3188
Szczegóły |
Tytuł |
3188 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3188 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3188 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3188 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: "Beren i Luthien"
Autor: J. R. R. tolkien
W czasie gdy Barahir nie chcia� opu�ci� Dorthonionu, a Morgoth nieub�aganie �ciga� garstk� opornych, tak ze wreszcie zosta�o przy Barahirze ledwie dwunastu towarzyszy. Las Dorthonionu pi�� si� ku po�udniowi na g�rzyste wrzosowiska, a we wschodniej ich cz�ci rozlewa�o si� jezioro Tarn-Aeluin, otoczone k�pami dzikich wrzos�w. W ca�ej tej dziewiczej okolicy nie by�o wydeptanych �cie�ek, bo nawet za dni D�ugiego Pokoju nikt tu nie mieszka�. Czczono jednak wod� Tarn Aeluin, przezroczysta i b��kitna za dnia, a w nocy s�u��ca gwiazdom za zwierciad�o. M�wiono, ze sama Meliana zaczarowa�a niegdy� to jezioro. Nad nim wiec Barahir i jego towarzysze obrali sobie kryj�wk�, a Morgoth nie m�g� jej znale��. Ale wie�ci o bojowych czynach Barahira i jego oddzia�u roznios�y si� szeroko, tote� Morgoth rozkaza� Sauronowi, aby tych niedobitk�w wytropi� i wyt�pi�. Miedzy towarzyszami Barahira by� Gorlim, syn Angrima. Mia� �on� Eilinele i dop�ki na kraj nie spad�y kl�ski, �y� z ni� w wielkiej szcz�liwej mi�o�ci. Pewnego dnia wracaj�c po walce na pograniczu zasta� sw�j dom ograbiony i pusty. �ona znik�a , a Gorlim nie wiedzia�, czy ja zabito, czy tez wzi�to do niewoli. Wtedy przysta� do kompanii Barahira i wyr�nia� si� wi�ksz� jeszcze zawzi�to�ci� i desperacja ni� inni. Jednak�e n�ka�y go w�tpliwo�ci, bo w g��bi serca nie wierzy�, ze Eilinela nie �yje. Niekiedy wymyka� si� z obozowiska i samotnie, w tajemnicy, wraca� do swojego domu, stoj�cego wci�� jeszcze po�r�d las�w i p�l, kt�re dawniej do niego nale�a�y. O tych wyprawach Gorlima dowiedzieli si� s�udzy Morgotha. Kiedy� jesieni� o zmierzchu Gorlim skradaj�c si� ku domowi mia� wra�enie, ze widzi w oknie �wiat�o, podszed� ostro�nie i zajrza� do �rodka. Zobaczy� Eilinelle z twarz� strapiona, wymizerowana, i wyda�o si� mu, ze s�yszy jej glos i ze Einela skar�y si� na m�a kt�ry ja opu�ci�. Krzykn�� i w tej samej chwili �wiat�o zgas�o w oknie, rozleg�o si� wycie wilk�w i ci�kie r�ce �owc�w Saurona spad�y znienacka na ramiona Gorlima. Dal si� schwyta� w pu�apk�. Zawlekli go do swojego obozu i torturowali, �eby wydal kryj�wk� Barahira i inne jego sekrety. Lecz Gorlim milcza�. Obiecali mu, ze go wypuszcza na wolno�� i odzyska Eilinele, je�li ulegnie. W ko�cu udr�czony b�lem i lekiem o los �ony, Gorlim zachwia� si� w oporze. Wtedy natychmiast zaprowadzili go przed straszliwe oblicze Saurona, kt�ry rzek�: - Podobno chcesz si� ze mn� targowa� ? Jakiej zadasz ceny ? Gorolim odpar�, ze chce odzyska� Eilinele i razem z ni� odej�� na wolno��, my�la� bowiem, ze nieprzyjaciel trzyma jego �on� w niewoli, tak samo jak i jego. Sauron u�miechn�� si� i powiedzia�: - Ma�a cena za tak wielka zdrad�. Dobrze, zgadzam si�, a teraz m�w ! Gorlim chcia� si� wycofa�, lecz obezw�adniony okropnym spojrzeniem Saurona wyzna� wszystko, co tamten chcia� wiedzie�. Sauron za�mia� si� i szydz�c z nieszcz�nika oznajmi� mu, ze widzia� tylko widmo Eilineli, wywo�ane czarami, �eby go usidli�, bo Eilinela nie �yje. - Mimo to spe�ni� twoje �yczenie - rzek� Sauron - p�jdziesz tam, gdzie przebywa Eilinela i b�dziesz zwolniony ze s�u�by u mnie. I skaza� go na okrutna �mier�. W ten spos�b Nieprzyjaciel znalaz� kryj�wk� Barahira i otoczy� ja swoja sieci�. O najciemniejszej godzinie przed �witem orkowie zaskoczyli ludzi Barahira �pi�cych i wymordowali wszystkich - z wyj�tkiem jednego, gdy� Berena, syna Barahira, nie by�o tej nocy w kryj�wce. Ojciec wyprawi� go z niebezpieczna misja �ledzenia ruch�w nieprzyjaciela i Beren znajdowa� si� daleko w tej godzinie, gdy jego towarzysze zgin�li. �pi�c w lesie zobaczy� we �nie suche drzewa nad w oda i na ga��ziach zamiast li�ci mn�stwo ptak�w z gatunku �ywi�cego si� padlina, a z dziob�w ich kapa�a krew. Potem ukaza�a si� mu w tym �nie posta� id�ca przez w�d� i pozna�, ze to jest widmo Gorlima, kt�ry po �mierci przyszed� wyzna� mu swoja zdrad� i b�aga�, �eby co pr�dzej przestrzeg� Barahira. Beren zbudzi� si� i natychmiast w�r�d nocy pobieg� spe�ni� polecenie, tak ze drugiego dnia rano znalaz� si� w pobli�u kryj�wki swego oddzia�u. Lecz gdy podchodzi�, chmara ptak�w poderwa�a sie z ziemi i obsiad�szy ga��zie olch rosn�cych na brzegu Tarn Aeluin zakraka�a szyderczo. Beren pogrzeba� ko�ci swego ojca, usypa� nad nimi kurhan z g�az�w i poprzysi�g� zemst�. Natychmiast ruszy� wiec w po�cig za orkami kt�rzy zamordowali jego towarzyszy, wytropi� w nocy ob�z wrog�w u �r�d�a Rivilu, powy�ej moczar�w Serech, a poniewa� dobrze zna� sztuk� poruszania si� w lesie, podszed� niepostrze�enie do ich ogniska. Dow�dca Ork�w che�pi� si� zwyci�stwem i podnosi� w�a�nie do g�ry r�k� Barahira, kt�r� odr�ba�, aby pokaza� Sauronowi na dow�d, ze spe�ni� zadanie. Na martwej r�ce l�ni� pier�cie� - dar Felagunda. Beren wyskoczy� zza skalnego za�omu, zabi� dow�dc�, chwyci� ojcowska r�k� z pier�cieniem i uciek� z woli losu, gdy� oszo�omieni orkowie szyli strza�ami na o�lep i chybiali celu.
