3496

Szczegóły
Tytuł 3496
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3496 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3496 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3496 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Carlos Mari Federici Zwi�zek Maeterlincka Kerwood odsapn��. Klei�a mu si� koszula do plec�w, a pod pachami te� czu� ciep��, lepk� ma�. Pot sp�ywa� ze� strumieniami rysuj�c wspania�e plamy po obu bokach. Oto moje mokre szlify wygnania, pomy�la� z sarkazmem. Zdenerwowany, nie przerywa� swojej w�dr�wki tam i z powrotem po pokoju. - Co� tu u was cieplutko - odezwa� si� Saldana. Kerwood w odpowiedzi zrzuci� z siebie koszul� i �ci�gn�� skarpetki. Czy m�g� zrobi� co� jeszcze bez uszczerbku dla swojej rangi, kt�r� w ostatnich dniach zacz�� uwa�a� za osobist� zniewag�? - Ju� trzy razy zg�asza�em konieczno�� naprawienia termu - poczu� si� w obowi�zku odpowiedzie�. - I prosz�.,. - wzruszy� ramionami. Saldana mimowolnie uczyni� gest zrozumienia. Siedzia� bez ruchu od d�u�szego czasu i tylko nad jego g�rna warg� wida� by�o nitk� male�kich kropelek. Ten czarnow�osy Latynos by� dla Kerwooda zagadk�. Mia� w sobie co� tak enigmatycznego, jak, nie przymierzaj�c, tubylcy z Kamohatti. W ko�cu �y� w�r�d nich przez siedem lat - oczywi�cie zachowuj�c dystans, jakiego wymaga�y normy konwiwencji z odmiennymi rasami - wi�c do�� si� naobserwowa�. - Je�li mam by� szczery, to czuj� si� rozczarowany- u�miechn�� si� Saldana. - Marzy�em sobie o mi�ym ch�odku w konsulacie DSAPu, a tymczasem.,. Kerwood z wyra�nym wysi�kiem odpowiedzia� na u�miech tamtego. Przeszed� jeszcze par� krok�w po gabinecie i w ko�cu z rezygnacj� zaj�� miejsce za biurkiem Duboisa. Poduszka opad�a ze �wistem pod jego po�ladkami. Kerwood z niezadowoleniem przypomina� sobie swoje obietnice przeprowadzenia kuracji odt�uszczaj�cej. Niebom niech b�d� dzi�ki, zaraz si� pocieszy�, �e w tym piekielnym klimacie siedemdziesi�t pi�� procent kalorii wyp�ywa porami sk�ry, Pochyli� si� nad biurkiem, z��czy� grube palce obu r�k i u�miechn�� si� do Latynoamerykanina, rzucaj�c dobroduszn� zaczepk�: - Wie pan, �e b�d� mia� przez pana cholerne k�opoty? Saldana zwr�ci� do niego g�ow� gestem przeprosin a zarazem nonszalancji. Jakie to dla nich typowe, pomy�la� Kerwood, podobnie jak z natychmiastowym dostosowaniem si� do tych okropnych temperatur tropiku. Przyjmuj� poz� lub zachowanie "x" i trwaj� w nich niezmiennie, jakby byli nieustraszonymi bohaterami, spi�owymi pomnikami. Nie potrafi� nawet zdoby� si� na wypowiedzenie formu�ek grzeczno�ciowych. Czego nas nauczy�a historia w ci�gu ostatnich pi��dziesi�ciu siedmiu lat? Powstanie Po�udniowej Federacji spowodowa�o utworzenie si� silnego bloku obronnego przeciwko gwa�townej ekspansji Demokratycznych Stan�w Ameryki P�nocnej. Pr�bowano, owszem, sforsowa� �w blok z pomoc� r�nych machinacji maj�cych na celu odrodzenia oportunizmu mi�dzynarodowego, ale odkryto, �e PF silnie si� trzyma dzi�ki prymitywnemu dziedzicznemu uporowi tubylc�w, nazywanemu przez nich... godno�ci�. Niemniej ich dyplomaci robili najbardziej uk�adne miny, hm... a takich niewielu ju� mo�na spotka� na Matce Ziemi. Oczywi�cie, tu, w kosmosie, sprawy mia�y si� inaczej. Na Zewn�trz nieliczni po�udniowcy nale�eli raczej do rarae aves, ostatniego �ywego eksponatu indywidualizmu charakteryzuj�cego si� romantyk� i umi�owaniem przyg�d, kt�re to cechy - Kerwood by� zami�owanym paleobiografem - potwierdza�y z�y smak Hemingwaya i r�nych pulps... Ten tu Saldana wydaje si� reprezentowa� najbardziej typowe egzemplum. Nie wiem, co z panem zrobi�, z... pa�stwem - wyzna� Kerwood, Przesun�� palcami po rudej szczecinie pokrywaj�cej jego czaszk� - Sprawa jest delikatna, pan to rozumie, i je�li mam by� szczery, obawiam si�, �e moje do�wiadczenie... Przekl�ta historia, pomy�la�. Przekl�ty Basil de Boll, kt�ry wys�a� do ��ka dyrektora do Spraw Ksenokontakt�w. Przekl�ty Di Trazzi, �e te� akurat ten tydzie� wybra� sobie na urlop, �eby si� o�eni�, zreszt� po raz si�dmy, oczywi�cie musia� jecha� na Matk�, bo to w dobrym tonie, i gdzie�by indziej, jak nie do rodzinnego terramiasta. Przekl�te obowi�zki, kt�re Dubois, bo te� musia� wybra� si� na urlop, zwali� na jego barki, nie racz�c uporz�dkowa� wszystkich spraw. Jakby jeszcze ma�o by�o tej piekielnej temperatury i wiecznej wilgoci... termokomory wci�� nie naprawione, bo w rubryce "Naprawy Semestralne" stoi jak terrabyk: �rodki wyczerpane. Niech to szlag trafi! W ko�cu, zdoby� si� na sprawiedliwo��, Saldana nie ma nic wsp�lnego, z k�opotami, z jakimi on tu si� musi boryka�. Podsun�� Latynosowi papiero�nic�. Przybysz wyci�gn�� papierosa. - To syntety. - obja�ni� Kerwood ale niez�e. Przynajmniej nie cuchn� spalon� terrakukurydz�. - A nie macie tu marihuany? za�artowa� Saldana. Amerykanin wyszczerzy� z�by. Facet jaki� do rzeczy, pomy�la�. - Nie dla mnie takie przyjemno�ci - odpowiedzia�. - Owszem, troch� dobrego jedzenia, dymku, ale �adnych �rodk�w halucynogennych. W powietrze przesycone wilgoci� unios�y si� g�ste k��by dymu - tak, ale rzeczywisto�ci ukry� w nich nie mo�na, zn�w zacz�� si� martwi� Kerwood. To tak, jakby komu� wpad�o co� do oka, a poszkodowany, zamiast od razu wyci�gn�� paskudztwo, przewraca ga�k� i czuj�c przez chwil� ulg�, uwa�a, �e wszystko w porz�dku. Ale kiedy popatrzy wprost, podra�niona t�cz�wka w gwa�townym b�lu przypomni o zapapranym oku. Trzeba by go rozgry��, ale jak si� do tego, zabra�? - Pan jest p�federatem, prawda? - zapyta� w swoim