3234

Szczegóły
Tytuł 3234
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3234 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3234 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3234 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dan Simmons Zag�ada Hyperiona przek�ad : Rados�aw Januszewski & Marek Rudnik 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 28. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. 39. 40. 41. 42. 43. 44. 45. 46. Dan Simmons Zag�ada Hyperiona . 1 . Czy B�g mo�e podj�� rozgrywk� z istot� stworzon� przez Siebie? Czy jakikolwiek tw�rca, nawet niedoskona�y, mo�e podj�� rozgrywk� z istot� stworzon� przez siebie? Norbert Wiener, God and Golem, lnc. Wyobra�ni� mo�na przyr�wna� do snu Adama - obudzi� si� i stwierdzi�, �e to, co mu si� �ni�o, dzieje si� naprawd�. Z listu Johna Keatsa do przyjaciela W dniu, kiedy wyruszy�a armada, w ostatnim dniu �ycia do jakiego przywykli�my, zosta�em zaproszony na przyj�cie. Tego wieczoru podobne spotkania odbywa�y si� na wszystkich stu pi��dziesi�ciu planetach Sieci, ale tylko to liczy�o si� naprawd�. Po�wiadczy�em odbi�r za po�rednictwem datasfery, upewni�em si�, �e m�j najlepszy str�j oficjalny jest czysty, umy�em si�, ogoli�em, ubra�em z wyszukan� staranno�ci� i skorzysta�em z jednorazowego zapisu na chipie zaproszeniowym, �eby o wyznaczonym czasie teletransportowa� si� z Esperance do Centrum Tau Ceti. Na tej p�kuli TC2 g�ste, �agodne �wiat�o zalewa�o pag�rki Parku �ani, szare wie�e kompleksu administracyjnego po�o�onego daleko na po�udniu, wierzby p�acz�ce, paprocie ogniste rosn�ce wzd�u� brzeg�w rzeki Tetydy i bia�� kolumnad� samego budynku rz�dowego. Nadci�ga�y tysi�ce go�ci, ale personel zabezpieczaj�cy wita� ka�dego z osobna, por�wnywa� kody na zaproszeniach z wzorem DNA i wdzi�cznym ruchem d�oni pokazywa� drog� do baru i bufetu. - M. Joseph Severn? - upewni� si� uprzejmie przewodnik. - Tak - sk�ama�em. Takie teraz nosi�em imi�. - CEO Gladstone chcia�aby spotka� si� z panem p�niej, tego wieczoru. Zostanie pan powiadomiony, kiedy b�dzie mog�a pana przyj��. - Doskonale. - Je�li �yczy�by pan sobie jakiej� rozrywki albo posi�ku, kt�rych nie ma na miejscu, wystarczy, �eby wypowiedzia� pan to na g�os, a monitory naziemne zatroszcz� si� o spe�nienie pa�skiego ��dania. Skin��em g�ow�, u�miechn��em si� i wymin��em przewodnika. Zanim zdo�a�em przej�� kilka krok�w, zwr�ci� si� do nast�pnych go�ci ukazuj�cych si� na platformie terminalu. Z punktu widokowego na niskim pag�rku dostrzeg�em tysi�ce go�ci, k��bi�cych si� na kilkuset akrach wypiel�gnowanego trawnika. Wielu z nich przechadza�o si� po zagajnikach przystrzy�onych drzewek. ��czka, na kt�rej sta�em, by�a ocieniona przez drzewa rosn�ce wzd�u� rzeki. Wy�ej rozci�ga�y si� reprezentacyjne ogrody, a za nimi wznosi�a si� ogromna masa budynku rz�dowego. Na odleg�ym patio gra�a orkiestra. Ukryte g�o�niki przenosi�y d�wi�ki do najodleglejszych zak�tk�w Parku �ani. Wysoko w g�rze nie ko�cz�cy si� sznur EMV wyp�ywa� z bramy teletransportera. Przez chwil� obserwowa�em, jak ich jaskrawo odziani pasa�erowie wysiadali na platformie terminalu dla pieszych. Zafascynowa�a mnie r�norodno�� pojazd�w. Wieczorne �wiat�o odbija�o si� od b�yszcz�cych karoserii standardowych vikken�w, altz�w i sumato. Ale promienie b��dzi�y te� po rokokowych kad�ubach barek lewitacyjnych i metalowych pokrywach antycznych �migaczy, kt�re stanowi�y osobliwo�� jeszcze w czasach, gdy istnia�a Stara Ziemia. Szed�em wzd�u� brzegu rzeki Tetydy obramowanego schodami. Mija�em przystanie, przy kt�rych niewiarygodna zbieranina �odzi wypluwa�a t�umy pasa�er�w. Tetyda by�a jedyn� w ca�ej sieci rzek� przep�ywaj�c� przez bramy teletransporter�w na ponad dwustu planetach i ksi�ycach. Ludzie, kt�rzy mieszkali nad jej brzegami, nale�eli do najbogatszych w ca�ej Hegemonii. Na rzece pojawia�y si� wielkie, bogato zdobione kr��owniki, pokryte p��tnem d�ubanki i pi�ciopok�adowe barki - wiele z nich mia�o na pewno urz�dzenia lewitacyjne. By�y te� wykwintne �odzie mieszkalne z w�asnymi teletransporterami, ma�e p�ywaj�ce wyspy sprowadzane z ocean�w Maui - Przymierza, sportowe, pochodz�ce z ery przed hegir� �cigacze i �odzie podwodne oraz r�norakie r�cznie rze�bione wodne EMV z Renesansu. Znalaz�o si� te� kilka wsp�czesnych jacht�w - wsz�do�az�w. Ich kontury ukryte by�y za owaln� pow�ok� pola si�owego. Go�cie, kt�rzy wychodzili na l�d, wygl�dali nie mniej okazale ni� ich �odzie. Nosili najrozmaitsze ubrania, pocz�wszy od przedhegirowych, konserwatywnych stroj�w wieczorowych - wk�adali je ci, kt�rych cia� nie tkn�a kuracja Poulsena - sko�czywszy na najmodniejszych w tym tygodniu kreacjach z TCZ opinaj�cych figury ukszta�towane przez najs�ynniejszych ARNist�w Sieci. Poszed�em dalej i zatrzyma�em si� na chwil� przy d�ugim stole, �eby na�o�y� na talerz pieczon� wo�owin�, sa�at�, filet z ka�amarnicy curry z Parvati i gor�cy jeszcze chleb. Zanim znalaz�em miejsce w ogrodzie, �eby usi���, �agodne �wiat�o wieczoru przesz�o w zmierzch. Pojawi�y si� gwiazdy. �wiat�a pobliskiego miasta i kompleksu administracyjnego zosta�y przy�mione, �eby wszyscy lepiej widzieli armad�. Niebo nad Centrum Tau Ceti by�o przejrzyste jak nigdy. Kobieta siedz�ca obok zerkn�a i u�miechn�a si� do mnie. - Jestem pewna, �e ju� kiedy� si� spotkali�my. Odwzajemni�em u�miech, pewien, �e nie widzieli�my si� nigdy wcze�niej. By�a