3617
Szczegóły |
Tytuł |
3617 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3617 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3617 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3617 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HUGH LOFTING
Poczta Doktora Dolittle
WST�P
Prawie ca�a historia poczty doktora Dolittle (dowiecie si� o tym z nast�pnych stronic tej ksi��ki) zdarzy�a si� w powrotnej drodze z Afryki zachodniej. Opowiem wam najpierw, po co doktor uda� si� w t� podr�, i zaczn� od tego, jak skierowa� sw�j statek z Afryki do ojczyzny, do miasta Puddleby nad rzek� Marsh.
Ot� dwug�owiec po d�u�szym pobycie w Anglii zacz�� t�skni� do Afryki. I chocia� by� ogromnie przywi�zany do doktora i nigdy nie opu�ci�by go na zawsze, jednak pewnego zimowego dnia, gdy pogoda by�a wyj�tkowo brzydka i dokuczliwa, zapyta� doktora, czy nie zechcia�by wybra� si� na kilka tygodni do Afryki.
Doktor powiedzia�, �e owszem, gdy� ju� do�� dawno nie rusza� si� z miejsca, a zreszt� sam czuje, �e podczas tych zimnych, grudniowych dni zmiana powietrza dobrze mu zrobi.
Wkr�tce wi�c wyruszy� w �wiat. Opr�cz dwug�owca zabra� ze sob� kaczk� Dab-Dab, psa Jipa, prosi� Geb-Geb, sow� Tu-Tu oraz bia�� mysz - wszystkich wiernych towarzyszy, kt�rzy kiedy� odbyli razem z nim pe�n� przyg�d podr� z Kraju Ma�p do Anglii.
�eby pojecha� do Afryki, doktor kupi� maty, stary statek, kt�ry wprawdzie by� ju� porz�dnie nadwer�ony przez wichry i burze, ale jeszcze dzielnie si� trzyma� i m�g� przetrwa� niejedn� zawieruch�.
Pop�yn�li a� na po�udniowy brzeg zatoki Benin, gdzie zwiedzili du�o pa�stw afryka�skich i poznali wiele osobliwych szczep�w. Gdy przebywali na l�dzie, dwug�owiec m�g� biega� po swoich dawnych pastwiskach i u�ywa� do woli swobody.
Pewnego ranka doktor spostrzeg� z rado�ci�, �e jego stare znajome, jask�ki, znowu kr��� nad stoj�cym na kotwicy statkiem, szykuj�c si� do swojego dorocznego odlotu na p�noc. Zapyta�y doktora, czy i on wybiera si� z powrotem do Anglii, gdy� mog�yby mu towarzyszy�, tak jak w�wczas, gdy ucieka� z kr�lestwa Jolliginki.
Poniewa� dwug�owiec nie mia� nic przeciwko temu, �eby wraca�, doktor podzi�kowa� jask�kom i powiedzia�, �e zgadza si� ch�tnie na ich towarzystwo. Do ko�ca tego dnia wszyscy mieli pe�ne r�ce roboty przy zaopatrzeniu statku w �ywno�� i przygotowaniach do tak d�ugiej podr�y.
Nazajutrz wszystko by�o gotowe i mo�na by�o wyruszy� na morze. Podniesiono kotwic� i statek doktora Dolinie pop�yn�� z rozwini�tymi �aglami, pop�dzany na p�noc pomy�lnym wiatrem. I odt�d rozpoczyna si� opowiadanie o poczcie doktora Dolittle.
CZʌ� PIERWSZA
ROZDZIA� I
ZUZANNA
Pewnego dnia w pierwszym tygodniu podr�y, gdy doktor Dolittle wraz ze zwierz�tami siedzia� przy �niadaniu woko�o wielkiego sto�u w kajucie, przyfrun�a jask�ka i oznajmi�a, �e chcia�aby pom�wi� z doktorem.
Jan Dolittle wsta� natychmiast od sto�u i wyszed� na korytarz, gdzie czeka� na niego przewodnik jask�ek, bardzo mi�y, zgrabny ptak o �mig�ych skrzyd�ach i bystrych, czarnych oczkach. Nazywano go wi�c �Kapitanem �mig�ym�. Pod tym przydomkiem znany by� w ca�ym skrzydlatym �wiecie.
�mig�y by� rekordzist� w �apaniu much i w akrobacji powietrznej na wszystkich zawodach w Europie, Afryce, Azji i Ameryce. Przez d�ugie lata zwyci�a� stale, a ostatniego roku pokona� nawet sw�j w�asny rekord: przelecia� Atlantyk w jedena�cie i p� godziny, lec�c z szybko�ci� przesz�o dwustu mil na godzin�.
- Dzie� dobry, �mig�y! - powiedzia� doktor Dolittle. - Czego sobie �yczysz?
- Doktorze - szepn�� ptaszek tajemniczo - nieco na zach�d, na mil� odleg�o�ci od statku, zauwa�yli�my cz�no, w kt�rym znajduje si� zupe�nie sama czarna kobieta. Kobieta p�acze rozpaczliwie i nawet od�o�y�a wios�a. P�ynie na pe�nym morzu daleko od l�du - wed�ug moich oblicze� co najmniej o dziesi�� mil, gdy� obecnie mijamy zatok� Fantippo i rozpoznajemy z trudem brzegi Afryki. W tak malutkim cz�nie na otwartym morzu grozi jej wielkie niebezpiecze�stwo. Ale najwidoczniej nie zdaje sobie z tego sprawy. Siedzi na dnie �odzi i p�acze, wcale nie pr�buj�c si� ratowa�. Czy nie m�g�by pan z ni� pom�wi�? Obawiamy si�, �e spotka�o j� co� bardzo z�ego.
- Rozumie si� - powiedzia� doktor. - Le�cie powoli w stron� cz�na, a ja skieruj� statek za wami.
Jan Dolittle wszed� na pok�ad i kiedy skierowa� statek w �lad za lotem jask�ek, ujrza� wkr�tce ma�e, czarne cz�no unosz�ce si� i opadaj�ce na falach. Na olbrzymiej powierzchni wody wygl�da�o ono tak nikle, �e mo�na by�o je wzi�� za kawa�ek drewna albo za kij, albo te� w og�le go nie zauwa�y�. W cz�nie siedzia�a kobieta z pochylon� g�ow�.
- Co si� sta�o? - zapyta� doktor, gdy zbli�yli si� o tyle, �eby m�c z ni� rozmawia�. - Dlaczego oddali�a si� pani tak bardzo od l�du? Czy pani nie rozumie, �e grozi pani wielkie niebezpiecze�stwo, gdy nadci�gnie burza?
Kobieta podnios�a powoli g�ow�.
- Id� sobie - zawo�a�a - i pozostaw mnie mojej rozpaczy! Czy� nie do�� z�ego dozna�am ju� od was, bia�ych ludzi?
Doktor Dolittle skierowa� statek jeszcze bli�ej do cz�na i nie przestawa� przemawia� przyja�nie do kobiety. Ale ona d�ugo jeszcze nie dowierza�a mu jedynie dlatego, �e by� bia�ym. Stopniowo jednak doktor pozyskiwa� jej zaufanie i w ko�cu opowiedzia�a mu, gorzko p�acz�c, swoj� histori�.
W owych czasach miano w�a�nie znie�� niewolnictwo. Wi�kszo�� rz�d�w surowo zakaza�a wi�zienia, kupna i sprzeda�y niewolnik�w. Ale �li ludzie przybywali jeszcze wci�� na zachodnie wybrze�a Afryki, chwytali lub kupowali niewolnik�w i zabierali ze sob� do innych kraj�w, gdzie zmuszano ich do pracy na plantacjach bawe�ny i tytoniu. Niejeden kr�lik afryka�ski sprzedawa� tym ludziom swoich je�c�w wojennych i zarabia� w ten spos�b bardzo du�o pieni�dzy.
Kobieta z cz�na nale�a�a do szczepu prowadz�cego wojn� z kr�lem Fantippo. Fantippo by�o to afryka�skie kr�lestwo po�o�one na wybrze�u, w pobli�u kt�rego jask�ki dostrzeg�y cz�no. W ci�gu tej wojny kr�l Fantippo zdoby� wielu je�c�w i w�r�d nich znajdowa� si� r�wnie� ma��onek tej kobiety. Wkr�tce po uko�czeniu wojny do kr�lestwa Fantippo przyby�o na statku kilku bia�ych ludzi w poszukiwaniu niewolnik�w na plantacje tytoniu. Gdy si� kr�l dowiedzia�, ile pieni�dzy zaofiarowali ci ludzie za czarnych niewolnik�w, przysz�o mu na my�l, �eby im sprzeda� swoich je�c�w.
