3328
Szczegóły |
Tytuł |
3328 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3328 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3328 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3328 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CRAIG RICE
RӯE PANI CHERINGTON
Wszystkie postacie wyst�puj�ce w tej powie�ci, zar�wno jak opisane w niej wydarzenia, s� fikcyjne i ca�kowicie zmy�lone; nie portretowa�am ani nie zamierza�am portretowa� �adnej autentycznej osoby czy grupy os�b. Mimo to pragn� po�wi�ci� t� ksi��k� z najg��bsz� wdzi�czno�ci� trojgu moim dzieciom. Gdybym ich nie zna�a, nie wpad�abym na pomys� tej historii, a gdyby tych troje nie wspiera�o mnie sta�� pomoc� oraz dorywcz� wsp�prac� - nie napisa�abym jej. A wreszcie, gdyby Nancy, Iris i David nie upowa�ni�i mnie do tego, nigdy bym jej nie mog�a wyda� drukiem.
C r a i g R i c e
ROZDZIA� l
Nie opowiadaj takich bredni - rzek� Archie Carstairs. - Mamusia nie mog�a przecie� zgubi� dwudziestofuntowego indyka.
- Nie mog�a? - szyderczo spyta�a starsza siostra, Dina. - A kiedy� zgubi�a fortepian!
Archie sceptycznie zmarszczy� nos.
- A w�a�nie �e zgubi�a! - wmiesza�a si� April. - To by�o wtedy, kiedy przeprowadzali�my si� z Eastgate Avenue. Mamusia zapomnia�a poda� nowy adres tym ludziom, kt�rzy mieli przewozi� fortepian, a �e przyjechali po niego, kiedy nas tam ju� nie by�o, wozili fortepian w k�ko po ca�ym mie�cie. Liczyli na to, �e mamusia zatelefonuje do firmy przewozowej. Ale mamusia zgubi�a karteczk� z nazw� firmy i adresem,
wi�c musia�a telefonowa� do wszystkich przedsi�biorstw przewozowych, jakie figuruj� w ksi��ce telefonicznej, p�ki nie trafi�a wreszcie na w�a�ciwe.
Zapad�o milczenie.
- Mamusia wcale nie jest z natury roztargniona - powiedzia�a wreszcie Dina. W g�osie jej brzmia�a troska. - Ale ma za du�o na g�owie.
Troje ma�ych Carstairs�w siedzia�o na balustradzie ganku przed domem, wystawiaj�c go�e opalone nogi na przedwieczorne s�o�ce. Z pi�tra du�ego starego domu dochodzi� st�umiony pomruk maszyny do pisania, pracuj�cej z rekordow� szybko�ci�. Marian Carstairs - czyli Clark Cameron, czyli Andrew Thorpe, czyli J. J. Lane - ko�czy�a swoj� kolejn� powie�� detektywistyczn�. Gdy dokona tego dzie�a, pozwoli sobie na dzie� wypoczynku, p�jdzie do fryzjera i kupi prezenty tr�jce dzieci. Z lekkomy�ln� rozrzutno�ci� zafunduje im obiad w restauracji i bilety na najciekawszy spektakl w mie�cie. Nazajutrz za� si�dzie do pisania nast�pnej powie�ci sensacyjnej.
Taki by� zwyk�y tryb �ycia, dobrze ju� znany trojgu dzieciom. Dina twierdzi�a, �e porz�dek ten ustali� si� ju� w�wczas, gdy Archie le�a� jeszcze w pieluchach.
Popo�udnie by�o ciep�e, ospa�e. Przed domem rozci�ga�a si� lesista dolina, zatopiona w mi�kkiej mgie�ce. Tu i �wdzie spomi�dzy drzew wyb�yskiwa�y dachy, lecz nie by�o ich wiele. Marian Carstairs wybra�a ten dom w�a�nie z powodu jego odosobnienia i ciszy. Jedyne bli�sze s�siedztwo stanowi�a r�owa willa w pseudow�oskim stylu, w�asno�� pa�stwa Sanford, oddzielona pust� parcel�, k�p� drzew i wysokim �ywop�otem.
- Archie - odezwa�a si� nagle April rozmarzonym g�osem - zajrzyj do puszki na cukier.
Archie zaprotestowa� nami�tnie. April mia�a dwana�cie lat, a on tylko dziesi��, to jednak nie pow�d, �eby biega� dla niej na posy�ki. Je�eli chce, mo�e sama zajrze� do puszki na cukier. Na zako�czenie ca�ego wywodu spyta�: - Bo co?
- Bo pstro - odpar�a April.
- Archie - stanowczo rzek�a Dina, rzucaj�c na szal� autorytet swoich czternastu lat. - Ju� ci� nie ma!
Archie j�kn��, ale pos�ucha�. By� ma�y na sw�j wiek, mia� niesforn� ciemnoblond czupryn� i twarz, kt�ra jakim� cudem wyra�a�a jednocze�nie niewinno�� i bezczelno��. Z wyj�tkiem pi�ciu minut bezpo�rednio po k�pieli, Archie by� zawsze troch� brudny. W tej chwili mia� na dobitk� rozwi�zane sznurowad�a u tenis�wek i niewielk� dziur� na kolanie welwetowych spodni.
Dina w pi�tnastej wio�nie zas�ugiwa�a na z�o�liwe okre�lenie, kt�re dla niej wymy�li�a April: "ho�e dziewcz�". Wysoka, dobrze zbudowana, mia�a bujne i puszyste w�osy, ogromne piwne oczy i na �adnej twarzyczce na przemian u�miech albo powag� starszej siostry. Nosi�a z szykiem jaskrawoczerwon� sp�dniczk�, kraciast� bluzk�, zielone d�ugie skarpety i zakurzone br�zowe pantofle.
April by�a drobna i �udzi�a pozorami krucho�ci. W�osy mia�a g�adkie i jasne, oczy r�wnie wielkie jak Dina, ale szaroniebieskie. Wszystko przemawia�o za tym, �e wyro�nie na pi�kno��, jeszcze wi�cej za tym, �e wyro�nie na osob� bardzo leniw�. April wiedzia�a o tym. Ubrana w niepokalanie bia�e spodnie i bluzk�, obuta w czerwone, zawi�zane wok� kostek sanda�y, we w�osy mia�a wpi�ty szkar�atny kwiat pelargonii.
T�tent niby galopuj�cego �rebaka zwiastowa� siostrom z daleka, �e Archie wraca. Z g�o�nym okrzykiem m�odzieniec wyskoczy� z drzwi domu i jednym susem znalaz� si� znowu na balustradzie.
- W�o�y�em indyka do lod�wki! - wrzasn��. - Sk�d wiedzia�a�, �e jest w puszce od cukru?
- Metoda dedukcji - odpar�a April. - Kiedy ma musia dzisiaj rano od�o�y�a dostarczone prowianty do spi�arni, znalaz�am torb� z cukrem w lod�wce.
- To si� nazywa g�owa na karku! - powiedzia�a Dina. Westchn�a. - Ach, �eby mamusia wpad�a znowu! Przyda�by si� nam w domu m�czyzna.
- Biedne matczysko! - westchn�a April. - Nie ma w og�le osobistego �ycia. Sama jak palec na �wiecie.
- Mamusia ma nas - rzek� Archie.
- To nie to - wynio�le odpowiedzia�a April. Patrza�a w rozmarzeniu na dolin�. - �eby tak mamusi uda�o si� rozwi�za� zagadk� prawdziwego morderstwa! To by jej zrobi�o �wietn� reklam� i nie musia�aby pisa� tylu ksi��ek.
Archie wierzgn�� pi�tami o mur.
- A ja bym chcia�, �eby mamusia strzeli�a dubla! - powiedzia�.
April m�wi�a p�niej, �e z pewno�ci� Opatrzno�� pods�uchiwa�a t� ich rozmow�, bo w tym w�a�nie momencie us�yszeli strza�y.
Dwa strza�y, jeden po drugim, oba od strony willi Sanford�w. April chwyci�a siostr� za rami� i szepn�a bez tchu:
- S�yszysz?
- Pewnie pan Sanford strzela do ptak�w - sceptycznie os�dzi�a Dina.
- Pana Sanforda nie ma jeszcze w domu - rzek� Archie.
Drog� przemkn�� samoch�d, niewidoczny za �cian� zaro�li. Archie zsun�� si� z balustrady i chcia� pobiec w stron� pustej parceli, lecz Dina, �api�c za ko�nierz, powstrzyma�a go w rozp�dzie. Mign�� drugi samoch�d. Potem zapad�a cisza, tylko maszyna do pisania terkota�a w pokoju na pi�trze.
- To by�o morderstwo! - powiedzia�a April. - Wo�ajcie mamusi�.
Troje dzieci spojrza�o po sobie Maszyna stuka�a w zawrotnym tempie.
- To ty j� zawo�aj - rzek�a Dina, - To tw�j genialny pomys�.