bardzo atrakcyjna, oko�o dwa razy starsza ode mnie. Mog�a mie� dobrze po pi��dziesi�tce, licz�c w latach standardowych. Ale wygl�da�a m�odziej ni� ja - dwudziestosze�ciolatek - a to dzi�ki pieni�dzom i Poulsenowi. Sk�r� mia�a bardzo jasn�, niemal przezroczyst�. W�osy upi�a wysoko. Piersi - ledwo os�oni�te lekk� jak tchnienie tunik� - wydawa�y si� bez zarzutu. W jej oczach czai�o si� okrucie�stwo. - By� mo�e - odpowiedzia�em. - ale to ma�o prawdopodobne. Nazywam si� Joseph Severn. - Oczywi�cie - stwierdzi�a. - Pan jest artyst�! Nie... artyst� nie. By�em... kiedy�... poet�. Ale to�samo�� Severna, kt�r� przybra�em od czasu mojej prawdziwej �mierci osobniczej i narodzin rok temu, stwierdza�a, �e jestem artyst�. Tak by�o zapisane w moim pliku WszechJedno�ci. - Przypomnia�am sobie - roze�mia�a si� dama. K�ama�a. U�y�a swojego drogiego implantu komlogowego, by uzyska� dost�p do datasfery. Ja nie musia�em szuka� dost�pu... c� za niezgrabne, niepotrzebne okre�lenie, kt�rym gardzi�em mimo jego staro�ytnej proweniencji. Zamkn��em w wyobra�ni oczy i ju� by�em w datasferze, przemykaj�c si� obok barier WszechJedno�ci, �lizgaj�c si� po powierzchni danych posuwa�em si� wzd�u� roz�arzonej p�powiny dost�pu do ciemnych g��bi "bezpiecznego" nurtu informacji. - Nazywam si� Diana Philomel - powiedzia�a. - M�j m�� jest zarz�dc� transportu w sektorze Sol Draconi Septetu. Skin��em g�ow� i u�cisn��em podan� mi r�k�. Nie powiedzia�a, �e jej m�� by� najwa�niejszym goonem zwi�zku czy�cicieli matryc na Bramie Niebios, zanim polityczni patroni awansowali go do Sol Draconi... ani tego, �e kiedy� nazywa�a si� Dinee Cycek i by�a hostess� dla proks�w w Midsump Barrens... ani tego, �e dwukrotnie aresztowano j� za przekroczenia Flashback, za drugim razem powa�nie rani�c domowego chowu medyka... ani �e otru�a swojego przyrodniego brata, gdy mia�a dziewi�� lat, kiedy zagrozi�, �e opowie jej ojczymowi o randkach dziewczyny z b�otnym g�rnikiem o nazwisku... - Mi�o mi pana spotka�, M. Philomel - powiedzia�em. Mia�a ciep�� r�k�. Przytrzyma�a moj� d�o� o chwil� za d�ugo. - Czy� to nie podniecaj�ce? - westchn�a. - Co takiego? Uczyni�a szeroki gest r�k� wskazuj�c na nocne niebo, rozpalaj�ce si� w�a�nie �arkule, ogrody, t�umy. - Och, to przyj�cie, wojna, wszystko - powiedzia�a. U�miechn��em si�, przytakn��em i spr�bowa�em pieczonej wo�owiny. By�a dobrze przyrz�dzona i ca�kiem smaczna, ale zachowa�a s�onawy posmak kadzi klonowniczych Lususa. Ka�amarnica wygl�da�a na prawdziw�. Podeszli kelnerzy, podali szampana. Spr�bowa�em. By� pod�y. Szlachetne wina, szkocka whisky i kawa to trzy dobra, kt�rych niczym nie da�o si� zast�pi� po �mierci Starej Ziemi. - S�dzi pani, �e ta wojna jest konieczna? - zapyta�em. - Jak wszyscy diabli. Diana Philomel w�a�nie otwiera�a usta, lecz odpowiedzi udzieli� jej m��. Nadszed� od ty�u i zaj�� miejsce na k�odzie, na kt�rej siedzieli�my. By� wysokim m�czyzn�, przynajmniej o p�torej stopy wy�szym ode mnie. Ale c�, ja jestem niski. Pami�� podpowiedzia�a mi, �e kiedy� napisa�em wiersz, w kt�rym wy�miewa�em si� z siebie jako z "...Pana Johna Keatsa, wysokiego na pi�� st�p", chocia� mam pi�� st�p i jeden cal. Za czas�w Napoleona i Wellingtona, kiedy wzrost m�czyzny wynosi� �rednio pi�� st�p i sze�� cali, nale�a�em do umiarkowanie niewysokich. Teraz, gdy m�czy�ni z planet o przeci�tnym ci��eniu osi�gali sze�� do siedmiu st�p, by�em �miesznie ma�y. Nie wyr�nia�em si� pot�n� budow� i musku�ami, by twierdzi�, �e przyby�em z planety o wysokim ci��eniu, wi�c innym wydawa�em si� po prostu ma�y. (Miar� podaj� w jednostkach, w kt�rych my�l�... ze wszystkich zmian �wiadomo�ci, jakie zasz�y we mnie od mego ponownego narodzenia si� w Sieci, my�lenie w jednostkach metrycznych sprawia mi najwi�ksz� trudno��. Czasem nawet nie pr�buj� tego robi�.) - Dlaczego wojna jest konieczna? - zapyta�em Hermunda Philomela, m�a Diany. - Bo oni, do cholery, prosz� si� o ni� - burkn�� wielkolud z wielk� szcz�k� i prawie bez szyi. Jego zarost najwyra�niej stawia� op�r wszelkim depilatorom, ostrzom i maszynkom. D�onie mia� dwa razy takie jak moje i o wiele silniejsze. - Rozumiem - powiedzia�em. - Ci cholerni Intruzi prosz� si� o ni�, do cholery - powt�rzy� przedstawiaj�c sw� b�yskotliw� argumentacj�. - Pieprzyli�my si� z nimi na Bressii, a teraz oni chc� nas wypieprzy� na... w... jak to si�... - W systemie Hyperiona - powiedzia�a jego �ona nie spuszczaj�c ze mnie wzroku. - Taaa - odpar� jej pan i w�adca. - System Hyperiona. Przypieprzaj� si�, a teraz my tam si� wybierzemy i poka�emy im, �e Hegemonia nie pozwoli na co� takiego. Jasne? Pami�� podpowiedzia�a mi, �e jako ch�opca wys�ano mnie do akademii Johna Clarke'a w Enfield i �e nie brakowa�o tam prostak�w o ma�ych m�d�kach i pi�ciach niczym bochny, jak ten tutaj. Stara�em si� ich unika� albo zjednywa�em ich sobie. Po �mierci matki, kiedy �wiat si� zmieni�, z kamieniami w ma�ych pi�stkach walczy�em do upad�ego, nawet kiedy rozkrwawili mi nos i niemal powybijali z�by. - Rozumiem - odrzek�em �agodnie. M�j talerz by� pusty. Wznios�em kielich z resztk�pod�ego szampana, �eby wyg�osi� toast na cze�� Diany Philomel. - Narysuj mnie - powiedzia�a. - Przepraszam najmocniej? - Niech mnie pan narysuje, M. Severn. Jest pan artyst�. - Malarzem - odrzek�em, pokazuj�c jej puste r�ce w ge�cie bezradno�ci. - Obawiam si�, �e nie mam pi�rka.. Diana Philomel si�gn�a do kieszeni w bluzie