3018

Szczegóły
Tytuł 3018
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3018 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3018 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3018 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Erle Stanley Gardner Sprawa Fa�szywego Obrazu (Prze�o�y�: Maciej Ignaczak) PRZEDMOWA Szanowny James M. Carter, s�dzia S�du Okr�gowego Stan�w Zjednoczonych Ameryki w San Diego, jest jednym 2 najbardziej do�wiadczonych prawnik�w, jakich znam, a ,w dodatku prawdziwym humanist�. S�dzia Carter wzbudza szacunek nie tylko policji i teoretyk�w prawa karnego, ale na og� tak�e tych, kt�rych wysy�a za kratki. Po pierwsze, dla s�dziego Cartera - w przeciwie�stwie do wielu jego koleg�w po fachu - wyrok to nie tylko zwyk�a wielokrotno�� pi�ciu lat wi�zienia. Wie, �e ka�dy rok to dwana�cie d�ugich miesi�cy. Po drugie, po zako�czeniu procesu s�dzia Carter spotyka si� ze skazanym. Ju� bez togi, rozmawia z nim jak cz�owiek z cz�owiekiem. Wyja�nia, sk�d taka a nie inna kara. Chce, �eby skazany dobrze sprawowa� si� w wi�zieniu i da� zna�, je�li nie b�dzie to �atwe. S�dzia Carter chce pozostawa� z nim w kontakcie. To dlatego James Carter uchodzi nie tylko za dobrego s�dziego, ale i przyzwoitego cz�owieka. Ta reputacja sprawi�a, �e matka pewnego m�odego Indianina, skazanego przez wojskowy s�d polowy za nieumy�lne zab�jstwo na kar� dwudziestu lat wi�zienia, zwr�ci�a si� w�a�nie do niego, szukaj�c sprawiedliwo�ci. Znaj�c moje zainteresowanie takimi sprawami s�dzia Carter poradzi� jej, by napisa�a do mnie, po czym sprawdza� co pewien czas, czy zrobi�em post�py w �ledztwie. Kobieta ta przys�a�a mi akta sprawy i w trakcie ich lektury sia�o xi( oczywiste, �e odpowied� na pytanie, czy chodzi w tym przypadku o zab�jstwo, zale�y od rozwi�zania pewnego medycznego problemu. Anatomopatolog, wyst�puj�cy jako ekspert w czasie procesu, nie bada� osobi�cie denata i opar� swoj� opini� na informacjach pochodz�cych od chirurga, kt�ry przeprowadza� autopsj�. Zeznania te wy-f" kroczy�y prawdopodobnie poza fakty. Od kilku ju� lat jestem przekonany o niezwyk�ej wadze i roli medycyny s�dowej w systemie wymiaru sprawiedliwo�ci; r�wnocze�nie odczuwam konieczno�� lepszego informowania opinii publicznej o tym fakcie. Niekt�re z moich ksi��ek zadedykowa�em wybitnym postaciom medycyny s�dowej. Na chybi� trafi� wybra�em wi�c kilka z tych os�b. Po powieleniu danych medycznych zawartych w aktach sprawy, wys�a�em im je, prosz�c o wypowied� na temat medycznych i prawnych aspekt�w tego przypadku. (Poniewa� ekspert, wyst�puj�cy w procesie z ramienia oskar�enia, wyda� opini� wy��cznie w oparciu o wyniki sekcji, osoby, do kt�rych si� zwr�ci�em, otrzyma�y dok�adnie te same dane zawarte w protokole, co anatomopatolog sk�adaj�cy zeznania.) Liczb� wybranych przeze mnie ekspert�w ograniczy�y ., techniczne mo�liwo�ci elektrycznej maszyny do 'pisania. Ogrom materia�u nie pozwoli� na powa�niejsze przedsi�wzi�cie. Eksperci, wybitni przedstawiciele swojego fachu, cho- i ci�� nierzadko zapracowani od rana do nocy, nie zwlekali ,, z odpowiedzi�. Powieli�em ich opinie natychmiast po otrzymaniu i ponownie rozes�a�em do wszystkich os�b zwi�zanych ze spraw�. Sumienno�� niekt�rych z tych ludzi si�ga�a tak daleko, r �e, by unikn�� jakichkolwiek sugestii, powstrzymali si� od przeczytania innych opinii do momentu wydania w�asnej. Zbadanie materia�u dowodowego i doj�cie do konkluzji musia�o wymaga� niezwykle wyt�onej pracy; zw�aszcza wobec faktu, �e mia� by� one opublikowane w celu doprowadzenia do rewizji procesu. Dum� napawa mnie werwa, z jak� ci zapracowani ludzie rozpocz�li badanie akt sprawy ubogiego ameryka�skiego Indianina oskar�onego o morderstwo. Morderstwo, kt�re, jak wkr�tce si� okaza�o, najprawdopodobniej nigdy nie zosta�o pope�nione. Niemal natychmiast eksperci zwr�cili uwag� na pewn� niesp�jno��. Anatomopatolog wyszed� z b��dnego za�o�enia, jakoby u denata wyst�pi�o silne krwawienie, podczas gdy chirurg dokonuj�cy sekcji nie tylko takiego krwawienia nie zauwa�y�, ale w konkluzji uzna� za znamienny jego brak. Dok�adnie udokumentowane, dobrze umotywowane raporty nap�ywa�y przez wiele miesi�cy. Wynika� z nich yniosek, �e bior�c pod uwag� szczeg�lne okoliczno�ci, \ie mo�na tu wykluczy� zgonu z przyczyn naturalnych. Ofiar� by� nie stroni�cy od bijatyk, leciwy awanturnik, fiesz�cy si� reputacj� miejscowego pijaka. Analiza po-jmiertna bezsprzecznie wykaza�a, �e w chwili zgonu by� pod wp�ywem alkoholu, a opinia, kt�r� sobie wyrobi�, sugerowa�a, �e w takiej sytuacji m�g� nie tylko zaczepi�, ale wr�cz wywo�a� b�jk� z Indianinem. �mier� natomiast mog�a nast�pi� nie w wyniku tej�e b�jki, lecz p�niej, przyczyn naturalnych. Indianin wybra� si� z przyjacielem na kielicha. To, co zdo�a� sobie przypomnie� po odzyskaniu �wiadomo�ci, nie pomog�o zbytnio w �ledztwie. Oto w porz�dku alfabetycznym lista ekspert�w medycyny s�dowej, zar�wno prawnik�w jak i lekarzy, kt�rzy przedstawili wyczerpuj�ce raporty: Dr med. Lester Adehon patolog, pierwszy zast�pca szeryfa Okr�gowe Biuro Szeryfa w Cuyahoga Cleveland, Ohio Dr med. Francis Catnps Londyn, Anglia Dr med. Daniel J. Condon konsultant medyczny okr�gu Maricopa Phoenix, Arizona Dr med. Russell S. Fisher g��wny konsultant medyczny Baltimore, Maryland Dr med. Richard Ford, profesor medycyny s�dowej Uniwersytet Harvarda Boston, Massachusetts Dr med. S. R, Gerber szeryf, okr�g Cuyahoga Cleveland, Ohio Dr med. Milion Helpern biuro g��wnego konsultanta nieetycznego Nowy Jork, Nowy Jork Dr med. Joseph A. Jachimczyk biuro konsultanta medycznego okr�gu ��arris Coitrt Ilouse Houston, Teksas Dr med. patolog Alvln V. Majoska Honolulu, Hawaje Dr med. LeMoyne Snyder San Francisco, Kalifornia Wielu wybitnych prawnik�w uwa�a, �e zmodyfikowany wojskowy kodeks prawny jest niemal doskona�ym narz�dziem badania spraw kryminalnych. Chroni prawa oskar�oncgo, a rozwi�zania proceduralne w nim zastosowane u�atwiaj� uzyskanie dowod�w i gwarantuj� bezstronno�� orzekania, nie za� wybiegi prawnicze. Komisja apelacyjna dokonuje corocznej analizy poszczeg�lnych spraw, niezale�nie od tego czy wyrok s�du jest prawomocny, czy min�� ju� okres odwo�ania. Przepisy reguluj�ce prac� komisji s� na tyle elastyczne, �e pozostawiaj� jej znaczn� swobod� dzia�ania. Wzbudza