April potrz�sn�a przecz�co g�ow�.
- Id� ty, Archie.
- Ani mi si� �ni - stanowczo odpar� Archie.
W ko�cu wszyscy troje weszli po schodach cicho jak myszki. Dina uchyli�a drzwi od pokoju matki i trzy g�owy wsun�y si� przez szpar� do wn�trza.
Matka - a w�a�ciwie w tej chwili J. J. Lane - nie podnios�a wzroku znad maszyny. Zniszczone stare biurko, na kt�rym pi�trzy�y si� stosy papieru, maszynopisy, notatki, podr�czne encyklopedie, zu�yte kalki i puste pude�ka po papierosach, niemal zas�ania�o jej posta�. Zrzuciwszy buciki oplot�a bosymi stopami nogi stolika, kt�ry zdawa� si� ta�czy�, tak podskakiwa� pod terkoc�c� maszyn�. Ciemne w�osy upi�te mia�a byle jak na czubku g�owy, na nosie czernia�a wielka smuga. Dym papieros�w wype�nia� g�sto ca�y pok�j.
- Nic z tego, nawet je�eli rzeczywi�cie pope�niono morderstwo - szepn�a Dina. Bezszelestnie zamkn�a z powrotem drzwi. Tr�jka na palcach zesz�a na d�.
- Nic nie szkodzi - oznajmi�a nie trac�c pewno�ci siebie April. - Przeprowadzimy tymczasem sami wst�pne dochodzenie. Czyta�am wszystkie ksi��ki mamusi i wiem, co nale�y zrobi�.
- Powinni�my wezwa� policj� - rzek�a Dina.
April stanowczo zaprotestowa�a:
- Dopiero po dok�adnym zbadaniu sprawy. Tak post�puje zawsze Don Drexler w powie�ciach J. J. Lane'a. Mo�e znajdziemy jakie� wa�ne dowody rzeczowe, kt�re przeka�emy tylko mamie. - Gdy szli w poprzek gazonu, April doda�a: - Tylko ty, Archie, b�d� cicho i zachowuj si� przyzwoicie.
Archie podskoczy� i wrzasn��:
- W�a�nie �e nie chc�!
- W takim razie zostaniesz w domu - o�wiadczy�a Dina.
Archie uspokoi� si� natychmiast.
Na granicy posiad�o�ci Sanford�w przystan�li. Za r�wno ostrzy�onym �ywop�otem ci�gn�a si� obro�ni�ta winem pergola, dalej za� rozleg�y, doskonale utrzymany trawnik, obrze�ony rabat� stokrotek. Rozstawione przed domem ogrodowe meble jaskrawymi barwami k��ci�y si� troch� - zdaniem April - z r�owymi �cianami willi.
- Ale je�eli nie pope�niono tu morderstwa - zauwa�y�a Dina - pani Sanford zrobi nam okropn� awantur�. Ju� raz wyp�dzi�a nas ze swojego trawnika
- S�yszeli�my strza�y - odpar�a April. - Czy chcesz teraz stch�rzy�? - Ruszy�a na czele tr�jki przez pergol�, lecz zaraz si� zatrzyma�a. - Przejecha�y dwa samochody - powiedzia�a z namys�em. - Oba skr�ci�y na szos� z bocznej drogi ju� po strza�ach. Mo�e kto� ju� wie o zab�jstwie i �ciga w�z mordercy. - Apri� zerkn�a spod oka na brata i doda�a: - Morderca mo�e tu wr�ci� Je�eli uzna, �e za du�o wiemy, to pozabija nas wszystkich.
Arenie pisn�� z cicha. Ale ta imitacja przera�enia nie wypad�a zbyt przekonuj�co. Dina zmarszczy�a brwi.
- Nie przypuszczam, �eby morderca naprawd� m�g� tak post�pi� - rzek�a.
- Bo ty wszystko bierzesz zanadto dos�ownie - powiedzia�a April. - Mamusia zawsze to o tobie m�wi.
Przez trawnik przeszli na drog� wjazdow�. Betonowa nawierzchnia by�a poznaczona �ladami opon.
- To by trzeba sfotografowa� - stwierdzi�a April. - Szkoda, �e nie mamy aparatu.
Ogr�d by� pusty. Z r�owej willi nie dobywa� si� �aden szmer, �aden znak �ycia. Chwil� stali pod oszklon� werand�, obmy�laj�c dalsz� akcj�. Nagle wszyscy troje dali nura za r�g domu, bo z szosy skr�ci� w boczn� drog� d�ugi szary kabriolet.
Z kabrioletu wysiad�a m�oda, smuk�a, prze�liczna pani. Jej w�osy, koloru po�redniego mi�dzy z�otem a miedzi�, spada�y na ramiona obfitymi, lu�nymi puklami. Ubrana by�a w sukni� w kwiaty, na g�owie mia�a du�y s�omkowy kapelusz.
Apri� a� zach�ysn�a si� z wra�enia.
- Patrzcie! - szepn�a. - To Polly Walker! Artystka! Ale� szykowna babka!
M�oda kobieta przez chwil� jak gdyby si� waha�a w po�owie drogi mi�dzy samochodem a will�. Potem jednak stanowczym krokiem podesz�a do drzwi frontowych i zadzwoni�a. Czeka�a par� minut na pr�no, przyciskaj�c guzik dzwonka par� razy, w ko�cu pchn�a drzwi i wesz�a.
Troje dzieci dostrzega�o niejasno przez szyby werandy wn�trze obszernego salonu. Polly Walker wesz�a tam drzwiami w g��bi, lecz w progu zatrzyma�a si� jak wryta i krzykn�a.
- A co, nie m�wi�am? - szepn�a April.
M�oda kobieta zrobi�a par� krok�w ku �rodkowi pokoju i schyli�a si�, znikaj�c na chwil� z pola widzenia Carstairs�w. Gdy si� wyprostowa�a, podesz�a do telefonu i zdj�a s�uchawk� z wide�ek.
- Wzywa policj� - szepn�a Dina.
- Nie szkodzi - odpowiedzia�a r�wnie� szeptem April. - Policjanci stwierdz� wszystkie okoliczno�ci, ale dopiero mamusia wyci�gnie z nich w�a�ciwe wnioski. Tak zawsze pracuje Bill Smith w ksi��kach Clarka Camerona.
- Superman ma inn� metod� - odezwa� si� Archie przenikliwym dyszkantem. - Superman...
Zatykaj�c mu usta r�k�, Dina sykn�a ze z�o�ci�:
- Tsss... B�dziesz cicho? - Po czym powiedzia�a: - W ksi��kach J. J. Lane'a detektyw umy�lnie myli tropy, �eby policj� wyprowadzi� w pole.
- Mamusia te� to zrobi - o�wiadczy�a April. I proroczym tonem doda�a: - A je�li nie mamusia, to my...
Tymczasem Polly Walker od�o�y�a s�uchawk�, raz jeszcze spojrza�a na pod�og�, zadr�a�a i wybieg�a z salonu. W minut� p�niej ukaza�a si� przed domem, blada jak �ciana i wyra�nie wstrz��ni�ta. Zbli�y�a si� do samochodu, zerwa�a z g�owy s�omkowy kapelusz, cisn�a go na siedzenie, sama za� siad�a na stopniu wozu i opieraj�c �okcie na kolanach, kilkakrotnie przesun�a d�o�mi po twarzy i w�osach. Po chwili wyprostowa�a si�, potrz�sn�a g�ow�, wyj�a z torebki papierosa, zapali�a, dmuchn�a dwa razy dymem i zdepta�a niedopa�ek. Ukry�a twarz w d�oniach.
Z ust Diny wyrwa�o si� g�o�ne: "Och!" - zupe�nie tak samo, jak kiedy Archie pada�, zdzieraj�c sobie sk�r� z �okci i kolan albo kiedy April obci�a si� na egzaminie z matematyki, albo wreszcie gdy matka w porannej poczcie dostawa�a zamiast czeku list z ��daniem zwrotu korekt. Niemal odruchowo dziewczyna podbieg�a do zrozpaczonej m�odej kobiety, siad�a obok niej na stopniu samochodu i obj�a j� ramieniem.
Archie tak�e zareagowa� wsp�czuciem, lecz wyrazi� je zupe�nie inaczej. Wielkie szaroniebieskie oczy ch�opca wype�ni�y si� �zami, dr��ce usta szepn�y:
- B�agam, niech pani nie p�acze!
M�oda aktorka podnios�a twarz, bardzo blad�
- Zabi� j�... zabi�... Le�y martwa. Ach, po co on to zrobi�! Nie by�o wcale potrzebne... Nie powinien by�... Zabi� j�, zabi�...
Powtarza�a te s�owa bezd�wi�cznym g�osem, jak p�yta gramofonowa obracaj�ca si� w zbyt szybkim tempie.
- Niech pani lepiej tyle nie gada - odezwa�a si� April. - Gdyby tak policja us�ysza�a, co pani m�wi! Buzi� na k��dk� i sza!
