3390
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3390 |
Rozszerzenie: |
3390 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3390 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3390 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3390 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
COLIN WILSON
PASO�YTY UMYS�U
(PRZEK�AD: BEATA MODERSKA I TADEUSZ ZYSK)
SCAN-DAL
Augustowi Derleth - pomys�odawcy
MUSZ�, nim umr�, znale�� JAKI� spos�b wypowiedzenia tego co we mnie jest najistotniejsze, czego nigdy dot�d nie powiedzia�em - a co nie jest ani mi�o�ci�, ani nienawi�ci�, ani lito�ci� ani pogard�, ale prawdziwym tchnieniem �ycia, nieokie�znanym i pochodz�cym gdzie� z g��bi, a wnosz�cym w ludzkie �ycie bezkresn� przestrze� i przera�liw�, beznami�tn� si�� b�d�c� czym� ponadludzkim.
Bertrand Russell list do Constance Malleson, cytowany w:
My Philosophical Development, s. 263
Nota wst�pna
Faktem oczywistym i nie wymagaj�cym �adnych uzasadnie� jest, �e III wolumin Cambridge History of the Nuclear Ag� po�wi�camy w ca�o�ci nowemu wydaniu dokumentu, znanego pod nazw� Paso�yty umys�u autorstwa prof. Gilberta Austina.
Paso�yty umys�u to oczywi�cie dokument b�d�cy kompilacj� wielu materia��w: pism, nagra� czy stenogram�w rozm�w z prof. Austinem. Wydanie pierwsze, obejmuj�ce ledwie po�ow� obecnie prezentowanego materia�u, ukaza�o si� kr�tko po tym, jak prof. Austin znikn�� w 2007 roku, ale jeszcze przed odnalezieniem przez kapitana Ramsaya "Pallas". W sk�ad wydania wchodzi�y g��wnie notatki czynione na pro�b� pu�kownika Spencera i nagrania skatalogowane pod numerem 12xm w Bibliotece Uniwersytetu Londy�skiego. Wydanie p�niejsze, kt�re ukaza�o si� w 2012 roku, zawiera�o stenogram rozmowy przeprowadzonej przez Leslie Purvison 14 stycznia 2004 roku. Pomi�dzy tymi materia�ami umieszczono inny artyku�, wybrany spo�r�d dw�ch napisanych przez prof. Austina dla Historical Review, oraz jego przedmowy do Refleksji Historycznych autorstwa Karela Weissmana.
Wydanie niniejsze zachowuje w ca�o�ci stary tekst i jest poszerzone dodatkowo o materia�y zupe�nie nowe, pochodz�ce z tak zwanych Martinus File, b�d�cych przez wiele lat w posiadaniu Sylvii Austin i znajduj�cych si�, obecnie w �wiatowym Archiwum Historycznym. Wydawca wyja�nia za pomoc� odno�nik�w, z jakich �r�de� pochodz� odpowiednie partie materia�u, a tak�e korzysta z dot�d nie opublikowanych Notatek Autobiograficznych, napisanych przez prof. Austina w 2001 roku.
�adne wydanie Paso�yt�w umys�u nie stanowi wersji ostatecznej. Starali�my si� tak zredagowa� materia�, aby zachowa� ci�g�o�� narracji. W kilku miejscach, gdzie, jak s�dzili�my, by�o to szczeg�lnie uzasadnione omawian� tre�ci�, w��czono materia�y z prac filozoficznych prof. Austina oraz jeden kr�tki rozdzia� ze wst�pu do Homage to Edmund Husserl, wydanym przez Austina i Reicha. Opowie��, kt�ra si� z tego wy�oni, zdaje si� potwierdza�, wed�ug opinii wydawc�w, pogl�dy przedstawione przez nich w New Light on the Pallas My stery. Nale�y jednak podkre�li� z naciskiem, �e nie to by�o ich celem. Usi�owali oni obj�� ca�o�� zwi�zanych z t� spraw� materia��w wierz�c, �e zasadno�� tego uj�cia zostanie w pe�ni potwierdzona, gdy Northwestern University zako�czy prac� nad edycj� Complete Papers of Gilbert Austin.
H.S. W.P.
St. Henry's College, Combridge, 2014 rok.
Niniejszy tekst jest zapisem nagrania, kt�rego
dr Austin dokona� na par� miesi�cy przed znikni�ciem.
Zosta� on opublikowany przez H.F. Spencera.
Historia o tak wielkim zasi�gu jak ta nie zaczyna si� w jakim� konkretnym punkcie; nie potrafi� te� zado��uczyni� pro�bie pu�kownika Spencera, aby "zacz�� wszystko od pocz�tku i nast�pnie doj�� a� do ko�ca", jako �e historia ta ma w zwyczaju tworzy� meandry. By� mo�e najlepszym rozwi�zaniem b�dzie, je�li opowiem po prostu histori� mojej bitwy z paso�ytami umys�u, a ca�� reszt� pozostawi� historykom.
Tak wi�c, moja opowie�� rozpoczyna si� 20 grudnia 1994 roku. W�wczas to wr�ci�em do domu z zebrania Middlesex Archaeological Society, na kt�rym wyg�osi�em wyk�ad o staro�ytnych cywilizacjach zamieszkuj�cych obszary Azji Mniejszej. By� to niezwykle stymuluj�cy i o�ywczy wiecz�r; trudno o wi�ksz� satysfakcj� ni� ta, kt�ra p�ynie z g�oszenia spraw bliskich sercu przed uwa�nymi s�uchaczami. Powinienem do tego jeszcze doda�, �e do kolacji po wyk�adzie podano znakomite czerwone wino rocznik 1980 - by sta�o si� ca�kiem jasne, �e kiedy wk�ada�em klucz w drzwi mego mieszkania w Covent Garden, by�em w radosnym i pe�nym optymizmu nastroju.
Gdy wchodzi�em, zadzwoni� videotelefon, ale ucich�, nim zdo�a�em do niego dobiec. Rzuci�em okiem na odtwarzacz, pokazywa� numer abonenta z Hampstead; by� to numer Karela Weissmana. By�a za pi�tna�cie dwunasta i chcia�o mi si� spa�, postanowi�em wi�c oddzwoni� rano. Rozbieraj�c si�, czu�em si� jednak jako� nieswojo. Byli�my przyjaci�mi od dawna i wiedzia�em, �e cz�sto dzwoni� do mnie p�n� noc� prosz�c, bym mu co� tam sprawdzi� w British Museum (gdzie sp�dza�em wi�ksz� cz�� czasu przed po�udniem). Tym razem jednak co� trudnego do uchwycenia nie dawa�o mi spokoju; ju� w szlafroku podszed�em do videotelefonu i nacisn��em jego numer. D�ugo nie by�o odpowiedzi. Ju� zamierza�em od�o�y� s�uchawk�, gdy na ekranie pojawi�a si� twarz jego sekretarza.
- S�ysza� pan ju�? - zapyta�.
- O czym?
- Doktor Weissman nie �yje.
Wiadomo�� ta tak mn� wstrz�sn�a, �e musia�em usi���. W ko�cu zdecydowa�em si� zapyta�:
- Sk�d mog�em o tym wiedzie�?
- Wieczorne gazety zamie�ci�y wiadomo��.
Odpowiedzia�em mu, �e dopiero co wr�ci�em do domu.
- Ach tak - odpar�. - Pr�bowa�em si� do Pana dodzwoni� przez ca�y wiecz�r. Czy m�g�by Pan zaraz tu przyjecha�?
- Ale dlaczego? W czym m�g�bym pom�c? Czy pani Weissman czuje si� dobrze?
- Jest w szoku.
- Jak� mia� �mier�?
Baumgart udzieli� mi odpowiedzi nie zmieniaj�c wyrazu twarzy:
- Pope�ni� samob�jstwo.
Pami�tam, �e d�u�szy czas gapi�em si� na niego, nie wypowiadaj�c �adnego s�owa i dopiero p�niej krzykn��em:
- O czym, do diab�a, pan m�wi? To jest niemo�liwe.
- Co do tego nie ma �adnych w�tpliwo�ci. Prosz�, niech Pan przyjedzie jak najszybciej.
Zacz�� si� roz��cza�, wi�c wrzasn��em:
- Czy chce pan, bym oszala�? Co si� sta�o?
- Otru� si�. Nic wi�cej nie potrafi� Panu powiedzie�. Ale w li�cie, jaki zostawi�, prosi, aby�my si� jak najszybciej z panem skontaktowali. Tak wi�c prosz� przyjecha�. Wszyscy jeste�my bardzo zm�czeni.
