2958
Szczegóły |
Tytuł |
2958 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2958 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2958 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2958 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Josif Brodski
Przem�wienie noblowskie
I
Dla osoby prywatnej, kt�ra przez ca�e �ycie przedk�ada�a prywatno�� nad wszelk� rol�
spo�eczn�, dla cz�owieka, kt�ry w swym wyborze do�� daleko ju� zaszed� - w szczeg�lno�ci daleko
od ojczyzny, albowiem lepiej by� ostatnim pechowcem w demokracji, ani�eli m�czennikiem lub
w�adc� umys��w w tyranii - pojawienie si� raptem na tej trybunie to wielki k�opot i trudna pr�ba.
Odczucie to pot�guje nie tyle my�l o tych, kt�rzy stan�li tutaj przede mn�, ile pami�� o
ludziach, kt�rych zaszczyt ten omin��, kt�rym nie dane by�o zwr�ci� si� z tej trybuny, jak to si�
m�wi, urbi et orbi, i kt�rych milczenie jakby szuka�o i nie znajdowa�o sobie uj�cia.
Jedyne, co mo�e pogodzi� cz�owieka z podobn� sytuacj�, to zwyczajne u�wiadomienie
sobie, �e pisarz - z przyczyn w pierwszym rz�dzie stylistycznych - nie mo�e m�wi� za pisarza,
zw�aszcza poeta za poet�; �e gdyby na trybunie tej znalaz� si� raptem Osip Mandelsztam, Marina
Cwietajewa, Robert Frost, Anna Achmatowa, Wystan Auden - to chc�c nie chc�c m�wiliby w
swoim w�asnym imieniu, i by� mo�e odczuwaliby pewne skr�powanie.
Ich cienie onie�mielaj� mnie codziennie, tak�e dzi�. A ju� na pewno nie zach�caj� do
krasom�wstwa. W moich najlepszych chwilach wydaj� si� sobie jakby ich sum� - ale zawsze
mniejsz� od ka�dego z nich, jako �e nie mo�na by� lepszym od nich w pi�mie; nie spos�b by�
lepszym r�wnie� w �yciu, i to w�a�nie ich losy, jakkolwiek by�yby tragiczne i przepe�nione gorycz�,
ka�� mi cz�sto - zapewne cz�ciej ni� trzeba - ubolewa� nad up�ywem czasu. Je�eli tamten �wiat
istnieje - a odm�wi� im mo�liwo�ci �ycia wiecznego nie bardziej jestem w stanie ni� zapomnie� o ich
istnieniu w �yciu doczesnym - zatem je�eli tamten �wiat istnieje, W�wczas, mam nadziej�, wybacz�
mi tak�e jako�� tego, co zamierzam wy�o�y�; w ko�cu to nie wyst�py na trybunie s� miar� warto�ci
naszej profesji.
Wymieni�em tylko pi�cioro ludzi, kt�rych tw�rczo�� i losy s� mi drogie, chocia�by dlatego,
�e bez nich niewiele by�bym wart jako cz�owiek i jako pisarz: w ka�dym razie nie sta�bym dzi� tutaj.
Ich, tych cieni -lepiej: �r�de� �wiat�a - �wietlisto�ci? - gwiazd? - by�o, naturalnie, wi�cej ni� pi�cioro, i
ka�dy z nich m�g�by skaza� mnie na ca�kowit� niemot�. Liczba ich, poka�na w �yciu ka�dego
�wiadomego literata, w moim przypadku podwaja si� dzi�ki dw�m kulturom, do kt�rych z woli losu
przynale��.
Zadanie u�atwia mi my�l o wsp�czesnych i wsp�braciach po pi�rze w obu tych kulturach, o
poetach i prozaikach, kt�rych talenty ceni� znacznie wy�ej ni� m�j w�asny. Gdyby zrz�dzeniem losu
znale�li si� na tej trybunie, ju� dawno byliby przeszli do sedna sprawy, wi�cej bowiem ode mnie
maj� �wiatu do powiedzenia.
