3348

Szczegóły
Tytuł 3348
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3348 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3348 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3348 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BRIAN LUMLEY NEKROSKOP 4 MOWA UMAR�YCH (PRZE�O�Y�: MIROS�AW PRZYLIPIAK) SCAN-DAL PROLOG STRESZCZENIE I CHRONOLOGIA NEKROSKOP I Ochrzczony jako Harry Snaith w Edynburgu w roku 1957 jest synem kobiety o nadwra�liwej psychice, Mary Keogh (kt�ra jest z kolei c�rk� specjalnie "obdarzonej" rosyjskiej emigrantki), oraz Geralda Snaitha, bankiera. Ojciec Harry'ego wkr�tce umiera na wylew krwi do m�zgu. P�n� jesieni� roku 1960 Mary wychodzi powt�rnie za m��, tym razem za Rosjanina o nazwisku Wiktor Szukszin. Szukszin opu�ci� ZSRR z etykietk� "dysydenta", to przypuszczalnie t�umaczy pocz�tkowe zauroczenie jego osob� ze strony matki Harry'ego, jednak nie zapobiega temu, i� niebawem ich zwi�zek staje si� wzorcowym wr�cz przyk�adem ma��e�skiego niedopasowania. Zima 1963. Szukszin morduje swoj� �on� w Bonnyrigg nie opodal Edynburga, wpychaj�c j� pod l�d zamarzaj�cej rzeki. Nast�pnie utrzymuje, �e l�d za�ama� si� podczas jazdy na �y�wach; �e nie mo�na by�o w �aden spos�b jej uratowa�; �e omal nie postrada� zmys��w w wyniku tego wypadku. Cia�a Mary Keogh nigdy nie odnaleziono. Szukszin otrzymuje w spadku jej dom w Bonnyrigg, stoj�cy z dala od innych zabudowa�, oraz wcale niema�� sumk� pieni�dzy, pozostawion� przez pierwszego m�a. P� roku p�niej ma�y Harry (teraz Harry Keogh) przeprowadza si� do swojego wuja do Harden na po�udniowo-wschodnie wybrze�e Anglii. Rozpoczyna edukacj�. Dorasta po�r�d nieokrzesanych dzieciak�w w g�rniczej wiosce. Jest zamkni�tym w sobie marzycielem, samotnikiem. Zawiera ma�o przyja�ni (z kolegami ze szko�y, w ka�dym razie) i szybko staje si� ofiar� r�wie�niczej niech�ci i przemocy. Jako nastolatek, popada w konflikt z nauczycielami, wywo�any przez jego introspekcyjne usposobienie i psychiczne w�a�ciwo�ci. Ale nie brakuje mu charakteru. Wr�cz przeciwnie. Problem Harry'ego polega na tym, i� odziedziczy� po matce talenty mediumistyczne, kt�re nast�pnie rozwin�� (i wci�� rozwija) w nies�ychanym stopniu. Nie nawi�zuje nowych znajomo�ci czy przyja�ni, bowiem dotychczasowe kontakty w zupe�no�ci mu wystarczaj�. Kim s� jego przyjaciele? To zmarli spoczywaj�cy w grobach. Jednego ze szczeg�lnie uprzykrzonych szkolnych koleg�w Keogh pokonuje dzi�ki telepatycznej wsp�pracy z umar�ym instruktorem szkolenia fizycznego, specjalist� w kwestiach samoobrony. Trudne zadania z matematyki ch�opiec rozwi�zuje z pomoc� by�ego dyrektora szko�y, omal si� przy tym nie zdradzaj�c. Tajemnica paranormalnych zwi�zk�w Harry'ego prawie wychodzi na jaw. Nauczyciel jest bowiem synem tego matematycznego opiekuna, "wypoczywaj�cego" na cmentarzu w Harden, i spostrzega, i� charakter pisma w pracy Harry'ego dziwnie przypomina mu pismo ojca. W 1969 roku Keogh zdaje wst�pny egzamin do Technical College w West Hartlepool i w ci�gu nast�pnych pi�ciu lat, uwie�czonych zako�czeniem jego formalnej (i ortodoksyjnej) edukacji, stara si� stonowa� stosowanie swoich niezwyk�ych talent�w i mo�liwo�ci, aby udowodni� samemu sobie, i� jest "normalnym, przeci�tnym uczniem"... za wyj�tkiem jednej dziedziny. Wiedz�c, �e wkr�tce b�dzie musia� si� sam utrzymywa�, zabiera si� do pisania. Do czasu zako�czenia szko�y publikuje kilka kr�tkich opowiada�. Jego mentorem jest pod�wczas cz�owiek, kt�ry zyska� pewien rozg�os jako autor b�yskotliwych kr�tkich form, nie�yj�cy od 1947 roku. Ale to tylko pocz�tki. Przed uko�czeniem dziewi�tnastu lat Harry publikuje pod pseudonimem swoj� pierwsz� du�� powie��: Pami�tnik rozpustnika z XVII wieku. Ksi��ka nie staje si� wprawdzie bestsellerem, ale wci�� ma si� dobrze. Niezwyk�a jest w niej nie tyle fabu�a, ile nieprawdopodobna wierno�� faktom autentycznym... dop�ki, rzecz jasna, nie we�mie si� pod uwag� wsp�autora ksi��ki, prawdziwego barokowego hulaki, zastrzelonego przez pewnego zniewa�anego m�a w roku 1672. Lato roku 1976. Keogh zajmuje skromne mieszkanie na ostatnim pi�trze trzykondygnacyjnego budynku przy biegn�cej wzd�u� wybrze�a szosie, za Hartlepool w kierunku Sunderland. Nie ma zapewne nic niezwyk�ego w fakcie, i� ten stary dom stoi na wprost jednego z najstarszych miejskich cmentarzy. Harry'emu nigdy nie brakuje przyjaci� do rozmowy. Co wi�cej, tutaj jego talent nekroskopa rozwin�� si� w ca�ej pe�ni. Mo�e teraz prowadzi� o�ywione rozmowy z nie�yj�cymi, nawet na dalekie dystanse. Wystarczy, �e raz porozmawia z danym umar�ym, lub te� jest mu przedstawionym, by przy nast�pnej okazji m�c si� z nim po��czy� bez trudu. Zazwyczaj osobi�cie odwiedza groby swoich przyjaci�. Uwa�a bowiem, �e rozm�wc�w nale�y darzy� szacunkiem, a w kontaktach zachowa� dyskrecj�. Zmarli z kolei, odwzajemniaj�c przyja��, kochaj� Harry'ego. Nazywaj� go swoim farosem, jedynym �wiate�kiem w ich wiecznej ciemno�ci. Przynosi nadziej� tam, gdzie dot�d nie znano takiego s�owa. Jest ich jedynym oknem, jedynym miejscem, z kt�rego mog� patrze� na �wiat. W przeciwie�stwie do tego, co s�dz� �yj�cy, �mier� nie jest Ko�cem, ale przej�ciem do bezcielesno�ci, bezruchu. Cia�o mo�e by� s�abe i podlegaj�ce rozk�adowi, ale umys�, si�a psychiczna, wola trwaj�. Wielcy arty�ci, kiedy umieraj�, w dalszym ci�gu wizualizuj� wspania�e obrazy, kt�rych nie zd��yli namalowa�; architekci planuj� fantastyczne, rozci�gaj�ce si� na ca�e kontynenty miasta, kt�re nigdy nie powstan�; naukowcy kontynuuj� badania, kt�re rozpocz�li jako ludzie �ywi, a kt�rych nigdy nie mieli czasu doko�czy�. Ponadto teraz, dzi�ki nekroskopowi, mog� kontaktowa� si� z sob� oraz (co jest mo�e wa�niejsze) zyskiwa� wiedz� o �wiecie cielesnym. A zarazem, cho� nie chcieliby rozmy�lnie przysparza� mu k�opot�w, to jednak wszystkie cierpienia niezliczonych, nie�ywych przyjaci� s� jego troskami, i na odwr�t. W swoim mieszkaniu w Hartlepool Keogh, w chwilach wolnych od pracy, podejmuje swoj� mi�o�� z czas�w dzieci�stwa, Brend�. Dziewczyna niebawem zachodzi w ci��� i zostaje jego �on�. Skoro tylko jego ziemskie zainteresowania poszerzaj� si�, natychmiast ponury cie� przesz�o�ci urasta do rozmiar�w obsesji. Obraz biednej, zamordowanej matki towarzyszy jego nocnym i dziennym zwidom. W