m�a i wr�czy�a mi pi�ro �wietlne. - Narysuj mnie. Prosz�. Portret powsta� w powietrzu mi�dzy nami. Linie wznosi�y si�, opada�y i krzy�owa�y ze sob� jak neonowe w��kna w rze�bie z drutu. Zebra� si� t�umek gapi�w. Gdy sko�czy�em, us�ysza�em oklaski. Rysunek nie by� z�y. Oddawa� d�ug�, zmys�ow�, wygi�t� szyj� damy, wysoko upi�te w�osy, wystaj�ce ko�ci policzkowe... nawet lekko dwuznaczny b�ysk w oku. By� na tyle dobry, na ile pozwoli�y mi zmiany w RNA i lekcje przygotowuj�ce do nowego wcielenia. Prawdziwemu Josephowi Severnowi posz�oby lepiej... na pewno lepiej. Pami�tam, jak mnie szkicowa�, kiedy le�a�em na �o�u �mierci. M. Diana Philomel u�miechn�a si� z uznaniem. M. Hermund Philomel promienia�. Rozleg� si� krzyk. - Tam s�! T�um zamrucza�, westchn�� i zaszemra�. �arkule i �wiat�a ogrodowe pociemnia�y i zgas�y. Tysi�ce go�ci unios�o oczy ku niebu. Star�em rysunek i wetkn��em pi�ro �wietlne z powrotem do bluzy Hermunda. - To armada - powiedzia� nobliwie wygl�daj�cy starszy pan w czarnym mundurze Annii. Uni�s� szklank�, by wskaza� co� swojej m�odej towarzyszce. - W�a�nie otworzyli bram�. Pierwsi przejd� zwiadowcy, potem eskortowce. Bramy wojskowego transmitera nie by�o wida� z naszego punktu obserwacyjnego, mimo �e znajdowa�a si� w przestrzeni. Wyobrazi�em sobie, �e jest anomali� w kszta�cie prostok�ta na rozgwie�d�onym niebosk�onie. Ale ogony fuzyjne statk�w by�o wida� jak na d�oni - najpierw jako gromadk� �wietlik�w albo promieniuj�ce babie lato, potem, gdy okr�ty w��czy�y g��wny nap�d, wygl�da�y jak p�omieniste komety, kt�re przemkn�y przez cislunarn� stref� ruchu systemu Tau Ceti. Wszyscy westchn�li znowu, gdy pojawi�y si� eskortowce. Ich p�omieniste ogony by�y sto razy d�u�sze ni� okr�t�w zwiadowczych. Nocne niebo nad TC2, od zenitu po horyzont, ja�nia�o od z�oto - czerwonych smug. Gdzie� zacz�to klaska� i w ci�gu sekund Park �ani rozbrzmia� szale�czym aplauzem i ochryp�ymi wiwatami. �wietnie ubrany t�um miliarder�w, urz�dnik�w rz�dowych i cz�onk�w szlachetnych rod�w zapomnia� o bo�ym �wiecie. Zaw�adn�� nimi szowinizm i ��dza krwi rozbudzona po stu pi��dziesi�ciu latach u�pienia. Nie klaska�em. Zignorowany przez tych, kt�rzy stali wok� mnie, dopi�em szampana - teraz ju� toast nie by� skierowany do lady Philomel, wznios�em go na cze�� trwa�ej g�upoty mojej rasy - trunek ju� zwietrza�. Nad g�owami, najwa�niejsze statki armady w��cry�y nap�d. Z lekkiego dotkni�cia datasfery - jej powierzchnia wzburzona teraz przyp�ywem informacji przypomina�a targane sztormem morze - wiedzia�em, �e si�y g��wne Armii-kosmos sk�ada�y si� z ponad stu okr�t�w liniowych: matowoczarnych transporter�w uderzeniowych o wygl�dzie lec�cych w��czni z opuszczonymi trapami aborda�owymi; trzech statk�w dowodzenia klasy C, pi�knych i niezwyk�ych jak meteory z czarnego kryszta�u; p�katych niszczycieli przypominaj�cych przero�ni�te okr�ty eskortowe, kt�rymi w istocie By�y; �odzi pikietowych sk�adaj�cych si� w wi�kszym stopniu z energii ni� materii, ich wielkie tarcze energoch�onne nastawiono teraz na odbijanie - jak brylantowe zwierciad�a - dostrzeg�em w nich odblask Tau Ceti i setek ognistych �lad�w; szybkich kr��ownik�w, poruszaj�cych si� jak rekiny po�r�d wolniejszej �awicy okr�t�w; oci�a�ych transporter�w piechoty, wioz�cych tysi�ce marines w �adowniach o zerowej grawitacji; i mn�stwo okr�t�w pomocniczych - fregat; szybkich my�liwc�w szturmowych, torped ALR; stacji przeka�nikowych FAT i okr�t�w - transmiter�w dokonuj�cych skok�w w przestrzeni, ogromnych dwunasto�cian�w naje�onych rz�dami anten i sond. Wok� floty przemyka�y - trzymane w bezpiecznej odleg�o�ci przez kontrol� ruchu - jachty i prywatne statki miedzyplanetarne bliskiego zasi�gu. Go�cie zgromadzeni na terenach okalaj�cych budynek rz�dowy wiwatowali i klaskali. D�entelmen w czarnym mundurze Armii cicho szlocha�. Ukryte w pobli�u kamery i szerokok�tne obiektywy przenios�y t� chwil� do wszystkich planet Sieci i - za po�rednictwem linii FAT - do tych kilkunastu �wiat�w, kt�re nie nale�a�y do zwi�zku. Potrz�sn��em g�ow�. Nie wsta�em z krzes�a. - M. Severn? - stra�niczka nachyli�a si� nade mn�. - Tak? Skin�a g�ow� w kierunku budynku rz�dowego. - CEO Gladstone chce pana natychmiast widzie�. nast�pny Dan Simmons Zag�ada Hyperiona . 2 . Ka�da epoka, obfituj�ca w konflikty i niepokoje, wy�ania przyw�dc� jakby stworzonego w�a�nie dla niej, politycznego olbrzyma, bez kt�rego, gdy spisywane s� dzieje wieku, historia nie mo�e si� obej��. Meina Gladstone by�a w�a�nie takim przyw�dc� dla naszych Schy�kowych Wiek�w. Nikt wtedy nawet nie �ni�, �e to w�a�nie ja spisz� jej prawdziw� histori� i histori� czas�w, w kt�rych �y�a. Mein� Gladstone przyr�wnywano do Abrahama Lincolna ju� tyle razy, �e kiedy wreszcie wprowadzono mnie do jej gabinetu, by�em jakby troch� zaskoczony, �e nie nosi czarnego tu�urka i wysokiego cylindra. Przyw�dczyni Senatu i premier w jednej osobie, kt�ra sprawowa�a w�adz� nad stu trzydziestoma miliardami ludzi, ubrana by�a w szar�, mi�kk� we�nian� marynark�, spodnie i ma�� pelerynk� ozdobion� dyskretnym czerwonym haftem. Nie wygl�da�a jak Abraham Lincoln... ani jak Alvarez - Temp, drugi popularny staro�ytny bohater nazywany przez pras� Sobowt�rem. Pomy�la�em sobie, �e to po prostu starsza pani. Meina Gladstone by�a wysoka i szczup�a, ale rysy twarzy mia�a ostrzejsze ni� Lincoln. Przypomina�a or�a: nos jak zakrzywiony dzi�b, wystaj�ce