3077

Szczegóły
Tytuł 3077
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3077 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3077 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3077 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek S. Huberath Maika Ivanna I To by�a ta pierwsza, �wietlista cz�� poranka, kiedy w lesie nie jest jeszcze duszno, a s�o�ce ju� zmieni�o tajemnice mroku w spektakl barw, pod�wietle� i p�cieni. Lisbjeta w�drowa�a lasem. Ojciec wys�a� j�, by nazbiera�a grzyb�w. Nie lubi�a stromych zboczy nie nazwanej doliny. Za grzybami wypuszcza�a si� daleko, byle stale trawersowa�. Grzyb�w i tak nie brakowa�o, je�li wyros�y. Koszyk szybko wype�nia� si� dorodnymi guskami, bedukami, a cz�sto te� trafia� si� ciemnobr�zowy grijb sz�achetni. Mija�a nawet pi�kne okazy, byle tylko dalej zaw�drowa�, by zmieni� prac� w ciekawy spacer, jedn� z niewielu atrakcji obecnego bytowania. Wyplatany koszyk nie ci��y� bardzo, p�ki by� pustawy, a zreszt� mo�na go by�o w ka�dej chwili postawi� na darni. Nie chcia�o si� jeszcze wraca� do domu, sza�asu skleconego z ga��zi i przysypanego ziemi�, w kt�rym przetrwali ostatni� zim�. Domostwo wznie�li nad potokiem, ale potok zamarz� i trzeba by�o topi� �nieg albo r�ba� l�d do stopnienia. Ojciec co dwa miesi�ce zabija� kolejn� krow�, �eby mieli co je��. Mi�so nie psu�o si�, gdy� trzyma� surowy mr�z, ani razu nie przysz�a odwil�. Ojciec ukrad� te krowy, aby mogli przetrwa� zim�. Dlatego te� opu�cili skupiszu. Dawniej mieszkali pod Nowi Gradkiem. Mieli dom, siedem kr�w, trzy wo�y, kt�rymi ojciec obrabia� pole. Wystarcza�o do spokojnego, dostatniego �ycia. Ci�ka praca przynosi�a akurat tyle �ywno�ci, by przetrwa� d�ug� zim�, a za reszt� naby� nieco potrzebnych rzeczy. Taki spokojny dostatek, kiedy mo�na mie� w zasadzie wszystko, co si� chce, je�li tylko chce si� rozs�dnie. Niestety, to �ycie sko�czy�o si� bezpowrotnie. Po wielkich deszczach w g�rach Porogach dolin� zesz�a wielka woda i oberwa�o si� zbocze g�rskie, grzebi�c ca�y dobytek. Ledwie uciekli z �yciem. W straszn� noc, w�r�d ulewy i ryku wichru, matka wynios�a na r�kach male�kiego Myhaj��, a Lisbjeta ci�gn�a za r�ce Anic� i Marka. Ojciec by� wtedy w Gradku, pr�bowa� znale�� dobry kredyt na traktor. Gdy wr�ci�, zasta� rodzin� ca�� mokr� i osowia�� i ogromne zbocze �wie�ej gliny przykrywaj�ce dorobek jego �ycia. Usiad� wtedy obok nich i d�ugo patrzy� na t� przewr�con� gleb�. Nie tkn�� alkoholu. Przez jaki� czas tu�ali si� od zagrody do zagrody, ale dobro� ludzka ma granice. W ko�cu drzwi si� przed nimi zamkn�y. Wtedy ojciec okrad� bogatego s�siada, Alojsza Dubena. Razem z Markiem zakradli si� w nocy i wyprowadzili jego krowy. Matka ju� czeka�a z innymi dzie�mi. Uciekli noc�, ucieczka uda�a si�. Zdo�ali zaszy� si� w lasach z dala od skupiszu. Z tamtego, lepszego �ycia pozosta�a Lisbjecie b��kitna, kolorowo haftowana sukienka i wspomnienie Jane z Gradka, kt�ry potrafi� i trzy razy w tygodniu przej�� osiem kilometr�w, �eby z ni� plotkowa�, pi� mleko, kt�rym go cz�stowa�a, zn�w plotkowa�, czasem pomaga� jej w pracy, a pod wiecz�r zn�w w�drowa� osiem kilometr�w do miasteczka. II Las rzednia�. Lisbjeta nie zapu�ci�a si� jeszcze nigdy tak daleko w g�r� doliny, cho� zawsze chcia�a wiedzie�, co jest z dala od ich sza�asu. Wysz�a w pole. Mimo �e las by� roz�wietlony, to otwarte s�o�ce niemal j� o�lepi�o. Na polu kto� pracowa�. R�wno, metodycznie kopa� motyk� ziemi�, a co jaki� czas zastyga� w bezruchu wpatruj�c si� w niebo. Po chwili obserwacji nie mia�a najmniejszych w�tpliwo�ci, �e to trupiel. Nikt nie potrafi tak d�ugo, bez zmru�enia oka wpatrywa� si� w s�o�ce. Przez chwil� chcia�a, jak dziecko, podbiec do niego i szybko okr��aj�c niezdarnego wykrzykiwa�: A ti trupiel, schwati me! A za czjo tebu duszu wzali?! Powstrzyma�a si� jednak. Zobaczy�a, �e pola ci�gn� si� w d� zboczy, a� do samej doliny. A w dole widniej� zarysy jakich� zabudowa�. Raczej nie wioski, raczej ci�g�e zabudowania wzd�u� odleg�ej drogi. Na s�siednim zagonie pracowa�a kobieta. Chwila wprawnej obserwacji wystarczy�a, by stwierdzi�, �e te� trupielka. I na polu ni�ej te� zgina� kark w mozolnym trudzie jaki� trupiel. Niby zwyk�y obrazek, cz�sto widywany na polach bogatszych gospodarzy w okolicach Nowi Gradku. Ale by�o co� obcego, co niepokoi�o w uk�adzie tych zabudowa� w dolinie. Jaka� dziwna my�l kierowa�a ich budowaniem. Inny styl, co� nieuchwytnego. Zrozumia�a wreszcie, ale w�a�nie wtedy us�ysza�a: Spokojnejo, ma�kita djawo�lica! Nje ruszi�sja! Obejrza�a si� i zadr�a�a: naprzeciwko niej sta� prawdziwy sysun. Bacznie wpatrywa� si� w ni� oczyma o pionowych �renicach i mierzy� do niej z rze�bionej sysu�skiej kuszy. - Nje ruszi�sja! - powt�rzy�. Obca mowa sprawia�a wyra�n� trudno�� jego jaszczurokszta�tnym ustom. Odziany by� w lekk�, czarn� zbroj� z laki, przypominaj�c� chitynowe segmenty owada. Na napier�niku mia� rze�biony, p�aski krzy�. Musia� zetkn�� si� z ojcem Jonem ter Boin. Dobrze. Nie zabije mnie od razu... - pomy�la�a Lisbjeta. Zrozumia�a, �e przypadkiem natkn�a si� na stra�nika p�l. W Gradku nikt nie pilnowa� trupieli. Nie gin�li. Wida� sysuni byli ostro�niejsi. - Pojdesz iz mnoima - powiedzia� sysun. Mia� zabawny akcent, ale Lisbjecie nie by�o weso�o. Aby nie natkn�� si� na sysun�w, ojciec wybra� boczn� dolin�, gdzie g�sty las zdawa� si� �wiadczy�, �e nie jest zamieszkana. Myli� si�: mieszkali w g�rnym pi�trze doliny. Sysun kaza� jej wzi�� koszyk ze sob�. Schodzili w�sk� �cie�k� w�r�d p�l, gdzie krz�tali si� trupiele, niekt�rzy ludzie, inni sysuni. S�o�ce wspina�o si� wy�ej, by�o coraz upalniej. Po nieruchomych twarzach trupieli sp�ywa�y w�skie stru�ki potu, ale nie zwalniali tempa powolnej, systematycznej pracy. ��czy�a ich ta charakterystyczna powolna jednostajno�� ruch�w przypominaj�ca rutynow� perfekcj� mistrza. - Swijati Myko�a, mody�sja za noima! - Swijati Myhaj�o, mody�sja za noima! - Swijati Marko, mody�sja za noima! - Lisbjeta poblad�ymi ustami szepta�a s�owa litanii. Ba�a si� bardziej ni� w t� noc, gdy ziemia pogrzeba�a ich dom, bardziej ni� wtedy, gdy ojciec poszed� kra�� cudz� w�asno��. D�ugo prowadzi� j� polami, potem ��kami, na kt�rych pas�y si� stada byd�a. Takiego dostatku, tak licznej trzody nie widywa�o si� wok� Gradka. Pa�li je sysuni, normalni, nie