Polly Walker rozejrza�a si� niespokojnie doko�a i zamruga�a nerwowo powiekami pytaj�c:
- Sk�d w�a�ciwie... i kto wy jeste�cie?
- Przyjaciele - oznajmi�a uroczy�cie Dina.
W k�cikach ust Polly Walker pojawi� si� cie� u�miechu.
- Wracajcie lepiej zaraz do domu. Tu sta�o si� co� okropnego.
- Wiadomo - odpar� Archie. - Morderstwo. Dlatego przyszli�my. Bo my... - Urwa�, wrzasn�� i umilk�, poniewa� April kopn�a go z ca�ych si� w kostk�.
- Kogo tu zamordowano? - spyta�a Dina.
- Flor� Sanford - bez tchu szepn�a Polly Walker. Lew� r�k� zas�oni�a oczy i za�ka�a: - Och, Wallie, Wallie, niem�dry, szalony! Jak mog�e�!
- Na lito�� bosk�! - wybuch�a April. - Lada chwila b�dzie pani musia�a odpowiedzie� na pytania policjantom, nie pora teraz na "jak mog�e�" i tak dalej. Po pierwsze to jest nudne, a po drugie on wcale tego nie zrobi�.
Polly Walker podnios�a wzrok na April, przyjrza�a jej si� uwa�nie i powiedzia�a: - Ooo! - W oddali ju� zawy�a syrena, a nik�y z pocz�tku jej g�os z ka�d� sekund� d�wi�cza� g�o�niej i bli�ej. Aktorka wyprostowa�a si� i odrzuci�a z czo�a zab��kane pasmo w�os�w.
- Niech pani upudruje tak�e nos - surowo poradzi�a Dina. Popatrzy�a w twarz siostry pytaj�c: - Co za "on"?
- Nie mam poj�cia - odpowiedzia�a Apri� wzruszaj�c ramionami.
Pierwszy samoch�d policyjny ju� skr�ca� w alej� wjazdow� z zamieraj�cym j�kiem syreny. Polly Walker wsta�a. Ledwie dos�yszalnie szepn�a:
- Uciekajcie do domu. Tu b�d� si� dzia�y rzeczy przykre.
- Nie dla nas - odpar�a April.
W�z policyjny zatrzyma� si� tu� przy szarym kabriolecie. Wyskoczy�o z niego czterech m�czyzn, wszyscy po cywilnemu. Dw�ch z oczyma skierowanymi na will� wyra�nie czeka�o rozkaz�w. Dwaj pozostali obeszli wok� samoch�d i zbli�yli si� do Polly Walker. Jeden z nich, szczup�y, �redniego wzrostu. z bujn�, g�adko zaczesan� szpakowat� czupryn�, opalon� cer� i jasnoniebieskimi oczami wygl�da� na zwierzchnika. Drugi, ogromny grubas, mia� pe�n� czerwon� twarz, t�uste czarne w�osy i niezmiennie sceptyczne spojrzenie.
- Gdzie s� zw�oki? - spyta� grubas.
Polly Walker wzdrygn�a si� lekko i palcem wskaza�a dom. Grubas skin�� na dw�ch policjant�w czekaj�cych przed domem i pierwszy ruszy� ku drzwiom Szpakowaty dow�dca spyta� tymczasem:
- Pani nazwisko?
- Polly Walker. To ja telefonowa�am do pan�w. Ja j� znalaz�am... - Polly m�wi�a teraz g�osem pewnym i spokojnym, chocia� doko�a warg sk�ra jej zbiela�a.
Oficer policji zanotowa� odpowied�, rozejrza� si� i spyta�:
- To jej dzieci?
- Mieszkamy w s�siedztwie - odpowiedzia�a z godno�ci� Dina.
Grubas z czerwon� twarz� wybieg� z domu i zameldowa�:
- Kobieta. Rzeczywi�cie ju� nie �yje. Zastrzelona.
- Pani Sanford zaprosi�a mnie na podwieczorek - wyja�ni�a Polly. - Zajecha�am przed dom i zadzwoni�am do drzwi. Nikt nie otwiera�, wi�c wreszcie wesz�am sama... i zobaczy�am j�... Natychmiast zawiadomi�am policj�.
- S�u��ca widocznie wysz�a - rzek� grubas. - W domu nie ma nikogo, panie poruczniku. Mo�liwe, �e dosta� si� jaki� rzezimieszek.
- Mo�liwe - zgodzi� si� porucznik, lecz bez przekonania. - Zawiadomicie lekarza policyjnego, O'Hare. Potem starajcie si� znale�� m�a zamordowanej.
- Ju� si� robi, - rzek� O'Hare i wr�ci� do willi.
- A teraz porozmawiamy - powiedzia� porucznik i spojrza� uwa�nie na Polly Walker. Pocz�stowa� j� papierosem, poda� ogie�. - Rozumiem, �e pani prze�y�a silny wstrz�s. Przykro mi, �e musz� tak zaraz m�czy� pani� pytaniami. Ale... - U�miechn�� si�
i twarz jego przybra�a wyraz rozbrajaj�cej �yczliwo�ci. - Mo�e jednak najpierw przedstawi� si� pani: porucznik Smith z wydzia�u kryminalnego...
W tej chwili okrzyk z ust Diny przerwa� mu wp� zdania.
- Och! Jak pan ma na imi�?
Porucznik spojrza� na ni� z odrobin� zniecierpliwienia.
- Na imi� mi Bill - rzek�. Nim zd��y� odwr�ci� si� ku Polly, Dina wyda�a znowu okrzyk, tym razem g�o�niejszy. - O co chodzi? - spyta� porucznik,
- Taki niezwyk�y zbieg okoliczno�ci! - wyja�ni�a Dina z przej�ciem.
- Niezwyk�e, �e nazywam si� Smith? Miliony ludzi nosz� to nazwisko.
- To prawda - zgodzi�a si� Dina. - Ale Bill Smith!
- Tak. Zapewne milion ludzi ma na imi� Bill, a na nazwisko Smith. C� w tym dziwnego?
Dina nieomal ta�czy�a z podniecenia.
- Jest pan detektywem. Nasza matka ma w�a�nie tak� posta�... - Dina umilk�a. - Mniejsza z tym, zreszt�.
Porucznik zmarszczy� brew.
- Moja panienko, ja tu jestem na s�u�bie. Nie mam czasu na pogaw�dki. Zostaw mnie, prosz�, w spokoju. Id�cie do domu, dzieci.
- Przepraszam - powiedzia�a ze skruch� Dina. - Nie chcia�am panu przeszkadza�. Czy pan jest �onaty?
- Nie! - warkn�� porucznik. Par� razy otworzy� usta, lecz zamkn�� je nie wym�wiwszy s�owa. - Moja panienko, prosz� i�� do domu. Jazda! Ju� was nie ma. Zabierajcie si� st�d.
Ale troje Carstairs�w ani drgn�o.
Pojawi� si� znowu sier�ant O'Hare.
- Svenson ju� wezwa� lekarza - zameldowa�. - Pan Sanford jaki� czas temu opu�ci� biuro, powinien by� tutaj za chwil�. - Odrywaj�c wzrok od twarzy zwierzchnika, popatrzy� na tr�jk� dzieci. - Niech si� pan porucznik o to nie troszczy. Ja sobie z nimi poradz�. Wychowa�em przecie� w�asnych dziewi�cioro. - Podszed� do nich i z gro�n� min� rykn��: - Czego tu!?
- Prosz� na nas nie krzycze� - ch�odno odpar�a April. Wyprostowa�a si� w ca�ej okaza�o�ci pi�ciu st�p i jednego cala i �mia�o spojrza�a grubasowi w oczy. - Przyszli�my tutaj - wyja�ni�a z wielk� godno�ci� - poniewa� us�yszeli�my strza�y.
Porucznik Smith i sier�ant O'Hare patrzyli na siebie wzajem przez d�ug� chwil�, po czym porucznik zapyta� bardzo �agodnie:
- Czy jeste� pewmi, �e to by�y strza�y, a nie ha�as samochodu?
April prychn�a wzgardliwie i nie raczy�a odpowiedzie�.
- Nie przypuszczam - rzek� sier�ant tonem sztucznie niedba�ym - �eby� umia�a okre�li�, o kt�rej godzinie us�yszeli�cie strza�y.
- Oczywi�cie �e mog� to ustali� - odpowiedzia�a April. - W�a�nie wesz�am do domu, �eby zobaczy� kt�ra godzina, bo chcia�am wiedzie�, czy ju� czas nastawi� ziemniaki. Wtedy us�yszeli�my strza�y. Kto� zosta� zabity! - Nagle podnosz�c g�os, April krzykn�a na ca�e gard�o: - Zamordowany!
I ze szlochem osun�a si� bezw�adnie na traw�. Dina rzuci�a si� na kolana krzycz�c - April!
Polly Walker zerwa�a si� ze stopnia samochodu.