mniemaniu ust�pliwie i uprzejmie. - Nie. Urodzi�em si� w Maragwaju... Niech si� pan nie trudzi z odszukaniem tego miejsca na mapie - doda�. - Nie czu�bym si� uszcz�liwiony, gdyby pan zna� nasze po�o�enie geograficzne... a raczej nasz� sytuacj� geograficzn�. Uwa�am, �e jedyn� rzecz�, z jakiej powinni�my by� dumni, jest zupe�ny brak znaczenia naszego kraju na arenie terrapolitycznej. - Pan przesadza ze swoim sceptycyzmem - powiedzia� Kerwood. - S�ysza�em o pana kraju. Nale�y do dw�ch ostatnich, kt�re opar�y si� wcieleniu do P�federu. Wed�ug mnie jest to sprawa nie bez znaczenia ! - Jeden ze sposob�w na zdychania z g�odu! Gdyby�my nale�eli do Po�udniowej Federacji, byliby�my trzeciorz�dn� prowincja. A propagand� "silnego rz�du" Carlevara oszukuje si� tylko �o��dek, karmi�c go szowinistyczna zup� i kromka chleba... W ko�cu... Kerwood wyci�gn�� w jego stron� r�k� z wypalonym w po�owie papierosem. - To rzeczywi�cie nie dla pana. Ale jak tam panu powiod�o si� Na Zewn�trz? - Przez jaki� czas kr�ci�em si� z Satsami. - No, prosz�! Ekipy Konstrukcyjne! To musia� pan by� w Okr�gu 2! - Aha! Ale szybko mi si� znudzi�o. - A potem? - Pojecha�em na Pas Asteroid. Mo�na nie�le zarobi�. - W kopalni? To musi by� ci�ka praca. - Zale�y, Jaki kto ma grzbiet... Ale nie zawsze dobrze si� wychodzi na podziale. Wola�em zacz�� na w�asna r�k�. Pozna�em paru facet�w, agent�w z Astrosafari, no i widzi pan, jestem tutaj! - Pan pracuje jako przewodnik? - �eby zaspokaja� zachcianki zgrai wydelikaconych milioner�w? Owszem, pr�bowa�em i tego, ale szybko mi si� odechcia�o. Jestem zawodowym my�liwym. Zaopatruj� ogrody fauny pozaziemskiej i par� muze�w, oczywi�cie na Matce. Awanturnik, pomy�la� Kerwood, gdy� nie uzna� za stosowne wyrazi� swojej opinii g�o�no. W ko�cu nie na darmo interesowa� si� psychik� cudzoziemc�w... A w tym, a� kipi m�odzie�cza werwa... Ale oto ciekawo�� Kerwooda nagle si� ulotni�a, kiedy dostrzeg� po obu stronach ust tamtego pierwsze g��bokie bruzdy. Teraz ju� zupe�nie nie r�ni� si� od zwyk�ych pulps sprzed wieku. Te �lady znacz�, �e ko�cz� si� wielkie porywy i nami�tno��, stwierdzi� jednak troch� rozczarowany. - A co b�dzie z ni�? Pytanie Saldani zaskoczy�o po. Trzeba b�dzie co� postanowi�. - To sprawa delikatnej natury i o wiele trudniejsza od pa�skiej - powiedzia�. - Mn� niech si� pan nie przejmuje, W tym wszystkim obchodzi mnie tylko Hajeba. Kerwood podni�s� do piegowatego czo�a wymi�toszon�, mokr� szmat�, kt�ra niegdy� by�a chusteczk�. Czy�bym w�a�nie czyta� jaki� story thriller? Zdumia� si�. Miriady male�kich impuls�w przebieg�y mu przez wargi, kt�re, bardziej ku jego w�asnemu zaskoczeniu, ni� zdziwieniu Saldani, poruszy�y si� i uformowa�y w s�owa: - Czy pan jest w niej.., zakochany? - zapyta�. ...Badania przestrzeni kosmicznej (kt�rych post�puj�cemu rozwojowi stawa�a na przeszkodzie konieczno�� rozwi�zywania kolejnych pozornie wa�niejszych spraw takich jak: wy� demograficzny w okre�lonych �rodowiskach, kryzys �ywno�ciowy n�kaj�cy kt�r�� z nadmiernie rozrastaj�cych si� narodowo�ci �wiata etc.) sta�y si� wreszcie mo�liwe, dzi�ki pojawieniu si� Torr-33, co znacznie obni�y�o koszta podr�y kosmicznych, kt�re obecnie znajduj� si� w potencjalnym zasi�gu ka�dej korporacji, posiadaj�cej przeci�tny kapita� sta�y (1933). I tak nieoczekiwanie Homo Terraris zrzuci� swe kajdany, opu�ci� swoje wi�zienie, �eby przemieni� si� w Homo Spatti - je�li by�my chcieli wyrazi� �w fakt w stylu entuzjastyczno-eufemistycznym... Natomiast pos�uguj�c si� obiektywizmem historycznym, nale�y poda�, co nast�puje: owo awanturnictwo kosmiczne zwiod�o pi�tna�cie procent ludzko�ci, kt�ra ruszy�a na poszukiwanie kosmicznych przyg�d na innych planetach, gdy tymczasem pozosta�a wi�kszo�� pogr��y�a si� w b�ocie oddaj�c na�ogom i zboczeniom seksualnym, pogr��aj�c w abulii umys�owej, wzgl�dnie j�a wznieca� rewolucje... J. Banajak "Czas Przemiany" Je�liby wspomnienia z ca�ego mojego �ycia u�o�y� na palecie barw, w�wczas te z lat najm�odszych musia�bym widzie� poprzez czer� i szaro��: b�jki na brudnych ulicach, ciosy nosem, kopanie w j�dra. Pierwsze brutalne zwi�zki: dziewczyna jak nie posz�a sama, to si� j� bra�o si�� i zawsze temu towarzyszy�a oboj�tno��, zapach starego zje�cza�ego potu, tarcie �le ogolonych n�g. Stary, na�pany marihuan�, czy jakim� innym �wi�stwem, wrzeszczy: poleeece, poleeeeeec�, po czym rzuca si� z dziesi�tego pi�tra na bruk i zostaje z niego jajecznica. Chcia�em z tego wyj��. Prawie co godzin� na ulicy jaki� tumult: to Si�y Porz�dkowe rozprawiaj� si� z niezadowolonymi za pomaca gazu i pa�ek. Byli tacy, kt�rzy sp�dzali czas na fajdaniu �cian napisami w rodzaju: PRECZ Z CARLEVAREMI W JEDNO�CI ZWYCI�STWO! i inne bzdury w sprayu i smole. Inni, popieprzeni "intelektuali�ci", przebijali g�owami mur... Idioci! Je�li o mnie chodzi, chcia�em za wszelka cen�, cho�bym mia� sobie r�ce urobi� do �okci, uciec stamt�d na zawsze, wi�c powoli przygotowywa�em drog� Moje p�niejsze wspomnienia nabieraj� nieco innej barwy, nie s� ju� takie ponure, co� nieco� rozja�ni�o si� w moim �yciu. Ryzykowne prace - jedynie dobrze p�atne - wi�c: nitowanie belek na wysoko�ci p� kilometra w g�stych chmurach. Trzeba by�o w odpowiednie miejsce wystrzeli� snop ognia. Tymczasem p� tuzina szef�w Construrbanas siedzia�o przy kawusi i �adowa�o dywidendy do w�asnych kieszeni i patrzy�o, jak miasto im ro�nie. A owszem ros�o, jak wrz�d na... Albo pod wod�: niejeden zostawi� rekinom kawa� r�ki albo nogi, a wszyscy musieli�my si� d�ugo liza� z