uznanie fakt, �e raporty ekspert�w medycznych przekazane komisji spotka�y si� z jej �yczliwym zaintere-'sowaniem i zosta�y drobiazgowo przeanalizowane. Pomimo licznych zobowi�za� zawodowych s�dzia Carter wielokrotnie odwiedzi� moj� posiad�o�� w Temecula. Uda� si� r�wnie� do wi�zienia, gdzie m�ody skazaniec odbywa� kar�, by osobi�cie z nim porozmawia�. Akta sprawy rozros�y si� do niewiarygodnych rozmiar�w. Nie da si� zliczy� godzin po�wi�conych przez ekspert�w na analiz� i prezentacj� tego przypadku. Rzadko kt�ry zamo�ny cz�owiek m�g�by pozwoli� sobie na porad� u tylu medycznych s�aw. Oddani sprawiedliwo�ci, ludzie ci u�yli swej wiedzy, by rozpatrzy� spraw� ubogiego india�skiego ch�opca, nie bacz�c na koszty. Du�o si� dzisiaj m�wi o wzajemnym zwalczaniu ideologii. Prawdopodobnie wielu z nas nie docenia przywilej�w, z jakich korzystamy dzi�ki ugruntowanej w tradycji koncepcji prawa, zapominaj�c, �e nie s� one udzia�em wszystkich ludzi. Tak wi�c wyra�am najwy�sze uznanie dla kodeksu wojskowego, w kt�rym idea� sprawiedliwo�ci bierze g�r� nad bezduszn� liter� prawa. Dedykuj� zatem t� ksi��k� tym ludziom, kt�rzy wielkodusznie po�wi�cili sw�j czas na zbadanie sprawy ubogiego Indianina. Erle Stanley Gardner ROZDZIA� PIERWSZY Otwieraj�c drzwi swojego prywatnego biura, Perr Mason u�miechn�� si� do Delii Street, zaufanej sekretarki i powiedzia�: - No dobrze, sp�ni�em si�. Delia Street spojrza�a na zegarek z pob�a�liwym u�mie chem. - No dobrze, sp�ni�e� si�. Ale je�li chcesz d�ugo spa�, to masz do tego pe�ne prawo. Obawiam si� tylkojf �e b�dziemy musieli kupi� nowy dywan do poczekalni. Mason zrobi� du�e oczy. - Nowy dywan? - Ten ju� d�ugo nie wytrzyma. - O co chodzi, Delio? - Masz klienta, kt�iy przyszed� minut� przed dziewi�t�, kiedy Gertie otwiera�a biuro. Problem w tym, �e nie mo�e spokojnie usiedzie�. Przemierza biuro w tempie pi�ciu mil na godzin�, co pi�tna�cie, dwadzie�cia sekund patrzy na zegarek i pyta, gdzie jeste�. - Kto to jest? - Lattimer Rankin. : Mason zmarszczy� brwi. - Rankin, Rankin... c/.y to nie ten facet, kt�ry ma co� wsp�lnego z obrazami? - To znany marszand. - Ach tak, przypominam sobie. To ten, kt�iy zeznawa� w sprawie warto�ci obrazu w tamtym procesie. A polem da� nam obraz. Co, u diab�a, zrobili�my z tym obrazem, Delio? - Tonie w kurzu w rupieciami za bibliotek� prawnicz�. To znaczy ton�� do pi�� po dziewi�tej rano. - Dlaczego do pi�� po dziewi�tej? - Bo wtedy wydosta�am go i powiesi�am na prawo od drzwi, tak �eby klient go zobaczy�, kiedy usi�dzie na swoim miejscu - Delia Street wskaza�a na obraz. - Grzeczna dziewczynka - powiedzia� Mason z zadowoleniem. - Zastanawiam si� tylko, czy nie wisi do g�ry nogami. - Wed�ug mnie to ten obraz jest w og�le namalowany do g�iy nogami - odci�a si� Delia - ale przynajmniej wisi w ko�cu na �cianie, a na odwrocie ma etykietk� z nazwiskiem Lattimera Rankina i adresem jego biura. Je�eli ta etykietka jest dobrze naklejona, to obraz wisi tak, jak ma wisie�. Wi�c je�li Rankin spojrzy na ciebie z dezaprobat� i powie: - "Panie Mason, powiesi� pan ten obraz do g�ry nogami", to mo�esz mu spojrze� prosto w oczy i powiedzie�: - "Panie Rankin, przyklei� pan na nim etykietk� do g�ry nogami". - Niez�a my�l. Dajmy troch� odetchn�� panu Ranki-nowi. Popro� go tutaj, Delio. Wiedzia�em, �e nie mam na rano �adnych um�wionych spotka�, wi�c zamaradzi�em troch� przed przyj�ciem do biura. - Powiedzia�am mu, �e jeste� w drodze - przerwa�a Delia - i �e utkn��e� w korku ulicznym. - Sk�d wiedzia�a�? - spyta� Mason, u�miechaj�c si� pod nosem. - Telepatia. - Masz zamiar przez ca�y czas czyta� w moich my�lach? - Przez ca�y czas, to chyba zbyt ryzykowne - odpowiedzia�a Delia z figlarnym u�miechem. - Poprosz� pana Rankina, zanim zniszczy ca�y dywan. Po chwili Delia Street otworzy�a drzwi i "Lattimer Rankin. wysoki ciemnow�osy facet o ponurym wygl�dzie i przenikliwych szarych oczach,- wszed� do pokoju krokiem marato�czyka, jakby nic chcia� przerwa� marszu. Podszed� do biurka Masona, zamkn�� d�o� prawnika w swojej wielkiej, ko�cistej r�ce, omi�t� biuro szybkim spojrzeniem i powiedzia�: - Widz�, �e powiesi� pan m�j obraz. Wielu ludzi nie docenia�o pracy tego artysty, ale z przyjemno�ci� mog� powiedzie�, �e toruje sobie teraz drog�. Wiedzia�em, �e tak b�dzie. Ma si�� wyrazu, harmoni�. Mason, chc� kogo� pozwa� za potwarz i oszczerstwo. - Nic chce pan. Ta uwaga poderwa�a Rankina. - My�l�, �e �le mnie pan zrozumia� - powiedzia� ch�odno i z naciskiem. - Zosta�em znies�awiony, chc�, aby pan natychmiast wytoczy� proces. Chc� wyst�pi� przeciwko Collinowi M. Duranlowi o p� miliona dolar�w. - Prosz� usi���. Rankin usiad� na fotelu klienta sztywno, jakby kto� z�o�y� stolarski centymetr. Sprawia� wra�enie, �e zgina si� tylko w stawach. - Chc�, �eby ten proces zosta� nag�o�niony wszelkimi mo�liwymi sposobami - powiedzia�. - Chc�, �eby Collin M. Durant wyni�s� si� z miasta. Ten facet jest niekompetentnym oszustem, nieetycznym konkurentem, szuka reklamy i nic ma w sobie nic z gentlemana. - Chce pan go pozwa� o p�l miliona dolar�w. - Tak jest. - I chce pan du�ego rozg�osu. - Tak jest. - Zamierza pan utrzymywa�, �e zniszczy� pana reputacj� zawodow�. - W�a�nie. - ��daj�c przy tym p� miliona dolar�w. - Tak jest. - B�dzie pan musiirt - zauwa�y� Mason - okre�li� spos�b, w jaki to zrobi�. - Uczyni� to, o�wiadczaj�c, �e jestem nickompek-niny. �e moje oceny s� nieuzasadnione i �e jeden , klient�w zosta� przeze mnie oszukany. - A komu to o�wiadczy�? Ile os�b to s�ysza�o? - spyta� Mason. - Od dawna podejrzewa�em, �e wszystkim wok� dawa� to do zrozumienia, ale teraz mam bardzo konkretnego �wiadka - m�od� kobiet� o nazwisku Maxine Lindsay. - -A co Collin Durant o�wiadczy� Maxine Lindsay? - Powiedzia�, �e obraz, kt�ry sprzeda�em Olneyowi, by� ordynarnym falsyfikatem i ka�dy marszand z prawdziwego zdarzenia zorientowa�by si� w tym na pierwszy rzut oka. - Czy powiedzia� to wprost tylko Maxine Lindsay? - Tak. - Czy jeszcze kto� to s�ysza�? - Nikt, opr�cz Maxine. I nic dziwnego, bior�c pod uwag� okoliczno�ci. - Jakie okoliczno�ci? - Usi�owa� zareklamowa� m�odej damie samego siebie - przystawia� si� do niej, tak to si� chyba dzisiaj m�wi. - Czy powt�rzy�a ona to o�wiadczenie? - spyta� Mason. - To znaczy, czy rozpowiada�a komu� o tym? - Nie. Maxine studiuje