3540

Szczegóły
Tytuł 3540
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3540 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3540 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3540 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW GOSZCZURNY Morze nie odda ofiar 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Powie�� ta jest osnuta na tle wydarze� prawdziwych. Nie jest to jednak wierna relacja ani dokumentalne sprawozdanie. Nazwiska bohater�w, nazwy statk�w i postaci pozosta�ych os�b oraz ich zachowanie � s� nieprawdziwe, a jedynie t�o g��wnego dramatu wzi�te zosta�o z �ycia. Jest to opowie�� o ludzkiej tragedii, kt�rej sprawc� by�o bezlitosne morze. Tym, kt�rzy ju� nigdy nie wr�c� do macierzystego portu. Autor 5 Rozdzia� pierwszy 1 � Dobrze, �e pan tak szybko przyjecha�. � Po��czenie lotnicze jest dobre � wzruszy� ramionami. � Dwudziesty wiek � roze�mia� si� gospodarz. � Niech to cholera! Jeszcze wczoraj by�em w g�rach. Depesza, nag�e wezwanie, manatki do walizki i po urlopie. � By� wyra�nie z�y. Gospodarz, niewysoki pulchny m�czyzna, z dobroduszn� okr�g�� twarz� i oczami patrz�cymi jakby troch� drwi�co, a troch� ze wsp�czuciem, pokiwa� g�ow�. � Nie takie to zn�w rzadkie � powiedzia�. � Sam pan wie, kapitanie. � Ale po dw�ch latach p�ywania bez przerwy mogliby da� mi troch� oddechu � z�o�ci� si� kapitan. � Cz�owiek dziczeje, dzieci go nie poznaj�, �ona nie wie, �e ma m�a. Pan sobie wyobra�a co ona czu�a, kiedy po paru zaledwie dniach wczas�w przysz�o to wezwanie? � Wyobra�am sobie, jak pan kl�� � u�miechn�� si� gospodarz.� No, ale co zrobi�? Sta�o si�. Zdarzy� si� ten nieszcz�liwy wypadek i musia�em za��da� nowego kapitana. � No dobra � kapitan sapn�� jakby odczu� ulg� po tym wybuchu roz�alenia. � Jestem, obejm� statek i nie ma o czym gada�. Podczas ca�ej tej rozmowy obaj stali naprzeciw siebie w niewielkim pokoju-biurze przedstawiciela armatora rybackiego. Gospodarz wida� uzna�, �e wst�p maj� za sob�, bo jakby przypominaj�c sobie o obowi�zku go�cinno�ci powiedzia�: � Niech�e pan kapitan siada. Tak od razu zacz�li�my gada�, �e o wszystkim zapomnia�em. Zaraz dam kaw�. Prosz� zdj�� ko�uszek, tu ciep�o. Mo�e kieliszek koniaku? � Dzi�kuj� � kapitan siad�, ale ko�uszka nie zdj��, tylko go rozpi��. � Niech pan sobie nie robi k�opotu � powstrzymywa� krz�taj�cego si� gospodarza. Ale ten wiedzia�, co do niego nale�y. Wyj�� z barku p�ask� butelk� i p�kate kieliszki. Z du�� wpraw� nape�ni� je do po�owy br�zowym p�ynem. � Zdrowie pa�skie � uni�s� kieliszek. � Za dobry rejs i pe�ne �adownie. Kapitan skin�� g�ow�, wypi� �yk, postawi� kieliszek i zapali� podanego przez gospodarza papierosa. � No dobra � powiedzia�. � Do rzeczy. Jak statek? � W porz�dku. Prawie gotowy do wyj�cia. Za par� godzin mo�e pan i�� na �owisko. � Za�oga? � W komplecie. Kubiak to dobry chief, zadba� o wszystko. Jak si� zdarzy�o to nieszcz�cie kapitanowi Majowi, obj�� statek i do tej chwili tam rz�dzi. � Kubiak? Jerzy Kubiak? � w g�osie kapitana by�o co� wi�cej ni� zdziwienie. W ka�dym razie nie ucieszy�a go wiadomo��, �e Kubiak jest chiefem na statku, kt�ry ma obj��. Zaintrygowany gospodarz spyta� odruchowo: � Pan go chyba zna? � Nie. Zapad�a niezr�czna cisza. Gospodarz czeka� na co� wi�cej, ale kapitan poprzesta� na tym lakonicznym zaprzeczeniu. Po chwili wi�c, chc�c sprowokowa� swego rozm�wc�, podj�� temat. 6 � Kubiak to stary rybak. Ma kwalifikacje kapita�skie, swoje wyp�ywa�... � Dlaczego zatem nie dano mu dow�dztwa, tylko mnie �ci�gni�to z urlopu? � odwr�ci� spraw� kapitan, stawiaj�c gospodarza w nieco k�opotliwym po�o�eniu. � Nie wiem. Zreszt� nie moja sprawa � wzruszy� wymownie ramionami � o tym decyduje dyrekcja w Gdyni. Oni prowadz� swoj� w�asn� polityk�. Ja si� do niej nie wtr�cam. A co do Kubiaka, to chyba nie jest w najlepszej formie. P�ywa ju� sporo czasu bez przerwy. Mia� zej�� teraz, ale skoro zabrak�o kapitana, polecili mu zosta�. � Jasne, musi mnie wprowadzi�. Nowy kapitan i nowy chief to troch� za du�o na raz. � Gospodarz nie m�g� si� zorientowa�, czy kapitan drwi, czy m�wi powa�nie. � W ka�dym razie ten rejs odb�dziemy razem. A potem? � Potem musi zej��. Chyba troch� choruje. Gospodarzowi wydawa�o si�, �e kapitan odetchn�� z ulg� i jakby powesela�. Doko�czy� koniak, zakry� d�oni� kieliszek, kiedy gospodarz chcia� mu nala� ponownie, wsta� i podszed� do okna. Biuro przedstawiciela armatora znajdowa�o si� nie w samym porcie. Z okna pierwszego pi�tra mo�na by�o dostrzec tylko budynki portowe, czubki maszt�w stoj�cych przy nabrze�ach statk�w i d�ugi betonowy falochron zamykaj�cy wej�cie od strony otwartego morza. Dzie� by� szary, mglisty, chmury wisia�y nisko, bure, skot�owane, niewiele r�ni�ce si� od powierzchni widocznego st�d do�� dobrze morza. Zaraz za falochronem linia horyzontu zlewa�a si�, zaciera�a, jakby niebo i morze ��czy�y si� tam tworz�c nieprzyjazn�, trudn� do przebicia kurtyn�. Kapitan widzia�, jak nad falochronem od czasu do czasu ukazuj� si� bia�e, niezbyt wysokie wytryski piany, kt�r� wiatr natychmiast zamienia w py�. Nad ca�ym portem wisia�a nieprzyjemna atmosfera, zdawa�o si�, �e wszystko jest lepkie, brudne, szare. � Nie lubi� tego portu � powiedzia� odruchowo kapitan, stoj�c wci�� przy oknie. � W zimie nie jest tu przyjemnie � zgodzi� si� przedstawiciel armatora. � Latem jeszcze mo�na wytrzyma�, ale jesieni� i zim� jest rzeczywi�cie paskudnie. No i �atwy to on te� nie jest � podszed� do kapitana i stan�wszy rami� w rami� patrzy� na port. � To dlaczego nasz armator trzyma si� tej dziury? � �owiska blisko. Odbi�r ryby bezb��dny, organizacja dobra, warunki finansowe nie najgorsze, to powa�ne plusy � odpar�. � A pan tu pierwszy raz? � Nie, ju� bywa�em � powiedzia� kapitan. Odwr�ci� si� od okna, zapi�� ko�uszek, na�o�y� czapk� i si�gn�� po walizeczk�. P�jd�, jak mamy dzi� jeszcze wyj�� w morze, to szkoda czasu. � Wypada, �ebym pana wprowadzi� na statek � bez przekonania zaofiarowa� si� gospodarz. � Nie jestem dzieckiem � kapitan u�miechn�� si� lekko i wyci�gn�� d�o�. � Sam trafi�, a przy okazji bez uprzedzenia zobacz�, jak oni tam gospodaruj�. Do widzenia. � Jak pan sobie �yczy, kapitanie � gospodarz nie wygl�da� na zmartwionego. � W ka�dym razie wpadn� potem na statek, podrzuc� papiery. Kapitanat te� zawiadomi�, �e wychodzicie, tylko jeszcze ustalimy godzin�. � Dobrze � kapitan ju� szed� ku drzwiom. � Niech pan zawiadomi Gdyni�, �e jestem, obj��em statek i �e wszystko OK. � Naturalnie � powiedzia� gospodarz do plec�w kapitana, kt�ry ju� opuszcza� biuro. 