- Niech pan pr�dko sprowadzi doktora! - zawo�a�a.
Porucznik Smith zblad�.
- Co si� sta�o tej ma�ej? - spyta�.
Dina wzdrygn�a si�: April, nie przestaj�c �ka� g�o�no, uszczypn�a j� pot�nie. Podnosz�c wzrok Dina wyja�ni�a:
- To wstrz�s. Moja siostra jest bardzo w�t�a.
- Doktora! - powt�rzy�a Polly Walker. - Biedne male�stwo...
Dina, pochylona nad siostr�, us�ysza�a tylko jedno s�owo wyszeptane rozkazuj�cym tonem: "Do domu!" Znowu wi�c spojrza�a na porucznika: - Zabior� j� do domu Boj� si�. �e dostanie ataku...
Archie staj�c na wysoko�ci zadania doda� natychmiast:
- April, jak ma atak, ciska w ludai wszystkim, co jej w r�k� wpadnie.
- Mo�e ja j� zanios� - ofiarowa� si� Bill Smith.
Dina podchwyci�a w spojrzeniu April ostrzegawczy sygna�: "Nie!"
- Ona mo�e i�� sama - powiedzia�a co pr�dzej. - To jej nawet dobrze zrobi. - Pomog�a siostrzyczce podnie�� si� z ziemi i obj�a j� ramieniem. April wci�� �ka�a bardzo g�o�no. - Zaprowadzimy j� do domu. Mamusia b�dzie wiedzia�a, co dalej z ni� trzeba zrobi�.
- Mamusiu! - zawy�a April. - Ja chc� do mamy!
- Bardzo s�usznie - rzek� porucznik Smith ocieraj�c kroplisty pot z czo�a. - Prosz� j� zaprowadzi� do domu, do matki. - Po czym, jak gdyby co� sobie przypominaj�c, doda�: - Zajd� tam p�niej, chcia�bym z wami porozmawia�. - Szloch ma�ej April
przycicha� ju� w oddali, gdy porucznik powiedzia� ze wsp�czuciem: - Biedne male�stwo.
Sier�ant O'Hare spojrza� na niego lodowato.
- Wychowa�em w�asnych dziewi�cioro - powt�rzy�. - Znam si� na tym. Takiej bezczelnej symulacji nie widzia�em w �yciu nigdzie, chyba na sali s�dowej,
Gdy rodze�stwo znalaz�o si� poza zasi�giem wzroku i s�uchu os�b zebranych przed will� Sanford�w, April przystan�a i zaczerpn�a tchu.
- Przypomnijcie mi - rzek�a - �ebym odwo�a�a wszystko, co m�wi�am z�ego o naszej instruktorce sztuki dramatycznej.
- Przede wszystkim przypomn� ci - odpar�a surowo Dina - �eby� nam wyt�umaczy�a, co mia�a znaczy� ta komedia.
Archie wytrzeszcza� na siostry zdumione oczy.
- Daj spok�j mora�om - odpar�a April. - Jeste�my najwa�niejszymi �wiadkami. Mo�emy ustali� dok�adnie czas, kiedy pope�niona zosta�a zbrodnia. Ale na razie nie chcemy ustala� czasu. Bo mo�liwe, �e trzeba b�dzie dostarczy� komu� alibi.
Dina powiedzia�a - Ooo! - I spyta�a: - Komu?
- Jeszcze nie wiadomo - oznajmi�a April. - W�a�nie dlatego gramy na zw�ok�.
- Wyt�umaczcie mi, wyt�umaczcie, wyt�umaczcie! - wrzeszcza� Archie, podskakuj�c z niecierpliwo�ci. - Nie rozumiem, o czym m�wicie!
- Zrozumiesz, jak b�dziesz starszy - powiedzia�a April.
Przez chwil� stali wszyscy troje w drzwiach domu spogl�daj�c po sobie i rozmy�laj�c. Na pi�trze maszyna terkota�a w dalszym ci�gu.
- Jako� to si� zrobi - orzek�a April. W piwnych oczach Diny pojawi� si� wyraz zadumy.
Sama ugotuj� dzisiaj obiad - szepn�a. - Mamusia nie b�dzie musia�a przerywa� pracy. Upiek� kawa�ek szynki, zrobi� sos imbirowy, puree z kartofli, pataty w cukrze, wspania�� sa�at� z ostrym serem i racuszki z kukurydzy na gor�co.
- Racuszk�w nie umiesz robi� - zauwa�y� Arenie.
- Mam ksi��k� kucharsk� - odpar�a Dina. - I umiem czyta�. Zrobi� jeszcze krem z bitej �mietanki. Mamusia szaleje za kremem. - Dina pokiwa�a g�ow� z namys�em. - Chod�cie lepiej ze mn� do kuchni, tam b�dzie mo�na swobodnie pogada� - zako�czy�a. - Trzeba u�o�y� plan dzia�ania. Chodzi o wa�ne rzeczy.
ROZDZIA� 2
Marian Carstairs - a raczej chwilowo J. J. Lane - powiod�a wzrokiem wok� sto�u i przeliczy�a swoje pociechy: Troje w komplecie. Westchn�a z zadowoleniem.
St� nakryty czystym koronkowym obrusem i o�wietlony �wiecami zdobi�a po�rodku czarka pe�na ��tych r�. Szynka okaza�a si� soczysta i krucha, subtelnie przyprawiona korzeniami, pataty p�ywa�y w g�stym brunatnym syropie, racuszki z kukurydzy by�y gor�ce i lekkie jak puch, a sa�atka skomponowana pomys�owo i doskonale.
April - to z�ote dziecko! - przynios�a przed obiadem na g�r� szklaneczk� kseresu i tak czule, tak milutko przem�wi�a do matki! "Mamusiu, w niebieskim szlafroku jest ci o wiele �adniej. Pozw�l, �e dzisiaj ja ci u�o�� w�osy. Umaluj si� koniecznie: To tak przyjemnie patrze� na ciebie przy stole, kiedy wygl�dasz zab�jczo". A na zako�czenie: "Zr�b to dla mnie, mamusiu, wepnij r�� nad uchem!"
Czy jakakolwiek inna matka na �wiecie mog�a si� pochwali� r�wnie cudownymi dzie�mi? Marian patrzy�a z rozczuleniem na swoj� tr�jk�. Dobre, m�dre i �liczne dzieciaki! U�miechn�a si� do nich promiennie, czyni�c sobie w duchu gorzkie wyrzuty, �e mog�a krzywdzi� te anio�ki cho�by nal�ejszym, cho�by ukrywanym podejrzeniem.
A jednak... Doskona�o�� tego obrazu co� jej przypomina�a. Nie pierwszy raz zdarza�a si� taka sielanka. Nauczona do�wiadczeniami przesz�o�ci, Marian Carstairs nie mog�a obroni� si� od podejrzenia, �e lada chwila dzieci wyst�pi� z jakim� niezwyk�ym projektem. Marian westchn�a znowu, tym razem ju� mnie rado�nie. Projekty zazwyczaj by�y nader chwalebne i zrozumia�e, ale - niestety! - zbyt ryzykowne, zbyt kosztowne lub zak��caj�ce rytm pracy, a najcz�ciej obci��one wszystkimi tymi trzema wadami jednocze�nie.
- Wuwszuszysustutkuko wuw puporzurz�dudkuku? - zwr�ci�a si� Dina do April.
- Abubsusolulututnunie - weso�o odpar�a April.
- Prosz� m�wi� po ludzku! - odezwa�a si� Marian Carstairs usi�uj�c przybra� surow� min�.
- To przecie� jest po ludzku! - wykrzykn�� Archie. - W j�zyku mum-mum. Zaraz mamie wyt�umacz� - che�pi� si� rozpromieniony. - Trzeba tylko ka�d� liter�...
- Mumilulczucz - szybko zawo�a�a April, daj�c bratu pod sto�em kopniaka. Archie j�kn��, poskromiony od razu
Po obiedzie April zanios�a kaw� do saloniku, Archie poda� skwapliwie papierosy, zapa�ki i popielniczk�. Marian Carstairs utwierdza�a si� coraz bardziej w podejrzeniach. Ale jak tu nie ufa� niewinnym wielkim oczom male�kiej April?
- Mamusia pewnie okropnie zm�czona - ze wsp�czuciem rzek�a Dina. o Mo�e da� sto�eczek pod nogi?
I nie czekaj�c na odpowied� wsun�a matce sto�eczek pod stopy.
- Mamusia nie powinna si� tak zapracowywa� - stwierdzi� Archie.
- Doprawdy - popar�a go April. - Mamusia potrzebuje jakiej� rozrywki. A najlepsza by�aby taka rozrywka, kt�ra jednocze�nie pomog�aby w pracy.
