2951
Szczegóły |
Tytuł |
2951 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2951 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2951 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2951 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Erich von Daniken
Szok po przycyciu bog�w
Wst�p
Drodzy Czytelnicy!
Lektura tej ksi��ki jest jak podr� w czasie. Jej pocz�tki si�gaj� 1492
roku, kiedy na horyzoncie pojawi� si� Krzysztof Kolumb - a prowadzi
w zamierzch��, mglist� przesz�o��, w czasy naszych najdawniejszych
przodk�w. Docieramy do epoki, w kt�rej z nieba zst�powali "bogowie"
i nauczali. Kim byli ci nauczyciele? Sk�d przybyli? Opu�cili nas na
zawsze, czy mo�e ich potomkowie wr�c� w dzisiejszych czasach?
Czy cz�owiek wsp�czesny zn�w stan�� wobec tajemnic znanych ze
starych przekaz�w? Jak zachowa� si� wobec fenomen�w UFO i istot
z Kosmosu? Czy w�r�d planetoid - gdzie� mi�dzy Marsem a Jowiszem
- przemyka wielki mi�dzygwiezdny statek kosmiczny? Czy ludzie s�
�lepi? Czy nie chcemy widzie�, co dzieje si� wok� nas?
Moja podr� w czasie, prowadz�ca w rejony tajemniczych spotka�,
nie by�aby mo�liwa bez pomocy pana Ulricha Dopatki. Pan Dopatka
by� wieloletnim wicedyrektorem Biblioteki Uniwersyteckiej Zii-
rich-Irchel. Ma nos badacza - a do tego cechuje go mr�wcza
pracowito��, niezb�dna przy wyszukiwaniu niezliczonych �r�de� pisa-
nych oraz ikonograficznych, kt�re dzi�ki niemu mog�em wykorzysta�
w tej ksi��ce. Serdecznie mu za to dzi�kuj�.
A pa�stwu, Drodzy Czytelnicy, �ycz� emocjonuj�cej podr�y w prze-
sz�o��, w tera�niejszo�� i w przysz�o��.
Wasz
Erich von Daniken
CH-4532 Feldbrunnen
14 kwietnia 1992
I. Ludzcy bogowie
Zabawne w historii jest to,
�e si� zdarzy�a.
Peter Bamm (1879-1975)
"Ujrzeli�my dwie czy trzy osady, lud tubylczy co� do nas wo�a�,
dzi�kuj�c Bogu. Paru tubylc�w przynios�o wod�, inni jedzenie. [...]
Zrozumieli�my, �e pytaj�, czy przybywamy z nieba." [1]
Tymi s�owami syn Krzysztofa Kolumba uwieczni� pierwsze spotkanie
swojego s�ynnego ojca z "dzikusami". 12 pa�dziernika 1492 roku, po
trwaj�cej 33 dni podr�y, Kolumb wyszed� na l�d na San Salvador,
jednej z wysp Bahama. Oszo�omieni i zdumieni w najwy�szym stopniu
tubylcy nie pojmowali, co si� sta�o. Ju� po pierwszym zetkni�ciu
z bia�ymi nadzy Indianie o sk�rze koloru kawy zbiegli si� zewsz�d na
miejsce l�dowania przybyszy. Tam ujrzeli ceremoni� niepoj�t�. Ko-
lumb, kapitanowie i oficerowie dw�ch mniejszych statk�w flotylli,
"Pinty" i "Nini", mieli na sobie przepyszne stroje. Byli ubrani
w granatowe i ciemnoczerwone aksamitne kaftany z bia�ymi walo�skimi
kryzami, pludry, fioletowe jedwabne po�czochy, szerokie pasy nabijane
srebrem - na to by�a narzucona pelerynka hiszpa�skiej kawalerii
dworskiej. Sam Kolumb - potwierdzone - mia� kapelusz z szerokim
rondem, z kt�rego zwiesza�y si� poz�acane ozdoby. W jednej r�ce
trzyma� sztylet, w drugiej - sztandar kr�lewski. Towarzysz�cy mu
oficerowie zatkn�li dumnie w ziemi Nowego �wiata flagi z literami "F"
oraz "I" - od imion pary kr�lewskiej - Ferdynanda i Izabeli
Hiszpa�skiej. Potem ze statku wygramoli�o si� dw�ch brodatych
mnich�w w br�zowych habitach, nios�cych krzy�, kt�ry wbili obok
chor�gwi kr�lewskich. Na koniec do grupki do��czy�a cz�� za��g
- zawadiaki w pstrokatych ubraniach. Jedni brodaci, inni ogoleni. Na
l�d wytacza�y si� typy z tonsurami i bez. Jedni obuci, inni boso. Paru
kompan�w, pachn�cych raczej niemi�o, mia�o na sobie koszule w wielk�
krat�, inni �wiecili jasnobr�zow� sk�r� nagich tors�w, jeszcze inni mimo
upa�u mieli na g�owach �elazne he�my. Oczywi�cie wszyscy wzi�li na l�d
no�e, sztylety, strzelby - gromada doprawdy godna respektu.
Nawiasem m�wi�c dziwne, �e na widok tej nieokrzesanej bandy
Indianie nie uciekli gdzie pieprz ro�nie. Zwyci�y�o jednak zafas-
cynowanie obcymi. Poza tym Kolumb i jego oficerowie rozdawali
dzikim wspania�e prezenty: tanie czerwone czapeczki, bezwarto�ciowe
szklane paciorki, liche lusterka, jakie� grzebyki i "inne przedmioty
po�ledniej warto�ci, kt�re oni za godne ceny najwy�szej uwa�ali" [1].
Tubylcy z szacunkiem obdarzyli te �miecie s�owem turey, co znaczy
- niebo.
Przekonuj�cy przyk�ad cudu, dzi�ki kt�remu Kolumb robi� z Indian
idiot�w, mia� miejsce dwa i p� miesi�ca p�niej. 26 grudnia 1492 roku
Kolumb i jego ludzie byli bohaterami �wi�ta, celebrowanego przez
odwa�nego do szale�stwa wodza Guacanagari z Haiti. Na powitanie
Kolumb podarowa� mu koszul�, par� spodni i par� r�kawiczek. "Kiedy
my�la�, �e tego nie widz�, gapi� si� z zachwytem na r�kawiczki"
- zapisa� Kolumb [2]. India�ski ksi��� Guacanagari by� zapewne
w�wczas najszcz�liwszym dzieckiem na ca�ym szerokim �wiecie, bo po
zako�czeniu uroczysto�ci marynarze zauwa�yli, jak paraduje po brzegu
z dumnie wypi�t� piersi� i b�ogim u�miechem. Oczywi�cie ubrany
w �mieszne pludry! Nim to jednak nast�pi�o, Kolumb zademonstrowa�
swoj� "bosk�" w�adz�: "Kaza�em wypali� z bombardy i ze strzelby.
Indianie padli na twarz, us�yszawszy huk wystrza��w. Up�yn�a d�u�sza
chwila, nim odwa�yli si� poruszy�". [2]
Znamy opis jednej strony - Kolumba. Jak wygl�da�aby po stuleciach
relacja z takiego zdarzenia, gdyby napisali j� Indianie?
Pompa i bluff
Ledwie trzydzie�ci lat p�niej, w 1519 roku, niechlubny spektakl
powt�rzy� si�, przybieraj�c jednak tragiczny charakter. U wybrze�y
Meksyku pojawi�o si� 11 statk�w pod dow�dztwem Hernana Cortesa.
Mia�y na pok�adzie 100 marynarzy i 508 �o�nierzy - w�r�d nich 32
kusznik�w i 13 muszkieter�w. Wioz�y te� 16 koni z prawdziwie
rycerskimi rz�dami. Montezuma, bogaty w�adca dalekiej Wy�yny
Meksyka�skiej, od dawna wiedzia� od swoich informator�w, co dzieje
si� na wybrze�u. Pos�a�cy, kt�rych pos�a� do Hiszpan�w, uca�owali
Delegacja w�adcy Aztek�w wchodzi na pok�ad okr�tu Cortesa (rys. z natury Lienzo
de
Tlaxcala)
z czci� drewno statk�w. Przynie�li dary, w istocie przeznaczone dla boga
Quetzalcoatla: kosztowne szaty i ozdoby ze szczerego z�ota. "B�g
Cortes" odwdzi�czy� si� paciorkami, kt�re pos�a�cy Montezumy uznali
za "niebia�skie kamienie szlachetne". Podobnie jak Kolumb kaza�
wypali� z armaty - delegacja Indian "pad�a jak martwa na ziemi�" [3].