Kobieta nazywa�a si� Zuzanna, a jej m�� by� bardzo silnym, pi�knym m�czyzn�. Kr�l Fantippo zatrzyma�by go bardzo ch�tnie przy sobie, gdy� lubi� mie� silnych m�czyzn na swoim dworze. Ale i handlarze kupowali ch�tnie niewolnik�w zdolnych do ci�kiej pracy na plantacjach i ofiarowali kr�lowi za ma��onka Zuzanny wyj�tkowo wielk� sum� pieni�dzy. I kr�l sprzeda� go.
Zuzanna opowiedzia�a doktorowi, jak przez d�ugi czas p�yn�a w swym cz�nie za okr�tem bia�ych ludzi i b�aga�a ich, aby jej zwr�cili m�a. Ale wy�miali j� tylko, okr�t pop�yn�� swoj� drog� i wkr�tce znikn�� jej z oczu.
Dlatego znienawidzi�a wszystkich bia�ych ludzi i nie chcia�a odpowiada� doktorowi, gdy przyp�yn�� do jej cz�na.
Doktor Dolittle rozgniewa� si� bardzo s�ysz�c histori� Zuzanny i zapyta� j�, kiedy okr�t handlarzy niewolnik�w, unosz�cy jej m�a, wyp�yn�� na morze.
Powiedzia�a, �e p� godziny temu. Bez m�a, doda�a, �ycie nie ma ju� dla niej �adnej warto�ci, tote� gdy okr�t pop�yn�� wzd�u� brzeg�w na p�noc i straci�a go z oczu, zala�a si� �zami i pozwoli�a swemu cz�nu p�yn��, gdzie chce, gdy� nie mia�a ju� si� ani energii wios�owa� z powrotem ku l�dowi.
Jan Dolittle przyrzek� kobiecie, �e jej na pewno dopomo�e. By� got�w natychmiast pogoni� za handlarzem niewolnik�w z najwi�ksz� szybko�ci�, na jak� by�o sta� statek. Ale kaczka Dab-Dab s�usznie zwr�ci�a mu uwag�, �e jego statek posuwa si� bardzo powoli i handlarze niewolnik�w mog� go z �atwo�ci� spostrzec i nie pozwol� mu si� przybli�y�.
Doktor kaza� wi�c opu�ci� kotwic� i przesiad� si� do cz�na kobiety. Potem poprosi� jask�ki, aby mu s�u�y�y za przewodnik�w, i pop�yn�� ku p�nocy wzd�u� wybrze�a; przeszuka� wszystkie zatoki i wszystkie wyspy, upatruj�c okr�tu handlarza niewolnik�w, kt�ry uprowadzi� ma��onka Zuzanny.
Ale po wielu godzinach bezskutecznych poszukiwa� zapad�a noc i jask�ki nie mog�y ju� nic dojrze� z tak wielkiej odleg�o�ci, poniewa� noc by�a ciemna, bezksi�ycowa.
Biedna Zuzanna zacz�a znowu p�aka�, gdy doktor o�wiadczy� jej, �e podczas nocy trzeba zaprzesta� poszukiwa�.
- Jutro rano - powiedzia�a - okr�t okrutnego handlarza niewolnik�w oddali si� o wiele mil i nigdy ju� nie odzyskam mego ma��onka. Biada mi, biada!
Doktor pociesza� j�, jak tylko m�g�, obiecuj�c, �e je�li mu si� nie uda zwr�ci� jej utraconego ma��onka, postara si� dla niej o innego, r�wnie dobrego.
Ale ten pomys� nie podoba� si� Zuzannie i lamentowa�a dalej: �Biada mi, biada!�.
Tak g�o�no zawodzi�a, �e doktor, le��c na dnie cz�na, co i tak nie by�o bardzo wygodne, nie m�g� zasn��. Usiad� wi�c i zacz�� nas�uchiwa�. Kilka jask�ek, w�r�d kt�rych znajdowa� si� s�ynny Kapitan �mig�y, zosta�o przy nim i siedz�c na skraju cz�na naradza�o si� z doktorem, w jaki spos�b pom�c biednej kobiecie. Nagle �mig�y powiedzia�: �Pst� i wskaza� na zach�d, na ciemn�, faluj�c� to�.
Nawet Zuzanna przesta�a lamentowa� i spojrza�a tam, gdzie na czarnym, niewyra�nym tle brzegu morskiego mo�na by�o dojrze� s�abe �wiate�ko.
- Okr�t! - zawo�a� Jan Dolittle.
- Tak - rzek� �mig�y - okr�t na pewno. Mo�e to znowu jaki� okr�t handlarzy niewolnik�w.
- Je�eli nawet jest to okr�t handlarzy niewolnik�w - powiedzia� doktor - to na pewno nie ten, kt�rego poszukujemy. Zmierza w innym kierunku; tamten pop�yn�� na p�noc.
- Pofrun� tam - powiedzia� �mig�y - i przekonam si�, co to za okr�t, potem wr�c� i powiem wam. Kto wie, mo�e oka�e si� pomocny w naszych poszukiwaniach.
�mig�y pofrun�� wi�c ku s�abemu �wiate�ku w ciemno�ciach, gdy doktor Dolittle rozmy�la� o swoim statku, kt�ry zostawi� na kotwicy przy wybrze�u o kilka mil na po�udnie.
Po up�ywie dwudziestu minut doktor zacz�� si� niepokoi�, gdy� �mig�y przy szybko�ci swego lotu powinien by� ju� dawno by� z powrotem.
Ale niebawem s�ynny przyw�dca zatoczy� z szumem skrzyde� p�kole nad g�ow� doktora, a potem opu�ci� si� lekko jak pi�rko na jego kolana.
- Jest to wielki okr�t - szczebiota�a jask�ka nie mog�c z�apa� tchu - o wysokich, wielkich masztach, kt�ry, jak s�dz�, m�g�by rozwin�� wielk� szybko��. Ale teraz posuwa si� bardzo ostro�nie w widocznej obawie przed g��biami i mieliznami. To bardzo �adny okr�t, zupe�nie nowy, dwie armaty wygl�daj� z jego otwor�w. Ludzie na nim s� bardzo dobrze ubrani w wytworne, granatowe sukno, nie tak jak zwyczajni marynarze. A na kad�ubie wymalowano kilka liter, zdaje mi si�, �e to jest nazwa okr�tu. Naturalnie, �e nie mog�em odczyta�, ale pami�tam jeszcze, jak wygl�da�y. Daj mi r�k�, a poka�� ci.
I �mig�y zacz�� wodzi� pazurkami po d�oni doktora, ale zanim sko�czy�, doktor zerwa� si� na r�wne nogi i o ma�o nie przewr�ci� cz�na.
- S.J.K.M. - to znaczy Statek Jego Kr�lewskiej Mo�ci! To okr�t marynarki wojennej. Przy jego pomocy poradzimy sobie z handlarzami niewolnik�w!
ROZDZIA� II
JAK DOKTOR ZOSTA� PRZYJ�TY NA OKR�CIE WOJENNYM
Teraz Jan Dolittle i Zuzanna do�o�yli wszystkich i�, aby jak najpr�dzej dop�yn�� cz�nem do �wiate�ka. Noc by�a spokojna, ale na wielkich falach oceanu ma�a ��dka ko�ysa�a si� jak na hu�tawce i Zuzanna musia�a u�y� ca�ej swej zr�czno�ci, aby utrzyma� j� w r�wnowadze. Po up�ywie godziny doktor Dolittle zauwa�y�, �e okr�t ju� nie p�ynie im naprzeciw, lecz jak gdyby stoi w miejscu, i kiedy nareszcie dotar� do wynurzaj�cego si� z ciemno�ci kszta�tu, zrozumia�, dlaczego tak jest. Mianowicie okr�t wojenny najecha� na statek doktora pozostawiony bez �wiat�a na kotwicy. Na szcz�cie �aden z dw�ch statk�w nie odni�s� powa�niejszego uszkodzenia.
Zauwa�ywszy drabink� sznurow�, zwieszaj�c� si� z boku okr�tu wojennego, doktor wraz z Zuzann� wdrapali si� po niej w g�r� i weszli na pok�ad, aby si� rozm�wi� z kapitanem.
Kapitan przechadza� si� na przednim pok�adzie i mrucza� co� do siebie.
- Dobry wiecz�r! - powiedzia� doktor uprzejmie. - Mamy pi�kn� pogod�.
Kapitan podszed� do niego i wywijaj�c mu pi�ci� przed nosem zagrzmia�, wskazuj�c statek ko�ysz�cy si� obok okr�tu wojennego.