ran od soli morskich lub poparze�, bo nietrudno by�o wpa�� na meduz� albo o�miornic�. Pod ziemi� te� w "pewnych" kopalniach, w kt�rych, mimo zapewnie� o bezpiecze�stwie, s� wybuchy, po kt�rych z g�rnik�w pozostaje kupa poszarpanych flak�w... Krew wci�� jest ta�sza od pochodnych ropy. Owszem, by�y maszyny i roboty do tego typu prac, ale nie ka�da sp�ka handlowa mog�a sobie na nie pozwoli�. Z czasem moje wspomnienia nabieraj� troch� wi�cej barw. Mia�em jedyn� szans�: Na Zewn�trz. "Strzel si� w kosmos, ch�opcze, tam �atwiej... Rzaeczywi�cie, Torr-33 by�o genialnym wynalazkiem. Ka�dy, nawet smarkacz, z bied�, ale m�g� pozwoli� sobie na jakiego� kosmicznego grata. "Roboty Na Zewn�trz nie brakuje." I faktycznie, mo�liwo�ci by�o du�o. Wielkie firmy Sats zajmowa�y si� budow� stacji transmisyjnych i baz zaopatrzenia, Vigo przysposabia�y i konstruowa�y asteroidy, ca�e ich �a�cuchy, aby jak rodzynki z ciasta wydobywa� najbardziej u�yteczne minera�y, ale nie tylko, bo r�wnie� w celu obserwacji ruch�w KURAE i kraj�w-satelit�w. No wi�c, powstawa�y planety, ksi�yce, stacje kosmiczne i potrzeba by�o ludzi, ludzi, ludzi. No to wyruszy�em w kosmos. Polubi�em alkohol, pi�em najcz�ciej syntet, ale jak mog�em zdoby�, delektowa�em si� rumem i whisky Leg. Lubi�em mocne trunki i wiedzia�em, �e du�o mog� wypi�, ale nie by�em durniem. Nigdy si� nie upija�em - to dobre dla mi�czak�w. Pali�em te� dla przyjemno�ci. Lubi�em kobiety. Wszystko: papieros, trunek, kobieta, ale bez przesady, nie lecia�em do tego jak �ma do ognia. My�la�em, �e umia�em by� twardy. Nauczy�em si� polowa� na zwierz�ta nie znane na Matce Ziemi. Kiedy�, przechodz�c, nie mia�em w�wczas pracy, wszed�em do biura i przyj��em, co mi dali. Wyspecjalizowa�em si� w polowaniu na nieznane zwierz�ta za pomoc� kapsu� usypiaj�cych. Krwawe polowanie od samego pocz�tku by�o zabronione poza Matk�. Organizowa�em tak�e emocjonuj�ce, oczywi�cie sfabrykowane, astrosafari. AIP i tym razem nie musia�em d�ugo czeka�, �eby znudzili mnie ci niewydarzeni my�liwi, lalusi�, kt�rzy nie potrafili utrzyma� w r�ce sztucera. Kiedy strzelali, ze s�abo�ci i strachu trz�s�y im si� t�uste brzuchy. Mia�em par� wypadk�w z powodu idiot�w, kt�rzy szukali "mocnych wra�e�" i to dola�o oliwy do ognia. Postanowi�em za�o�y� w�asna firm�, wi�c najpierw obra�em szefa: Liber Saldana, obywatel systemu, a potem personel: Liber Saldana. God�o firmy: Za-u-fa-nie. Koniec. Sz�o nam dobrze... Pi�ty etap �ycia, to ju� wspania�e �ywe barwy. Ile� emocji, ci�g�e podniecenie, przygoda, obliczanie ryzyka, oby dany krop nie okaza� si� samob�jczy, �eby nie igra� z logicznimi przemy�leniami. Coraz bardziej podoba�o mi si� takie �ycie. Obce miejsca, nieznane stworzenia, fantastyczne d�ungle z drzewami czarnymi, czerwonymi, purpurowymi, ��tymi... Kar�owate s�o�ca, niebieskie i zimne, lub ogromne rozpalone kule pod kt�rymi wyp�ywa�y z cz�owieka hektolitry potu... Zielone nieba, nieba pomara�czowe, wrz�ce morza i daleko od t�umu. Czasem wizyta w jakim� terrakonsulacie, prawie zawsze DSAPu albo Komunistycznej Unii Republik Azji i Europy, albo w hotelowym burdelu czy tawernie. Ale w�a�nie teraz, ta pi�ta cz�� mojego �ycia nabiera we wspomnieniach barwy najczystszego z�ota. Szed�em �ladem articopa. Jest to skr�t nazwy naukowej, nie potrafi� poda� jej w ca�o�ci. Wi�c wydawa�o mi si�, �e jestem ju� blisko, poniewa� s�ysza�em jego sapanie. Arti oddycha nosem tak jak my, ale kiedy ucieka, wypuszcza powietrze przez otw�r, kt�ry ma... no jakby to powiedzie�...no... pod ogonem. Ten d�wi�k mo�na por�wna� z sapaniem gigantycznego miecha kowalskiego, je�li pan wie, co to jest. Kiedy ju� si� nabierze do�wiadczenia, dok�adnie mo�na rozr�ni�, kieruj�c si� tylko s�uchem, w jakiej odleg�o�ci mo�e znajdowa� si� to zwierz�. Nie mia�em z sob� pojazdu, poniewa� w tamtym regionie s� tylko d�ungle i moczary, wi�c typ maszyny, o pneumatycznych g�sienicach, jaki mia�em do dyspozycji, szczeg�lnie nie nadawa� si� do u�ytku. A wi�c, jakbym si� znalaz� w starych dobrych czasach: na nogach mia�em d�ugie plastykowe buty najlepszej jako�ci i by�em wyposa�ony w najlepszy sprz�t - refleks oczywi�cie. Na Kamohatti w niekt�rych miejscach grunt jest ruchomy, jakie zdradziecki dla nowicjusza. Dzia�o si� to na chwil� przed zapadni�ciem zmroku, kiedy milkn� g�osy zwierz�t. Jeszcze mo�na by�o widzie� ca�kiem wyra�nie, gdy� sta�a pokrywa chmur do�� dobrze odbija ostatnie promienie s�o�ca. S�ycha� wi�c by�o tylko chlupot but�w w b�ocie moczar�w, plaskanie przemoczonej koszuli i nieod��czne g�uche trzaski rozgniatanych butami g��w plantogad�w. Wychwala�em pod niebiosa dobr� faktur� mojego obuwia. ��d�o tych prawdziwie diabelskich ro�lin ukryte w kielichu, p�ku, czy jak si� to nazywa, gdyby mi wlaz�o w nog�, wstrzykn�oby jad, kt�ry w ci�gu paru godzin dotar�by a� do uda. Oczywi�cie ca�a noga by�aby ju� zgangrenowana. Nagle stan��em jak wryty. - Co to takiego? Mam zwyczaj m�wi� do siebie Wiem, �e mo�na to uwa�a� za �mieszne. Mnie si� jednak wydaje, �e takie rozmowy z samym sob� pomagaj�. Kto wie! Mo�e nawet dzi�ki nim zmniejsza si� ryzyko? Ten d�wi�k przypomina� krzyk articopa. Ale nie by� to krzyk przestrachu - pomimo swojego olbrzymiego cielska owe stworzenia s� p�ochliwe, a m�j articop czu� si� przecie� �cigany - lecz g�os euforii. S�ycha� go by�o w g�stwinie krzak�w zwanych rori, zwini�tych jak spaghetti. Z ca�� ostro�no�ci� u�y�em mikrolasu, �eby otworzy� sobie drog�. Najcie�sze �odygi rori maja grubo�� rury cylindra snorkela i