2985

Szczegóły
Tytuł 2985
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2985 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2985 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2985 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konrad Fia�kowski Gatunek HomoSapiens Ako wy��czy� silnik i ledwie odczuwalna wi-bracja kad�uba usta�a. - Jeste�my na miejscu - powiedzia�. - Baza jest tam, za tym grzbietem - r�k� wskaza� pi�trz�cy si� w czo�owym ekranie garb skalny. - Wola�em l�dowa� tak, by nas nie widzieli - doda�. - Wspaniale, �e ci si� uda�o. Kilka metr�w dalej i zostaliby�my na zawsze w tym mi�ym miejscu - War spojrza� na ostro o�wietlon� kraw�d� skalnej p�ki, na kt�rej wyl�dowali. Dalej zaczyna�a si� przepa��, ksi�ycowa przepa��, czarna jak sam Kosmos, z dnem nie o�wietlonym ani jednym promieniem S�o�ca. - Tak, dalej jest przepa��, g�upie kilkadziesi�t metr�w, widzia�em na radarze - wyja�ni� Ako. - Ty jeste� znany z takich wyczyn�w, Ako. B�d� jeszcze na twoim pogrzebie. Ako za�mia� si�. - Nie masz racji, War. W instrukcji lotu mani wyra�nie powiedziane: wyl�dowa� w pobli�u bazy, w terenie niedost�pnym bezpo�redniej z niej obserwacji. To nie moja wina, �e wszystkie takie tereny bardziej nadaj� si� do wspinaczek selenistycznych ni� na l�dowiska rakiet. Jeste�my na Ksi�ycu, nie na Ziemi. - W porz�dku. Nie ma o czym m�wi�. - Ale mia�e� emocje? - To dopiero pocz�tek. L�dowanie na skraju przepa�ci, w�dr�wka w�r�d ksi�ycowych ska�, no i sama baza... Tak�e przypuszczam, �e najwi�ksze emocje s� jeszcze przed tob� - Ako powiedzia� to powa�nie, mimo �e War wypatrywa� �ladu u�miechu na jego twarzy. - Zobaczymy - powiedzia� w ko�cu. - W ka�dym razie, pami�taj, wracam do bazy i jeste�my tam na nas�uchu na zarezerwowanej fali. I bardzo ci� prosz�, wiesz, tak zupe�nie prywatnie, jak koleg�, jakby co� si� tam zacz�o dzia�, nadaj wezwanie. Nie czekaj, co z tego wyniknie. - Do byle g�upstwa nie b�d� was wzywa�. Zreszt�, co mi si� w ko�cu mo�e sta�. Za dwa dni przylecisz. Poza tym bior� pojemnik z dezintegratorem - War wzruszy� ramionami i si�gn�� po he�m. - Tego w�a�nie nie wiesz, co ci si� mo�e sta�. Z Setem nie mo�emy si� porozumie� ju� drugi tydzie�. War nie odpowiedzia�. Na�o�y� he�m i przekr�ci� zawory. Potem wsta� z fotela, chwyci� pojemnik, pot�ny aluminiowy walec, kt�ry tutaj prawie nic nie wa�y�, i wyszed� przez �luzy na zewn�trz. Rakietka sta�a w cieniu ska�y i tylko jej wysuni�te anteny �wieci�y o�lepiaj�cym blaskiem. War wszed� na nas�onecznion� cz�� p�ki i skin�� r�k� na po�egnanie. Ska�a drgn�a, gdy Ako wystartowa�. War patrzy� jeszcze chwil� w nikn�ce ognie dysz, a potem ruszy� w�r�d g�az�w, tu� nad przepa�ci�, ku o�wietlonemu grzbietowi. Tam, za tym masywem g�rskim, w kotlinie le�a�a baza. Zobaczy� j� w drugiej godzinie marszu, gdy min�� ska�y grzbietu. Le�a�a w dole - bia�a p�polista naro�l na szarym, chropowatym pod�o�u ska�. Schodzi� ku niej d�ugo, bo szed� po zacienionym zboczu, kt�rego nier�wno�ci widzia� tylko na ma�ym ekranie odbiornika infraczerwieni, wbudowanym wewn�trz he�mu. Wreszcie zszed� na wzgl�dnie r�wne dno kotliny i wtedy nada� wezwanie: - Kotlina �wiat�a Ska� na odbiorze... Odpowied� nadesz�a po chwili. Kobieta - pomy�la� - to musi by� ona. - Tu War, selenista. Jestem przed waszymi �luzami. Wpu��cie mnie do �rodka - m�wi�c to podchodzi� coraz bli�ej ku bazie. - Otwieram �luzy i schodz� do ciebie - powiedzia� ten sam g�os. Wej�cie do �luz zaznaczone by�o jak zwykle bia�ym fosforyzuj�cym