- Czy ta arka Noego tam w dole nale�y do pana?
- Hm, chwilowo nie, w og�le jednak tak - rzek� doktor. - Dlaczego pan pyta o to?
- Mo�e pan b�dzie �askaw - wrzeszcza� kapitan z warz� wykrzywion� w�ciek�o�ci� - powiedzie� mi, co pan sobie, do pioruna, my�la� zostawiaj�c to stare pud�o na kotwicy bez �wiat�a w tak� czarn� noc? Jaki z pana marynarz, do kro�set? Kieruj� okr�tem wojennym Jego Kr�lewskiej Mo�ci, poluj� na handlarza niewolnik�w Jima Bonesa, goni� za nim od tygodni i jakbym nie mia� do�� k�opot�w z tym przekl�tym wybrze�em, musz� si� na dobitek zderzy� z takim pud�em zakotwiczonym bez �wiat�a! Ca�e szcz�cie, �e jecha�em powoli, bo gruntowali�my w�a�nie wod�, inaczej poszliby�my wszyscy na dno. Wo�a�em, ale nikt z waszego statku nie odpowiada�. W�a�� wi�c na pok�ad z nabitym pistoletem, bo przecie� m�g� si� tam ukrywa� handlarz niewolnik�w chc�cy nas schwyta� w pu�apk�. Przemykam si� ostro�nie, zagl�dam wsz�dzie, ale nie spotykam �ywej duszy. Wreszcie znajduj� w kajucie prosi� �pi�ce na fotelu. Czy pan cz�sto zostawia tak sw�j statek pod opiek� wysypiaj�cego si� prosi�cia? Dlaczego nie znajduje si� pan na tym statku, je�li to jest pana w�asno��? Gdzie pan by�?
- Odbywa�em przeja�d�k� �odzi� z dam� - odpowiedzia� doktor i u�miechn�� si� dobrotliwie do Zuzanny, kt�rej si� znowu zbiera�o na p�acz.
- Przeja�d�k� z dam�! - wrzasn�� kapitan. - Ja Pana...
- Tak jest - powiedzia� doktor - pan pozwoli, �e j� przedstawi�. To jest Zuzanna, panie kapitanie...
Ale kapitan przerwa� mu i przywo�a� stoj�cego obok marynarza.
- Ja pana naucz� zostawia� swoj� ark� Noego na pe�nym morzu, �eby kr�lewski okr�t wojenny na ni� wpada�! �adny mi �eglarz, w��cz�ga, wilk morski. Czy panu si� zdaje, �e przepisy �eglugi istniej� dla zabawy? Halo! - zwr�ci� si� do drugiego oficera, kt�ry podszed� na jego znak. - Uwi�zi� natychmiast tego cz�owieka!
- Rozkaz, panie kapitanie - powiedzia� drugi oficer i zanim doktor si� spostrzeg�, mia� ju� na r�kach mocno zaci�ni�te kajdanki.
- Ale� ta dama by�a pogr��ona w najczarniejszej rozpaczy - broni� si� doktor. - �pieszy�em si� tak bardzo, �e zapomnia�em zupe�nie o o�wietleniu statku. Zreszt� nie by�o jeszcze wtedy ciemno.
- Zabierz go! - rycza� kapitan. - Zabierz go, bo inaczej nie r�cz� za siebie.
I biedny doktor Dolittle zosta� zaci�gni�ty przez drugiego oficera na schody, kt�re prowadzi�y na dolny pok�ad. Ale na pierwszych stopniach uczepi� si� mocno liny i trzyma� si� jej dostatecznie d�ugo, �eby krzykn�� w stron� kapitana:
- Gdybym zechcia�, m�g�bym panu powiedzie�, gdzie si� znajduje Jim Bones.
- Co to ma znaczy�? - wrzasn�� kapitan. - Przyprowad�cie go z powrotem!
- Co pan powiedzia�?
- Powiedzia�em - mrukn�� doktor i wyci�gn�wszy skr�powanymi r�kami chustk�, wytar� ni� nos - �e gdybym chcia�, m�g�bym panu powiedzie�, gdzie jest Jim Bones.
- Handlarz niewolnik�w, Jim Bones? - zawo�a� kapitan. - Przecie� w�a�nie na poszukiwanie tego cz�owieka wys�a� mnie Rz�d. Gdzie on jest?
- Pami�� nie dopisuje mi, gdy mam skr�powane r�ce - powiedzia� doktor spokojnie i wskaza� na kajdanki. - Mo�e gdyby�cie mi to zdj�li, m�g�bym sobie przypomnie�.
- Ach, prosz� mi wybaczy� - powiedzia� kapitan i od razu zacz�� si� zupe�nie inaczej zachowywa�. - Prosz� natychmiast uwolni� wi�nia.
A gdy drugi oficer zdj�� doktorowi kajdanki, kapitan powiedzia�:
- I prosz� przynie�� tu krzes�o. Mo�e nasz go�� jest zm�czony.
Potem doktor opowiedzia� ca�� histori� o Zuzannie i jej troskach. A wszyscy oficerowie z ca�ego okr�tu zgromadzili si� na pok�adzie i przys�uchiwali si�.
- I nie w�tpi� - ko�czy� doktor Dolittle - �e handlarz niewolnik�w, kt�ry uprowadzi� m�a Zuzanny, jest to w�a�nie poszukiwany przez pana Jim Bones, panie kapitanie!
- Z pewno�ci� - powiedzia� kapitan. - Wiem, �e kr��y gdzie� w pobli�u wybrze�a. Ale gdzie si� teraz podziewa? Tego ptaszka schwyta� nie�atwo.
- Pop�yn�� na p�noc - rzek� doktor. - Ale pa�ski okr�t mo�e p�yn�� z tak� szybko�ci�, �e go na pewno dogoni. Je�eli ukry� si� w jednej z tych zatok albo u uj�cia rzeki, to mam tu ze sob� kilka ptak�w, kt�re, gdy si� tylko rozwidni, odnajd� go i powiedz� nam, gdzie jest.
Kapitan spojrza� ze zdziwieniem na przys�uchuj�cych si� oficer�w, kt�rzy u�miechali si� z niedowierzaniem.
- Co pan powiedzia�? - zapyta� kapitan. - Ptaki? Go��bie czy tresowane kanarki?
- Nie - rzek� Jan Dolittle. - M�wi� o jask�kach, kt�re odbywaj� lot do Europy. Obieca�y uprzejmie towarzyszy� memu statkowi w powrotnej drodze. Jeste�my mianowicie w przyja�ni.
Teraz wszyscy oficerowie roze�miali si� i stukn�li palcami w czo�o; co mia�o znaczy�, �e uwa�aj� Jana Dolittle za wariata. Kapitan, kt�ry s�dzi�, �e doktor kpi z niego, wpad� znowu w z�o�� i chcia� go koniecznie z powrotem uwi�zi�.
Ale pierwszy oficer szepn�� do niego:
- Dlaczego by me wypr�bowa� tego jegomo�cia? P�yniemy przecie� i tak w p�nocnym kierunku. Gdy odbywa�em s�u�b� na wodach angielskich, zdaje mi si�, �e s�ysza�em o jakim� osobniku z zachodnich okolic kraju, kt�ry posiada osobliw� w�adz� nad zwierz�tami i ptakami. Prawdopodobnie to ten sam. Nazywa� si� Dolittle. Wydaje mi si� nieszkodliwy. A mo�e istotnie w jaki� spos�b przyda si� nam. Widocznie cudzoziemcy dowierzaj� mu, gdy� inaczej ta kobieta nie przyby�aby tu z nim razem. Wie pan przecie�, jak oni si� boj� wyrusza� z bia�ymi na morze.
Kapitan my�la� przez chwil�, a potem zwr�ci� si� do doktora m�wi�c:
- Wed�ug mego zdania, jest pan po prostu zwariowany, m�j drogi panie. Ale je�li chce mi pan dopom�c do schwytania Jima Bonesa, handlarza niewolnik�w, jest mi wszystko jedno, jakich �rodk�w pan u�yje. Ruszamy w drog� skoro �wit. Ale biada panu, je�li chce si� pan tylko zabawi� na koszt Marynarki Wojennej Jego Kr�lewskiej Mo�ci. Powiem panu od razu, �e sko�czy si� to dla pana najgro�niejsz� awantur�, jaka pana kiedykolwiek spotka�a. Teraz id� pan przede wszystkim do swojej arki i zapal pan �wiat�a; powiedz pan tak�e �wini, �e je�li pozwoli im zgasn��, zrobi� z niej kie�bas� dla mojej za�ogi.
