3231

Szczegóły
Tytuł 3231
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3231 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3231 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3231 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Agnieszka ha�as W g��bi 1. Polowanie rozpocz�o si� w samo po�udnie. Krzycz�cy w Ciemno�ci nie mia� poj�cia, kto i dlaczego poszczu� Psami sze�ciono�nego sprzedawc� amulet�w z podziemnego targowiska Loss Fomar. Z tego co wiedzia�, ma�y bezimienny odmieniec nigdy nikomu nie wchodzi� w drog�. A jednak kto� zada� sobie trud, by podsun�� dw�m bia�ym bestiom do pow�chania sztuk� odzie�y nieszcz�snego przekupnia albo k�aczek jego w�os�w - i pu�ci� je tropem ofiary tego samego dnia, w kt�rym na Loss Fomar odbywa�y si� popisy mim�w, za� na powierzchni w Parku Ksi���cym zakwit�y pierwsze magnolie. W krypcie Calthard�w na najni�szym poziomie Podziemi nikt od dawna ju� nie dekorowa� kwiatami sczernia�ych pogrzebowych urn. Czas zatar� wyryte na nich imiona i tytu�y. Z mroczniej�cych w �cianach nisz wyziera�y umar�e twarze, malowane olejnymi farbami na sze�ciok�tnych kawa�kach poz�acanej blachy. Nawet najbardziej zuchwa�y z�odziej nie o�mieli�by si� wyci�gn�� r�ki po te konterfekty. To pod ich oboj�tnym wzrokiem rozegra� si� tamtego dnia fina� pogoni. Najczystszy przypadek sprawi�, �e Krzycz�cy w Ciemno�ci znajdowa� si� akurat w pobli�u, �e dotar�o do� telepatyczne wo�anie o pomoc. �mij zareagowa� tak, jak nakazywa�a niepisana regu�a Podziemi. Zareagowa� instynktownie i bez zastanowienia. Ale i tak by�o za p�no. Dotar� do krat zagradzaj�cych wej�cie do krypty w sam� por�, by ujrze�, jak spomi�dzy marmurowych kolumn u jej przeciwleg�ego kra�ca wy�ania si� drobna sylwetka odmie�ca. Zaraz potem pojawili si� prze�ladowcy - wysmuk�e, bezw�ose kszta�ty koloru wypra�onych s�o�cem ko�ci, poruszaj�ce si� bezszelestnie niczym paj�ki. Odmieniec bieg� dysz�c, wida� by�o, �e jest u kresu si�. �mij z w�ciek�o�ci� szarpn�� za krat�. Recytuj�c zakl�cie krusz�ce stal, wiedzia� ju�, �e nie zd��y. Nie by�o sposobu, �eby zd��y�. Odmieniec uni�s� g�ow�, zobaczy� krat� i te� zrozumia�. Psy by�y tu�... W u�amku sekundy podj�� decyzj�. Rzuci� si� w bok, o w�os unikaj�c obna�onych k��w. W rogu krypty majaczy�y kr�te schodki prowadz�ce w d�, w jeszcze g�stsz� czer�. Pogna� w ich kierunku. Przez chwil� zdawa�o si�, �e jakim� cudem uda mu si� umkn��. Jednak gdy tylko znikn�� pod posadzk�, rozleg� si� g�uchy rumor i spora cz�� sklepienia run�a, grzebi�c schody oraz otw�r pod zwa�ami gruzu. Odmieniec pisn�� jak dziecko, jeden jedyny raz. Potem - cisza. Kurz opada� powoli. Dwa Psy ju� bez po�piechu zbli�y�y si� do rumowiska i zacz�y obw�chiwa� pokruszone ceg�y. Jeden grzebn�� kilka razy �ap�. Drugi popatrzy� chwil� i przy��czy� si�. Wolno, metodycznie zabra�y si� do rozkopywania gruzu, odpychaj�c na bok co wi�ksze od�amki. Krzycz�cy w Ciemno�ci doko�czy� wreszcie inkantacj� i krata rozpad�a si� w deszczu iskier. Id�c w kierunku pracuj�cych wytrwale stwor�w, nie czu� nic pr�cz zimnej z�o�ci. - Precz - wycedzi�. - Nic tu po was, maszkary. Precz od grobu! - Odejd� - rzuci� jeden z Ps�w, nie przerywaj�c kopania. G�os wydobywa� si� z p�askiej metalowej puszki przymocowanej do obro�y. - Nie znamy ci�. Nie masz nic wsp�lnego z nami i naszym zadaniem. Oddal si�, a nie b�dziemy ci� �ciga�. �mij mimo woli zauwa�y�, �e �aden z Ps�w nie ma na ciele herbu Elity. A zatem to nie srebrni magowie postanowili urz�dzi� sobie polowanie na kalek� zwierzyn�... Nie poprawi�o mu to nastroju. - Zabierajcie si� - powt�rzy�. - Ju�! Bo pogadamy inaczej! Pies za�mia� si� zgrzytliwie. - Jeste� pewien? Ledwie dostrzegalny ruch - i w r�ku �mija b�ysn�o kr�tkie ostrze. Wzd�u� stalowej kraw�dzi z sykiem pope�z�a smu�ka liliowego ognia. Krzycz�cy w Ciemno�ci u�miechn�� si� lekko. - Chcecie si� przekona�? - Ostatnie ostrze�enie, kuglarzu - zawarcza� drugi z Ps�w. - Jeden krok do przodu, a potraktujemy ci� jak wroga! - Ca�kiem s�usznie, z�bata maszynko - �mij u�miecha� si� nadal, ale w przekre�lonej bliznami twarzy by�o teraz co� upiornego. Spomi�dzy palc�w p�omie� wystrzeli� znienacka do przodu niczym j�zyk w�a; sinawy blask pad� na urny i portrety. - Ja rzeczywi�cie jestem waszym wrogiem. Stworzone kunsztem alchemik�w z marmuru, rt�ci, smoczego oddechu i �liny pegaza, Psy by�y zadziwiaj�co silne i szybkie. Na pewno silniejsze i szybsze od ka�dego cz�owieka Ale nie umia�y w�ada� magi�. Krzycz�cy w Ciemno�ci zna� te stworzenia na tyle dobrze, �eby domy�li� si�, w jaki spos�b zaatakuj�. Najch�tniej czyni�y to chy�kiem z boku, jak wilki... Odskoczy� w por�, oba k�api�ce pyski chybi�y celu. Moc drzemi�ca gdzie� w g��bi umys�u zbudzi�a si�, zapulsowa�a w �y�ach, cia�o porusza�o si� p�ynnie, pos�uszne jej nakazom. Psy warkn�y, cofaj�c si�, okr��a�y go wolno, czekaj�c na najmniejszy b��d, najmniejsz� chwil� nieuwagi... Znienacka rz�dy portret�w drgn�y; malowane oczy zamruga�y, usta porozwiera�y si� jak do krzyku. Spod sklepienia sp�yn�� k��b g�stej mg�y i w okamgnieniu spowi� krypt�. Liliowy ogie� zgas�, zduszony przez t� wsz�dywpe�zn� szaro��. Krzycz�cy w Ciemno�ci zamar�. We mgle zamajaczy�y niewyra�ne sylwetki; kilkana�cie utkanych z niej r�k chwyci�o go jednocze�nie, uniemo�liwiaj�c rzucenie czaru, i bez wysi�ku unios�o w g�r�. Zawis� w po�owie drogi mi�dzy posadzk� a sklepieniem, szamocz�c si� bezsilnie jak mucha omotana paj�cz� prz�dz�. Sylwetki otoczy�y go zwartym kr�giem. Wiem, kim jeste�cie, pomy�la� z w�ciek�o�ci�. Znam was. Desperackim szarpni�ciem raz jeszcze spr�bowa� uwolni� si� z wi�z�w. Bez skutku. Szara sie� zacisn�a si� jeszcze mocniej, prawie odbieraj�c mu dech. Zakaszla�, poczu� na j�zyku smak krwi. - Jak �miesz zak��ca� nam spok�j, u�omny magu? - zadudni� pojedynczy g�uchy bas przy akompaniamencie ch�ru szept�w i mamrota�. - Nie wiesz, co to za miejsce? Nie wiesz, �e Zmrocza zadba�a, by nie przerywano nam spoczynku? �ywym nie wolno u�ywa� przemocy tam, gdzie z�o�ono cia�a