3130
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3130 |
Rozszerzenie: |
3130 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3130 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3130 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3130 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
GWIEZDNA STRA�
T�UMACZY� W�ODZIMIERZ NOWACZYK
TYTU� ORYGINA�U STAR CUARD
WPROWADZENIE
NAJEMNICY
Kiedy gatunek dominuj�cy na pomniejszej planecie uk�adu wiruj�cego wok� ��tego s�o�ca, znanego pod nazw� "Sol", le��cego na skraju Galaktyki pozna� tajniki lot�w kosmicznych i trafi� na nasze szlaki, pojawi� si� problem, kt�ry Centralna Kontrola musia�a rozwi�za�, i to szybko. Owi "ludzie", jak zwykli si� byli okre�la�, ��czyli w sobie ciekawo��, odwag� oraz umiej�tno�ci techniczne z prymitywnym d��eniem do rywalizacji z innymi rasami i gatunkami, z wrodzonym instynktem walki. Gdyby ten instynkt nie zosta� natychmiast rozpoznany i gdyby umiej�tnie nad nim nie zapanowano w�wczas, mimo �e stanowili oni zaledwie male�k� cz�stk� naszej spo�eczno�ci, ich niesamowity wp�yw m�g�by zak��ci� pok�j gwiezdnych szlak�w i wci�gn�� do walki ca�e sektory.
Jednak w por� przedsi�wzi�to odpowiednie dzia�ania i przydzielono Ziemianom rol�, kt�ra nie tylko odpowiada�a ich naturze, lecz r�wnie� s�u�y�a jako zaw�r bezpiecze�stwa dla wszystkich innych wojowniczych uk�ad�w, sk�adaj�cych si� na nasz� ogromn� konfederacj�. Po gruntownym przebadaniu przez psychotechnik�w z Centralnej Kontroli Ziemianie mieli s�u�y� jako najemni �o�nierze Galaktyki przynajmniej do czasu, a� te zbyt niezale�ne i agresywne stworzenia nie znajd� dla siebie mniej niebezpiecznego powo�ania.
W ten w�a�nie spos�b powsta�y "hordy" i "legiony", o kt�rych wzmianki cz�sto spotykamy w r�nych opracowaniach historycznych z tego okresu. Organizacje te, skupiaj�ce pod sw� egid� "arch�w" b�d� "mech�w", prowadzi�y wojny w imieniu ka�dego w�adcy, kt�ry uzna� za stosowne wzmocni� sw�j autorytet, wynajmuj�c ich do walki.
Archowie, kt�rzy tworzyli hordy, �wiadczyli swe us�ugi prymitywniejszym �wiatom i byli wyposa�eni w bro� do walki na l�dzie oraz przygotowani do bezpo�rednich star� z przeciwnikiem. Mechowie z legion�w zajmowali si� walk� na wy�szym poziomie technicznym, cz�sto prowadz�c j� w formie gry, kt�rej regu�y zmusza�y jedn� z walcz�cych stron do poddania si�, zanim jeszcze dosz�o do prawdziwej bitwy.
Z pomoc� surowych test�w zdolno�ci przydzielano jeszcze m�odych "ludzi" do grupy arch�w lub mech�w. Po okresie intensywnego szkolenia podpisywali oni kontrakty ze swoimi bezpo�rednimi dow�dcami. Cz�� zap�aty uzyskanej przez poszczeg�lne hordy lub legiony od zleceniodawcy trafia�a na ich ojczyst� planet�, Terr�, w postaci podatku. Inaczej m�wi�c, ten system planetarny sta� si� eksporterem wojownik�w i uzbrojenia, czyli handlowa� walk�. Ziemianie najwyra�niej bez sprzeciwu pogodzili si� ze swoj� rol� w naszej spo�eczno�ci ju� w pierwszym pokoleniu od czasu nawi�zania z nami kontaktu.
Trzysta lat p�niej (patrz tom sz�sty, druga kolumna - rok 3956 naszej ery, w du�ej mierze po�wi�cony planecie Terra ze wzgl�du na to, �e materia�y �r�d�owe dotycz�ce tego okresu opieraj� si� g��wnie na opracowaniach sporz�dzonych przez samych Ziemian) pewna niezbyt liczna horda zosta�a zatrudniona przez wojowniczego w�adc� planety Fronn. Wykonuj�c powierzone jej zadanie, horda ta trafi�a na sytuacj�, kt�ra nie tylko wp�yn�a zasadniczo na losy tworz�cego j� gatunku, ale i na histori� ca�ej Galaktyki. To, czy zmiana ta mia�a wyj�� nam wszystkim na korzy��, wykaza� mo�e dopiero przysz�o��.
(Fragmenty wyk�adu z cyklu "Historia Galaktyki XX", wyg�oszonego przez Pierwszego Histechnika Zorziego na Galaktycznym Uniwersytecie Zacan - temat wyk�adu: Wp�yw mniejszych uk�ad�w planetarnych na histori� Galaktyki - wyg�oszonego w dniu Zol, w roku 4130 naszej ery, zgodnie z kalendarzem planety Terra).
ROZDZIA� I
MIECZNIK TRZECIEJ KLASY
Kana Karr, miecznik trzeciej klasy, nigdy dot�d jeszcze nie by� w Primie, zwalcza� wi�c gor�ce pragnienie, aby przytuli� si� do �cian portu kosmicznego i wpatrywa� w wie�e wznosz�ce si� wysoko w stalowy b��kit porannego nieba. Jednak, gdyby to uczyni�, zdradzi�by si�, �e jest ��todziobem, zadowoli� si� wi�c jedynie ukradkowymi spojrzeniami, niepostrze�enie ch�on�c ten niesamowity widok. Bardziej ni� kiedykolwiek dokucza�a mu �wiadomo��, �e przys�ano go do dow�dztwa o ca�y miesi�c p�niej i� pozosta�ych rekrut�w z jego grupy, tak wi�c najprawdopodobniej b�dzie jedynym nowicjuszem w�r�d czekaj�cych na przydzia� w komisji rekrutacyjnej.
Ju� sam pobyt w Primie by� podniecaj�cy. By� to cel, do kt�rego d��y� w ci�gu d�ugich dziesi�ciu lat intensywnego szkolenia. Postawi� na pod�odze worek z wyposa�eniem i wytar� d�onie w' obcis�e spodnie - mimo �e by� to ch�odny wiosenny poranek, czu�, �e si� poci. Sztywny ko�nierz nowej szarozielonej tuniki wpija� si� w gard�o, a policzkowe os�ony wyj�ciowego he�mu obciera�y �uchw�. Ekwipunek nigdy dot�d tyle nie wa�y�.
Mia� bolesn� �wiadomo�� faktu, �e paski na jego ramionach pozbawione by�y insygni�w, a na he�mie nie by�o pi�ropusza. M�czy�ni, kt�rzy przylecieli tym samym promem, a� l�nili od przybranych klejnotami oznak dokumentuj�cych uwie�czone sukcesem wyprawy. Dumne pawie - weterani!
Pociesza� si�, �e wkr�tce i on osi�gnie tak� pozycj�. Przecie� ka�dy z nich kiedy� sta� tu na progu, bez insygni�w, i najprawdopodobniej r�wnie zmieszany jak on sam w tej chwili.
Uwag� Kany zwr�ci� inny kolor, o�lepiaj�co �ywy w�r�d znajomych szarych zieleni i srebra. Zacisn�� usta w w�sk� lini�, a jego b��kitne oczy, tak wyra�ne na ciemnosk�rej twarzy, przybra�y barw� zimnej stali.
Pojazd powierzchniowy zatrzyma� si� w�a�nie przed drzwiami budynku, do kt�rego go skierowano. Wysiada� z niego przysadzisty m�czyzna w szkar�atnym kombinezonie, a za nim pojawi�o si� jeszcze dw�ch w czarno-bia�ych strojach. Ziemscy kombatanci jak na rozkaz rozst�pili si�, by umo�liwi� im przej�cie do samego wej�cia.
Kana Karr powtarza� sobie, �e nie by� to wyraz szacunku. Na w�asnej planecie Ziemianie nie okazywali szacunku agentom galaktycznym w taki spos�b, chyba �e chcieli z nich zakpi�. Przyjdzie jeszcze czas, kiedy...
Zacisn�� pi�ci przygl�daj�c si�, jak czerwony kombinezon i towarzysz�cy mu galaktyczni ochroniarze znikali w pomieszczeniach komisji rekrutacyjnej. Doskonale wiedzia�, �e wszyscy ET, przybysze spoza Ziemi, kt�rzy byli jego nauczycielami po uznaniu go godnym szkolenia, stanowili klas� sam� w sobie. Prawdopodobnie dlatego, �e nie byli lud�mi, nigdy tak naprawd� nie zalicza� ich do tych notabli z Centralnej Kontroli, kt�rzy wiele pokole� temu tak beztrosko okre�lili mieszka�c�w uk�adu Soi mianem "barbarzy�c�w", i ograniczyli ich obywatelstwo galaktyczne wieloma ustalonymi przez siebie warunkami.