Marian zesztywnia�a. Przypomnia�y jej si� lekcje nurkowania na g��bi, pobierane przez ca�� rodzin�, rzekomo dla zbadania "reali�w". Musia�a zreszt� przyzna�, �e wynik�a z tego jedna z najpoczytniejszych ksi��ek J. J. Lane'a - tajemnica zasztyletowanego m�czyzny, kt�rego trupa znaleziono w kostiumie nurka... Mimo to...
- Mamusiu - odezwa�a si� �ywo April - gdyby pewn� osob� znaleziono martw� w jej w�asnym salonie i gdyby w kilka minut p�niej zajecha�a przed dom gwiazda filmowa i powiedzia�a, �e j� zaproszonona herbat�, i gdyby kto� s�ysza� dwa strza�y, ale ta osoba zosta�a zabita tylko jedn� kul�, i gdyby m�� jej znikn��, i nie mia� alibi, chocia� ani ta gwiazda, ani ten m�� nie s� nic winni... - W tym miejscu dziewczynce zabrak�o tchu, zach�ysn�a si� i zako�czy�a pytaniem: - ...to kto, wed�ug mamy, zabi� t� osob�?
- Na lito�� bosk� - zdumia�a si� Marian. - Gdzie� ty wyczyta�a takie brednie?
Archie zachichota� skacz�c na poduszkach kanapy.
- To wcale nie brednie! - zawo�a� na ca�e gard�o - I wcale tego nie czytali�my. My�my to widzieli!
- Archie! - surowo przywo�a�a go do porz�dku Dina. Zwr�ci�a si� do matki wyja�niaj�c: - Taki wypadek zdarzy� si� w s�siedniej willi. Dzi� po po�udniu.
Marian Carstairs szeroko otworzy�a oczy. Potem zmarszczy�a czo�o.
- Nonsens. Tym razem, nie dam si� nabra� na wasze kawa�y.
- S�owo honoru! - zapewni�a April. - To wszystko prawda. Ju� jest w wieczornej gazecie. - Spojrza�a rozkazuj�co na brata. - Przynie� gazet�, le�y w kuchni na stole
- Dlaczego zawsze ja? - roz�ali� si� Archie. Wybieg� jednak z pokoju.
- Pani Sanford? - dziwi�a si� Marian. - Ta kobieta! Kt� j� zabi�?
- W�a�nie: kto? - powt�rzy�a April. - Nikt nie wie. Policja ma jak�� g�upi� teori�, ale myli si�, jak zwykle.
Pochylili si� wszyscy nad gazet�, rozpostart� mi�dzy fili�ankami na stoliczku. By�y tam fotografie willi pa�stwa Sanford, Flory Sanford i jej zaginionego m�a, Wallace'a. Efektown� podobizn� Polly Walker opatrzono takim podpisem - "Gwiazda filmowa znajduje trupa".
- Polly Walker nie jest gwiazd� - stwierdzi�a Marian. - Po prostu m�oda aktorka,
- Teraz ju� jest gwiazd� - odpar�a �wiadoma rzeczy April - przynajmniej w prasie.
Wallace Sanford wyszed� z biura wcze�niej ni� zwykle i przyjecha� kolej� podmiejsk� do dzielnicy, w kt�rej mieszka�, o godzinie szesnastej minut czterdzie�ci siedem. Od tej chwili jednak nikt go nie widzia�, wi�c policja wszcz�a poszukiwania. Polly Walker odkry�a zbrodni� i zawiadomi�a policj� o godzinie siedemnastej. �lad�w rabunku lub gwa�tu nie stwierdzono.
- I to w�a�nie w s�siedniej willi! - szepn�a Marian.
Oczy trojga ma�ych Carstairs�w rozb�ys�y na te s�owa.
- Ale� to by�by numer! - powiedzia�a April do Diny. - Jak� reklam� zrobi�aby mamusia swoim ksi��kom, gdyby wykry�a morderc� i rozwi�za�a zagadk�!
- �adnej zagadki nie ma - odpar�a Marian sk�adaj�c gazet�. - Policja prawdopodobnie odnajdzie pana Sanford bez trudu. W tego rodzaju wypadkach jest dostatecznie sprawna.
- Ale�, mamusiu - rzek�a Dina - tego na pewno nie zrobi� pan Sanford!
Marian spojrza�a na ni� zaskoczona:
- A kto? - spyta�a.
- Na tym w�a�nie polega zagadka - o�wiadczy�a April i nabieraj�c tchu rozpocz�a d�u�sze przem�wienie: - Widzisz, policja zawsze kogo� podejrzewa o zbrodni�. Jak w tym wypadku biednego pana Sanforda. Ale zawsze okazuje si�, �e podejrzany jest nie
winny. Kto� inny musi wykry� zbrodniarza. Nie policja. Kto� w rodzaju Dona Drexlera z ksi��ek J. J. Lane'a.
W nag�ym ol�nieniu Marian Carstairs zrozumia�a wszystko, nie wy��czaj�c racuszk�w z kukurydzy i bukietu r� na stole. Tak jej si� przynajmniej, zdawa�o
- S�uchajcie, dzieci - powiedzia�a surowo i bardzo stanowczo. - Jest rzecz� oczywist�, �e pan Sanford zastrzeli� swoj� �on� i usi�uje teraz ukry� si� przed policj�. Nie mog� oburza� si� na niego szczerze, bo ta Flora by�a rzeczywi�cie okropn� kobiet�. Ale to sprawa policji, mnie nic do tego. - Marian spojrza�a na zegarek. - Czas wraca� do roboty.
- Mamusiu! - j�kn�a Dina. - B�agam ci�, pomy�l o tym! Czy nie rozumiesz, jaka to wspania�a okazja?
- Rozumiem, �e musz� zarobi� na �ycie dla nas wszystkich - odpar�a Marian Carstairs. - Od pi�tku za tydzie� mam dostarczy� maszynopis wydawcy, a napisa�am dotychczas nie wi�cej ni� dwie trzecie. Nie mam czasu na wtr�canie si� w cudze sprawy.
A gdybym nawet mia�a czas, nie chcia�abym si� miesza� do takich historii.
Dina, jakkolwiek strapiona, nie dawa�a za wygran�. Je�li nie pomog� rzeczowe argumenty, pozostaje jeszcze jedna bro�: April si� rozszlocha. To zazwyczaj osi�ga�o po��dany efekt.
- Mamusiu, pomy�l, co za reklama! Ile twoich ksi��ek kupiliby ludzie! A wtedy...
W tej chwili u drzwi wej�ciowych rozleg� si� dzwonek. Archie pobieg� otworzy�. Wszed� porucznik Bill Smith w towarzystwie sier�anta O'Hare.
Apri� b�yskawicznym spojrzeniem zlustrowa�a matk�. W porz�dku: nied�wied� by si� rozczuli� na jej widok. R�a nad uchem zas�ania�a pasmo siwych w�os�w. Szminka nie zd��y�a si� jeszcze zetrze�. B��kitny szlafroczek mia� szyk zab�jczy.
- Przepraszamy za naj�cie - rzek� Bill Smith. - Jeste�my z policji.
Wymieni� swoje nazwisko i przedstawi� sier�anta O'Hare.
Marian Carstairs zapyta�a: - Czym mog� s�u�y�? - tonem daj�c go�ciom wyra�nie do zrozumienia, �e przyszli bardzo nie w por�. Nie zach�ci�a ich ani s�owem do wej�cia w g��b mieszkania i nie zaproponowa�a, �eby usiedli, natomiast spojrza�a wymownie na zegarek.
Dina westchn�a. Matka staje si� niemo�liwa, kiedy wpadnie w sza� pracy! Zdobywaj�c si� na najbardziej uroczy u�miech Dina powiedzia�a:
- Prosz�, niech panowie usi�d�.
Porucznik Smith podzi�kowa� i usiad�. Rozejrza� si� z zachwytem po pokoju.
- Pozwol� panowie kawy? - zaszczebiota�a April Nim porucznik zd��y� otworzy� usta, sier�ant odpowiedzia�:
- Dzi�kujemy. Nie. Jeste�my tu s�u�bowo. Bill Smith odchrz�kn�� i rzek�:
- W s�siedniej willi pope�niono dzisiaj morderstwo. Prowadz� dochodzenie w tej sprawie.
- Dowiedzia�am si� o ca�ej historii dopiero przed paru minutami z gazety - odpar�a Marian. - Obawiam si� wi�c, �e nie mog� panu w niczym dopom�c. By�am przez dzisiejsze popo�udnie zaj�ta piln� prac�. - I doda�a z naciskiem: - Jeszcze jej nie sko�czy�am na dzi�.
- Mamusia pisze powie�ci kryminalne - skwapliwie wyja�ni�a Dina. - Sensacja pierwszej klasy.
- Nie czytuj� powie�ci kryminalnych - ch�odno o�wiadczy� Bill Smith. - Nie lubi� takich ksi��ek.
Marian lekko podnios�a w g�r� brwi.
- Co pan ma im do zarzucenia?
