2965
Szczegóły |
Tytuł |
2965 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2965 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2965 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2965 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Konrad Fia�kowski
Zerowe Rozwi�zanie
�oskot, huk p�kaj�cych spoiw i zgrzyt rwanego pancerza wszystko to
ju� min�o. Cisza, ta cisza, w kt�r� ws�uchiwa�a si� Emi, by�a zwyk��
ksi�ycow� cisz�. Widzia�a twarz Korota wykrzywion� grymasem za
przezroczyst� pow�ok� he�mu, twarz Nora pochylon� nisko nad sto�em na
tle ekranu zewn�trznego, w kt�rym o�lepiaj�co jasne ska�y rzuca�y
wyja�owione ze szczeg��w czarne cienie. Wiedzia�a, �e oni r�wnie�
czekaj�, nas�uchuj�c syku, ledwo s�yszalnego syku uchodz�cego na
zewn�trz powietrza.
- Trzyma - powiedzia� wreszcie Korot. - Ta stara, zmursza�a
ksi�ycowa puszka od konserw jednak wytrzyma�a.
- Gazoszczelne grodzie zwar�y si� automatycznie po uderzeniu. - Nor
wyprostowa� si� i spojrza� w ekran. - Nie uderzy� wi�c w sterowanie bazy.
- S�dzisz, �e to by� bolid?
- Na zderzenie z Ziemi� to nie wygl�da�o.
- No, a urz�dzenia dezintegruj�ce bazy, ca�e zabezpieczenie?
Dezintegratory maj� zasi�g setek metr�w.
- To by� bolid, bolid - powt�rzy� raz jeszcze - nie �aden drobny
meteor, paruj�cy w si�owym polu dezintegratora.
- Ciekawe. Nie by�o przecie� sygna�u alarmu. - Korot wsta� i zsun�� z
g�owy he�m.
"To .nie jest istotne - pomy�la�a Emi. - Przynajmniej nie w tej chwili".
- Czy to istotne? - zapyta�a. - Sprawd�my lepiej urz�dzenia nadawcze.
Teraz Nor spojrza� wprost na ni�.
- Sp�jrz w ekran, Emi. Widzisz, tam za tym kamieniem? To g�owica
emitera nadawczego. A je�li to by� bolid, powinni go byli zaobserwowa�
na satelitach pogotowia meteorowego i zbada� miejsce jego upadku.
Wiedzia�a ju�: nie wywo�aj� centrali i nie us�ysz� przyt�umionego
g�osu dy�uruj�cego automatu. Spojrza�a na Korota i zrozumia�a, �e on te�
w tej chwili dopiero spostrzeg� wy�aman� g�owic�. - I tak dobrze, �e
byli�my tutaj - powiedzia�a pierwsza, zanim Korot zd��y� si� odezwa�. -
To dlatego, �e mieli�my wys�ucha� audycji z centrali. Centrala w�a�ciwie
dobiera czas audycji. - Stara�a si� u�miechn��, ale oni tego nie
zauwa�yli. - �e te� musia� uderzy� w baz�... - Korot kr��y� tam i z
powrotem mi�dzy nisz�, gdzie wisia�y pr�niowe skafandry, i �cian� z
matowo b�yszcz�cymi ekranami telewizyjnej ��czno�ci z central�. - Na
Ziemi spali�by si� w atmosferze dziesi�tki kilometr�w nad jej
powierzchni�... - Stan�� i spojrza� na nich. - Tak, ale
prawdopodobie�stwo trafienia w baz�... - Emi urwa�a.
- Prawdopodobie�stwo... - Korot pochyli� si� nad jej fotelem. Nie
masz w tej chwili wi�kszych zmartwie�? Zachowujesz si�, jakby� siedzia�a
jeszcze w audytorium w Akademii Kosmonautycznej na Ziemi. Tu jest
Ksi�yc, rozumiesz.
- Spok�j, Korot, wiemy o tym - Not nie odwr�ci� si� nawet i dalej
patrzy� na ska�y w ekranie.
- Jak si� s�ucha tego wszystkiego...
- Nie denerwuj si�, Korot. W tym stanie zu�ywasz wi�cej tlenu -
patrzy�a na niego, a� wyprostowa� si� i odszed�, a potem spojrza�a w
ekran, "Nor te� patrzy tam, na ska�y i tak jak ja ma nadziej�, ale
prawdopodobie�stwo...