Kiedy wstrz��ni�ci pos�a�cy powr�cili do swojego w�adcy, z�o�ono
rytualn� ofiar� z je�c�w - dopiero potem pos�a�cy mogli przekaza�
swoj� wstrz�saj�c� opowie��... Montezuma s�ucha� zafascynowany
i "zdumia�o go, gdy us�ysza� o armatach, szczeg�lnie o ich huku,
rozbijaj�cym uszy, smrodzie prochu i ogniu wylatuj�cym z lufy oraz
o sile kuli, rozszarpuj�cej drzewa" [3]. Straszna zda�a si� Montezumie
relacja pos�a�c�w o "zbrojach, pancernych koszulkach, he�mach bojo-
wych, mieczach, kuszach, arkebuzach i lancach, przede wszystkim
wszak�e o koniach i ich wielko�ci". "I o tym, jak je�dzili na nich
Hiszpanie w zbroi, i �e wida� im by�o tylko twarz, a twarze mieli bia�e
a oczy szaroniebieskie, rude w�osy i d�ugie brody, i �e byli te� po�r�d
nich czarnosk�rzy z kr�conymi w�osami" [3]. Montezuma i najwy�si
kap�ani potraktowali prezenty od Cortesa jak relikwie. Par� pr�bek
jedzenia po�o�ono w najwa�niejszej �wi�tyni na kamieniu, na kt�rym
wykrwawiano serca, sk�adane na ofiar� bogom [4].
Wys�annicy india�skiego plemienia Tlaxcaltek�w prosz� Cortesa o pok�j (rys. z
natury
Lienzo de Tlaxcala)
Troch� pompy, troch� ha�asu, troch� techniki niezrozumia�ej dla
tubylc�w - i ciemne dzikusy zaczynaj� okazywa� przybyszom najwy�-
szy szacunek. W niedalekiej Ameryce Po�udniowej panuje wtedy Inka
Atahualpa, kt�ry wygra� w�a�nie decyduj�c� bitw� przeciw przyrod-
niemu bratu Huascarowi. Teraz Atahualpa jest jedynow�adc�, mo�e
rz�dzi� ogromnym inkaskim imperium bez opozycji politycznej. Ale
Atahualpa nie jest do ko�ca szcz�liwy, bo informatorzy donie�li mu
o dziwnych "p�ywaj�cych zamkach" u wybrze�y. "Zamkami" by�y
hiszpa�skie okr�ty, posuwaj�ce si� od Panamy na po�udnie.
Ju� dwa lata po Cortesie, 13 maja 1531 roku, Hiszpan Francisco
Pizarro wraz z niewielkim oddzia�em wyl�dowa� w Tumbez, porcie na
wybrze�ach dzisiejszego Peru. �wczesny Neil Armstrong, kt�ry zrobi�
pierwszy krok wprawdzie nie na Ksi�ycu, ale b�d� co b�d� by�
pierwszym bia�ym cz�owiekiem na kontynencie ameryka�skim, na-
zywa� si� Pedro de Candida i by� z zawodu sztukatorem. By� postaw-
nym m�czyzn�. Podczas swojego historycznego wyst�pu Se�or
Pedro nosi� "kolczug� si�gaj�c� do kolan", bo obawia� si� ukrytych
�ucznik�w. W lewym r�ku mia� tarcz� nabijan� srebrem, w pra-
wym za� szeroki miecz. Nawet tresowany jaguar nie odwa�y�by si�
napa�� na t� �wietlist� posta�. Posta� jakby �ywcem przeniesion�
z odleg�ego kr�lestwa niebieskiego! Indianie byli zdumieni do tego
stopnia, �e uznali senora za "Syna S�o�ca". Z ochot� i w pokorze
pokazywano mu �wi�tynie i �wi�to�ci - - by� jak b�g przeprowa-
dzaj�cy inspekcj� swojego kr�lestwa. "Prowadzono go z jednego po-
mieszczenia do drugiego, od skarbu do skarbu, a pokazano mu nawet
mieszkanie jego brata, Inki". [5]
Przebieg�y Francisco Pizarro w jednej chwili wyczu� sytuacj�. Wie-
dzia�, jak posz�o jego ziomkom - Cortesowi i Kolumbowi. Tylko
szkoda, �e Montezuma w Meksyku i Atahualpa w Peru nie mieli
telefon�w. Ze 106 pieszymi i 62 je�d�cami Pizarro nie mia�by �adnych
szans w walce ze zdyscyplinowan�, wielk� armi� Ink�w. Ale los chcia�
inaczej.
Atahualpa panowa� na Wy�ynie Peruwia�skiej podobnie jak faraon
w Egipcie. Dla poddanych by� bogiem, Synem S�o�ca, bezpo�rednim
potomkiem "Syn�w S�o�ca". Wedle starej legendy b�g-stw�rca Tiki
Wirakocza, kt�ry opu�ci� Ziemi� przed dawnymi czasy, mia� kiedy�
powr�ci�. Nawet ojciec Atahualpy, XI Inka Huayna Capac, przepowie-
dzia�, i� "Wirakoczowie" powr�c� i spowoduj� zmierzch kr�lestwa.
Jakby tego nie by�o dosy�, pos�gi zagadkowego Wirakoczy przed-
stawiaj� go pod postaci� istoty z brod� [6]. Nie ma si� wi�c co dziwi�, �e
obwieszonego �a�cuchami mistrza sztukatorskiego Pedra de Candid�
Inkowie uznali z podziwem za pos�a�ca "Syna S�o�ca", s�dz�c zarazem,
�e jego dow�dca, Francisco Pizarro, jest wyczekiwanym Wirakocza we
w�asnej osobie.
Ta osobliwa wiara w "bog�w", kt�rych powrotu "z nieba" albo "ze
stron dalekich" oczekiwano, jest typowa dla wielu dawnych kultur.
Kiedy admira� holenderski Jakob Roggeveen w Wielk� Sobot� 1722
roku odkry� Wysp� Wielkanocn�, jaki� m�czyzna wyp�yn�� mu na
spotkanie w �odzi wios�owej trzy kilometry od brzegu. Holendrzy
podj�li samotnika, ten za� pad� z czci� na klepki pok�adu. Admira�
Roggeveen okr��aj�c wysepk� zdumia� si� zapewne widz�c setki
patrz�cych t�po w morze kamiennych olbrzym�w o wielkich, l�ni�cych
oczach i pot�nych, rdzawoczerwonych kapeluszach na g�owach -jak-
by czekaj�cych na czyje� przybycie. Roggeveen nie dobi� do wyspy
z obawy przed rafami, stan�� u jej wybrze�y na kotwicy, a dziwnemu
wio�larzowi darowa� trzy sztuki odzie�y. Tubylcowi pomyli�y si�
nogawki z r�kawami. Nie wiedzia�, co pocz�� z ubraniem. Gdy ma-
rynarze dali mu do r�k n� i widelec i zrobili ruch, jakby wk�adali co�
sobie do ust, wywr�ci� oczy i ugryz� widelec. Wyspiarzowi tak bardzo
podoba�o si� na pok�adzie, �e chcia� zosta� w�r�d "bog�w". Roggeveen
i jego oficerowie musieli odegra� regularn� pantomim� a w ko�cu
przemoc� pozby� si� tubylca. Niebawem zachwycony t�um wyspiarzy
zacz�� szturmowa� statek. My�l�c �e s� w niebezpiecze�stwie, Holend-
rzy dobyli no�y. Pola�a si� krew, pad�y strza�y.
Dzie� p�niej 150 ludzi odwa�y�o si� wyj�� na brzeg. Wstrz��ni�ta
ludno�� otoczy�a przybyszy i obsypa�a prezentami wszelkiego rodzaju.
Holendrzy zn�w wyrwali si� z niemi�ego okr��enia przy pomocy no�y
i broni palnej. T�um pierzchn��, a "zmieszanie tych ludzi by�o nader
wielkie" [7]. Wyspiarze padali przed Holendrami na ziemi�, a gdy chcieli
zn�w si� poruszy�, odczo�giwali si� do ty�u, aby zachowa� bezpieczny
dystans najmniej dziesi�ciu krok�w. Holenderscy "bogowie" zapewnili
sobie szacunek.
Szkoda, �e z powodu dw�ch straconych kotwic admira� Jakob
Roggeveen kaza� odp�yn�� nie zbadawszy wyspy. Od tubylc�w dowie-
dzia�by si� zapewne czego� o dziwnych kamiennych pos�gach ze
l�ni�cymi oczami z macicy per�owej i okaza�ymi kapeluszami na
g�owach. A tak po dzi� dzie� nie wiemy, kogo uwiecznili mieszka�cy
Wyspy Wielkanocnej. Monumentalne pos�gi o zaci�ni�tych, w�skich
ustach i powa�nych rysach twarzy, przypominaj�cych "twarz" robota,
nie wygl�daj� na wizerunki przedstawicieli �adnego plemienia z regionu
m�rz po�udniowych. Kogo tu wi�c wyobra�ono? A mo�e jaki� wiekowy
wyspiarz powiedzia�by Holendrom, kim byli mistrzowie, kt�rzy nau-
czyli mieszka�c�w wysepki dok�adnie takiej samej techniki murar-
skiej, jak� na dalekiej wy�ynie Peru stosowa�y preinkaskie plemiona
india�skie.
