3625

Szczegóły
Tytuł 3625
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3625 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3625 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3625 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytu� : Historia Sawki Autor : J�zef Ignacy Kraszewski Historia Sawki Mam�e wam powt�rzy� j� wyrazy i stylem, jakimi poczciwy wie�niak opowiada�? Ci�ko by wam by�o jej s�ucha� panowie czytelnicy, nieprzywykli do tak d�ugiej a tak prostej powie�ci. Lubicie wy prawda kury, ale kiedy wam je kucharz przyprawi truflami[1], podleje sosem i do niepoznania ubierze po swojemu, tak �e kura b�dzie si� mog�a nazwa� pulard�[2] i nie dosmakujecie si� w niej kwoczki kusej, kt�ra wczoraj jeszcze weso�o grzeba�a na �miecisku. To si� w�a�nie dzieje i z powie�ci�, lubicie prost� powie�� z wiejskiego �mieciska, kt�ra jeszcze wczoraj by�a �ywa i trzepota�a skrzyd�ami; ale trzeba j� wam ubra�, przyprawi�, smak jej zaostrzy�. Pojmuj�c to dobrze, postanowi�em dla waszej zabawki, zepsu� moim opowiadaniem prost� Sawki histori�. Sawka Karpowicz (takie by�o nazwisko jego rodu, bo i ch�opi je maj� z przeproszeniem ja�nie wielmo�nych). Sawka urodzi� si� we wsi hrabiego Gronostajskiego, le��cej na weso�ym i urodzajnym Wo�yniu, kt�ry ubrany w zielone gaje i z�ocone �any, przeci�ty rzekami i strumieniami niebieskimi wygrzewa si� spokojnie na s�o�cu, nie k�opoc�c o swoje jutro, wycinaj�c zielone gaje, rozsypuj�c z�ote ziarno swych �an�w i daj�c zarasta� rzekom swoim i stawom. O! na Wo�yniu to �ycie; tu szlachetka jaki taki je�dzi, je, pije, ubiera si� jak litewski pan, a pszenicy przedaje wi�cej ni� ca�y klucz[3] gdzie indziej... Na Wo�yniu to �ycie, ale nie ch�opowi... Biedny Sawka urodzi� si� na Wo�yniu, gdzie p�dz� na pa�szczyzn� od niedzieli do niedzieli, najmuj� parobk�w na flisy, sadz� dziewcz�ta w sukiennie ciemne i smrodliwe[4], wydzieraj� ostatki za daniny i czynsze, a w dodatku powiadaj� ch�opom jak na szyderstwo, �e si� dobrze maj� i mie� powinni. W starej chacie, stoj�cej na ko�cu sio�a, niedaleko paradnej karczmy bogatego arendarza, ujrza� dzie� bia�y i ujrzawszy zap�aka� Sawka, bo przeczu� �ycie n�dzy, pracy, znoju i ci�kiego podda�stwa. Matka jego, Hrypina, le�a�a sama na mizernym ��ku; w chacie wszystkich tego dnia wygnali na pa�szczyzn�. By� to czas �niwa i kosowicy[5]; m�� poszed� z kos�, brat z sierpem, siostra z przewi�s�ami na jarzynny �an, dzieci pozabierali na pastuszk�w, do ogrodu pa�skiego i B�g wie gdzie. Jedno ty1ko pozosta�o, co jej wody podawszy, gdy j� bole wzi�y, pobieg�o po star� Czy�ych�. Czy�ychy przecie ekonom na pa�szczyzn� nie wygna�, bo jej ekonom si� obawia� troch�, cho� si� do tego nie przyznawa�. Stara Czy�ycha by�a czarownic�, bab� lekark�, p�aczk� na wszystkich pogrzebach, swach� na wszystkich weselach, kum� na wszystkich chrzcinach. Bez niej si� nic dobrego i nic z�ego w wiosce nie sta�o. Kto z ni� �y� zgodnie w wiosce, dobrze mu z tym by�o, kto j� zaczepi�, ruski miesi�c popami�ta�. Bo Czy�ycha nasy�a�a p�aksy na dzieci, kr�ci�a zawiertki w zbo�u, osypywa�a... mia�a choroby i n�dz� na swoje pos�ugi... a komu licha nawarzy�a, to si� z niego �atwo nie wyskroba�.... A komu dru�b� Czy�ycha, to go w najci�szym razie wspomo�e... Ch�opak od Hrypiny pobieg� po Czy�ych�. Zasta� j� na progu cha�upy, co sta�a pod cerkwi� star�; siedzia�a znachorka na progu, podpar�szy si� r�k� pod brod�, suszy�a ziele jakie� na s�o�cu. A jak postrzeg�a ch�opca z daleka, nim s�owo powiedzia�, odgad�a z czym przyszed�. - Dobry de�, matko! - Dobry de�, synku... Do Hrypiny pewnie chcesz mnie prowadzi�. Jej to ju� czas by�oby rodzi�, bo donosi�a syna do pory... powiedzcie, �e zaraz id�. A ch�opiec jak sta�, tak ze strachu i podziwienia wry� si� i nie wiedzia� co pocz��; a� mu Czy�ycha powiedzia�a: - Nie st�j, Parchomie, i nie wyszczerzaj z�b�w, a ruszaj nazad do chaty, bo tam matce wody nie ma komu poda�, pewnie ekonom wszystkich wygoni� w pole, ta i na ��ki. I ch�opiec zawr�ci� si�, pobieg� do matki i krzycz�c� w bolach pociesza�. - Nie turbujcie si� matuniu, Czy�ycha zgad�a, �e�cie s�aba i oto ju� tu idzie... tylko co jej nie wida�. A� za chwil� z garnuszkiem pod pach�, z p�kiem ziela r�anego w r�ku, wtoczy�a si� Czy�ycha i do ��ka s�abej przysz�a. - Dobry de�, matko Hrypino - rzek�a - syna rodzicie, pociech� na stare lata... Da B�g b�d� chrzciny ta i mi�d! Nie frasujcie si�, nic wam nie b�dzie. Ci�ko to rodzi� paniom bia�ym, co w sobie dzieci dusz�, siedz�c a wzdychaj�c za sto�em, ale nam cho� z tym �atwiej! �eby czego jak tego! jest kowal, kowalicha, to b�dzie tego licha! Ale z�e przys�owie, bo dzieci Bo�y dar i pomoc, i pociecha na staro��... I tak m�wi�c, �artuj�c, kadz�c, uwijaj�c si�, �miej�c, dodaj�c odwagi biednej Hrypinie, Czy�ycha przyj�a na �wiat przychodz�cego Sawka. - A co, nie m�wi�am, �e syn b�dzie! - zawo�a�a. - Da� B�g syna, matko! cieszcie si�. I poda�a dzieci� obmyte Hrypinie, kt�ra je pobo�nie pob�ogos�awi�a, a ch�opaka pchn�a na �an skarbowy do ojca, aby mu da� zna� o synie... - Niech si� ojciec u ekonoma wyprosi - powiedzia�a - ta i przyjdzie gotowa� si� na chrzciny. Cho� to jeszcze u was przedn�wek, bo za pa�sk� pszenic� ledwie�cie sobie pewnie kop� zielonego �yta pochwycili na kasz�; ale trzeba si� zastawi� u �yda, byle sute chrzciny wyprawi� dla syna. Ju� taki postawi Hry�ko krupniku i miodu, i oleju wybije, bo to post, b�dziemy jedli i pili na zdrowie trzeciego ch�opca, jak pili my i jedli za tamtych dw�ch, ci si� zdrowe chowaj�. - Gdzie nas tam na chrzciny sta� - s�abym g�osem powiedzia�a Hrypina - ci�ej to teraz jak bywa�o. Dawniej z roku na rok co zesz�o, teraz i sukman� na przedn�wku przedali za chleb z kartoflami ledwie dop�dzili do nowego �yta... - Cicho - przerwa�a stara - cicho! nie skar�cie si�, a b�d�cie dobrej my�li... Jako� to b�dzie. Da� B�g syna, to da i na syna. Ot i ja tam od siebie przynios�, i u was si� co taki w bodni[6] znajdzie i arendarz pokredytuje na to, co tam Pan B�g z pola da... A taki b�d� weso�e chrzciny. To m�wi�c, kr�ci�a si� baba ko�o Sawki, kt�ry krzycza� wniebog�osy, jakoby wymawia� matce, �e