Zam�wi�em aerotaxi, a nast�pnie w stanie jakiego� odr�twienia zacz��em si� ubiera�, powtarzaj�c w k�ko, �e to niemo�liwe. Zna�em Karela Weissmana od trzydziestu lat, od czasu kiedy wsp�lnie studiowali�my w Uppsali. By� to pod ka�dym wzgl�dem cz�owiek niezwyk�y: wybitnie inteligentny, wra�liwy, cierpliwy, a nade wszystko posiadaj�cy ogromn� wewn�trzn� energi�. Nie, to by�o niemo�liwe. Tacy ludzie jak on nigdy nie pope�niaj� samob�jstw. Oczywi�cie wiedzia�em, �e przez ostatnie p� wieku liczba samob�jstw wzros�a pi��dziesi�ciokrotnie i �e czasami samob�jstwa dokonuj� osoby, o kt�rych s�dzimy, �e nigdy by tego nie uczynili. Ale wiadomo��, �e Karel Weissman pope�ni� samob�jstwo znaczy�a dla mnie tyle, co twierdzenie, �e dwa plus dwa r�wna si� pi��. Nic nie zapowiada�o, by targn�� si� na swoje �ycie. Pod ka�dym wzgl�dem by� jedn� z najmniej neurotycznych i jednocze�nie najbardziej zintegrowanych os�b, jakie pozna�em.
Zastanawia�em si�, czy to nie by�o morderstwo. Czy przypadkiem nie by� to zamach kt�rej� z grup terrorystycznych Central Asiatic Powers? S�ysza�em ju� o sprawach nawet dziwniejszych. Wiedza o terrorze politycznym sta�a si� w drugiej po�owie lat osiemdziesi�tych solidn� nauk�, a �mier� Hammelmanna i Fullera nauczy�y nas, �e nawet naukowcy, otoczeni specjaln� opiek�, nie mog� si� czu� w pe�ni bezpieczni. Ale Karel by� przecie� psychologiem i, o ile wiem, nie mia� �adnych powi�za� z projektami realizowanymi na zam�wienia rz�dowe. G��wnym �r�d�em jego dochod�w by�o pot�ne towarzystwo przemys�owe, kt�re p�aci�o mu za opracowywanie metod leczenia nerwic dynamicznych oraz, og�lnie rzecz bior�c, za zwi�kszanie efektywno�ci funkcjonowania zawodowego pracownik�w.
Baumgart czeka� ju� na mnie, kiedy taks�wka l�dowa�a na dachu. Gdy tylko zostali�my sami, zapyta�em:
- Czy to nie mog�o by� morderstwo?
Odpar�: - Nie mo�na tego wykluczy�, ale nie ma te� podstaw, aby tak s�dzi�. O trzeciej po po�udniu i profesor uda� si� do swego pokoju, by pisa�; powiedzia�, �e nie chce, aby mu przeszkadzano. Okno w jego pokoju by�o zamkni�te, a ja sam siedzia�em w holu przy biurku przez nast�pne dwie godziny. O pi�tej jego �ona przynios�a herbat� i... znalaz�a go martwego. Zostawi� w�asnor�cznie napisany list, a trucizn� popi� wod� z toalety.
P� godziny p�niej by�em ju� przekonany, �e m�j przyjaciel rzeczywi�cie pope�ni� samob�jstwo. Jedyn� mo�liwo�ci� przecz�c� tej hipotezie mog�o by� za�o�enie, �e to Baumgart go zabi� - w to jednak nie wierzy�em. Baumgart by� po szwajcarsku opanowany i beznami�tny, ale czu�em, �e by� g��boko wstrz��ni�ty, wr�cz na granicy nerwowego za�amania. �aden cz�owiek nie by�by w stanie tak dobrze odegra� tego, co on prze�ywa�. Poza tym by� jeszcze ten, w�asnor�cznie napisany przez Karela, list. Od czasu jak Pomercy wynalaz� Elektroniczne Urz�dzenie Por�wnawcze, fa�szerstwa dokument�w sta�y si� najrzadszym z przest�pstw.
O drugiej nad ranem opu�ci�em ten pe�en smutku dom, nie rozmawiaj�c z nikim opr�cz Baumgarta. Nie widzia�em mego zmar�ego przyjaciela; zreszt� nie chcia�em tego wiedz�c, �e twarz cz�owieka umieraj�cego po za�yciu cyjanku wygl�da strasznie. Tabletki, kt�rych u�y�, pochodzi�y od neurotycznego pacjenta i mog�y by� zabrane przez Karela jedynie tego samego dnia, rano.
List sam w sobie by� dziwny. Nie zawiera� ani s�owa �alu z powodu podj�cia pr�by samob�jstwa. Mimo i� pismo by�o chwiejne, to jednak s�ownictwo jakiego u�ywa�, by�o bardzo precyzyjne. Rozdysponowa� sw�j maj�tek, okre�li�, co przekazuje synowi, a co �onie. Prosi� o to, aby jak najszybciej zawiadomi� o jego �mierci mnie, jako osob� sprawuj�c� piecz� nad jego pracami naukowymi. Poda� sum� pieni�dzy, jaka mia�a zosta� mi wyp�acona oraz kolejn� sum�, kt�ra mia�aby by� w razie potrzeby u�yta po to, aby je opublikowa�. Widzia�em fotokopi� listu - orygina� mia�a policja - i by�em absolutnie przekonany, �e to by� jego list. Elektroniczna analiza potwierdzi�a to przekonanie nast�pnego dnia.
Tak, list by� w najwy�szym stopniu dziwny. D�ugi na trzy strony, pisany z rzucaj�cym si� w oczy spokojem. Dlaczego jednak nalega�, aby natychmiast skontaktowa� si� ze mn�? Czy�by pozostawione prace zawiera�y jaki� klucz? Tak� mo�liwo�� rozpatrywa� ju� Baumgart, kt�ry sp�dzi� ca�y wiecz�r, dok�adnie je przegl�daj�c. Nie znalaz� w nich jednak nic, co mog�oby wyja�ni� uporczywe ��danie Karela, aby si� spieszy�. Du�a cz�� materia�u dotyczy�a Anglo-Indian Computers Corporation, jego pracodawcy. Dokumenty te, oczywi�cie, mia�y by� udost�pnione innym pracownikom badawczym firmy. Pozosta�y materia� stanowi�y rozmaite prace dotycz�ce psychologii egzystencjalnej, transakcjonizmu Mas�owa - jak i inne rozprawy; prace uko�czone przez niego oraz ksi��ka, omawiaj�ca zastosowanie �rodk�w psychodelicznych.
W ostatniej z wymienionych prac znalaz�em, jak mi si� wyda�o, klucz, kt�rego tak poszukiwa�em. Gdy Karel i ja studiowali�my w Uppsali, sp�dzili�my du�o czasu na dyskusjach dotycz�cych takich problem�w, jak: znaczenie �mierci, granice ludzkiej �wiadomo�ci i tym podobnych. Pisa�em w�wczas prac� dotycz�c� Egipskiej Ksi�gi Zmar�ych, kt�rej dos�owny tytu� brzmi Ru nu pert em hru i oznacza: Ksi�ga pod��ania naprz�d za dnia. Uwaga moja skupia�a si� przede wszystkim na symbolice owej "ciemnej nocy duszy", na niebezpiecze�stwach, kt�re napotyka pozbawiony cia�a duch w swej d�ugiej jak noc podr�y do Amentet. Karel nalega�, bym dodatkowo przestudiowa� jeszcze Tybeta�sk� Ksi�g� Umar�ych - stanowi�c� zupe�nie inne zagadnienie - i por�wna� obydwie. Tymczasem, co wie ka�dy, kto si� z tymi dzie�ami zetkn��, Tybeta�ska Ksi�ga jest dokumentem buddyjskim, a zawarty w niej system religijny nie wykazuje �adnych podobie�stw do religii Staro�ytnego Egiptu. Wydawa�o mi si�, �e takie por�wnanie b�dzie tylko strat� czasu, rodzajem bezsensownej, pedantycznej wprawki. Karelowi uda�o si� jednak w ko�cu rozbudzi� we mnie pewne zainteresowanie sam� Tybeta�sk� Ksi�g� Umar�ych i w konsekwencji sp�dzili�my wiele d�ugich wieczor�w, dyskutuj�c na ten temat. �rodki psychodeliczne by�y w owym czasie prawie nieosi�galne, gdy� ksi��ka Aldousa Huxley'a, po�wi�cona meskalinie, wprowadzi�a na nie w�r�d na�ogowc�w swoist� mod�. Odkryli�my jednak pewien artyku�, autorstwa Ren� Daumala, opisuj�cy jak podobne eksperymenty wykonywa� on za pomoc� eteru. Daumal nas�cza� chustk� do nosa eterem i przyk�ada� j� nast�pnie do nosa. Kiedy traci� �wiadomo��, upadaj�ca r�ka powodowa�a szybkie ockni�cie si�. Daumal pr�bowa� opisa� swe doznania wywo�ane eterem i opis ten wywar� na nas bardzo silne wra�enie. Jego zasadniczy wniosek by� zbie�ny z opisami pozostawionymi przez wielu mistyk�w. Mimo �e autor by� "nieprzytomny" na skutek dzia�ania eteru, mia� poczucie, �e to co prze�ywa�, by�o daleko bardziej realne, ni� codzienne do�wiadczenie �wiata. Obydwaj, Karel i ja - bez wzgl�du na r�nice w zapatrywaniach na wiele innych kwestii - zgadzali�my si� co do jednego: codzienne �ycie ma w sobie element nierealno�ci. Doskonale w�wczas rozumieli�my s�owa Chuang Tzu, kt�ry pewnego razu �ni�, �e jest motylem i doznawa� �wiata tak jak motyl, a gdy si� obudzi� nie by� pewien, czy to Chuang Tzu �ni�o si�, �e jest motylem, czy to motyl �ni�, �e jest Chuang Tzu.
