3045
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3045 |
Rozszerzenie: |
3045 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3045 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3045 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3045 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Robert Jordan
KAMIE� �ZY
ROZDZIA� 1
KOBIETA Z TANCHICO
W o�wietlonej rz�si�cie wsp�lnej sali gospody z powodu p�nej pory zaj�ta by�a
najwy�ej jedna czwarta sto��w. Kilka s�u��cych w bia�ych fartuchach uwija�o si� pomi�dzy
m�czyznami, roznosz�c kufle z piwem i winem. Na tle o�ywionych rozm�w rozbrzmiewa�y
d�wi�ki tr�canych strun harfy. Go�cie siedzieli przy sto�ach, niekt�rzy z fajkami w z�bach,
dw�ch pochyla�o si� nad plansz� do gry w kamienie. W dobrze skrojonych p�aszczach ze zna-
komitej we�ny, pozbawionych jednak z�ota, srebra lub innych zdobie�, charakterystycznych
dla stroj�w prawdziwych bogaczy, wygl�dali jak oficerowie ze statk�w albo pomniejsi kupcy
z mniej znacznych dom�w. Po raz pierwszy tego wieczoru Mat nie us�ysza� znajomego
stukotu i grzechotania ko�ci. Ogie� p�on�� na d�ugich rusztach w przeciwleg�ym ko�cu sali,
jednak�e nawet bez ogrzewania wn�trze zapewne tchn�oby przytulno�ci�.
Harfiarz sta� na blacie sto�u i akompaniuj�c sobie, recytowa� Mar� i trzech g�upich
kr�l�w. Jego instrument, ca�y wykonany ze z�ota i srebra, stosowny by� raczej do pa�acowych
komnat. Mat zna� tego barda. Kiedy� uratowa� mu �ycie.
Harfiarz by� szczup�ym m�czyzn�, mo�na by go nawet nazwa� wysokim, gdyby si�
nie garbi�, nadto lekko pow��czy� nog�, co od razu zwraca�o uwag�, kiedy przesuwa� stopy po
blacie sto�u. Mimo i� znajdowa� si� pod dachem, mia� na sobie p�aszcz, ca�y naszywany
furkocz�cymi �atami, kt�re mieni�y si� setk� kolor�w. Zawsze chcia�, aby od razu
rozpoznawano w nim barda. D�ugie w�sy i krzaczaste brwi by�y bia�e, podobnie jak g�ste
w�osy na g�owie. W jego niebieskich oczach b�yszcza� smutek, nawet wtedy gdy recytowa�.
To spojrzenie by�o r�wnie zaskakuj�ce jak widok samej postaci. Mat nigdy nie podejrzewa�
Thoma Merrilina o to, �e jest cz�owiekiem przepe�nionym smutkiem.
Zaj�� miejsce przy stole, u�o�y� swe rzeczy na pod�odze za sto�kiem i zam�wi� dwa
kufle wina. �adna m�oda s�u��ca a� zamruga�a wielkimi br�zowymi oczyma.
- Dwa, m�ody panie? Doprawdy nie wygl�dasz na tak t�giego pijaka. - W jej g�osie
lekko dr�a�y psotne tony �miechu.
Poszpera� chwil� po kieszeniach i wyci�gn�� dwa srebrne grosze. Wino kosztowa�o o
po�ow� mniej, druga moneta mia�a by� wyrazem uznania dla urody jej oczu.
- M�j przyjaciel wkr�tce do��czy do mnie.
Wiedzia�, �e Thom go dostrzeg�. Staremu bardowi g�os niemal�e zamar� na ustach,
kiedy Mat wszed� do �rodka. To r�wnie� stanowi�o swego rodzaju nowo��. Niewiele rzeczy
potrafi�o Thoma zaskoczy� do tego stopnia, by cokolwiek po sobie pokaza�. Mat zna�
pie�niarza na tyle dobrze, by wiedzie�, �e jedynie co� tak gro�nego jak trolloki mo�e przerwa�
w po�owie jego opowie�ci. Kiedy dziewczyna przynios�a wino i reszt� w miedziakach,
postawi� przed sob� cynowe kufle i ws�ucha� si� w zako�czenie historii.
- "I by�o tak, jak powiedzieli�my, �e by� powinno", rzek� kr�l Madel, staraj�c si�
wypl�ta� ryb� ze swej d�ugiej brody - g�os Thoma zdawa� si� rozbrzmiewa� echem, jakby
ni�s� si� po wielkiej sali, nie za� zwyczajnej izbie w gospodzie. Szarpni�ciami strun
podkre�la� ostateczn� g�upot� trzech kr�l�w. - "I by�o tak, jak powiedzieli�my, �e b�dzie",
powiedzia� Orander, i po�lizgn�wszy si� w glinie, usiad� z g�o�nym pla�ni�ciem. "I by�o tak,
jak powiedzieli�my, �e musi by�", oznajmi� Kadar, po pas zanurzony w rzece, szukaj�c swej
korony. "Ta kobieta nie ma poj�cia, o czym m�wi. Jest g�upia!" Madel i Orander g�o�no
wyrazili sw�j aplauz. A tego by�o ju� Marze za wiele. "Da�am im tyle szans, na ile zas�u�yli, a
nawet wi�cej", wyszepta�a do siebie. Wsun�a koron� Kadara do torby, gdzie ju� znajdowa�y
si� pozosta�e dwie, wsiad�a na powr�t do swego powozu, cmokn�a na klacz i pojecha�a
prosto do rodzinnej wioski. A kiedy przyby�a, opowiedzia�a jej mieszka�com o wszystkim, co
si� zdarzy�o. Odt�d ludzie z Heape nie mieli ju� �adnego kr�la. - D�wi�kami instrumentu bard
podkre�li� raz jeszcze temat g�upoty kr�l�w, tym razem wznosz�c si� a� do crescendo, kt�re
zabrzmia�o zupe�nie jak �miech, po czym uk�oni� si� zamaszy�cie, prawie spadaj�c przy tym
ze sto�u.
M�czy�ni �miali si� i tupali nogami, cho� zapewne ka�dy z nich wielokrotnie ju�
s�ysza� wcze�niej t� pie��, i domagali si� kolejnych historii. Opowie�� o Marze mia�a zawsze
dobr� publiczno��, z wyj�tkiem, by� mo�e, samych kr�l�w.
Schodz�c ze sto�u, Thom zn�w niemal�e upad�; szed� w stron� sto�u Mata, krokiem
nazbyt niepewnym, aby dawa� si� wyt�umaczy� tylko zesztywnieniem nogi. Ostro�nie po�o�y�
harf� na stole, opad� na sto�ek przy drugim kuflu i wpatrzy� si� w Mata spojrzeniem bez
wyrazu. Jego wzrok, zwykle ostry i �widruj�cy, obecnie by� rozbiegany.
- Potoczny - wymrucza�. G�os Thona, chocia� wci�� g��boki, ju� nie ni�s� si� echem
jak dawniej. - Ta opowie�� jest sto razy lepsza, gdy wyg�asza si� j� prostym stylem, a tysi�c
razy lepsza w stylu wznios�ym, ale oni chcieli potocznego.
Bez dalszych s��w zaj�� si� swoim winem.
Mat nie m�g� przypomnie� sobie, by kiedykolwiek widzia�, �eby Thom, sko�czywszy
gra� na harfie, nie w�o�y� jej natychmiast do sk�rzanego futera�u. Nigdy te� nie spotka� go tak
podchmielonego. Dlatego z ulg� przyj�� skargi barda na s�uchaczy - Thom zawsze uwa�a� ich
gusta za znacznie bardziej pospolite od swoich. Przynajmniej to jedno nie uleg�o zmianie.
Dziewczyna s�u�ebna pojawi�a si� znowu, tym razem ju� nie mruga�a oczami.
- Och, Thom - powiedzia�a mi�kko, potem zwr�ci�a si� do Mata. - Gdybym wiedzia�a,
�e to jest przyjaciel, na kt�rego czekasz, nigdy nie przynios�abym dla niego wina. Nawet
gdyby� mi dawa� sto srebrnych groszy.
- Nie wiedzia�em, �e jest pijany - zaprotestowa� Mat.
Ale ona zn�w patrzy�a na Thoma, jej g�os by� znowu delikatny.
- Thom, potrzebujesz odpoczynku. Je�li im pozwolisz, zmusz� ci�, by� opowiada� swe
historie przez ca�� noc i ca�y dzie�.
Z drugiej strony obok Thoma stan�a nast�pna kobieta. �ci�gn�a fartuch przez g�ow�.
Starsza od pierwszej, lecz r�wnie pi�kna. Mog�yby by� siostrami.
- Pi�kna pie��, zawsze uwa�a�am, Thom, �e wykonujesz j� cudownie. Chod�,
ogrza�am ci ju� ��ko, b�dziesz m�g� opowiedzie� mi o dworze w Caemlyn.
Tom wpatrywa� si� w kufel, jakby zaskoczony, �e znajduje w nim tylko pustk�, potem,
szarpi�c w�sa, przenosi� swe spojrzenie od jednej kobiety do drugiej.