trupiele. Zawsze w zbrojach, schludni, jednakowi, uzbrojeni. R�wnie� i w Nowi Gradku byd�o pa�li wy��cznie normalni ludzie; zwierz�ta wyczuwa�y nienormalno�� trupieli i zwykle reagowa�y na nich agresj�, atakowa�y. Lisbjeta bezwiednie poprawi�a haftowany kaftan, �eby te� wygl�da� nale�ycie. W dolinie by�o gor�co. S�o�ce zd��y�o wspi�� si� do zenitu. Zabudowania sysun�w tworzy�y jakby jedn� ulic� wyci�t� z Gradka. Wok� toczy�o si� normalne �ycie wsi sysu�skiej. Sysunki chodzi�y prawie go�e, przyodziane tylko w te swoje paski tkaniny, spomi�dzy kt�rych wystawa�a szara, szorstka, matowa sk�ra. Ogoniaste sysuni�ta biega�y na czworakach. Mimo upa�u sysuni nie rozstawali si� ze swoimi zbrojami. Nie pozwala� honor woja, chocia� bro� nie pomaga�a w zwyk�ych gospodarskich obowi�zkach. Nikt nie zwraca� uwagi na Lisbjet� konwojowan� przez stra�nika. III W pewnym momencie Lisbjeta drgn�a. Przy drodze, wkopana w ziemi�, tkwi�a belka ledwie metrowej d�ugo�ci. Do jej szczytu przybito drug�, w poprzek. Do belek przybito sysuna. Do poziomej za nadgarstki, rozci�gaj�c ramiona mocno na boki; do pionowej nogi, przez obie jednym gwo�dziem. Sysun jest wzrostu cz�owieka, wi�c aby zmie�ci� si� na metrowej belce, maksymalnie zgi�to mu nogi w kolanach i u�o�ono bokiem, podci�gaj�c w g�r� kostki n�g. Naprzeciwko, po drugiej stronie drogi, w podobnej pozie wisia�a ukrzy�owana sysunka. Kat oszcz�dzi� na surowcu i podzieli� jedn� pionow� belk� na dwa krzy�e. Oboje �yli jeszcze. Co chwil� unosili si� na ramionach i dolnym gwo�dziu, by nabra� tchu i zaraz potem opadali, gdy b�l rozrywanego cia�a i przemieszczanych ko�ci by� zbyt silny. - Ljubci. Mu�u ubili - rzuci� stra�nik przez rami�. Zauwa�y� reakcj� Lisbjety. Nie prowadzi� jej ju� pod broni�, lecz zarzuci� kusz� na rami� i szed� r�wnym, �o�nierskim krokiem. Nie obawia� si�, �e Lisbjeta spr�buje uciec. Ona, wiedz�c, �e ucieczka nie ma szans, beznadziejnie drepta�a za nim. - A wy djawo�ci Bohu ukri�owali - doda� pogardliwie sysun. - Len Najswijatszitu d�ugu belku dali. Nie przypatrywa�a si� konaj�cym nieszcz�nikom, tylko stara�a si� nad��y� za postawnym sysunem, chocia� jeszcze d�ugo dochodzi�y j� ich j�ki. Kochank�w ukarano podw�jnie, bo ponad w�asne cierpienie, widzieli �mier� ukochanej osoby. Pomy�la�a, �e je�li sysuni maj� j� zabi�, to niesienie kosza z grzybami nie ma najmniejszego sensu. Odstawi�a koszyk. Sysun natychmiast odwr�ci� g�ow�. - Ber te beduki a guski - rzuci� sucho. Nie by�o dyskusji. Gdyby Lisbjeta by�a mniej zdenerwowana, z pewno�ci� zaskoczy�aby j� znakomita znajomo�� j�zyka ludzi, jak� wykaza� sysun. Ona potrafi�a po sysu�sku ledwie par� s��w. IV Wanko Ma�ysz siedzia� na pniaku przed sza�asem i siekierk� ciosa� nogi nowego taborecika. Niemal wszystkiego brakowa�o w jego nowym gospodarstwie, ale wierzy�, �e spokojn�, metodyczn� prac� odbuduje to, co straci�. Najwa�niejsze, �e przetrwali pierwsz� zim�; �niegi zesz�y ju� dawno, paszy dla kr�w starcza�o, zgromadzili sporo zapas�w �ywno�ci na nadchodz�c� zim�. Powinno oby� si� bez zar�ni�cia kolejnej krowy. Gdyby tylko sk�d� zdoby� ziarno na zasiew. M�g�by wtedy wykarczowa� poletko. By�oby lepiej. Tak naprawd� mieli marne szanse przetrwania, ale ka�dy kolejny dzie� rodzi� nadziej� na nast�pny. Tymczasem ciosa� nowy taboret; jeszcze dwa i wszyscy b�d� mieli na czym siedzie�. Przed ziemiank� tli�o si� bezdymne ognisko. Na ogniu piek� si� kr�lik z�apany w sid�a za�o�one przez Marka. Syn b�yskawicznie uczy� si� le�nego bytowania. Umia� zak�ada� sid�a i strzela� z �uku. Wanko martwi� si� jedynie tym, �e dzieci musia�y przerwa� nauk�, a zawsze chcia�, by kszta�ci�y si�, by przynajmniej niekt�re z nich przenios�y si� do Gradku, bo �ycie w mie�cie by�o �atwiejsze. Pozwala� polowa� tylko za pomoc� �uku, za� dubelt�wka i siedemdziesi�t dwie sztuki amunicji le�a�y schowane. Ha�a�liwa bro� mog�a zdradzi� miejsce pobytu, ale mog�a przyda� si� w sytuacji ostatecznej. �ona Wanki, Nastazija, cerowa�a sypi�ce si� odzienie; ma�y Myhaj�o drzema� w hamaku; Anica i Lisbjeta powinny ju� wkr�tce wr�ci� z grzybami i jagodami. Ostrzega� c�rki, by nie wypuszcza�y si� za daleko w d� doliny, bo mog�y napotka� kogo� z Nowi Gradka; ani w g�r� doliny, bo nie mo�na by�o wykluczy�, �e zamieszkuj� j� sysuni. Ta nazwa wzi�a si� od pierwszych zetkni�� obu spo�ecze�stw. Ludzie zauwa�yli, �e obcy wysysaj� krew upolowanych zwierz�t. St�d wzi�a si� nazwa. A potem tak zosta�o na pokolenia. - Po�o�it topor! - rozleg�o si� nagle. Wanko drgn��, Nastaziji wyrwa�o si� westchnienie. Ale� da�em si� podej��... - zako�ata�o w g�owie. Nagle na polanie a� zaroi�o si� od sysun�w. Pojawili si� zza drzew. Ca�y oddzia�. Chyba ze dwunastu. Ka�dy z broni� gotow� do strza�u, kusz� albo dwururk� podpatrzon� od ludzi. Wanko przez dwie sekundy ocenia� szanse obrony. Przez dwie sekundy natarczywie wpatrywa�y si� w niego, opr�cz sysu�skich, oczy �ony i syna. Wa�y�y si� losy ich wszystkich. Wanko kiwn�� g�ow� i beznadziejnie rzuci� siekier� na ziemi�. �ona westchn�a. Znaj�c Nastazij�, by� pewien, �e to westchnienie ulgi. - Czjo chcete? - zapyta� spokojnie. - Pydete iz nojima - powiedzia� sysun. - Pre czjo? - Tuto jest naszija zemija, sysunskita. Djawo�ci nje mogju �it na sysunskitu zemiju. Wanko bezradnie pokiwa� g�ow�. Prawo jest prawem, chocia� niepisane. Gdyby wiedzia�, �e obcy roszcz� sobie prawa do tego terenu, zbudowa�by sza�as bli�ej Gradka. Teraz wszystko si� sko�czy�o. - Wszjecko wzjat iz swoima! - rozkaza� jeden z sysun�w. Mia� naramienniki lakowej zbroi pokryte misternym, z�otym ornamentem. Z pewno�ci� dow�dca. Mo�e jaki� oficer? Krzy�, przymocowany z przodu jego napier�nika, by� metalowy, obficie z�ocony. Inni mieli drewniane krzy�e, cho� cz�sto zdobione blaszkami z metalu. Wanko lekko poprawi� koszul�, ale tak, by rozjecha�a si� na piersiach, by sysuni zobaczyli �a�cuszek i metalowy krzy�yk. Mo�e to b�dzie mia�o jaki� wp�yw na ich przysz�e losy... Chwil� analizowa�, czy Anica i Lisbjeta maj� szanse przetrwa� same. Czy powinien o nich wspomnie�, by nie b��ka�y si� do �mierci g�odowej. - Dwe djewki u� schwaczete - powiedzia� sysun uprzedzaj�c jego pytanie. Teraz dopiero dw�ch sysun�w wyprowadzi�o Anic�. Spojrza�a spokojnie na ojca i jako� tak bezradnie sp�yn�a jej po policzku tylko jedna �za. Twarda jak ojciec