ko�ci policzkowe, szerokie, pe�ne wyrazu usta o cienkich wargach. Siwe w�osy u�o�one w niedba�e fale wygl�da�y jak pi�ra. Ale w pami�ci utkwi�o mi najbardziej co innego - jej wielkie, piwne, niesko�czenie smutne oczy. Nie byli�my sami. Wprowadzono mnie do d�ugiego, �agodnie o�wietlonego pokoju. Wzd�u� �cian ci�gn�y si� drewniane rega�y z drukowanymi ksi��kami. Pod�u�na holorama symuluj�ca okno przedstawia�a widok ogrod�w. Zebranie w�a�nie si� ko�czy�o. Kilkana�cioro ludzi siedzia�o albo sta�o, tworz�c p�kole, kt�rego centrum stanowi�o biurko Meiny Gladstone. CEO opar�a si� niedbale o blat. Podnios�a wzrok, gdy wszed�em. - M. Severn? - Tak. - Dzi�kuj�, �e pan przyszed�. - Zna�em ten g�os z tysi�cy obrad WszechJedno�ci. Pod wp�ywem wieku jego timbre sta� si� chropawy, ale ton by� �agodny jak drogi likier. Jej s�ynny akcent nadawa� precyzyjnej sk�adni nieomal zapomniany rytm prehegirowej angielszczyzny, jak� obecnie mo�na us�ysze� jedynie w okolicach delty rzecznej Patawphy - rodzimej planety CEO. - Panowie, panie, pozw�lcie, �e przedstawi� wam M. Josepha Severna - powiedzia�a. Kilka os�b skin�o g�owami. Byli najwyra�niej zak�opotani moj� obecno�ci�. Gladstone nie przedstawi�a mi nikogo. Si�gn��em wi�c do datasfery, by zidentyfikowa� obecnych: trzech cz�onk�w gabinetu, w��czaj�c ministra obrony, dw�ch szef�w sztabu Armii, dw�ch asystent�w Meiny Gladstone, czterech senator�w, w tym wp�ywowego senatora Kolcheva, i hologram radcy z TechnoCentrum znanego jako Albedo. - M. Severn zosta� tu zaproszony, by wnie�� do naszych obrad wizj� artysty - powiedzia�a CEO Gladstone. Genera� Armii-l�d Morpurgo parskn�� �miechem. - Wizje artysty? Z ca�ym szacunkiem, CEO, co to ma, do diab�a, znaczy�? Meina Gladstone u�miechn�a si�. Nie odpowiedzia�a genera�owi, odwr�ci�a si� do mnie. - Co s�dzisz o przelocie armady, M. Severn? - �liczny - odpar�em. Genera� Morpurgo znowu si� za�mia�. - � 1 i c z n y? Ten cz�owiek ogl�da najwi�ksz� w dziejach galaktyki koncentracj� si� kosmicznych i nazywa j� - � 1 i c z n �? - zwr�ci� si� do drugiego wojskowego i potrz�sn�� g�ow�. Gladstone nie przesta�a si� u�miecha�. - A co s�dzisz o wojnie? - zapyta�a. - Masz jakie� zdanie na temat naszej pr�by uratowania Hyperiona przed barbarzy�skimi Intruzami? - Jest g�upia - odrzek�em. W pokoju zapad�a cisza. Ostatnie referendum przeprowadzone we WszechJedno�ci wskazywa�o na 98 - procentowe poparcie dla decyzji Meiny Gladstone, by stawi� czo�o Intruzom i nie oddawa� im Hyperiona. Jej przysz�o�� polityczna zale�a�a od wyniku starcia. Ludzie zgromadzeni w tym pokoju byli w r�kach Meiny Gladstone narz�dziami w kszta�towaniu polityki, podejmowaniu decyzji o inwazji i wykonywaniu zada� logistycznych. Cisza przeci�ga�a si�. - Dlaczego jest g�upia? - zapyta�a �agodnie Meina Gladstone. Praw� r�k� uczyni�em nieokre�lony gest. - Hegemonia nie prowadzi�a wojny od czasu, gdy powsta�a siedem stuleci temu. To g�upie, by sprawdza� jej stabilno�� w ten spos�b. - Nie prowadzi�a wojny! - krzykn�� genera� Morpurgo. Klasn�� wielkimi d�o�mi o kolana. - A czym�e, do diab�a, by�a rebelia Glennona - Heighta? - Rebeli� - odpar�em. - Buntem, akcj� policyjn�. Senator Kolchev pokaza� z�by w u�miechu, kt�ry wcale nie oznacza� rozbawienia. Kolchev pochodzi� z Lususa i by� lepiej zbudowany ni� genera�. - Dzia�ana floty - rzek� - p� miliona zabitych, dwie dywizje Armii zaanga�owane w akcje bojowe przez ponad rok. I ty to nazywasz akcj� policyjn�, synu? Nic nie powiedzia�em. Leigh Hunt odchrz�kn��. By� starszym, wygl�daj�cym na suchotnika m�czyzn�. M�wiono, �e jest najbli�szym pomocnikiem Meiny Gladstone. - Ale to, co m�wi M. Severn, wydaje si� interesuj�ce. Gdzie pan widzi r�nice mi�dzy obecnym... hm... konfliktem a wojnami Glennona - Heighta? - Glennon - Height by� wcze�niej oficerem Armii - odpar�em, �wiadom, �e m�wi� o sprawach oczywistych. Intruzi od stuleci s� nam obcy. Si�y rebeliant�w by�y nam znane, ich potencja� �atwo dawa� si� oszacowa�; Roje Intruz�w znajduj� si� poza Sieci� od czas�w hegiry. Glennon - Height nie wychodzi� poza Protektorat, naje�d�a� planety odleg�e nie wi�cej ni� o dwa miesi�ce d�ugu czasowego od Sieci; Hyperion jest odleg�y o trzy lata od Parvati, najbli�szego mu obszaru nale��cego do Sieci. - My�li pan, �e nie pomy�leli�my o tym wszystkim? - zapyta� genera� Morpurgo. - A co z bitw� o Bressi�? Tam ju� pokonali�my Intruz�w. To nie by�a... rebelia. - Prosz� o spok�j - powiedzia� Leigh Hunt. - Niech pan m�wi dalej, M. Severn. Zn�w wzruszy�em ramionami. - Podstawowa r�nica polega na tym, �e teraz mamy do czynienia z Hyperionem. Senator Richeau - jedna z obecnych na sali kobiet - skin�a g�ow�, jakby wszystko sta�o si� jasne. - Obawiasz si� Chy�wara - zainteresowa�a si�. - Czy nale�ysz do Ko�cio�a Ostatniej Pokuty? - Nie - odpar�em. - Nie jestem cz�onkiem kultu Chy�wara. - Wi�c kim jeste�? - zapyta� z naciskiem Morpurgo. - Artyst� - sk�ama�em. Leihg Hunt u�miechn�� si� i zwr�ci� si� do Meiny Gladstone: - Te� s�dz�, �e potrzebujemy tej perspektywy. To nas otrze�wi, CEO - wskaza� na okno z obrazem holograficznym przedstawiaj�cym wiwatuj�ce t�umy. - Ale nasz przyjaciel, artysta m�wi o zagadnieniach, kt�re by�y ju� w pe�ni przedyskutowane i rozpatrzone. Senator Kolchev chrz�kn��, po czym si� odezwa�: - Ze skrajn� niech�ci� poruszam spraw� oczywist�, tym bardziej �e wszyscy jakby�my o niej zapomnieli, ale czy