- Pi�kna Mada. Pi�kna Saal. Czy kiedykolwiek m�wi�em wam, �e kocha�y mnie w
�yciu dwie pi�kne kobiety? To wi�cej ni� niejeden m�czyzna mo�e o sobie powiedzie�.
- Wszystko to wiemy, wspomina�e� nam o tym, Thom - ze smutkiem powiedzia�a
starsza. M�odsza patrzy�a na Mata, jakby on wszystkiemu zawini�.
- Dwie - wymamrota� Thom. - Morgase by�a pop�dliwa, ale wydawa�o mi si�, �e nie
musz� zwraca� na to uwagi, dop�ki na koniec nie zapragn�a mnie zabi�. Den� sam zabi�em.
To bez znaczenia. �adnej r�nicy. Mia�em dwie szanse, to wi�cej ni� pozostali, i obydwie
zaprzepa�ci�em.
- Zaopiekuj� si� nim - odezwa� si� Mat. Mada i Saal r�wnocze�nie spojrza�y na niego.
U�miechn�� si� do nich swym najbardziej sympatycznym u�miechem, ale to nie wywar�o na
nich �adnego wra�enia. W �o��dku zaburcza�o mu g�o�no. - Czy to co czuj�, to nie
przypadkiem zapach pieczonego kurcz�cia? Przynie�cie mi trzy lub cztery.
Dwie kobiety zamruga�y oczami i wymieni�y zaskoczone spojrzenia, kiedy doda�:
- Chcesz co� zje��, Thom?
- Mia�bym ochot� jeszcze na odrobin� tego znakomitego andora�skiego wina. - Bard z
nadziej� uni�s� sw�j kufel.
- Nie dostaniesz dzi� ju� ani odrobiny wina, Thom. Starsza kobieta pr�bowa�a odebra�
mu kufel.
M�odsza, przerywaj�c prawie w p� s�owa starszej, doda�a tonem stanowczym i
b�agalnym zarazem:
- Dostaniesz kurczaka, Thom. Jest znakomity.
�adna nie odesz�a od sto�u, dop�ki bard nie zgodzi� si� wreszcie zje�� czego�, a kiedy
posz�y po zam�wiony posi�ek, obdarzy�y Mata tak� kombinacj� spojrze� i westchnie�, �e
m�g� jedynie potrz�sn�� g�ow�.
"Niech sczezn�, je�li zach�ca�em go do picia! Kobiety! Ale obie maj� tak �liczne
oczy..."
- Rand powiedzia� mi, �e �yjesz - zwr�ci� si� do Thoma, gdy obie s�u��ce oddali�y si�
dostatecznie, by go nie s�ysze�. - Moiraine zawsze uwa�a�a, �e tak jest. Ale s�ysza�em, i�
by�e� w Cairhien, a teraz masz zamiar uda� si� do �zy.
- Rand wci�� ma si� dobrze, wi�c? - Spojrzenie Thoma nabra�o ostro�ci, staj�c si�
niemal tak przenikliwe jak dawniej. - Tego si� raczej nie spodziewa�em. Moiraine wci�� jest z
nim, nieprawda�? Pi�kna kobieta. W og�le porz�dna, gdyby nie to, �e Aes Sedai. Kiedy
zadajesz si� z kim� takim, to mo�e si� to sko�czy� czym� o wiele gorszym ni� zwyk�e
poparzenie palc�w.
- Dlaczego s�dzi�e�, �e Rand mo�e by� w niebezpiecze�stwie? - zapyta� ostro�nie Mat.
- Czy wiesz o czym�, co mog�oby mu grozi�?
- Czy wiem? Ja niczego nie wiem, ch�opcze. Podejrzewam wi�cej, ni� jest to dla mnie
bezpieczne, ale nie wiem nic.
Mat postanowi� porzuci� ten temat.
"�adnego po�ytku z utwierdzania go w tych podejrzeniach. Upewnianie go, �e wiem
wi�cej, ni� powinienem, nie przyniesie mi nic dobrego."
Starsza kobieta - Thom m�wi� do niej: Mada - wr�ci�a, nios�c trzy kurczaki ze
spieczon�, br�zow� sk�rk�. Obdarzy�a siwow�osego m�czyzn� spojrzeniem pe�nym zatro-
skania, Mata za� wzrokiem, w kt�rym zamigota�o ostrze�enie, po czym ponownie oddali�a
si�. Mat oderwa� udko i nie przerywaj�c rozmowy, zacz�� je obgryza�. Thom spod zmar-
szczonych brwi wpatrywa� si� w sw�j kufel, nie po�wi�caj�c pieczonym ptakom ani odrobiny
uwagi.
- Dlaczego przyjecha�e� tutaj, do Tar Valon, Thom? To jest ostatnie miejsce, w kt�rym
spodziewa�bym si� ciebie spotka�, bior�c pod uwag� uczucia, jakie �ywisz do Aes Sedai.
S�ysza�em, �e zarabia�e� grube pieni�dze w Cairhien.
- Cairhien - wymrucza� stary bard, jego oczy na powr�t straci�y ostry wyraz. - Zabicie
cz�owieka przysparza wiele k�opot�w, nawet je�li tamten sobie na to zas�u�y�.
Szybki ruch r�k� i w d�oni b�ysn�� n�. Thom zawsze nosi� no�e poukrywane w
zakamarkach odzie�y. Mimo �e by� ju� bardzo pijany, ostrze trzyma� pewnie.
- Zabij cz�owieka, kt�ry sobie na to zas�u�y�, a mo�e si� zdarzy�, �e zap�ac� za to inni.
Pytanie brzmi: co w og�le warto robi�? Zawsze istnieje r�wnowaga, sam wiesz. Dobro i z�o.
�wiat�o�� i Cie�. Nie byliby�my lud�mi, gdyby nie ta r�wnowaga.
- Zostawmy to - wymamrota� Mat z pe�nymi ustami. - Nie chc� rozmawia� o zabijaniu.
"�wiat�o�ci, ten cz�owiek wci�� tam le�y na ulicy. Niech sczezn�, powinienem ju� by�
na pok�adzie statku."
- Zwyczajnie zapyta�em, dlaczego przyjecha�e� do Tar Valon. Je�eli musia�e� opu�ci�
Cairhien, poniewa� zabi�e� kogo�, to nic nie chc� o tym wiedzie�. Krew i popio�y, je�li wino
do tego stopnia zamroczy�o ci umys�, �e nie potrafisz m�wi� sensownie, odchodz�.
Thom spojrza� ze smutkiem i zr�cznym ruchem schowa� n�.
- Dlaczego przyjecha�em do Tar Valon? Dlatego, �e jest to najgorsze ze wszystkich
miejsc, w kt�rych m�g�bym si� znale��, wyj�wszy mo�e Caemlyn. A tego w�a�nie pragn�,
ch�opcze. Niekt�re z Czerwonych Ajah wci�� o mnie pami�taj�. Kt�rego� dnia widzia�em
Elaid� na ulicy. Gdyby wiedzia�a, �e tutaj jestem, pasami dar�aby ze mnie sk�r�, dopiero
w�wczas ukontentowana.
- Nigdy nie s�dzi�em, �e jeste� zdolny do u�alania si� nad sob� - powiedzia� z
niesmakiem Mat. - Masz zamiar utopi� si� w kuflu wina?
- Co ty mo�esz o tym wiedzie�, ch�opcze? - parskn�� Thom. - Prze�yj par� lat wi�cej,
zobacz troch� �ycia, kochaj jak�� kobiet� lub dwie, a wtedy zrozumiesz. By� mo�e pojmiesz,
je�li starczy ci rozs�dku na to, by si� uczy�. Ach, chcesz wiedzie�, dlaczego przyjecha�em do
Tar Valon? A dlaczego ty tutaj jeste�? Pami�tam, jak zadr�a�e�, kiedy okaza�o si�, �e
Moiraine jest Aes Sedai. Niemal�e czu�e� dotkni�cie Cienia, za ka�dym razem, gdy kto�
cho�by wymieni� w twoim towarzystwie s�owo "Jedyna Moc". C� wi�c robisz w Tar Valon,
gdzie na ka�dym kroku spotka� mo�na Aes Sedai?
- Wyje�d�am z Tar Valon. Oto, co tutaj robi�. Wyje�d�am!
Mat skrzywi� si�. Bard uratowa� mu �ycie, by� mo�e nawet ocali� go przed losem
gorszym ni� �mier�, gdy napad� ich Pomor. Dlatego w�a�nie prawa noga Thoma nie sprawo-
wa�a si� tak jak powinna.
"Na ca�ym statku mo�e nie by� do�� wina, aby m�g� si� tak upija�."
- Jad� do Caemlyn, Thom. Je�li, z jakichkolwiek powod�w, musisz ryzykowa� swoje
g�upie �ycie, mo�esz pojecha� ze mn�.
- Caemlyn? - zapyta� Thom g�osem pe�nym zadumy.
- Caemlyn, Thom. Elaida zapewne wr�ci tam wcze�niej czy p�niej, tak wi�c b�dziesz
mia� si� czym przejmowa�. A nietrudno si� domy�li�, �e je�li wpadniesz w r�ce Morgase,
b�dziesz jeszcze �a�owa�, �e to nie Elaida ci� dosta�a.
