3411
Szczegóły |
Tytuł |
3411 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3411 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3411 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3411 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA FAGYAS
Porucznik diab�a
(Prze�o�y�a Natalia Billi)
LISTA AWANS�W
1 listopada 1909 roku
CESARSKA I KR�LEWSKA ARMIA AUSTRO-W�GIERSKA
Ni�ej wymienieni porucznicy, absolwenci Akademii Wojennej rocznik 1905, otrzymuj� poza kolejno�ci� awans na kapitan�w i zostaj� odkomenderowani do KORPUSU OFICER�W SZTABU GENERALNEGO:
l o k a t a p r z y d z i a �
1. AHRENS, Robert Stefan 2 pu�k piechoty, Eger
2. EINTHOFEN, Ludwik Aleksander 30 pu�k piechoty, Budapeszt
3. SCH�NHALS, Karl-Heinz 13 brygada g�rska, Mostar
4. GERSTEN, Johann Paul von 31 brygada piechoty, Braszow
5. WIDDER, Franz August 3 pu�k piechoty, Graz
6. HOHENSTEIN, ksi��� Rudolf Edward 5 pu�k dragon�w, Wiener Neustadt
7. DUGONICZ, Tytus Milan 5 pu�k dragon�w, Wiener Neustadt
8. MADER, Richard Emmerich 8 pu�k u�an�w, Krak�w
9. LANDSBERG-L�VY, baron Otto Ernst 4 pu�k dragon�w, Enns
10. HRASKO, Waclaw Jan 5 pu�k piechoty, Sarajewo
11. TRAUTMANSDORF, Georg Hermann 28 pu�k piechoty, Nagykanizsa
12. MOLL, Karl G�nter 13 dywizja obrony krajowej, Wiede�
13. MESSEMER, Gustav Johann 65 brygada piechoty, Gy�r
14. OBLONSY, Zygmunt Aleksander 3 pu�k u�an�w, Bruck
15. HODOSSY, Zoltan Geza 13 pu�k huzar�w, Kecskem�t
ROZDZIA� PIERWSZY
Po po�udniu, 17 listopada, w ostatnim dniu swego �ycia, kapitan Richard Mader wyszed� z biura Ministerstwa Wojny godzin� wcze�niej nit zazwyczaj. Chcia� w ten spos�b zyska� nieco czasu na przebranie si� i odpoczynek przed rendez-vous z Ann� Gabriel. Obieca�a przyj�� do niego o sz�stej. Cieszy� si�, �e j� ujrzy ponownie, a jednocze�nie nie m�g� si� uwolni� od jakiego� dziwnego niepokoju. Co� go korci�o ca�y dzie�, aby przez pos�a�ca odwo�a� to spotkanie, ale ba� si�, �e list mo�e wpa�� w r�ce m�a.
Obdarzony umiarkowanym temperamentem Richard Mader na og� nie dawa� si� ponosi� emocjom. By� przystojny i szarmancki, tote� cieszy� si� powodzeniem u kobiet, a rzetelno�ci� charakteru zjednywa� sobie zaufanie u m�czyzn; natomiast jako �o�nierz odznacza� si� ow� spokojn� odwag�, kt�ra cechuje w chwilach pr�by tylko prawdziwych bohater�w. �ycie oszcz�dzi�o mu chor�b i rozterek, a nie posk�pi�o sukces�w.
W trzydziestym roku �ycia mianowano go kapitanem der Kaiserlichen und K�niglichen - Cesarskiej i Kr�lewskiej Armii Austro-W�gierskiej, po czym wcielono do Korpusu Sztabu Generalnego, co by�o niezwyk�ym osi�gni�ciem dla syna drobnego wiede�skiego urz�dnika.
Nie prze�y� wielkich rozczarowa� ni udr�k duchowych, kt�re jak�e cz�sto �ami� ludzi z charakterem.
Jego �ycie mi�osne uk�ada�o si� pomy�lnie bez zbytnich komplikacji. W ci�gu minionych lat kocha� si� na przemian w �adnych pannach, m�atkach i artystkach, a nawet raz jako sztubak w prostytutce. Nadawa� swym uczuciom romantyczne definicje mi�o�ci, chocia� by�y to jedynie m�odzie�cze po��dania, ciekawo�� lub co najwy�ej ciel�ce zadurzenie.
Panny z dobrych dom�w �ciska� za r�k� lub prowadzi� na d�ugie spacery, lub delikatnie ca�owa� ukradkiem w mroku, gdy przyzwoitka wysz�a na kr�tko z pokoju. Z m�atkami lub artystkami nawi�zywa� czu�e, cho� przewa�nie kr�tkotrwa�e romanse. Nigdy nie anga�owa� si� uczuciowo i by� zawsze dostatecznie przezorny, by zerwa� natychmiast romans, gdy tylko partnerka ujawni�a matrymonialne zamiary.
Regulamin wojskowy wymaga� trzydziestu tysi�cy koron ma��e�skiej kaucji od porucznika, a sze��dziesi�ciu tysi�cy od kapitana Sztabu Generalnego. Tacy jak Mader, niezamo�ni oficerowie, mieli do wyboru trzy wyj�cia: wyst�pi� z wojska, po�lubi� bogat� pann� albo pozosta� w kawalerskim stanie. Kapitan Mader wybra�, przynajmniej na razie, trzecie wyj�cie. Ceni� sobie w�asn� niezale�no�� oraz prosty i uregulowany tryb �ycia. Nie istnia�o dla� nic przyjemniejszego nad cichy wiecz�r w domu po wyj�ciu kochanki, z kt�r� sp�dzi� udane popo�udnie. Tym razem, po raz pierwszy w jego doros�ym �yciu, w perspektywie mi�osnego sam na sam nie kry�a si�, jak dot�d bywa�o, zapowied� rozkosznych emocji, tylko dr�cz�cy brak pewno�ci i l�k.
Z ministerstwa do Hainburgerstrasse, gdzie mieszka�, sz�o si� dobre p� godziny. M�g� wzi�� doro�k� z postoju przy Michaelerplatz, ale poniecha� tego w nadziei, �e spacer uspokoi mu nerwy.
W kwiaciarni na Schubertring kupi� chryzantemy. Poprosi� najpierw o ulubione kwiaty Anny, bladoczerwone r�e, ale kwiaciarnia r� nie mia�a. W listopadzie trudno by�o o inne kwiaty ni� chryzantemy. Ca�y Wiede� by� ich tak pe�en, i� zdawa� si� mog�o, �e inne kwiaty nie istniej�. Zazwyczaj w Dzie� Zaduszny istna rzeka chryzantem p�yn�a w stron� cmentarzy. Tote� sam widok tych kwiat�w, cho�by najpi�kniejszych, niezmiennie kojarzy� si� ze �mierci�.
Zmrok zapada� teraz wcze�niej i nim Mader dotar� do Hainburgerstrasse, zapalono ju� gazowe latarnie. Lubi� t� ulic�, g��wnie za jej podmiejski charakter. Dwupi�trowe zaledwie kamienice mia�y tu prostok�tne podw�rza ze staro�wieckimi studniami, kt�re przywodzi�y na pami�� nie tak zn�w odleg�� przesz�o��, kiedy w Wiedniu �y�o si� bez kanalizacji i bie��cej wody.
Mader zajmowa� dwupokojowe mieszkanie na pierwszym pi�trze kamienicy, pod numerem pi��dziesi�t sze��. By�o nader skromnie umeblowane, poniewa� zaledwie przed paroma miesi�cami przeni�s� si� on z Krakowa do Wiednia, a �e by� bardzo zaj�ty, zdo�a� zaopatrzy� si� tylko w najniezb�dniejsze sprz�ty. Wprawdzie matka ofiarowa�a mu si� z pomoc�, ale grzecznie, lecz stanowczo odm�wi�. Chcia�, �eby mieszkanie by�o odbiciem jego w�asnego gustu: przestronne, nie zagracone i nowoczesne. Kaza� wyklei� �ciany tapetami, w gabinecie bladozielonymi, a w sypialni szarymi o delikatnym secesyjnym deseniu, za kt�re sporo nawet zap�aci�, ale za to by�y nadzwyczaj dekoracyjne. Nabywanie czego� do mieszkania sprawia�o mu tyle rado�ci, �e specjalnie robi� zakupy stopniowo. Z m�dro�ci� raczej rzadk� u m�odych lubi� przeci�ga� w czasie w�asne przyjemno�ci.
- �mierdz� jak �wiece pogrzebowe - zauwa�y� J�zef Boka, ordynans Madera, kiedy mu kapitan kaza� wstawi� kwiaty do wazonu.