- Pisz� je ludzie nie maj�cy poj�cia o zagadnieniach kryminalistyki - rzek� Bill Smith - i urabiaj� w szerokich ko�ach czytelnik�w b��dne wyobra�enia o policji i policjantach.
- Czy�by? - lodowato spyta�a Marian. - Pozwoli pan sobie powiedzie�, �e wi�kszo�� policjant�w, z jakimi zetkn�am si� w �yciu...
Archie kichn�� g�o�no. Dina zwr�ci�a si� do porucznika:
- Czy pan doprawdy nie zechce napi� si� kawy?
April ze swej strony przyczyni�a si� do zwekslowania rozmowy na inne tory m�wi�c:
- Ale w tej szczeg�lnej sprawie...
- Ta szczeg�lna sprawa nale�y do policji, nie do mnie - przerwa�a Marian. - Panowie wybacz�, ale...
- Pani dzieci s�ysza�y strza�y - odezwa� si� sier�ant O'Hare. - S� �wiadkami.
- Z pewno�ci� z�o�� zeznania bardzo ch�tnie, gdy przyjdzie na to pora - powiedzia�a Marian. - Nawet gdyby pan sobie tego nie �yczy�, bo w�tpi�, czy jakakolwiek si�a powstrzyma�aby moje dzieci od m�wienia.
Porucznik Bill Smith po raz wt�ry odchrz�kn�] i przypominaj�c sobie, �e kiedy� pewien zwierzchnik okre�li� w raporcie jego spos�b bycia jako "ujmuj�cy", u�miechn�� si�, jak potrafi� najsympatyczniej.
- Prosz� pani - rzek� - rozumiem, �e to dla pani bardzo niemi�a historia, lecz wobec tak szczeg�lnych okoliczno�ci pewien jestem, �e zechce pani wsp�dzia�a� z nami.
- Zechc� - odpar�a Marian. - Kupi� moim dzieciom nowe ubrania, �eby wygl�da�y jak najlepiej sk�adaj�c zeznania przed s�dem. Tymczasem jednak my�l�, �e wyczerpali�my temat.
- Chwileczk�, moja pani - wmiesza� si� sier�ant O'Hare, o kt�rym nikt nigdy nie napisa�, �e ma ujmuj�cy spos�b bycia. - Te panine dzieciaki s� jedyny mi �wiadkami, mog�cymi ustali� dok�adnie czas zbrodni. Chcemy wiedzie�, o kt�rej godzinie pad�y strza�y.
- Ja w�a�nie wtedy patrza�am na zegar - szybko odezwa�a si� April rzucaj�c matce b�agalne spojrzenie - bo zastanawiali�my si�, czy ju� pora wstawi� kartofle.
Marian Carstairs westchn�a.
- No, dobrze. Powiedz tym panom, kt�ra wtedy by�a godzina, i niech si� to wreszcie sko�czy.
Archie wyskoczy� nagle zza fotela.
- By�a w�a�nie... - zacz��, ale urwa� i zawy� z b�lu, rozcieraj�c energicznie rami�, kt�re April uszczypn�a ukradkiem.
- Juja odudpupowuwiemum! - szepn�a April.
- Mum�wuw tuty - zgodzi�a si� Dina.
Marian zaci�a wargi.
- Prosz� m�wi� po ludzku - napomnia�a.
April mia�a mink� �a�osn� i wydawa�a si� troch� zdenerwowana. Podesz�a do porucznika Smitha i wznios�a ku niemu �liczne oczy, w kt�rych ju� wzbiera�y �zy.
- Patrza�am na zegar, bo nie by�am pewna, czy pora nastawia� kartofle - powt�rzy�a. - Mia�am je nastawi� kwadrans przed pi�t�. Ale by�o dopiero wp� do pi�tej, wi�c wr�ci�am na ganek.
Bill Smith i sier�ant O'Hare patrzyli na siebie, nieco zbici z tropu.
- Ty przecie� nigdy nie wstawiasz kartofli - odezwa� si� Archie. - To rzecz Diny.
- Ale ja chodzi�am spojrze� na zegar, czy Dina ju� powinna wstawi� kartofle - stwierdzi�a April.
Dina spioruno'wa�a brata wzrokiem tak, �e umilk� od razu.
Bill Smith u�miechn�� si� do April przymilnie.
- Prosz� ci�, zastan�w si� dobrze, male�ka. Zab�jstwo to straszna zbrodnia. Cz�owiek, kt�ry powa�y� si� zabi� drugiego cz�owieka, musi za to ponie�� kar�. Rozumiesz to, prawda?
April skin�a g�ow�, patrz�c ufnie w oczy porucznika.
- To powa�na sprawa - ci�gn�� Bill Smith nabieraj�c pewno�ci siebie. - Mo�liwe, �e twoje �wiadectwo, ustalaj�ce dok�adnie godzin� zbrodni, pomo�e nam wykry� osob�, kt�ra dopu�ci�a si� tak okropnego przest�pstwa. Rozumiesz, jak wielka wag� ma dla nas
�cis�a informacja o tym szczeg�le? Rozumiesz na pewno! Jeste� przecie� dobr�, rozumn�, dzieln� dziewczynk�! Powiedz mi jak najdok�adniej...
- Dok�adnie by�o wp� do pi�tej - odpar�a April. - W�a�nie spojrza�am na zegar, �eby sprawdzi�, czy,. Ale to ju� panu m�wi�am. Je�li pan mnie nie wierzy, prosz� spyta� Diny. Bo ja wtedy wr�ci�am na ganek i powiedzia�am jej, �e ma jeszcze kwadrans czasu do
wstawienia kartofli.
Bill Smith przeni�s� uwa�ne spojrzenie na twarz Diny.
- April m�wi prawd� - o�wiadczy�a Dina. - Pami�tam dobrze. April posz�a zobaczy� na zegarze, czy ju� pora...
Archie pryehn�� drwi�co.
- Nigdy nie wstawiasz kartofli kwadrans przed pi�t�, ale dopiero o pi�tej.
- Dzisiaj wstawi�am wcze�niej - wyja�ni�a Dina - bo mia�y by� pieczone kartofle. Pieczenie trwa d�u�ej ni� gotowanie.
- Przecie� dzi� by�o puree z kartofli! - tryumfal nie wrzasn�� Archie. - By�o puree! Pleciesz bzdury, Dina!
Dina westchn�a.
- No, bo us�yszeli�my strza�y i pobiegli�my do willi pa�stwa Sanford, a jak wr�cili�my, to ju� by�o za p�no na pieczenie kartofli, wia� musia�am je ugotowa�. - To m�wi�c Dina wpi�a palce w plecy brata tu� pod lew� �opatk�. Archie zrozumia� sygna� i uspokoi� si� natychmiast. - Mniejsza o to zreszt�. Fakt, �e by�o wp� do pi�tej, kiedy Apri� patrza�a na zegar, i �e zaraz potem us�yszeli�my strza�y - zako�czy�a z przekonaniem.
- Ledwie zd��y�am wr�ci� na ganek, tam ju� kto� strzeli� - doda�a April.
- Jeste� pewna? - nie�mia�o spyta� Bill Smith.
Tr�jka m�odych Carstairs�w jak jeden m�� kiwn�a energicznie g�owami z wzorow� solidarno�ci�.
- Panie poruczniku - odezwa� si� sier�ant O'Hare - niech pan pozwoli, ja to za�atwi�. Wychowa�em w�asnych dziewi�cioro.
Sier�ant zbli�y� si� do April i pogrozi� palcem tu� przed jej nosem. - Gadaj prawd� - rykn�� - bo po�a�ujesz! Kt�ra by�a godzina, jak us�ysza�a� strza�y?
- Wppp� ddo pppi�tttej - wyj�ka�a April i wybuchaj�c p�aczem przebieg�a przez pok�j, by ukry� twarz na matczynym �onie. - Mamusiu! - �ka�a. - Boj� si� tego pana!
- Prosz� nie straszy� mi dzieci - ostro powiedzia�a Marian.
- April przez pana p�acze! - wrzasn�� Archie i z ca�ej si�y kopn�� sier�anta w kostk�.
- Wstydzi�by si� pan! - karc�cym tonem wtr�ci�a Dina. - I to ojciec dzieciom!
Oblicze sier�anta O'Hare przybra�o kolor surowego buraka. Nie wyrzek� ani s�owa.
- Poczekajcie na mnie w samochodzie - oschle rzuci� mu rozkaz porucznik Bill Smith.
Sier�ant O'Hare pomaszerowa� ku drzwiom mieni�c si� na twarzy rozmaitymi odcieniami purp'ury i szkar�atu. Na progu przystan�� i wyci�gaj�c oskar�ycielski palec w strov� Marian Carstairs, rykn��: - Pani jest jej matk�. Powinna jej pani spu�ci� dobre lanie. - To rzek�szy znikn�� trzaskaj�c drzwiami.