W�r�d �miech�w i �art�w doktor Dolittle prze�azi przez por�cz okr�tu na sw�j w�asny statek, aby zapali� na nim �wiat�o. Ale gdy nazajutrz powr�ci� na okr�t wojenny z tysi�cem jask�ek, oficerowie Marynarki Wojennej Jego Kr�lewskiej Mo�ci nie mieli ju� wcale ochoty stroi� �art�w z Jana Dolittle.
S�o�ce wschodzi�o nad dalekim wybrze�em Afryki i poranek by� tak pi�kny, jak sobie tylko mo�na by�o wymarzy�.
�mig�y om�wi� w nocy z doktorem wszystkie plany. Na d�ugo przedtem, zanim wielki okr�t wojenny podni�s� kotwic� i pu�ci� si� w drog�, wyprzedzi� go o wiele mil znakomity przyw�dca jask�ek, otoczony chmar� najczujniejszych ptak�w, i przeszuka� wybrze�e i wszystkie zak�tki, w kt�rych handlarz niewolnik�w m�g�by si� ukrywa�.
�mig�y obmy�li� wraz z Janem Dolittle rodzaj systemu telegraficznego: tysi�ce ma�ych ptak�w wyci�gn�y si� d�ug� lini� w locie wzd�u� wybrze�a, a� niebo by�o nimi naznaczone niby ma�ymi, czarnymi kropkami i przesy�a�y wiadomo�ci doktorowi. Jedna jask�ka udziela�a ich �wiergotem drugiej, ta zn�w nast�pnej i tak poprzez d�ugie szeregi ptak�w bieg�a wie�� niby po drutach telegraficznych i dociera�a na okr�t wojenny do doktora, kt�ry w ten spos�b by� stale poinformowany o przebiegu poszukiwa�.
Oko�o po�udnia nadana zosta�a wiadomo��, �e okr�t Bonesa zauwa�ono za g�rzystym przyl�dkiem. Zawiadomiono, �e nale�y mie� si� na baczno�ci, gdy� got�w jest do natychmiastowego odjazdu.
Handlarze niewolnik�w przybili do brzegu tylko po to, aby nabra� wody, i ustawili warty, kt�re w razie potrzeby mia�y natychmiast da� sygna� do odwrotu.
Gdy doktor Dolittle oznajmi� o tym kapitanowi, ten zmieni� kierunek statku i trzyma� si� bli�ej brzegu, staraj�c si� pozosta� w ukryciu.
Marynarzom przykazano zachowywa� si� bardzo cicho, aby okr�t wojenny m�g� niepostrze�enie zbli�y� si� do handlarzy niewolnik�w.
Poniewa� kapitan spodziewa� si�, �e handlarze rozpoczn� walk�, rozkaza� trzyma� bro� w pogotowiu. Ale w�a�nie w chwili gdy mieli okr��y� wielki przyl�dek, jeden z niem�drych artylerzyst�w przypadkiem wystrzeli�. Bumm! Strza� rozleg� si� g�o�no i odbi� grzmi�cym echem ponad powierzchni� cichego oceanu.
Natychmiast przybieg�a po jask�czych liniach telegraficznych wiadomo��, �e handlarze niewolnik�w zostali ostrze�eni i uciekaj�.
I rzeczywi�cie, gdy okr�t wojenny okr��y� wreszcie przyl�dek, ujrzano okr�t handlarzy niewolnik�w p�yn�cy z rozwini�tymi �aglami w odleg�o�ci dobrych dziesi�ciu mil.
ROZDZIA� III
MISTRZOWSKI STRZA�
Rozpocz�� si� gor�czkowy po�cig. By�a czwarta godzina po po�udniu i zmierzch zbli�a� si� szybko.
Kapitan po uprzednim wy�ajaniu g�upiego artylerzysty, kt�ry niechc�cy wystrzeli�, doszed� do wniosku, �e je�li handlarz niewolnik�w nie zostanie pochwycony przed nadej�ciem ciemno�ci, wymknie im si� z pewno�ci� na zawsze. Gdy� Bones by� to sprytny i wytrawny �otr, kt�ry zna� wy�mienicie zachodnie wybrze�e Afryki, po dzi� dzie� zwane niekiedy Wybrze�em Niewolnik�w. Gdy ciemno�ci zapadn�, b�dzie p�yn�� bez �wiate� i znajdzie z �atwo�ci� jak�� kryj�wk�, gdzie si� ukryje, albo te� podwoi szybko�� swego okr�tu i oddali si� o wiele mil, zanim nadejdzie �wit. Kapitan rozkaza� wi�c p�yn�� z najwi�kszym po�piechem.
W owych czasach zaledwie rozpoczynano stosowanie pary, i to w po��czeniu z �aglami, aby wyzyska� si�� wiatru. Kapitan by� bardzo dumny ze swego okr�tu, kt�ry nazywa� si� �Violetta�. I bardzo mu zale�a�o na tym, aby �Violetcie� przypad�a zas�uga schwytania Bonesa, handlarza niewolnik�w, kt�ry tak d�ugo opiera� si� flocie wojennej i uprawia� sw�j ponury handel nawet po zakazie rz�dowym. Poleci� wi�c, aby maszyny okr�tu pracowa�y ca�� si�� pary.
G�sty, czarny dym unosi� si� z komin�w, zaciemnia� b��kitne morze i brudzi� pi�kne, bia�e �agle, wydymane przez wiatr. Maszyni�cie r�wnie� bardzo zale�a�o na tym, aby jego okr�t dogoni� Bonesa, dorzuci� wi�c paliwa do kot�a dla nadania okr�towi wi�kszej szybko�ci i wyszed� na pok�ad, aby przyjrze� si� pogoni. Tymczasem ze straszliwym hukiem p�k� jeden z nowiute�kich kot��w parowych i spowodowa� straszne spustoszenie w maszynowni.
Na szcz�cie �Violetta� by�a pierwszorz�dnym �aglowcem i �agle jej pracowa�y nale�ycie, pru�a wi�c dalej fale z wielk� szybko�ci� i przestrze� mi�dzy ni� a okr�tem handlarzy niewolnik�w zmniejsza�a si� coraz bardziej.
Lecz chytry Bones nie dawa� si� tak �atwo schwyta�. Niebawem s�o�ce zacz�o si� zni�a�, kapitan marszczy� brwi i tupa� nogami, gdy� wiedzia�, �e z nadej�ciem ciemno�ci wr�g umknie mu z pewno�ci�.
Tymczasem za�oga nie dawa�a spokoju marynarzowi, kt�ry tak nieopatrznie wyrwa� si� ze swym strza�em. �eby by� takim g�upcem i ostrzec Bonesa, kt�ry teraz najprawdopodobniej umknie! Odleg�o�� mi�dzy okr�tami by�a wci�� jeszcze zbyt wielka, �eby mo�na by�o dosi�gn�� handlarzy niewolnik�w z broni, jakiej w�wczas u�ywano. Ale gdy kapitan ujrza�, �e zmrok schodzi ju� na wod� i �e lada chwila nieprzyjaciel umknie, wyda� rozkaz ustawienia armat, cho� nie mia� nadziei, aby z takiej odleg�o�ci trafi�y w okr�t handlarzy niewolnik�w.
�mig�y od chwili rozpocz�cia pogoni usadowi� si� dla odpoczynku na okr�cie wojennym i rozmawia� w�a�nie z doktorem Dolittle, gdy rozleg� si� rozkaz kapitana, aby da� ognia. Doktor uda� si� wraz z jask�k� na d�, chc�c przyjrze� si� nabijaniu armat.
Na dolnym pok�adzie okr�tu panowa�a bardzo pow�ci�gliwa, ale niemniej gor�ca atmosfera. Artylerzy�ci oparci o armaty nastawiali je, obserwuj�c okr�t nieprzyjacielski, gotowi w ka�dej chwili do dania ognia na rozkaz. Tylko biedny, niezr�czny marynarz zalewa� si� �zami, op�akuj�c w�asn� g�upot�.
Nagle jaki� oficer krzykn��: �Ognia!!� - i z hukiem, od kt�rego zadr�a� ca�y statek, wylecia�o ponad wod� osiem wielkich ku� armatnich. Pac, pac, pac - pada�y wszystkie, jedna po drugiej, w ocean, nie wyrz�dzaj�c nikomu najmniejszej szkody.
- Marne o�wietlenie - mrukn�li artylerzy�ci. - Czy mo�na w tych przekl�tych ciemno�ciach trafi� z odleg�o�ci dw�ch mil?