- Caemlyn. Tak. Caemlyn pasuje do mojego obecnego nastroju jak r�kawiczka do
d�oni. - Bard spojrza� na talerz z kurczakami i otwar� szeroko oczy ze zdziwienia. - Co ty z
nimi robisz, ch�opcze? Upychasz po kieszeniach?
Z trzech ptak�w zosta�y tylko kosteczki z kilkoma kawa�kami mi�sa.
- Czasami bywam g�odny - wymamrota� Mat. Du�o wysi�ku kosztowa�o go, by nie
oblizywa� palc�w. - Jedziesz ze mn� czy nie?
- Och, jasne �e pojad�, ch�opcze. - Kiedy Thom podni�s� si� od sto�u, jego postawa
by�a o wiele bardziej stabilna ni� poprzednio. - Poczekaj tutaj i postaraj si� nie zje�� sto�u, a ja
tymczasem wezm� swoje rzeczy i po�egnam si� z kilkoma osobami.
Odszed�, nie zachwiawszy si� ani razu.
Mat wypi� odrobin� wina, oskuba� resztki mi�sa, jakie zosta�y jeszcze na talerzu
pe�nym ko�ci i zastanawia� si� w�a�nie, czy znajdzie czas, by zam�wi� kolejnego kurczaka,
gdy Thom wr�ci�. Futera�y z czarnej sk�ry, zawieraj�ce flet i harf�, zwisa�y mu z plec�w obok
zwini�tego w rulon koca. Podpiera� si� prostym kosturem, r�wnie wysokim jak on sam. Dwie
kobiety towarzyszy�y mu z obu stron. Mat ostatecznie zdecydowa�, �e musz� to by� siostry.
Identyczne br�zowe oczy patrzy�y na barda z takim samym wyrazem. Thom najpierw
poca�owa� Saal, potem Mad� i pocieraj�c policzki, skierowa� si� ku drzwiom, jednocze�nie
daj�c Matowi znak skinieniem g�owy, by poszed� za nim. By� ju� na zewn�trz, zanim ch�opiec
sko�czy� zbiera� sw�j dobytek i pa�k�.
M�odsza z dwu kobiet, Saal, zatrzyma�a go ju� niemal w drzwiach.
- Nie wiem, o czym rozmawiali�cie, ale wybaczam ci to wino, tylko musisz wiedzie�,
�e alkohol go niszczy. Od tygodni nie widzia�am, �eby by� taki o�ywiony. - Wsun�a mu co�
w d�o�, a kiedy spojrza�, nie dowierza� w�asnym oczom. Da�a mu srebrn� mark� Tar Valon. -
To za to, co mu powiedzia�e�, niezale�nie od tego, co to by�o. Poza tym, karmienie ciebie nie
jest najlepszym interesem, ale masz bardzo pi�kne oczy.
Za�mia�a si�, gdy ujrza�a jego min�.
Mat r�wnie� si� roze�mia�, niemal�e wbrew sobie, i wyszed� na ulic�, przek�adaj�c
srebrn� monet� mi�dzy palcami.
"Tak wi�c, mam �adne oczy, czy� nie?"
Jego �miech urwa� si� nagle niczym ostatni �yk wina z bary�ki - na ulicy by� Thom, nie
by�o za� cia�a. Przez okna tawern pada�o na zewn�trz wystarczaj�co du�o �wiat�a, aby mie�
pewno��. Stra� miejska nie zabra�aby martwego cz�owieka, nie zadaj�c po okolicznych
tawernach stosownych pyta�, przyszliby wi�c r�wnie� i do gospody "Pod Kobiet� z
Tanchico".
- Na co tak patrzysz, ch�opcze? - zapyta� Thom. W tych cieniach nie kryj� si� �adne
trolloki.
- Rabusie - wymrucza� Mat. - My�l� o rabusiach.
- W Tar Valon nie znajdziesz ani ulicznych rabusi�w, ani z�odziei, ch�opcze. Niezbyt
wielu pr�buje uprawia� tutaj sw�j proceder, plotki bowiem rozchodz� si� �atwo i stra�nicy
szybko z�api� rabusia. W�wczas prowadz� go do Wie�y i nast�pnego ranka opuszcza j� z
oczyma szeroko otwartymi jak g�siareczka. S�ysza�em, �e z kobietami z�apanymi na kradzie�y
post�puj� jeszcze ostrzej. Nie, jedyny spos�b, by straci� tutaj swoje pieni�dze, to zosta�
oszukanym na ich wymianie, gdy kto� wci�nie ci br�z za twoje z�oto, albo wyp�aci ci monet�
ostrugan� na kraw�dzi. Nie ma tutaj rabusi�w.
Mat odwr�ci� si� i mijaj�c Thoma, ruszy� w stron� dok�w.
Po drodze uderza� pa�k� o kamienie bruku, jakby w ten spos�b m�g� porusza� si�
szybciej.
- Mam zamiar odp�yn�� pierwszym statkiem, kt�ry wyrusza z portu, niewa�ne jakim.
Pierwszym, Thom.
Z ty�u, za nim kij Thoma stuka� pospiesznie o bruk.
- Zwolnij, ch�opcze. Po co si� tak spieszy�? Odp�ywa st�d mn�stwo statk�w, bez
wzgl�du na por� dnia czy nocy. Zwolnij, nie ma tutaj �adnych rabusi�w.
- Pierwszym przekl�tym statkiem, Thom! Nawet je�eli b�dzie ton��, my znajdziemy
si� na jego pok�adzie!
"Je�li to nie byli rabusie, to kto? To musieli by� z�odzieje. Nikt inny."
ROZDZIA� 2
PIERWSZY STATEK
Po�udniow� Przysta�, wielki, okr�g�y basen, zbudowany jeszcze przez Ogir�w,
otacza�y wysokie mury z tego samego, na srebrno pr�gowanego kamienia, co reszta Tar
Valon. D�ugie nabrze�e, w wi�kszej cz�ci zadaszone, otacza�o ca�y port, wyj�wszy miejsca,
w kt�rych szerokie bramy wodne otwiera�y si� na rzek�. Przy nabrze�u, przycumowane do
niego rufami, sta�y rz�dem statki wszelkich rozmiar�w, a pomimo p�nej pory dokerzy w
prostych koszulach bez r�kaw�w uwijali si� przy wy�adunku lub za�adunku bali, skrzy�,
paczek, bary�ek, pos�uguj�c si� linami i przeno�nymi d�wigami, czy te� po prostu przenosz�c
je na plecach. Umocowane na zadaszeniu lampy o�wietla�y nabrze�e, okalaj�c Gzem wody
po�rodku zatoki kr�giem �wiate�. W ciemno�ciach przemyka�y ma�e, otwarte �odzie;
kwadratowe latarnie, zawieszone na wysokich stewach rufowych, sprawia�y, �e wygl�da�y jak
�wietliki muskaj�ce powierzchni� wody w zatoce. Jedynie w por�wnaniu ze statkami mog�y
wydawa� si� ma�e, niekt�re mia�y wszak po sze�� par d�ugich wiose�.
Kiedy Mat przeprowadzi� wci�� narzekaj�cego Thoma pod �ukiem z polerowanego
czerwonego kamienia, a p�niej w d� szerokimi schodami na nabrze�e, spostrzeg�, �e w od-
leg�o�ci nie wi�kszej ni� dwadzie�cia krok�w od nich, za�oga luzuje w�a�nie liny
cumownicze. ��d� by�a wi�ksza, ni� wszystkie, kt�re Mat m�g� dostrzec z miejsca, gdzie sta�;
od ostrego dzioba do kwadratowej rufy mierzy�a jakie� pi�tna�cie lub dwadzie�cia pi�dzi,
p�aski pok�ad, otoczony nadburciem znajdowa� si� prawie na poziomie nabrze�a. Naj-
wa�niejsze, �e w�a�nie odcumowywa�a.
"Pierwszym statkiem, kt�ry b�dzie odp�ywa�."
Na nabrze�u pojawi� si� siwow�osy m�czyzna, trzy rz�dy konopnego sznura naszyte
na r�kawach ciemnego p�aszcza czyni�y z niego dokmistrza. Szerokie ramiona wskazywa�y,
�e karier� sw� zaczyna� raczej ci�gn�c liny jako prosty doker, ni� nosz�c je w formie szar�y,
jak obecnie. Dok�adnie przyjrza� si� postaci Mata i przystan��, na pomarszczonej twarzy
rozb�ys�o zaskoczenie.
- Twoje baga�e zdradzaj�, co sobie zaplanowa�e�, ch�opcze, ale r�wnie dobrze mo�esz
o tym zapomnie�. Siostra pokaza�a mi tw�j portret. Nie wsi�dziesz na pok�ad �adnego statku
w Po�udniowej Przystani. Wr�� na g�r� po tych schodach, �ebym nie musia� wysy�a� ludzi, by
ci� odprowadzili.
- Co, na �wiat�o��...? - wymrucza� Thom.
