasu do czasu wyje�d�a� do Anglii.
� Znam Londyn dobrze � ci�gn�� gospodarz nalewaj�c koniak do kieliszk�w. � Sp�dzi�em
tam m�odo��. A pan zna Londyn?
� Owszem. Znam.
� Czy bardzo dobrze?
� To zale�y. Ale przepraszam pana, mia� pan m�wi� o jakiej� sprawie... � pr�bowa�em
skierowa� rozmow� na w�a�ciwy tor.
� No w�a�nie! Do tego zmierzam. Wi�c pan zna dobrze Londyn?
� Zale�y kt�r� dzielnic�.
� S�usznie. S�usznie � zgodzi� si� gospodarz. � To zreszt� nie ma znaczenia. Chocia�...
Lepiej, gdyby pan zna� t� ulic�...
� Jak� ulic�?
� Black River Street.
� Niestety, nie przypominam sobie.
� Widzi pan, jak ju� m�wi�em, znam Londyn dobrze. A t� ulic� w szczeg�lno�ci, bo
mieszka� tam jeden z moich koleg�w, u kt�rego bywa�em w czasie studi�w. Teraz r�wnie�
bywam co roku w Londynie i czasem zagl�dam na stare miejsca. Tak jako� cz�owieka ci�gnie...
Czyta� pan Pr�g nie�miertelno�ci Bragi? � zmieni� nagle temat.
� W�a�nie ko�cz�.
� To dobrze. To bardzo dobrze! � ucieszy� si� nie wiadomo dlaczego. � Czy przypomina
pan sobie scen�, jak g��wny bohater tej ksi��ki, no, wie pan, ten malarz, po raz pierwszy
konstatuje, �e zaczyna �lepn��? Idzie wtedy ulic� i zdaje mu si�, �e jest mg�a, ale bli�sze
drzewa dostrzega tak samo niewyra�nie jak dalsze...
� Oczywi�cie, pami�tam.
� To jest w�a�nie ta ulica!
� Nie bardzo rozumiem...
� Niech pan pos�ucha. Ja mo�e nie jestem entuzjast� tw�rczo�ci Bragi, ale czytam
16
wszystko. Cho�by ze wzgl�du na Maria. Ot� na tej ulicy s� drzewa, tak jak opisuje to
Braga. Ale on tych drzew nie m�g� widzie�... Nawet na zdj�ciu! Mam zreszt� takie zdj�cie.
Zaraz panu poka��.
Podszed� do biurka i wzi�� le��cy na nim egzemplarz Progu nie�miertelno�ci. Otworzy�
ksi��k� i wyj�� z niej, wsuni�t� jako zak�adk�, kolorow� widok�wk�.
� Prosz�, niech pan spojrzy.
Przyjrza�em si� uwa�nie zdj�ciu. Przedstawia�o ono w�sk� ulic� o dziewi�tnastowiecznej
zabudowie. Po obu stronach ulicy ci�gn�y si� szeregi niewysokich drzew. Sama widok�wka
nie r�ni�a si� niczym od setek podobnych, sprzedawanych w kioskach ka�dego
wi�kszego miasta.
� Dlaczego pan s�dzi, �e Braga nie m�g� widzie� tych drzew? � zapyta�em k�ad�c zdj�cie
na stoliku.
Twarz Limy przybra�a wyraz uroczysty.
� Dlatego, �e drzewa te posadzono dopiero cztery lata temu, a wi�c w dwa lata po
�mierci Bragi � wyrzek� g�osem z lekka dr��cym z przej�cia.
Zastanawia�em si� d�u�sz� chwil�.
� Mo�e po prostu zbieg okoliczno�ci � powiedzia�em wreszcie, si�gaj�c po kieliszek. �
On nie zna� Londynu, a nawet je�li zna�, to nie ma �adnego znaczenia. Wybra� pierwsz� z
brzegu nazw� ulicy, jak� znalaz� w jakim� spisie czy planie, albo mu kto� po prostu poda�...
A drzewa to ju� nic nie znacz�cy dodatek. Wytw�r fantazji.
� Opis ulicy jest bardzo wierny � nie ust�powa� de Lima.
� Mo�liwe, i� kto� mu o tej ulicy opowiada�, a drzewa by�y pisarzowi potrzebne do akcji,
wi�c je dorobi�.