przodk�w, tak g�osi jej prawo. Chcesz si� przekona�, jak karzemy tych, kt�rzy je �ami�? - Chc� - warkn�� �mij. - Inni z�amali ten zakaz, zanim ja to zrobi�em! Nie widzieli�cie, co tu si� sta�o? Sprawili, �e momentalnie po�a�owa� wypowiedzianych s��w. Od dotkni�cia szarych palc�w b�l przeszy� go jak ig�a. - Wi�cej szacunku, cz�owieczku - zaszemra�o w�r�d mg�y. - Wi�cej pokory! My lubimy, kiedy �ywi s� pokorni! - Owszem, widzieli�my wszystko - o�wiadczy� bas. - Dwa automaty �ciga�y zwierz� i zwierz� zgin�o. Nas to nie obchodzi. Zmrocza nie da�a nam w�adzy ani nad automatami, ani nad zwierz�tami. Ty, to co innego. Mo�e i w�adasz czarn� si��, ale oddychasz, my�lisz i czujesz, masz krew i dusz�. A to jest ziemia martwych i tylko martwym wolno zadawa� tu �mier�. Jak s�dzisz, co powinni�my z tob� uczyni�? - Nic - Krzycz�cy w Ciemno�ci wyplu� krew nap�ywaj�c� do ust i za�mia� si�. - Przykro mi, o duchy. Nie zabi�em nikogo na waszym terytorium. Zamierza�em zniszczy� dwa sztuczne twory, n�dzne imitacje �ycia. Powstrzymali�cie mnie. Skuteczna prewencja, k�aniam si� uni�enie! Ale ukara� mnie nie mo�ecie. Nie ma podstaw. Prawo, �e si� tak wyra��, nie dzia�a z wyprzedzeniem. Pu�cili go bez ostrze�enia. Run�� z wysoko�ci na kamienie i przez chwil� s�dzi�, �e jednak postanowili go zabi�. Ch�ralne szepty wybuch�y ze zdwojon� si��. - Tylko martwi mog� zadawa� tu �mier�! - rozbrzmiewa�o echem w�r�d kolumn. - Martwi decyduj�! Martwi wymierzaj� sprawiedliwo��! Tylko martwi! Mimo wszystko �y� nadal, a b�l i oszo�omienie zaczyna�y mija�. Podni�s� si� chwiejnie. Przed oczami wirowa�y czerwone plamki. Mg�a rozwiewa�a si� powoli, ale Psy nie zwraca�y ju� na niego uwagi, w jednostajnym tempie kontynuowa�y swoj� prac�. Z mroczniej�cych w �cianach nisz portrety spogl�da�y bystro, z drwin�. �mij zgrzytn�� z�bami i wycofa� si�. * * * Tydzie� p�niej, id�c o zmierzchu Bulwarem Ithandesa, patrzy� na odbijaj�ce si� w rzecznej wodzie �wiat�a i znienacka przypomnia� sobie oczy sze�ciono�nego na kilka sekund przed �mierci�. Tamto spojrzenie schwytanego w potrzask zwierz�cia... Poczu� budz�cy si� gdzie� w g��bi l�k, silny jak wzbieraj�ca fala. Zwolni� kroku. Wyj�� z r�kawa chustk� i starannie osuszy� ni� czo�o. - Parna noc, pewno burza b�dzie - zagada� ni st�d, ni zow�d jaki� cz�owiek id�cy z naprzeciwka. Krzycz�cy w Ciemno�ci machinalnie skin�� g�ow�. Chowaj�c chustk� odetchn�� ukradkiem; majaki sp�oszone g�osem przypadkowego przychodnia zemkn�y, by na powr�t przyczai� si� w jakim� odleg�ym zak�tku pod�wiadomo�ci. Ju� bez przeszk�d dotar� na miejsce spotkania. Zgodnie z umow�, tamci czekali pod Mostem Abrama. Nie�le si� kamufluj�, pomy�la� z uznaniem na ich widok. Dla niewprawnego oka wygl�daj� po prostu jak najzwyklejsze pod s�o�cem 2. Dzieci Podszed� bli�ej i przez chwil� w milczeniu taksowali si� wzrokiem. Z niedba�ych p�z i zmru�onych oczu tamtych dwojga wyziera�o wy��cznie znudzenie; w k�cikach u�miechni�tych ust przycupn�a leniwa dwunastoletnia bezczelno��. Jednak Krzycz�cy w Ciemno�ci wiedzia�, �e w rzeczywisto�ci ch�opiec i dziewczynka s� czujni, spi�ci, w ka�dej chwili gotowi si�gn�� po ukryt� w zakamarkach odzie�y bro�. Nie ufacie mi, pomy�la�. I bardzo dobrze. Ja te� wam nie ufam. - Witajcie - powiedzia� na g�os, wyci�gaj�c r�k�. Po chwili wahania kolejno wymienili z nim u�cisk d�oni. - Pozdrowienia dla O�miornicy. - O�miornica pozdrawia ci� r�wnie�, ka-ira, ska�ony mistrzu - odpar� powa�nie ch�opiec. - Niech Zmrocza zawsze strze�e twoich �cie�ek. Na imi� mi Yassel, a to jest Nara. Polecono nam... - Nosisz mask� - przerwa�a oskar�ycielsko jego towarzyszka. - Lub co� w tym rodzaju. Prawa po�owa twarzy. Po co? - Iluzja - �mij odruchowo dotkn�� policzka. - Wiesz, jest jeszcze wcze�nie. Na ulicach t�um ludzi. Nie chc�, �eby jaki� szpieg srebrnych rozpozna� mnie po bliznach. Dziewczynka nazwana Nar� prychn�a pogardliwie. - S�dzisz, �e jeste� a� taki s�ynny? - Ostro�no�� nic nie kosztuje. Przypatrywa�a mu si� nadal, badawczo i jakby z niedowierzaniem. Poczu� dreszcz. Mia�a zimne oczy starej kobiety. Chcia�a powiedzie� co� jeszcze, ale Yassel wszed� jej w s�owo. - Czy wiesz, czego potrzebuje O�miornica? - Niech zgadn�. Talizman�w? Formu� ochronnych? Broni? - Nie - ch�opiec nagle straci� sw�j beztroski wygl�d. - Naprawd� nie s�ysza�e�, co si� sta�o? - Nie utrzymuj� kontakt�w z waszym bractwem. Nara nerwowo szarpn�a sw�j jasny warkocz. - Nasz opiekun zachorowa�, ka-ira. Medycy s� bezradni, �adne ich leki nie skutkuj�. Ca�a nadzieja w magii. - Nie jestem uzdrowicielem. - Nie. Tobie Zmrocza da�a mroczny talent; przywo�ujesz demony, rozmawiasz ze zmar�ymi. A choroba, kt�ra porazi�a naszego opiekuna, nie jest z ziemskich miazmat�w, ale z mocy s�owa, a mo�e z�ego spojrzenia - dziewczynka m�wi�a pospiesznie, monotonnym tonem, jakby recytowa�a wyuczon� lekcj�. - W�owy j�zyk i zapiek�a wola zasia�y drapie�ne ziarno, kt�re zakie�kowa�o w g��bi duszy i po�era j� zwolna... Tak� niemoc mog� uleczy� tylko czarne zakl�cia. Przecie� wiesz. - Wiem - przytakn�� z namys�em �mij. - Skoro chodzi o kl�tw�, to zupe�nie inna sprawa. - O�miornica sowicie wynagradza tych, kt�rzy mu pomagaj�, ka-ira - wtr�ci� Yassel. - Czy mamy donie�� mu, �e przyb�dziesz? - Owszem - potwierdzi� po namy�le. - Przyb�d�. A co si� tyczy nagradzania... Moja cena jest sta�a, niezale�nie od klienta. O tym te� mo�ecie wspomnie� O�miornicy. Nara lekcewa��co wzruszy�a ramionami. - Nie o tym teraz my�l, ska�ony mistrzu. Po prostu b�d� jutro w po�udnie przed P�nocn� Bram�. O�miornica przy�le po ciebie pow�z. * * * Cech Skrytob�jc�w, jak si� zdawa�o, wcale hojnie op�aca� swego najzdolniejszego pedagoga. Rezydencja O�miornicy znajdowa�a si� daleko za miastem, w�r�d wzg�rz poro�ni�tych przez rzadkie, kolczaste zaro�la. Otoczony pot�nym murem pa�acyk z zewn�trz sprawia� wra�enie opuszczonego, popadaj�cego w ruin�. Jednak prowadz�ca na dziedziniec brama otwar�a si� bez jednego skrzypni�cia zawias�w, drzwi wej�ciowe r�wnie�; a wystroju wn�trz nie powstydzi�by