najczarniejszych koszmarach sennych Harry powraca nad zamarzni�t� rzek�, gdzie dope�ni�a �ywota. Ostatecznie decyduje si� zem�ci� na Wiktorze Szukszinie, swoim ojczymie. W tej sprawie, jak we wszystkich innych, ma b�ogos�awie�stwo umar�ych. Morderstwo jest przest�pstwem, kt�rego �adn� miar� nie toleruj�: znaj� mrok �mierci, wi�c kto�, kto rozmy�lnie zabiera �ycie komu� innemu, wzbudza w nich odraz�. Zim� 1976 Harry jedzie do Szukszina i przedstawia mu dowody jego winy. Podejrzewa, �e ojczym b�dzie pr�bowa� si� go pozby�. Stwarza wi�c mu do tego dogodn� sposobno��. �lizgaj� si� razem na �y�wach po zamarzni�tej rzece. Kiedy Szukszin zbli�a si� do Harry'ego, by go zabi�, ten jest przygotowany. Jednak obydwaj wpadaj� pod l�d. Rosjanin ma si�� szale�ca i z pewno�ci� utopi swojego przybranego syna... lecz nie, matka Keogha wstaje ze swego podwodnego grobu i �ci�ga Szukszina w d�. A nekroskop odkrywa sw�j nowy talent, lub raczej, dopiero teraz u�wiadamia sobie, jak daleko umarli zdolni s� posun�� si�, aby go ochroni� - wie, �e mog� nawet powsta� z grobu. Zdolno�ci Harry'ego nie pozostaj� nie zauwa�alne. Zar�wno tajna brytyjska s�u�ba wywiadowcza - INTESP, jak i jej sowiecka odpowiedniczka - Wydzia� E s� �wiadome jego mocy. Jednak jej szef zostaje zamordowany przez Borysa Dragosaniego, rumu�skiego szpiega i nekromant�. Dragosani rozrywa cia�a zmar�ych i wykrada sekrety �ycia i �mierci z krwi i wn�trzno�ci. �wiartuj�c szefa INTESP, zyskuje dost�p do wszystkich tajemnic wywiadu. Keogh obiecuje �ciga� i ostatecznie pokona� Dragosaniego, a zmarli oferuj� mu wsparcie. Oczywi�cie dlatego, i� nawet oni obawiaj� si� cz�owieka, kt�ry bezcze�ci zw�oki. Jednak ani nekroskop, ani przyjaciele z tamtego �wiata nie wiedz�, �e Dragosani jest zainteresowany wampiryzmem; nosi w sobie wampirze jajo Tibora Ferenczego, rosn�ce, stopniowo zmieniaj�ce jego natur� i przejmuj�ce nad nim kontrol�. Co wi�cej, Dragosani zamordowa� swego koleg�, Maksa Batu, Mongo�a, aby ukra�� tajemnic� jego Z�ego Oka. Teraz mo�e mordowa� spojrzeniem. Nekroskop jedzie za nekromant� do ZSRR, do kwatery g��wnej sowieckiego Wydzia�u E, mieszcz�cej si� w Zamku Bronnicy. Zastanawia si� jak unicestwi� wampira. Brytyjski wr�bita (agent posiadaj�cy zdolno�� wychwytywania pewnych niejasnych szczeg��w przysz�o�ci) przepowiada, i� Harry b�dzie mia� do czynienia z tajemniczym problemem kontinuum Mobiusa. W Lipsku Harry odwiedza gr�b Mobiusa. Znajduje zgas�ego w 1868 roku matematyka i astronoma przy pracy nad r�wnaniami z zakresu czasu i przestrzeni. Tu nikt mu nie przeszkadza i mo�e w spokoju kontynuowa� prac�, kt�r� rozpocz�� za �ycia. W ci�gu stu lat sprowadzi� ca�y fizyczny wszech�wiat do zestawu matematycznych symboli. Wie, jak zagi�� czasoprzestrze� i wyruszy� na swej wst�dze Mobiusa do gwiazd. Teleportacja: prosty spos�b, �eby dosta� si� do Zamku Bronnicy lub w jakiekolwiek inne miejsce na kuli ziemskiej. Ca�ymi dniami Mobius instruuje Keogha, kt�ry jest coraz bli�ej w�a�ciwej odpowiedzi. Teraz potrzebuje jedynie dostatecznie silnego bod�ca, impulsu... Wschodnioniemiecka GREPO (Grenz Polizei) podejrzewa Harry'ego. Na rozkaz Dragosaniego usi�uj� go aresztowa� w Lipskim grobowcu - i to jest w�a�nie ten impuls. W jednej chwili r�wnania uczonego przestaj� by� dla niego nic nie znacz�cymi cyframi i symbolami: staj� si� wrotami do niezwyk�ego, niematerialnego �wiata kontinuum Mobiusa. Harry, niczym mag, wyczarowuje metafizyczne drzwi i w ten spos�b wymyka si� GREPO. Metod� pr�b i b��d�w uczy si�, jak korzysta� z tego tajemniczego i dot�d jedynie hipotetycznie dla niego istniej�cego, paralelnego wszech�wiata. Przeciwko zbrojnym mocom Zamku Bronnicy zadanie Keogha wydaje si� niewykonalne. Potrzebuje sprzymierze�c�w. I znajduje ich. Ziemie, na kt�rych zosta� zbudowany zamek, s� podmok�e, torfowe. A pod powierzchni�, przechowywane od czterech wiek�w szcz�tki Tatar�w Krymskich zaczynaj� powstawa� z martwych. Z armi� �ywych trup�w Harry wkracza do zamku i niszczy moce obronne, znajduje i unicestwia Dragosaniego i jego wampiryczne nasienie. W walce tak�e i on zostaje zabity - cia�o umiera. W ostatniej chwili umys�, jego wola, przenosz� si� w metafizyczn� przestrze�. Posuwaj�c si� po wst�dze Mobiusa w przysz�o��, id Harry'ego zostaje wch�oni�te przez nieuformowan� jeszcze mentalno�� dziecka... jego w�asnego syna. WAMPIRY Sierpie� roku 1977. Przyci�gana do wszystko absorbuj�cego umys�u Harry'ego Juniora jak opi�ek �elaza do magnesu to�samo�� Harry'ego Keogha jest nara�ona na zupe�ne zatarcie. Gdy zmys�y dziecka rozwin� si�, jak wiele pozostanie z id jego ojca? Czy w og�le cokolwiek pozostanie z nekroskopa? Jedna z alei wolno�ci Harry'ego le�y w kontinuum Mobiusa. Mo�e ci�gle u�ywa� go do woli - ale tylko wtedy, kiedy jego ma�y synek �pi i tylko jako istota bezcielesna. To, �e nie posiada cia�a, stanowi dla niego wielki problem. Ponadto, badaj�c niesko�czono�� czasowego strumienia przysz�o�ci, natkn�� si�, pomi�dzy miriadami niebieskich nitek �ycia rodzaju ludzkiego, na szkar�atn� nitk� istnienia wampira. Co gorsza, ta ni� przecina si� z lini� Harry'ego ju� w najbli�szej przysz�o�ci. Keogh, bezcielesny, jak wszyscy umarli, mo�e si� wci�� z nimi porozumie� i oni ci�gle mu wiele zawdzi�czaj�. We wrze�niu 1977 rozmawia na krzy�owych wzg�rzach z duchem Tibora Ferenczego bezpowrotnie nale��cego do �wiata nie�ywych. Odwiedza tak�e Faethora Ferenczego. Nawet nie�ywe wampiry s� kr�taczami i niewyobra�alnymi wr�cz k�amcami; kusz�, wyszydzaj� i terroryzuj�, je�li tylko mog�. Lecz Harry nie ma nic do stracenia, a Tibor - du�o do zyskania. Keogh jest dla niego ostatnim kontaktem ze �wiatem. Poza jednym wyj�tkiem. W 1959 roku, jako wampir, Tibor zainfekowa� ci�arn� kobiet�. U�ywaj�c ca�ej tajemnej sztuki, dotkn�� i napi�tnowa� m�ski p��d, wyra�aj�c wol�, aby pewnego dnia ten, jeszcze w�wczas nie narodzony, powr�ci� na wzg�rza w kszta�cie krzy�a w poszukiwaniu swego "prawdziwego" ojca. I oto nasta� rok 1977. Julian Bodescu, nie maj�cy jeszcze osiemnastu lat, jest dziwnym, przedwcze�nie dojrza�ym i... nawet przera�aj�cym m�odzie�cem. Zna� go zbyt dobrze, to zna� strach i odraz�. Pi�tno Ferenczego przej�o nad nim pe�n� w�adz�. Jego krew i dusza s� zepsute, staje si� wampirem. Matka Juliana jest Angielk�; ojciec, Rumun, nie �yje. Matka z synem mieszkaj� razem w Harkley House w Devon. Jego �ycie jest nieustann� szamotanin� mi�dzy stanami lubie�nej ��dzy i frustracji, ona za� �yje w ci�g�ym strachu. Wie, �e jej syn jest diab�em zdolnym do czynienia z�a, ale zbyt si� go boi, by wyst�pi� z publicznym oskar�eniem. Wci�� jednak ma nadziej�, �e Julian z biegiem czasu zmieni si�. I rzeczywi�cie, zmienia si� b�yskawicznie - ale nie na lepsze. Bodescu na wp� zgaduje, a na wp� wie, kim jest. Nieustannie �ni o drzewach pogr��onych w bezruchu, czarnych wzg�rzach w kszta�cie krzy�a, grobowcu na cichej polanie na zboczu pag�rka ... i o Stworze spoczywaj�cym w ziemi. Szkar�atna ni� wampira, kt�rym by� najpierw Tibor, a teraz jest Julian, przyci�ga go, sk�aniaj�c do odwiedzenia "ojca". A jest to ta sama linia, kt�ra przecina si� z czyst� b��kitn� nitk� �ycia ma�ego Harry'ego i kt�r� nekroskop zobaczy�, penetruj�c strumie� przysz�o�ci w kontinuum Mobiusa. Wywiadowcy z brytyjskiego INTESP namierzaj� Harkley House w Devon. Wyposa�eni w zdolno�ci telepatyczne, czekaj� na jedno s�owo Harry'ego, �eby natychmiast zniszczy� Juliana i wszystkie inne zainteresowane osoby, jakie tam znajd�. Zrobi� to, poniewa� wiedz� doskonale, �e je�li taka istota wymknie si�, w�wczas istnieje olbrzymia gro�ba, i� wampiryzm rozleje si� wzd�u� i wszerz ca�ego kraju, a nawet opanuje �wiat. Tak�e w Rumunii, Alec Kyle i Feliks Krakowicz, aktualni szefowie szpiegowskich organizacji ESP ��cz� si�y, aby zniszczy� wszystko, co pozosta�o po Tiborze Ferenczym w czarnej ziemi krzy�owych wzg�rz. Udaje im si� spali� upiorne szcz�tki, ale przedtem wampir przesy�a Julianowi ostrze�enie. Tibor mia� nadziej�, i� Bodescu stanie si� jego ziemskim okr�tem, na kt�rym zjawi si� i na powr�t wie�� b�dzie wampirz� egzystencj�. Ale teraz, kiedy jego ostatnie szcz�tki sp�on�y... Tibor odszed� na zawsze, jak wszyscy z nieprzebranego t�umu umar�ych. Jednak podobnie jak w ich przypadku, jego dusza pozostaje. Wykorzystuj�c sen, opowiada wszystko Julianowi i win� za swe nieodwracalne zniszczenie obci��a INTESP, i nade wszystko Harry'ego Keogha. Tylko Keogh si� liczy, poniewa� tylko on stanowi realne zagro�enie. Wystarczy go zniszczy�... i Bodescu b�dzie m�g� wy�apa� ca�� reszt� jednego po drugim, w dogodnym dla niego czasie. I przysi�ga tak zrobi�. Co do zniszczenia Keogha: powinna by� to najprostsza sprawa. Nekroskop jest bezcielesnym id, sz�stym zmys�em w�asnego dziecka. Trzeba tylko usun�� syna, i ojciec pod��y za nim. Tymczasem Harry studiuje histori� wampiryzmu. Dowiaduje si� o sposobach unicestwienia wampir�w, o zabytkowych miejscach, kt�re trzeba oczy�ci� z zamieszka�ego tam z�a. Wreszcie inicjuje atak na Harkley House. Jednakowo� w ZSRR zostaje zamordowany Feliks Krakowicz, Alec Kyle, szef INTESP staje si� ofiar� fa�szywego oskar�enia o pope�nienie tego zab�jstwa. Szpiedzy rosyjscy zabieraj� Kyle'a do Zamku Bronnicy, gdzie stosuj�c kombinacj� zaawansowanej technologii i ESP, drenuj� ca�� jego wiedz�. Po przej�ciu najbardziej surowych form prania m�zgu i wysysania inteligencji, staje si� umys�owym trupem, cielesn� pow�ok� pozbawion� kieruj�cej ni� psychiki. A kiedy to cia�o umrze, zostanie porzucone w Berlinie bez �adnych �lad�w uszkodzenia. Taki jest przynajmniej plan. Julian tak�e nie pr�nuje. Od d�u�szego ju� czasu hoduje tajemnicze monstrum w piwnicach domostwa. Jego owczarek alzacki jest czym� wi�cej ni� tylko psem. Bodescu przemienia w wampiry odwiedzaj�cych go krewnych, a nawet w�asn� matk�. INTESP przypuszcza wreszcie atak, ale dom okazuje si� by� siedliskiem zam�tu, szale�stwa i koszmaru. Bodescu ratuje si� jednak, wychodzi ca�o z oczyszczaj�cych p�omieni. Z zamiarem zabicia ma�ego Keogha kieruje si� na p�noc, do Hartlepool. Dziecko budzi si�; w jego umy�le ukrywa si� istnienie nekroskopa. Potw�r staje nad nim, wyci�ga zbrodnicze r�ce... Nekroskop nic nie mo�e zrobi�. Z�apany w wir id w�asnego dziecka, wie, �e zaraz obydwaj umr�. Lecz nagle... "Id� - m�wi do� ma�y Harry - nauczy�em si� dzi�ki tobie wszystkiego, co wa�ne. Nie jeste� mi potrzebny jako nauczyciel. Ale potrzebuj� ciebie jako ojca. Id� wi�c, uciekaj, ratuj si�." Mentalne przyci�ganie, kt�re wi��e nekroskopa z umys�em jego syna, traci na znaczeniu. Mo�e on teraz uciec w czasoprzestrze� Mobiusa, ale... nie potrafi. "Jeste� moim synem - powiedzia� - wi�c jak�e m�g�bym p�j�� i zostawi� ciebie tutaj... z tym!" Jednak ma�y Harry wcale nie zamierza� tam zostawa�. Posiad� ca�� wiedz� swojego ojca. Jest dojrza�ym umys�em w ciele dziecka, brakuje mu jedynie do�wiadczenia. Obydwaj przenosz� si� do kontinuum Mobiusa. Ch�opiec zwielokrotni� odziedziczony talent w nies�ychanym stopniu. Harry staje si� nekroskopem o pot�nej mocy. Umarli ze starego cmentarza odpowiadaj� na jego wezwanie. Wychodz� z grob�w. Zataczaj�c si�, padaj�c, pe�zaj�c, docieraj� do domu Brendy Keogh i wspinaj� si� po schodach. Bodescu pr�buje ucieka�, ale dopadaj� go i niszcz� przy pomocy wszystkich starych, wypr�bowanych metod: ko�ka, dekapitacji, oczyszczaj�cego ognia. Harry Keogh jest wolny, ale czy do ko�ca? Kontinuum Mobiusa w ko�cu wch�onie jego bezcielesn� istot� bez reszty... lub mo�e wyrzuci na jakie� kosmiczne bezdro�a. Cho� niematerialny, jest przecie� ci�gle obcym cia�em w tajemniczej pustce matematycznej mg�awicy. Ale oto... pojawia si� tajemnicza si�a przyci�gania - pr�nia wydr��onego umys�u Aleca Kyle'a. Harry nie mo�e oprze� si� energii, jak� ona wytwarza i kt�ra nakazuje mu o�ywi� cia�o o umar�ym umy�le. Wrzesie� roku 1977. Harry Keogh, nekroskop i badacz metafizycznego kontinuum Mobiusa, zamieszkuje na sta�e w ciele innego cz�owieka. Pozostaje nadal naturalnym ojcem najbardziej nienaturalnego dziecka, dziecka o wzbudzaj�cej groz� mocy. Przy pomocy �adunk�w wybuchowych o wielkiej sile, Harry wysadza Zamek Bronnicy, a nast�pnie, wykorzystuj�c wst�g� Mobiusa, jedzie do domu w poszukiwaniu �ony i syna... Okazuje si� jednak, �e jego bliscy znikn�li. �R�D�O W roku 1983 na Uralu ma miejsce "incydent perchorski". Wypadek przemys�owy, jak m�wi� Rosjanie, ale ten "wypadek" ma swoj� wymow�. W istocie, Rosjanie, szukaj�c odpowiedzi na ameryka�sk� inicjatyw� "gwiezdnych wojen", skonstruowali i poddali pr�bie bro� laserow�, kt�ra mia�a os�ania� ich przed wrogimi rakietami. Eksperyment