Boka by� kr�pym ch�opakiem z w�gierskiej puszty, prawie analfabet�, ale bystrym i obrotnym, jak tylko potrafi by� wie�niak, kt�ry przez pierwsze osiemna�cie lat �ycia nauczy� si� przechytrza� przyrod�, a przez nast�pne osiem - austro-w�gierskie w�adze wojskowe. Szybki, schludny, pow�ci�gliwy i lojalny stanowi� bez w�tpienia idea� ordynansa. Zanim pojawi� si� u Madera, s�u�y� ju� u trzech oficer�w, z kt�rych jeden, czeski hrabia, zrobi� z niego wz�r doskona�o�ci, jakim by� obecnie. Blizn� nad lewym okiem mia� Boka od prawid�a, kt�rym we� cisn�� raz hrabia, gdy mu nie wyglansowa� but�w do konnej jazdy tak, jak on sobie �yczy�.
Chocia� nie m�wili o tym ani nie pokazywali tego po sobie, kapitan i Boka darzyli si� wzajem �yczliw� sympati�, co wcale nie przeszkadza�o ordynansowi ci�gn�� drobnych zysk�w przy robieniu zakup�w dla kapitana. Mader zreszt� podejrzewa�, �e tak jest, ale przymyka� na to oczy. Tylko oficerowie musieli by� moralnie bez skazy, poborowych to nie dotyczy�o.
Kwadrans po pi�tej Mader da� ordynansowi pi�� koron i wys�a� go po funt szynki, pieczywo, ciasto i dwie butelki wina marki Gumpoldskirchner do sklepu z delikatesami na Stubenring.
"Znowu ta pani Gabriel" - pomy�la� Boka zbiegaj�c po schodach na ulic�, bo wtedy zazwyczaj kupowa� szynk� i wino, kiedy za� mia�a przyj�� czarnow�osa i nerwowa �ona genera�a, to szampan i pasztet z g�sich w�tr�bek, a je�eli m�odziutka tancereczka z Theater an der Wien - czekoladowy tort i likier. Istnia�a mi�dzy Boka i Maderem cicha umowa, �e ordynans nie b�dzie zwraca� uwagi na mi�ostki kapitana. Je�eli Mader przyjmowa� u siebie dam�, Boka w og�le si� nie pokazywa�, ale nie omieszka� si� jej przyjrze� ukradkiem przez okienko swej izdebki, kt�re wychodzi�o na klatk� schodow�. M�ska solidarno�� i wrodzona obyczajno�� powstrzymywa�y Bok� od komentowania bodaj s�owem owych wizyt w obecno�ci kogokolwiek, nawet samego kapitana.
Tego popo�udnia Boka zauwa�y�, �e Mader jest lekko zdenerwowany. Zazwyczaj przed tak� wizyt� kapitan by� mocno o�ywiony, zw�aszcza gdy mia� si� spotka� z pani� Gabriel. By�a typem kobiety, z kt�r� Boka ch�tnie by zgrzeszy�, a zwa�ywszy wszystko, co s�ysza� o jej mi�ostkach, nie by�o to zn�w takim nieziszczalnym pragnieniem. Owa c�rka majora kawalerii nie stroni�a bowiem od romans�w i z prostymi �o�nierzami. Kr��y�y uparte pog�oski, �e w�a�nie z powodu nieposkromionego temperamentu Anny ojciec jej zmuszony by� wyst�pi� z czynnej s�u�by w stosunkowo jeszcze m�odym wieku.
Anna Gabriel by�a drobna, szczup�a, o niemodnej ch�opi�cej figurze, niemal pozbawiona biustu. Sk�r� mia�a barwy ko�ci s�oniowej, oczy w kszta�cie migda��w, czarne jak w�giel i usta nazbyt du�e przy tak w�skim owalu twarzy. Najbardziej poci�gaj�ce w niej by�y: dziecinna weso�o�� i ujmuj�ca serdeczno��, kt�rym niewielu potrafi�o si� oprze�. Kiedy Mader kszta�ci� si� w Akademii Wojennej, jej ojciec, major baron Johann von Campanini, by� tam g��wnym instruktorem konnej jazdy. Dwudziestoletnia Anna wygl�da�a na w�t�ego i nie�mia�ego podlotka. Imponuj�ca liczba uczni�w jej ojca, mi�dzy innymi Mader, do�wiadczy�a na sobie, jak bardzo z�udne to by�y pozory. W ��ku Anna nie by�a wcale ani taka w�t�a, ani nie�mia�a.
Mimo takiej reputacji mo�na si� by�o jednak spodziewa�, �e wcze�niej czy p�niej kt�ry� z m�odszych oficer�w ulegnie urokom Anny i poprosi j� o r�k�. Porucznik Friedrich Gabriel, niebywale inteligentny i obiecuj�cy absolwent Akademii Wojennej, okaza� w tym wzgl�dzie dostateczn� si�� uczu� i zdecydowanie. Oczywi�cie ma��e�stwo z Ann� k�ad�o natychmiastowy kres jego wojskowej karierze. Jako m�� Anny von Campanini nie m�g� marzy� o wcieleniu do Korpusu Sztabu Generalnego, cho�by nawet zgromadzi� wymagane regulaminem trzydzie�ci tysi�cy koron ma��e�skiej kaucji. W najlepszym razie osadzono by go w jakiej� podrz�dnej jednostce w Galicji albo w Dalmacji. Porucznik Gabriel zdoby� si� dla Anny na najwy�sze po�wi�cenie. Wyst�pi� z wojska, a �e posiadane umiej�tno�ci nie kwalifikowa�y go do zaj�cia bardziej lukratywnego i zaszczytnego, przyj�� posad� urz�dnika na poczcie. Uznano to za wielce uw�aczaj�ce i �a�owano go powszechnie. By� ju� drugim z kolei oficerem, kt�ry zaprzepa�ci� karier� przez c�rk� instruktora jazdy konnej.
Wbrew wszelkim przewidywaniom ma��e�stwo okaza�o si� udane. Tak przynajmniej uznali zgodnie znajomi, kt�rzy w dalszym ci�gu utrzymywali z nimi stosunki towarzyskie.
Po �lubie Anny i Gabriela, Mader straci� ich z oczu. Raptem, po czterech latach, pewnego pa�dziernikowego popo�udnia, spotka� Ann� w sklepie Demela przed lad� z ciastkami. Stamt�d poszli razem do mieszkania Madera i do ��ka.
W ci�gu listopada Anna odwiedzi�a go dwukrotnie. Zachowa�a dawn� perfekcj� w pieszczotach, ale sta�y si� one bardziej wyczerpuj�ce. Objawia�a nienasycenie, kt�re pocz�tkowo schlebia�o Maderowi, lecz p�niej zacz�o go niepokoi�. Bola�a go �wiadomo��, �e nie jest ju� r�wnym jej partnerem. Odkrycie to by�o dla niego gorzkim ciosem, zw�aszcza �e nie pierwszy ju� raz zawodzi� damy jako kochanek.
Przez wrzesie� prowadzi� subtelny flirt z �on� genera�a. Pewnego dnia, ku najwy�szemu zdumieniu Madera, genera�owa przyj�a rzucone �artem zaproszenie do obejrzenia w jego mieszkaniu tapet w modnym stylu Art Nouveau. By�o nadzwyczaj gor�co i duszno jak na t� por� roku, ona za� przysz�a ubrana w zapi�t� wysoko pod szyj� sukni� z bia�ej koronki, ozdobion� czarn� aksamitk�, i mocno pachnia�a konwali�. Mader nienawidzi� mocnych perfum, wola� naturalny zapach suszonej w s�o�cu bielizny lub �wie�o wymytego myd�em kobiecego cia�a. Powietrze w pokoju by�o ci�kie, a obecno�� tej kobiety wype�nia�a ka�dy k�t.
- Jak to mi�o, �e mnie pani odwiedzi�a - szepn��, jako �e nic bardziej oryginalnego nie przysz�o mu do g�owy.
Odpi�� jej praw�, si�gaj�c� �okcia, sk�rzan� r�kawiczk� i z�o�y� poca�unek na wilgotnym, zar�owionym przegubie d�oni. Odwijaj�c r�kawiczk� powt�rzy� poca�unek na lewej r�ce. Jak dot�d by� to zawsze niezawodny gest, symboliczny wst�p do ka�dej gry mi�osnej. W tym w�a�nie momencie ogarn�� go niepok�j. Powinien by� ju� czu� dreszcz podniecenia, skurcz w krtani i l�d�wiach, znak, i� got�w jest do mi�osnego aktu. Nie tak dawno sam widok �ydki dziewcz�cia wsiadaj�cego do omnibusu wprawia� go w podniecenie. Teraz oto znalaz� si� sam na sam z pon�tn� kobiet�, kt�ra najwyra�niej przysz�a do jego mieszkania w mi�osnych celach, a czu� si� zimny i martwy niczym g�az.