- Wszystko si� zmieni�o - odpar� zdecydowanie Mat. Z pok�adu statku zrzucano
w�a�nie ostatni� cum�, zwini�te, tr�jk�tne �agle wci�� spoczywa�y w postaci grubych, bladych
t�umok�w na d�ugich, pochy�ych rejach, ale za�oga ju� przygotowywa�a wios�a. Wyci�gn�� z
kieszeni dokument Amyrlin i podsun�� dokmistrzowi pod sam nos.
- Jak to jest tutaj napisane, obecnie znajduj� si� w s�u�bie Wie�y, na rozkazach
samego Tronu Amyrlin. I musz� odp�yn�� tym w�a�nie statkiem.
Dokmistrz uwa�nie przeczyta� dokument, potem zacz�� raz jeszcze.
- Jak �yj�, nie widzia�em jeszcze czego� takiego. Dlaczego Wie�a najpierw ka�e ci�
zatrzyma�, a potem daje ci... to?
- Je�li chcesz, zapytaj sam� Amyrlin - odrzek� mu Mat znudzonym g�osem, chc�c w
ten spos�b zademonstrowa�, i� nie wierzy, aby kto� m�g� by� tak g�upi, �eby rzeczywi�cie
odwa�y� si� to zrobi� - ale ona zedrze ze mnie sk�r�, z ciebie zreszt� r�wnie�, je�li nie
odp�yn� tym statkiem.
- Nigdy ci si� nie uda - oznajmi� dokmistrz, ale jednocze�nie podnosi� ju� d�onie do
ust, by zawo�a�: - Hej tam na pok�adzie "Szarej Mewy"! Zatrzyma� si�! Niech was �wiat�o��
spali, stop!
Nagi do pasa cz�owiek przy rumplu spojrza� do ty�u, potem powiedzia� co� do
wysokiego towarzysza w ciemnym p�aszczu z bufiastymi r�kawami. Tamten jednak nie spusz-
cza� wzroku z za�ogi, w�a�nie zanurzaj�cej wios�a w wodzie.
- Razem ci�gn�� - rozkaza� i pi�ra wiose� zawirowa�y pian� w wodzie.
- Uda mi si� - warkn�� Mat. "Powiedzia�em pierwszy statek i pierwszy mia�em na
my�li." - Chod�, Thom!
Nie odwracaj�c si�, by zobaczy�, czy bard pod��a za nim, pobieg� w d� nabrze�a,
lawiruj�c pomi�dzy lud�mi i noszami wype�nionymi �adunkiem. Szczelina pomi�dzy ruf�
"Szarej Mewy" a nabrze�em powi�ksza�a si� w miar� jak wios�a uderza�y silniej. Zamachn��
si� r�k� trzymaj�c� pa�k� i cisn�� j� w kierunku statku jak w��czni�, potem zrobi� jeszcze
jeden krok i skoczy�, odbijaj�c si� tak mocno, jak tylko potrafi�.
Ciemna woda, kt�ra na mgnienie przemkn�a mu pod stopami, wygl�da�a na lodowato
zimn�, ale ju� przelecia� przez nadburcie i potoczy� si� po pok�adzie. Kiedy wstawa�
niezgrabnie, us�ysza� za sob� chrz�kni�cie i, chwil� p�niej, przekle�stwo.
Thom Merrilin wspi�� si� na nadburcie, zakl�� ponownie i przeszed� na pok�ad.
- Zgubi�em m�j kij - wymamrota�. - B�d� potrzebowa� nast�pnego.
Masuj�c praw� nog�, popatrzy� w d�, na wci�� poszerzaj�ce si� pasmo wody za
�odzi�, i zadr�a�.
- Ju� raz si� dzisiaj k�pa�em.
Sternik bez koszuli wpatrywa� si� szeroko rozwartymi oczyma to w niego, to w Mata, i
na powr�t w niego, �ciskaj�c w d�oni rumpel, jakby zastanawia� si�, czy mo�e u�y� go w
charakterze broni przeciwko szale�com.
Wysoki m�czyzna by� w r�wnym stopniu zaskoczony. Wytrzeszczy� blade, b��kitne
oczy, a jego usta porusza�y si� przez chwil�, nie wydaj�c d�wi�ku. Ciemna broda, wystrzy-
�ona w szpic, zdawa�a si� dr�e� z gniewu, w�ska twarz powoli robi�a si� purpurowa.
- Na Kamie�! - zarycza� wreszcie. - Co to wszystko ma znaczy�? Na tym statku nie
mam miejsca dla nikogo wi�cej pr�cz pok�adowego kota, a nawet gdybym mia�, to i tak nie
zabra�bym w��cz�g�w, kt�rzy sami skacz� na pok�ad. Sanor! Vasa! Wyrzu�cie te �mieci za
burt�!
Dw�ch ogromnych m�czyzn, obna�onych do pasa i bosych, unios�o si� znad zwoj�w
lin i pospieszy�o w kierunku rufy. Ludzie przy wios�ach nie przerywali swego zaj�cia,
pochylali si�, podnosz�c ich pi�ra, przechodzili trzy d�ugie kroki po pok�adzie, potem
prostowali si� i wracali, w ten spos�b pchaj�c ��d� naprz�d.
Mat jedn� r�k� zamacha� dokumentem Amyrlin w kierunku brodatego m�czyzny -
najpewniej kapitana, jak os�dzi� - podczas gdy drug� wy�owi� z kieszeni z�ot� koron�,
pomimo po�piechu nie zapominaj�c o tym, by da� do zrozumienia, i� tam, sk�d wyj�� t�
jedn�, jest ich jeszcze wi�cej. Wciskaj�c ci�k� monet� m�czy�nie, r�wnocze�nie nie prze-
stawa� szybko przemawia� i wymachiwa� dokumentem.
- To za zamieszanie towarzysz�ce naszemu wej�ciu na pok�ad, kapitanie. Jeszcze
wi�cej mog� zaoferowa� za przew�z. Jeste�my w s�u�bie Bia�ej Wie�y. Pod osobistymi roz-
kazami Tronu Amyrlin. Musimy odp�yn�� natychmiast. Do Aringill, w Andorze. Bardzo si�
spieszymy. B�ogos�awie�stwo Bia�ej Wie�y dla wszystkich, kt�rzy nam pomog�, gniew tym,
kt�rzy stan� nam na drodze.
Z pewno�ci� m�czyzna musia�, podczas tej przemowy, zobaczy� ju� piecz�� z
P�omieniem Tar Valon - i niewiele ponadto, jak Mat mia� nadziej� - zwin�� wi�c i schowa�
dokument. Niespokojnie wpatrywa� si� w dw�ch wielkich m�czyzn, zajmuj�cych swe
pozycje po bokach kapitana - "Niech sczezn�, obaj maj� ramiona r�wnie grube jak Perrin!" -
�a�owa�, �e nie ma w d�oni swej pa�ki. Widzia� j� nawet, le��c� tam gdzie wyl�dowa�a, na
dalszej cz�ci pok�adu. Usi�owa� przybra� wygl�d pewny i budz�cy zaufanie, wygl�d
cz�owieka, z kt�rym lepiej nie zadziera�, cz�owieka, za kt�rym stoi pot�ga Bia�ej Wie�y.
"Kt�r�, mam nadziej�, zostawi�em w�a�nie daleko za sob�."
Kapitan spojrza� na Mata z pow�tpiewaniem, na Thoma za� - na jego p�aszcz barda i
niezbyt pewn� postaw� zerkn�� wzrokiem, w kt�rym by�o jeszcze mniej zaufania, ale jednak
gestem powstrzyma� Sanora i Vas�.
- Nie chc� rozgniewa� Bia�ej Wie�y. Niech scze�nie ma dusza, przez ca�y czas, od
kiedy zajmuj� si� handlem rzecznym, p�ywam od �zy do tego gniazda... Nazbyt cz�sto, �eby
nie rozgniewa�... w�a�ciwie wszystkich. - Na twarz wype�z� mu zaci�ty u�miech.
- Ale powiedzia�em prawd�. Na Kamie�, czyst� prawd�! Mam sze�� kabin
pasa�erskich i wszystkie s� pe�ne. Mo�ecie spa� na pok�adzie i je�� wraz z za�og�, za cen�...
kolejnej z�otej korony. Od g�owy.
- To szale�stwo - �achn�� si� Thom. - Niezale�nie od skutk�w, jakie wywo�a�a wojna
w dole rzeki, jest to szale�stwo.
Dw�ch wielkich �eglarzy zacz�o niespokojnie przest�powa� z nogi na nog�.
- Taka jest moja cena - twardo odpar� kapitan. Nie mam ochoty z nikim zadziera�, ale
nie b�d� was przecie� zmusza� do pozostawania na pok�adzie mej �odzi. To tak, jakby�cie
chcieli cz�owiekowi zap�aci� za to, by pozwoli� wytarza� si� w gor�cej smole. W taki w�a�nie
spos�b mo�e si� sko�czy� dla mnie ca�a ta historia z wami. P�acicie albo wylatujecie przez
burt� i niech was sama Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin potem wysuszy. A to zatrzymam za
k�opoty, jakie mi sprawili�cie, dzi�kuj�.
Wsun�� otrzyman� od Mata z�ot� koron� do kieszeni p�aszcza z bufiastymi r�kawami.
