3480
Szczegóły |
Tytuł |
3480 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3480 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3480 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3480 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eugeniusz D�bski
Nihil novi
W sali panowa� potworny t�ok. Ledwo da�o si� otworzy� drzwi, nad
kt�rymi blado �wieci� napis "Dzia� Us�ug Telekomunikacyjnych". Saniewski,
ostro�nie, by nie nadepn�� komu� na stop� i nie potr�ci� nikogo, przedar�
si� w kierunku okienka, sk�d co jaki� czas dobiega� kobiecy g�os
wymieniaj�cy r�ne miasta: Madryt, Krak�w, �om�a, Lw�w, Wi�cbork,
Warszawa... Warszaw� wywo�a�a a� trzy razy.
Stan�� przed okienkiem, poczeka� a� kilka os�b, zas�aniaj�cych mu
dotychczas widok, pobierze formularze i odejdzie, a kobieta za szyb�
przestawi kilka z kilkudziesi�ciu prze��cznik�w i wywo�a kolejne miasto:
- Piotrk�w Trybunalski! Trzecia kabina!
- Tak-tak! - odkrzykn�� rado�nie kobiecy g�os z sali.
- Prosz� pani� - zacz�� uprzejmie Saniewski. - Ja chcia�bym uzyska�
po��czenie ze S�upskiem...
- Najwcze�niej za trzy dni - przerwa�a kobieta i poganiana sygna�em
trzasn�a w jaki� wytarty klawisz. Podnios�a oczy i s�ucha�a chwil�, potem
przestawi�a cztery d�wigienki i zawo�a�a do mikrofonu:
- Genewa! Sz�sta! Genewa - sz�sta kabina!
- Prosz� pani� - j�kn�� Saniewski u�miechaj�c si� przymilnie. -
Wnuczka mi si� urodzi�a i tylko dlatego...
- To niemo�liwe, prosz� pana. - Kobieta patrzy�a na niego zm�czonymi
oczyma i Saniewski czu�, �e ostatkiem si� stara si� by� uprzejma, ale ju�
za chwil� straci cierpliwo��. - Czy pan nie widzi, co si� tu dzieje?
Zawsze tak przed wolnymi dniami. Nic panu nie poradz�. I jeszcze trzy
kabiny wysiad�y, a technik�w doprosi� si� nie mo�na. Naprawd�...
T�um zafalowa� i nagle docisn�� Saniewskiego do lady ze sztucznego
marmuru. Jaka� kobieta, kt�ra najprawdopodobniej zapocz�tkowa�a falowy
ruch t�umu, przecisn�a si� do okienka.
- Co to jest, prosz� pani!? - krzykn�a. - Nie ma po��czenia z
Piotrkowem! Czekam trzy godziny i teraz co? Powie mi pani, �e nic z tego?
Przecie� to granda! - Szarpn�a do g�ry ko�nierz p�aszcza.
- Chwileczk� - kobieta z okienka postuka�a w klawisze. - Halo? Dw�jka?
Dw�jka! Hal-loo? Dw�jka, kochanie, co jest z lini� na Piotrk�w? - S�ucha�a
kilka sekund. - Aha... Dobrze. Dzi�kuj� ci, kochana. - Odwr�ci�a si� do
oburzonej klientki. - Kabina niesprawna, zaraz po��cz� pani� jeszcze raz,
tylko niech si� jaka� zwolni. Chwileczk�...
- No w�a�nie - sapn�a usatysfakcjonowana klientka. - Bo ju� si�
ba�am, �e znowu b�d� sta�a w kolejce. - Ju� nie by�a oburzona, raczej
pokonana przez uprzejmo�� i szybko�� dzia�ania kobiety z okienka. - To
przechodzi ludzkie poj�cie - zwr�ci�a si� do Saniewskiego. - Niby to ma
by� udogodnienie, a w sumie... - Machn�a r�k� i rozpocz�a odwr�t, by by�
bli�ej kabin w chwili wywo�ania.
- Prosz� pani�, ja musz� po��czy� si� ze S�upskiem! - Saniewski
przeszed� na ton �arliwej pro�by. - Przecie� jedna osoby nie zak��ci pani
a� tak bardzo...