Dlatego pozwol� sobie na poczynienie szeregu uwag - by� mo�e niezgrabnych,
zagmatwanych i mog�cych dziwi� bez�adem. Jednak czas dany mi na zebranie my�li jak r�wnie� m�j
zaw�d ochroni� mnie, mam nadziej�, przynajmniej cz�ciowo, przed zarzutem chaotyczno�ci. Cz�o-
wiek mojej profesji rzadko ro�ci sobie pretensj� do usystematyzowanego my�lenia; w najgorszym
razie pretenduje do systemu. Ale z regu�y jest to zapo�yczenie: od �rodowiska, od ustroju
spo�ecznego czy szkolnego kursu filozofii. Nic bardziej nie przekonuje artysty o przypadkowo�ci
materia�u, z jakiego korzysta dla osi�gni�cia takiego b�d� innego - cho�by nawet sta�ego - celu, ni�
sam proces tw�rczy. Wiersze, jak powiedzia�a Achmatowa, rzeczywi�cie wyrastaj� na �mieciach;
korzenie prozy nie s� wcale szlachetniejsze.
II
Je�eli sztuka w og�le czegokolwiek uczy (przede wszystkim - artyst�), to w�a�nie
prywatno�ci ludzkiego istnienia. Ta najbardziej zamierzch�a - i najdos�owniejsza - forma prywatnej
inicjatywy umy�lnie b�d� mimowolnie rozbudza w cz�owieku Poczucie indywidualno�ci, wyj�t-
kowo�ci, osobliwo�ci - czyni�c z istoty spo�ecznej jednostk�. Niejedno mo�na dzieli�: chleb, �o�e,
przekonania, ukochan� - ale nie wiersz, powiedzmy, Rainera Marii Rilkego. Dzie�o sztuki, zw�aszcza
literatura a w szczeg�lno�ci wiersz, zwracaj� si� do cz�owieka tete a tete, nawi�zuj�c z nim proste,
bezpo�rednie stosunki. I dlatego obro�cy powszechnego dobra, przyw�dcy mas, g�osiciele
historycznej konieczno�ci niezbyt kochaj� sztuk�, a zw�aszcza literatur� i w szczeg�lno�ci poezj�.
Tam bowiem, gdzie przesz�a sztuka. gdzie odczytano wiersz, zamiast oczekiwanej zgody i
jednomy�lno�ci napotykaj� oboj�tno�� i wielog�os, zamiast gotowo�ci dzia�ania - lekcewa�enie i
odraz�. Innymi s�owy - wewn�trz zer, kt�rymi Obro�cy powszechnego dobra i przyw�dcy mas
pragn� na si�� operowa�, sztuka wpisuje "oczko, oczko, nos, podk�wka - prosz� bardzo, oto
g��wka", jak g�osi wyliczanka, przekszta�caj�c ka�de zero w nie zawsze mo�e poci�gaj�c�. ale
jednak ludzk� twarz.
Wielki poeta Baraty�ski m�wi� o swojej Muzie, �e ma "oblicza wyraz niepospolity". Zawiera
si� w tym zapewne sens ludzkiej egzystencji, bowiem do niepospolito�ci jeste�my przygotowani ju�
jakby genetycznie. Niezale�nie od tego, czy cz�owiek jest pisarzem czy czytelnikiem, jego zadanie
polega przede wszystkim na tym, by prze�y� swoje w�asne, a nie narzucone czy przepisane mu z
zewn�trz, cho�by najszlachetniejsze �ycie - bowiem ka�dy z nas �yje tylko raz i dobrze wiemy, czym
si� to ko�czy. Niedorzeczno�ci� by�oby wykorzysta� t� jedn�, jedyn� szans� na kopiowanie
cudzego wygl�du, cudzego do�wiadczenia - na tautologi�; niedorzeczno�ci� tym bardziej, �e
g�osiciele historycznej konieczno�ci, z kt�rych poduszczenia cz�owiek got�w jest przysta� na t�
tautologi�, nie zejd� z nim do grobu i pr�no czeka� s��w podzi�ki.
J�zyk, a tak�e, wydaje si�, literatura s� starsze i trwalsze ni� wszelka forma organizacji
spo�ecznej. Oburzenie, ironia lub oboj�tno�� wyra�ane poprzez literatur� - cz�sto wobec pa�stwa -
stanowi� w�a�ciwie reakcj� elementu odwiecznego, lepiej rzec - niesko�czonego, wobec zjawisk
ulotnych i ograniczonych. Dop�ki pa�stwo pozwala sobie miesza� si� do literatury, dop�ty literatura
ma prawo miesza� si� do spraw pa�stwa. System polityczny, forma ustroju spo�ecznego, jak ka�dy
system w og�le, jest z definicji form� czas�w minionych, usi�uj�cych narzuci� si� tera�niejszo�ci (a
nierzadko i przysz�o�ci), i cz�owiek, kt�rego zawodem jest j�zyk, jest ostatnim, kt�ry m�g�by o tym
zapomnie�. Rzeczywistym zagro�eniem dla pisarza jest nie tyle mo�liwo�� (cz�sto realno��)
prze�ladowa� ze strony pa�stwa, ile prawdopodobie�stwo, �e pa�stwo zahipnotyzuje go swymi
monstrualnymi, niekiedy ulegaj�cymi przemianom na lepsze, ale zawsze tymczasowymi kszta�tami.