konsystencj� p�ynnej stali. Tylko promienie laserowe daj� im rad�, dlatego nigdzie si� nie wybieram bez mojego o��wka. Kiedy ju� zrobi�em dziur� wielko�ci jajka liki, mog�em wreszcie zobaczy�, co si� dzieje tam, wewn�trz. Z regu�y rori rosn� w miejscach, gdzie ko�czy si� d�ungla, a zaczyna skalista pustynia. Wed�ug artyku�u, do kt�rego si� kiedy� zabra�em i jako� strawi�em, pewna grupa korzeni wydobywa sk�adniki od�ywcze z pod�o�a b�otnistego, inna natomiast z minera��w znajduj�cych si� w ska�ach i przekszta�ca je w substancje przyswajalne ze pomoc� czego� tam, ma to bardzo zawi�� nazw�, kt�r� wymy�lili uczeni, w ko�cu co innego maj� do roboty... Dla mnie wa�na jest tytko ta jedna rzecz: rori �ci�le odgraniczaj� dwa r�ne �rodowiska naturalne: moczary d�ungli i ska�y pustyni. Podszed�em bardzo blisko do otworu i ujrza�em rozleg�� r�wnin�, such� i pust�. W dali rozci�ga� si� �a�cuch g�rski, a z jednej strony do�� ograniczonego pola mojego widzenia zauwa�y�em nowy g�szcz rori, wskazuj�cy, �e dalej Jeszcze znajduje si� d�ungla. A na tej ogromnej scenie znajdowa� si� pierwszy aktor. By�o to zachwycaj�ce. �eb ma podobny do gigantycznej terragruszki, ozdobionej dwiema czarnymi lodowatymi p�kulami. Faktycznie te wielkie oczy widz� wszystko. Na samej g�rze tej gruszki znajduje si� obrzydliwy otw�r, kt�ry nieprzerwanie rozszerza si� i kurczy. Uczeni m�wi�, �e jest to otw�r nosowog�bowy. Nie b�d� si� sprzecza�. Dla mnie w ko�cu by� to tylko cel - tam w�a�nie �adowa�em grot sopowy. Cia�o d�ugo�ci siedmiu lub o�miu metr�w te� ma nie�le obstawione, skurczybyk, podobnie zreszt� jak g�ow�. Sze�� �ap, cho� para �rodkowych, atroficzna, zwisa zabawnie z ka�dego boku, w miejscu, gdzie kad�ub staje si� niewiarygodnie w�ski, co przypomina vita di vespa, jak mawia�y nasze praprababki, wi�c je�li te dwie kie�baski mog� by� zupe�nie niegro�ne, to przednie ko�czyny s� bardzo niebezpieczne. Prawa "r�ka" uzbrojona we wspaniale "uz�bione" szczypce mo�e odci�� g�ow� z tak� �atwo�ci� jak byle no�yczki kosmyk w�os�w. Lewa te� nie jest gorsza: na ko�cu ma "d�o�" z trzema "palcami", a ka�dy taki paluszek ko�czy si� pazurkiem d�ugo�ci czterdziestu centymetr�w, ostrym jak bagnet. Articop potrafi utrzymywa� pozycj� stoj�c�. Jego tylne dolne cz�onki maj� fantastyczne przeguby i �ci�gna i s� wspaniale umi�nione, co umo�liwia mu wykonywanie skok�w sze�� razy d�u�szych od jego cia�a. Ale �eby si� pocieszy�, arti skacze dziwnie rzadko, w zupe�nie wyj�tkowych przypadkach. Na przyk�ad, kiedy znajdzie si� w miejscu zamkni�tym lub takim, kt�re go oddziela ad jakiego� celu, wzgl�dnie, kiedy chce wyprzedzi� rywala zd��aj�cego ku samicy. Zwykle porusza si� u�ywaj�c �rodkowej cz�ci tylnych �ap wielko�ci l�downik�w, a kiedy jest znu�ony, odpoczywa podpieraj�c si� przednimi ko�czynami. A poniewa� wa�y oko�o dwu i p� tony, m�czy si� bardzo szybko, a wtedy k�adzie si� na brzuchu i wyci�ga ogon szeroki i sp�aszczony jak u terrabobra. Ale w�a�nie wtedy tym ogonem zacz�� t�uc o ziemi� wydaj�c przy tym euforyczne krzyki, a by�a to i�cie piekielna kombinacja beczenia terrajagni�cia, pohukiwania terrasowy i monotonnego �wierkania terracykady. �w g�os rozleg� si� jeszcze raz. I wtedy nogi si� pode mn� ugi�y. Ale nie z powodu tego wrzasku articopa. W�a�nie ujrza�em j �. I jest to moje ostatnio wspomnienie, z�oty sen mojego �ycia. W pozycji p�le��cej, podpiera�a si� �okciem, jej nagie rami� mia�o barw� terramiodu, pi�knie toczona noga by�a nieco ugi�ta, drug� r�k� trzyma�a przy twarzy. Nie wygl�da�a na przestraszon�, cho� smrodliwe sapanie zwierza rozwiewa�o jej bia�e w�osy podobne do wzburzonego oceanu mleka. Nastawi�em mikrolas na maksimum: krzewy rori pada�y jak lodowe �ciany bombardowane retrorakietami. Wpad�em w otw�r. Obcasy zastukota�y na skalistym pod�o�u, m�j oddech sta� si� ci�ki i chrapliwy, strumienie potu sp�ywa�y mi po plecach i piersi. Wci�gaj�c powietrze g��boko w p�uca, wyda�em gro�ny okrzyk. S�uchy articopa, zawsze czujne, wch�on�y m�j g�os. Poruszy� �bem i wypu�ci� spod ogona k��b cuchn�cego gazu. Ona te� spojrza�a w moj� stron�. Jeszcze raz, a teraz znajdowa�em si� w pe�nym biegu, straci�em zaufanie do w�asnych n�g. Ca�e moje cia�o a� do pi�t pokry�o si� g�si� sk�rk� i w�osy stan�y mi na g�owie. W fioletowym �wietle zmierzchu jej szeroko otwarte oczy owalne, o z�ocistej �renicy, porazi�y mnie. Zupe�nie jakbym mia� przed sob� �arnik Hill-06. Potrwa�oby troch�, zanim znikn��by z siatk�wki oczu jego o�lepiaj�cy odblask. Po nast�pnym ryku, �e u�yj� tego skr�tu, oprzytomnia�em ca�kowicie. Podbieg�em na odleg�o�� strza�u i w u�amku sekundy wycelowa�em automatyczny grotono�nik. I wtedy wydawa�o mi si�, �e �ni�: arti skoczy�! Nie do wiary! - wydusi�em z siebie, z trudem �api�c oddech i bezwiednie zaciskaj�c z�by. Przecie� nie znajdowa� si� w zamkni�ciu ani te� w pobli�u nie by�o samicy. I mimo to jego pot�ne tylne ko�czyny spr�y�y si� i wybi�y go w powietrze. Zawis� dok�adnie nad moj� g�ow� jak l�downik, kiedy zbli�a si� do celu. Zacz��em biec. P�dzi�em zygzakiem, jak to robi terramucha, kiedy ucieka przed gazet� zamieniona nagle w �mierciono�na bro�, wierzy�em, �e moja zr�czno�� da mi nad zwierzem przewag�. Zapomnia�em o upale. Krew zastyg�a mi w �y�ach... Niezwyk�o�� tej sytuacji parali�owa�a mnie i zacz��em czu� smagni�cia strachu. Przez chwil� nie mog�em my�le�, kr�ci�o mi si� w g�owie jak po za�yciu dawki narkotyku. Oto ja, cz�owiek wyrwany z cywilizacyjnego wi�zienia staj� si� r�wnie� zwierz�ciem, przestraszonym