si� niejeden arystokrata. M�czyzna pe�ni�cy funkcj� od�wiernego by� odmie�cem, podobnie jak wo�nica. Jednemu ��ta, bibu�kowo cienka sk�ra p�atami �uszczy�a si� z twarzy, drugi mia� guzowat� naro�l w miejscu nosa i palce po��czone b�on� jak u kaczki. Obaj, jak si� zdawa�o, byli niemi; mi�dzy sob� porozumiewali si� na migi. Obserwuj�c ich, Krzycz�cy w Ciemno�ci przypomnia� sobie, �e w �y�ach legendarnego nauczyciela morderc�w r�wnie� p�ynie zm�cona krew. Wszystko si� zgadza�o. Odmieniec lubi, gdy otaczaj� go odmie�cy... Jednak kilkana�cioro dzieciak�w siedz�cych karn�, milcz�c� gromad� na pod�odze niewielkiej antykamery by�o ponad wszelk� w�tpliwo�� lud�mi. W�adze cechowe by�y najwyra�niej tolerancyjne, ale nie do tego stopnia, by pozwoli� odmie�cowi na szkolenie zab�jc�w z jego w�asnej rasy. Gdy je mija�, �adne z dzieci nawet nie drgn�o. Kilkana�cie par oczu obserwowa�o go oboj�tnie, jakby patrzy�y na owada lub ryb�. Za to pilnuj�ca grupy istota - d�ugie, smuk�e ko�czyny, pozbawiona pigmentu sk�ra, olbrzymie oczy barwy mosi�dzu - na widok �mija wsta�a i sk�oni�a si� uprzejmie. - On czeka - oznajmi�a. G�os mia�a nieprzyjemny: suchy, szorstki. �uskowaty. - Za tymi drzwiami. Zanim tam wejdziesz, musisz zostawi� bro�. Sztylet w r�kawie i drugi w cholewie, prawda? Tak, my tutaj jeste�my spostrzegawczy. Oddaj je. Uczyni� to bez sprzeciwu. Komnata, do kt�rej wszed�, przypomina�a raczej podwodn� grot�. Jedyne okno szczelnie zas�oni�to. Z niskiego sufitu zwiesza�y si� draperie w odcieniach przy�mionego b��kitu i zieleni; d�ugie fr�dzle porusza�y si� w p�mroku niby czu�ki gigantycznych ukwia��w. W lampce z niebieskiego szk�a sycz�c p�on�a oliwa. Jej blask pada� wprost na wielkie �o�e z baldachimem. Na �o�u, podparty wysoko poduszkami, w kokonie z pled�w i futer spoczywa� masywny kszta�t. Krzycz�cy w Ciemno�ci przystan��, niezdecydowany. Nagle le��cy poruszy� si�. - Bli�ej - zamamrota� ci�ki od flegmy g�os. - Podejd� no bli�ej, ka-ira. Naprzeciw mego pos�ania jest fotel. �mij us�ucha�. Zmarszczy� nos, u�wiadamiaj�c sobie, jaki w pomieszczeniu panuje zaduch - powietrze zg�stnia�o od pomieszanych woni olejk�w, lekarstw i kwa�nego potu. Chory z wysi�kiem d�wign�� si� do pozycji siedz�cej. Jego pot�ne cia�o w rzeczywisto�ci sk�ada�o si� z dw�ch cia�. Do plec�w niczym groteskowy pakunek przyr�s� dodatkowy korpus, pozbawiony g�owy, skurczony i skarla�y; niemowl�co kr�tkie ko�czyny zwisa�y bezw�adnie. Nalane oblicze wykrzywi�o si� w u�miechu. - Prosz�, prosz�. Komu� to zapachnia�o moje z�oto? Witaj, przyjacielu. Demar Denning zwany O�miornic� dzi�kuje ci za przybycie. * * * Trzy drewienka wrzucone do czary z wod� utworzy�y tr�jk�t, a nast�pnie zaton�y powoli. Woda zm�tnia�a, jakby posypano j� py�em. By�o tak, jak powiedzieli Yassel i Nara - to kl�twa spowodowa�a chorob� Demara Denning. Krzycz�cy w Ciemno�ci odsun�� naczynie i zas�pi� si�. - Nie jest tak �le, co? - zagadn�� obserwuj�cy go bacznie O�miornica. - Jeste� w stanie mnie z tego wyci�gn��? - Nie wiem. B�d� pr�bowa�. - Ej�e! A m�wiono mi, �e jeste� dobry w tym, co robisz. Sk�d zatem niepewno��? �mij z irytacj� podrapa� si� po policzku. - Nie sprawi�, by kl�twa przesta�a istnie�. Nie mog� cofn�� s��w wypowiedzianych przez kogo� innego... Mog� zniszczy� kl�tw� innym zakl�ciem, ale nie r�cz�, �e uda mi si� naprawi� szkody, kt�re wyrz�dzi�a. A w magii, jak w kartach, ryzyko istnieje zawsze. I trudno z wyprzedzeniem oceni� jego rozmiar. M�wi� to wszystko zawczasu, bo lubi�, gdy pewne sprawy postawione s� jasno i wyra�nie. - Zanadto jeste� skromny, m�odzie�cze - zarechota� odmieniec. - Ja wiem, �e potrafisz niejedno. S�ysza�em co nieco o twoich wyczynach. Wiesz, by�em zesz�ej jesieni na obchodach �wi�ta Pie�ni i pami�tam, jak Naikiru Hoeth z cechu Opowiadaj�cych snu�a powiastk� o tobie oraz Lorraine, dotkni�tej przekle�stwem Bia�ych D�oni... - Z Lorraine sprawy mia�y si� inaczej. - Hm? Jak�e to? - J� przypadkowo porazi� czar przeznaczony dla kogo� innego. Z�o okaleczy�o jej cia�o, lecz nie tkn�o duszy; nie mia�o gdzie si� zakorzeni� i da�o si� wyrwa� �atwo niczym zesch�y badyl. Teraz natomiast... Urwa�, nakre�li� d�oni� w powietrzu skomplikowany znak. Woda w naczyniu powoli, lecz nieub�aganie zabarwi�a si� na czarno. - Undyna, geniusz p�yn�w, nie zwyk�a k�ama�. Jej werdykt jest jednoznaczny. - To znaczy? - Powiem wprost. Kl�twa jest czyj�� zemst�. Zdaniem undyny - sprawiedliw�. Przekrwione oczy odmie�ca zw�zi�y si� raptownie. - Powt�rz to, ka-ira, bo chyba si� przes�ysza�em. Sugerujesz, �e to, co mnie spotka�o, sta�o si� z mojej w�asnej winy? A wiesz, �e ja tak� sugesti� m�g�bym potraktowa� jak obraz�? �mij wzruszy� ramionami. - Ja niczego nie sugeruj�. M�wi� prawd�, po prostu. Taki ju� mam dziwny zwyczaj. - Ty doprawdy jeste� bezczelny - stwierdzi� O�miornica po chwili milczenia. - Za to, co wcze�niej powiedzia�e�, powinienem kaza� ci�... K�opot w tym, �e naprawd� potrzebna mi pomoc. Trac� si�y, ka-ira. Czuj� to... Powiedz mi jedn� jedyn� rzecz. Nie jestem �wi�tobliwym pustelnikiem; wiesz, jakiemu cechowi s�u��. Skrzywdzi�em w �yciu wiele ludzkich istot i jestem tego �wiadom. Jak post�pisz? Udzielisz mi pomocy? A mo�e s�dzisz, �e sprawiedliwo�ci powinno sta� si� zado��? Krzycz�cy w Ciemno�ci nie odpowiedzia� od razu. Si�gn�� do kieszeni, wyj�� zwitek ciemnej tkaniny. Wewn�trz by� proszek podobny do piasku. Na stoliku obok �o�a w�r�d okruszyn i pustych fiolek po medykamentach sta� kubek z resztk� napoju. �mij wsypa� do� odrobin� specyfiku; ciecz wzburzy�a si� gwa�townie, zapieni�a. - Jestem renegatem - powiedzia� oboj�tnie. - Rzucam za pieni�dze moje zakazane czary, a spe�niwszy sw� rol� odchodz� i zapominam o wszystkim. Je�li mam by� szczery, sprawiedliwo�� ma�o mnie obchodzi. Pan jeste� takim samym klientem jak ka�dy inny. Je�li ten, kto przeklina�, mia� za co si� m�ci�, b�d� mia� utrudnione zadanie, bo wyrzuty sumienia czyni� kl�tw� pot�niejsz�; sprawiaj�, �e k�sa ona g��biej i trudniej j� usun��. To wszystko. Przerwa�. Piana