ten... pan... ma odpowiednie zezwolenie, by uczestniczy� w naszej dyskusji? Meina Gladstone skin�a g�ow� i u�miechn�a si� w spos�b, kt�ry tylu karykaturzyst�w pr�bowa�o ju� uchwyci�. - M. Severn zosta� upowa�niony przez Ministerstwo Sztuki do wykonania w ci�gu najbli�szych kilku, kilkunastu dni serii szkic�w, kt�re b�d� mia�y historyczne znaczenie i pos�u�� do sporz�dzenia mego oficjalnego portretu. W ka�dym razie M. Severn otrzyma� z�ot� przepustk� stopnia T i mo�emy bez skr�powania rozmawia� w jego obecno�ci. Poza tym doceniam jego szczero�� i bezstronno��. Nasza dyskusja i tak ma si� ku ko�cowi. Spotkam si� z wami w sali operacyjnej o 0800 jutro rano, tu� przed transmitowaniem si� floty do przestrzeni wok� Hyperiona. Zgromadzeni natychmiast zacz�li wstawa� z miejsc. Genera� Morpurgo, wychodz�c, spojrza� na mnie ze z�o�ci�. Senator Kolchev przyjrza� mi si� z pewnym zdziwieniem. Radca Albedo rozp�yn�� si� w nico��. Obok Meiny Gladstone i mnie pozosta� tylko Leigh Hunt. Rozsiad� si� wygodniej, przerzucaj�c nog� przez oparcie bezcennego, prehegirowego fotela. - Siadaj - powiedzia�. Spojrza�em na CEO. Zaj�a miejsce za masywnym biurkiem. Skin�a g�ow�. Usiad�em na prostym krze�le genera�a Morpurgo. - Czy naprawd� uwa�asz, �e stawanie w obronie Hyperiona jest g�upstwem? - zapyta�a Meina Gladstone. - Tak. Z�o�y�a palce i dotkn�a nimi dolnej wargi. Okno za jej plecami pokazywa�o rozbawiony t�um. - Gdyby� mia� jak�kolwiek nadziej� na po��czenie si� z twoim... hm... partnerem - powiedzia�a - to przeprowadzenie przez nas kampanii na Hyperionie le�a�oby w twoim interesie. Milcza�em. Widok w oknie zmieni� si�, teraz pokazywa� niebo roz�wietlone ogniami z dysz odrzutowych. - Przynios�e� narz�dzia pracy? Wyj��em o��wek i ma�y szkicownik. Sk�ama�em, m�wi�c Dianie Philomel, �e go nie mam. - Porozmawiamy sobie, a ty rysuj. Zacz��em szkicowanie od zarysu zrelaksowanej, nieomal niedba�ej postaci. Przeszed�em do szczeg��w twarzy. Zaintrygowa�y mnie jej oczy CEO. Dotar�o do mnie, �e Leigh Hunt przygl�da mi si� ze skupieniem. - Joseph Severn - powiedzia�. - Interesuj�cy dob�r imienia i nazwiska. Szybkimi, odwa�nymi ruchami narysowa�em wysokie czo�o i mocny nos Gladstone. - Wiesz, dlaczego ludzie patrz� z ukosa na cybrydy? - zapyta� Hunt. - Tak - odpar�em. - Syndrom Frankensteina. Strach przed wszystkim, co ma kszta�t cz�owieka, a wewn�trz nie do ko�ca jest ludzkie. To jest, jak s�dz�, prawdziwy pow�d, dla kt�rego wyj�to spod prawa androidy. - Aha - zgodzi� si� Hunt. - Ale cybrydy s� w pe�ni lud�mi. Nieprawda�? - Genetycznie, tak - powiedzia�em. Z�apa�em si�, �e my�l� o mojej matce. O tym, jak czyta�em jej, gdy by�a chora. Pomy�la�em o moim bracie Tomie. - Ale s� r�wnie� cz�ci� TechnoCentrum. I to pasuje do okre�lenia: "nie do ko�ca ludzkie". - Czy jeste� cz�ci� Centrum? - zapyta�a Meina Gladstone, zwracaj�c si� do mnie przodem. Zacz��em robi� nowy szkic. - Tak naprawd� to nie - odpar�em. - Mog� swobodnie podr�owa� po obszarach, do kt�rych mnie dopuszczaj�. Ale to przypomina raczej status kogo�, kto ma dost�p do datasfery ni� potencja� prawdziwej osobowo�ci z TechnoCentrum. Jej twarz z trzech czwartych profilu by�a bardziej interesuj�ca, ale oczy zdawa�y si� silniejsze, gdy patrzy�a na wprost. Meina Gladstone najwyra�niej nigdy nie poddawa�a si� terapii Poulsena. - Gdyby mo�na by�o utrzyma� co� w sekrecie przed Centrum stwierdzi�a - szale�stwem by�oby dopuszczanie ci� do posiedze� rz�du. Ale jest, jak jest... - Opu�ci�a r�ce i wyprostowa�a si� w fotelu. Odkry�em now� stron� w szkicowniku. - Jest tak - m�wi�a - �e masz informacje, kt�rych potrzebuj�. Czy to prawda, �e potrafisz czyta� w my�lach twojego partnera, pierwszej zrekonstruowanej osobowo�ci? - Nie - powiedzia�em. Mia�em k�opoty z uchwyceniem skomplikowanej gry linii w k�cikach jej ust. Usi�owa�em je odda� w szkicowniku. Narysowa�em silny podbr�dek i zacieniowa�em obszar pod doln� warg�. Hunt zmarszczy� brwi i spojrza� na CEO. M. Gladstone zn�w z�o�y�a palce. - Wyja�nij to - poprosi�a. Podnios�em wzrok znad rysunku. - �ni� - powiedzia�em. - Tre�� snu zdaje si� zgadza� z wydarzeniami, kt�re dziej� si� wok� osobowo�ci nosz�cej implant wcze�niejszej persony Keatsa. - Kobieta o imieniu Brawne Lamia - wpad� mi w s�owo Leigh Hunt. - Tak. Meina Gladstone pokiwa�a g�ow�. - Wi�c pierwotna persona Keatsa, tego zabitego na Lususie, nadal �yje? - To... on... jest ci�gle �wiadomy. Wiesz, �e pierwotny substrakt osobowo�ci zosta� wyci�gni�ty z Centrum. Prawdopodobnie dokona� tego sam cybryd. Implantowano go w ochronnym dysku Schrbna noszonym przez M. Lami�. - Tak, tak - potwierdzi� Leigh Hunt. - Ale prawd� jest te�, �e to ty masz kontakt z person� Keatsa, a poprzez ni� z pielgrzymami do Chy�wara. Szybkimi, mocnymi poci�gni�ciami namalowa�em ciemne t�o, by szkic Meiny Gladstone nabra� g��bi. - W�a�ciwie to nie mam �adnego kontaktu, tylko sny o Hyperionie, a wasze przekazy lini� FAT potwierdzaj� je jako rzeczywiste wydarzenia. Nie mog� przekazywa� komunikat�w pasywnej personie Keatsa, jego nosicielce ani pozosta�ym pielgrzymom. CEO Gladstone mrugn�a. - Sk�d wiesz o przekazach lini� FAT? - Konsul powiedzia� innym pielgrzymom, �e jego komlog mo�e nadawa� za po�rednictwem transmitera FAT na jego statku. Poinformowa� ich o tym, zanim weszli do doliny. W g�osie Meiny Gladstone zabrzmia�y nutki wskazuj�ce na to, �e zanim zaj�a si� polityk�, przez