- Jest troch� duszno - powiedzia� Korot.
- St�enie dwutlenku w�gla podnosi si�. - Nor pochyli� si� nad
przyrz�dami. - Wska�niki mam tutaj, ale regeneratory zosta�y po tamtej
stronie.
- Wszystko zosta�o po tamtej stronie, awaryjna radiostacja tak�e.
"Awaryjna radiostacja jest w automatycznym rozrz�dzie bazy. Rozrz�d
nie zosta� zniszczony, bo uruchomi� gazoszczelne grodzie. A wi�c
zniszczone zosta�o tylko przej�cie i urz�dzenia zewn�trzne bazy". Emi
wiedzia�a, �e sta�o si� tak w�a�nie.
- �e te� musia� trafi� w przej�cie.
- Wola�by�, Korot, �eby trafi� w kopu��? - Tym razem Nor patrzy�
wprost na Korota.
"Wtedy nas by ju� nie by�o" - pomy�la�a Emi.
- Ile mamy jeszcze tlenu? - zapyta�a, bo nie chcia�a, aby Korot
odpowiedzia�.
- Tu na jakie� trzy godziny i jeszcze na sze�� w pojemnikach
skafandr�w pr�niowych.
- Znajd� nas?
- W�tpi�... - Nor odpowiedzia� dopiero po chwili.
- Wi�c wyjd�my na zewn�trz. Chyba w tej komorze nie mamy nic do
roboty. Tu s� tylko �luzy wyj�ciowe i szafy ze skafandrami pr�niowymi.
- Na to, Korot, mamy zawsze czas.
"Nor ma racj� - pomy�la�a Emi - straciliby�my powietrze, to
powietrze, kt�rym jeszcze oddychamy".
- Ale na zewn�trz mogliby�my wystrzeli� race, wzywa� pomory przez
nadajniki naszych skafandr�w. - Korot m�wi� coraz g�o�niej.
- Jeste�my na niewidocznej z Ziemi stronie Ksi�yca. Tu ruchu rakiet
praktycznie nie ma. - Nor podkre�la� w charakterystyczny dla niego
spos�b ko�c�wki wyraz�w.
- Tak wi�c prawdopodobie�stwo, by ktokolwiek odebra� nasze s�abe
sygna�y z nadajnik�w skafandr�w, jest znikomo ma�e.
- Zaczynasz tak jak Emi. Prawdopodobie�stwo. C� mnie obchodzi
prawdopodobie�stwo. Siedz�c tutaj tracimy tylko tlen!
- A sygna�y �wietlne - Nor nie zmieni� tonu - sygna�y �wietlne by�yby
po prostu niedostrzegalne. Jeste�my po o�wietlonej stronie Ksi�yca.
"Ma racj�" - pomy�la�a Emi.
- Nor ma racj� - powiedzia�a.
Korot zatrzyma� si�, siad� w fotelu i zapyta� cicho:
- Wi�c co robimy? - A po chwili doda�: - W przysz�ym tygodniu mia�em
by� na seminarium w bazie centralnej.
- Mo�e b�dziesz - powiedzia�a Emi. - Mamy pewne szanse. - Ale mamy
r�wn� szans� na zostanie tutaj. S�yszysz! "Rozklei� si� - pomy�la�a. -
Rozklei� si� jak pierwszoroczniak w kabinie ciszy".
- Kosmonauci nie m�wi� bzdur - powiedzia�a . W Akademii
Kosmonautycznej nie uczono ci� takich rzeczy, Korot. Ju� od czas�w
Gagarina wiadomo, ie najistotniejsz� cech� kosmonauty jest opanowanie.
- Daj spok�j, Emi. Przemawiasz jak stary Zodiak na wyk�adzie. Tu nie
Akademia.
W tym rzecz, praktykancie Korot. To ju� nie Akademia i nie ma si� co
wyg�upia�. Przedstawienie mo�esz urz�dza� na Ziemi w rodzinnym gronie.
Jasne?
M�wi� za g�o�no, stanowczo za g�o�no - pomy�la�a r�wnocze�nie. - A
Korot nie b�dzie robi� cyrku w rodzinnym gronie. Ma na to ma�e szanse.