Zdawa� sobie spraw� z faktu, �e nie wszyscy jego wsp�bratymcy dzielili jego niech�� do tej grupy. Na przyk�ad wi�kszo�� koleg�w z jego grupy szkoleniowej ochoczo godzi�a si� na los, kt�ry wyznaczono im tak arbitralnie. Otwarty sprzeciw oznacza� obozy pracy i zaprzepaszczenie szansy wyprawy w kosmos. Jedynie kombatanci w s�u�bie czynnej mieli przywilej odwiedzania gwiazd. Kiedy jeszcze na pocz�tku szkolenia m�ody Kana przekona� si�, �e nie ma innego wyj�cia, postanowi� schowa� si� pod mask� wzorowego archa. Intensywno�� szkolenia dawa�a pewne ukojenie i pomaga�a opanowa� nienawi�� wywo�an� faktem, �e obcy nie pozwalali mu w�drowa� w�r�d gwiazd tak, jak tego pragn��.
Ostry d�wi�k wojskowego gwizdka og�aszaj�cego godzin� sprowadzi� go na ziemi� i u�wiadomi�, �e ma jeszcze co� do za�atwienia. Zarzuci� worek na rami� i wspi�� si� po schodach, kt�re przed chwil� pokona� agent. Zostawi� baga� w schowku przy wej�ciu i ustawi� si� w kolejce m�czyzn wij�cej si� w g��b wewn�trznego holu.
W tej cz�ci kolejki, w kt�rej si� znalaz�, wyra�nie dominowali mechowie w swych b��kitnoszarych kombinezonach i okr�g�ych przezroczystych he�mach. Nieliczni archowie w tym gronie byli weteranami. Dlatego nawet w�r�d swoich Kana czu� si� tak samo wyobcowany jak przedtem na ulicy.
- Staraj� si� to opanowa�, jednak Falfa nie przyj�� tego zadania dla swego legionu. - Mech stoj�cy obok, m�czyzna oko�o trzydziestki z dziesi�cioma szczerbami na honorowej szpadzie, oznaczaj�cymi udzia� w tylu� misjach, nawet nie stara� si� m�wi� cicho.
- Oberwie mu si� za to - odpowiedzia� jego kompan bez szczeg�lnej wiary w swoje s�owa. - W ko�cu jest co� takiego jak pechowa seria...
- Pech? Dwa r�ne legiony nie wracaj� z tego samego zadania, a ty m�wisz o pechu? Moim zdaniem powinno si� przeprowadzi� jakie� dochodzenie. Czy wiesz, ile legion�w skre�lono w ci�gu ostatnich pi�ciu lat? Dwadzie�cia! Czy to wygl�da na pech?
Kana bezwiednie otworzy� usta r�wnie szeroko jak rozm�wca mecha. Dwadzie�cia legion�w straconych w walce w przeci�gu pi�ciu lat! Rzeczywi�cie, trudno to uzna� za pech. Je�eli nowoczesne, doskonale uzbrojone legiony dzia�aj�ce jedynie na cywilizowanych planetach zosta�y tak zdziesi�tkowane, to c� mo�na powiedzie� o hordach odbywaj�cych s�u�b� na barbarzy�skich �wiatach? Czy ich "pech" by� r�wnie dokuczliwy? Nic dziwnego, �e coraz cz�ciej s�ysza�o si� szeptem wypowiadane uwagi, �e cena, jak� Centralna Kontrola wyznaczy�a za podb�j kosmosu, a kt�r� przez prawie trzysta lat p�aci�a Terra, by�a zdecydowanie zbyt wysoka.
M�czyzna stoj�cy przed nim nagle ruszy� naprz�d, wi�c Kana pospiesznie pod��y� za nim. Znale�li si� przy bramce rekrutacyjnej. Kana otworzy� naramiennik, by m�c bez zw�oki wr�czy� go dy�urnemu mistrzowi miecza. Ten pasek gi�tkiego metalu wprowadzony do czytnika automatycznie wy�wietli na ekranach komputer�w kieruj�cych przydzia�ami wszelkie niezb�dne informacje na temat niejakiego Kany Karra, australo-malajo-hawajczyka, w wieku osiemnastu lat i czterech miesi�cy; wyszkolenie: podstawowe o specjalizacji pozaziemskiej; ostatni przydzia� s�u�bowy: brak. Kiedy te dane dotr� do komisji rekrutacyjnej, nie b�dzie ju� odwrotu. Mistrz miecza przyj�� naramiennik, na moment przetrzyma� go w czytniku i odda� z min� cz�owieka znudzonego rutynow� prac�.
Wewn�trz by�o wiele wolnych krzese� - mechowie na lewo, archowie na prawo. Kana zaj�� jedno z najbli�szych i o�mieli� si� rozejrze� woko�o. Na wprost krzese� znajdowa�a si� tablica przydzia��w b�yskaj�ca pomara�czowymi �wiate�kami. Cho� doskonale wiedzia�, �e jego numer nie m�g� si� jeszcze na niej pojawi�, czu�, �e nie mo�e spuszcza� z niej oka. Wezwani natychmiast wstawali i kierowali si� ku drzwiom w odleg�ym rogu sali.
Archowie - Kana pochyli� si�, by m�c ich dok�adniej policzy�. By�o w�r�d nich co najmniej dwudziestu miecznik�w pierwszej klasy, a nawet dw�ch mistrz�w miecza. Oko�o pi��dziesi�ciu z drugiej klasy. Mimo �e wyt�a� wzrok, szukaj�c he�m�w bez pi�ropusza, okaza�o si�, �e by� jedynym reprezentantem klasy trzeciej. Rekruci wypuszczeni przed nim z centrum szkoleniowego musieli dosta� swe przydzia�y jeszcze przed jego przybyciem. Uwaga: czerwone �wiat�o.
Dw�ch m�czyzn z drugiej klasy podnios�o si� z krzese�, zdecydowanymi ruchami wyg�adzili tuniki i poprawili pasy. Zanim jednak ruszyli przej�ciem, co� si� zdarzy�o. Tablica za�wieci�a bia�ym �wiat�em, a nast�pnie zgas�a zupe�nie, kiedy ma�a grupka mundurowych zesz�a po dw�ch schodkach na platform� og�oszeniow�.
Kombatant bez skrzy�owanych na piersi pas�w �wiadcz�cych o przydziale bojowym, lecz z czterema gwiazdami l�ni�cymi na tunice zrobi� krok naprz�d przed t�umem rozszeptanych miecznik�w i mech�w. Stan�� obok agenta galaktycznego i jego ochroniarza. Kana natychmiast rozpozna� w nich humanoidy. Agent pochodzi� z Vegi Trzeciej, ochroniarz z Capelli Drugiej - zdradza�a ich d�ugo�� szczup�ych n�g.
- Kombatanci! - rozleg� si� dono�ny, wyszkolony na defiladach, g�os oficera. Natychmiast zapad�a g�ucha cisza. - Pewne niedawne wydarzenia zmuszaj� nas do wydania tego o�wiadczenia. Przeprowadzili�my pe�ne �ledztwo, wykorzystuj�c techniczne mo�liwo�ci centralnej kontroli, w sprawie naszych k�opot�w na Nevers. Mamy urz�dowe potwierdzenie, �e nasze pora�ki by�y spowodowane miejscowymi warunkami. Plotki na temat tego epizodu nie mog� by� powtarzane w �adnym z naszych zwi�zk�w bojowych pod rygorem z�amania zasady lojalno�ci, zgodnie z kodeksem powszechnym.
Na Terr�! Zdumienie Kany nie uwidocznia�o si� na twarzy odziedziczonej po malajskim dziadku, lecz w jego m�zgu k��bi�y si� my�li. Przecie� takie o�wiadczenie po prostu musia�o sprowokowa� k�opoty - czy ten oficer nie zdawa� sobie z tego sprawy? Mina agenta galaktycznego �wiadczy�a, �e nie by� zadowolony. K�opoty na Nevers, pierwszy raz us�ysza� t� nazw�, ale by� got�w za�o�y� si� o po�ow� pierwszego �o�du, �e w przeci�gu dziesi�ciu minut ka�dy obecny na sali b�dzie si� gor�czkowo stara� dowiedzie�, co m�wi� plotki, kt�rym tak kategorycznie zaprzeczano. Fala domys��w rozleje si� jak plama oleju na rzece.