Ale �mig�y szepn�� doktorowi do ucha:
- Niech pan poprosi, aby mi pozwolono jeden raz wycelowa�. Ja lepiej od nich widz� w ciemno�ciach.
Ale w�a�nie w tej chwili kapitan nakaza� wstrzyma� ogie� i artylerzy�ci opu�cili swoje miejsca.
Zaledwie odeszli, �mig�y skoczy� na jedn� z armat, opar� si� n�kami i spojrza� bystrymi, czarnymi oczkami na celownik. Potem zasygnalizowa� skrzyde�kami doktorowi, kt�ry sta� za nim, jak ma nastawi� armat�.
- Ognia! - zawo�a� i doktor Dolittle wypali�.
- Co to ma znaczy�, do stu piorun�w?! - rykn�� kapitan z mostka, gdy huk zamilk�. - Czy� nie rozkaza�em zaprzesta� ognia?
Ale pierwszy oficer poci�gn�� go za r�kaw i wskaza� na morze. Kula armatnia, kt�r� wycelowa� �mig�y, rozszczepi�a g��wny maszt na okr�cie handlarza niewolnik�w na dwie cz�ci i �agle opad�y na pok�ad jak kupa �achman�w.
- Do stu piorun�w! - zawo�a� kapitan. - Trafili�my! Patrzcie, Bones sygnalizuje, �e si� poddaje.
Teraz kapitan, chc�cy jeszcze przed chwil� koniecznie ukara� cz�owieka, kt�ry strzeli� bez rozkazu, dopytywa� si�, kto wycelowa� tak cudownie i znakomicie, �e zmusi� handlarza niewolnik�w do poddania si�. Doktor Dolittle chcia� mu powiedzie�, �e to �mig�y, ale ptaszek szepn�� mu do ucha:
- Niech pan si� nie fatyguje, on i tak nie uwierzy. Strzelali�my z armaty tego marynarza, kt�ry przedtem niepotrzebnie wystrzeli�. Niech wi�c jemu przypadnie ta zas�uga. Mo�e dostanie za to jaki� medal i humor mu si� poprawi.
Na pok�adzie �Violetty� zapanowa�o wielkie podniecenie, gdy� zbli�ano si� do uszkodzonego okr�tu handlarzy niewolnik�w. Bones, przyw�dca, zosta� wraz ze swoj� za�og�, sk�adaj�c� si� z jedenastu innych �otr�w, uwi�ziony i zamkni�ty w okr�towym areszcie.
Potem Jan Dolittle z Zuzann� oraz z kilkoma marynarzami i oficerami weszli na zwyci�ony okr�t. By� on pe�en skutych w �a�cuchy niewolnik�w. Zuzanna odnalaz�a swego ma��onka i zala�a si� �zami rado�ci.
Natychmiast uwolniono czarnych ludzi z �a�cuch�w i przeprowadzono ich na okr�t wojenny. Potem �Violetta� wzi�a na hol uszkodzony okr�t. I tak si� sko�czy� handel �ywym towarem pana Bonesa.
Na pok�adzie okr�tu wojennego zapanowa�a rado��. �ciskano sobie r�ce, winszowano wzajemnie, a dla uwolnionych wi�ni�w urz�dzono na g��wnym pomo�cie wspania�y obiad. Doktor Dolittle za�, Zuzanna i jej ma��onek zostali zaproszeni do jadalni oficerskiej, gdzie pito ich zdrowie portwajnem, a kapitan i doktor wyg�osili przem�wienia.
Nast�pnego dnia, gdy tylko s�o�ce wzesz�o, okr�t wojenny pop�yn�� znowu wzd�u� brzeg�w, odwo��c Murzyn�w do ich ojczyzny.
Zaj�o to bardzo du�o czasu, gdy� Bones zebra� niewolnik�w z wszystkich mo�liwych szczep�w. Min�o ju� po�udnie, gdy doktor Dolittle wraz z Zuzann� i jej ma��onkiem dosta� si� wreszcie na sw�j w�asny statek, na kt�rym wci�� jeszcze, zgodnie z umow�, pali�y si� �wiat�a mimo jasnego dnia.
Kapitan �ciska� r�ce Jana Dolittle i dzi�kowa� mu za wielk� pomoc okazan� Flocie Jego Kr�lewskiej Mo�ci oraz pyta� o jego adres w Anglii, gdy� chcia� opowiedzie� o nim swemu Rz�dowi. Najprawdopodobniej Kr�lowa zechce mu nada� szlachectwo i obdarzy jakim� orderem czy czym� podobnym. Ale doktor Dolittle powiedzia�, �e wola�by funt dobrej herbaty: od kilku miesi�cy nie pi� herbaty, a ta, kt�r� mu podano w jadalni oficerskiej, bardzo mu smakowa�a.
Kapitan wi�c podarowa� mu pi�� funt�w najlepszej chi�skiej herbaty i podzi�kowa� jeszcze raz w imieniu Kr�lowej i Rz�du.
�Violetta� zatoczy�a szeroki �uk na p�noc i pop�yn�a do Anglii, a marynarze w granatowych bluzach t�oczyli si� na pok�adzie i �egnali doktora Dolittle trzykrotnym: �Hura� - rozlegaj�cym si� echem po oceanie.
Jip, Dab-Dab, Geb-Geb, Tu-Tu i reszta zwierz�t otoczy�y teraz doktora, prosz�c, aby im opowiedzia� wszystkie swoje przygody. Zanim doktor zako�czy� opowiadanie, by�a ju� pora na podwieczorek. Poprosi� wi�c Zuzann� i jej ma��onka, aby zechcieli napi� si� z nim herbaty, zanim wyjd� na l�d.
Zgodzili si� ch�tnie. Doktor sam przyrz�dzi� herbat�, kt�ra by�a wy�mienita. W czasie podwieczorku Zuzanna i jej ma��onek, imieniem Begwe, zabawiali doktora rozmow� o kr�lestwie Fantippo.
- Zdaje mi si�, �e nie mam po co tam wraca� - powiedzia� Begwe, ma��onek Zuzanny. - Nie mia�bym nawet nic przeciwko temu, �eby s�u�y� w armii kr�la Fantippo, ale je�li tam znowu zjawi si� jaki� handlarz niewolnik�w, to kr�l sprzeda mnie z pewno�ci� po raz drugi. Czy wys�a�a� list do naszego kuzyna, Zuzanno?
- Tak - odpowiedzia�a Zuzanna - ale w�tpi�, czy go dosta�, gdy� nie odpisa� mi ani s�owa.
Doktor spyta� Zuzanny, w jaki spos�b wys�a�a sw�j list. Opowiedzia�a mu, �e kiedy Bones zaofiarowa� kr�lowi tak wysok� cen� za jej m�a, skusi�o to kr�la Fantippo do sprzedania go. Zuzanna, chc�c uratowa� ma��onka, powiedzia�a, �e mo�e dosta� ze swojego kraju od bogatego kuzyna dwana�cie wo��w i trzydzie�ci k�z, i poprosi�a kr�la, �eby zaczeka�, a� ona napisze list i otrzyma odpowied�. Kr�l Fantippo ceni� bardzo wysoko owce i kozy, gdy� byd�o mia�o w jego kraju tak� sam� warto�� jak pieni�dze. Obieca� wi�c Zuzannie, �e o ile w ci�gu dw�ch dni dostarczy mu dwana�cie wo��w i trzydzie�ci k�z, pu�ci wolno jej ma��onka, zamiast sprzedawa� go handlarzowi niewolnik�w.
Zuzanna pobieg�a wi�c do zawodowego pisarza list�w (pro�ci ludzie z jej szczepu na og� nie umieli pisa�) i kaza�a sobie napisa� list; w li�cie prosi�a swego kuzyna, aby jak najszybciej przys�a� kr�lowi Fantippo wo�y i kozy. List ten nada�a na poczcie w Fantippo.
Ale min�o dwana�cie dni i nie nadesz�o ani byd�o, ani odpowied�. Tak wi�c biedny Begwe zosta� sprzedany handlarzowi niewolnik�w.
ROZDZIA� IV
KR�LEWSKA POCZTA W FANTIPPO
Urz�d pocztowy kr�lestwa Fantippo by�a to dziwna instytucja. Zreszt� nale�y przyzna�, �e samo istnienie urz�du pocztowego oraz regularne roznoszenie list�w by�o czym� nadzwyczajnym w dzikim, afryka�skim pa�stwie. Powsta�a za� ta poczta w taki oto spos�b.
