3347
Szczegóły |
Tytuł |
3347 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3347 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3347 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3347 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BRIAN LUMLEY
NEKROSKOP III
�R�D�O
(PRZE�O�Y�A: EL�BIETA BIA�ONOGA)
SCAN-DAL
ROZDZIA� PIERWSZY
SIMONOW
Punkt obserwacyjny znajdowa� si� na wschodnim grzbiecie Prze��czy Perchorsk w �rodkowej cz�ci Uralu. M�czyzna obserwowa� przez lornetk� zakrzywion�, srebrzystoszar� powierzchni� rozci�gaj�c� si� w dole w�wozu. Przy �wietle ksi�yca �atwo mo�na by�o pomyli� j� z lodem, ale Simonow wiedzia�, �e nie jest to ani lodowiec, ani zamarzni�ta rzeka. P�aszczyzn� pokrywa�a warstwa metalu. Na ca�ej d�ugo�ci, w miejscu, gdzie jej �agodnie wygi�te brzegi styka�y si� za skalistymi �cianami, mia�a ona "zaledwie" sze�� cali grubo�ci. Jednak�e w centrum, grubo�� tafli dochodzi�a do dwudziestu czterech cali. Tak� przynajmniej zarejestrowa�y czujniki ameryka�skiego satelity szpiegowskiego. W ka�dym razie by� to najwi�kszy zbudowany przez cz�owieka zbiornik o�owiu na �wiecie.
"Wygl�da to jak ogromna, zakopana w ziemi butla z szyjk� zalan� o�owiem" - pomy�la� Simonow. "Tak, zupe�nie jak zaczarowana butla - i na dodatek korek zosta� ju� wyci�gni�ty, a Wielki D�in ulecia�". Simonow przyby� tu, �eby wyja�ni� tajemnic� tej bardzo podejrzanej ucieczki. Westchn�� cicho i odp�dzi� fantastyczne wizje, wytwory swej bujnej wyobra�ni. Nat�y� wzrok i ca�� uwag� skoncentrowa� na tym, co dzia�o si� na dole.
Dnem w�wozu p�yn�� kiedy� strumie�, kt�ry w czasie gro�nych, sezonowych powodzi zamienia� si� w prawdziw� rzek�. Zbudowano na nim tam� i teraz w jego g�rnym biegu znajdowa� si� wype�niony po brzegi sztuczny zbiornik. Powierzchni� zbiornika stanowi�a o�owiana p�yta. Woda p�yn�a kana�ami pod skorup� o�owiu i pojawia�a si� w czterech wielkich otworach w ni�szej �cianie zapory. Spada�a do innego basenu, znajduj�cego si� poni�ej, i dalej z ogromn� si�� kierowa�a si� swym starym korytem.
Pod o�owianym polem spoczywa�y cztery wielkie turbiny, omywane przez ciekn�c� z jeziora wod�. Nie wykorzystywano ich ju� od dw�ch lat, to znaczy od czasu, kiedy Rosjanie testowali przy ich pomocy swa now� bro�. By�a to pierwsza i jak dot�d ostatnia pr�ba tego rodzaju.
Pomimo wszelkich technologicznych dzia�a� podj�tych przez ZSRR dla zakamuflowania tego przedsi�wzi�cia obiekt zosta� dostrze�ony przez ameryka�skie satelity. Nigdy nie opublikowano, co naprawd� zarejestrowa�y, musia�o to jednak by� na tyle wa�ne, �e zdecydowano si� wprowadzi� w �ycie ameryka�sk� SDI, czyli koncepcj� "gwiezdnych wojen". W bardzo w�skich, �ci�le tajnych kr�gach obrony Zachodu toczono pe�ne niepokoju dyskusje o miotaczach cz�stek elementarnych, laserach nuklearnych i plazmowych, a nawet o czym�, co nazywano "Magma Motor", i co teoretycznie mog�o wykorzystywa� energi� ma�ej czarnej dziury, kt�ra zdaniem grupy naukowc�w znajdowa�a si� w j�drze kuli ziemskiej.
Wszystkie te rozwa�ania nie wychodzi�y jednak poza sfer� domys��w.
Z samej Rosji nie wydosta�y si� �adne przecieki informacyjne dotycz�ce tej sprawy. Z pewno�ci� nawet Centrum Bada� Kosmicznych Bajkonur w czasach programu sputnika nie znajdowa�o si� pod tak �cis�� ochron�, jak� od kilku miesi�cy obj�ty by� Ural w rejonie Perchorska.
Simonow starannie przetar� szk�a lornetki, a kiedy chmury rozsun�y si� i ksi�ycowe �wiat�o rozproszy�o ciemno�ci, jeszcze mocniej przywar� do zmarzni�tej ziemi. Nawet w lecie by�o w tym rejonie zimno, a od pocz�tku jesieni do p�nej wiosny panowa�o lodowate piek�o. Teraz by�a p�na jesie�. Simonow mia� nadziej�, �e mo�e uda si� unikn�� mro�nych, zimowych m�czarni, cho� wiedzia�, �e b�dzie potrzebowa� du�o szcz�cia. Nawet cholernie du�o.
Metaliczna skorupa zal�ni�a srebrzystym blaskiem. Specjalne soczewki lornetki automatycznie dostosowa�y si� do odbioru zmienionego obrazu. Simonow skierowa� szk�a na g��wn� prze��cz, a w�a�ciwie tam, gdzie znajdowa�a si�, zanim pi�� lat temu zacz�to realizowa� Projekt Perchorsk. Tutaj, na wschodnim grzbiecie wzg�rz, cz�� zbocza osun�a si� na skutek niszcz�cej si�y przep�ywaj�cej t�dy rzeki Soswy. Po stronie zachodniej za� cz�� ska� wysadzono.
W latach czterdziestych, przed powstaniem Projektu, z prze��czy korzystali g��wnie drwale i ch�opi. Przewo�ono ni� te� sprz�t rolniczy i wszelkiego rodzaju towary z dalekiej Syberii. Od tamtych czas�w w�ska droga, kt�r� odbywa� si� ca�y ten transport, nie zmieni�a si�. Wraz z powstaniem na wschodzie linii kolejowej z Zapadno do Serinskaja i rozbudow� kolei na trasie Workuta - Uchla na p�nocy wysoko po�o�one przej�cie straci�o swe znaczenie komunikacyjne. Korzystali z niego jedynie okoliczni mieszka�cy, a tak�e wszyscy, kt�rzy odgrywali jak�� rol� w tym wielkim zamierzeniu. Ci pierwsi zostali tam po prostu przesiedleni.
Wszystko to wydarzy�o si� cztery i p�l roku temu. Potem w niewiarygodnym tempie przeobra�ono sam� prze��cz. Poszerzono j� i rozbudowano oraz zaopatrzono w dwupasmowy system dr�g (z najlepszego �elbetu). Oczywi�cie, nie by�a to publiczna trasa szybkiego ruchu, kt�ra ��czy�aby okoliczne, bardzo rozproszone osiedla. W rzeczywisto�ci przejazd t� tras� na drug� stron� wzg�rz by� surowo wzbroniony.
Realizacja Projektu Perchorsk zaj�a w sumie trzy lata. W tym czasie radziecka s�u�ba bezpiecze�stwa pozwala�a na przeciek informacji o "remoncie i rozbudowie jednego z wa�niejszych przej�� przez Ural". Taka by�a bowiem oficjalna wersja dotycz�ca prowadzonych tam przygotowa�. Jej rozg�aszanie mia�o utrudnia� Stanom Zjednoczonym w�a�ciwe odczytanie zdj�� satelitarnych. Na poparcie informacji o niewinnym przeznaczeniu Projektu Perchorsk poprowadzono nawet przez prze��cz dwa ruroci�gi, ropy i gazu ziemnego, mi�dzy miastem Uchla, a polem wydobywczym Ob.
Nie wszystko jednak da�o si� utajni�. Rosjanie nie byli w stanie ukry� konstrukcji zap�r, ruchu ci�kiego sprz�tu i ogromnej masy o�owiu, przykrywaj�cej doskona�e �r�d�o mocy, jakim by� p�yn�cy dnem w�wozu potok. Ponadto, i by� mo�e by�o to najwa�niejsze, sta� si� widoczny wzrastaj�cy ruch wojsk w tym rejonie, co nadawa�o ca�ej sprawie charakteru militarnego. Prowadzono przy tym wszystkim zbyt du�o prac ziemnych, wydobywano tysi�ce ton ska�, eksplodowano �adunki o ogromnej sile. Wywo�ono gruz ca�ymi kolumnami wywrotek lub zrzucano po prostu ze stromych urwisk w przepa�ci. Po�o�ono te� wielkie ilo�ci instalacji zwi�zanych ze skomplikowanymi urz�dzeniami elektronicznymi.