w Akademii Sztuk Pi�knych. Uda�o mi si� jej pom�c dwa czy trzy razy. Jest mi wdzi�czna, bo za�atwi�em jej materia�y do malowania po okazyjnej cenie. Przysz�a do mnie natychmiast, m�wi�c, �e pomy�la�a, i� powinienem wiedzie�, co Durant wyprawia. Wiedzia�em co prawda, ale po raz pierwszy mia�em okazj� tego dowie��. - W porz�dku - powiedzia� Mason. - Musz� powt�rzy�. Nie wniesie pan tego pozwu. - Mam wra�enie, �e nie rozumiem pana - powiedzia� oschle Rankin - mam przecie� dobr� reputacj�, oto moja ksi��eczka czekowa. Chc� natychmiast wnie�� spraw�. Chc� wyst�pi� o p� miliona dolar�w. My�l�, �e s�dy nie s� przede mn� zamkni�te, wi�c je�li pan nie chce wzi�� tej sprawy... - Zejd�my na ziemi� i porozmawiajmy o faktach - powiedzia� Mason. - �wietnie, prosz� m�wi� o faktach. - Jak na razie Maxine Lindsay wie, �e Collin Durant powiedzia�, i� sprzeda� pan Olneyowi imitacj�... k propos, ile pan dosta� za ten obraz? - Trzy i p� tysi�ca dolar�w. - W porz�dku. Maxine wie, co powiedzia� Durant. Wytacza pan spraw� o p� miliona dolar�w. Gazety komentuj� ten pozew. Jutro rano gazety b�d� wiedzia�y, �e marszand o nazwisku Lattimer Rankin zosta� oskar�ony o sprzeda� fa�szywego obrazu. To wszystko, co zapami�taj�. - Nonsens - wykrzykn�� Rankin. - Dowiedz� si�, �e pozwa�em do s�du Collina Duranta, �e w ko�cu kto� mia� odwag� wystawi� rachunek temu �obuzowi. - Nie dowiedz� si� - zaprzeczy� Mason. - Przeczytaj� o sprawie, ale zapami�taj� przede wszystkim, �e w opinii eksperta sprzeda� pan cenionemu klientowi bezwarto�ciowy obraz za trzy i p� tysi�ca dolar�w. Rankin zmarszczy� brwi, zamruga� szybko oczami i u-tkwi� je w twarzy Masona. - Chce pan powiedzie�, �e mam tak siedzie� i pozwoli� tej kanalii chodzi� i wyg�asza� opinie, na kt�re nic pozwoli�by sobie �aden szanuj�cy si� marszand? Daruje pan. Mason! Ten facet nie jest ekspertem, jest handlarzem i je�li o mnie chodzi, .to na dodatek cholernie kiepskim. - Nic pytam o pa�skie zdanie - powiedzia� Mason - i niech pan nie rozg�asza takich rzeczy, poniewa� pierwsz� z brzegu wypowied� Durant m�g�by wykorzysta� i pozwa� pana. A wi�c, przyszed� pan tutaj po ponidc. Chc� jej panu udzieli�. Prawdopodobnie nic jest to la rada, kt�r� by pan chcia� us�ysze�, ale rada, jakiej pan potrzebuje. - Kiedy wnosi pan spraw� o znies�awienie, si�� rzeczy wystawia pan na cios swoj� w�asn� reputacj�. Musi si� pan podda� przes�uchaniu i adwokat drugiej strony b�dzie zadawa� pytania. Za��my, �e na pocz�tek postawi� panu kilka takich pyta�. Czy sprzeda� pan Olneyowi podrobiony obraz? - Oczywi�cie, �e nie. - Sk�d pan wie? - Bo znam ten obraz. Znam autora. Znam jego prace. Znam jego styl. Znam si� na sztuce, Mason. Daruje pan, ale wypad�bym z tej bran�y w dziesi�� minut, gdyby tak nie by�o. Ten obraz jest bezwzgl�dnie autentyczny. - Dobrze - powiedzia� Mason. - Wi�c zamiast wytacza� Durantowi spraw� o p�milionowe straty - twierdz�c, �e zniszczy� pa�sk� reputacj� - i stawia� si� w pozycji �wiadka zeznaj�cego, �e o�wiadczenie Duranta wynika�o ze z�ej woli i podwa�y�o zaufanie pana obecnych i przysz�ych klient�w, porozmawiamy z Olneyem. - A co to da? - spyta� Rankin. - Nak�onimy Olneya, jako w�a�ciciela obrazu, �eby pozwa� Duranta i oskar�y� o zakwestionowanie warto�ci obrazu przez podwa�enie jego autentyczno�ci. Olney twierdzi, �e zap�aci� trzy i p� tysi�ca dolar�w za obraz, kt�ry by� wart co najmniej dwa razy tyle, czyli siedem tysi�cy dolar�w, i �e oszczerstwa rozsiewane przez Duranta narazi�y go na straty w wysoko�ci tej sumy. - W�wczas - m�wi� dalej Mason - czytelnicy gazet dowiedz� si�, �e kto� o reputacji Olneya oskar�y� Duranta o zawi�� zawodow�, o to, �e jest niekompetentny w wycenie dzie� sztuki albo wr�cz k�amc�. - Zainteresujemy tym pras�, damy zdj�cie rzeczonego obrazu i ka�emy Olncyowi powo�a� jakiego� dobrego eksperta, kt�ry stwierdzi autentyczno�� obrazu. Potem na tle obrazu zrobimy zdj�cie panu, ekspertowi i Olneyowi �ciskaj�cym sobie d�onie z p�omiennym u�miechem. Tzw. masowy czytelnik dojdzie po przeczytaniu artyku�u do wniosku, �e Durant to rzeczywi�cie podejr/.ana posta�, �e jest pan powa�nym marszandem, ze eks|x:rci podzielaj� pa�skie zdanie i �e jest pan ca�kowicie wiarygodny dla klient�w. - Jedyne, co si� tutaj liczy, to autentyczno�� obrazu - nie pa�ska reputacja, nie wysoko�� pa�skich strat, nic, co mo�na by wywlec z pa�skiej przesz�o�ci, a czego nie chcia�by pan ujrze� w druku. Rankin zamruga� szybko oczami, wsun�� r�k� do wewn�trznej kieszeni marynarki, wyci�gn�� ksi��eczk� czekow� i powiedzia�: - Milo jest mie� do czynienia z prawdziwym profesjonalist�. Czy tysi�c dolar�w wystarczy na pocz�tek? - O pi��set za du�o - powiedzia� Mason. - Oczywi�cie zale�y od tego, co mia�bym dla pana zrobi� i od rangi ca�ej sprawy. - Sprawa jest istotnie bardzo powa�na - powiedzia� Rankin. - Durant to nieg�upi facet, jeden z tych b�yskotliwych bezczelnych typk�w, hesserwisscr, elokwcnlny. Nic zadowala si� znajomo�ciami w kr�gach artystycznych oraz powoln�, ale solidn� karier�. Zamiast tego jest zdecydowany wyrabia� sobie pozycj� podwa�aj�c rcpulacj� innych. Nie ja jeden sta�em si� przedmiotem jego insynuacji i zgry�liwych komentarzy, ale tylko ja mam w r�ku konkret w tym sensie, �e okre�lone dzie�o sztuki, kt�r� sprzeda�em, zosta�o bezdyskusyjnie i jednoznacznie nazwane przez Duranta falsyfikatem w obecno�ci �wiadka gotowego zeznawa�. - W jakich jest pan stosunkach z Olncycm? Sprzeda� mu pan tylko ten obraz czy jeszcze jakie� inne? - Tylko ten. Ale mam prawo przypuszcza�, �e jest bardzo dobrze nastawiony. - Dlaczego tylko ten jeden? - zapyta� Mason. - Czy po udanej transakcji nie stara si� jpan utrzyma� klienta? - Rzecz w tym, �e Olney to do�� nietypowy osobnik, o okre�lonych gustach. Tym razem akurat chcia� jeden i tylko jeden obraz. W�a�ciwie zleci� mi znalezienie i zakup tego obrazu i nie wykluczam, �e zwr�ci� si� i tym r�wnie� do kogo� innego, - Co to za obraz? - Phelippe'a Feteeta. - Obawiam si�, �e b�dzie mi pan musia� obja�ni� bardziej szczeg�owo. - Feteet jest, lub raczej by�, Francuzem, kt�ry wyjecha� na Filipiny i zacz�� malowa�. Jego wczesne prace by�y do�� przeci�tne. P�niej dopracowa� si� malarstwa, kt�re sta�o si� jego atutem: malowanie ocienionych tubylc�w z nas�onecznionym t�em. Zauwa�y� pan mo�e, Mason, �e