pasem. Gdy �luzy rozsun�y si�, wszed� do wn�trza i czeka� w komorze przej�ciowej, a� ci�nienie powietrza osi�gnie norm�. Potem zdj�� he�m. Czeka�a na niego u wej�cia do korytarza prowadz�cego ku wn�trzu bazy. - O, El, co ty tu robisz? Wspaniale si� dziwi� - pomy�la� o sobie z uznaniem. - A wi�c to jednak jeste� ty. Od kiedy us�ysza�am twoje nazwisko, zastanawia�am si� nad tym. Ciesz� si�, �e ci� widz� - u�cisn�a mn mocno d�o� i spojrza�a na� z bliska. - Nic si� nie zmieni�e�, War. - Ty te�. Ale powiedz, co tu robisz w tej bazie? - Jestem asystentem docenta Woora. - Woora m�wisz. Wydaje mi si�, �e gdzie� s�ysza�em ju� to nazwisko... Dobrze, War, coraz lepiej - pomy�la� r�wnocze�nie. - Mo�liwe... Pewnie jeszcze na Ziemi. Kierowa� plac�wk� nas�uchu kosmicznego w Portos w Andach. - Portos, m�wisz? Czekaj, to tam by�a ta historia z odbiorem serii prawid�owych? - To w�a�nie Woor - powiedzia�a to zupe�nie spokojnie. - Rzeczywi�cie, teraz przypominam sobie. Po tej mistyfikacji musia� zrezygnowa� z kierownictwa. - To nie by�a mistyfikacja, War. - Tylko co? - On rzeczywi�cie odebra� te sygna�y. - Wiesz, El, trudno mi zabiera� g�os w tej sprawie. Nie by�em tam. Ale, je�eli sobie dobrze przypominam, dalszy nas�uch nie doprowadzi� do niczego, a ta bajeczka z awari� automat�w zapisu... - Widz�, �e interesowa�e� si� t� histori� -przyjrza�a si� Warowi z uwag�. - To by�a kiedy� g�o�na sprawa. B��d, pope�ni�e� b��d - , pomy�la� r�wnocze�nie. - Nie powiniene� by� tak dobrze pami�ta� tej historii. - Dziwi� si� zreszt�, �e zgodzi�a� si� zosta� jego asystentem. - Tak si� z�o�y�o. Zreszt� powiedzia�am ci, ja wierz�, �e on odebra� te sygna�y. - Mo�liwe. Wszystko jedno. W kaa~lyrn razie ciesz� si�, �e ci� spotka�em. Wreszcie mo�esz by� asystentem czyim zechcesz. - Te� tak s�dz�. A teraz powiedz mi, co si� z tob� dzia�o przez te par� lat, odk�d sko�czyli�my studia? - Wi�kszo�� czasu siedzia�em na Marsie. - W Instytucie Marsja�skim? - Tak. Robi�em tam r�ne dziwne rzeczy, jakie matematyk mo�e robi� na Marsie. - Stajesz si� tajemniczy. - Nie, El. Odwala�em zwyk�� us�ugow� robot�, kt�r� z r�wnym powodzeniem mo�na robi� na Ziemi. No, a teraz jestem na urlopie. - Selenistyka? - Troch�. Ale tylko po niewidocznej stronie Ksi�yca. Mo�e to �mieszne, ale nie sprawia mi przyjemno�ci w�a�enie na najtrudniejsze nawet szczyty po tamtej stronie. �wiadomo��, �e nawet historyczni astronomowie znali je na pami�� i ogl�dali setki razy, nie nale�y do przyjemno�ci, przynajmniej dla mnie... - W okolicach naszej bazy nie grozi ci to. - Wiem i dlatego tu przyjecha�em. Okolice bazy �wiat�a Ska� to jedne z najmniej znanych miejsc na Ksi�ycu. Tak twierdz� wszystkie przewodniki turystyczne. - I nie myl� si�, War. My sami tych ska� wok� bazy nie znamy. - I nie badacie tych okolic? - Nie mamy sprz�tu. - Jak to? - Widzisz, nasza baza jest baz� bez �adnego znaczenia. Nie ma tu z�� metali. Nie przebiegaj� t�dy �adne szlaki komunikacyjne. Nie wiesz zapewne, �e tylko my, Woor i ja, stanowimy sta�y personel tej bazy. Reszta to praktykanci, przybysze z Ziemi. Poza tym czasem zjaeviaj� si� tury�ci, tacy jak ty. Podejrzewam nawet, mimo �e nikt tego nie powiedzia� oficjalnie, �e ta baza jest czym� w rodzaju ksi�ycowego schroniska. Peryferyjna baza bez znaczenia. Zreszt� tylko dlatego Woor zosta� jej kierownikiem po tej historii... - I jak on to znosi? El po raz drugi spojrza�a na Wara uwa�nie. - Przyzwyczai� si� - powiedzia�a. - No, chod�my. Poka�� ci twoj� kabin�. Ruszy�a przodem, a War