Stali na �rodku pokoju. Trzyma� nadal w r�ce jej d�o�. Dama u�miecha�a si� do niego wyczekuj�co. Mia�a mocne, zdrowe z�by, niewielkie szczeliny mi�dzy siekaczami i bardzo ostrymi k�ami nadawa�y jej �adnej twarzy jakby troch� wilczego wyrazu. W�osy mia�a kruczoczarne, a nad g�rn� warg� delikatny meszek. - Z powodu orientalnej obfito�ci kszta�t�w, upodobania do jaskrawych kolor�w i �wiec�cej bi�uterii nazywano j� w ko�ach towarzyskich "odalisk�". Ojciec jej by� bankierem �ydowskiego pochodzenia, kt�ry na katolicyzm przeszed� z chwil�, kiedy trzy jego c�rki doros�y do zam��p�j�cia. Jedna zosta�a �on� ministra, druga zakonnic�. Trzecia za�, Lili Wencel, by�a w�a�nie go�ciem Madera.
- Prosz� usi���. - Mader wypu�ci� z u�cisku jej r�k� i podsun�� krzes�o.
Wyraz jej twarzy najdobitniej wskazywa�, i� gotowa jest zrezygnowa� z wszelkich towarzyskich ceregieli. Tymczasem Mader zaj�� si� gorliwie odkorkowywaniem butelki, trzymanej uprzednio na lodzie; nala� szampana i podsun�� pasztet z g�sich w�tr�bek. �apczywie wypi�a dwa kieliszki wina, ale odm�wi�a skosztowania pasztetu.
- Co za straszny upa�! - Porusza�a nerwowo wachlarzykiem z tej samej co suknia koronki, zawieszonym u r�ki na z�otym �a�cuszku.
- Mo�e otworzy� okno?
- Lepiej nie! - zawo�a�a, kiedy si� podni�s�. - B�dzie jeszcze gorzej. Nie powinnam by�a wk�ada� tej sukni. Wy m�czy�ni nawet nie wiecie, jacy jeste�cie szcz�liwi!
Zacz�a mocowa� si� z haftkami spinaj�cymi wysoki ko�nierz sukni.
- Moim zdaniem projektanci mody wyra�nie nienawidz� kobiet. Dlatego tak wszystko usztywniaj�. Na pewno otar�am sobie sk�r�. Czy to b�dzie szokuj�ce, je�li poprosz�, by mi pan rozpi�� sukni�? Oczywi�cie na szyi - doda�a z u�miechem.
Pos�usznie obszed� krzes�o i wsun�� r�k� pod w�ze� w�os�w, szukaj�c g�rnej haftki. Czu� rozgrzan� sk�r� pod palcami. Lili Wencel podnios�a si� i stan�a przed Maderem. Powoli i starannie odpina� jedn� haftk� po drugiej, a� do pasa. Mocno opi�ta suknia rozchyli�a si� niczym �upina owocu.
Lili zadr�a�a pod dotykiem jego d�oni i zacz�a niespokojnie dysze�. Madera zaniepokoi�o jej podniecenie, kt�rego sam nie odczuwa� zupe�nie. Ale nie by�a to wina pani Wencel.
Sk�ra jej obna�onych plec�w, g�adkich jak aksamit, wydziela�a ciep�y, zwierz�cy zapach. Si�gn�� r�kami pod cienk� jedwabn� koszul� i uj�� w d�onie jej piersi j�drne i du�e. Czu�, jak sutki twardniej� mu pod palcami.
Zawsze go podnieca� �w magiczny czar odkrywania �ywego, ciep�ego cia�a kobiety ukrytego pod tyloma warstwami przepisanego mod� stroju: d�ug� sp�dnic�, zapi�t� wysoko bluzk�, gorsetem i stanikiem. Tym razem przy Lili Wencel nie odczuwa� w og�le �adnego po��dania.
Speszy�o go to. Mia� lat trzydzie�ci, lecz nadal prze�ciga� w biegach, p�ywaniu i w siodle ka�dego koleg� z grona oficer�w, jego umys� pracowa� z precyzj� i szybko�ci� dobrze naoliwionego karabinu maszynowego. Nie m�g� wi�c w �aden spos�b doszuka� si� powodu, dla kt�rego w kwiecie wieku mia�by zosta� impotentem.
Przestraszy� si� tego s�owa. Poci�gn�� ku sobie Lili tak gwa�townie, �e a� krzykn�a, i przycisn�� wargi do jej ust. Odwzajemni�a si� wsuwaj�c mu j�zyk mi�dzy z�by. Stali tak obj�ci d�u�sz� chwil�, Lili dysza�a zwierz�co, on za� czu�, jak zimny pot sp�ywa mu po plecach. Nagle Mader poj�� a� nazbyt jasno, �e je�li nie zaprzestanie mi�osnej gry, popo�udnie sko�czy si� dla niego upokorzeniem i wstydem.
Uwolni� usta, wypu�ci� j� z obj�� i cofn�� si�. Sta�a dalej zastyg�e w ge�cie poddania si�, z rozchylonymi wargami i przymkni�tymi oczyma. Nagle spojrza�a na Madera zaskoczona. - Co si� sta�o? - spyta�a ochryp�ym szeptem.
Nie zwa�aj�c na pytanie, nala� jej szampana i poda�. Patrzy�a na kieliszek jak zahipnotyzowana. Jej oczy o ci�kich powiekach zamglone by�y od pragnienia, kt�rego wino nie by�o w stanie ugasi�.
- Co si� sta�o? - zapyta�a ponownie. - Nie podobam si� panu? S�dzi�am, �e jest inaczej.
- Ale� pani mi si� podoba! Nawet bardzo. Zawsze jest pani dla mnie taka mi�a. Obydwoje pa�stwo, zreszt�.
Zmarszczy�a czo�o.
- Obydwoje?
- Pani i genera�. Jestem za to ogromnie wdzi�czny. Zacz�a rozumie�.
- Niech pan nie b�dzie �mieszny - powiedzia�a szorstko. - Pan go nie znosi. Tak sarno jak reszta podw�adnych. My�licie, �e o tym nie wiem?
Mia�a racj�. Genera� Wencel by� najmniej lubianym ze wszystkich szef�w prokuratury wojskowej.
- Pani si� myli - odrzek� niepewnie Mader. - Bardzo szanuj� genera�a.
- Dlatego mnie pan tu zwabi�? Aby mi to powiedzie�?
M�wi�a coraz to g�o�niej i piskliwiej.
Dziwne, ale by�o jej z tym gniewem do twarzy. Wygl�da�a niezwykle poci�gaj�co. Policzki jej si� zar�owi�y, oczy p�on�y, rozpi�ta suknia ods�ania�a ramiona i szyj� przejrzystej bieli mlecznego szk�a.
Mader stwierdzi� w duchu, i� jest powabna i godna po��dania, ale nic mu to nie pomog�o. Reagowa� tylko m�zg, a nie zmys�y.
- Genera� jest �wietnym oficerem. Jednym z najlepszych - wymamrota� pe�en wstydu.
Odstawi�a nietkni�ty kieliszek. Po�owa szampana wyla�a si� na obrus.
- Go za wzruszaj�cy stosunek! Bardzo by si� ucieszy�, gdybym mu to powt�rzy�a. Mam to zrobi�?
- Decyzja nale�y do pani - odpowiedzia� wzruszaj�c ramionami.
- Impertynent! - Rozejrza�a si� szukaj�c r�kawiczek. Kiedy wci�ga�a jedn�, u�wiadomi�a sobie, �e ma odpi�t� z ty�u sukni�. - Prosz� mi zapi�� sukni�, do licha!
Spe�ni� polecenie, a �e zrobi� to niezr�cznie, rzuci�a mu przez rami� wzgardliwe spojrzenie.
- Na drugi raz nie omieszkam przyprowadzi� ze sob� pokoj�wki.
Wysoki ko�nierzyk sukni by� nadal nie dopi�ty, kiedy z po�piechem opuszcza�a mieszkanie Madera.
Zszed� z ni� na d� i zaproponowa�, �e j� odwiezie do domu, ale gdy sprowadzi� doro�k�, o�wiadczy�a, i� woli jecha� sama. Kiedy od strony Stubenringu ucich� ju� stukot ko�skich kopyt, Mader powr�ci� do domu przegrany i zasmucony.
Zegar na wie�y ko�cielnej przy Landstrasser Hauptstrasse wybi� p� do sz�stej. Zosta�o jeszcze p� godziny do przyj�cia Anny Gabriel.
"Pigu�ki" - przemkn�o Maderowi przez g�ow�, ale zaraz poniecha� tej my�li. Nie by�y to w istocie pigu�ki, ale s�dz�c z dotyku, kapsu�ki z op�atka, starannie zaklejone czerwon� bibu�k�. Nadesz�y dzi� rano poczt� na adres biurowy. W kopercie by�a jeszcze odbita na hektografie ulotka o tre�ci a� nadto �mia�ej nawet jak na epok�, w kt�rej podobne wyroby reklamowano otwarcie w gazetach. Richard Mader nie by� pruderyjny, a jednak zaszokowa�o go s�owo coitus wydrukowane wyra�nie czarno na bia�ym.