Ja tak�e. Pewnie teraz na Ziemi jest wiecz�r i matka zmywa talerze po
kolacji. Okno w kuchni wychodzi na rzek�, a nad rzek� wisi sierp
ksi�yca. - Widzisz, Dei, tam jest twoja siostra Emi - m�wi matka. A tu
jest duszno. Ciekawe, jak z tlenem?
- Jak z tlenem?
Nor nie odpowiedzia�. Patrzy� w ekran.
Patrzy zbyt uwa�nie, tak jakby rzeczywi�cie m�g� tam zobaczy� co�
jeszcze opr�cz ska�, gwiazd i czarnego, kosmicznego nieba.
- Chod�cie tutaj, szybko ! - Nor patrzy� nadal w ekran. Korot by�
pierwszy, a Emi stan�a za nimi.
- Wydaje mi si�, �e co� tam widz�, na tle tej wielkiej ska�y...
Porusza si�. "Nic nie widz� - pomy�la�a Emi. - Tam jest tylko ska�a i
jej cie�".
- O tam, z lewej strony... To chyba pojazd g�sienicowy. - Aha,
widz�!... widz�!...- Korot krzycza�.
Teraz Emi widzia�a go tak�e. Min�� cie� iglicy skalnej i pe�z� w�r�d
z rzadka rozrzuconych g�az�w.
- Dok�d on jedzie? .
- Przypuszczam, �e to automatyczny pojazd z obs�ugi sieci
selenofizycznej - powiedzia� Nor.
- Zatrzymamy go. On si� tu zbli�a...
Patrzyli przez chwil� w milczeniu w ekran. Metalowy �uk wype�z� teraz
z cienia i sun�� przez nas�onecznion� p�yt� skaln�. - Nie, mylisz si�,
Korot. On omija baz� szlakiem pod ska�ami. - Nor odwr�ci� si� od ekranu
i spojrza� na nich.
- Te automaty - Emi m�wi�a wolno - odpowiadaj� na wywo�anie na fonii.
- Kto je tam wie - Korot wzruszy� ramionami.
- Odpowiadaj�. Pami�tam. Ty pewnie lata�e� wirolotem, zamiast
siedzie� na zaj�ciach.
- Wszystko jedno. Lepiej chod�my na zewn�trz. Trzeba jako� zatrzyma�
ten automat. - Korot chwyci� he�m i zacisn�� uszczelniacze.
"Pojazd odjedzie - pomy�la�a Emi - znajdzie si� poza zasi�giem
naszych nadajnik�w i nie zatrzymamy go".
- Chod�my, Nor - powiedzia�a.
- Nie wszyscy. Ja id�, wy zostajecie.
- Dlaczego? Ja tak�e id�! - Korot sta� ju� przy wej�ciu da �luzy
zewn�trznej.
- Zostajesz. Nie jeste� tam potrzebny.
-A ty?
- Ja przynajmniej wiem, jak dzia�a ten automat. Zreszt� zasad� jest,
�e jak najmniej ludzi powinno opuszcza� baz�.
- Zostajesz, Korot. Nor ma racj� - rzek�a Emi i pomy�la�a, �e mog�aby
zosta� sama w ciszy zniszczonej ksi�ycowej bazy. Korot stan��
niezdecydowany.
- Podaj mi przew�d, Emi - powiedzia� Nor. - Zostawi� na zewn�trz
radiostacj�, po prostu jeszcze jeden he�m od skafandra, w kt�ry jest
wbudowana, i b�dziemy si� mogli porozumiewa�... Pom� mi w�o�y�
skafander, Korot.
Nor w bazie nigdy nie wk�ada� skafandra, na�laduj�c starych
kosmonaut�w, wierz�cych w swe przeznaczenie i szcz�cie. "Gdyby
gazoszczelne grodzie nie wytrzyma�y, nie �y�by ju�" pomy�la�a Emi.
- Jeszcze he�m - Nor zacisn�� uszczelniacze, podni�s� he�m z
radiostacj� i wyszed� do �luz. Trzasn�y grodzie wyj�ciowe, a potem
s�ysza�a jeszcze uderzenia ci�kich pr�niowych but�w o pancern�
wyk�adzin� �luz.
- Nie ma, w ekranie go nie ma - powiedzia� Korot. - Co on si� tak
guzdrze ?
- Pewnie otwiera �luzy.