zwierz�ciem, kt�re mo�e tylko zda� si� na sw�j instynkt, mi�nie i szybko�� reakcji. �w stan trwa� tylko par� sekund, ale naprawd� by�o t� straszne. Ale jej obraz nie znika� z mojej pami�ci, nawet kiedy �ycie zawis�o na w�osku. ...Sprawa istnienia w Galaktyce istot rozumnych nie okaza�a si� tak� oczywisto�ci�, jak to z upodobaniem i niemal maniakalnym uporem g�osili przede wszystkim autorzy fikcji naukowych sprzed wieku. W rzeczywisto�ci dotychczas stwierdzone egzorasy, faktycznie humanoidalne, ograniczaj� si� do trzech i s� to: Linkowie z Aury, Alliteriowie z Io oraz Malalowie zamieszkuj�cy zachodni� p�kul� Kamohatti. Odno�nie do tej ostatniej planety studia etnoegxologiczne znajduj� si� ledwie w stanie przedembrionalnym. Obecnie debatuje si� nad problemem, czy pewien gatunek wykazuj�cy charakterystyczne cechy humanoidalne, zwany Etejamt, jest podgatunkiem Malal�w i stanowi integraln� cz�� grupy w�a�ciwej, czy jest ras� ca�kowicie odmienn�, nie maj�c� z Malalami nic wsp�lnego. Ta sprawa by�a omawiana na Corocznym Kongresie Egzoetnologicznym i nie zosta�a ostatecznie rozstrzygni�ta, jako �e naukowcy podzielili si� w swoich opiniach na dwa przeciwstawne obozy. Autor tego artyku�u uwa�a, �e �adne s�dy nie mog� by� miarodajne, gdy� �adna ze stron nie mo�e pochwali� si� dysponowaniem wystarczaj�c� ilo�ci� dowod�w, kt�re mog�yby pos�u�y� do wydania opinii ugruntowanej sprawdzonymi faktami. ... Z analogicznych powod�w moje powy�sze stwierdzenie, by� mo�e, r�wnie� wyp�ywa z fa�szywych pobudek. Mo�e jest to, je�li wolno mi odwo�a� si� do niewinnego por�wnania, tak, jak z owym rezolutnym nowojorskim terra�limakiem, kiedy opu�ci ogr�d, w kt�rym �y�, i rzuci� si� w niezwykle przedsi�wzi�cie, mianowicie postanowi� eksplorowa� �wiat znajduj�cy si� od niego w odleg�o�ci "tylko paru krok�w"... Nasz wyczerpany, ledwo �ywy bohater zatrzyma� si� po przebyciu jakich� dwustu metr�w i mo�liwe, �e stwierdzi�, i� dalsza wyprawa nie jest czynem rozs�dnym ani te� tak bardzo interesuj�cym, aby po�wi�ci� na ni� najmniej dwie trzecie �ycia. Niemniej pozostawi� potomno�ci terrami�czak�w s�d, �e �wiat Zewn�trzny zamieszkuj� wy��cznie "dwuno�ne giganty o r�owej sk�rze". Bowiem nasz odwa�ny �limak wylaz� by� z zielska w po�udniowej stronie Central Parku. Zebra� si�y i, jak powiedzia�em, odwag� i rzuci� je na �er chimerycznej przygody - i oto na swojej drodze znalaz� tytan�w o bia�ej sk�rze. Natomiast jak swoim ograniczonym m�d�kiem zdo�a�by poj�� na przyk�ad, Harlem? G. Kall Koyannis: "Egzoetnologia" - "Mit Bems�w" Kerwood patrzy� sponad przyjemnie paruj�cej ch�odem szklanki i my�la� o kr�tych drogach, po jakich w�drowa� Liber Saldana. Latynoamerykanin mia� kr�tki nos, by� chudy i nie odznacza� si� siln� budow�, ale w tym ciele pod wiele pozostawiaj�cym do �yczenia ubraniem odgadywa�o si� si�� i odwag�, kt�re rekompensowa�y warunki fizyczne. Mia� do�� dobrze �ci�te w�osy, cho� wida� by�o. �e strzy�e si� sam, ale jego twarz wygl�da�a jak szczotka - pewnie efekt przebywania w d�ungli przez trzy dni. Kerwood mimowolnie dotkn�� w�asnych, g�adkich policzk�w. Tamten na pewno nie pozbawia� si� zarostu raz w miesi�cu za pomoc� kremu depiluj�cego, jaki zwyk�o si� stosowa� w DSAPie. - Ma pan z�ote r�ce - skomplementowa� swojego go�cia pracownik konsulatu nape�niaj�c mu szklank�. Faktycznie wychyla� je do�� szybko - Nie wiem, jak mam panu dzi�kowa� za ten b�ogos�awiony ch��d! Saldana zrobi� pogardliw� min� troch� jakby pod w�asnym adresem. Potem na jego twarzy ukaza� si� u�miech trudny do okre�lenia. - To nic takiego... A z drugiej strony, skoro ju� tu jestem przymusowym go�ciem, mam obowi�zek by� mi�ym i przyda� si� na co�. No nie? Zr�czne r�ce Maragwajczyka przywr�ci�y �ycie ma�emu wentylatorowi, kt�ry od miesi�cy le�a� w�r�d rupieci, gdzie cisn�� go Kerwood, stwierdziwszy, �e do niczego si� ju� nie podaj� Prawdziwa oaza ta p�lkula o�wietlona przez Merkurego, pomy�la� przymusowy, tymczasowy dyrektor Do Spraw Ksenokontakt�w, ale tylko je�li chodzi o upa�. A p r o b l e m y wisia�y mu nad g�ow� jak lampka na terrakrylik. �eby to cho� by� Amerykanin z P�nocy! Kiedy zapyta� Saldan�, czy jest zakochany, ten omin�� kwesti�, ale energicznie zareagowa�, cho� zupe�nie nieodpowiedzialnie, s�owami: - Nie oddam jej za nic na �wiecie! Jakim �wiecie, pomy�la� znowu Kerwood. Wyobrazili sobie widok za oknem: zbity t�um Malal�w siedz�cy przed wej�ciem do konsulatu... Od razu otrz�sn�� si� ze swojej zwyk�ej apatii jakby zrzuca� stare ubranie. I zaraz pojawi� mi si� przed oczami inny obraz: olbrzymi Niecy wyszczerzaj�cy czarne k�y, otwieraj�cy i zamykaj�cy pot�ne pi�ci. Och, Gosh, i przypomnia� sobie o butelce Legu, rye 50%. ... na mocy kt�rego uroczy�cie og�asza si� ustanowienie Prawa Azylu, kt�re przys�ugiwa� b�dzie ka�demu obywatelowi Ziemi, je�li si� o nie zwr�ci do ka�dego terrakonsulatu na ka�dej planecie, satelicie, wzgl�dnie asteroidzie, gdzie wspomniane konsulaty pe�ni�yby swoje funkcje zgodnie z przepisami Prawa Mi�dzynarodowego... (Fragment z przem�wienia wyg�oszonego przez Jego Ekscelencj� Lumb� N'Gabi Sekretarza Generalnego DEMORGANAZu - Demokratycznej Organizacji Narod�w Ziemi, dnia 5 grudnia 1999 roku.) Podczas pierwszych , trzech skok�w stwora mog�em kluczy�, ale przej�cie do ofensywy to ju� inna para terrakaloszy. Sopowe groty nic by�y dobre, bo trzeba wiedzie�, �e arti ma sk�r� twardsz� od obudowy kosmolotu, a oczy pokrywa mu przezroczysta b�ona, zdolna odbi� nawet nukowe wiert�a. Nie mog�em wystrzeli� mu