nios�c pojemnik poszed� za ni�. - Jest podejrzliwa, zdecydowanie podejrzliwa - pomy�la�. - Nie rozumiem tylko, dlaczego. Przecie� poinformowano mnie, �e od przyjazdu Woora na Ksi�yc nie by�o w og�le mowy o tym wszystkim. - To tu - zatrzyma�a si� i otworzy�a drzwi. - Mam nadziej�, �e b�dzie ci wygodnie. - Na pewno - chcia� jeszcze co� powiedzie�, ale nagle ekran lokalnego telewizofonu rozja�ni� si� i patrzy�a z niego twarz, twarz, kt�r�, War zna� ze stereofotogramu, twarz Woora. - El, czy to Set wr�ci�? - zapyta� Woor. To dobrze - pomy�la� War - to bardzo dobrze, �e on pierwszy powiedzia� jego imi�. Teraz wszystko b�dzie o wiele �atwiejsze. - Nie, Seta nie ma. Woor milcza�, jakby czym� zaabsorbowany, i wreszcie po d�ugiej chwili zapyta�: - Kto wi�c przyszed�? - War. Nazywam si� War. Jestem selenist� - powiedzia� War i odwr�ci� si� twarz� do telewi~ofonu. - Selenista to nie zaw�d. Kim jeste� naprawd�? - Matematykiem. - Wszyscy jeste�my matematykami. Mniej lub wi�cej, ale jeste�my. Ja chc� wiedzie�, czym si� zajmujesz? - Pracuj� w Instytucie Marsja�skim, w dziale poszukiwa�. - Egzamin mi urz�dza -pomy�la� r�wnocze�nie - ale na to jestem przygotowany. - To m�j kolega - powiedzia�a El. - Kiedy� bliski kolega. - Kiedy�? - War czu� si� naprawd� dotkni�ty. - Kiedy� na pewno. - Dobrze - powiedzia� Woor - zajd� do mnie potem. Opowiesz nam o wielkim �wiecie. - Nie by�em na Ziemi. - Nie szkodzi. Dla nas wielki �wiat zaczyna si� od centralnych baz Ksi�yca - za�mia� si� jako� nieprzyjemnie. - No to do zobaczenia -ekran zgas�. - On jest chyba troch� dziwny? - War odwr�ci� si� ku El umieszczaj�c r�wnocze�nie pojemnik w uchwycie. - Wydaje ci si�. - Niewykluczone. A kto to jest Set? - Praktykant, jedyny nasz praktykant. Ciekawy jeste�, War. - Od urodzenia. No, ale w takim razie nat�oku praktykant�w nie macie. - Nie mamy i nie b�dziemy mie�. Najlepsi tu nie trafiaj�. - I ten Set, zamiast pracowa�, obija si� i �azi po g�rach? - Co gorsza, nie wraca ju� drugi dzie�. - Ale macie z nim ��czno�� radiow�? - Nie. - Dlaczego wi�c nie nadacie sygna�u alarmu? - Woor si� nie zgodzi�. - Jak to, drugi dzie� i nie og�aszacie alarmu? Przecie� on mo�e zgin��. To nies�ychane -War podni�s� g�os. - Id� do Woora i powiem mu, co o tym my�l�. - Nigdzie nie p�jdziesz. Ja... ja �artowa�am... Set wyszed� przed chwil� do stacji automatycznego namiaru meteor�w. War spojrza� na El uwa�nie. - Nigdy nie k�ama�a� El, ale widz�, �e si� zmieni�a�. Nie wierz� ci. - Ja naprawd� �artowa�am. Zreszt� id� do Woora i zapytaj go sam. O�mieszysz si� tylko. Poza tym on tu decyduje, nie ty. Jest kierownikiem tej bazy i do niego nale�y decyzja. - P�jd�. Oczywi�cie, �e p�jd�. Jest chyba moim obowi�zkiem wyja�ni� t� spraw�... I twoim, El - doda�. El wzruszy�a ramionami. - M�wi�am ci, �artowa�am. Ale je�li uwa�asz to za sw�j obowi�zek... Repertuar obowi�zk�w selenist�w jest, jak widz�, szeroki. Odwr�ci� si� i schwyciwszy pojemnik ruszy� korytarzem w g��b bazy. El sz�a za nim. Nie ogl�da� si� i s�ysza� tylko miarowe uderzenia jej but�w o akrynow� posadzk�. Mijali rz�d drzwi r�norodnych pracowni, kt�re mo�na znale�� w ka�dej bazie ksi�ycowej. Dochodzili ju� do centralnej sali, gdy nagle War us�ysza� tupot, szybki tupot krok�w. Drzwi jednej z pracowni by�y uchylone. War stan��. Kroki na chwil� umilk�y, a potem odezwa�y si� znowu, rytmiczne, jednostajne, tak jakby chodzi� automat. By�y to jednak kroki cz�owieka. War skoczy� ku. drzwiom. - Nie, nie! - krzykn�a El. S�ysza� jej krzyk i wiedzia�, �e