Chyba przez miesi�c, mniej wi�cej, Karel Weissman i ja pr�bowali�my "eksperymentowa� ze �wiadomo�ci�". Podczas ferii �wi�tecznych przeprowadzali�my do�wiadczenie polegaj�ce na tym, aby nie spa� przez trzy dni, pij�c tylko czarn� kaw� i pal�c cygara. Rezultatem, oczywi�cie, by�a niezwyk�a intensywno�� percepcji intelektualnej. Pami�tam, �e powiedzia�em w�wczas:
- Gdybym m�g� tak �y� przez ca�y czas, to poezja sta�aby si� bezwarto�ciowa, potrafi� bowiem widzie� g��biej ni� jakikolwiek poeta.
Pr�bowali�my tak�e eteru i czterochlorku w�gla. Je�li o mnie chodzi, te doznania by�y znacznie mniej interesuj�ce. Oczywi�cie, do�wiadcza�em niezwykle intensywnego wgl�du - jaki czasami osi�gamy w momencie zasypiana - ale by�y to prze�ycia kr�tkotrwa�e i ulotne. U�ycie eteru powodowa�o wielodniowy b�l g�owy, tak wi�c po dw�ch eksperymentach, postanowi�em da� sobie z tym spok�j. Karel utrzymywa�, �e jego w�asne doznania by�y, poza pewnymi r�nicami, zbie�ne z doznaniami Daumala. Wydaje mi si�, �e pami�tam, jak sformu�owa� teori� uporz�dkowania szeregu kropek, kt�r� uzna� za nadzwyczaj istotn�. Ale i on w ko�cu stwierdzi�, �e fizyczne efekty uboczne s� zbyt silne i zaprzesta� eksperymentowania. P�niej, kiedy zosta� psychologiem eksperymentalnym, m�g� otrzymywa� na zam�wienie meskalin� i lizergid. Wielokrotnie namawia� mnie, bym spr�bowa�. W tym czasie jednak mia�em inne zainteresowania i odm�wi�em. Chcia�bym obecnie opowiedzie� co� wi�cej o tych "innych zainteresowaniach".
Ten przyd�ugi wtr�t by� konieczny, by wyja�ni�, dlaczego by�em przekonany, �e poj��em ostatni� pr�b� mego przyjaciela. Jestem archeologiem, nie psychologiem. Ale by�em jego starym przyjacielem i kiedy� razem z nim interesowa�em si� problemami ludzkiej �wiadomo�ci. Zapewne, podczas ostatnich chwil swojego �ycia, powr�ci� do naszych d�ugich nocnych rozm�w w Uppsali. Czy my�la� o beczkach piwa, kt�re wypijali�my w male�kiej restauracyjce nad rzek�, czy mo�e o butelkach w�dki, kt�re pijali�my w moim pokoju do drugiej nad ranem? Co� w tym wszystkim niepokoi�o mnie: jaki� ulotny, niepoj�ty l�k; co�, co przywodzi�o mi na my�l uczucie, kt�re zmusi�o mnie, bym zadzwoni� o p�nocy do domu Karela w Hampstead. Ale tym razem nie mog�em zrobi� nic, by je - roz�adowa�, tak wi�c jedyne co mi zosta�o - to spr�bowa� o tym zapomnie�.
W czasie pogrzebu mojego przyjaciela przebywa�em na Hybrydach - zosta�em tam wezwany, by zbada� znakomicie zachowane neolityczne szcz�tki w Harris - a gdy wr�ci�em, spostrzeg�em na p�pi�trze przed swoim mieszkaniem kilka skrzy� z posegregowanymi materia�ami Weissmana. G�ow� mia�em pe�n� my�li o cz�owieku neolitycznym, wi�c gdy si�gn��em do pierwszej i wyci�gn��em brulion zatytu�owany Spostrzeganie kolor�w u zwierz�t poddanych deprywacji emocjonalnej, czym pr�dzej zamkn��em go. Wszed�em do mieszkania i otworzy�em "Archeological Journal", w kt�rym natrafi�em na artyku� Reicha omawiaj�cy zastosowanie elektronicznego datowania bazaltowych figurek ze �wi�tyni Bogazk�y. By�em niezwykle podekscytowany, zadzwoni�em do Spencera z British Museum i pop�dzi�em na spotkanie z nim. Przez nast�pne czterdzie�ci osiem godzin wszystko co robi�em, wi�za�o si� z figurkami ze �wi�tyni i cechami pozwalaj�cymi odr�ni� rze�by hetyckie od innych.
To, oczywi�cie, uratowa�o mi �ycie. Nie w�tpi�, �e Tsathogguany oczekiwa�y mego powrotu i obserwowa�y to, co robi�. Na ca�e szcz�cie umys� m�j by� wype�niony archeologi�. �agodnie szybowa� po bezkresnych przestworzach przesz�o�ci, ko�ysany pr�dami historii. Psychologia napawa�a go wstr�tem. Gdybym ochoczo przestudiowa� materia�y mego przyjaciela w poszukiwaniu przyczyn jego samob�jstwa, m�j w�asny umys� zosta�by przez nie zaatakowany, a nast�pnie, w przeci�gu paru godzin, zniszczony.
Nawet dzisiaj dr��, gdy tylko o tym pomy�l�. By�em otoczony z�ymi, obcymi umys�ami. By�em jak nurek na dnie morza; tak zaabsorbowany poszukiwaniem skarbu w zatopionym okr�cie, �e nie b�d�cy w stanie , zauwa�y� zimnych oczu o�miornicy, wyczekuj�cej za jego plecami. Gdybym mia� inny nastr�j, mo�e bym je zauwa�y�, jak to si� sta�o p�niej w Karatepe. Jednak�e odkrycie Reicha tak mnie zaaferowa�o, �e zapomnia�em o poczuciu obowi�zku wobec zmar�ego przyjaciela.
Stwierdzam, �e znajdowa�em si� pod ci�g�� obserwacj� Tsathogguan�w przez wiele kolejnych tygodni. W tym w�a�nie czasie zda�em sobie spraw�, �e je�li chc� si� upora� z k�opotami wynikaj�cymi dla mnie z krytyki Reicha, dotycz�cej mego sposobu datowania znalezisk, musz� wr�ci� do Azji Mniejszej. I znowu: mam poczucie, �e by�o to zrz�dzenie losu. Decyzja ta musia�a utwierdzi� Tsathogguany w przekonaniu, �e nie musz� si� z mojej strony niczego obawia�. By�o jasne, �e Karel si� pomyli� w swoich rachubach; nie m�g� znale�� gorszego wykonawcy swej ostatniej woli. Mia�em jednak wyrzuty sumienia wobec nie�yj�cego przyjaciela i w trakcie ostatnich tygodni pobytu w Anglii raz czy dwa zmusi�em si� do tego, by zajrze� do owych skrzy�. Za ka�dym razem czu�em to samo obrzydzenie dla kwestii psychologicznych i, w konsekwencji, zamyka�em je niezw�ocznie. Pami�tam, �e ostatnim razem, kiedy to uczyni�em, zastanawia�em 'si�, czy nie by�oby pro�ciej poprosi� dozorc�, aby spali� to wszystko w piwnicznej kot�owni. Pomys� ten jednak wyda� mi si� skrajnie niemoralny i zaniecha�em go - troch�, prawd� m�wi�c, zdziwiony, �e mi to w og�le przysz�o do g�owy. Nie mia�em w�wczas poj�cia, �e to nie "ja" to wymy�li�em.