2 Zaraz po wyj�ciu z budynku uderzy� go ten charakterystyczny, silny zapach rybackiego portu: ostra wo� ryb pomieszana z mocnym zapachem bliskiego morza, soli, dymu z pobliskich w�dzarni i statkowych smar�w, kt�re, mimo do�� ostrych rygor�w portowych, zawsze jednak jako� wydostawa�y si� na zewn�trz, tworz�c t�uste plamy w basenach i osad na burtach statk�w. 7 Pogoda by�a paskudna. Dopiero teraz, gdy szed� od biura w g��b portu, poczu� w pe�ni wilgo� wciskaj�c� si� za ko�nierz, oblepiaj�c� twarz i sprawiaj�c�, �e ca�y stawa� si� lepki. Niewielki mrozek by� niemal nieodczuwalny, a roztopiony sol� i rozje�d�ony ko�ami licznych pojazd�w �nieg tworzy� pod stopami brudn�, czepiaj�c� si� but�w bryj� i sprawia�, �e stopy �lizga�y si� nieustannie w tej lepkiej mazi. Wielki samoch�d-ch�odnia z wymalowan� na aluminiowych bokach reklam� wyrob�w rybnych przejecha� tu� obok niego. Spod k� trysn�a fontanna b�ota, ochlapuj�c go od st�p do g��w. Zakl�� gniewnie, otar� r�kawic� bok ko�uszka, strz�sn�� brudny �nieg z walizki i poszed� dalej. Przy do�� szerokim betonowym nabrze�u trwa�a zwyk�a krz�tanina. Wy�adowywano beczki ze �ledziami, skrzynki pe�ne ryb w lodzie, w drug� stron�, na statki, w�drowa� prowiant: po�cie mro�onego mi�sa, opakowane w kartony produkty potrzebne w rejsie. Rozejrza� si� przystaj�c. Szuka� wzrokiem swego statku. Sta�o ich bowiem przy nabrze�u wiele. By�y r�ne: niekt�re du�e, kilkudziesi�ciometrowe, stare i nowe, a nawet zupe�nie nowe, widocznie niedawno wypuszczone ze stoczni. Te ostatnie wyr�nia�y si� bia�ymi nadbud�wkami, g�adko i r�wno pomalowanymi burtami; wygl�da�y jak arystokracja w�r�d szarej, roboczej, rybackiej braci. Nie brakowa�o te� rybackiego drobiazgu: kutr�w, trawler�w, czasem starych smoluch�w, biednych i mocno zaniedbanych, kt�rym nie wiadomo jakim cudem wydawano jeszcze zezwolenia na po�owy, i nowszych, wyg�askanych, starannie utrzymanych, motorowych, z antenami radarowymi na niewysokich masztach. Kapitan ogarnia� to wszystko wzrokiem stan�wszy z boku, by nie przeszkadza� stale kr�c�cym si� pojazdom. Z miejsca, w kt�rym sta�, widzia� ca�y port. By� to niezbyt wielki prostok�tny basen. Od strony l�du ci�gn�o si� g��wne nabrze�e, przy kt�rym cumowa�o najwi�cej statk�w. Tam te� wznosi�y si� g��wne budynki portowe, magazyny, biura firm obs�uguj�cych statki, pomieszczenia armator�w, ch�odnie, sk�adowiska beczek i skrzynek, pouk�adanych do�� porz�dnie na szerokiej przestrzeni mi�dzy statkami a zabudowaniami. Bieg�a tam te� linia kolejowa, aby �adunki ryb mog�y w�drowa� wprost do ch�odzonych wagon�w. Samochody najr�niejszych marek i firm uzupe�nia�y transport portowy. Tu� przy nim ci�gn�o si� drugie nabrze�e, wychodz�ce poza �w basen, kt�ry mia� przed sob�. I tu cumowa�y statki, cho� by�o ich znacznie mniej, bo miejsce to by�o mniej zaciszne. Gdy morze silnie atakowa�o wej�cie do portu, dochodzi�a tu niekiedy fala. Dalej, na lewo od niego, jako przed�u�enie owego bocznego nabrze�a, wida� by�o d�ugi, do�� wysoki, betonowy falochron. Za�amany pod k�tem prostym, zamienia� si� jakby w poprzeczne molo dochodz�ce a� do miejsca, w kt�rym znajdowa�y si� dwie �g��wki� oznaczaj�ce wej�cie. Ten falochron chroni� ca�y port przed atakami morza, za nim by�a ju� wielka, niczym nie ograniczona przestrze� wody. Tam by�a reda, gdzie statki niekiedy musia�y czeka� na wej�cie do portu. Mi�dzy pierwszym g��wnym basenem portowym, tym wype�nionym statkami i do�� szczelnie zabudowanym, a owym falochronem, ci�gn�� si� jeszcze jeden betonowy falochron. Sprawia� on, �e ca�y port by� przedzielony na dwie cz�ci: tamt� wewn�trzn�, cich�, bezpieczn�, w pe�ni chronion� od najwi�kszych nawet fal sztormowych i najsilniejszych podmuch�w wiatru, i drug�, bli�sz� morzu, ju� nie tak szczelnie os�oni�t�, ale jednak odgrodzon� tym d�ugim pasmem betonu od otwartego morza. To by� awanport. Tu nie cumowa�y �adne jednostki, chyba �e w razie ostatecznej konieczno�ci i to nie przy betonowym pirsie, a z boku, przytulone tak, by od morza id�ce powiewy lub falowanie nie wyrz�dzi�o im szkody. Mowy nie mog�o by�, �eby cumowa�y tam jednostki podczas dni sztormowych, gdy� morze potrafi�o si� przedostawa� do awanportu i przy wietrze p�nocno-wschodnim lub p�nocnym powodowa�o do�� siln� fal�. Tu w�a�nie, w tym awanporcie, po przej�ciu mi�dzy g��wkami z otwartego morza, statki musia�y wykonywa� zwrot, p�yn�� czas jaki� w prawo, do ko�ca poprzecznego falochronu i tam ponownie skr�ca�, tym razem w lewo, ju� do portu wewn�trznego. 8 Betonowe, palczaste, grube gwiazdobloki chroni�y ten pirs przed szczeg�lnie silnymi atakami fal i dawa�y gwarancj�, �e w wewn�trznym basenie b�dzie spokojnie i bezpiecznie. One te� sprawia�y, �e cho�by by�a najlepsza pogoda, przy tym poprzecznym betonowym pirsie statki cumowa� nie mog�y, a kapitanowie podczas manewr�w wej�ciowych woleli trzyma� si� �rodka awanportu. Ten uk�ad sprawia�, �e port nie cieszy� si� zbyt wielk� sympati�, zw�aszcza kapitan�w wi�kszych statk�w, kt�rym trudniej by�o manewrowa� w awanporcie i wykonywa� a� dwa zwroty na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Kapitan wiedzia� o tym wszystkim, zna� ten port, jego zalety i wady. Tote� patrz�c teraz wok� siebie, nie przygl�da� si� nabrze�om, falochronom, budynkom portowym i ca�ej tej tak dobrze mu znanej scenerii. Przenosi� wzrok z kad�uba na kad�ub staraj�c si� odnale�� statek, kt�ry mia� za chwil� obj�� i poprowadzi� na morze Nie musia� d�ugo szuka�. Przy ko�cu g��wnego nabrze�a, tam zreszt�, gdzie zwykle stawa�y jednostki jego gdy�skiego armatora, dojrza� czarny kad�ub, znajome nadbud�wki, charakterystyczny komin i mostek. Statek wyr�nia� si� wyra�nie spo�r�d innych. By� du�y, rzadko kt�ry ze stoj�cych w porcie m�g� si� z nim r�wna�. Na tle rybackich prywatnych kuterk�w i wi�kszych �odzi zdawa� si� by� prawdziwym dalekomorskim kolosem. Z daleka te� wida� by�o przy nim ruch: sta�a ci�ar�wka