Przez cztery nast�pne lata Beren tu�a� si� samotnie po Dorthonionie, zaprzyja�ni� si� z ptakami, one za� pomaga�y mu i nigdy go nie zdradzi�y. Odt�d Beren nie jada� mi�sa i nie polowa� na �adne stworzenia, z wyj�tkiem tych, kt�re s�u�y�y Morgothowi. Nie bal si� tez �mierci, dr�a� tylko przed niewola, lecz dzi�ki desperackiej odwadze unikn�� obu tych niebezpiecze�stw, a s�awa czyn�w samotnego �mia�ka roznios�a si� szeroko po Beleriandzie i dotar�a nawet do Doriathu. Wreszcie Morgoth naznaczy� cen� na jego g�ow�, nie mniejsza ni� na g�ow� Fingona, Najwy�szego Kr�la Noldor�w. Ale orkowie zamiast szuka� z nim spotkania, umykali, gdy si� zbli�a�. Tote� wys�ano przeciw niemu cala armie pod dow�dztwem Saurona, kt�ry wzi�� ze sob� swoje wilko�aki, dzikie bestie, op�tane przez straszliwe duchy, kt�re czarnoksi�nik uwi�zi� w wilczych cia�ach. Z�o przesi�k�o ca�� krain�, a wszystko, co czyste, uciek�o. Beren, osaczany coraz cia�niej, musia� wreszcie tak�e ucieka� z Dorthonionu. By�a �nie�na zima, gdy po�egna� ziemie i gr�b ojca, i wspi�wszy si� wysoko na Gorgoroth, G�ry Zgrozy, ujrza� stamt�d w oddali Doriath. Wtedy w sercu jego zrodzi�o si� postanowienie, ze p�jdzie do Ukrytego Kr�lestwa, kt�rego nie dotkn�a jeszcze nigdy stopa �miertelnika. Straszna by�a ta w�dr�wka na po�udnie. Wok� zia�y przepa�cie Ered Gorgoroth, pod g�rami sta�y si� cienie rozsnute jeszcze przed wschodem Ksi�yca, a dalej le�a�o pustkowie Dungortheb, gdzie czarnoksi�ska moc Saurona spotyka�a si� z moc� Meliany, a na w�drowca czyha�a groza i szale�stwo. Tam straszliwe paj�ki z rodu Ungolianty snu�y swe niewidzialne sieci, chwytaj�c w nie wszystkie �ywe stworzenia, tam mo�na by�o spotka� potwory, kt�re wyl�g�y si� na d�ugo przed pierwszym wschodem s�o�ca, mia�y mn�stwo oczu i polowa�y w milczeniu. W tym nawiedzanym przez z�e si�y kraju nie by�o po�ywienia ani dla ludzi czy elf�w, nie by�o nic pr�cz �mierci. Ta w�dr�wka zalicza si� do najwi�kszych czyn�w Berena, lecz on nikomu o niej p�niej nie opowiada�, nie chc�c wraca� my�l� do tych okropno�ci, i nikt tez nie wiedzia�, jakim sposobem syn Barahira trafi� na �cie�ki, na kt�re nie odwa�y� by si� wkroczy� �aden inny cz�owiek czy nawet elf, prowadz�ce do granicy Doriathu. A potem przeszed� przez zas�on�, kt�r� Meliana osnu�a wok� kr�lestwa Thingola. Sta�o si� to co ona sama przewidzia�a, gdy� Berena prowadzi�a moc wielkiego przeznaczenia. Beren wkroczy� do Doriathu na chwiej�cych si� nogach, siwy i zgarbiony, jakby pod ci�arem wielu lat nieszcz��, tak straszne m�czarnie musia� znosi� w drodze. Lecz b��kaj�c si� latem po lesie Neldoreth zobaczy� Luthien, c�rk� Thingola i Meliany, jak wieczorem przed wzej�ciem ksi�yca ta�czy�a na nie wi�dn�cej trawie polany nad Esgalduina. w tym okamgnieniu Beren zapomnia� o wszystkim, co przecierpia�, i wpad� w zachwycenie, Luthien bowiem by�a najpi�kniejsz� z Dzieci Iluvatara. Suknie mia�a b��kitna jak pogodne niebo, lecz oczy szare jak gwia�dzisty wiecz�r, p�aszcz naszyty z�otymi kwiatami, lecz w�osy jak cienie o zmierzchu. jak �wiat�o na li�ciach drzew, jak g los czystego strumyka, jak gwiazdy nad mg�awicami �wiata - takie by�o jej dostoje�stwo i uroda, a twarz jej ja�nia�a �wiat�em. Znik�a mu jednak z oczu, a Beren oniemia� jak urzeczony i d�ugo b��ka� si� po lasach, dziki i czujny niczym zwierz, szukaj�cy zjawy. Nazwa� ja w swym sercu Tinuviel, czyli s�owikiem, c�rk� p�mroku w j�zyku Elfow Szarych, gdy� nie znal jej prawdziwego imienia. Zobaczy� ja zn�w z daleka jak li�� na wietrze jesieni� i jak gwiazd� na wzg�rzu zima, ale niewidzialny �a�cuch skuwa� jego nogi. Wreszcie o przedwio�niu zd��y�o si� na krotko przed�witem, ze Luthien ta�czy�a na zielonym wzg�rzu i nagle zacz�a �piewa�. By�a to pie�� rze�ka, przenikaj�ca serce, jak �piew skowronka, gdy wzlatuje z bram nocy, si�ga g�osem miedzy bledn�ce gwiazdy i widzi ju� s�once za �cianami �wiata. Od �piewu Luthien p�k�y okowy zimy, przem�wi�y �ci�te lodem wody, a kwiaty wyrasta ly z zimnej ziemi wsz�dzie, gdzie dotkn�a stopami Beren tez ockn�� si� z niemocy i zacz�� ja wo�a�: - Tinuviel! - a lasy rozbrzmiewa�y echem tego imienia. Luthien zdziwiona zatrzyma�a si� i ju� nie ucieka�a przed nim, wiec Beren podszed� i gdy spojrza�a na niego z bliska, j� tak�e dotkn�a moc przeznaczenia i zakocha�a si� w Berenie, lecz gdy wysun�a si� z jego ramion i znik�a mu z oczu w pierwszych promieniach �witu, Beren le�a� na ziemi zemdlony, jakby nie m�g� prze�y� tyle szcz�cia i nieszcz�cia w jednej chwili, zapad� w sen jak w otch�a� cienia , a gdy si� zbudzi�, by� zimny jak kamie�, a w sercu czul pustk� i samotno��. Umys� jego b��dzi� po omacku jak cz�owiek pora�ony nag�� �lepot�, gdy stara si� chwyci� r�kami utracone �wiat�o. Tak udr�k� zaczyna� sp�aca� cen� losu, kt�ry mu przypad� w udziale i w kt�ry Luthien tak�e zosta�a uwik�ana: b�d�c nie�mierteln�, podzieli�a z nim �miertelno��, b�d�c wolna, przyj�a jego �a�cuch i zazna�a wi�cej cierpie� ni� ktokolwiek z Eldarow. Chocia� nie mia� nadziei, wr�ci�a do niego, siedz�cego w ciemno�ciach, i przed wiekami, w Ukrytym Kr�lestwie, poda�a mu r�k�. Odt�d cz�sto go nawiedza�a i chodzili tajemnie po lesie we dwoje wiosna i latem, a nikt z Dzieci Iluvatara nie cieszy� si� nigdy wi�kszym szcz�ciem ni� oni, mimo ze trwa�o ono tak krotko. Lecz Daeron, minstrel kr�la, tak�e kocha� Luthien, a gdy wy�ledzi� jej spotkania z Berenem, doni�s� o nich Thingolowi. Kr�l bardzo si� zagniewa�, bo kocha� Luthien ponad wszystko w �wiecie i nawet ksi���ta Elfow nie wy dawali si� mu jej godni. �miertelnych ludzi nie chcia� przyjmowa� nawet do s�u�by. Zatroskany i zaskoczony wezwa� c�rk� na rozmow�, lecz ona nie chcia�a mu nic wyjawi�, dop�ki nie przysi�g�, ze nie ukarze jej wybra�ca ani �mierci�, ani wiezieniem. Wys�a� wszak�e s�ugi rozkazuj�c uj�� go i sprowadzi� do Menegoth jak z�oczy�c�, ale Luthien ubieg�a wys�annik�w ojca i sama przywiod�a Berena przed tron Thingola jak go�cia zas�uguj�cego na wszelkie honory. Thingol spojrza� na Berena z gniewem i wzgarda, ale Meliana milcza�a. - Kim jeste� - spyta� kr�l - ze przychodzisz jak z�odziej i nieproszony o�mielasz si� zbli�y� do mojego tronu ? Lecz Beren, oszo�omiony wspania�o�ci� Menegrothu i majestatem Thingola, nic nie odpowiedzia�. Wyr�czy�a go Luthien m�wi�c: - To jest Beren, syn Barahira, w�adca ludzi, pot�ny wr�g Morgotha, a o jego czynach nawet Elfy �piewaj� w pie�niach. - Niech�e Beren sam m�wi ! - rzek� Thingol. - Czego szukasz tutaj, nieszcz�sny �miertelniku, i dlaczego opu�ci�e� sw�j kraj, aby wej�� do tego, zakazanego twojemu plemieniu ? Co masz na swoje usprawiedliwienie, abym nie musia� ci� surowo ukara� za zuchwalstwo i szale�stwo ! Beren podni�s� wzrok i spojrza� na Luthien, a potem na twarz Meliany i wyda�o mu si�, ze kto� z zewn�trz k�adzie mu w usta s�owa, kt�re ma wypowiedzie�. Strach go opu�ci�, wr�ci�a duma najstarszego cz�owieczego rodu: - M�j los przywi�d� mnie tutaj, kr�lu, w�r�d niebezpiecze�stw, kt�rym nawet nie kazby elf odwa�y� by si� stawi� czo�o. I w tym kraju znalaz�em to, czego zaprawd� nie szuka�em, skoro jednak znalaz�em, nie wyrzekn� si� tego nigdy. Cenniejsze jest bowiem ni� srebro i z�oto, a �aden klejnot nie mo�e si� z tym r�wna�. Ani skala, ani stal, ani ognie Morgotha, ani moce kr�lestw elfow nie mog� mi odebra� skarbu, kt�rego pragn�. Albowiem c�rka twoja, Luthien, jest najpi�kniejsz� ze wszystkich Dzieci Iluvatara n a �wiecie. Cisza zapad�a na sali, gdy� wszyscy obecni os�upieli ze zdziwienia i przestrachu, pewni ze kr�l ukarze Berena �mierci�. Lecz Thingol przem�wi� z wolna i rzek�: - Zas�u�y�e� tymi s�owami na �mier� i �mier� spotka�aby ci� natychmiast, gdyby nie to, ze z�o�y�em zbyt pochopnie przysi�g�, czego teraz �a�uje, nikczemnie urodzony �miertelniku, kt�ry w kr�lestwie Morgotha nauczy�e� si� przekrada� chy�kiem jak jego szpiedzy albo niewolnicy. Na to Beren odpar�: - Mo�esz mi, kr�lu, zada� �mier�, zas�u�on� czy nie zas�u�on�, ale nie przyjm� od ciebie miana nikczemnie urodzonego, szpiega ani niewolnika. �wiadcz� si� pier�cieniem, kt�ry Felagund dal mojemu ojcu Barahirowi na polu bitwy w p�nocnej krainie, ze m�j rod nie zas�u�y� na takie obelgi z ust elfa czy nawet kr�la elf�w. S�owa jego brzmia�y dumnie i wszystkie oczy zwr�ci�y si� na pier�cie�, kt�ry Beren podni�s� w gore i w kt�rym l�ni�y zielone kamienie, oszlifowane przez Noldorow w Valinorze. Pier�cie� bowiem uformowany by� na kszta�t dw�ch w��w. W�e te oczy mia�y ze szmaragd�w, a g�owy ich spotyka�y si� pod korona ze z�otych kwiat�w i gdy jeden waz ja podtrzymywa�, drugi ja po�era�. By�o to god�o Finarfina i jego rodu. Meliana pochyli�a si� nad ramieniem Thingola i szeptem nalega�a, �eby nie unosi� si� gniewem: - Nie z twojej r�ki sadzone jest Berenowi polec - m�wi�a - Daleko zaprowadzi go los, lecz zwi�zany b�dzie z twoim losem. B�d� ostro�ny ! Thingol wszak�e patrzy� w milczeniu na Luthien i my�la�: "A wiec jeden z nieszcz�snych ludzi, syn wodza ma�ego ludu, kr�la, kt�ry krotko panowa�, o�miela si� po ciebie si�ga� i nie przyp�aci zuchwalstwa �yciem ?" G�o�no za� powiedzia�: - Synu Barahira, widz� pier�cie� i przekona�e� mnie. ze jeste� dumny i wierzysz w swoje si�y. Ale czyny ojca, nawet gdyby to mnie oddal on cenne us�ugi, nie wystarczaj�, by� mia� prawo do c�rki Thingola i Meliany. Pos�uchaj, co ci powiem. Ja te� po��dam klejnotu, kt�rego nie mog� zdoby�, albowiem skala i stal, i ognie Morgotha, silniejsze ni� cala pot�ga kr�lestw elf�w, strzeg� skarbu, kt�ry pragn� dosta�. S�yszeli�my, cos powiedzia�, ze nie cofniesz si� przed �adnymi przeszkodami. Id� wiec w swoja drog� ! Przynie� mi Silmaril, kt�ry Morgoth nosi w swojej koronie, a wtedy Luthien, je�li taka b�dzie jej wola, odda ci swoja r�k�. Dostaniesz m�j klejnot, a chocia� w Silmarilach zawarty jest los Ardy, nagroda wyda ci sie bardzo hojna". W tym momencie Thingol rozstrzygn�� o losach Doriathu i uwik�a� si� w ci���ca nad Noldorami kl�tw� Mandosa. �wiadkowie tych s��w zrozumieli, ze Thingol pr�buje nie �ami�c z�o�onej przysi�gi wys�a� jednak Berena na niechybna �mier�, wiedzieli bowiem, ze ca�a pot�ga Noldorow przed przerwaniem Oblezenia nie wsk�ra�a nawet tyle, by mogli cho�by z daleka zobaczy� blask Silmarilow Feanora. Morgoth osadzi� je w swojej �elaznej Koronie i ceniono je w Angbandzie ponad wszystkie inne skarby. Strzegli ich Balrogowie, niezliczone miecze, mocne rygle, niezdobyte mury i pos�pny majestat Morgotha. Beren wszak�e roze�mia� si� i odrzek�: - Kr�lowie Elfow tanio sprzedaj� swoje c�rki, je�li za nie ��daj� klejnot�w, dziel zr�cznych rzemie�lnik�w. Ale skoro taka jest twoja wola, kr�lu, przyjmuje ten warunek. Gdy si� spotkamy po raz drugi, b�d� mia� w r�ku Silmaril wydarty z �elaznej Korony, a to pewne, ze nie po raz ostatni widzisz dzisiaj Berena, syna Barahira. Potem spojrza� w oczy Melianie, lecz ona nie odezwa�a si� ani s�owem, po�egna� Luthien Tinuviel, sk�oni� si� przed kr�lewsk� par�, odsun�� otaczaj�cych go stra�nik�w i wyszed� samotny z Menegrothu. Wtedy nareszcie Meliana przem�wi�a do Thingola: - O kr�lu, chytrze rozstrzygn��e� te spraw�, lecz je�li oczy moje nie straci�y daru jasnowidzenia, sadze, ze �le na tym wyjdziesz w ka�dym przypadku, czy Beren nie zdo�a spe�ni� zadania, czy tez je spe�ni. �ci�gniesz bowiem nieszcz�cie na w�asn� c�rk� albo na siebie. A Doriath jest ju� odt�d uwik�any w losy pot�niejszego kr�lestwa. Lecz Thingol odpar�: - Nie sprzedaje ludziom ani elfom tych, kt�rych kocham i cenie ponad wszystkie skarby. Gdyby istnia�o najmniejsza cho�by nadzieja czy obawa, ze Beren wr�ci do Menegrothu, mimo przysi�gi nie pozwoli�bym, �eby ujrza� �wiat�o niebios. Luthien milcza�a i od tej godziny nie s�yszano w krainie Doriath jej �piewu. Smutna cisza zal�g�a w lasach, a cienie wyd�u�y�y si� w kr�lestwie Thingola.
Beren bez przeszk�d szed� przez Doriath i w ko�cu znalaz� sie w okolicy Staw�w P�mroku i Moczar�w Sirionu, opu�ci� kraj Thingola i wspi�� si� na wzg�rza nad Wodospadami Sirionu, tam gdzie rzeka z wielkim hukiem wpada w podziemny tunel. Patrz�c z tego miejsca ku zachodowi, poprzez mg�y i deszcze otulaj�ce wzg�rza, zobaczy� Talath Dirnen, Strze�on� R�wnin�, ci�gn�c� si� miedzy Sirionem a Narogiem, a za ni� g�ry Taur-enFaroth, wznosz�ce si� nad Nargothrandem. Obdarty ze wszystkiego, bez nadziei Beren w te strony zwr�ci� swe kroki. Elfowie z Nargothrondu nieustannie czuwali nad ta r�wnin�, ka�d� gor� na jej granicy wie�czy�a zamaskowana wie�a stra�nicza, a w lasach i na polach czaili si� �ucznicy i znaczne si�y zbrojne. Strza�y z ich �uk�w by�y celne i mordercze, �adna �ywa istota nie mog�a si� tedy przemkn�� bez wiedzy stra�nik�w. Beren nie zaszed� daleko, gdy ju� go dostrzegli i niechybna �mier� grozi�a mu od tej chwili, lecz zdaj�c sobie spraw� z niebezpiecze�stwa, w�drowiec trzyma� wysoko nad g�ow� pier�cie� Felagunda. Nie widzia� nikogo, bo stra�nicy umieli si� dobrze ukrywa�, wyczuwa� jednak, ze jest �ledzony, wiec cz�sto i g�o�no wo�a�: - Jam