ko�czy si� niepowodzeniem. Wielkiemu spustoszeniu w ogromnej cz�ci masywu Uralu towarzyszy wyrwa w samej strukturze czasoprzestrzeni. S�u�by wywiadowcze ca�ego �wiata, w tym INTESP, pragn� dowiedzie� si�, co Moskwa ukrywa pod �niegiem, lodem, g�rami, czym dok�adnie Projekt Perchorsk jest lub by�. Nast�pnego roku radary Nowej Ziemi wychwytuj� tajemniczy obiekt (mo�e UFO?), kt�ry omija od zachodu Ziemi� Franciszka J�zefa i zmierza prosto w kierunku Wyspy Ellesmere'a. Z bazy w Kirowsku, na po�udnie od Murma�ska, startuj� my�liwce typu Mig. Tajemniczy obiekt niszczy jednak wojskowe maszyny. Szcz�tki samolot�w spadaj� na �nieg i l�d. Ameryka�ski system wczesnego ostrzegania - AWACS, melduje, �e migi znikn�y z ekran�w, zapewni� str�cone, ale Moskwa, zapytana przez gor�c� lini�, odpowiada ostro�nie i niejasno: "Jakie migi? Jaki intruz?" Amerykanie denerwuj� si�: "Ta rzecz leci z waszej strony; je�eli utrzyma sw�j kurs, zostanie przechwycona i zmuszona do l�dowania. Je�eli nie us�ucha wezwania lub zachowa si� wrogo, mo�e nawet zosta� zestrzelona". "Dobrze - brzmi nieoczekiwana odpowied� - to nie jest nasz obiekt. R�bcie z nim, co chcecie". Dwa ameryka�skie my�liwce wystartowa�y z Port Fairfield w stanie Maine. Samoloty AWACS prowadz� je na cel. Z pr�dko�ci� prawie dw�ch mach�w przecinaj� Zatok� Hudsona od strony Wysp Belchera w kierunku punktu po�o�onego dwa tysi�ce mil na p�noc od Churchilla. Samoloty AWACS zosta�y troch� z ty�u, lecz cel jest ju� tylko dziesi�� tysi�cy st�p przed my�liwcami. Namierzaj� go i... niszcz�, nie czekaj�c na rozkaz. Wyposa�onym w eksperymentalne rakiety powietrze-powietrze typu Firedevils my�liwcom ameryka�skim udaje si� to, za co migi zap�aci�y najwy�sz� cen�. Tajemniczy obiekt p�onie, wybucha nad Zatok� Hudsona, wreszcie spada na ziemi�. AWACS rejestruje wszystko na ta�mie. Wkr�tce eksperci brytyjskiego INTESP zostaj� zaproszeni na pokaz filmowy, z pro�b� o wyra�enie swych przypuszcze�... a w rzeczywisto�ci, cokolwiek powiedz�, b�dzie docenione. Jednak biegli prawdziw� opini� zatrzymuj� dla siebie, a to ze wzgl�du na "zdrowie" psychiczne �wiata. Dlaczego? Rzecz z Perchorska w oczywisty spos�b przypomina, bardzo przypomina, monstrum, kt�re Julian Bodescu hodowa� w swych piwnicach, a tak�e szcz�tki Tibora Ferenczego spopielone na wzg�rzach w kszta�cie krzy�a w dalekiej Rumunii. Tyle tylko, �e tamte poczwary by�y malutkie, ta za� gigantyczna i... opancerzona. Pod skorup� za� znajdowa�y si� wampiryczne zawi�zki. INTESP zacz�� podejrzewa�, i� wszystko to jest dzie�em Rosjan z Perchorska. Niesamowity biologiczny eksperyment, kt�ry prawdopodobnie wyrwa� si� spod kontroli. To w ka�dym razie jest jedna teoria. Ale nie jedyna. INTESP zr�cznie umieszcza w Perchorsku ��cznika, kt�ry jest zarazem szpiegiem i telepatycznym przeka�nikiem. Zanim zostanie odkryty, Brytyjczycy dowiedz� si� dostatecznie du�o, by nabra� przekonania o �miertelnym niebezpiecze�stwie p�yn�cym z tego miejsca. Sprawa okazuje si� na tyle powa�na, i� decyduj� si� odnowi� kontakt z Harrym Keoghem. Jest rok 1985. Osiem �at po �mierci Juliana Bodescu i wysadzeniu w powietrze Zamku Bronnicy, osiem lat po tym, jak na wp� ob��kana �ona Harry'ego oraz jego nekroskopiczne dziecko uciekli, jak si� wydaje, z tego �wiata. Przez ten ca�y czas Keogh pr�buje ich odnale��. Nie s� umarli, gdy� w takim razie wiedzia�aby o tym spo�eczno�� nie�ywych, a tym samym nekroskop. Nie wie jednak, gdzie ich szuka�. Sprawdzi� ju� wszystkie mo�liwe kryj�wki. Darcy Clarke, tera�niejszy szef INTESP, jedzie do Harry'ego do Edynburga. Zaczyna opowiada� o Perchorsku, ale nekroskop nie wykazuje zainteresowania. Kiedy jednak Clarke przechodzi do szczeg��w, Harry o�ywia si�. Jego starzy przeciwnicy, sowieccy szpiedzy skonstruowali w Perchorsku specjaln� cel�, zabezpieczon� nawet przed metafizycznymi sposobami zbierania informacji. Z ca�� pewno�ci� ukrywali tam co� wielkiego i nad wyraz niesympatycznego. W g�rach stacjonowa� oddzia� wojska wyposa�ony w wielk� si�� ra�enia. Przeciw czemu? Kt� mia�by atakowa� Ural? Kogo chcieli Rosjanie trzyma� z dala? Co znajduje si� w �rodku? "S�dzimy, �e zajmuj� si� tam genetyk� - m�wi Clarke - �e hoduj� tam wampiry bojowe!" Nawet to przekonuje Harry'ego tylko w po�owie; ostatecznie jednak Darcy triumfuje. Brytyjski szpieg, Michael J. Simmons, znika w Perchorsku. Najlepsi wywiadowcy INTESP nie mog� go znale��. Uwa�aj�, �e �yje, gdyby bowiem zosta� "skasowany", ich telepaci wiedzieliby o tym. To przypomina problem nekroskopa. By� mo�e, jakim� niezwyk�ym zrz�dzeniem losu Harry Junior, Brenda Keogh i szpieg znajduj� si� wszyscy w tym samym miejscu. Aby si� upewni�, �e INTESP nie chce go u�y� dla w�asnych cel�w, Harry ��czy si� z umys�ami przyjaci�. Pyta, czy ich nieprzebrane szeregi nie wzbogaci�y si� ostatnio o Michaela J. Simmonsa. Odpowied� jest przecz�ca. Simmons nie jest nie�ywy, ale po prostu nie ma go tutaj. Harry anga�uje si� w badania i odkrywa, i� "incydent perchorski" wytworzy� w czasoprzestrzeni tak zwan� "szar� dziur�" prowadz�c� do innego �wiata. Okazuje si�, i� ten �wiat po drugiej stronie jest prawdziw� wyl�garni� wampir�w, istnym �r�d�em wszystkich wampirycznych mit�w i legend. Nekroskop rozmawia ponownie z od dawien dawna nie�ywym Augustem Ferdynandem Mobiusem, ze zwodniczym umys�em zgas�ego Faethora Ferenczego i z niekt�rymi ze swych umar�ych przyjaci�. Odkrywa wreszcie alternatywny szlak do �wiata wampir�w. A c� to za potworny �wiat. S�oneczna Kraina jest gor�c�, rozpalon� pustyni�. Gwiezdn� Krain� zajmuje kr�lestwo wampir�w z zamczyskami wysokimi na kilometr, bliskimi wierzcho�kom g�r, kt�re dziel� tamten krajobraz. Po stronie s�onecznej, W�drowcy, prawdziwi Cyganie, przemieszczaj� si� grupami i plemionami przez zielone podg�rze centralnego �a�cucha. Aktywni za dnia, kr�tkie, pe�ne strachu noce sp�dzaj� zagrzebani w norach. Gdy� skoro tylko zajdzie s�o�ce nad S�oneczn� Krain�, Lordowie - wampiry, wychodz� na ��w. W�drowcy i Trogowie (prymitywna rasa aborygen�w) s� dla wampir�w tym, czym orzechy kokosowe dla mieszka�c�w wysp tropikalnych na Ziemi. Stanowi� cz�� diety, dostarczaj� niewolnik�w, robotnik�w, kobiet. Ich szcz�tki s� po�ywk� dla bestii wojennych oraz wojownik�w, sk�din�d zreszt� modelowanych z przeobra�onych Trog�w i