Kolejni przybysze odkryli "na po�udniowym wybrze�u wyspy dom
kultowy na wybrukowanym placu, gdzie czczono bog�w, kt�rzy
przybyli na statkach z daleka" [8]. Historyk K. Nevermann uwa�a za
prawdopodobne, �e za "bog�w" uznawano admira�a Roggeveena i jego
za�og�. Mo�liwe, ale kogo oczekiwali wyspiarze n i m przyby� tam
Roggeveen?
W 1767 roku angielski �eglarz Samuel Wallis odkry� w rejonie
po�udniowego Pacyfiku du�� wysp�. By�a to Tahiti. Na poz�r bez
powodu wyspiarze zaatakowali jego statek. Dwa lata p�niej wyl�dowa�
tam francuski odkrywca Louis Antoine de Bougainville. Wyspiarze
przyj�li go nader serdecznie. M�czyzn dotykano z czci�, najodwa�niej-
si tubylcy pr�bowali nawet zobaczy�, co nieznane istoty maj� pod
ubraniem. Pow�d tej zmiany nie jest znany. Mo�e angielski statek mia�
jaki� znak, kojarz�cy si� wyspiarzom z diab�em albo innym z�em [9].
Tego samego roku, 13 kwietnia 1769, do Tahiti dotar� Anglik, kapitan
Cook. I jego przyj�to z wielk� serdeczno�ci� i z podziwem. Rozwa�-
ny Cook, zachowuj�c ostro�no�� w kontaktach z tubylcami, zbada�
powody tej egzaltacji. Co si� okaza�o? Pewien starzec udzieli� mu
nast�puj�cej odpowiedzi: Uwa�a si� go za przyby�ego z powrotem boga
Rongo [10].
27 marca 1777 statki Cooka zbli�a�y si� powoli do Mangai. Wy-
spiarze, kt�rzy nigdy w �yciu nie widzieli lodzi bez wiose� i przeciwwagi,
wylegli wzburzeni z broni� na brzeg. Nagle wodza "o�wieci�o" i zawo�a�
do t�umu: "To wielki b�g Motoro, przybywaj�cy z wizyty na Yatei". [8]
�wiadkiem tajemniczego zachowania tubylc�w by� Cook w 1779 r. na
Hawajach. Miejscowy dostojnik wszed� na pok�ad "Resolution" i przy-
stroi� Jamesa Cooka czerwon� peleryn�. O co chodzi�o? Mieszka�cy
Hawaj�w uznali Cooka za wracaj�cego bohatera Rono czy Lobo, kt�ry
kiedy� opu�ci� wysp� a potem sta� si� bogiem [11].
Chocia� tubylcy zamordowali p�niej Cooka, jego przybycie spowo-
dowa�o powstanie nowego kultu. Berli�skie Museum fur Y�lkerkun-
de eksponuje pod numerem VI 7287 kamiennego boga z Hawaj�w,
maj�cego typowo europejsk� kryz� i peruk�. B�g okre�lany mianem
"Kii akua pohaku" nie jest zdaniem etnologa Karla R. Wernharta
nikim innym, jak postaci� ewangelickiego duchownego z XVIII wieku
[12]. Podobnie ubrany chodzi� te� James Cook.
Nawet je�li Cook - jaki� duchowny - awansowa� w pami�ci
tubylc�w do godno�ci "boga", pozostaje faktem, �e ludy te przed
przybyciem bia�ych czci�y jakie� b�stwo, oczekuj�c jego powrotu.
Odkrywcy z minionych stuleci nie byli w �adnym razie bogami
oryginalnymi. Jest na to przyk�ad�w bez liku.
B�yskawic� i grzmotem
Najbli�ej Europy le�y Afryka. W podr�e morskie wyruszali ju�
Fenicjanie, Grecy i Rzymianie. Niestety na pok�adach ich statk�w nie
by�o etnograf�w. Nie znamy wi�c pierwszych reakcji na kontakty
mi�dzy r�nymi kulturami. Wiarygodne opisy pojawiaj� si� dopiero
w XV w. W 1436 roku Portugalczyk Alfonso Goncales Balsaya
po�eglowa� na po�udnie. Pi�� lat p�niej pod��y� za nim jego ziomek
Antao Goncalves, a w 1446 roku kapitan Nuno Tristao. Wszyscy
przywie�li do Portugalii murzy�skich niewolnik�w, kt�rzy na pewno nie
weszli na pok�ad dobrowolnie! [13]
W 1456 roku genue�ski �eglarz Alvise da Cadamosto pisa�:
"Ci Murzyni zbiegli si�, jakbym by� jakim� cudownym zjawiskiem.
Zdawa�o si�, �e widok chrze�cijanina jest dla nich nowym do�wiad-
czeniem. Nie dziwili si� zbytnio mym sukniom i sk�rze [...] niekt�rzy
dotykali moich r�k i cz�onk�w i pocierali sk�r� r�k zwil�ywszy je
uprzednio �lin�, dla sprawdzenia, czy biel jest prawdziwa, czy to tylko
farba [...]". [14]
W dalszej cz�ci relacji Alvise da Cadamosto dziwi si� tubylcom,
kt�rzy "ujrzawszy �aglowce s�dzili, �e to wielkie morskie ptaki z bia�ymi
skrzyd�ami, kt�re zlecia�y si� tu z jakich� dziwnych rejon�w. Kiedy
przed rzuceniem kotwicy zwijano �agle, niekt�rzy tubylcy my�leli, �e [...]
statki to ryby. Inni za� powiadali, �e to duchy [...], kt�rych nale�y si�
obawia�. Powodem tych pogl�d�w by� fakt, �e karawele pojawia�y si�
w kr�tkim czasie w wielu miejscach, a ich za�ogi rozpoczyna�y walk�
przede wszystkim noc�" [13].
Podobnie jak Kolumb i Cortes r�wnie� Cadamosto straszy� tubylc�w
strza�ami z armat. Ci za� uwa�ali "bombardy karaweli za dzie�o diab�a".
Nawet lanie �wiecy czyni�o z Cadamosta w oczach Murzyn�w "czaro-
dzieja bia�ych ludzi". Gdy za� jeden z marynarzy zagra� na kobzie,
tubylcy uznali czo�obitnie, �e "rzecz ta" jest boskim instrumentem,
"uczynionym r�koma w�asnymi przez samego boga, bo tak s�odko
�piewa wieloma g�osami" [14].
Biedny �wiat postawiony na g�owie! Cze�� oddawano rabusiom
i naje�d�com. Ale tubylcy pr�dko spostrzegli sw�j b��d. To pewnie
tam-tamy przekaza�y wie��, �e "czarodziej bia�ych ludzi" jest wszyst-
kim, tylko nie �wi�tym. W uj�ciu strumienia Gambia na karawele
Cadamostosa posypa�y si� strza�y. Ostrzeliwanie zdumionych Europej-
czyk�w prowadzono prawie bez przerwy z 15 �odzi, a w ka�dej siedzia�o
dziesi�ciu ludzi. Cadamosto przywr�ci� spok�j strzelaj�c z armaty.
Kamienna kula wpad�a z sykiem do wody po�r�d �odzi. Tubylcy
wznie�li wios�a i patrzyli na statek jak na zjawisko nadprzyrodzone.
Kiedy ucich�o echo wystrza�u, ciemnosk�rzy na powr�t nabrali
odwagi. Cadamosto wiedzia�, �e nie mo�e si� ugi��, bo straci respekt.
Da� ognia z ca�ej burty. Do zdumionych i os�upia�ych tubylc�w celowali
te� kusznicy i muszkieterzy. Woda wzburzy�a si� od ku�, �odzie
przewraca�y si� i rozpada�y, krzyki przera�enia uciekaj�cych i rannych
tubylc�w odbija�y si� echem od bliskiego wybrze�a. Ciemnosk�rzy
porzucili wszelk� nadziej�, znikn�y iluzje - run�� ich �wiat. Czy by� to
bia�y "b�g", czy bia�y "diabe�" - jeden wart drugiego w swoim
brutalnym szale�stwie.