jest Beren, syn Barahira, przyjaciela Felagunda ! Zaprowad�cie mnie do kr�la ! Dlatego stra�nicy nie zabili go, lecz otoczyli i zast�piwszy mu drog� rozkazali, aby si� zatrzyma�. Na widok pier�cienia sk�onili si� przed w�drowcem, chocia� by� bezradny, zdzicza�y i wyczerpany podr�. Powiedli go na p�nocny-zach�d, maszeruj�c nocami , aby nie pozna� tajemnych �cie�ek. Stan�� wiec Beren przed kr�lem Felagundem, kt�ry nawet bez �wiadectwa pier�cienia pozna� go, pami�ta� bowiem rod Beora i Barahira. Rozmawiali przy drzwiach zamkni�tych. Beren opowiada� kr�lowi o �mierci Barahira, i o swoich przygodach w Doriath, zap�aka� wspominaj�c Luthien i prze�yte z ni� chwile szcz�cia. Felagund s�ucha� go ze zdumieniem i niepokojem. Zrozumia� bowiem, �e przysi�ga, kt�r� niegdy� z�o�y�, teraz za��da od niego ceny �ycia, jak ju� to dawno w chwili jasnowidzenia przepowiedzia� Galadrieli. Z ci�kim wtedy sercem rzek� do Berena: - Jasne jest, ze Thingol pragnie twojej �mierci, lecz, jak si� zdaje, �ci�gnie na nas wi�ksze nieszcz�cie, ni� zamierza, bo przysi�ga Feanora zn�w dzia�a. Na Silmarilach ci��y bowiem kl�twa nienawi�ci, a ten, kto wymawia ich imi� z po��dliwo�ci�, budzi drzemi�ce pot�ne si�y. Synowie Feanora obr�c� raczej w perzyn� wszystkie kr�lestwa Elfow, ni�li �cierpi�, aby kto� inny ni� oni zdoby� i posiad� jeden z Silmarilow, bo przysi�ga panuje nad ksi���tami Noldorow. Kelegrim i Kurufin przebywaj� teraz na dworze, a chocia� to ja, syn Finarfina, jestem kr�lem, tamci dwaj zyskali wielka w�adz� w moim kr�lestwie i maja liczne hufce w�asnych poddanych u swego boku. Okazuj� mi w ka�dej potrzebie �yczliwo��, lecz obawiam si�, ze tobie nie oka�� przyja�ni ani lito�ci, gdy si� dowiedz� o twoich zamiarach. Ja wszak�e nie z�amie przysi�gi z�o�onej Barahirowi, jeste�my wiec wszyscy uwik�ani w te spraw�. Potem kr�l Felagund przem�wi� do swego ludu przypominaj�c zas�ugi Barahira i w�asn� obietnice, oznajmi�, ze musi spe�ni� powinno�� i dopom�c synowi Barahira w potrzebie i ze spodziewa si� poparcia ze strony swych wodz�w. Wtedy z t�umu wyst�pi� Kelegorm i obna�ywszy miecz krzykn��: - Przyjaciel czy wr�g, demon Morgotha, elf, syn rodzaju ludzkiego czy jakakolwiek inna �yj�ca na obszarach Ardy, je�li chce odnale�� i zatrzyma� w swoim r�ku cho�by jeden Silmaril, my, synowie Feanora, b�dziemy go �cigali nienawi�ci� i nie ochroni go przed ni� prawo, ani mi�o��, ani wszystkie sprzymierzone piek�a, ani w�adza Valar�w, ani �adna moc czar�w! Bo Silmarile tylko nam si� nale�� i nie wyrzekniemy si� ich do ko�ca �wiata ! Wiele innych jeszcze s��w powiedzia�, r�wnie w�adczych jak te, kroje ojciec jego wyg�osi� w Tirionie, gdy zapali� pierwsze p�omienie buntu w�r�d Noldorow. Po Kelegormie zabra� glos Kurufin, a wypowiada� si� �agodniej, lecz r�wnie stanowczo i przekonuj�co wyczarowuj�c przed oczyma elf�w wizje wojny i ruiny Nargothrondu. Taki l�k pad� wtedy na ich serca, ze nigdy odt�d a� do czas�w Turina elfy tego kr�lestwa nie wzi�y udzia�u w otwartej bitwie. Felagund widz�c, ze wszyscy go opuszczaj, zdj�� z g�owy koron� i rzuci� j� sobie pod nogi m�wi�c: Cho�by�cie wy z�amali przysi�g� z�o�on� mnie, panu waszemu i kr�lowi, j� dotrzymam danego s�owa, lecz je�li s� w�r�d was tacy, na kt�rych jeszcze nie pad� cie� kl�twy, znajdzie si� mo�e garstka gotowych gotowych p�j�� za mn�, abym nie odszed� stad jak �ebrak wyp�dzony za bram�. Wtedy dziesi�ciu elf�w stan�o przy nim, a jeden z nich, imieniem Edrahil, schyli� si�, podni�s� koron� i zapyta� Felagunda, czy zgodzi si� powierzy� j� namiestnikowi, dop�ki sam nie powr�ci. - Ty bowiem pozostaniesz moim kr�lem i kr�lem nas wszystkich, cokolwiek si� zdarzy - rzek� Edrahil. Wtedy Felagund odda� koron� Nargotgrondu swemu bratu, Orodrethowi, polecaj�c mu pe�ni� rz�dy w swoim zast�pstwie. Kelegorm i Kurufin nic na to nie rzekli, lecz u�miechali si� opuszczaj�c sale.
By� jesienny wiecz�r, kiedy Felagund i Beren wyruszyli z Nargothrondu wraz z dziesi�ciu towarzyszami. Jechali brzegiem Narogu a� do jego �r�de� w Wodospadach Tvrinu. Pod G�owami Cienia zaskoczyli biwakuj�cych noc� Ork�w i wyci�wszy ich w pie� zdobyli sporo sprz�tu i broni. Felagund swoja sztuka sprawi�, ze stali si� nawet z postawy i twarzy podobni do Ork�w i w takim przebraniu pojechali dalej na p�noc, potem prze��cz� zachodnia miedzy Ered Wethrin a g�rami Taur-nu-Fuin. Lecz Sauron ze swojej wierzy spostrzeg� ich i ogarn�y go w�tpliwo�ci. Posuwali si� bowiem szybko i nie zatrzymywali si�, �eby sk�ada� meldunki, jak to musieli czyni� zgodnie z rozkazem wszyscy s�udzy Morgotha jad�cy ta droga. Wys�a� wiec patrol, aby ich uj�� i przyprowadzi� przed jago oblicze. Tak dosz�o do s�awnej walki na pie�ni miedzy Sauronem a Felagundem. Kr�l bowiem zmaga� si� z Sauronem pie�niami mocy, a wielka mia� moc, lecz nie m�g� dor�wna� mistrzostwu Czarnoksi�nika. Wtedy Sauron odar� ich z przebrania i stan�li przed nim nadzy, dr��cy ze strachu. Lecz Sauron, chocia� teraz rozpozna�, do jakiego plemienia nalez�, nie m�g� si� dowiedzie� ich imion ani celu, w jakim przybyli. Wtr�ci� ich wiec do g��bokiego lochu, w ciemno�ci i milczenie, gro��c, ze zgina okrutna �mierci�, je�eli nie wyjawia mu ca�ej prawdy. Od czasu do czasu widzieli �lepia rozb�yskuj�ce w mroku i wilko�aka po�eraj�cego jednego z ich towarzyszy, lecz nikt nie zdradzi� wodza. Kiedy Sauron wtr�ci� Berena do lochu, zgroza ogarn�a serce Luthien. Uda�a si� wiec do Meliany i od niej si� dowiedzia�a, ze Beren jest uwi�ziony w kazamatach Tol-in-Gaurhoth, i ze nie ma dla niego nadziei i ratunku. Luthien zrozumia�a, ze nikt na ziemi jej nie pomo�e, postanowi�a wiec uciec zDoriathu i po�pieszy� ukochanemu na ratunek, ale zwierzy�a si� ze swoich zamiar�w Daeronowi, a ten doni�s� o nich kr�lowi Thingolowi. Kr�l zdumia� si� i przel�k�, ale nie chc�c pozbawia� c�rki �wiat�a niebios, bez kt�rego zwi�d�a by i os�ab�a, ale jednak pragn�c uniemo�liwi� jej ucieczk�, kaza� zbudowa� dla niej specjalny dom. Nie opodal bram Menegrothu ros�y najwi�ksze drzewa puszczy Neldoreth, a by� to las bukowy zajmuj�cy p�nocn� cze�� kr�lestwa. Najpot�niejszy z buk�w, Hirilorn, mi�� trzy pnie jednakowej grubo�ci, okryte g�adk� kora i wystrzelaj�ce niezwykle wysoko, a pierwsze konary czy ga��zie wyrasta�y z nich dopiero na znacznej wysoko�ci ponad ziemia. W g�rze, pomi�dzy pniami zbudowano drewniany dom i tam musia�a zamieszka� Luthien, usuni�to drabiny i postawiono wok� drzewa stra�e, aby nikt nie mia� dost�pu do kr�lewny, z wyj�tkiem