bardzo niewielu malarzy potrafi naprawd� wykorzysta� efekt �wiat�a s�onecznego. Jest po temu wiele powod�w, a jeden z nich to ten, �e na p��tnie nie mo�na odda� �wiat�a; zaznacza si� je jedynie przy pomocy barw. Dlatego rzadko udaje si� wydoby� kontrast pomi�dzy �wiat�em i cieniem. Ale w swoim p�niejszym okresie Feteet stworzy� obrazy tak �ywe, �e sprawiaj� niesamowite wra�enie. Z�udzenie �wiat�a jest lak wyra�ne, �e wprawia w os�upienie. Chcia�oby si� si�gn�� po okulary przeciws�oneczne. Nawet analizuj�c jego obrazy trudno odkry�, jak to zrobi�. Facet ma talent do tego rodzaju obraz�w. My�l�, �e istnieje nic wi�cej ni� dwadzie�cia kilka obraz�w z tego okresu, tote� niewielu ludzi docenia w pe�ni jego sztuk�. Ale uznanie dla Feteeta wzrasta. Wspomnia� pan, �e obraz Olneya zosta� sprzedany za trzy i p� tysi�ca dolar�w, a jest wart siedem. Dobrze by�oby podnie�� t� sum�. Sprzeda�em mu obraz za trzy i p� tysi�ca dolar�w. Chcia�bym go odkupi� za dziesi�� tysi�cy. My�l�, �e m�g�bym go odsprzeda� za pi�tna�cie Za pi�� lat b�dzie wart pi��dziesi�t tysi�cy. - W porz�dku - u�miechn�� si� Mason - oto pa�ska odpowied�. P�jdzie pan porozmawia� z Olneyem. Ustali pan z nim, co i jak. Znajdzie pan bezstronnego eksperta, kt�ry przyjdzie i oceni obraz. Przekona pan Olneya, �eby wytoczy� Durantowi spraw� o zakwestionowanie warto�ci obrazu. Nast�pnie ten�e ekspert zaoferuje Olncyowi dziesi�� tysi�cy dolar�w za ten obraz. B�dzie to historia, kt�r� kupi� gazety. Olney wnosi spraw�. Spraw� przeciwko Durantowi. Wyst�pi pan w niej tylko jako marszand, kt�ry sprzeda� obraz, a kt�rego wycena zosta�a potwierdzona przez niezale�nego znawc� sztuki. Fakt, �e sprzeda� pan obraz za trzy i p� tysi�ca dolar�w, a kto� chce go icraz odkupi� za dziesi�� tysi�cy, fakt, �e w ocenie eksperta jest wart trzy razy tyle, za ile pan go sprzeda� kilka lat temu - zadowala ka�dego. Dziennikarze b�d� chcieli wiedzie�, kim by� Phelippe Fcteet, wi�c opowie im pan o jego obrazach i o tym, �e ich warto�� ro�nie , dnia na dzie�. Podniesie lo warto�� obraz�w Olneya, zapocz�tkuje mod� na Feteeta, a Collin Durant jako jedyny pozostanie na spalonym. - Je�eli gazety poprqsz� Duranta o wypowied�, nie pozostanie mu nic innego jak tylko powt�rzy�, ze obraz jest falsyfikatem. Wypowied� taka da Olncyowi lepsze podstawy do wytoczenia sprawy, opinia Duranta b�dzie rozbie�na z ekspertyz� powszechnie uznanych fachowc�w. Dostarczy to Olneyowi motywacji do dzia�ania i nic pojawi si� kwestia pa�skiej nadwer�onej reputacji. Publikacje prasowe w gruncie rzeczy j� wzmocni�. - Ile czasu zajmie panu za�atwienie sprawy z Olncycm? - P�jd� do niego od razu - powiedzia� Rankin - i poprosz� George'a Lathana Howella, znanego eksperta, aby wyceni� obraz i... - Zaraz, zaraz - przerwa� Mason - niech pan nie szuka nikogo do wyceny, dop�ki nie uruchomimy prasy. W�a�nie dlatego zapyta�em pana, czy obraz jest autentyczny. Gdyby by�y jakiekolwiek w�tpliwo�ci, musieliby�my podej�� do sprawy w inny spos�b. W kwestiach tego rodzaju plan dzia�ania musi opiera� si� na faktach. - Mo�e pan by� spokojny, ten obraz to autentyczny Feteet. - Jest jeszcze jeden problem - doda� Mason --b�dziemy musieli udowodni�, �e Durant powiedzia�, i� obraz jest falsyfikatem. - Przecie� m�wi�em ju� panu. By�a u mnie Maxine. S�ysza�em to z jej ust. - Niech pan j� do mnie przy�le - powiedzia� Mason - musz� od niej uzyska� oficjalne o�wiadczenie. Mo�e pan sobie wyobrazi�, w co mo�na si� wrobi�, gdyby�my rozkr�cili kampani� prasow�, a p�niej potkn�li si� o brak dowodu. Durant mia�by pana w gar�ci. - Obecnie jedynym naszym �wiadkiem jest Maxine. Musimy mie� pewno��, �e nas nie zawiedzie. - Mo�na za ni� da� g�ow� - zapewni� Rankin. - Czy zgodzi�aby si� przyj�� tutaj do biura, �eby z�o�y� o�wiadczenie? - zapyta� Mason. - Jestem tego pewien. - Kiedy? - Kiedy pan zechce. - Za godzin�? - No... tu� po lunchu. Mo�e by�? - W porz�dku - odpar� Mason. �- Skontaktuje si� pan z Olneyem. Wybada pan, co s�dzi o tej sytuacji. Zasugeruje pan wniesienie pozwu i... - I poleci� mu pana? - spyta� Rankin. - Na Boga. nie! - wykrzykn�� Mason. - Ma swoich prawnik�w. Niech im ka�e wytoczy� proces. Ja opracuj� zakulisow� strategi� i to wszystko. Pan p�aci mi za porad�, Olney p�aci swoim prawnikom za spraw�, a Durant p�aci za straty wynik�e z podwa�enia warto�ci obrazu. Rozg�os wok� tego wydarzenia dodatkowo wzmocni pa�sk� pozycj�. Rankin zwr�ci� si� do Masona: - Panie Mason, b�d� nalega�, aby przyj�� pan ten czek na sum� tysi�ca dolar�w. Chwa�a Bogu, �e mia�em do�� rozs�dku, by przyj�� raczej do pana, ni� uda� si� do jakiego� prawnika, kt�ry pozwoli�by mnie dyktowa� jemu, co ma robi�. Rankin wype�ni� czek, wr�czy� go Delii Street, u�cisn�� d�o� Masona i opu�ci� biuro. Mason u�miechn�� si� do Delii. - A teraz �ci�gnij ten cholerny obraz i wynie� go z powrotem do schowka - powiedzia�. ROZDZIA� DRUGI Byia pierwsza trzydzie�ci po po�udniu, kiedy Delia powiedzia�a: - Tw�j �wiadek czeka w drugim pokoju, szefie. - �wiadek? - zdziwi� si� Mason. - W sprawie podrobionego obrazu. - Ach tak, ta m�oda kobieta, kt�rej Durant chcia� zaimponowa�, wmawiaj�c jej, �e obraz Olneya jest falsyfikatem. Chc� si� upewni�, �e wyst�pi w s�dzie, wi�c trzeba jej si� przyjrze�, Delio. - Ju� si� przyjrza�am. - I jak si� prezentuje? W oczach Delii pojawi�y si� iskierki. - Nie�le. - Ile ma lat? - Dwadzie�cia osiem, dwadzie�cia dziewi��, trzydzie�ci. - Blondynka, brunetka, ruda? - Blondynka. - Niech wejdzie - zdecydowa� Mason. - Ju� si� robi - powiedzia�a Delia, posz�a do s�siedniego pokoju i wr�ci�a za chwil� z blondynk� o uderzaj�co niebieskich oczach, kt�ra u�miecha�a si� z zak�opotaniem. - Maxine Lindsay - przedstawi�a j� Delia Street - a to pan Mason. - Witam pana - powiedzia�a panna Lindsay podchodz�c do Masona i wyci�gaj�c r�k� szybkim, impulsywnym mchem. - Tyle o panu s�ysza�am. Kiedy pan Rankin powiedzia� mi, �e mam si� z panem spotka�, nie mog�am w to uwierzy�. - Mi�o mi pani� pozna�. A teraz do rzeczy, czy pani wic, po co tutaj przyby�a, panno Lindsay? - Czy w zwi�zku z panem Durantem? - Zgadza si�. Czy zechcia�aby mi pani o tym opowiedzie�? - Ma pan na my�li sfa�szowanego Feteeta? - Czy to by�o fa�szerstwo? - Pan Durant powiedzia�, �e tak. - W porz�dku - powiedzia� Mason. - Czy zechcia�aby pani, panno