lata by�a prawnikiem. - A jak inni zareagowali na rewelacj� przekazan� im przez konsula? W�o�y�em o��wek do kieszeni. - Wiedzieli, �e w�r�d nich jest szpieg. Powiedzia�a� o tym ka�demu z nich. Meina Gladstone popatrzy�a na swego pomocnika. Hunt zachowa� kamienny wyraz twarzy. - Skoro masz z nimi kontakt - powiedzia�a - musisz wiedzie�, �e odk�d opu�cili Baszt� Chronosa, by wej�� do Grobowc�w Czasu, nie otrzymali�my od nich �adnej wie�ci. Potrz�sn��em g�ow�. - Sen z ostatniej nocy ko�czy� si� w chwili, gdy schodzili w dolin�. Meina Gladstone podesz�a do okna, unios�a d�o� i obraz znikn��. - Wi�c nie wiesz, czy jeszcze �yj�? - Nie wiem. - W jakim byli stanie, kiedy po raz ostatni... �ni�e�? Hunt przypatrywa� mi si� z uwag�. Meina Gladstone sta�a zapatrzona w wygaszone okno, ty�em do nas obu. - Wszyscy pielgrzymi �yli - odpar�em. - Z wyj�tkiem, zapewne, Heta Masteena, Prawdziwego G�osu Drzewa. - By� martwy? - Znikn�� z wiatrowozu na Morzu Traw dwie noce wcze�niej. Kilka godzin po tym, jak zwiadowcy Intruz�w zniszczyli drzewostatek "Yggdrasill". Ale kiedy tylko pielgrzymi opu�cili Baszt� Chronosa, widzieli zakapturzon� posta� id�c� przez piaski w kierunku Grobowc�w. - Het Maasten? - zapyta�a. Podnios�em r�k�. - Tak przypuszczali. Nie byli pewni. - Opowiedz mi o pozosta�ych - rzek�a CEO. Zaczerpn��em tchu. Z ostatnich sn�w wiedzia�em, �e Meina Gladstone zna�a co najmniej dwoje spo�r�d ostatnich pielgrzym�w Chy�wara. Ojciec Brawne Lamii by� jej koleg� senatorem, a konsul Hegemonii reprezentowa� j� kiedy� w tajnych negocjacjach z Intruzami. - Ojciec Hoyt cierpi ogromny b�l. Opowiedzia� histori� krzy�okszta�tu. Konsul dowiedzia� si�, �e Hoyt ma w sobie krzy�okszta�t... w�a�ciwie dwa: sw�j i ojca Dure. - A wi�c nadal nosi tego zmartwychwsta�czego paso�yta? - Tak. - Czy przeszkadza mu to coraz bardziej w miar� zbli�ania si� do matecznika Chy�wara? - Tak s�dz�. - M�w dalej. - Poeta Silenus przez wi�kszo�� czasu by� pijany. Jest przekonany, �e jego nie uko�czony poemat przepowiada i determinuje przebieg wypadk�w. - Na Hyperionie? - zapyta�a Meina Gladstone. Ci�gle sta�a odwr�cona ty�em. - Wsz�dzie. Hunt popatrzy� na zwierzchniczk� i zn�w utkwi� wzrok we mnie. - Czy Silenus zwariowa�? Spojrza�em mu w oczy, ale nie odpowiedzia�em. W rzeczy samej, sam tego nie wiedzia�em. - M�w dalej - ponagli�a mnie. - Pu�kownika Kassada opanowa�a obsesja: chce odnale�� kobiet� o imieniu Moneta i zabi� Chy�wara. Zdaje sobie spraw�, �e mo�e to by� jedna i ta sama osoba. - Czy jest uzbrojony? - g�os Meiny Gladstone sta� si� bardzo �agodny. - Tak. - M�w dalej. - Sol Weintraub, naukowiec z planety Barnarda, ma nadziej�, �e wejdzie do grobowca zwanego Sfinksem, jak tylko... - Przepraszam - przerwa�a mi. - Czy jego c�rka nadal jest z nim? - Tak. - Ile lat ma teraz Rachela? - Zdaje mi si�, �e pi�� dni. - Zamkn��em oczy, �eby przypomnie� sobie dok�adniej sen z ubieg�ej nocy. Tak. Pi�� dni. - I ci�gle jej dni up�ywaj� pod w�os czasu? - Tak. - M�w dalej, M. Severn. Opowiedz mi, prosz�, o Brawne Lamii i konsulu. - M. Lamia wykonuje �yczenia swego ostatniego klienta... i kochanka. Persona Keatsa czu�a, �e musi stan�� do konfrontacji z Chy�warem. M. Lamia robi to za ni�. - M. Severn - zacz�� Leigh Hunt. - M�wi pan o "personie Keatsa", jakby jej zwi�zek z panem by� bez znaczenia... - P�niej, Leigh, prosz� - przerwa�a mu Meina Gladstone. Odwr�ci�a si�, �eby na mnie popatrze�. - Zastanawia mnie konsul. Czy ju� wyja�ni�, dlaczego przy��czy� si� do pielgrzymki? - Tak - odpar�em. Meina Gladstone i Hunt czekali. - Konsul opowiedzia� im o swojej babce. O kobiecie zwanej Siri, kt�ra wywo�a�a powstanie na Maui - Przymierzu ponad p� wieku temu i zda�a mu relacj� o �mierci jego rodziny w bitwie o Bressi�, a on ujawni� tajemnic� spotkania z Intruzami. - Czy to wszystko? - zapyta�a. Jej br�zowe oczy wpatrywa�y si� we mnie uporczywie. - Nie. Konsul opowiedzia� im, �e to on uruchomi� urz�dzenie Intruz�w, kt�re przy�pieszy�o otwarcie si� Grobowc�w Czasu. Hunt usiad� prosto, zdj�� nog� z por�czy fotela. Meina Gladstone zaczerpn�a tchu. - Czy to wszystko? - Tak. - Jak inni zareagowali na to przyznanie si� do... zdrady? - zapyta�a. Stara�em si� odtworzy� wydarzenia dok�adniej, ni� przekaza�y je marzenia senne: - Niekt�rzy byli oburzeni. Ale nikt w tym momencie nie czu� lojalno�ci wobec Hegemonii. Postanowili i�� dalej. S�dz�, �e uznali, i� kara mo�e zosta� wymierzona przez Chy�wara, a nie przez cz�owieka. Hunt trzasn�� pi�ci� w por�cz fotela. - Gdyby konsul by� tutaj - warkn�� - szybko przekona�by si�, �e mo�e sta� si� inaczej. - Spokojnie, Leigh. - Meina Gladstone podesz�a do biurka, poprawi�a jakie� papiery. Wszystkie �wiate�ka obwod�w komunikacyjnych b�yszcza�y niecierpliwie. Poczu�em si� zaskoczony, �e w takiej chwili znalaz�a czas na rozmow� ze mn�. - Dzi�kuj�, M. Severn - powiedzia�a. - Chc�, �eby pozosta� pan z nami przez najbli�szych kilka dni. Kto� zaprowadzi pana do pa�skiego apartamentu w mieszkalnym skrzydle budynku rz�dowego. Wsta�em. - Wr�c� na Esperance po moje rzeczy. - Nie ma potrzeby. Dostarczono je tutaj, zanim zszed� pan z platformy terminalu. Leigh pana wyprowadzi. Sk�oni�em si� i poszed�em za nim w stron� drzwi. - Och, M. Severn... - zawo�a�a. - Tak? CEO u�miechn�a si�. - Doceni�am ju� wcze�niej pa�sk� szczero��. Ale od tej chwili przyjmujemy, �e jest pan nadwornym artyst�. Tylko. �adnych opinii, �adnego wystawiania si� na widok publiczny, �adnych plotek. Zrozumiano? - Zrozumiano. Meina Gladstone skin�a g�ow� i spojrza�a na b�yskaj�ce lampki telefon�w. - Doskonale. Prosz� przynie�� sw�j szkicownik na zebranie w sali operacyjnej o 0800 rano. W przedpokoju spotkali�my stra�nika, kt�ry poprowadzi� mnie przez labirynt korytarzy i punkt�w kontrolnych. Hunt kaza� mu si� zatrzyma� i podszed� do mnie. Jego kroki odzywa�y si� echem. Dotkn�� mego ramienia. - Nie pomyl si� - powiedzia�. - Wiemy... ona wie... kim jeste� i kogo reprezentujesz. Odwzajemni�em mu spojrzenie i �agodnie uwolni�em rami�. - To dobrze. Bo w tej chwili ja sam si� w tym nie orientuj�. nast�pny Dan Simmons Zag�ada Hyperiona . 