zaczyna�a opada�. Krzycz�cy w Ciemno�ci upi� �yk cierpkiej mikstury, poda� kubek O�miornicy. - Prosz� wypi� do ko�ca. Odmieniec spojrza� podejrzliwie. - Co to za �wi�stwo? - Co� na sen. Podzia�a na nas obu. Musz� pogrzeba� troch� w pa�skiej pod�wiadomo�ci, Denning, dowiedzie� si�, kiedy i czym zawini�e�. A gdy ju� si� tego dowiem... c�, zobaczymy. O�miornica nie protestuj�c wys�czy� nap�j. Z g��bokim westchnieniem rozlu�ni� oba cia�a, pozwalaj�c, by g�owa opad�a do ty�u, na poduszki. Zamkn�� oczy. - W porz�dku, ka-ira. R�b, co do ciebie nale�y. * * * Wyrecytowane p�g�osem s�owa tajemnego j�zyka - bezg�o�na eksplozja pod sklepieniem czaszki - i wszystko zamazuje si�, ucieka w g�r�, umyka wstecz - - 3. G��bina wch�on�a go bez sprzeciwu. Spada�, czy raczej nurkowa� w�r�d amorficznych seledyn�w i cieni wype�niaj�cych drzemi�cy umys� O�miornicy. G��biej, coraz g��biej, przez g�stwiny p�przytomnych my�li i dozna�, faluj�cych jak wodorosty. G��biej, jeszcze g��biej, a� do samego serca snu. (tam, gdzie najwcze�niejsze wspomnienia) Nagle nierzeczywisto�� zadrga�a i zmieni�a form�; z zielonej toni wy�oni�y si� zarysy masywnych budowli. Krzycz�cy w Ciemno�ci drgn��, rozpoznaj�c kompleks laboratori�w Elity na Wyspie Salamander, kt�ry dot�d widywa� jedynie z oddali. Ju� nie dryfowa� niczym deska z rozbitego okr�tu, sta� na twardym gruncie. W�osy mierzwi� mu s�ony wiatr. Mury sprawia�y wra�enie osnutych mgie�k�; gdyby nie owo lekkie rozmazanie kontur�w, jak gdyby nakre�lonych nie ca�kiem pewn� r�k�, z�udzenie by�oby ca�kowite. Wyspa Salamander. Budynki o �lepych �cianach w�r�d szarych, ja�owych ska�, widoczne z portu w Shan Vaola w pogodne dni. Miejsce konstruowania golem�w i p�odzenia hybryd... - A wi�c to st�d pochodzisz, mo�ci Demarze Denning - mrukn�� �mij. - Tak podejrzewa�em. Rozejrza� si�. Wej�cie by�o tylko jedno. Olbrzymie stalowe wrota, ozdobione po�yskliwym pentagramem - god�em srebrnych mag�w. Jedno ich skrzyd�o by�o uchylone, akurat na tyle, by mo�na si� by�o tamt�dy przecisn��. Krzycz�cy w Ciemno�ci zawaha� si�. Gdyby znajdowa� si� na prawdziwej Wyspie Salamander, za t� bram� czeka�aby na� �mier�. Przesycaj�ca wn�trza budynk�w st�ona srebrna moc zniszczy�aby adepta czerni r�wnie szybko i �atwo, jak kwas prze�era wrzucon� do� �elazn� p�ytk�. Ale to nie by�a Wyspa Salamander, a zaledwie jej z�udzenie, niewyra�na i zamazuj�ca si� kopia... Podj�� decyzj�. * * * Korytarzy by�o wiele. Wi�y si�, rozga��zia�y i krzy�owa�y pod najr�niejszymi k�tami. (popl�tane �cie�ki dni-co-by�y) Ostatecznie to nie �mij odszuka� w owym labiryncie widmo kobiety w b��kitnych szatach. Ona znalaz�a go pierwsza. Us�ysza� za sob� g�os, d�wi�czny, wysoki. - Intruzie! Co tu robisz? Czego chcesz? Rozejrza� si� uwa�nie, lecz korytarz by� pusty; ani �ladu wo�aj�cej. - Poka� si�! - odkrzykn��. - Kim jeste�? Cisza, �adnej odpowiedzi. W chwil� p�niej nast�pi� atak. Kamienne �ciany zachybota�y si� i rozmy�y na powr�t w bezpostaciow� zielono��; i zielono�� ta o�y�a, zakot�owa�a si� w okamgnieniu setk� macek, wij�cych si� niby w�e, smagaj�cych jak bicze. Krzycz�cy w Ciemno�ci znalaz� si� w samym sercu tego wiru. Nie by�o to przyjemne prze�ycie. Cokolwiek kry�o si� w meandrach umys�u O�miornicy, ca�� sw� (nienawi��) si�� kierowa�o teraz przeciw ciekawskiemu przybyszowi. Przez moment ba� si�, �e straci kontrol�, wypadnie z transu. Albo straci przytomno��. Albo to co� go zmia�d�y i zd�awi. - To czer�, nie srebro! - zako�ata�o mu raptem w g�owie; my�l gwa�towna jak uderzenie, trze�wi�ca. - CZER�! NIE SREBRO! - Mo�esz sprawi� mi b�l, ale nie zniszczysz mnie!- zawo�a�, przekrzykuj�c w�ciek�y syk i bulgot. - O�ywia nas ta sama moc! Wiesz ju� o tym? Furia macek wzmog�a si� jeszcze, ale nie trwa�o to d�ugo. Przeciwnik te� najwyra�niej zaczyna� s�abn��. Krzycz�cy w Ciemno�ci odetchn�� skrycie. Wcze�niej przez moment naprawd� czu� si� nieswojo. - Nie zniszczysz mnie - powt�rzy�. - Po co pr�bowa�? Zm�czymy si� tylko, ty i ja. A zreszt�, r�b jak uwa�asz. Nie b�d� si� broni�. - Odejd� - odpar� g�ucho tamten g�os. - Kimkolwiek jeste�, po prostu odejd�... Nie chc� ci� w mym kr�lestwie! - Nie odejd�! To ciebie szuka�em... - �mij zawaha� si�, niepewny, co m�wi� dalej. - Wiem, �e nie jeste� tu bez powodu... On skrzywdzi� ci� dawno temu, prawda? - Nie by�o reakcji. - Porozmawiamy? Macki cofn�y si�, cho� nie znik�y - drgaj�ce, czujne. Na skraju pola widzenia zielony odm�t zn�w zaczyna� przybiera� regularne formy �cian i posadzek. - Renegat z bliznami na twarzy - stwierdzi�a z gniewem niewidzialna. - Teraz ci� poznaj�. Najemnik! Jakim prawem zak��casz mi spok�j, najemniku? - To miejsce nie nale�y do ciebie! - odkrzykn��. - Jeste� widmem, wysnutym z cudzej woli! Zagnie�dzi�a� si� w najg��bszym zakamarku cudzej duszy i toczysz j� teraz niby rak! Dlaczego? Jej chichot, podobny do plusku deszczowych kropel. - Ale� ta dusza naprawd� jest mym kr�lestwem, renegacie! Mam swoje sta�e miejsce w tych wspomnieniach, m�j duch zamieszkuje tu od lat! Czy ten, kto ci� wynaj��, nie powiedzia� ci o niczym? - Dlaczego? - powt�rzy� z uporem �mij. Mimochodem zauwa�y�, �e konwersacja odnios�a skutek - poch�oni�ta wymian� zda�, nieznajoma pozwoli�a sobie na dekoncentracj�, �wiadomie lub nie. W�owe skr�ty rozmaza�y si�, rozp�yn�y. �mij u�miechn�� si� skrycie, ale nadal s�ucha� z uwag�. I us�ysza�. - Bo tego pragn�am i pragn�. To pow�d tak samo dobry, jak ka�dy inny. A teraz id� precz, zniknij st�d! Naprzykrzasz si� damie. Krzycz�cy w Ciemno�ci uzna�, �e chwila jest odpowiednia. Zamkn�� oczy i wyszepta� Wszechdzia�anie Kar-Sevhern, zwane te� po prostu Rozkazem - najsilniejsz� z formu� znanych renegatom, maj�c� moc niszczenia wszystkich bez wyj�tku czarnych czar�w. By� pewien, �e pod jej wp�ywem kl�twa pry�nie w okamgnieniu, a obca obecno�� zga�nie jak zdmuchni�ta �wieca. Myli� si�. Nie sta�o si� nic, zupe�nie nic. Niewidzialna parskn�a pogardliwie. - Zap�aci� ci, �eby� go ode mnie uwolni�, prawda? Wypali� obcy byt tak, jak wypala si� wrz�d? O