W�drowc�w. Groteskowo odmienione, skamienia�e cia�a, dekoruj� zawrotnie wysokie, ponure zamczyska Lord�w, a nawet s�u�� do wyrobu mebli i zewn�trznych os�on chroni�cych dobytek ich wampirzych pan�w przed niszcz�cym dzia�aniem �ywio��w. Plemi� wampirze zawsze, skore do bitki, zazdrosne o swe ziemie i stan posiadania, perfidne w dzia�aniu, pa�a bezprzyk�adn� nienawi�ci� do Rezydenta Ogrodu na Zachodzie. Po serii koszmarnych przyg�d grupa W�drowc�w, a w�r�d nich Jazz Simmons i pi�kna telepatka Zek Foener, docieraj�c� do Rezydenta. Jeszcze przed przybyciem Harry'ego Keogha plemi� wampirze odk�ada na bok k��tnie i spory, by po��czy� si�y w przygotowaniu napa�ci na Ogr�d, siedzib� ich wsp�lnego wroga. Lady Karen, niegdy� przecudna S�oneczna, kt�rej wampirze zawi�zki nie dojrza�y jeszcze w pe�ni, ucieka do Rezydenta i ostrzega go przed nadchodz�c� wojn�. Zaczyna si� bitwa. Lordowie: Szaitis, Menor, Belath, Volse Pinescu, Lesk i wielu innych, wraz z ich hybrydycznymi wojownikami i Trogami - pacho�kami, staj� przeciw Rezydentowi i ma�ej grupce ludzi. Nekroskop nawi�zuje wsp�prac� z Rezydentem, kt�rym jest... Harry Junior. Na skutek czasowego po�lizgu Harry nie jest ju� tym ch�opcem, jakiego oczekiwa� spotka� jego ojciec, lecz doros�ym cz�owiekiem w z�otej masce, kt�ry przyni�s� do tego w�a�nie �wiata sw� biedn�, szalon� matk�, by zapewni� jej bezpiecze�stwo i spok�j ducha. W pojedynk� �aden z Lord�w nie m�g� si� mierzy� z nim i jego "nauk�". Jednak teraz s� zjednoczeni... Nekroskop przybywa w sam� por�. U�ywaj�c z wielk� zr�czno�ci� kontinuum Mobiusa i po��czonych nekroskopicznych mocy ojca i syna, pokonuj� Szaitisa i jego wampirz� armi�, niszcz� wszystkie wrogie siedliska, za wyj�tkiem zamczyska nale��cego do Lady Karen. Keogh odwiedza j�. Stara si� uwolni� Lady od wampira w niej mieszkaj�cego, nie tylko zreszt� ze wzgl�du na ni� sam�, ile ze wzgl�du na w�asnego syna. Rezydent bowiem zosta� zara�ony wampiryzmem. Harry u�yje Karen, by sprawdzi� teori�, kt�ra mo�e dostarczy� lekarstwa. Wydostaje z jej cia�a wampirzy zarodek i niszczy go. Niestety, jest to zab�jcze dla niej. Nasi�k�a bowiem z�� moc�, a teraz sta�a si� pust� skorup�. Je�eli kto� raz zazna tej niezwyk�ej ekstazy wolno�ci, czystej ��dzy i pot�gi, ju� nigdy nie b�dzie potraf i� bez tego �y�. Dlatego Lady Karen rzuca si� z wysmuk�ej baszty swego zamczyska. Rezydent jednak nadal nosi w sobie wampirzy pierwiastek. Odbudowuje swoj� rezydencj�, podnosi dom z ruin. Bardziej ni� kiedykolwiek czuje na sobie baczne spojrzenie ojca... NEKROSKOP IV MOWA UMAR�YCH ROZDZIA� PIERWSZY ZAMEK FERENCZEGO Transylwania, pierwszy tydzie� wrze�nia 1981. Nie min�o jeszcze po�udnie, gdy dwie wie�niaczki z wioski Halmagiu zmierza�y do domu dobrze wydeptanym, le�nym szlakiem. Ich kosze wype�nione by�y pierwszymi tego lata jagodami i ma�ymi, niedojrza�ymi i dzikimi �liwkami... tym lepiej zreszt� dla mocnej w�dki, aromatycznej �liwowicy. Kobiety, odziane na czarno, w szerokich chustach, plotkowa�y rado�nie, parskaj�c �miechem przy szczeg�lnie pikantnych historyjkach. Nie opodal spiralne dymy wznosi�y si� w niebo z komin�w Halmagiu i rozp�ywa�y si� w delikatn� mgie�k� ponad szumi�cym baldachimem wczesnojesiennego lasu. Bli�ej, pomi�dzy drzewami, p�on�y ogniska. Kuchenne zapachy mocno przyprawionego mi�sa i zup zio�owych wisia�y w nieruchomym powietrzu. D�wi�cza�y ma�e srebrne dzwoneczki, trzeszcza�a ga���, na kt�rej rozczochrany, ciemnooki dzieciak zawiesi� prowizoryczn� hu�tawk�. Wozy cyga�skie tworzy�y barwny kr�g. W pobli�u uwi�zione konie szczypa�y traw�, a jaskrawe kolory sukien migota�y pomi�dzy drzewami. Dziewcz�ta zbiera�y chrust na ognisko. Z czarnych �elaznych gar�w poddawanych pieszczocie p�omieni wydobywa�y si� smakowite opary. M�czy�ni wpatrywali si� w ogie�, �mi�c d�ugie, cienkie fajki. Podr�nicy, w�drowcy, Cyganie powr�cili w rejon Halmagiu. Ch�opiec ko�ysz�cy si� na linie dostrzeg� dwie wiejskie kobiety i zagwizda� przenikliwie. Ca�a krz�tanina cyga�skiego obozu momentalnie urwa�a si�, wszystkie czarne oczy zwr�ci�y si� w stron� nadchodz�cych wie�niaczek. M�czy�ni z obozu ubrani w sk�rzane kurty wygl�dali gro�nie, ale w ich wzroku nie by�o wrogo�ci. Mieli swoje w�asne zasady i wiedzieli, jakie wiatry s� dla nich przychylne. Od pi�ciuset lat mieszka�cy Halmagiu post�powali z w�drowcami uczciwie, kupowali od nich ozdoby i �wiecide�ka i zostawiali ich w spokoju. Cyganie wi�c nigdy nie wyrz�dziliby im rozmy�lnie krzywdy. - Dzie� dobry paniom! - Kr�l Cygan�w powsta� ze schod�w swojego wozu i sk�oni� g�ow�. - Powiedzcie, prosz�, waszym przyjacio�om z wioski, �e zastukamy do ich drzwi. Garnki i patelnie najwy�szej jako�ci, karty do wr�enia i bystre oczy, kt�re �ledz� los w zakamarkach ludzkiej d�oni. Przygotujcie t�pe no�e i siekiery z u�amanymi trzonkami. Wszystko b�dzie doprowadzone do porz�dku. Mamy te� z sob� konika czy dwa, kt�re mog� zast�pi� szkapiny przy waszych w�zkach. Nie pozostaniemy tu d�ugo, wi�c zr�bcie z naszej wizyty najlepszy u�ytek, zanim wyruszymy dalej. - Witajcie! - odpowiedzia�a natychmiast starsza z kobiet, jakby bez tchu w piersiach. - Powt�rz� wszystko w wiosce. - Spojrza�a na swoj� towarzyszk�. - Trzymaj si� blisko mnie i nic nie m�w -szepn�a na stronie. Przechodzi�y w�a�nie obok jednego z woz�w. Starsza kobieta wyj�a ma�y s�oiczek orzech�w laskowych oraz gar�� �liwek i po�o�y�a to w prezencie na stopniach cyga�skiego wozu. Nikt z patrz�cych nie odezwa� si�. Wie�niaczki oddali�y si�, a ob�z powr�ci� do stanu niespiesznej krz�taniny. M�odsza z kobiet od niedawna mieszka�a w Halmagiu. - Dlaczego podarowa�a� im te owoce i orzechy - zapyta�a. -S�ysza�am, �e Cyganie nigdy niczego nie dadz� za darmo, nigdy niczego nie robi� bezinteresownie, za to cz�sto co� bior�. Czy nie za bardzo ich rozzuchwalasz? - Na pewno nie zaszkodzi dobrze �y� z nawiedzonymi - zabrzmia�a odpowied�. - Kiedy pomieszkasz tutaj tak d�ugo jak ja, zrozumiesz, o co mi chodzi. Zreszt�, oni nie przybyli, �eby kra�� i wchodzi� nam w drog� - kobieta wzruszy�a ramionami - ju� ja dobrze wiem, dlaczego zjawili si� tutaj. - Tak? - powiedzia�a m�odsza z zaciekawieniem. - Tak, wiem. To ta faza ksi�yca, zew, kt�ry s�yszeli, ofiara kt�r� z�o��. Zjednuj� sobie ziemi�, u�y�niaj� gleb�, b�agaj� o �ask�... swoich bog�w - odrzek�a