Na kilka lat przed podr� doktora Dolittle w wi�kszo�ci cywilizowanych kraj�w �wiata bardzo du�o m�wiono o po��czeniach pocztowych i o tym, ile ma kosztowa� przesy�ka list�w w kraju i za granic�; um�wiono si� w�wczas, �e koszty przesy�ki z jednej cz�ci Anglii do drugiej powinny wynosi� jednego pensa. Za bardzo grube listy musiano naturalnie p�aci� wi�cej. Potem kto� wymy�li� znaczki pocztowe: o warto�ci jednego pensa, dw�ch pens�w, po dwa i p� pensa, sze�ciopens�wki i po szylingu. Ka�dy znaczek mia� inny kolor i by�y na nich bardzo �adne rysunki albo i portrety Kr�lowej, niekt�re z koron�, inne bez korony na g�owie.
Potem Francja, Stany Zjednoczone i wiele innych pa�stw zacz�y robi� to samo, tylko �e za te znaczki p�acono innymi pieni�dzmi i ozdabiano je podobiznami ich w�asnych kr�l�w, kr�lowych i prezydent�w.
I oto zdarzy�o si� pewnego dnia, �e do wybrze�a zachodniej Afryki przybi� statek i przywi�z� list dla Koka, kr�la Fantippo. Kr�l Koko nie widzia� nigdy przedtem znaczka pocztowego; przywo�a� bia�ego kupca, kt�ry przebywa� w jego stolicy, i zapyta� go, czyja to twarz narysowana jest na znaczku.
Bia�y kupiec wyt�umaczy� mu ca�� histori� poczty i pa�stwowej sieci urz�d�w pocztowych i powiedzia�, �e je�li w jego ojczy�nie, Anglii, chce si� wys�a� list do jakiejkolwiek cz�ci �wiata, wystarczy przyklei� na kopercie znaczek z wizerunkiem Kr�lowej i wrzuci� list do skrzynki pocztowej znajduj�cej si� na najbli�szym rogu ulicy, a list dojdzie na pewno na miejsce swego przeznaczenia.
- Aha - powiedzia� kr�l - nowe czary! Doskonale! Pot�ne kr�lestwo Fantippo b�dzie tak�e mia�o urz�d pocztowy, a moje pogodne, pi�kne oblicze ozdobi wszystkie znaczki! U�yjemy jeszcze wi�kszych czar�w i nasze listy b�d� pr�dzej dochodzi�y na miejsce.
I kr�l Fantippo, kt�ry by� bardzo pr�ny, kaza� sporz�dzi� mn�stwo znaczk�w pocztowych ze swoim wizerunkiem, niekt�re z koron�, inne bez korony, jedne u�miechni�te, inne ze zmarszczon� brwi�, jedne na koniu, inne na rowerze. Ale najdumniejszy by� ze znaczka dziesi�ciopensowego, kt�ry przedstawia� go graj�cego w golfa, gr�, kt�rej si� niedawno nauczy� od kilku Szkot�w poszukuj�cych z�ota w jego kr�lestwie.
Kaza� tak�e zrobi� skrzynki pocztowe, zupe�nie takie same jak te, kt�re mu opisa� kupiec, umie�ci� je na rogach ulic i powiedzia� swoim poddanym, �e wystarczy tylko nalepi� znaczki na listy i wrzuci� je do tych skrzynek, aby zaw�drowa�y na kra�ce �wiata.
Ale niebawem ludzie zacz�li si� uskar�a�, �e ich oszukano. Zap�acili rzetelnie za znaczki, zaufali ich sile czarodziejskiej i wrzucili listy do skrzynek, tak jak im powiedziano. Tymczasem pewnego dnia krowa wpad�a na jedn� ze skrzynek i rozwali�a j�, a wtedy okaza�o si�, �e wszystkie listy, kt�re ludzie wrzucili, le�a�y tu najspokojniej i nie my�la�y nigdzie pow�drowa�.
Kr�l bardzo si� rozgniewa�, przywo�a� bia�ego kupca i powiedzia�:
- Oszuka�e� Moj� Kr�lewsk� Mo��. Te znaczki, o kt�rych mi opowiada�e�, nie maj� �adnej mocy czarodziejskiej. Wyt�umacz mi to.
Wtedy kupiec powiedzia�, �e listy w�druj� nie z powodu jakiej� si�y czarodziejskiej znajduj�cej si� w znaczkach i skrzynkach. Prawdziwe urz�dy pocztowe maj� listonoszy, kt�rzy wyjmuj� listy ze skrzynek. I w dalszym ci�gu rozmowy obja�ni� kr�lowi wszystkie czynno�ci urz�du pocztowego.
Kr�l, kt�ry by� bardzo upartym cz�owiekiem, obstawa� dalej przy tym, �e Fantippo musi mie� sw�j urz�d pocztowy, zam�wi� wi�c w Anglii setki mundur�w i czapek i ubra� w nie swoich czarnych poddanych, kt�rzy mieli spe�nia� czynno�ci listonoszy.
Ale czarnym ludziom by�o za gor�co w ci�kich mundurach, bo wobec upa��w panuj�cych stale w Fantippo, jedynym ich ubraniem dotychczas by�y sznury paciork�w. Zrzucili wi�c spodnie i kurtki i nosili tylko czapki. Uniform listonosza w Fantippo sk�ada� si� wi�c teraz z �adnej czapki, sznura paciork�w i torby.
Odk�d kr�l Koko mia� ju� listonoszy, urz�d poczty w Fantippo zacz�� rzeczywi�cie pracowa�. Listy ty wyjmowane ze skrzynek i wysy�ane, gdy przyby� statek, a nadchodz�ca poczta by�a roznoszona po domach w Fantippo trzy razy dziennie. W urz�dzie pocztowym panowa� najwi�kszy ruch w ca�ym mie�-
Ale ludzie w zachodniej Afryce maj� osobliwy gust. Ponad wszystko lubi� pstre kolory. I kilku elegant�w z Fantippo zacz�o odkleja� znaczki z list�w i przystraja� si� w nie. Wygl�dali bardzo efektownie i oryginalnie i taki str�j by� wysoko ceniony przez tuziemc�w. Mniej wi�cej w tym samym czasie w cywilizowani �wiecie powsta� istny sza� zbierania znaczk�w pocztowych. We wszystkich krajach ludzie zacz�li kupowa� albumy i wlepia� do nich znaczki. Rzadki taczek by� w wielkiej cenie.
Pewnego dnia dw�ch takich zbieraczy przyjecha�o do Fantippo. Znaczek, kt�rego obaj poszukiwali do swoich kolekcji, by� to �czerwony dwu i p�pensowy Fantippo�, kt�rego kr�l nie pozwala� wypuszcza�, gdy� uwa�a�, �e wygl�da na nim nie�adnie. Wskutek go, �e rozpowszechnianie tego znaczka by�o zakazane sta� si� bardzo rzadkim okazem. Gdy ci dwaj przybysze zeszli ze statku na l�d, podszed� tuziemiec, �eby im odnie�� walizki. I w tej�e chwili przybysze zauwa�yli na piersi tragarza �dwu p�pensowy czerwony Fantippo�. Obaj zbieracze chcieli ten znaczek kupi�, a �e ka�dy chcia� go koniecznie mie� w swoim zbiorze, zaofiarowali w kr�tkim czasie bardzo du�� sum�, prze�cigaj�c si� wzajemnie.
Kiedy kr�l Koko us�ysza� o tym, odwiedzi� jednego ze zbieraczy i zapyta� go, dlaczego ludzie ofiarowuj� tak wysok� cen� za stary, zu�yty znaczek. Bia�y opowiedzia� o nowej nami�tno�ci zbierania znaczk�w pocztowych, kt�ra ogarn�a ca�y cywilizowany �wiat.
Jakkolwiek kr�l Koko by� zdania, �e ca�y cywilizowany �wiat oszala�, doszed� jednak do wniosku, �e zrobi daleko lepszy interes sprzedaj�c znaczki do zbior�w ni� do list�w w urz�dzie pocztowym. Odt�d ilekro� zjawia� si� jaki� statek w porcie Fantippo, kr�l wysy�a� swego g��wnego poczmistrza, bardzo wysokiego urz�dnika, kt�ry w stroju sk�adaj�cym si� z dw�ch sznurk�w muszelek i czapki listonosza, ale bez torby, przynosi� na statek znaczki przeznaczone dla zbieraczy.
Handel znaczkami pocztowymi przynosi� takie zyski, �e kr�l kaza� przyspiesza� ich druk, aby nowa partia by�a gotowa, gdy ten sam statek b�dzie powraca� do Anglii.
Ale od czasu kiedy znaczki sprzedawane by�y zbieraczom, a nie naklejane na listy, dzia�alno�� poczty w Fantippo znacznie si� pogorszy�a.