Cz�sto zastanawia�em si� p�niej, na ile wyb�r mnie jako wykonawcy testamentu stanowi� cz�� planu mojego przyjaciela, a na ile by�a to desperacka decyzja podj�ta w ostatniej chwili �ycia. Niew�tpliwie niewiele na ten temat my�la�, w przeciwnym bowiem wypadku one wiedzia�yby o tym. Czy�by to by�o nag�e ol�nienie, ostatni b�ysk intuicji jednego z najgenialniejszych umys��w XX wieku? A mo�e zosta�em wybrany jako faute de mieux? By� mo�e poznamy odpowied� pewnego dnia, gdy uda nam si� dotrze� do archiw�w Tsathogguan�w. Przywi�za�em si� jednak do my�li, �e to by� wyb�r intencjonalny, majstersztyk oszustwa mego przyjaciela. Je�li bowiem podczas tej decyzji opatrzno�� by�a po jego stronie - to przez nast�pne sze�� miesi�cy, kiedy my�la�em o wszystkim poza pismami Weissmana, z pewno�ci� by�a po mojej.
Przed wyjazdem do Turcji wyda�em polecenie, by Baumgart mia� w czasie mej nieobecno�ci swobodny dost�p do mojego mieszkania. Zgodzi� si� bowiem przeprowadzi� wst�pn� segregacj� materia��w. Rozpocz��em r�wnie� negocjacje z dwoma ameryka�skimi wydawnictwami z zakresu psychologii, kt�re by�y zainteresowane wydaniem prac Weissmana. Nast�pnie przez par� miesi�cy przesta�em my�le� o psychologii, jako �e kwestie zwi�zane z datowaniem bazaltowych figurek poch�on�y ca�� moj� uwag�. Reich urz�dzi� si� w laboratorium Turkish Uranium Company w Diyarbakir. Interesowa� si� g��wnie - jak dot�d - datowaniem " szcz�tk�w ludzkich i zwierz�cych metod� argonow� i w tym zakresie sta� si� najwi�kszym autorytetem �wiatowym. Kiedy przesun�� swoje zainteresowania z prehistorii na czasy panowania Hetyt�w, znalaz� si� w dziedzinie stosunkowo dla siebie nowej. Cz�owiek istnieje od miliona lat; inwazja Hetyt�w na Azj� Mniejsz� mia�a miejsce oko�o 1900 roku p.n.e. By� zachwycony moim pojawieniem si� w Diyarbakir, gdy� moja ksi��ka o cywilizacji Hetyt�w stanowi�a w tej materii podstawowy podr�cznik od czasu, kiedy ukaza�a si� w 1980 roku.
Ja z kolei uzna�em, �e Reich jest fascynuj�cym cz�owiekiem. Je�li chodzi o dowolny okres pomi�dzy 2500 rokiem p.n.e. a ko�cem 1000 roku n.e., m�j intelekt czu� si� jak u siebie w domu. Umys� Reicha natomiast czu� si� swobodnie w dowolnym okresie pocz�wszy od ery karbo�skiej. Potrafi� m�wi� o plejstocenie - drobne miliony lat temu - jakby to by�a historia najnowsza. By�em kiedy� obecny przy tym, jak bada� z�b dinozaura i rzuci� uwag�, �e nie jest mo�liwe, aby pochodzi� on z tak wczesnego okresu jak kreda - �e umie�ci�by go raczej w trzeciorz�dzie - to jest oko�o pi��dziesi�ciu milion�w lat p�niej. By�em obecny tak�e przy tym, jak licznik Geigera potwierdzi� jego tez�. W tych sprawach mia� niesamowitego nosa. Poniewa� Reich b�dzie odgrywa� istotn� rol� w tej historii, powinienem powiedzie� o nim co� wi�cej. Podobnie jak ja, by� to pot�ny m�czyzna, w przeciwie�stwie jednak do mnie wielko�� jego postury nie wynika�a z przerostu tkanki t�uszczowej. Mia� bary jak zapa�nik i niezwykle wysuni�t� szcz�k�. G�os jego zawsze stanowi� niespodziank� dla s�uchacza, by� bowiem delikatny i raczej wysoki - rezultat, jak s�dz�, jakiej� infekcji w dzieci�stwie.
Zasadnicza r�nica pomi�dzy nami wynika�a jednak�e z reagowania emocjonalnego na przesz�o��. Reich by� naukowcem pe�n� g�b�. Dla niego cyfry jak i pomiary by�y wszystkim, potrafi� radowa� si� niezmiernie, gdy odczytywa� kolumny cyfr stanowi�cych zapis wynik�w pomiaru licznikiem Geigera, i to ci�gn�cych si� przez dziesi�� stron. Jego ulubionym twierdzeniem by�o, �e historia powinna sta� si� prawdziw� nauk�. Ja z kolei nigdy nie pr�bowa�em nawet ukrywa� roli, jak� w moim �yciu odgrywa� element romantyczny. Archeologiem zosta�em dzi�ki niemal mistycznemu uniesieniu. Mia�o to miejsce na pewnej farmie, na kt�rej przebywa�em; gdzie w sypialni czyta�em przypadkowo znalezion� ksi��k� o cywilizacji Niniwy, napisan� przez Layarda. Cz�� moich ubra� sch�a na sznurze rozwieszonym na podw�rzu, gdy nagle us�yszany grzmot sprawi�, �e pop�dzi�em na zewn�trz, aby je zabra� przed deszczem. W obr�bie podw�rza znajdowa�a si� sadzawka o szarej, a nawet b�otnistej wodzie. Zbieraj�c swoje ubrania my�lami przebywa�em gdzie� w Niniwie i - nagle spostrzeg�em t� sadzawk�. Na moment zapomnia�em, gdzie jestem i co robi�. Sadzawka w miar�, jak si� w ni� wpatrywa�em, traci�a ca�� sw� swojsko�� i pocz�a stawa� si� czym� r�wnie obcym, jak morza na Marsie. Sta�em gapi�c si� na ni�, gdy pierwsze krople deszczu spad�y z nieba, marszcz�c jej powierzchni�. W tym momencie dozna�em nieopisanego wra�enia szcz�cia i ol�nienia, jakiego nie zna�em nigdy przedtem. Niniwa, jak i ca�a historia, sta�y si� r�wnie realne i r�wnie obce jak ta sadzawka. Historia sta�a si� namacalna do tego stopnia, �e czu�em rodzaj pogardy dla w�asnej egzystencji, dla siebie stoj�cego tam z nar�czem ubra�. Przez reszt� wieczoru chodzi�em jak somnambulik. Od tego momentu wiedzia�em, �e musz� po�wi�ci� w�asne �ycie "babraniu si� w przesz�o�ci" i pr�bie odtworzenia owej, doznanej w�wczas, wizji rzeczywisto�ci.
Wszystko to - jak si� za chwil� oka�e - ma istotny zwi�zek z moj� opowie�ci�. Oznacza�o bowiem, �e mieli�my z Reichem zupe�nie odmienne postawy wobec przesz�o�ci; stale dostarczali�my sobie materia�u do wzajemnych nieporozumie� poprzez jakie� drobne ujawnienia swych indywidualnych temperament�w. Dla Reicha nauka zawiera�a w sobie wszelk� poezj� �ycia, a przesz�o�� przypadkiem sta�a si� polem, na kt�rym �wiczy� sw�j umys�. Dla mnie natomiast nauka by�a s�u�k� poezji. M�j pierwszy mistrz, Sir Charles Myers, wzmocni� we mnie t� postaw�, �ywi�c ca�kowit� pogard� dla wszystkiego, co nowoczesne. Patrz�c jak pracowa� na wykopaliskach, odnosi�o si� wra�enie, �e dla niego nie istnieje wiek XX; by� jak z�oty orze� spogl�daj�cy na histori� z jakiego� g�rskiego szczytu. Wobec wi�kszo�ci ludzi �ywi� g��bok� antypati�; kiedy� skar�y� mi si�, �e wi�kszo�� ludzi jest taka "niewyko�czona i n�dzna". To Myers sprawi�, �e dla mnie prawdziwy historyk by� raczej poet� ni� naukowcem. Powiedzia� on kiedy�, �e rozmy�lania nad indywidualnym cz�owiekiem doprowadzi�y go do my�li o samob�jstwie, �e nie mo�e pogodzi� si� z my�l�, i� jest istot� ludzk� jedynie w�wczas, gdy ujmowany jest w kategoriach wzlot�w i upadk�w cywilizacji.