go na �wiat bia�y wyda�a, gdy jej o to nie prosi�. Tymczasem nadszed� ojciec z ��ki z kos� na ramieniu i z p�aczem radosnym syna wzi�� na r�ce. - Nu, da� wam B�g trzeciego - powita�a go Czy�ycha cieszcie si� Hry�ko, a poca�ujcie Hrypin�. T�gi ch�opak, kiedy� was wyr�czy, a wy b�dziecie jedli spokojnie kasz� za piecem. Id�cie tymczasem bi� olej, ta i po w�dk� po�lijcie, bo si� tu nie obejdzie bez niej. A nie �a�ujcie na chrzciny. - Kiedy� bo ci�ko, matko Czy�ycho - ozwa� si� Hry�ko... - Oj, nie gadajcie tego - przerwa�a mu stara. - Wy to zawsze lubicie si� skar�y�, a taki� to �yjecie jako�. Jest na polu, b�dzie w stodole i na stole... nie pomrzemy z g�odu, ot i ja wam co� przynios�, pobiegn�. I wysz�a, a Hry�ko pozosta�, ale nie z za�o�onymi r�koma ko�o ��ka, poszed� zaraz w drug� stron� szuka� po k�tach i wyci�ga� gdzie co by�o lepszego, aby uczci� chrzciny swojego trzeciego. A cho� we wsi by�o do�� pusto, bo kto nie wyszed� w pole na �an pa�ski, to na sw�j wyruszy�, uciekaj�c z chaty, aby go cho� o p� dniu ekonom do jakiej roboty nie wygna�, wkr�tce do Hrypiny zbiega� zacz�y stare s�siadki i m�odsze z pola nawet, kt�rym szczeg�lny fawor[7] ekonoma dozwoli� tego. Bieg�y jedne z �yczeniami, drugie z radami; te po�ycza�y, czego brak�o; tamte w robocie pomaga�y weso�o - i zarusza�o si� w pustej chacie, o�y�o, zakipia�o gwarem. C� dopiero gdy z zachodz�cym s�o�cem powr�ci�a gromada z pola! Dopiero to toczy� si� kto �y� do Hry�kowej chaty. I by�o tak a� do chrzcin i dzie� jeszcze po chrzcinach, bo sute by�y, a w�dki na w�dki na nich nie brakowa�o i popili si� kto �yw by�, nawet gumienny, �anowy, w�jt, pop, diak i starosta cerkiewny. Ot� jak przyszed� na �wiat Sawka, kt�ry urodziwszy si� p�aka�, p�aka� przy chrzcie, gdy si� wszyscy �mieli, p�aka� ci�gle, cho� mu si� jeszcze u�miecha�o wszystko i pe�na pier� matki wr�y� zdawa�a dostatnie �ycie. Mamy� m�wi�, jak si� wychowa�? Jest-li wychowanie jakie, wyobra�enie wychowania u naszych wie�niak�w?... Co umiej�, czym s�, tym si� staj�, sami o tym nie wiedz�c i bez pracy tych, co ich otaczaj�. �wiat im si� daje pozna�, uderzaj�c ich w oczy ca�� nago�ci� swoj�, potrzeba pracy, konieczno�� cierpienia, nie s�owy, ale rzecz� przechodzi do ich serca... Zaledwie pier� matki wysch�� porzuci� i czo�ga� si� pocz��, ch�opak zdany na r�ce ma�o co starszej siostry lub brata, wygrzewa si� w piasku lub p�ocie przed chat� razem z kurami domowego �mieciska i star� loch�, gospodyni� podw�rza... Cz�sto krzykiem i p�aczem okupuje on kawa�ek chleba, zimny kartofel, kt�ry zg�odnia�emu nie pr�dko matczyna r�ka podaje. Cz�sto o kromk� sple�nia�� walczy� musi z r�wnie g�odnymi psem i kotem, uczy si� wzywa� lito�ci i nie darowa� swego... wydziera matce p�aczem, zwierz�ciu napastnemu si��. Lecz oto ro�nie ch�opi� na s�o�cu, na deszczu, na wygrzanej ziemi, mimo niedostatku, mimo g�odu, rozrasta si� jak ro�lina, kt�rej ziarno ma tyle si�y, �e jej z ziemi nie potrzebuje, i karmi si� pot�nie na wydmie piaszczystej... Ledwie powsta� na nogi, nie mo�e zosta� bezu�ytecznym w chacie; wi�kszy ju� jego kawa�ek chleba, wi�ksza miska strawy, ale tu� praca, tu� obowi�zki zaraz. Jeszcze na niepewnych ko�ysze si� nogach, ju� pasie g�si na wiejskim wygonie, ju� pilnuje ciel�t, kt�re szukaj� zielonej trawy w burzanach[8] dzikiego bzu, za wsi� rosn�cych; ju� ojcu nosi dwojaczki w pole, ju� w chacie tysi�ce pos�ug czyni� musi. I nie zap�acze dziecina od znoju i pracy, chyba go psy nastrasz�, chyba mu si� garnki pot�uk� i matka obije, i ojciec za czupryn� podgolon� wytarga... Ju� ma�y, a potrzebny - i rozum mu ro�nie z si�ami. Patrzcie, co umie Sawka, cho� on ch�opi�ciem takim ledwie, jakie u pan�w chodzi z nia�k� na paskach... W cerkwi �egna si� i czo�em bije, gdy wiod� zmar�ego z bochenkiem chleba na bia�ej trumnie, on rzuci gar�� piasku pod ko�a wozu; gdy pan przeje�d�a, on si� do ziemi pok�oni, a� d�ugimi w�osy proch przed nim zamiecie; on wie, gdzie wypas wolny, gdzie szkoda; on zna wie� i chaty; on pozna� miary; on odr�ni swoje byde�ko od cudzego, swoje siedmioro owiec od s�siednich, cho� i te, i te czarne i kud�ate; on wie drog� do si� s�siednich, do lasu, do karczemki na rozdro�u, gdzie ojciec cz�sto przesiaduje... A w g�owie ch�opca ju� obrazy �wiata i wyobra�enia obowi�zk�w u�o�y�y si� porz�dnie i wybi�y dobitnie na wieki. On ju� dojrza� nie odr�s�szy od ziemi; on wszystko wie i niczego nie ciekawy wkr�tce, a wszystkiego zazdrosny. A nikt, nikt nie powiedzia� mu jeszcze co dobre, co z�e; on dobre t�umaczy korzy�ci�, a z�e - cierpieniem, pos�usze�stwo - strachem, mi�o�� potrzeb�. O biedne, stokro� biedne dzieci�! i dziwujecie si� potem, �e z seciny wyrastaj�cych samopas, dziko jak chwasty pod grotem dzieci, wyro�nie dziesi�� ost�w i pokrzyw? Dziwcie si� raczej, �e same osty i pokrzywy nie rosn�. A jednak kwitn� i r�e dziko, kwitn� i lilie wonne w�r�d chwast�w, bo B�g dobry i gdzie nie ucz� ludzkie usta, tam uczy we �nie, czy marzeniem, uczy przeczuciem anio� str�, duch Bo�y i przychodz� im cnoty do serca jak nasiona niebieskich kwiat�w nad wody, nie wiedzie� sk�d, nie wiedzie� jak... Nieraz prawda, sto razy na kielichu b�dzie kropla b�ota, na li�ciu plama rdzawa; ale jak si� b�otem nie umaza�, rdz� nie zarazi�, rosn�� w b�ocku na rudawinie? Darujcie im plamy! Tak rosn�� Sawka z drugimi dzie�mi, grzej�c si� na progu chaty, p�ki si� nie zerwa� na nogi. Jeszcze czasem macierzy�skie oko zajrza�o na dziecin�, p�ki chodzi� si�y nie mia�a, ale wtedy pocz�a si� praca; i wtedy ju� nieraz pilnowa� Sawka schn�cej na s�o�cu pszenicy, hreczki, prosa, od ciekawych kur i j�dycz�t. A cho� si�y nie mia� odp�dzi� natr�tnego nawet wr�bla, to krzycza�, p�ki kogo silniejszego nie wywo�a� z chaty. A potem gdy pocz�� chodzi�, ju� by� ojcu i matce pos�ug�... ud�wign�� dwojaczki, m�g� dzbanek przynie�� z wod�, ognia w garnku po�yczy� od s�siada. I zaraz my�le� pocz��, a pierwsze, co si� w ma�ej g�owie jego pomie�ci�o, by�o: trzeba na chleb pracowa�. Z t� my�l� rosn�� post�puj�c od stra�y g�si do pastuszenia ciel�t, wyganiania owieczek, do chwili wielkiej, chwili wyj�cia na cz�owieka, gdy