Przyk�ad�w na to, �e biali naje�d�cy niszczyli bez lito�ci wszystko, co
nie zgadza�o si� z ich religi� b�d� sta�o na przeszkodzie zdobyciu z�ota,
jest mn�stwo. Pisa�em ju� o tym [15]. Teraz chcia�bym przede wszystkim
ukaza� rodzaje zachowa� "prymityw�w" w zetkni�ciu z nowoczesn�
technik�. Szkolnym przyk�adem naiwnego zachwytu spowodowanego
pojawieniem si� obcych "bog�w" mo�e by� to. co prze�y� Portugalczyk
Pedro Alvarez Cabral na wybrze�ach dzisiejszej Brazylii. Cabral wy-
ruszy� w podr� 9 marca 1500 roku w 13 karawel. Jego celem by�o
obalenie arabskiego monopolu na handel korzeniami. Flotylla mia�a
tylko op�yn�� Afryk�, ale na wysoko�ci Zielonego Przyl�dka �eglarze
wpadli w straszny sztorm. Po trzydziestodniowym p�yni�ciu w niezna-
nym kierunku, bo nawet oficerowie nie znali pozycji statku, kiedy
zabrak�o s�odkiej wody, a brodaci marynarze zacz�li chorowa� na
szkorbut, zdarzy� si� cud: za spraw� Matki Boskiej ujrzano ziemi� na
horyzoncie. Cabral rzuci� kotwice i pierwsza grupa brodatych wilk�w
morskich ruszy�a w dw�ch �odziach ku brzegowi. W�wczas ze wszyst-
kich zaro�li i zza ka�dego wzg�rza wypad�a chmara nagich i bezbron-
nych tubylc�w. �miali si� i cieszyli. Portugalczykom wyda�o si�, �e s�
"niewinni jak dzieci". Nie proszeni, uni�enie pomagali marynarzom
przy noszeniu i nape�nianiu wod� beczek - gestami dopraszali si� ci�gle
o drobne podarki.
Na jednej z wysp - dzi� C�ro Yermehla - Portugalczycy odprawili
msz� wielkanocn� dzi�kuj�c Marii Pannie za wybawienie z morskiej
opresji. "Zaniem�wiwszy ze zdumienia na widok tak osobliwego
post�powania", Indianie �ledzili przygotowania do uroczysto�ci. Kiedy
dzwoneczki zwiastowa�y "Kyrie", tubylcy zad�li w rogi i zacz�li ta�czy�.
Kiedy w trakcie kr�tkiej procesji wyniesiono krucyfiks oraz herb kr�la
Portugalii a marynarze ukl�kli, ukl�kli r�wnie� Indianie. Podczas mszy
ksi�dz wzni�s� r�ce - to samo uczynili tubylcy. Gorliwie na�ladowali
ka�dy ruch obcych.
Po ceremonii Portugalczycy obdarowali Indian tandetnymi cynowy-
mi krzy�ykami - ale przedtem tubylcy musieli ukl�kn��, z�o�y� r�ce do
modlitwy i poca�owa� krzy�yk. Indianie pos�usznie robili, co im kazano,
z oczami promieniej�cymi szcz�ciem. Cabral relacjonowa� p�niej
kr�lowi Manuelowi I Wielkiemu, i� lud ten szczeg�lnie nadaje si� do
nawracania, albowiem pozbawiony jest jakiejkolwiek wiary i �arliwie
przyjmuje wszelkie duszpasterstwo. O �wi�ta naiwno�ci!
Cho� nowo odkryci "Brazylijczycy" nie obawiali si� porusza� w�r�d
bia�ych, to jednak rozpierzchali si� boja�liwie, gdy tylko kt�ry�
z marynarzy zrobi� jaki� niespodziewany ruch czy zagra� na jakim�
instrumencie. Wracali jednak za ka�dym razem powoli na miejsce
zdarzenia, aby jak najdok�adniej powtarza� dopiero co zaobserwowan�
akcj�.
Reakcje tubylc�w na przerastaj�c� ich technik� pozwalaj� na wysu-
ni�cie nast�puj�cych twierdze�:
1. Istoty dysponuj�ce technik� wykraczajce daleko w przysz�o�� poza
ich epok� s� klasyfikowane jako "nadnaturalne";
2. Pomy�ka zostaje wkr�tce zauwa�ona, a istoty "nadnaturalne"
zostaj� z powrotem zaklasyfikowane jako ludzie;
3. Jeszcze przed przybyciem odkrywc�w znano tu "nadnaturalnych
bog�w". Miejscowa ludno�� oczekuje ich powrotu.
Tubylcy stosowali r�ne metody testowania "nadnaturalno�ci" przy-
bysz�w. Hiszpa�scy kronikarze opowiadali, �e plemiona karaibskie
obserwowa�y dniem i noc� zw�oki bia�ych ludzi. Gdyby nie pojawi�y si�
�lady rozk�adu, zmar�ych mo�na by uzna� za "bog�w" [16].
W 1524 roku florencki �eglarz Yerrazano pisa�, i� pewien m�ody
marynarz ruszy� wp�aw ku brzegowi, aby rzuci� Indianom par�
bezwaro�ciowych ozd�bek. Fala przyboju wyrzuci�a nieszcz�nika
na brzeg. Natychmiast opad�a go chmara Indian i zaci�gn�a do
wielkiego ogniska. �eglarze obserwuj�cy scen� ze statku obawiali si�
najgorszego. Tymczasem Indianie zerwali z marynarza ubranie, ale
tylko po to, �eby go dok�adnie obejrze�. Po zako�czeniu badania
- sk�ra okaza�a si� "naprawd� bia�a" - rozdyskutowani tubylcy
pozwolili mu odej�� [l j.
Ale �eglarzom nie zawsze udawa�o si� wykr�ci� sianem. K�uto ich
albo przypiekano p�on�cymi g�owniami dla sprawdzenia, czy s� podatni
na zranienie. Jakie� to s�owa w�o�y� Homer Odysowi w usta? "Biada mi!
Do jakich�e dosta�em si� kraj�w? Mi�dzy dzicz nieochajn� czy kup�
hultaj�w? Bodaj mi�dzy go�cinny lud do cn�t na�o�on!" (Zwyci�zcami
s� zwykle hultaje.)
Nosiciele kultury?
Jakie boskie istoty kry�y si� zdaniem tubylc�w pod postaciami bia�ych
ludzi? W historiografii dawnych lud�w, kt�re �y�y tysi�ce lat przed
epok� odkry�, wymienia si� wprawdzie sporadyczne podr�e na odleg�e
kontytenty - nie m�wi si� jednak nic o wzorcu zachowa� tubylc�w.
Z relacji sporz�dzonych w ostatnich stuleciach mo�emy odczyta�, �e
"prymitywy" na�ladowa�y literalnie wszystko, nawet przedmioty
- tylko gdzie podzia�y si� tak skopiowane przedmioty b�d�ce niejako
skutkiem odkry� wcze�niejszych o tysi�ce lat wypraw Fenicjan, Egip-
cjan, Chi�czyk�w czy Pers�w? Ju� oko�o 2500 r. prz. Chr. Egipcjanie
utrzymywali stosunki z "krajem Bog�w", krain� Punt [17]. By�y to
wyprawy handlowe, jak na przyk�ad podr� faraona Mentuhotepa III,
kt�ry oko�o 2060 r. prz. Chr. wys�a� statki do Puntu. Oko�o 600 r. prz.
Chr. faraon Necho zleci� nawet fenickiej ekspedycji zbadanie drogi
morskiej wok� S�up�w Heraklesa. (Na marginesie: Fenicjanie musieli
dosta� kolki ze �miechu us�yszawszy o zleceniu - od dawna ju� znali
Malt� i wybrze�a atlantyckie w okolicach Lixus.) Ojciec historyk�w,
Grek Herodot, napisa� o tej wspania�ej podr�y nie zapominaj�c
zwr�ci� uwagi na fakt, �e pozycja S�o�ca na niebie jest inna na po�udnie
od r�wnika, a inna na p�noc. Nie m�wi tylko nic o "kontaktach
mi�dzyludzkich", o reakcjach tubylc�w na fenickie statki.
Nieco szczeg��w dostarcza relacja Kartagi�czyka Hanno, kt�ry
oko�o 450 r. prz. Chr. opu�ciwszy macierzysty port z ogromn� eks-
pedycj� licz�c� 60 statk�w po�eglowa� wzd�u� p�nocnych wybrze�y
Afryki i dalej na po�udnie. Kapitan Hanno dotar� chyba a� do teren�w
dzisiejszego Kamerunu, pisze bowiem o wybuchu wulkanu "Mont".
Ciekawe �e okre�li� wulkan mianem "wozu bojowego bog�w" [17].
Hanno i jego ludzie obserwowali r�wnie� tubylc�w i prowadzili z nimi
handel "po�redni": wieczorem k�adli na brzegu w widocznym miejscu
podarki - rano znajdowali tam dobra pozostawione przez tubylc�w.
Uda�o im si� nawet schwyta� i zabi� kilku mocno ow�osionych "le�-
nych ludzi" - ich sk�ry zawi�z� nast�pnie do kraju jako dow�d na
istnienie dziwnej rasy ludzkiej. Trofea te by�y podobno eksponowane
w jednym z pa�ac�w a� do chwili zniszczenia Kartaginy przez Rzymian
(145 r. prz. Chr.). Dzi� nie da si� ju� ustali�, czy by�y to sk�ry goryli, czy
innych ma�p cz�ekokszta�tnych. (Okre�lenie "goryl" stworzy� Thomas
Savage dopiero w 1847 roku.)