i matka... - pomy�la� z dum� Wanko. - A Lisbjeta? Oficer zamieni� par� s��w z jednym z �o�nierzy. Chropawa, sysu�ska mowa mia�a w sobie co� jaszczurczego. Wanko zna� ledwie pi��dziesi�t podstawowych s��w w tym j�zyku. Oczywi�cie, nie zrozumia� ich rozmowy. - Nje boi�sja. Lisbjeta u� wo Thalaht - ostatnie s�owo wypowiedzia� ze swoim akcentem. Musia� by� dobrze wykszta�cony, potrafi� ludzkie s�owa m�wi� z ludzkim akcentem. Pozwolili im zabra� dobytek, chocia� nie pomagali. Wcze�niej podczas drobiazgowej rewizji skonfiskowali ca�� bro�, nie tylko dwururk�, ale wszystkie �uki. Do �uk�w odnosili si� z pogard�, natomiast strzelb� dow�dca obejrza� bardzo starannie. Poprosi�, �eby Wanko j� zdemontowa�, a nast�pnie z�o�y�. Sysun uwa�nie obserwowa� ruchy Wanki, a nast�pnie samodzielnie powt�rzy� ca�� procedur�. V Trzymali ich w wi�zieniu przez kilka dni. W�a�ciwie trudno powiedzie� - wi�zienie, je�li warunki egzystencji by�y lepsze ni� w ich ziemiance. Przestronne, wysokie pokoje kamiennego, sysu�skiego domu. Rze�bione portale, �ukowe sklepienia, inne ni� w drewnianej, ludzkiej chacie, gdzie mieszkali ko�o Gradku, a co dopiero w mrocznej, zadymionej ziemiance, w kt�rej �yli ostatnio. W ka�dym pokoju p�on�cy kominek, drewniane ��ka wy�cie�ane krowimi sk�rami. Codziennie �wie�e mleko i mi�d. Sysuni zabili dla nich nawet krow�, ale Wanko musia� sam j� rozebra�. Dwaj �o�nierze uwa�nie obserwowali jego czynno�ci, wypytywali o nazwy i rol� r�nych organ�w. Sami hodowali krowy wy��cznie dla mleka, kt�re starannie gotowali, by usun�� niestrawne dla nich bia�ko. Wo�owin� dodawali do swoich potraw wy��cznie w charakterze przyprawy, chocia� wi�kszo�ci bia�ek ich organizmy nie by�y w stanie przyswoi�. Sami �ywili si� g��wnie owadami czy miejscowymi dziwacznymi zwierz�tami. Oba �wiaty egzystowa�y wsp�lnie, b�d�c dla siebie w du�ej mierze niejadalne. Dziwna to by�a niewola, w dostatku, jak w z�otej klatce, no, mo�e grubo poz�acanej. Wewn�trz domostwa robili to, co chcieli, ale ka�da pr�ba wyj�cia spotyka�a si� ze spokojnym, cho� stanowczym sprzeciwem stra�nik�w. Domy�lali si�, �e ich losy wa�� si�, a decyzja zostanie wkr�tce podj�ta. Lisbjeta spr�bowa�a zagada� do jednego ze stra�nik�w. Tego, kt�ry przynosi� im jedzenie. Sysun zna� niewiele ludzkiej mowy, ale porozumienie nie by�o niemo�liwe. - Ja'b probowa�a na sysunskitu jedu - powiedzia�a mu. Sysun co� tam zanotowa� na �wistku papieru. Jego bieg�o�� w pisaniu budzi�a podziw. O��wek w jego d�oniach biega� sprawnie po kartce, kre�l�c dziwaczne hieroglify jak ig�a w d�oniach Lisbjety, gdy haftowa�a. Jej samej pisanie sz�o trudniej, s�owa nie chcia�y tak �adnie uk�ada� si�, my�li bieg�y za szybko, o��wek nie nad��a�. Po godzinie wr�ci�. - Ma�kita diawo�lica - wywo�a� Lisbjet� gestem d�oni. Przed domem usiad� na chodniku. W Nowi Gradku nie by�o chodnik�w, �cieki p�yn�y otwartymi rynsztokami, a w deszczowe dni b�oto pokrywa�o ulice. Jedynie rynek wybrukowano otoczakami. W Thalaht w�skie uliczki by�y bez wyj�tku pokrywane kamiennymi p�ytami, �cieki szumia�y sobie gdzie� g��boko, pod chodnikiem. Sysuni pu�cili kana�ami potok dolinny tak, �e nieczysto�ci nie gromadzi�y si� ani nie zasycha�y. Dzi�ki temu nie �mierdzia�o jak w Gradku. Mo�e z powodu tego fetoru sysuni m�wili o ludziach smradliwi diawo�ci. Sysun starannie rozdmucha� p�omie� z �arz�cych si� w�gielk�w w przyniesionym �eliwnym piecyku. Lisbjeta przysiad�a obok niego, obci�gaj�c sukienk�, ale ch��d ci�gn�� od kamiennej p�yty, wi�c przynios�a z domu krowi� sk�r�, zwin�a w rulon i usiad�a na niej. Obok zaciekawiona usiad�a Anica. M�odsza od siostry, by�a dawniej uwa�ana za najbardziej piegowat� dziewczyn� pod Nowi Gradkiem. Sysun �ypn�� badawczo na przyby��. Jego otwory nosowe kilkakrotnie otworzy�y si� i zamkn�y. - Djawo�ci, wy nje smjerdja - powiedzia� grzecznie. - Djawo�ci smjerdja len wo Nowi Gradek? - to chyba by�o pytanie, ale wysz�o niezbyt zrozumiale. Obie dziewczyny wzruszy�y ramionami, spojrza�y po sobie i roze�mia�y si� w g�os. - Sysun po djawo�ski rjecze ma�kjo - powiedzia�, jakby usprawiedliwiaj�c si�. Nie rozumia� reakcji si�str. Ustawi� na piecyku p�aski rondel i nala� do niego nieco oliwy. Nast�pnie z worka wydoby� jednego z miejscowych owad�w, bezskrzyd�ego, przypominaj�cego �wierszcza o tylnych skocznych odn�ach, ale znacznie wi�kszego i o pierza�cie rozga��zionych, okaza�ych antenach, kt�rymi stabilizowa� sw�j lot. Gdy olej zaskwiercza�, sysun nie spr�bowa� ssa� ofiary, gdy� �wierszcze nie maj� czerwonej krwi, a tylko przezroczyst� zielonkaw� limf�, lecz oboj�tnie wrzuci� do rondla pr�buj�cego si� niezdarnie uwolni� owada. Lisbjeta a� otrzepa�a si� ze zgrozy, nie dlatego, �e �wierszcz budzi� obrzydzenie swoim wygl�dem, bo spodziewa�a si� podobnej potrawy, a takie �wierszcze podchodzi�y nawet pod Nowi Gradek, ale dlatego, �e sysun rzuci� �ywe stworzenie na gor�cy olej. Agonia owada trwa�a kilkana�cie sekund, pierzaste czu�ki zesch�y i skr�ci�y si� w cienkie niteczki, nieszcz�sne zwierz� z brunatnego zmieni�o si� w jaskrawopomara�czowe. Sysun wydoby� z mieszka jeszcze dwa identyczne owady i beznami�tnie wrzuci� do wrz�cego oleju. Zauwa�y� reakcj� dziewczyn. Po kilku minutach wy�owi� usma�one owady i rozda� po jednym, sam bior�c trzeciego. Pozwoli� mu ociec z oliwy. Nast�pnie oderwa� tylne, skokowe, mi�siste odn�e i roz�upa� szponiastym palcem. Lisbjeta i Anica poradzi�y sobie szpilk� do w�os�w. Chitynowy pancerzyk by� cienki i przypomina� przypieczon� wo�owin�, wewn�trz ods�oni�o si� dymi�ce smakowicie, bia�e, jednolite mi�so. Jak pier� kurcz�cia, ale bez widocznych w��kien i bardziej soczyste. Sysun pokaza� im, �e co jaki� czas powinny przegryza� spieczonymi antenami. By�y ostre, pikantne w smaku i przyjemnie chrupa�y w z�bach. Z przednich odn�y te� da�o si� wydoby� nieco bia�ego mi�sa. Z rozci�tego tu�owia i odw�oka jad�o si� tylko parzyste, przypominaj�ce orzeszki narz�dy. By�o ich ze szesna�cie, smakowa�y jak kurze �o��dki. - Dobre, dobre - powiedzia�a Lisbjeta i na znak jak jej smakowa�o, poklepa�a si� po brzuchu. Anica przytakn�a. Sysun wykona� taki w�owy ruch g�ow�, kt�ry m�g� oznacza� aprobat�; patykiem rozgrzeba� ogie� w piecyku, zdusi� p�omie�, ale zostawi� �ar; olej wyla� do zlewu; powiedzia� co� do wartownika i zabra� si� z tym