zosta� poganiaczem u p�uga i trzaska� z bicza za kluk�[9] bron skarbowych. Sawka by� jednym z najroztropniejszych ch�opc�w we wsi, z oczu jego bi�a poj�tno�� i ta ��dza ciekawa nauczenia si� czego�, stania si� u�ytecznym. Nigdy nie zaleniwia�, nigdy nie zapragn�� spoczynku, nigdy si� nie odkrada� od pracy, zawsze by� do niej got�w, z u�miechem, z poskokiem. W wolne chwile on duma� na progu chaty o jutrzejszej robocie lub budowa� te m�ynki na wezbranych strumykach po�r�d drogi, kt�re�cie nieraz mo�e po wsiach widzieli. Kochali te� rodzice najm�odsze dzieci�; ale kochali po swojemu, nie po naszemu. Wi�ksz� kromk� chleba, t�u�ciejsz� misk� strawy liczb� kartofel, t�umaczy�a si� ta mi�o�� rodzicielska, kt�ra inaczej objawi� si� nie mog�a. Rzadki by� u�cisk matki, rzadszy poca�unek ojca, a najrzadszy wzgl�d na m�ode lata, gdy sz�o o pomoc w pracy. Ale gdy zasypia� przykry�a go matka swoj� �wit�, ojciec sprawi� buty za ostatni grosz i bia�� uszy� sukman�, naszywan� sznurami z kapturem, w kt�rej Sawce by�o, jak si� czerwonym pasem podpasa�, tak weso�o, �e si� �mia� nieustannie, id�c do cerkwi, w cerkwi samej i powr�ciwszy jeszcze, gdy ju� chowali bia�� sukman� i zdj�li kra�ny pas. I tak sz�y mu te szcz�liwe lata m�ode... ju� w pracy ci�kiej na wiek, przeci�te tylko niewiel� przyjemno�ciami. Ale jak by�o, by�o mu dobrze i nie skar�y� si�. Tak Sawka dobieg� lat kilkunastu i zosta� ch�opakiem, licz�cym si� w chacie potrzebnym. Ju� si� rodzicom wyp�aci�, matce za chwil� bole�ci, ojcu za pas i sukman�. Dot�d weso�y by� i ra�ny, ale nied�ugo, nied�ugo; bo te� B�g zes�a� na chat� ci�kie lata. Naprz�d zmieni� si� dawny ekonom, kt�ry jakkolwiek ci�ki, dawa� si� przecie ub�aga� w��czebnem[10], kwaterk�, czarnymi oczyma dziewcz�t i pok�onami pan�w gospodarzy. Hrabia, w�a�ciciel wioski, wyjecha� nagle, zostawuj�c rz�dy chciwemu pe�nomocnikowi, kt�ry zaraz pozmienia� podr�cznych i nowy uci��liwszy jeszcze ni� kiedy porz�dek wprowadzi�. Nie do��, �e nie by�o karb�w, tabeli i pa�szczyzny, nie do�� �e dni kobiece nie liczy�y si� za nic, �e prz�dki w dzie� sz�y do rz�dcy na folwark, nie do��, �e trzeba by�o wychodzi� z chaty, gdy szarza�o na dzie�, czekaj�c nieraz �witu w polu, ale jeszcze potworzono daniny i osypy nowe, kt�rymi przemy�lny plenipotent[11] zwi�ksza� swoje dochody. Pad�a na ca�e sio�o �a�oba i nasta�y dni okropnego ucisku. Nikt skar�y� si� nie �mia�, bo kt� nie wie, co skarga podw�adnych? Za skarg� wyci�ni�t� nadu�yciem, karz� gorzej ni� za niepos�usze�stwo, ni� za swawol� i bezprawia... �atwiej daruj� z�odziejowi, ni� temu co si� �mie skar�y�, cho� B�g widzi, �e nieraz wytrzyma� trudno, nie podobna! Nowy ekonom, jak zwykle nowi, pocz�� od ch�ost niemi�osiernych, od zaszczepienia grozy i wpojenia pos�usze�stwa. By�o czy nie by�o za co, on bi� i bi� od rana do wieczora. A gdy kt�ry, do rz�dcy poszed� i poskar�y� si�, to rz�dca poprawi� jeszcze po ekonomie... Pan by� daleko, Pan B�g wysoko, jak m�wi proste przys�owie: a rosa oczy wyjada�a. W chacie Sawki nie by�o mo�odycy ho�ej, co by u�miechem wyci�ni�tym strachem ekonoma poskromi� mog�a; nie by�o dostatku, kt�rym by si� da� uj��; sjemia[12] niewielka, a gnali ich bez ustanku. Starszego brata zaj�li na pastuszka do owiec i odebrawszy go, cho� za to nie odliczali ani pa�szczyzny, ani dni letnich, ani kop, ani czynszu, jeszcze go chacie karmi� kazali. Drugi brat chodzi� za p�ugiem jako tako na swoim polu, tote� nie posta� w chacie dnia jednego. Ojciec raz wraz szed� do pracy, matka podobnie... Ledwie si� czasem jeden Sawka zostawa� u wygas�ego ognia, zimn� straw� roznosz�c na cztery strony, ojcu, matce i braciom! Ci�kie by�o �ycie, a wzdychaj�c podo�ywali mu jednak�e, tylko starszy brat bity co dzie� we dworze, popu�ci� g�ow� i r�ce, poblad�, zachorza�, zakaszla�, zachrypia� s�abn�� chodz�c za owieczkami... i w jesieni umar�. Jak umar�, to mu zblili z czterech op�k�w[13] trumienk� i przedali pas, �eby dobrodziejowi za pogrzeb zap�aci�, i pop�aka�a matka, i zaduma� si� ojciec, i zawodzili na pogrzebie, wiod�c go na mogi�ki, a gdy pochowali, zapili, powzdychali, postawili krzy�yk w g�owach, po�o�yli kamie� na nogach, posadzili brzoz� na piersi, ta i zapomnieli o Parchomie... - Tak mu by�o przeznaczono! - m�wi�a Hrypina p�acz�c. A ojciec powtarza�: - P�jdziemy i my za nim! A stara Czy�ycha, co si� jeszcze w��czy�a, na�aja�a ojcu i matce. - Porzu�cie narzeka�... B�g da�, B�g wzi��, a kto jemu �ycia skr�ci�, ten odpowie za niego. Wam jeszcze dw�ch zosta�o, nie ka�dy i tyle ma... nie zak�adajcie r�k, otrzyjcie oczy, ta do roboty. Tak si� sta�o, w tydzie�, przy pracy, przy doskwieraj�cych trudach, musieli biedacy zapomnie� o starszym synu... A na miejsce najstarszego wzi�to �redniego z chaty, cho� ojciec trzy razy ze �zami prosi� ekonoma, aby mu go zostawi�, cho� dziesi�� razy matka podchodzi�a do ekonomowej i wynios�a z domu do ostatniej kury, do ostatniego lnu dziesi�tka. Ekonomowa g�adzi�a j� pod brod�, bra�a podarki, obiecywa�a instancj�[14] do m�a, a dlatego[15] ch�opaka nie puszczali. Gdy Hrypina ostatni raz z pr�nymi r�koma przysz�a na folwark, zby�a j� pani Wolska kwa�n� min� i na tym si� sko�czy�o. Hrypina milcz�ca, z suchymi oczyma powr�ci�a do chaty. W chacie rady da� sobie nie by�o mo�na, nie by�o nieraz komu jedzenia gotowa�, gdy gospodarza i gospodynie w�jt wyp�dzi�, a jeden Sawka pozosta�; je�li i tego nie u�yto jeszcze. Hry�ko chodzi� zas�piony, blady i siadywa� w progu chaty, patrz�c w milczeniu na mogilnik, kt�ry wida� by�o na wzg�rzu, mi�dzy brzozy i d�bami, naje�ony krzy�ami i posypany mogi�kami. A Czy�ycha, kt�ra si� jeszcze w��czy�a, pociesza�a ich po swoi temu, wysch�� kiwaj�c r�k� przeciw dworu: - By�o dobre, nasta�o z�e; przejdzie z�e, dobre b�dzie. Nie wiekowa� tu jemu, nie stanie ekonoma, a taki ch�op ch�opem zostanie. - Ale� matko nie wytrzymamy! - m�wi� Hry�... - Ej, wytrzymacie i przetrzymacie jego - szepleni�a stara. - Wierzcie mnie, przeby�a ja wiele. Byli tu ju� r�ni... pami�taj� ludzie pijaka Litwina i �otra tego, co to go pan uwolni�, a z ch�opa kapotowym[16] zrobi�; co si� zn�ca� nad nami, jakby nie nasz by�. Wzi�li