Filozofia pa�stwa, jego etyka, nie m�wi�c ju� o jego estetyce to zawsze "wczoraj"; j�zyk,
literatura - to zawsze "dzi�", a cz�sto - zw�aszcza w przypadku ortodoksyjnego charakteru tego lub
innego re�ymu politycznego - r�wnie� "jutro". Jedna z zas�ug literatury na tym polega, �e pomaga
cz�owiekowi u�ci�li� czas jego istnienia, wyodr�bni� si� z t�umu zar�wno poprzednik�w, jak i
wsp�czesnych, unikn�� tautologii, to znaczy losu znanego pod zaszczytn� nazw� "ofiary historii".
Sztuka w og�le, a literatura w szczeg�lno�ci, tym si� w�a�nie wybija, tym r�ni od �ycia, �e zawsze
wymyka si� powt�rzeniom. W �yciu powszednim mo�na po trzykro� opowiedzie� t� sam�
anegdot�, i spowodowawszy trzykrotnie salw� �miechu sta� si� dusz� towarzystwa. W sztuce
podobn� form� zachowania okre�la si� mianem cliche. Sztuka to nie strzelba, co po wystrzale
odrzuca w ty�, i rozw�j jej okre�la si� nie miar� indywidualno�ci artysty, lecz dynamik� i logik�
samego materia�u, jego dziejami, nakazuj�cymi znale�� (albo podpowiadaj�cymi) za ka�dym razem
jako�ciowo nowe rozwi�zanie estetyczne. Dysponuj�c w�asn� genealogi�, dynamik�, logik� i
przysz�o�ci�, sztuka nie .jest to�sama z histori�, a w najlepszym razie r�wnoleg�a do niej, i sposobem
jej istnienia jest stwarzanie za ka�dym razem nowej artystycznej rzeczywisto�ci. Oto dlaczego tak
cz�sto , wyprzedza ona post�p", histori�, kt�rej g��wnym instrumentem jest - a mo�e warto by
u�ci�li� Marksa'? -- w�a�nie cliche,
Rozpowszechni�o si� ostatnio twierdzenie, �e pisarz, zw�aszcza poeta, powinien w swoich
utworach u�ywa� j�zyka ulicy, j�zyka t�umu. Pomimo wszelkich pozor�w demokratyczno�ci i
oczywistych praktycznych korzy�ci wyp�ywaj�cych st�d dla pisarza, twierdzenie to jest absurdalne i
stanowi pr�b� podporz�dkowania sztuki - w tym przypadku literatury - historii. Jedynie gdyby�my
zdecydowali, �e "sapiens" powinien zatrzyma� si� w swoim rozwoju, literatura powinna m�wi�
j�zykiem mas. W przeciwnym razie masy winny m�wi� j�zykiem literatury. Ka�dy nowy fakt
artystyczny u�ci�la dla cz�owieka jego realno�� etyczn�. Bowiem estetyka jest matk� etyki; poj�cia
"dobrze" i "�le" - to poj�cia w pierwszym rz�dzie estetyczne, poprzedzaj�ce kategorie "dobra" i "z�a".
W etyce nie "wszystko jest dozwolone" w�a�nie dlatego, �e w estetyce nie " wszystko jest
dozwolone" - ilo�� kolor�w w widmie jest przecie� ograniczona. Nierozumne niemowl� z p�aczem
odtr�caj�ce nieznajomego, albo przeciwnie, lgn�ce do�, odtr�ca go albo lgnie do niego dokonuj�c
instynktownie wyboru estetycznego a nie moralnego. Estetyczny wyb�r jest indywidualny i prze�ycie
estetyczne zawsze pozostaje prze�yciem osobistym. Ka�dy nowy fakt artystyczny czyni cz�owieka
prze�ywaj�cego osob� jeszcze bardziej prywatn� i ten prywatny charakter, przybieraj�cy niekiedy
form� literackiego (albo innego) smaku, ju� sam w sobie mo�e si� okaza� je�li nie gwarancj�, to
przynajmniej form� obrony przed zniewoleniem. Gdy� cz�owiek obdarzony smakiem, w
szczeg�lno�ci literackim, jest mniej podatny na powt�rki i rytmiczne zakl�cia w�a�ciwe ka�dej
politycznej demagogii. Rzecz nie w tym, �e cnota nie gwarantuje tworzenia arcydzie�, ile w tym, �e
z�o, zw�aszcza polityczne, jest zawsze fatalnym stylist�. Im bogatsze jest estetyczne do�wiadczenie
jednostki, tym wyrazistszy jej gust, tym ostrzejszy jej kr�lewski wyb�r, tym bardziej jest wolna,
cho� mo�e nie szcz�liwsza.