Pewne jest tylko to, �e na d�ugo przed epok� odkry� dokonanych
przez przedstawicieli kultury Zachodu inne ludy mia�y okazj� prze�y�
spotkania z nieznanymi plemionami - tylko nic nie wiadomo o za-
chowaniu si� tych plemion podczas pierwszej "konfrontacji kulturo-
wej". Mimo �e ju� przed 2000 lat (i dawniej!) dzia�ali wspaniali zbieracze
informacji - �wcze�ni naukowcy i kronikarze. K. Pliniusz Starszy
(61-113) pisze o setkach lud�w wymieniaj�c ich nazwy i terytoria, kt�re
zamieszkuj�. Pliniusz podaje te� wiele zdumiewaj�cych szczeg��w na
temat opisywanych przez siebie kraj�w - nie ma tam jednak ani s�owa
o zachowaniu si� tubylc�w podczas pierwszego kontaktu z innymi
lud�mi. Zdumiewaj�ce szczeg�y? Prosz� bardzo. Oto fragment z His-
toryi Naturalnej:
"Nad miastem Harpaz� w Azyi stoi okropna ska�a, kt�r� jednym
palcem porusza� mo�na; ta� sama stoi nieporuszona, gdy j� kto ca�ym
cia�em popchn�� usi�uje. Na p�wyspie tauryckim w kraju parasy�s-
kim jest ziemia, kt�ra wszystkie rany goi. Ale oko�o Assus w Troadzie
rodzi si� kamie�, kt�ry wszelkie cia�a trawi; zowi� go Sarkofagus.
, Dwie s� g�ry nad rzek� Indem, w�asno�ci� jednej jest, �e wszelkie
�elazo przyci�ga, drugiej, �e je odpycha. Przeto, kto pod obuwiem ma
gwo�dzie, nie mo�e na pierwszej nogi podnie��, na drugiej za�
postawi�". [18]
Pliniusz opowiada o dziwach ze wszystkich region�w �wiata, stwier-
dza jednak wyra�nie, �e o samych ludziach nie powie nic szczeg�lnego,
s�dz�c, �e nie warto rozprawia� o niezliczonych obyczajach i obrz�d-
kach, kt�rych jest r�wnie wiele jak spo�eczno�ci ludzkich. Kt� bowiem
wierzy� w istnienie Murzyn�w, zanim ich ujrza�? Jak�e wiele rzeczy
uwa�a si� za niemo�liwe, p�ki si� ich nie ujrzy.
Najprawdziwsza prawda! Gdyby s�owa Pliniusza nie liczy�y sobie
1900 lat, mo�na by je przypisa� arystokratycznemu, pow�ci�gliwemu
kosmopolicie naszej epoki. Nieznane ludy, nieznane zwyczaje? Oczy-
wi�cie - tylko o tym si� nie m�wi!
Podobne milczenie zachowuje Diodor Sycylijski, kt�ry w I w. prz.
Chr. napisa� czterdziestotomowe dzie�o historyczne!
"Niewielu podj�o si� opowiedzenia wszystkich zdarze� od dawnych
czas�w po swoje dni, ci za� albo omieszkali poda� dat� ka�dego
zdarzenia, albo pomijali milczeniem histori� barbarzy�c�w. Ci� sami
wyrzucili z kretesem za burt� ze wzgl�du na trudno�ci w zrozumieniu
stare mity i legendy [...]." [19]
Diodor zapewnia, �e robi� wszystko, co w jego mocy, pracuj�c nad
swoim dzie�em przez 30 lat. Mo�na si� ze� dowiedzie� rzeczy nad-
zwyczajnych o bogach i pradawnych czasach - jeszcze do tego wr�c�
� zapada jednak milczenie, gdy powinna by� mowa o zachowaniu
dawnych lud�w podczas pierwszego kontaktu z obcymi. Podano jakie�
och�apy, za to rachunek s�ony! Pozostaje mozaika relacji historycznych
� kt�re, przynajmniej miejscami, przedstawiaj� obraz o naprawd�
cudownych barwach.
Kto wie, �e nie tylko Europejczycy organizowali wyprawy odkryw-
cze, ale �e i do Europy docierali ludzie z innych rejon�w �wiata?
W literaturze mo�na znale�� opisy pojawiania si� na kontynencie
europejskim ludzi o innej barwie sk�ry, ludzi wygl�daj�cych zupe�nie
obco. Na przyk�ad �w cudzoziemiec o czerwonawej sk�rze i haczykowa-
tym nosie, darowany w 62 r. prz. Chr. rzymskiemu konsulowi Galii,
Quintusowi Metellusowi. Posta� ta pos�u�y�a za model niedu�ego
br�zowego popiersia o wysoko�ci 19,5 cm, kt�re dosta�o si� do kolekcji
czcigodnego monsieur Edmonda Duranda. W 1825 roku kr�l Karol
X darowa� kolekcj� Luwrowi, gdzie po dzi� dzie� mo�na podziwia�
twarz o typowo india�skich rysach i orlim nosie [13].
Sir Walter Raleigh przywi�z� z Ameryki P�nocnej do Europy wodza
Mateo. Kr�lowa angielska El�bieta by�a "zachwycona" go�ciem i na-
da�a Indianinowi tytu�: Lord of Roanoke [16]. Szkoda, �e india�ski
w�dz alias Lord of Roanoke nie pozostawi� pami�tnik�w. Bardzo by
si� nam dzi� przyda� jego punkt widzenia!
A szcz�ciarz Hernan Cortes, zwyci�ski zdobywca Meksyku? Przy-
wi�z� do Hiszpanii ca�� dru�yn� pi�karsk�, kt�ra wyst�pi�a na kr�lews-
kim dworze w Madrycie. Aztecy z Ameryki �rodkowej grali w tlachtli,
mordercz� gr� w pi�k�, nieznan� w Europie. Mecz odbywa� si� na
otoczonym murem prostok�tnym placu o wymiarach 40 x 15 m. Gr�
obserwowa�y kr�lewskie wysoko�ci ze �wit�.
Indianie zacz�li gra�. Ucich�y nudne dworskie rozmowy. Zdarzenia
na boisku zapiera�y dech w piersi. W Starym �wiecie nie widziano
jeszcze nic podobnego. Doskonale wy�wiczeni Indianie biegali za pi�-
ciofuntowa kul� z dziwnego materia�u, kt�ry nazywali "gum�". Kuli nie
wolno by�o dotyka� d�o�mi ani stopami. Nie mog�a upa�� na ziemi�.
Trzeba j� by�o podbija� b�yskawicznymi ruchami �okci, kolan, brzucha,
plec�w, szyi i g�owy. Indianie rzucali si� ku pi�ce szczupakiem.
Gra polega�a na przeprowadzeniu pi�ki na pole przeciwnika i spowo-
dowaniu jej upadku na ziemi� albo dotkni�cia d�oni� czy stop� przez
gracza dru�yny przeciwnej. Najistotniejsze jednak by�o przerzucenie pi�-
ki przez kamienn� obr�cz znajduj�c� si� na murze stoj�cym w �rodku
boiska. Gra by�a niezwykle ryzykowna! Od zetkni�cia z pi�k� p�ka�y
nosy, �ama�y si� ko�ci, a -jak relacjonowa� naoczny �wiadek - "nie-
kt�rych graczy zniesiono martwych z boiska" [20].
Co sta�o si� z cudzoziemcami, kt�rzy w pojedynk� lub grupowo
dotarli do Europy? Wy�miewano si� z nich i drwiono. Nikt nie traktowa�
ich powa�nie. Rozpocz�a si� publiczna i akademicka dyskusja na temat
"dzikich", "barbarzy�c�w", "prymityw�w". Dyskusja ta osi�gn�a
punkt kulminacyjny w XVII i XVIII w. Tacy filozofowie jak Wolter,
Rousseau, Hume czy Kant podzielili si� na dwa obozy [21]. �wczesne
czasy nie r�ni�y si� prawie od dzisiejszych. Twierdzono, �e nie-
-Europejczycy s� "grubia�scy, lubi� mordowa�, kra��", prowadz�
"rozpustny tryb �ycia" oraz �e s� k�amliwi, fa�szywi, po��dliwi i zazdro-
�ni. Je�eli nie-Europejczyk wykazywa� oznaki inteligencji, by�a to tylko
"przebieg�o��". Nie-Europejczyk�w traktowano jak "p�ludzi", mieli
prawo tylko do �ycia w niewolnictwie. Francuski podr�nik La Hontan
z ironi� broni� kanibalizmu argumentem, �e przecie� wiadomo, �e tu-
bylcy przedk�adaj� delikatne mi�so Francuz�w nad �ykowate Brytyj-
czyk�w. �wiadczy to wy��cznie o ich wyszukanym smaku!