"Za�y� obie kapsu�ki popijaj�c szklank� zimnej wody na p� godziny przez czasem, kiedy spodziewany jest coitus" - brzmia� tekst. A poni�ej g�osi�: "Skutek nadspodziewany!" Reszta ulotki zachwala�a pseudonaukowym �argonem silnie dzia�aj�cy na system nerwowy sk�adnik, kt�ry gwarantowa� wzmo�enie u m�czyzny s�abn�cej potencji. Pod tekstem widnia� podpis: "Charles Francis, farmaceuta".
Z pocz�tku Mader by� z�y, a jednocze�nie zawstydzony. Podejrzewa�, �e mu kto� chce zrobi� kawa�. Nieco p�niej tego samego ranka dowiedzia� si�, �e jego koledzy, dwaj kapitanowie: ksi��� Rudolf Hohenstein i Hans von Gersten, tak�e dostali przesy�ki od Charlesa Francisa. Z wyra�n� uciech� odczytali na g�os ulotk� w m�skiej toalecie. Powiedzieli Maderowi, �e czwarty z kolei oficer z tego pi�tra te� otrzyma� podobne kapsu�ki. Wiadomo�� ta uspokoi�a Madera. Nie by� to w takim razie �aden kawa�, ale spos�b reklamowania patentowego leku. Ksi��� wrzuci� kopert� z kapsu�kami do klozetu i spu�ci� wod�. Wyra�nie nie by� ciekaw "nadspodziewanego skutku", jaki obiecywano.
Mader by� ciekaw, czy Anna przyjdzie punktualnie. Postanowi� sko�czy� zacz�ty poprzedniego wieczora list do pewnej panny nazwiskiem Ingrid Fiala. By�a ona dziewcz�ciem, kt�re Mader pewnie by po�lubi�, gdyby nie s�u�y� w armii. Jasnow�osa, niebieskooka, z filuternie zadartym noskiem i o anielskim usposobieniu, by�aby cudown� matk� dla ma�ych Mader�w, kt�rym nie dane by�o przyj�� na �wiat dlatego tylko, �e ich niedosz�y ojciec by� oficerem Korpusu Sztabu Generalnego Cesarskiej i Kr�lewskiej Armii Austro-W�gierskiej.
Mader zdawa� sobie w pe�ni spraw�, �e armia jest czym� wi�cej ni� tradycj�, religi�, nacj� czy te� braterskim zwi�zkiem. By�a obcym cia�em wszczepionym w organizm monarchii, karmi�cym si� �yciodajnymi sokami narodu, ale wiod�cym niezale�nie sw�j byt. Korpus Sztabu Generalnego by� za� jego centralnym o�rodkiem. Ten, kto wszed� do Sztabu, przestawa� by� panem swego losu. Mader nie m�g� po�lubi� legalnie Ingrid Fiala, gdy� by�a wodewilow� artystk�, filarem Tria Leonardo, kt�rzy nie nazywali si� wcale Leonardo, nie byli trojaczkami, tylko do niedawna zupe�nie obcymi sobie lud�mi, wyst�puj�cymi teraz razem w rewii we Frankfurcie. Oczywi�cie Sztab nie wzbrania� swemu oficerowi sypia� z Ingrid Fiala, pod warunkiem, �e nie sko�czy si� to skandalem.
Najmilszy Aniele - brzmia� nag��wek listu. - Trzy tygodnie temu malarze sko�czyli tapetowa� mieszkanie. Wypad�o przepi�knie. Nie mog� wprost doczeka� si� chwili, kiedy je obejrzysz. Pami�tam, �e niezbyt Ci si�. podoba� wz�r tapet do sypialni, ale teraz na pewno wpadniesz w zachwyt. Wygl�daj� �adniej na du�ej przestrzeni ni� na ma�ej pr�bce. Kupi�em te� biurko, kt�re nam si� tak podoba�o w sklepie u Horna. Przywie�li mi je w zesz�ym tygodniu i teraz pok�j jest prawie umeblowany.
Mader zapali� �wiec� na biurku i zn�w zasiad� do listu.
Zesz�ego wieczora - pisa� - by�em na koncercie Lilii Lehmann, ale wyszed�em zaraz po przerwie. �adna to przyjemno�� s�ucha� pi�knej muzyki samemu. Nie potrafi� ju� d�u�ej obej�� si� bez Ciebie. Obieca�a� przyjecha� zaraz, jak si� sko�czy kontrakt we Frankfurcie, zatem nie p�niej ni� pierwszego grudnia. Nie zgodz� si� na �adn� zw�ok�. Jeste� mi, najdro�sza, potrzebna bardziej ni�...
Zegar na wie�y wybi� kwadrans na sz�st�. Mader od�o�y� pi�ro i wsta�. Obydwa razy Anna zjawi�a si� punktualnie. Gdyby po�wi�ci� pi�tna�cie minut na wst�pne: "Wygl�dasz uroczo! Mo�e zdejmiesz p�aszcz? Co nowego w ministerstwie? S�ysza�a� najnowsze plotki?... S�dzisz, �e dojdzie w przysz�ym roku do wojny mi�dzy Angli� a Niemcami?... Czy choroba carycy jest gro�na?...", wtedy dopiero kwadrans po sz�stej Anna rozpi�aby bluzk� i zrzuci�a sp�dnic� na pod�og�. W ulotce za� napisane by�o: "...na p� godziny przed czasem, kiedy spodziewany jest coitus..." Je�eli wi�c ma zamiar wypr�bowa� te diabelne kapsu�ki, musi za�y� je teraz, bez dalszej zw�oki. W najgorszym razie zawieraj� mia�ki cukier. Niewykluczone, �e ten jaki�
Charles Francis liczy na psychologiczny efekt swego "pobudzaj�cego" �rodka. Je�li komu� nic nie dolega, tylko brak mu zaufania do siebie, ten cudowny lek jest r�wnie dobry jak ka�dy inny.
Koperta od rana tkwi�a w kieszeni p�aszcza. Wyci�gn�� z niej p�askie pude�ko, zgodnie z nakazem ostro�nie przedar� opakowanie z czerwonej bibu�y i wysypa� kapsu�ki na d�o�.
Boka zapali� ju� gazowe lampy w pokoju, ale w korytarzu i kuchni panowa�y ciemno�ci. Mader musia� po omacku i�� do kredensu po szklank�, a potem do zlewu po wod�. Po�o�y� kapsu�ki na j�zyku i popi� je natychmiast. Zamierza� w�a�nie zapali� lamp� w korytarzu, kiedy przypomnia� sobie o ulotce pozostawionej w pokoju. Wr�ci� po ni� i razem z kopert�, czerwon� bibu�� i pude�eczkiem wrzuci� do ognia w wielkim, kaflowym piecu.
Wyci�gn�� z kieszeni spodni z�oty zegarek, kt�ry dosta� od ojca po uko�czeniu Akademii Wojennej. By�a ju� za dziesi�� sz�sta. Postanowi� wsun�� nie doko�czony list pod blok papieru. Nie dlatego, �e Anna mog�a go zobaczy�. Dziwne to mo�e, ale chodzi�o mu o co� ca�kiem innego. Czu�, �e by�oby nie w porz�dku, gdyby list sta� si� �wiadkiem tego, co si� zdarzy mi�dzy nimi w tym pokoju. Ingrid go kocha�a, Anna za� nie. I w tym w�a�nie kry�o si� sedno sprawy.
Podszed� do biurka, ale kiedy si�gn�� po list, zakr�ci�o mu si� mocno w g�owie. Zaraz potem poczu� w piersi wielki ci�ar. Zacz�o mu brakn�� tchu. "Jak bym ton��" - przemkn�a mu przez g�ow� my�l. Chcia� krzykn��: "Boka!", ale nie m�g� wydusi� g�osu z gard�a. Usta�o na moment bicie serca. Ucisk w piersiach wzr�s� do granic wytrzyma�o�ci. Samo serce jakby zacz�o rosn�� wype�niaj�c ca�e wn�trze. Ostry b�l dr��y� kiszki, a cia�em wstrz�sa�y drgawki, jak gdyby porusza� nim za pomoc� sznurk�w jaki� niespe�na rozumu kukie�karz.
- Boka! - Tym razem doby� g�osu, ale odpowiedzi nie by�o.
- Na pomoc! Na pomoc! - krzycza� przera�ony, gdy� b�l podp�yn�� mu do gard�a i pali� w ustach.
- Wody...! - Rzuci� si� w stron� kuchni. Chcia� ugasi� �w ogie�, bo c� innego mog�oby z tak morderczym b�lem trawi� ca�e jego cia�o.
- Bo�e! Umieram! - W przeb�ysku �wiadomo�ci poj��, i� w kapsu�kach by�a trucizna.