wy�adowuj�ca zaopatrzenie, bomy wnosi�y z nabrze�a beczki na �ledzie i inne �adunki potrzebne do po�ow�w. Wida� by�o ludzi krz�taj�cych si� na pok�adzie, cho� z tej odleg�o�ci trudno by�o rozpozna� poszczeg�lne osoby. Nie namy�laj�c si� d�u�ej i nie zwa�aj�c ju� na rozpa�kany �nieg, poszed� szybko w tym kierunku. Po chwili znalaz� si� przy burcie statku. Podni�s� g�ow�. Na dziobie wida� by�o bia�y du�y napis �GDY-79�. Na mostku widnia�a bia�a tabliczka z napisem �Prosna�. Ta sama nazwa z dodatkiem portu macierzystego wypisana by�a na rufie. Poczu� si� tak, jakby dotar� do domu. W tej chwili nie pami�ta� ju� o tym, �e niespodziewanie przerwano mu urlop. Mia� przed sob� s w � j statek, swoj� za�og� i wiedzia�, �e jeszcze dzi� musi opu�ci� port i i�� na �owiska. Odczeka� a� wi�kszy hiw przejdzie mu nad g�ow�, po czym nios�c swoj� walizk� wst�pi� na trap. 3 Statek lekko chodzi� przy nabrze�u, ale by�y to ruchy tak nik�e, �e m�g� je poczu� tylko kto� do�wiadczony, przywyk�y do �ycia na morzu. Z pomieszczenia tu� przy trapie wyszed� cz�owiek w waciaku i czapce z nausznikami. Zagrodzi� mu drog� i zapyta� twardym, niewiele maj�cym wsp�lnego z angielskim j�zykiem akcentem: � Yes sir? � Dobra � kapitan mimo woli u�miechn�� si�. � Mo�ecie m�wi� po polsku. � O, to dobrze � wachtowy ucieszy� si� wyra�nie. Zaraz jednak obrzuci� przybysza czujnym spojrzeniem. � Pan do kogo? � W porz�dku � kapitan zrobi� nieokre�lony ruch r�k�, ale nie poda� d�oni rybakowi. � Jestem waszym nowym kapitanem. To zrobi�o wra�enie na wachtowym. Nie by� przygotowany na widok nowego �starego� w cywilu. Mimo woli wyprostowa� si�, z twarzy znikn�� mu u�miech. � Tak, panie kapitanie � b�kn�� � dzie� dobry � doda� i zawiesi� g�os, nie wiedz�c co m�wi� dalej. Kapitan wybawi� go z k�opotu pytaniem: � Chief na pok�adzie? � Tak jest, panie kapitanie � odpar� skwapliwie rybak. � S� wszyscy oficerowie. Starszy mechanik i... 9 � Dobrze � przerwa� mu kapitan. � Nie potrzebujecie podawa� mi pe�nej listy obecno�ci. Pyta�em tylko o pierwszego. � Tak jest, zawo�a� go? � wachtowy ca�� sylwetk� wyra�a� gotowo�� spe�nienia ka�dego �yczenia kapitana. Z ty�u, w korytarzu, ukaza�a si� czyja� g�owa i zaraz znikn�a. �Oho, ju� statek b�dzie wiedzia�, �e jestem� � pomy�la� kapitan, a g�o�no odpar� wachtowemu: � Nie trzeba. Powiedzcie mu tylko, �eby za chwil� przyszed� do mojej kabiny. � Tak jest � rybak powtarza� to jak wojskowy podw�adny wobec prze�o�onego. Kapitan spojrza� na niego uwa�niej. Lubi� dyscyplin�, ceni� i zachowywa� dystans mi�dzy sob� a podw�adnymi, uwa�a�, �e poufa�o�� i nadmierne zbli�enie prowadzi do rozlu�nienia i sprawia, �e za�oga roz�azi si� kapitanowi w r�kach, a obowi�zki wype�nia byle jak. Wiedzia�, �e we flocie rybackiej znaj� go jako cz�owieka surowego, wymagaj�cego bezwzgl�dnego pos�usze�stwa, a nawet tyrana, kt�ry zbyt mocno trzyma ludzi �za mord�. Nie przejmowa� si� tym. Sam sobie stawia� wysokie wymagania na s�u�bie i tego samego oczekiwa� od za�ogi. Niew�tpliwie wachtowy musia� to i owo o nim s�ysze�. Przemkn�o mu wi�c przez my�l pytanie: lizus czy s�u�bista? Ale tylko przemkn�o; nie zastanawia� si� nad tym d�u�ej uznaj�c, �e zd��y jeszcze pozna� i tego rybaka i ca�� za�og�. Skierowa� si� do drzwi wiod�cych w g��b statku. Us�ysza� jeszcze za sob� g�os: � Pomog� panu kapitanowi � i poczu�, �e wachtowy chce wzi�� od niego walizk�. � Nie trzeba � �achn�� si� szorstko. � Pilnujcie trapu. � Rybak cofn�� si� speszony, a kapitan wszed� do wn�trza. Nie potrzebowa� przewodnika. Zna� te statki. Na takiej samej jednostce jak �Prosna� by� kiedy� pierwszym oficerem, m�g� do ka�dego zakamarka trafi� z zawi�zanymi oczami. Poszed� wi�c pewnie korytarzem, potem po do�� stromych i w�skich schodach wewn�trznych wspi�� si� na wy�szy pok�ad i dotar� do drzwi, na kt�rych widnia�a mosi�na tabliczka z napisem �kapitan�. Uni�s� r�k� i w ostatniej chwili powstrzyma� si� rozbawiony. Chcia� zapuka� do w�asnych drzwi! Nacisn�� klamk� i wszed�. Kabina by�a niewielka, ale urz�dzona do�� przyjemnie. Pod �cian� biurko, puste, czyste, jakby nigdy nie u�ywane. Nad nim p�eczka na podr�czne ksi��ki. Przy drugiej �cianie niewysoki barek, nad nim w czarnych ramkach reprodukcja krajobrazu: jakie� pag�rki pokryte sosnowym lasem z polan�, na kt�rej pas�o si� stado owiec. Przez moment poczu� lekk� t�sknot�; dopiero co odwo�ano go przecie� z podobnej okolicy, tyle �e teraz bia�ej, pokrytej �niegiem. Zaraz jednak przesta� o tym my�le� i dalej lustrowa� kabin�. W rogu sta�a za�amana pod k�tem prostym kanapka, przed ni� owalny stolik i dwa ci�kie fotele, w �cianie okr�g�y bulaj. Wyjrza� i zobaczy� poprzeczny falochron odgradzaj�cy basen portowy od awanportu, a dalej ten drugi, oddzielaj�cy ca�y port od morza. W�a�nie zza betonu wystrzeli�y fontanny piany, kt�ra polecia�a z wiatrem stopniowo zanikaj�c w wilgotnym, mglistym powietrzu. Jaki� niezbyt wielki statek rybacki wychodzi� w�a�nie z portu. Robi� �agodny �uk w awanporcie, kierowa� dzi�b mi�dzy g��wki wyznaczaj�ce wyj�cie i zarazem wej�cie do portu. Oderwa� wzrok od tego widoku i post�pi� dalej stawiaj�c wreszcie walizk�, kt�r� do tej pory bezwiednie trzyma� w d�oni. Zajrza� do ma�ej �azienki, rzuci� okiem na miniaturow� sypialni� z wysok� koj�, pod kt�r� znajdowa�y si� trzy szuflady. Wszystko by�o takie, jak si� spodziewa�. Na statku nie dokonano �adnych przer�bek, ka�dy mebel znajdowa� si� na swoim miejscu. Poczu� zadowolenie, dozna� uczucia jakby naprawd� znalaz� si� we w�asnym domu. Na takim samym statku p�ywa� ostatnio, przywyk� do ka�dego szczeg�u, wi�c od razu poczu� si� tu dobrze i swobodnie. Nie lubi� zmian. Wr�ci� do g��wnej kabiny i wreszcie zdj�� ko�uszek. Dopiero teraz poczu�, �e jest mu gor�co. Cho� na dworze mr�z nie by� zbyt wielki, mechanicy jak zwykle przesadzali z ogrzewaniem. Otworzy� bulaj, g��boko zaczerpn�� powietrza i skierowa� si� do drzwi wiod�cych wprost z kabiny do pomieszcze� nawigacyjnych. Nim jednak nacisn�� klamk�, us�ysza� pukanie. 