nie, m�j drogi. Nie uda ci si�. Ja rozpadn� si�, gdy rozpadnie si� ta gnij�ca ja��; gdy umrze umys�, a cia�o skruszy si� i spopieli. Nie wcze�niej. - Chcesz �mierci Demara - powiedzia� wolno �mij. Postanowi� gra� na zw�ok�. Ta istota powsta�a dzi�ki czarnej magii, czu� to... a jednak Wszechdzia�anie okaza�o si� nieskuteczne! W tej sprawie tkwi� jaki� haczyk, jaki� sekret, jaki� klucz... - To pragnienie daje ci si��. Z niego powsta�a� i dzi�ki niemu istniejesz... Pytam po raz trzeci: dlaczego? Drgnienie, ledwie wyczuwalny ruch, id�cy gdzie� z do�u, od samych podstaw budynku. Napi�cie. - Naprawd� chcia�by� wiedzie�, najemniku? Po co? - Czy ciekawo�� nie jest dostatecznym powodem? - Nie, je�li si� we�mie pod uwag�, w jakim celu tu przyby�e�. - Nie - zgodzi� si� spokojnie. - Wyznaczono mi zadanie. Zrobi� wszystko, �eby je wype�ni�. Wiesz o tym. Zn�w ten deszczowo-kroplisty, perlisty �miech, - Ja wiem, �e ty wiesz zbyt ma�o, �eby mnie pokona�. S�ysza�am, �e honor renegata nakazuje w takich razach uzna� swoj� pora�k�, wycofa� si� dobrowolnie. Czemu tego nie zrobisz? - Poniewa� nigdy nie twierdzi�em, �e jestem osob� honorow� - �mij roze�mia� si� r�wnie�. - A tak�e dlatego, �e mimo wszystko chcia�bym wiedzie�... Chcia�bym wiedzie�, za co nienawidzisz. - �eby m�c mnie pokona� dzi�ki tej wiedzy. - �eby m�c oceni�, czy masz s�uszno��. - Dlaczego to mia�oby interesowa� najemnika? - Mo�e nie jestem takim sobie, zwyk�ym najemnikiem? - Ponowne drgnienie; i by� ju� pewien wygranej. - Uka� mi si� przynajmniej! Kim jeste�? Czyim jeste� cieniem? �miech urwa� si� jak uci�ty no�em. - Dziewczyn�, kt�ra pocz�a w z�� godzin� i urodzi�a potworka, co w kilka chwil po przyj�ciu na �wiat m�wi� jak doros�y, a przystawiony do piersi gryz� i miast mleka ssa� krew... Stw�r o jednej g�owie i dw�ch cia�ach! Przecie� go znasz! Zaniem�wi�. - M�� wyrzek� si� mnie, podobnie rodzina. Nie mia�am dok�d p�j��... Miesi�c p�niej na ulicy znale�li mnie werbownicy Elity. Spytali, czy chc� zn�w mie� dom dla siebie i dziecka. Potem przywie�li nas na Wysp� Salamander. Mnie uczyniono pos�ugaczk�, dziewczyn� do wszystkiego, a ma�ego zabrano. Dopiero p�niej domy�li�am si�, �e tak naprawd� chodzi�o tylko o niego... Srebrnym czarodziejom nie brakuje s�ug, ale odmie�cy s� w cenie... jako obiekt bada�... Korytarz znikn�� tymczasem; z zielonych opar�w bezszelestnie wy�oni�o si� nowe pomieszczenie. Pos�pny loch o niskim sklepieniu. Pojedyncze �uczywo zaledwie rozprasza�o panuj�ce tu ciemno�ci. Wzd�u� �cian sta�y rz�dem niewielkie klatki z grubych metalowych pr�t�w. Wszystkie by�y puste, starannie wyczyszczone, a mimo to wok� nich unosi� si� dra�ni�cy lisi fetor. - Na tej sali trzymano oko�o dwudziestu najm�odszych. Oni s� niczym ple��; aby �y�, nie potrzebuj� �wiat�a ni powietrza... Do moich obowi�zk�w nale�a�o dostarczanie im codziennie po�ywienia. My�l�, �e czarodzieje specjalnie przydzielili mi t� prac�, �ebym mog�a widywa� swoje dziecko, chocia� wcale o to nie prosi�am... Krzycz�cy w Ciemno�ci odwr�ci� si�. Instynkt nie omyli� go. Sta�a tu�. Jej wygl�d by� zaskoczeniem. W halucynacyjnej przestrzeni cudzego my�lown�trza w�asna �wiadomo�� �mija by�a rozmazanym czarnym kszta�tem, zaledwie przypominaj�cym ludzk� sylwetk�. Nieznajoma natomiast... Widzia� ka�dy szczeg� jej postaci. Prosty b��kitny p�aszcz - str�j, jaki w Elicie nosz� pomocnicy mag�w, sami nie obdarzeni �ask� Zmroczy. Na szyi medalion ze znakiem pentagramu. Owaln� twarz o delikatnych rysach, okolon� niesfornymi skr�tami kasztanowych w�os�w... Oczy - zaszklone, m�tne. Nieruchome... (trupie oczy) (naprawd� rozmawiasz z widmem, renegacie - ta kobieta nie �yje, by� mo�e od lat...) Zmusi� si�, by skupi� si� na powr�t na jej s�owach. - Co pewien czas kt�rego� z nich zabierano na g�r�, do laboratori�w. Wybrani wracali zwykle po kilku dniach, os�abieni, cz�sto z gor�czk�. Wypada�y im p�niej w�osy, na sk�rze pojawia�y si� dziwaczne krosty i guzy. Zdarza�o si�, �e nie wracali wcale... Ale w ka�dej opustosza�ej klatce natychmiast zjawia� si� nowy lokator. Odmie�cy s� cenni, renegacie. Przecie� wiesz, musia�e� o tym s�ysze�. Zmrocza obdarza �askami r�wnie� swe kalekie dzieci. S� w�r�d nich tacy, kt�rych u�omno�ci nie r�wnowa�y �aden szczeg�lny dar, ale s� i tacy, co spojrzeniem rozpalaj� ogie�, umiej� rozkazywa� wiatrom albo przepowiada� przysz�o��. Bywa, �e �lina odmie�ca ma moc leczenia ran, a krew pozwala wej�� w kontakt ze �wiatem demon�w... Zdarzaj� si� jeszcze inne zdolno�ci, kt�re Elita utrzymuje w najg��bszej tajemnicy. A co najwa�niejsze - odmie�ca nie da si� wyhodowa� na zawo�anie. Wielu srebrnych mag�w pr�bowa�o... �adne zakl�cia, �adne leki podane matce nie spowoduj� narodzin takiego stworzenia. Oni przychodz� na �wiat wtedy, gdy Zmrocza naka�e; �adne dzia�ania ludzi nie maj� na to wp�ywu. Dlatego czarodzieje od lat poluj� na odmie�c�w obdarzonych talentami. Przywo�� ich na Wysp� Salamander i strzeg� jak oka w g�owie. I badaj�. Przerwa�a na moment, potar�a czo�o. - Potworek, kt�rego urodzi�am, r�s� i rozwija� si� b�yskawicznie. Nied�ugo po czwartych urodzinach osi�gn�� wzrost doros�ego m�czyzny. Kilkakrotnie zabierano go na g�r�; zawsze wraca�. Nigdy nie chorowa� potem d�ugo, za ka�dym razem bardzo szybko odzyskiwa� si�y. Oczywi�cie wzbudzi� tym zainteresowanie czarodziej�w. Cz�sto udawa�o mi si� pods�ucha�, jak o nim rozmawiaj�. Snuli r�ne plany; zamierzali wywie�� go gdzie� indziej, przebada� jeszcze dok�adniej, odkry�, co sprawi�o, �e tak kurczowo trzyma si� �ycia... Nawet spytali, czy pozwoli�abym na to. Nie by�am pewna, co odpowiedzie�... Mniej wi�cej w tym samym czasie do mnie u�miechn�o si� szcz�cie. By�am m�oda; zdaje si�, �e by�am �adna. Spodoba�am si� jednemu z mych pracodawc�w. Zamieszka�am w jego apartamentach, a on obieca�, �e nigdy ju� nie b�d� musia�a wraca� na d�. Mimo wszystko posz�am tam jeszcze jeden jedyny raz. �eby po raz ostatni popatrze� na stworzenie, kt�remu da�am �ycie... M�wi�a coraz szybciej i zarazem coraz g�o�niej, niemal