Agent wysun�� si� do przodu. Wygl�da�o, �e spiera si� o co� z oficerem. Jednak w tym miejscu m�g� on by� jedynie doradc� - nie mia� prawa do wydawania bezpo�rednich rozkaz�w. Zreszt� i tak by�o ju� za p�no na naprawienie wyrz�dzonej szkody. Je�eli nawet oficer chcia� rozproszy� w�tpliwo�ci, to swym post�powaniem dola� jedynie oliwy do ognia.
Potrz�sn�wszy zdecydowanie g�ow�, oficer ruszy� przej�ciem w kierunku wyj�cia, zmuszaj�c swych towarzyszy, by pod��yli za nim. Tablica ponownie rozb�ys�a. Pocz�tkowy szmer ur�s� do wrzawy, kiedy tylko zamkn�y si� za nimi drzwi.
Kana zerkn�� na tablic� w odpowiednim momencie. Trzech weteran�w podnios�o si� ze swych krzese�, a na ekranie pojawi�a si� w�a�nie znajoma kombinacja liczb. Przez ostatnie dziesi�� lat nauczy� si� na ni� reagowa� szybciej ni� na nazwisko odziedziczone po wyspiarskich przodkach.
Za drzwiami zwolni� nieco kroku, trzymaj�c si� skromnie z ty�u za starszymi stopniem, kt�rzy r�wnie� zostali wezwani. W ko�cu trzecia klasa by�a jedynie trzeci� klas� i nie m�g� wywy�sza� si� nad nikogo, nie licz�c kadet�w w trakcie szkolenia. By� najmniejszym z maluczkich i nie �mia� skroba� marchewki m�czy�nie, kt�ry tu� przed nim wszed� do windy.
Rysy twarzy faceta zdradza�y jego arabsko-afryka�skie pochodzenie z minimaln� domieszk� krwi europejskiej po garstce uchod�c�w z p�nocy, uciekaj�cych na po�udnie po wojnach atomowych. By� bardzo wysoki, bez brody, z bliznami przecinaj�cymi ciemn� sk�r�. Jednak trofea z wielu kampanii bogato zdobi�y jego he�m i pasy. Kana zmru�y� oczy, by je lepiej rozpozna�: co najmniej p� tuzina szczerb na szpadzie, cho� m�czyzna nie wygl�da� na wiele wi�cej ni� trzydzie�ci lat.
W g�rnym holu archowie wezwani ostatnim sygna�em ustawili si� w szeregu. Weterani prezentowali si� wspaniale. Zar�wno archowie, jak i mechowie, kt�rzy s�u�yli poza Terra, mieli zwyczaj nosi� przy sobie pami�tki swych podboj�w. Udana misja oznacza�a kolejny klejnot na pasie lub he�mie. Kiedy nastawa�y gorsze czasy, �atwo by�o je sprzeda�, aby jako� zwi�za� koniec z ko�cem. By� to rodzaj zabezpieczenia przydatny na ka�dej planecie Galaktyki.
Dok�adnie dwie minuty po dwunastej Kana wszed� do boksu oficera rozdzielaj�cego przydzia�y. By� nim odznaczony mistrz miecza z plastikow� r�k�, usprawiedliwiaj�c� jego obecny status. Kana stan�� na baczno��.
- Kana Karr, miecznik, trzecia klasa, pierwszy przydzia�, sir - przedstawi� si�.
- Bez do�wiadczenia. - Plastikowe palce wybija�y niecierpliwy rytm na blacie biurka. - Ale macie szkolenie ET. Dok�d uda�o si� wam dotrze�?
- Poziom czwarty, kontakt z nieziemianami, sir. - Kana by� dumny z tego osi�gni�cia. By� jedynym ze swej grupy szkoleniowej, kt�ry zaszed� a� tak daleko.
- Czwarty poziom - powt�rzy� mistrz miecza beznami�tnie. - To ju� co�. Przydzielimy was do hordy Yorke'a. Akcja policyjna na planecie Fronn. Normalne stawki. Pierwszy statek z bazy Secundus dzi� wieczorem, przelot st�d na Fronn. Podr� trwa oko�o miesi�ca. Termin przydzia�u - do zako�czenia akcji. Macie prawo si� nie zgodzi�, to pierwszy wyb�r. - Powt�rzy� ostatnie s�owa znu�onym g�osem osoby, kt�ra musi stale powtarza� oklepane formu�ki.
Kana doskonale wiedzia�, �e ma prawo do dw�ch odm�w, wiedzia� te�, �e. egzekwowanie tego prawa powodowa�o otrzymanie czarnej kropki. Akcja policyjna, cho� ten termin obejmowa� wiele r�nych form s�u�by, by�a zwykle wspania�� okazj�, by zdoby� do�wiadczenia.
- Zgadzam si� na ten przydzia�, sir! - ponownie zerwa� opask� z ramienia i patrzy�, jak mistrz miecza wsun�� j� do czytnika, wciskaj�c przyciski pozwalaj�ce na wprowadzenie danych koniecznych w przypadku pierwszego przydzia�u. Po sko�czeniu s�u�by mo�e liczy�, �e w naramienniku pojawi si� gwiazdka oznaczaj�ca udan� misj�.
- Statek startuje z doku pi�tego o siedemnastej. Spocznij! Kana zasalutowa� i opu�ci� boks. By� g�odny. Mesa przydzia�owc�w by�a czynna, a maj�c ju� zatwierdzony przydzia�, mia� te� prawo zam�wi� co� wi�cej ni� racj� podstawow�. Nie chc�c jednak wydawa� pieni�dzy, kt�rych jeszcze nie zarobi�, zgodzi� si� na posi�ek przys�uguj�cy ka�demu nosz�cemu tunik� archa. Pochylony nad jedzeniem, pods�uchiwa� rozmowy i plotki z s�siednich stolik�w. Jak przewidywa�, o�wiadczenie wyg�oszone w sali przydzia��w wywo�a�o fal� najdzikszych domys��w.
- Stracili pi��dziesi�t legion�w w ci�gu zaledwie pi�ciu lat - g�osi� jeden z mechmistrz�w. - Ju� nie m�wi� nam ca�ej prawdy. S�ysza�em, �e Longmead i Groth odm�wili przyj�cia przydzia�u...
- Generalicja zaczyna si� niepokoi� - skomentowa� to jeden z mistrz�w miecza. - Widzia�e�, jak Poalkan na nas patrzy�? Chcia�by �ci�gn�� patrol i wyczy�ci� spraw�. Powiem ci, co powinni�my zrobi� - za�apa� si� na jak�� spokojn� planet� w rejonie, kt�ry mam na my�li. To by nam pomog�o...
Przez moment milczeli. Ten drugi nie musia� wymienia� nazwy planety, kt�r� mia� na my�li. Ca�a ludzko�� burzy�a si� przeciw Centralnej Kontroli i �atwo by�o domy�li� si�, o co mu chodzi.
Kana nie m�g� d�u�ej zwleka�. Pospiesznie wyszed� z rozplotkowanej mesy. Horda Yorke'a by�a niewielkim oddzia�em. Jej dow�dca, Fitch Yorke, by� m�ody. Dowodzi� niewiele ponad cztery lata. Czasami pod niezbyt do�wiadczonym dow�dc� mo�na by�o lepiej si� wyr�ni�. Fronn by� �wiatem, o kt�rym Kana niewiele wiedzia�. �atwo jednak uzupe�ni� t� luk�. Wij�ce si� korytarze doprowadzi�y go do biblioteki z rz�dem kabin pod �cian�. Na ko�cu sali znajdowa�a si� konsola z wieloma przyciskami. Wcisn�� odpowiedni� kombinacj� i spokojnie czeka� na kaset�.
Otrzymana rolka drutu by�a wyj�tkowo cienka. Niewiele by�o wiadomo o planecie Fronn. Schowa� si� w najbli�szej kabinie, wprowadzi� rolk� do maszyny i zdj�� he�m, z ulg� masuj�c skronie. Za moment zasn��, pozwalaj�c, by informacje z kasety powoli wp�ywa�y do pami�ci.
Obudzi� si� po kwadransie. Wi�c tak wygl�da�a ta planeta. Fronn - niezbyt zach�caj�cy �wiat. Zreszt� kaseta zawiera�a jedynie najistotniejsze dane, muskaj�c zaledwie szczeg�y. Wiedzia� jednak wszystko, co archiwum uzna�o za stosowne.
Kana westchn�� gorzko - taki klimat oznacza� podr� w kabinie ci�nieniowej. Oficer rozdzielaj�cy przydzia�y o tym nie wspomnia�. Nie napomkn�� te� o aklimatyzacji wodnej. Dobrze mu tak, przecie� przed przyj�ciem przydzia�u m�g� o to zapyta�. Teraz pozostawa�o mu jedynie mie� nadziej�, �e nie b�dzie mia� choroby morskiej przez ca�� podr�.