wszystkim, co przyni�s�. Chyba nawet nie dos�ysza� podzi�kowania za pocz�stunek. Wieczorem przyszed� dow�dca, ten w z�oconej zbroi, �eby oznajmi� im decyzj� rady. - Bydete wraczety wo Nowi Gradok - powiedzia�. Wanko wola�by, �eby sysuni ukarali go wed�ug swojego prawa. Za naruszenie ich terytorium nie powinno mu grozi� zbyt wiele. - Sudtje nas na waszitu prawu - zaproponowa� Wanko. - Nje - sysun odwr�ci� si� w milczeniu i wyszed�. W nocy Lisbjeta i Anica dosta�y bole�ci. Obie zwymiotowa�y nie strawionym �wierszczem. Ludzki �o��dek nie poradzi� sobie z obcymi substancjami. Nad ranem by�o z nimi ju� lepiej. Rano przyszli sysuni, kt�rzy mieli ich konwojowa� do Nowi Gradka. Krowy zatrzymano jako rekompensat� za utrzymanie i wy�ywienie rodziny Ma�yszy w Thalaht. VI - Sweti Mykulia, modlise za name. - Sweti Mato, modlise za name - Ivanna g�o�no odmawia�a s�owa litanii, a wt�rowali jej ch�rem mieszka�cy Sejnych. Imiona �wi�tych zmienia�y si�, ale ka�d� oktaw� zaczyna�a linia: - Sweta Maria, modlise za name. Gdy powtarzali za ni�: - Sweti Bazylia, modlise za name - Ivanna nieufnie rozgl�da�a si� po ko�ciele. Wie�niacy wiedzieli o tym i u�miechali si�. Wielokrotnie t�umaczy�a im, �e nie chodzi o biskupa Bazylego, kt�ry przyby� do Sejnych trzydzie�ci lat temu, by zaraz potem zgin�� w wypadku. Przecie� nawet nie wszcz�to procesu kanonizacyjnego, bo jak? Ale kr�tki pobyt Bazylego wywar� jaki� magiczny wp�yw na tych ludzi i z uporem nazywali go �wi�tym. Na ni� m�wili maika Ivanna, na co im pozwala�a, chocia� wiedzia�a, �e mi�dzy sob� m�wi� te� sweta Ivanna albo sweta golabica, na co, oczywi�cie, zgodzi� si� nie mog�a. - Sweti Jurko, modlise za name - s�owa modlitwy uk�ada�y si� w rytmiczn� melodi� my�li. Na pozosta�e pi�� mniszek te� m�wili golabicy z racji �nie�nych, lnianych habit�w. Zreszt�, co to za mniszki, je�li nie mia� kto przyj�� od nich �lub�w zakonnych? Ci�g�o�� zosta�a przerwana, wys�annik Ko�cio�a Piotrowego zgin��, zanim wyznaczy� nast�pc�. A jednak one nie odchodzi�y. Sk�ada�y �luby w duchu i wype�nia�y regu��. - Sweta Ana, modlise za name. Ivanna co tydzie� schodzi�a z Orlego Gnezna tysi�c i siedemset dwana�cie stopni wykutych w wapiennej skale, wyg�adzonej tysi�cami bosych st�p i sanda��w, a potem stromym piar�ystym zboczem. Schodzi�a, bo chcieli, aby odmawia�a z nimi modlitwy, chocia� pe�nej Ofiary odprawi� nie mogli. Nie mia� kto. �y� jeszcze tylko Jon ter Boin, ale od lat sysuni trzymali go jako r�kojmi� pokoju. Nie zgadzali si� na �adn� pr�b� cho�by wypo�yczenia kap�ana na par� dni w roku. Nawet niechby i pozosta� u nich na Wielkanoc, ale �eby raz w roku przyjecha�, wyspowiada� wiernych, odprawi� Ofiar�. Nic z tego. W�szyli zdrad� i utrat� zak�adnika. C�, mieli sporo przyk�ad�w z przesz�o�ci. Litania dobieg�a ko�ca. Wierni �piewali na zako�czenie: Ot Boga my dusze.... Gdyby chocia� szanowali s�owa tej pie�ni... - trapi�a si� Ivanna - ...i tych dusz nie wyrywali. �piewali r�wno, pi�knie, na trzy g�osy. Stary Jano Teczot g�o�no przygrywa� na kobzie. Pi�knie chwali� Pana potrafi�... - pomy�la�a. - Na pokaz... - Zaraz z ko�cio�a p�jd� na zabaw� i b�d� hula� do rana, a� upij� si� zupe�nie, a pijani b�d� gania� za dziewuchami. Ten sam Jano b�dzie im przygrywa�. O w�dk� by�a pierwsza wojna z sysunami. Ludzie sprzedawali j� po bardzo wysokich cenach. Sysuni dot�d osza�amiali si� jakim� swoim grzybem czy kaktusem. Ale mo�na to by�o zrobi� najwy�ej kilkadziesi�t razy w �yciu i tylko w �ci�le okre�lonych odst�pach. W przeciwnym razie na�ogowiec umiera� albo pozostawa� kretynem. A w�dk� mo�na by�o pi� codziennie, wprawdzie nie wywo�ywa�a wizji jak owoc kaktusa, ale wystarczaj�co osza�amia�a. Sysuni szybko poznali te zalety. Ale oddzia�ywanie kultur by�o obustronne. W zamian za w�dk� sysuni obdarzyli ludzi umiej�tno�ci� odbierania duszy. Trupiele byli plag�, kt�ra sta�a si� zjawiskiem powszechnym w spo�eczno�ci. T� kar� wymierzano cz�sto zamiast kary �mierci. Zmuszano skaza�ca do wypicia sysu�skich zi� i cz�owiek umiera�. Odbywa� si� oficjalny pogrzeb. Po paru dniach budzi� si� bezwolny automat. Przedmiot bezwzgl�dnie pos�uszny rozkazom w�a�ciciela. Bez pami�ci, bez wspomnie�, bez to�samo�ci. Zdolny jedynie wykonywa� prost� prac� fizyczn�. Za to systematycznie i dok�adnie, bez przerwy, do poranienia cia�a, do wyniszczenia, do �mierci. W�a�ciciel musia� rozkaza� trupielowi, by jad� lub by spa�, w przeciwnym razie ten pracowa� nieustannie. Zwykle trupiel umiera� z wyczerpania po kilku latach, bo kt�ry� w�a�ciciel nie jest na tyle zach�anny, aby nie wykorzysta� narz�dzia w pe�ni. Trupiele byli nieszcz�ciem Ivanny, po nocach modli�a si� za ich nieszcz�sne dusze, a te� za dusze tych, kt�rzy ich okaleczyli. Z drugiej strony, co by�o lepsze, czy odebranie duszy, czy okrutna �mier� na krzy�u? Krzy�owanie te� przej�li od sysun�w. Obecnie by�a to, w zasadzie, jedyna forma kary �mierci wymierzana w Sejnych czy Nowi Gradku. Wie�niacy sko�czyli �piewa�. Rozchodzili si�. Ivann� czeka�o wspi�cie si� tysi�c i siedemset dwunastoma stopniami wykutymi w wapiennej �cianie skalnego bastionu Orlego Gnezna do ma�ego budyneczku klasztoru i du�ej, betonowej konstrukcji hangaru dla Bijelego Golaba, klasztornego sterowca. Sterowiec by� kosztown� rzecz�, nie tyle jego konstrukcja, bo w razie zniszczenia i tak nikt nie potrafi�by zbudowa� identycznego, gdy� technologia helu zosta�a zapomniana, lecz kosztowa�o paliwo do niego. W Sejnych otrzymywano je z oleistej ska�y, tylko w odleg�ym Caban by� prawdziwy szyb naftowy. Na technologii paliwa zna� si� w Sejnych Pawlo Doban, jedyny m�czyzna, kt�ry z rodzin� stale mieszka� w Orlem Gneznie. W kilku pomieszczeniach na ty�ach hangaru. Oleist� ska�� nale�a�o starannie pra�y�, a zmy�lna instalacja zbiera�a paruj�cy olej. By�o to mozolne, ale mo�liwe. Dzi�ki temu w ka�dej zagrodzie by� pracuj�cy traktor, a ��ki wypasano w ca�ej Sejenskiej dolinie a� po pionowe, skalne bastiony Grod�w. Sysuni opu�cili t� dolin� pod naporem ludzi. Gdy Ivanna wesz�a na serpentynk� skalnych stopni, odruchowo wzi�a w d�onie drewniane paciorki r�a�ca. VII Ten dzie� przyni�s� Ivannie wi�cej nowo�ci, ni� si� spodziewa�a. Pod wiecz�r przysz�a Marta, �rednia c�rka Dobana. Powiedzia�a, �e jaki� nieznany cz�owiek wspi�� si� na Orle Gnezno i prosi, aby go wys�ucha�. Pyta�a, czy