wyrzucaj�c z siebie poszczeg�lne s�owa. - By� �wie�o po kolejnym seansie bada�. Spa� i wizyta nie potrwa�a d�ugo. Pami�tam, �e w�wczas pomy�la�am sobie: przecie� on naprawd� zas�uguje na co� wi�cej... Puste oczy b�ysn�y jadowicie. - Chcia�am mu pom�c. Naprawd� chcia�am. A on... on... Jej twarz znienacka wykrzywi� skurcz. - Poka�� ci, co zrobi�, najemniku. Je�li chcesz. Je�li... - zawaha�a si�. - Postawi� jeden warunek. Spe�ni�am twoj� pro�b�, wi�c i ty spe�nij moj�. Przyrzeknij, �e gdy poznasz koniec opowie�ci, odejdziesz do swego �wiata i nie wr�cisz tu wi�cej. Krzycz�cy w Ciemno�ci skin�� g�ow�. - Zgoda. - Nie! To za ma�o. Przyrzeknij, renegacie. - Przyrzekam. - Dobrze wi�c - zjawa wyprostowa�a si�, unios�a d�o�. - Czas wywo�a� z ukrycia stare tajemnice... Patrz uwa�nie! Zobaczysz i poczujesz to, co on widzia� i czu� tamtego dnia. My�l�, �e to zaspokoi twoj� ciekawo��. Nie poczu� dotkni�cia jej r�ki, lecz co� jakby uk�ucie, przeskok iskry; i kamienne �ciany zakolorowi�y si� obrazami. (wspomnienia kt�re chcia�e� ukry� Demar) - Patrz! I obrazy o�y�y. * * * Czy to dzie� czy noc, nie wiadomo - w pomieszczeniu brak okien, a �uczywo p�onie bez ustanku - - Woko�o cisza, s�ycha� jedynie miarowe oddechy twych towarzyszy - a twoja klatka jest otwarta - czyje� r�ce przekr�ci�y kluczyk w zamku i zdj�y k��dk�, kiedy spa�e� - kto, kto m�g� by� podobnie roztargniony? Mo�e to jaka� pu�apka? Ale my�l o wolno�ci jest niczym narkotyk, przy�miewa w tobie l�k, d�awi w�tpliwo�ci - rozejrzawszy si� po raz ostatni, ostro�nie popychasz drzwiczki, wyskakujesz - nie ogl�daj�c si� wstecz p�dzisz co si� w kierunku czerni�cego si� w najdalszym k�cie otworu �ciekowego - tamt�dy sp�ywa woda zmieszana z waszymi odchodami, gdy b��kitno ubrani ludzie co dzie� sp�ukuj� posadzk� - tamt�dy zsuwasz si� teraz, ze sk�r� �lisk� od potu, z t�uk�cym si� w�ciekle sercem - - Przez cuchn�c� niezno�nie ciemno�� przeciskasz si� jak kret, pe�zniesz na brzuchu jak robak, do krwi zdzieraj�c wydelikacon� w niewoli sk�r� - dalej, byle dalej - - - Jakim� cudem uda�o mu si� - zabrzmia� g�os kobiety w b��kicie. - Odnalaz� w�a�ciw� drog�. Odnalaz� wyj�cie. Niestety, zanim na zawsze znikn�� z Wyspy Salamander, odnalaz� te� mnie. Patrz! �wiat�o, tysi�cem igie� przeszywaj�ce nawyk�e do mroku oczy - ta pi�kna komnata na pewno nale�y do jakiego� mo�nego czarodzieja - w pierwszej chwili czujesz uk�ucie strachu, chcesz st�d uciec czym pr�dzej - jednak w pokoju nie ma �ywej duszy i ostatecznie ciekawo�� przewa�a - popychasz krat� zas�aniaj�c� wylot rury i krata spada z brz�kiem - kulisz si� przera�ony, lecz nikt nie us�ysza�, nikt nie przybiega - - Komnata nie jest du�a, jej �ciany wy�o�ono kaflami koloru indyga, posadzk� zdobi mozaika przedstawiaj�ca ch�opca z rybim ogonem - mebli brak - zawiedziony, postanawiasz si� wycofa� i nagle s�yszysz za sob� plusk - odwracasz si�, teraz dopiero spostrzegasz uchylone drzwi - - Kr�tki korytarzyk - i nast�pna komnata, du�o obszerniejsza od pierwszej - tu kafle maj� barw� zachodz�cego s�o�ca, a mozaika przedstawia rozkwitaj�c� r�� - okno otwarto na o�cie�, w dole wida� naje�one gro�nie ska�y i spienione grzbiety fal, wyra�nie s�ycha� ich szum - po raz pierwszy w �yciu ogl�dasz ten widok, s�yszysz ten d�wi�k - - Po�rodku pomieszczenia kwadratowy basen - w wodzie p�ywaj� p�atki kwiat�w, powietrze pe�ne jest intensywnej, s�odkiej woni - - Kobieta dopiero co wysz�a z k�pieli, dopiero co owin�a mokre cia�o lnianym prze�cierad�em, teraz rozczesuje w�osy - widzisz jej uniesione rami�, widzisz obramowany wilgotnymi kosmykami profil i ju� wiesz to ona ona ONA - To ja otworzy�am klatk�. My�l�, �e to odgad�. Jedna wizja p�ynnie przesz�a w drug�. Znikn�� loch, klatki, czerwonawy blask �uczywa. Krzycz�cy w Ciemno�ci poczu� na twarzy gor�c� wilgo�, w nozdrza uderzy� mu zapach lawendy i werbeny. Zjawa zmaterializowa�a si� o krok od niego. B��kitne szaty zast�pi�a biel cienkiego p��tna. Ods�oni�te ramiona by�y g�adkie i �niade. - Chcia�am ofiarowa� mu wolno��, jemu jednemu - spojrzenie pustych oczu przeszywa�o, nie pozwala�o oderwa� wzroku od jej �ywo-martwej twarzy. - A on wzi�� na mnie odwet za swe dotychczasowe �ycie. Tu, w tym samym miejscu, gdzie mnie odszuka�, pod samym nosem srebrnych mag�w. Ryzyko si� nie liczy�o. Czytam to dzi� w jego my�lach, renegacie. Musia� wzi�� odwet... Za to, �e go urodzi�am i karmi�am. �e odda�am go Elicie, zamiast porzuci� albo udusi�... Kropelki wody przylgn�y do jej sk�ry, dr�a�y na rz�sach. Stoj�c na tle pomara�czowych �cian, odrealniona, p�przejrzysta niczym akwarelowy akt, by�a pi�kna - jak porcelana i p�omie�... Patrz�c na ni�, Krzycz�cy w Ciemno�ci zrozumia� nagle, dlaczego Rozkaz nie zadzia�a�, nie m�g� zadzia�a�. Aby stworzy� t� istot�, z�ej, skrzywionej czarnej woli nadano kszta�t za pomoc� srebrnych zakl��. Teraz, gdy to odgad�, wiedzia� ju�, jak� formu�� strzaska� jej os�ony (na popio�y Piek�a dlaczego musz�) i wype�ni� swoj� misj�. By� mo�e wyczyta�a w jego spojrzeniu, co zamierza. By� mo�e zorientowa�a si�, co j� czeka. Ale nie mia�a szans si� obroni�. Przywo�a� Zmrocz� i uderzy�, wymawiaj�c (dlaczego musz� dlaczego dlaczego) odpowiedni egzorcyzm. Poczu�, jak si�a wybucha nagle w ko�cach palc�w - nie Demar nie r�b tego b�agam NIEEE!!! Sta�o si� co� innego, ni� oczekiwa�. Powinna by�a znikn��, rozwia� si� jak mg�a. Zamiast tego post�pi�a o krok do przodu i nagle upad�a - jako� dziwnie, niezgrabnie, bokiem. Na sekund� wszystko zawirowa�o. Oprzytomniawszy �mij u�wiadomi� sobie, �e kl�czy, trzymaj�c jej g�ow� na kolanach. �e jego r�ce s� powalane czym� lepkim i ciep�ym. �e na bia�ym p��tnie s� plamy i woda w basenie por�owia�a. - Taki m�g�by by� koniec - odezwa�a si� zjawa, cicho, lecz wyra�nie. - Tu, w tej �a�ni, w�r�d marmur�w i zapachu perfum... Ale to nie by� koniec. Demar Denning sfuszerowa� robot�, renegacie. Stch�rzy�. Uciek�, a mnie znaleziono i odratowano... Prawie odratowano. Lecznicza magia ma swe ograniczenia, nawet najbardziej biegli uzdrowiciele