- Ile nale�a�oby zap�aci� za jedn� z kabin? - dopytywa� si� Mat. - Wy��cznie dla
naszego u�ytku. Mo�esz przenie�� tego, kt�ry j� zajmuje, i dokwaterowa� do kogo� innego.
Nie mia� ochoty spa� na wolnym powietrzu w zimne noce, jakie teraz nasta�y.
"Je�li ugniesz si� cho� raz przed takim cz�owiekiem, to nied�ugo ukradnie twe spodnie
i jeszcze da do zrozumienia, �e wy�wiadcza ci przys�ug�."
- B�dziemy jedli razem z tob�, a nie z za�og�. Ja potrzebuj� du�o jedzenia.
- Mat - mitygowa� go Thom. - To raczej ja m�g�bym m�wi� jak pijany.
Odwr�ci� si� w stron� kapitana, prezentuj�c naszywany �atkami p�aszcz oraz zwini�ty
koc i instrumenty muzyczne.
- Jak pan zapewne zauwa�y�, kapitanie, jestem bardem. - Nawet na otwartej
przestrzeni jego g�os nagle zdawa� si� rozbrzmiewa� echem. - Za cen� przejazdu, z przy-
jemno�ci� b�d� zabawia� twych pasa�er�w i za�og�...
- Moja za�oga ma na pok�adzie pracowa�, a nie bawi� si�, bardzie. - Kapitan szarpn��
szpic brody, jego blade oczy z dok�adno�ci� do jednego miedziaka szacowa�y prosty p�aszcz
Mata.
- A wi�c, chcesz kabin�, czy tak? - zani�s� si� urywanym, szczekliwym �miechem. - I
je�� przy moim stole? C�, powinienem ci chyba zaoferowa� moj� kabin� i moje posi�ki. Pi��
z�otych koron od ka�dego z was! Andora�skiego systemu!
Andora�skie by�y najci�sze. Zacz�� si� �mia� tak gwa�townie, �e przez chwil� s�owa
wydobywa�y si� z jego ust w postaci rwanego posapywania. Po obu stronach Sanor i Vasa
wykrzywili twarze w szerokie grymasy.
- Za dziesi�� koron mo�esz sobie zabra� moj� kabin� i moje posi�ki, a ja
przeprowadz� si� do kajuty pasa�erskiej i b�d� jad� z za�og�. Niech scze�nie ma dusza, je�li
tak nie zrobi�! Na Kamie�, przysi�gam! Za dziesi�� z�otych koron...
�miech st�umi� ca�kowicie dalsze s�owa.
Wci�� �mia� si� jeszcze, z trudem �api�c oddech i ocieraj�c z policzk�w �zy, gdy Mat
wyj�� jedn� ze swych dwu sakiewek, lecz rechot zamar� nagle, kiedy odliczy� pi�� koron i
poda� kapitanowi.
- Powiedzia�e�, systemu andora�skiego? - pad�o pytanie. Trudno by�o jednoznacznie
okre�li� wag� pieni�dzy, nie posiadaj�c szalek, ale Mat po�o�y� na stosie monet kolejne
siedem. Dwie w istocie by�y z Andoru, spodziewa� si�, �e pozosta�e uzupe�ni� ci�ar.
"Wystarczaj�co du�o, jak na tego cz�owieka."
Po chwili doda� jeszcze dwie z�ote korony z Tairen.
- To dla tego, kt�rego b�dziesz musia� usun�� z kabiny. - Nie przypuszcza�, by
pechowy pasa�er zobaczy� cho�by miedziaka, czasami jednak op�aca�o si� okazywa� szczo-
dro��. - Nie zechcesz chyba pozbawi� ich nale�nej rekompensaty. Nie, z pewno�ci� nie. Co�
im si� wszak nale�y za to, �e b�d� si� musieli t�oczy� z innymi. Nie ma r�wnie� potrzeby,
aby� jad� z za�og�, kapitanie. Zapraszamy ci� do naszego sto�u w twojej kabinie.
Thom wpatrywa� si� we� z podobnym napi�ciem jak pozostali obecni.
- Czy nie jeste�... - g�os brodacza zmieni� si� w ochryp�y szept. - Czy aby nie jeste�,
panie... przypadkiem... m�odym lordem w przebraniu?
- Nie jestem �adnym lordem - za�mia� si� Mat.
Mia� powody do weso�o�ci. "Szara Mewa" powoli roztapia�a si� w ciemno�ciach
zalegaj�cych nad zatok�, szereg �wiate� nabrze�a obramowywa� czarn� szczelin� w niewiel-
kiej ju� odleg�o�ci przed dziobem, szczelina oznacza�a miejsce, gdzie bramy wodne otwiera�y
si� na rzek�. Wios�a szybko pcha�y ��d� w kierunku mroczniej�cego przej�cia. Za�oga ju�
brasowa�a d�ugie, pochy�e reje, przygotowuj�c si� do postawienia �agli. Z d�oni� obci��on�
z�otem, kapitan nie mia� ju� ochoty wyrzuca� kogokolwiek za burt�.
- Je�li pan pozwoli, kapitanie, chcieliby�my zobaczy� nasz� kajut�. To znaczy, pa�sk�
kajut�. Jest ju� p�no i przede wszystkim potrzebuj� paru godzin snu. - W tej samej chwili
jego �o��dek przypomnia� o sobie. - Poprosz� te� o kolacj�!
Podczas gdy ��d� wytrwale ci�a dziobem ciemno��, brodacz sam sprowadzi� Mata i
Thoma po drabinie pod pok�ad, do kr�tkiego, w�skiego korytarza ograniczonego po obu
stronach rz�dami ciasno obok siebie po�o�onych drzwi. Kapitan przeni�s� rzeczy ze swojej
kabiny - pomieszczenia, zajmuj�cego ca�� szeroko�� rufy, z ��kiem i reszt� umeblowania
wbudowanymi w �ciany (opr�cz dwu krzese� i kilku skrzynek) - i dopilnowa�, by Mat i Thom
ulokowali si� w niej. Podczas tych operacji Mat wiele si� dowiedzia� o tym cz�owieku,
poczynaj�c od faktu, i� nie mia� najmniejszego zamiaru pozbawia� kt�regokolwiek z
pasa�er�w przys�uguj�cej mu kabiny. Zbyt wielkim bowiem darzy� szacunkiem, je�li nawet
nie ich samych, to przynajmniej monet�, kt�r� op�acili przejazd, aby zdecydowa� si� na takie
post�powanie. W rzeczy samej, kapitan po prostu zaj�� kajut� pierwszego oficera, ten z kolei
��ko drugiego, i tak dalej a� do bosmana, kt�ry przeni�s� si� do kabiny za�ogi na dziobie.
Mat nie s�dzi�, by takie informacje mog�y si� okaza� u�yteczne, ale uwa�nie
ws�uchiwa� si� we wszystko, co tamten m�wi�. Zawsze lepiej wiedzie�, nie tylko dok�d si�
udajesz, lecz r�wnie� z kim, w przeciwnym razie bowiem tw�j kompan mo�e zabra� ci
p�aszcz oraz buty i zostawi� ci� bosego na deszczu.
Kapitan by� Tairenianinem, nazywa� si� Huan Mallia; wywi�zuj�c si� z op�aconych
obowi�zk�w, a jednocze�nie dla w�asnej przyjemno�ci, przemawia� ze swad� do Mata i
Thoma. Nie by� szlachetnie urodzony, powiada�, oczywi�cie, �e nie, ale nie pozwoli nikomu
my�le� o sobie jako o g�upcu. M�ody cz�owiek, z wi�ksz� ilo�ci� z�ota, ni�li m�g�by
kt�rykolwiek m�odzieniec uczciwie posiada�, mo�e by� z�odziejem, je�li nie wiedzia�oby si� z
ca�� pewno�ci�, �e z�odziejom nigdy nie udaje si� uciec z Tar Valon ze swoim �upem. M�ody
cz�owiek, odziany jak wie�niak, pewny siebie i zachowuj�cy si� zuchwale niczym lord,
kt�rym wszak�e, jak twierdzi, nie jest...
- Na Kamie�, nie twierdz�, �e nim jeste�, skoro m�wisz, i� jest przeciwnie.
Mallia zamruga�, odkaszln�� i szarpn�� szpic swej brody. M�ody cz�owiek,
legitymuj�cy si� dokumentem z piecz�ci� samej Zasiadaj�cej na Tronie Amyrlin i zmierzaj�cy
do Andoru. Nie by�o tajemnic�, �e kr�lowa Morgase odwiedzi�a Tar Valon, cho� oczywi�cie
pow�d tej wizyty nie by� znany. Dla Mallii nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e zanosi si� na co�
mi�dzy Caemlyn i Tar Valon. A Mat i Thom byli pos�a�cami wys�anymi przez Morgase, jak
to os�dzi� po akcencie Mata. Cokolwiek m�g�by zrobi�, aby przyczyni� si� do sukcesu tak
wielkiego przedsi�wzi�cia, b�dzie to dla niego prawdziw� przyjemno�ci�, jednak oczywi�cie
nie b�dzie si� wtr�ca�, je�li jego oferta zostanie odtr�cona.
