2906
Szczegóły |
Tytuł |
2906 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2906 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2906 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2906 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Brian W. Aldiss
Kr��enie krwi ...
Spis tre�ci
Kr��enie krwi ...
I zamieranie serca
Robak, kt�ry fruwa
Dzie� wyjazdu na Cyther�
Kr��enie krwi...
I
Pod ciosami promieni s�onecznych ocean wydawa� si� p�on��. Z chaosu
p�omieni i d�ugich grzywaczy wynurzy�a si� stara ��d� motorowa, z �oskotem
silnika pod��aj�ca ku ciasnemu przesmykowi pomi�dzy koralowymi rafami.
Z brzegu �ledzi�o j� kilka par oczu; z kt�rych jedn� przed o�lepiaj�c�
�un� �hroni�y okulary s�oneczne. Silnik "Krakena" zamilk�. Gdy ��d� prze-
�lizgiwa�a si� pomi�dzy koralowymi kleszezami, jej syrena odezwa�a si�
dwukrotnie. W chwil� p�niej statek wytraci� ca�y p�d i rzuci� kotwic� na
zatopionej rafie, wyra�nie widocznej pod powierzchni� wody; jego nagi,
odarty z farb kad�ub ociera� si� o pomost.
Biegn�cy od brzegu ponad p�ycizn� pomost chwia� si� i skrzypia�. Gdy
wreszcie z��czy� si� ze statkiem w jedn� ca�o��, a z pok�adu zeskoczy�
Murzyn w brudnej marynarskiej czapce, aby umocowa� cumy, od cienia
wie�cz�cych pierwsze wzniesienie pla�y kokosowych palm oderwa�a si�
kobieca posta�. Sz�a przed siebie powoli, niemal ostro�nie, ko�ysz�c trzy-
roanymi na wysoko�ci ramienia okularami s�onecznymi. Jej sanda�y poskrzy-
,pywa�y i stuka�y o deski, gdy sz�a pomostem.
Dziobow� cz�� statku okrywa� dach ze sp�owia�ego zielonego brezentu,
chroni�c j� przed morderczym s�o�cem. Brodaty m�czyzna, kt�ry wyjrza�
poza burt�, wynurzy� si� naraz spod tej os�ony. Nie mia� na sobie nic
poza par� starych, wysoko podwini�tych d�ins�w oraz okul~r�w w stalowej
oprawie; jego cia�o by�o spalone na br�z. Ten mniej wi�cej czterdziesto-
pi�cioletni m�czyzna o poci�g�ej twarzy nazywa� si� Clement Yale i w�a�nie
wraca� do domu.
U�miechn�� si� do kobiety i zeskoczy� na. pomost. Przez chwil� stali
nieruchomo przygl�daj�c si� sobie. Patrzy� na bruzd�, kt�ra po�owi�a teraz
jej c�o�o, na ma�e zmarszczki w k�cikach oczu, na fa�d�, kt�ra stopniowo
okr��a�a jej pe�ne usta. Zauwa�y�, �e na ten wielki dzie� jego powrotu
u�y�a szminki i pudru. Ten widok wzruszy� go; by�a wci�� jeszcze pi�kna,
lecz w tym sformu�owaniu "wci�� jeszcze" d�wi�cza�o melancholijne echo
innej my�li - jest ju� zm�czona, zm�czona, a przecie� nie przebieg�a
nawet po�owy swego dystansu.
- Caterina! - zawo�a�. �
Gdy rzucili si� sobie w ramiona, przemkn�a mu my�l: a mo�e, mo�e
da si� zrobi�, �eby �y�a - no, b�d�my ostro�ni - przynajmniej sze��set,
siedemset lat...
*
Rozlu�riili u�cisk po dobrej minucie. Pot z jego piersi pozostawi� �lady
na j�j sukni.
- Musz� pom�c im wy�adowa� najwa�niejsze rzeczy, kochanie - powiedzia� ,
a potem wr�c� do ciebie. Gdzie jest Philip'? Wci�� jeszcze tutaj,
prawda.
- Jest gdzie� tam -odpowiedzia�a, robi�c,nicokre�lony ruch r�k� w stron�
t�a palm, ich domu i wznosz�cej si� za nim poro��i�tej krzakami skarpy
jedynego wzniesienia na Kalpeni. Ponovnie za�o�y�a okulary, a Yale za-
wr�ci� w stron� �odzi.
Obserwowa�a jego oszcz�dne ruchy; przypomina�y jej w�a�ciw� mu surow�
dyscyplin�, jak� narzuca� zar�wno swemu cia�u, jak i mowie: I teraz spo-
kojnie obj�� komend� nad o�mioma cz�onkami za�ogi, wymieniaj�c �arty
z kucharzem Louisem, t�ustym Kreolem z Mauritiusa, a zarazem dogl�daj�c
wy�adunku swego mikroskopu elektronowego. Stopniowo na pomo�cie wyr�s�
stos skrzynek i paczek. Raz tylko Yale roz�jrza� si� woko�o szukaj�c Phi-
lipa, ale ch�opca nie by�o nigdzie w zasi�gu wzroku.
Caterina zawr�ci�a do brzegu, gdy marynarze zarzucili na ramiona
pierwsze �adunki. Wesz�a na biegn�ce ponad pla�� molo i nie ogl�daj�c
si� wi�cej posz�a prosto do domu.
Wi�kszo�� baga�u ze statku zosta�a z�o�ona w s�siaduj�cym z domem
laboratorium lub w przyleg�ym magazynie. Yalc zamyka� poch�d� nios�c
klatk� zbit� ze skrzynek po pomara�czach. Spomi�dzy deszczu�ek wygl�da�y
dwa m�ode pingwiny Adeli pokrakuj�c do siebie.
Wszed� do domu tylnym wej�ciem. By� to prosty, jednopi�trowy budynek,
wzniesiony z blok�w koralu,i pokryty strzech� typow� dla tych wysp, a raczej
tak�, jaka by�a typowa, zanim Hindusi z kontynentu zacz�li importowa�
blach� falist�.
- Napij si� piwa, kochany - powiedzia�a, g�aszcz�c go po ramieniu.
- Czy mog�aby� wyczarowa� tak�e co� dla ch�opak�w? Gdzie Philip?
- M�wi�am ci, �e nie wiem.
- Powinien s�ysze� syren� ze statku.
- P�jd� po piwo.
Wysz�a do kuchni, gdzie s�u��cy Joe wylegiwa� si� przy drzwiach. Yale
rozejrza� si� po ch�odnym, dobrze sobie znanym pokoju - patrzy� na
ksi��ki podparte muszlami, na dywan, kt�ry kupili w Bombaju jad�c tutaj,
na, wisz�c� na �cianie map� �wiata i olejny portret Cateriny. Wiele mie-
si�cy up�yn�o, od kiedy ostatni raz by� w domu - tak, bo by� to naprawd�
dom, cho� w rzeczywisto�ci tylko stacja badawcza rybo��wstwa, do kt�rej
zostali przydzieleni. By� to na pewno dom, bo tu by�a Caterina, teraz
jednak mogli ju� my�le� o powrocie do Anglii - ich zmiana dobiega�a
ko�ca, ko�czy� si� r�wnie� program badawczy. By�oby lepiej dla Philipa,
gdyby zagnie�dzili si� w kraju, przynajmniej na czas jego studi�w na
uniwersytecie. Yale podszed� do drzwi wej�ciowych i zmierzy� wzd�u� ca��
wysp� w�rokiem. Kalpeni przypomina�a kszta�tem staromodny otwieracz
do piwa, kt�rego poprzeczk� morze przerwa�o w jednym miejscu, umo�li-
wiaj�c ma�ym �odziom dost�p do laguny. Trzonek porasta�y palmy, a u jego
ko�ca le�a�a ma�a tubylcza wioska - wszystkiego kilka brzydkich cha�up -
niewidoczna st�d, gdy� przes�ania�o j� wzniesienie.
- Tak, jestem w domu - powiedzia� do siebie; w jego rado�ci brzmia�a
jednak nuta niepokoju, gdy. zastanawia� si�, jak da sobie rad� z ponurym
p�nocnoeuropejskim klimatem.
Przez okno widzia� �on� rozmawiaj�c� z za�og� trawlera. Obserwuj�c
twarze m�czyzn czerpa� przyjemno�� z ich rado�ci, �e zn�w mog� patrze�
na pi�kn� kobiet� i rozmawia� z ni�. Przydrepta� Joe z tac� pe�n� piwa,
Yale wyszed� wi�c na dw�r i przysiad� si� do nich na �awk�, s�cz�c trunek
z upodobaniem.
Przy pierwszej okazji zagadn�� Caterin�:
- Chod�my poszuka� Philipa.
- Id� sam, kochanie. Zostan� tu i porozmawiam z lud�mi.
- Chod� ze mn�.