- Przecie� mnie rozszarpi�! Bo�-�e! Co za ludzie? Czy pan tego nie
rozumie? A poza tym - dlaczego pan ma by� lepszy? Odprawi�am z kwitkiem
dzisiaj kilkadziesi�t os�b, inni stoj� godzinami... - wzruszy�a ramionami
i odwr�ci�a si� od Saniewskiego.
Saniewski czu�, �e czerwieni ze wstydu. D�o� oparta o nagrzany
dotykiem dziesi�tek r�k plastyk �lizga�a si� mokra od potu.
- Ja rozumiem - nie ust�powa� jednak - ale niech i pani mnie zrozumie.
Jestem emerytem...
- Dzisiaj nie ma kolejki dla uprzywilejowanych - kobieta traci�a
resztki uprzejmo�ci.
Znowu przestawi�a kilka d�wigienek.
- Rzesz�w - pi�ta! Rze-sz�w! Pi�ta! Piotrk�w Trybunalski! Piotrk�w -
si�dma kabina! - wyskandowa�a do mikrofonu.
Co� zatrzeszcza�o w g�o�nikach, kobieta powiod�a wzrokiem po suficie i
chyba bezg�o�nie zakl�a.
- Wi�c nie mo�na nic zrobi�? - jeszcze raz spr�bowa� Saniewski.
- Naprawd�.
Saniewski poczu� uderzaj�c� do g�owy fal� gor�cej krwi. Trzasn��
d�oni� w blat.
- To poprosz� ksi��k� �ycze� i za�ale�!
- A prosz� bardzo! - Kobieta odchyli�a si� do ty�u i nie patrz�c
si�gn�a po le��c� na p�eczce za ni�, oprawion� w czerwony plastyk,
przesznurowan� cienk� ksi��eczk�. Po�o�y�a j� na blacie i pchn�a w stron�
Saniewskiego.
Chwyci� zeszyt i przepychaj�c si� przez znowu zwarty t�um wyszed� do
drugiej sali. Przystan�� obok jednego z nieczynnych okienek kasowych,
otworzy� zeszyt, znalaz� pierwsz� woln� stron�. Szuka� chwil� w
kieszeniach i znalaz� jaki� gelopis. Zastanawia� si� chwil�.
"Z prawdziw� przykro�ci� dokonuj� wpisu do Ksi��ki �ycze� i Za�ale�
Urz�du Pocztowego Numer 43 - napisa�. - W dniu dzisiejszym chcia�em
uzyska� po��czenie ze S�upskiem. Jestem emerytem i uwa�am, �e powinno to
by� uwzgl�dniane r�wnie� w dni �wi�teczne. Nie mam pretensji do
urz�dniczki - kontynuowa� - ale Ministerstwo Poczty i Telekomunikacji
powinno opracowa� nowy regulamin, uwzgl�dniaj�cy potrzeby r�wnie� ludzi,
kt�rzy odeszli na zas�u�ony odpoczynek. Nie jestem pieniaczem i nie
uwa�am, �e z racji wieku powinienem by� wsz�dzie obs�ugiwany bez kolejki,
cho� tak si� dzieje przecie� na ca�ym �wiecie, ale dzisiaj bardzo chcia�em
teleportowa� si� do S�upska, gdzie urodzi�a mi si� pierwsza wnuczka, wi�c
pow�d chyba mia�em? A poza tym, b�d�c emerytem, nie dysponuj� finansami,
kt�re pozwoli�yby mi na kosztowne podr�e tradycyjnymi �rodkami lokomocji
i w�a�nie dlatego chcia�em teleportowa� si� dzisiaj do S�upska. Po to,
przecie�, zosta� wprowadzony ten rodzaj us�ugi telekomunikacyjnej, prawda?
Bo najpierw to jest du�o szumu i obietnic: telekomunikacja! Natychmiastowa
podr�! �wiat bez granic! A potem, jak co do czego - tylko awantury i... -
szuka� chwil� potrzebnego okre�lenia - ... niesmak. Pozostaj� w nadziei,
�e zostan� przedsi�wzi�te odpowiednie kroki, by tego typu sytuacje nie
m�czy�y wi�cej ludzi.
Z powa�aniem: Henryk Saniewski