Lindsay, usi��� na tym fotelu i powt�rzy� t� rozmow�? Maxine Lindsay zapad�a w fotel, u�miechn�a si� do Delii Street, wyg�adzi�a sukni� i zapyta�a: - Od czego mam zacz��? - Kiedy to by�o? - Tydzie� temu. - Gdzie? - Na jachcie pana Olneya. -- Przyja�ni si� pani z nim? - W pewnym sensie. - A Durant? - Te� tam by�. - Czy przyja�ni si� z Olneycm? - Hm, mo�e powinnam zacz�� inaczej. By�o to co� w rodzaju przyj�cia dla artyst�w. - Czy Olney jest artyst�? - Nie, po prostu lubi anysl�w. Lubi sztuk�. Lubi rozmawia� o sztuce. Lubi dyskusje o obrazach. - Kupuje je? - Czasami. - Ale sam nie maluje? - Chcia�by, ale nie potrafi. Ma dobre pomys�y, ale mierny talent. - A czy pani jest artystk�? - Chcia�abym by�. Niekt�re moje obrazy mia�y jakie� lam powodzenie. - I w ten spos�b pozna�a pani Olneya? Spojrza�a mu prosto w oczy. - Nie s�dz�, �e zaprosi� mnie z tego w�a�nie powodu. - Dlaczego pani� zaprosi�? - zapyta� Mason. - Z przyczyn osobistych? - To nie tak - odpar�a. - By�am kiedy� modelk�. Poznali�my si�, kiedy pozowa�am dla pewnego artysty. By�am niez�a jako modelka, dop�ki... no c�, nie przybra�am troch� na wadze. I wtedy postanowi�am sprawdzi� si� w sztuce. - Czy pe�na figura dyskwalifikuje pani� jako modelk�? B�d�c kompletnym dyletantem, s�dzi�em, �e wr�cz przeciwnie. Maxinc Lindsay u�miechn�a si�. - Fotografowie lubi� du�y biust; malarze na og� wol� subteln� sylwetk�. Jako modelka zacz�am traci� w�r�d wzi�tych malarzy, a nie chcia�am pozowa� podrz�dnym fotografom. Wzi�ty fotograf jest nawet bardziej wybredny ni� malarz. - Wi�c zabra�a si� pani do malowania? - spyta� Mason. - Co� w tym rodzaju, tak. - Utrzymuje si� pani z tego? - Mo�na tak powiedzie�. - A wcze�niej pani nic malowa�a? Jaka� szko�a plastyczna, czy... - To nie ten rodzaj nlalarstwa - powiedzia�a. - Maluj� portrety. - Wydawa�o mi si�, �e nad tym trzeba sporo popracowa�? - Nie w tym przypadku. Robi� zdj�cie, format wzorcowy, powi�kszam je do rozmiaru dwadzie�cia osiem na dwadzie�cia dziewi��, a p�niej je po prostu odbijam. Kontur mam na tyle wyra�ny, �e mo�e s�u�y� jako szkic. Nast�pnie powlekam obraz przezroczystym lakierem. P�niej na t� matryc� nak�adam farby olejne i jest to ju� gotowy portret, Dosz�am w tym do niez�ej wprawy. - Ale Olney interesowa� si� bardziej pani... U�miechn�a si�. - Interesowa� si� moim pogl�dem na sztuk� i... pozowanie. - A jaki to pogl�d? - Je�li si� pozuje, to dlaczego nie traktowa� tego normalnie. W g��bi duszy nigdy nie by�am hipokrytk� i... no c�, pozuj�c pewnego razu wda�am si� w rozmow� z Olneyem o jego filozofii �ycia i mojej filozofii �ycia... Wpad� kiedy� odwiedzi� tego malarza, a p�niej, ni st�d ni zow�d, zosta�am zaproszona na przyj�cie. - Czy to wtedy by�a mowa o tym obrazie? - Nie, to by�o p�niej, tydzie� temu. - Dobrze, prosz� nam opowiedzie� o przyj�ciu. Rozmawia�a pani Durantem? - Tak. - I opowiada� pani o obrazach Olneya? - Nie o obrazach Olneya. M�wi� o marszandach. - A wspomina� co� o Lattimcrzc Rankinie? - O nim przede wszystkim. - Czy mo�e pani powiedzie�, jak si� ten temat pojawi�? - My�l�, �e Durant pr�bowa� mi zaimponowa�, ale by�... jakby to powiedzie�... stali�my na pok�adzie i... Durant stawa� si� coraz bardziej poufa�y... czu�am si� bardzo zobowi�zana wobec pana Rankina. My�l�, �e Duranl to wyczul i zacz�� okazywa� niech��. - Prosz� rn�wi� dalej. - Rozgada� si� o Rankinie i powiedzia� o nim co�, co wyda�o mi si� nieco... troch� intryganckie - je�li mo�na tak powiedzie� o m�czy�nie. - Ale Durant okaza� si� m�czyzn�? - Zdecydowanie tak - zaznaczy�a Maxine z naciskiem - Rozumiem, �e nie m�g� utrzyma� r�k przy sobie? - M�czy�ni nie umiej� trzyma� r�k przy sobie - zauwa�y�a mimochodem. - On by� natr�tny. - A potem? - Powiedzia�am mu, �e lubi� Rankina, �e Rankin zaprzyja�ni� si� ze mn�, a ja go polubi�am. Wtedy Durant powiedzia�: - W porz�dku, mo�esz si� z nim przyja�ni�, ale nie kupuj od niego obraz�w, bo ci� oszuka. - A co pani na to? - Zapyta�am, co mia� na my�li. - I co odpowiedzia�? - �e albo Rankin nie zna si� na sztuce, albo oszukuje swoich klient�w; �e jeden z obraz�w na jachcie, kt�ry Rankin sprzeda� Olneyowi, to falsyfikat. - Spyta�a go pani, kt�ry? - Tak. - Powiedzia�? - Tak, chodzi�o o Phelippe'a Feteeta, kt�ry wisia� w salonie. - To chyba niez�y jacht? - spyta� Mason. - Niez�y - odpar�a Maxine Lindsay. - Zaprojektowano go tak, �eby w�a�ciciel m�g� pop�yn�� dok�dkolwiek sobie za�yczy - nawet dooko�a �wiata. - Czy Olney p�ywa dooko�a �wiata? - Nic s�dz�. Wyp�ywa czasem na przeja�d�ki, ale g��wnie wydaje na nim przyj�cia, na kt�rych... na kt�rych podejmuje znajomych artyst�w. Sp�dza na pok�adzie sporo czasu. - Nie przyjmuje znajomych artyst�w w domu? - spyta� Mason. - Nic przypuszczam. - Dlaczego? - My�l�, �e jego �ona tego nie akceptuje. - Pozna�a j� pani? - Nie, nigdy. . - Ale zna pani Olneya? - Tak. - Dobrze, postawi� spraw� jasno. B�dzie pani �wiadkiem. - Nie chc� by� �wiadkiem. - W�a�ciwie, to musi pani by� �wiadkiem - powiedzia� Mason. - Opinia Duranta by�a skierowana do pani. B�dzie pani j� musia�a powt�rzy�. A zatem, chc� wiedzie�, czy przes�uchanie na sali s�dowej mo�e zahaczy� o co�, co by�oby dla pani k�opotliwe. - To zale�y od pyta� - odpowiedzia�a, patrz�c mu prosto w oczy. - Mam dwadzie�cia dziewi�� lat. Nie s�dz�, aby u kobiety w tym wieku nie doszukano si� czego�, co by... - Chwileczk� - przerwa� Mason - prosz� mnie �le nie zrozumie�. Postawi� pani konkretne pytania. Czy z Lattimerem Rankinem ��czy pani� jakie� uczucie? Roze�mia�a si� g�o�no. - Ale� sk�d! Lattimer Rankin my�li o sztuce, oddycha sztuk� i ch�onie sztuk�. Za�atwi� mi kilka zam�wie� na portrety. To prawdziwy przyjaciel. Ale Lattimer Rankin i romans - nie, panie Mason, wykluczone. - Dobrze, jeszcze takie pytanie. Co pani mo�e powiedzie� o Otto Olneyu? Oczy Maxine Lindsay nieco si� zw�zi�y. - W jego przypadku nie mog� by� pewna. - Ale przecie� pani chyba wie, czy mia�a z nim jak�� przygod�? - Nic takiego nie mia�o miejsca - odpar�a Maxine Lindsay - ale Olney zwraca uwag� na figur�, a ja mam dobr� figur�. - By�a z nim pani kiedy� sam na sam? - Nie. - Nie flirtowali�cie? - Nie. Tyle, �e... hm, gdyby�my znale�li si� sam na sam, pr�bowa�by mnie podrywa�. - Sk�d pani wie? - Po prostu mam do�wiadczenie. - Ale nie by�a pani z nim nigdy sam na sam? - Nie. - I