Tote� w tym, raczej praktycznym ni� platonicznym znaczeniu nale�y rozumie� uwag�
Dostojewskiego, �e "pi�kno ocali �wiat", albo s�owa Matthew Arnolda, �e "ocali nas poezja". �wiata
zapewne ocali� si� nie da, ale pojedynczego cz�owieka mo�na zawsze. Zmys� estetyczny w
cz�owieku rozwija si� gwa�townie, bowiem nawet nie zdaj�c sobie do ko�ca sprawy z tego, czym
jest i co dla� niezb�dne, cz�owiek z regu�y instynktownie wie, co mu si� nie podoba i co mu nie
odpowiada.
W sensie antropologicznym, powtarzam, cz�owiek jest w pierwszym rz�dzie istot�
estetyczn�, dopiero potem etyczn�. Dlatego sztuka, w szczeg�lno�ci literatura, nie jest ubocznym
produktem ewolucji gatunku, a dok�adnie na odwr�t. Je�eli tym, co odr�nia nas od reszty
przedstawicieli kr�lestwa zwierz�t, jest w�a�nie mowa, to literatura, a w szczeg�lno�ci poezja, b�d�c
szczytow� form� pi�miennictwa. stanowi, m�wi�c brutalnie, cel naszego gatunku.
Jestem jak najdalszy od postulatu masowego nauczania wersyfikacji i kompozycji; tym
niemniej podzia� spo�ecze�stwa na inteligencj� i reszt� wydaje mi si� nie do przyj�cia. W moralnym
odczuciu �w podzia� przypomina dzielenie spo�ecze�stwa na bogatych i ubogich; lecz o ile istniej�
czysto fizyczne, materialne powody nier�wno�ci spo�ecznych, o tyle w przypadku nier�wno�ci
intelektualnych s� one po prostu nie do pomy�lenia. Co jak co, ale w tej materii r�wno��
zagwarantowa�a nam sama natura. Nie chodzi o wykszta�cenie, lecz o wykszta�cenie mowy, kt�rej
najmniejsza nie�cis�o�� grozi fa�szywym wyborem. Istnienie literatury nak�ada imperatyw istnienia na
poziomie literatury - przy czym nie tylko w sensie moralnym, ale tak�e leksykalnym. O ile utw�r
muzyczny pozostawia jeszcze cz�owiekowi swobod� wyboru pomi�dzy biern� rol� s�uchacza i
czynn� wykonawcy, o tyle literatura - sztuka, zdaniem Montalego, nieuleczalnie semantyczna -
skazuje go na rol� jedynie odtw�rcy.
W roli tej cz�owiek powinien wyst�powa� cz�ciej ni� W jakiejkolwiek innej. Co wi�cej,
zdaje mi si�, �e ta rola wskutek eksplozji demograficznej i zwi�zanej z ni� stale rosn�cej atomizacji
spo�ecze�stwa - to znaczy wci�� wi�kszej izolacji jednostki - staje si� coraz bardziej nieuchronna.
Nie uwa�am, bym wiedzia� o �yciu wi�cej ni� ktokolwiek w moim wieku, ale wydaje mi si�, �e
ksi��ka jest du�o bardziej niezawodnym partnerem ni� przyjaciel lub ukochana. Powie�� lub wiersz
to nie monolog, lecz rozmowa pisarza z czytelnikiem, rozmowa, powtarzam, wyj�tkowo osobista,
wykluczaj�ca wszystkich pozosta�ych, je�li kto woli - dialog mizantrop�w. I w chwili gdy si� toczy,
pisarz zr�wnany jest z czytelnikiem, jak zreszt� i na odwr�t, niezale�nie od tego, czy chodzi o
wielkiego pisarza, czy nie. T o zr�wnanie jest zr�wnaniem �wiadomo�ci i naznacza cz�owieka na ca�e
�ycie, gdy� tkwi�c w jego pami�ci, niejasno albo wyra�nie, Wcze�niej 1ub p�niej, w por� lub nie,
wp�ywa na jego zachowanie. W�a�nie to mam na my�li m�wi�c o roli odtw�rcy, tym bardziej
naturalnej, �e powie�� albo wiersz to wytw�r dwu samotno�ci, pisarza i czytelnika.