Wi�kszo�� z tych poczyna� dostrze�ono z kosmosu, co wywo�a�o wprost niezno�n� irytacj� w szeregach zachodniego wywiadu i s�u�b bezpiecze�stwa. I tym razem, tak jak zwykle. Sowieci ze wszystkich si� utrudniali konkurencji �ycie. Prace prowadzono w w�wozie o bardzo stromych zboczach i na g��boko�ci dziewi�ciuset metr�w, co oznacza�o, �e dla uzyskania w miar� dok�adnych informacji satelita musia� by� umiejscowiony niemal pionowo ponad miejscem akcji.
Na Zachodzie spekulacje na ten temat nie ustawa�y. Przedstawiono wiele alternatywnych rozwi�za� tej zagadki. S�dzono, �e mo�e Rosjanie pr�bowali ukry� przed nimi now� inwestycj� wydobywcz�. Mogli przecie� odkry� na Uralu nowe z�o�a wysokogatunkowej rudy uranu.
Wed�ug innej teorii. Sowieci konstruowali we wn�trzu masywu g�rskiego jakie� eksperymentalne urz�dzenie atomowe. Mo�liwe te� by�o, �e przygotowywali si� do przetestowania czego� ju� gotowego, a ca�kowicie nowego i zupe�nie r�ni�cego si� od pozosta�ych osi�gni�� w danej dziedzinie. Kiedy dwa lata temu test zosta� przeprowadzony, okaza�o si�, �e autorzy i zwolennicy ostatniej z tych teorii mieli racj�.
Po raz kolejny Michai� Simonow zosta� przywo�any do rzeczywisto�ci. Tym razem wyrwa� go z rozmy�la� odleg�y warkot silnik�w. Ksi�yc skry� si� w�a�nie za chmurami i strumienie przednich �wiate� ci�ar�wek ostro przeci�y panuj�ce ciemno�ci. Auta pojawi�y si� w ostrym k�cie zachodniego siod�a w�wozu, rysuj�cego si� na tle nieba. Wielkie, kanciaste wozy znajdowa�y si� jakie� pi��set st�p poni�ej stanowiska Simonowa, w poziomie za� - w odleg�o�ci oko�o mili. Simonow jeszcze bardziej wcisn�� si� mi�dzy okr�glaki, z kt�rych zbudowa� swoje prymitywne legowisko. Reakcja ta by�a �ci�le kontrolowana, cho� automatyczna. Nie mia�a nic wsp�lnego z panik�. Pieni�dze przeznaczone na jego przeszkolenie z pewno�ci� nie posz�y na mam�. Konw�j przejecha� prze��cz i skierowa� si� w d� po stromym zboczu odcinaj�cym si� od czo�a w�wozu. Na tle surowych ska�, o�wietlona silnymi lampami, wypolerowana droga ol�niewa�a, oszo�amia�a swoim blaskiem.
Simonow ws�uchiwa� si� w �agodne mruczenie silnik�w. Przygl�da� si� przy tym uwa�nie dobrze zorganizowanej, sprawnie przebiegaj�cej ceremonii przyj�cia konwoju.
Si�gn�� do kieszeni i wyj�� z niej mini aparat fotograficzny. Przymocowa� go do dolnej cz�ci obudowy lornetki. Nast�pnie wcisn�� guzik aparatu i zn�w m�g� zaj�� si� wy��cznie obserwacj�. Wszystko, co widzia�, by�o teraz automatycznie rejestrowane na kliszy. W ci�gu czterech i p�l minuty - czterdzie�ci pi�� malutkich, doskonale czytelnych obrazk�w, co sze�� sekund klatka. Nie spodziewa� si� ujrze� w tym czasie czego�, co mia�oby jakie� szczeg�lne znaczenie. Zna� ju� zawarto�� ci�ar�wek i zdj�cia mia�y tylko udowodni� innym, tam, na Zachodzie, �e prze��cz stanowi�a rzeczywi�cie punkt docelowy, miejsce przeznaczenia, do kt�rego dociera�y d�ugie procesje ogromnych pojazd�w. Konw�j tworzy�y cztery ci�ar�wki: jedna - zawieraj�ca wszystko, co potrzebne do zmontowania zelektryfikowanego ogrodzenia na dziesi�� st�p wysoko�ci, dwie - wioz�ce cz�ci do trzech bli�niaczych przeciwpancernych dzia� Katuszewa, o �rednicy 230mm, czwarta i ostatnia - z �adunkiem baterii pr�dnic nap�dzanych silnikami wysokopr�nymi.
Nie �adunek konwoju stanowi! wi�c zagadk�, na kt�r� szuka� tutaj odpowiedzi. Zastanawia� si�, dlaczego Rosjanie zamierzali utrzyma� Projekt Perchorsk w tajemnicy, i przed kim jej strzegli. Przed kim albo... przed czym?
Aparat wy��czy� si� z lekkim, ledwo s�yszalnym trzaskiem. Agent obawia� si�, �e ze wzgl�du na poziom napromieniowania nie b�dzie m�g� tu pozosta� d�u�ej ni� przez nast�pne dziesi��, najwy�ej pi�tna�cie minut. My�lami b��dzi� jednak gdzie indziej - by� w Londynie. Przypomnia� mu si� obraz, kt�ry jacy� Amerykanie pokazywali mu rok i dziesi�� miesi�cy temu. Zobaczy� w�wczas prawdziwy, cho� kr�tki film. Simonow odpr�y� si�. Wiedzia�, �e to, czego od niego oczekiwano, robi� na tyle dobrze, i� m�g� sobie pozwoli� na ma�y psychiczny odpoczynek. A poza tym, cz�sto zupe�nie bezwiednie wraca� my�lami do tamtej projekcji. Film przedstawia� co�, co wydarzy�o si� siedem tygodni po tak zwanym "incydencie perchorskim" (lub kr�tko - IP)
Dla wielu by�o to piekieln� pigu�k� do prze�kni�cia. Ca�a historia przedstawia�a si� nast�puj�co.
Wszystko zacz�o si� wczesnym rankiem pewnego s�onecznego dnia w po�owie pa�dziernika. Wydarzenia we wschodniej cz�ci USA, wzd�u� dawnej kanadyjskiej linii obrony, nast�powa�y jedno po drugim, jak w kalejdoskopie.
Najpierw para satelit�w szpiegowskich skierowanych na obszar Morza Barentsa i Morza Karskiego, a tak�e inne, z rejonu Archangielska (od Uralu do �garki), nada�y raporty o zarejestrowaniu niezidentyfikowanego obiektu lataj�cego. Informacje te zosta�y przes�ane ponad biegunem p�nocnym i odebrane w Kanadzie oraz w ameryka�skich bazach lotniczych w Maine i New Hampshire. Poinformowano Waszyngton. Bazy zdalnie sterowanych pocisk�w na Grenlandii i Foxe Peninsula na Wyspie Baffma postawiono w stan podwy�szonej gotowo�ci.
Zacz�li zg�asza� si� inni odbiorcy tych samych sygna��w. Wielka Brytania okaza�a umiarkowane zainteresowanie i poprosi�a o nadsy�anie danych na bie��co. Dania zareagowa�a nerwowo (ze wzgl�du na Grenlandi�). Irlandia zignorowa�a ca�e wydarzenie, Francja za� nie potwierdzi�a przyj�cia jakichkolwiek komunikat�w na jego temat.
Teraz sprawa zacz�a nabiera� wi�kszego tempa. Kamery satelit�w zgubi�y "intruza". Mianem tym okre�lano wszelkie obiekty powietrzne na linii wsch�d - zach�d w poprzek Morza Arktycznego, kt�rych przelot nie zosta� uprzednio zasygnalizowany.
W tym samym czasie jego obserwacj� zaj�a si� obrona przeciwlotnicza. Obiekt przecina� w�a�nie pomocne ko�o podbiegunowe i nieco chwiejnym kursem pod��a� w kierunku Wyspy �wi�tej El�biety. Co wi�cej, Rosjanie wys�ali dwa przechwytuj�ce samoloty my�liwskie typu MIG, kt�re wystartowa�y z bazy wojsk lotniczych w Kirowsku na po�udnie od Murma�ska.
Norwegia i Szwecja podziela�y nerwowo�� Du�czyk�w. Amerykanie przejawiali czujne zainteresowanie, lecz nie by� to jeszcze niepok�j. Obserwowany obiekt porusza� si� zbyt wolno, �eby m�g� stanowi� prawdziwe zagro�enie. Ze swej strony zlecili �ledzenie jego ruch�w samolotowi wczesnego ostrzegania AWACS, zdj�temu w tym celu z rutynowego kursu. Ponadto dwa my�liwce opu�ci�y pas startowy pod Fort Fairfieid ko�o Maine.