- philip wr�ci. Nie ma po�piechu.
- Mam wam co� strasznie wa�nego do powiedzenia.
Spojrza�a na niego zaniepokojona.
- O co chodzi?
- Powiem ci wieczorem.
- Co� o Philipie? .
- Oczywi�cie, �e nie. Czy�by by�y z nim jakie� k�opoty?
- Chcia�by zosta� pisarzem.
Yale roze�mia� si�.
- Nie tak dawno chcia� by� pilotem ksi�ycowym, prawda? Czy bardzo ur�s�?
- W�a�ciwie jest ju� doros�y. On serio traktuje swoje zamiary.
- A jak ty si� miewa�a�, kochanie? Nie nudzi�a� si� zbytnio? A, w�a�nie,
gdzie si� podziewa Fraulein Reise?
�aterina wycofa�a si� pod os�on� swoich okular�w s�onecznych i zapatrzy�a
si� w niski horyzont:
- To ona poczu�a si� �nudzona i wr�ci�a do domu. Opowiem ci p�niej. -
Za�mia�a si� niezr�cznie. - Clem, oboje mamy sobie tyle do powiedzenia.
Jak by�o w Antarktyce?
- Och, cudownie. Szkoda, �e nie by�o ci� z nami, Cat. �wiat tutaj
sk�ada si� z morza i koralu, a tam z morza i lodu. Tego nie spos�b sobie
wyobrazi�. To j'est czysty �wiat. Przez ca�y czas �y�em tam w stanie unie-
sienia: Kraina taka jak Kalpeni - zawsze sama dla siebie, nigdy nie
poddana cz�owiekowi.
Kiedy za�oga ruszy�a w drog� powrotn� do statku, Yale za�o�y� tenis�wki
i pomaszerowa� w stron� zabudowa� wioski w poszukiwaniu swego syna.
W�r�d chat panowa� kompletny bezruch. Rz�d �odzi rybackich spoczywa�
na piasku, tu� poza zasi�giem przyboju. Wsparta o szary jak s�oniowa sk�ra
pie� palmy staruszka, zbyt leniwa, aby sp�dzi� muchy z powiek, pilnowa�a
susz�cych si� strz�pieli. Porusza� si� tylko niesko�czony Ocean Indyjski,
bo nawet chmura nad odleg�� Karavatti robi�a wra�enie zakotwiczonej.
Z najwi�kszego baraku, kt�ry pe�ni� tak�e funkcj� sklepu, dobiega�y s�abe
d�wi�ki muzyki. Na jej tle piosenkarka wyznawa�a, �e szcz�ciem dla niej
jest jej ukochany, a nie post�p. To samo, pomy�la� sobie oschle, mo�na
by powiedzie� o lenistwie. Tutejsi ludzie wiedli wygodne �ycie, przynajmniej
zgodnie ze swoimi wyobra�eniami. Nie chcieli robi� praktycznie nic i ich
�yczenie spe�nia�o si� niemal ca�kowicie, Caterinie r�wnie� podoba� si� ten
styl �ycia. Dzie� po driiet mog�a wpatrywa� si� w pusty horyzont. On
jednak zawsze musia� mie� jakie� zaj�cie. C�, ludzie si� r�ni� mi�dzy
sob� - nie budzi�o to nigdy w nim sprzeciwu, a nawet czerpa� z tego
przyjemno��.
Schyli� g�ow� i wszed� do wn�trza baraku. Za lad� siedzia� tamilski w�a-
�ciciel sklepu, m�ody pogodny grubas, kt�rego czarna sk�ra po�yskiwaia
t�ustawo, i d�uba� w z�bach. Na widok Yale'a V.K. Vandranasis - jego
nazwisko widnia�o na desce nad drzwiami, mozolnie wymalowane po angielsku
i w sanskrycie - podni�s� si� i poda� mu r�k�.
- Jak przypuszczam, jest pan rad z powrotu z bieguna po�udniowego?
- Bardzo rad, Vandranasis.
- Zapewne na biegunie po�udniowym jest zimno nawet w tak ciep�a
pogod�? .
- Tak, ale wie pan przecie�, �e byli�my ca�y czas w ruchu - pxzep�y-
n�li�my niemal dziesi�� tysi�cy mil morskich. Przecie� nie siedzieli�my
sobie po prostu na biegttnie, aby tam zamarzn��. A jak si� panu powodzi'i
Zbija pan swoj� fortunk�'?
- Oj, oj, panie Yale, na Kalpeni nie spos�b zrobi� maj�tku, o tym
pan wie doskonale. - Vandranasis rozpromieni� si�, zadowolony z dowcipu
Yale'a - ale �ycie nie jest tu takie z�e. Wie pan, niespodziewanie poja-
wi�o si� tu mn�stwo ryb; wi�cej ni� ludzie s� w stanie z�owi�. Na Kalpeni
nigdy dotychczas nie by�o tyle ryb.
- Jakich ryb? Strz�pieli'?
- Tak; tak, bardzo, bardzo du�o strz�pieli. Innych ryb nie tak wiele,
ale strz�pieli s� teraz miliony.
- A wieloryby wci�� przyp�ywaj�?
- Tak, wielkie wi�loryby przybywaj�, kiedy jest pe�nia.
- Zdaje si�, �e widzia�em je ko�o starego fortu.
- Ma pan racj�. Pi�� sztuk. Ostatni w zesz�ym miesi�cu, a poprzedni
miesi�c wcze�niej w porze pe�ni. Ja my�l�, �e one przyp�ywaj� �ywi� si�
str_z�pielami.
- To niemo�liwe. Wieloryby odwiedza�y Lakkadiwy i wcze�niej, zanim
wyst�pi�a ta obfito�� strz�pieli. Poza tym wieloryby b��kitne nie jedz�
strz�pieli. .
V:K. Vandranasis chytrze przechyli� g�ow� i powiedzia�:
- Zdarza si� wiele dziwnych rzeczy, o kt�rych wy, urz�dnicy nauki i ucz�ni
m�owie, nie wiecie nic. Czy�by pan nie wiedzia�, �e nasz stary �wiat ci�gle
si� zmienia? By� mo�e w�a�nie w tym roku przysz�a kolej na wieloryby b��-
kitne, aby si� nauczy�y je�� strz�piele. W ka�dym razie taka jest moja
teoria.
Aby interes szed�, Yale kupi� butelk� maliniady i popija� ciep�y, purpurowy
p�yn w trakcie rozmowy. W�a��iciel sklepu by� szcz�liwy, �e mia� komu
przekaza� lokalne plotki, w kt�rych tyle� by�o smaku, co w lepkawej cieczy
w butelce. W ko�cu Yale zmuszony by� mu przerwa�, pytaj�c wprost, czy
widzia� Philipa. Jak si� okaza�o,. Philip ju� dzie� czy dwa nie pojawia�
si� w tym zak�tku wyspy, Yale podzi�kowa� wi�c sklepikarzowi i poszed�
z powrotem pla��, mijaj�c po drodze t� sam� staruszk�, kt�ra ~ wci�� nie-
ruchomo pilnowa�a susz�cych si� ryb.
Chcia� jak najszybciej znale�� si� w domu, aby przemy�le� problem strz�-
pieli. Jego w�a�nie �ako�czone wielomiesi�czne badania pr�d�w oceanicznych,
finansowane przez brytyjskie Ministerstwo Rybo��wstwa i Rolnictwa oraz
przez Wydzia� Bada� Oceanicznych Smithsonian Institution pod egid� World
Waters Organization , by�y spowodowane w�a�nie obfito�ci� ryb. W tym
wypadku chodzi�o o niezwykle obfite rozmno�enie si� �ledzi w i tak zag�sz-
czonych wodach Ba�tyku, kt�re da�o zna� o sobie dziesi�� lat temu i trwa�o
do dnia dzisiejszego. Ta kl�ska urodzaju rozprzestrzenia�a si� powoli na
�ledziowe �owiska Morza P�nocnego. W ci�gu ostatnich dwu lat te niegdy�
przebogate rezerwuary ryb osi�gn�y, a nawet przewy�szy�y dawn� wydajno��.
W czasie swojej ekspedycji antarktycznej przekona� si�, �e r�wnie� wzr�sta
liczba pingwin�w, a przecie� wzrost liczebno�ci wielu innych gatunk�w m�g�
wci�� jeszcze pozostawa� nie -zauwa�ony.
Wszystkie te na pozar przypadkowe zmiany wydawa�y si� zachodzi� bez
�adnej szkody dla innych zwierz�t, ale przecie� by�o oczywiste, �e taki
stan rzeczy nie da si� utrzyma�, gdy mno��ce si� populacje osi�gn� nienormaln�
liczebno��.