W historii naszego gatunku, w historii homo sapiens, ksi��ka jest fenomenem
antropologicznym por�wnywalnym w gruncie rzeczy do wynalezienia ko�a. Zrodzona po to, by da�
nam wyobra�enie nie tyle o naszych korzeniach, ile o tym, do czego �w "sapiens" jest zdolny,
ksi��ka stanowi �rodek przemieszczania si� w przestrzeni do�wiadczenia z pr�dko�ci�
przewracanych kartek. Przemieszczanie to, jak to zwykle bywa w przypadku przemieszczenia,
obraca si� w ucieczk� od wsp�lnego mianownika, od pr�by narzucenia kreski tego� mianownika -
uprzednio z trudem si�gaj�cej pasa - naszemu sercu, naszej �wiadomo�ci, naszej wyobra�ni. Jest to
ucieczka w stron� "oblicza o wyrazie niepospolitym", w stron� licznika, w stron� prywatno�ci. Na
czyjkolwiek wz�r i podobie�stwo byliby�my stworzeni, jest nas ju� w sumie pi�� miliard�w i innej
przysz�o�ci, pr�cz zakre�lonej przez sztuk�, cz�owiek po prostu nie ma. W przeciwnym przypadku
oczekuje nas przesz�o�� - przede wszystkim polityczna, wraz z jej rozlicznymi policyjnymi urokami.
W ka�dym razie sytuacja, w kt�rej sztuka w og�le a literatura w Szczeg�lno�ci stanowi�
dorobek (prerogatyw�) mniejszo�ci, wydaje mi si� niezdrowa i gro�na. Nie wzywam bynajmniej do
zast�pienia pa�stwa bibliotek� - cho� my�l ta nawiedza�a mnie niejednokrotnie - ale nie w�tpi�, �e
gdyby�my wybierali naszych w�adc�w na podstawie ich lektur zamiast program�w politycznych, na
Ziemi by�oby mniej nieszcz��. My�l�, �e kandydata na w�adc� naszych los�w nale�a�oby przepyta�
w pierwszej kolejno�ci nie z tego, jak wyobra�a sobie polityk� zagraniczn�, lecz jaki ma stosunek do
Stendhala, Dickensa, Dostojewskiego. Ju� cho�by dlatego, �e chlebem powszednim literatury jest
w�a�nie ludzka r�norodno�� i szpetota, literatura okazuje si� skutecznym antidotum przeciw
wszelkim - znanym oraz przysz�ym - pr�bom totalnych rozwi�za� problem�w ludzkiej egzystencji.
Przynajmniej jako system moralnego uodpornienia jest ona znacznie skuteczniejsza od
jakiegokolwiek systemu wiary czy doktryny filozoficznej.
Nie mo�e by� praw, kt�re by nas broni�y przed samymi sob�, i dlatego �aden kodeks nie
przewiduje kar za zbrodnie przeciw literaturze. Po�r�d tych przest�pstw najci�szym nie jest
bynajmniej prze�ladowanie autor�w, restrykcje cenzury itp., ani nawet oddanie ksi�g p�omieniom na
po�arcie. Istnieje zbrodnia znacznie ci�sza - lekcewa�enie ksi��ek, ich nieczytanie. Za to
przest�pstwo cz�owiek pokutuje przez ca�e �ycie; je�li za� pope�nia je nar�d, w�wczas przyp�aca je
swoj� histori�. �yj�c w kraju, w kt�rym mieszkam obecnie, pierwszy got�w by�bym uwierzy�, �e
istnieje pewna wsp�zale�no�� mi�dzy materialnym dobrobytem cz�owieka i jego literack�
ignorancj�; powstrzymuje mnie .jednak przed tym historia kraju, w kt�rym si� urodzi�em i wyros�em.
Bowiem sprowadzona do przyczynowo-skutkowego minimum, do grubo ciosanej formu�y, tragedia
rosyjska - to w�a�nie tragedia spo�ecze�stwa, w kt�rym literatura okaza�a si� prerogatyw�
mniejszo�ci: s�awetnej rosyjskiej inteligencji.