starsza wie�niaczka. - Swoich bog�w? To poganie?... Jakich bog�w? - Nazywaj to Natur�, je�li chcesz - w g�osie Rumunki da�a si� s�ysze� irytacja - ale nie pytaj o nic wi�cej. Jestem prost� kobiet� i niczego nie chc� wiedzie�. I ty tak�e nie powinna� by� zbyt ciekawa. Babka mojej babki pami�ta�a czas, kiedy Cyganie przyszli. Up�ywa pi�tna�cie miesi�cy czy osiemna�cie, ale nigdy wi�cej ni� dwadzie�cia jeden. Potem znowu wracaj�. Wiosna, lato, jesie� -tylko oni znaj� por�, miesi�c, czas. Ale kiedy us�ysz� zew, gdy ksi�yc jest na w�a�ciwym miejscu, a samotny wilk wyje wysoko w g�rach, w�wczas wracaj�. Odchodz�c zostawiaj� zawsze ofiar�. - Jak� ofiar�? - Ciekawo�� m�odszej si�ga�a zenitu, lecz starsza nie chcia�a nic m�wi�, tylko gwa�townie kr�ci�a g�ow�. - Nie pytaj, nie pytaj. Jednak m�odsza dobrze wiedzia�a, i� jej rozm�wczyni umiera wprost z pragnienia, by podzieli� si� tajemnic�. Postanowi�a da� jej czas i niczego na razie nie docieka�. Po chwili przysz�o jej do g�owy, �e chyba zanadto oddali�y si� od najprostszego szlaku od wioski. - Czy nie idziemy z�� drog�? - odezwa�a si�. - Cicho - sykn�a starsza - patrz! W prze�wicie lasu, przed nimi, wyrasta�o pos�pne zwa�owisko szarej ska�y wulkanicznej. �yse i kopulaste, z kilkoma pomniejszymi garbami, wysokie niemal na dwadzie�cia metr�w. Za nim widnia� pas le�ny, a p�niej naga, prostopad�a �ciana pn�ca si� a� do pokrytego jod�ami p�askowy�u prowadz�cego w stron� zamglonego, srogiego, niedost�pnego masywu Zarundului. Drzewa wok� podstawy zwa�owiska zosta�y �ci�te, usuni�to te� krzewy i poszycie. Na jego szczycie ma�y kopczyk u�o�ony z ci�kich kamieni stercza� niczym wie�yczka albo komin. Tam za�, na nagiej skale, obrabiaj�c no�em trzyman� na podo�ku kamienn� skorup�, siedzia� m�ody m�czyzna. By� ca�kiem poch�oni�ty swoj� prac�. Patrzy� w d�, wydawa�o si�, �e wprost przed siebie. Kobiety, kt�re znajdowa�y si� nie dalej ni� czterdzie�ci metr�w od niego, musia�y by� w zasi�gu jego wzroku, ale nawet je�li je widzia�, nie zareagowa�. Pracowa� w skupieniu. - Co on tam robi? - dopytywa�a si� m�odsza zachrypni�tym g�osem. - Jest bardzo przystojny... jaki� dziwny. A poza tym, czy to miejsce nie jest zakazane? M�j Hzak m�wi� mi, �e ten wielki kamie� z kopca, to specjalny kamie� i �e... - Szsz! - towarzyszka zn�w ostrzeg�a j�, k�ad�c palec na jej wargach. - Nie przeszkadzaj mu. Oni nie lubi� by� podgl�dani. Nie, �eby ten tutaj nas us�ysza�... ale lepiej uwa�a�. - Powiedzia�a�, �e nas nie us�yszy? To dlaczego rozmawiamy szeptem? Nie, ja wiem, dlaczego szeptem: to jest szczeg�lne miejsce, jak kaplica. Prawie �wi�te. - Nie�wi�te! - poprawi�a j� tamta. - A, co do tego, �e tamten nas nie dostrze�e... popatrz po prostu na niego! Jego sk�ra nie jest ciemna, lecz szara jak ska�a, chora, umieraj�ca. Oczy, g��boko zapadni�te, p�on�. Poch�oni�ty jest kamieniem, kt�ry rze�bi. S�yszy zew, nie widzisz? Jest op�tany, zahipnotyzowany, zgubiony! Skoro tylko powiedzia�a ostatnie s�owo, m�czyzna powsta� i ustawi� mocno sw�j kamie� na obrze�u kopczyka, mi�dzy dziesi�tkami innych, niczym ceg�� wie�cz�c� mur. Dla ka�dego przypadkowego �wiadka rytua�u rze�bienia musia�o by� jasne, �e ka�dy g�az zosta� zaznaczony w jaki� symboliczny spos�b. M�odsza kobieta otworzy�a usta, �eby co� powiedzie�, ale jej starsza przyjaci�ka raz jeszcze uprzedzi�a pytanie: - Jego imi� - odezwa�a si�. - Wydr��y� w kamieniu swoje imi� i daty, o ile je zna. Tak jak wszystkie inne imiona i daty wyrze�bione tutaj. Jak wszyscy, kt�rzy przed nim odeszli. Ten surowy g�az jest mu nagrobkiem, a kopiec - grobowcem. M�ody Cygan wypr�y� si� i spojrza� w stron� g�rskich szczyt�w. Zastyg� w tej pozycji na d�u�sz� chwil�, jakby czego� oczekiwa�. A wysoko na b��kitno-szarym niebie niewielki, ciemny strz�p chmury przes�oni� oblicze s�o�ca. Na ten widok starsza kobieta gwa�townie otrze�wia�a. Nieomal uleg�a hipnozie, stoj�c tak nieruchomo. Chwyci�a �okie� towarzyszki i odwr�ci�a jej twarz. - Chod� - wyszepta�a bez tchu - chod�my st�d. Nasi m�owie b�d� si� martwi�, tym bardziej, gdy dowiedz� si�, �e Cyganie wr�cili. Spiesznie przemkn�y w cieniu drzew, odnalaz�y szlak i wkr�tce zobaczy�y skraj lasu i pierwsze drewniane zabudowania Halmagiu. Wysz�y na zakurzon� wiejsk� drog� i �omotanie w sercach zacz�o ustawa�, us�ysza�y d�wi�k, kt�ry dochodzi� gdzie� z daleka. Zbli�a�o si� po�udnie. S�o�ce wysz�o zza wystrz�pionego ob�oku. Do pierwszych dni prawdziwej zimy brakowa�o jeszcze siedem czy osiem tygodni, ale ka�da dusza, kt�ra s�ysza�a ten odg�os bra�a go za zapowied� zimy. Niekt�rzy brali go nawet za co� wi�cej. Rozleg� si� �a�obny skowyt wilka, powracaj�cy echem ze skalnych �cian, przyzywaj�cy, tak jak wilki przyzywaj� si� od tysi�cy lat. Kobiety przystan�y, �cisn�y mocniej kosze, zatrzyma�y oddech i s�ucha�y. - Nie ma odpowiedzi - rzek�a wreszcie m�odsza. - Jest sam, ten stary wilk. - Teraz tak - kiwn�a g�ow� druga - tak, sam... ale s�yszano go dobrze, b�d� pewna. I doczeka si� odpowiedzi niebawem... a wraz z ni�... - Starsza potrz�sn�a g�ow� i ruszy�a naprz�d. - A wraz z ni�? - M�odsza zr�wna�a si� z tamt� i nie dawa�a za wygran�. Starsza popatrzy�a zimno, zmarszczy�a brwi. - Musisz nauczy� si� s�ucha�. Anno. S� rzeczy, o kt�rych tutaj zbyt wiele si� nie rozmawia. Je�li wi�c chcesz si� dowiedzie�, musisz s�ucha� uwa�nie. - Przecie� s�ucham - odpar�a m�odsza - ale po prostu nie rozumiem, to wszystko. Powiedzia�a�, �e stary wilk doczeka si� odpowiedzi niebawem. I... Wtedy? - Tak, i wtedy... - wymrucza�a stara, skr�caj�c w kierunku drzwi swojego domu, gdzie str�ki czosnku zwisa�y z nadpro�a. -A wtedy, nast�pnego poranka, nie b�dzie ju� Cygan�w. Nie b�dzie po nich �ladu, pr�cz mo�e, popio��w po ogniskach czy odcisk�w k� ci�kich woz�w na szlaku, kt�rym odjad�. Ich liczba zmniejszy si� o jednego, kt�ry odpowiedzia� na prastary zew i pozosta�. M�odsza kobieta otworzy�a usta ze zdziwienia i przera�enia. - Tak - pokiwa�a starsza g�ow� - w�a�nie to widzia�a�. Dorzuca� swoj� dusz� do innych nieszcz�snych dusz zapisanych w kapliczce na skale. Tej nocy w obozie Cygan�w. Dziewcz�ta w szalonym ta�cu �ciga�y si� ze skrzypcami, pod��a�y za pierwotnym dudnieniem i brz�kiem tamburyn�w. D�ugi st� ugina� si� od jedzenia: wi�zad�a kr�licze i ca�e je�e, cienko pokrojone w plastry