Podczas tych pierwszych tygodni w Diyarbakir, gdy pora deszczowa uniemo�liwia�a nam jakiekolwiek prace na wykopaliskach w Karatepe, prowadzili�my wiele d�ugich wieczornych dyskusji, podczas kt�rych Reich pi� kwartami piwo, a ja najlepsz� miejscow� brandy. (Nawet w tej kwestii samoistnie ujawnia�a si� r�nica naszych temperament�w).
Ot� pewnego wieczoru otrzyma�em list od Baumgarta. By� bardzo kr�tki. Pisa� w nim po prostu, �e odkry� pewne materia�y w papierach Weissmana, kt�re przekona�y go, �e pracodawca jego na jaki� czas przed pope�nieniem samob�jstwa oszala�; wierzy�, i� jacy� "oni" �wiadomi s� jego dzia�a� i b�d� pr�bowali go zniszczy�. Baumgart pisa�, �e z kontekstu jasno wynika, �e s�owo "oni" nie odnosi si� do istot ludzkich. Z tego powodu postanowi� nie kontynuowa� negocjacji zwi�zanych z publikacj� pism psychologicznych Weissmana, a decyzj� w tej sprawie pozostawi� do mego powrotu.
Faktem tym by�em zarazem zaszokowany, jak i zaintrygowany. Akurat dotarli�my z Reichem do takiego etapu naszej pracy, kiedy mogli�my z czystym sumieniem zrobi� przerw� na odpoczynek, jednocze�nie gratuluj�c sobie wzajemnie post�p�w w pracach; tak wi�c nasza rozmowa tego wieczoru dotyczy�a wy��cznie "szale�stwa" Weissmana i jego samob�jstwa. Podczas pierwszej cz�ci naszej dyskusji obecni byli dwaj tureccy koledzy Reicha z Izmiru. Jeden z nich w trakcie rozmowy napomkn�� o dziwnym fakcie wzrostu samob�jstw na rolniczych obszarach Turcji w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat. Fakt ten mocno mnie zdziwi�; o ile bowiem procent samob�jstw w �rodowiskach miejskich w wi�kszo�ci kraj�w stale wzrasta�, to populacje wiejskie, jako ca�o��, zdawa�y si� by� odporne na t� epidemi�.
Sk�oni�o to jednego z naszych go�ci, doktora Omera Fu'ada, do zreferowania nam wynik�w bada� prowadzonych przez jego wydzia�, a dotycz�cych samob�jstw w�r�d staro�ytnych Egipcjan i Hetyt�w. P�niejsze tablice Arzawa wspominaj� o epidemii samob�jstw za panowania kr�la Mursili II (1334-1306 roku p.n.e.) i podaj� liczby samob�jc�w zamieszkuj�cych Hattusa. Co dziwniejsze, papirus Menetho, odkryty w 1990 roku w klasztorze w Es Suweida, r�wnie� nawi�zuje do epidemii samob�jstw, jakie mia�y miejsce w Egipcie za panowania Horemhaba i Seti I (1350-1242 rok p.n.e.). Jego przyjaciel, doktor Muchammed Darga, by� gor�cym zwolennikiem owego dziwacznego przyk�adu historycznej szarlatanerii, jakim jest Zmierzch Zachodu Spenglera i zacz�� z kolei udowadnia�, �e takie epidemie samob�jstw mog� by� dok�adnie przewidziane na podstawie wieku danej cywilizacji i stopnia jej zurbanizowania. Odwo�a� si� do jakiej� odleg�ej metafory, m�wi�cej o kom�rkach biologicznych oraz ich tendencji do dobrowolnego obumierania, kiedy cia�o traci sw� zdolno�� reagowania na stymulacj� �rodowiska.
Uderzy� mnie zupe�ny nonsens takiego dowodzenia, gdy� cywilizacja Hetyt�w mia�a w 1950 roku p.n.e. ledwie 700 lat, podczas gdy Egipcjanie byli co najmniej dwukrotnie starsi, kiedy mia�y miejsce owe epidemie. A doktor Darga wyg�asza� swe "fakty" w do�� dogmatyczny spos�b, kt�ry mnie osobi�cie dra�ni�. Zacietrzewi�em si� - by� mo�e nie bez wp�ywu by�a tu wypita brandy - i za��da�em od naszych go�ci podania fakt�w oraz liczb. Odpowiedzieli w�wczas, �e zrobi� to z przyjemno�ci� i poddadz� je os�dowi Wolfganga Reicha. A �e musieli lecie� z powrotem do Izmiru, opu�cili nas do�� wcze�nie.
W�wczas to rozpocz�li�my z Reichem dyskusj�, kt�ra utrwali�a si� w mej pami�ci jako prawdziwy pocz�tek historii walki przeciw paso�ytom umys�u. Reich - jak zwykle jasno - inteligentnie i sprawnie podsumowa� argumenty za i przeciw naszym hipotezom i zgodzi� si�, �e doktor Darga nie bardzo potrafi zachowa� w dyskusji kanony naukowej bezstronno�ci. Reich kontynuowa�:
- Rozwa�my dost�pne nam fakty i liczby, dotycz�ce naszej cywilizacji. C� one m�wi�? Cho�by, dla przyk�adu, liczby dotycz�ce samob�jstw. W 1960 roku stu dziesi�ciu ludzi na ka�dy milion pope�ni�o w Anglii samob�jstwo; dwa razy tyle, co sto lat wcze�niej. W 1970 roku liczba ta znowu si� podwoi�a, a w 1980 roku wzros�a sze�ciokrotnie...
Reich posiada� zadziwiaj�cy umys�; wydawa�o si�, �e zgromadzi� w nim wszelkie dane statystyczne dotycz�ce ca�ego stulecia. Zazwyczaj liczby napawa�y mnie obrzydzeniem - w miar� jednak, jak go s�ucha�em, co� si� ze mn� dzia�o. Poczu�em w sobie powiew ch�odu, jak gdybym nagle u�wiadomi� sobie obecno�� jakiej� niebezpiecznej istoty spogl�daj�cej na mnie. Po chwili wra�enie to min�o, ale zorientowa�em si�, �e nadal dygocz�. Reich spyta�:
- Zimno? - Zaprzeczy�em g�ow�.
Kiedy Reich przerwa� na chwil� sw�j wyw�d, aby wyjrze� przez okno na o�wietlon� ulic� w dole, us�ysza�em siebie m�wi�cego:
- Kiedy wszystko zosta�o powiedziane, nie wiemy prawie nic o ludzkim �yciu.
Na to rado�nie odpar� Reich:
- Wiemy wystarczaj�co du�o, by da� sobie z tym rad� i to wszystko, czego mo�esz oczekiwa�.
Nie mog�em jednak zapomnie� owego mu�ni�cia ch�odu. Powiedzia�em w�wczas:
- W ko�cu cywilizacja jest rodzajem marzenia sennego. Za��my, �e cz�owiek nagle z tego snu si� budzi? Czy do�wiadczenie tego wystarczy�oby, aby pope�ni� samob�jstwo?
Mia�em na my�li Karela Weissmana, a on wiedzia� o tym.
- A co z tymi zwidami potwor�w? - odpar�. Musia�em przyzna�, �e to nie pasowa�o do mojej teorii. Nie mog�em strz�sn�� z siebie zimnego szronu depresji, kt�ry mnie pokry�. Co wi�cej, ogarn�� mnie przestrach. Czu�em, �e. dowiedzia�em si� czego�, o czym nie mog� zapomnie� - i do czego b�d� musia� wr�ci�. Czu�em te�, �e �atwo mog� pogr��y� si� w nerwowy stan panicznego strachu. Wypi�em p� butelki brandy, a mimo to czu�em si� przera�liwie trze�wy - cho� beznami�tnie mog�em zauwa�y�, �e cia�o moje by�o nieco pijane. Nie potrafi�em si� jednak z nim uto�sami�. My�l, jaka mi przysz�a do g�owy, by�a przera�aj�ca: �e mianowicie procent samob�jstw wzrasta�, poniewa� tysi�ce ludzi "budzi�o si�" nagle z d�ugotrwa�ego snu i podobnie jak ja dostrzega�o absurdalno�� ludzkiej egzystencji i, po prostu, odmawia�o kontynuowania go. Sen o historii dobiega� ko�ca. Ludzko�� w�a�nie zaczyna�a si� budzi�; pewnego dnia mo�e obudzi� si� na dobre i pope�ni� masowe samob�jstwo.