Pojawia�y si� oczywi�cie i pogl�dy przeciwne. W 1694 r. jezuita
Chauchetiere napisa� odwa�nie: "W dzikich ludziach widzimy pi�kne
relikty ludzkiej natury, jakie w�r�d lud�w administrowanych pojawiaj�
si� jeno w postaci doskonale skorumpowanej [...]. Wszyscy nasi ojcowie
i pozostali Francuzi, stykaj�cy si� z dzikimi, s� zdania, �e sp�dzaj� oni
�ycie przyjemniej od nas" [9, 22]. Mia� racj�, ale jak dowodzi niewol-
nictwo, nikomu to nie pomog�o.
Nie wiadomo tylko dlaczego wszystkie ludy, odkrywane po raz
pierwszy lub powt�rnie, za ka�dym razem przekazywa�y sobie
tam-tamem informacj�, �e w�a�nie powr�cili bogowie. Kogo, na
Boga, oczekiwa�y? Czy niegdy� organizowano wyprawy do odleg�ych
kraj�w, a ludno�� tubylcza wierzy�a p�niej w ich powt�rne przybycie?
Jeszcze dalej w przesz�o��
Udokumentowana jest relacja buddyjskiego mnicha Hui Shen (Hwui
Shan) z Afganistanu, kt�ry z sze�cioma najwy�ej lud�mi wyruszy� drog�
morsk� do krainy Ta Ha� (dzisiejsza Kamczatka, le��ca w najdalej na
p�nocny wsch�d wysuni�tej cz�ci Syberii). By�o to w 459 r. n.e. [23].
Od krainy Ta Ha� mnich przep�yn�� jeszcze 20 tysi�cy li, aby odkry� na
wschodzie legendarn� krain� Fu Sang. Staro�ytna miara d�ugo�ci li
mia�a 644,4 m - mnich przep�yn�� wi�c morzem okr�g�e 12 888 km!
Nawet gdyby uwzgl�dni�, �e chi�ska miara d�ugo�ci skurczy�a si�
z biegiem stuleci do 150 m, to mimo wszystko przebyta droga b�dzie
wynosi�a 3 000 km. Co robi� Hui Shen w dalekim kraju? Mieszka� tam
przez pe�ne 40 lat - studiowa�, uczy� si� - w ko�cu powr�ci� do Chin,
aby zda� relacj� ze swoich peregrynacji ukochanemu cesarzowi Wu Ti.
Hui Shen pisa�, �e spotka� tubylc�w, maluj�cych cia�a w paski. Paski
szerokie i proste oznacza�y cz�onk�w klasy wy�szej, w�skie i krzywe
- przedstawicieli klas ni�szych.
Wedle opisu Hui Shena wyl�dowa� on wraz z towarzyszami podr�y
na Alasce. Tamtejsi Eskimosi rzeczywi�cie malowali cia�a w paski.
Tylko dlatego nie rozprzestrzeni� si� tam buddyzm? Po tak d�ugim
przebywaniu mnicha w�r�d Eskimos�w, kt�rych "naucza�", na Alasce
musia�y si� zachowa� �lady jego pobytu. Gdzie s�? Ale Eskimosi
malowali swoje cia�a i oczekiwali niebia�skich bog�w jeszcze przed
przybyciem Hui Shena.
Hui Shen dotar� te� chyba do Ameryki �rodkowej, bo opisuje
tropikaln� i wilgotn� krain� ze wspania�ymi nieufortyfikowanymi
miastami. Cywilizowani tubylcy nie znali �elaza, mieli za to w wielkich
ilo�ciach mied�, srebro i z�oto. Stosowali papier wytwarzany z ro�lin,
a ich ksi�gi by�y wielobarwne.
Wszystko to pasuje jak ula� do Ameryki �rodkowej. Miasta Maj�w
by�y "wspania�e" i "nieufortyfikowane". Majowie za� opanowali
cudowne pismo, kt�rego znaki malowano na kartach poskleja-
nych w formie leporella. Stronice tych ksi�g sporz�dzano z cienkich
warstw �yka figowca. �yko ubijano, a� zmi�k�o, i dodawano do
niego sok drzewa gumowego. W��kna by�y nast�pnie nas�czane
krochmalem uzyskiwanym z ro�lin bulwiastych i powlekane mlecz-
kiem wapiennym. Po wyschni�ciu karta wygl�da�a jak pokryta cieniut-
k� warstw� stiuku. Wspaniale ja�nia�y na niej kolory k�adzione przez
kaligraf�w.
Wielu etnolog�w umiejscawia cel podr�y Hui Shena w Ameryce
�rodkowej [24, 25, 26], inni jednak twierdz�, �e kraina Fu Sang to
Madagaskar. Ja stawiam na Ameryk� �rodkow�, bo niezliczone
wizerunki na stiuku i kamienne reliefy Maj�w s� zdumiewaj�co
podobne do tych, jakie mo�na ujrze� w Indiach i w Kambod�y. Na
przyk�ad dzie�a sztuki Maj�w w Copan (Honduras) i "modl�cy si�
kap�an" z Archeologicznego Parku Villahermosa w Meksyku. Posta� ze
z�o�onymi d�o�mi siedzi w pozycji kwiatu lotosu - dok�adnie takie
same wizerunki mo�na znale�� w Indiach.
20 ,
Faktem jest, �e mnich Hui Shen nie nauczy� Maj�w buddyzmu
i nie przekaza� im nawet zasady ko�a. A poza tym Majowie wznosili
�wi�tynne miasta i tworzyli czterokolorowe ksi�gi przed przyjazdem
Hui Shena. Nie m�g� on by� wi�c "krzewicielem kultury", bo wysoka
kultura w tym regionie ju� istnia�a. Wp�ywy wschodnie na okre�lone
kierunki sztuki s� bez w�tpienia prawdopodobne. Mo�liwe jest te�, �e
zagadkowe pokrewie�stwa sztuki Azji i Ameryki �rodkowej istnia�y
przed wizyt� Hui Shena - niewykluczone, �e azjatyccy �eglarze
dotarli do Ameryki �rodkowej jeszcze wcze�niej.
W 219 r. prz. Chr. nadworny alchemik Hsii Fu opowiedzia� podobno
cesarzowi Shin Huang Ti zadziwiaj�ce rzeczy o tajemniczych wyspach
na Morzu Wschodnim (Pacyfik). Cesarz zorganizowa� ekspedycj�,
kt�ra odkry�a krain� z fantastycznym pa�acem Chih-Cheng. Teraz
cesarz zacz�� poszukiwa� eliksiru �ycia, bo uzna�, �e w�adca ma prawo
do wiecznej m�odo�ci. Kr�l odleg�ej krainy, odkrytej przez Hsii Fu,
przyrzek� dostarczy� czarodziejsk� substancj�, je�eli jego chi�ski kole-
ga przy�le mu w zamian 3 000 m�odych m�czyzn i kobiet, w�r�d nich
rzemie�lnik�w. Cesarz Shin Huang Ti, czekaj�cy z niecierpliwo�ci� na
cudowny �rodek, za�adowa� na statki wielkiej floty m�odzie�c�w
i dziewczyny, rzemie�lnik�w, prezenty i "wszystkie rodzaje zb�". Po
statkach wszelki s�uch zagin��.
Mieszana za�oga w sile 3 000 ludzi? "Wszystkie rodzaje zb�"? Je�eli
wyprawa dotar�a do celu, to gdzie� na kuli ziemskiej musia� powsta�
szczep chi�skiej kultury. R�wnie� nowe zbo�a nie znikn�yby bez �la-
du. Ta przedchrze�cija�ska chi�ska ekspedycja nie mog�a dotrze� do
Ameryki �rodkowej - cho�by ze wzgl�du na nieobecno�� tu "rodza-
j�w zb�". Wyl�dowa�a zapewne w rejonie Oceanu Spokojnego. Tam
- na przyk�ad na Wyspach Karoli�skich - mo�na wykaza� pra-
dawne wp�ywy chi�skie [27].
Bezustannie przeczesuj� literatur� w poszukiwaniu prawdziwych
"bog�w" - istot nie pasuj�cych do wizerunku �eglarza, istot czyni�-
cych rzeczy nadnaturalne. Kim by�y? Z jakich rejon�w Ziemi czy
- moim zdaniem - z jakich rejon�w Drogi Mlecznej przyby�y? Czy
pierwotni "bogowie", kt�rzy g�upiutkiego cz�owieczka otumaniali
nadnaturalnymi widowiskami, byli ziemskiego czy pozaziemskiego
pochodzenia? Powinni�my te� pami�ta�, �e w przypadku ka�dej kon-
frontacji kulturowej przybycie bog�w powodowa�o szok ale ludy
"prymitywne" potrafi�y zaraz odr�ni� istoty ludzkie i ziemsk� technik�
istot "wy�szych". Staro�ytne Chiny stanowi�y dobry punkt wyj�cia do
wypraw wok�ziemskich. Mimo wszystko jednak Chi�czykom by�oby
trudno odgrywa� rol� pierwotnych "bog�w".