Nie mam ochoty rozwodzi� si� szerzej na ten temat, nie warto rzuca� na ten wiecz�r cienia
dziesi�tk�w milion�w istnie� ludzkich, zgubionych przez miliony innych - bowiem to, co dzia�o si� w
Rosji w pierwszej po�owie xx wieku, mia�o miejsce przed wprowadzeniem karabin�w maszynowych
- ku chwale politycznej doktryny, kt�rej n�dza polega cho�by na tym, �e dla swojego
urzeczywistnienia domaga si� ludzkich ofiar. Powiem tylko, �e - nie z do�wiadczenia, lecz wy��cznie
teoretycznie - przypuszczam, i� cz�owiekowi, kt�ry naczyta� si� Dickensa, oddanie strza�u do
bli�niego w imi� jakiejkolwiek idei sprawi wi�ksz� trudno�� ni� cz�owiekowi, kt�ry Dickensa nie
czyta�. M�wi� o lekturze Dickensa, Stendhala, Dostojewskiego, Flauberta, Balzaka, Melville'a itd., a
wi�c o znajomo�ci literatury a nie o umiej�tno�ci czytania i pisania, nie o wykszta�ceniu. Pi�mienny,
wykszta�cony cz�owiek mo�e z powodzeniem, przeczytawszy taki czy inny traktat, zabi� bli�niego i
rozkoszowa� si� przy tym bezkompromisowo�ci� swych przekona�. Lenin by� pi�mienny, Stalin by�
pi�mienny, tak�e Hitler; Mao Tse-tung - ten nawet wiersze uk�ada�. Tym niemniej lista ich ofiar jest
znacznie d�u�sza od listy ich lektur.
Zanim przejd� do poezji, chcia�bym doda�, �e by�oby rozwa�nie traktowa� rosyjskie
do�wiadczenie jako przestrog� cho�by dlatego, �e struktura spo�eczna Zachodu jest w zasadzie, jak
dot�d, analogiczna do tego, co istnia�o w Rosji przed rokiem 1917. (Nawiasem m�wi�c, to w�a�nie
t�umaczy popularno�� na Zachodzie rosyjskiej XIX-wiecznej powie�ci psychologicznej i wzgl�dny
brak powodzenia wsp�czesnej prozy rosyjskiej. Stosunki spo�eczne zaistnia�e w Rosji w XX
stuleciu zapewne wydaj� si� czytelnikowi r�wnie osobliwe, co nazwiska bohater�w, przeszkadzaj�c
w uto�samieniu si� z nimi.) Dla przyk�adu, samych tylko ugrupowa� politycznych by�o w Rosji w
przededniu przewrotu pa�dziernikowego na pewno nie mniej ni� w USA czy Wielkiej Brytanii.
Innymi s�owy - kto� bezstronny m�g�by stwierdzi�, �e w pewnym sensie na Zachodzie wci�� trwa
wiek XIX. W Rosji ju� si� sko�czy�, lecz je�li m�wi�, �e sko�czy� si� tragedi�, to przede wszystkim
z uwagi na liczb� ofiar, kt�re poci�gn�a za sob� spo�eczna i chronologiczna przemiana, jaka mia�a
tam miejsce. W tragedii tej ginie nie bohater - ginie ch�r.
III
Chocia� dla cz�owieka, kt�rego ojczystym j�zykiem jest rosyjski, rozmowy na temat z�a w
polityce s� r�wnie naturalne jak proces trawienia, chcia�bym odej�� od tego tematu. Wada rozm�w
o sprawach oczywistych polega na tym, �e demoralizuj� one umys� swoj� �atwo�ci�, tanim
poczuciem s�uszno�ci. W tym tkwi wielka pokusa i ulegaj� jej tak�e reformatorzy spo�eczni -
sprawcy tego� z�a. �wiadomo�� tej pokusy i wzgardzenie ni� zawa�y�y do pewnego stopnia na
losach wielu moich wsp�czesnych, nie m�wi�c ju� o wsp�braciach po pi�rze, jako �e jest to �r�d�o
literatury, kt�ra wysz�a spod ich pi�r. Literatura ta nie by�a ani ucieczk� od historii, ani zag�uszaniem
pami�ci, jak mog�oby si� wydawa� postronnym. "Jak mo�na komponowa� muzyk� po
O�wi�cimiu?" - pyta Adorno, i cz�owiek, znaj�cy rosyjsk� histori�, mo�e powt�rzy� to samo
pytanie, zamieniaj�c w nim tylko nazw� obozu; postawi je chyba jeszcze bardziej zasadnie, bowiem
liczba ludzi, kt�rzy zgin�li w stalinowskich �agrach, o niebo przerast1 liczb� zamordowanych w
niemieckich kacetach. "A jak po O�wi�cimiu mo�na spo�ywa� lunch?" pyta� z kolei ameryka�ski
poeta Mark Strand. Pokolenie, do kt�rego si� zaliczam, okaza�o si� w ka�dym razie zdolne do
komponowania t ej muzyki.