- Nie zd��y. Ten automat odjedzie i Nor nie dogoni go... No
nareszcie, wyszed�.
Emi patrza�a na sylwetk� w skafandrze, sun�c� wielometrowymi skokami
naprz�d, odrywaj�c� si� za ka�dym razem od swego cienia czerniej�cego
wyd�u�on�, zdeformowan� projekcj� na ska�ach. Nastroi�a odbiornik i
s�ysza�a w nim �wiszcz�cy oddech Nora.
- Stacja automatyczna... stacja automatyczna!... - wo�a� Nor. "Wo�a,
gdy jest w wierzcho�ku tej paraboli, kt�r� zakre�la jego he�m przy
ka�dym skoku - pomy�la�a Emi. - Wtedy mi�dzy nim a odbiornikiem stacji
nie ma ska�".
Stacja odezwa�a si� po trzecim wywo�aniu.
- Tu czwarta stacja po�udniowe-wschodniego odcinka sieci
selenofizycznej, na odbiorze. - Urz�dzenia g�osotw�rcze automatu by�y
prymitywne i g�os by� zniekszta�cony, p�aski. - Wykonaj "Stop", wykonaj
"Stop", wykonaj "Stop"... Nor bieg� i monotonnie powtarza� wezwanie.
- Zatrzyma� si�?
- Nie wiem, automat jest do�� daleko - odpowiedzia� Korot i nadal
patrzy� w ekran. - Tak, stan��. Stan��! Teraz widz� wyra�nie.
Nor te� to spostrzeg� i teraz szed� ju�.
"Jest do�� daleko i wygl�da jak ma�a poruszaj�ca si� ska�ka pomy�la�a
Emi. - Dojdzie do automatu, nada wezwanie pomocy ".
- Nada wezwanie pomocy i zabior� nas st�d -. powiedzia�a. - I po co
by�y te wszystkie historie ?
- Sk�d mogli�my wiedzie�, �e zaraz zjawi si� jaki� automat. -
Kosmonauci powinni byli wzi�� t� mo�liwo�� pod uwag�. - Tak, kosmonauta
zawsze wszystko powinien. - Korot roze�mia� si�. - Zupe�nie jakbym
rozmawia� z Zodiakiem. - Nie �artuj. Zodiak by� �ysy i wy�szy ode mnie o
g�ow�. - Ale poza tym jeste�cie �udz�co podobni.
- Lepiej zobacz, co z Norem - powiedzia�a Emi i by�a z�a. -
Rzeczywi�cie, grzebie si� co� d�ugo przy tym automacie. Korot podszed�
do mikrofonu. - Nor, czy mnie s�yszysz? Jak tam u ciebie?
- Ile - Nor nie powiedzia� nic wi�cej.
- Co �le ?
- Co si� sta�o, Nor? - Emi wyrwa�a Korotowi mikrofon. - G��wny
nadajnik automatu uszkodzony.
- �adna historia... Nie mo�esz nadawa�?
- Nie.
- Naprawiasz?
- Sprawdza�em w�a�nie, ale w�tpi�, czy mi si� to uda. Ten automat
spad� gdzie� ze ska�. Ca�y bok ma wgnieciony, uszkodzone zespo�y nadawcze.
- A wi�c siedzimy i zdechniemy tutaj ! - Korot rzuci� si� na fotel,
a� gwizdn�y amortyzatory.
"I nic z tego. Automat zepsuty, baza rozbita i cisza, cisza w
odbiorniku, cisza w pr�ni, ksi�ycowa przekl�ta fisza" pomy�la�a Emi i
chcia�o jej si� p�aka�. Ale przypomnia�a sobie, �e jest kosmonautk�, i
zapyta�a tylko: - Wi�c co zrobisz? Co zrobimy, Nor? - Czekaj. Musz� go
dok�adnie obejrze�. - Duszno mi - powiedzia� Korot.
- Sprawd� st�enie dwutlenku w�gla... Albo nie, nie sprawdzaj. To i
tak niczego nie zmieni.
- Nie, tu nic nie naprawi�. - Nor odezwa� si� wreszcie.
- I co dalej ?
Nor milcza� chwil�, a potem powiedzia�:
- My�l�, �e poprowadz� ten automat do najbli�szej stacji automatycznej.
- Ale� to kilkana�cie godzin drogi. Nie wystarczy na to tlenu ani
tobie, ani nam. To nie jest rozwi�zanie, Nor.