Jeszcze dalej w mrokach przesz�o�ci ni� zaginione 3000 Chi�czyk�w
gubi si� podr� Sataspesa, kuzyna perskiego kr�la Kserksesa I (ok.
517-465 prz. Chr.). Nieszcz�liwemu Sataspesowi udowodniono zgwa�-
cenie damy stanu wy�szego i skazano na �mier� przez wbicie na pal.
Matka Sataspesa jednak przekona�a kr�la, aby da� jej synowi szans�.
Kserkses wys�a� wi�c lubie�nika w ekspedycj� "za S�upy Heraklesa".
Sataspes dop�yn�� podobno a� do dzisiejszego Senegalu (Afryka),
a mo�e i do Gwinei. W ka�dym razie opisuje "kar�owate ludy", kt�re
mog� by� to�same z Pigmejami. "Potem statek stan��", bo pr�d by� za
silny. Sataspes da� rozkaz do powrotu maj�c nadziej�, �e znajdzie �ask�
w oczach w�adcy. Kserkses jednak podj�� decyzj� niekorzystn� dla
Sataspesa, kt�ry jego zdaniem do celu nie dotar�. Nieszcz�nika wbito
na pal [28].
Tak�e i tu nie mamy �adnych informacji, jak tubylcy zareagowali na
przybycie Pers�w. Ale nie nale�y chyba przypuszcza�, �e czczono ich
jako "bog�w" - nic nie wiadomo o perskim kulcie bog�w w Afryce.
W poszukiwaniu bog�w oryginalnych p�ywamy po bardzo p�ytkich
wodach: co� jest mo�liwe, prawie niczego nie mo�na wykluczy�.
Znany jest te� stary arabski dokument, znaleziony na Wyspach
Kanaryjskich ko�o Las Palmas [29]. Dokument �w m�wi nie tylko
o przybyciu Arab�w na Wyspy Kanaryjskie - relacjonuje r�wnie� ich
pobyt w nieznanych krainach, do kt�rych mo�na dop�yn�� "pod
trzecim klimatem Nubijskiego Geografa". Tam, na jednym z m�rz, jest
wyspa o nazwie "Sala, na kt�rej s� m�czy�ni w rodzaju kobiet [...] a ich
oddech jest niczym dym palonego drewna [...] m�czy�ni za� r�ni� si�
od kobiet wy��cznie narz�dami p�ciowymi. Nie maj� br�d a okrywaj�
si� li��mi drzew".
To na mil� pachnie Indianami. "Dymi�cy oddech" mo�e by� dymem
tytoniowym, br�d za� Indianie nie maj�. Poniewa� nie ro�nie im te�
ow�osienie na piersi, Arabowie mogli wzi�� ich za kobiety. Tak�e ci
Arabowie nie mogli ^dzia�a� jako "bogowie", bo ani w Ameryce
Po�udniowej, ani w �rodkowej nic nie wiadomo o oddawaniu czci
b�stwom arabskim albo o kulcie nosz�cym znamiona kultury arabskiej.
Mo�e z jednym wyj�tkiem.
Religie to r�wnie� mity
Podstaw� religii mormon�w jest Ksi�ga Mormona. Znalaz� j� podob-
no w minionym stuleciu w bardzo tajemniczych okoliczno�ciach Joseph
Smith (1805-1844), za�o�yciel religii. Ksi�ga Mormona opisuje ze
wszystkimi szczeg�ami zadziwiaj�c� podr� z Jerozolimy do Ameryki
Po�udniowej. Podr� ta mia�a si� odby� oko�o 600 r. prz. Chr.
Relacjonuje j� niejaki Nefi, kt�ry powiada, �e jego ojciec zwa� si�
Lehi, matka za� Saria.
W Ksi�dze Mormona Nefi opowiada co nast�puje:
"[...] na pocz�tku pierwszego roku panowania Sedecjasza, kr�la Judy,
pojawi�o si� tam wielu prorok�w g�osz�cych ludziom, �e je�li si� nie
nawr�c�, wielkie miasto Jerozolima ulegnie zag�adzie", (l Ne. 1:4)
Na razie wszystko si� zgadza. Jerozolim� obr�cono w perzyn� w 586 r.
prz. Chr. W�wczas Pan - kimkolwiek by� - nakaza� zbudowa� statek,
"abym m�g� przeprawi� twoich przez te wody" (l Ne. 17:8).
Tajemniczy Pan zaopatrzy� emigrant�w nie tylko w �ywno�� - da� im
te� kompas. Opieraj�c si� na wyczerpuj�cej relacji Nefiego historycy
mormo�scy s� przekonani, �e grupa pow�drowa�a najpierw z Jerozoli-
my przez P�wysep Arabski, w rejonie Zatoki Ade�skiej zbudowa�a
statek, aby przez Ocean Indyjski i Spokojny dotrze� do wybrze�y
Ameryki Po�udniowej. Wkr�tce po wyl�dowaniu Nefici zacz�li "u-
prawia� ziemi� i sia� nasiona. I zasiali�my wszystkie nasiona, kt�re
zabrali�my z Jerozolimy [...]" (l Ne. 18:24). Nefici p�odzili te� pilnie
potomstwo i wznosili �wi�tyni� "na wz�r �wi�tyni Salomona" (2 Ne.
5:16).
Nawet je�li ta historia jest tylko cz�ci� religii, nie wolno jej odrzuca�
bez sprawdzenia. Daty, liczby, imiona i nazwy podawane w Ksi�dze
Mormona s� zdumiewaj�co dok�adne. Jerozolimscy Nefici osiedli
w Ameryce Po�udniowej. Czy w oczach Indian odegrali rol� bog�w?
Nie. Nefici mieli w�asn� religi�. A nawet w (znacznie p�niejszym)
imperium Ink�w nie da si� znale�� �adnych �lad�w wyznania moj-
�eszowego i �adnych �ydowskich przedmiot�w kultowych. Lud, kt�ry
si� tak szybko rozmna�a, nie niszczy swoich �wi�to�ci.
Poza tym nie by�a to pierwsza podr� Nefit�w ze wschodu na zach�d.
Wedle Ksi�gi Mormona ju� w trzecim tysi�cleciu prz. Chr. do Ameryki
Po�udniowej dotar�a inna grupa - kierowana i instruowana przez Pana.
By�a to zapewne podr� pe�na przyg�d, a odbyto j� w o�miu doskonale
szczelnych barkach bez okien:
f "I zbudowali je w ten spos�b, �e by�y dopasowane i jak naczynia nie
przepuszcza�y wody. Ich dno, �ciany boczne i sklepienie by�y szczelne
jak w naczyniu. By�y one na d�ugo�� drzewa z zaostrzon� przedni�
i tyln� cz�ci� i mia�y drzwi, kt�re zamkni�te pasowa�y dok�adnie, �e
barka by�a szczelna niczym naczynie". (Et. 2:17)
Gdy emigranci sko�czyli budow� statk�w, zauwa�yli b��d konstruk-
cyjny: po zamkni�ciu drzwi w �rodku by�o ciemno cho� oko wykol. Pan
darowa� im wi�c 16 �wiec�cych kamieni, po dwa na statek, kt�re przez
344 dni dawa�y jasne �wiat�o. Pierwsza klasa!
Mo�na w to wierzy� lub nie. Faktem jednak jest, �e babilo�ski poemat
o stworzeniu, Enuma Elisz, opisuje podobn� podr�. Jest tam mowa
o potopie, kt�ry zdo�a� prze�y� Atra-Hasis. We fragmentarycznie
zachowanym eposie b�g Enki daje Atra-Hasisowi dok�adne wskaz�wki
do budowy statku. Na zarzut Atra-Hasisa, �e nie zna si� on na
szkutnictwie, b�g Enki rysuje i wyja�nia szczeg�y projektu statku [30].
Ameryka�ski orientalista Zacharia Sitchin, kt�ry zajmowa� si�
szczeg�owo tym tekstem, pisze:
"Enki chcia�, �eby Atra-Hasis zbudowa� statek 'przemy�lany', zamy-
kany hermetycznie i uszczelniony 'lepk� mazi�'. Statek nie m�g� mie�
pok�adu ani �adnego otworu, przez kt�ry 'wnika�oby s�o�ce'. Mia�
by� jak 'statek apsu', sulili - dok�adnie to s�owo (soleleth) stosuje
wsp�czesny j�zyk hebrajski na okre�lenie �odzi podwodnej. - Niech
to b�dzie statek MA.GUr.Gur! - powiedzia� Enki (statek, kt�ry
mo�e si� ko�ysa� i wywraca�)". [31]
Czy�by wi�c pramieszka�cami Ameryki Po�udniowej byli staro�ytni
Babilo�czycy i Izraelici? Czy to oni odgrywali rol� "bog�w", kt�rych
obawia�a si� ludno�� india�ska? Niemo�liwe. Kontrargumenty s� te
same. Gdzie w Ameryce Po�udniowej znajduj� si� �lady kultury
babilo�skiej lub �ydowskiej? Oba ludy mia�y wyra�nie okre�lone zasady
wiary, dok�adne wyobra�enia bog�w, przemioty i postacie kultowe.