10 � Tak! � krzykn�� przez rami�. Do kabiny wszed� chudy, wysoki m�czyzna, niezbyt ju� m�ody, lekko przygarbiony, jakby w ten spos�b chcia� zmniejszy� sw� zbyt wysok� posta�. Bia�� bluz� widocznie na�o�y� w po�piechu, bo guziki mia� zapi�te �le i jedna po�a by�a d�u�sza od drugiej, co kapitan natychmiast zauwa�y�. � Dzie� dobry, panie kapitanie � powiedzia� przyby�y. � Jestem pa�skim stewardem. � M�wi� wolno, bez przymilno�ci i zbytniej s�u�alczo�ci, tylko lekki sk�on siwiej�cej ju� g�owy mia� wyrazi� szacunek i gotowo�� do us�ug. Kapitanowi spodoba�a si� ta postawa, ale nie m�g� si� powstrzyma� od drobnej z�o�liwo�ci: � Ciesz� si� � powiedzia�. � Ale niech pan si� zapnie porz�dnie, guziki si� panu pomyli�y. Steward nic nie powiedzia�, tylko wolno, bez nadmiernego po�piechu czy �lad�w zawstydzenia, zapi�� bluz� w�a�ciwie i czeka� na polecenia. W�wczas kapitan zbli�y� si�, wyci�gn�� r�k� i powiedzia�: � Wenta. � Steward u�cisn�� d�o� kapita�sk�, zn�w pochyli� lekko g�ow� i odpar�: � Florski jestem, panie kapitanie. Dionizy Florski. �Jednak jest w nim co� z kelnera � pomy�la� kapitan. � Ale niez�y, wida�, �e nie wazeliniarz. No dobra, zobaczymy jaki b�dzie naprawd� � g�o�no za� powiedzia� z u�miechem: � No, to si� ju� znamy, panie Dionizy. Niech pan mi rozpakuje walizk� i poupycha rzeczy gdzie trzeba. � Tak, panie kapitanie � g�os stewarda by� ci�gle jednakowo r�wny i spokojny. � A mo�e poda� co� gor�cego? Jad� pan kapitan obiad? �Zna swoje obowi�zki. Wol� takiego ni� m�odego przem�drza�ego g�wniarza� � kapitan by� coraz bardziej zadowolony. � Jad�em w samolocie � odpar�. � Ale niech pan mi przyniesie mocnej kawy. Takiej solidnej � podkre�li� � nie lury. Lubi� szatana! � Dobrze, zaraz b�dzie � steward przestawi� walizk� ze �rodka kabiny do sypialni i wyszed� spe�ni� polecenie. Kapitan przeszed� do kabiny nawigacyjnej. By� tu do�� du�y st� z przytwierdzon� nad nim do �ciany ruchom� lamp� podobn� do tej, jakie s� nad rajzbretami w biurach konstrukcyjnych. Na stole le�a�a roz�o�ona mapa z konturami brzegu w pobli�u ich portu. Ca�y obszar, na kt�rym operowa� ich statek, by� oznaczony liniami. Gdzieniegdzie widnia�y otoczone k�kiem kropki oznaczaj�ce pozycje i cienko, zwyk�ym o��wkiem, wpisane godziny. Widocznie nie sprz�tn�li jeszcze tej mapy po powrocie do portu. P�k o��wk�w w ci�kim metalowym kubku, gumka i cyrkiel z ekierk� uzupe�nia�y wyposa�enie sto�u. Obok by�a szafka z pozosta�ymi mapami i schowek na flagi morskiego kodu. Pude�ko z sekstansem i lorneta w futerale spoczywa�y na osobnej p�ce. Zajrza� jeszcze do sterowni. I tu panowa� porz�dek. Zrobi�o to na kapitanie dobre wra�enie. Ca�y ten pobie�ny wprawdzie przegl�d nape�ni� go zadowoleniem. Wida� by�o, �e cho� nie starano si� przygotowa� statku specjalnie na jego przybycie, wsz�dzie panowa� porz�dek, wszystko znajdowa�o si� na swoim miejscu, by�o gotowe do u�ycia. Nastawi�o go to �yczliwie do za�ogi. Z ty�u, w otwartych drzwiach kabiny nawigacyjnej, ukaza� si� steward. � Kawa na stole, panie kapitanie � powiedzia�. � Przyszed� te� pierwszy oficer. � Kapitan skin�� g�ow�. � Ju� id�, dzi�kuj�. � W swojej kabinie ujrza� stoj�cego przy biurku m�czyzn�, kt�ry na pierwszy rzut oka wyda� mu si� mocno podstarza�y. By� niezbyt wysoki, w dodatku przygarbiony, jaki� osowia�y, bez oznak zwyk�ego w takich wypadkach o�ywienia czy zainteresowania spotkaniem z nowym kapitanem. Mia� na sobie marynarski mundur, dosy� porz�dnie wyczyszczony, cho� sfatygowany. Czapk� trzyma� w jednej r�ce, drug� opar� o blat biurka, jakby mu trudno�� sprawia�o swobodne stanie na nogach. Twarz mia� mizern�, oczy zapadni�te, a ciemna, do�� g�sta broda z widniej�cymi tu i �wdzie srebrnymi nitkami jeszcze pot�gowa�a 11 pierwsze niekorzystne wra�enie. Nie tak wyobra�a� sobie kapitan Kubiaka, ale nie mia� teraz czasu na analizowanie swoich wra�e� i zbyt d�ugie przygl�danie si� starszemu oficerowi, bo ten podszed� i przedstawi� si�: � Kubiak, jestem tu chiefem � powiedzia� troch� przygaszonym g�osem, jakby nawet na rozmow� nie mia� zbyt wielkiej ochoty. Kapitan przywita� si�, wyra�nie wym�wi� swoje nazwisko i oznajmi�: � Wiem. Czyta�em list� za�ogi przed przyjazdem tutaj. A przede wszystkim zainteresowa�em si�, jakich mam oficer�w. � Starszy oficer odpowiedzia� nik�ym u�miechem, ale nie odezwa� si�. Ten cz�owiek nie m�g� by� taki stary, jakim si� wydawa� na pierwszy rzut oka! Zaraz, ile J�zek ma lat? Niewiele ponad czterdzie�ci, a byli chyba z J�zkiem r�wnolatkami. Kapitana zadziwi� jego wygl�d, postawa, powolno�� i jaka� oci�a�o��, jakby chief czu� zniech�cenie do ca�ego �wiata. Bynajmniej nie wygl�da� na �podrywacza�, wr�cz przeciwnie. A przecie�... J�zek nie k�ama�. Zbyt g��boko prze�y� to wszystko. Tak si� jako� z�o�y�o, �e cho� we flocie rybackiej znali si� niemal wszyscy, a ju� szczeg�lnie starsi sta�em i wiekiem oficerowie, nigdy si� do tej pory nie spotkali z Kubiakiem, nigdy nie p�ywali razem. Ale mia� o nim wyrobiony s�d na podstawie tego, co mu J�zek niegdy� opowiada�. J�zek, jego jedyny prawdziwy przyjaciel, kt�rego ten cz�owiek skrzywdzi�. No, ale teraz musz� razem pracowa� na tym statku. Wi�c, przerywaj�c niezr�czn� cisz�, powiedzia�: � Niech pan siada, chiefie, napijemy si� kawy, pogadamy chwil�, je�li pan teraz mo�e. � Jak kapitan ka�e... � odpar� chief i kapitan nie wiedzia�, czy to by� �art, czy drwina. Zaraz jednak doda�: � Na statku idzie wszystko bez k�opot�w, obejd� si� na razie beze mnie. Kapitan usiad� na kanapce, chief zaj�� miejsce naprzeciw niego, w fotelu. Steward nala� im kawy i odsun�wszy si� nieco do ty�u czeka� bez s�owa na dalsze polecenia. Kapitan u�miechn�� si� do chiefa: � Po jednym na zapoznanie si�, co? � Jak kapitan ka�e... � powt�rzy� chief, ale tym razem u�miechn�� si� daj�c do zrozumienia, �e to �art i przyjmuje propozycj�. Kapitan skin�� g�ow�. � Na co pan ma ochot�? � Pan tu rz�dzi. � Daj pan spok�j � powiedzia� kapitan. � Jest pan teraz jeszcze moim go�ciem. Jak sko�czymy rozmow�, zaczn� si� obowi�zki, dyscyplina, dystanse i to wszystko co ma by�. Na razie chwila zapoznawcza, wi�c? � No to jeden koniak dobrze by mi zrobi� � odpar� chief. � Zgoda, dwa koniaki � zadysponowa� kapitan. Steward w milczeniu i z ca�� powag� nala� koniaku do baniastych kieliszk�w, postawi� butelk� na stole i na znak dany przez kapitana znikn�� z kabiny. Kapitan uj�� kieliszek w palce, przez chwil� wykonywa� nim koliste ruchy, potem powiedzia� patrz�c oficerowi w oczy: � No, chiefie, nie jestem zwolennikiem uczt statkowych, wielkich przyj��, popijania przez oficer�w i za�og�. Ale ten kieliszek wypij� z przyjemno�ci�. � Pomy�la� przez moment, �e mo�e niepotrzebnie to wszystko m�wi, �e rozgada� si� wbrew swemu zwyczajowi. Doko�czy� szybko: � �eby nam si� dobrze razem p�ywa�o, du�o �owi�o, pa�skie zdrowie. � Pa�skie, kapitanie � skin�� g�ow� chief. Lekko stukn�li si� kieliszkami i wypili do dna. Obaj zaraz si�gn�li po kaw�. By�a pachn�ca, aromatyczna, cho� ju� lekko wystyg�a. Kapitan poda� chiefowi papierosa i gdy zapalili, odezwa� si� nie patrz�c na niego: � Jak to si� sta�o? � Co? � nie zrozumia� pytania chief. � No ta historia z moim poprzednikiem � w g�osie kapitana zabrzmia�a nuta zniecierpliwienia. Powolno�� chiefa i jego zachowanie zaczyna�y mu z wolna dzia�a� na nerwy. Chief skin�� g�ow� i odpar� przepraszaj�co: 12 � Niech pan wybaczy, nie wiedzia�em o co pan pyta. Jestem troch� wypompowany, na statku mamy ko�owr�t, jak to zwykle przed wyj�ciem, w dodatku by�em sam, wi�c wszystko na mojej g�owie, a w og�le troch� si� czuj� jako� tak... � zawiesi� g�os, jakby nie m�g� znale�� okre�lenia, kt�re by najtrafniej odda�o jego stan. Kapitan spojrza� na niego, u�miechn�� si� przyja�nie i powiedzia� �agodnie: � No, chief, nie trzeba si� �ama�. Rozumiem, �e taka historia mog�a was wszystkich r�bn��, w ko�cu nie co dzie� si� zdarza, �eby dow�dca rozk�ada� si� niespodziewanie i w dodatku tak paskudnie. Lubili�cie go, jak s�ysza�em. � To dobry kapitan i przyzwoity cz�owiek � Odpar� chief. � Niem�ody � zauwa�y� kapitan. � Tak, ale co to za wiek? Nie mia� jeszcze sze��dziesi�tki, s� tacy co p�ywaj� d�u�ej, starsi. Trzyma� si� �wietnie. � I co mu si� sta�o tak nagle? � W�a�ciwie nie ma o czym m�wi� � mrukn�� niech�tnie starszy oficer. � Wypadek, jaki si� mo�e zdarzy� ka�demu. Kapitan po prostu spad� ze schod�w. � Nie powie mi pan, �e to taka zwyk�a rzecz w przypadku kapitana statku. Spada i koniec. � Pochyli� si� nad sto�em, spojrza� przenikliwie w oczy chiefowi i zapyta� niemal konspiracyjnym szeptem: � By� na bani? � Wszyscy pytaj� o to samo � oficer u�miechn�� si� krzywo, znu�ony wyra�nie tym wypytywaniem. � On nie pi� ju� wcale. Mia� nadci�nienie i co� tam jeszcze, grozi� mu wylew krwi do m�zgu, wi�c sobie powiedzia�; dosy�, swoje w �yciu wypi�em, teraz kolej na innych, ja odpoczn�. � M�wi pan, jakby pan przy tym by�. � To s� jego w�asne s�owa. Do mnie tak m�wi� i co wi�cej: przestrzega� tego. Chcia� jeszcze po�y�, doci�gn�� do emerytury, nacieszy� si�, jak m�wi�, wnukami i �owieniem ryb, ale nie w morzu, tylko w jeziorze albo w rzeczce. Uwielbia� to, ka�dy urlop sp�dza� mocz�c kij w wodzie... � Wi�c co to by�o? Mo�e ten wylew? � Chyba nie, bo by� przytomny, gdy go zabierali, cho� musia�o go bole� jak diabli. Potem powiedzieli, �e uszkodzony kr�gos�up, wyjdzie kalek�, na statek ju� nie wr�ci. � No c�, bywa � mrukn�� kapitan i si�gn�� po butelk�. � Jeszcze troch�? � Ale odrobin� � zastrzeg� si� chief. � Zgoda, ja te� na du�o nie mam ch�ci -� kapitan nala�. � Zatem jego zdrowie, �eby si� jako� wykaraska�. Chief wypi� w milczeniu. Kapitan �ykn�� kawy, przez chwil� tak�e milcza�, jakby przetrawia� to, co us�ysza� od starszego oficera. Niespodziewanie spojrza� bystro i powiedzia�: � Chiefie, niech pan si� nie pogniewa, ale lubi� sytuacje jasne i niedwuznaczne. � O co chodzi, panie kapitanie? � chief zrobi� si� czujny. � Niech pan mi powie, ale tak po m�sku, czemu panu nie dali tego statku? � Mnie? � chief uni�s� brwi, nie spodziewa� si� tego pytania. � Czemu si� pan dziwi? � m�wi� kapitan zapalaj�c papierosa. � Kwalifikacje pan ma, lata wyp�ywane z nadwy�k�, statek pan zna jak swoj� kiesze�. Za�og� te�. Wi�c co jest? Nie mogli panu da� �Prosny� zamiast mnie �ci�ga�? Chief ju� opanowa� zdziwienie. Wzruszy� ramionami z niemal demonstracyjn� oboj�tno�ci�. � Mia�em zej�� ju� po tym rejsie. Gdyby nie ten wypadek kapitana, dzisiaj by�bym w kraju. � To nie jest odpowied� � stwierdzi� kapitan. � W rezultacie pan nie odszed� na urlop, a mnie przerwali odpoczynek. 13 � Niezbadane s� wyroki kadr � chief pr�bowa� si� u�miechn��. � Ale nie ma o czym m�wi�. Moim zdaniem zrobili dobrze. Nie nadaj� si� do samodzielnego poprowadzenia statku. Przynajmniej nie teraz. Kapitan nie dawa� za wygran�. Uderzy�a go nuta rezygnacji brzmi�ca w g�osie starszego oficera. Musia� wiedzie� jaki rejs go czeka, ten cz�owiek mia� by� jego praw� r�k�. Tote� zapyta� staraj�c si� nada� swemu g�osowi jak najbardziej przyjazne brzmienie. � Chiefie, co jest? Pan chory? � Sam nie wiem � chief wzruszy� ramionami jakby chcia� spraw� zbagatelizowa�. � Ale niech pan si� nie martwi, dam sobie w rejsie rad�. Potem mo�e wreszcie zmustruj� i pomieszkam troch� w domu... � Zobaczymy � mrukn�� kapitan. � Sam pan wie, jak to bywa... � My�l�, �e tym razem nie zrobi� mi kawa�u � odpar� chief. � Po prostu nie wytrzymam. Musz� i�� na urlop. � Jasne. No wi�c zajmijmy si� teraz troch� naszymi sprawami. Jak statek? � W porz�dku. � A na oko nie wygl�da najlepiej � troch� z�o�liwie zauwa�y� kapitan. � Odrapany jak jaki weteran. � Przecie� pan wie, �e par� miesi�cy telepiemy si� po tych stronach, a wystarcz� dwa rejsy, �eby statek wygl�da� jak wrak. � M�g� bosman troch� go doprowadzi� do porz�dku podczas postoju. � Nie by�o kiedy. Stoimy trzeci dzie�. Jak by jeszcze ze dwa, to by si� troch� usun�o rdz�... � Nie postoimy. Armator goni w morze, sezon w pe�ni. � Wiem. � No, to statek wytrzyma do stoczni. My�l�, �e wiosn� poleci do Gdyni. Taki przynajmniej jest plan. A p�ki co, trzeba �owi�, bez przerwy. � Wiem � chief nieznacznie wzruszy� ramionami. Troch� go irytowa�a ta rozmowa. Pouczenia, jakby by� nowicjuszem, ton wy�szo�ci, uwagi wypowiadane troch� z g�ry, z du�� pewno�ci� siebie... Niby nie by�o to nic wielkiego, a jednak doznawa� niemi�ego uczucia, �e nowy kapitan traktuje go troch� jak ma�o do�wiadczonego oficerka, kt�rego trzeba poucza� i prowadzi� za r�czk�. Przyzwyczai� si� do czego innego � poprzedni kapitan dawa� mu niemal ca�kowicie woln� r�k�. P�ywali razem d�ugo i �stary� wiedzia�, �e w ka�dej sprawie mo�e zaufa� chiefowi, kt�ry nawet w najtrudniejszej sytuacji potrafi sobie poradzi�. Dopiero gdy zdarzy�o