Min�y cztery godziny, odk�d po raz pierwszy dostrze�ono... UFO nad Now� Ziemi�. Obiekt pokona� ju� dystans ponad dziewi�ciuset mil. Min�� od zachodniej strony Wysp� Franciszka J�zefa i zmierza�, jak si� zdawa�o, prosto w kierunku Wyspy Ellesmere'a. Radzieckie migi zr�wna�y si� z nim, jednak�e samo odnotowanie tego faktu nie oddaje powsta�ej sytuacji. Samoloty znalaz�y si� co prawda w tym samym punkcie geograficznym, ale osi�gn�wszy sw�j maksymalny pu�ap, lecia�y dwie mile poni�ej UFO. Nie trzeba dodawa�, �e w takim po�o�eniu migi i UFO dok�adnie si� "widzia�y".
Nie jest wiadome, co si� potem naprawd� wydarzy�o, bo baza w Kirowsku zarz�dzi�a cisz� radiow�, ale na podstawie p�niejszych fakt�w mo�na pokusi� si� o wielce prawdopodobn� relacj� z potyczki.
Obiekt obni�a pu�ap lotu, zmniejsza sw� pr�dko�� i atakuje. Migi otwieraj� ogie� w jego kierunku, ale w par� sekund p�niej pozostaje po nich jedynie chmura konfetti. Ich szcz�tki gin� w �niegu. Zaj�cie ma miejsce w odleg�o�ci sze�ciuset mil od bieguna p�nocnego, bardzo blisko Wyspy Ellesmere'a... Teraz "intruz" naprawd� staje si� "nieproszonym go�ciem". Jego pr�dko�� wzrasta do oko�o trzystu pi��dziesi�ciu mil na godzin�, a kurs jest prosty jak strza�a. Za�oga samolotu z AWACS melduje, �e utraci�a my�liwce z pola widzenia. Pr�ba nawi�zania kontaktu z Moskw� przez "gor�c� lini�" nie wychodzi poza typowe uniki sowieckiej strony: "Jakie migi? Jaki intruz?" Stany Zjednoczone zdradzaj� rozdra�nienie: 'Ten statek wyszed� z waszej przestrzeni i wszed� na nasze terytorium powietrzne. Nie ma do tego �adnego prawa. Je�li utrzyma sw�j kurs, zostanie przechwycony i zmuszony do l�dowania. W przypadku, gdy nie podda si� temu poleceniu lub zareaguje na nie w spos�b gwa�towny, istnieje prawdopodobie�stwo, �e zajdzie konieczno�� jego zestrzelenia."
I nieoczekiwanie: "Zgoda! Cokolwiek widzicie na waszych ekranach - nie mamy z tym nic wsp�lnego. Zrobicie to, co uwa�acie za stosowne!"
Nadchodz� du�o bardziej szczeg�owe meldunki z norweskiej stacji nas�uchowej Hammerfest. Wed�ug niej obiekt pochodzi z rejonu Uralu niedaleko Labytnangi, mniej wi�cej na kole podbiegunowym p�nocnym. B��d tego wskazania ocenia si� na sto mil w jedna lub druga stron�. Gdyby poszerzy� skal� tolerancji do trzystu mil uzyska�oby si� lokalizacj� bardziej trafn�. Prze��cz Perchorsk le�a�a w�a�nie w takiej odleg�o�ci od punktu, kt�ry uznano za wyj�ciowy. Co gorsza, w kierunku przeciwnym do Labytnangi mie�ci�a si� w tym zasi�gu Workuta, a w niej najbardziej wysuni�te na p�noc radzieckie stanowisko zdalnie sterowanych pocisk�w.
Amerykanie, wychodz�c ze stanu niegro�nej irytacji, osi�gaj� stadium prawdziwej w�ciek�o�ci. Zastanawiaj� si�, co zamierzaj� Czerwoni. Czy wypu�cili jaki� eksperymentalny, zdalnie sterowany pocisk i utracili nad nim kontrol�? A je�li tak, to czy zaopatrzyli go w g�owic� bojow�?
Stan gotowo�ci zostaje podwy�szony o dwa stopnie. Przy u�yciu "gor�cej linii" Moskwa zostaje wzi�ta w krzy�owy ogie� pyta�. Sowieci, aczkolwiek nerwowo, ca�y czas zaprzeczaj�, jakoby wiedzieli co� wi�cej na temat "intruza".
Ci�gle nap�ywaj� coraz bardziej konkretne dane. Obiekt znajduje si� teraz w polu widzenia radar�w naziemnych, satelity i systemu AWACS. Z przekaz�w satelitarnych wynika, �e mo�e to by� g�sta chmura ptak�w. Tylko jakie ptaki lataj� z pr�dko�ci� trzystu mil na godzin� i na wysoko�ci pi�ciu mil?
Oczywi�cie, kolizja z ptakami mog�a wyeliminowa� migi, ale... Najbardziej doskona�e radary ze stanowisk usytuowanych na linii obrony pokazuj�, �e jest to samolot albo... platforma kosmiczna, kt�ra wypad�a z orbity.
Kolejn� zagadk� okazuje si� wykrycie nieprawdopodobnie niskiej zawarto�ci metalu w obiekcie. Prawd� m�wi�c, nie znaleziono go tam wcale. �aden wywiad nie trafi� nigdzie na �lad statku powietrznego (nie m�wi�c ju� o stacji kosmicznej) o d�ugo�ci ponad dwustu st�p, wykonanego z brezentu. AWACS melduje, �e obiekt porusza si� skokowo, gwa�townymi szarpni�ciami do przodu, jak jaka� olbrzymia, podniebna o�miornica.
Mija oko�o godziny, odk�d ameryka�skie my�liwce przechwytuj�ce wzbi�y si� w powietrze. Lec�c z pr�dko�ci� blisko dw�ch mach�w, przecinaj � Zatok� Hudsona po linii ��cz�cej Wyspy Belchier i punkt le��cy oko�o dwustu mil na p�noc od Churchill. Bez trudu prze�cigaj� samolot z AWACS i pozostawiaj� o kilka minut lotu za sob�. Po drodze dowiaduj� si�, �e cel znajduje si� w prostej linii przed nimi i �e obni�y� pozycj� do wysoko�ci dziewi�ciu tysi�cy st�p.
I teraz one, dok�adnie tak jak przedtem migi, bior� "intruza" na celowniki.
Na tym ko�czy�a si� narracja - scenariusz, kt�ry CIA przedstawi�o Simonowi przed projekcj� filmu zarejestrowanego przez system AWACS. W chwili, kiedy pada�y ostatnie s�owa oficera, puszczono w ruch projektor. Ca�y film by� bardzo dramatyczny. Tak przy tym przekonywaj�cy, �e...
"Bior� intruza na celowniki" - my�la� teraz Simonow. Wspomnienie tych s��w wywo�a�o tak gorzki smak w jego ustach, �e omal nie splun��. To by�a w�a�nie nazwa gry, w kt�rej sam w. tej chwili uczestniczy�. W wywiadzie, s�u�bach bezpiecze�stwa, szpiegostwie, znane by�o jej koronne has�o: "Bierz intruza, na celownik". Wszystkie strony gra�y w ni� wy�mienicie, cho� niekt�re odrobin� lepiej od pozosta�ych. Tutaj i teraz - on, Michai� Simonow, by� intruzem. Jak na razie gra� z powodzeniem - nie zosta� jeszcze zlokalizowany.
Nagle, kiedy ponownie skoncentrowa� si� wy��cznie na tym, co dzia�o si� w w�wozie, wyczu� raczej, ni� us�ysza� co� obcego w swoim otoczeniu. Za jego plecami, a jednocze�nie poni�ej zajmowanego stanowiska rozleg� si� lekki stuk potr�conego kamyka. Po chwili przeszed� w cichy �oskot, jakby jeden tocz�cy si� od�amek poci�gn�� za sob� mniejsze, osuwaj�c si� po zboczu g�ry.
Ostatnim etapem wspinaczki Simonowa by�a stroma, tarasowo wyrze�biona gra� skalna, po kt�rej musia� si� prawie czo�ga�, i kt�ra usiana by�a lu�nymi od�amkami, pokryta kamiennym rumowiskiem. S�dzi�, �e pozostawi� za sob� jaki� kamyk balansuj�cy na ostrej kraw�dzi i silniejszy podmuch wiatru str�ci� go teraz w d�. Agent przekonywa� sam siebie, �e tylko to mog�o stanowi� �r�d�o ha�asu, ale...
Prze�ladowa�o go ostatnio dziwne uczucie. Jakie� podejrzenia, �e kto� lub co� zaczyna zagra�a� jego bezpiecze�stwu. Przypuszcza� przy tym, �e ka�dy szpieg musi po prostu nauczy� si� �y� z takimi obawami. Przeczucia te musia�y bra� si� z tego, �e jak do tej pory wszystko sz�o zbyt dobrze i mimowolnie zacz�� wmawia� sobie, �e gdzie� kryje si� podst�p.