Dziwnym zbiegiem okoliczno�ci wzrost ten przypad� na okres wygasania
ludzkiej eksplozji populacyjnej. W rzeczywisto�ci zreszt� owa eksplozja
nigdy nie by�a niczym. wi�cej jak straszakiem, teraz za� odp�ywa�a w sfer�
cieni podobnie jak niebezpiecze�stwo nie kontrolowanej wojny j�drowej, kt�-
re r�wnie� znikn�o w owej dekadzie dogorywaj�cego dwudziestego wieku.
Ludzie wprawdzie nie byli w stanie �wiadomie zmniejszy� wielko�ci przyrostu
naturalnego w statystycznie uchwytny spos�b, samo jednak przeludnie,nie
ze wszystkimi towarzysz�cymi rnu niewygodami fizycznymi, antyrodzinnymi
warunkami i mno��cymi si� przypadkami psychicznie uwarunkowanych
nerwic, zbocze� seksualnych i bezp�odno�ci, wysr�puj�cymi w najbardziej
p�odnych krajach, okaza�o si� wystarczaj�co skuteczne, aby powstrzyma�
spiral� wzrostu liczby ludno�ci na najg�ciej zaludnionych obszarach: Je-
dnym ze skutk�w tego zjawiska sta� si� spok�j w stosunkach mi�dzynaro-
dowych, jakiego �wiat jeszcze nie zazna� w ci�gu tego wieku.
Dziwnie by�o my�le� o takich sprawach na Kalpeni. Lakkadiwy p�awi�y
si� w morzu i s�o�cu, a ich leniwi mieszka�cy �ywili si� suszon� ryb�
i orzechami kokosowymi, nie eksportuj�c niczego poza suszon� ryb� i kopr�.
Wyspy by�y zawsze odleg�e od wielkich spraw tego wieku - jakiegokolwiek
wieku - jednak, upomina� sam siebie Yal� b��dnie cytuj�c Donne'a, �adna
wyspa nie jest naprawd� wysp�. I te brzegi te� ju� omywa�y fale nowych,
tajemniczych zdarze�, nad kt�rymi cz�owiek nie mia� najmniejszej w�adzy,
pod�bnie jak nad lotem samotnego albatrosa przez powietrzriy przestw�r
ponad oceanami Po�udnia.
II
Caterina wysz�a na spotkanie m�owi z ich koralowego domu.
- Clem; Philip jest w domu - powiedzia�a ujmuj�c go za r�k�.
- To czym si� niepokoisz? - zapyta�.
Z cienia wy�oni� si� jego syn, chyl�c g�ow� w progu, i szed� ku ojcu
z wyci�gni�t� r�k�. Przy powitaniu Yale zauwa�y�, �e u�miechni�ty i za-
rumieniony Philip rzeczywi�cie wyr�s� ju� na dojrza�ego m�czyzn�.
Ten syn z pierwszego ma��e�stwa - Yale i Caterina pobrali si� �aledwie
trzy i .p� roku temu �- wygl�da� zupe�nie jak sam Yale w wieku sie-
demnastu lat, z kr�tko podci�tymi w�osami i d�ug� ruchliw� twarz�, nazbyt
�atwo odzwierciedlaj�c� stan umys�u w�a�ciciela.
- Jak si� ciesz�, �e ci� widz�. Chod�my na piwo - powiedzia� Yale. -
Ciesz� si�, �e "Kraken" zd��y� powr�ci�, zanim odjecha�e� do Anglii.
- W�a�nie o tym chcia�em z tob� porozmawia�, ojcze. My�l�, �e by�oby
najlepiej, gdybym wr�ci� do domu na "Krakenie" - t� znaczy pop�yn��
z nimi do Adenu, a stamt�d polecia� samolotem.
- No nie, przecie� oni odp�ywaj� jutro, Phil. Mia�bym ci� widzie� tak
kr�tko'' Chyba nie musisz wyje�d�a� tak nagle.
Philip odwr�ci� wzrok i odezwa� si� dopiero wtedy, gdy zasiad� przy
stole naprzeciw ojca:
- Nikt ci� nie prosi�, �eby� opuszcza� dom na prawie ca�y rok.
Taka odpowied� zaskoczy�a Yale'a.
- Nie my�l, �e nie brakvwa�o mi ciebie i Cat - odrzek�'.
- Czy to jest odpowied� na pytanie?
- Phii, nie zada�e� mi �adnego,. pytania. Owszem, przykro mi, �e wyje-
cha�em na tak d�ugo; ale by�a robota do wykonania. Mia�em nadziej�, �e
zostaniesz nieco d�u�ej, �e ze sob� razem troch� pob�dziemy. Czemu wy-
jeid�asz tak niespodziewanie?
Ch�opak wzi�� szklank� z r�k Cateriny, kt�ra przynios�a piwo i usiad�a
mi�dzy nimi, uni�s� szklank� w jej stron� i poci�gn�� d�ugi �yk, po czym
odpowiedzia�:
- Musz� wzi�� si� do pracy, ojcze. Za rok kv�cz� szko��.
- B�dziesz mieszka� w Anglii z matk�?
- Ona jest w Cannes czy gdzie� fam z kt�rym� ze swoich bogatych ko-
chasi�w. Ja wol� zosta� w Oxfordzie z przyjacielem i uczy� si�.
-. Czy raczej z przyjaci�k�, Phil'?
Pr�ba zaczepki spali�a na panewce. Philip powt�rzy� ponuro:
- � przyjacielem.
Zaleg�a mi�dzy nimi cisza. Caterina �auwa�y�a, �e obaj patrz� na jej
g�adkie, opalone r�ce, le��ce na stole. Zsun�a je na kolana i powie-
dzia�a:
- Wiecie co, chod�my jak dawniej pop�ywa� we tr�jk� w lagunie.
M�czy�ni wstali bez enCuzjazmu, po prostu, �eby nie odm�wi�: Przebrali
si� w kostiumy k�pielowe. Rado�� i podniecenie wst�pi�y w Yale'a, gdy
zn�w ujrza� swoj� �on� w bikini. Jej cia�o, jeszeze bardziej opalone, by�o
jak zawsze poci�gaj�ce, na udach nie przyby� ani gram t�uszc�u, piersi
wci�� by�y spr�yste. Jakby odgaduj�c jego my�li u�miechn�a si� do niego
frywolnie i wzi�a jego r�k� w d�onie. Gdy szli ku przystani, nios�c p�etwy
i maski, Yale odezwa� si�:
- Phil, gdzie� si� ukrywa�, kiedy przyp�yn�� "Kraken"?
- By�em w forcie i wcale si� nie ukrywa�em.
- Tak tylko powiedzia�em. Cat m�wi�a, �e wzi��e� si�' za pisanie.
- Czy�by?
- Ale co piszesz: powie�� czy wiersze'?
- My�l�, �e ty nazwa�by� to powie�ci�.
- A jak ty by� to nazwa�?
- Bo�e �wi�ty, ezy m�g�by� przesta� mnie egzaminowa�? Wiesz przecie�,
�e nie jestem ju� g�wniarzem.
- Wygl�da na to, �e wr�ci�em w z�y dzie�.
- A �eby� wiedzia�. Rozwiod�e� si� z matk�, a potem ugania�e� si� za
Caterin�. Skoro si� z ni� o�eni�e�, to ezemu o ni� nie dbasz, je�li tak
jej pragniesz?
Rzuci� sw�j ekwipunek na ziemi�, wzi�� rozbieg wzd�u� drewnianego po-
mostu i plasn�� p�ytko w b��kitn� wod�. Yale spojrza� na Caterin�, ale ona
unika�a jego wzroku.
- M�wi, jakby by� zazdrosny. Mocno ci si� to dawa�o we znaki?
- On jest teraz w trudnym wieku. Powiniene� da� mu spok�j i nie
dra�ni� go.
- Przecie� prawie nic do niego nie m�wi�em.
- Nie sprzeciwiaj si� jego wyjazdowi, je�li si� przy nim upiera.
- Wy�cie si� o c� pok��cili, prawda?
Patrzy� na ni�, jak zak�ada p�etwy siedz�c na pomo�cie. Widok wg��-
bienia mi�d�y piersiami sprawi�, �e znowu ogarn�a go fala mi�o�ci. Musz�
wr�ci� do Loridynu i Cat musi mie� dziecko, po prostu d�a jej dobra. Zbyt
du�o po�wi�caj� na rzecz s�o�ca; st�pie� ucywilizowania mo�na by �defi-
ni�wa� jako gotowo�� poddania si� zwi�kszonym dawkom sztucznego �wiat�a
i ciep�a, by� mo�e istnieje nawet bezpo�rec~ni zwi�zek pomi�dzy wci��
rosn�cym zapotrzebowaniem �wiata na energi� a umacnianiem wi�zi spo-
�ecznych. Jego chwilowe rozmy�lania przerwa�a odpowied� Cateriny:
- Wr�cz przeciwnie, byli�my w doskona�ych stosunkach, kiedy ci� tu
nie by�o.