s�ug kr�lewskich, dostarczaj�cych jej wszystkiego, czego do �ycia potrzebowa�a. Luthien czarodziejska sztuka sprawi�a, ze w�osy jej uros�y niezwykle d�ugie i mog�a z nich utka� sobie ciemn� szat�, kt�ra niby cie� os�ania�a jej urod� i mia�a w sobie moc snu, skr�ci�a lin� i spu�ci�a j� ze swojego okna. Stra�nicy siedz�cy pod drzewem zasn�li, gdy koniec liny ko�ysa� si� nad ich g�owami, a Luthien zsun�a nie na ziemie, otulona przez p�aszcz cienia, i przez nikogo nie dostrze�ona zbieg�a do Doriathu. Zd��y�o si�, �e w�a�nie wtedy Kelegorm i Kurufin polowali na Strzezonej Rowninie, gdy� Sauron nas�a� na ziemie elf�w stada wilk�w. Dwaj ksi���ta wzi�li ze sob� na �owiecka wypraw� sfor� ps�w i mieli nadzieje, ze przy tej sposobno�ci dowiedz� si� czego� o kr�lu Felagundzie. Przyw�dca sfory Kelegorma, wilczur Huan, nie urodzi� si� w Srodziemiu, lecz pochodzi� ze B�ogos�awionego Kr�lestwa, gdy� Kelegorim dosta� go w podarunku od Oromego za dawnych czas�w w Valinorze, gdy Huan biega� za g�osem rogu swego pana, zanim na Noldorow spad�y nieszcz�cia. Huan poszed� za Kelegormem na wygnanie i s�u�y� mu wiernie, tote� jego tak�e obci��a� wyrok na�o�ony na Noldorow. Sadzona mu by�a �mier�, lecz mia�a go spotka� dopiero wtedy, gdy stoczy walk� z najpot�niejszym wilkiem, jaki kiedykolwiek chodzi� po ziemi. To w�a�nie Huan wytropi� Luthien przemykaj�c� niby cie�, zaskoczony przez �wiat�o dzienne w�r�d drzew, kiedy Kelegorm i Kurufin odpoczywali w pobli�u zachodnich granic Doriathu, nic bowiem nie mog�o zmyli� oczu i w�chu Huana, �aden czar si� go nie ima�, a on sam nie sypia� nigdy, w dzie� ani w nocy. Przyprowadzi� ja do Kelegorma, a Luthien ucieszy�a si�, dowiaduj�c si�, ze ma do czynienia z ksi�ciem Noldorow i wrogiem Morgotha i ujawni�a przed nim swe imi�, zrzucaj�c p�aszcz z ramion. Uroda jej tak nagle ukazana w s�o�cu ol�ni�a Kelegorma do tego stopnia, ze zapa�a� od razu mi�o�ci� do kr�lewny Doriathu. Przem�wi� do niej dwornie i obieca� pomoc pod warunkiem, ze na razie Luthien uda si� z nim razem do Nargothrondu. Nie zdradzi� si� wcale, �e wcze�niej ju� wiedzia� co� o losach Berena i celu jego wyprawy i ze sprawa ta blisko go obchodzi. Tak wiec ksi���ta przerwali polowanie i wr�cili do Nargothorandu, Luthien zosta�a zwiedziona, gdy� zatrzymano ja, odebrano jej p�aszcz i zabroniono wychodzi� poza bramy fortecy lub rozmawia� z kimkolwiek opr�cz dw�ch braci, Kurufina i Kelegorma. Byli bowiem przekonani, ze dla uwi�zionych Berena i Felagunda nie ma ju� �adnej nadziei, �e kr�l musi zgin�� i nie warto podejmowa� nawet pr�b ocalenia go. Postanowili zatrzyma� Luthien ufaj�c, ze Thingol w takich okoliczno�ciach b�dzie zmuszony odda� ja za �on� Kelegormowi. W�wczas wzrosn� w si�� i stan� si� najpot�niejsi w�r�d ksi���t Noldorow. Nie zamierzali tez podst�pem ani przemoc� odbiera� Nieprzyjacielowi Silmarilow ani dopu�ci�, by kto� inny stara� si� je odzyska�, dop�ki nie skupia w swym r�ku w�adzy nad wszystkimi Kr�lestwami Elf�w. Ordoreth nie m�g� si� przeciwstawi� tym planom swoich krewniak�w, gdy� przeci�gn�li na swoja stron� serca ludu �yj�cego w Nargothrondzie, a Kelegorm nie zwlekaj�c wyprawi� pos��w do Thingola, pr�sz�c o r�k� jego c�rki. Lecz wilczur Huan mia� serce szlachetne, od pierwszej chwili pokocha� Luthien i ubolewa� nad tym, ze ja wieziono. Cz�sto przychodzi� do jej komnaty, w nocy le�a� pod jej drzwiami wyczuwaj�c, ze z�o zakrad�o si� do Nargothrondu. Luthien, osamotniona, ch�tnie rozmawia�a z Huanem. Opowiada�a mu o Berenie, przyjacielu zwierz�t i ptak�w, kt�re nie s�u�� Morgothowi. Huan zrozumia� wszystko, co m�wi�a, gdy� pojmowa� mow� wszelkich stworze� obdarzonych g�osem, lecz jemu samemu wolno by�o przem�wi� w ci�gu ca�ego �ycia tylko trzy razy. Huan wiec obmy�li� spos�b ratunku dla Luthien. W nocy odni�s� jej czarodziejski p�aszcz i po raz pierwszy u�y� daru mowy, by wyt�umaczy� kr�lewnie sw�j plan. Wyprowadzi� j� tajemnymi �cie�kami z Nargothrondu i razem uciekli na p�noc. Huan przezwyci�y� swoj� dum� i pozwoli� by kr�lewna dosiad�a go niby konia, podobnie jak orkowie dosiadali niekiedy ogromnych wilko�ak�w. Posuwali si� szybko, bo Huan by� chy�y i niestrudzony. Tymczasem Felagund i Beren cierpieli w lochach Saurona i �aden z ich towarzyszy ju� nie �y�. Sauron postanowi� bowiem oszcz�dzi� a� do ko�ca Felagunda odgaduj�c, ze jest to Noldor wielkiej mocy i m�dro�ci, i ze od niego tylko m�g�by si� dowiedzie�, w jakim celu przyszed� pod bramy jego fortecy. Lecz gdy zjawi� si� wilk, aby po�re� Berena, Felagund wyt�y� wszystkie swoje si�y, zerwa� peta i stoczy� walk� z bestia. Maj�c za ca�y or� w�asne r�ce i z�by, u�mierci� wilko�aka, lecz sam odni�s� przy tym �miertelne rany. Rzek� wtedy do Berena: - Odchodz� na d�ugi spoczynek do pozaczasowych siedzib Mandosa za morza i za G�ry Amanu. Wiele wiek�w up�ynie, zanim Noldorowie ujrz� mnie w swoim gronie, a z tob� mo�e nigdy nie spotkam si� ju� po raz drugi w �yciu ani w �mierci, bo losy naszych plemion s� rozdzielone. To rzek�szy umar� w ciemnicy twierdzy Tol-in-Gaurhoth, kt�rej wieka wie�y sam zbudowa�. Tak dope�ni� swej przysi�gi kr�l Finrod Felagund, najpi�kniejszy i najbardziej kochany z potomk�w Finwego. Zrozpaczony Beren p�aka� przy jego zw�okach. O tej w�a�nie godzinie Luthien stan�a na mo�cie prowadz�cym do wyspy Saurona i za�piewa�a pie��, kt�rej najgrubsze nawet mury nie mog�y zagrodzi� drzwi. Beren j� us�ysza� i zdawa�o si� mu, ze �ni, bo gwiazdy rozb�ys�y nad jego g�ow�, a s�owiki �piewa�y w�r�d drzew. W odpowiedzi za�piewa� pie�� wyzywaj�c� nieprzyjaciela, gdy� s�awi� w niej Siedem Gwiazd, Sierp Valarow, kt�ry Varda zawiesi�a nad p�nocnym widnokr�giem na znak upadku Morgotha. Potem resztka si� opu�ci�a go i Beren pogr��y� si� w ciemno�ciach. Lecz Luthien us�ysza�a jego g�os i zaintonowa�a teraz pie�� jeszcze pot�niejsz�. Wilki zawy�y, wyspa cala si� zatrz�s�a, lecz Sauron, stoj�cy na wyspie i spowity w czarne my�li, u�miechn�� si�, poznaj�c glos Luthien. S�awa c�rki Meliany, jej urody i czarodziejskiego �piewu z dawna przenikn�a granice Doriathu. Sauron zamierza� wi�c pochwyci� kr�lewn� i odda� ja w r�ce Morgotha, wiedz�c, �e za taki dar otrzyma hojna nagrod�. Wys�a� wtedy na most jednego ze swoich wilk�w, lecz Huan zabi� napastnika nie wydaj�c nawet g�osu. Sauron posy�a� nast�pne wilki, lecz Huan jednego po drugim chwyta� z�bami za gard�o i u�mierca�. W�wczas Sauron pos�a� Draugluina, straszliw� bestie, wilko�aka zaprawionego w zbrodniach, protoplast� ca�ej