Znam dawne �wi�tynie Ameryki Po�udniowej -z wyj�tkiem Chavin de
Huantar (Peru), Tiahuanaco i s�siedniego Puma-Punku (Boliwia) nie
ma nic, co mo�na by zaliczy� do ca�kiem obcej kultury. W tych trzech
wymienionych miejscach za� nic nie wiadomo ani o bogach babilo�s-
kich, ani o �ydowskich.
Pami�tki z innego �wiata
Ale nie nale�y pomija� milczeniem faktu, �e w Nowym �wiecie
znaleziono kilka kontrowersyjnych przedmiot�w, kt�re co najmniej
�wiadcz� o wizycie go�ci z Azji. Na przyk�ad w Kentucky w USA
odkryto w 1932 roku stare monety z napisem "rok 2. wolno�ci Izraela"
[25]. W 1891 roku w grobie wodza Czirokez�w z Bat Creek w stanie
Tennessee natrafiono na plakietk� pokryt� osobliwym pismem. Cho�
wizerunek plakietki opublikowa� trzy lata p�niej Smithsonian In-
stitute, to a� do 1964 r. nie wiedziano, co z tym fantem pocz��.
Tajemnic� odkry� dopiero prof. Cyrus H. Gordon za pomoc� prostej
sztuczki - lustrzanego odbicia obrazu. Gordon odczyta� s�owa "dla
kraju Judy", wed�ug innych ekspert�w by�o to s�owo "Judea" i data
oko�o 100 roku [32].
Wszystkie te znaleziska - istnieje ich wiele - s� w literaturze
naukowej spraw� sporn�. Poza tym nie wyja�niaj� istoty pierwot-
nych "bog�w". W jakikolwiek spos�b w�dz Czirokez�w wszed� w po-
siadanie plakietki - to ju� przedtem czci� swoich bog�w. Plakiet-
ka mia�a dla� co najwy�ej warto�� rzeczy jedynej w swoim rodzaju,
nieznanej, niezrozumia�ej. Dlatego w�o�ono mu j� do grobu. Nie-
zrozumia�e przedmioty s� uwa�ane przez plemiona tubylcze za "nad-
naturalne", za "nie z ich �wiata" i czczone jak relikwie. Oto wspania�e
przyk�ady:
W 1579 roku kapitan Francis Drak� w imieniu Korony Brytyjskiej
obj�� w posiadanie wybrze�a kalifornijskie. W pi�� statk�w wp�yn�� do
zatoki, gdzie �yli Indianie Miwok. Anglicy wywarli na Indianach
ogromne wra�enie. Indianie za� zapragn�li zaraz spotkania z wodzem
ich plemienia o imieniu Hioh. Ten przystroi� Drake'a jakby koron�
i wieloma wytwornymi �a�cuchami. Podczas tej uroczysto�ci Indianie
�piewali og�uszaj�co o tym - na ile Drak� i jego oficerowie zrozumieli
s�owa - �e uwa�aj� bia�ych za bog�w, z kt�rymi walka jest beznadziej-
na. W o�wiadczeniu m�wi�cym o przej�ciu ziemi Drak� wymieni�
kr�low� El�biet�, a Indianie z ch�ci� poddali si� temu "naczelnemu
bogowi" [33, 34]. Dla zademonstrowania podda�stwa Indianie wybie-
rali sobie jak�� osob� - marynarza albo �o�nierza - przynosili jej
prezenty i biczowali si� na jej oczach. Zdumieni Anglicy nie mogli si�
prawie obroni� przed t� przemo�n� ch�ci� ponoszenia ofiar. Praw-
dopodobnie powodem zdumienia Indian i oddawania przez nich
"boskiej" czci Anglikom by�o pi�� bajecznie kolorowych statk�w.
Drak� pisa�:
"Gdy si� zbli�yli [Indianie], stan�li jak wryci, bo ujrzeli rzeczy,
kt�rych nigdy nie widzieli i o kt�rych nie s�yszeli. Byli sk�onni czci�
nas uni�enie i ze strachem jak bog�w".
Francis Drak� kaza� przybi� na pot�nym drewnianym s�upie mosi�-
n� p�yt�, �wiadcz�c� o obj�ciu tych teren�w w posiadanie. W otw�r
w p�ycie oficerowie wt�oczyli sze�ciopens�wk� z wizerunkiem El�biety L
B�g raczy wiedzie�, podczas jakich uroczysto�ci oddawano cze��
i okadzano "boga El�biet� I". Faktem jest, �e t� sam� p�yt�, prawie nie
uszkodzon�, znaleziono w pewnym india�skim grobie w 1936 r. Musia�a
by� co najmniej przez trzy stulecia dobrze przechowywana i stale
polerowana olejem, bo niewiele warta moneta nie nosi�a �lad�w
grynszpanu.
Przedmioty pozostawiane przez zdobywc�w i odkrywc�w awan-
sowa�y w wielu daj�cych si� udowodni� przypadkach do rangi relikwii.
W 1565 r. francuski kapitan Jean Ribault postawi� na Florydzie
kolumn� pami�tkow�, nie zapominaj�c przybi� do niej god�a jako
znaku prawa w�asno�ci do tej ziemi. W kilka lat p�niej pojawi� si� jego
nast�pca, monsieur Landonniere. Miejscowy w�dz Athore obsypa�
przybysza prezentami. Kolumna wzniesiona przez Ribaulta by�a ob-
wieszona girlandami kwiat�w, wok� sta�y dary ofiarne. Miejsce sta�o
si� now� �wi�to�ci�, kolumna o�rodkiem kultu.
To, co zdarzy�o si� w Ameryce, mia�o r�wnie� miejsce na innych
kontynentach. Jako znak w�asno�ci Portugalczycy postawili w Afryce
tak zwane "kolumny Padrao". Nie�wiadomi mieszka�cy wybrze�a
czcili je, dop�ki nie zauwa�yli - za p�no - po co naprawd� je tu
umieszczono [35]. Ze zdumieniem ogl�dano, podziwiano i czczono
najr�niejsze przedmioty, a nawet si� ich obawiano.
"Nic nie zdziwi�o czarnych bardziej ni� bombardy karaweli", za-
pisa� kapitan Alvise da Cadamosto anno 1456. Czarnosk�rzy,
kt�rych wpuszczono na pok�ad, na widok dzia� i innych przed-
Kolumna, postawiona na Florydzie przez francuskich zdobywc�w, sta�a si�
przedmiotem
kultu (miedzioryt wg Th. de Bry, 1590)
miot�w wpadali w panik� albo w zdumienie. Kobz� nazywali
"jeszcze �ywe zwierz�", a oczy namalowane na rufie statku uznali
za prawdziwe. Nawet zapalanie �wiecy by�o dla nich magicznym
rytua�em [361
Cz�owiek z Ksi�yca
We wrze�niu 1871 roku rosyjski podr�nik Mik�ucho-Mak�aj do-
p�yn�� na pok�adzie statku "Wite�" do Bongu (wybrze�e Nowej
Gwinei). Zdumieni tubylcy przygl�dali si� z oddali jego poczynaniom.
Kt�rej� nocy zauwa�yli, �e Mik�ucho-Mak�aj przechadza si� z latarni�.
Od razu zacz�a kr��y� plotka, �e przyby� z Ksi�yca. Rosjanin by�
dobroduszny, przyjacielski i cierpliwy, rozmawia� z tubylcami, na ile
by�o to mo�liwe. Stara� si� im t�umaczy�, �e przyby� nie z Ksi�yca, tylko
z Rosji. Ale tubylcy nie potrafili niczego przyporz�dkowa� poj�ciu
"Rosja". A przybysz mia� bia�� sk�r� i dowodzi� wielkim pojazdem. Po
kr�tkim namy�le kap�ani zdecydowali si� obwo�a� go "bogiem Tamo
Anut", a "Witezia" uznali za boski pojazd. Galion jakiego� rozbitego
statku wyrzucony na brzeg sta� si� �wi�tym symbolem nowego boga
Tamo Anut.
Po pewnym czasie pojawili si� tam Holendrzy i Niemcy -- nowi
przybysze wsz�dzie trafiali na symbole boga Tamo Anut, kt�rego
powrotu oczywi�cie oczekiwano. Prezenty otrzymywane od Europej-
czyk�w tubylcy uwa�ali za dary boga Tamo Anut. O�wiadczyli
przybyszom, �e b�g Tamo Anut mieszka w "krainie Anut", a jest to
kr�lestwo najwy�szego boga stworzenia, i �e miesz