grotu w g�bonos, bo wycelowanie by�o zupe�nie niemo�liwe: zwierz� porusza�o si� szybko we wszystkich kierunkach w istnym ataku sza�u, bo tylko tak mog�em nazwa� Jego dziwne zachowanie. - Do diab�a z przepisami! Wepchn��em r�k� za pas, �eby wyci�gn�� kapsu�k� Nuc-5 i na�adowa� sztucer. T� pigu�eczk� bez problemu mo�na wetkn�� mu w pancerz, czy co on tam ma. Us�ysza�em suchy trzask i spojrza�em og�upia�y na kikut sztucera. Kikut, bo lufa znikn�a! W okamgnieniu �mierciono�ne kleszcze zwierza �ci�y j� tu� przy samym spu�cie, jakby by�a �ody�k� terrastokrotki. - Przekl... Dotkn��em uda i poczu�em na palcach gor�c� krew. Co� w�ar�o mi si� w sk�r�... Jak mog�em zapomnie� o jego drugiej �apie z bagnetami... Teraz swoj� nieuwag� musia�em przyp�aci� nie nadaj�c� si� do niczego nog�. A sprawy mia�y si� zupe�nie niedobrze. A ona! Bo�e! Co z ni�! Wreszcie mog�em j� dojrze�. Siedzia�a na ziemi i mocno obejmowa�a kolana. Jej oczy... Articop rykn��. By�em osaczony! Sapn�� paskudnie spod ogona, nad�� si� i zn�w hukn�� par� razy, wystrzeliwuj�c w powietrze obrzydliwe ekskrementy. - No, stary, teraz to ju� albo ty, albo ja - powiedzia�em i zacz��em �adowa� m�j niezawodny pistonuk, kt�ry nieraz wybawi� mnie z podobnych opresji. To moja ostatnia rezerwa, ta zabawka. Przemycona, je�li mam by� szczery. Zapad�a dziwna cisza. Wok� jeszcze bardziej pofioletowia�o. By�o dobrze po zachodzie s�o�ca - zza g�stych chmur po�yskiwa�o sze�� satelit�w, jakby wisia�y tu tylko po to, aby ich �wiat�o przebija�o ciemno�ci Kamohatti. Musia�em spieszy� si� z opatrzeniem nogi. Zranienia infekuj� si� tutaj natychmiast. Usiad�em na skale, wyci�gn��em co trzeba z torebki primo, kt�r� zawsze nosz� u pasa. Pieczenie szybko usta�o, rana by�a ju� czysto i dobrze zabanda�owana. Strz�py spodni powiewa�y przy ka�dym ruchu, ale to nie mia�o znaczenia. - Prosz�, niech pani tu podejdzie! Ju� bezpiecznie! Ku mojemu zdziwieniu wsta�a i podesz�a do mnie. Nie spodziewa�em si�, �e cokolwiek zrozumie po pierwszej pr�bie nawi�zania kontaktu. No, ale tym lepiej. By�a to prawdziwa uczta dla oczy! Drobna, o wspania�ej budowie, ubrana tylko w jakie� powiewne przezroczyste szmatki. Zapewniam pana, doktorze, �e nie ukrywa�y niczego, a wszystko godne by�o uwagi. - Niech mi pani pomo�e wsta� poprosi�em. Nie by�o nic poza dotkni�ciem palc�w d�oni i lekkim nacisku paznokci, a ja prze�yka�em �lin�. Bo�e! Uwa�a�em si� przecie� za znawc� kobiet... Zapyta�a, czy mnie boli. Niech pan nie pyta, jak to si� sta�o, �e j� rozumia�em... Ona nie u�ywa�a s��w, m�wi�a gestami i poruszeniami cia�a, ale naprawd� nie mia�em k�opot�w. Mo�liwe, �e kt�re� z nas by�o geniuszem. Konkluzje zostawiam panu. Musia�em obj�� jej plecy ramieniem. Trzeba panu wiedzie�, �e ta bol�ca noga bardzo mi utrudnia�a poruszanie si�. Bia�e w�osy rozwiewa�y si� tu� przy mojej twarzy, a ja szed�em jak pijany. - Dzi�kuj� - powiedzia�em i mia�em na my�li nie tylko jej pomoc. Ona u�miechn�a si�. - Czy ju� panu m�wi�em, doktorze, �e mia�a u�miech jak... Ale po co? To daremna. Takie rzeczy trzeba widzie� na w�asne oczy. - Pani daleko mieszka? Jak pani mog�a by� tak nieostro�n� i przyj�� sama a� tutaj! Wyci�gn�a r�k� w kierunku d�ungli. Dzi�ki paru gestom zrozumia�em, �e jej osada znajduje si� na polanie (czy�by zrobionej sztucznie?) po�r�d g�szczu jeszcze z p� drogi. Kiwn��em g�ow�. By�em tam ju� wcze�niej. Dotkn��em palcem jej piersi. - Malal? Pokr�ci�a g�ow� na nasz spos�b. - Ete - powiedzia�a. - Ete! Wzruszy�em ramionami. Nie znam si� na tych sprawach. Kiedy przyby�em na Kamohatti poinformowano mnie, �e istotami inteligentnymi zamieszkuj�cymi planet� jest rasa Malal�w. Nie wiem, kto ich tak ochrzci�, Mo�e kto� zniekszta�ci� jakie� s�owo z ich j�zyka albo s�ysza� co� pi�te przez dziesi�te i rozpowszechni� je, uwa�aj�c za nazw� rasy, a mog�o by� ono r�wnie dobrze nazw� miejsca zamieszkania tych istot. W ka�dym razie nie mia�o to wi�kszego znaczenia praktycznego... Nazwa brzmia�a "Malal" i mog�o to by� jakie� sztuczne zaszufladkowanie, ale nie s�ysza�em, �eby kto� przeciw niej protestowa�. Za� ci z konsulatu DSAPu nie mieli zastrze�e�, wi�c dla mnie by�o O.K. Ale pewnego razu w tawernie s�ysza�em, jak jaki� typ, pijaczyna z wielkimi siwymi bokobrodami i czaszce �liskiej jak l�d, m�wi� o jakiej� innej rasie, o Etejach. Ale on podkre�la�, �e ta nazwa brzmi Ete w liczbie pojedynczej, a w mnogiej Etei. I jak utrzymywa�, nie maj� oni nic wsp�lnego z rodowodem Malal�w, i zn�w powtarza�, �e w liczbie pojedynczej jest Malae, a w mnog�ej Malal. Twierdzi�, �e nie do poj�cia jest fakt, jak naukowcy mogli przeoczy� tak wa�n� spraw�, dalej m�wi� co� o niekompetencji, bo jak mo�na by�o nie zauwa�y� tak oczywistego faktu. W tym miejscu przesta�a mnie interesowa� jego gadanina i odsun��em si� troch�, �eby doko�czy� mojego p�lega on the rocks z dziewcz�tami z lokalu. A teraz �a�owa�em, �e nie poprosi�em o wi�cej szczeg��w tamtego starego pijaka. Egzemplarz tych Ete, jaki mia�em przy swoim boku, by� wyj�tkowo wspania�y. - Pani nazywa si� Ete? - dotkn��em kilka razy, delikatnie, wskazuj�cym palcem jej piersi. - To jest pani imi�? Tylko pani imi�? Zn�w pokr�ci�a g�ow� i tysi�ce zapach�w rozp�yn�o si� pod moim zachwyconym nosem. Pi�kn� d�oni� dotkn�a swojej piersi. - Hajeba. Tylko Hajeba. Uderzy�em si� w pier� ko�cem palca. - Liber - powiedzia�em. - A Ete - i przysun��em w powietrzu d�oni� wzd�u� jej sylwetki - jacy? - Etel - poprawila i potwierdzi�a tacy. Ma�o. - Malal? - Inni. - Ma�o? - zn�w