go ostrzega, lecz nie zatrzyma� si�. W pracowni panowa� p�mrok i w pierwszej chwili o�lepiony jasnym �wiat�em korytarza nie widzia� nic. Potem zobaczy� m�czyzn�. M�czyzna sta� chwil� nieruchomo i nagle ruszy� przed siebie drobnymi krokami, tupi�c w ten spos�b,. jak dzieci bawi�ce si� w poci�g. War nie odrywaj�c wzroku od m�czyzny si�gn�� do kontaktu. Sufit rozjarzy� si� i wtedy zobaczy� jego twarz: - Set? - M�wi�am ci, �e jest tutaj. To by� g�os El, spokojny, opanowany, w niczym nie przypominaj�cy krzyku, kt�ry jeszcze s�ysza�. Odruchowo spojrza� na El, ale ona patrzy�a nad g�ow� Seta, gdzie� w sufit. - M�wi�am ci, �e �artowa�am - powiedzia�a. Set zatrzyma� si� na chwil� i znowu ruszy� tupi�c. Nie spojrza� nawet na nich. - Set! Set! - powt�rzy�. Nie by�o odpowiedzi. - Co�cie z nim zrobili? - odwr�ci� si� ku El. Jej twarz by�a bez wyrazu. Patrzy�a tak, jak przedtem, nad jego g�ow�, w sufit. - Nie m�wi�e�, �e znasz Seta - powiedzia�a. - Czy to wa�ne? Kobieto, co mu jest? - s�ysza� za sob� miarowy tupot krok�w. - K�ama�e� wi�c, War. Nie powiedzia�e�, �e szczeg�lnie nim si� interesujesz. - Nie powiedzia�em jeszcze dziesi�ciu innych rzeczy. Ale powiem. Powiem! S�yszysz? Zosta�em tu wys�any, �eby dowiedzie� si�, co z nim si� sta�o, �eby wyja�ni�, dlaczego od dwu tygodni przy ka�dej rozmowie z central� Seta w�a�nie nie ma lub w�a�nie wyszed�. Spodziewa�em si�, �e spotkam tu dziwaka i dziewczyn�, kt�r� zna�em... - Teraz wiesz wszystko - powiedzia�a. -Ale to ju� nie ma znaczenia. Nie chcia�am, �eby� tu wchodzi� - doda�a tym swoim spokojnym, beznami�tnym g�osem. - Nie chcia�a�... - urwa�. Po�o�y� r�k� na ramieniu Seta. - Set, poznajesz mnie? - zapyta�. - Jestem kosmonaut� w�r�d gwiazd. Najpierw osi�gn� Syriusza, a w drodze z powrotem odwiedz� Aldebarana. - Sam rozumiesz, �e nie m�g� rozmawia� z Ziemi� ani z central� - powiedzia�a El. - Ale Woor b�dzie musia� rozmawia�! Id� do niego! Rzuci� pojemnik i wybieg� na korytarz. S�ysza� jeszcze tupot krok�w Seta i g�os El, kt�ra co� m�wi�a. Wbieg� do sali centralnej, wpad� w korytarz, na ko�cu kt�rego, wiedzia� o tym, by�y drzwi gabinetu Woora. Pomy�la�, �e gdy b�d� zamkni�te - wywa�y je. Ale drzwi by�y otwarte. - Woor, jeste� tu?! - zawo�a� i zatrzyma� si� tak nagle, �e prawie upad�. Z fotela wsta� Set. - S�ucham ci� i witam w naszej bazie. - Sk�d ty si� tu wzi��e�? By�e� tam w pracowni. - By�e� ju� tam... - A Woor? Powiedz, gdzie jest Woor? - stan�� przed Setem i spojrza� mu w twarz. - Woora nie ma. - Bzdura, rozmawia�em z nim przy wej�ciu. - Ach, o to ci idzie. To tylko nagranie wideotroniczne. Podszed� do pulpitu i w ekranie telewizofonu War zobaczy� twarz. To by�a twarz, kt�r� widzia� przy wej�ciu - twarz Woora. - No wi�c, gdzie on jest? - W tej postaci - Set wskaza� r�k� na ekran - nie ma go i nie b�dzie. - A co si� z nim sta�o? - W tej postaci chwilowo nie istnieje. - I nie zawiadomili�cie centrali. Jak mog�e�, Set? - Widzisz, central� zawiadamia si� tylko w wypadku �mierci. A Woor nie umar�. Tak naprawd� ja nie jestem w stu procentach Setem. Prawdziwego Seta widzia�e� w pracowni. Ja tylko mam ten sam kszta�t. Jestem jednokszta�tny z Setem. Natomiast moja psychika jest r�wnowa�na psychice Woora. - Set, ty naprawd� nie jeste� ca�kiem normalny. - Ja nie jestem Set... - A wi�c dobrze, nie jeste�, je�li tak chcesz. W ka�dym razie musz� ci wyja�ni�, �e jestem tu oficjalnie, jako wys�annik centrali, i mam prawo was st�d zabra�. - To nie ma znaczenia. Nie zrobisz tego. - Zrobi�. - Nie. Nie