Nie dotar� do kuchni, run�� w ciemnym korytarzu, gdzie wi� si� z b�lu, rz�zi� g�o�no i przera�liwie, ilekro� zdo�a� chwyci� w p�uca powietrze. Nadaremno pr�bowa� si� podnie��. W �miertelnej m�ce ry� paznokciami pod�og�. Drzazgi wbija�y mu si� pod paznokcie, ale nie czu� tego, gdy� b�l przenikaj�cy wn�trzno�ci by� znacznie silniejszy. Nim straci� przytomno��, krzykn�� raz jeszcze, po czym t�tno zacz�o powoli zanika�, oddech przechodzi� w coraz to cichszy, przerywany �wist. Jeszcze par� sekund trwa� spazm, a po ca�kowitym parali�u cia�a przysz�a �agodna �mier�.
Szeregowiec Boka wchodzi� w�a�nie na schody, kiedy pos�ysza� krzyk. Dono�ny, przera�liwy, jaki wyda� mog�a kobieta lub zwierz�. Nie mia� czasu, by si� nad tym zastanawia�, jako �e ju� by� sp�niony. W sklepie u Wolfa by�o mn�stwo klient�w, poza tym spotka� po drodze krajana ze wsi, te� oficerskiego ordynansa, z kt�rym sobie mi�o pogaw�dzi�. S�ysz�c, �e zegar bije trzeci kwadrans na sz�st�, po�egna� si� i spiesznie wr�ci� do domu.
Bieg� po schodach na g�r�, przeskakuj�c po par� stopni. Mia� troch� k�opotu z wsadzeniem klucza do zamka, tak by� ob�adowany paczkami. Wszed� przez ciemny korytarz do kuchni i po�o�y� je na stole. W mieszkaniu panowa�a cisza, z czego wywnioskowa�, �e spodziewany go�� jeszcze si� nie zjawi�. Chcia� spyta� kapitana, jak ma poda� szynk�, wi�c zajrza� do gabinetu. W powietrzu unosi� si� dziwnie gorzki zapach, kt�rego tu przedtem nigdy nie by�o. Nie znalaz� kapitana ani w gabinecie, ani w sypialni, ani w pokoju k�pielowym. W obydwu pokojach pali�y si� lampy, na biurku �wieca. Zdziwiony Boka rozejrza� si� doko�a i nagle przypomnia� mu si� zwierz�cy krzyk, kt�ry us�ysza� wchodz�c na schody. Zanim jeszcze dotar� do przedpokoju, ju� czu�, �e co� straszliwego przydarzy�o si� kapitanowi.
Znalaz� go w k�cie ko�o drzwi do kuchni. Le�a� skulony dotykaj�c brod� kolan. Tylko r�ce mia� odrzucone na bok, jakby wczepione w pod�og�, a spod okaleczonych paznokci s�czy�a si� krew.
- Jezu Chryste! Kapitanie! Co si� sta�o?
Boka pad� na kolana i pr�bowa� podnie�� �w ludzki zew�ok. Twarz Madera by�a sina, ale jeszcze ciep�a. Pr�bowa� doszuka� si� pulsu. Przy�o�y� ucho do piersi Madera, ale nie potrafi� stwierdzi�, czy ko�atanie, kt�re s�ysza�, to bicie w�asnego serca czy serca kapitana. Boka by� silnym m�czyzn�, tote� bez trudu wzi�� Madera na r�ce. Po�o�y� go na ��ku i przykry� ko�dr�. Nast�pnie wybieg� frontowymi drzwiami i pop�dzi� przez ulic� do jednego z dom�w, na kt�rego bramie wisia�a tabliczka z nazwiskiem lekarza.
Wpad� do poczekalni, gdzie siedzia�o ju� dw�ch pacjent�w. Po chwili zamieszania sekretarce uda�o si� wy�owi� jakie� fakty z �amanej niemczyzny Boki i zaraz wezwa�a lekarza. By� to starszy pan o posiwia�ej brodzie, zaczerwienionych ze zm�czenia oczach, osadzonych pod sklepionym wysoko i pomarszczonym czo�em. Nie trac�c czasu na w�o�enie p�aszcza podanego mu przez sekretark�, wrzuci� kilka narz�dzi do czarnej torby i ruszy� za zdenerwowanym Boka. Na sekund� zatrzyma� si� w progu poczekalni.
- Prosz� da� zna� do komisariatu! - zawo�a� do sekretarki, a po chwili zastanowienia doda�: - I zawiadomi� komend� wojskow�.
Przebieg� na drug� stron� ulicy staraj�c si� nad��y� za Boka. Przed domem zastali gromadk� ludzi, przewa�nie lokator�w, st�oczonych wok� �ony dozorcy. Wida� zobaczy�a, jak Boka wybiega� z domu i nieomylnym instynktem domowego str�a odgad�a, �e co� niezwyk�ego musia�o si� wydarzy� w mieszkaniu kapitana. Zagrodzi�a ordynansowi drog� i jako zast�pczyni w�a�ciciela domu za��da�a stanowczo, by Boka powiedzia� jej, co si� sta�o.
W tym samym momencie od strony Ringu nadchodzi�a Anna Gabriel w ciemnozielonym we�nianym kostiumie o modnej kr�tkiej sp�dnicy. Mia�a kapelusz z szerokim rondem, bardzo strojny i dobrany kolorem do kostiumu. Mimo czterech szpilek wbitych w kok, ledwo si� trzyma� na g�owie targany nag�ym powiewem wiatru, kt�ry przemkn�� ulic�. By�a troch� zdyszana i w bardzo dobrym nastroju. Mia�a zar�owione policzki i nuci�a najnowsz� piosenk� Leo Falla. Spostrzeg�a Bok� i starszego pana w bia�ym fartuchu, otoczonych gromad� kobiet, wi�c zatrzyma�a si� raptownie.
Boka tak�e j� dostrzeg�. Zamierza� w�a�nie wej�� do domu i bezceremonialnie odepchn�� dozorczyni�. Nie potrafi� sobie p�niej uzmys�owi�, dlaczego zatrzyma� si� na progu i zawo�a� do Anny Gabriel:
- Do domu! Precz st�d, do diab�a! Zawraca�!
Po czym wszed� szybko do �rodka, a za nim ruszy� lekarz.
Anna stan�a jak wryta (pod pr�gierzem wrogich i badawczych spojrze�). Trwa�o to chwil�, po czym t�um gapi�w ruszy� w g�r� po schodach zatrzymuj�c si� pod drzwiami Madera.
Szale�czo zapragn�a p�j�� za nimi. Ca�� si�� woli zawr�ci�a jednak i ruszy�a w swoj� stron�. Sz�a ju� mniej rytmicznym krokiem. Czu�a, �e co� straszliwego przydarzy�o si� Maderowi, a ostrze�enie szeregowca Boki ocali�o j� by� mo�e od podobnego nieszcz�cia. Sta�a ju� nad brzegiem przepa�ci, a on j� ostrzeg� w ostatniej chwili, nim ziemia usun�a jej si� spod n�g. Na pobliskim postoju wzi�a doro�k�, poda�a wo�nicy adres i kaza�a si� wie�� szybko do domu.
Doktor Bruck ledwie spojrza� w stron� ��ka, na twarz w�r�d poduszek, a ju� stwierdzi�, �e jego pomoc jest zbyteczna. Pochyli� si� nad cia�em, uni�s� ko�dr� i poczu� od�r ekskrement�w pomieszany z woni� gorzkich migda��w. Stru�ka krwi wyciek�a z k�cika ust plami�c odpi�ty ko�nierz munduru. Doktor Bruck wiedzia�, jak paskudn� spraw� bywa gwa�towna �mier�.
- Cyjanek - mrukn�� do siebie.
Boka stan�� w nogach ��ka i trzyma� si� kurczowo mosi�nej por�czy, a twarz mia� r�wnie blad�, jak kostki zaci�ni�tych r�k.
- Wyszed�em tylko na p� godziny - t�umaczy�. - Zostawi�em go w najlepszym zdrowiu.
- Wierz� - pokiwa� g�ow� doktor. - Cyjanek dzia�a bardzo szybko, czasem wystarczy minuta. Boka nagle wybuchn��.
- Do licha! Co pan tak stoi?! Niech pan co� robi!
Doktor by� cywilem, a wi�c kim� ni�szym od kogokolwiek w mundurze, nawet od ordynansa. Na cywila mo�na krzykn��, chyba �e jest kim� wa�niejszym i pot�niejszym od szeregowca, ale w tym wypadku tak nie by�o.
Doktor utkwi� zm�czone oczy w twarzy Boki. Dojrza� w niej rozpacz i b�l, tote� wybaczy� mu brak manier.
- Nic tu ju� nie mog� poradzi�. - Skierowa� wzrok na zmar�ego. - Lepiej wezwij ksi�dza. Kapitan by�, jak mi si� zdaje, katolikiem.