To pokolenie - kt�re narodzi�o si� wtedy, gdy krematoria O�wi�cimia pracowa�y pe�n� par�,
a Stalin by� u szczytu niemal boskiej, absolutnej, zdawa�oby si�, �e przez sam� natur�
usankcjonowanej w�adzy - przysz�o na �wiat, jak wszystko na to wskazuje, dla kontynuowania tego,
co teoretycznie powinno by�o urwa� si� w krematoriach i bezimiennych zbiorowych grobach
stalinowskiego archipelagu. Ze jednak ci�g�o�� nie zosta�a ca�kowicie przerwana, jest, przynajmniej
w Rosji, w niema�ym stopniu zas�ug� mojego pokolenia, i szczyc� si� swoj� do� przynale�no�ci� w
nie mniejszym stopniu ni� tym, �e dzisiaj stoj� na tej trybunie. To, �e stoj� tu dzisiaj, stanowi uznanie
zas�ug tego pokolenia wobec kultury; wspominaj�c Mandelsztama rzek�bym - wobec kultury
�wiatowej. spogl�daj�c wstecz mog� powiedzie�, �e zaczynali�my od zera, w pustym miejscu, albo
m�wi�c �ci�lej, w miejscu strasz�cym spustoszeniem. Raczej intuicyjnie ni� �wiadomie d��yli�my do
odtworzenia ci�g�o�ci kultury, do przywr�cenia jej form i w�tk�w, do wype�niania jej nielicznych
ocala�ych i cz�sto ca�kowicie skompromitowanych form nasz� w�asn�, now� albo sprawiaj�c� tylko
takie wra�enie, wsp�czesn� tre�ci�. Istnia�a zapewne tak�e inna droga -- droga dalszej deformacji,
poetyki od�amk�w i ruin, minimalizmu, rw�cego si� oddechu. Je�li si� tej drogi wyrzekli�my, to
wcale nie dlatego, �e wyda�a si� nam drog� udramatycznienia naszego losu, raczej dlatego, �e na
wskro� przepe�nia�o nas �arliwe pragnienie zachowania szlachetnego dziedzictwa znanych nam form
kultury, to�samych, w naszym rozumieniu, z formami godno�ci ludzkiej. Wyrzekli�my si� jej, bowiem
wyb�r w rzeczywisto�ci mia� charakter estetyczny a nie moralny. Oczywi�cie, cz�owiek jest bardziej
sk�onny traktowa� siebie nie jako instrument kultury, lecz przeciwnie, jako jej tw�rc� i kustosza.
Je�eli dzi� twierdz� co� przeciwnego, to nie dlatego, �e parafrazowanie u schy�ku XX wieku Plotyna,
lorda Shaftesbury, Schellinga czy Novalisa ma sw�j urok, lecz dlatego, �e kto jak kto, ale poeta
zawsze wie, �e to, co w mowie potocznej nazywa si� g�osem Muzy, jest w rzeczywisto�ci dyktatur�
j�zyka; �e nie j�zyk jest jego instrumentem, lecz on, poeta, jest medium, jakim j�zyk pos�uguje si�
d���c do przed�u�enia swojego istnienia. Za� j�zyk - nawet je�li wyobrazimy go sobie jako istot�
o�ywion� ( co tylko odda�oby mu sprawiedliwo��) do etycznego wyboru nie jest zdolny.
Cz�owiek bierze si� do uk�adania wierszy z bardzo r�nych pobudek: aby podbi� serce
ukochanej, aby wyrazi� sw�j stosunek do otaczaj�cej go rzeczywisto�ci - oboj�tne, pejza�u czy
pa�stwa; aby utrwali� chwilowy stan ducha, aby pozostawi� po sobie - jak mu si� wydaje - �lad.