Nie ogl�daj�c si� i nie zmieniaj�c pozycji, Simonow rozsun�� zamek kurtki i wyci�gn�� maty, gro�nie wygl�daj�cy automat z t�umikiem. Sprawdzi� magazynek i prze�adowa� bro�. Wszystko to robi� z wyuczon� swobod� tylko jedn� r�k�. Nie przestawa� przy tym fotografowa� ci�ar�wek w dole w�wozu.
Automatyczny aparat wy��czy� si� po raz kolejny. Agent wymontowa� go z lornetki i schowa�. Ostro�nie uni�s� bro�, lekko obr�ci� twarz i pod�wign�� si� na kolana. Spojrza� przez okienko utworzone z ustawionych pod�u�nych kamieni. Niczego jednak nie dostrzeg�, bowiem za nim opada�y strome urwiska z licznymi wyst�pami, pokryte osuwaj�cym si�, pob�yskuj�cym �niegiem. Do�em, ukryta w mroku, bieg�a droga. Jeszcze ni�ej r�s� las. Zbocza opada�y tam ju� du�o �agodniej. W �wietle gwiazd i wygl�daj�cego od czasu do czasu spoza chmur ksi�yca wszystko by�o nieruchome i czarno - bia�e. Tylko lekkie podmuchy wiatru wzbija�y z kamieni i skalnych wyst�p�w ma�e ob�oki �nie�nego py�u.
Simonow ca�y czas odnosi� wra�enie, �e nie jest sam. Wra�enie to narasta�o w nim stopniowo za ka�dym razem, kiedy odwiedza� t� tajemnicz� prze��cz. To miejsce by�oby wed�ug niego idealnym siedliskiem czy schronieniem dla stwor�w nie z tego �wiata...
Powr�ci� do poprzedniej pozycji i podni�s� lornetk� do oczu. W dole w�wozu, gdzie stroma droga bieg�a r�wnolegle do starej �cie�ki, u st�p wznosz�cych si� wysoko bli�niaczych �cian tamy, zaja�nia�a smuga �wiat�a - zacz�to w�a�nie rozsuwa� olbrzymie o�owiane wrota, wiod�ce do ukrytej w urwisku pieczary. Ostatnia ci�ar�wka skr�ci�a z drogi na lewo i wjecha�a na du�� platform�. Kilku m�czyzn w ��tych kombinezonach kierowa�o ruchem samochod�w. Wprowadzili je do wn�trza groty, poza zasi�g wzroku agenta, a potem sami za nimi pod��yli. Inna grupa po�pieszy�a na drog� i pozbiera�a naprowadzaj�ce znaki odblaskowe. Zanim wr�ci�a, olbrzymie drzwi ju� zosta�y zatrza�ni�te. Pozostawiono jednak otwart� niewielk� bramk� i przez chwil� wn�trze groty roz�wietla�o ciemno�� prostok�tem �wiat�a. Po chwili wy��czono r�wnie� wielkie reflektory, rozja�niaj�ce prze��cz w czasie przyjmowania konwoju.
W g�rskim jarze zapanowa�a prawie idealna ciemno��. Jedynie gwiazdy odbija�y si� w strumieniach wody i wielkim o�owianym jeziorze.
Z pocz�tku wywiadowi chodzi�o w�a�nie o ten o��w, tam, na dole. I to promieniowanie, troch� wi�ksze ni� dopuszczalna radioaktywno��. Agent przypomnia� sobie sfilmowana przez AWACS "rzecz", kt�ra stoczy�a bitw� z ameryka�skimi my�liwcami. Nie m�g� opanowa� przeszywaj�cych jego cia�o dreszczy.
Po chwili Simonow schowa� lornetk� do sk�rzanego futera�u i wsun�� pod kurtk�. Jeszcze przez moment le�a� nieruchomo i patrzy� w ledwo widoczn� przepa��. Wyobra�nia natr�tnie podsuwa�a mu obrazy wydarze� utrwalonych na ta�mie filmowej. W pokazie uczestniczy� prawie dwa lata temu w Londynie. Koszmarne obrazy, kt�re w�wczas ujrza�, dr�czy�y go do tej pory. Cz�sto pojawia�y si� w jego snach. Zastanawia� si�, czy to mo�liwe, �e ta... "rzecz", cokolwiek to by�o, pochodzi�o w�a�nie z tego miejsca. Monstrualny mutant. Gigantyczny, odra�aj�cy, wojowniczy klon, wytw�r niewiarygodnego eksperymentu genetycznego. Bro� biologiczna, wychodz�ca daleko poza dotychczasowe do�wiadczenia i osi�gni�cia w tej dziedzinie. By� tu po to, �eby znale�� odpowied� na te pytania. W najgorszym za� wypadku mia� za zadanie ostatecznie udowodni�, �e "obiekt" zrodzi� si�, czy te� zosta� wyprodukowany w�a�nie tutaj. To rozlewaj�ce si�, pulsuj�ce, wij�ce...
�nieg cicho zachrz�ci� pod czyimi� stopami. Simonow poderwa� si�. Ponad nisk� stert� kamieni ujrza� blask oczu. Rzuci� si� w lewo i zanurkowa� w �nieg. Za skalnym od�amem ukrywa� si� m�czyzna ubrany w zlewaj�cy si� z barw� �niegu bia�y, maskuj�cy kombinezon. Simonow wycelowa� i wypali�. Pierwsza kula ugodzi�a nieznajomego w rami� i podrzuci�a do g�ry. Druga utkwi�a w klatce piersiowej, odrzucaj�c ca�e cia�o w ty�. G�uche strza�y wyt�umionej broni rozleg�y si� nad urwiskiem. Nie zd��y� jednak nawet odetchn�� po tym, co si� sta�o, kiedy...
Z lewej strony us�ysza� g�o�ne, chrapliwe sapni�cie i metal zal�ni� srebrem w powodzi ksi�ycowego blasku. W odleg�o�ci osiemnastu st�p od niego bia�a posta� poruszy�a si� gwa�townie.
- Ty draniu! - wycharcza� po rosyjsku jaki� g�os.
W tej samej chwili czyja� �elazna d�o� chwyci�a Simonowa za w�osy. Jednocze�nie alpinistyczny czekan zatoczy� luk i jego kolec uderzy� w przegub uzbrojonej r�ki agenta, niemal przygwa�d�aj�c ja do skalnego pod�o�a.
Agent zobaczy� nad sob� ciemn� twarz, rz�d bia�ych, wyszczerzonych z�b�w w�r�d bujnej brody i futrzany ko�nierz. Zebra� wszystkie si�y i wyprowadzi� w tamtym kierunku cios zgi�tym �okciem. Rozleg� si� chrz�st �amanych ko�ci i z�b�w, a z ust Rosjanina wydosta� si� kr�tki, bolesny krzyk. Nie zwolni� jednak uchwytu i po raz drugi zamachn�� si� czekanem. Simonow pr�bowa� unie�� sw�j automat. Rosjanin przetoczy� si� przez niego i pochlapa� go krwi�. Z�apa� agenta za gard�o i zamierza� po raz trzeci zaatakowa� czekanem.
- Karl! - powstrzyma� go jaki� glos, dobiegaj�cy zza innej sterty otoczak�w. - Chcemy go mie� �ywego!
- Na ile �ywego? - sykn�� Karl i splun�� krwi�. Odrzuci� bro�, ale nie zrezygnowa� z odwetu. Wyprowadzi� pi�ci� cios prosto w czo�o szpiega, niemal je mia�d��c. Z mroku nocy wysun�a si� posta� trzeciego z Rosjan i przykl�k�a przy nieprzytomnym Simonowie. M�czyzna zbada� jego puls.
- Wszystko w porz�dku, Karl? Je�li tak, zobacz, co z Borysem. Boj� si�, �e ten facet wpakowa� w niego kilka kul!
- Boisz si�? Ja by�em bli�ej i mog� ci� zapewni�, �e to zrobi�! -warkn�� Karl. Delikatnie dotkn�� swojej twarzy dr��cymi palcami. Podszed� do miejsca, gdzie le�a�o rozci�gni�te cia�o Borysa.
- Nie �yje? - cicho zapyta� m�czyzna.
- Jak befsztyk na talerzu - wychrypia� Karl. - Jest tak martwy, jak powinien by� ten tutaj. - Oskar�aj�cym gestem wskaza� Simonowa. - Zabi� Borysa i zmasakrowa� mi twarz. Powiniene� pozwoli� mi skr�ci� mu kark.