wilczej sfory Angbandu. Draublin mia� wielka moc, bitwa miedzy nim a Huanem by�a d�uga i zawzi�ta. W ko�cu potw�r uciek� do wie�y, by u stop Saurona wyda� ostatnie tchnienie. Zd��y� wszak�e powiedzie� swemu panu: - To Huan jest na mo�cie. - Sauron, tak jak wszyscy w tej krainie, zna� przepowiednie o losie czekaj�cym psa z Valinoru i przysz�o mu na my�l, ze sam powinien si� sta� wykonawc� wyroku. Przedzierzgn�� si� wiec w posta� wilko�aka pot�niejszego ni� wszystkie, jakie dotychczas chodzi�y po �wiecie, i wyszed� z wie�y, aby odzyska� panowanie nad mostem. Gdy szed� ku niemu, bi�a od niego taka groza, ze Huan uskoczy� w bok. Wtedy Sauron rzuci� si� ku Luthien, ona za� omdla�a, pora�ona b�yskiem okrucie�stwa w jego �lepiach i ohydnym oddechem zion�cym z paszczy. Lecz gdy ju� j� chwyta�, kr�lewna upadaj�c wion�a ciemnym p�aszczem tu� przed jego oczyma i potw�r zachwia� si�, ogarni�ty nagle senno�ci�. W tym momencie dopad� go Huan. Zacz�a si� walka Huana z Sauronem, echo w�r�d g�r powtarza�o wycie i skowyt, a stra�nicy patrz�cy ponad dolina z przeciwleg�ych stok�w Ered Wethrin s�yszeli z daleka te g�osy i truchleli z przera�enia. Ale �adne czary, k�y ani jady, �adne sztuczki szata�skie ani zwierz�ca si�a nie mog�y pokona� Huana z Valinoru, wbi� z�by w gardziel przeciwnika i przygwo�dzi� go do ziemi. W�wczas Sauron zamieni� posta�, z wilka przedzierzgn�� si� w w�a, a z potwora w zwyk�y sobie kszta�t, nie m�g� si� jednak wyrwa� z u�cisku szczek Huana, bez utraty cielesnej pow�oki. Zanim wszak�e z�y duch opu�ci� swoj� pos�pn� siedzib�, Luthien zbli�y�a si� do niego i oznajmi�a mu, �e b�dzie odt�d odarty z cielesnej szaty, a duch jego powr�ci skoml�c do Morgotha. Rzek�a mu: - Od dzi� nagi b�dziesz musia� cierpie� jego pogard�, przeszywany jego strasznym wzrokiem, chyba ze natychmiast odst�pisz mi w�adz� nad t� wie��. Sauron podda� si�, a Luthein obj�a panowanie nad wyspa i wszystkim, co na niej by�o. Wtedy dopiero Huan wypu�ci� z uchwytu Saurona, kt�ry b�yskawicznie przybra� posta� wampira, wielkiego jak czarna chmura przes�aniaj�ca ksi�yc, i brocz�c krwi� z przegryzionego gard�a pomkn�� nad drzewami a� do Taur-nu-Fuin, gdzie zamieszka�, wype�niaj�c groz� ca�� t� krain�. Luthien stoj�c na mo�cie oznajmi�a, ze bierze wysp� pod swoja w�adz�, i natychmiast prysn�� czar, kt�ry skuwa� kamienie: bramy run�y, �ciany si� otwar�y, ods�aniaj�c lochy. Wyszed� z nich t�um wi�ni�w i niewolnik�w, a wszyscy, zdumieni i oszo�omieni, os�aniali oczy, bo po d�ugim przebywaniu w ciemno�ciach Saurona razi� je nawet blady blask ksi�yca. Lecz Berena nie by�o miedzy nimi, wiec Luthien z Huanem posz�a szuka� ukochanego na wyspie. I znalaz�a go rozpaczaj�cego przy zw�okach Felagunda. Le�a� skamienia�y z rozpaczy, tak ze nie us�ysza� krok�w zbli�aj�cej si� kr�lewny, ona za�, my�l�c, ze jest martwy, obj�a go ramionami i osun�a si� obok niego w czarna noc niepami�ci. Lecz Beren wracaj�c do �wiat�a z otch�ani rozpaczy podni�s� Luthien i zn�w spojrzeli sobie w oczy, a dzie� wschodz�c znad ciemnych g�r rozb�ysn�� nad nimi. Pogrzebali Felagunda na szczycie jego w�asnej wyspy, znowy teraz nieska�onej. Zielona mogi�a Finroda, syna Finarfina, najpi�kniejszego z ksi���t elf�w, pozosta�a nietkni�ta, dop�ki ca�y ten kraj si� nie zmieni�, nie za�ama� i nie zapad� pod niszczycielska fal� morza. Lecz Finrod przechadza si� wraz ze swym ojcem Finarfinem pod drzewami Eldamaru. Tak wiec Beren i Luthien Tinuviel, zn�w wolni i po��czeni, w�drowali po lasach, ciesz�c si� odzyskan� na czas jaki� rado�ci�, a chocia� nadesz�a zima, nie ucierpieli od niej, bo gdziekolwiek st�pn�a c�rka Meliany, spod jej n�g wyrasta�y kwiaty, a ptaki �piewa�y pod o�nie�onymi szczytami g�r. Wierny Huan powr�ci� do swego pana Kelegorma, lecz ju? si� wzajemnie tak nie kochali jak przedtem. W Nargothondzie tymczasem dosz�o do niepokoj�w. Wr�ci�o tam bowiem wielu elf�w, wyzwolonych z wiezienia Saurona i podnios�a si� wrzawa, kt�rej �adne s�owo Kelegorma nie mog�o uciszy�. Elfowie gorzko op�akiwali �mier� kr�la Felagunda i m�wili, �e dziewczyna o�mieli�a si� zrobi� to, na co synom Feanora zabrak�o odwagi. Niejeden wszak�e zrozumia�, ?e Kelegorma i Kurufina powstrzymywa�o nie tch�rzostwo, lecz ich w�asne zdradzieckie plany. Tote� serca ludu Nargothrondu uwolnisup3yppp si� teraz od ich wp�ywu i zwroc�3y znowu ku rodowi Finarfina, uznaj�c Orodretha za swego w3adce. Lud zad al �mierci dw�ch zdradzieckich ksi���t, lecz Orodeth za nic nie chcia� do tego dopu�ci�, aby rozlew bratniej krwi nie �ci�gn�� na nich wszystkich tym sro�szego Wyroku Mandosa. Nie chcia� jednak Kelegormowi i Kurufinwi u�ycza� d�u�ej chleba i schronienia w swoim kr�lestwie i poprzysi�g�, �e odt�d nigdy nie b�dzie przyja�ni miedzy Nargothrondem a synami Feanora. - Niech tak b�dzie - rzek� na to Kelegorm i oczy mu b�ysn�y gro�nie. Ale Kurufin tylko si� u�miechn��. Dwaj bracia dosiedli koni i pomkn�li jak wiatr, postanawiaj�c odszuka�, je�li si� to oka�e mo�liwe, swoich krewniak�w na wschodzie. Nikt nie pojecha� z nimi, nawet z tych Elf�w, kt�rzy nale�eli do ich �wity i wraz z nimi przybyli do Nargothrondu. Wszyscy bowiem zrozumieli, ze nad bra�mi ci��y straszna kl�twa i ze z�o idzie ich �ladem. Syn Kurufina, Kelebrimbor, od�egna� si� w�wczas od uczynk�w ojca i zosta� w Nargothrondzie, lecz Huan pobieg� za wierzchowcem swego pana Kelegorma. Skierowali si� na p�noc, gdy� pilno im by�o do celu, i zamierzali przed Dimbar, a p�niej wzd�u� p�nocnej granicy Doriathu, dotrze� najkr�tsz� droga do wzg�rza Himring, gdzie mieszka� ich brat, Maedhros. Mieli nadzieje, �e poganiaj�c konie zdo�aj� si� tam dosta� unikaj�c niebezpiecze�stw doliny Nan Dungotheb i odleg�ych G�r Zgrozy, bo droga ta wiod�a w pobli�u granicy Doriathu. Beren i Luthien zaw�drowali do lasu Brethil i przybli�yli si� wreszcie do granic Doriathu. W�wczas Beren wr�ci� my�l� do tego, co przyrzek� kr�lowi Thingolowi, i wbrew w�asnemu sercu postanowi� raz jeszcze podj�� swoja misje, gdy odprowadzi Luthien do jej bezpiecznego rodzinnego kraju. Ale ona nie chcia�a rozstawa� si� z nim znowu i rzek�a: - Musisz wybra�, Berenie, jedno z dwojga. Albo wyrzekniesz si� misji i danego kr�lowi Thingolowi s�owa, aby sp�dzi� �ycie w�drowca na powierzchni ziemi, albo, dotrzymasz obietnicy, rzucisz wyzwanie si�om ciemno�ci w ich kr�lestwie. Jakakolwiek drog� wybierzesz, ja p�jd� z tob� i podziel� tw�j los. W tym w�a�nie momencie, gdy zaj�ci rozmowa nie zwracali uwagi na nic innego, dogonili