3 . Sze�cioro doros�ych i dziecko siedzia�o w z�owrogim krajobrazie. Ich ognisko wygl�da�o jak iskierka na tle zapadaj�cej ciemno�ci. Wok� nich wznosi�y si� jak mury stoki wzg�rz. Bli�ej, otulone ciemno�ci� doliny, zawis�y wielkie kszta�ty Grobowc�w. Zdawa�y si� podpe�za� jak przedpotopowe jaszczury. Brawne Lamia by�a zm�czona, obola�a i bardzo rozdra�niona. P�acz dziecka Sola Weintrauba doprowadza� j� do szale�stwa. Wiedzia�a, �e inni te� s� zm�czeni; przez ostatnie trzy doby �adne z nich nie spa�o d�u�ej ni� kilka godzin, a dzie�, kt�ry w�a�nie mia� si� ku ko�cowi, pe�en by� napi�cia i tajemniczych zagro�e�. Wrzuci�a ostatni kawa�ek drewna do ognia. - Tam, sk�d przyszli�my, nic ju� nie ma - warkn�� Martin Silenus. P�omienie o�wietla�y od do�u satyrowe rysy twarzy poety. - Wiem - odpar�a bez emocji Brawne Lamia. By�a zbyt zm�czona, by jej g�os zabrzmia� gniewnie. Drewno na opa� pochodzi�o ze schowka wykopanego przez pielgrzym�w przed laty. Trzy namiociki rozbili na terenie, z kt�rego tradycyjnie korzystali pielgrzymi. Sp�dzali tu ostatni� noc przed spotkaniem z Chy�warem. Obozowisko znajdowa�o si� blisko Grobowca Czasu nazywanego Sfinksem. Czarny zarys jego skrzyd�a przes�ania� cz�� nieba. - Kiedy zga�nie, zapalimy latarnie - powiedzia� konsul. Dyplomata wydawa� si� bardziej wyczerpany ni� inni. Mrugaj�ce �wiat�o rzuca�o czerwon� po�wiat� na jego smutn� twarz. Rano ubra� si� w str�j galowy, ale teraz zar�wno peleryna, jak i tr�jgraniasty kapelusz by�y r�wnie wymi�te i pobrudzone jak ich w�a�ciciel. Pu�kownik Kassad - w pe�nym rynsztunku bojowym - wr�ci� do ogniska i podni�s� przy�bic� noktowizyjn� na szczyt he�mu. Uaktywniony polimer maskuj�cy sprawia�, �e widoczna by�a tylko jego twarz. P�yn�a dwa metry nad ziemi�. - Nic - powiedzia�. - �adnego ruchu. �adnych �lad�w ciep�a. �adnego d�wi�ku poza wiatrem. Kassad opar� wielozadaniowy karabin szturmowy o ska�� i usiad� obok pozosta�ych. W��kna jego samoutwardzalnej zbroi po dezaktywacji polimeru by�y matowo czarne. Posta� pu�kownika zlewa�a si� z t�em. - My�lisz, �e Chy�war przyjdzie tej nocy? - zapyta� ojciec Hoyt. Kap�an owin�� si� czarn� sutann�. Podobnie jak pu�kownik zdawa� si� rozp�ywa� w ciemno�ciach. Jego cienki g�os by� pe�en napi�cia. Kassad pochyli� si� i pogrzeba� bu�aw� w ogniu. - Tego nie mo�na przewidzie�. Na wszelki wypadek b�d� pe�ni� wart�. Nagle ca�a sz�stka spojrza�a w g�r�. Rozgwie�d�one niebo zab�ysn�o orgi� kolor�w. Pomara�czowe i czerwone wybuchy rozkwita�y w ciszy przes�aniaj�c gwiazdy. - Niewiele tego by�o w ci�gu ostatnich paru godzin - powiedzia� Sol Weintraub ko�ysz�c dziecko. Rachela przesta�a p�aka�. Teraz usi�owa�a z�apa� ojca za kr�tk� br�dk�. Weintraub poca�owa� jej ma�e r�czki. - Zn�w pr�buj� dokona� rozpoznania rubie�y obronnych Hegemonii - stwierdzi� Kassad. Z rozgrzebanego ogniska buchn�y iskry. Pop�yn�y w g�r�, jakby chcia�y si� po��czy� z ja�niejszymi rozb�yskami na niebie. - Kto wygra�? - zapyta�a Lamia. My�la�a o bezg�o�nej bitwie kosmicznej, kt�r� od dw�ch dni obserwowali na niebosk�onie. - A kogo to, do diab�a, obchodzi? - odpar� Martin Silenus. Przeszuka� kieszenie swojego futra, jakby chcia� w nich znale�� pe�n� butelk�. Nie znalaz�. - Kogo to, do diab�a, obchodzi? - zamrucza� znowu. - Mnie obchodzi - powiedzia� zm�czonym g�osem konsul. - Je�li Intruzi przedr� si�, mog� zniszczy� Hyperiona, zanim znajdziemy Chy�wara. Silenus roze�mia� si� pogardliwie. - Och, to by�oby straszne, nieprawda�? Umrze�, zanim odkryjemy �mier�? By� zabitym, zanim nadejdzie czas naszej �mierci? Zej�� z tego �wiata szybko i bezbole�nie, zamiast wi� si� z b�lu na kolcach Chy�wara? C� za straszliwa my�l. - Zamknij si� - powiedzia�a Brawne Lamia. W jej g�osie nadal nie s�ysza�o si� emocji, ale tym razem czai�a si� w nim gro�ba. Popatrzy�a na konsula. - Wi�c gdzie jest Chy�war? Dlaczego go nie znale�li�my? Dyplomata gapi� si� w ogie�. - Nie wiem. Sk�d mam wiedzie�? - Mo�e Chy�war odszed� - zastanawia� si� ojciec Hoyt. - Mo�e otwieraj�c pola antyentropiczne uwolni�e� go na zawsze. Mo�e zani�s� swoje plagi gdzie indziej. Konsul potrz�sn�� g�ow� i nic nie powiedzia�. - Nie - rzek� Sol Weintraub. Dziecko spa�o oparte o jego rami�. B�dzie tutaj. Ja to czuj�. Brawne Lamia pokiwa�a g�ow�. - Ja te�. On czeka. - Wyci�gn�a ze swojej paczki kilka �elaznych racji. Rozdawa�a je teraz wraz z tackami podgrzewaj�cymi. - Wiem, �e rozczarowanie jest w�tkiem i osnow� �wiata - stwierdzi� Silenus. - Ale to cholernie �mieszne. Wszystko zapi�te na ostatni guzik i nie ma gdzie umrze�. Brawne Lamia spojrza�a gro�nie, ale nic nie powiedzia�a. Przez chwil� jedli w milczeniu. P�omienie na wysoko�ci zblak�y, powr�ci� widok g�sto usianego