nie s� cudotw�rcami... Pozosta�am sparali�owana, niezdolna uczyni� kroku o w�asnych si�ach. Czterdzie�ci sze�� lat to d�ugo, wiesz? Wystarczaj�co d�ugo, �eby nauczy� si� nienawi�ci. �eby nauczy� si� jej na pami��. M�wi�a coraz ciszej. �mij musia� pochyli� si�, �eby rozr�ni� s�owa. - W Elicie jest taki zwyczaj, �e je�li czarodziej bierze do �o�a kobiet� nie obdarzon� �ask� Zmroczy, ta ma prawo za��da�, by kochanek spe�ni� jedno jej �yczenie, a on musi to uczyni�. Ja zdecydowa�am si� wypowiedzie� moje dopiero w godzinie �mierci. Domy�lasz si� chyba... o co poprosi�am... - Domy�lam si� - potwierdzi�. Milczenie. Jej chrapliwy oddech. - Renegacie... - Tak? - Dlaczego... dla...czego... Nie doko�czy�a, znieruchomia�a w p� s�owa. Krzycz�cy w Ciemno�ci ostro�nie z�o�y� jej cia�o na brzegu basenu. Wyprostowa� si�, odruchowo wycieraj�c r�ce o ubranie. Za widmowym oknem fale bez przerwy t�uk�y o widmowy klif. Kiedy w chwil� p�niej �mij spu�ci� wzrok, po zw�okach nie by�o �ladu. * * * Wynurzy� si� z transu kaszl�c i �api�c ustami powietrze jak wyratowany w ostatniej chwili topielec. Lampka pali�a si� nadal i w jej �wietle ujrza�, �e O�miornica dygocze jak w febrze. Nagle odmieniec zaj�cza� przeci�gle, raz, potem drugi. - Ka-ira... Jeste� tu? - Jestem. - Co� ty... zrobi�? Ja... umieram... Dusi mnie... D�awi... Pali... O-och! Podw�jne cia�o zaszarpa�o si� gwa�townie, zrzucaj�c przykrycie, i zastyg�o wypr�one. Z otwartych szeroko ust zacz�o wylewa� si� co� ciemnego. �mij opar� g�ow� na d�oniach. Patrzy�. Kl�twa powoli i opornie opuszcza�a cia�o, w kt�re j� ws�czono. Na dobr� minut� ca�� sylwetk� odmie�ca spowi� puchn�cy leniwie b�bel ni to dymu, ni ruchliwych cieni. Krzycz�cy w Ciemno�ci m�g� sam przej�� t� moc, ale zdecydowa� si� post�pi� inaczej. Wzi�� ze stolika pierwszy przedmiot, jaki wpad� mu w r�ce - okr�g�e pude�ko z rze�bionego drewna, puste, lecz pachn�ce intensywnie jakim� gorzkim zielem - i postawi� je na pod�odze. - Vai�hin! - powiedzia� rozkazuj�cym tonem. Zakl�ty dym w okamgnieniu otoczy� dane mu schronienie, zmieniaj�c si� w puszysty czarny osad na jego dnie. Krzycz�cy w Ciemno�ci zatrzasn�� wieczko i schowa� puzderko do kieszeni. Przydasz mi si� jeszcze, b��kitna pani, pomy�la�. Nigdy nie uwierzy�aby�, do czego. O�miornica westchn�� g��boko, nie otwieraj�c oczu. - Lepiej mi - wymamrota�. - Ja my�l� - odpar� sucho �mij. Dopiero teraz poczu�, jak bardzo jest zm�czony. Odchyli� g�ow� na oparcie fotela, przymkn�� oczy. Wci�� mia� wra�enie, �e s�yszy dobiegaj�cy z oddali miarowy szum fal. - Nazywa�a si� Roxana - zaszepta� znienacka odmieniec. - S�ucham? - Roxana z familii Anday. Ta, kt�ra nosi�a mnie w swym �onie. Ta, kt�ra zatru�a moje wn�trze. Przecie� wiesz, o kogo chodzi... Widzia�e� j�, prawda? - Owszem. - Nie przypuszcza�em, �e uda ci si� dotrze� tak g��boko. Nie s�dzi�em, �e to w og�le mo�liwe... Czterdzie�ci sze�� lat! Sam ju� prawie zapomnia�em... By�em przekonany, �e Roxana umar�a dawno temu... Czy ona powiedzia�a ci, �e pr�bowa�em j� zabi� w tamten letni poranek na Wyspie Salamander? - Tak. - Myli�a si� - wymrucza� odmieniec, w p�mroku jego twarz by�a �ci�gni�ta i pe�na b�lu. - Tak naprawd� chcia�em si� z ni� tylko po�egna�... Po�egna� si� z ni� jak syn z matk�. Tylko tyle! Sk�d mog�em wiedzie�, jak to si� sko�czy? Sta�a boso na mokrych marmurowych stopniach... Wystraszy�a si�, kiedy j� obj��em, pr�bowa�a si� wyrwa�. Wy�lizgn�a mi si� z r�k i uderzy�a g�ow� o kraw�d� basenu... Nic nie mog�em zrobi�. Nie mog�em nawet wezwa� pomocy. By�em zbiegiem; gdyby srebrni magowie mnie schwytali, zgin��bym z ich r�k. Post�pi�em jak tch�rz, przyznaj�, ale dzi�ki temu zyska�em wolno��. Dzi�ki temu �yj�... �mij milcza�. - Powiedz mi jedno, ka-ira. Zrobi�a to sama, czy kto� jej pom�g�? - Nie, Denning. Nie odpowiadam na takie pytania. O�miornica za�mia� si� gard�owo. - S�dzisz, �e pora przerwa� czarny �a�cuch, da� spok�j zem�cie? To by�oby pi�kne, rzeczywi�cie pi�kne zako�czenie... Niestety, ja nie umiem wybacza�. Nie nauczono mnie tego. O tak, milcz, milcz sobie, jak d�ugo chcesz! Ja i tak wiem swoje. Podobno do rzucenia kl�twy nie trzeba wielkich umiej�tno�ci, ale Roxana nie mia�a ich w og�le. By�a popychad�em czarodziej�w, to wszystko. M�wiono o niej jednak, �e oddaje si� po kryjomu jednemu z nich... Pami�tam go doskonale. Valparais ar Vanth! To on najcz�ciej przeprowadza� na mnie zabiegi. - Roxana nie �yje, Denning - powiedzia� wolno Krzycz�cy w Ciemno�ci. - Rzucaj�c kl�tw�, ten czarodziej wype�ni� jej ostatnie polecenie. Niewa�ne, czemu tego chcia�a, co my�la�a. Teraz nie �yje. Nie czas zapomnie� o wszystkim? - Kpisz, ka-ira? Przesta� bawi� si� w moralist�, nie do twarzy ci z tym. Ten Valparais po czterdziestu sze�ciu latach odkopa� top�r wojenny; teraz mamy nie wyr�wnane rachunki. A ja w tej sprawie musz� mie� ostatnie s�owo. Ja zawsze musz� mie� ostatnie s�owo. �mij milcza�. O�miornica m�wi� co� jeszcze, lecz jego g�os oddala� si� poma�u, przycicha�... Gdzie� na granicy �wiadomo�ci nie istniej�ce morze szumia�o nadal. I ten szum stopniowo wch�on�� wszystkie inne wra�enia. * * * Kiedy si� ockn��, by� jasny dzie�. Zm�czenie cz�ciowo ust�pi�o, za to w g�owie zagnie�dzi� si� t�py, wredny b�l, daj�cy o sobie zna� przy ka�dym ruchu. �mij z westchnieniem pomasowa� skronie. Rozejrza� si�, mru��c oczy. O�miornica znikn��. Znikn�y r�wnie� zwieszaj�ce si� z sufitu tkaniny, skot�owana po�ciel na wielkim �o�u, poniewieraj�ce si� wsz�dzie lekarstwa i �mieci. Okno otwarto na o�cie� i ci�ka wo� choroby zd��y�a ju� ulotni� si� bez �ladu. Teraz, w blasku s�o�ca wysprz�tany do czysta pok�j wydawa� si� mniejszy i zupe�nie zwyczajny - ot, sypialnia... Na stoliku le�a� zw�j pergaminu opatrzony dwiema piecz�ciami. Jedna, ju� roz�amana, nosi�a god�o Elity. Na drugiej, nienaruszonej, widnia�o stylizowane morskie monstrum oraz ozdobny monogram D.D.. Po chwili wahania Krzycz�cy w Ciemno�ci prze�ama� j�. Zw�j by� nadspodziewanie d�ugi, sk�ada� si� z kilkunastu po��czonych arkuszy. Wszystkie