- Okropnie mi przykro, �e sier�ant zdenerwowa� t� male�k�! - Bill Smith usi�owa� przeb�aga� ura�on� rodzin�. - A przecie� do�� spojrze� na ni�, �eby od razu wiedzie�, �e to bardzo wra�liwe dziecko.
- April wcale nie jest zbyt wra�liwa - odpar�a Marian g�adz�c w�osy c�reczki. - Ka�dy by si� zdenerwowa� na jej miejscu. Skoro dzieci m�wi�, �e s�ysza�y wystrza� o wp� do pi�tej, to znaczy, �e s�ysza�y go o wp� do pi�tej, i sprawa sko�czona. Czy pan �mie przypuszcza�, �e moje dzieci chcia�yby wprowadzi� w b��d policje?
Oczy Marian Carstairs spotka�y wzrok porucznika i wytrzyma�y go d�ug� chwil�. Bill Smith na pr�no szuka� formu�ki, kt�ra nie uchybiaj�c grzeczno�ci wyrazi�aby jego prze�wiadczenie, �e April k�amie jak z nut. Wyobra�a� sobie dziewczynk� w roli �wiadka na sali s�dowej, przysi�gaj�c� w�r�d �ez, �e strza�y us�ysza�a o wp� do pi�tej. Wyobra�a� sobie r�wnie� wra�enie, jakie wywrze to na zespole przysi�g�ych.
- Niech b�dzie i tak - powiedzia� osch�ym tonem. - A wi�c o wp� do pi�tej. Dzi�kuj� za cenne informacje i przepraszam, �e pa�stwa niepokoi�em.
- Mi�o nam by�o - odpar�a nie mniej oschle Marian. - Mam nadziej�, �e nie zajdzie potrzeba dalszych dyskusji na ten temat. Dobranoc panu.
Din� ogarn�a panika. Podbieg�a do drzwi, otworzy�a je przed porucznikiem.
- Szkoda, ze musi pan ju� i�� - powiedzia�a serdecznie. - By�o nam bardzo przyjemnie, �e nas pan zechcia� odwiedzi�. Prosimy zajrze� znowu w najbli�szym czasie.
Porucznik Bill Smith patrzy� na ni� w os�upieniu, ca�kowicie zbity z tropu i bardzo zak�opotany. Sam nie wiedzia� dlaczego, ale �al mu by�o st�d odchodzi�. Po z�o�eniu kr�tkiego raportu w komendzie policji mia� wr�ci� do swego wykwintnego, lecz pustego hotelowego apartamentu. Ch�tnie by zosta� d�u�ej w tym mi�ym saloniku.
- Ano - powiedzia� - dobranoc. - Potkn�� si� w progu, zaczerwieni� i powt�rzywszy: - Dobranoc - wyszed�.
April zachichota�a. Marian Carstairs zsun�a j� ze swych kolan i wsta�a z fotela.
- Nie pojmuj�, jak mog�am kiedykolwiek �udzi� si�, �e lubi� dzieci! - oznajmi�a z oburzeniem, kieruj�c si� ku schodom. - Bardzo prosz� trzyma� si� z dala od tej historii - rzek�a stanowczo - i mnie do niej nie miesza�. - Na drugim stopniu przystan�a jednak. - Swoj� drog� chcia�abym si� dowiedzie�, co m�wili�cie w tym swoim poga�skim j�zyku? - spyta�a.
- April powiedzia�a: "Ja odpowiem" - pisn�� tryumfalnie Archie, nim kt�ra� z si�str zd��y�a go uszczypn��. A Dina powiedzia�a: "M�w ty!" Trzeba tylko ka�d� liter�... Auuuu!
- Czekaj, ju� ja ci dam! - sykn�a w�ciekle April.
Marian Carstairs skrzywi�a si� z niesmakiem.
- Tak te� przypuszcza�am. Nie wierzy�am wam, chocia� ten naiwny policjant Smith da� si� nabra�. Ale prosz�, �eby na tym by� koniec. Nie interesuje mnie, kto zabi� Flor� Sanford, a policjant�w nie cierpi�.
Odwr�ci�a si� i posz�a na g�r�.
Troje ma�ych Carstairs�w milcza�o co najmniej przez sze��dziesi�t sekund. Z pierwszego pi�tra dobiega� znowu terkot maszyny do pisania.
- No, tak - z �alem w g�osie powiedzia�a wreszcie Dina. - Ale pomys� by� dobry.
- Nie "by�" - poprawi�a April - ale "jest". Je�eli mamusia nie chce wykry�, kto zabi� pani� Sanford, to my si� tym zajmiemy. W�a�nie my mamy wi�ksze mo�liwo�ci ni� ktokolwiek na �wiecie. Nie potrzebujemy nawet prosi� mamusi o pomoc, wszystkiego si� dowiemy z ksi��ek J. J. Lane'a.
- Ale ja nie o tym my�la�am - odpar�a Dina. - Chodzi�o mi o niego - wskaza�a palcem drzwi, za kt�rymi przed chwil� znikn�� Bill Smith.
Archie poci�gn�� nosem.
- Mnie si� podoba� - oznajmi�.
- Nie martwcie si� - powiedzia�a April. - Je�li chodzi o mamusi� i Billa Smitha, to... April nabra�a tchu i wyrecytowa�a: - ...konflikt i antagonizm przy pierwszym spotkaniu stanowi� cz�sto wst�p do szcz�liwej, mi�o�ci.
- Tego sama nie wymy�li�a�! - zawo�a� Archie.
- Zgad�e� - roze�mia�a si� April. - Przeczyta�am to zdanie w jednej z ksi��ek mamusi.
ROZDZIA� 3
Pierwsze �niadanie w dni powszednie odbywa�o si� w domu Carstairs�w wedle dw�ch schemat�w. Niekiedy schodz�c rano do kuchni dzieci zastawa�y tam ju� krz�taj�c� si� matk�. Zwyk�e mia�a na sobie weso�y pikowany szlafroczek w kwiaty, a g�ow� owi�zan� chustk�, rzadziej - robocze spodnie. Drugi typ ranka odznacza� si� tym, �e dzieci same przygotowywa�y �niadanie i przed wyruszeniem do szko�y zanosi�y na tacy kaw� i czyst� popielniczk� zaspanej i ziewaj�cej matce.
Z g�ry by�o wiadomo, jaki przebieg b�dzie mia� nast�pny ranek. Je�eli ostatnia zasypiaj�ca latoro�l Carstairs�w s�ysza�a p�nym wieczorem stukaj�c� w szalonym tempie maszyn� do pisania, znaczy�o to, �e nazajutrz Dina musi natychmiast po alarmie budzika p�dzi� na d� i gotowa� owsiank�. Pami�tnego dnia April i Dina, chocia� posz�y spa� bardzo p�no, maj�c do om�wienia tyle wydarze�, s�ysza�y terkot maszyny w pokoju matki, zapowiada� si� wi�c ranek typu drugiego.
Dzie� zacz�� si� pechowo. Wszyscy wstali w najgorszych humorach. Przej�ta dyskusj� o morderstwie w willi Sanford�w, Dina zapomnia�a nastawi� budzika i spa�a o kwadrans za d�ugo. Archie wprawdzie obudzi� si� wcze�nie, ale zaj�ty klejeniem czo�gu z tektury, zuchwale odm�wi� udzia�u w przygotowaniu �niadania. April sp�dzi�a p� godziny przed lustrem, pr�buj�c kolejno czterech r�nych uczesa�. Gdy wreszcie troje Carstairs�w spotka�o si� w kuchni, do momentu przejazdu szkolnego autobusu zosta�o ledwie p� godziny. Sytuacja by�a bardzo napi�ta.
- Archie - powiedzia�a Dina - zrobisz grzanki.
- Figa - odpar� Archie. - Wypchaj si�.
Mimo tak bezczelnej odpowiedzi, umie�ci� grzanki w piecyku.
- April - powiedzia�a Dina - przynie� mleko.
- Jeszcze czego! - mrukn�a April. Ale przynios�a mleko.
- B�d�cie cicho - powiedzia�a Dina. - Nie trzeba budzi� mamusi. - Zapad�o milczenie. Kiedy Dina m�wi�a tym tonem, nikt nie replikowa�.
- A poza tym - ci�gn�a Dina, podejmuj�c przerwan� przez noc dyskusj� - nie mo�emy dzisiaj zwagarowa� ze szko�y. Pami�tacie, ile by�o k�opotu po przednim razem.
- Policja zbierze wszystkie poszlaki, nim zd��ymy wr�ci� do domu - pos�pnie stwierdzi�a April.
Dina nic na to nie odpowiedzia�a, ten argument by� ju� dostatecznie przedtem roztrz�sany.
- Nie mo�emy prosi� mamusi o usprawiedliwienie dla wszystkich trojga - ci�gn�a. - Po pierwsze: mamusia �pi. Po drugie: kierownik szko�y kr�ci� nosem, kiedy przynie�li�my za�wiadczenie, �e nas wszystkich na raz rozbola�y z�by, w dniu, w kt�rym do
miasta przyjecha� cyrk. Gdyby znowu kierownik we zwa� mamusi� straci�aby biedaczka mas� czasu.