Boka sta� dalej nieruchomo, wi�c doktor Bruck doda�:
- Przychodzi czas, m�odzie�cze, kiedy trzeba pozostawi� zmar�ego, a pomy�le� o �ywych. W tym wypadku o rodzinie.
- Zostanie pan tu z nim? - spyta� Boka. Normalnie m�wi�by "kapitan", ale teraz celowo pomin�� to s�owo, skoro nie ma Madera na �wiecie. Teraz by� ju� tylko "on". Nie z braku szacunku, ale dlatego �e nie potrafi� skojarzy� skulonego pod ko�dr� cia�a o sinej i wykrzywionej b�lem twarzy z cz�owiekiem, kt�rego widzia� �ywym przed niespe�na godzin�.
- Zostan� - obieca� doktor i usiad� w fotelu przy ��ku. Mia� sze��dziesi�t dziewi�� lat, ale pod koniec dnia czu� si� zawsze jak stuletni starzec.
Boka zbiera� si� w�a�nie do wyj�cia, kiedy zjawi� si� inspektor policji - porucznik Horn w towarzystwie dw�ch m�czyzn. Poinformowany przez sekretark� lekarza, �e ofiar� wypadku, bo tak to okre�li�a, jest kapitan ze Sztabu Generalnego, porucznik zawiadomi� ju� Ministerstwo Wojny, �andarmeri� oraz tutejsz� komend� wojskow�. Na og� nie znosi�, gdy si� mieszali do sprawy, ale i tak nie spos�b by�o ich pomin��, chocia� uwa�a� w duchu, �e gdyby policji pozostawiono woln� r�k�, pracowa�aby znacznie skuteczniej.
Na pierwszy rzut oka wygl�da�o to na samob�jstwo: trucizna o szybkim dzia�aniu, nie doko�czony list na biurku i ordynans wys�any zawczasu po zakupy. �wieca, przy kt�rej zmar�y pisa� list, nadal pali�a si� jasnym p�omieniem. W wazonie tkwi� bukiet chryzantem, a na kuchennym stole le�a�o kilka nietkni�tych pakiecik�w ze sklepu z delikatesami.
- Jaka szkoda! - stwierdzi� doktor. - Taki przystojny m�ody m�czyzna. Widzia�em go par� razy na ulicy. Zawsze w rannych godzinach. Zaczynam wizyty domowe zazwyczaj kwadrans po �smej. On te� wychodzi� wtedy, pewnie do pracy.
- W Ministerstwie Wojny - wyja�ni� porucznik policji.
- Zgadza si�. Wiem od ordynansa, �e by� w Sztabie Generalnym. Czemu on to zrobi�, poruczniku?
- Co zrobi�?
- Odebra� sobie �ycie! Pewnie z powodu kobiety. Jacy� niem�drzy s� ci m�odzi! Rozstawa� si� z czym� tak bezcennym i niepowtarzalnym dla tak pospolitego towaru, kt�rego w br�d na rynku.
Porucznik nie odpowiedzia�. Poszed� do gabinetu, by przejrze� nie doko�czony list. Przeczyta� go dwukrotnie, po czym z wolna od�o�y� na biurko. Jeden z detektyw�w przegl�da� zawarto�� kosza na �miecie, drugi za� w kuchni grzeba� w wiadrze na odpadki. Porucznik wyci�gn�� szuflad�. Znalaz� porz�dnie u�o�one koperty i papier listowy, fotografie w pude�kach i albumach, pi�ra, o��wki, znaczki, paczk� tytoniu, bibu�ki i maszynk� do robienia papieros�w, teczk� rachunk�w z napisem "zap�acone", kwity, par� pakiecik�w z listami, przewi�zanych z�otym sznurkiem, oraz s�u�bowy rewolwer kapitana.
- Czemu si� nie zastrzeli�? - spyta� doktor. - Po co wybra� tak� bolesn� �mier�?
Ostatniego namaszczenia udzieli� zmar�emu ojciec Jelinek, wysoki, krzepki kapelan z ko�cio�a przy Landstrasser Hauptstrasse. Ministranta zapewne �ci�gni�to pospiesznie z jakiego� boiska, gdzie gra� w pi�k�, bo mia� jeszcze buty oblepione �wie�ym b�otem, a gil ca�y czas zwisa� mu ze spierzchni�tego nosa.
Boka kl�cza� przy ��ku wpatrzony w wisz�c� na �cianie r�cznie malowan� kopi� "�wi�tej Rodziny" Micha�a Anio�a. Kapitan Mader naby� ten obraz we Florencji, w drodze powrotnej z Rzymu do kraju po zawodach hippicznych. M�wi� Boce, jak zwiedzaj�c Galeri� Uffici natkn�� si� na m�odego malarza zaj�tego kopiowaniem orygina�u. Kapitan zaproponowa� kupno jego dzie�a i by� ogromnie przej�ty, �e artysta zgodzi� si� rozsta� z obrazem. Boka pami�ta�, z jak� rado�ci� rozwija� Mader p��tno po powrocie do domu. Wygl�da�o, �e bardziej jest dumny z obrazu ni� z nagrody, kt�r� zdoby� na zawodach. Wtedy Boka nie m�g� zupe�nie zrozumie� kapitana, ale teraz wspomnienie owej chwili nape�ni�o jego oczy �zami.
- O kt�rej kapitan wys�a� was do sklepu? - spyta� porucznik policji Bok�.
Kapelan i ministrant ju� wyszli. Porucznik Horn usiad� na kanapie, szeregowiec Boka stan�� naprzeciw niego. Doktor Bruck za� zaj�� na powr�t miejsce przy ��ku, sk�d si� taktownie usun�� na czas, kiedy ojciec Jelinek udziela� ostatniego namaszczenia.
- Kwadrans po pi�tej. Ju� to m�wi�em - odrzek� Boka.
- O kt�rej wr�cili�cie?
- P� godziny p�niej. Pami�tam, �e jak by�em blisko domu, s�ysza�em, jak zegar na wie�y bije za kwadrans sz�st�.
- Co�cie tam robili tyle czasu, skoro sklep jest zaledwie dziesi�� minut drogi od domu?
- W sklepie by�o du�o ludzi. Mo�na by� nawet pierwszym przy ladzie, a jak zjawi si� dama i za��da kawioru albo jaki� pan zechce skrzynk� szampana, to ich zawsze najpierw obs�u��, a taki jak ja musi czeka�.
Boka m�wi� z w�gierskim akcentem i mia� ograniczony zas�b s��w. W jego rodzimym j�zyku nie by�o w og�le rodzaj�w gramatycznych, wi�c o wszystkim m�wi� w rodzaju m�skim: "on" o szynce, kt�r� kupi� w sklepie, o ekspedientce, kt�ra mu j� sprzeda�a, o ulicy, jak� wraca� do domu, i o godzinie, kt�r� wybi� zegar na ko�ciele. Nie odmienia� te� w niemieckim czasownik�w, tylko u�ywa� bezokolicznika czasu tera�niejszego bez Wzgl�du na to, czy chodzi�o o niedawn� przesz�o��, wydarzenia sprzed wieku, tera�niejszo�� lub przysz�o��. By� natomiast wybitnym lingwist�, gdy kl�� po niemiecku. Robi� to z idealn� poprawno�ci� i nie mia� sobie r�wnych nawet w�r�d rdzennie austriackich sier�ant�w piechoty albo instruktor�w jazdy konnej w kawalerii. Doktor, w przeciwie�stwie do porucznika Horna, z trudem go rozumia�. Ucho wiede�skiego policjanta by�o wyczulone na wszelkie akcenty i gramatyczne dziwol�gi tego wielonarodowo�ciowego miasta, obarczonego czy te� obdarowanego przez los dwoma milionami mieszka�c�w.
- Dlaczego kapitan wys�a� was po zakupy? - spyta� porucznik.
Boka wzruszy� ramionami.
- W domu nie by�o nic do jedzenia, prosz� pana. - Spodziewa� si� czyjej� wizyty?
- By� mo�e. - Ilekro� Boka czu�, �e znalaz� si� na niebezpiecznym gruncie, udawa� t�pego wie�niaka, a twarz jego przypomina�a martwot� pysk �ni�tej ryby.
- Spodziewa� si�, czy nie?
- Nie wiem, prosz� pana. - Boka pogardza� wszystkimi cywilami, nie wy��czaj�c policjant�w, ale za to starannie unika� zatarg�w z tymi ostatnimi.
- Nic wam nie m�wi�?
- A jak�e - potwierdzi� skwapliwie Boka. - Co powiedzia�?
- �eby kupi� funt szynki, tuzin bu�eczek i dwie butelki wina. "To mi w�a�nie m�wi�, poruczniku.
- Nie wyda�o si� wam, �e to za du�o, jak na kolacj� dla jednej osoby?