- Prawic to zrobi�e�, Karl - stwierdzi� drugi Rosjanin z pewnym niezadowoleniem. Potem podni�s� si� z kolan. By� tu dow�dc�. Wysoki, szczup�y m�czyzna - smuk�ej budowy cia�a nie kry�a nawet obszerna kurtka. Mia� blad� cer�, w�skie usta i sardoniczny wyraz twarzy. Jego g��bokie oczy b�yszcza�y jak dwa ciemne klejnoty. Nazywa� si� Czyngiz Khuw posiada� stopie� majora, ale w jego specjalnym wydziale KGB unikano noszenia mundur�w i ujawniania tytu��w i stopni wojskowych. Anomimowo�� zwi�ksza w ich fachu skuteczno�� dzia�ania i gwarantuje d�u�sze �ycie.
- On jest przecie� naszym wrogiem, tak czy nie?
- Och tak, Karl. Ale jest tylko jednym z wielu naszych wrog�w. Wiem, �e zas�u�y� na to, �eby� go porz�dnie �cisn�� za gard�o i kto wie, mo�e b�dziesz mia� jeszcze okazj� odegra� si�. Najpierw jednak musz� wycisn��, co si� da, z jego g�owy - odrzek� Khuw.
- Potrzebuj� pomocy lekarskiej. - Karl delikatnie przycisn�� �nieg do swej rozbitej twarzy.
- Tak jak i on.- Khuw wskaza� Simonowa.
- I tak jak biedny Borys.
Po chwili skierowa� si� do swej skalnej kryj�wki po przeno�ne radio. Wyci�gn�� anten� i zacz�� m�wi� do mikrofonu.
- Zero, tu Khuw! Sprowad�cie tu natychmiast helikopter sanitarny. Jeste�my kilometr od Projektu, id�c w g�r� rzeki, na szczycie wschodniej grani. Zobaczycie �wiat�o mojej latarki... Odbi�r.
- Zero, zrozumia�em towarzyszu, wy��czam si�. - Odpowied� by�a b�yskawiczna, cho� g�os cichy i zag�uszany radiowymi trzaskami.
Khuw wydoby� du��, ci�k� latark�. W��czy� j�, postawi� na ziemi, kieruj�c �wiat�o do g�ry i unieruchomi�, obsypuj�c u podstawy ubitym �niegiem. Potem rozpi�� kurtk� Simonowa i zacz�� przetrz�sa� jego kieszenie. Nie znalaz� nic szczeg�lnego: zapasowe magazynki do automatu, rosyjskie papierosy, lekko pogi�ta fotografia szczup�ej dziewczyny, o��wek i ma�a kartka papieru, p�l tuzina lu�nych zapa�ek, radziecki dow�d osobisty i lekko wygi�ty pasek gumy, gruby na p� cala i d�ugi na dwa cale. Khuw przez d�u�sz� chwil� przygl�da� si� kawa�kowi gumy. By� na niej jakby...
- Odcisk z�b�w! - powiedzia� Khuw pewnym siebie g�osem.
- Co takiego? - wymamrota� w odpowiedzi Karl. Podszed� teraz do Khuwa, �eby przyjrze� si� przedmiotowi. M�wi� przez poplamion� krwi� gar�� �niegu, kt�rym �agodzi� b�l ran na nosie i ustach. - Powiedzia�e�: odcisk z�b�w?
- Nak�adka maskuj�ca - wyja�ni� Khuw. - Wk�ada� to noc�, �eby nie zdradzi� go b�ysk z�b�w.
Obaj m�czy�ni przykl�kn�li przy Simonowie. Nieprzytomny agent j�kn�� i lekko si� poruszy�. Karl szeroko otworzy� mu usta.
- W g�rnej kieszeni mam ma�� latark� - powiedzia�. Khuw wyj�� latark� i o�wietli� ni� wn�trze ust Simonowa.
- Z lewej strony u do�u, w drugim z�bie od tylu - tam to schowa�. By�a tam na poz�r plomba, ale po dok�adniejszym jej zbadaniu okaza�o si�, �e dziura w z�bie kry�a mikroskopijny pojemnik. Usuni�ta cz�� emalii ukazywa�a metalowe pod�o�e.
- Cyjanek? - Karl wyrazi� swe zaciekawienie.
- Nie, znaj� ju� du�o lepsze �rodki ni� te z dawnych czas�w -odpar� Khuw. - Natychmiastowe w dzia�aniu, ca�kowicie bezbolesne. Lepiej usu�my to, zanim si� obudzi. Kto wie, mo�e zechce by� bohaterem!?
- Obr�� jego g�ow�. Lew� stron� w d� - wychrypia� Karl. Wsun�� kr�tk� luf� automatu do ust. Simonowa.
- Nie zamierzam cierpie� bardziej od niego! - warkn�� Karl. -My�l�, �e Borys �yczy�by sobie, �ebym zrobi� u�ytek z jego broni.
- Poczekaj! - Khuw niemal krzykn��. - Chcesz mu to wystrzeli�? Zmasakrujesz mu twarz, a szok m�g�by go zabi�!
- Uczyni�bym to z przyjemno�ci� - odpowiedzia� Karl - ale nie to chcia�em zrobi�. - Chwyci� mocniej automat. Khuw odwr�ci� g�ow�. Ta cz�� pracy nale�a�a do takich jak Karl. Khuw lubi� u�wiadamia� sobie, �e stoi ponad nisk�, zwierz�c� brutalno�ci�. Spogl�da� na zarys przeciwleg�ej grani. Zacisn�� z�by w odruchu pewnego wsp�czucia, kiedy us�ysza� odg�os ci�kiego uderzenia metalu.
- Koniec! - powiedzia� Karl z satysfakcj�.- Zrobione! Wybi� Simonowi dwa z�by - ten z pojemnikiem i s�siedni. P�niej brudnym, zagi�tym w hak palcem usun�� je z zakrwawionych ust agenta.
- Sprawa za�atwiona - powt�rzy�. -I nawet nie ruszy�em pojemnika. Sam zobacz! - Kapsu�a pozosta�a nie uszkodzona.
- Dobra robota - powiedzia� Khuw, lekko wzruszaj�c ramionami. - W�� mu troch� �niegu w usta, ale nie za du�o! - Podni�s� g�ow� i spojrza� w mrok. - Nareszcie, ju� s�! - doda�.
Sztuczne, przy�mione �wiat�o ukaza�o si� w w�wozie niczym fa�szywy �wit. Raptownie jednak rozb�ys�o, kiedy �mig�owiec wylecia� zza skalnej grani. Wraz ze �wiat�em doszed� ich uszu monotonny warkot silnika.
Jazz Simmons spada�... spada�... spada�. Znajdowa� si� przed chwil� na szczycie g�ry. To by�a bardzo wysoka g�ra i wydawa�o mu si�, �e du�o czasu up�ynie, zanim znajdzie si� u jej st�p. Czu� si� jak do�wiadczony skoczek, kt�ry do ostatniej chwili zwleka z otwarciem spadochronu. Prawdopodobnie uderzy� twarz� o jaki� wyst�p, poniewa� poczu� smak krwi w ustach.
Md�o�ci i wymioty obudzi�y go z sennych koszmar�w i przywiod�y do upiornej rzeczywisto�ci. Spada� naprawd�. "Dobry Bo�e! Rzucili mnie w przepa��!" - pomy�la� przera�ony.
A jednak by� to lot Przynajmniej ta cz�� snu okaza�a si� prawdziwa. Po paru sekundach jego umys� zacz�� pracowa� normalnie. Poczu� ciasny ucisk wi�z�w i silne podmuchy powietrza, niczym powiew gigantycznego wentylatora. Spojrza� w g�r�. Ponad nim lecia� helikopter penetruj�cy dno jaru.
Bezpo�rednio nad g�ow� Simmonsa, na drugiej linie, wolno ko�ysa�o si� cia�o martwego m�czyzny. Jego ramiona i nogi bezw�adnie zwisa�y; martwe oczy byty otwarte i za ka�dym razem, kiedy si� okr�ca� wok� w�asnej osi, jego �renice na moment spotyka�y si� ze wzrokiem Jazza. Agent dostrzeg� purpurowe plamy na kurtce m�czyzny. Domy�li� si�, �e to cz�owiek, kt�rego zastrzeli�.
Powr�t nudno�ci, kolejny szok, brak poczucia r�wnowagi, nieustanny ha�as i wiruj�ce powietrze - wszystko to sprawi�o, �e po raz drugi straci� przytomno��. Ostatni� rzecz�, o kt�rej zd��y� pomy�le�, by� potworny b�l szcz�ki i smak krwi w ustach. W chwil� p�niej �mig�owiec opu�ci� obu m�czyzn na p�aski szczyt g�rnej tamy. Ludzie w ��tych kombinezonach odebrali ci�gle skr�powanego agenta. Z drugiego haka zdj�li cia�o Borysa Dudki, bohaterskiego syna Matki Rosji.