Co� w tonie jej g�osu sprawi�o, �e zosta� na miejscu; patrzy�, jak p�yn�a
w stron� sw�go pasierba, baraszkuj�cego po�rodku laguny przy kad�ubie
"Krakena": Dopiero po chwili na�o�y� mask� i ruszy� jej �ladem.
K�piel wszystki.m zrobi�a dobrze. Po tym, co opowiada� Vandranasis, Yale
nie by� zdziwiony obecno�ci� strz�pieli w lagunie, chocia� zazwyczaj wola�y
one pozostawa� po zewn�trznej stronie atolu. Szczeg�lnie wyr�nia� si�
w�r�d nich jeden prawie dwumetrowy t�u�cioch, kt�rego chytrawo-pogardliwe
pr�by nawi�zania pozor�w przyja�ni kaza�y Yale'owi �a�owa�, �e nie wzi��
ze sob� kuszy.
Kiedy mia�ju� do��, pop�yn�� do p�nocno-zachodniego brzegu w s�siedztwo
starego portugalskiego fo�tu i u�o�y� si� na kol�cym koralowym piasku.
Wkr�tce do��czy�a do niego reszta.
- To jest dopiero �ycie - powiedzia�, obejmuj�c ramieniem Caterin�. -
Niekt�rzy z naszych tak zwanych ekspert�w t�umacz� ca�e �ycie si�� naszych
pop�d�w, dla innych wszystko wydaje si� wyt�umaczalne poprzez zamiary
boskie, jeszcze inni uwa�aj�, �e to sprawa gruczo��w, a s� tacy, dla
kt�rych sprowadza si� to do wysublimowanego kompleksu Edypa. Je�eli
chodzi o mnie, �ycie widz� jako pogo� za s�o�cem. .O co chodzi? -
Dojrza� napi�cie na twarzy �ony. - Nie zgadzasz si� ze mn�?
- Ja, nie, Clem, ja, ja mam chyba inne cele.
- Jakie?
Nie doczekawszy si� odpowiedzi, zwr�ci� si� do Philipa:
- A ty jakie masz cele w �yciu, m�ody cz�owieku?
- Dlaczego zawsze zadajesz takie idiatyczne pytania? Po prostu �yj�
i nie filozofuj� przez ca�y czas. �
- Czemu Fraulein Reise. wyjecha�a? Czy nie dlatego, �e by�e� dla niej tak
nieuprzejmy, jak dla mni�?'
- Och, id� do...
Philip zerwa� si�, byle jak naci�gn�� mask� i rzuci� si� z powrotem do
wody, gwa�townymi ruchami ramion kieruj�c si� ku przeciwleg�emu brzegowi.
Yale wsta�, strz�sn�� p�etwy i pomaszerowa� pla��, nie zwracaj�c uwagi na
bole�nie k�uj�ce ziarna koralowego piasku. W najwy�szym punkcie wybrze�a
ros�a w�t�a trawa, a za ni� zbocze znowu sk�ania�o si� w d� ku rafom
bariery oceanicznej. Le�a�y tam rozk�adaj�ce si� wieloryby, wp� zanurzone
w wodzie cielska, kt�re sta�y si� ju� czyrn� zbyt strasznym, by zas�ugiwa�
na miano �ia�a. Na szcz�cie po�udniowo-zachodni pasat chroni� pozosta��
cz�� wyspy przed smrodem. Yale przypomnia� sobie, �e �w od�r rozk�adu
dotar� do ,;Krakena" jeszcze daleko od brzegu, jak gdyby Kalpeni by�a
miejscem pope�nienia jakiej� straszliwej, niepomiernej zbrodni. My�la� o tym
staraj�c si� opanowa� gniew na syna.
*
Wieczorem podejmowali kolacj� za�og� trawlera. By�a to wspania�a
po�egnalna uczta, sko�czy�a si� jednak wcze�nie, p�niej wi�c Yale, Philip
i Caterina wyszli ze szklankami na werand� i zasiedli razem, patrz�c na
�wiat�a "Krakena", migocz�ce w g��bi laguny. Philipowi najwidoczniej min�i
poprzedni z�y nastr�j, kipia� bowiem rado�ci�, papl�c bez przerwy o �yciu
na uniwersytecie, a� wreszcie Caterina mu przerwa�a.
- Nas�ucha�am si� do�� o Oxfordzie przez ostatnie tygodnie. Mo�e by
tak Clem opowicdzia� nam co� o Antarktyce?
- Dla mnie ta ponure zes�anie.
- Ma swoje z�e i dobre strony - rzek� Clem - co mo�na powiedzie�,
jak s�d��, r�wnie� i o Oxfordzie. We�my na przyk�ad te pingwiny, kt�re
przywioz�em - warunki, jakie tam panuj� podczas ich okresu godowego,
s� nie do zniesienia dla cz�owieka. Oko�o minus trzydziestu stopni Fahren-
heita przy hulaj�cej �nie�ycy o pr�dko�ci jakich� osiemdziesi�ciu mil na
godzin�. Przy takiej pogodzie cz�owiek dos�ownie zamarza na ko��, ale
pingwiny uwa�aj�, �e tor najlepszy czas na zaloty.
- G�upole.
- Maj� swoje powody. W pewnych porach roku Antarktyda wr�cz op�ywa
w �ywno��,. jest najbogatszym miejscem na �wiecie. Och. Philip, pvwiniene�
kiedy� tam pojecha�. Te potoki �wiat�a s�onecznego w lecie - to, to
doprawdy inna planeta i do tego znacznie mniej znana od Ksi�yca. Czy
zdajecie sobie spraw�, �e wi�cej ludzi wyl�dowa�o na Ksi�ycu, ni� odwa�y-
�o si� zmierzy� z Antarktyd�?
Przyczyny wyprawy "Krakena" na owe odleg�e po�udniowe morza byiy
czysto naukowe. Niedawno powsta�a �wiatowa Organizacja Zasob�w Wod-
nych, kt�rej centrala mie�ci�a si� w l�ni�cym nowiutkim wie�owcu nad
Zatok� Neapolita�sk�, zainaugurowa�a pi�cioletni program badania ocean�w.
a pordzewia�y "Kraken" stanowi� nikczemn� cz�stk� anglo-ameryka�skiego
wk�adu w ten program. Statek, wypasa�ony w czujniki Davisa i inn� no-
woczesn� aparatur� oceanograficzn�, wiele miesi�cy ci�kiej pracy po�wi�ci�
badaniom pr�d�w oceanicznych w Atlantyku, a w tym�e czasie Clement Yale
dokona� detektywistycznego odkrycia.
- M�wi�em ci dzisiaj rano, �e mam co� wa�nego do powiedzenia. Chcia�bym
ju� teraz zrzuci� ten kamie� z serca. Czy wiesz. Cat, co to s� oczliki?
- M�wi�e� mi kiedy�. To jakie� ryby, prawda.
- To s� skorupiaki �yj�ce w planktonie, kt�re stanowi� niezwykle wa�ne
ogniwo w �a�cuchu pokarmowym w oceanie. Jak wyliczono, tych osobnik�w
�yje prawdopodobnie wi�cej ni� jakichkolwiek innych wielokom�rkawych
organizm�w - ludzi, ryb, mi�czak�w, ma�p, ps�w i tak dalej - razem
wzi�tych. Pojedynczy oczlik ma rozmiary ziarnka ry�u, a niekt�re z jego
odmian zjadaj� dziennie po�ow� tego, co wa��, g��wnie w postaci otwornic.
Najlepsza na �wiecie �winia nie dokona�aby takiej sztuki. Tempo, w jakim
ta kruszyna �ycia wch�ania i przerabia po�ywienie, mo�na �mia�o uzna� za
symbol �yzno�ci naszej starej Ziemi. Jest to r�wnie� doskona�y przyk�ad
powi�za�, jakie istniej� pomi�dzy wszystkimi �ywymi istotami. Oczliki
�ywi� si� najmniejszymi �yj�tkami oceanicznymi, natomiast same s� po-
�ywieniem dla stworze� najwi�kszych, jak rekin wielorybi i olbrzymi oraz
rozmaite wieloryby. R�wnie� ptaki morskie lubi� urozmaica� sobie tymi
raczk�mi jad�ospis.
R�ne gatunki oczlik�w zamieszkuj� odr�bne poziomy i korytarze w tym
wielowymiarowym podmorskim �wiecie. Jeden z nich �ledzili�my przez wiete
tysi�cy mil, kiedy pod��ali�my �ladem pewnego pr�du oceanicznego.
- Czu�em, �e dosiada swojego ulubionego konika - zawoia� Philip.