taki diabli obudw�ch, a my zostali... I sz�a dalej pociesza�, leczy�, babi�[17], swata� i zawodzi� z p�aczkami. Tymczasem miesi�ce za miesi�cami p�yn�y, a ludziom si� nie polepsza�o; owszem, widno by�o, spojrzawszy po wsi, jak w niej rz�dy sprawiano. Nie te to ju� sio�o by�o co przedtem, z bia�ymi chatami, z rycz�cym, t�ustym byde�kiem, z weso�ym ludem, kt�ry ra�ny, ochoczy do pracy, bieg� na hulank� niedzieln� do karczmy i bia�ymi �witami, kra�nymi pasami, sutymi czapkami popisywa� si� w cerkwi... Chaty czarne i okopcone sta�y gdzieniegdzie wal�c si� i przechylaj�c w t� i ow� stron�... byd�o chude, wym�czone, s�abe, wraca�o z paszy z wyci�gni�tymi bokami; ludzie smutni chodzili w powszedni dzie� i �wi�to w czarnych koszulach, a obdartych �witach. Niedziela nie gromadzi�a ich do cerkwi, bo si� wstydzili pokaza� w niej ze swoim ub�stwem; nie szli te� ze skrzypki i cymba�ami do karczmy, bo i pohula� za co nie by�o; ale gwa�c�c dzie� �wi�ty, musieli nieboracy, gdy im czasu w tygodniu robi� co sobie nie zostawiono, biec na swoje pola i siano��ci. Chudoba wypad�a[18], owcy wilcy wychwytali, �winie wystrzelali w szkodzie, dr�b wyszed� na podarki, ludzie chorzeli i marli... pusto by�o na siole. A dw�r nie zwa�a� na to - i rz�dca, co by� najecha� na folwark dwoma jednoko�cistymi[19] szkapami, czwani� si�[20] teraz w koczobryku[21] pi�tk� koni w krakowskich chom�tach. Ekonom, co si� przywl�k� na mizernej kobylinie, wioz�c za sob� na wo�owej furmance �on� z bladymi dzieciakami i zielony kuferek lekki, bo pusty, je�dzi� teraz nejtyczank�[22] trzema gniadoszami i pali� zalibocki[23] tyto� z piankowej fajki. Lecz wr��my do Sawki. I Sawka straci� weso�o�� przy pracy nad si�y; ale nie skar�y� si� przed rodzicami, bo widzia�, �e oni temu nie winni i rady nie dadz�, pracowa� z nimi, st�ka� z nimi, pomagaj�c im i w robocie, i w �alach. By� to ju� ch�opak doros�y, co sam wi�d� p�ug na pola, sam jecha� do lasu, nieraz starego ojca wyr�czy�. Ojcu te� ju� chorza�o si� i g�owa posiwia�a, i nie golona poros�a broda, i plecy si� pochyli�y, i nogi dr�a�y. Matka tak�e nieboraczka z�ama�a si� w pracy ustawicznej, zestarza�a si� i kaszla�a jak Parchom, a za kaszlem m�wi� cz�sto nie mog�a. I nie by�o ju� Czy�ychy, co by jej ziela jakiego� pi� da�a, bo star� Czy�ych� wywie�li na mogi�ki i pochowali, gdzie prosi�a, pod starym d�bem zwanym d�bem Iwana. A ten Iwan by� to s�awny niegdy bogacz na wsi, ale dawno temu pomar�, kiedy mu ju� stary d�b wyr�s� nad g�ow�; tylko go jeszcze przecie wspominali, bo by� bogaty jak pan, i gdyby by� chcia�, to by by� wiosk� zakupi�, tak mia� wiele pieni�dzy pozakopywanych w ogrodzie, w chacie, stodole... I znale�li ich troch� po �mierci, a reszt� gdzie� tak ukry�, �e nie mogli natrafi�. Kopali synowie, kopa� dw�r, ale na pr�no... Ot� tam i Czy�ych� ko�o niego pochowali, bo by�a jego rodu, z tej samej chaty, kt�ra zubo�a�a nareszcie i upad�a tak, �e pole pustk� zosta�o i dw�r je sobie zasiewa�, zostawiwszy tylko z �aski kawa� ogrodu starej Czy�ysze. Ojcu staremu przychodzi�o nieraz na my�l o�eni� kt�rego syna; ale starszy przy dworze by� u owiec pastuchem, a m�odszy, cho� i lata mia� jak trzeba, to ci�ko go by�o o�eni� bez pomocy dworu, bo chata podupad�a, a na wesele to taki zawsze trzeba i na w�dk�, i na korowaj[24], i na podarki, i dla popa, i na wszystko. Wesela nie zby� wiatrem i s�owem. A tu bardzo a bardzo zda�aby si� m�oda synowa w domu, bo Hrypina chrypi�a i kaszla�a coraz to gorzej, i s�siadki nieraz z lito�ci straw� przychodzi�y gotowa�, bo ona le��c wi�ksz� cz�� roku, nie zd��a�a nawet tego. Jednego wieczora s�ysza� Sawka, jak do ojca chaty wszed� stary s�siad Jurko... siedli na �awie pod piecem i zacz�li rozmawia� po cichu. - A co to b�dzie z nami? - rzek� Jurko - to� to, Hry�ku kumie, co godzina to nowina, coraz gorzej a gorzej... A p�ki� tego b�dzie?... - Sam Pan B�g wie p�ki... - Nu, czas �eby si� to sko�czy�o, dalej nas pogubi ze szcz�tem psia wiara Lach[25] bez sumienia... - Nie gadajcie tak g�o�no, znajdzie si�, co pos�ucha i do dworu poniesie... - Bierz diabe� i dw�r, i donoszczyk�w - ozwa� si� Jurko nied�ugo ju� panowanie ich si� sko�czy. - Nu, to jak? - Nie wiecie co zrobi� �ysy? (tak zwali ekonoma). - Ma�o on narobi�?! - Wczoraj tak obi� Denisa Pilipowego, �e si� po�o�y� i pewnie nie wstanie. B�dzie s�d, zjad� z miasta, ta i powiemy, co on tu wyrabia... - Oj, oj i bardzo go nastraszycie - odpar� Hry�ko - licho go nie we�mie! Wytrz�sie po�ow� trzosa, co go nabi� przez ten czas, jak si� nad nami zn�ca - zap�aci i wysiecze na nowo tych, co przeciw niemu po�wiadcz�, - Nu, niechaj cho� zap�aci - rzek� Jurko. - A jak b�dzie go�y, gorzej nas b�dzie dar� - odpar� Hry�ko. - Uwa�ali�cie, �e teraz taki zwolnia�, jak poszy� si�[26], i �pi d�u�ej i na polu nie siedzi jak dawniej. Niech no zholeje[27], b�dzie znowu taki diabe�, jak by�. Jurko pokiwa� g�ow� i zamilk�. - A kto wie, mo�e my go wysadzim. Hry�ko westchn��. - Niedoczekanie nasze. - Poprobujem - rzek� Jurko - niech no ca�a gromada panom s�siadom zacznie �piewa�, co tu by�o, co z nami wyrabia�, jak si� zn�ca�, jak zdziera�; taki oni nie dadz� mu tu rz�dzi�. Wszak�e i niedaleko w Hrehorowie by�o tak w kubek[28] z ekonomem i wyp�dzili go. - Poczekajcie�, niechaj Denis umrze. - Ju� ja nikomu �mierci nie �yczy� - rzek� Jurko - i Denis mnie krewniak, a niechajby umar�, boby wiosk� wybawi� i my o nim jak o dobrodzieju wspominali. Gdy to m�wili, wpad�a z p�aczem Pilipowa zawodz�c: - Oj dziecie� ty moje, oj synku� ty m�j, na to ja ciebie hodowa�a, na to ja ciebie karmi�a, na to ja piel�gnowa�a, �eby stara po tobie p�aka�a... - Co wam? - spyta� Hry�ko. - Oj! - zap�aka�a stara - Denis m�j, Denis... - Zachorowa� ta i wyzdrowieje - rzek� Hry�ko... - Oj! nie chorowa� ju� jemu - wo�a�a matka - a zdrowemu le�e� w czarnej ziemi. - Umar�! - krzykn�� Jurko chwytaj�c si�[29] z �awy. - Oj biedna� ja sierota, bez mego go��beczka, bez mego sokolika, bez mego Denysa! bez mego syna! Oj! biedna� ja stara, z kijem mnie i z torb� w �wiat. Ju� chata upad�a, ju� my - poprzepadali. - No! no! nie frasujcie si� Pilipowa - rzek� Jurko - nie da