pokryto rz�dami drobnego, starannego pisma. �mij najpierw od niechcenia przebieg� je wzrokiem. Zaskoczony, zabra� si� do dok�adniejszego czytania. Jego zdumienie ros�o z ka�d� chwil�. Zakl�cia. Oryginalne teksty prosto spod pi�ra jednego z Mistrz�w Elity. Dla laika - ci�gi bezsensownych s��w; dla kogo� nielegalnie paraj�cego si� magi� warte wi�cej ni� klejnot z kr�lewskiego skarbca. O�miornica zaiste potrafi� by� hojny. Wychodz�c, na korytarzu �mij natkn�� si� na poznan� wcze�niej istot� o bia�ej sk�rze i z�otych oczach. Siedzia�a w kucki nad roz�cielonym na pod�odze kilimem. Na nim, rozsypane niedbale niby zabawki, le�a�y najrozmaitsze akcesoria jej cechu. Sztylety i szpile, male�kie strza�ki o zagi�tych haczykowato ko�cach, p�tla z nici-co-tnie, zwini�te ciasno kolczaste bicze z �odyg diabelskiej liany mahye... Stalowe i srebrne ostrza rzuca�y migotliwe odblaski na jej skupion� twarz. S�ysz�c kroki unios�a g�ow�. - Witaj, ka-ira. D�ugo by�e� nieprzytomny. Zaczynali�my si� ju� obawia�... - Potrzebowa�em snu. - Krzycz�cy w Ciemno�ci potar� policzek. Blizny sw�dzia�y, jak zwykle na �wietle. - Gdzie O�miornica? - Otrzyma� wezwanie od w�adz cechu i wyjecha� o pierwszych kurach. �a�owa�, �e nie zd��y� si� z tob� po�egna�, ale c� pocz��, s�u�ba nie dru�ba. O, widz� �e znalaz�e� pergaminy. - Znalaz�em i dzi�kuj�. - Tak, mistrz m�wi�, �e na pewno ci si� przydadz�. Jakby co� sobie przypominaj�c, zerkn�a w okno. S�o�ce sta�o ju� do�� wysoko, prze�wieca�o przez ga��zie drzew okalaj�cych podw�rzec. - Czwarta godzina od �witu, lub co� ko�o tego. W refektarzu nied�ugo podadz� �niadanie. Zjesz z nami? - Dzi�ki, nie. Wol� wraca� do miasta. - Wsun�� d�o� do kieszeni, dotkn�� ukrytego tam puzderka. Zadr�a�o leciutko, palce przenikn�� zimny pr�d. - Mam co� pilnego do za�atwienia. - Skoro tak, nie zatrzymujemy ci�. Zaraz powiem P�etwor�kiemu, �eby zaprz�g� konie. - Chwileczk� - Krzycz�cy w Ciemno�ci wskaza� kilim. - Nie ma tam gdzie� mojego �elaza? - Ach! Tak, oczywi�cie. Wybacz - istota za�mia�a si� nerwowo. Poda�a mu pospiesznie oba jego no�e. - Oto s�. - Dzi�kuj�. Wybacz zdro�n� ciekawo��, ale co to za arsena�? Rekwizyty potrzebne do lekcji? - Niezupe�nie - ��te oczy pociemnia�y raptownie, szeleszcz�cy g�os upodobni� si� zupe�nie do syku w�a. - Czarodziej, kt�ry rzuci� kl�tw�... O�miornica zdradzi� nam jego imi�. Najmniejsi braciszkowie ju� rozbiegli si� po mie�cie. Do jutra b�dziemy wiedzieli, gdzie ma sw� siedzib�. Znajdziemy go, cho�by si� ukry� za si�dm� g�r�. On musi ponie�� kar�, ka-ira. Skrytob�jcy pomszcz� ha�b� swego mistrza. - Rozumiem. - Krzycz�cy w Ciemno�ci spochmurnia�. Milcza� chwil�, szukaj�c w�a�ciwych s��w. Nie znalaz� ich i ostatecznie nie powiedzia� tego, co chcia� powiedzie�. Powiedzia� co� ca�kiem innego. - C�. W takim razie powodzenia. Podzi�kowa�a u�miechem i skinieniem g�owy, podczas gdy jej d�onie bez ustanku b��dzi�y po wzorzystej tkaninie w poszukiwaniu or�a zdolnego zada� �miertelny cios czarodziejowi zwanemu Valparais ar Vanth. 4. Ostatni czar dope�ni� si� na ziemi umar�ych. Gdy �mij wysiada� z powozu na ulicy Snycerzy, niedaleko Parku Ksi���cego, b��kit nieba nad dachami by� zamglony i jakby przydymiony, a wok� wrza� przedpo�udniowy gwar; w powietrzu zawis� zapach kurzu, rynsztok�w, ko�skiego potu, rozgrzanych ludzkich cia� i wi�dn�cych kwiat�w magnolii. Kilkadziesi�t krok�w dalej pod krusz�cymi si� sklepieniami bezg�o�nie kis� prastary mrok. W Podziemiach nie ma podzia�u na dni i noce; zwilgotnia�y, ple�niej�cy czas pe�znie naprz�d nie kontrolowany przez nikogo, nie mierzony, a mo�e niemierzalny... Wchodz�c do krypty Calthard�w, Krzycz�cy w Ciemno�ci odni�s� wra�enie, �e czas zatrzyma� si� w og�le. W scenie, kt�ra zapami�ta� sprzed tygodnia, nie zasz�a najmniejsza zmiana. Dwa Psy nadal ry�y w zwa�owisku. Mia�y zakrwawione pyski i �apy, ale ich sylwetki nie zdradza�y �adnych �lad�w g�odu czy znu�enia. Ukszta�towane z martwej materii, te twory nie czu�y b�lu, nie potrzebowa�y jedzenia ani snu. I potrafi�y by� cierpliwe... Tak je wytresowano. Dop�ki cia�o istoty, kt�r� mia�y dopa��, spoczywa�o pod kamieniami, dop�ty nie wolno im by�o odej��. Zadanie nie zosta�o wykonane. Na d�wi�k krok�w �mija najpierw jeden, potem drugi Pies zastrzyg� uszami, odwr�ci� �eb. Dwa pyski rozwar�y si� powoli, w gardzielach narasta�o g�uche, pe�ne w�ciek�o�ci warczenie. Krzycz�cy w Ciemno�ci zwolni� kroku. Zaci�ni�ta d�o� piek�a, jakby ukryte w niej puzderko by�o rozpalone do czerwono�ci. Blizny na policzku mrowi�y paskudnie. Rozejrza� si� niespokojnie, ale ciszy zaleg�ej pod kolumnami nie m�ci� �aden szelest, �aden szept. Portrety trwa�y bez ruchu na swoich miejscach. Umarli milczeli. (zaraz) (dos�ownie za moment) Nie spuszczaj�c wzroku z przeciwnik�w przystan��. Uni�s� r�k�. Przez chwil� bezczelnie trzyma� puzderko w powietrzu, po czym otworzy� je. W pierwszej chwili nie sta�o si� nic. Stoj�c o krok od dw�ch spr�onych do skoku bia�ych kszta�t�w, Krzycz�cy w Ciemno�ci ujrza�, jak w wypuk�ych �lepiach co� mign�o, jaka� szcz�tkowa my�l. Zaskoczenie, �e ktokolwiek odwa�y� si� podej�� tak blisko. �e ktokolwiek m�g� by� tak niewiarygodnie g�upi. Skoczy�y. W tej samej sekundzie uwolniony czar wreszcie nabra� mocy. Wyp�ywaj�cy z puzderka ciemny strumie� zg�stnia�, zapulsowa�, zbi� si� w niespokojne k��bowisko; a w sercu tego k��bowiska znienacka b�ysn�a iskra. Liliowy ogie� rozla� si� jak oliwa, w okamgnieniu ogarniaj�c cia�a obu Ps�w. Rozpaczliwy skowyt przeci�� powietrze i urwa� si� na najwy�szej nucie. Przez kilka nast�pnych chwil nie by�o s�ycha� nic pr�cz �akomego syku i trzasku. Gdy nast�pi�o wy�adowanie, �mij upad�, ale podni�s� si� natychmiast. P�omienie oplot�y si� wok� niego i opad�y, nie czyni�c mu krzywdy. Portrety trwa�y bez ruchu na swoich miejscach. Umarli milczeli. Sta� i patrzy�, jak sztuczne cia�a przemieniaj� si� w proch, a migotliwy blask blednie i przygasa. Nienawi�� Roxany Anday wypali�a si� do ko�ca. Agnieszka Ha�as (Ignite) Lublin, kwiecie� - maj 1999