b�dziesz mia� ochoty. Zapewniam ci�. - Dobrze, ale najpierw musz� jednak m�wi� z Woorem. - S�uchaj, War. Czy nie mo�esz sobie wyobrazi�, �e orygina� mo�e mie� kilka kopii? - Oczywi�cie, �e mog�, ale... - Nie przerywaj. A czy s�dzisz, �e cz�owiek, ca�a informacja sk�adaj�ca si� na dan� osobowo�� nie mo�e zosta� przekazana dwu r�nym osobnikom gatunku homo sapiens? - Raczej nie. - Dlaczego? - Tego nie mo�na zrobi�. - A mo�e tylko ludzko�� tego jeszcze nie potrafi? - Wi�c ty twierdzisz, �e dokona�e� takiej transformacji? - War spojrza� ciekawie na Seta. Set nie zd��y� odpowiedzie�, drzwi otworzy�y si� nagle i ciep�y podmuch powietrza wraz z odg�osem g�uchego st�kni�cia wtargn�� do gabinetu. Zmiana ci�nienia by�a tak gwa�towna, �e War przez chwil� nic nie s�ysza�. - Co si� sta�o? - Set podbieg� do drzwi. - Raczej ty powiniene� to wiedzie�. Przypomina�o to eksplozj�, gdzie� obok - urwa� i pomy�la� o pojemniku. W nim by� desintegrator. - Tu nic nie mog�o eksplodowa�. W �adnej pracowni. Nie prowadzimy eksperyment�w. Mamy tylko gospodarczy reaktor zasilaj�cy. - Zobacz�, co si� sta�o. - Czekaj, ja sam zobacz� - powiedzia� Set i skierowa� si� ku drzwiom. Wtedy War us�ysza� terkotanie sygnalizacji alarmowej. - St�j ! - krzykn�� do Seta. - Nast�pi�o ska�enie promieniotw�rcze! - Wywo�am El - Set podszed� do mikrofon�w. - El, jeste� u siebie? El, czy mnie s�yszysz? - powt�rzy� g�o�niej. - Pewnie wysz�a z kabiny. Wo�aj j� w ca�ym systemie bazy - poradzi� War. - Je�eli system bazy jeszcze dzia�a. Co tam si� sta�o? El, tu Woor. Przyjd� do mojego gabinetu. Przyjd� natychmiast! S�yszysz? - Nie ma jej. Chyba masz racj�, Set. System ��czno�ci uleg� awarii. - Id� do �luz... - urwa�. - Chyba kto� biegnie... Teraz tak�e War us�ysza� tupot w korytarzu. Gwa�townie szarpni�te drzwi otworzy�y si� z trzaskiem. - Zatrzymajcie go! On ma dezintegrator! -El ca�ym ci�arem opar�a si� o �cian�. - Kto? - Set. Woor, sprawd�, mo�e jest jeszcze nad nim kontrola! Powiedzia�a Woor - pomy�la� War. - Nie ma, nie ma �adnej kontroli. Tupot by� coraz bli�szy. - Uciekajmy! - krzykn��. Oni trwali w bezruchu. - St�d nie ma innego wyj�cia, War - powiedzia�a El. Tupot umilk� i w drzwiach sta� Set. Podpiera� si� dezintegratorem jak lask�. War ugi�� kolana i chcia� skoczy� ku niemu, gdy Set uni�s� dezintegrator. Mierzy� wprost w pier� Wara. - Set, s�yszysz mnie, poznajesz - wyszepta�. - Ty jeste� ro�lin�, Ro�lin� z Syriusza, zwan�... - zastanowi� si� chwil� - zwan� precetaporon. A tam s� zwierz�ta - przesun�� dezintegrator. - Ja poluj� na zwierz�ta - doda� tonem wyja�nienia, a potem War zobaczy� b�ysk, niebieski b�ysk, kt�ry go o�lepi�. - Kotlina �wiat�a Ska� - powiedzia� Ako -l�dujemy, War. Tam ju� na ciebie czekaj�. B�dziesz mia� z nimi ci�k� przepraw�. - Tak my�lisz? - Jestem pewien. Tam jest Sorv, a wiesz, jaki z niego numer - urwa� i patrzy� w rosn�c� w zewn�trznym ekranie bia�� kopu�� bazy. - Ako - War m�wi� powoli - jeste� pewien �e znalaz�e� mnie przy �luzie wej�ciowej dopiero w dwa dni p�niej? - Najzupe�niej. Le�a�e� z doci�ni�tym he�mem, u�o�ony jak niemowl�. Masz przerw� w �yciorysie? - I rozmawia�e� z Woorem? - Tak. By� w ekranie i powiedzia�, �ebym nie wchodzi� dalej, bo korytarze s� ska�one promieniotw�rczo. - I nie poszed�e�? - Nie. Skoro ciebie znalaz�em. Oczywi�cie, w przeciwnym wypadku pcha�bym si� dalej. Mia�em skafander, kt�ry sporo wytrzymuje. To nie by�y �arty. Zaraz po starcie dosta�em z bazy wiadomo��, �e nast�pi� wybuch i troch� ci� poturbowa�o... War