wam B�g zgin��, ot dawajcie zna� do popa dobrodzieja, ta� to waszego syna pobi� ekonom i on z poboju umar�. - Ca�a wie� widzia�a - szlochaj�c i zawodz�c m�wi�a stara - bili go do krwi, �e si� z ziemi zbity podnie�� nie m�g�, i po�o�y� si� zawl�k�szy do chaty, i nie wsta�. - Tak�e i gadajcie matko, i id�cie do popa, bo jak go schowaj�, to przepadnie wasza krzywda. I w chwili ca�a si� wie� poruszy�a, cho� to by� wiecz�r; j�li starzy gromadzi� si� pod karczm� i szepta� po cichu... Zmawiali si�, jak mieli m�wi� na �ledztwie. Stary Jurko rej wodzi� mi�dzy najzawzi�tszymi nieprzyjaci�mi �ysego, nie m�g� mu on darowa� jednego ka�czuka[30], kt�ry spocz�� mu na grzbiecie nie wiedzie� za co, cho� pracowa� r�wno z drugimi. I w�jt poszed� da� zna� do dworu do ekonoma o �mierci Denisa. A ekonom przestraszywszy si� pobieg� do popa, prosz�c, aby pochowa�. Wprz�d jednak dobieg�a z p�aczem stara Pilipowa i o wszystkim ksi�dzu donios�a. Ksi�dz odm�wi� pogrzebu... Na pr�no ekonom prosi�, pr�no ofiarowa� podarek, pop nie da� si� pokona�. �ysy szarpi�c reszt� w�os�w, z�y jak diabe� wylecia� z plebanii i pop�dzi� na folwark. Na folwarku piek�o, ha�as, krzyk. Rz�dca wali wszystko na ekonoma i stawi mu si� gro�no. Nie ma rady, potrzeba gromad� przekupi�, aby nic nie m�wi�a na �ledztwie. Cho� noc, cho� s�otna pora bie�y �ysy pod karczm�. Kwa�no mu si� zrobi�o, gdy ujrza� pod wsi� lud kupami gromadz�cy si� i szepcz�cy po cichu, domy�li� si�, �e na niego si� umawiaj�. Jak niesw�j wszed� do pustej izby go�cinnej, i pos�a� w�jta po ludzi... Gromada wesz�a w ponurym milczeniu... Ekonom nie wiedzia�, jak pocz��; ale z�agodnia� jak baranek, nie kl��, nie rzuca� si�, nie piorunowa�, nie posy�a� z diab�ami. - Dzieci moje... - rzek�. - Dobry z ciebie ojciec - szeptali starzy w dumie. - Zrobi� tu si� przypadek... Milczeli, on potnia� i czerwienia� m�wi�c: - Denis Pilipiuk umar�. Nu, umar�, to i wieczny mu odpoczynek. Co dziwnego, chorowa� dwa tygodnie i sko�czy�. A tu szalona ta Pilipowa do mnie si� uczepi�a, �e ja go pobi�. A jak ja jego bi�? To� wy wiecie wszyscy, ja go tylko tr�ci�, on dawno by� chory, ja bym si� by� ba� go ruszy�... A pop z�y na mnie, �e ja jemu nie pozwalam was obdziera�, moje dzieci, i m�wi, �e go nie pochowa... Trzeba �ledztwa, b�dzie �ledztwo... A wy, moje dite�ki, powiecie prawd� �wi�t�: chorowa�, umar�. Ekonom nikogo nie bi�, nie zabija� i jemu nic nie zrobi�! Sko�czy�, wszyscy milczeli ponuro... Nareszcie Jurko wyszed� i pok�oniwszy si� chcia� co� gada�... ale ekonom mu przerwa�. - Nu, teraz w�dki dla gromady! Hej! Arendarz, daj w�dki! - Bardzo dzi�kujemy - rzek� Jurko - nie potrzeba nam waszej w�dki i waszej �aski. - Co ty chamie? - Nie gniewajcie si� - m�wi� Jurko. - Sko�czy�o si� wasze panowanie, a co by�o i jak by�o, to powiemy, po�wiadczym wszyscy i krzy� poca�ujem na to... Ot tak... p�akali my, zap�aczecie i wy, i wasze dzieci. Ekonom chcia� groz�, ale si� pomiarkowa�, �e to by jeszcze gorzej by�o, i znowu w pro�by. Ale gromada, kt�r� Jurka przyk�ad o�mieli�, g�ucha by�a na wszystko, a �ysy pr�no przepiwszy w�dk� do nich, gdy �aden usty nie tkn�� nalanego kieliszka, jakby si� wszyscy pi� zarzekli, nazad uciek� do dworu. Ale nie w ciemi� bity, wyprawi� zaraz ekonomow� z dzie�mi do gromady. Tu ju� inaczej pocz�a jejmo��, i niezgorzej, bo zaklinaniem, �e tego wi�cej nigdy nie b�dzie, �e ona m�owi dawno m�wi�a, �e bi� tak nie trzeba, �e ona si� wstawia�a, prosi�a za nimi... Na koniec zawo�a�a: - Nie gubcie mnie i dzieci moich, zlitujcie si� nad nimi niebo��tami... Ja wam przysi�gam, �e m�� nie tknie �adnego... Nie gubcie dzieci. A� wyszed� Hry�ko i rzek�: - A jak on nasze dzieci pogubi�? A jak mego Parchoma na mogilnik wyprawi� prac� i biciem. Ma�o my was prosili, nie gubcie naszych dzieci? Ma�o my chodzili do dworu i p�akali, a nic nie pomog�o? I rozesz�a si� gromada po wsi, a ekonomowa z p�aczem powr�ci�a na folwark. Co tam by�a za scena, nie opisz�, ca�a noc przesz�a na wym�wkach, narzekaniach, przeklinaniach, bezsenna jak kara za przest�pstwo. Bo wiedzia� ekonom, �e w najszcz�liwszym przypadku usuni�ty zostanie, op�aciwszy si� dobrze doktorom, asesorom i ca�emu s�dowi, i odarty - miejsca nie znajdzie pr�dko. Chleb wi�c to jego dzieci uchodzi� mu z r�ki. A po chatach szepty by�y i narady, zmawiali si� starzy, jak co m�wi� mieli, co kto wiedzia�, teraz wyni�s� i wyrzuci�, i przypomnia�, by winnego pot�pi�. W �wietlicy Pilipiukowej, na g�rze, le�a� zmar�y Denys na �rodku, a matka zawodzi�a w k�cie siedz�c, ojciec stary p�aka� w progu, siostry ocieraj�c oczy fartuchem gotowa�y co� przy wp� wygas�ym ogniu. Pe�na chata starych bab, kt�re wchodz� i wychodz�, a w sieni szepcz� z sob� kiwaj�c g�owami. Na stole flasza zielona z w�dk� - i racz� si� staruchy do �ez rozczulaj�c. I Sawka wybieg� z chaty, �cie�k� mimo studni i gruszy wdrapa� si� na g�r�, wszed� do chaty, stan�� w progu; spojrza� na posinia�� twarz Denysa, a� mu si� brat przypomnia� - i �za si� potoczy�a na r�kaw �wity. - P�aka� i weseli� si� - rzek� w duchu - jeden umar�, a wszystkim lepiej b�dzie! tylko �al starej matki... I nasza tak p�aka�a Parchoma, gdy go wie�li na mogilnik. S�awa tobie i dzi�ki Denysie, bo ty umar�e�, �eby nas wybawi� z ucisku, i b�d� ludzie w sto lat chodzi� na twoj� mogi��, a ciebie wspomina�... I wyszed� po cichu, wracaj�c zamy�lony do chaty, w kt�rej tylko stara matka j�cza�a na ��ku, nie mog�c ju� powsta�, tak by�a os�ab�a... Nazajutrz ko�o po�udnia dzwoni�y pocztowe ko�okolczyki[31] na drodze do miasteczka; ludzie powybiegali, jechali panowie s�dowi (tak ich nazywaj� pospolicie) z czerwonymi ko�nierzami i naprz�d stan�li przed arendarzem dla rozwiedzenia si� o s�uchach chodz�cych. Tu ich otoczy�o zaraz ch�opstwo ze skargami. Jurko stary przodkowa�; a gdy spyta� jaki� tam oty�y urz�dnik, z czego Denys umar�, odpowiedzia� w brew[32]: - Z poboju! Wszyscy za nim drapi�c si� troch� w g�owy ciszej lub g�o�niej powt�rzyli: - Z poboju! I Sawka, co tam by� przypadkiem - doda� p�g�osem tak�e: - Jak m�j brat Parchom. - Oj! ekonom bo to, ekonom - ko�czy� Jurko - sk�r� z nas zdziera... Od lat dw�ch czy trzech