- Dolej ojcu i nie b�d� taki bezczelny. System pr�d�w morskich jest
r�wnie wa�ny dla ludzkiego �ycia jak uk�ad kr��enia krwi. Zar�wno jeden,
jak i drugi to strumie� �ycia, kt�ry unosi nas ze sob�, czy tego chcemy,
czy nie. My na "Krakenie" badali�my tylko jedn� cz�stk� tego strumienia,
a mianowicie pr�d, o,kt�rego istnieniu oceanografowie wiedzieli teoretycznie
ju� od pewnego czasu, my za� wykre�lili�my dok�adnie jego przebieg i na-
d�li�my' mu nazw�. Jaka to nazwa, powiem wam nieco p�niej - powinno
ci� to rozbawi�, Cat.
Nasz pr�d formuje si� powoli w Morzu Tyrre�skim; jak nazywa si� cz��
Morza �r�dziemnego pomi�dzy Sardyni�, Sycyli� i W�ochami. P�ywali�my
w nim nieraz, Cat, kiedy byli�my w Sorrento, ale wtedy dla nas by�o to
po prostu Morze �r�dziemne. W ka�dym razie parowanie jest tam bardzo
silne, dzi�ki czemu na powierzchni zbiera si� bardzo s�ona woda, kt�ra
opada w g��b i stopniowa wylewa si� do Atlantyku, bo przecie� Morze
�r�dziemne jest tylko jego odga��zieniem.
Pr�d nast�pnie zag��bia si� jeszcze bardziej i odgina ku po�udniowi.
Mogli�my �ledzi� jego tras� bardzo �atwo, dokonuj�c pomiar�w zasolenia
wody, pr�dko�ci przep�ywu i tak dalej. Jak stwierdzili�my, rozga��zia si�
on, ale ta odnoga, kt�ra nas szezeg�lnie interesowa�a, zachowuje niezwyk��
jednorodno��, tworz�c w�sk� wst�g� wody poruszaj�cej si� z pr�dko�ci�
oko�o trzech mil na dob�. Na Atlantyku jest on wci�ni�ty pomi�dzy dwa
inne pr�dy p�yn�ce w przeciwnym kierunku, znane od do�� dawna jako
Antarktyczny Pr�d Denny i Po�redni. Oba te p�yn�ce ku p�nocy pr�dy
nios� wielkie ilci�ci wody - mo�na by je nazwa� g��wnymi arteriami. Wody
Pr�du Dennego s� bardzo s�one i lodowato zimne.
P�yn�li�my w �lad za naszym pr�dem przc:z r�wnik i dalej na po�ud�ie, na
zimne wody Oceanu Po�udniowego. Tam wreszcie pr�d wznosi si� ku po-
wierzchni i zarazem rozp�ywa wachlarzowato wzd�u� wybrze�a antarktycznego,
od Morza Weddella do Morza Mackenzie. W jego cieplejszych wodach
w czasie kr�tkiego polarnego lata wr�cz roi si� od oczlik�w i wszelkiego
innego drobiazgu. Inny rod�aj skorupiak�w, zwany krylem, wyst�puje tak
licznie, �e morze przybiera cynamonowe zabarwienie; "Kraken" cz�sto
p�yn�� po r�owej fali. Raczki po�eraj� otwornice, a one same po�erane, ��
przez wieloryby.
- Przyroda jest taka potworna - powiedzia�a Caterina.
- By� mo�e - Yale u�miechn�� si� do niej - ale przecie� poza przy-
rod� nie ma nic. W ka�dym razie byli�my dumni z naszego pr�du, �e
zaw�drowa� tak daleko. Wiesz, jak go nazwali�my? Uczcili�my w ten spos�b
dyrektora �wiatowej Organizacji Zasob�w Wodnych, gdy� ten pr�d
b�dzie od teraz nosi� nazw� Pr�du Devlina od nazwiska Theodora Devlina,
wielkiego ekologa morskiego i twojego pierwszego m�a.
Caterinie z�o�� dodawa�a jeszcze urody. Si�gaj�c po papierosa do stoj�cego
na stole pude�ka z drzewa sanda�owego powiedzia�a:
- Przypuszczam, �e wed�ug ciebie mia� to by� dowcip.
- To chyba raczej ironia. Ale przecie� bardzo stosowna, doskonale sama
wiesz. Diab�u te� si� nale�y jego ogarek. Zreszt� Devlin jest wielkim ez�o-
wiekiem, o wiele wi�kszym, ni� ja kiedykolwiek b�d�.
- Clem, przecie� wiesz, jak on mnie traktowa�.
- Oczywi��ie, w�a�nie dlatego mia�em szcz�cie ci� zdoby�. Nie chow~m
do niego urazy cho�by dlateg�, �e kiedy� by� moim przyjacielem.
- Nie, nie by�. Theo nie ma przyjaci�, ceni sobie tylko w�asne korzy�ci,
Po pi�ciu latach z nim prze�ytych znam go chyba lepiej ni� ty.
- Mo�esz by� uprzedzona.
U�miechn�: si�, ubawiony jej rozdra�nieniem. Rzuci�a w niego papierosem
i zerwa�a si� na r�wne nogi.
- Zwariowa�e�, Clem. Doprowadzasz mnie do sza�u. Dlaczego nigdy nie
masz potrzeby odegrania si� na kim�? Zawsze jeste� tak cholernie zr�wno-
wa�ony. Czemu nigdy nikogo nie znienawidzisz? A szczeg�lnie The�. Czemu
nie znienawidzisz Thea dla mnie?
Yale wsta� r�wnie�.
- Uwielbiam ci�, kiedy usi�ujesz by� dziwk�.
Strzeli�a go w twarz, a� okulary pofrun�y w powietrze, i wypad�a z pokoju.
Philip nie poruszy� si�: Yale podszed� do najbli�szego trzcinowego fotela
i podni�s� swoje okulary z siedzenia; by�y nie uszkodzone. Kiedy je
ponownie zak�ada�, odezwa� si�:
- Mam nadziej�, Phil, �e takie sceny nie wprawiaj� ci� w zbytnie zak�o-
potanie. Wszystkim nam potrzebne s� zawory bezpiecze�stwa dla naszych
emocji, a kobietom w szczeg�lno�ci. Caterina jest wspania�a, prawda? Co
o tym my�lisz? Czy naprawd� byli�cie w dobrych stosunkach?
Powoli Philipa obla� rumieniec.
- �am sobie g�ow� sam. P�jd� si� spakowa�.
Gdy si� odwraca�, Yale chwyci� go �a rami�.
- Nie musisz odchodzi�. Jeste� prawie doros�y i powiniene� umie� stawi�
czo�o gwa�townym wybuchom emocji. Nie potrafi�e� tego jako dziecko; ale
to s� zwyk�e sprawy, jak burza na morzu.
- Dziecko! Sam jeste� dzieckiem, ojcze! My�lisz, �e jeste� taki spo-
kojny i wyrozumia�y, co? Ale ty przecie� nigdy nie rozumia�e�, co ludzie
kojny
czuj�.
Wys�ed� i Yale pozosta� sam w pokoju.
- Wyt�umacz mi, a postaram si� zrozumie� - powiedzia� na g�os.
III
Kiedy wszed� do sypialni, Caterina siedzia�a zgn�biona na ��ku, z bosymi
stopami na kamiennej posadzce. Patrzy�a na niego uwa�nie tajemniczym
wzrokiem kota.
- La du�o wypi�am, kochany. Wiesz, �e mi piwo nie s�u�y. Przepraszam.
Podszed� i podci�gn�� jej pod nogi dywan, po czym ukl�k� obok.
- Ty ohydna alkoholiczko, chod� z� mn� nakarmi� pingwiny, zanim si�
po�o�ymy. Philip chyba ju� poszed� do ��ka.
- Powiedz, �e mi przebaczasz.
- O, Chryste, nie zaczynajmy tego od nowa, moja najs�odsza Cat. Wi-
dzisz przecie�, �e ci przebaczy�em.
- No to powiedz to, powiedz.
Philip ma ca�kowit� racj� - pomy�la�. - Nie rozumiem nikogo, nie
rozumiem nawet samego siebie. To prawda, �e przebaczy�em Cat, dlaczego
wi�c upieram si�, �eby jej tego nie powiedzie�, skoro ona tak si� tego
domaga? Mo�e dlatego, �e uwa�am to za zbyt b�ahy pow�d do wybaczania.
No c�, czym jest m�ska duma wobec kobiecych pragnie�? - i powiedzia� to.
Na zewn�trz fale pluska�y sennie o raf� na znak niezmiennego zaddwolenia.
Wyspa wydawa�a si� w nocy tak niska, �e tylko cudem ocean nie przelewa�
si� przez ni�. Nigdzie nie by�o wida� �adnego �wiat�a, z wyj�tkiem lampy
na maszcie "Krakena".
Pingwiny znajdowa�y si� w jednej ze sta�ych klatek w g��bi labora-
torium. Sta�y tam z dziobami wetkni�tymi pod swe skrzyd�o-p�etwy i nie
zmieni�y pozycji nawet po zapaleniu �wiat�a.