ojciec ma go wpu�ci�. Ivanna nie odmawia�a w takich sytuacjach. Przyj�a go w otoczeniu reszty mniszek. Dla pewno�ci poprosi�a, by towarzyszy� im stary Doban i wzi�� swoj� strzelb�. Nieznajomym okaza� si� m�ody ch�opak, nie ogolony, o twarzy z zaznaczonym wielodniowym przem�czeniem. By� w starych butach i podartym odzieniu; worek podr�ny postawi� na zimnej posadzce. Czu� si� niepewnie, nie wiedzia� czy powinien ukl�kn��, czy pozosta� stoj�c. - Boh iz woima, swijata majica Ivanna - zacz��, wymow� zdradzaj�c, �e pochodzi z Nowi Gradka, co t�umaczy�o jego wygl�d. Je�li szed� pieszo przez doliny i prze��cze, to zaj�o mu to przynajmniej pi�� dni. I przynajmniej dwukrotnie musia� przej�� przez tereny sysun�w. Albo by� dobrym zwiadowc�, kt�ry potrafi niepostrze�enie przenika� przez terytorium obcych; albo op�aci� wysokie myto; albo by� zdrajc�. Raczej nie to drugie, bo nie wygl�da� na zamo�nego cz�owieka. - Bog s wame - odpowiedzia�a Ivanna, nie poprawiaj�c tego fa�szywego u�wi�cenia, by nie p�oszy� przybysza. Za ni� pozdrowienie powt�rzy�y mniszki i Pawlo. - Moje mjeno, Jane Crjelp z Nowi Gradku. Ivanna przytakn�a skinieniem siwej g�owy. - Przyszed�em po pomoc, majica Ivanna. Nie dla siebie prosz�, ale dla mojej dziewczyny. Dla Lisbjety Ma�yszy spod Nowi Gradku - ci�gn�� Jane. - J� i ca�� jej rodzin� sysuni wydali skupiszu w Nowi Gradku. Jane dok�adnie opowiedzia� ca�� histori� nieszcz�cia Ma�ysz�w. O tym, jak ziemia pogrzeba�a ich gospodark�, jak b��kali si�, jak stary Ma�ysz przymuszony gro�b� �mierci g�odowej okrad� s�siada z dobytku, a potem z rodzin� ukrywa� si� w lesie, a� go przypadkiem pojmali sysuni. - Pre czo kradl? - przerwa�a mu Ivanna. Nie�le rozumia�a mow� z Nowi Gradku, ale co jaki� czas upewnia�a si�. - Czo'b ot smjerti ochronit �jenu a swoime djeti. - Alojszu Dubenu na smert zawedl - zauwa�y�a Ivanna. Nie stara�a si� m�wi� po nowogradkowemu, nawet w j�zyku z Sejnych nie by�a bardzo bieg�a. - Nje - zaprzeczy� Jano. - Alojsz Duben pozosta� z po�ow� swojego dobytku. �mier� g�odowa mu nie zagrozi�a. Mia� do��, by prze�y�. - Dobrze. Co uwa�asz, �e powinnam zrobi�? - Przyb�d� do Nowi Gradku, majica Ivanna. Twoja obecno�� wystarczy, �eby s�d wyda� �askawy wyrok. Ivanna chwil� zastanawia�a si�: przybysz m�g� k�ama�. M�g� by� przekupionym przez sysun�w zdrajc�, kt�ry chcia� zdoby� sterowiec. Z drugiej strony, je�li m�wi� prawd� i ten Ma�ysz ukrad� tylko by prze�y�, to trzeba uda� si� do Nowi Gradku jak najszybciej. Wiedzia�a, kto b�dzie s�dzi� Ma�ysz�w. Ivanna nie by�a osob� l�kliw�, a przynajmniej nie l�ka�a si� o swoje bezpiecze�stwo, za� zdobycie Bijeli Golabu nie zdradzi�oby sysunom technologii otrzymywania helu. - Dobrze - odpowiedzia�a. Nast�pnie wyda�a polecenie, aby przybysza nakarmi� i znale�� mu jaki� nocleg na wsi. VIII Sala Mjestskitu Skupiszu w Nowi Gradku by�a wype�niona. Dzie� by� upalny i w niewielkim, dusznym pomieszczeniu brakowa�o powietrza. Kobiety wachlowa�y si� chusteczkami, m�czy�ni s�omianymi kapeluszami. Kobiety by�y na og� w bogato haftowanych gorsetach, bia�ych bluzkach, suto marszczonych kwiecistych sp�dnicach; m�czy�ni w cyfrowanych kubrakach, bia�ych koszulach i czerwono-bia�ych paskowanych spodniach. Od�wi�tny str�j obowi�zywa�, niedbale odzianych nie wpu�ci�by wo�ny grodzki. Zbiera� si� Sud Skupijszni. Miano rozpatrze� dzisiaj dwie sprawy. Obie wzbudzaj�ce powszechne zainteresowanie, st�d t�ok na sali. Na �rodku, za najwy�sz� katedr�, zasiad� sam grodni, Stijopan Babulija. By� odziany w oficjaln� peleryn� z wyhaftowanym herbem miasta i symbolami swojej w�adzy: ksi��k�, z�otym s�o�cem i skrzy�owanymi r�zgami. Ksi��ka oznacza�a prawo, tarcza s�oneczna - dzielenie publicznych pieni�dzy, za� r�zgi egzekucj� prawa. Gdy grodni rozsiad� si� wygodnie za katedr�, publiczno�� grzecznie usiad�a. Wtedy Babulija �askawym skinieniem g�owy odwzajemni� przywitanie. W�r�d mieszka�c�w Gradku mia� opini� starego os�a, ale jednocze�nie kryszta�owo uczciwego i, w zasadzie, ludzie byli nadal zadowoleni z jego wyboru, cho� up�yn�o ju� siedem lat z jego dziesi�cioletniej kadencji. Ale nie grodni by� dzisiaj najwa�niejszy. Drzwi otwar�y si� ponownie, wo�ni zn�w sk�onili si� w pas, a widzowie powstali ponownie. Do sali weszli obaj oponijenty, Myhaj�o Pyszczie� i Franija Fy�ozofow. Powinni wej�� r�wno, ale drzwi by�y w�skie i komicznie wygl�daj�cy Pyszczie� przodem przepu�ci� swojego wielce powa�anego, popularnego i �wi�tobliwego koleg�. Spas�y Fy�ozofow wcisn�� do sali sw�j wyd�ty brzuch. Niski, t�usty, �ysy, o nalanej, czerwonej twarzy; sun�� z dostoje�stwem i majestatem, r�wno, troch� tak jak tocz�ca si� kula. Pyszczie� wygl�da� dok�adnie jak jego przeciwie�stwo: niezwykle wysoki, karykaturalnie wychudzony, niezdarnie macha� d�ugimi r�kami, a wtedy po�y jego czarnej togi fruwa�y na boki jak skrzyd�a wiatraka. Wchodz�c pochyli� si�, by nie uderzy� g�ow� w nadpro�e, a jednocze�nie przytrzyma� r�k� wysoki kapelijun. Id�c g�o�no stuka� drewnian� nog�. Obaj oponijenty odziani byli w d�ugie, czarne togi z wyhaftowanymi z przodu i ty�u srebrnymi trupimi czaszkami i skrzy�owanymi piszczelami, symbolami w�adzy �ycia i �mierci, jak� mieli w sali sudu pe�ni�c funkcje oponijent�w. Na g�owach mieli wysokie, czarne, cylindryczne kapelijuny z wyhaftowanymi wie�cami ze srebrnych li�ci, co oznacza�o chwa�� niewinno�ci. Spod kapelijuna Myhaj�y stercza�y d�ugie, czarne kud�y, uk�adaj�ce si� w str�ki; Franija co chwil� zdejmowa� sw�j kapelijun i przeciera� wilgotn� od potu czerwon� �ysin� szar� chustk�. Kr��y� �art, �e ka�da sprawa s�dowa w Nowi Gradku jest na dziewi�� piszczeli - po cztery na togach oponijent�w i Myhaj��. Gdy obaj oponijenty zasiedli wreszcie za swoimi katedrami, Franija po lewej, a Myhaj�o po prawej r�ce Babuliji, ten uderzy� drewnianym m�otkiem w pulpit. - Pierwita sporjenija: Alojsz Duben protiw Wanku Ma�yszu - powiedzia� g�o�no. W tej samej chwili powsta� Franija Fy�ozofow. - No, wpijerwije Bohu czjest oddaime - powiedzia� g�o�no. - Swijata Marija, mody�sja za noima. - Swijati Myko�a, mody�sja za noima - rozpocz�� litani�. Wszyscy w audytorium powstali i zacz�li powtarza� s�owa litanii. Kolejne wersy ci�gn�y si� a� do oktawy. Dzisiaj jest wyj�tkowo ��dny krwi... - pomy�la� niech�tnie Myhaj�o. Nie lubi� ostentacyjnej �wi�toszkowato�ci Franiji. Sam zm�wi� dwukrotnie litani� ze swoj� rodzin� w domu. - M�g� odm�wi� wcze�niej, jak ja... - pomy�la� z�o�liwie. Wszyscy zgodnie recytowali s�owa modlitwy; zacz�ta przez Franij�, wci�gn�a wszystkich. W Nowi Gradku bardzo powa�ano Franij� Fy�ozofowa. Myhaj�o w duchu m�wi� na niego Sysun, dla surowo�ci zas�dzanych wyrok�w. Powiedzie� tego g�o�no nie odwa�y�by si�. Myhaj�o przypatrywa� mu si� z ukosa: z powodu wielkich ust, wielkich dziurek od nosa, ma�ych, po�o�onych blisko siebie oczk�w oraz s�usznej tuszy Franija Fy�ozofow nieodmiennie kojarzy� mu si� z t�ustym prosi�ciem, chocia� w rzeczywisto�ci k�y mia� d�u�sze ni� mjedojed. Po litanii wszyscy usiedli. Rozpocz�a si� pierwsza cz�� rozprawy: ustalenie fakt�w. - Ty jeste� Wanko Ma�ysz? - zapyta� Myhaj�o. - Tak - odpowiedzia� oskar�ony. Upro�ci�o to wiele spraw. Gdyby si� zapar�, nale�a�oby powo�a� �wiadk�w dla stwierdzenia to�samo�ci wydanego przez sysun�w zbiega. - Ty jeste� Nastazija Ma�ysza? - spyta� Franija, a jego �lepka rozb�ys�y oble�nie. - Tako �e - potwierdzi�a. Podobnie ustalono to�samo�� dzieci, jedynie za male�kiego Myhaj�� odpowiedzia�a matka. Oczywi�cie, Alojsz Duben te� nie wypar� si� siebie. Podobnie nieoczekiwanie �atwo ustalono okoliczno�ci kradzie�y, jedynie Wanko pr�bowa� ukry�, �e m�ody Marko krad� krowy razem z nim. Troska ojca o syna wzbudzi�a cie� sympatii u Pyszczie�a, nie u widz�w. - Howorji samoimu prawdu - zwr�ci� uwag� Wance Fy�ozofow. IX Gdy ustalono, �e Wanko ukrad� osiem kr�w, a nast�pnie osiad� na terenach sysu�skich nie wiedz�c o tym oraz to, �e sysuni zatrzymali sze�� kr�w, kt�re przetrwa�y zim�, strony sporu zosta�y usuni�te z sali. To znaczy, Ma�yszy wyprowadzili zbrojni woje, za� Alojsz wyszed� na korytarz i zakurzy� fajeczk�. Obecnie nie czu� ju� nienawi�ci do Wanki, strat� po�owy dobytku zd��y� przebole�. Obecnie raczej by� ciekaw, jak twarda sprawiedliwo�� dotknie niewdzi�cznych Ma�ysz�w. Ostatecznie, sam �ywi� ich przez dwa tygodnie, a oni mu tak paskudnie odp�acili si�. Radzi� Ma�yszowi, �eby zostawi� mu Marka albo kt�r�� z c�rek do pomocy w gospodarstwie, ale ten by� zbyt hardy i wola� kra��, to teraz zobaczy sobie... Zapali� zapa�k� o szorstki obcas i przytkn�� do cybuszka. Lekko wci�gn�� powietrze. Poczu� przyjemny zapach tytoniu. Sta� go by�o na tyto�, pomimo straty po�owy inwentarza. By� zamo�nym, m�drym ch�opem. A m�dro�ci nikt ukra�� nie mo�e. Nie chcia� �mierci swoich winowajc�w. Mia� nadziej�, �e mo�e niekt�rych z nich oddadz� mu jako trupieli do roboty. Wtedy z nawi�zk� odrobi� to, co ukradli. Szczeg�lnie c�rki Ma�ysza by�y pi�kne. Lisbjeta mia�a taki cudowny kasztanowy warkocz, a Anica modre oczy, kt�re szkli�y si� jak skalne kryszta�ki. Zreszt� i Nastazija Ma�ysza trzyma�a si� �wietnie, nie to, co jego stara. Wprawdzie z trupielk� to jak z k�od�, jak z materacem, ale czasem trudno powstrzyma� si�, je�li a� tak pi�kna i m�oda. Tak, takie trzy trupielki, to by�aby niez�a rekompensata... - rozmy�la� Alojsz Duben, siedz�c na �awie w korytarzu Gradskiej Skupiszy. - Ma�ysz jest silny, jego syn, Marko, ju� te�. Nie chcia� i�� do Alojsza na parobka. Jako trupiel b�dzie robotny, m�ody Marko te�. Tylko tego ma�ego Myhaj�� pewnie ka�� wychowywa�. K�opot... Chocia� jak go wychowa na parobka, to si� nak�ad zwr�ci... A mo�e Ksenija zechce go usynowi�?... Jak b�dzie dzielny po Ma�yszu i przystojny po Ma�yszy, to taki syn to chwa�a... A Ksenija dzieci mie� nie mo�e... - Alojsza otacza� wonny ob�oczek dymu. Nie do��, �e sta� go by�o na tyto� z Caban, to jeszcze dosypywa� do niego proszek z sysu�skiego grzyba. - A gdyby tak zrobi� trupielce syna?... - wzi�y go rozwa�ania. - Niby wszyscy m�wi�, �e urodzi si� potw�r, ale sk�d pojawiaj� si� czasem ma�e, zdrowe dzieci u starych gospodarzy, kt�rzy dostali m�od� trupielk�?... - Ta Anica, pi�kna, ma bia�e w�osy, wielkie oczy, piegi nie przeszkadzaj�... ale priejsti jakie� takie ma�e, to mo�e nie wykarmi ma�ego. Znowu ta Lisbjeta, taka bujna, dzika, nieokie�znana, pewna siebie, to i dziecko by�oby niezno�ne... - zbudzone narkotykiem hormony zn�w zwyczajnie, wolno kr��y�y w starym ciele Alojsza. G�owa �agodnie mu opad�a, fajeczka wysun�a si� z d�oni i stukn�a o drewnian� pod�og� Mjejstskitu Skupiszu, a potem �agodnie zagas�a. Stary zasn��. X Rozpocz�a si� druga cz�� rozprawy: jawna dysputa, podczas kt�rej obaj oponijenty mieli ustali� wyrok. - Je�li kto� kradnie drugiemu �rodki do �ycia, skazuj�c go na �mier�, to winien jest morderstwa i powinien zosta� ukrzy�owany. Ci, kt�rzy mu w tym pomagali lub ci�gn�li z tego korzy��, r�wnie� winni s� morderstwa i nale�y ich ukrzy�owa� - powiedzia� Franija Fy�ozofow. - Tedy ca�a rodzina Ma�yszy winna by� ukrzy�owana. Ma�y Myhaj�o te� - te twarde s�owa okre�li�y granice dyskusji. Myhaj�o nie potrafi� si� oprze� logice tej argumentacji, chocia� wymkn�a si� z�o�liwa my�l: Sysun �aknie krwi... - S� precedensy - kontynuowa� Franija. - Osiemdziesi�t dwa lata temu sud w Cabanie skaza� na ukrzy�owanie ca�� rodzin�, bo odsprzeda�a dwururk� sysunom. Czterdzie�ci siedem lat temu sud w Gradku skaza� na ukrzy�owanie ca�� rodzin� Mracznych, bo okradli Stijopanu Goru i ten zmar� z zimna i g�odu w swoim gospodarstwie. Franija Fy�ozofow �mia�o zakre�la� ramy dysputy. Myhaj�o rozumia�, �e musi mu si� r�wnie zamaszy�cie przeciwstawi�, bo zginie kilka os�b. A on sam nie os�dza� a� tak surowo paskudnego czynu Ma�yszy. Gdy Franija urwa� dla nabrania oddechu i dysza� jak wyrzucona na brzeg ryba, Myhaj�o przyg�adzi� str�ki swych t�ustych, przypr�szonych siwizn�, czarnych w�os�w, machn�� r�k�, by bardziej przypomina�o to ruch skrzyde� czarnego wiatraka - specjalnie, gdy� zna� ten efekt, a chcia� wzbudzi� sympati� widowni uwiedzionej argumentacj� Franiji. - Ma�ysz jest niewinny, bo krad� dla �ycia i zdrowia swej rodziny - by zjedna� audytorium, Myhaj�o komicznie stukn�� o pod�og� drewnian� protez�. Powinni sobie przypomnie�, �e Pyszczie� to Pyszczie�... - pomy�la�. - Wanko i Marko odpracuj� ukradzione krowy Alojsza jako parobcy, ale kobiety Ma�yszy nie zawini�y. Franija �ypn�� wzrokiem w�ciek�ego wieprza. - Jad�y krowy, kt�re ukrad� Wanko, wi�c s� winne - Franija by� pewny swojego wywodu, by� pewny poparcia sali. Rozleg�y si� pojedyncze oklaski. - Czy m�ody Myhaj�o te� powinien