si�, �e morze szala�o bez opami�tania, sieci rwa�y si�, statek mia� najwi�ksze dopuszczalne przechy�y albo maszyna zaczyna�a zawodzi�, stary wychodzi� na mostek, zapoznawa� si� z sytuacj�, ale i wtedy stara� si� nie ingerowa�. Zawsze g�osi�, �e najlepszy jest ten szef, kt�ry nie przeszkadza swoim ludziom w wykonywaniu ich obowi�zk�w. To dopingowa�o ca�� za�og�. Chief wiedzia�, �e Wenta szlify kapita�skie zdoby� stosunkowo nie tak zn�w dawno, dwa czy trzy lata temu. Wiele mu jeszcze brakowa�o do obycia i do�wiadczenia tamtego kapitana. Jasne wi�c, �e chce wszystko wiedzie�, zbada�, i �e sam ma zamiar wszystkim kierowa�. Mimo wszystko by�o mu troch� przykro, bo przywyk�, �e w�a�ciwie on by� na tym statku gospodarzem, a przynajmniej w sprawach nawigacyjno-pok�adowych i po�owowych. Tylko co do �nosa�, gdzie znale�� �awic� i jak szybko nape�ni� �adownie ryb� � zdaniem chiefa � nikt w ca�ej flocie rybackiej, mo�e poza kapitanem �akiem, nie m�g� dor�wna� by�emu kapitanowi. �No, zobaczymy jaki ten b�dzie� � pomy�la�, ale g�o�no nic nie powiedzia�, a Wenta pyta� nadal: � A jak za�oga, chiefie? � W porz�dku, panie kapitanie. � Wenta zrobi� d�oni� gest wyra�aj�cy zniecierpliwienie. � Pan powtarza mi tu w k�ko: w porz�dku, dobrze, okay, jak automat. 14 � O co chodzi, panie kapitanie? � chief podni�s� wzrok i �mia�o spojrza� w oczy kapitanowi. � Mo�na by pomy�le�, �e to idealny statek z za�og� z�o�on� z anio��w. Ozdoba floty. � Nie wiem, co pan ma na my�li � burkn�� chief wyra�nie dotkni�ty t� z�o�liw� uwag�. � To naprawd� dobry statek i dobra za�oga. Nie wiem, czy ozdoba floty, ale nie raz zajmowali�my pierwsze miejsce, a w czo��wce byli�my stale. � Nie ma si� co obra�a� � �agodzi� kapitan si�gaj�c po koniak. Chief jednak odsun�� sw�j kieliszek. � Dzi�kuj�, panie kapitanie. Mam moc roboty i nie czuj� si� dobrze. Boj� si� pi�, bo mo�e mnie to os�abi�. � Jednak pan si� obrazi� � roze�mia� si� kapitan troch� sztucznie. � My�l�, �e si� nie zrozumieli�my. Nie chcia�em obni�a� warto�ci statku i za�ogi. Wiem o osi�gni�ciach po�owowych. Ale jestem tu nowy. Chc� wszystko pozna� dok�adnie. Statek, ka�dy jego zakamarek i ka�dego cz�owieka. A kogo mam pyta�, jak nie chiefa, swoj� praw� r�k�? � Z gadania niewiele jest po�ytku. Kiedy zobaczy pan ludzi przy robocie, wtedy pan sobie wyrobi o nich w�asne zdanie. O statku te�. � Ma pan racj� � ust�pi� kapitan. � Niech pan jeszcze powie, czy te anio�y wszystkie s� na statku? � Paru jeszcze jest na l�dzie. Niekt�rzy co� za�atwiaj�, kilku ma wolne. � Nie pozalewaj� si�? � Rzadko si� zdarza. W ka�dym razie pierwsza wachta b�dzie trze�wa. � Sk�d pan wie? � Bo w ca�o�ci jest na pok�adzie. � Dobra, chief. Z tego wynika, �e wszystko gra. Kiedy mo�emy wychodzi�? � Jutro z rana na pewno. � Dopiero? Po co mamy sta� jeszcze przez noc? � zdziwi� si� kapitan. � Lepiej wyj�� z rana. � Co jest, chiefie? Chce pan noc zmarnowa�? Przez ten czas mo�emy wyj�� kawa� w morze i rano ju� zacz�� �owi�. � Jak pan kapitan chce � chief powiedzia� to takim tonem, �e kapitan spojrza� na niego przeci�gle i zapyta�: � Co pan kr�ci? Statek nie jest taki idealny, jak pan m�wi�? � Nic podobnego. � Wi�c o co chodzi? Nie powiedzia� mi pan wszystkiego? � O statku tak. Ale ten port... � Co port? Co pan ma na my�li? � To wredny port, kapitanie. Kto mo�e unika go w nocy. � Przesada. � Mo�e. Ale nie wiem, czy pan kapitan tu ju� by�... � By�em. Dwa czy trzy razy. � No, to powinien pan wiedzie�, �e nie bardzo tu bezpiecznie. � Przesada! � Pan tu wp�ywa� jako chief, nie kapitan. Zreszt� mo�e by�y dobre warunki. Teraz nie jest najlepiej. � Chief, straszy mnie pan jak ma�e dziecko. Czy ja si� wczoraj urodzi�em? � kapitan by� z�y. Poczu� si� dotkni�ty w swej godno�ci zawodowej.� M�wi pan jak do nowicjusza. � Nie chcia�em pana urazi�, przepraszam � powiedzia� chief, lecz wcale nie mia� skruszonej miny. � Chcia� pan szczero�ci, wi�c m�wi�em szczerze. � Nie wyobra�am sobie, �eby�my mogli z sob� wsp�pracowa� bez ca�kowitej szczero�ci � sztywno powiedzia� kapitan. 15 � No w�a�nie � podchwyci� chief. � Dlatego nie ukrywam swojego zdania, �e nie ma sensu wychodzi� st�d po ciemku. Ten port ma swoje pu�apki i �atwo si� w nie wpakowa�. Szczeg�lnie w zimie, a jeszcze przy takiej p�sztormowej pogodzie... � Ci�gle mnie pan straszy � kapitan zmarszczy� brwi, �A ja zdaj� si� m�wi�em, �e ju� tu bywa�em. � Jako chief, nie kapitan � powt�rzy� pierwszy oficer. � A pan kim jest � kapitan niemal krzykn��. � Przecie� te� chiefem. Wi�c niech pan mnie nie uczy. Wyjdziemy przed wieczorem a jak nie zd��ymy, to w nocy. Jak najwcze�niej. Chief wsta�. Uzna�, �e rozmowa jest sko�czona. � Mo�na odej��? � Tak. Niech pan szykuje statek, jak m�wi�em. Zaraz si� przejd� i sam wszystko zobacz�. � Tak jest. � I niech pan tu poprosi starszego mechanika. Albo nie, sam do niego p�jd�. Jest na burcie? � Jest. � Dobrze. Dzi�kuj�. Chief ruszy� ku drzwiom. Kapitan z nachmurzon� min� patrzy� za nim. I gdy starszy oficer ju� otwiera� drzwi, rzuci� jeszcze za nim. � Chief! � Tak, panie kapitanie � pierwszy wykona� p�obr�t. � Pan si� bardzo �le czuje? � Nie ma sprawy. Wytrzymam ten rejs. � Bo jak co� �le, to do lekarza i zostanie pan. Wygl�da pan na chorego... � Wszystko w porz�dku, panie kapitanie, dam sobie rad�, wytrzymam. Chyba, �e pan kapitan uwa�a, �e powinienem zej��... � No, chiefie � kapitan wsta�, zbli�y� si� nieco. � Bez histerii, dobrze? Troch� ostrzejsza rozmowa i ju� obraza? � Nie ma mowy o obra�aniu si� � wolno odpar� chief. � Decyzja nie do mnie nale�y. Ja tylko by�em szczery, jak pan kapitan sobie �yczy�. � No i dobrze. Jestem panu wdzi�czny � podszed� jeszcze bli�ej, po�o�y� r�k� na ramieniu oficera i doda� patrz�c mu w oczy. � Tylko niech pan mnie nie traktuje jak dziecko. Ja wiem, �e ka�dy nowy �stary� jest przyjmowany nieufnie, obw�chiwany, ale ja naprawd� sporo ju� lat prze�y�em na �owiskach. � Wiem. � No w�a�nie. Za�oga, jak pan m�wi, dobra, statek sprawny. A reszta, to ju� zwyk�a robota. Jest na statku locja? Jest. S� plany portu i mapy podej�� razem z red�? � Jasne. � No wi�c o co chodzi? Szczeg�y dopowie mi pan. Licz� na lojalno��. � To oczywiste. � No wi�c! Razem na pewno sobie poradzimy. Niech pan b�dzie spokojny. Jest pan w troch� gorszej kondycji i st�d chyba te obawy. No, ale wszystko b�dzie okay. � Klepn�� go silniej w rami� i lekko popchn�� w stron� drzwi. � Szkoda czasu. Do roboty. Prosz� przygotowa� statek do wyj�cia i to jak najpr�dzej. Panu przecie� te� zale�y, �eby szybko wr�ci�, nie? A im wcze�niej wyjdziemy, tym wcze�niej wr�cimy! � Tak jest, panie kapitanie � bez zapa�u powiedzia� chief i wyszed�. Kapitan patrzy� d�ug� chwil� za nim; nie by� zadowolony z tej rozmowy. Nie lubi�, kiedy jego dobra wola spotyka�a si� z niew�a�ciwym przyj�ciem. No, ale w ko�cu on jest tu kapitanem i �aden chief nie b�dzie mu dyktowa�, co ma robi�. Si�gn�� po czapk� i ko�uszek. Postanowi� obejrze� statek. 