kie�basy dziczyzny, sery, zakupione lub wymienione w wiosce, owoce i orzechy, cebula duszona w sosie mi�snym, cyga�skie wina i ostra, zatykaj�ca dech �liwowica. Panowa�a atmosfera festynu. P�omienie g��wnego ogniska, rozochocone muzyk�, strzela�y wysoko, rzucaj�c blask na rozwibrowane, zmys�owe tancerki. P�yn�y potoki alkoholu. Niekt�rzy z m�odszych Cygan�w pili z nadziei, inni z l�ku przed niepewn� przysz�o�ci�. Bowiem szcz�cie mo�e nast�pnym razem opu�ci� tych, kt�rzy teraz zostali oszcz�dzeni. Ale taka by�a kolej rzeczy: nale�eli do Niego do ko�ca Ziemi, do Jego w�adzy i mocy. Ich pakt ze Starym zosta� zawarty ponad czterysta lat temu. To za Jego przyczyn� wiod�o im si� dobrze poprzez wieki, wiedzie im si� dobrze teraz i b�d� szcz�liwie �y� w przysz�o�ci. On ni�s� im ulg� w ci�kich czasach. W czasach �atwiejszych odczuwali jego ci�ar, lecz zawsze osi�ga� r�wnowag�. Jego krew by�a w nich, a ich w Nim. A krew to �ycie. Dwoje spo�r�d Cygan�w siedzia�o w smutku. Nawet teraz, pomi�dzy rozta�czonymi dziewcz�tami, w atmosferze pija�stwa i �wi�towania, byli samotni. Ca�y ten ha�as i rozgardiasz dooko�a wydawa� si� wymuszon� weso�o�ci�, w kt�rej oni nie mogli �adn� miar� uczestniczy�. M�ody cz�owiek siedzia� na stopniach bogato ozdobionego wozu. Z ose�k� i no�em w r�kach odbija� ostrzem srebrne b�yski p�on�cego opodal ogniska. Z ty�u za nim, w otwartych drzwiach wozu, o�wietlona ��tym blaskiem lampy, sta�a jego matka. Poj�kuj�c, za�amuj�c r�ce, zaklina�a na wszystko Tego, kt�ry by� wr�cz czym� przeciwnym, aby oszcz�dzi� jej syna tej nocy. Modli�a si� na pr�no. Jedna z melodii sko�czy�a si� i jaskrawe sp�dnice zatrzepota�y, po czym opad�y, skrywaj�c na powr�t br�zowe, po�yskuj�ce nogi. W�saci m�czy�ni s�czyli swoj� w�dk�. Kr�g ksi�yca ukaza� si� nad g�rami, uwydatniaj�c zamglone kontury szczyt�w. A gdy wszyscy, z szeroko otwartymi ustami, zwr�cili si� w stron� wschodz�cej tarczy, �a�osne wycie wilka sp�yn�o do nich z niewidocznych siedzisk skalnych. Wszystko zastyg�o... lecz zaraz ciemne oczy zwr�ci�y si� w stron� m�odego m�czyzny na stopniach wozu. Wsta�, popatrzy� na ksi�yc i szczyty i westchn��. Schowa� n� do pochwy. Skierowa� si� w stron� le�nego g�szczu, zmierzaj�c ku ciemno�ci poza kr�giem woz�w. Jego matka przerwa�a cisz�. Krzyk najwi�kszego b�lu brzmia� niczym zwiastun �mierci. Rzuci�a si� naprz�d, �omocz�c o drewniane schody swego domu - wozu. Zataczaj�c si�, z wyci�gni�tymi r�kami, bieg�a za synem. Ale nie dotar�a do niego. Pad�a na kolana. W spazmatycznych ruchach ramion st�umi�a ca�e swe pragnienie. Dowodz�cy plemieniem kr�l, zst�pi�, by u�ciska� m�odego cz�owieka. Obj�� go, poca�owa� w obydwa policzki. Wybraniec, bez zbytecznych scen, opu�ci� kr�g ognia, wszed� mi�dzy wozy i zosta� po�kni�ty przez ciemno��. - Dumitru - za�ka�a matka. Rzuci�a si� za nim i wpad�a prosto w ramiona kr�la. - Spokojnie, kobieto - rzek� burkliwie, cho� jego g�os dr�a� niespokojnie. Wiedzieli�my o tym od miesi�ca, patrzyli�my, jak si� zmienia. Stary da� zew, a Dumitru odpowiedzia�. Wiedzieli�my, co si� stanie. Zawsze tak jest. - Ale to m�j syn, m�j syn - j�cza�a um�czona kobieta na jego piersi. - Tak - odpowiedzia� i nagle �zy pop�yn�y g��bokimi bruzdami jego policzk�w - m�j tak�e... m�j tak�e. Poprowadzi� j�, potykaj�c� si�, szlochaj�c�, do wozu, a muzyka zabrzmia�a znowu. Dumitru Zirra wspina� si� na obwa�owania Zarundului. Ksi�yc o�wietla� mu drog�, ale nawet bez tej srebrzystej po�wiaty, wiedzia�by, jak i��. Co�, co tkwi�o w nim samym, prowadzi�o go. G�os w jego g�owie, kt�ry nie do niego nale�a�, m�wi� mu, gdzie stawia� kroki, czego si� chwyta�. Prowadzi�y tam �cie�ki, o ile si� je znalaz�o, lecz mi�dzy tymi spl�tanymi szlakami bieg�y zawrotne skr�ty. - Dumiitruuu! - zadzwoni� mroczny g�os, kre�l�c jego imi� niczym obraz m�ki. - O, oddany mi, m�j synu moich syn�w. Postaw stop� tu, i tam, i tu, Dumiitruuu. I tu, gdzie przeszed� wilk, widzisz jego znak na skale? Ojciec twoich ojc�w oczekuje ci�, Dumiitruuu. Ksi�yc ju� wzeszed� i godzina si� zbli�a. Spiesz si�, m�j synu, gdy� jestem stary, wysuszony, bliski �mierci - prawdziwej �mierci! Ale ty mnie uratujesz, Dumiitruuu. A w�wczas twoja m�odo�� i si�a b�d� moiiimiii! A m�odo��, ci�ko dysz�c, z r�kami pokrwawionymi od wspinaczki, mozolnie wspina�a si� do linii drzew, do najczarniejszej z turni, gdzie mroczne ruiny wyrasta�y z ostatniego urwiska. Z jednej strony gardziel tak czarna i stroma, i� mog�aby prowadzi� do piek�a. Z drugiej, ostatnie z wysokich jode�, porastaj�ce pozosta�o�ci jakiej� niegdysiejszej siedziby, wzniesionej w cieniu pionowych skalnych �cian. Dumitru zobaczy� to miejsce i przystan�� na moment. Dostrzeg� wilka o p�on�cym spojrzeniu, stoj�cego w zwalonej bramie rumowiska i nie waha� si� d�u�ej. Ruszy� naprz�d, a dzikie zwierz� znaczy�o mu drog�. - Witaj w moim domu, Dumiitruuu! - Lepki g�os osiada� niczym mu� na jego umy�le. - Jeste� moim go�ciem, moim synem... przychodzisz z w�asnej, nieprzymuszonej woli. Dumitru Zirra bezprzytomnie wspi�� si� na pierwsze potrzaskane kamienie. Zagubiony, zdezorientowany, czu� si� obco w tym przyt�aczaj�cym miejscu. Ujrza� zamek, tego by� pewien. W dawnych czasach mieszka� tutaj bojar, jeden z Ferenczych - Janosz Ferenczy. To by�o bezsprzeczne, jako �e od wiek�w, od czasu Grigora Zirry, pierwszego kr�la Cygan�w, Zirrowie przysi�gali wierno�� baronowi Ferenczemu i nosili jego znak: nietoperza zrywaj�cego si� do lotu z rozpostartymi skrzyd�ami, na kt�rych rysowa�y si� trzy delikatne �ebra. Oczy nietoperza, czerwone, podobnie jak �ebra na skrzyd�ach, przechodzi�y w szkar�at, naczynie za�, z kt�rego startowa�, mia�o kszta�t nagrobnej urny. Tak i teraz m�ode, g��boko zapadni�te oczy ujrza�y podobny wz�r wy��obiony na potrzaskanej p�ycie wielkiego kamiennego nadpro�a. Wiedzia� wi�c dobrze, �e stoi na ziemi wielkich prastarych patron�w Zirr�w i ich wsp�ziomk�w. By� to ten sam znak, kt�ry do teraz zdobi� obydwie strony wozu cyga�skiego Vasile'a Zirry, przemy�lnie ukryty w zawi�ych ornamentach barwnych woz�w. Stary Vasile, ojciec Dumitru, nosi� miniatur� tego herbu na pier�cieniu, kt�ry przekazywano z ojca na syna od niepami�tnych czas�w. Nast�pnym jego posiadaczem by�by Dumitru, gdyby pewnego dnia nie us�ysza� wezwania... Pod��aj�cy nieco z przodu wilk