My�li te by�y tak okropne, �e kusi�o mnie, aby wr�ci� do pokoju i tam ponownie je przetrawi�. Ale zmusi�em si�, wbrew swej woli, do tego, by je przedstawi� Reichowi. Nie s�dz�, aby mnie do ko�ca zrozumia�; jednak zobaczy�, �e znajduj� si� w do�� niebezpiecznym stanie i z pomoc� niebios wypowiedzia� dok�adnie te s�owa, kt�re by�y konieczne, by przywr�ci� memu umys�owi spok�j. To, o czym zacz�� m�wi�, dotyczy�o dziwnej roli przypadku w archeologii, koincydencji zbyt dziwnej, by mo�na by�o jej u�y� nawet w powie�ci. M�wi� o tym, jak George Smith wyjecha� z Londynu gnany absurdaln� nadziej� znalezienia glinianych tabliczek, kt�re uzupe�ni�yby epos o Gilgameszu - i jak naprawd� je odnalaz�. M�wi� r�wnie� o "nieprawdopodobnej" historii odkrycia Troi przez Schliemanna, o odnalezieniu Nimrud przez Layarda - tak jak gdyby niewidzialna ni� przeznaczenia ci�gn�a ich ku tym odkryciom. Musia�em przyzna�, �e archeologia, bardziej ni� inne nauki, sk�ania do wiary w cuda.
Podchwyci� to skrupulatnie.
- Je�li si� z tym zgodzisz, musisz te� dostrzec, �e pope�niasz b��d s�dz�c, �e cywilizacja jest tylko snem, czy te� rodzajem nocnego koszmaru. Sen ma sw� logik� dop�ki trwa, ale po przebudzeniu od razu widzimy, �e by� jej pozbawiony. Sugerujesz, �e nasze iluzje narzucaj� swoj� logik� �yciu. Dobrze, ale historie Layarda, Schliemanna, Smitha, Champolliona, Rawlinsona czy Bosserta przecz� temu stanowczo. Zdarzy�y si� one naprawd�. S� prawdziwymi zdarzeniami z autentycznego �ycia; ich istnienie przecz�ce wszelkiej logice powoduje, �e nadaj� realno�ci �yciu; �aden z pisarzy nie �mia�by wymy�li� bardziej...
Mia� racj� i musia�em si� z nim zgodzi�. A kiedy my�la�em o dziwnym przeznaczeniu wiod�cym Schliemanna do Troi czy Layarda do Nimrud, przypomnia�em sobie podobne zdarzenia z mojego �ycia - na przyk�ad moje pierwsze "wa�niejsze" znalezisko; tabliczk�, zawieraj�c� paralelne teksty w j�zyku fenickim, protohetyckim i arkadyjskim, znalezion� w Kadesz. Przypominam sobie wszechogarniaj�ce mnie w�wczas odczucie przeznaczenia, do�wiadczenie czego� "boskiego, co nadaje kszta�t naszym poczynaniom" - lub przynajmniej zachodz�cego zgodnie z jakim� tajemniczym prawem przypadku - i co dane mi by�o prze�y�, gdy zeskrobywa�em ziemi� z owych glinianych tabliczek. Wiedzia�em bowiem, przynajmniej p� godziny wcze�niej nim znalaz�em owe tabliczki, �e tego dnia odkryj� co� bardzo wa�nego, a kiedy wbija�em �opat� w przypadkowo wybrane miejsce, by�em pewien, �e nie b�dzie to strata czasu.
W przeci�gu niespe�na dziesi�ciu minut Reich ponownie zarazi� mnie rozs�dkiem i optymizmem.
Nie wiedzia�em w�wczas, �e stoczy�em oto pierwsz�, zwyci�sk� bitw� z Tsathogguanami.
(Nota wydawcy: odt�d zapis nagrania magnetofonowego b�dzie wzbogacony Notami Autobiograficznymi autora prof. Austina, kt�re udost�pni�a nam Biblioteka Uniwersytecka w Teksasie. Notatki te zosta�y opublikowane oddzielnie przez Uniwersytet w Miscellaneach prof. Austina. Stara�em si� korzysta� z tych notatek jedynie po to, aby rozwin�� materia� znajduj�cy si� w nagraniu, kt�re zawiera jeszcze ok. 10 tysi�cy s��w).
Tej wiosny szcz�cie sprzyja�o mi, b�g Archeologii pob�ogos�awi� mnie. Pracowa�o mi si� z Reichem tak dobrze, �e postanowi�em wynaj�� mieszkanie w Diyarbakir i pozosta� tam do ko�ca roku. W kwietniu, na kilka dni przed wyjazdem na Czarn� G�r� w Karatepe, otrzyma�em list od Standard Motors and Engineering, by�ych pracodawc�w Weissmana, w kt�rym donosili, �e chcieliby zwr�ci� mi znaczn� cz�� pism Weissmana i pytaj� o m�j aktualny adres. Odpisa�em, �e listy mog� wysy�a� do Anglo-Indian Uranium Company w Diyarbakirze, i �e b�d� wdzi�czny, je�li zechc� przes�a� materia�y Weissmana pod moim londy�skim adresem - albo niech zaadresuj� je na nazwisko Baumgarta, kt�ry dot�d przebywa� w Hampstead.
Kiedy prof. Helmut Bossert po raz pierwszy dotar� do Kadirli, "miasta" po�o�onego najbli�ej Czarnej G�ry Hetyt�w, w 1949 roku, musia� odby� trudn� podr� przez b�otniste drogi. W tamtych czasach Kadirli by�o male�kim, prowincjonalnym miasteczkiem, jeszcze nie zelektryfikowanym. Dzisiaj jest to zamo�ne, spokojne ma�e miasto, z dwoma znakomitymi hotelami i wygodnym po��czeniem samolotem stratosferycznym z Londynem, gdzie dotrze� mo�na w przeci�gu godziny. Wycieczka na Czarn� G�r� kosztowa�a Bosserta jeszcze jeden dzie� �mudnej wspinaczki �cie�kami wydeptanymi przez pastuch�w, poros�ymi wzd�u� kolczastymi ja�owcami. My w swym w�asnym helikopterze docierali�my z Diyarbakiru do Kadirli w przeci�gu godziny, a do Karatepe przez nast�pne dwadzie�cia minut. Elektroniczne wyposa�enie Reicha zosta�o przetransportowane samolotem w czterdzie�ci osiem godzin p�niej.
Powinienem teraz opowiedzie� co� o celu naszej ekspedycji. Z Czarn� G�r�, kt�ra nale�y do pasma g�rskiego Antytaurusa, wi��e si� wiele tajemnic. Tak zwane imperium Hetyt�w upad�o oko�o 1200 roku p.n.e., pokonane przez hordy barbarzy�c�w, po�r�d kt�rych najsilniejsi byli Asyryjczycy. A jednak obiekty Karatepe pochodz� z okresu o pi��set lat p�niejszego, podobnie jak w Karkemisz i Zincirli. Co si� wydarzy�o w przeci�gu tych pi�ciuset lat? Jak Hetyci zdo�ali zachowa� tak wiele ze swej kultury przez tak burzliwy okres, podczas gdy ich p�nocna stolica - Hattusa znajdowa�a si� w r�kach Asyryjczyk�w? By� to problem, kt�rego rozwi�zaniu po�wi�ci�em dziesi�� lat mojego �ycia.
Zawsze wierzy�em, �e klucz do tej zagadki le�y g��boko w ziemi, w sercu Czarnej G�ry - podobnie jak g��bokie wykopy na wzniesieniach Bogazk�y ods�oni�y groby wysoce cywilizowanych ludzi, starszych o tysi�c lat od Hetyt�w. Moje wykopaliska w 1987 roku przynios�y w efekcie odkrycie pierwszej partii dziwnych, bazaltowych figurek, kt�rych spos�b rze�bienia zasadniczo r�ni� si� od rze�b Hetyt�w znalezionych na powierzchni - s�ynnych byk�w, lw�w i uskrzydlonych sfinks�w. By�y one p�askie i kanciaste, w ich ruchu by�o co� barbarzy�skiego, a jednocze�nie co� zupe�nie odmiennego od stylu afryka�skich rze�b, z kt�rymi czasami by�y por�wnywane. Kluczowe symbole na tych figurkach by�y wyra�nie hetyckie, a nie fenickie czy asyryjskie, ale gdyby nie to, s�dzi�bym, �e pochodz� z zupe�nie odr�bnej kultury. Same hieroglify by�y odr�bnym problemem. Nasza wiedza o j�zyku Hetyt�w mia�a do�� solidne podstawy, dzi�ki badaniom Hroznego, ale mia�a te� i spore luki. Stawa�o si� to szczeg�lnie wyraziste, gdy chodzi�o o odczytanie obrz�d�w religijnych. (Mo�na sobie wyobrazi�, na przyk�ad, archeologa pochodz�cego z dalekiej przysz�o�ci, kt�ry stoi skonfundowany przed opisem mszy katolickiej, rozwa�aj�c o roli krzy�a i dziwacznych symboli). W tym przypadku przypuszczali�my, �e symbole na bazaltowych figurkach musia�y dotyczy� niemal wy��cznie rytua�u religijnego, poniewa� oko�o siedemdziesi�ciu pi�ciu procent by�o nam zupe�nie nie znane. Jedno z kilku zda�, kt�re zdo�ali�my odczyta�, brzmia�o: "Przed (lub poni�ej) Pithanas mieszkali Wielcy Dawni"; oraz inne: "Tuthalijas z�o�y� ho�d Abhothowi Ciemnemu". Hetyckie symbole "ciemno�ci" mog� oznacza� tak�e: "czarne", "nieczyste" i "nietykalne" w takim sensie, w jakim rozumie si� je w hinduizmie.