poczu� lekk� zmian� przyspieszenia i rakietka wyhamowa�a przy platformie w bazie. Wychodzili ju�, gdy War po�o�y� r�k� na ramieniu Ako. - S�uchaj, czy nie wspomina� ci, jak... jak powsta�o to ska�enie? - M�wi�, �e co� im eksplodowa�o w laboratorium i ty� w to wdepn��. - A kiedy to si� sta�o? - Tu� przed moim przybyciem, tak powiedzia� Woor: �luzy zamkn�y si� za nimi. By� w tPj samej komorze wej�ciowej i nagle zobaczy�... El. - El, ciesz� si�, �e �yjesz - powiedzia� i urwa�. - A mo�e to jest Woor - pomy�la�. - Witaj, War - dawno nie widzieli�my si�. - Nie trafi� w was wtedy? - Nie rozumiem, kto? - No, Set. - Dlaczego Set mia� trafi�? - Jak to, wtedy tam, w gabinecie. By�a� ty, on... - War, ja wiem, �e wdepn��e� w t� nasz� eksplozj� w trzecim laboratorium. Bardzo ci wsp�czuj�. - Nie zgrywaj si�. Przecie� wyemitowa� w was antyprotony. - War, jest mi przykro, ale to w�a�nie Set zani�s� ci� do �luz. - A gdzie on jest? - W gabinecie Woora. Czekaj� na ciebie. W gabinecie by� Sorv z centralnej bazy. Opr�cz niego kr�ci�o si� jeszcze kilku m�czyzn i w�r�d nich War pozna� Seta. Cofn�� si� odruchowo. Sorv patrzy� na Wara uwa�nie. - Przeczyta�em tw�j raport - powiedzia�. - Ci ludzie badaj� to pomieszczenie. �lad�w promieniotw�rczo�ci tu nie ma. Co prawda, to by� jeden niewielki wybuch i min�� ju� miesi�c... - Miesi�c? - War zblad�. - A Set...? - zapyta� niepewnie. - Widzisz go. - Napisa�em w raporcie prawd� - powiedzia� cicho War. - I przecie� m�j dezintegrator... - Jest w pojemniku. Wykry�em nik�e �lady promieniowania. M�g� by� u�ywany r�wnie dobrze rok jak miesi�c temu. - Tak, rozumiem - powiedzia� War. - Nic nie potwierdza mego raportu. Jeszcze tylko jedno pytanie, Sorv. Z tego wszystkiego wynika, �e mia�em halucynacje, jestem niepoczytalny. Dlaczego jeszcze nie odes�ali�cie mnie na Ziemi� rakiet� pogotowia psychiatrycznego? - S�uchaj, War - Sorv m�wi� powoli - takie wypadki musz� zostawi� �lady. Rozumiem, to by� dla ciebie wstrz�s. Mia�e� wysok� gor�czk�... majaczy�e�... Podw�jni ludzie... przyznasz, �e to nie wygl�da sensownie. - Ale ja to prze�y�em... Tak by�o naprawd�! - Jeste� ca�kowicie tego pewien? - Tak. - C�, w takim razie b�dziesz musia� odpocz�� w zak�adzie zamkni�tym. - Sorv, wierz mi, nie mia�em nigdy �adnych zaburze� psychicznych, mam wyniki bada� lekarskich. Przeszed�em wszystkie testy... Naprawd� jestem zdr�w. - Rozumiem i... chc� ci pom�c. Dlatego ci� tu wezwa�em. - Pom�c? W jaki spos�b? - Po prostu. Wycofaj sw�j raport. Niestety, nie zdo�ali�my zatrzyma� go, pow�drowa� ju� na Ziemi�. Zdajesz sobie spraw�, �e tam, na Ziemi, oni nie znaj� prawdziwych naszych warunk�w. B�dzie si� im wydawa�, �e wszyscy u nas s� niezr�wnowa�eni, a ty szczeg�lnie... - Nic na to nie poradz�. Napisa�em tak, jak by�o - prawd�. Gdybym to odwo�a�... Nie, to niemo�liwe. Nie odwo�am. Tak by�o. Sorv milcza�, a potem zapyta�: - Czy zastanawia�e� si� kiedykolwiek, dlaczego kotlina ta nazywa si� kotlin� �wiat�a Ska�? - Nie �artuj, Sorv. - M�wi� powa�nie. Ot� te ska�y �wiec�. Oczywi�cie wykry� to mo�na tylko za pomoc� przyrz�d�w, wi�c nazwa jest nieco naci�gana. - Ale co to ma do rzeczy? - Ska�y te zosta�y napromieniowane. - Dobrze, ale... - Zosta�y napromieniowane wiele lat temu, gdy jeszcze nie by�o tu bazy. - Nie wiem, o co ci chodzi. - Silniki statk�w kosmicznych podchodz�cych do l�dowania ska�aj � teren... - Gwiazdoloty tutaj? - War niedowierzaj�co patrzy� na Sorva. - Przecie� tu s� ska�y i przepa�cie, nic wi�cej. - Kiedy� by� tu r�wny