zosta� ukrzy�owany? - pytanie Pyszczie�a by�o ryzykowne, bo ma�y nosi� jego imi�. Nie powinno to mie� znaczenia dla sprawy, ale mog�o. Pyszczie� mia� nadziej�, �e krwio�erczo�� gawiedzi nie si�ga a� tak daleko. - Nikt nie krzy�uje niemowl�t, ale ma�y Myhaj�o mo�e zosta� obraczety na trupielu - wybrn�� Franija. - Jaki po�ytek b�dzie mia� Alojsz Duben czy Mjejstskita Skupisza w Nowi Gradku z szesnastomiesi�cznego trupiela? - celnie trafi� Myhaj�o. - To prawda, racja twoja oponijentu - pokornie zgodzi� si� Franija. Spodoba�o si� to s�uchaczom. Myhaj�o najbardziej obawia� si� pokory Franiji. Pokorny Sysun by� ju� pewny czyjej� krwi. Co planuje? - ka�da chwila gra�a rol� dla Myhaj�y. - Poniecha� ma�ego, to czego chce naprawd�?... Tak lubie�nie patrzy� na Nastazij� Ma�ysz�... Czy�by Franija tak stanowczo domaga� si� wyrok�w �mierci, by m�c zobaczy� nag� kobiet�? - To niesamowite. Z drugiej strony, jest stary, t�usty, nigdy �adna go nie zechcia�a, a p�atnego romansu pewnie by nie zaryzykowa�, by nie straci� godno�ci oponijenta... Mo�e w�a�nie dlatego m�dry Bazy�ko nie dopu�ci� Franiji do godno�ci kap�a�skich, chocia� ten uko�czy� niemal ca�y fakultet... - Doro�li s� w pe�ni winni - przerwa� jego rozwa�ania dono�ny g�os Franiji. Oczywi�cie... sukisyn chce kobiet - Pyszczie� a� zadr�a� z odrazy. - Nagich kobiet... Przemoc� obna�anych kobiet... - Bezpo�rednio kradli Wanko i Marko - rzuci� Myhaj�o. - Prawda. - Wi�c Nastazija, Lisbjeta i Anica nie powinny by� skazane z utrat� godno�ci - Myhaj�o uderza� niepowstrzymanie. - Ale bezpo�rednio korzysta�y z kradzie�y - nie ust�powa� Franija. - Ale faktem jest, �e bezpo�redniego udzia�u w kradzie�y nie bra�y - Myhaj�o czu�, �e uderza w s�aby punkt przeciwnika. - Nie bra�y - musia� przytakn�� Franija i by�a to jego pierwsza, prawdziwa pora�ka. - Wi�c nie powinny zosta� ukarane z utrat� godno�ci - naciska� Pyszczie�. - Nie powinny. Uwaga t�ustego Franiji Fy�ozofowa oznacza�a, �e wszystkie kobiety Ma�ysz�w, nawet je�li zostan� skazane na �mier�, nie zostan� obna�one publicznie. Pyszczie� pewien swoich domys��w, w duchu wymy�la� Franiji: Ty sukisynu, znalaz�by� sobie wreszcie babu. Ale kt�ra by ci� chcia�a? Nie mia� w�tpliwo�ci, �e dzisiejsza surowo�� Franiji wzi�a si� z tego, �e chcia� po kolei obejrze� nagie Ma�ysze. Myhaj�o zna� Franij� od m�odo�ci. Kiedy on sam goni� za dziewczynami, Franija usi�owa� wie�� filozoficzne dysputy, a potem i tak biskup Bazy�ko nie zgodzi� si�, by Franija zosta� ksi�dzem. I to pomimo �e Franija by� cz�owiekiem wielce kszta�conym i pragn�cym uchodzi� za �wi�tobliwego. Przeciwnie, zar�wno majica Ivanna, jak i m�dry, �wi�ty Bazy�ko unikali go, jak mogli. Pracuj�c przez lata z Franij� jako drugi oponijent, Myhaj�o coraz lepiej rozumia� dlaczego. Czasem wspomina� Stijopanowi Babuliji, �e niekt�re wyroki decydowane przez Franij� s� dziwne, ale stary w czysto�ci ducha nie chcia� s�ucha�. - Oni nie powinni zosta� ukrzy�owani - rzuci� Myhaj�o, obserwuj�c reakcj� oponijenta. Tamten chwil� zbiera� si� w sobie. - Dobrze, ale nie wszyscy - powiedzia� twardo Fy�ozofow. - Rodzina nie, ale Wanko tak. Jego wina jest zbyt wielka. Myhaj�o czu�, �e Fy�ozofow tym razem ma racj�, �e taki wyrok b�dzie surowy, ale sprawiedliwy. - Prigo�osijtje storony - powiedzia� Franija do wo�nych. Oznacza�o to, �e to on wzi�� na siebie wyg�oszenie wyroku, gdy� uzna�, �e obaj oponijenty uzgodnili swoje stanowiska. Pyszczie� zagryz� wargi - nie mia� ju� nic do powiedzenia, nie mog�c podwa�a� autorytetu s�du. - Wwedi storony - stary Babulija wyda� oficjalne polecenie. Stra�nicy wprowadzili wszystkich Ma�yszy. Obie pi�kne dziewczyny i star�, kt�ra trzyma�a na r�ku Myhaj��. M�ody Marko stan�� obok ojca postawnego i krzepkiego jak d�b. Patrzyli niez�omnie na urz�dnik�w. Bije od nich jaka� si�a... - pomy�la� Myhaj�o. - Ale ta hardo�� we wzroku wam nie pomo�e. Do Sysuna trzeba z uni�eniem, z udan� pokor�... Drugim wej�ciem spokojnie wszed� zbudzony Alojsz Duben. Zgas�� fajeczk� wcisn�� za cholew� b�yszcz�cego, sk�rzanego buta. - Wanko Ma�ysz pyjde na tja�ku smjert - og�osi� Franija Fy�ozofow. Oznacza�o to, �e pozostali zostan� l�ej ukarani. - Czjo to byde, majica? - zapyta�a Lisbjeta. - Papica byde ukri�owaty - zaszlocha�a Nastazija. - A jeho �jena, Nastazija, a jeho djewki, Lisbjeta a Anica, a synowi jeho, Marko a Myhaj�o, pyjdu na ljahku smjert. Pro Alojszu Dubenu - sko�czy� Franija. Wodzi� wok� niezadowolonymi �lepkami gniewnego wieprza. Nie tego chcia�. - Majica, a czjo iz noima? - zapyta�a Lisbjeta. Nie zna�a termin�w prawniczych. - Djeweczko ljubita, bydeme na trupieli obraczete - straszne s�owa nie chcia�y przej�� Nastaziji gard�em. - Pre Alojszu Dubenu. Alojsz spokojnie, ale z uznaniem przyjrza� si� swojemu nowemu dobytkowi. XI Do Orlego Gnezna wezwano wszystkich m�czyzn z Sejnych. Nie zdarza�o si� to cz�sto, chocia� by�o zawarowane w umowie mi�dzy klasztorem a Sejnami. Ch�opi z ciekawo�ci� wst�powali na tajemnicz� baszt� skaln�, niedost�pn� na co dzie�. Uci��liwa wspinaczka dla sprawnego m�czyzny, a co dopiero dla �wi�tobliwej zakonnicy. Na dodatek, eksponowan� �cie�k� wykuto w pionowej, wapiennej �cianie. - Pawlo, poletime na Nowi Gradek. A s name twa dewka, Maria - zadecydowa�a Ivanna. To by� jej wybieg, by powstrzyma� fantazj� Dobana, kt�ry gdy tylko m�g� kierowa� lotem, zmienia� si� w istnego diab�a: gna� z maksymaln� pr�dko�ci�, wyduszaj�c z Bijelej Golabicy wi�cej ni� mog�a wydoli�. Chwila, gdy sterowiec opuszcza� hangar na szczycie skalnej baszty, by�a wielkim wydarzeniem w �yciu Sejnych. Ci, co nie pomagali wyprowadzi� statku powietrznego, zalegli ��k� u podn�a Orlego Gnezna, poni�ej ska�, tam gdzie jeszcze si�ga�y uprawne pola Sejnych. Pojawienie si� srebrzy�cie bia�ego cygara przyj�to oklaskami. Dla wie�niak�w, na co dzie� u�ywaj�cych ledwie traktor�w, by�a to manifestacja technologii. Ivanna my�la�a, �e stary b�dzie ostro�niejszy, maj�c na pok�adzie swoje dziecko. �udzi�a si�. Kiedy Bijeli Golab zosta� wyprowadzony z hangaru na Orlem Gnezne przez wie�niak�w ci�gn�cych liny, w ma�ej Dobance odezwa�a si� krew starego. - To ona w�a�nie pogania�a do szybszej jazdy, to j� rwa�o w dal, a� stary z niepokojem spogl�da� na sfatygowany silnik. Ivannie pozosta�o tylko spokojnie czeka�, kiedy dolec� w wariackim p�dzie i kiedy