Caterina obj�a go w pasie.
- Przykro mi, �e si� zapomnia�am. Chyba powinni�my ci pogratulowa�?
To znaczy, ten pr�d to du�e odkrycie, prawda?
- W ka�dym razie d�ugie -jakie� dziewi�� i p� tysi�ca mil.
- Och, nie �artuj, kochanie. Pewnie jak zwykle bagatelizujesz to, czego
dokona�e�.
- O tak, okropnie. By� mo�e kiedy�;.otrzymam szlachectwo. W ka�dym
razie za tydzie� polecimy do Londynu po jakie� tam wyrazy uznania, a ja
b�d� musia� z�o�y� bardziej szczeg�owe sprawozdani�. Naprawd� jednak
zrobi�em jeszcze jedno odkrycie, o kt�rym wie dotychczas opr�cz mnie
tylko jedna osoba. Odkrycie Pr�du Devlina jest przy tym niczym,, a skutki
tego odkrycia mog� dotyczy� ka�dego z nas.
- O czym ty m�wisz?
- Jest ju� p�no i oboje jeste�my zm�czeni. Powiem ci rano.
- A nie m�g�by� teraz, kiedy b�dziesz karmi� ptaki?
- Nie b�d�. Chcia�em tylko do nich zajrze�, a nakarmi� je b�dzie lepiej
z rana. - Popatrzy� na ni� z zastanowieniem.
- Jestem zach�annym cz�owiekiem, Cat, chocia� staram si� to ukrywa�.
Pragn� �ycia, chc� dzieli� to �ycie z tob� przez tysi�c lat, przez
ty-
si�c lat chc� istnie� na Ziemi ze szlachectwem czy bez niego - i to
jest mo�liwe.
Stali patrz�c na siebie i wyczuwaj�c przep�ywaj�ce pomi�dzy nimi pr�dy
neuronowe. Napi�cie opad�o ju� dostatecznie, aby mogli odczu�, �e nie
s� ju� d�u�sj ca�kowicie odr�bnymi istotami.
- W ziemskim krwiobiegu pojawi�a si� nowa infekcja - powiedzia�. -
Niesie ona ze sob� pewn� chorob�, kt�r� mo�na by nazwa� d�ugowiecz-
no�ci�. Jej no�nik wyizolowano po raz pierwszy oko�o dziesi�ciu lat temu
w �awicach �ledzi ba�tyckich. Rozumiesz teraz, Cat, w jaki spos�b �le-
dzili�my Pr�d Devlina'? Mieli�my g��binowe tra�y, sonary oraz sp�cjalne
p�ywaki, kt�re unosi�y si� swobodnie tylko w wodzie o okre�lonej g�sto�ci,
dzi�ki czemu przez ca�y czas mogli�my wyznacza� stopie� zasolenia, tem-
peratur� i pr�dka�� w�d naszego pr�du. Mogli�my r�wnie� bada� sk�ad plan-
ktonu, dzi�ki czemu stwierdzili�my, �e oczliki s� nosicielami szczeg�lnego
wirusa, kt�cy zidentyfikowa�em jako odmian� owego wirusa z Ba�tyku. Nie
wiemy dotychczas, sk�d on pochodzi. Rosjanie s�dz�, �e m�g� on by� zawarty
w tektycie albo w pyle meteorytowym, tak wi�c by�by on pochodzenia po-
zaziemskiego...
- B�agam ci�, Clem, nic z tego nie rozumiem. Co w�a�ciwie ten wirus
robi? M�wisz, �e przed�u�a �ycie, tak?
- W niekt�rych wypadkach, niekt�rym gatunkom.
- Kobietom i m�czyznom r�wnie�?
- Nie, jeszcze nie.W kazdym razie nic o tym nie wiem - wskaza� r�k� aparatur�
roz�o�on� na sto�ach pracowni. - Poka�� Ci, jak on wygl�da, jak tylko zmontuj�
mikroskop elektronowy.Ten wirus jest bardzo maly, ma zaledwie dwadzie�cia
milimikron�w d�ugo�ci.Gdy tylko znajdzie odpowiedniego gospodarza, przenika
szybko w g��b jego kom�rek, gdzie jego dzia�anie objawia si� niszczeniem
wszystkiego, co zagra�a �yciu kom�rki.
W gruncie rzeczy jest to konserwator kom�rek, i do tego bardzo wydajny.
Chyba sama rozumiesz, co to znaczy.Ka�da istota nim zakazona mo�e �yc
praktycznie wiecznie,albowiem w wyjatkowo sprzyjaj�cych warunkach ba�tycki wirus
jest w stanie nawet ca�kowicie odbudowa� zniszczon� kom�rk�.O ile wiemy,
dotychczas znalaz� on sobie tylko dw�ch takich gospodarzy, w obu przypadkach
mieszka�c�w morza - ryb� i ssaka, czyli �ledzia i
wieloryba b��kitnego. W oczlikach wyst�puje on w formie latentnej.
Zauwa�y�, �e Caterin� wstrz�sn�� dreszez.
- Chcesz powiedzie�, �e te �ledzie i wieloryby s�... nie�miertelne? -
zapyta�a.
- Potencjalnie, je�li zosta�y zara�one. Oczywi�cie �ledzie dalej s� zjadane,
ale te, kt�re unikn� tego losu, rozmna�aj� si� rok po roku �achowuj�c te
w�a�ciwo�ci. �adne ze zwierz�t, kt�re zjadaj� �ledzie, dot�d si� nie za-
kazi�o, innymi s�owy wirus nie by� w stanie w nich przetrwa�. Zakrawa
na ironi�, �e ten male�ki zarazek, kt�ry kryje w sobie tajemnic� wiecz-.
nego �ycia, sam wci�� jest zagro�ony wymarciem.
- Ale ludzie....
- Ludzie jeszcze nic do tego nie maj�. Oczliki, kt�re wy�ledzili�my w naszym
pr�dzie, by�y zaka�one ba�tyckim wirusem. Wyp�yn�y na powierzchni�
dopiero u brzeg�w Antarktydy i tam dokona�em nowego odkrycia: ot�
jeszeze jeden gatunek podlega zaka�eniu, a tym gatunkiem s� pingwiny
Adeli. Nie umieraj� ju� one wi�cej z przyczyn naturalnych. Ta para tutaj
jest w istocie nie�miertelna.
Caterina wpatrywa�a si� w pingwiny poprzez oka siatki. Ptaki przycupn�y
na skraju swej wanienki, komicznymi �apami obejmuj�c jej kamionkowy
brzeg. Nie wyj�y dziob�w spod skrzyde�, lecz przebudzi�y si� i obserwo-
wa�y kobiet� bystrymi, nie mrugaj�cymi oczami.
- To �mieszne, Clem, ca�e pokolenia ludzi marzy�y o nie�miertelno�ci,
ale nikt nie przypuszcza�, �e to przytrafi si� pingwinom... Chyba to
w�a�nie nazywasz ironi�. Czy jest jaki� spos�b, aby�my si� zarazili od
tych ptak�w?
Roze�mia� si�.
- To nie takie �atwe, jak zarazi� si� psitacjoz� od papugi, by� mo�e
jednak znajdziemy do�wiadczalnie metod� zaka�enia ludzi t� chorob�.
Zanim to jednak nast�pi; powinni�my sobie zada� inne pytanie.
- To znaczy jakie?
- Czy nie jest to przede wszystkim kwestia moralna? Czy jeste�my
w stanie, zar�wno jako gatunek; jak i jednostki, �y� owocnie przez tysi�c
lat? Czy zashagujemy na to?
- A czy s�dzisz, �e �ledzie zas�u�y�y sobie na to bardziej od nas?
- Sprawiaj� mniej szk�d ni� ludzie.
- Powiedz to swoim oczlikom.
Za�mia� si� serdecznie, jak zawsze szcz�liwy w tych rzadkich momentach,
gdy jej k��liwa odpowied� przypada�a mu do gustu.
- Interesuj�ce, w jaki spos�b oczliki przenosz� w sobie latentn� posta�
wirusa z Morza �r�dziemnego a� do Antarktyki nie zaka�aj�c si� same.
Oczywi�cie musi by� jeszcze jakie� ogniwo po�rednie pomi�dzy Ba�tykiem
a Morzem �r�dziemnym, ale dotychczas go nie wykryli�my.
- Mo�e jaki� inny pr�d?
- Nie s�dz�. Po prostu nie wiemy, tymczasem za� ekologia na Ziemi mo�e
wywr�ci� si� do g�ry nogami. Dotychczasowe skutki to raczej przyjemny
nadmiar po�ywienia i szansa przetrwania dla wieloryb�w, kt�re by�y ju�
na progu wygini�cia, ale z czasem mo�e to doprowadzi� do g�odu i innych
nieprzyjemnych zak��ee� w przyrodzie. '
Ten aspekt sprawy mniej interesowa� Caterin�.