jak tu siad�, my do siebie niepodobni. Chudoba wypad�a, my zubo�eli, a ma�o to ze zgryzoty, a ma�o to z g�odu popuch�szy wymar�o? �ledztwo zajecha�o na folwark i tego� dnia rozpocz�y si� badania. Obejrzenie cia�a pokaza�o, �e pob�j �wie�y m�g� si� do �mierci przyczyni�, chocia� zda�o si� i by� mog�o (dokt�r da� si� zap�aci�), �e zmar�y umar� z nag�ego nap�ywu krwi do g�rnych trzewi�w i rodzaju apopleksji, maj�cej przyczyn� w usposobieniu jego, nie w tym przypadku... Tak ni czarno, ni bia�o os�dzi� Niemiec doktor, kt�ry zebrawszy krocie na urz�dzie swym powiatowego lekarza, jeszcze si� nie waha� przedawa� za kilka rubli... Zeznania gromady, kt�ra pokona� si� nie da�a ani ofiarami w�dki, ani zakl�ciami i pro�bami ekonoma, cale inny obr�t da�y rzeczy. Okaza�o si� z nich tyle nadu�y� w zarz�dzie maj�tku, tyle ucisku, tyle bezprawi�w, i� natychmiast rz�dc�, kt�ry r�ce od wszystkiego umywa� i wali� wszystko na ekonoma, zmuszono do odmiany podr�cznego. Wielka by�a rado�� gromady i ca�a wie� weseli�a si� przy pogrzebie Denysa, na kt�rym tylko matka biedna z kilk� krewnymi trzymaj�c si� trumny zawodzi�a. Reszta �piewa�a i hula�a w karczmie. Wzi�to podpisk�[33] z pana ekonoma, i� wi�cej nigdzie nie wejdzie na s�u�b�, p�ki �ledztwo nie zostanie sko�czone; i gdy ju� lud biedny szala�, on wyje�d�a� ju� z wioski. Na widok jego w�zka wybieg�a zgraja k�aniaj�c mu si� nisko, przy�piewuj�c, szydz�c, a cymbalista ze skrzypkami do wr�t ostatnich za sio�o go przeprowadzali. Po tym przypadku, czy si� rz�dca zl�k�, czy si� ju� do syto�ci napas�, ale i on zwolnia�. Przyj�� m�okosa za ekonoma, kt�ry lata� ca�y bo�y dzie� i ca�� noc za mo�odycami i dziewcz�tami, i pokoju im nie dawa�. Z tego �mieli si� tylko oboj�tni ma��onkowie, ojcowie i bracia. Sawka dorasta� i jemu ju� zaczyna�o chodzi� po g�owie o o�enieniu - i przed cerkwi� w niedziel� i �wi�ta stawa�, a przegl�da� przechodz�ce dziewcz�ta. Czu�, �e mu lubo by�o cho� popatrze� na krasawice... I wabi� je u�mieszkiem, i zaczepia� s�owami, i chwyta� nadybawszy sam na sam, po ch�opsku ca�uj�c przemoc�. A we snach marzy�o mu si� o jakiej� dziewczynie, kt�rej nigdy nie widzia�, wysokiej, silnej, rumianej, weso�ej, z kt�r� szed� do cerkwi... I marzy�o mu si� szumne wesele. A� si� powyucza� piosenek, �eby ul�y� sobie, i �piewa� je za p�ugiem id�c, za rad�em, za bron�; a w niedziel� odpoczynku to szuka� oczyma tej pi�knej dziewczyny, kt�ra mu si� wraz we �nie marzy�a. By�o ich tam wiele pi�knych we wsi, ale takiej nie by�o. I nie bardzo go piek�o w serce, �e nie znalaz� tej, kt�rej szuka�; za prac� za niedostatkiem, nie by�o czasu my�le� bardzo o dziewcz�tach. Jednak�e coraz a coraz cz�ciej snu�y mu si� po g�owie i przed oczyma. Co ich dawniej nie widzia� prawie, to teraz spotyka� wsz�dzie. Jednego razu, a by� to pra�nik[34] we wsi, Sawka z dwoma innymi nahulawszy si� do wieczora w karczmie, do kt�rej �ydek przemy�lny, aby oderwa� od kanonu[35], sprowadzi� niekosztown� muzyczk�, wyjrzawszy, �e mrok pada, wyje�d�a� na nocleg[36]. Pozbierali swoje konie i �piewaj�c weso�o, a� si� pie�� daleko po rosie rozchodzi�a, w pi�kn� noc ksi�ycow� wyje�d�ali w las, na dolin�. A cho� im by�o t�skno swoich porzuca� na hulance, jednak�e jechali ch�opaki, bo koni�ta g�odne prosi�y si� na pasz�, a nazajutrz trzeba by�o jecha� z transportem do U�ci�uga, gdy� hrabia za��da� pieni�dzy od rz�dcy a rz�dca nie czekaj�c sannej, odstawia� zbo�e przedane �ydom. Jak wyjechali ch�opcy w pole, a potem ku lasowi, porzuciwszy za sob� gwarliw� i �piewaj�c� a napi�� wiosk�, kt�ra si� jeszcze rusza�a jak we dnie, gdy ich dobiega�y �piewy ma�odyc i brz�k cymba��w, �al si� hulanki zrobi�o... I jeden do drugiego m�wili: Niechajby konie za sianem przesz�orocznym t� noc posta�y. Ale wyjechali, to i pojechali dalej w las. Na zielonej dolinie, otoczonej brzozami i d�bami pozsiadali z koni, pop�tali je, wykrzesali ognia i roz�o�yli sobie suszy. Tu, gdy si� konie pas�, parobcy gadaj� i �miej� si�, a Sawka z nimi. - Taki bo, co �al, to �al pra�niku - rzek� jeden. - Eh - doda� drugi - my tu, a tam moja Maryna z kozakiem dworskim hasa! - Da�by� jej pok�j - za�mia� si� Sawka - ons z ciebie drwi, jej kozaczy se�edec[37] zajecha� w g�ow�, a o tobie ani my�li. Jeszcze kozak psia wiara, gra na teorbanie[38], ta i �piewa, to jak jej zacznie r�ne tam swoje pie�ni dudli�, dziewczysko samo nie wie, jak do niego za pie�niami lgnie. Tak to wszystkie dziewcz�ta... - Nu, nu, a taki b�dzie moja! - rzek� pierwszy. - Tym ci gorzej - bo ty jemu, nie sobie we�miesz �on�. - Ano, zobaczymy ! I pomilkli. Po chwili ozwa� si� drugi: - Jak nie �a�owa�? ta to jeden pra�nik w roku! I s�yszeli (bo nieopodal to by�o ode wsi) �piewy dalekie i wykrzyki pijanych. - Nie wytrzymam - krzykn�� zrywaj�c si� pierwszy - mnie si� zdaje, �e ja s�ysz� kozaczy g�os! - A to wracaj na wie�! - Tak i b�dzie - odpowiedzia� parobek - jednego konia zostawi�, a drugiego wezm� i pojad�... - W�a�nie my to twojego b�dziemy pilnowa�?... - Dam porcj�...[39] - To co innego. - A chcesz Sawka drugiej porcji? - rzek� drugi - popilnuj i moich, a ja wr�c� tak�e. - Niechaj tak b�dzie... a jak mnie wilcy z ko�mi zjedz�?... - Ej, teraz wilki niestraszne... I roz�miawszy si� parobcy, na konie i nazad do wsi. Sawka w lesie zosta� sam jeden. Przyrzuci� ga��zi na ogie�, ukr��y�[40] tytoniu do fajki, po�o�y� si� i duma� sobie... Wiatr szeleszcza� w d�browie, sowy huka�y... kiedy niekiedy r�a�y konie, trzeszcza�a susz na ognisku, a w�r�d nocnego milczenia przerywanego tylko tymi g�osy lasu i ognia, z daleka s�ycha� by�o pra�nik sielski, jak opiewa�, jak huka�, jak szumia�. Trzy drogi sz�y mimo doliny, na kt�rej Sawka pozosta�: jedna w las, druga do Hrehorowa, trzecia do Biesiadek poza krzakami, mi�dzy d�brow� a ��k�... I tymi dwoma wracaj�cy go�cie z pra�nika przechodzili raz wraz i �piewali mu, a� ch�opcowi te �piewy do serca dojmowa�y, bo sam jeden noclegowa�, gdy wszyscy hulali. Jeszcze� kiedy pijany g�os starej kumy lub opilca dziada przerwa� nocn� cisz�, to Sawka podni�s�szy tylko g�owy, pos�ucha� i pokiwa� ni�. Ale kiedy zalecia�a do niego piosenka mi�osna, z kalin�, z