� Braga lubi� operowa� realiami...
� Wi�c je�li nie przypadek, to co?
� Widzi pan... � gospodarz odruchowo zni�y� g�os. � Zastanawia�em si� nad tym d�ugo...
I �ona te� my�la�a. Je�li wykluczy� przypadek, to mamy tu dwie ewentualno�ci: albo
tej ksi��ki Jose Braga nie pisa� i s� to tylko apokryfy...
� Nonsens! Czy ktokolwiek z wybitnych tw�rc�w, a przecie�, zdaniem krytyki, takim
wybitnym tw�rc� jest autor Progu nie�miertelno�ci, pisa�by pod obcym nazwiskiem. I to
nazwiskiem, kt�re jeszcze par� lat temu by�o zupe�nie nie znane szerszemu og�owi? T�
mo�liwo�� nale�y wykluczy�!
� Jest jeszcze druga ewentualno��: �e Braga �yje i pisze! �e jego �mier� jest fikcj�!
� Ale po c� by to robi�?
� My�l�, �e w pewnym stopniu odpowied� na pa�skie pytanie daje on sam w tej ksi��ce
� wskaza� le��cy na stole tom. � Zazwyczaj najwi�ksz� s�aw� osi�ga si� po �mierci...
� No dobrze. Ale jak� rol� spe�nia tu profesor Bonnard? Jaki� sens mia�by udzia� wybitnego
uczonego w tak dziwacznych i, b�d�my szczerzy, niezbyt czystych z punktu widzenia
prawa machinacjach? Korzy�ci materialne Instytutu? Ujawnienie prawdy postawi�oby
profesora w niezr�cznej sytuacji.
� By� mo�e s� jeszcze inne przyczyny, o kt�rych nie wiemy... W ka�dym razie je�li
oka�e si�, �e Jose Braga �yje, b�dzie mo�na go zmusi� do p�acenia aliment�w na rzecz syna.
Mnie tam na tych pieni�dzach nie zale�y. Odradza�em nawet �onie podejmowanie jakich�
krok�w prawnych. Ale pan j� zna...
Przypomnia�o mi to jeden z cel�w wizyty.
� Czy ch�opiec jest w domu?
� Niestety � gospodarz roz�o�y� bezradnie r�ce i jakby si� zmiesza�. � Maria nie ma.
� A wi�c wyszed�? Chcia�bym si� koniecznie z nim zobaczy�.
� Prawd� m�wi�c... wyjecha�. Ostatnio czu� si� niedobrze. Postanowili�my wys�a� go
nad morze.
17
� Teraz? W po�owie roku szkolnego? � zdziwi�em si� szczerze.
� No tak. No w�a�nie. Widzi pan... takie nieszcz�cie... Uradzili�my, �e przerwie nauk�.
Strata jednego roku to nie tak wiele. Chodzi o jego zdrowie...
� Zachorowa�? Na co?
� W�a�ciwie... nic szczeg�lnego � odpowiada� coraz bardziej niepewnie. � Po prostu
wyczerpanie nauk�. Jak to nieraz bywa... No, a poza tym... W tym wieku m�odzie� prze�ywa
wszystko bardzo silnie.
� Co si� sta�o?
� W�a�ciwie nic... Po prostu zachowywa� si� od pewnego czasu... jak by tu powiedzie�...
� Nienormalnie? Robi� awantury?
� W�a�nie. W�a�nie. Poza tym s�dzimy, �e to wp�ywy z�ego �rodowiska... Koledzy, kole�anki...
Wie pan, jak to bywa. Chcieliby�my go odsun�� na pewien czas od tych wp�yw�w...
No i wyczerpanie nerwowe. Lekarz radzi�, aby go wys�a� do sanatorium.
� Gdzie on jest? � indagowa�em uparcie.
� Widzi pan... By� tam zaledwie dwa tygodnie... Przedwczoraj otrzymali�my wiadomo��,
�e uciek�. W�a�nie �ona pojecha�a...
� Czy zawiadomiono policj�?
� Nie, nie... Domy�lamy si�, gdzie on jest. To ju� nie pierwszy raz. �ona pojecha�a po
niego.
� Dok�d?
� My�l�, �e znajdzie go u brata.
� Ksi�dza Alberdi?