- No, dobrze, dobrze - mrukn�a April. - Ale po powrocie ze szko�y natychmiast...
Dina sppchmurnia�a.
- Obieca�am Piotrowi, �e zagram z nim po lekcjach w krokieta.
April z brz�kiem odstawi�a butelk� mleka.
- Ano, je�li dla ciebie randka z tym piegowatym chudzielcem jest wa�niejsza ni� kariera rodzonej matki...
- PSS... - spr�bowa� uciszy� j� Archie.
- Jak �miesz psyka� na mnie! - warkn�a April i trzepn�a brata w ucho.
Archie wrzasn��: - Ty j�dzo! - i odda� cios.
Z kolei zawy�a April: - Auuu! Nie ci�gnij mnie za w�osy!
Dina skoczy�a ku April, April skotzy�a za bratem, April rycza�a, Archie piszcza�, Dina usi�owa�a przekrzycze� oboje. Przygotowane �niadanie wyl�dowa�o z g�o�nym pla�ni�ciem na pod�odze i rozprysn�o si� po ca�ej kuchni. Nagle przytomniej�c, Dina napomnia�a szeptem:
- Ej, dzieci, spok�j!
Zapad�a cisza.
W progu stan�a Marian Carstairs, zarumieniona, z zaspanymi oczyma. Mia�a na sobie pikowany szlafrok i barwn� chustk� na g�owie. Tr�jka Carstairs�w patrza�a na matk�, matka spogl�da�a na nich i na poniewieraj�ce si� na ziemi �niadanie.
- Mamusiu - powa�nie o�wiadczy�a April - je�eli powiesz "piskl�ta w gniazdku �yj� zgodnie", uciekniemy z domu na zawsze.
Archie zachichota�. Dina wzi�a si� do zmiatania szcz�tk�w jedzenia z pod�ogi, Marian ziewn�a i u�miechn�a si� troch� kwa�no.
- Zaspa�am - powiedzia�a. - Co macie na �niadanie?
- To - odpar�a Dina wskazuj�c pe�n� �mietniczk�. - My�my te� zaspali.
- No, trudno - rzek�a matka. - Nie widz� tu zreszt� smako�yk�w, ma�a szkoda. W ci�gu czterech minut podejmuj� si� usma�y� jajecznic�. Gazeta jest? W pi�� minut potem wszyscy siedzieli przy stole i jedli jajecznic�, a Marian roz�o�y�a gazet�.
- Czy policja znalaz�a pana Sanforda? - spyta�a Dina sztucznie oboj�tnym tonem.
Marian Carstairs potrz�sn�a g�ow�.
- Szukaj� dalej. - Westchn�a: - Kt� m�g� si� spodziewa�, �e tak �agodny cz�owiek jak Wallie Sanford dopu�ci si� zab�jstwa!
Dina zerkn�a przez rami� matki na pierwsz� stron� gazety, gdzie historia morderstwa zajmowa�a ca�� drug� kolumn�.
- Czy to nie dziwne, mamusiu - powiedzia�a. - Pani Sanford zosta�a trafiona tylko jedn� kul�. A drugiej policja nie znalaz�a.
- Jakiej drugiej? - spyta�a Marian.
- S�yszeli�my dwa strza�y - przypomnia�a April.
Marian podnios�a wzrok znad fili�anki.
- Czy jeste�cie pewni?
Troje Carstairs�w przytakn�o jednomy�lnie.
- To rzeczywi�cie dziwne - powiedzia�a Marian, jakby w zamy�leniu.
Dzieci skwapliwie wykorzysta�y ten moment przewagi.
- Wiesz, mamusiu - szybko odezwa�a si� Dina - za�o�� si�, �e ty by� pr�dzej rozwi�za�a t� zagadk� ni� policja. - I przypominaj�c sobie, co matka poprzedniego wieczora powiedzia�a o policji, doda�a: - To s� t�paki.
- Pewnie, �ebym to umia�a zrobi� - wyrzek�a w zadumie Marian Carstairs. - Niemal ka�dy... - Urwa�a i przybieraj�c surowy wyraz twarzy o�wiadczy�a: - Mam bez tego do�� roboty. Sp�nicie si� na szkolny autobus, je�eli nie ruszycie natychmiast, i to pe�nym gazem.
Troje Carstairs�w spojrza�o na kuchenny zegar i ruszy�o pe�nym gazem. Matka w przelocie poca�owa�a ka�de z dzieci na po�egnanie. Lecz April, wychodz�c ostatnia, raz jeszcze rzuci�a okiem na zegar i b�yskawicznie obliczy�a mo�liwo�ci: je�li pobiegnie na prze�aj i utrzyma dobre tempo, oszcz�dzi sze��dziesi�t sekund. Przytuli�a si� do matki i zerka�a �a�o�nie.
- Na Boga! - zdumia�a si� Marian. - Co ci si� sta�o, c�reczko?
- Pomy�la�am sobie - wyszlocha�a April - jak to b�dzie okropnie, kiedy my doro�niemy i powychodzimy za m��, i wyprowadzimy si�, a mamusia zostanie samiute�ka!
I wycisn�wszy na policzku matki bardzo mokry poca�unek April pomkn�a niczym zaj�c sk�onem pag�rka w d�, zadowolona, �e posia�a w jej g�owie my�l, kt�ra powinna wyda� pewne owoce, w wypadku, gdyby podczas nieobecno�ci dzieci na widowni zjawi� si� porucznik Bill Smith.
Marian Carstairs wr�ci�a wolnym krokiem do kuchni. Zebra�a ze sto�u talerze, umie�ci�a je w zmywalni, pu�ci�a na nie strumie� gor�cej wody, odstawi�a mleko i mas�o do lod�wki. Teraz, gdy trzy pary n�g nie tupa�y po schodach i trzy g�osy nie rozbrzmiewa�y gwarem, dom zdawa� si� bardzo pusty i bardzo cichy. Marian uczu�a si� samotna, niewiarygodnie osamotniona, i nagle ogarn�o j� zniech�cenie. April mia�a s�uszno��. Jak�e okropne b�dzie �ycie, kiedy dzieci wyrosn�, za�o�� w�asne domy i odejd� w �wiat.
W pokoju na pierwszym pi�trze w maszynie tkwi�a strona 245 urwana na wierszu, kt�ry brzmia� tak. "Clark Cameron przyjrza� si� nieruchomej postaci le��cej na pod�odze i prostuj�c si� rzek� z namys�em: - To nie by� atak sercowy. Ten cz�owiek zosta� zamordowany, zamordowany tak, jak i tamci..." Marian Carstairs mia�a ju� gotowy dalszy ci�g: "Z ust bladej dziewczyny wyrwa� si� cichy okrzyk grozy..." Wiedzia�a te�, �e powinna bez zw�oki przebra� si� w robocze spodnie i si��� do maszyny, by nastuka� dziesi�� nast�pnych stron "Si�dmego truciciela".
Zrobi�a jednak co� zupe�nie innego: wysz�a do ogrodu i zacz�a przechadza� si� nerwowo po wysypanej �wirem �cie�ce. Oczywi�cie, minie sporo lat, nim zostanie sama. Co najmniej dziesi��. Ale dziesi�� lat przemknie jak sen. Nie do wiary, �e to ju� dziesi�� lat, odk�d Jerry... Marian siad�a na �awce, kt�r� zwykle zajmowa�y jej c�rki, kiedy �uska�y groszek, i raz jeszcze przywo�a�a na pami�� histori� swego �ycia.
Poznali si� na rogu ulicy w Chicago, nad trupem gangstera, przeszytego seri� z karabinu maszynowego. By�a to jej pierwsza powa�niejsza wyprawa reporterska. Marian mia�a w�wczas ledwie dziewi�tna�cie lat, chocia� przysi�g�a, �e sko�czy�a dwadzie�cia pi��, gdy ubiega�a si� w redakcji o ten reporta�. Trz�s�a si� ze strachu. Georges Carstairs by� smuk�y, mia� niesforn� ciemnoblond czupryn� i u�miechni�t�, piegowat�, sympatyczn� twarz. Powiedzia�: "No co, ma�a, zapomnia�a pani wszystko, czego pani� nauczyli w szkole dziennikarskiej?" W dziesi�� minut p�niej spyta�: - "Mo�e by�my si� spotkali jutro wieczorem?"
Spotkanie nie dosz�o nazajutrz do skutku. Tego bowiem wieczora wybuchn�� po�ar w wielkiej hurtowni. Spotkali si� dopiero w rok potem, w �odzi unoszonej przez wzburzone wody wezbranej powodzi� Missisipi. Jerry o�wiadczy� si� natychmiast, jeszcze w �odzi. �lub wzi�li w Nowym Jorku w urz�dzie stanu cywilnego, tego samego dnia, gdy mer miast