- Pojad�, Emi, na prze�aj, a nie zwyk�� drog� automatu.
- Zab��dzisz !
- Nie ma obawy. Jest ksi�ycowy dzie�, a ja mam mapy. "Ca�e
szcz�cie, �e ksi�ycowe mapy s� tak dok�adne pomy�la�a Emi. - Na Ziemi
nie przejecha�by przez te wszystkie prze��cze, kieruj�c si� tylko pod�ug
mapy. Ale tu s� i urwiska". - Urwisk nie ominiesz. To nie jest
bezpieczne - powiedzia�a. - A widzisz inne wyj�cie? - odezwa� si� z ty�u
z fotela Korot.
- Ale dlaczego... dlaczego ty, Nor?
- Bo jestem ju� na zewn�trz. Wyj�cie ka�dego z was to nowa strata
tlenu z bazy.
- Logiczne - mrukn�� Korot.
- Ale niesprawiedliwe! Chyba zdajesz sobie spraw�, na co on si� nara�a.
- Dajcie spok�j dyskusjom. B�d� si� stara� utrzyma� z wami ��czno��,
przynajmniej tak d�ugo, dop�ki si� to uda.
- �yczymy ci wi�c powodzenia - powiedzia� Korot.
- Powiedzia�by�, jak w budzie: "z�am kark", ale boisz si�, �e mog� to
potraktowa� zbyt dos�ownie.
Emi s�ysza�a obcy �miech Nora, zniekszta�cony przez mikrofon. "A mo�e
on si� rzeczywi�cie tak �mieje?" pomy�la�a.
Korot wsta� i podszed� do ekranu.
- Ju� odjecha�. Pojecha� wprost ku g�rom - powiedzia�.
- Widzisz go jeszcze?
- Znikn�� ju� za ska�ami.
Nie patrzy�a w ekran ani na mrugaj�ce czerwonym �wiat�em alarmu
wska�niki st�enia dwutlenku w�gla.
- No, s�yszysz mnie? - zapyta�a.
- S�ysz� ci� doskonale - odpowied� nadesz�a natychmiast. Przede mn�
jeszcze kawa�ek r�wniny, a potem g�ry. Je�eli mi si� uda, za trzy
godziny powinienem dotrze� do automatycznej stacji. Wywo�aj mnie za
chwil�. Nie chc� wyczerpywa� akumulator�w. - Trzy godziny i godzina,
zanim nadejdzie pomoc - rzek� Korot. - Je�eli w og�le nadejdzie.
"Tak, on ma racj�, je�eli w og�le nadejdzie. Te g�ry, bia�e p�on�ce w
s�o�cu szczyty i czer� dolin, kt�rej nie rozpraszaj� ��te �wiat�a
pojazdu".
- Boj� si� o niego - powiedzia�a. - Jeste� przecie� selenist�.
Chodzi�e� w ksi�ycowe g�ry. Pami�tasz te przepa�cie i w�skie p�ki
skalne, g�azy bezszelestnie spadaj�ce z g�ry, str�cane najl�ejszym
wstrz�sem... On .nie przejedzie przez te g�ry.
- No, to zostawi automat i p�jdzie pieszo.
- Nie zostawi. Znam go. B�dzie pr�bowa� przejecha�. Pieszo nie
osi�gnie stacji za trzy godziny.
- Mo�e spotka jaki� automat.
- Tam, w g�rach ? Przecie� w g�ry nawet automaty sieci
selenofizycznej nie docieraj�.
Korot nie odpowiedzia�.
"On te� nie wierzy, �e si� Norowi uda - pomy�la�a - a mo�e po prostu
nie zastanawia� si� jeszcze nad tym".
Odczeka�a jeszcze chwil�, a potem wywo�a�a Nora. - S�ysz� ci�.
Wje�d�am pod g�r�.
Odbi�r by� zniekszta�cony, tak �e Emi z trudno�ci� rozr�nia�a
poszczeg�lne s�owa.
- Gdy wjad� wy�ej i ska�y nie b�d� przes�ania� bazy, us�yszysz mnie
wyra�niej. Musz� uwa�a�, teren jest do�� nier�wny.
- Mo�e zostaw automat i spr�buj przej�� pieszo.