- Nie. Kapitan du�o jad�. Poza tym... - zerkn�� przez otwarte drzwi na le��cy w ��ku martwy kszta�t, a gard�o �cisn�o mu si� z �alu. - Ja te� jad�em to samo. Tak by�o ustanowione przez niego.
Dolecia� ich z korytarza odg�os krok�w i g�o�na rozmowa. Prawie jednocze�nie zjawili si� w mieszkaniu Madera: prokurator s�du wojskowego, kapitan Kunze, oraz doktor Ruppert, lekarz pu�kowy. Kiedy kapitan czeka� w gabinecie, doktor Ruppert, drobny, podobny do czujnego gryzonia, nerwowy m�czyzna z pincenez, dokonywa� obdukcji zw�ok. Wymieni� na pocz�tku spieszny u�cisk d�oni z doktorem Bruckiem, kt�rego potem wyra�nie ignorowa�.
- Trzeba b�dzie, niestety, poczeka� na wyniki sekcji, nim b�dziemy mogli ustali� przyczyn� zgonu - o�wiadczy� doktor Ruppert. - M�g� to by� atak epilepsji, udar m�zgu, skrzep, atak serca albo zatrucie pokarmem, s�owem - wszystko.
Za jego plecami odezwa� si� s�abym, zm�czonym g�osem doktor Bruck:
- Nonsens. To zatrucie cyjankiem.
Doktor Ruppert obr�ci� si� gwa�townie i utkwi� stanowcze spojrzenie w cywilnym lekarzu.
- Lepiej nie wyci�ga� pochopnych wniosk�w - powiedzia�.
- To zatrucie cyjankiem - powt�rzy� doktor Bruck cichym g�osem, w kt�rym kry�a si� stanowczo�� i g��bokie przekonanie.
- S�dzi pan, �e to by�o samob�jstwo? - spyta� Ruppert.
- Nie moj� rzecz� jest o tym decydowa�. Kapitan Kunze przys�uchiwa� si� tej wymianie zda� lekko zas�piony. By� to szczup�y m�czyzna o twarzy, jak� m�g�by mie� Hamlet, gdyby nie zgin�� od zatrutej szpady i do�y� �redniego wieku. Martwi�o go po��czenie s��w: samob�jstwo i cyjanek. Wiedzia�, �e w�adze wojskowe wola�yby udar m�zgu albo atak serca. Gdyby jaki� oficer, zw�aszcza cz�onek Korpusu Sztabu Generalnego, naprawd� chcia� pozbawi� si� �ycia, to ju� raczej paln��by sobie celnie w skro�, pozostawiaj�c cywilom tak prostackie metody jak �ug, trucizna na szczury, brzytwa, skok z wysokiego pi�tra lub pod ko�a lokomotywy. Kapitan wyci�gn�� r�k� do doktora Brucka.
- Dzi�kuj� panu za przybycie z natychmiastow� pomoc�. Spraw� honorarium zajmie si� kancelaria dyrektora departamentu skarbu.
- To najzupe�niej zbyteczne - pokr�ci� g�ow� doktor. - Nie mia�em zaszczytu pozna� osobi�cie kapitana Madera... za jego �ycia, ale byli�my s�siadami. Uwa�a�em za sw�j obowi�zek przyj�� z pomoc� s�siadowi, skoro by�a potrzeba. Jaka szkoda, �e tak niewiele mog�em dla niego zrobi�.
Policjant zameldowa�, �e nadjecha� ambulans. Cia�o Richarda Madera, zas�oni�te szczelnie grubym kocem i u�o�one na noszach, powieziono do kostnicy Szpitala Wojskowego, aby przeprowadzi� sekcj�. Kapitan Kunze poleci� porucznikowi Hornowi skontaktowa� si� z szefem policji Brezovskym oraz inspektorem policji i zarazem oficerem ��cznikowym z �andarmeri� doktorem Weinbergiem i z�o�y� im obu dok�adny raport. Bok� odes�ano do kuchni, gdzie mia� oczekiwa� dalszych rozkaz�w.
- Teraz, skoro ju� jeste�my entre nous - rzek� kapitan Kunze do doktora Rupperta po odej�ciu policji - czuj� si� w obowi�zku poinformowa� pana, �e Mader nie pope�ni� samob�jstwa.
Wzi�� do r�ki nie doko�czony list do Ingrid Fiala.
- Mader pisa� go tu� przed zas�abni�ciem. Nie brzmi to dla mnie jak po�egnalna episto�a. Je�eli kto� za�y� albo zamierza za�y� trucizn�, nie pisze do jakiej� tam panny o tapetach i koncercie Lilii Lehmann. Tak czy owak, samob�jstwo jest tu wykluczone.
Doktor Ruppert poprawi� pincenez.
- Mo�e to nieszcz�liwy wypadek - rozwa�a� g�o�no. - Czemu by nie? Kto� chce wzi�� aspiryn�, si�ga po niew�a�ciwy s�oik i po�yka trucizn� na szczury. Nie by�bym jednak sk�onny akceptowa� wersji otrucia. Nie w�tpi�, �e internista w rodzaju doktora Brucka, o tak zaw�onej praktyce, potrafi rozpozna� zapalenie gard�a czy �lepej kiszki, ale nie mo�e stwierdzi�, �e to by�o otrucie. Wykluczone! Takie pobie�ne ogl�dziny nie wystarcz�. Proponuj� wi�c zaczeka� na wynik sekcji i od tego uzale�ni� dochodzenie.
Kapitan Kunze nie odpowiedzia�. Nie pierwszy raz obserwowa� Rupperta w akcji i mia� go za bardzo kiepskiego lekarza i zarozumia�ego g�upca. Szczeg�lnie teraz, po�r�d ca�ej tej grozy: fetoru gwa�townej �mierci, m�odego cia�a powalonego niczym monstrualny owad, razi�a go ma�o�� Rupperta i oburza� spos�b, w jaki potraktowa� doktora Brucka, tego �agodnego puchacza, bardzo semickiego i ogromnie m�drego zarazem. Co wi�cej, ca�a ta sprawa mierzi�a go i mia� nadziej�, �e mu jej nie przydziel�.
Anna i Friedrich Gabrielowie mieszkali na trzecim pi�trze starego domu bez windy za Burgtheater. Wspinanie si� po w�skich, stromych i wyszczerbionych schodach by�o r�wnie m�cz�ce jak wdrapywanie si� na alpejski szczyt, tote� kiedy Anna dotar�a do frontowych drzwi, by�a jak zwykle bliska utraty tchu. Mia�a nadziej�, �e Fritza, bo tak nazywa�a m�a, nie
ma jeszcze w domu, ale przesta�a si� �udzi�, kiedy wesz�a do przedpokoju i dostrzeg�a �wiat�o w saloniku.
- Co si� sta�o? - spyta�. - My�la�em, �e jeste� u doktora Lorenza.
Tego ranka oznajmi�a mu bowiem, �e wr�ci do domu p�niej, gdy� dentysta mo�e j� przyj�� dopiero przed sz�st�.
- Wezwano go do jakiego� nagiego wypadku. Asystentka odprawi�a pacjent�w i zamkn�a gabinet - k�ama�a szybko i g�adko. Nie musia�a si� mie� na baczno�ci przed Fritzem, bo nigdy nie wypytywa� o szczeg�y. Nie z g�upoty czy �atwowierno�ci, ale dlatego, �e jej ufa� bez zastrze�e�.
- Co robi�a� ca�e popo�udnie? - zapyta� Ann�.
Mieli zwyczaj zdawa� sobie nawzajem relacj� z godzin, kt�re sp�dzali osobno. Fritz Gabriel pracowa� na poczcie przy Mariahilferstrasse, w pobli�u Dworca Zachodniego. Bardzo ruchliwy by� to urz�d, odwiedzany przez najdziwniejsze typy, tote� zazwyczaj opowiada� Annie o zdarzeniach, kt�re, jak s�dzi�, mog�y j� rozbawi�. Lubi�a s�ucha� m�a, ale nie mog�a uwolni� si� od podejrze�, i� stara si� j� przekona�, jak go ta praca na poczcie cieszy i �e mu wcale nie �al s�u�by w wojsku, kt�rej si� wyrzek� dla �ony.
Obiad jadali zawsze w domu. Na kolacj� za� by�y przewa�nie resztki z obiadu, w�dlina lub mi�so na zimno i herbata. Anna mia�a tylko dochodz�c� na par� godzin s�u��c�, tote� codziennie przed po�udniem zaj�ta by�a sprz�taniem, zakupami i gotowaniem, ale od drugiej do si�dmej wieczorem by�a wolna. Relacje jej z tych godzin nie by�y, oczywi�cie, tak szczeg�owe i prawdziwe jak Fritza. Niczym ocenzurowana w policyjnym pa�stwie gazeta zawiera�y przymusowe luki w tre�ci.