- Tymczasem ty b�dziesz bada� mo�liwo�� zaszczepienia wirusa ludziom?
- To mo�e by� niebezpieczne, a poza tym to nie moja specjalno��.
- Ale przecie� nie wypu�cisz tej sprawy z r�k?
- Nie. Dotychczas trzyma�em wszystko w tajemnicy, nawet przed za�og�
"Krakena", z wyj�tkiem jednej osoby. Znienawidzisz mnie za to, Cat, ale
to sprawa zbyt powa�na, aby miesza� w ni� �ycie osobiste. Ot� przes�a�em
zakodowany raport do Thea Devlina, do WWO w Neapolu. Wpadn� do
niego po drodze, gdy b�dziemy jecha� do Londynu., .
Jej twarz wyda�a si� naraz zm�czona, postarza�a.
- Jeste� albo �wi�tym, albo kompletnym wariatem - powiedzia�a:
Pingwiny bez ruchu obserwowa�y dwoje ludzi wychod��cych z labora-
torium. Du�o czasu up�yn�o po zgaszeniu �wiat�a, zanim zamkn�y oczy
i ponownie zapad�y w sen.
�wit nast�pnego dnia ro�pali� niebo z i�cie wagnerowskim przepycbem,
ujawniaj�c pierwszy ospa�y ruch na pok�adzie "Krakena" i mieszaj�c si�
z dolatuj�cym z kambuza zapachem sma�onych wapniak�w. Ju� za cztery,
pi�� dni za�oga mia�a wr�ci� db swej bazy w Adenie i rozkoszowa� si�
rozmaito�ci� �wie�ego jedzenia.
Philip r�wnie� zerwa� si� wcze�nie. Spa� nago pod prze�cierad�em, ale
nie trudzi� si� ubieraniem w ,nic wi�cej poza k�piel�wkami. Obszed� dom
od ty�u i zajrza� przez okno do ojcowskiej sypialni. Yale i, Cat spali
spokojnie razem w jej ��ku. Odwr�ci� si� z wykrzywion� twarz� i pobieg�
chwiejnie w stron� laguny, do po�egnalnej k�pieli. W chwil� p�niej Joe,
ich negrycki s�u��cy, zacz�� krz�ta� si� po domu, szykuj�c �niadanie i pod-
�piewuj�c piosenk� o ch��dzie poranka. W miar� narastania dziennego upa�u
przygotowania do �djazdu przybiera�y na sile. Yale z �on� przyj�li zapro-
szenie na po�egnalny lunch, kt�ry odby� si� na pok�adzie trawlera pod
brezentowym dachem. Cho� Yale stara� si� zagadn�� Philipa, to ch�opak
zas�ania� si� swym ponurym nastrojem i nie dawa� si� wci�gn��; Yale'owi
pozosta�o pociesza� si� my�l�, �e przecie� i tak wkr�tce spotkaj� si�
w Anglii. Gdy min�o po�udnie, statek odp�yn��, a jego syrena odezwa�� si�
w chwili, kiedy przep�ywa� w�skim przesmykiem mi�dzy rafami,jak w pierwsz�
stron�. Yale i Cak przez chwil� machali mu na po�egnanie z cienia palm,
a potem wr�cili do domu.
- Biedny Philip. Mam nadziej�, �e wakacje zrobi�y mu dobrze: Trudno
da� sobie rad� z okresem dojrzewania. 'Pami�tam, �e sam te� mia�em takie
k�opoty. .
- Czy�by, Clem? Chyba nie.
R�zejrza�a si� dooko�a z rozpacz�, patrz�c na �agodn� twarz m�a, na
zmarszczone morze, na kt�rym wci�� jeszcze widoczna by�a sylwetka trawle-
ra, na zwieszaj�ce si� nad nimi ci�kie li�c�e palm, lecz w niczym nie zdo�a�a
dostrzec pomocy.
- Clem - wybuchn�a wreszcie. - Nie mog� ju� d�u�ej trzyma� t�go
w tajemnicy, musz� ci powiedzie� teraz. Nie wiem, jak na to zareagujes�,
ale od kilku tygodni Philip i ja jeste�my kochankami.
Patrzy� na ni� ze zdumieniem, mru��c oczy, jak gdyby nie rozumia� tego,
co powiedzia�a.
- To w�a�ni� dlatego odjecha� w taki spos�b. Nie m�g�by wytrzyma�
tu razem z tob�. B�aga�, �ebym nigdy ci o tym nie powiedzia�a... On...
Clem, to wszystko moja wina, to ja powinnam by� m�drzejsza. - Przerwa�a
na chwil� i dorzuci�a: - Mog�abym by� jego matk�.
Yale sta� zupe�nie bez ruchu, a potem odetchn�� g�o�no i g��boko.
- Jak, jak mog�a�, Caterino. Przecie� to jeszcze ch�opiec.
- Jest r�wnie doros�y jak ty.
- Jest ch�opcem. Uwiod�a� go.
- Clem, postaraj si� zrozumie�. Na pocz�tku by�a Fraulein. Ona to
z nim zrobi�a - a mo�e on zacz��, sama nie wiem, jak to by�o. To
ma�a wyspa, natkn�am si� wi�c na nich pewnego d�ia, nagich, w starym
forcie. Odes�a�am j�, ale zaraza pozosta�a. Ja... Po tym, jak go zoba-
czy�am...
- Bo�e, to kazirodztwo.
- Przesta� u�ywa� tych g�upich staro�wieckich okre�le�.
- Ty �winio! Jak mog�a� to z nim robi�?
Odwr�ci� si� i ruszy� przed siebie. Nie zatrzymywa�a go, bo i sama
nie mog�a usta� na miejscu. Miotana rozpacz�, pobieg�a ze szlochem do
domu i pad�a na rozrzucon� po�ciel.
Przez trzy godziny Yale sta� na p�nocno-zachodnim kra�cu wyspy i jak
sparali�owany wpatrywa� si� w morze. Poruszy� si� tylko raz, aby zdj��
okulary i wytrze� oczy. Serce wali�o mu mocno, kiedy spogl�da� na rozci�ga-
j�cy si� przed nim bezkres jakby rzucaj�c mu wyzwanie.
Caterina cicho podesz�a do niego, podaj�c mu szklank� wody z kryszta�-
kami soku cytrynowego. Wzi�� szklank�, podzi�kowa� i wypi�, ca�y czas
nie patrz�c na ni�.
- Je�li ma to dla ciebie jakie� znaczenie, Clement, to wiedz, �e bardzo
ci� kocham i podziwiam. Wiem, �e nie nadaj� si� na �on� dla ciebie,
uwa�am, �e jeste� �wi�ty. Chocia� �ada�am ci tyle b�lu, ty si� przej��e�
najbardziej tym, jak skrzywdzi�am Philipa, prawda?
- Nie b�d� g�upia. To.ja nie powinienem pozostawia� ciebie samej na
tak d�ugo. Wystawi�em ci� na pokuszenie. - Spojrza� na ni� surowo. -
Przepraszam za to, co powiedzia�em... o kazirodztwie. Nie jeste� przecie�
spokrewniona z Philipem, a tytko spowinowacona przez ma��e�stwo. A poza
tym cz�owiek to jedyne stworzenie, kt�re uwa�a kazirodztwo za co� wbrew
naturze. Wi�kszo�� zwierz�t, ��cznie nawet z ma�pami cz�ekokszta�tnymi,
nie widzi w tym ,nic z�ego. Mo�na zdefiniowa� cz�owieka jako gatunek, kt�ry
obawia si� kazirodztwa. Jak wiesz, niekt�rzy psychoanalitycy uwa�aj�, �e
wszystkie choroby psychiczne to obsesje wywo�ane tym strachem, tote� ja...
- Przesta�~
To by� niemal krzyk. Przez chwil� walezy�a ze sob�, a potem powiedzia�a:
- S�uchaj, Clem, m�w o nas, na mi�o�� bosk�, nie o tym, co m�wi�
psychoanalitycy czy robi� ma�py ez�ekokszta�tne: M�w o nas, my�l o nas.
- Przepraszam, wiesz, �e jestem pedantem, ale chcia�em...
- I przesta�, przesta� mnie przeprasza�. To ja powinnam przeprasza�
ciebie, na kl�czkach b�aga� o wybaczenie. Och, czuj� si� taka straszna,
beznadziejna, taka winna. Nawet sobie nie wyobra�asz, co przesz�am.
Chwyci� j� i �cisn�� bole�nie, przez chwil� bardzo podobny do swego syna.