zuzul�, z t�sknot� za mi�ym go��bkiem, ze �zami, z rucianym wiankiem, nucona g�osem mo�odycy lub dziewczyny, kt�rej bia�a chustka miga�a w oddaleniu, to tak mu serce bi�o tak si� wyrywa�o, �eby by� odda� co mia� do ostatniej �wity, aby tam pohula� z nimi, pos�ucha� �piewu i popatrze� w czarne oczy. Ale dalej, dalej rzadsze by�y glosy wracaj�cych, zna� ci, co mieli wraca�, przeszli, a reszta nocowa�a we wsi u krewnych, kum�w, swat�w lub pod �aw� u arendarza... I Sawka drzema� pocz��, a ogie� gasn��. Nagle krzyk go dolecia�; krzyk przera�liwy. Porwa� si�... ucich�o. I znowu bli�ej ten sam krzyk... krzyk kobiety... Sawka kija wy�ama� i na nogi... Stoi, czeka. Trzeci raz wyra�niejszy, okropniejszy, tu� poza krzakami, dal si� dysze� ten sam glos, bez wyraz�w, wo�aj�cy pomocy. Sawka wybieg� na drog�. Ksi�yc �wieci� nad �ugami, na kt�rych bia�a para si� unosi�a... Mi�dzy �ugiem[41] a d�brow� sz�a dro�yna g�r�; na dro�ynie postrzeg� Sawka dwa cienie migaj�ce i zbli�aj�ce si� ku niemu. Jeden bia�y, czarny drugi... Szybko lecia�a dziewczyna, szybko j� goni� m�czyzna. I pozna� Sawka, �e to nie by� parobek, bo si� za nim jak jask�ce ogon, dwie cienkie po�y sukni zwija�y, i czarnymi, cienkimi nogami dyba� jak �uraw. A dziewczyna w bia�ej chustce na g�owie, z rozpuszczonym na wiatr fartuchem, podniesionymi r�koma, bieg�a, bieg�a... I coraz bli�ej by� m�czyzna, coraz okropniej krzycza�a kobieta. Sawka sta� w krzaku ukryty; a serce mu bi�o, silniej ni� na piosenk� i �ciska� kij w r�ku, �e go ma�o nie zgruchota�... Prawie przed samym ju� Sawk�, dogna� m�czyzna kobiet�, pochwyci� za fartuch mocno i zatrzyma� wo�aj�c: - Taki bo nie ujdziesz... latawico! A dziewczyna wyrywaj�c si� krzycza�a i wo�a�a to matki, kt�rej nie by�o, to ojca, to braci jak szalona... - Puszczaj, puszczaj! - krzykn�a... - O! teraz ty moja! - zawy� m�czyzna... A Sawce krew pobieg�a do g�owy i wylecia� z krzaka z pa�k�, a z ty�u zabieg�szy gruchn�� w �eb jegomo�ci, ten w chwili pu�ciwszy kobiet�, zacz�� krzycze� sam pod razami kija, kt�rym go nie �a�uj�c r�ki obrabia� Sawka. Dziewczyna pobieg�a kilka krok�w, stan�a i patrza�a w milczeniu... a dognany nie broni� si�, tylko prosi�, w r�ce ca�owa� i p�aka�. Sawka go pozna�, ale poznawszy ekonoma, do kt�rego mia� �al niejeden, jeszcze lepiej raz rozpocz�wszy ok�ada�. Wkr�tce te� Sawk� ekonom wypraszaj�cy si� rozpozna� tak�e i j�� mu grozi�. Ale ch�opiec �mia� si�... Wreszcie pu�ci� biedaka och�ostanego i kaza� mu wraca� do wsi. Gdy si� to dzieje, dziewczyna stoi w milczeniu i patrzy... - Sk�d ty? - pyta jej Sawka - nie nasza? - Z Hrehorowa... - Jak tobie imi�?... - Na�cia. - A czego ty sama?... - On mnie od karczmy pogna� w pole, a z pola ja uciek�a a� tu, a tam matka zosta�a si� i swoi. Teraz strach do domu powraca� i do was, bo on gdzie przydybie na drodze. - Ja ciebie odprowadz�. - B�d� �askaw... A ty sk�d? - doda�a dziewczyna. - Tutejszy, I tak mile w uszach parobka d�wi�cza� g�os dziewczyny, �e zabywszy o koniach w dolinie, poszed� z ni� a� do wsi. A id�c do wsi przypatrzy� si� jej dobrze i na�mia� si� weso�o, i na�artowa�, i czy to, �e noc by�a, czy �e mu si� tak przyda�o, wszystko mu si� zda�o, �e to by�a ta sama, kt�r� widywa� we �nie, cho� nigdy nie widzia�; tylko m�odsza, cie�sza... Bo Na�cia mia�a ledwie lat pi�tna�cie, smuk�a jak brzoza, czarnooka, rumiana, tak by�a pi�kna jak jaka pani! I gdyby� jej twarz w�o�y� na bia�e ramiona pa�skie, nie powstydzi�yby si� jej �adne; takie mia�a czarne oczy, takie usta male�kie, taki nosek cieniuchny, takie kosy d�ugie, i mi�kkie... Ju� byli blisko wsi, a jeszcze Sawce wraca� si� nie chcia�o... A� spotkali rodzic�w, kt�rzy jej p�acz�c szukali, bo by�a jedynaczka i bardzo ukochana u nich. Z pocz�tku ojciec wpad� na ni� i na Sawk�, ale gdy ten opowiedzia� wszystko, a dziewczyna przypomniawszy strach, zawodzi� zacz�a, tul�c si� do matki, to dzi�kowali mu serdecznie, �e dziecko od z�ego cz�owieka wybawi�, i ojciec prosi� Sawk� na miark�. Ale on odm�wi�, ba� si� o konie swoje i zaraz wr�ci� do nich. Nieraz si� jeszcze obejrza� za pi�kn� Na�ci�, poskroba� w g�ow� my�l�c o ekonomie, nim przyby� na dolin�. Na dolinie ogie� wygasa�, �e ledwie kilka w�gli zosta�o. Rozdmucha� go parobek niespokojny, bo koni nie wida� by�o i my�la�, �e je najrzy, jak ognia rozpali. Ale pr�no dmucha� i dok�ada�, o�wieci�a si� ca�a dolina, koni nie wida�, nie ma. Nie �arty... Sawka w g�szcz, po �ladach, przez �omy... I tam �lady, i tu �lady, nie wiedzie� gdzie i��, �wie�o na�amane ga��zi, udeptana ziemia i p�ta porwane le�� na murawie. Widocznie byli tu z�odzieje!... Ale jak goni� za nimi? za czym?... Sawka rozmy�liwszy si� pobieg� do wsi.., zasta� jeszcze hulank� w karczmie, krzykn�� do swoich, pochwytali konie i rozbiegli si� na wszystkie strony za zgub�... Ca�y nast�puj�cy dzie� sp�dzili w pogoni za z�odziejami; na pr�no rozpytywali si� po drogach, po wsiach, po karczmach �yd�w i ch�op�w, nikt im o koniach nie umia� nic powiedzie�. Wida� z�odzieje poprowadzili je manowcami, lasami do granicy, mo�e za granic�. Dowiedzia� si� Sawka, �e nazajutrz jarmark w miasteczku o trzy mile i nie wracaj�c do wsi, pogna� ze swoimi na jarmark. Pochowali si� po karczmach i pogl�dali na konie, ale na pr�no. Nigdzie swoich si� nie dopatrzyli, ani si� o nich dowiedzieli. Wieczorem ju� powraca� mieli do wsi, kiedy znajomy gospodarz z Hrehorowa nadbieg�, oznajmiaj�c o koniach. Poprowadzi� je �yd pocztowym traktem... Ch�opcy siedli na szkapy i dalej za nim. Dognali go w karczmie i porwali za swoje poznawszy. �yd rw�c pejsy na g�owie, przysi�ga� i bra� na �wiadki wracaj�cych z nim z jarmarku, �e kupi� te konie u nieznajomego ch�opa; nic to nie pomog�o. Chciano jeszcze wi�za� �yda, i rudow�osy nie dopominaj�c si� ju� zabranych koni, umkn��, �e go znale�� nie by�o mo�na. Nie chodzi�o ju� naszym o z�odzieja odzyskawszy swoje, nie trac�c wiec czasu, pop�dzili nazad do wsi i dobrze ju� zmierzch�o, kiedy do niej wr�cili, bo Sawka wst�powa� do Hrehorowa do Na�cinej chaty, opowiadaj�c swoj� bied� i wypi� z ojcem kieliszek. Zaledwie Siwka na pr�g chaty wst�pi�, sotnik przyszed� wo�a� go