Oddaj�c kaset�, spotka� mecha z windy - niecierpliwego faceta gwi�d��cego przez z�by, bawi�cego si� klamr� pasa. By� niewiele starszy od Kany, lecz nosi� si� z pe�n� zadowolenia pewno�ci� siebie cz�owieka, kt�ry zaliczy� przynajmniej dwie misje, z arogancj� rzadko spotykan� u prawdziwych weteran�w.
Kana spojrza� na kabiny. Wi�kszo�� z nich by�a wolna, wi�c na co m�g� czeka� ten pysza�kowaty mech? Rzuci� kaset� na pas odbiorczy, lecz zanim wyszed� z pomieszczenia, pas przesuwa� si� pusty - to mech z�apa� j�, zanim wpad�a do puszki.
Fronn by� prymitywnym �wiatem - planet� pi�tej klasy. Zgodnie z zarz�dzeniem Centralnej Kontroli, takie planety podlega�y pacyfikacji wy��cznie przez hordy arch�w przygotowanych do tak zwanej walki wr�cz i uzbrojonych w karabiny. �adna zmechanizowana jednostka nie mo�e zosta� wys�ana na Fronn, gdzie jej nowoczesne miotacze, pojazdy opancerzone i wyrzutnie rakiet by�yby wyj�te spod prawa. Dlaczego wi�c jaki� mech mia�by si� interesowa� tym za�ciankowym �wiatem?
Kombatanci nie zajmowali si� zwykle planetami, na kt�rych nie mogli s�u�y�. Zbierali jedynie informacje, kt�re mog�yby przyda� si� w czasie wyprawy.
Kana �a�owa�, �e nie przyjrza� si� dok�adniej twarzy schowanej za ba�kowym he�mem. Zaciekawiony i nieco zaniepokojony uda� si� do komisarza, kt�remu mia� przedstawi� swoje zapotrzebowanie na sprz�t, jaki zamierza� zabra� ze sob� na Fronn.
Nie przyj�� �piwora z jedwabiu paj�k�w ozaria�skich wy�cie�anego mchem odpornym na wszelkie temperatury. R�wnie� r�kawice ze sk�ry krab�w, kt�re usi�owa� mu wcisn�� przydzia�owiec, zosta�y zdecydowanie odsuni�te. Takie luksusy by�y przeznaczone dla weterana z pasem obwieszonym �upami, mog�cego sobie pozwoli� na szale�stwa w sklepach. Kan� sta� by�o jedynie na u�ywan� torb� kambryjsk� - kr�tk� kurtk� ze sk�ry sasti podbit� futrem, z kapturem i r�kawicami, oraz na kilka artyku��w toaletowych i lek�w. W sumie by�y to do�� skromne zakupy mieszcz�ce si� bez trudu w �o�nierskim worku. Po zap�aceniu rachunku pozosta�o mu jeszcze kilka kredyt�w z odprawy.
Przydzia�owiec zapakowa� wszystko w ma�� paczk�.
- Wygl�da na to, �e wybierasz si� w jakie� ch�odne miejsce.
- Na Fronn.
�o�nierz u�miechn�� si� szeroko.
- Nigdy nie s�ysza�em o czym� takim. To musi by� jakie� nigdzie-nigdzie. Lepiej uwa�aj, �eby ci kto� nie wpakowa� dzidy w plecy. Ci faceci z takich miejsc nie graj� czysto, ale i wy si� na tym znacie, co? - Spojrza� znacz�co na archowski mundur Kany. - Jasne, trzeba mie� charakter, �eby walczy� w wasz spos�b. Osobi�cie wola�bym jednak mie� w r�ku miotacz i by� mechem.
- Wtedy zmierzy�by� si� z innym wojownikiem z innym miotaczem - rzuci� Kana si�gaj�c po paczk�.
- Niech ci b�dzie - sprzedawca przesta� si� nim interesowa� na widok obwieszonego klejnotami weterana, kt�ry w�a�nie wkroczy� do magazynu.
Kana rozpozna� w przybyszu m�czyzn�, kt�ry przed nim otrzyma� przydzia�. Czy�by i on zosta� skierowany do hordy Yorke'a i na Fronn? Kiedy na ladzie wyl�dowa� �piw�r z paj�czego jedwabiu oraz stos innych towar�w zbli�onych charakterem do skromnych zakup�w Kany, by� prawie pewien, �e jego przypuszczenia by�y s�uszne.
O szesnastej trzydzie�ci �wie�o upieczony rekrut sta� z workiem u nogi w poczekalni doku pi�tego. Stercza� tam samotnie, nie licz�c paru �o�nierzy, kt�rzy najwyra�niej mieli jakie� sprawy do za�atwienia, i dw�ch cz�onk�w za�ogi statku mi�dzyplanetarnego, rozmawiaj�cych w odleg�ym ko�cu sali. Tak wczesne przybycie od razu zdradza�o, �e by� ��todziobem, lecz by� zbyt podniecony pod mask� kamiennego spokoju, by m�c czeka� w innym miejscu. Za dwadzie�cia pi�ta do sali zacz�li nap�ywa� jego przyszli wsp�towarzysze. Dziesi�� minut p�niej wszyscy wjechali pod luk wej�ciowy statku wojskowego. Sprawdziwszy zapisany na naramienniku przydzia�, oficer skinieniem poleci� Kanie wej�� na pok�ad. Nie min�o dalszych pi�� minut, kiedy znalaz� si� w dwuosobowej kabinie, zastanawiaj�c si�, kt�ra prycza mu przypadnie.
- No dalej! - Zagrzmia� z ty�u pot�ny g�os. - Wchodzisz, czy wychodzisz. Nie �pijcie na s�u�bie, rekrucie! Nigdy jeszcze nie lata�e�?
Kana przycisn�� si� do �ciany, pospiesznie usuwaj�c sw�j worek spod n�g nowo przyby�ego.
- Na g�r�! - Niecierpliwym ruchem weteran wrzuci� w�r m�okosa na wy�sz� prycz�. - Wsad� sprz�t do schowka - wskaza� kciukiem na boczn� �cian� ��ka.
Kana wskoczy� na g�r� i zbada� g�adk� powierzchni�. Po przekr�ceniu ledwie widocznej ga�ki �cianka rozsun�a si�, otwieraj�c wn�k�, w kt�rej bez trudu umie�ci� ca�y sw�j dobytek. G��boki d�wi�k gongu przerwa� ogl�dziny. Na ten sygna� weteran odpi�� sw�j pas i he�m i od�o�y� je na bok. Kana pospiesznie ruszy� w jego �lady. Jedno uderzenie dzwonu - pierwsze ostrze�enie.
Wyci�gn�� si� na pryczy szukaj�c pas�w, kt�re nale�a�o zapi��. Pod ci�arem cia�a piankowy materac nieco si� ugi��. Kana wiedzia�, �e dobrze znosi przyspieszenie - by� to jeden z pierwszych test�w, jakie przechodzili szkoleni rekruci. By� ju� na manewrach na Marsie i Ksi�ycu, teraz jednak pierwszy raz mia� wylecie� w g��b kosmosu. Wyg�adzi� tunik� na brzuchu i czeka� na trzeci gong, oznajmiaj�cy w�a�ciwy start.
Wiele lat min�o ju� od czasu, kiedy Ziemianie pierwszy raz ruszyli ku innym �wiatom. Trzysta lat temu odby� si� pierwszy zanotowany w historii lot w g��b Galaktyki. Istnia�y te� legendy o wcze�niejszych wyprawach uciekinier�w szukaj�cych schronienia przed wojnami atomowymi i chaosem politycznym i spo�ecznym, jaki po nich nast�pi�. Ci pierwsi w�drowcy musieli by� albo bardzo zdesperowani, albo niezwykle odwa�ni, kieruj�c swe statki w nieznane, podczas gdy sami pogr��ali si� w hibernacyjnym �nie, maj�c zaledwie jedn� szans� na tysi�c, �e zostan� obudzeni, gdy ich pojazd dotrze do jakiej� planety. Obecnie, dzi�ki nadzorowi lot�w, nie trzeba by�o podejmowa� takiego ryzyka. Czy jednak cena, jak� p�acono za mo�liwo�� szybkiego przemykania mi�dzy gwiazdami, nie by�a zbyt wysoka?