Moje znalezisko wywo�a�o wiele powa�nych komentarzy w �wiatku archeologicznym. W tej kwestii m�j pierwszy pogl�d by� nast�puj�cy: figurki nale�a�y do innej kultury protohetyckiej (to jest poprzednik�w Hetyt�w), kt�ra r�ni�a si� istotnie od tej, kt�r� odkryto w Bogazk�y i od kt�rej Hetyci przej�li zasady pisma. Pithanas w�ada� Hetytami oko�o 1900 roku p.n.e. Je�li hipoteza moja by�a s�uszna, to zapis g�osi�, �e przed Pithanasem �yli tu wielcy Protohetyci, od kt�rych Hetyci przej�li zasady swego pisma. ("Poni�ej" mog�o oznacza� tak�e, �e ich groby znajdowa�y si� poni�ej grob�w Hetyt�w, tak jak w Bogazk�y). Odno�nie wzmianki o Tuthalijasie, innym w�adcy Hetyt�w z oko�o 1700 roku p.n.e., znowu wydaje si� prawdopodobne, �e Hetyci przej�li cz�� rytua�u religijnego od Protohetyt�w, kt�rzy uznawali "Abhotha Ciemnego" (lub nieczystego) za boga.
By�a to, podkre�lam, moja pierwsza hipoteza m�wi�ca, �e Hetyci przej�li czasowo religi� swych poprzednik�w na Karatepe i w zwi�zku z tym wyryli napisy na hetyckich statuetkach. Im jednak wi�cej rozmy�la�em o dowodach na rzecz tej tezy (kt�re s� zbyt skomplikowane, by tu je przytacza�), tym bardziej sk�ania�em si� ku innej hipotezie, tej mianowicie �e statuetki owe mog� by� pomocne przy wyja�nieniu zagadki, w jaki spos�b kultura w Karatepe trwa�a tak d�ugo po upadku imperium Hetyt�w. Jaka si�a mo�e stanowi� zapor� dla naje�d�cy przez tak d�ugi okres? Si�a or�a w tym przypadku nie wchodzi�a w gr�. Znaleziska w Karatepe �wiadcz� raczej o artystycznym, a nie militarnym nastawieniu tej kultury. A mo�e neutralno��? Lecz dlaczego mieliby by� neutralni? Poprzez Karatepe, Zincirli i Karkemisz wiod�a droga na po�udnie, do Syrii i Arabii. Nie wydaje mi si�, �e istnieje tylko jedna si�a, kt�ra mog�aby by� na tyle pot�na, aby powstrzyma� ambitny i wojowniczy nar�d przed ekspansj�: strach, u pod�o�a kt�rego le�� przes�dy. Nie ulega dla mnie w�tpliwo�ci, �e si�a Karatepe i jej s�siad�w le�a�a w pot�nej religii - magii! Najprawdopodobniej Karatepe by�o wysoko cenionym centrum kultury magicznej, tak jak Delfy w Grecji. Hipoteza ta wyja�nia�aby obecno�� owych dziwnych relief�w przedstawiaj�cych ludzi z g�owami ptak�w, dziwaczne stwory podobne do chrz�szczy, uskrzydlone lwy i byki.
Reich nie podziela� mojej opinii w tej kwestii. U podstaw naszych odmiennych pogl�d�w leg� problem wieku owych statuetek. Twierdzi� on mianowicie, �e mimo �wietnego stanu, w jakim si� zachowa�y, by�y one o wiele tysi�cy lat starsze od tych, pochodz�cych z kultury protohetyckiej. Dowodz�c swej hipotezy, powo�a� si� na dane uzyskane przy u�yciu jego "elektronicznego datownika". Jest rzecz� oczywist�, i� zale�a�o mi na tym, aby moja metoda datowania by�a jak najbardziej dok�adna, nie by�em wi�c zadowolony z mojego, do�� prowizorycznego, sposobu oceny wieku znalezisk. Szkopu� le�a� jednak w tym, o ile wiem - w Azji Mniejszej nie istnia�a �adna cywilizacja przed 3000 rokiem p.n.e. Wprawdzie na po�udniu istnia�a cywilizacja, kt�rej pozosta�o�ci datuje si� na 5000 lat p.n.e., ale nie si�ga�a ona po tereny obecnej Turcji. Kt� wi�c wyrze�bi� te statuetki? Je�li nie Protohetyci - to kto? A mo�e przyniesione zosta�y tutaj z odleg�ych po�udniowych teren�w? Je�li tak, to z kt�rych?
Przez pierwsze dwa wsp�lnie sp�dzone miesi�ce Reich kontynuowa� prac� nad udoskonalaniem funkcjonowania swego "neutronowego" datownika. W tym celu postanowi� u�y� moich statuetek. Mia�y one by� podstawowym materia�em testowym. Jednak u�ywaj�c ich jako podstawy do skalowania urz�dzenia, doszli�my do wr�cz absurdalnych wynik�w. Urz�dzenie by�o niezwykle dok�adne w datowaniu skorup sumeryjskich i babilo�skich. S�u�y�y one jako dodatkowy materia� kontrolny dla oceny trafno�ci pomiaru datownika.
Nie bardzo nam jednak posz�o ze statuetkami. Rezultaty by�y na tyle zaskakuj�ce, �e z pewno�ci� b��dne. Wi�zka elektron�w skierowana zosta�a na male�kie pr�bki py�u kamiennego, znajduj�cego si� w p�kni�ciach i otworach statuetek. Ze stopnia zwietrzenia i zniszczenia tych fragment�w datownik powinien odczyta� przybli�ony czas, w kt�rym rze�biono w tym bazalcie. W tym przypadku urz�dzenie zawiod�o ca�kowicie. Wskaz�wka na skali przesun�a si� maksymalnie i wskaza�a oko�o 10 tysi�cy lat! Reich zamierza� poszerzy� skal�, wiedziony czyst� ciekawo�ci�, aby zobaczy�, w kt�rym miejscu skali wskaz�wka si� zatrzyma. I rzeczywi�cie, dzi�ki kilku prostym operacjom podwoi� skal�. Ig�a ponownie zatrzyma�a si� dopiero na maksymalnej liczbie umieszczonej na skali. Zakrawa�o to ju� na szale�stwo; Reich zacz�� si� zastanawia�, czy nie pope�ni� jakiego� elementarnego b��du. A mo�e kurz nie pochodzi� z rze�bienia? W takim wypadku datownik podawa� nam wiek bazaltu! Mimo wszystko Reich poleci� swym asystentom poszerzy� skal� tak, by pozwala�a mierzy� wiek obiekt�w, kt�re mia�y do miliona lat. By�o to zadanie ogromne i zaj�oby wi�kszo�� lata. Wtedy to zorganizowali�my wycieczk� do Karatepe, aby problem zbada� u samego �r�d�a.
Tak... �r�d�o tego problemu. Jak�e nieprawdopodobnym wydaje si� teraz, gdy to opowiadam! Czy mo�na nie wierzy� w prost� koincydencj� w �wietle tego, co mi si� przytrafi�o? Dwa moje podstawowe problemy zla�y si� w jeden: problem samob�jstwa mego przyjaciela i bazaltowych figurek. Kiedy wracam my�lami do owego lata, musz� porzuci� wiar� w materialistyczny determinizm historyczny.
Spr�bujmy jednak opowiedzie� wszystko po kolei.