gwiazdami nieba, ale iskry wznosi�y si� nadal, jakby szuka�y ucieczki. Zapl�tany w g�szcz my�li Brawne Lamii, stara�em si� zebra� to, co zdarzy�o si�, odk�d po raz ostatni �ni�em o ich przygodach. Przed �witem pielgrzymi zeszli do doliny. �piewali. �wiat�a kosmicznej bitwy na niebie sprawia�y, �e rzucali cie�. Przez ca�y dzie� przeszukiwali Grobowce Czasu. W ka�dej minucie spodziewali si� �mierci. Po kilku godzinach, gdy wsta�o s�o�ce i nocne. zimno pustyni ust�pi�o upa�owi, ich strach i podniecenie opad�y. Dzie� si� d�u�y�. Czasem s�ycha� by�o przesypuj�cy si� piasek, jaki� krzyk i nieustaj�ce wycie wiatru. Kassad i konsul nie�li instrumenty do pomiaru nat�enia pola antyentropicznego, ale to Lamia pierwsza spostrzeg�a, �e urz�dzenia nie b�d� im potrzebne, bo przyp�ywy i odp�ywy pr�du czasu moim wyczu� jako lekk� chorob� morsk� po��czon� z nie ust�puj�cym poczuciem dejd vu. Najbli�ej wej�cia do doliny sta� Sfinks; potem by� Nefrytowy Grobowiec, jego �ciany stawa�y si� p�przezroczyste tylko w p�mroku �witu i zmierzchu; dalej, w odleg�o�ci nieca�ych stu metr�w, wznosi� si� grobowiec zwany Obeliskiem. �cie�ka pielgrzym�w wiod�a w g�r�, rozszerzaj�c si�, do najwi�kszego grobowca, Kryszta�owego Monolitu. Jego powierzchnia by�a g�adka i bez otwor�w, p�aski dach si�ga� szczyt�w wzg�rz otaczaj�cych dolin�. Potem sz�y trzy Grobowce Jaskiniowe. Ich wej�cia da�o si� dostrzec tylko dzi�ki dobrze wydeptanym �cie�kom, kt�re do nich wiod�y; na ko�cu - prawie kilometr od wej�cia do doliny - rozsiad� si� Pa�ac Chy�wara. Jego ostre flanki i wysokie wie�yczki przywodzi�y na my�l kolce stwora nawiedzaj�cego pono� t� okolic�. Przez ca�y dzie� szli od grobowca do grobowca. Nie rozdzielaj�c si�, stawali przed budowlami, do kt�rych mo�na by�o wej��. Sola Weintrauba opanowa�a przemo�na ch��, by wej�� do Sfinksa, tego w�a�nie grobowca, w kt�rym jego c�rka dosta�a choroby Merlina dwadzie�cia sze�� lat temu. Instrumenty rozstawione przez ich ekip� uniwersyteck� nadal sta�y na tr�jnogach na zewn�trz budowli, ale nikt z grupy pielgrzym�w nie potrafi� stwierdzi�, czy nadal funkcjonuj�. Korytarz w Sfinksie by� w�ski i kr�ty. Le�a�y w nim, ciemne teraz, �arkule i lampy elektryczne pozostawione przez r�ne zespo�y badawcze. Pos�u�yli si� latarkami r�cznymi i noktowizyjn� przy�bic� Kassada. Nie by�o �ladu pomieszczenia, w kt�rym znalaz�a si� Rachela, gdy zamkn�y si� za ni� �ciany i zaatakowa�a j� choroba. Pozosta�y jedynie szcz�tkowe �lady pot�nych niegdy� pr�d�w czasu. Nie by�o te� �ladu Chy�wara. Przed ka�dym z grobowc�w prze�ywali chwile grozy, pe�ne nadziei i strachu oczekiwania tylko po to, �eby na d�ugie godziny da� si� ponie�� rozczarowaniu. Pe�ne kurzu, puste sale wygl�da�y teraz tak jak wtedy, gdy zwiedzali je tury�ci i p�tnicy w dawnych stuleciach. Dzie� sko�czy� si� rozczarowaniem i zm�czeniem. Cienie ze wschodniej �ciany doliny zapad�y nad grobowcami jak kurtyna po nieudanym przedstawieniu. Znikn��. upa� dnia, szybko wr�ci� ch��d pustyni niesiony na skrzyd�ach wiatru pachn�cego �niegiem G�r Cugielnych po�o�onych o dwadzie�cia kilometr�w na po�udniowy zach�d st�d. Kassad zaproponowa�, �eby rozbi� ob�z. Konsul wskaza� drog� do wyznaczonych miejsc na obozowiska, gdzie p�tnicy do Chy�wara przeczekiwali ostatni� noc przed spotkaniem ze stworem, kt�rego szukali. P�aski grunt w pobli�u Sfinksa pokryty by� �mieciami pozostawionymi przez grupy badawcze i pielgrzym�w. Spodoba�o si� to Solowi Weintraubowi, kt�ry wyobrazi� sobie, �e w tym miejscu rozbi�a ob�z jego c�rka. Nikt nie protestowa�. Teraz, w ca�kowitych ciemno�ciach, pyry dogasaj�cym ognisku, wyczuwa�em, jak ca�a sz�stka skupia si� nie tylko przy cieple p�omieni. Ci�gn�li do siebie nawzajem. ��czy�y ich wi�zy wsp�lnych do�wiadcze� zebranych w czasie podr�y bark� lewitacyjn� "Benares" w g�r� rzeki i podczas przeprawy do Baszty Chronosa. Wyczu�em co� wi�cej - jedno�� bardziej namacaln� ni� ta, kt�ra wynika�aby ze wsp�lnych emocji. Zaj�o mi to chwil�, ale wkr�tce zrozumia�em, �e grup� z��czy�a mikrosfera wsp�lnego dost�pu do danych. Na planecie, kt�rej prymitywne, regionalne ��cza informacyjne poszarpane zosta�y przez samo wspomnienie o walce, tych sze�cioro po��czy�o swoje komlogi i biomonitory, by dzieli� informacje i dba� nawzajem o siebie. Bariery wej�� by�y widoczne i mocne. Ale nie mia�em k�opot�w, by w�lizgn�� si� pod, nad i poprzez nie, wydosta� liczne w�tki puls, temperatur� sk�ry, aktywno�� fal kory m�zgowej, wej�cia informatyczne, inwentarz danych - co pozwoli�o mi na pewien wgl�d w my�li, uczucia i czyny ka�dego z p�tnik�w. Kassad, Hoyt i Lamia mieli implanty, przep�yw ich my�li by� �atwiejszy do prze�ledzenia. W tej w�a�nie sekundzie Brawne Lamia zastanawia�a si�, czy poszukiwanie Chy�wara nie oka�e si� b��dem; co� j� gryz�o. Czu�a si�, jakby przeoczy�a jaki� niezwykle wa�ny w�tek nios�cy rozwi�zanie... w�a�nie - czego? Brawne Lamia zawsze mia�a w pogardzie tajemnice; by� to jeden z powod�w, dla kt�rych porzuci�a �atwe �ycie, �eby zosta� prywatnym detektywem. Ale co to za tajemnica? Prawie rozwi�za�a zagadk� �mierci jej cybrydowego klienta... i kochanka... i przyby�a na Hyperiona, by wype�ni� jego ostatni� wol�. Mimo to s�dzi�a, �e ta gryz�ca w�tpliwo�� ma co� wsp�lnego z Chy�warem. Ale co? Lamia potrz�sn�a g�ow� i pogrzeba�a w dogasaj�cym ognisku. Mia�a silne cia�o, ukszta�towane przez 1,3 standardowej grawitacji Lususa i