Chocia� kombatanci nie wa�yli si� otwarcie sprzeciwia� dyktatowi w�adzy i obecnemu status quo, Kana doskonale wiedzia�, �e nie by� odosobniony w swym niezadowoleniu z roli, kt�r� wyznaczono Ziemi. C� sta�oby si� z Ziemianami, gdyby podczas swego pierwszego historycznego lotu nie trafili na �wietnie zorganizowane, doskona�e jednostki Centralnej Kontroli? Wed�ug galaktycznych pan�w, potencja� ziemia�skiego umys�u, cia�a i temperamentu sprawia�, �e nadawali si� jedynie do takiej roli w kunsztownej strukturze kosmosu. Przychodzili na �wiat z wrodzonym instynktem walki, mieli wi�c dostarcza� innym planetom najemnych �o�nierzy. Poniewa� psychotechnicy z Centralnej Kontroli uznali, �e najlepiej nadawali si� do wojaczki, ca�a Ziemia i jej ustr�j zosta�y odg�rnie nastawione na przygotowanie do walki. Ziemianie zgodzili si� z t� sytuacj� z powodu obietnicy otrzymanej od CK - obietnicy, kt�rej spe�nienie wydawa�o si� z ka�dym rokiem odleglejsze - �e kiedy tylko b�d� lepiej przygotowani do uzyskania pe�ni praw obywatelskich, dostan� je.
A je�eli Centralna Kontrola w og�le nie istnia�a? Czy to mo�liwe, by stale powtarzane argumenty agent�w mog�y okaza� si� prawdziwe? Czy to mo�liwe, aby pozbawieni kontroli Ziemianie wci�gn�li inne planety w bezlitosn� walk� o w�adz�? Kana by� pewien, �e to k�amstwo. Jednak teraz je�eli Ziemianin pragn�� wylecie� do gwiazd, je�eli p�on�a w nim t�sknota za now�, pot�n� wiedz�, nie pozostawa�o mu nic innego, jak tylko przypasa� miecz kombatanta.
Pot�na d�o� �cisn�a pier� Kany. P�uca rozpaczliwie walczy�y o ka�dy �yk powietrza. Wszystko przesta�o si� liczy� - wystartowali.
ROZDZIA� II
PIERWSZY TEST
Kana musia� na moment straci� przytomno��. Kiedy wr�ci�a mu �wiadomo��, zauwa�y�, �e jego wsp�lokator manewrowa� niezgrabnie, staraj�c si� przyzwyczai� do swych "kosmicznych n�g" w s�abym polu grawitacyjnym utrzymywanym w cz�ci mieszkalnej statku. Bez he�mu, z rozpi�t� tunik� obna�aj�c� pot�n� pier�, weteran straci� nieco z otaczaj�cej go wcze�niej aury. Bardziej przypomina� instruktor�w, z kt�rymi Kana mia� do czynienia przez ponad po�ow� swego nied�ugiego �ycia.
Kosmiczna opalenizna jego naturalnie br�zowej sk�ry sprawia�a, �e wygl�da� jak Murzyn. Sztywne w�osy by�y wygolone po bokach, rosn�c jedynie wzd�u� centralnej linii czaszki, jak u wi�kszo�ci Ziemian. Porusza� si� z koci� zwinno�ci� i si��. Kana uzna�, �e wpi��by nie krzy�owa� z nim miecza bez potrzeby. Tamten odwr�ci� si� nagle, czuj�c na sobie spojrzenie m�okosa.
- To tw�j pierwszy przydzia�? - rzuci�.
Kana wypl�ta� si� z pas�w i usiad� na skraju pryczy.
- Tak, sir. Dopiero co sko�czy�em szkolenie.
- Bo�e! Ostatnio wysy�aj� coraz m�odszych - skomentowa� to stary wiarus. - Nazwisko i stopie�?
- Kana Karr, sir. Miecznik trzeciej klasy.
- Jestem Trig Hansu - nie uzna� za stosowne poda� swego stopnia, trudno by�o nie zauwa�y� podw�jnej gwiazdy mistrza miecza na tunice. - Zaci�gn��e� si� do Yorke'a?
- Tak jest, sir.
- Uwa�asz, �e dobrze zaczyna� od trudnych zada�, co? - Hansu wysun�� sk�adane siedzenie ze �ciany i usiad� na nim. - Fronn to nie kwiecista ��czka.
- To dopiero pocz�tek, sir - odpowiedzia� Kana nieco sztywno i zsun�� si� na pod�og�, staraj�c si� jedn� r�k� nie puszcza� koi.
Hansu u�miechn�� si� drwi�co. - C�, wszyscy czujemy si� bohaterami ko�cz�c szkolenie. Yorke to niez�y zawodnik. Musisz by� dobry, �eby utrzyma� si� w jednym z jego zespo��w.
Kana by� przygotowany: - Oficer przydzia�owy potrzebowa� rekruta, sir.
- To mo�e oznacza� kilka rzeczy, m�okosie, a �adna z nich nie jest komplementem. Trzecia klasa oznacza mniejsze wydatki na �o�d ni� pierwsza czy druga. Zreszt� to nie moja sprawa, nie ja mam pozbawia� m�odych z�udze�. Czas na posi�ek. Idziesz?
Kana by� zadowolony z zaproszenia, poniewa� niewielka kantyna by�a wype�niona niemal wy��cznie wy�szymi szar�ami. Pole grawitacyjne by�o na tyle silne, by m�c usi��� i zje�� posi�ek w cywilizowany spos�b, jednak �o��dek Kany nie da� si� zwie��. Pomy�la�, �e wkr�tce jedzenie stanie si� jeszcze trudniejsze, kiedy zacznie si� trening ci�nieniowy przed wyl�dowaniem na Fronn. Przygl�da� si� ha�a�liwemu t�umowi z rosn�cym, przygn�bieniem.
Horda dzieli�a si� na zespo�y, a zespo�y na pary. Je�li kto� sam nie znalaz� sobie partnera, lecz dow�dca przydzieli� mu kogo� obcego, natychmiast zagro�one by�y nawet te nieliczne przyjemno�ci, na kt�re mo�na by�o liczy� w s�u�bie na polu walki. Partner walczy�, bawi� si� i mieszka� u twego boku. Cz�sto twoje �ycie zale�a�o od jego umiej�tno�ci i odwagi - i odwrotnie. Partnerzy trzymali si� razem ca�ymi latami, solidarnie zaci�gaj�c si� do tych samych hord czy legion�w.
Kto z tej obwieszonej odznakami paczki zechcia�by wybra� za partnera ��todzioba? Najprawdopodobniej sko�czy si� na tym, �e zostanie przydzielony jakiemu� weteranowi, kt�ry b�dzie si� w�cieka� na jego brak do�wiadczenia i da mu niez�� szko�� od pierwszych chwil. Do licha, chyba zaczynam si� roztkliwia�, pomy�la�. Czas przesta� si� tym przejmowa�, do�� tego kosmicznego bluesa!
Jednak niepok�j, daj�cy mu si� we znaki przez ca�y dzie� tak brzemienny w wydarzenia, wybuch� z ca�� si�� w strasznym �nie, w kt�rym rozpaczliwie ucieka� staraj�c si� unikn�� kontaktu z czerwonym promieniem miotacza �cigaj�cego go mecha. Obudzi� si� ledwie t�umi�c krzyk strachu. �cigany przez mecha... Przecie� mechowie nie walczyli z archami. Chyba �e... D�ugo nie m�g� ponownie zasn��.
Blask sztucznego �wiat�a dziennego przywr�ci� go do �ycia do�� p�no. Hansu nie by�o w kabinie. Zawarto�� jego worka le�a�a rozrzucona na pryczy. Szczeg�ln� uwag� Kany zwraca� n� ig�owy o przera�aj�cym wygl�dzie, w pochwie wypolerowanej d�ugotrwa�ym kontaktem z wewn�trzn� stron� ramienia w�a�ciciela. Pozbawiona jakichkolwiek ozd�b r�koje�� �wiadczy�a, �e s�u�y� do walki. Jego obecno�� w�r�d innego sprz�tu oznacza�a, �e Kana dzieli� kabin� z cz�owiekiem wprawionym w najbardziej niebezpieczny spos�b walki. Czu� nieodpart� ch��, by po�o�y� go sobie na d�oni, poczu� t� zachwycaj�c� r�wnowag� i spr�ysto��. Wiedzia� jednak, �e nie mia� prawa dotyka� cudzej broni osobistej bez wyra�nego zezwolenia w�a�ciciela. Naruszenie tego prawa oznacza�o obraz� prowadz�c� do "spotkania", z kt�rego wr�ci� mog�a tylko jedna osoba. Kana nas�ucha� si� wielu opowie�ci instruktor�w ze szkolenia i doskonale zna� koszarowy kodeks.
Dotar� do kantyny jeden z ostatnich i jad� szybko pod karc�cym spojrzeniem steward�w. Potem przeszed� na niewielki pok�ad le�akowy okupowany przez niedbale rozci�gni�tych kombatant�w. Par� os�b gra�o w karty i, jak zwykle, gromadka ch�tnych otacza�a tablic� gry w yano. Trig Hansu nie nale�a� do �adnej z tych grup. Siedzia� w pozycji lotosu na macie wpatruj�c si� w przeno�ny czytnik.