do dworu. - Oj, b�dzie bieda - rzek� sobie w duchu i zacz�� szepta� z ojcem. Ojciec pokiwa� g�ow� niespokojny. - I nie by�e� na t�oce - doda� - ale staw si� tylko �mia�o, a nic nie uwa�aj. Powiedz, �e� je�dzi� za ko�mi, co by�y kradzione. Poszed� Sawka z sotnikiem do dworu, a raczej na folwark, gdzie go niespokojny ekonom czeka�. Pozna� on by� Sawk� w nocy i czu� jeszcze na grzbiecie razy jego kija, przysi�ga� m�ci� si� bez lito�ci. Nie wytrzyma� nawet do bia�ego dnia i kaza� sprowadzi� Sawk�, jak tylko powr�ci. Pos�uszny sotnik spe�ni� rozkaz natychmiast. Ekonom blady chodzi� po izbie, gdy mu zna� dano, �e przyprowadzono Sawk�, porwa� za ka�czug wisz�cy nad sto�em i wybieg� do sieni. - Str�a, str�a! - zawo�a� - trzyma� tego �otra, ,ja go naucz� hula� po pra�niku i nie chodzi�, kiedy nakazuj�, na pa�szczyzn�. Ja go naucz� �otra! Sawka sk�oni� si� nisko. - We�cie go, we�cie go! - krzycza� ekonom. - A za c�? - spyta� Sawka. - Jeszcze ty mnie b�dziesz pyta�!... - �otrze - krzycza� roz�arty - albo to nie wiesz, �e ci� nie by�o na pa�szczy�nie?! - Bo je�dzi�em za pokradzionymi ko�mi... - Dam ja tobie pokradzione konie!... we�cie go!... - Pos�uchajcie - odezwa� si� Sawka, post�puj�c �mia�o ku niemu. - A znacie wy co si� sta�o z Denysem Pilipiukiem i z ekonomem, co go pobi�? Kiedy nie wiecie, popytajcie ludzi... Kln� si� na Boga i Matk� Bo��, bodajem tak ojca zdrowego zobaczy�: jak mnie tkniecie r�k�, umr� z poboju, i b�dzie to z wami, co by�o z tamtym... Ekonom si� zastanowi�, ludzie pokiwali g�owami pogl�daj�c na siebie, sotnik a� si� w g�ow� podrapa�. Wtem na krzyk g�o�ny Sawki nadszed� przechadzaj�cy si� po dziedzi�cu pan komisarz, a rozpytawszy si�, o co sz�o, kaza� pu�ci� Sawk�, kt�ry go za to w r�k� poca�owa�. - Jeszcze z tob� nie koniec - rzek� ekonom w chodz�c do izby - nie daruj� ja ci swego, kiedy �yw b�d�! I nie darmo si� odgra�a�: nikogo tak nie pilnowa�, nikomu tak nie dokuczy� jak Sawce. Sawka milcza� i cierpia�, a pilnowa� si� tylko, aby si� nie da� z�apa� na winie. Zesz�o tak p� roku. Jednego wieczora zimnego rozesz�a si� nagle po wsi pog�oska, �e rekrut�w bra� maj�. Sawka ledwie mu o tym poszeptali, gotowa� si� ucieka�; pewny by�, �e to go nie minie, je�li si� da schwyta�. Jak tylko kozak dworski pana rz�dcy oznajmi� na wsi, �e s�ysza� o tym u sto�u, kto �y� m�ody a poka�ny we wsi, pop�dzi� w las; pochowali si� po cudzych wioskach, na strychach, w stodo�ach. Sawka wzi�wszy sakwy, po�egnawszy ojca i chor�, le��c� w ��ku, matk�, tak�e w drog� ruszy�; ledwie pr�g przest�pi�, pos�ysza� za sob� g�os ekonoma, sotnika i dziesi�tnik�w; prze�egnawszy si� wi�c, przypad� pod p�otem, a gdy jedni otaczali chat�, drudzy szli wewn�trz, podczergn�� si�[42] w ogr�d, z ogrodu w pole, polem zbieg� do lasu. Szcz�ciem czernia�o pole i stopnia� �nieg od deszczu, nie postrze�ono go, jak ucieka�. Nie bawi�c si� Sawka lasem p�dzi� do Hrehrowa, wprost do Na�cinej chaty. Noc by�a, kiedy do niej zapuka�: wszystko spa�o, tylko czujny kogut pia� na poddaszu i podworotnik[43] burdza�[44] na przyzbie w k��bek zwini�ty. G�os na zewn�trz wkr�tce: - Kto? - I przeze drzwi stary j�� rozpytywa� Sawk�. - Nie wiem, czy pami�tacie; ja to, com wam dziewk� ocali� na pra�niku... przyszed�em was prosi� o pomoc. U nas rekrut�w bior�, ekonom na mnie ma z�b, �em go w�wczas obi�, szukaj� mnie wsz�dzie! dajcie si� gdzie przytuli�. Stary drzwi otworzy� i skroba� si� w g�ow� nak�adaj�c �wit�. - Kiedy u was bior�, to i u nas bra� b�d� trzeba o tym po wsi oznajmi�... A taki i wam da� rady... Ot, post�jcie no tu, tylko bab� obudz�, a was zaprowadz� do k�uni[45], co pod lasem; tam przesiedzicie strach w sianie, a my wam je�� dostarczym. To m�wi�c stary powl�k� si� do chaty, obudzi� �on� wzi�� pas, nadzia� buty, pochwyci� czapk� i wkr�tce manowcami przeprowadzi� Sawk� do swojej stodo�y. Sawce dobrze by�o, ale nudno bez roboty siedzie� i kry� si� jak z�emu cz�owiekowi; a wyle�� nie m�g�, bo go wsz�dzie szukali i do Hrehorowa ju� dwa razy na zwiady przysy�ali sotnika na pr�no... Ekonom bowiem nie przestaj�c na tym, obieca� nagrod� temu, kto Sawk� dostawi, a zawsze si� znajdzie pochlebnik i chciwiec, �asy nagrody i �aski. Biegali wi�c zausznicy ekonomscy dzie� i noc za Sawk�, �e si� ze stodo�y wychyli� nie m�g�. Ca�� pociech� by�o mu, �e czasami widywa� Na�ci�, do kt�rej od razu serce jego przylgn�o. Ona mu je�� ukradkiem przynosi�a i siad�szy we wrotach stodo�y, rozmawia�a z biednym o swoich i jego biedach. On patrza� na ni� i po�era� oczyma... a tak jej by�o kra�no, w bia�ej sukmance, czerwonym pasie, z rozpuszczonymi kosami. I kiedy na niego spojrza�a, to mu si� zda�o, �e okiem sz�a do g��bi duszy i patrzy�a na jego my�li. Tak w kilka dni spoufalili si� z sob�. Czasem on z ni� siada� we wrotach i obejmowa� j� wp� i ca�owa�, cho� si� broni�a i kra�nia�a - i obiecywa� jej przys�a� swaty, jak tylko burza minie i do chaty powr�ci. - Gdzie tam, gdzie tam - m�wi�a mu na to po cichu dziewczyna. - Wy tak sobie ze mnie szydzicie, a jak powr�cicie do swoich, to �atwo wam b�dzie zapomnie� o Na�ci. - Oj! nie zapomn� - m�wi� Sawka - p�ki �ycia stanie; pr�dzej bym o ojcu rodzonym zapomnia� ni� o tobie, go��bko moja! Pr�dzej bym o sobie zapomnia�... A dziewczyna chowa�a oczy, to odpycha�a Sawk�, to ucieka�a od niego. I Sawce coraz mniej nudno by�o w stodole, bo Na�cia coraz cz�ciej przychodzi�a do niego. Potrafi�a ona przed matk� i ojcem ukry� swoje wycieczki, a czasem taki i oni j� wysy�ali... A kiedy m�odszy brat i�� mia� z chlebem dla Sawki, to wyprosi�a Na�cia u niego, �e gdzie indziej poszed�, i sama bieg�a. Tak min�o kilka tygodni, nareszcie i rekrut�w ze wsi do miasta powie�li, i czas by�o powraca� do domu. Ojciec kilka razy nakazywa� ju� przez ludzi, aby Sawka powraca�, �e nie ma si� czego obawia�, A Sawce ju� by�o ci�ko pomy�le�, �e Na�ci nie zobaczy i ona taki teraz; jak si� zgada�o o rozstaniu, wyra�nie smutnia�a i m�wi�a: - Oj, taki wy o mnie zapomnicie... czy to ja jedna na �wiecie! A ja m�oda tutaj, na pr�no za wami patrzy� b�d�; na pr�no. waszych swat�w wygl�da�... Sawka kl�� si� i bo�y�, �e aby tylko do domu powr�ci�, up