� Tak, w�a�nie...
� By�em tam dzi� oko�o po�udnia. Ksi�dz nic nie wspomina�... Przeciwnie: zaprasza�
was troje, aby�cie przyjechali w odwiedziny. Czy s�dzi pan, �e mog�a to by� gra?
� Nie, nie. Sk�d�e znowu... � zaprzeczy� po�piesznie.
� A mo�e Mario jest w Instytucie Burta? De Lima spojrza� na mnie z niepokojem.
� Nie. Chyba... nie. My�l�, �e Mario jeszcze nie dotar� do Punto de Vista. Ale zjawi si�
tam na pewno. �ona przywiezie syna. Chyba jutro wr�c�.
� Jest pan tego pewny?
� Nnno... � oci�ga� si� z odpowiedzi�. � Mo�e Mario zostanie na par� dni u szwagra.
Ale �ona wr�ci jutro!
Postanowi�em zagra� w otwarte karty.
� Niech pan mi powie, czy konflikt mi�dzy wami a synem, bo o to tu chyba chodzi, nie
wi��e si� w jaki� spos�b z osob� Josego Bragi?
Gospodarz chwil� milcza�. Widocznie zastanawia� si� nad odpowiedzi�. W ko�cu si�gn��
po butelk� i odrzek�:
� Po�rednio. Tylko po�rednio!
� Co pan przez to rozumie?
� Mario by� przywi�zany do swego ojca. Poza tym... wie pan, jak to jest... Ch�opcu imponuje,
�e jest synem wielkiego pisarza. �ona jest nieco innego zdania... Zw�aszcza o
pewnych cechach charakteru zmar�ego � powiedzia� nalewaj�c koniaku.
� Rozumiem. Czy ch�opiec odwiedza profesora Bonnarda?
R�ka trzymaj�ca butelk� zadr�a�a. Kilka kropel koniaku sp�yn�o po brzegu kieliszka.
� Nie! Chyba nie... � zaprzeczy� niezbyt pewnie. � Mario by�, co prawda, kilka razy w
Instytucie u ojca, jeszcze przed jego �mierci�... ale...
� By�em dzi� u Bonnarda w waszej sprawie. Poradzi� mi, abym zapyta� si� o zdanie samego
Maria � powiedzia�em pozornie oboj�tnym tonem.
Zn�w przez d�u�sz� chwil� panowa�o milczenie. Nie mia�em zamiaru podawa� dal-
18
szych szczeg��w swej wizyty w Instytucie, a zw�aszcza wspomina� o przyj�ciu, z jakim
si� tam spotka�em. Gospodarz za� nie kwapi� si� z podj�ciem tematu.
� Nie wiem, co mia� na my�li profesor Bonnard � powiedzia� wreszcie. � Ale czy to
mo�e mie� jakie� znaczenie? Mario jest niepe�noletni. To ch�opiec trudny, nieobliczalny...
Zreszt� mog� pana zapewni�, �e konflikt mi�dzy moj� �on� a jej synem nie mia� absolutnie
nic wsp�lnego ze spadkiem. Maria w og�le sprawy finansowe nie interesuj�!
� No dobrze. Dlaczego jednak nie powiedzia� mi pan od razu, �e �ona wyjecha�a po syna?
� Pan nie pyta�. Zreszt� s�dzili�my, �e rodzinne nieporozumienia nic tu nie wnosz� do
sprawy.
� Jestem innego zdania � odpar�em sztywno.
� Panie mecenasie � podj�� gospodarz sil�c si� na u�miech. � Niech pan nie my�li, �e
chcieli�my co� ukry� przed panem. To nieporozumienie! Je�li za� chodzi o Bonnarda, to
po ekshumacji przekonamy si�, jak� min� b�dzie mia� pan profesor...
� Wi�c ��dacie pa�stwo w dalszym ci�gu przeprowadzenia ekshumacji? Ksi�dz Alberdi
si� sprzeciwia.
� Taak? � zdziwi� si� czy te� tylko uda� zdziwienie. � Ale niech si� pan tym nie przejmuje.
Zgodzi si� na pewno. Mam znajomo�ci w kurii.
� Rozumiem. Mo�e wystarczy jednak, aby pani Dolores porozmawia�a z bratem.