Zaciekawiony Kana przecisn�� si� mi�dzy graczami, �eby rzuci� okiem na niewielki ekran urz�dzenia. Dostrzeg� fragmenty krajobrazu, ciemnego i ponurego, po kt�rym przesuwa�y si� niewyra�ne postaci przenosz�ce jakie� ci�ary. Hansu odezwa� si�, nie odwracaj�c g�owy:
- Je�eli jeste� taki ciekawy, m�okosie, to siadaj. Zawstydzony Kana czu�, �e twarz pali go niczym ogon rakiety. Mia� ochot� si� rozp�yn��, lecz Hansu przesun�� nieco ekran w ge�cie szczerego zaproszenia.
- Nasza przysz�o�� - wskaza� palcem na ekran, kiedy zmieszany rekrut przykl�kn�� obok niego. - Tak wygl�da Fronn.
Istoty przemierzaj�ce fro�ski krajobraz mia�y po cztery nogi, chude i szczud�owate, z ko��mi obci�gni�tymi sam� sk�r�. Pakunki wisia�y po obu stronach ich wyrazistych kr�gos�up�w. Na szyjach i g�owach mia�y rogowate naro�l�.
- Karawana guen�w - rozpozna� Kana. - To musi by� gdzie� na r�wninach zachodniego wybrze�a.
Hansu nacisn�� guzik u podstawy czytnika i ekran zgas�.
- Prosi�e� o indoktrynacj� na temat Fronn?
- Z archiw�w, sir.
- Entuzjazm m�odych daje pewne korzy�ci. Dopiero co sko�czy�e� szkolenie. Jaka specjalizacja? N�? Strzelba?
- Podstawy wszystkiego, sir. G��wna specjalizacja: ET - g��wnie kontakty z obcymi.
- No c�, to mog�oby t�umaczy�, dlaczego tu jeste�.
- S�owa Hansu by�y niejasne. - ET, ciekawe, czego was tam teraz ucz�. A co z... - nagle rozpocz�� seri� pyta�, kt�re przypomina�y Kanie egzamin z przydatno�ci w czasie szkolenia. Odpowiada� na nie jak potrafi� najlepiej, cho�, szczerze m�wi�c, zbyt cz�sto musia� stwierdza�, �e nie zna odpowiedzi. Mimo to Hansu zach�caj�co kiwa� g�ow�.
- Nadasz si�. Jak tylko wybijesz sobie z g�owy ca�� t� teori� i pozwolisz, aby do�wiadczenie nauczy�o ci� tego, co naprawd� powiniene� wiedzie� o tej zabawie, b�dziesz wart co najmniej po�ow� sumy, jak� ci tu p�ac�.
- Powiedzia� pan, �e specjalizacja ET wyja�nia m�j przydzia�, sir...?
Jednak weteran, zdawa�o si�, straci� dalsze zainteresowanie rozmow�. Gracze w yano wybuchn�li gromk� cho� pozbawion� wrogo�ci wrzaw� i kto� r�wny stopniem Hansu, poklepuj�c go po ramieniu, zmusi� do przy��czenia si� do grupy przygotowuj�cej si� do drugiej rundy.
Nie otrzymawszy odpowiedzi na swoje pytanie, Kana zacz�� baczniej przygl�da� si� otaczaj�cym go wojownikom. Byli oni nie tylko weteranami, lecz - �o�nierzami, kt�rzy lata ca�e sp�dzili w s�u�bie i zdobyli wiele gwiazdek. Strz�py rozm�w zdradza�y, �e s�u�yli pod r�nymi s�awnymi dow�dcami, w hordach, kt�re zaliczy�y wiele zwyci�skich bitew. Fitch Yorke by� w tym gronie swoistym nowicjuszem. Nie otacza�a go s�awa, kt�ra mog�aby przyci�gn�� ludzi tego pokroju. Czy� nie powinni odm�wi� s�u�by pod jego rozkazami? Po co koncentrowa� tyle umiej�tno�ci i do�wiadczenia w nieznanej hordzie, s�u��cej na ma�o wa�nej planecie? Kana by� pewien, �e Hansu oraz pozostali byli wybitnymi specjalistami w dziedzinie ET.
Przez kolejne dni niecz�sto mia� okazj� spotkania go i nie m�g� si� doczeka� l�dowania na Secundusie, kt�re mia�o przerwa� nud� podr�y.
Tymczasowa kwatera przydzielona ludziom Yorke'a by�a d�ug� sal�, na jednym jej ko�cu znajdowa�a si� kantyna, podczas gdy drugi zaj�ty by� przez rz�d pryczy. Wype�nia� j� nieustanny ha�as ponad stu m�czyzn, wnosz�cych swoje przydzia�y i sprz�t osobisty, witaj�cych starych towarzyszy, dziel�cych si� najnowszymi plotkami o hordzie i s�u�bie. Nie wiedz�c, dok�d si� uda�, Kana szed� za Hansu, lecz kiedy mistrz miecza do��czy� do grupy r�wnych sobie wojownik�w, nie pozosta�o mu nic innego jak poszuka� sobie jakiego� ciemnego k�ta, w kt�rym m�g�by skry� sw�j brak do�wiadczenia i og�ln� zielono��.
Nie mia� wielkiego wyboru - ca�a trzecia klasa zgromadzi�a si� w najmniej zach�caj�cej cz�ci sali, tu� przy drzwiach. Z pewn� ulg� Kana dostrzeg� tam par� os�b w mundurach r�wnie pozbawionych dystynkcji jak jego w�asny. Przedar� si� przez t�um i rzuci� worek na g�rn� prycz�, oznajmiaj�c w ten spos�b, �e odt�d b�dzie nale�a�a w�a�nie do niego.
- Widzia�e�, kto do nas do��czy�? - powiedzia� jeden z m�odych do kolegi. - Sam Trig Hansu!
Cichy gwizd podziwu zmieni� si� w s�owa: - Ale� to szycha! Co robi w tym oddziale? M�g�by przecie� dzieli� si� �upami z Zagren Osminem czy Franlanem. Yorke powinien si� szczyci�, �e w og�le mo�e z nim rozmawia�.
- Naprawd�? S�ysza�em, �e jest troch� dziwny. Potrafi urwa� si� z najlepszego oddzia�u, zboczy� z ustalonych szlak�w i odwiedzi� jaki� daleki �wiat. Ma bzika na punkcie odkrywania nowych miejsc. Dawno ju� mia�by sw� w�asn� hord�, gdyby nie te skoki w bok. Zreszt� czy nie widzisz niczego szczeg�lnego w tej bandzie? Yorke �ci�gn�� do siebie niejedno wielkie nazwisko. Do diab�a... - nagle dostrzeg� torb� Kany i odwr�ci� si�, aby przyjrze� si� jej w�a�cicielowi.
- Patrzcie, co� nowego na ogonie naszej rakiety. Mi�y ��todzi�b got�w zarobi� fortun� lub umrze� na polu chwa�y. Jak si� nazywasz i kim jeste�, ��todziobie?
W pytaniu tym nie by�o z�o�liwo�ci, a zadaj�cy je nie mia� stopnia wy�szego ni� Kana, nie m�g� te� by� od niego starszy sta�em i wiekiem.
- Kana Kair, miecznik trzeciej klasy.
- Mic Hamet, m-trzy, a tamten robaczek w k�cie to Rey Nalassie, z r�wnie niskim stopniem. To tw�j pierwszy przydzia�?
Kana potwierdzi� skinieniem. Ciemnorude w�osy Mica Hameta by�y jak u Kany wygolone na irokeza, lecz jego niezwykle jasna sk�ra nie nosi�a �lad�w opalenizny. Nieco p�aski nos upstrzony by� kilkoma piegami. Jego przyjaciel podni�s� si� z kucek i stan�� w ca�ej swej okaza�o�ci sze�ciu st�p i dw�ch cali. Du�a twarz o kwadratowej szcz�ce by�a powa�na, cho� w zaspanych szarych oczach tli�y si� iskierki humoru i zaciekawienia.
- Wyskrobali nas z punktu rotacyjnego. Niedawno mieli�my pecha. Na ostatniej wyprawie jaki� robak uk�si� Reya i musieli�my odej�� z hordy Oosterbega cztery miesi�ce przed terminem. Byli�my wi�c na tyle sp�ukani, �eby si� tu zaci�gn��. Oficer przydzia�owy traktowa� nas jak zapowietrzonych.
- Masz ju� partnera, Karr? - spyta� cicho Nalassie.
- Nie. Opu�ci�em szkolenie z op�nieniem. Wszyscy faceci, kt�rzy wylecieli z Primy ze mn�, to weterani.
Mic przesta� si� u�miecha�.
- A to pech. Wi�kszo�� z nas tr�jkowc�w jest ju� w parach, a nie chcia�by� przecie� zosta� partnerem Krosofa czy kogo� z ich paczki.