Ucieka si� do tej formy - do wierszy - z pobudek najpewniej bezwiednie mimetycznych: czarne
pionowe zg�szczenie s��w po�rodku bia�ej kartki papieru przypomina miejsce cz�owieka w �wiecie,
proporcje przestrzeni wobec jego cia�a. Ale pomijaj�c wzgl�dy, dla kt�rych chwyta za pi�ro, i
niezale�nie od efektu, jaki to, co wychodzi spod pi�ra, wywiera na audytorium, jakkolwiek by�oby
ono liczne, natychmiastowym skutkiem tego przedsi�wzi�cia jest poczucie bezpo�redniego kontaktu
z j�zykiem, a dok�adniej - poczucie bezzw�ocznego dostania si� w niewol� j�zyka, poczucie
uzale�nienia od wszystkiego, co w tym j�zyku zosta�o dot�d wypowiedziane, napisane,
urzeczywistnione.
Zale�no�� ta jest absolutna, despotyczna, ale te� ona sama wyswobadza z p�t. Albowiem
b�d�c starszym od pisarza, j�zyk dysponuje ponadto pot�n� energi� od�rodkow�, zawart� w jego
potencjale czasowym - to znaczy w ca�ym tym czasie, kt�ry ma dopiero nast�pi�. Potencja� ten
wyznaczony jest nie tyle przez liczbow� wielko�� nacji porozumiewaj�cej si� tym j�zykiem, chocia� i
to nie jest bez znaczenia, ile przez jako�� poezji powsta�ej w tym j�zyku. Do�� przywo�a�. autor�w
greckiego albo rzymskiego �wiata antycznego, do�� przywo�a� Dantego. To, co dzi� powstaje np.
po rosyjsku albo po angielsku, gwarantuje istnienie tych j�zyk�w przez nast�pne tysi�clecie. Poeta,
powtarzam jest �rodkiem istnienia j�zyka. Albo, jak powiedzia� wielki Auden, jest tym, kim j�zyk
�yje. Odejd� ja, pisz�cy te s�owa, odejdziecie wy, tych s��w czytelnicy, ale j�zyk, w kt�rym zosta�y
napisane i w kt�rym je czytacie, przetrwa nie tylko dlatego, �e jest bardziej d�ugowieczny ni�
cz�owiek, ale r�wnie� dlatego, �e jest lepiej przystosowany do zmiany.
Ten, kto pisze wiersz, czyni to jednak nie dlatego, �e liczy na po�miertn� s�aw�, chocia�
cz�sto ufa, �e poezja zdo�a go prze�y�, cho�by o troch�. Pisze go dlatego, �e j�zyk mu podpowiada
albo wr�cz dyktuje nast�pny wers. Zaczynaj�c wiersz poeta z regu�y nie wie, jakie b�dzie jego
zako�czenie i nierzadko bywa zaskoczony wynikiem, bowiem cz�sto wynik przekracza oczekiwania,
cz�sto my�l jego wybiega dalej ni� przewidywa�. Jest to w�a�nie moment, kiedy przysz�o�� j�zyka
ingeruje w jego tera�niejszo��. Istniej�, jak wiemy, trzy metody poznawcze: analityczna, intuicyjna
oraz metoda, do kt�rej uciekali si� biblijni prorocy - droga objawienia. Poezja tym r�ni si� do
pozosta�ych form literatury, �e korzysta naraz ze wszystkich trzech (ci���c przewa�nie ku drugiej i
trzeciej), bowiem wszystkie trzy wyra�one s� j�zykiem; i nieraz za pomoc� jednego s�owa, jednego
rymu pisz�cemu udaje si� zaj�� tam
gdzie nikt nigdy przed nim nie by� - i by� mo�e dalej ni� sam pragn��. Pisz�cy wiersz pisze go przede
wszystkim dlatego, �e uk�adanie wierszy niepomiernie pot�guje �wiadomo��, my�lenie, postrzeganie
�wiata. Raz tego doznawszy, nie jest ju� w stanie wyrzec si� powt�rzenia eksperymentu i uzale�nia
si� od tego stanu tak, jak wpada si� w zale�no�� od narkotyk�w albo alkoholu. Jak s�dz�, cz�owiek
pozostaj�cy w podobnej zale�no�ci od j�zyka zwie si� w�a�nie poet�.
* Mowa wyg�oszona 8 XII 1987 w Kr�lewskiej Akademii Sztokholmskiej w ramach uroczysto�ci
wr�czania literackiej nagrody Nobla 1987. Drukujemy za �askaw� zgod� Laureata, Nobel
Foundation i "Zeszyt�w Literackich".
T�umaczy� Andrzej Mietkowski [�Zeszyty Literackie" 988 nr 21]