Nie obchodzili si� z Jazzem Simmonsem zbyt ostro�nie, ale ten nie by� niczego �wiadom. Nie wiedzia� nawet, �e za chwil� ma si� znale�� w samym sercu przedsi�wzi�cia zwanego Projektem Perchorsk, co by�oby spe�nieniem marze� ka�dego szefa wywiadu na Zachodzie.
Problem wydostania si� stamt�d pozostawa� ca�kiem inn� spraw�...
ROZDZIA� DRUGI
PRZES�UCHANIE
Niesko�czenie d�ugie przes�uchanie, jakiemu poddano Jazza Simonsa vel Michai�a Simonowa po jego powrocie, przeprowadzono w spos�b niezwykle �agodny. Nie mia�o to nic wsp�lnego z zimn�, beznami�tn� inwigilacj�, czego wcze�niej si� obawia�. Potraktowano go wyj�tkowo wyrozumiale. By� przecie� bliski �mierci, kiedy przyjaciele szmuglowali go poza granice ZSRR. Min�o od tego czasu ju� kilka tygodni - tak mu przynajmniej powiedziano - ale nawet teraz nie czul si� zupe�nie dobrze. Rutynowe badania stawa�y si� czasami irytuj�ce. Szczeg�lnie wtedy, gdy przes�uchuj�cy go oficer uparcie nazywa� go Mik�, cho� wiedzia�, �e reaguje tylko na imiona: Michael, Jazz i Michai�. Mia�o to jednak niewielkie znaczenie. Cieszy� si� przede wszystkim z tego, �e jest wolny i �e w og�le �yje.
Niewiele pami�ta� z czas�w, kiedy by� wi�niem. S�u�ba bezpiecze�stwa podejrzewa�a, �e klinicznie "wyczyszczono mu pami��", nie tracono jednak czasu na g��bsz� penetracj� jego umys�u pod tym k�tem. Interesowa�o ich zw�aszcza to, czego zdo�a� si� dowiedzie�. S�dzono nawet, �e by� mo�e Czerwoni rozwa�ali mo�liwo�� wykorzystania Jazza dla swoich cel�w. Mo�e chcieli przystosowa� go do pracy na dwie strony. Potem jednak nagle zmienili zdanie i zrezygnowali z jego ewentualnych us�ug. Naszpikowali go wi�c narkotykami i wrzucili zmaltretowane cia�o do strumienia.
Zosta� znaleziony w dole rzeki, w odleg�o�ci pi�ciu mil od Projektu. Bezw�adnie unosi� si� na wodzie, powoli dryfuj�c w stron� pobliskich wodospad�w. Z pewno�ci�, gdyby zgin��, jego �mier� nie by�aby niczym szczeg�lnym czy nadzwyczajnym.
Samotny drwal, amator pieszych w�dr�wek, niejaki Michai� Simonow, wpada do rzeki, traci si�y w zimnej wodzie i tonie. Wypadek, jakich wiele. Nie pierwszy tego rodzaju, i na pewno nie ostatni. Zach�d m�g�by co prawda mie� w�asne, nieco inne opinie na ten temat... gdyby w og�le si� o tym dowiedzia�.
Simmons jednak szcz�liwie uszed� z �yciem. Kiedy nie wr�ci� na czas do obozowiska, drwale, u kt�rych mieszka�, rozpocz�li poszukiwania. Potem otoczyli go troskliw� opiek� i przekazali w r�ce agent�w zajmuj�cych si� przerzutami przez zielon� granic�. Szlaki przemytu ludzi by�y pewne i sprawdzone. Simmons poddawa� si� temu wszystkiemu w maksymalnie bierny spos�b - odzyskiwa� bowiem przytomno�� jedynie na kr�tkie chwile.
Czeka� go d�ugi okres rekonwalescencji. Szereg dni bez k�opot�w. Bez k�opot�w, ale i bez najmniejszego komfortu. Budzi� go co rano narastaj�cy b�l. B�l rozsadzaj�cy �y�y, wszechobecny, kt�rego �r�d�a nie potrafi� zlokalizowa� w �adnym konkretnym organie ani nawet cz�ci cia�a. Od pasa w d� zosta� unieruchomiony, jak podejrzewa�, w pewnego rodzaju rusztowaniu.
Lewa r�ka by�a zagipsowana i zabanda�owana. R�wnie� g�ow� mia� dok�adnie owini�t� opatrunkiem. Obudzi� si� - znaczy�o dla niego przej�� z ciemno�ci nierzeczywistego �wiata marze� i sn�w w r�wnie niesamowity �wiat szarych, ruchomych cieni. Ledwo rozpoznawa� przez banda�e �wiat�o dzienne.
Kiedy go znaleziono, cala jego twarz by�a poraniona i pot�uczona, lekarzom uda�o si� jednak uratowa� oczy. Teraz nale�a�o pozwoli� im odpocz��, tak jak i reszcie zmaltretowanego cia�a. Simmons nigdy nie nale�a� do os�b pr�nych i dlatego ani razu nie zapyta� o sw�j wygl�d. Nie mia� zamiaru przejmowa� si� swym zewn�trznym obrazem.
Nocami prze�ladowa�y go sny, kt�rych nigdy nie pami�ta� po przebudzeniu. Wiedzia� tylko, �e by�y niepokoj�ce, pe�ne l�k�w i niezrozumia�ych oskar�e�. Pozbawione konkret�w, m�czy�y go nawet w kr�tkich chwilach mi�dzy przebudzeniem a momentem, kiedy b�l stawa� si� nie do zniesienia. W ramie ��ka znajdowa� si� guzik, kt�ry m�g� przycisn��, �eby "oni" przynajmniej wiedzieli, �e ju� nie �pi. "Oni" - to znaczy lekarz i oficer przes�uchuj�cy - dwa czarne anio�y w jego prywatnym piekle cierpienia.
Kiedy stawali przy ��ku, byli dla Jazza dwoma cieniami na tle �nie�nych warstw banda�y. Lekarz pochyla� si� nad nim, bada� puls i mamrota� co� zmartwionym tonem albo tylko cmoka�. Nic poza tym. Potem oficer przes�uchuj�cy m�wi�: "Teraz spokojnie, Mike, spokojnie!" i nast�powa�o uk�ucie ig��. Simmons nie traci� po tym zastrzyku przytomno�ci. �rodek �agodzi� tylko b�l i u�atwia� mu m�wienie. Agent rozmawia� z oficerem nie tylko z poczucia obowi�zku, ale robi� to przede wszystkim z wdzi�czno�ci.
Poinformowano go o stanie jego zdrowia. Pozosta�o jeszcze do przeprowadzenia kilka operacji chirurgicznych i par� niegro�nych zabieg�w, ale najgorsze mia� ju� za sob�. U�mierzacz b�lu, kt�ry otrzymywa� do�ylnie, by� silnym narkotykiem. Organizm zacz�� si� ju� do niego przyzwyczaja� i teraz lekarze zostali zmuszeni powoli wyprowadzi� pacjenta z pocz�tk�w na�ogu. Od pewnego czasu aplikowano mu zmniejszone dawki tego �rodka, a wkr�tce mia� za�ywa� wy��cznie pigu�ki. Tymczasem jednak przes�uchania kontynuowano. Oficer chcia� wydoby� z niego ka�d� najdrobniejsz� informacj�. W dodatku pragn�� upewni� si�, �e wszystko, co us�yszy b�dzie prawd�. Obawia� si�, �e Rosjanie mogli przecie� celowo zakodowa� w nim jakie� nie maj�ce nic wsp�lnego z rzeczywisto�ci� bzdury. Stosowana dzi� technika medyczna pozwala penetrowa� ludzk� pami��, zmienia� percepcj� i wp�ywa� na osobowo��.
Oficer pos�ugiwa� si� ca�y czas tak przestarza�ym j�zykiem, �e Jazz nie m�g� si� temu nadziwi�. Tak wi�c, �eby upewni� si� co do wiarygodno�ci Simmonsa poleci� mu cofn�� si� pami�ci� w odleg�e czasy - zanim jeszcze zosta� zwerbowany przez s�u�by wywiadowcze. Dok�adniej m�wi�c, musia� zacz�� od momentu daleko wyprzedzaj�cego jego narodziny...
Z �atwo�ci� przysz�o agentowi przybranie konspiracyjnego nazwiska - Simonow, jako �e by�o to nazwisko jego ojca. W po�owie lat pi��dziesi�tych Siergiej Simonow zdecydowa� si� pozosta� na sta�e w Kanadzie. Przyjecha� z ZSRR jako trener dru�yny junior�w radzieckich �y�wiarzy figurowych. Wykonywa� swoj� prac� sumiennie, z wielk� dyscyplin� i opanowaniem. Natomiast w �yciu prywatnym cz�sto podejmowa� pochopne i nie przemy�lane decyzje. Ta o osiedleniu si� na Zachodzie by�a jedn� z nich. Potem, patrz�c z perspektywy czasu, cz�sto jej �a�owa�.