- S�ysza�em, �e Yorke ma zwyczaj przydziela� wszystkich bez pary weteranom - powiedzia� Rey. - Uwa�a, �e starzy powinni poskramia� gor�ce g�owy, czy co� takiego.
- To gorzej ni� �le - wtr�ci� jego partner. - Nie powinno si� wchodzi� w zesp� z kim�, kogo si� dobrze nie zna. Na twoim miejscu, Karr, stara�bym si� zosta� bez pary tak d�ugo, jak si� da. Mo�e poznasz jakiego� fajnego faceta, kt�ry straci� partnera. Je�li chcesz, mo�esz trzyma� si� z nami do tego czasu. A najlepszy spos�b na to, aby unikn�� k�opot�w z tymi tam - wskaza� g�ow� na okrytych klejnotami weteran�w po drugiej stronie sali - to zmy� si� st�d.
Na�o�y� he�m i zapi�� pasek pod brod�.
- I tak nie zaczn� rejestracji wcze�niej ni� rano, mamy wi�c noc dla siebie. Ch�opie, nie wiesz, co to zabawa, je�eli nie by�e� w urlopowym sektorze Secundusa.
Kana ucieszy� si�, zaraz jednak przypomnia� sobie o skromno�ci swych zasob�w. Cztery kredyty na pewno nie starcz� na porz�dny posi�ek w mie�cie bazowym. Jednak kiedy potrz�sn�� przecz�co g�ow�, poczu� na ramieniu u�cisk Mica.
- �adnych wykr�t�w, ch�opie. Sp�dzimy sporo czasu na totalnym zadupiu i �le by�my si� czuli, zabieraj�c tam nie wykorzystan� fors�. Dzi� my stawiamy, a kiedy dostaniesz sw� pierwsz� gwiazdk�, odp�acisz nam si� tym samym. Teraz zmykajmy st�d, zanim komu� przyjdzie do g�owy �wietny pomys� zap�dzenia m�odego pokolenia do jakiej� zaszczytnej pracy.
Za murami koszar rozwin�o si� typowe miasteczko wakacyjne. Tawerny, kawiarnie i salony gier oferowa�y swe us�ugi w�a�cicielom portfeli o r�nej grubo�ci - od oficer�w i podoficer�w do rekrut�w. Mimo wszystko nie by�o to jednak miejsce, gdzie mo�na co� dosta� za cztery kredyty, pomy�la� Kana, mru��c oczy w blasku neon�w zalewaj�cym ulice.
Ku jego niezadowoleniu, jego towarzysze nie mieli najmniejszego zamiaru poprzesta� na byle czym. Szybko przeprowadzili go obok kawiarni, kt�re by sam wybra�, i wci�gn�li za drzwi bogato zdobione z�ot� foli� i wysadzane �uskami i trafia�skiej laki koloru morskiej wody. Ich buty zanurzy�y si� w grubych dywanach, kt�re musia�y pochodzi� z Caq. �ciany by�y obwieszone arrasami z Sansifaru. Kana zatrzyma� si�.
- To przecie� lokal dla wa�niak�w - zaprotestowa�.
Mic jednak nie puszcza� jego ramienia, a Rey zachichota�.
- Pami�taj, �e poza s�u�b� szar�a nie ma znaczenia - rzuci� kpi�co Mic. - M-tr�jki i dow�dcy - wszyscy jeste�my w gruncie rzeczy tacy sami. Tylko cywile martwi� si� o swoje podrobione dystynkcje.
- Jasne - popar� go partner. - Kiedy masz ju� przydzia�, mo�esz chodzi�, gdzie dusza zapragnie. A my mamy ochot� zabawi� si� w�a�nie tu.
Rey wci�gn�� w nozdrze wonny podmuch poruszaj�cy l�ni�ce arrasy, o�ywiaj�c wyhaftowane na nich postaci.
- Na rozdwojony ogon blamanda, wiele bym da�, �eby m�c zdoby� takie miejsce! A oto nadchodzi nasz znajomy pomocnik gospodarza.
Posta� zmierzaj�ca w ich stron� by�a jednym z rdzennych mieszka�c�w Wolfa Drugiego. Wielka g�owa umieszczona na chudym jak szkielet ciele u�miechn�a si� w profesjonalnym powitaniu, ods�aniaj�c podw�jny rz�d k��w, kt�ry zawsze wywo�ywa� pewn� niepewno�� u Ziemian. Wypowiadane uprzejmo�ci brzmia�y jak seria dra�ni�cych ucho zgrzyt�w.
- Nic wielkiego - odpowiedzia� mu Mic. -- Jutro wylatujemy. Sami si� rozejrzymy za czym�, Freenhalt. Nie wpakujemy si� w �adn� drak�, b�d� spokojny.
Wilczy u�miech Lupianina jeszcze si� poszerzy�, kiedy gestem zaprosi� ich do wn�trza.
- Widz�, �e jeste�cie tu znani - stwierdzi� Kana, przechodz�c przez rozci�cie w kotarze do nast�pnego pomieszczenia.
- Tak. Kiedy� pomogli�my Freenhaltowi wydosta� si� z tarapat�w. To ca�kiem r�wny stary wilk. Teraz musimy co� zje��.
Przeprowadzili Kan� przez szereg sal; ka�da z nich posiada�a szczeg�lny wystr�j, ka�da szokowa�a sw� odr�bno�ci�, a� doszli do miejsca, kt�re zapar�o mu dech w piersiach. Wygl�da�o to, jakby niespodziewanie znale�li si� w d�ungli. Gigantyczne paprotniki ros�y przy �cianach zwieszaj�c d�ugie li�cie nad ich g�owami, nie t�umi�c jednak z�otej po�wiaty, w kt�rej blasku sk�pane by�y wy�cie�ane �awy i wygi�te sto�y. W�r�d zieleni przemyka�y furkocz�c pasma p�omiennych kolor�w, kt�re nie mog�y by� niczym innym ni� legendarnymi krotandami z morskich wysp Cephasu. Widz�c na w�asne oczy to, o czym wieczorami opowiadali podr�nicy, by� tak oszo�omiony, �e jak dziecko da� si� posadzi� na �awie.
- Krotandy? Jak to mo�liwe?
Mic popuka� palcami pie� najbli�szego drzewa, wydobywaj�c metaliczny pog�os. Kana wyci�gn�� r�k� i poczu�, �e zamiast �ywej kory dotyka twardego metalu. Ca�e otoczenie okaza�o si� sprytn� sztuczk� optyczn�.
- To lustra - powiedzia� powa�nie Mic. - Oczywi�cie, to jeden z najlepszych obraz�w, jakie kiedykolwiek stworzy� Slanal. Freenhalt ma g�ow� do interes�w, ale to jego szef wymy�la takie cuda. No, mo�na je��.
Z blatu sto�u wysun�y si� wype�nione przysmakami talerze. Kana spr�bowa� najpierw ostro�nie, a po chwili ostro zabra� si� za swoj� porcj�.
- Niepr�dko zn�w dostaniemy tak� wy�erk� - zauwa�y� Rey. - S�ysza�em, �e Fronn to nie raj.
- Troch� zimna jak na nasz gust, maj� tam feudalny system - powiedzia� Kana.
- Akcja policyjna, te� co� - zauwa�y� Mic z przek�sem. - Akcji policyjnej nie prowadzi si� przeciw feudalnym rz�dom. Kogo oni tam maj�? Kr�l�w? Cesarzy?
- Kr�l�w, nazywaj� ich "gatanu", w�adaj� ma�ymi narodami. Dziedzicz� w�adz� po linii �e�skiej. Nast�pc� gatanu jest syn jego najstarszej siostry, a nie jego w�asny. Uwa�aj�, �e s� bardziej spokrewnieni ze swymi matkami i siostrami ni� z ojcami i bra�mi.
- Musia�e� si� tego kiedy� uczy�.
- Skorzysta�em z kasety w Primie.
Rey wygl�da� na zadowolonego.
- Jeszcze si� nam przydasz, ch�opie. Mic, nie mo�emy go wypu�ci� z naszych �ap.
Mic prze�kn�� ogromny k�s.
- Jasne. Mam przeczucie, �e ta wyprawa nie b�dzie przeja�d�k� na piankowym fotelu. Im wi�cej b�dziemy wiedzie�, tym dla nas lepiej.
Kana przygl�da� si� jednemu i drugiemu, wietrz�c k�opoty.
- Co tu jest grane?
Mic potrz�sn�� g�ow�, a Rey wzruszy� ramionami.
- Sam chcia�bym wiedzie�! Jednak kiedy si� bywa�o tu i tam i widzia�o miejsca, gdzie cz�owiek jest cholernie dziwnym zwierzakiem, mo�na zacz�� to i owo podejrzewa�. Mamy przeczucie, �e...
- Yorke?