- Nie, Emi, nie jest tak �le. Zwyk�e nier�wno�ci, troch� ska�. - A
jak dalej ?
- Nie wiem. Do prze��czy jeszcze daleko... - urwa� nagle.
- Co� si� sta�o?
- Tak. Widz� rakiet�. Zbli�a si�.
Chcia�a co� odpowiedzie�, ale Korot odepchn�� j� od mikrofonu.
- Wo�aj j�! Wystrzel rac�! S�yszysz! - krzycza�.
- Tu... - Nor urwa� raptownie. Emi us�ysza�a jeszcze tylko
przenikliwy chrobot.
"A wi�c sta�o si�" - pomy�la�a Emi. - Nadawaj ! - rycza� Korot.
"Nie, on si� nie odezwie" - teraz Emi by�a ju� pewna.
- Nor, odezwij si�. Nor! Nor, s�yszysz?! - powtarza� Korot.
- Co on tam robi ? Chyba nic mu si� nie sta�o ?
- Automat. Wezwij automat na fonii - powiedzia�a Emi. - Stacja
automatyczna... Stacja automatyczna... Czy mnie s�yszysz ? - wo�a� teraz
Kotot.
Odpowied� nadesz�a po chwili, kr�tkiej chwili.
- ...tu czwart... stac... tu... czwart... stac... tu... czwart...
stac...
Korot znieruchomia� pochylony nad mikrofonem.
"On te� zrozumia�" - pomy�la�a. Automat powtarza�.
- ..au czwart... stac... tu... czwart... stac...
- Spad� w przepa�� - powiedzia�a. - On zgin�� !
- Wycisz, wycisz ten automat.
Patrzy�a bezmy�lnie przed siebie.
- A mo�e... ma�e tylko straci� przytomno�� i nie mo�emy mu pom�c -
odruchowo zmniejszy�a wzmocnienie i automat umilk�.
- Nie wywo�a� rakiety a teraz nie mamy ju� �adnych szans...
�adnych... Tlen si� ju� ko�czy.
"Tak, musz� to zrobi�. Zrobi� to... Zreszt� i tak wszystko jedno..."
- Emi wsta�a i si�gn�a po he�m.
- Dok�d idziesz? - Korot m�wi� teraz cicho.
- Po niego. Trafi� �ladami g�sienic.
- Prosz� pozosta� w bazie. Ju� do�� tych nieprzemy�lanych decyzji...
- To nie by� g�os Korota.
Fotele by�y mi�kkie, g��bokie, takie jak w rakietach dalekiego
zasi�gu. Siedz�cy w nich m�czy�ni nie mieli skafandr�w, bo baza by�a
wielka, bezpieczna, g��boko osadzona w ska�ach i bardziej przypomina�a
ma�e miasto ni� ksi�ycow� baz�. Obok nich na stoliku sta� podr�czny
mnemotron i bli�ej siedz�cy m�czyzna jednym ruchem wygasi� jego ekran.
- To wszystko, Iv - powiedzia�.
- A co si� dalej sta�o?
- Zabrali�my ich.
- I to maj� by� kosmonauci... - Iv pokiwa� g�ow� i nadpi� �yk kawy ze
stoj�cej obok fili�anki. - I pomys� tej dziewczyny... - Trzeba j�
zrozumie�. To by� dla niej szok.
- Zgoda, ale gdyby to wszystko naprawd� im si� przydarzy�o? -
Zgin�liby. Kosmonauci czasem gin�.
Milczeli chwil�, a potem Iv znowu zapyta�:
- A ten drugi, Korot. Dlaczego on nic nie wymy�li�?
- To poczciwy ch�opak, ale na Akademii nigdy nie b�yszcza�. - To go
nie t�umaczy. Aha, Got, przypominam sobie w tej chwili, czy ten Zodiak,
kt�rego wspominali, to ty?
- Mhm... Ka�dy u nas w Akademii ma jakie� przezwisko. Ja akurat
takie. Uwa�asz, �e z�e?
- Nie, zupe�nie gustowne. Bywaj� gorsze.
- No, ale wracaj�c do rzeczy. Co z tym fantem zrobimy?
- Ich sprawa jest jasna. Ale co z Norem? Odwa�ny ch�opak.