Do Kadirli dotarli�my szesnastego kwietnia. Siedemnastego za�o�yli�my ob�z w Karatepe. Musz� przyzna�, �e nic nie mog�o nas powstrzyma� przed powrotem na jaki� czas z Karatepe do komfortowego hotelu w Kadirli. Ale robotnicy musieli nocowa� w najbli�szej wiosce, postanowili�my wi�c, �e lepiej b�dzie, je�li wi�kszo�� czasu sp�dzimy na wykopaliskach. A poza tym moja romantyczna natura buntowa�a si� przeciwko opuszczaniu co wiecz�r drugiego tysi�clecia p.n.e. i powrotu, na podobie�stwo nag�ego skoku, w koniec wieku dwudziestego. Tak wi�c rozbili�my namioty na pustynnej r�wninie w pobli�u wzniesienia. Regularnie dociera� do nas z do�u pot�ny ryk k��bi�cych si� nieustannie ��tych w�d rzeki Pyramus. Elektroniczna sonda zosta�a umieszczona na szczycie usypiska.
Powinienem teraz powiedzie� kilka zda� na temat przyrz�du s�u��cego datowaniu. By� to wynalazek Reicha, kt�ry zrewolucjonizowa� ca�� archeologi�. W gruncie rzeczy urz�dzenie pracowa�o na podobie�stwo wykrywacza min i opiera�o si� na wykorzystaniu promieni X. Ale detektor min zdolny jest wykrywa� tylko metal, a promienie X zatrzymuj� si� jedynie na cia�ach sta�ych, nieprzezroczystych. Poniewa� ziemia jest w�a�nie sta�a i nieprzezroczysta, stara zasada dzia�ania promieni X nie mog�a by� w archeologii w og�le zastosowana. Co wi�cej, rzeczy interesuj�ce archeolog�w - kamienie, gliniane skorupy i ca�a reszta - maj� struktur� molekularn� mniej lub bardziej zbli�on� do otaczaj�cej je ziemi, tak �e rzadko mo�na je by�o wykrywa� za pomoc� promieni X.
Zmodyfikowany przez Reicha elektroniczny laser penetrowa� ziemi� na g��boko�� trzech mil, a zasada na jakiej funkcjonowa� - "neutronowy feedback" pozwala�a na natychmiastowe wykrycie wszelkich obiekt�w o regularnym kszta�cie: na przyk�ad kamiennej p�yty. Jedynym problemem by�o dokopanie si� do znalezionego przedmiotu, ale i tego dokona� mo�na by�o stosunkowo �atwo przy u�yciu naszych robot�w zwanych "kretami".
Nietrudno by�o wyobrazi� sobie stan mojej ekscytacji, kiedy wyruszali�my do Karatepe. Pi�tna�cie lat �mudnego kopania nie przynios�o �adnego efektu, �adnych innych bazaltowych statuetek, �adnego materia�u, kt�ry m�g�by pos�u�y� za podstaw� do wyja�nienia ich pochodzenia. Sama ilo�� ziemi, kt�r� by trzeba by�o wykopa�, powodowa�a, �e sprawa wydawa�a si� beznadziejna. Wynalazek Reicha problem ten rozwi�za� za jednym zamachem.
A jednak przez pierwsze trzy dni uzyskane wyniki rozczarowywa�y nas. Pomiary dokonane poni�ej starych wykop�w nie wykaza�y niczego interesuj�cego. Nast�pne p� dnia zaj�o nam przesuni�cie urz�dzenia w inne miejsce, oko�o stu jard�w dalej. By�em pewien, �e tym razem co� wykryjemy - myli�em si� jednak. Ponuro patrzyli�my z Reichem to na rozci�gaj�c� si� przed nami r�wnin�, to na ogromn� konstrukcj� elektronicznego probierza i zastanawiali�my si�, ile razy jeszcze b�dziemy musieli go przesuwa�, nim co� "znajdziemy".
W trzecim dniu pobytu wieczorem odwiedzili nas nasi tureccy koledzy, Fu'ad i Darga. Postanowili�my polecie� na posi�ek do hotelu w Kadirli. Irytacja, wynik�a z naszych podejrze�, �e mog� nas �ledzi� na polecenie rz�du tureckiego, wkr�tce min�a. Ich �yczliwo��, sympatia wobec nas - oraz ch�tne udzielanie odpowiedzi na nasze pytania rozproszy�y w�tpliwo�ci. Po wy�mienitym posi�ku i odrobinie dobrego czerwonego wina rozczarowania, kt�re nas dot�d podczas wykopalisk spotka�y, straci�y swe znaczenie. Po kolacji przeszli�my do niewielkiej go�cinnej salki, kt�r� mieli�my do wy��cznej dyspozycji, gdzie pij�c tureck� kaw� oraz brandy gaw�dzili�my. W�wczas to doktor Darga powr�ci� do problemu samob�jstw. Tym razem uzbrojony by� w fakty i liczby. Nie zamierzam podejmowa� wysi�ku przytoczenia tej dyskusji w szczeg�ach - trwa�a d�ugo jeszcze po p�nocy - ale wykaza�a, �e pogl�dy Dargi dotycz�ce "biologicznego upadku" by�y mniej kra�cowe, ni� nam si� to wcze�niej wydawa�o. Bowiem - jak m�wi� Darga - w jaki spos�b mogliby�my wyt�umaczy� fakt ogromnego wzrostu poziomu samob�jstw na �wiecie, je�li b�dziemy trwa� przy pogl�dzie �e jest to po prostu kwestia "cywilizacyjnej nerwicy"? A mo�e jest to efekt zbyt du�ego poczucia bezpiecze�stwa, brak sensu �ycia? Jednak ci�gle jest we wsp�czesnym �wiecie zbyt wiele ciekawych rzeczy do zrobienia, aby wyja�nienie takie nas satysfakcjonowa�o. Tak�e psychologia przez ostatnie pi��dziesi�t lat bardzo si� rozwin�a. Poziom przest�pstw jest znacznie ni�szy, ni� mo�na by�o si� tego spodziewa�, bior�c pod uwag� stopie� przeludnienia. W pierwszej po�owie dwudziestego wieku ilo�� samob�jstw i przest�pstw wzrasta�a jednakowo. Dlaczego wi�c krzywa przest�pstw opad�a, podczas gdy krzywa samob�jstw ro�nie? I to tak dramatycznie?! Nie mia�o to sensu. Samob�jstwa i przest�pstwa zawsze w przesz�o�ci by�y ze sob� powi�zane. W pierwszej po�owie XX wieku wysoki poziom samob�jstw spowodowany by�, cz�ciowo przynajmniej, przest�pczo�ci� - jako �e jedna trzecia wszystkich morderc�w pope�ni�a samob�jstwo. Nie, ci�gn�� dalej Darga, to jest rezultat jakiego� dziwacznego prawa historycznego, schy�ku kultury przewidzianego przez Spenglera. Indywidua ludzkie s� jedynie kom�rkami wielkiego organizmu, jakim jest cywilizacja i tak, jak to jest z ludzkim cia�em, stopie� rozpadu wzrasta wraz z wiekiem...
Musia�em przyzna�, �e przekona� mnie wi�cej ni� w pi��dziesi�ciu procentach. Wp� do pierwszej w nocy rozstali�my si� w jak najlepszych nastrojach, a nasze dwa helikoptery znad Kadirli odlecia�y w �wietle ksi�yca w przeciwnych kierunkach. O pierwszej w nocy byli�my z powrotem na terenie wykopalisk.
By�a pi�kna noc. Powietrze przepe�nione zapachem asfodelii, kt�re Grecy nazywali kwiatami �wiata podziemnego, oraz szczeg�ln� woni� krzew�w porastaj�cych wzg�rze. Jedynymi d�wi�kami, zak��caj�cymi cisz�, by�y odg�osy kipieli rzeki. Szczyty g�r przypomnia�y mi moj� pierwsz� podr� na Ksi�yc. Tak samo tu, jak i tam rzuca�o si� w oczy martwe, oboj�tne pi�kno krajobrazu.
Reich skierowa� swe kroki do namiotu, by� bowiem pogr��ony ci�gle w �wiecie danych statystycznych, przytoczonych przez Darg�. Wszed�em na szczyt wzg�rza, skry�em si� w jednym z pomieszcze� g�rnej bramy. P�niej wspi��em si� schodami na szczyt muru i sta�em tam, patrz�c na rozleg�� r�wninie spowit� ksi�ycow� po�wiat�. Przypominam sobie, �e ogarn�� mnie romantyczny nastr�j, co wi�cej - pragn��em coraz bardziej pogr��y� si� w nim. Sta�em tam ledwo co oddychaj�c, my�l�c o dawno umar�ych wartownikach, kt�rzy tak jak ja stali w tym miejscu, i o czasach kiedy po drugiej stronie g�r �yli Asyryjczycy.
Raptem my�li moj