ich p�dz�c przez las Kelegorm i Kurufin, kt�rzy wy�ledzili ich i rozpoznali z daleka. Kelegorm zawr�ci�, spi�� konia ostroga i ruszy� prosto na Berena zamierzaj�c go stratowa�. Jednocze�nie Kurufin, mistrz w sztuce jazdy konnej, zatoczy� �uk, schyli� si� i porwa� z ziemi na swoje siod�o Luthien. Wtedy Beren niemal ju� spod kopyt wierzchowca Kelegorma jednym susem skoczy� na p�dz�cego konia Kurufina. Znalaz�szy si� za plecami Kurufina �cisn�� mu gard�o obur�cz i ci�gn�� go wstecz tak, ze obaj w ko�cu padli na ziemie. Ko� stan�� d�ba i zwali� si� na wznak, lecz Luthien zd��y�a osun�� si� z niego bokiem na traw�, Beren d�awi� Kurufina, ale sam by� bliski �mierci, bo Kelegorm natar� na niego z w��czni� w r�ku. W tym wszak�e momencie Huan wypowiedzia� wreszcie s�u�b� swemu panu i rzuci� sie na niego tak, �e ko� uskoczy� w bok i nie chcia� zbli�y� si� do Berena, kt�rego broni� olbrzymi pies. Kelegorm przeklina� zar�wno swego psa, jak wierzchowca, lecz Huan nie da� si� ju� niczym przejedna�. Luthien podnios�a si� z trawy i zabroni�a u�mierci� Kurufina. Beren wiec odebra� mu tylko bro� i rz�d ko�ski, a tak�e n� zwany Angristem, dzie�o Telchara z Nogrodu, noszony bez pochwy u pasa, a tak ostry �e ci�� �elazo niby �wie�e drewno. W ko�cu rozbrojonego podni�s� i odepchn�� radz�c, aby wr�ci� do swoich szlachetnych pobratymc�w, kt�rzy go mo�e naucz� u�ywa� si�y i odwagi w s�u�bie lepszych spraw. - Twego konia - rzek� - zatrzymuje dla Luthien, a spodziewam si�, ze b�dzie rad, uwolniwszy si� od takiego jak ty pana. Kurufin wtedy przekl�� Berena bior�c na �wiadka niebo i chmury: - Id� st�d na spotkanie z rych�� i okrutn� �mierci�! - krzykn��. Kelegorm wzi�� brata na swoje siod�o. Zdawa�o si�, ze bracia gotowi s� ju� ruszy� w swoj� drog�, wiec Beren nie zwa�aj�c na ich ostatnie s�owa odwr�ci� si� od nich. Lecz Kurufin kipi�c z upokorzenia i gniewu chwyci� �uk Kelegorma i gdy ko� ju� rusza�, pu�ci� strzale mier��c do Luthien. Wszak�e Huan skoczy� i z�apa� w locie strzale w z�by. Kurufin strzeli� jeszcze raz i tym razem trafi� w pier� Berena, kt�ry w�asnym cia�em os�oni� kr�lewn�. Huan rzuci� si� w po�cig za synami Feanora, kt�rzy uciekli przera�eni. Potem wr�ci� przynosz�c Luthien z lasu lecznicze ziele. Jego li��mi kr�lewna opatrzy�a ran� i uzdrowi�a Berena czarodziejsk� sztuk� i mi�o�ci�, tak wiec w ko�cu weszli w granice Doriathu. Beren w rozterce miedzy zobowi�zaniem wobec Thingola a mi�o�ci�, wiedz�c, �e Luthien jest ju� w swoim kraju bezpieczna, wsta� pewnego ranka przed �witem, powierzy� ukochan� opiece Huana i gdy jeszcze spala na trawie, odszed� z wielkim b�lem w sercu. Ruszy� na p�noc i p�dzi� co ko� wyskoczy do Prze�omu Sirionu, a znalaz�szy si� na skraju Taur-nu-Fuin, spojrza� ponad rozleg�ym pustkowiem Anfauglith i zobaczy� w oddali wie�yce Thangorodimu. Tu rozsta� si� z wierzchowcem Kurufina, i rozkaza� mu, aby nie wraca� do okropno�ci podda�stwa, lecz cieszy� si� wolno�ci� na zielonych ��kach w Dolinie Sirionu. Zosta� sam na progu krainy, gdzie czeka�o go najstraszniejsze niebezpiecze�stwo, i u�o�y� "Pie�� Po�egnania", s�awi�c Luthien i �wiat�a niebios, by� bowiem przekonany, ze musi teraz po�egna� si� z mi�o�ci� i �wiat�em. �piewa� pe�nym g�osem nie dbaj�c, kto go mo�e pods�ucha�, wyzby� si� bowiem nadziei i nie my�la� o mo�liwo�ci ocalenia. Lecz Luthien us�ysza�a jego �piew i odpowiedzia�a pie�ni�, nadje�d�aj�c lasami przez nikogo nie oczekiwana. Huan raz jeszcze zgodzi� si� s�u�y� jej za wierzchowca i ni�s� j� �ladem Berena. D�ugo zastanawia� si� w skryto�ci serca, jaki znale�� spos�b, �eby umniejszy� niebezpiecze�stwo gro��ce tym dwojgu, kt�rych kocha�. W tym celu zboczy� z drogi prowadz�cej ich na p�noc, �eby z wyspy Saurona wzi�� potworn� wilcz� skor� Draugluina i sk�r� nietoperzycy Thuringwethil. Pe�ni�a ona funkcj� pos�a�ca Saurona �ataj�c do Angabandu. Mia�a wielkie palczaste skrzyd�a, a ka�dy palec zako�czony �elaznym szponem. W tych przebraniach Huan i Luthien biegli przez Taur-nu-Fuin, a wszelkie stworzenia ucieka�y przed nimi. Beren na ich widok os�upia� ze zdumienia, s�ysza� bowiem glos Luthien, i wyda�o si� mu, ze to zjawa przys�ana, �eby go omami�. Lecz przybysze zatrzymali si�, zrzucili przebrania i kr�lewna podbieg�a do ukochanego. Tak wiec Beren i Luthien spotkali si� znowu miedzy pustkowiem a lasem. W pierwszej chwili Beren milcza� oszo�omiony rado�ci�, potem jednak pr�bowa� raz jeszcze odwie�� Luthien od zamiaru towarzyszenia mu w wyprawie. - Trzykro� przeklinam obietnice, kt�r� da�em kr�lowi Thingolowi - rzek�. - Wo�a�bym zgin�� z rozkazu kr�la w Menegroth, ni� ciebie poci�gn�� za sob� w cie� Morgotha. Wtedy Huan po raz drugi skorzysta� z daru mowy i powiedzia� do Berena: - Teraz ju� nie mo�esz ustrzec Luthien przed cieniem �mierci, gdy� przez mi�o�� do ciebie podda�a si� jej w�adzy. Mo�esz si� tylko wyrzec swego przeznaczenia i wzi�� kr�lewn� ze sob� na tu�aczk�, szukaj�c daremnie spokoju a� do ko�ca �ycia. Je�eli wszak�e przyjmiesz sw�j los, to Luthien opuszczona przez ciebie z pewno�ci� umrze samotnie, chyba �e razem z tob� rzuci wyzwanie losowi, kt�ry ci� czeka - beznadziejnemu, lecz nie przes�dzonemu ostatecznie. Nic wi�cej nie mog� ci powiedzie� i nie mog� i�� dalej twoj� drog�. Serce moje przeczuwa jednak, ze to, co ty ujrzysz przed Bram�, ja tak�e zobacz�. Reszta jest zas�oni�ta przed moimi oczyma, ale kto wie, czy nasze trzy �cie�ki nie zaprowadza nas zn�w do Doriathu i czy si� nie spotkamy jeszcze, zanim wszystko si� sko�czy. Wtedy Beren zrozumia�, �e nie da si� Luthien wy��czy� spod wyrok�w wsp�lnego ich przeznaczenia i nie namawia� jej d�u�ej, by si� z nim rozsta�a. Za rad� Huana i z pomoc� czar�w Luthien przywdzia� sk�r� Draugluina, kr�lewna za� okry�a si� skrzydlata sk�r� Thuringweithil. Beren zaprawd� wygl�da� w tym przebraniu jak wilko�ak, z t� tylko r�nic�, �e w jego oczach �wieci� duch czysty, chocia� pos�pny. Zgroza odmalowa�a si� w nich, kiedy zobaczy� wszczepian� w sw�j grzbiet istot� podobn� do nietoperza ze zmi�tymi skrzyd�ami. W �wietle ksi�yca skoczy� wyj�c ze wzg�rza, a nietoperzyca �eglowa�a w powietrzu nad jego g�ow�. Tak unikali wszelkich niebezpiecze�stw okryci kurzem d�ugiej, uci��liwej drogi znale�li si� w ponurej dolinie le��cej przed brama Angabandu. Czarne jamy zia�y w ziemi obok drogi i wype�za�y z nich jakie� opary niby wij�ce si� w�e. Po obu stronach wznosi�y si� ska�y jak obronne mory, a na nich siedzia�y ptaki �ywi�ce si� padlina i kraka�y