zapyta�em. - Du�o - odpowiedzia�a. By�o to zadziwiaj�ce, jak szybko chwyci�a m�j j�zyk. O jej mowie nie mia�em poj�cia. W ka�dym razie rozumieli�my si�. Niechby sobie m�wi�a nawet terrachi�sko-rosyjsk� mieszank�, m�g�bym s�ucha� tygodniami i rozkoszowa� si� melodyjno�ci� jej g�osu. Us�ysza�em skrzeczenie fifa. Dawno ju� zapad�a noc, a ja, kretyn, sta�em jak s�up, w otwartej przestrzeni, beztrosko, obejmuj�c t� pi�kno��, jakby�my si� znajdowali w moim livingroom. - Nie mo�emy si� zag��bia� w d�ungl� noc� - powiedzia�em. - Musimy znale�� odpowiednie miejsce na nocleg. W rozproszonym �wietle ksi�yc, kt�re przebijaj�c si� przez chmury tworzy�o fantasmagoryczn� iluminacj�, zn�w zobaczy�em jej oczy. D�ugie rz�sy zatrzepota�y ukazuj�c mi ogromne z�ociste owalne �renice... Ponownie dosta�em g�siej sk�rki. Zakrztusi�em si�. - Trzeba si� pospieszy� - wyj�ka�em z trudem i ruszyli�my. Na szcz�cie b�l w nodze prawie ust�pi�, ale nie by� to pow�d, bym zrezygnowa� z mojego wspania�ego oparcia. Troch� nas to kosztowa�o wysi�ku, ale dobrn�li�my do krzew�w rori. Mieli�my szcz�cie, bo wkr�tce po�r�d g�szczy ujrzeli�my polan� i zaraz zacz�li�my si� ku niej przedziera�. Cuchn��em wszystkimi warstwami potu, jakimi moja sk�ra pokry�a si� w ci�gu dnia, ale Hajeba nie wydawa�a si� mniej �wie�a od kwiatu. Tak sobie my�l�, panie doktorze, �e ten jej wspania�y zapach wydobywa� si� porami sk�ry... Nie potrafi� znale�� innego wyja�nienia... Wydaje mi si�... No, ale nie m�wmy o sprayach kt�re... Szybko znalaz�em to, o co mi chodzi�o: ogromny kolczasty garlot, w kt�rego pniu mo�na by pomie�ci� nawet ca�y dom. Mikrolasem wydr��y�em otw�r, przy sposobno�ci zlikwidowa�em znajduj�ce si� tam gady, kt�re mog�yby nam zagra�a�. ( w tym gnie�dzie roz�o�y�em minitent. Te namiociki, panie, doktorze, �wietnie si� sprawdzaj�, plastyk rozci�ga si� z �atwo�ci�, wi�c mo�na zrobi� schronienie r�nych rozmiar�w. Mo�e s�u�y� zupe�nie swobodnie nawet... trzem osobom razem z ich sprz�tem. Tak, �e w jednej kieszeni mog� si� pomie�ci�... razem ze �piworami. Kiedy sko�czy�em prac� i otworzy�em autolitow� tubeczk�, kt�ra dostarczy�a zupe�nie przyzwoitego �wiat�a, zwr�ci�em si� ku Hajebie, w nadziei ujrzenia jej zachwyconego spojrzenia, bo na pewno nigdy w �yciu nie widzia�a czego� podobnego. Ale to ja si� zdumia�em, gdy� w jej przezroczystych �renicach nie by�o nic wi�cej pr�cz poprzedniego spokoju. Patrzy�a na mnie, a nie na udekorowane wn�trze drzewa. Ukl�k�em, aby nape�ni� powietrzem �piwory. Od�o�y�em pierwszy, ponownie odkr�ci�em wylot mikrolaxu, aby przy�o�y� do� drugi... i w tym momencie moje nozdrza podra�nij zapach terrami�ty i terraja�minu. Wiedzia�em ju�, �e nie trzeba nadmuchiwa� drugiego �piwora. Tej nocy, panie doktorze, nie zapomn� p�ki mojego �ycia. To tak, jakbym zawsze �ar� tylko surowe terraziemniaki, a� tu nagle kto� w�o�y� w moje usta dojrza�� terrabrzoskwini� pi�kn�, soczyst�, oblan� s�odkim syropem. ... Dokument, kt�ry do��cza si� do niniejszego sprawozdania pochodzi z wiernej transkrypcji z ta�my magnetofonowej, wyj�wszy jedynie fragmenty nieistotne dla interesuj�cego nas tematu. Podkre�la si�, �e tekst dokumentu zosta� zaprzysi�ony t stanowi cenny materia� dowodowy, z kt�rego wynika, �e wreszcie szala przewa�y�a si� na korzy�� jednej ze stron, a mianowicie zwolennik�w tezy Sardisa. Podczas ostatniej lokalnej Konferencji Egzobiolog�w uchwalono projekt - z widokami na zaprezentowanie go przy sposobno�ci Zgromadzeniu Og�lnemu DEMORGANAZu - przydzielenia odpowiedniej sumy Fundacji Sardisa w celu po�miertnego uhonorowania wielkiego luminarza nauki, a zarazem spe�niania jego �yczenia pog��biania studi�w nad teori� zwan� "Tez� zwi�zku Maeterlincka" i ewentualnie jej weryfikacj�. Uczeni powinni korzysta� ze sta�ych wy�ej wspomnianych �rodk�w finansowych, a nie z przypadkowych skromnych sum przydzielanych na ten cel w spos�b przypadkowy, jak to cofa�o miejsce dotychczas. Z artykutu opublikowanego w "Przegl�dzie Egzobiologicznym", wydawanym nak�adem Uniwersytetu Nauk �cis�ych we W�adywostoku, (numer pa�dziernikowy, 2038). - Wci�� jeszcze odpoczywa - us�ysza� jaki� g�os. - Dzi�kuj� - odpowiedzia� Kerwood - prosz� mnie poinformowa�, gdyby co� si� zmieni�o. - Czy wszystko w prz�dku? - zapyta� Saldana. Powaga sytuacji wyklucza�a weso�o��, jednak Kerwood powstrzymywa� u�miech. Latynoamerykanin zmusi� si� do m�wienia oboj�tnym rzeczowym tonem, ale nie potrafi� ca�kowicie zapanowa� nad dr�eniem g�osu. - Prosz� si� nie martwi� - zapewni� pracownik konsulatu. - Jest pod dobr� opiek�. Saldana odetchn��, staraj�c si� z uporem nie dopu�ci� do uzewn�trznienia swoich emocji. E m o c j i ? zapytywa� sam siebie Kerwood. Spojrzenie Saldany mo�na by�o uwa�a� za czu�e i ciep�e... dop�ki patrz�cy tkwi� w niewiedzy, �e to wra�enie bra�o si� st�d, �e t�cz�wki jego oczu by�y nieproporcjonalnie du�e w stosunku do wielko�ci bia�k�wek. Tak� sam� budow� oka posiadaj� terrajelenie i terrapsy rasy chihuahua, a tak�e niekt�re ludy terrapolinezyjskie. Za tymi pozorami nic wi�cej nie mo�na by�o dojrze�. Latynoamerykanin wyczerpa� jego zapasy alkoholu i papieros�w, my�la� z �alem Kerwood. Poch�aniacz przymocowany do biurka po�kn�� wiele dziesi�tek niedopa�k�w, a p�uca obu m�czyzn wch�on�y sporo nikotyny, no, mo�e nie tak du�o, przecie� syntety s� robione z nieszkodliwych surogat�w tytoniu. A je�li chodzi o butelk�.., hm stoi sobie teraz bez ducha, ironizowa� Kerwood z gorycz�. Przewidywa� przymusow� abstynencj� przez par� najbli�szych