nie podrywa� pani? - Nic. - Chcia�bym, �eby�my si� dobrze zrozumieli - o�wiadczy� Mason. - W tej sprawie nie mo�emy sobie pozwoli� na nieporozumienia. Nie znam osobi�cie Duranta, ale je�eli przyst�pi do walki, to wynajmie detektyw�w. Przekopie zar�wno pani przesz�o�� jak i obecne �ycie. - My�l� - Maxine Lindsay spojrza�a Masonowi w oczy - �e nie znajd� niczego, co mogliby wykorzysta� przeciwko Rankinowi lub Olneyowi. - Lub przeciwko ekspertowi George'owi Lathanowi Howellowi - doda� Mason przegl�daj�c notatki. - Pan Howell jest bardzo, bardzo mi�y. - Dobrze, przejd�my do niego. Jest bardzo mi�y. Pani go zna, on zna pani�? - Tak. - Mia�a pani z nim jaki� romans? - Mog�abym sk�ama�. - Tera?,, czy w s�dzie? - Teraz i w s�dzie. - Nie robi�bym lego - powiedzia� Mason Waha�a si� przez chwil�, po czym zn�w spojrza�a na Masona swoimi naiwnymi niebieskimi oczami. - Tak - powiedzia�a. - Co, tak? - Mia�am romans. - Dobrze, zrobi� wszystko, �eby pani� chroni�. Musz� teraz zadzwoni�. Mason skin�� na Deli� Street. - Po��cz mnie z Lat-timerem Rankinem. - Po chwili Delia Street'da�a znak i Mason podni�s� s�uchawk�. - Rankin, tu m�wi Mason. Wspomnia� pan, �e Lathan Howell m�g�by by� naszym ekspertem. My�l�, �e lepiej by�oby zwr�ci� si� do kogo� innego. - O co chodzi? - spyta� Rankin. - Czy Howell nie mo�e by�? Nie znam lepszego eksperta, a ja... - Nie chodzi o jego kwalifikacje zawodowe - przerwa� Mason. - Nie mog� teraz poda� powod�w. Doradzam panu jako adwokat. Kogo jeszcze m�g�by pan zaproponowa�? - Jest jeszcze Corliss Kenner - powiedzia� po chwili Rankin. - Co to za jeden? - Kobieta. Cholernie dobra w tym, co robi. Troch� m�oda, ale zna si� na rzeczy i jej zdanie znaczy dla mnie nic mniej, ni� kogo� znanego. - �wietnie. Czy to typ ch�odnej profesjonalistki, czy... - Ale� sk�d - przerwa� Rankin. - Jest niezwykle przystojna, doskonale si� ubiera, zadbana, niez�a figura... - Ile ma lat? - Naprawd� nie wiem. Po trzydziestce. - Du�o po trzydziestce? - Nie, raczej tu� po. - Mo�emy si� do niej zwr�ci�? - My�l�, �e nie ma przeszk�d. W�a�ciwie, zastanawiam si�, czy to nie sprawa Olneya. Chcia�by chyba powo�a� w�asnego eksperta, ale... wydaje mi si�, �e wola�by j� ni� kogo innego. - Znakomicie - powiedzia� Mason. - Chwileczk�. Po�o�y) r�k� na s�uchawce i u�miechn�� si� do Maxine Lindsay. - My�l�, �e je�eli w procesie jako ekspert wyst�pi Corliss Kenner, nie musi si� pani obawia� �adnych k�opotliwych pyta�? W oczach Maxine Lindsay pojawi�o si� rozbawienie. - Nie ma �adnego powodu do obaw. - W porz�dku - rzuci� Mason do s�uchawki - niech pan zostawi Howella i zaproponuje Corliss Kenner. W�a�nie za�atwiam pisemne o�wiadczenie od Maxine Lindsay. Nie jest specjalnie zachwycona, ale zgodzi�a si� wyst�pi� po naszej stronie. - To dobra dziewczyna - zapewni� Rankin - i chocia� maluje chyba troch� mechanicznie, postaram si� dla niej zrobi�, co b�d� m�g�. Prosz� jej powiedzie�, �e mam dla niej nast�pne zam�wienia na dwa portrety dzieci�ce. - Powt�rz� - powiedzia� Mason odk�adaj�c s�uchawk�. - Mog� spyta�, po co to o�wiadczenie? - Po to - Mason spojrza� jej prosto w oczy - aby mie� pewno��, �e nie wyprowadzi nas pani w pole. Podaje mi pani pewne fakty. Na ich podstawie udzielam rad mojemu klientowi. Musz� za�o�y�, �e je�eli znajdzie si� pani w s�dzie, w charakterze �wiadka, potwierdzi pani te fakty. Gdyby pani tego nie zrobi�a, m�j klient znalaz�by si� w powa�nych k�opotach. Skin�a potakuj�co. - Dlatego - ci�gn�� Mason - wol� mie� o�wiadczenie od kogo�, kto ma by� kluczowym �wiadkiem. O�wiadczenie to jest zeznaniem pod przysi�g�. Gdyby zmieni�a pani p�niej tre�� swojej wypowiedzi, pope�ni pani krzywoprzysi�stwo, tak jak w przypadku fa�szywego zeznania w s�dzie. Odetchn�a z ulg�. - No c� - powiedzia�a - je�eli tylko o to chodzi, z przyjemno�ci� z�o�� o�wiadczenie. Mason zwr�ci� si� do Delii Street. - Prosz� przygotowa� o�wiadczenie. Niech pani Lindsay je podpisze i koniecznie z�o�y przysi�g�, unosz�c przy tym praw� r�k�. - Nie zawiod� pana, panie Mason, je�li o to panu chodzi - powiedzia�a Maxine Lindsay. - Nie chcia�abym miesza� si� w t� spraw�, ale jak trzeba, to trzeba... Nie zawiod� pana. Nigdy nikogo nie zawiod�am. To nie w moim stylu. - Ciesz� si� - powiedzia� Mason wyci�gaj�c r�k� na po�egnanie. - P�jdzie pani teraz z pani� Street, kt�ra zredaguje o�wiadczenie i da pani do podpisu. Maxine Lindsay zawaha�a si�. - Czy gdyby pojawi�o si� co� nowego - czy mog� do pana zadzwoni�? - Prosz� dzwoni� do pani Street. Czy spodziewa si� pani, �e cos' si� wydarzy? - Niewykluczone. - Prosz� wtedy zadzwoni� do -biura i poprosi� Deli� Street. - A gdyby to by�o pilne, po godzinach urz�dowania albo w czasie weekendu? Mason przyjrza� si� jej uwa�nie. - Mo�e pani zadzwoni� do Agencji Detektywistycznej Drake'a. Maj� biuro na tym samym pi�trze. Pracuj� ca�� dob� przez ca�y tydzie�. Na og� s� w stanie mnie odnale��. - Dzi�kuj� - powiedzia�a Maxine Lindsay i podesz�a do Delii Street. Mason odprowadzi� j� wzrokiem. Zmarszczy� czo�o. Nagle podni�s� s�uchawk� i zwr�ci� si� do telefonistki: - Gertie, prosz� ci�, po��cz mnie z Paulem Drak�'em. Po chwili m�wi� do s�uchawki: - S�uchaj, Paul. Ex-modelka o nazwisku Maxine Lindsay. Zajmuje si� teraz malowaniem portret�w. Jej zdaniem przyty�a troch� za bardzo, �eby pozowa�. Mar-szand Latlimer Rankin jest jej sponsorem, ale nie chc�, aby wiedzia�, �e robisz wywiad. Zbierz o niej troch� informacji, Paul. - Ile ma lat? - Pod trzydziestk�, blondynka, niebieskie oczy, dobrze zbudowana, bezpo�rednia, opanowana. - Zaraz si� ni� zajm� - obieca� Drak�. _ By�em tego pewien - powiedzia� sucho Mason. -_ Gdyby pr�bowa�a skontaktowa� si� ze mn� przez ciebie, po godzinach pracy, zadzwo� do mnie. - Zrobi si�. Wszystko? � Tak, to wszystko - rzuci� Mason i od�o�y� s�uchawk�. . ROZDZIA� TRZECI Tu� po czwartej Delia Street o�wiadczy�a: - Dzwoni prawnik Olneya, szefie. Chce z panem rozmawia�. Mason podni�s� s�uchawk�. - Perry Mason przy telefonie. - Tu Roy Hollister z Warton, Warton, Cosgrove & Hollister. Reprezentujemy Otto Olneya. - Wygl�da na to, �e pa�ski klient powiadomi� pana Olneya, jakoby marszand o nazwisku Durant o�wiadczy� publicznie, i� ulubiony obraz pana Olneya jest falsyfikatem. Czy wie pan co� o tym? - Bardzo du�o - powiedzia� Mason. - Mam o�wiadczenie �wiadka, gotowego zezna� w s�dzie, i� wedle Duranta obraz, namalowany niew�tpliwie przez Phellipe'a Feteeta, kt�ry m�j klient, Lattimer Rankin, sprzeda� Otto Olneyowi, jest falsyfikatem. - Czy nie daje to Rankinowi podstawy do pozwania Duranta? - zapyta� Hollister. - Z pewno�ci� - odpar� Mason. - Jestem przekonany, i� Rankin m�g�by oskar�y� Duranta o oszczerstwo. - A wi�c? - Takie post�powanie narazi�oby na szwank jego dobre imi� i postawi�o pod znakiem zapytania nie tylko autentyczno�� obrazu, ale tak�e zawodowe kompetencje Rankina. Wi�za�aby si� z tym r�wnie� konieczno�� udowodnienia, �e w swojej wypowiedzi Durant kierowa� si� zt� wol� i �e nie by�a to tylko b��dna ocena. Je�eli prowadzi� pan kiedy� spraw� o oszczerstwo, jest pan �wiadom niebezpiecze�stw, jakie si� z tym wi���. Jako marszand, Lattimer Rankin pozosta�by dla opinii publicznej tym, kt�rego wiarygodno�� zosta�a podwa�ona przez innego marszanda... nie chcia�bym, �eby m�j klient wpad� w t� pu�apk�. - Co pan zamierza? - Nic. - Wszystko wskazuje na to, �e Rankin chcia�by, �eby to Olney wni�s� spraw�. - Niew�tpliwie tak. - No c�, nam si� wydaje, �e Rank�n powinien sam pra� w�asne brudy - uci�� Hollister. - Nasz klient nie b�dzie wyci�ga� kasztan�w z ognia za Rankina czy kogokolwiek innego. - Nie do tego zmierzam - g�os Masona zabrzmia� prawie nonszalancko. - Niemniej, gdyby Olney chcia� zamkn�� usta Durantowi, wystarczy, �eby wni�s� spraw� i udowodni�, �e obraz jest autentyczny. W ca�ym tym procesie chodzi�oby tylko o obraz. - Nie przypuszczam, �eby Olney posun�� si� tak daleko tylko dla ocalenia reputacji Rankina. - Zupe�nie si� z panem zgadzam - powiedzia� Mason. - Gdyby by� moim klientem, te� bym mu to odradza�. - Wi�c po co ta ca�a afera? - Ale gdyby by� moim klientem - ci�gn�� Mason - poinformowa�bym go, �e je�eli Durant nie zaprzestanie tych swoich insynuacji, to do obrazu Olneya przylgnie etykietka falsyfikatu, a on sam wyjdzie na naiwniaka, przynajmniej w powszechnym mniemaniu. Nie znam na tyle pozycji zawodowej pa�skiego klienta, �eby powiedzie�, czy mu to zaszkodzi. Ale my�l�, �e tak. Nast�pi�a chwila ciszy. - A wi�c? - zapyta� Mason. - Zastanawiam si� - odpar� Hollister. - Niech pan si� nic spieszy. - Pan nie chce, �eby Lattimer Rankin wytoczy� spraw�? - Dop�ki b�dzie moim klientem, nie zrobi tego. W ten spos�b bardzo �atwo wystawi�by si� na cios. Czy chce pan zobaczy� kopi� o�wiadczenia Maxine Lindsay? - Kto to-taki? - �wiadek, w obecno�ci kt�rego Durant wypowiedzia� si� o obrazie. - Chcia�bym koniecznie zobaczy� to o�wiadczenie - zdecydowa� Hollister - a p�niej musz� to przemy�le�. Zadzwoni� do pana zaraz nast�pnego dnia. - Dobrze. Natychmiast wysy�amy o�wiadczenie. Mason zerkn�� znad biurka, sprawdzaj�c, czy Delia Street s�ucha z drugiego aparatu i robi notatki. - Moja sekretarka zaraz si� tym zajmie - doko�czy�. Delia Street u�miechn�a si�. - No c�, to on wykona� wolt�. Zadzwoni� z zamiarem powiadomienia ci�, �e nie b�dziesz si� wys�ugiwa� ani nim, ani jego klientem. Mason roze�mia� si�. - Powiedz, szefie, czy mo�e si� powin�� noga na czym� takim? - Je�eli chodzi o mojego klienta, to tak. - A wi�c zaczynasz odkrywa� karty - Delia Street znowu si� u�miechn�a. - A Olneyowi? Mason wybuchn�� �miechem. - Bogaty po�rednik, kt�ry zatrudnia na sta�e prawnika? Niemo�liwe. - A Durant musi broni� si� w sprawie, kt�ra dotyczy tylko autentyczno�ci obrazu. Rankina natomiast nie kosztuje to nic opr�cz twojego honorarium. Wygl�da to na dobry interes - dla Rankina. - No c� - u�miechn�� si� Mason - Za to mi w�a�ciwie zap�aci�, nie? I pami�tajmy, Olney ma swoic�i, bardzo do�wiadczonych prawnik�w. ROZDZIA� CZWARTY We wtorek rano, o dziesi�tej trzydzie�ci, Hollister ponownie zadzwoni� do Masona. - Zapraszam pana na konferencj� prasow� na jachcie Otto Olneya. Dzisiaj o drugiej po po�udniu w Klubie Jachtowym "Penguin". Jest pan r�wnie� zaproszony na koktajl - potrwa to wszystko od drugiej do pi�tej. - A co ze spraw�? - zapyta� Mason. - Sk�adamy pozew dzisiaj o pierwszej po po�udniu. Uwaga, kt�ra pad�a z ust Duranta, ca�kowicie wyprowadzi�a z r�wnowagi naszego klienta, a o�wiadczenie Maxine Lindsay wyja�nia do ko�ca sytuacj�. ��damy pokrycia strat w wysoko�ci dwudziestu pi�ciu tysi�cy dolar�w. Pan Olney niezwykle wysoko szacuje ten w�a�nie obraz i uwa�a, �e wypowied� Duranta nie tylko odbija si� ujemnie na jego warto�ci, ale godzi r�wnie� w kompetencje w�a�ciciela jako businessmana. Co wi�cej, nasz klient postanowi� dzia�a� zdecydowanie i wyrazi� w pozwie przypuszczenie, i� twierdzenia te zosta�y wypowiedziane celowo i ze z�� wol� i za��da� zas�dzenia nast�pnych dwudziestu pi�ciu tysi�cy w formie grzywny. - Mi�o mi przyj�� zaproszenie - powiedzia� Mason. - Rozumiem, �e mog� zabra� moj� sekretark�, pann� Street? - Oczywi�cie. - Przyjdziemy. Ciesz� si�, �e nadali�cie bieg sprawie. - Nie lubimy, kiedy kto� si� nami wys�uguje - powiedzia� cierpko Hollister. - Oczywi�cie sednem sprawy jest tutaj osoba Ritnkina. - Rozumiem - wtr�ci� Mason - �e Olney jest w |anie zado��uczyni� panom za podj�cie si� tego zadania. - W zupe�no�ci. - W porz�dku, nie chcemy, �eby�cie za�atwiali cudze sprawy, podsun�li�my wam tylko us�ug� prawn�. Mam nadziej�, �e spotkam pana na jachcie? - Tak. - Ciesz� si�. Prawnik od�o�y� s�uchawk� i zwr�ci� si� do Delii Street, kt�ra przys�uchiwa�a si� rozmowie: - Do diab�a z tym siedzeniem ca�y czas w starym, zaple�nia�ym biurze, Delio, z wertowaniem starych akt, �eby znale�� argumentacj�, kt�ra poruszy�aby s�dzi�w przed wydaniem werdyktu. Rzucimy to biuro o pierwszej, pojedziemy wolniutko do Klubu Jachtowego "Penguin", zamustrujemy na kr�lewski jacht Otto Olneya, rzucimy okiem na obraz i wypijemy kilka drink�w; p�niej mo�emy p�j�� gdzie� na obiad i troch� pota�czy�, tak dla wprawy. - Domy�lam si� - powiedzia�a Delia - �e moja obecno�� jest niezb�dna dla dobra sprawy. - O tak, zdecydowanie niezb�dna. Nie wyobra�am sobie wizyty na jachcie bez ciebie - o�wiadczy� z teatraln� powag� Mason. - W tej sytuacji pozostaje mi tylko zadzwoni� do klienta, z kt�rym jeste� um�wiony o trzeciej i powiedzie� mu, �e sprawa niezwyk�ej wagi zmusza ci� do przesuni�cia spotkania. - O kogo chodzi? - O faceta, kt�ry chcia� z tob� przedyskutowa� kwesti� rewizji procesu brata: adwokatowi nie uda�o