Gdy Zuzanna opowiedzia�a doktorowi o li�cie, kt�ry wys�a�a do swego kuzyna i na kt�ry nie otrzyma�a odpowiedzi, co� przypomnia�o si� nagle Janowi Dolittle. W jednej z jego poprzednich podr�y statek pasa�erski, kt�rym jecha�, zatrzyma� si� w porcie Fantippo, chocia� ani jeden pasa�er tam nie wysiad�
Natomiast na pok�ad wszed� urz�dnik pocztowy i zaproponowa� kolekcj� nowych, zielonych i fioletowych znaczk�w. Doktor Dolittle, kt�ry by� w�wczas gorliwym zbieraczem znaczk�w, kupi� sobie trzy komplety.
Teraz, kiedy dowiedzia� si� o li�cie Zuzanny, zrozumia�, jak funkcjonowa� w�wczas urz�d pocztowy w Fantippo i dlaczego Zuzanna nie otrzyma�a odpowiedzi, kt�ra mog�a wybawi� z niewoli jej m�a.
Gdy Zuzanna i Begwe wstali, �eby si� po�egna�, poniewa� by�o ju� p�no, Jan Dolittle ujrza� ��d� zmierzaj�c� ku jego statkowi. Siedzia� w niej sam kr�l
Koko, kt�ry przybywa� na statek bia�ych, aby sprzedawa� znaczki.
Doktor Dolittle zacz�� z nim rozmawia� i powiedzia� mu szczerze i otwarcie, �e powinien si� wstydzi� takiego urz�du pocztowego. Potem pocz�stowa� go fili�ank� herbaty i wyt�umaczy�, jak to si� sta�o, �e list Zuzanny nie zosta� prawdopodobnie nigdy dor�czony jej kuzynowi.
Kr�l s�ucha� uwa�nie i teraz sam zrozumia�, jakie braki mia� jego urz�d pocztowy. Potem poprosi� doktora Dolittle, aby wraz z Zuzann� i Begwe wysiad� na l�d w Fantippo i dopom�g� mu do zaprowadzenia porz�dku w urz�dzie pocztowym.
ROZDZIA� V
PODRӯ ZOSTAJE OD�O�ONA
Jan Dolittle da� si� nam�wi� i przyj�� propozycj� kr�la, s�dz�c, �e zrobi w ten spos�b co� po�ytecznego. Ale gdy wsiad� do �odzi z kr�lem, z Zuzann� i z Begwe, aby uda� si� do Fantippo, nie zdawa� sobie wcale sprawy z tego, jakiej wielkiej pracy si� podejmuje i ile dziwnych przyg�d go czeka.
Fantippo wygl�da�o zupe�nie inaczej ni� wszystkie afryka�skie wsie i osiedla, kt�re zwiedza� dotychczas. By�a to bardzo wielka osada, prawie tak wielka jak prawdziwe miasto; panowa� tam nastr�j pogodny i weso�y, a mieszka�cy, podobnie jak kr�l, byli weseli i zadowoleni.
Po zapoznaniu doktora Dolittle ze wszystkimi w�adzami szczepu Fantippo, zaprowadzono go do urz�du pocztowego, kt�ry znajdowa� si� w strasznym stanie.
Wsz�dzie le�a�y listy - na pod�odze, w starych szufladach i skrytkach, nawet na ulicy przed budynkiem poczty. Doktor wyt�umaczy� kr�lowi, �e tak dalej by� nie mo�e, �e przyzwoicie prowadzone urz�dy obchodz� si� z listami ofrankowanymi, to znaczy opatrzonymi znaczkami, troskliwie i z poszanowaniem. Nic dziwnego, �e list Zuzanny nigdy nie doszed� do jej kuzyna, je�li poczta by�a tak prowadzona.
Wtedy kr�l Koko zacz�� go znowu b�aga�, aby urz�dzi� prawdziwy urz�d pocztowy w Fantippo, i doktor powiedzia� wreszcie, �e zobaczy, co da si� zrobi�. Wszed� do urz�du, zdj�� marynark� i wzi�� si� do roboty.
Ale po kilku godzinach najuci��liwszej pracy Jan Dolittle zda� sobie spraw� z tego, �e tej olbrzymiej roboty nad doprowadzeniem urz�du pocztowego w Fantippo do porz�dku nie da si� wykona� w ci�gu jednego lub dw�ch dni. Trzeba b�dzie na to przeznaczy� co najmniej kilka tygodni. Powiedzia� to kr�lowi, kt�ry kaza� natychmiast sprowadzi� statek doktora do portu i zakotwiczy�, a zwierz�ta wysadzi� na l�d. Dla doktora Dolittle i jego przyjaci� przeznaczono �adny, nowy dom na g��wnej ulicy, gdzie mieli mieszka� podczas porz�dkowania kr�lewskiej poczty w Fantippo.
Po dziesi�ciu dniach zdo�a� Jan Dolittle zorganizowa� zupe�nie dobrze tak zwan� poczt� krajow�. Poczta krajowa przewozi listy z jednej cz�ci kraju do drugiej albo z jednej dzielnicy miasta do innej; poczt� za�, kt�ra wysy�a listy poza kraj, do obcych pa�stw, nazywamy poczt� zagraniczn�. Zorganizowanie regularnej i dobrze dzia�aj�cej poczty zagranicznej w Fantippo uwa�a� doktor za bardzo trudne, gdy� statki, kt�re by mog�y zabiera� listy za granic�, przybywa�y tu bardzo rzadko. Jakkolwiek kr�l Koko by� bardzo dumny ze swego Fantippo, w cywilizowanych pa�stwach by�o ono uwa�ane za nie bardzo wa�ny kraj i do portu jego przybywa�y w ci�gu roku zaledwie dwa albo trzy statki.
Pewnego wczesnego ranka, gdy doktor le�a� jeszcze w ��ku i rozmy�la�, co by tu zrobi� dla uruchomienia poczty zagranicznej, Dab-Dab i Jip przynie�li mu �niadanie na tacy i oznajmili, �e przyby�a jask�ka z wie�ci� od �mig�ego, podniebnego szybkobiegacza. Jan Dolittle poprosi�, aby wesz�a, i niebawem ptaszek zasiad� w nogach ��ka.
- Dzie� dobry! - rzek� doktor zdejmuj�c skorupk� z jajka na twardo. - Czym ci mog� s�u�y�?
- Kapitan �mig�y chcia�by wiedzie� - powiedzia�a jask�ka - jak d�ugo pan chce tu jeszcze zosta�. Prosz�, niech pan nie my�li, �e si� skar�y, nikomu z nas nie przychodzi nic podobnego na my�l. Ale nasza podr� trwa d�u�ej, ni� przypuszczali�my. Pierwsze op�nienie nast�pi�o w�wczas, gdy�my tropili handlarza niewolnik�w, Bonesa, a teraz zdaje si�, �e b�dzie pan musia� zajmowa� si� tym urz�dem pocztowym jeszcze przez kilka tygodni. Zazwyczaj o tej porze roku jeste�my ju� w Anglii i gniazda nasze s� dawno przygotowane do �ycia rodzinnego. Wyl�gu piskl�t nie mo�emy w �aden spos�b od�o�y�. Prosz�, niech pan nie s�dzi, �e si� skar�ymy, ale to op�nienie jest dla nas bardzo niewygodne.
- Ale� naturalnie. Rozumiem was ca�kowicie - powiedzia� doktor posypuj�c jajko sol�. - Bardzo mi przykro. Ale dlaczego �mig�y sam si� do mnie z tym nie zwr�ci�?
- Mam wra�enie, �e nie bardzo mia� na to ochot� - rzek�a jask�ka. - My�la� mo�e, �e pan si� obrazi.
- Sk�d�e! - zawo�a� doktor. - Tyle�cie mi pomog�y. Prosz� ci�, powiedz �mig�emu, �e chc� si� z nim zobaczy�, gdy tylko si� ubior�. Wszystko u�o�y si� pomy�lnie, jestem pewien. Poczekaj chwilk�, zdaje mi si�, �e ju� ci� gdzie� widzia�em. Czy to nie ty mieszka�a� kt�rego� lata u mnie w Puddleby w gniazdku nad stajni�?
- Nie - powiedzia� ptaszek - ale ja jestem t� jask�k�, kt�ra przynios�a panu wiadomo�� o chorych ma�pach.
- Ach tak, rozumie si�! - zawo�a� doktor. - Od razu wiedzia�em, �e sk�d� ci� znam. Jak�e musia�o ci by� wtedy trudno lecie� podczas zimy do Anglii, kiedy wsz�dzie le�y �nieg i nigdzie nie mog�a� znale�� po�ywienia. Bardzo to by�o dzielnie z twojej strony.