- Odwa�ny - Got wzruszy� ramionami - ale odwaga to nie wszystko,
przynajmniej nie u kosmonauty. Na szcz�cie nic powa�nego mu si� nie
sta�o. Straci� przytomno��, a teraz ma nog� w gipsie. Proponuj�
potraktowa� ca�� tr�jk� jednakowo.
- Zgoda.
Got nacisn�� klawisz.
- Emi, Korot i Nor wzywani s� przez komisj� egzaminacyjn� - og�osi�
na korytarzu automat.
Weszli i siedli rz�dem na przygotowanych krzes�ach.
- Witajcie - powiedzia� Got. - Ciesz� si�, �e was widz�. No c�, jak
z twoj� nog�, Nor? Chodzisz jeszcze z trudno�ci�. Pociesz si�, �e z
automatem gorzej. Poszed� na z�om. Tobie si� uda�o... A wracaj�c do
waszego egzaminu, musz� wam powiedzie�, �e wasi koledzy rozwi�zywali t�
sytuacj� na og� lepiej... M�wi�: na og�... Chcia�bym tutaj wspomnie� o
najciekawszych rozwi�zaniach sytuacji, kt�r� dla was wyre�yserowali�my,
rozwi�zaniach waszych koleg�w... Pierwsza grupa rozwi�za� to pr�by
dotarcia do wn�trza bazy do radiostacji awaryjnej. Grupa Roanda zrzuci�a
na pancerz bazy ska�� ze stoku g�ry, o kt�r� opiera si� baza. Przez
powsta�y otw�r w pancerzu dotarli do �rodka. Grupa Toza natomiast
odblokowa�a korytarz u�ywaj�c jako materia�u wybuchowego �adunk�w rac
�wietlnych i p�ynnego tlenu z butli skafandr�w. - To nawet proste - Nor
powiedzia� cicho.
- Proste, gdy ju� zosta�o wymy�lone. Zaoszcz�dzili�cie nam, co
prawda, naprawiania bazy, lecz nie przynosi wam to zaszczytu. Druga
grupa rozwi�za� dotyczy pojazdu automatycznego, kt�ry by� zawsze
wysy�any, oczywi�cie z zepsut� radiostacj�.
- Nor go chyba wykorzysta� - Emi powiedzia�a to g�o�no i spojrza�a na
Gota wyczekuj�co.
Got u�miechn�� si� samymi k�cikami ust.
- Wykorzysta�, ale nie w najw�a�ciwszy spos�b. Jak s�usznie
zauwa�y�a�, Emi, jeszcze tam w bazie, prawdopodobie�stwo, s�yszysz,
Korot - tu spojrza� na Korota - prawdopodobie�stwo przedarcia si� na nim
przez g�ry praktycznie nie istnia�o.
- No, to co z nim robi�? - zapyta� Korot.
- Grupa Watary wyzyska�a jego stos atomowy wywo�uj�c niewielki wybuch
termoj�drowy. Zosta� on zreszt� zarejestrowany na trzeciej cz�ci
powierzchni Ksi�yca i opr�cz naszych rakiet zlecia�a si� tam ca�a
chmara innych z r�nych stron. Najcz�stsze s� jednak pr�by staranowania
pancerza bazy pojazdem i dotarcia w ten spos�b do jej wn�trza. To si�
nie zawsze udaje, ale takie rozwi�zanie uznajemy za wystarczaj�ce.
Pozostaje jeszcze jedna grupa, grupa zerowa rozwi�za�. Do niej nale�� te
rozwi�zania, kt�re nie zawieraj� w sobie nic konstruktywnego, wasze
r�wnie�. Przykro mi, ale komisja uzna�a, �e wasza tr�jka nie zda�a
egzaminu.
- Gdyby si� to wam naprawd� przytrafi�o, nie wyszliby�cie z tego z
�yciem - doda� Iv.
- Nie dostaniecie wi�c dyplomu Akademii Kosmonautycznej. Wy�lemy was
na dalsz� praktyk� na ksi�yce Jowisza.
- I tam zrobicie nam egzamin?
- Tak. I mam nadziej�, �e tym razem wasze rozwi�zanie nie b�dzie
zerowe. C�, w przeciwnym razie nie b�dziecie kosmonautami, nigdy! W
kosmosie nie mo�na si� w og�le myli�. Ka�da pomy�ka jest ostatnia. Na
egzaminie mo�na si� myli� raz, jeden raz.
<abc.htm> powr�t