16 4 Pierwszy oficer po meldunku bosmana, �e wszystkie prace sko�czone, poszed� do kapitana. Nie musia� go szuka� daleko, by� bowiem w kabince nawigacyjnej. Pochylony nad sto�em studiowa� map� portu i jego najbli�szych okolic. Jaskrawe �wiat�o lampy rzuca�o silny kr�g na bia�� kart� mapy. Kapitan uwa�nie przygl�da� si� liniom oznaczaj�cym falochrony, g��wki portu, sprawdza� g��boko�ci na redzie i w samym wej�ciu, a tak�e w awanporcie. Gdy us�ysza�, �e kto� wszed�, podni�s� g�ow�. � A to pan � ucieszy� si� na widok chiefa. � No jak? � Wszystko w porz�dku, panie kapitanie. Robota sko�czona. � To dobrze � kapitan nie ukrywa� zadowolenia. � Szybciej posz�o ni� si� spodziewali�my. � Za�oga pracowa�a rekordowo � zauwa�y� chief. � Chcieli pokaza� nowemu staremu jacy s� dobrzy? � roze�mia� si� kapitan i przekornie spojrzawszy na chiefa doda�: � A mo�e pan im tak da� do wiwatu? � Jedno i drugie � odpar� pierwszy oficer. � Najwa�niejsze, �e statek gotowy do wyj�cia � kapitan na�o�y� czapk� i ruszy� pierwszy przez sterowni� na skrzyd�o mostku. Oparty o nadburcie patrzy� przez d�ug� chwil� w d�. Widzia� marynarzy przy trapie, s�ysza� nawet strz�pki ich g�os�w, zaraz jednak znikn�li wewn�trz statku. Pok�ad by� teraz pusty, czysty, �adownie zakryte i tylko trap ��czy� jeszcze burt� z nabrze�em. � Dobrze to wygl�da � pochwali� kapitan. Odwr�ci� si� do pierwszego oficera. � No, chief, wychodzimy. � Zaraz? � chief powiedzia� to bez specjalnego nacisku, ale kapitan us�ysza� w jego g�osie niezadowolenie i jak gdyby nagan�. Machn�� wi�c r�k�, jakby si� op�dza� od uprzykrzonego komara. Powiedzia� twardo: � Swoje zdanie wyrazi�em i nie b�dziemy ju� do tego wraca�, chief. � Tak jest � spokojnie odpowiedzia� oficer. � Ale mo�e by chocia� za�oga zjad�a kolacj�? Odsapn� chwil� po tej har�wce, a wyj�cie op�ni si� przez to najwy�ej o p� godziny. � Dajmy spok�j tym targom � uci�� kapitan. � Przecie� to nie dzieci. Do roboty przyzwyczajeni, a posi�ki nieraz jedz� z wi�kszym op�nieniem. Chc� wyj�� jak najpr�dzej z tej dziury i p�yn�� na �owisko. Maszyna gotowa, starszy mechanik uprzedzony, za�oga przez te p� godziny wytrzyma jeszcze bez kolacji. No, chief, dosy� gadania, dzwo� pan na manewry. � Tak, panie kapitanie � pierwszy oficer powiedzia� to bardzo urz�dowo, g�osem wypranym z wszelkiej emocji. Natychmiast te� podszed� do �ciany i nacisn�� przycisk alarmowy. Momentalnie zabrzmia�y przenikliwe, szarpi�ce nerwy dzwonki. Po chwili ju� ca�y statek o�y�; rozleg� si� tupot n�g, trzaskanie metalowych drzwi, na pok�adzie ukazali si� ludzie. Do ster�wki wszed� trzeci oficer i zaj�� miejsce przy telegrafie maszynowym. Tu� za nim ukaza� si� sternik. �u� jeszcze co�, widocznie przed kolacj� po�ywia� si� po wyt�onej pracy. Stan�� na gretingu i g�ruj�c nad wszystkimi o g�ow�, w milczeniu uj�� d�o�mi ko�o sterowe. Starszy oficer rzuci� okiem po ster�wce sprawdzaj�c, czy wszystko w porz�dku, potem odszed� przez skrzyd�o mostku na dzi�b, gdzie by�o jego miejsce podczas manewr�w. Kapitan zdj�� korek z tuby g�osowej, dmuchn�� i gdy zg�osi� si� starszy mechanik, zapyta�: � Jak maszyna, gotowa? � Tak jest � us�ysza� st�umiony przez rur� g�os. � W porz�dku, zaraz odbijamy � zatka� rur� i podszed� do okna ster�wki. Mia� teraz przed sob� plejad� �wiate� ��tych, bia�ych, czerwonych i zielonych. Ich blask wydobywa� z g�stego mroku niewyra�ne zarysy nabrze�y i kad�ub�w statk�w. Tam, gdzie by�a wolna dla manewr�w przestrze� wody, zalega� g�sty mrok. Widoczno�� utrudnia�y jeszcze p�atki �niegu miecione uko�nie zacinaj�cym wiatrem. 17 Najpierw wyczu�, jak kad�ub pod stopami zaczyna lekko wibrowa�, potem us�ysza� lekkie, mocno przyt�umione dudnienie maszyny. Chwil� trwa�o nim m�g� dostrzec, �e dzi�b statku wolno odchodzi od nabrze�a. Mi�dzy betonem a dziobem otwiera�a si� coraz szersza, czarna szczelina. P�yn�li. Budynki, s�abo widoczne za kurtyn� �wiat�a rzucanego na nabrze�e przez latarnie, oddala�y si� coraz bardziej, kierowali si� tam, gdzie poprzeczny falochron odgradza� awanport od w�a�ciwego wyj�cia w morze. 5 Prowadzi� statek uwa�nie i ostro�nie. Mo�e nawet zbyt ostro�nie, bo wiedzia�, �e ca�a za�oga, a szczeg�lnie oficerowie, bacznie go obserwuj� i ka�de potkni�cie czy najdrobniejsza niedok�adno�� b�d� potem komentowane. Wiedzia�, jak ludzie �obw�chuj�� nowego starego. Ale by� pewny siebie. Widzia� wyra�nie �wiat�a i namierniki. Bez k�opotu wyprowadzi� statek z wewn�trznego basenu, wykona� zwrot w prawo i pop�yn�� wprost ku wyj�ciu z portu. Awanport by� dosy� przestronny, odczuwa�o si� tutaj lekkie falowanie, ale du�y statek, jakim by�a �Prosna�, szed� pos�usznie i dobrze reagowa� na ka�de drgni�cie steru. Trzasn�y drzwi i pierwszy oficer wszed� do ster�wki. Kapitan ledwo na niego spojrza�, bo w�a�nie nakazywa� sternikowi zwrot w lewo, mi�dzy betonowe ostrogi, na ko�cu kt�rych miga�y zielone i czerwone �wiat�a oznaczaj�ce wyj�cie z portu. Dzi�b statku pos�usznie skierowa� si� w czarny kana�, wiod�cy mi�dzy tymi ostrogami. Ca�y port zosta� za ruf�, teraz mieli przed sob� tylko te dwa migaj�ce rytmicznie �wiat�a, a za nimi nieprzeniknion� czer� nocy. Kapitan spojrza� na ekran radaru. Nic nie zagradza�o im drogi; przestrze� przed dziobem statku by�a wolna. Po obu stronach w�a�nie ukaza� si� beton ostr�g wybiegaj�cych w morze. Jeszcze kilka minut, a statek wyjdzie spomi�dzy nich i p�jdzie w ciemno�ci, samotnie zmierzaj�c na �owisko. Kapitan wyszed� na skrzyd�o mostku. U�wiadomi� sobie, �e jednak przez ca�y czas manewr�w by� napi�ty i dopiero