Mat wymieni� z Thomem zaskoczone spojrzenia, bard chowa� w�a�nie swe
instrumenty pod wystaj�cym z jednej ze �cian blatem sto�u. Kajuta poza tym wyposa�ona by�a
w dwa ma�e okna po obu stronach, para lamp osadzonych na kinkietach s�u�y�a za ca�e
o�wietlenie.
- To nonsens - powiedzia� Mat.
- Oczywi�cie - replikowa� Mallia. Wyprostowa� si�, oderwa� na moment od
wyci�ganych z kufra, stoj�cego w nogach ��ka, ubior�w i u�miechn��. - Oczywi�cie. - Po-
trzebne mu mapy rzeki znalaz� we wbudowanej w �cian� szafie. - Nic wi�cej nie powiem.
Ale tak naprawd�, nieprzerwanie pr�bowa� si� wtr�ca�, chocia� za wszelk� cen� chcia�
ukry� sw� ciekawo��, i w�sz�c na �lepo, przeskakiwa� z tematu na temat. Mat s�ucha� go,
odpowiadaj�c na pytania mrukni�ciami i wzruszaniem ramion, Thom nie reagowa� nawet w
tak zdawkowy spos�b. Potrz�sa� tylko g�ow�, rozlokowuj�c jednocze�nie swe rzeczy.
Mallia ca�e swoje �ycie p�ywa� po rzece, cho� marzy� o �eglowaniu po morzu. O
wszystkich krainach, pr�cz �zy, wyra�a� si� z nie ukrywan� pogard�, jedynym wyj�tkiem by�
w�a�ciwie tylko Andor, kt�remu na koniec, chc�c nie chc�c, musia� udzieli� niech�tnej
pochwa�y.
- Dobre konie s� w Andorze, tak s�ysza�em. Niez�e. Nie tak dobre jak rasy hodowane
w Tairen, ale nie najgorsze. Robicie dobr� stal i wyroby �elazne, niczego sobie br�z i mied�...
Handlowa�em nimi dosy� cz�sto, cho� ceny narzucacie srogie... ale przecie� macie te kopalnie
w Cr�rach Mg�y. I kopalnie z�ota. W �zie musimy ci�ko pracowa� na nasze z�oto.
Z najwi�ksz� pogard� potraktowa� Mayene.
- To przecie� nawet nie jest kraj, w mniejszym jeszcze stopniu ni� Murandy. Jedno
miasto i kilka lig ziemi. Narzucaj� dumpingowe ceny na nasz� oliw�, z dobrych taire�skich
oliwek, tylko dlatego, �e ich statki wiedz�, gdzie mo�na znale�� �awice ryb olejowych. Nie
maj� prawa do nazywania si� krajem.
Nienawidzi� Illian.
- Pewnego dnia z�upimy ich do go�ej sk�ry, zr�wnamy z ziemi� wszystkie miasta i
wioski, a na ugorze zasiejemy s�l. - Broda Mallii niemal�e zje�y�a si� z gniewu i obrzydzenia
na my�l o paskudnej ziemi illia�skiej. - Nawet ich oliwki s� zgni�e! Pewnego dnia
poprowadzimy wszystkie illia�skie kanalie w �a�cuchach! Tak powiada Wielki Lord Samon!
Mat zastanawia� si�, jaki u�ytek �za zrobi�aby z tych wszystkich ludzi, gdyby
rzeczywi�cie zrealizowano taki plan. Illian trzeba by by�o karmi�, a b�d�c niewolnikami, z
pewno�ci� nie chcieliby pracowa�. Wszystko to by�o pozbawione dla� najmniejszego sensu,
jednak oczy Mallii l�ni�y, gdy o tym m�wi�.
Tylko g�upcy zgadzaj� si� na w�adz� pojedynczego cz�owieka, pozwalaj�c by rz�dzili
nimi kr�l lub kr�lowa.
- Oczywi�cie z wyj�tkiem kr�lowej Morgase - doda� po�piesznie. - S�ysza�em, �e to
bardzo porz�dna kobieta. Pi�kna, jak mi powiedziano.
I wszyscy ci g�upcy zginaj� karki przed jednym g�upcem. Wielcy Lordowie rz�dz� �z�
wsp�lnie, wydaj�c decyzje b�d�ce rezultatem wsp�pracy, i tak w�a�nie powinno by� wsz�-
dzie. Wielcy Lordowie wiedz� co jest s�uszne, dobre i prawdziwe. A tym bardziej Wielki
Lord Samon. Cz�owiek nigdy nie zboczy z w�a�ciwej drogi, je�li b�dzie pos�uszny Wielkim
Lordom. A zw�aszcza Wielkiemu Lordowi Samonowi.
Mallia stara� si� za wszelk� cen� nie ujawnia� czego�, co stanowi�o przedmiot jego
najwi�kszej nienawi�ci, wi�kszej nawet ni� kr�lowie i kr�lowe, wi�kszej ni� Illianie. M�wi�
jednak tak du�o, usi�uj�c odkry� cel ich misji, i tak bardzo straci� panowanie nad w�asnym
g�osem, �e zdradza� wi�cej, ni� zamierza�.
Zapewne musieli du�o podr�owa� w s�u�bie tak wielkiej kr�lowej jak Morgase.
Niew�tpliwie zwiedzili mn�stwo krain. Marzy� o �egludze po morzu, gdy� wtedy m�g�by
zobaczy� kraje, o kt�rych dot�d jedynie s�ysza�, poniewa� w�wczas m�g�by odnale�� �awice
olejowych ryb Mayenian, a wtedy odsun��by od handlu Lud Morza i wstr�tnych Illian. No i
morze le�y przecie� daleko od Tar Valon. Musz� przecie� to rozumie�, gdy� z pewno�ci�
zmuszeni bywaj� do odwiedzania dziwnych miejsc i ludzi, kt�rych nie mieliby ochoty
widzie�, co trudno by�oby im znie��, gdyby nie s�u�yli kr�lowej Morgase.
- Nigdy nie lubi�em dobija� do tego brzegu, nigdy bowiem nie wiadomo, kto tutaj
mo�e w�ada� Jedyn� Moc�. - Niemal�e wyplu� dwa ostatnie s�owa. Przecie� od kiedy Wielki
Lord Samon powiedzia�... - Niech scze�nie ma dusza, to miejsce powoduje, �e czuj� si�, jakby
ob�e robaki wgryza�y mi si� w brzuch, kiedy tylko spojrz� na ich Bia�� Wie��, wiedz�c, co
planuj�.
Wielki Lord Samon powiedzia�, �e Aes Sedai d��� do w�adzy nad �wiatem.
Powiedzia�, �e chc� zmia�d�y� wszystkie ludy, po�o�y� sw�j but na gardle ka�dego
cz�owieka. Powiedzia�, �e �za nie mo�e ju� d�u�ej poprzesta� na zakazie u�ywania Mocy na
w�asnym terytorium, w nadziei, �e to wystarczy. Powiedzia�, �e dla �zy nadchodzi dzie� za-
s�u�onej chwa�y, ale na przeszkodzie stoi Tar Valon.
- Nie maj� szans, by tego unikn��. Wcze�niej czy p�niej zostan� wytropione i zabite,
wszystkie Aes Sedai, do ostatka. Wielki Lord Samon m�wi, �e pozosta�e mo�na b�dzie
oszcz�dzi�, m��dki, nowicjuszki, Przyj�te - je�li oprzytomniej� i nawr�c� si� na Kamie�, ale
ca�a reszta musi zosta� wyt�piona. Tak w�a�nie twierdzi Wielki Lord Samon. Bia�a Wie�a
musi zosta� zniszczona.
Przez d�u�sz� chwil� Mallia sta� po�rodku kajuty, z nar�czem ubior�w, ksi��kami oraz
rulonami map, w�osami niemal�e omiataj�c belki pok�adu nad g�ow�, i patrzy� w pustk�, w
kt�rej Bia�a Wie�a obraca�a si� w ruin�. Potem wzdrygn�� si�, gdy zda� sobie spraw�, co
w�a�ciwie przed momentem powiedzia�. Wystrzy�ona w szpic broda zadrga�a niepewnie.
- To znaczy... tak w�a�nie on m�wi. Ja... ze swojej strony... s�dz�, �e by� mo�e,
posuwa si� troch� za daleko. Wielki Lord Samon... Potrafi tak przemawia�, �e cz�owiek sam
ju� nie wie, w co ma wierzy�. Je�li Caemlyn mo�e paktowa� z Wie��, c�, dlaczego nie
mia�aby tego czyni� �za. - Przeszy� go dreszcz, ale jakby tego nie zauwa�y�. - Tak w�a�nie
my�l�.
- Jak uwa�asz, kapitanie - odrzek� Mat czuj�c, jak wzbiera w nim ochota na sp�atanie
komu� figla. - S�dz�, �e twoje propozycje s� w�a�ciwie s�uszne. Ale nie nale�y poprzesta� na
kilku Przyj�tych. Zapro�cie do siebie tuzin Aes Sedai albo dwa tuziny. Pomy�l, czym sta�by
si� Kamie� �zy z dwudziestk� Aes Sedai w �rodku.
Mallia a� zatrz�s� si�.