zawarcza� g�ucho, ponaglaj�c Dumitru. Ten jednak przystan��, niepewny, po�r�d ogromnych kamiennych blok�w. Przedni skraj ruin wygl�da� tak, jakby zosta� wysadzony przez przepot�n� eksplozj� gdzie� w wn�trzno�ci tego miejsca poza kraw�d� gardzieli. Rumowisko kamiennych blok�w i od�amk�w gin�o w mroku. M�odzieniec pomy�la�, �e wielka cz�� wyl�dowa�a w gardzieli. - Wahasz si�, m�j synu. - Dobieg� go potworny wewn�trzny g�os, rozpe�zaj�cy i wymazuj�cy wszystkie pytania, domys�y, pragnienia. Ten g�os ca�kowicie przyt�oczy� go i przej�� nad nim wszelk� kontrol�, podczas ostatnich czterech czy pi�ciu tygodni, czyni�c go swym zombi. - Widz�, �e jest, jak podejrzewa�em, Dumiitruuu... masz siln� wol�. To dobrze! Bardzo dobrze! Si�a duszy jest si�� cia�a, si�a cia�a jest si�� krwi. Twoja krew jest mocna, synu, tak jak w ca�ej twojej rasie. Wielki wilk zn�w zawy� i Dumitru ruszy� dalej za nim. M�odo�� szepta�a mu, �e winien uciec z tego miejsca jak najszybciej. Lecz by� bezsilny wobec tego prastarego diabelskiego g�osu. Wydawa�o mu si�, �e kiedy� z�o�y� obietnic� i �adn� miar� nie m�g� jej z�ama�, lub te�, �e wype�nia� wol� jakiego� dawno nie�yj�cego, szacownego przodka, wol�, kt�rej nie wolno si� sprzeniewierza�. Teraz, prowadzony g�osem rozlegaj�cym si� w jego g�owie, pochyla� si� o pochy�e g�azy kultowe, to zn�w szed� na czworakach, rozrzucaj�c �wie�o opad�e li�cie, zdzieraj�ce wilgotne, szarawe porosty. Odnalaz� wreszcie w�sk� p�yt� z �elaznym ko�em, kt�r� uni�s� z �atwo�ci�. Fala smrodliwego powietrza wysz�a mu na spotkanie, nape�nia�a p�uca, przyprawi�a o jeszcze mocniejszy zawr�t g�owy. Skulony pochyli� si� nad czarn�, dymi�c� otch�ani� i... pogr��y� si� w koszmarnej czelu�ci. - Tutaj, tutaj, m�j synu... nisza w �cianie... pochodnie i zapa�ki owini�te w sk�r�... tak, za mojej m�odo�ci by�o tylko krzesiwo... zapal jedn� pochodni� i we� jeszcze dwie... na pewno b�dziesz ich potrzebowa�, Dumiitruuu... Schody wykute w tej kamiennej studni mia�y kszta�t spiralny. Dumitru schodzi� powoli, zmuszony do ekwilibrystycznych wyczyn�w tam, gdzie stopnie przegra�y walk� z czasem. Dotar� do ozdobnej pod�ogi pokrytej szcz�tkami sczernia�ej od ognia zaprawy murarskiej. Posuwa� si� w�r�d dalekich odg�os�w z wn�trza ziemi. W d�, ci�gle w d�, do z�owieszczych piekielnych katakumb. - Dobra robota, Dumiitruuu. - Mroczny g�os pochwali� go. G�os, kt�ry brzmia� przera�aj�co, a kt�rego w�a�ciciel radowa� si�. I raptem... Dumitru m�g�by zerwa� si� i wyzwoli�. Na u�amek sekundy znowu by� sob� - wiedzia�, �e stoi na progu piekie�. Lecz wtedy obca si�a �cisn�a jego m�zg niczym imad�o. Proces, kt�ry rozpocz�� si� pi�� tygodni temu, nieuchronnie zmierza� w kierunku swego logicznego rozwi�zania, si�a jego woli nik�a niczym p�omie� wytopionej �wiecy. - Rozejrzyj si�. Dumiitruuu. Patrz i ucz si�, jakie s� dokonania i tajemnice twojego mistrza, synu. Za plecami Dumitru, na kamiennych schodach, sta� wielki wilk o p�on�cych oczach. A przed nim... O takich rzeczach kr��y�y mi�dzy Cyganami legendy, ale ani Dumitru, ani nikt inny, kt�ry m�g�by ogl�da� t� scen�, nie potrzebowa� �adnej specjalnej wiedzy czy wyja�nienia poza w�asn� wyobra�ni� i instynktem. Trzymaj�c wysoko pochodni�, z szeroko otwartymi oczami i rozdziawion� buzi�, m�odzieniec post�powa� naprz�d po�r�d uporz�dkowanych pozosta�o�ci i relikt�w chaosu i szale�stwa. Nie by� to jednak ten sam, czysto fizyczny, rodzaj chaosu, co w wy�szych partiach budowli, gdy� te tajemnice krypty nieznacznie tylko ucierpia�y. Kataklizm dotkn�� powierzchni. Podziemia przetrwa�y nienaruszone, pokryte sieciami paj�czyn i od p� wieku nawarstwiaj�cym si� kurzem. Nie, ten zam�t mia� charakter mentalny: �wiadomo��, �e dokona� tego cz�owiek - czy te�, w manierze poda� i mit�w, �e dokona�y wszystkiego istoty podaj�ce si� za ludzi. Krypty wyr�nia�y si� prastarym kamieniarskim kunsztem. Na �cianach, pokrytych ��tymi �y�kami saletry, wilgo� nie zostawi�a �lad�w. Gdzieniegdzie zna� by�o wypi�trzenia okapnik�w. Cienkie laski stalaktyt�w zwisa�y z wysoko sklepionych sufit�w. Przy �cianach, gdzie pod�oga zosta�a mniej wydeptana, g�adkie, kopulaste stalagmity tworzy�y guzy i uwypuklenia na szorstkich p�ytach. Dumitru nie by� archeologiem, ale na podstawie prymitywnego szlifu kamieni i z�ego stanu zaprawy murarskiej nawet on m�g� oszacowa� wiek zamku, a w ka�dym razie jego tajemniczej cz�ci, na jakie� osiemset lat. Tak w ka�dym razie musia�o by� w wypadku owych sodowych osad�w, chyba �e roztw�r s�cz�cy si� z g�ry zosta� ponad miar� nasycony sol� krystaliczn�. Znajdowa�y si� tam liczne wrota, szerokie na p�tora metra i wysokie prawie na trzy, wszystkie zwie�czone masywnymi kamiennymi klinami, kt�re w kilku przypadkach, jak si� wydawa�o, osiad�y nieco pod niewyobra�alnym ci�arem. Sufity zawieszone pi�� metr�w nad posadzk�, sklepia�y si� w rodzaj gwiezdnego wzoru. W kilku miejscach wielkie bloki spad�y, bez w�tpienia na skutek wybuchu, kt�ry nawiedzi� to miejsce, pozostawiaj�c potrzaskane p�yty niczym gliniane tabliczki u�ywane w dawnych czasach przez uczni�w. Za wrotami uderzy�y ch�odem wielkie pokoje, a z nich prowadzi�y dalsze korytarze. Dumitru pogr��y� si� w labiryncie pradawnych pokoi, w kt�rych mieszkaniec tego mrocznego miejsca uprawia� swe tajemne sztuki. Co za� do natury tych sztuk... M�odzieniec dotychczas unika� domys��w i spekulacji. Ale d�u�ej nie by�o to ju� mo�liwe. �ciany pokryte freskami, kt�re cho� wyblak�e, opowiada�y ca�� histori�. Wiele komnat zawiera�o niezaprzeczalne dowody czego� nie tylko bardziej konkretnego, ale bardziej przera�aj�cego. Tak�e g�os w jego g�owie, okrutny i pe�en zachwytu, nie kontentowa� si� ju� jego ignorancj�. Przeciwnie, wyra�nie pragn��, aby Dumitru wszystkiego si� dowiedzia�, - Nekromancja, pomy�la�e�, Dumitru, kiedy p�omie� pochodni wypar� st�d mrok - deklamowa� g�os. - Powo�anie na powr�t do �ycia soli i popio�u, aby da� �wiadectwo. Historia �wiata, by tak rzec, wysnuta z kszta�tu ko�skiego pyska. Ujawnienie sekret�w pokrytych kurzem czasu, a mo�e nawet przepowiadanie mglistej, odleg�ej przysz�o�ci. Tak, jasnowidzenie za pomoc� zmar�ych!... Oto, co pomy�la�e�. No - po kr�tkiej pauzie g�os jakby wzruszy� ramionami - i jak dot�d mia�e� racj�. Ale nie przeszed�e� dostatecznie daleko. Nie chcia�e� patrz