teraz poczu� ulg�. Mia� ochot� na papierosa, ale wiatr i �nieg nadal zacinaj�cy z p�nocnego wschodu sprawi�y, �e postanowi� jeszcze powstrzyma� si�, dop�ki ca�kiem nie wyjd� na red� i b�dzie m�g� wej�� na powr�t do ster�wki. By�o zimno, mr�z niezbyt silny, jednak dosy� dokuczliwy w po��czeniu z wiatrem, szczypa� w uszy i policzki. Drobne p�atki �niegu wirowa�y doko�a, widoczno�� by�a zerowa i tylko przez t� kurtyn� z boku majaczy�y �wiat�a ruchliwe i ma�o wyra�ne. K�tem oka dojrza�, �e chief wychodzi ze ster�wki. Przez chwil� rozgl�da� si�, potem stan�� obok. Pali� papierosa os�aniaj�c go zwini�t� d�oni�. Kapitan silniej poczu� ochot� zaci�gni�cia si� dymem. Statek sun�� mi�dzy dwoma betonowymi falochronami. Na ich ko�cu, teraz zupe�nie wyra�ne, mruga�y �wiat�a. Beton wzd�u� burt statku wygl�da� jak czarne grube wa�y, a tylko �wiat�a, padaj�ce z bulaj�w w tylnej cz�ci statku, ukazywa�y kamienie do po�owy zanurzone w wodzie i wy�ej r�wn� lini� szarego cementu. � Manewry posz�y �wietnie � przerwa� milczenie kapitan. � Wida�, �e za�oga zgrana. Oby tak dalej. Chief wzruszy� ramionami. � Znaj� statek � odpar�. � S� tu tacy, co po par� lat na nim p�ywaj�. Pewnie lubi� to pud�o. � A pan nie? � Dobry statek � mrukn�� chief. � Ale s� lepsze. Zreszt� co tu chwali�: p�ywa si�, �owi i to ca�a sprawa. Kapitan popatrzy� na pierwszego oficera. Widzia� niezbyt wyra�nie jego profil na tle nieco ja�niejszego od czerni nocy prostok�ta drzwi. Chief patrzy� na mijany falochron. Od przodu ju� b�yski czerwonej latarni wydobywa�y na moment statek i ich sylwetki z mroku. Papieros rzucony przez chiefa za burt� zatoczy� �uk i zgas� nim jeszcze dotkn�� wody. Kapitan przez chwil� milcza�, patrz�c na coraz bli�sze �wiat�a na ko�cach falochron�w. Nagle zapyta�: 18 � Chief, co panu jest? Nie jest pan ze mn� szczery... Pierwszy oficer odwr�ci� g�ow�, popatrzy� w mroku na kapitana. B�ysn�y oczy, w kt�rych odbi�o si� czerwone �wiat�o latarni. � Nie, panie kapitanie � powiedzia� niemrawo. � Po prostu nie czuj� si� najlepiej. � Got�w jestem my�le�, �e na m�j widok poczu� si� pan �le i im d�u�ej jeste�my razem, tym gorzej si� pan czuje � chief nie wiedzia�, czy kapitan �artuje czy ironizuje. Wzruszy� ramionami i odpowiedzia�: � Ani jedno, ani drugie. Chyba troch� mnie wzi�a grypa. No i pewnie przem�czenie te� siedzi w ko�ciach. Co tu gada�, tyle miesi�cy orki, zapomnia�em jak �ona wygl�da. � St�skni� si� pan? � teraz g�os kapitana by� cieplejszy. Chief jednak nie mia� zamiaru podtrzymywa� rozmowy w tym tonie. Odpar� zn�w po swojemu, mrukliwie: � No nic, ten rejs przetrzymam na pewno, a na urlopie si� wylecz�. Kapitan chcia� jeszcze co� powiedzie�, ale nie zd��y�, bo chief nagle cofn�� si� dwa kroki ku drzwiom do ster�wki i krzykn�� g�o�no: � Daj dziesi�� stopni w lewo! Sternik zareagowa� momentalnie: zakr�ci� ko�em, spojrza� na ig�� kompasu i odkrzykn��: � Jest dziesi�� w lewo! � Co jest! � hukn�� kapitan z w�ciek�o�ci�. � Czemu pan schodzi z kursu? Chief zn�w zbli�y� si� do niego. W ciemno�ci kapitan nie widzia� jego twarzy, ale po g�osie pozna�, �e jest speszony. Powiedzia� niezbyt g�o�no, widocznie pragn�c, by ni sternik, ni trzeci nie us�yszeli. � Przepraszam, panie kapitanie. � Wyra�nie chcia� zatuszowa� odruchowo pope�niony nietakt. � Powinienem poprosi� o pozwolenie, ale to odruch. � Co pan opowiada, jaki odruch? � sierdzi� si� kapitan, cho� i on ju� nie krzycza�, a m�wi� st�umionym g�osem, by nie nara�a� autorytetu chiefa strofowaniem go przy podw�adnych. � Czemu pan to zrobi�? � Tu zawsze trzeba przy wyj�ciu odbi� troch� w lewo � wyja�nia� chief. � Po choler�? Szli�my �rodkiem, r�wno, a pa�ski manewr m�g� nas wpakowa� na lewy falochron! � Nie. Jak si� wychodzi to trzeba da� w lewo, a jak si� wchodzi to w prawo, tak, �eby i�� jak najbli�ej tego falochronu � chief pokaza� r�k� ko�cz�cy si� w�a�nie wa� betonu po lewej burcie statku. � Co za bzdury mi pan tu opowiada � kapitan by� nadal z�y. � Jest tor wody, wej�cie normalnie oznakowane na planie portu �adnych dodatkowych znak�w ani wskaz�wek nie ma, wi�c o co chodzi? � Panie kapitanie � chief wyja�nia� cierpliwie, nadal z t� nut� uleg�o�ci za manewr, na kt�ry pozwoli� sobie wobec kapitana dowodz�cego statkiem i prowadz�cego go osobi�cie � tu, ko�o tej ko�c�wki mola � teraz pokazywa� r�k� na beton po prawej burcie wychodz�cego statku � zawsze trzeba uwa�a�. Pod wod� jest par� metr�w p�ycizny, falochron nie opada stromo, ale uko�nie, w stron� �rodka toru wodnego. Pod wod� s� kamienie, jak si� idzie za blisko, mo�na si� na nie nadzia�. Trzeba uwa�a�, omin�� je i w�a�nie ja... Kapitan chwil� milcza�, potem powiedzia� z naciskiem: � Chief, wiem, �e m�j poprzednik we wszystkim si� zdawa� na pana i pewnie dobrze robi�. Ja jestem nowy. Mam swoje sposoby kierowania statkiem i prowadzenia go. Jak b�d� chcia�, �eby mnie pan zast�pi�, to pana poprosz�. Powiedzia�em panu to po prostu, �eby wszystko by�o jasne. � Obrazi� si� pan? � Nie, nie ma sprawy. Zreszt� ju� po wszystkim, jeste�my za g��wkami. Teraz prosta droga. Pa�ska wachta, niech pan prowadzi statek. Za�oga mo�e zje�� kolacj�. Ja id� troch� pospa�, oczy mi si� klej�, ostatni raz spa�em na urlopie, w g�rach � roze�mia� si� i troch� roz�a- 19 dowa� tym niezbyt dobry nastr�j, jaki si� wytworzy� po tym incydencie. Chief skin�� g�ow� i wszed� do ster�wki. Trzasn�y drzwi. To kapitan wreszcie poszed� do siebie. Trzeci stan�� obok chiefa i powiedzia�: � Pi�a ten nowy stary, co? Na wszystko ma oko i wszystko chce sam w gar�ci trzyma�. � Od tego jest na statku stary, �eby wszystko w gar�ci trzyma� � mrukn�� oboj�tnie chief. � Pewnie. � Id� na kolacj� i pospa� � pop�dzi� trzeciego chief czuj�c, �e ma on ochot� poplotkowa� jeszcze o nowym kapitanie. � Dobra, trzymaj si� � trzeci opu�ci� ster�wk�. Zrobi�o si� w niej pusto i cicho. Chief kaza� sternikowi naprowadzi� statek na w�a�ciwy kurs, sprawdzi�, czy na ekranie radaru nie ma nic nowego, wyjrza� ze skrzyde� mostku na zewn�trz, ale coraz bardziej zimny i przenikliwy wiatr pr�dko go wp�dzi� z powrotem do �rodka. Schowa� si� w nawigacyjnej, gdzie siad�szy na kanapie zdj�� czapk�, zapali� papierosa i pogr��y� si� w leniwym bezw�adzie. Czu� si� tak, jakby przez ca�y dzi