ochryple. Przed sob� w�drowcy ujrzeli niezdobyta Bram�, szerokie, ciemne sklepienie u st�p g�ry; nad Brama pi�trzy�y si� �ciany przepascicte, na tysi�c stop wysokie. Przerazili si�, bo Bramy pilnowa� stra�nik, o kt�rym wie�� jeszcze do �wiata nie dotar�a. Morgoth za to zas�ysza� pog�oski o jakich� planach ksi���t elf�w, a przez le�ne przecieki dosz�o do jego uszu szczekanie Huana, wielkiego bojowego wilczura, niegdy� przez Valar�w spuszczonego ze smyczy. Przypomnia� te� sobie Morgoth, jaki los wyznacza Huanowi przepowiednia, wybra� wiec ze sfory wilcze szczeni� z rodu Drauglina; �ywi� go z w�asnej r�ki surowym mi�sem i u�yczy� mu nieco ze swojej czarnoksi�skiej mocy. Wkr�tce wilk tak ur�s�, �e nie mie�ci� si� w �adnej budzie, le�a� wi�c ogromny i zg�odnia�y u st�p Morgotha. Tam wst�pi� w niego ogie� i m�ka piekie� i trawi� go zacz�� duch udr�czony, straszny i silny. Nazywano go Karcharothem, czyli Czerwon� Paszcz�, albo Anfauglirem - Spragnion� Gardziel�. Ten to potw�r z rozkazu Morgotha czuwa� bezustannie przed Brama Andabandu, aby nie wpu�ci� Huana, gdyby pies Valarow tutaj si� pojawi�. Karcharoth z daleka wy�ledzi� zbli�aj�cych si� w�drowc�w, lecz ogarn�y go w�tpliwo�ci, gdy� do Angabandu dawno ju� dosz�a wie��, ze Draugluin zgin��. Kiedy wiec podeszli, zast�pi� im drog� i nakaza� si� zatrzyma�, zbli�y� si� gro�nie, zw�szy� bowiem co� niezwyk�ego w tych dw�ch postaciach. W tym momencie w Luthien nagle wst�pi�a czarodziejska moc jej macierzystego plemienia i odrzuciwszy przebranie kr�lewna stawi�a czo�o bestii, drobna w por�wnaniu z ogromnym Kacharothem, ale promienna i gro�na. Podni�s�szy r�k� kaza�a mu usn��. - Duchu nieszcz�sny ! - powiedzia�a. - Zapadnij w ciemno�� niepami�ci i zapomnij na czas jaki� o okropnym swoim losie ! - I Karcharoth pad� jak ra�ony piorunem. Luthien i Beren przekroczyli bram� i labiryntem schod�w zeszli w d�. We dwoje dokonali czynu, na jaki nie zdoby� si� nigdy nikt inny spo�r�d elf�w czy ludzi. Zst�pili bowiem na dno, a� do najg��bszej siedziby Morgotha, do komnaty, kt�rej strop podtrzymywa�a groza, o�wietlonej ogniem, wype�nionej morderczym or�em i narz�dziami tortur. Tam Beren w wilczej sk�rze przyczai� si� pod tronem Morgotha, lecz W�adca Ciemno�ci si�a swej woli odar� z przebrania Luthien i obj�� spojrzeniem. Nie ul�k�a si� jego oczu, oznajmi�a swoje imi� i zaoferowa�a si�, �e b�dzie dla niego �piewa� jak minstrele na dworach kr�l�w. Morgoth widz�c jej pi�kno�� zapa�a� nikczemna ��dz� i powzi�� zamiar najprzewrotniejszy z wszystkich, jakie si� zrodzi�y w jego sercu, odk�d uciek� z Valinoru. Lecz w�asna nikczemno�� zgubi�a go, bo kiedy patrza� na Luthien i przez chwile zostawi� jej wolno��, rozkoszuj�c si� tajemnie swoim zamys�em, kr�lewna nagle wymkn�a si� z jego pola widzenia, a z cienia rozleg� si� �piew niewys�owionej pi�kno�ci, tak czarodziejski, ze Morgoth musia� s�ycha�, czy chcia�, czy nie chcia�, na moment o�lep� i daremnie wodzi� wzrokiem doko�a, szukaj�c �piewaj�cej. Ca�a jego �wita zasn�a, ogie� zblad� i przygas�, lecz Silmarile w koronie Morgotha rozb�ys�y nagle jak bia�e p�omienie, pod ci�arem korony i oprawionych w nie klejnot�w Morgoth pochyli� g�ow�, jakby �wiat ca�y d�wiga� na niej i jakby nawet jego wola nie mog�a znie�� tego brzemienia trosk, strachu i pragnie�. Wtedy Luthien narzuci�a zn�w na ramiona swoja skrzydlata szat� i unios�a si� w powietrze, a glos jej sp�ywa� teraz z g�ry niby deszcz do g��bokich, ciemnych jezior. Wion�a p�aszczem przed oczyma Morgotha, wtr�caj�c go w sen tak czarny jak zewn�trzna otch�a�, po kt�rej niegdy� b��dzi� samotnie. Nagle pad� jak g�ra rozsypuj�ca si� w lawinie, run�� z �oskotem ze swego tronu i leg� twarz� do ziemi na dnie piek�a. �elazna korona z g�o�nym brz�kiem stoczy�a si� z jego g�owy. W sali zapanowa�a cisza. Beren jak martwy wilk le�a� pod tronem, lecz Luthien zbudzi�a go jednym dotkni�ciem. Zrzuci� z siebie wilcza skore, doby� no�a - a by� to odebrany Kurufinowi Angrist - i wy�uska� Silmaril z �elaznych pazur�w, kt�rymi klejnot by� przymocowany do korony. Gdy zamkn�� zdobycz w d�oni, blask przenika� przez �ywe cia�o, tak �e r�ka wygl�da�a jak �wi�c�ca si� latarnia. Klejnot wszak�e nie sprzeciwia� si� zdobywcy i nie rani� go. Berenowi przysz�o na my�l, �e m�g�by zrobi� wi�cej, ni� obieca� Thingolowi, i zabra� z Angabandu wszystkie trzy skarby Feanora, lecz taki los nie by� s�dzony Silmarilom. Ostrze Angrista p�k�o i stalowa drzazga prysn�a w powietrze trafiaj�c w policzek Morgotha, kt�ry j�kn�� i drgn��, a wszyscy jego wojownicy poruszyli si� we �nie. Wtedy strach ogarn�� Berena i Luthien, wiec pu�cili si� p�dem ku wyj�ciu nie bacz�c i bez przebrania, byle jak najpr�dzej ujrze� znowu �wiat�o dzienne. Nie natkn�li si� na �adne przeszkody i nie byli �cigani, lecz Bramy broni� stra�nik, Katcharoth, kt�ry ockn�� si� ju� i sta� gniewny w progu Angabandu. Zanim go zobaczyli, on ich spostrzeg� i dopad� biegn�cych. Luthien by�a bardzo zm�czona, nie mia�a czasu ani sil, by u�mierzy� bestie. Lecz Beren j� os�oni�, wznosz�c r�k� zaci�ni�t� na Silmarilu. Karcharoth zatrzyma� si� i na chwile ogarn�� go lek. - Precz stad, uciekaj ! - krzykn�� Beren. - Oto jest ogie�, kt�ry zniszczy i ciebie, i wszystkie z�e stwory �wiata ! -M�wi�c to b�ysn�� Silmarilem przed �lepiami wilka. Lecz Karcharoth spojrza� na �wi�ty klejnot i wcale si� nie zl�k�, tylko �ar�oczny duch nagle ockn�� si� w nim i rozp�omieni�, chwyci� z�bami r�k� Berena i odgryz� j� w nadgarstku. Natychmiast poczu� piek�cy b�l we wn�trzno�ciach, gdy Silmaril sparzy� jego przekl�te cia�o, uciek� wiec wyj�c tak, �e �ciany doliny przed Brama odbija�y echo jego bolesnej skargi. Tak by� straszny w tym szale, �e wszelkie �ywe istoty, kt�re w�wczas przebywa�y w dolinie lub ku niej zd��a�y, umyka�y w pop�ochu. Katcharoth bowiem zabija� ka�de stworzenie na swojej drodze i p�dz�c z P�nocy szerzy� spustoszenie wsz�dzie, gdzie si� zjawi�. Ze wszystkich okropno�ci, jakie nawiedzi�y Beleriand przed upadkiem Angabandu, najstraszliwszy by� sza� Karcharotha, bo wst�pi�a w niego wtedy moc Silmarila. Tymczasem Beren le�a� zemdlony na progu niebezpiecznej Bramy i �mier� zbli�a�a si� do niego, bo jad by� w k�ach wilka. Luthien wyssa�a trucizn� z okropnej rany i pr�bowa�a j� zagoi�, skupiaj�c resztk� swoich czarodziejskich si�. Lecz za nimi w czelu�ciach Angabandu narasta� zgie�k i pomruk straszliwego gniewu. Zbudzi�y si� zast�py Morgotha. Zdawa�o si�, ze wyprawa po Silmaril zako�czy si� kl�ska i