teren. Dno krateru niezupe�nie wygas�ego wulkanu. Nie tak dawno, trzysta, czterysta lat temu, u�amek sekundy w geologicznej skali czasu. - Nie rozumiem, co to wszystko ma wsp�lnego z baz�... - To proste. Tu ukryli swoj� baz�. Umiejscowili j� w pieczarach sztucznie sfa�dowanego terenu. - Kto? - Oni... - Oni... Nie rozumiem, Sorv. - Tw�j raport potwierdza tylko nasze przypuszczenia... - Przypuszczenia? - Przypuszczenia co do roli bazy �wiat�a Ska�. Czy wiesz, �e ona nie odgrywa�a �adnej roli w systemie baz Ksi�yca? - Przypominam sobie. El m�wi�a mi, �e tu nic nie ma, �e baza jest tylko schroniskiem selenist�w. - Mia�a racj�. To jedyna niepotrzebna baza na Ksi�ycu. - Dlaczego wi�c j� zbudowano? - To samo pytanie postawi� sobie Anado. - Kto to jest Anado? - Tw�rca hipotezy rekonesansu, ale o tym p�niej. Gdy przebywa�e� w szpitalu, sprawy posz�y naprz�d. Baza ma dwie�cie lat. Chcesz si� dowiedzie� czego� bli�szego o jej pocz�tkach? Sprawdzili�my akta historyczne dotycz�ce wczesnego okresu kolonizacji Ksi�yca. - No i co? - Akt dotycz�cych bazy nie ma, zagin�y. Niki; nie potrafi odpowiedzie�, po co zbudowano t� baz�, kt�rej istnienie nie ma �adnego uzasadnienia, uzasadnienia z punktu widzenia ludzko�ci. - Nie rozumiem... - Jeszcze nic nie rozumiesz? Po prostu przybysze z Kosmosu. - I s�dzisz, �e oni? - Nie ja. T� hipotez� wysun�� Anado. W gabinecie by�o cicho. Wszyscy wyszli. Zosta� sam z Sorvem. Nagle poczu� si� nieswojo. "To skojarzenia - pomy�la� - to miejsce kojarzy mi si� z Setem i dezintegratorem" - Wyt�umacz� ci do ko�ca - powiedzia� Sorv. - Oni po prostu stawali si� cz�ekopodobni. Przyjmowali ludzki kszta�t. W ten spos�b mogli naj�atwiej obserwowa� nas, ludzi. Ale nie potrafili ca�kowicie sztucznie syntetyzowa� cz�owieka. Musieli wykorzystywa� do tego wzory �ywych ludzi. - Zabijali ich? - Nie, powielali. Na to potrzebowali �ywego cz�owieka i troch� czasu. Potem wymazywali z pami�ci wzoru fakty zwi�zane z powielaniem i cz�owiek-wz�r �y� dalej, niczego nie podejrzewaj�c. - I mia� sobowt�ra? - Tak. Jednego lub kilku. Tym sobowt�rem by�, m�wi�c najog�lniej, uk�ad nale��cy do ich cywilizacji, nie cz�owiek. - To... to nieprawdopodobne! - A czy nigdy nie s�ysza�e� o wypadkach zdumiewaj�cego podobie�stwa mi�dzy lud�mi, kt�rzy si� nawet nie znaj�? - I s�dzisz, �e jeden z nich... - W �wietle hipotezy Anado jest to bardzo prawdopodobne. War siedzia� chwil� w milczeniu. - Ale po co, po co oni to robi�? - zapyta� w ko�cu. - Rekonesans. Tak twierdzi Anado. Zreszt� oni to robi� od setek lat. W�r�d miliard�w ludzi s� ich tysi�ce. - Ale o�rodki, w kt�rych si� powielaj�. Gdzie one si� znajduj�? - Jeste� w jednym z nich. Samotna baza bez znaczenia, do kt�rej przyje�d�aj� samotni praktykanci. Opuszczaj� j� po jakim� czasie - powieleni. Te o�rodki musz� dzia�a� ci�gle, powiela� nowych nieludzi, bowiem ci ich nieludzie s� �miertelni. - Wi�c Woor rzeczywi�cie nie �yje? - �yje w postaci Seta, powielonego Seta, kt�rego ty widzia�e�. A mo�e ma ju� posta� El. - A tamten Set? - Trafi�e� na moment powielania. Mo�e jego pami��, pami�� Seta-cz�owieka ulega�a wtedy wymazaniu. Mo�e cz�owiek zachowuje si� wtedy tak jak on w�a�nie. - A sk�d wiesz, �e to s� oni, nie ich kopie? - A sk�d wiem, �e ty jeste� ty, a ja jestem ja? Nie wiem. - Ale Woor by� jednym z nich? - To jest pewne. Gdy w kraksie rakietowej zgin�� poprzedni kierownik tej bazy, niecz�owiek, trzeba by�o zast�pi� go innym niecz�owiekiem. Wtedy Woor wymy�li� histori� z seriami prawid�owymi. Za takie