Otrzyma� kilka ofert pracy w Stanach, jednak poci�ga�a go wci�� ca�kowita niezale�no��. W Nowym Jorku spotka� Elizabeth Fallon - brytyjsk� dziennikark�. Pobrali si� wkr�tce i wyjechali do Londynu. Kilkana�cie miesi�cy p�niej przyszed� na �wiat Michael J. Simmons.
Dwudziestego dziewi�tego pa�dziernika 1962 roku, dzie� lub dwa po powrocie Nikity Chruszczowa z Kuby, Siergiej wszed� do Ambasady Zwi�zku Radzieckiego w Londynie i... nie powr�ci�. Przez ca�y czas pobytu na emigracji otrzymywa� listy od rodzic�w. Mieszkali na niewielkim osiedlu na obrze�ach Moskwy i od jakiego� czasu nie uk�ada�o si� mi�dzy nimi najlepiej. Rozpad ich ma��e�stwa zaniepokoi� Siergieja, wi�c postanowi� pojecha� do domu, �eby zobaczy�, co mo�na zrobi� dla uratowania rodziny. Decyzja o powrocie okaza�a si� nierozwa�na i tragiczna.
Kiedy Elizabeth Simmons dowiedzia�a si� o tym, powiedzia�a tylko: "Dobrze mu tak. Mam nadziej�, �e wy�l� go tam, gdzie b�dzie lodu pod dostatkiem!" Jak si� potem okaza�o, jej przypuszczenia sprawdzi�y si�. Jesieni� 1964 roku, na tydzie� przed dziewi�tymi urodzinami Jazza, otrzyma�a kr�tk� wiadomo��, �e Siergiej Simonow zosta� zastrzelony podczas pr�by ucieczki z karnego obozu pracy ko�o miejscowo�ci Tura na Syberii. Elizabeth p�aka�a, wspominaj�c dawne dobre czasy, jednak szybko pogodzi�a si� z losem. Natomiast Jazz...
Jazz bardzo kocha� swego ojca. Uwielbia� tego przystojnego m�czyzn� o �niadej cerze, kt�ry m�wi� do niego na przemian dwoma j�zykami, we wczesnym dzieci�stwie nauczy� jazdy na nartach i �y�wach i tak barwnie opowiada� o swej wielkiej ojczy�nie. Zakorzeni� w nim niezaspokojone zainteresowanie starym krajem -Rosj�.
Siergiej gorzko m�wi� o niesprawiedliwo�ciach panuj�cego tam systemu. Wykracza�o to wtedy poza pe�n� ufno�ci wyobra�ni� kilkuletniego ch�opca. Teraz, po dw�ch latach, te najbardziej ponure obrazy z ojcowskich opowie�ci powr�ci�y do dziewi�cioletniego Jazza i nareszcie zrozumia� ca�� prawd�, kt�rej do tej pory nie m�g� poj�� niedojrza�ym umys�em. Ojciec, w kt�rego powr�t g��boko wierzy�, odszed� na zawsze. I to ukochana przez niego Rosja, zabi�a go bez �adnego powodu. To tragiczne wydarzenie spowodowa�o, �e Jazz sprecyzowa� swe zainteresowania. Wi�za�y si� �ci�le z oprawcami Siergieja. Przed uko�czeniem pi�tego roku �ycia Jazz rozpocz�� nauk� w renomowanej szkole prywatnej. Korzysta� z systematycznej pomocy i cennych wskaz�wek ojca w nauce j�zyka rosyjskiego.
Wst�pi� na uniwersytet i w siedemnastym roku �ycia znalaz� si� na pierwszym miejscu listy najlepszych rusycyst�w uczelni. Zanim uko�czy� dwadzie�cia lat, osi�gn�� drug� pozycj� w konkursie najlepszych matematyk�w. Matematyka zawsze stanowi�a dziedzin�, ku kt�rej sk�ania� si� jego jasny, b�yskotliwy umys�. Nie by� jednak zainteresowany karier� naukow�, podj�� wi�c prac� w przemy�le jako t�umacz. Poza tym ka�d� chwil� wolnego czasu po�wi�ca� sportom zimowym. Uprawia� je wsz�dzie, gdzie pozwala� na to klimat i zawsze, gdy pozwala�a mu na to sytuacja materialna. Od czasu do czasu nawi�zywa� bli�sz� znajomo�� z r�nymi kobietami, nie zaanga�owa� si� jednak w trwa�y zwi�zek z �adn� z nich.
Kiedy mia� dwadzie�cia trzy lata, b�d�c na wakacjach w g�rach Harz, spotka� majora armii brytyjskiej, uczestnika kursu "Wojna w warunkach zimowych". Jego nowy znajomy s�u�y� w Korpusie Wywiadu. Spotkanie okaza�o si� punktem zwrotnym w �yciu Jaz-za. W rok p�niej znalaz� si� w Berlinie -ju� jako ni�szy oficer w szeregach tego samego korpusu. Przez ca�y czas Simmons by� obserwowany przez tajne s�u�by, kt�re dostrzeg�y, �e stanowi� doskona�y materia� na agenta do pracy w terenie. Oceni�y, �e nadszed� czas, kiedy powinien zacz�� uczy� si� pod ich opiek�. Najpierw zorganizowano wi�c jego demobilizacj� i zaplanowano nast�pnych sze�� lat jego �ycia. Ku wielkiej satysfakcji J. Simmonsa, jego czas ca�kowicie wype�ni�y treningi, �wiczenia i jeszcze raz treningi. Uczono go, jak przetrwa� w najtrudniejszych warunkach:
uczono samoobrony, sposob�w ucieczek i omijania pu�apek, pracy w warunkach zimowych, jak �ledzi� i jak pozby� si� "opiekuna", obchodzenia si� z broni� i walki wr�cz. Jedyn� rzecz�, kt�rej nie mog�o zapewni� mu �adne przeszkolenie, by�o do�wiadczenie...
Misj� Jazza trzymano w �cis�ej tajemnicy. Planowano j�, odk�d pojawi� si� problem Projektu Perchorsk i "s�u�by lokalne" od pocz�tku postawione by�y w stan pe�nej gotowo�ci. Jazz polecia� do Moskwy drug� klas� jako Henry Parsons - zwyk�y turysta. W ci�gu
godziny od wyl�dowania nawi�za� kontakt z radzieckimi ��cznikami. Jeden z nich przej�� jego dokumenty i wykorzysta� bilet powrotny do Londynu. Jazz, teraz Michai� Simonow - pozosta� w ZSRR.
W latach pi��dziesi�tych Chruszczow "rozwi�za�" problem mniejszo�ci �ydowskiej na Ukrainie i przesiedli� ich spod Kijowa na wschodnie po�acie Uralu. Prawdopodobnie mia� nadziej�, �e tamtejsze zimno przyczyni si� do zmniejszenia ich liczebno�ci. G��wnym zaj�ciem przesiedle�c�w mia� by� wyr�b las�w i my�listwo. Ca�� spraw� powierzono �cis�emu nadzorowi i kontroli "starej gwardii" miejscowego aparatu. Stanowili j� wysocy urz�dnicy wschodnio-syberyjskich zak�ad�w wydobycia ropy i gazu ziemnego.
Wbrew wszelkim prognozom ukrai�scy dysydenci wykazali si� olbrzymim hartem ducha. Zaj�li przydzielone im baraki, wykorzystali zastane urz�dzenia i narz�dzia i w nied�ugim czasie stworzyli dobrze prosperuj�ce osiedle. Ich sukces, id�cy w parze z gwa�townym rozwojem o wiele wa�niejszego w tym rejonie przemys�u wydobywczego, przyczyni� si� do os�abienia �cis�ej kontroli nad ich �ydowsk� spo�eczno�ci�. Wytrwa�a, ci�ka praca przesiedle�c�w da�a przyk�ad, jak produktywny mo�e okaza� si� niemal dziewiczy teren, gdy zostanie odpowiednio zagospodarowany. De drewna i sk�r mo�na wprowadzi� na rynek przy pomocy niewielu, ale pe�nych zapa�u r�k. Ile nowych miejsc pracy uzyska�, wykorzystuj�c naturalne zasoby przyrody.
Taktyka Chruszczowa zaowocowa�a rzesz� dobrych, sumiennych obywateli pa�stwa radzieckiego, w miejsce bezczynnej gromady politycznych parias�w. Wystarczy�o jedynie pozwoli� grupie ludzi na pe�n� niezale�no��. Nie pokrywa�o si� to jednak z osi�gni�ciami wodza w innych dziedzinach. By� mo�e za ma�o by�o w�a�nie tej niezale�no�ci.