- Tak, to by�a ci�ka przeprawa - rzek�a jask�ka. - Nieraz o ma�o nie zamarz�am. Lot prosto w paszcz� lodowatego wichru by� po prostu straszny, ale trzeba si� by�o na to zdoby�, bo inaczej wszystkie afryka�skie ma�py by wymar�y.
- Dlaczego w�a�nie ciebie wybrano do przyniesienia mi tej wiadomo�ci? - zapyta� Jan Dolittle.
- �mig�y chcia� lecie� sam - rzek�a jask�ka. - Jest przecie� bardzo odwa�ny i szybki jak b�yskawica. Ale inne jask�ki nie chcia�y go pu�ci�. Powiedzia�y, �e �ycie przyw�dcy jest zbyt cenne i nie mo�na go nara�a� na tak ci�k� przepraw�. Gdyby zgin��, nie by�oby go kim zast�pi�. Gdy� pomin�wszy to, �e jest tak chy�y i dzielny, jest to najm�drzejszy przyw�dca, jakiego kiedykolwiek mia�y�my. Za ka�dym razem gdy my, jask�ki, jeste�my w trudnej sytuacji, znajduje jakie� wyj�cie. Jest urodzonym wodzem. Nie tylko szybko fruwa, ale i szybko my�li.
- Tak, tak - mrucza� doktor strz�saj�c w zamy�leniu kruszyny chleba z ko�dry. - Ale dlaczego w�wczas ciebie wybrano?
- Nikt mnie nie wybra� - odrzek�a jask�ka. - Wszystkie by�y�my gotowe polecie�, aby tylko �mig�y nie nara�a� swego �ycia. Wtedy nasz przyw�dca powiedzia�, �e najs�uszniej b�dzie powierzy� wyb�r losowi. Nazbiera�y�my du�o listk�w i oderwa�y�my od wszystkich, z wyj�tkiem jednego, ogonki, potem wsypa�y�my li�cie do du�ej �upiny orzecha kokosowego i wymiesza�y�my porz�dnie. A potem zacz�y�my dzioba� z zamkni�tymi oczyma. Jask�ka, kt�ra by trafi�a na listek z ogonkiem, mia�a polecie� do Anglii. I to mnie w�a�nie dosta� si� ten listek. Przed odlotem po�egna�am si� jeszcze z m�em, gdy� obawia�am si�, �e ju� nie wr�c�. A teraz jestem bardzo rada, �e na mnie pad� los.
- Dlaczego? - spyta� doktor stawiaj�c tac� na kolanach i uk�adaj�c poduszki.
- Widzi pan - szczebiota�a jask�ka podnosz�c praw� n�k�, przewi�zan� czerwon� wst��eczk� - oto, co dosta�am.
- C� to takiego? - zdziwi� si� doktor.
- �eby wszyscy si� dowiedzieli - odpowiedzia�a jask�ka skromnie - jaka by�am dzielna.
- Ach, teraz rozumiem - rzek� doktor - odznaczono ci� za odwag�.
- Tak. Dot�d by�am po prostu �wiergotk�, a teraz wzywaj� mnie Goniec-�wiergotka.
- Winszuj� ci - powiedzia� Jan Dolittle. - Ale teraz usze ju� wsta�, bo mam strasznie du�o roboty. Prosz� ci�, nie zapomnij powiedzie� �mig�emu, �e b�d� o dziesi�tej godzinie na statku. Do widzenia!
Gdy Dab-Dab z Jipem weszli, aby zabra� tac�, Doktor Dolittle goli� si� przed lustrem, przytrzymuj�c r�k� czubek nosa, i mrucza� do siebie:
- To jedyna droga do zorganizowania zagranicznej poczty w Fantippo. Dlaczego mi to wcze�niej nie [rzysz�o na my�l? Moja poczta nadmorska b�dzie najszybsza ze wszystkich istniej�cych na �wiecie. Ma si� rozumie�! To jedyne, co nas uratuje � jask�cza poczta!
ROZDZIA� VI
WYSPA NICZYJA
Gdy si� tylko doktor ubra� i ogoli�, poszed� zaraz na statek na spotkanie ze �mig�ym.
- Jest mi bardzo przykro, �mig�y - powiedzia� - �e prawi�em wam tyle k�opotu przeci�gaj�c m�j pobyt utaj. Ale musz� naprawd� zaj�� si� t� poczt�. Prawd� powiedziawszy, jest w okropnym stanie.
- Tak, tak, wiem o tym - rzek� �mig�y - i gdyby si� tylko da�o, my jask�ki, zrobi�yby�my to ch�tnie dla pana, �eby nie lecie� wcale w tym roku do Anglii. Nie by�oby nic strasznego, gdyby�my jedno lato sp�dzi�y w Afryce. Ale nie mo�emy budowa� naszych gniazd na krzewach. Wolimy je umieszcza� na domach, na stodo�ach i innych budynkach.
- Przecie� w Fantippo s� tak�e domy - powiedzia� doktor.
- Tak - przyzna� �mig�y - ale za ma�e i za ha�a�liwe, dzieci murzy�skie bawi� si� ko�o nich przez ca�y dzie�. Nasze jajka i piskl�ta nie by�yby ani przez chwil� bezpieczne. A poza tym te domy nie nadaj� si� do tego celu, wi�kszo�� z nich to lepianki z trawy i gliny, dachy pochylaj� si� w odwrotnym kierunku, rynny s� blisko ziemi i tak dalej. My lubimy mocne, trwa�e, angielskie budynki, ko�o kt�rych ludzie nie kr�c� si� przez ca�y dzie�, nie krzycz�, nie bij� w b�bny - spokojne, ciche budynki jak stare stodo�y i stajnie, gdzie ludzie, je�li w og�le przychodz�, zachowuj� si� z godno�ci� i przyzwoicie, a odchodz� w por�. Lubimy ludzi, widzi pan, na ich w�a�ciwym miejscu. A samiczka, wysiadaj�ca ma�e, musi mie� zapewniony spok�j.
- Rozumie si� - powiedzia� doktor Dolittle - jakkolwiek mnie cz�sto bawi weso�e usposobienie mieszka�c�w Fantippo, rozumiem dobrze wasz punkt widzenia. Ale mo�e przyda�by si� wam m�j stary statek? Tam b�dziecie mia�y z pewno�ci� spok�j. Nikt tam teraz nie mieszka, a jest w nim tyle szczelin, dziur i zakamark�w, w kt�rych mog�yby�cie budowa� gniazda. Co s�dzisz o tym?
- To doskona�a my�l - rzek� �mig�y. - Je�li pan mo�e przez kilka tygodni obej�� si� bez swego statku. Bo, oczywi�cie, nic z tego nie b�dzie, je�li pan zaraz potem, gdy ma�e si� wyl�gn�, wyruszy w podr� -wtedy nasze piskl�ta dosta�yby z pewno�ci� morskiej choroby.
- Naturalnie - rzek� doktor. - Ale nie ma obawy, abym wkr�tce wyruszy�. Mo�ecie mie� ca�y statek do rozporz�dzenia i nikt wam nie b�dzie przeszkadza�.
- Dobrze - powiedzia� �mig�y - powiem wi�c jask�kom, �e mog� ju� rozpoczyna� budow� gniazd. A potem, gdy pan b�dzie chcia� wyruszy� w drog�, odprowadzimy pana do kraju, aby wskaza� drog� zar�wno panu, jak i naszym piskl�tom. Zazwyczaj odbywaj� one sw� doroczn� pierwsz� podr� w odwrotnym kierunku, mianowicie z Anglii do Afryki. Pierwsz� podr� bowiem musz� odbywa� pod naszym dozorem.
- Ta sprawa jest wi�c za�atwiona - rzek� doktor Dolittle - teraz musz� wr�ci� na poczt�. Statek nale�y do was. Ale gdy tylko sko�czy si� okres l�gu, daj mi zna�, gdy� w�wczas b�d� ci mia� co� wa�nego do powiedzenia.
Statek doktora Dolittle sta� si� teraz miejscem wyl�gu dla jask�ek. Sta� on spokojnie na kotwicy na cichych wodach portu Fantippo, a tysi�ce jask�ek budowa�o swe gniazda w takielunku, w wentylatorach, w szczelinach, w ka�dym k�cie i zakamarku.
Nikt nie zbli�a� si� do statku i jask�ki mia�y go wy��cznie dla siebie. P�niej stwierdzi�y wszystkie, �