Z gronem dawnych koleg�w Gabriela z wojska utrzymywali nik�e kontakty, Obracali si� teraz w towarzystwie pisarzy, dziennikarzy i muzyk�w, kt�rzy Fritza lubili, Ann� za� adorowali. Narzuci�a sobie surow� zasad� nie romansowania z m�czyznami, kt�rzy w najmniejszym nawet stopniu zwi�zani byli z ich obecnym gronem znajomych.
- Nie odpowiedzia�a� mi jeszcze, co robi�a� ca�y dzie� - przypomnia� jej m��.
By�a wyra�nie zdenerwowana, co si� prawie nigdy nie zdarza�o. Wsp�lnie sp�dzane wieczory stanowi�y najmilsz� i daj�c� wytchnienie por� dnia. Tym razem wyczuwa� w niej jaki� zastanawiaj�cy niepok�j.
- Nic szczeg�lnego - wzruszy�a ramionami. - Wpad�am na kr�tko do mamy. M�wi�a mi, �e podagra ojca zn�w daje zna� o sobie. Widzia�em te� przelotnie cesarza, jak wyje�d�a� z Mariahilferstrasse na Ring. Widocznie powraca� z Sch�nbrunnu. By� dosy� blady, ale mo�e mi si� tylko tak zdawa�o, bo jecha� w zamkni�tym powozie.
Opowiada�a to w spos�b jaki� niesk�adny i chaotyczny.
"Co� si� musia�o przydarzy�" - pomy�la� i dziwi� si�, dlaczego mu o tym nie m�wi. Postanowi� jednak udawa�, �e nie dostrzega jej nastroju.
- U�mieli�my si� dzi� bardzo na poczcie - odezwa� si� Friedrich, kiedy cisza w pokoju zacz�a ju� by� m�cz�ca. - Przyszed� jaki� cz�owiek i poprosi� o tysi�c dziesi�ciohalerzowych znaczk�w. S�dz�c z odzie�y musia� to by� stolarz albo murarz, tote� spyta�em go, po co mu a� tyle. Nie zgadniesz, co odpowiedzia�. Ot�, s�ysza�, �e ma podro�e� op�ata za listy do dwunastu halerzy, wi�c chce zrobi� zapas dziesi�ciohalerzowych znaczk�w, �eby je potem sprzedawa� z zyskiem. Niewiarygodne, co?
Skwitowa�a to pr�dko i skwapliwie �miechem, stara�a si� bowiem za wszelk� cen� ukry� dr�cz�ce j� przera�enie. Nie dlatego, �e si� co� nag�ego przydarzy�o Maderowi, ale �e o ma�y w�os i j� te� mog�o to samo spotka�. Gdyby zjawi�a si� tam o par� minut wcze�niej, w chwili wypadku, bo musia� to by� z pewno�ci� wypadek, by�aby ju� w jego mieszkaniu i zapewne w ��ku. Lata ca�e udawa�o jej si� prze�ywa� mi�osne przygody nie nara�aj�c na szwank swego ma��e�stwa. Nie by�o to nawet takie trudne, zwa�ywszy, i� Fritz tak jej wzruszaj�co ufa�. Nabra�a wiec �mia�o�ci i przesta�a by� ostro�na, zapominaj�c o tym, �e wystarczy jakie� niebaczne s�owo albo nieoczekiwane spotkanie z m�em, �eby zniweczy� bezpowrotnie jej ma��e�skie szcz�cie.
- Kocham ci�, Fritz - powiedzia�a.
Spojrza� na ni� zdziwiony. Nie byli z natury wylewni. Traktowali nawzajem swe uczucia jako spraw� najzupe�niej oczywist�, kt�rej nie trzeba by�o manifestowa� s�owami. Ca�owali si� na powitanie oraz po�egnanie i cz�sto sypiali ze sob�. Poza tym byli tak�e dobrymi przyjaci�mi.
- Wiem o tym - odpowiedzia� sil�c si� na naturalny ton, cho� targa� nim niepok�j. To nag�e wyznanie uczu� uderzy�o go w r�wnym stopniu, co uprzednio zdenerwowanie Anny. Podszed� do pieca i zacz�� grzeba� w palenisku, ale Anna nie zmieni�a tematu.
- Kocham ci� bardziej ni� w�asne �ycie - doda�a. - Pami�taj o tym zawsze. Bez wzgl�du na cokolwiek.
Wysoki i szczup�y ksi��� Hohenstein mia� twarz hiszpa�skiego granda z p��cien El Greco. W ruchach przypomina� rasowego konia. Kiedy podchodzi� do krzes�a, mia�o si� wra�enie, �e je raczej przeskoczy, ni� na nim usi�dzie. By� ogromnie uprzejmy, bezpo�redni i nadzwyczaj inteligentny. Mia� wybitne zdolno�ci do matematyki, ale tradycja rodzinna wymaga�a, by drugi wed�ug starsze�stwa syn po�wi�ci� si� bezwzgl�dni wojskowej, a nie uniwersyteckiej karierze. Nale�y wi�c poczyta� armii za zas�ug�, �e poznano si� na nim i dano mu zaj�cie w Sztabie Generalnym.
- Czy wtedy, w toalecie, widzia�e� Madera po raz ostatni? - zapyta� Kunze ksi�cia.
Cho� nie znali si� przedtem, m�wi� do niego per "ty", co by�o zasad� w�r�d oficer�w tej samej rangi, podobnie jak w�r�d zwierzchnik�w, gdy zwracali si� do podw�adnych, z wyj�tkiem tych sytuacji, kt�re wymaga�y bardziej oficjalnego tonu.
Siedzieli obaj w kancelarii kapitana, mieszcz�cej si� w budynku s�du wojskowego przy Hernalser G�rtel. Tego ranka powiadomiono kapitana Kunze, i� zostaje odkomenderowany do prowadzenia �ledztwa w sprawie Richarda Madera.
Hohenstein zastanowi� si� chwil�.
- Widzia�em go jeszcze raz oko�o pi�tej po po�udniu. Min��em si� z nim na korytarzu. Nasz wydzia� - wydzia� szyfr�w - s�siaduje z wydzia�em telegrafu, gdzie pracowa� Mader. Zanios�em im telegram i spotka�em Madera. Mia� ju� na sobie p�aszcz, czako i r�kawiczki. Wychodzi� nieco wcze�niej, wi�c spyta�em, czy mo�e wybiera si� na wagary. U�miechn�� si� i odrzek�, �e spieszy do domu, bo spodziewa si� odwiedzin.
- Kobiety czy m�czyzny?
- Tego nie m�wi�. Nie pami�tam dok�adnie, ale chyba powiedzia� tylko "odwiedzin", nie m�wi�c czyich.
- Czy pr�cz kapitana von Gerstena znasz kogo�, kto dosta� reklam�wk� Charlesa Francisa?
- Nie znam. Ale to wcale nie znaczy, �e nikt wi�cej jej nie otrzyma�. Pracujemy razem z Gerstenem i znajdowali�my si� obaj w pokoju, gdy roznoszono poczt�. To by� tylko przypadek, �e Mader wszed� do toalety, kiedy obaj z Gerstenem pozbywali�my si� tego paskudztwa.
- Wielka to szkoda - zauwa�y� Kunze. - Dlaczego kopert� razem z zawarto�ci� wrzuci�e� do klozetu zamiast do kosza na �miecie? Mam nadziej�, Rudolf - doda� spiesznie - �e nie zrozumiesz �le mego pytania. Po prostu musz� si� dowiedzie�, jak ta przekl�ta rzecz wygl�da�a.
- By�a to zwyk�a koperta z ulotk� i pude�eczkiem, w kt�rym znajdowa�y si� dwie kapsu�ki zawieraj�ce rzekomo pobudzaj�c� substancj�. Uznali�my z Gerstenem, �e nadawca jest jakim� szarlatanem i lepiej b�dzie, jak wrzucimy "to" do klozetu.
- Oczywi�cie, nie wiemy jeszcze, czy �mier� Madera mo�e mie� jaki� zwi�zek z ow� substancj� - ci�gn�� Kunze. - Z tego, co o nim m�wi�, wnosz�, i� by� za inteligentny, aby si� da� nabra� na taki n�dzny kawa�.
- Bardzo zacny by� to ch�op i �wietny kolega. B�dzie go nam w Korpusie ogromnie brakowa�.
Kunze odprowadzi� Hohensteina do drzwi, po czym zn�w zasiad� przy biurku. Otworzy� cienk� teczk� z dokumentami i zacz�� studiowa� sze�� kartek zapisanych odr�cznym pismem. Zawiera�y �yciorys kapitana Madera oraz wszelkie dane, jakie uda�o si� spiesznie zgromadzi�: za�wiadczenie o stanie zdrowia za ostatni rok, wykaz kwalifikacji zawodowych, charakterystyka przebiegu s�u�by, a tak�e poufna informacja o trybie �ycia Madera. Wystawiona na ostat