rzeczy posy�ano do opuszczonych baz, bez znaczenia, a w tej bazie by�o wolne miejsce. - Wiesz, Sorv - War powiedzia� to po chwili - a mo�e, mo�e ja nie jestem cz�owiekiem? - Ty jeste�. - Sk�d wiesz? - Wiem. Inaczej nie m�wi�by� tego wszystkiego. - Chyba masz racj�. Teraz, gdy ju� wszystko wiem... - Nie wiesz najwa�niejszego. - Czego nie wiem? - �e Anado przebywa w zak�adzie zamkni�tym. - Dlaczego? - Chyba nie s�dzisz, �e kto�, kto g�osi takie pogl�dy, nie wymaga leczenia klinicznego? - Przecie� s� dowody, m�j raport cho�by... - Ale o tym lekarze nie wiedz� i nie dowiedz� si�. Dlatego ty musisz wycofa� raport. - Jak to? - Nie mo�na dopu�ci� do poszukiwa� innych o�rodk�w powielania. Nie mo�na dobrowolnie zrezygnowa� z tak doskona�ej metody obserwacji gatunku homo sapiens. War wpatrywa� si� przez chwil� w Sorva i wtedy zrozumia�... - Wi�c ty, ty jeste� tak�e?... - Tak. War zacisn�� d�onie na por�czach fotela. - Dlaczego mi to m�wisz, dlaczego powiedzia�e� mi to wszystko? - g�os jego dr�a� lekko. - Bo chciano wiedzie�, co si� tam sta�o, wtedy w bazie. Tamci zgin�li, wszyscy z wyj�tkiem ciebie. Ci, kt�rych tu widzia�e�, to tylko kopie, kt�re� tam z rz�du kopie wyj�te z magazynu. - Przecie� m�j raport... - Nie wiedziano, czy wszystko napisa�e� w raporcie, a sprawa by�a powa�na. Wyobra� sobie nasz� sytuacj�. Otrzymujemy sygna� alarmu. Przybywamy tutaj. Oni, ci nieludzie, kt�rych mieli�my do dyspozycji w tej bazie, s� zniszczeni. �yjesz tylko ty - cz�owiek. Paradoksalna sytuacja. Niebezpieczna sytuacja. Ludzie w ostatnich kilkuset latach zrobili ogromny krok naprz�d i zaczynaj� niekiedy nam dor�wnywa�. - A Set? - Spali� si� sam dezintegratorem. W ka�dym razie zastali�my go ju� martwego. Musieli�my baz� doprowadzi� do porz�dku. Wyci�gn�li�my z magazyn�w kopie El i Seta. Widzia�e� je. Potem chcieli�my powieli� ciebie. - No i co? - Nie zd��yli�my. Dostali�my wiadomo��, �e Ako wystartowa� po ciebie. Wtedy jeszcze baza nie by�a gotowa, wi�c musieli�my ciebie wypu�ci� st�d, �eby nie mie� k�opot�w z Ako. Ale, jak widzisz, jeste� z powrotem. Zreszt� wszystko, co wiesz, nie jest ju� dla nas niebezpieczne. Za chwil� zapomnisz o tym i pami�ta� b�dziesz tylko podmuch, gor�cy podmuch wybuchu, gdy wszed�e� do �luz. War chcia� zaprotestowa�, ale czu� si� zm�czony, tak zm�czony jak cz�owiek, kt�ry przeby� d�ug� drog� w g�rach i wreszcie dotar� do schroniska, w kt�rym jest ciep�o i bezpiecznie. - Czujesz senno��? - zapyta� Sorv. - Jeste� w zasi�gu emitera. - Czekaj,.. powiedz... po co... dlaczego wy to robicie? Sorv u�miechn�� si�. - Bo homo sapiens jest interesuj�cym gatunkiem. Tylko dlatego. Zbyt interesuj�cym. Zbyt szybko si� rozwija. Jest coraz wi�cej takich wypadk�w jak ten. Zmniejszacie dystans mi�dzy naszymi cywilizacjami, a wasza jest o kilkana�cie milion�w lat m�odsza. Osi�gn�li�cie ju� granice uk�adu s�onecznego i za kilkaset lat mo�e zechcecie ruszy� ku gwiazdom i osi�gn�� nasz� Atarid�... Nie s�ysza� trzasku otwieranych drzwi. Twarz Ako zobaczy� nagle tu� przed sob�... Sorv co� krzykn��, ale War nie zrozumia� tego. O�lepi� go b��kitny b�ysk, a potem poczu� orze�wiaj�c� wo� ozonu... Odr�twienie, kt�re odczuwa�, mija�o. Widzia� teraz znowu twarz Ako. - Zapomnieli sprawdzi�, nie wiedzieli o w��czonym nadajniku, kt�ry w�o�y�em ci do kieszeni skafandra... Daruj, �e nie wyrwa�em ci� st�d wcze�niej, ale chcia�em nagra� ca�� t� wasz� rozmow�. To b�dzie uzupe�nienie, wyczerpuj�ce uzupe�nienie twego raportu. <file:///D:/sf/fialkowski/abc.htm> powr�t