- Przy�l� cz�owieka po szkatu�k� z pieni�dzmi - powiedzia� dziwnym g�osem i
wy�lizgn�� si� na zewn�trz.
Mat zmarszczy� brwi, wpatruj�c si� w zamkni�te drzwi.
- S�dz�, �e nie powinienem tego m�wi�.
- Nie bardzo rozumiem, jak w og�le mog�e� co� takiego pomy�le� - powiedzia� sucho
Thom. - Nast�pnym razem zaproponujesz Lordowi Kapitanowi Komandorowi Bia�ych
P�aszczy, �eby o�eni� si� z Zasiadaj�c� Na Tronie Amyrlin. - Brwi wygi�y mu si� jak bia�e
g�sienice. - Wielki Lord Samon. W �yciu nie s�ysza�em o �adnym Wielkim Lordzie Samonie.
Tym razem Mat odezwa� si� oschle.
- C�, nawet ty nie mo�esz wiedzie� wszystkiego o kr�lach, kr�lowych i szlachcie
zamieszkuj�cej ten �wiat, Thom. Kilkoro mog�o umkn�� twej uwagi.
- Znam imiona wszystkich kr�l�w i kr�lowych, ch�opcze, a tak�e imiona wszystkich
Wielkich Lord�w �zy. Zak�adam, �e mogli ostatnio wynie�� kt�rego� z Lord�w Prowincji, ale
my�l�, �e s�ysza�bym o �mierci jednego ze starych Wielkich Lord�w. Gdyby� nalega� jednak
na wyrzucenie jakiego� biednego cz�owieka z jego kajuty, zamiast domaga� si� kapita�skiej,
teraz ka�dy z nas mia�by w�asne ��ko, wprawdzie w�skie i twarde, ale zawsze. Niestety,
musimy podzieli� si� koj� Mallii. Mam nadziej�, �e nie chrapiesz, ch�opcze. Nie cierpi�
chrapania.
Mat zacisn�� z�by. Pami�ta�, �e Thom chrapa� przera�liwie, wydaj�c takie odg�osy, jak
tarnik na d�bowym s�ku. O tym nie by� �askaw wspomnie�.
Jeden z dwu olbrzym�w - Sanor albo Vasa, nie przedstawi� si� - przyszed� po
wysadzan� �elazem kaset� z pieni�dzmi, kt�r� kapitan trzyma� pod ��kiem. Nie powiedzia�
ani s�owa, tylko uk�oni� si� niedbale, marszcz�c brwi, kiedy my�la�, �e nie patrz� na niego i
wyszed�.
Mat zaczyna� si� zastanawia�, czy towarzysz�ce mu przez ca�� noc szcz�cie
przypadkiem go nie opu�ci�o. Musia� jako� wytrzyma� chrapanie Thoma, a prawd� m�wi�c,
nie by� to najlepszy pomys� na �wiecie, by skaka� akurat na ten statek, w dodatku wymachuj�c
dokumentem z piecz�ci� P�omienia Tar Valon, podpisanym przez Zasiadaj�c� na Tronie
Amyrlin. Powodowany nag�ym impulsem, wyci�gn�� jeden z cylindrycznych, sk�rzanych
kubk�w do ko�ci, odsun�� �ci�le przylegaj�ce wieko i wysypa� ko�ci na st�.
To by�y ko�ci z kropkami, teraz patrzy�o na niego pi�� pojedynczych oczek. Oczy
Czarnego, jak w niekt�rych grach nazywano ten rzut. Oznacza� wygran� w jednych, a prze-
gran� w innych.
"Ale w co teraz gram?"
Zebra� ko�ci i rzuci� ponownie. Pi�� oczek. Kolejny rzut i znowu mruga�y do� Oczy
Czarnego.
- Je�li u�ywa�e� tych ko�ci, aby wygra� ca�e to z�oto - powiedzia� Thom cicho - nic
dziwnego, �e musia�e� odp�yn�� pierwszym napotkanym statkiem.
Rozebra� si� ju� prawie ca�kowicie i sta� teraz, trzymaj�c koszul� w po�owie
przeci�gni�t� przez g�ow�. Kolana mia� guzowate, na nogach �ylaste mi�nie i �ci�gna, prawa
by�a odrobin� kr�tsza.
- Ch�opcze, dwunastoletnia dziewczynka wypru�aby ci serce, gdyby wiedzia�a, �e
u�ywasz przeciwko niej tych ko�ci.
- Tu nie chodzi o ko�ci - wymamrota� Mat. - To szcz�cie.
"Szcz�cie Aes Sedai? Czy szcz�cie Czarnego?"
Wrzuci� ko�ci z powrotem do kubka i zamkn�� wieczko.
- Przypuszczam wi�c - powiedzia� Thom, wspinaj�c si� na koj� - �e nie zamierzasz
powiedzie� mi, sk�d pochodzi ca�e to z�oto.
- Wygra�em je. Dzisiejszego wieczoru. Ich ko��mi. - Aha. Przypuszczam, �e r�wnie�
nie wyja�nisz mi niczego w sprawie tego dokumentu, kt�rym wymachujesz woko�o...
ch�opcze, widzia�em piecz��!... ani ca�ego tego gadania o sprawach Bia�ej Wie�y, czy te�
dlaczego dokmistrz otrzyma� tw�j opis od Aes Sedai?
- Wioz� list od Elayne do Morgase, Thom - powiedzia� Mat, staraj�c si� zachowa�
cierpliwo��, cho� wcale nie mia� na to ochoty. - Dokument da�a mi Nynaeve. Nie mam
poj�cia, sk�d go wzi�a.
- C�, je�li nie chcesz mi powiedzie�, to chyba si� prze�pi�. Zga� lampy, dobrze?
Thom przewr�ci� si� na bok i przykry� g�ow� poduszk�.
Jednak kiedy rozebra� si� ju�, zostaj�c w samej bieli�nie, i wczo�ga� pod koc,
zgasiwszy oczywi�cie wcze�niej lampy, nie m�g� zasn��, i to nawet pomimo mi�kkiego,
puchowego materaca, kt�ry zdradza�, w jaki spos�b Mallia troszczy si� o swoje wygody.
Mia�, rzecz jasna, ca�kowit� racj� obawiaj�c si� chrapania Thoma, a poduszka w�a�ciwie nie
t�umi�a �adnych d�wi�k�w. Brzmia�o to tak, jakby Thom zardzewia�� pi�� ci�� drewno w
poprzek s�k�w. Na dodatek, nie m�g� przesta� my�le�. W jaki spos�b Nynaeve, Egwene i
Elayne uzyska�y ten dokument od Amyrlin? Musia�y by� zaanga�owane w jakiej� sprawie
interesuj�cej sam� Zasiadaj�c� na Tronie Amyrlin, w jakim� spisku, jednej z tych machinacji
Bia�ej Wie�y, jednak teraz, kiedy wszystko sobie przemy�la�, doszed� do wniosku, i� one
r�wnie� co� zatai�y przed ni�.
- "Prosz�, zawie� list do mojej matki, Mat" - zacytowa� mi�kkim, wysoko tonowanym,
prze�miewczym g�osem. - G�upiec! Z ka�dym listem od C�rki-Nast�pczyni do kr�lowej,
Amyrlin wys�a�aby Stra�nika. �lepy g�upiec, kt�ry tak bardzo chcia� si� wydosta� z Bia�ej
Wie�y, �e niczego wok� siebie nie dostrzega�.
Chrapanie Thoma zawt�rowa�o tej ostatniej my�li niczym hejna� tr�bacza.
Przede wszystkim jednak, my�la� o szcz�ciu i rabusiach. Pierwsze uderzenie o dzi�b
nie zdo�a�o wytr�ci� go z zamy�lenia, prawie nie zwr�ci� na nie uwagi. Nie przej�� si� tak�e
szuraniem i stukami o pok�ad, delikatnymi uderzeniami podeszew but�w. ��d� czyni�a zbyt
wiele ha�as�w, ponadto, kto� musia� znajdowa� si� na pok�adzie, by kierowa� statek
bezpiecznie w d� rzeki. Jednak�e skradaj�ce si� kroki w przej�ciu, wiod�cym do jego drzwi,
na�o�y�y si� nagle na wspomnienia napadu i spowodowa�y, i� niemal�e zastrzyg� uszami.
�okciem tr�ci� Thoma w �ebra.
- Obud� si� - powiedzia� cicho. - Kto� jest w korytarzu.
Sam tymczasem odrzuci� koce, zeskoczy� lekko na pod�og� kabiny - "Pok�ad, pod�oga,
jakkolwiek si�, przekl�ta, nazywa!" - stopy bezszelestnie opad�y na deski. Thom westchn��,
mlasn�� i zacz�� na powr�t chrapa�.
Nie by�o czasu, by si� o niego martwi�. Odg�os krok�w rozbrzmiewa� tu� za
drzwiami. Mat chwyci� pa�k�, zaj�� pozycj� na wprost wej�cia i czeka�.