Morale ka�dej hordy zale�a�o od charakteru jej dow�dcy. Je�eli Yorke nie by� w stanie zdoby� zaufania swych podw�adnych...
Mic skrzywi� si�.
- Nie, nie chodzi o Fitcha Yorke'a. Pod ka�dym wzgl�dem to facet, do kt�rego warto si� przy��czy�. Opr�cz Hansu by�o jeszcze wielu s�awnych, kt�rzy chcieli si� zapisa� na t� wypraw�, a to zawsze �wiadczy o klasie dow�dcy. To tylko przeczucie; wiesz, czasami mo�na wyczu� taki wewn�trzny dreszczyk.
- Co� jakby kto� kopa� tw�j nagrobek - w��czy� si� Rey.
Twarz Mica skrzywi� szeroki u�miech.
- Nie�li z nas szamani, co? Chod� do nas! Za jeden kredyt przepowiemy ci twoj� przysz�o��! Fronn nie b�dzie gorsze od wielu innych miejsc, jakie znam. Sko�czyli�cie? To poka�my teraz naszemu ��todziobowi specjalny pomys� Freenhalta. To jedyny dobry pomys�, jaki zrodzi� si� w tej wilczej g�owie. A jaki op�acalny!
B�ysk geniuszu Freenhalta okaza� si� gr� hazardow�, kt�ra pasjonowa�a spore rzesze wojskowych. Wpuszczony w pod�og� sali basen by� podzielony na boksy otaczaj�ce centraln� aren�. W ka�dym boksie p�ywa�a jedna pi�ciocalowa rybka. Dwie trzecie d�ugo�ci cia�a stanowi�a paszcza z rz�dami ostrych jak ig�y z�b�w. Ka�da ryba mia�a kolorowy znaczek wro�ni�ty w p�etw� ogonow� i w�ciekle miota�a si� w swym wi�zieniu. Gracze otaczali basen, przygl�daj�c si� wi�niom. Kiedy dw�ch lub trzech z nich wybra�o ju� swoje okazy, wsuwali �etony do automatu przy odpowiednim boksie, kt�rego drzwi natychmiast si� otwiera�y, wypuszczaj�c ryby na aren�. Zaraz potem wybucha�a istna orgia walki, z kt�rej tylko jeden wojownik uchodzi� z �yciem. Ten, kto obstawi� zwyci�zc�, odbiera� wygran� od sponsor�w ofiar.
Trudno by�o wymy�li� co� lepszego do wyci�gania pieni�dzy z wojskowych kieszeni. Kana uwa�nie przyjrza� si� zwinnym p�etwiastym wojownikom, wybieraj�c w ko�cu ryb� o szerokiej paszczy z zielonym znaczkiem na ogonie. Wykupi� �eton za jeden kredyt i przykl�kn��, by wrzuci� go do automatu.
Jaka� pot�na, ow�osiona d�o� odepchn�a go od wybranego boksu z tak� si��, �e nieomal wpad� do basenu.
- Z drogi, ch�opaczku. To zabawka dla m�czyzn!
- Co, do...! - Mic uderzy� go w plecy wybijaj�c z p�uc powietrze potrzebne do doko�czenia okrzyku, jednocze�nie kto� na si�� odci�gn�� go od cz�owieka, kt�ry zaj�� jego miejsce i odebra� mu ryb�. Facet spojrza� na niego z bezczelnym u�miechem i odwr�ci� si�, nie przewiduj�c �adnych problem�w. Dla niego by�o ju� po sprawie. M�g� si� zaj�� dopingowaniem ryby wypuszczonej na aren� przez �eton rekruta.
Na twarzy Mica nie by�o ani �ladu dobrego nastroju, a i rozbiegane oczy Reya mia�y wyraz niezwyk�ego skupienia, kiedy wyprowadzali Kan�, trzymaj�c go fachowym chwytem, z kt�rego nie mo�na si� uwolni�.
- Zje�d�amy st�d. Natychmiast - poinformowa� go Mic.
- Co, do... - Kana zn�w zacz�� si� miota�. - My�licie, �e...
- Ch�opie, tam mog�e� wykopa� sw�j gr�b. To by� Bogate, Zapan Bogate! Ma dwadzie�cia karb�w po pojedynkach na swoim mieczu. Gdy tylko trafi mu si� jaki� ��todzi�b, po�era go na �niadanie. - W przeciwie�stwie do �artobliwego doboru s��w, ton g�osu Mica by� �miertelnie powa�ny.
- My�licie, �e si� boj�?
- Pos�uchaj, ch�opie. Jest ogromna r�nica mi�dzy byciem rozwa�nym i �ywym, a kopaniem w z�by marsja�skiej myszy piaskowej. Nie po�yjesz d�ugo po takim heroicznym wyczynie. Nikt ci� nie nazwie tch�rzem, je�li unikasz starcia z Bogatem, to tylko �wiadczy o twojej inteligencji. Pewnego dnia kt�ry� z du�ych ch�opc�w, jak Hansu czy Deke Mills, wkurzy si� wreszcie na niego. Wtedy zaczniesz sprzedawa� bilety na to widowisko i zostaniesz miliarderem. Bogate to nag�a i bolesna �mier� na dw�ch krzywych nogach.
- Poza tym to najlepszy zwiadowca pod wszystkimi s�o�cami - wtr�ci� Rey. - Bogate przy zabawie i Bogate na polu walki to dwa zupe�nie r�ne charaktery. Dow�dcy toleruj� jeden ze wzgl�du na drugi.
Kana nie by� g�upcem. Wiedzia�, �e powr�t do sali i walka z Bogatem to idiotyzm. Nie przestawa� jednak protestowa�, dop�ki nie podszed� do nich Hansu. Weteran wkroczy� w towarzystwie dw�ch miejscowych policjant�w.
- Ludzie Yorke'a? - spyta� kr�tko.
- Tak jest, sir.
- Zg�o�cie si� w koszarach, natychmiast. Przyspieszono odlot.
Zaraz ruszy� w stron� innych pomieszcze� poszukuj�c pozosta�ych cz�onk�w hordy. Wracali na kwater� biegiem.
- I co jeszcze? - z�o�ci� si� Rey. - Przecie� og�osili, �e odlatujemy jutro w po�udnie. Po co ten po�piech? Nawet nie zostali�my jeszcze zarejestrowani.
- M�wi�em ci - sapn�� Mic - �e co� tu brzydko pachnie. Niech to szlag! Po takim obiedzie przygotowanie w komorze ci�nie�! Oj, gorzko po�a�ujemy, �e zjedli�my te pyszno�ci.
Maj�c jeszcze t� ponur� przepowiedni� w uszach, Kana zdj�� sw�j worek z pryczy, kt�rej tak naprawd� nie zd��y� zaj��, i stan�� obok Mica i Reya na platformie windy zawo��cej pasa�er�w na pok�ad transportowca. Po odliczeniu do czterech Kana znalaz� si� w jednej komorze ci�nieniowej razem ze swymi dwoma nowymi znajomymi i facetem z zaopatrzenia, kt�remu wyra�nie nie podoba�o si� m�odociane towarzystwo. Rozebrali si� do spodenek, medyk zrobi� im zastrzyki. Nie pozosta�o nic innego, jak tylko wyci�gn�� si� na kojach, zapi�� pasy i przetrzyma� nieuchronne dolegliwo�ci.
Nast�pnych kilka dni trudno by�o zaliczy� do przyjemnych. Powoli zmuszano ich cia�a do zaadaptowania si� do warunk�w panuj�cych na Fronn, poniewa� trudno by oczekiwa�, aby to planeta przystosowa�a si� do nich. By� to do�� bolesny proces, lecz kiedy wyl�dowali ju� w tym ch�odnym �wiecie, byli gotowi do akcji.
Kana nadal nie mia� partnera. Trzyma� si� blisko Mica i Reya, ale doskonale wiedzia�, �e pr�dzej czy p�niej zostanie komu� przydzielony. Nie czu� si� pewnie w�r�d weteran�w, a tych paru tr�jkowicz�w, kt�rzy dot�d nie zarejestrowali si� w zespole, nie reprezentowa�o typu �o�nierzy, z kt�rymi mia�by ochot� si� zaprzyja�ni�. Wi�kszo�� z nich to starsi m�czy�ni z bogatym do�wiadczeniem bojowym, kt�rzy ze wzgl�du na sw�j charakter od lat byli pomijani w awansie. Cho� na polu bitwy byli nawet nie�li, w koszarach sprawiali same k�opoty i przechodzili z hordy do hordy, �egnani westchnieniem ulgi swych prze�o�onych. Kana mia� nadziej�, �e nie dostanie �adnego z nich za partnera.
Pierwszy kontakt Ziemian z Fronn nie by� zach�caj�cy. Wyl�dowali o zmierzchu i, poniewa� Fronn nie ma ksi�yca, maszerowali w zupe�nych