tamtejsi bury�aci schwyc� cumy i sprowadz� Bijeli Golabu do miejskiego hangaru. Sejnych nie by�o sta� na zatrudnienie specjalnych pracownik�w hangaru, zreszt� ma�y hangar by� tylko na skale klasztornej. Hangar w Nowi Gradku by� ogromn�, drewnian� hal� zdoln� pomie�ci� cztery sterowce, ale zwykle parkowa� w nim tylko jeden, miejski sterowiec Nowi Gradek. Zupe�nie wystarcza� do kontakt�w z innymi dolinami. Rozmiary hangaru odpowiada�y bardziej aspiracjom Skupiszy ni� realnym potrzebom, ale dzi�ki tym aspiracjom parkowanie sterowca by�o bardzo wygodne. Jane Crjelp a� wytrzeszcza� oczy, obserwuj�c czynno�ci towarzysz�ce i sam lot. Wyra�nie zarazi� si� tym samym bakcylem co Pawlo Doban, czy Maria. Co ich tak ci�gnie do latania? - rozmy�la�a Ivanna. - Czy on gna� przez te pustkowia z nara�eniem �ycia po to, by uratowa� �ycie swojej Lisbjety, czy tylko po to, by pofrun�� w powietrzu? Dla niej latanie nie by�o czym� niezwyk�ym, cho� mo�e w�a�nie dlatego, �e by�a tak cz�sto w powietrzu... XII W drugiej sprawie rozpatrywanej dzisiaj przez Sud Skupiszni w Nowi Gradku nale�a�o oceni� czyn Cypry�ko Broti�ki. Wbrew zakazowi wydanemu przez sud dwadzie�cia dwa lata temu, skonstruowa� samolot i pr�bowa� na nim wzlecie� w powietrze. Dwadzie�cia dwa lata temu Franija Fy�ozofow w subtelnym wywodzie, skrz�tnie zanotowanym przez pysatjeli, precyzyjnie wyja�ni�, �e budowanie wszelkich maszyn lataj�cych ci�szych od powietrza jest herezj�, gdy� zabi�o to swijati Bazy�ku, wi�c jako r�ka szatana zabra�o z Nowi Gradku najlepszego cz�owieka, biskupa. A tymczasem Cypry�ko Broti�ka zn�w spr�bowa� z desek i drut�w obci�gni�tych p��tnem zbudowa� aparat lataj�cy, wi�c powt�rzy� dzie�o szatana. Tamten proces sprzed dwudziestu dw�ch lat Myhaj�o Pyszczie� pami�ta� doskonale. Uleg� wtedy precyzji my�li i argumentacji Franiji Fy�ozofowa. Uleg�, cho� czu� inaczej. Przecie� to on sam, jako m�ody ch�opak, pomaga� biskupowi Bazy�ce budowa� lataj�c� maszyn�. Potem razem wzlecieli ponad kwietn� dolin�. To by�o niewydzieralne wspomnienie, gdy mijali �cie�ki, zagony, ludzi, trzod�. Bazy�ko m�g� da� ludziom co� wi�cej ni� tradycyjne sterowce. Tanie, proste maszyny lataj�ce. A potem nast�pi� b��d, co� czego nie zrozumieli. Samolot roztrzaska� si� o skalne zbocze. Biskup Bazy�ko zgin��, a ci tutaj i ci z Sejnych zrobili z niego �wi�tego. Myhaj�o straci� nog�, a� ko�� wysz�a na wierzch. Odt�d dali mu mjeno Pyszczie�, kt�re p�niej sam przyj�� za nazwisko. Tyle �e dziewczyny przesta�y na niego lecie�. Chocia� jedna zosta�a jego �on�, Lisbjeta. Tak samo, jak ta nieszcz�sna, m�oda Ma�ysza skazana w poprzedniej sprawie. Myhaj�o wyczu�, �e Fy�ozofow oczekuje, by w sprawie Cypry�ki w�a�nie on zakre�li� g�rn� granic� kary. Z pewno�ci� chcia� odwetu za wyrok w poprzedniej sprawie. Lecz staremu Myhajle trudno by�o zmia�d�y� marzenie swojej m�odo�ci. Milczenie przeci�ga�o si�, wie�niacy spodziewali si� zn�w ostrego spi�cia pomi�dzy intelektami obu oponijent�w. - Cypry�ko wysmiat pamijatu swijatu Bazy�ku - podsun�� Franija wci�gaj�c jak ryba powietrze. - Nie jemu mierzy� si� ze �wi�tym. Djawo� wysmijat swijatu. Myhaj�o uporczywie milcza�. - Diawo�u nje wolno kri�owat. Niegodzien. Djawo�u wszjecnojo kamijenowat - dalej podsuwa� Franija. Chodzi�o jedynie o to, by Myhaj�o po��czy� oba w�a�ciwe paragrafy i sformu�owa� wyrok. - Oponijentu, rjeczjete prawdu - podda� si� Myhaj�o. Najzdolniejszy mechanik z Nowi Gradku kowal Cypry�ko zostanie ukamienowany jako diabe�, poniewa� zbezcze�ci� majestat �mierci biskupa Bazylego uwa�anego powszechnie za �wi�tego. Sytuacja by�a bez wyj�cia. Swijati Jurija czerwjenu draku pobi�. Prawa nale�a�o s�ucha�. Bez wyj�tku. Czerwjeni drak by� symbolem pa�stwa, w kt�rym prawo by�o narz�dziem dla dora�nych cel�w, a nie warto�ci�; by� te� symbolem skutku, do kt�rego takie traktowanie prawa prowadzi. Jedyn� skromn� satysfakcj� Myhaj�y by�o to, �e nie on wypowiedzia� s�owa tego srogiego, ale najwyra�niej sprawiedliwego wyroku. W skryto�ci ducha marzy�, by m�c jeszcze raz w �yciu wzlecie� w powietrze warcz�cym ptakiem z p��tna, desek i drutu. Nawet je�liby mia� za to straci� drugiego kulasa. Nie rozumia� do ko�ca, dlaczego Bazy�ko umieraj�c nakaza� latanie wy��cznie sterowcami. Nie rozumia�, ale ufa� autorytetowi intelektu wielkiego biskupa. Zamy�lony Myhaj�o drgn��, poniewa� na sali o�ywienie wywo�ane jego wypowiedzi� nagle umilk�o. Stary uwa�nie rozejrza� si� po sali. Do zat�oczonego, dusznego pomieszczenia wesz�o kilka os�b i to tak zmieni�o zachowanie widowni. W d�ugich, bia�ych habitach raczej wp�yn�y ni� wesz�y. Pierwsza oczywi�cie majica Ivanna, jasna, wysoka, z wiekiem ju� przyty�a, ale nadal trzyma�a si� prosto i rusza�a zgrabnie; z ni� cztery mniszki z Sejen, ciemniejsze, o br�zowych oczach i w�osach, drobniejsze i ni�sze. By� pewien, �e pod kwefami skrywaj� d�ugie, zaplecione warkocze. Kobiety z Sejen mia�y br�zowe w�osy, kt�re z wiekiem przeplata�y coraz g�ciej nitki siwizny; za nimi wszed� barczysty Pawlo Doban, o spalonej s�o�cem, pomarszczonej twarzy oraz jedna z jego c�rek, jasna jak �ona Dobana, ale w gestach i sposobie patrzenia podobna do ojca. Doban by� dalekim krewnym Alojsza, ale od dawna przeni�s� si� do Sejnych, nawet pisa� si� inaczej. Doban i Pyszczie� wymienili porozumiewawcze spojrzenia: znali si� od m�odo�ci. Wsp�lnie wybierali si� na zabawy do Caban. Wsp�lnie zdarza�o si� im oberwa� po g�bie od miejscowych, cho� zbyt chudy i zbyt wysoki Pyszczie� obrywa� cz�ciej. Obaj te� znale�li �ony w Caban. Z tym, �e Myhaj�o ustatkowa� si� wcze�niej - mo�e dlatego, �e straci� nog� - za� Pawlo znacznie p�niej. ��czy�a ich te� wsp�lna niech�� do Franiji Fy�ozofowa, kt�ry nieustannie udawa�, �e jest lepszy i gorliwszy, tylko co jaki� czas wychodzi�y na jaw jego nie�adne post�pki, a p�niej, gdy mia� w�adz�, jego decyzje budzi�y odraz�. Zanim jeszcze Myhajle za�wita� w g�owie ten pomys�, zanim jeszcze Franija zdo�a� u�o�y� w g�owie odpowiednio uroczyst� mow� powitaln� na cze�� Ivanny, odezwa� si� Stijopan Babulija: - Korzystaj�c z obecno�ci �wi�tobliwej, mo�e majica Ivanna przybli�y nam ostatnie chwile swijatu Bazy�ku, by�my podj�li wyrok z duchem prawa, by czerwjeni drak przypadkiem nie podni�s� �ba w Nowi Gradku. Za to jedno zdanie Myhaj�o got�w by� podarowa� Babuliji ba