si� wnie�� sprzeciwu wobec domniemanych uchybie� proceduralnych prokuratora. - Ach tak, teraz pami�tam. To ciekawy przypadek, ale nic ma po�piechu. Zadzwo� do niego i powiedz, �eby przyszed� o dwunastej trzydzie�ci, zamiast o trzeciej, albo jutro. - Zerknij do terminarza i sprawd�, czy mamy jak�� luk�; ale tak czy owak, nie mo�emy przepu�ci� okazji przyjrzenia si� obrazowi Feteeta. Musz� przyzna�, �e to, co us�ysza�em o jego technice, bardzo mnie zafrapowa�o. Delia Street u�miechn�a si�, kiedy Mason wzi�� do r�ki plik bie��cej korespondencji, kt�r� u�o�y�a na skraju biurka. - Nic ci tak nie dodaje energii i entuzjazmu do walki z codziennymi sprawami, jak perspektywa wyrwania si� z biura prosto w wir przygody. \ Przez chwil� Mason wa�y� w my�li ten zarzut, by zaraz ochoczo da� wyraz jego trafno�ci. - Troch� przygody nam nie zaszkodzi, Delio. Uporajmy si� z t� cholern�, nudn� robot�, a potem si� zabawimy. Po czym zag��bi� si� w stercie list�w. Za dziesi�� pierwsza Mason i Delia Street wsiedli do samochodu, po drodze zatrzymali si� w zaje�dzie na lunch, dojechali do Klubu Jachtowego "Penguin", spytali o jacht Olneya i wkr�tce potem znale�li si� na pok�adzie schludnie utrzymanej �odzi, przypominaj�cej miniaturowy transatlantyk. Wysoki osobnik o zmi�tej twarzy, mocno po czterdziestce, w czapce �eglarskiej, niebieskiej kurtce i bia�ych spodniach wyszed� na powitanie. - Jestem Olney. - Rzuci� Masonowi kr�tkie spojrzenie i z wyra�n� przyjemno�ci� zatrzyma� wzrok na Delii Street. - Perry Mason - przedstawi� si� prawnik - a to panna Street, moja zaufana sekretarka. - Przybyli pa�stwo nieco za wcze�nie. Zechc� pa�stwo wej�� i rozgo�ci� si�? Drinka? - W�a�nie zjedli�my lunch - odpar� Mason. - Troch� za wcze�nie na drinka, ale ch�tnie obejrzymy obraz. Rozmawia�em o tej sprawie z pana prawnikami. - Tak, tak, wiem. Zaraz go pa�stwu poka��. Olney poprowadzi� ich do luksusowo urz�dzonego salonu, gdzie na centralnym miejscu wisia� obraz przedstawiaj�cy p�nagie kobiety w cieniu drzewa, a w tle, w ostrym �wietle s�onecznym, grup� rozbrykanych nagich dzieci w morzu jaskrawych barw. - I komu�' przysz�o do g�owy, �e ten obraz to falsyfikat - wybuchn�� Olney. - To scena z Bagnio, krainy �owc�w g��w; Phellipe Feteet by� jedynym malarzem, kt�remu kiedykolwiek uda�o si� uchwyci� klimat tego miejsca. Prosz� zauwa�y�, jak� ten obraz ma g��bi�! Prosz� spojrze� na faktur� cia� tych kobiet. Na wyraz ich twarzy, a potem na �wiat�o s�oneczne. Ono po prostu o�lepia. Chcia�oby si� schroni� w cieniu drzewa i usi��� z tymi kobietami. Mason o�ywi� si�. - To jeden z najbardziej niecodziennych obraz�w, jakie widzia�em. - Dzi�kuj�, dzi�kuj�, dzi�kuj� - wykrzykn�� Olney. - Jestem wielbicielem Fetecta. Uchwyci� co�, czego innym nie uda�o si� osi�gn��. Kupi�bym wi�cej jego p��cien, gdybym je m�g� dosta� po rozs�dnych cenach. Jestem pewien, �e b�d� kiedy� niezwykle cenne. - Z ca�� pewno�ci� - powiedzia� Mason. - Te kobiety, kolory, t�o, la niezwyk�a perspektywa. - Mo�na uzyska� g��bi� przez zestawienie zacienionego pierwszego planu z t�em wype�nionym �wiat�em s�onecznym - t�umaczy� Olney - ale niewielu osi�ga ten efekt. Wi�kszo�� obraz�w z motywem �wiat�a s�onecznego to blade, md�e malowid�a o pastelowym odcieniu. Ma si� wra�enie, �e to kolorowe zdj�cie zrobione w mglisty dzie�. Tajemnic� Feteeta by�o to, �e z cienia dominuj�cego na pierwszym planie potrafi� wydoby� poci�gaj�cy ch��d, dzi�ki czemu �ywe barwy t�a sugeruj� rodzaj �wiat�a, kt�re... a, olo pani Kenner. Pozwol� pa�stwo, �e ich przedstawi�. Olney podszed� do kobiety w wieku oko�o trzydziestu pi�ciu lat, zadbanej, o powa�nym spojrzeniu. Podaj�c mu r�k� powiedzia�a niedbale: - Cze��, Otto. O co chodzi tym razem? - Tym razem - odpar� Olney - czeka ci� niespodzianka. Zaczekajmy z ni� na reszt� go�ci. O, widz�, �e jest Hollister. Hollister, kipi�cy energi�, kr�py, ruchliwy, z akt�wk� w r�ku, wszed� na pok�ad jachtu i zosta� przedstawiony Masonowi i Delii Street. Po chwili pojawi�a si� grupa reporter�w i fotograf�w z prasy, wreszcie na pok�ad wszed� Lattimer Rankin, krocz�c majestatycznie po pode�cie. - Gdzie Maxine? - spyta� Olney. - Pomy�la�em, �e jej przybycie nie by�oby wskazane - odpar� Hollister. - Nie ma powodu, by by�a nagabywana przez dziennikarzy, skoro mo�emy przedstawi� jej o�wiadczenie, kt�re m�wi samo za siebie. Cie� rozczarowania przemkn�� po twarzy Olncya. Po chwili rzuci� kr�tko: - W porz�dku, to ty jeste� adwokatem. Olney poszed� przywita� si� z reporterami. Widz�c, �e go�cie s� ju� w komplecie, oznajmi�: - Panie i panowie, podamy teraz koktajle, a potem wyja�ni� pa�stwu cci dzisiejszego spotkania. Jeden z reporter�w zaprotestowa�. - S�uchaj, Olney. Znamy cel spotkania. Tw�j adwokat wni�s� pozew w zwi�zku z obrazem Feteeta. Nie mam nic przeciwko koktajlom., ale musimy przesia� informacje do gazet, wi�c woleliby�my dowiedzie� si�. o co chodzi, zanim podasz drinki. Jeden z fotograf�w doda�: - Gdyby pan zechcia� stan�� na tle obrazu, panie Olney... Spomi�dzy go�ci wyst�pi� Lattimer Rankin. - Chwileczk� - powiedzia� - chcia�bym to za�atwi�, jak nale�y. Chcia�bym... - Zaraz, zaraz, kim pan jest? - przerwa� jeden z reporter�w. Kto� mu odpowiedzia�: - To facet, kt�ry sprzeda� obraz Olncyowi. - W porz�dku, niech pan te� stanie przed obrazem razem z Olneyem. - Chwileczk� - wtr�ci�a si� Corliss Kenner. - Nie chcia�abym by� jedynym ekspertem w tej sprawie. Oczekuj� jeszcze kogo�. Nie wiem dlaczego nie zaproszono jego zamiast mnie. To najlepszy znawca tego rodzaju malarstwa. By�am zaskoczona, �e nie zosta� wcze�niej zaproszony. Spojrza�a pytaj�co na Olneya. - M�wi� o George'u Lathanie Howellu. Pozwoli�am sobie go zaprosi� na w�asn� r�k�. Mam nadziej�, Otto, �e nie masz mi tego za z�e. Z pewnych powod�w uzna�am to zaproszenie za uzasadnione. Zaraz powinien tu by�. - Zaraz, zaraz - powiedzia� Hollister. - Tu chodzi o post�powanie s�dowe i chcia�bym mie� co� do powiedzenia, je�li chodzi o jego prowadzenie. �wiadkowie... - Witani pa�stwa - zabrzmia� czyj� glos. - Zdaje si�, �e si� sp�ni�em. - Oto Howell - powiedzia�a Corliss Kenner z ulg� w g�osie. Mason patrzy� na trzydziestopi�cioletniego, opalonego osobnika o br�zowych oczach, kt�ry wkroczy� do salonu lekkim, spr�ystym krokiem, ze swobod� kogo�, kto jest pewien dobrego