Drzwi powoli uchyli�y si� i m�tne �wiat�o ksi�yca, wpadaj�ce przez w�az u szczytu
drabiny, po kt�rej kolejno zeszli zamachowcy, wyci�o w mroku dwie, owini�te w p�aszcze,
sylwetki. By�o do�� jasno, by rozb�ys�y obna�one ostrza no�y. M�czyznom a� zapar�o dech,
najwyra�niej nie spodziewali si�, �e kto� b�dzie na nich czeka�.
Mat wykona� pchni�cie pa�k�, trafiaj�c pierwszego w spojenie �eber. Kiedy koniec
pa�ki uderza�, us�ysza� jakby g�os swego ojca: "To jest cios �miertelny, Mat. Nie u�ywaj go
pod �adnym pozorem, chyba �e chodzi o twoje �ycie." Ale te no�e oznacza�y w�a�nie walk� o
�ycie, a w kabinie nie by�o miejsca, by zamachn�� si� porz�dnie.
W tej samej chwili, gdy pierwszy m�czyzna zakaszla� g�ucho i osun�� si� na pok�ad,
na pr�no walcz�c o odzyskanie tchu, Mat zrobi� krok naprz�d, przeprowadzi� drugi koniec
pa�ki nad g�ow� i uderzy� nim w gard�o kolejnego napastnika. Rozleg�o si� g�o�ne
chrupni�cie. Tamten upu�ci� n�, z�apa� si� za szyj� i pad� na cia�o swego towarzysza. Przez
chwil� jeszcze wierzgali nogami, ale �miertelne rz�enie ju� dobywa�o si� z ich garde�.
Mat sta� bez ruchu, wpatruj�c si� w le��ce cia�a.
"Dw�ch ludzi. Nie, niech sczezn�, trzech! Zapewne nigdy dot�d nawet nie
skaleczy�em powa�nie �adnej istoty ludzkiej, a dzisiaj, w ci�gu jednej nocy zabi�em trzech
ludzi. �wiat�o�ci!"
W przej�ciu zapad�a g��boka cisza, dzi�ki temu m�g� s�ysze� uderzenia but�w o
pok�ad ponad g�ow�. A przecie� wszyscy cz�onkowie za�ogi chodzili boso.
Staraj�c si� nawet nie my�le� o tym, co zamierza, Mat zdar� p�aszcz z zabitego i
zarzuci� sobie na ramiona, zakrywaj�c bia�e paski swych spodenek. Boso przeszed� przez
korytarz i wspi�� si� pod drabinie, wysuwaj�c tylko oczy ponad os�on� w�azu.
Ksi�yc o�wietla� w mroku napi�te �agle, ale noc kry�a pok�ad pl�tanin� cieni, nie by�o
s�ycha� nic pr�cz cichego szmeru wody wzd�u� burt statku. Na pok�adzie nie dostrzeg� nikogo
poza m�czyzn� z nasuni�tym nisko, jakby dla os�ony przed ch�odem, kapturem p�aszcza.
Posta� przesun�a si� i sk�ra but�w zaszura�a po deskach pok�adu.
�ciskaj�c mocno pa�k� i modl�c o to, by nie zosta�a zauwa�ona, Mat wspi�� si� na
pok�ad.
- Nie �yje - wymrucza� niskim, ochryp�ym szeptem.
- Mam nadziej�, �e kwicza�, kiedy podrzyna�e� mu gard�o. - Ten sam g�os z mocnym
akcentem, g�os, kt�rego wo�anie s�ysza� u wej�cia do kr�tej uliczki w Tar Valon. - Ten
ch�opak przysporzy� nam zbyt wiele k�opot�w. Czekaj! Kto ty jeste�?
Mat zamachn�� si� z ca�ej si�y pa�k�. Grube drzewce trafi�o m�czyzn� w g�ow�,
kaptur p�aszcza jedynie cz�ciowo st�umi� odg�os uderzenia - jakby wielki melon upad� na
pod�og�.
M�czyzna run�� na wios�o sterowe, przesuwaj�c jego dr��ek, ��d� przechyli�a si�, a
Mat zachwia� na nogach. K�tem oka dostrzeg� jaki� kszta�t po�r�d cieni rzucanych przez
nadburcie, potem l�nienie ostrza i w u�amku chwili zrozumia�, �e nie zd��y odwr�ci� pa�ki,
zanim n� dotrze do celu. Wtem b�ysk przelecia� przez ciemno�� i wbi� si� z g�uchym odg�o-
sem w mroczniej�cy kszta�t. Ruch, kt�ry mia� by� skokiem, zamieni� si� w sk�on i cia�o
m�czyzny run�o niemal�e u st�p Mata.
Pod pok�adem rozbrzmia�y g�osy, kiedy dr��ek wios�a sterowego przesun�� si� pod
wp�ywem ci�aru wisz�cego na nim cia�a, a ��d� skr�ci�a ponownie.
Z otworu w�azu wyskoczy� Thom, ubrany w p�aszcz i spodenki, otwieraj�c os�on�
sztormowej latarni.
- Masz szcz�cie, ch�opcze. Jeden z tych pod pok�adem mia� przy sobie latarni�.
Gdyby tam zosta�a, mog�aby spowodowa� po�ar na statku.
�wiat�o latarni doby�o z mroku r�koje�� no�a stercz�cego z piersi m�czyzny i jego
martwe, wytrzeszczone oczy. Mat nigdy przedtem go nie widzia�, na pewno zapami�ta�by
kogo� z tak wieloma bliznami na twarzy. Thom kopni�ciem wytr�ci� n� z wyci�gni�tej r�ki
martwego m�czyzny, potem pochyli� si�, by uwolni� w�asne ostrze, nast�pnie wytar� je o
p�aszcz tamtego.
- Masz du�o szcz�cia, ch�opcze. Doprawdy du�o.
U nadburcia rufy wisia�a przymocowana lina. Thom podszed� do niej, wysun�� lamp�
na zewn�trz, Mat po chwili do��czy� do niego. Na drugim ko�cu liny ko�ysa�a si� jedna z
ma�ych �odzi Po�udniowej Przystani, jej kwadratowa latarnia by�a zgaszona. Jeszcze dw�ch
ludzi sta�o mi�dzy podniesionymi wios�ami.
- Niech mnie Wielki W�adca porwie, to on! - wysapa� jeden z nich. Drugi rzuci� si�
naprz�d i szale�czymi szarpni�ciami pr�bowa� odwi�za� w�ze� mocuj�cy lin�.
- Chcesz tych dwu r�wnie� zabi�? - zapyta� Thom, jego g�os zahucza�, jak wtedy gdy
recytowa�.
- Nie, Thom - odrzek� cicho Mat. - Nie.
M�czy�ni w ��dce musieli s�ysze� pytanie, nie s�ysz�c jednak odpowiedzi, bowiem
porzucili swe wysi�ki, zmierzaj�ce do uwolnienia �odzi i wyskoczyli z wielkimi pluskami
przez jej burt�. G�o�no nios�y si� odg�osy ramion bij�cych wod�.
- G�upcy - wymrucza� Thom. - Rzeka zw�a si� nieco za Tar Valon, ale wci�� musi
mie� tutaj mil� lub wi�cej szeroko�ci. W ciemno�ciach nigdy nie dop�yn� do brzegu.
- Na Kamie�! - dobieg� jaki� krzyk z otworu w�azu. - Co tu si� sta�o? W przej�ciu s�
martwi ludzie! Dlaczego Vasa le�y na drzewcu wios�a? Wprowadzi nas w b�ota przybrze�ne!
- Nagi, jedynie w pasiastej bieli�nie, Mallia rzuci� si� do wios�a, gwa�townym ruchem
odci�gn�� cia�o na bok i szarpn�� za lew� d�wigni�, aby skierowa� statek na w�a�ciwy kurs. -
To nie jest Vasa! Niech scze�nie ma dusza, kim s� ci wszyscy zabici?
Pozostali wspinali si� na pok�ad, bosi cz�onkowie za�ogi i przera�eni pasa�erowie,
owini�ci w p�aszcze lub koce.
Ukrywaj�c swe ruchy, Thom wsun�� niepostrze�enie ostrze no�a pod lin� i odci�� j�
jednym poci�gni�ciem. Ma�a ��dka powoli odp�yn�a w ciemno��.
- Bandyci rzeczni, kapitanie - powiedzia�. - M�ody Mat i ja uratowali�my tw� ��d�
przed rzecznymi bandytami. Gdyby nie my, mogliby nam wszystkim poder�n�� gard�a. By�
mo�e zmienisz cen� za nasz przejazd.
- Bandyci! - wykrzykn�� Mallia. - S� ich ca�e zgraje w dole rzeki, ko�o Cairhien, ale
nigdy nie s�ysza�em, by zap�dzali si� tak daleko na p�noc!
Pasa�erowie, skupieni w bez�adn� gromadk�, zacz�li co� szepta� o bandytach i
poder�ni�tych gard�ach.
Mat sztywnym krokiem podszed� do w�azu. Za plecami us�ysza� jeszcze g�os Mallii:
- Jaki on jest zimny. Nigdy nie s�ysza�em, by Andor zatrudnia� asasyn�w, ale, niech
scze�nie ma dusza, on jest zimny.
Mat raczej zsun�� si�, ni� zszed� po drabinie, przekroczy� dwa cia�a le��ce w przej