� Obawiam si�, �e to odniesie wr�cz przeciwny skutek od zamierzonego.
� Tak... Z ksi�dzem Alberdi nie�atwo doj�� do porozumienia. A co pan o nim s�dzi?
De Lima si�gn�� zn�w po butelk�, ale spostrzeg�, �e kieliszki s� pe�ne, wi�c r�ka zawis�a
w p� drogi.
� Ja ksi�dza Alberdi... nie znam � odrzek� z oci�ganiem. � To znaczy... znam go tylko z
opowiada� �ony... i Maria. Niech mi pan wierzy, nigdy z nim nie rozmawia�em... Nie widzia�em
go nigdy na oczy. Widzi pan... Dolores rozwiod�a si� z Brag� i po�lubi�a mnie.
Nasze ma��e�stwo nie mog�o by� uznane przez ko�ci�... Dopiero po �mierci Josego mogli�my
wzi�� �lub ko�cielny. Alberdi nie chcia� wybaczy� swej siostrze, �e odesz�a od pijaka,
kt�ry j� tyranizowa�... Brat �ony to cz�owiek twardych zasad. Chocia� uwa�a si� za
post�powego... Czy pan wie, �e mia� nawet z tego powodu k�opoty?
� Dlatego dano mu tak� n�dzn� parafi�?
� I tak, i nie. Raczej... sam sobie winien. Gdyby si� troch� pokr�ci�, na pewno daliby
mu lepsz�. Ale on nie chcia�. Dziwny cz�owiek. �ona twierdzi, �e w seminarium i na studiach
wy�szych wr�ono mu du�� karier�. Przed laty wysz�a nawet jaka� jego praca z
apologetyki.
� Jeszcze obecnie wida� to po jego bibliotece...
� Zmarnowa� szans� �yciow�. M�g� by� dzi� biskupem... Zachcia�o mu si� zosta� ksi�dzem
nowoczesnym. W tym czasie modne sta�o si� zdobywanie praktycznego do�wiadczenia
duszpasterskiego w trudnych �rodowiskach. Podobno pocz�tkowo nie chciano go
pu�ci�. W ko�cu skierowano go do Punto de Vista. By�o to rzeczywi�cie �rodowisko trudne.
Element zacofany. Pija�stwo, demoralizacja, lenistwo, a co za tym idzie � n�dzna wegetacja.
Zreszt� chyba sam pan widzia�. Niewiele si� tam zmieni�o. Niewielki ma wp�yw
ksi�dz Alberdi na swe owieczki.
� Dlaczego wi�c pozosta�?
� G�upia ambicja. Chcia� pokaza�, �e potrafi wychowa� tych nicponi�w. Wkr�tce po
jego przyje�dzie zachorowa� i zmar� proboszcz tej parafii i Alberdi zosta� sam jej gospodarzem.
Ale nie by� typowym ksi�dzem wiejskim i nie wiedzia�, jak si� zabra� do tych ludzi.
Upar� si� jednak, �e odejdzie dopiero wtedy, gdy nast�pi wyra�na poprawa... A potem...
chyba si� przyzwyczai�. By�y zreszt� okresy, �e nie mia� �atwego �ycia. Narazi� si� niepotrzebnie
administratorowi tamtejszych maj�tk�w... Gdyby nie moja �ona, musia�by w�w-
19
czas po�egna� si� z parafi�. Mo�e zreszt� by�oby to dla niego lepiej...
� Czy ksi�dz Alberdi przyja�ni� si� z Josem Brag�?
De Lima wzruszy� ramionami.
� Trudno to nazwa� przyja�ni�. Podobno ci�gle si� k��cili. Musi pan wiedzie�, �e Brag�
by� ateist�. Jednak�e, co rzuca te� pewne �wiat�o na mentalno�� mego szwagra, Brag� ju�
po rozej�ciu si� z Dolores przesiadywa� miesi�cami na plebani!. Co wi�cej, Alberdi za�atwi�,
�e pochowano go na cmentarzu, co prawda, tu� przy murze, ale to zawsze miejsce po�wi�cone.
Wida� nie wobec ka�dego jest on rygoryst�.
� Mo�e uda�o mu si� nawr�ci� Brag�?
� Raczej odwrotnie � za�mia� si� gospodarz.