W ka�dym razie cz�stotliwo�� kontroli w osiedlu mala�a wprost proporcjonalnie do stopnia powodzenia tego przedsi�wzi�cia. W rzeczywisto�ci, przesiedleni �ydzi pragn�li jedynie spokoju, kt�ry pozwoli�by im zachowa� tradycje i odwieczny styl �ycia. Pr�dzej zmieni�by si� klimat ni� elementy ich odr�bno�ci. �yj�c w swoich le�nych wioskach u podn�a g�r, byli z grubsza zadowoleni ze swej sytuacji. Przynajmniej ich nie prze�ladowano. Ich �ycie by�o ci�kie, ale w miar� dostatnie. Mieli dosy� drewna na budow� dom�w i na opa� zim�, wystarczaj�co du�o �ywno�ci, ros�y nawet ich oszcz�dno�ci w rublach - doch�d z nielegalnego handlu sk�rami. W okolicznych strumieniach znale�li �lady z�ota, kt�re wyp�ukiwali ze zmiennym powodzeniem.
Nawet ci�g�e zimno dzia�a�o na ich korzy�� - do minimum ograniczy�o zewn�trzn� interwencj� i powstrzymywa�o intruz�w od przypatrywania si� ich sprawom z bliska. W�r�d przesiedle�c�w cz�� stanowili Rumuni, posiadaj�cy silne wi�zy rodzinne ze star� ojczyzn�. Ich polityczne przekonania nie znajdowa�y zrozumienia w oczach rz�dz�cych Rosj�. Pewne te� by�o, �e dop�ki powszechne b�d� przejawy ucisku, ograniczona wolno�� cz�owieka i nie b�d� oni mieli prawa do emigracji, ani nawet do pracy zgodnej z swoj� wol�, dop�ty ich pogl�dy b�d� zasadniczo sprzeczne z obowi�zuj�cym kursem.
�ydzi i Ukrai�cy my�leli tak samo jak Rumuni. Wszyscy oni, by� mo�e, zaakceptowaliby sw� radzieck� przynale�no�� - gdyby dano im mo�liwo�� swobodnego wyboru. Uwa�ali si� bowiem za obywateli �wiata, o kt�rych losie nie mo�e decydowa� nikt poza nimi samymi. W atmosferze takich w�a�nie pogl�d�w i aspiracji wychowywali r�wnie� swoje dzieci.
Podczas gdy zdecydowan� wi�kszo�� rodzin stanowili pro�ci ch�opi, biernie identyfikuj�cy si� z powy�sz� ideologi�, w nowych obozach i sio�ach pojawia�y si� grupy zagorza�ych antykomunist�w, burzycieli, a nawet aktywnych przedstawicieli "pi�tej kolumny". Utrzymywali oni �cis�y kontakt z podobnymi ugrupowaniami w Rumunii, a te z kolei mia�y dobrze zorganizowan� ��czno�� z Zachodem.
Michai� Simonow by� wed�ug dokument�w sprawiaj�cym k�opoty mieszka�cem du�ego miasta, kt�ry wbrew jednoznacznym sugestiom nie chcia� zosta� cz�onkiem Komsomo�u. Za kar� zes�ano go na Ural. Mia� zamieszka� z rodzin� Kiriescu we wsi Jelizinka i podj�� prac� jako robotnik niewykwalifikowany. Tylko g�owa rodu, stary Kazimir Kiriescu, i jego starszy syn Jurij znali prawdziwy cel przyjazdu Jazza. Kryj�c jego poczynania, zapewniali mu maksymaln� swobod� poruszania si� i dawali jak najwi�cej wolnego czasu. Oficjalnie ci�gle polowa� albo �owi� ryby, ale stary Kazimir i Jurij wiedzieli, �e znalaz� si� tu po to, �eby szpiegowa�. Znali r�wnie� jego zadanie: mia� odkry� sekrety eksperymentalnej bazy wojskowej w sercu w�wozu Perchorsk.
- Ma�o tego, �e ryzykujesz swoim �yciem, ale w dodatku marnujesz czas. - Dowiedzia� si� Jazz od starego cz�owieka jednej z pierwszych nocy po przybyciu na Ural. Dobrze zapami�ta� t� noc, kiedy to Anna Kiriescu posz�a z c�rk� Tassi na jakie� kobiece spotkanie do wioski, a m�odszy brat Jurija, Kaspar, uda� si� na spoczynek. By�a to dobra okazja do przeprowadzenia pierwszej powa�nej rozmowy z gospodarzami.
- Nie musisz tam chodzi�, �eby si� dowiedzie�, co si� tam dzieje - m�wi� Kazimir. - Mo�emy z Jurijem powiedzie� ci wszystko, o czym wie ka�dy mieszkaniec tej okolicy, je�li tylko ma g�ow� na karku.
- Bro�! - w��czy� si� do rozmowy jego pot�nie zbudowany syn, potrz�saj�c kud�at� g�ow�. - Bro�, jakiej nikt jeszcze nie widzia� ani nie mo�e sobie wyobrazi�. Daj�ca Sowietom w�adz� nad ca�ym �wiatem! Skonstruowali j� tutaj, w dole prze��czy, i przetestowali - ale co� im si� nie uda�o.
Stary Kazimir potwierdzi� prawdziwo�� s��w syna energicznym spluni�ciem w ogie�, na sw�j spos�b podkre�laj�c wag� wypowiedzianej kwestii. Teraz on zacz�� m�wi�, patrz�c w p�omienie buzuj�ce w kamiennym kominku.
- By�o to jakie� dwa lata temu, ale ju� na kilka tygodni przedtem wiedzieli�my, �e szykuje si� co� wa�nego. S�yszeli�my pracuj�ce maszyny, rozumiesz? Zasila�y je jakie� naprawd� du�e silniki.
- Zgadza si� - podj�� opowie�� Jurij. - Du�e turbiny, schowane pod tam�. Pami�tam, jak je instalowali ponad cztery lata temu, zanim przykryli wszystko o�owian� skorup�. Zakazali nawet polowa� i �owi� ryby na terenie dawnej prze��czy, ale ja i tak tam chodzi�em. A dlaczego by nie? Kiedy zbudowali tam�, ryby ledwo mie�ci�y si� w sztucznym jeziorze.
- Co z turbinami? Na pocz�tku by�em na tyle g�upi, �eby my�le�, �e mo�e maj� zamiar da� nam elektryczno��! Do tej pory jej nie mamy... Ale w takim razie, do czego potrzebowali tak wielkiej mocy, co? - Jurij, jakby zastanawiaj�c si�, zacz�� si� drapa� po nosie.
- W ka�dym razie - kontynuowa� ojciec - bywaj� noce, �e jest tu tak spokojnie, i� nawet glos szczekaj�cego psa roznosi si� w promieniu kilku mil. Tak samo by�o z tymi turbinami, kiedy po raz pierwszy je uruchomili. Pomimo tego, �e znajdowa�y si� w samym dole jaru, a� tutaj, w naszej wiosce, s�yszeli�my, jak hucza�y. Je�li chodzi o to, na co zu�ywali ca�� t� moc, sprawa jest prosta: potrzebowali jej na wykopy i dr��enie podziemnych tuneli, na elektryczne wiert�a i pi�y do ci�cia ska� i na o�wietlenie ca�ego terenu, na kt�rym pracowali. No i oczywi�cie dla w�asnej wygody - na ogrzewanie, podczas gdy my tutaj, w Jelizince, ca�y czas ogrzewamy si�, pal�c drewno. Musieli przy tym wydoby� z w�wozu tysi�ce ton ska�y i B�g jeden wie - prosz� mi wybaczy� - jak skomplikowany labirynt wyryli we wn�trzu g�ry!
- Tam w�a�nie zbudowali swoj� bro�, wewn�trz g�ry! - odezwa� si� Jurij. - W ko�cu nadszed� czas na jej wypr�bowanie. Razem z ojcem zak�adali�my tego dnia sid�a i wracali�my do domu p�nym wieczorem. Pami�tam dok�adnie. Noc by�a wtedy podobna do dzisiejszej - jasna i spokojna. W najciemniejszych zak�tkach lasu, ponad wierzcho�kami drzew, ja�nia�a srebrzysta �una, zupe�nie jak zorza polarna na dalekiej p�nocy... Monotonny szum turbin by� wtedy silniejszy ni� kiedykolwiek przedtem, a� w uszach pulsowa�o. Oczywi�cie, odg�os ten dochodzi� z do�� daleka, bo przecie� Projekt le�y oko�o dziesi�ciu kilometr�w st�d. My z ojcem znajdowali�my si� wtedy mniej wi�cej w po�owie tej