miesi�cy... Cierpliwo�ci... Przyjemno�ci zawodu ... i pe�nienia funkcji zast�pcy. - Czy pan ju� co� postanowi�? rzuci� Saldam. Patrzy� na� zza ob�oku dymu z ostatniego papierosa, kt�rego Kerwood z�o�y� na o�tarzu go�cinno�ci. Urz�dnik odezwa� si� ochryp�ym g�osem - Ju� panu t�umaczy�em, �e sytuacja jest bardzo delikatna - niecierpliwi� si�. - A bez skonsultowania si� z... - Pan nie musi konsultowa� tego z nikim - Saldana przerwa� grzecznie lecz dobitnie. - To zale�y tylko od pana. - Sk�d taka pewno��? - zapyta� Kerwood i poczerwienia�. - My�l�, �e ma pan prawo wydawa� tu polecenia wszystkim, mo�e by tylko trudno panu by�o kaza� za�piewa� fifowi - roze�mia� si� Latynos. - Prosz� si� nie przejmowa�! Na pana miejscu tak w�a�nie bym post�pi�. - Dzi�kuj� panu, ale niech pan zechce mnie zrozumie�, dobrze? Saldana kiwn�� g�ow� nachmurzony. - Niech mi pan wierzy, ta historia nie jest dla mnie mi�a. - Wierz� panu ale... przyszed�em tutaj, bo nie mia�em gdzie si� ukry�... Widzia� pan, panie Kerwood, tych ich Niek�w? - Widzia�em, s� ogromni. - Potrafi� wyrywa� drzewa z korzeniami, ot, tak dla zabawy. Wyobra�a pan sobie, co by mogli zrobi� ze mn�, jakby wpadli w furi�? A te ich czarne k�y?... - Nie mia� pan przy sobie pistonuka? - Zgubi�em w d�ungli. Potkn��em si� i pewnie wtedy mi si� wysun��. Mo�liwe te�, �e arti wtedy przerwa� mi pas i bro� uton�a w trz�sawisku. - A mikrolas? - Jest do niczego. Niecy s� bardzo ruchliwi. Saldana pokr�ci� g�ow� pogr��ony w my�lach. Nagle poczu�, �e wypali� mu si� papieros. Wsta� z krzes�a i wyrzuci� niedopa�ek do poch�aniacza. Lekki trzask i po niedopa�ku. Obaj zapadli w milczeniu, kt�re trwa�o d�u�sz� chwil�. Monotonne bzyczenie wentylatora jakby stawa�o si� szybsze, ale jeden i drugi dobrze wiedzieli, �e jest to z�udzenie s�uchowe. - Uwa�a pan, �e uszanuj� konsulat? - zapyta� w ko�cu Saldana. - Widzia�em ich z zewn�trz - odpowiedzia� tamten sucho - nie wygl�da na to, �eby przyszli urz�dzi� sobie piknik. Niech mi pan wierzy. - Czy�by mieli zamiar?... - Niech pan prosi Boga, �eby nie mieli - przerwa� Kerwood - w przeciwnym razie spadn� czyje� g�owy. Saldana opad� ci�ko na krzes�o. - Nigdy nie pr�bowali czego� w tym rodzaju? - Nigdy. Dlatego Kamohatti uwa�a si� za planet� do... jako u�yteczn�. Wed�ug Prawa Mi�dzynarodowego �w fakt wystarczy, aby nie opanowano w udzielaniu zgody na... A te istoty ca�ymi godzinami siedz� u wej�cia do swoich chat, zupe�nie jak ci religijni Hindusi. Nie wykazuj� zainteresowania niczym, nawet nie zmieniaj� wyrazu twarzy i chyba ledwie oddychaj�. Saldana zn�w kiwn�� g�ow�: - W�a�nie, te� to widzia�em. Kerwood spr�bowa� wyobrazi� sobie t� scen�: ... Ogorza�y drobny Maragwajczyk, kulej�c i opieraj�c si� ramieniem o drobn� pi�kn� posta� Ete, w samo skwarne po�udnie wchodzi do zalanej o�lepiaj�cym, szarym �wiat�em osady... A oto przed jego oczami odkrywaj� si� rz�dy chat, jak�e odmiennych od tych, kt�re zna�! Jakby igloo! Ale� nie! To s� przecie� sto�kowate muszle, jak�e podobne do skorup morskich terra�limak�w, bia�e, jak najczystsza terraporcelana. A ci Malalowie tacy bladzi, tacy pos�pni siedz� w pozycjach terrabuddyst�w, wychudzeni jak oni. A oczy tego ludu s� bez wyrazu, puste... Skwar i ta cisza, w kt�rej s�ycha� nawet szelest przepoconego ubrania, lekkie pla�ni�cia wilgotnych ro�lin bezlito�nie mia�d�onych podeszwami but�w i sapanie cz�owieka z Ziemi, um�czonego d�ug� w�dr�wk�... I nagle! jeszcze te przed momentem puste oczy gorzej� w�ciek�o�ci�, opadni�te smutno ramiona wznosz� si� w gwa�townym zrywie, zaciskaj� si� pi�ci spragnione mordu, j�zyki poruszaj� szybko - gwar i harmider ro�nie. I oto wzburzone g�osy rozkazuj� Niekom, aby ruszyli do ataku... Kerwood powstrzyma� bieg my�li... przecie� to �ywcem wyj�te z literatury pulp... - Zaatakowali pana zaraz, jak pana zobaczyli? - zapyta�. - Nie, to si� sta�o w nocy. Po tym, jak jednemu z nich rozwali�em �eb. Pierwsze wra�enie podr�nika to ogromne zaskoczenie: nagle czuje si� wolny (co wkr�tce oka�e si� paradoksem) po miesi�cach dobrowolnej banicji, hermetycznego wi�zienia kosmolotu. A poniewa� brak mu do�wiadczenia, wprowadza si� w stan euforii, ka�da kom�rka jego cia�a dr�y rado�ci�, �e oto jego istota uwolni�a si� od wi�z�w, jakie ��cz� j� z otoczeniem. Jednak za chwil� ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu stwierdza, �e to wra�enie nie jest niczym innym jak odczuwaniem jakiego� dziwnego duszenia, przykr� niemo�no�ci� pochwycenia powietrza w p�uca. Odnosi wra�enie, �e znalaz� si� w g�stwinie chmur, kt�re wygra�aj� mu niczym pi�� cyklopa. P�uca odmawiaj� mu pos�usze�stwa, wysi�ek, aby rozszerzy� si� do maksimum, powoduje puchni�cie �y�, nap�ywanie krwi do twarzy, nie w niczym nie pomaga. I wtedy nasz podr�nik wpada za panik�. Cia�o mu si� pokrywa g�si� sk�r�, nozdrza rozszerzaj�, unosi r�k� do gard�a i ... poci si�. Podczas ca�ego swojego pobytu na Kamohatti ani przez chwil� nie przestaje si� poci�. Borys Kerczow "�wiat tropiku" - Obudzi�em si� zlany potem. Pocenie si� nie jest niczym nadzwyczajnym. Tutaj nigdy nie mo�na mie� zupe�nie suchej sk�ry, cho� wydawa�oby si�, ze hektolitry potu, jakie ju� z cz�owieka wyp�yn�y, w ko�cu pozbawi� jego cia�o wszystkiej wilgoci. Niezwyk�o�� sytuacji by�a powodem, �e wyskoczy�em ze �piwora jak oparzony. - Hajeba! Wok� by�o przygn�biaj�co cicho. Na materacu pozostawa�o tylko wg��bienie - jedyny �lad jej obecno�ci. Poczu�em gor�co, poniewa� stan��em bosymi stopami na kamieniach. Poruszaj�c si� cicho, szed�em ku wy