� Czy�by pan podejrzewa�, �e ksi�dz Alberdi nie wierzy?
� Nie to mia�em na my�li. Widzi pan... � de Lima zni�y� g�os � Braga by� komunist�...
� Nigdy o tym nie s�ysza�em � wtr�ci�em zdziwiony.
� By� mo�e do partii komunistycznej nie nale�a�, ale z tego, co wiem od �ony, to z
pewno�ci� by� sympatykiem komunizmu. Dzi� si� o tym nie pisze, ale tak by�o. Zreszt� jak
tak dobrze wczyta� si� w jego ksi��ki, to w ka�dej co� si� znajdzie... Ot� Alberdi ulega�
jego wp�ywom i niepotrzebnie wtr�ca� si�, gdzie nie nale�y.
� S�dzi pan, �e Alberdi jest sympatykiem komunist�w?
� Nie przypuszczam. By�, co prawda, swego czasu zwolennikiem Dartesa, ale to co innego.
Po po�arze zreszt� bardzo si� uspokoi�.
� Jakim po�arze?
� Widzia� pan, jak mieszka? To jest dom ogrodnika. Plebania by�a przedtem bli�ej ko�cio�a.
Stoj� pewnie mury.
� Mia� szcz�cie, �e biblioteka ocala�a � zauwa�y�em mimochodem.
� On si� przeni�s� do tej budki ju� wcze�niej! To w�a�nie pod wp�ywem Bragi. Podobno
od lat namawia� ksi�dza, aby zamieni� plebani� na szko��. Alberdi nie bardzo si� kwapi�,
zwleka�... Nie dziwi� mu si� zreszt�. Po �mierci Bragi zdecydowa� si� jednak. No i
odwdzi�czy�y mu si� jego owieczki... W czasie remontu zapr�szono ogie�. I tak zosta�
ksi�ulo bez plebanii... � umilk� i zamy�li� si�. � Mo�e jeszcze koniaku? � przypomnia�
sobie o obowi�zkach gospodarza.
� Dzi�kuj�. Ciekawi mnie jeszcze jedno: dlaczego Braga leczy� si� w Instytucie Burta?
Czy wie pan co� na ten temat?
� To bardzo proste. Kiedy Mario mia� trzy lata, Dolores sp�dzi�a z synem i m�em lato
w Punto de Vista. Poznali w�wczas Bonnarda przy jakiej� okazji. Prawdopodobnie u Alberdiego
lub te� u da Silvy. W�wczas jeszcze, za rz�d�w Dartesa, Bonnard bywa� czasem
u da Silvy.
� Teraz nie bardzo si� lubi�?
� Nie o to chodzi... Da Silva to zreszt� uroczy cz�owiek, d�entelmen w ka�dym calu.
Czego nie mo�na powiedzie� o Bonnardzie...
� Zna go pan osobi�cie? � zapyta�em podzielaj�c w duchu opini� gospodarza.
� Owszem. Pozna�em go u da Silvy. Konflikt ma tu g��bsze pod�o�e � wr�ci� do tematu.
� �e tak powiem: materialne. Da Silva by� akcjonariuszem sanatorium, w kt�rym mie�ci
si� obecnie Instytut.
� Nie otrzyma� odszkodowania?
� Tu nie o to chodzi. Mogliby przecie� przenie�� Instytut gdzie indziej. Zachcia�o si�
Burtowi zniszczy� tak pi�kn� lecznic�... Dzi�, gdyby nie wp�ywy Bonnarda, sprawa by�aby
do za�atwienia.
� Rozumiem. Wi�c m�wi pan, �e w�wczas przed laty Bonnard zaprzyja�ni� si� z Brag�?
� W ka�dym razie w tym czasie si� poznali. Gdy p�niej siedzia� u Alberdiego, cz�sto
20
je�dzi� do Instytutu. Potem, gdy zachorowa�, zaj�� si� nim Bonnard. Braga by� zreszt� bez
grosza...
� Czy Alberdi widzia� Josego Brag� po �mierci?
De Lima roz�o�y� bezradnie r�ce.
� Tego nie wiem. Szkoda, �e si� pan go nie zapyta�. Jedno jest pewne � on chowa�
zw�oki...
� Zastanawiam si�, czy w �wietle tego, co od pana us�ysza�em, jest sens domaga� si�
eksh