- Dostajesz histerii. Wcale nie chc�, �eby� kl�cza�a przede mn�, Cat,
cho� dzi�ki Bogu to jedna z twoich cudowniejszych cech, �e potrafisz
tak wyzna� swoje b��dy, jak mnie si� nigdy nie uda�o. Sama widzisz, �e
post�pi�a� �le. Przemy�la�em to wszystko i widz�, �e b��d by� g��wnie po
mojej stronie. Nie powinienem by� zostawia� ci� samej tu na Kalpeni na
tak d�ugo. Teraz, kiedy szok mi ju� min��, wszystko b�dzie mi�dzy nami
jak dawniej. Pomy�la�em r�wnie�, �e b�d� musia� napisa� do Philipa, po-
wiem mu, �e wyzna�a� mi wszystko i �e nie musi si� czu� winnym.
- Clem, jak ty mo�esz - nie masz �adnych uczu�? Jak mog�e� mi
tak �atwo wybaczy�?
- Nie powiedzia�errf, �e ci wybaczy�em.
- W�a�nie to powiedzia�e�.
- Nie, powiedzia�em... zreszt� nie czepiajmy si� s��w. Musz� ci wybaczy�.
Wybaczy�em ci.
Przylgn�a do niego.
- To powiedz, �e mi wybaczasz.
- Przecie� powiedzia�em.
- Powiedz, prosz�, powiedz mi.
W nag�ym ataku w�ciek�o�ci odepchn�� j� od siebie, wrzeszcz�c:
- Niech ci� cholera, powiedzia�em, �e ci przebaczy�em, stukni�ta dziwko.
Czego jeszcze chcesz?
Upad�a jak d�uga na piasek. Natychmiast poczu� skruch� i schyli� si�,
by j� podnie��, przepraszaj�c za sw� brutalno�� i powtarzaj�c w k�ko, �e
przecie� jej przebaczy�. Gdy wsta�a, zawr�cili razem do koralowego domu,
pozostawiaj�c pust� szklank� na piasku. Po drodze Caterina powiedzia�a:
- Czy mo�esz sobie wyobrazi� m�k� �ycia przez tysi�c lat?
Nast�pnego dnia po tym pytaniu na wysp� przyby� Theodore Devlin.
IV
Niemal ca�a ludno�� Kalpeni wyleg�a, aby obejrze� l�dowanie helikoptera
na okr�g�ym lotnisku po�rodku wyspy. Nawet Vandranasis zamkn�� sw�j
sklepik i do��czy� do cienkiej strugi gapi�w, pod��aj�cych ku p�nocy.
Maszyna schodzi�a w d� przy akompaniamencie klaskania wielkich pal-
mowych li�ci; na jej czarnym kadhabie po�yskiwa�y insygnia WWO. Gdy
tylko wirnik zatrzyma� si�, Devlin zeskoczy� na ziemi�, a za nim jego
pilot.
Starszy o dwa, trzy lata od Yale'a, Devlin by� kr�pym, dobrze zakonser-
wowanym m�czyzn� o elegancji stopniem dor�wnuj�cej zaniedbaniu Yale'a.
Ten cz�owiek o rysach ostrych jak jego umys� by� powszechnie szanowany,
lecz w niewielu potrafi� wzbudzi� sympati�. Yale, ubrany tylko w d�insy
i tenis�wki, wyszed� mu naprzeciw i u�cisn�� r�k�:
- Kto by si� ciebie tu spodziewa�, Theo. Kalpeni jest zaszezycona.
- Kalpeni jest piekielnie gor�ca. Na lito�� bosk�, Clernent, zaprowad�
mnie w cie�, zanim si� usma��. Nie pojmuj�, jak ty to wytrzymujesz.
- Chyba sta�em si� krajowcem, zadomowi�em si� tutaj. Widzia�e� moj�
par� pingwin�w p�ywaj�c� w lagunie?
- Mhm.
Devlin nie by� w nastroju na pogaw�dki. Maszerowa� �wawo w swym nie-
skazitelnie jasnym garniturze. Ni�szy o g�ow� od Yale'a, w ka�dym spr�-
�ystym ruchu wykazywa� si�� i opanowanie nawet na zdradliwym piasku.
Yale stan�� u wej�cia do domu, zapraszaj�c go�cia i chudego hinduskiego
pilota do wn�trza. W pokoju oczekiwa�a ich Cdterina bez �ladu u�miechu
na twarzy. Je�li nawet Devlin by� zak�opotany tym spotkaniem z by�� �on�,
nie da� tego pozna� po sobie. .
- My�la�em, �e w Neapolu jest dostatecznie gor�co, ale wy tutaj �yjecie
w diab�lskim piecu. Jak si� masz, Caterino? Dobrze wygl�dasz: Nie wi-
dzia�em ci� od czasu, kiedy� p�aka�a na �awie �wiadk�w. Jak Clement ci�
traktuje'? Mam nadziej�, �e nie w ten spos�b, dojakiego przywyk�a� wcze�niej?
- Z pewno�ci� nie przyjecha�e�. tu, aby prawi� nam uprzejmo�ci, Theo.
Mo�e ty i tw�j pilot napiliby�cie si� czego�? Zdaje si�, �e mia�e� ochot�
nam go pr�edstawi�?
Osadzony na miejscu Dev1in zasznurowa� usta i zacz�� zachowywa� si�
mniej wojowniczo. Jego nast�pn� wypowied� mo�na by�o nawet uzna� za
swego rodzaju usprawiedliwienie.
- Rozz�o�cili mnie ci krajowcy obmacywaniem paluchami tego helikoptera.
Niedaleko jeszcze odbiegli od ma�py. To� to paso�yty w ka�dym sensie tego
s�owa. Ca�y sw�j n�dzny dobytek zawdzi�czaj� rybom i tym wspania�ym
kokosom, a jedno i drugie dostaj� do r�ki dzi�ki �asce oceanu - nawet
t� parszyw� wysp� zbudowa�y im koralowce.
- Nasza cywilizacja zawdzi�cza mniej wi�cej to samo innym ro�linom
i zwierz�tom, nie m�wi�c ju� o robakach.
- My pr�ynajmniej sp�acamy nasze d�ugi. Zreszt� nie o to mi chodzi.
Po prostu nie podzielam twego sentymentu do pustynnych wysepek.
- Tote� nie zapraszali�my ci� tutaj, Theo - powiedzia�a Caterina. Wci��
jeszeze stara�a si� opanowa� zdumienie i gniew wywo�ane jego widokiem.
Pojawi� si� wreszcie Joe z piwem dla wszystkich. Pilot stan�� ze szklank�
przy otwartych drzwiach, nerwowo spogl�daj�c na swego szefa. Devlin, Yale
i Caterina usiedli, zwr�ceni twarzami do siebie.
- Otrzyma�e� m�j raport - powiedzia� Yale - i dlatego przyjecha�e�,
prawda?
- Szanta�ujesz mnie, Clement, i to jest pow�d przyjazdu. Czego chcesz?
- Co?
- Szanta�ujesz mnie. Thomas!
Devlin strzeli� palcami i na ten znak pilot wyci�gn�� pistolet z ezym�,
co Yale rozpozna� jako t�umik; po raz pierwszy w �yciu zobaczy� co� ta-
kiego nie na filmie. Pilot w dalszym ci�gu trzyma� szklank� w lewej r�ce
i poci�ga� z niej piwo od niechcenia, ale wzrok mia� ezujny. Yale wsta�.
- Siadaj! - powiedzia� Devlin, wymierzaj�c w niego palec. - Siadaj
i s�uchaj mnie albo oka�e si� p�niej, �e mia�e� nieporozumienie z rekinem
podczas k�pieli. Zadar�e� z pot�n� organizacj�, Clement, ale masz szans�
wyj�� z tego ca�o, je�li tylko b�dziesz pos�uszny. Co kombinujesz?
Yale pokr�ci� g�ow�. .
- To ty jeste� w tarapatach, Theo, nie ja. Lepiej by� wyt�umaczy�, o co
ci chodzi.
- Z ciebie zawsze takie niewini�tko, co? Przecie� dobrze wiem, �e
raport, kt�ry mi przys�a�e� z zapewnieniem, �e tylko mnie ujawniasz fakty,
to szanta� szyty grubymi ni�mi. M�w, jak mog� kupi� twoje milczenie.
Yale spojrza� na �on�; w jej twarzy wyczyta� zaskoczenie, kt�re sam
odczuwa�. Narasta�a w nim z�o�� na samego siebie, �e nie by� w stanie poj��
Devlina. O co chodzi temu typowi? Jego raport by� przecie� tylko naukowym
opracowaniem drogi, jak� ba�tycki wirus przedostawa� si� z Morza Tyrre�-
skiego a� do Antarktyki. Potrz�sn�� g�ow� z oszo�omieniem i spu�ci� oczy
na swoje zaci�ni�te d�onie.
- Bardzo mi przykro, Theo, ale wiesz przecie�, jaki jestem strasznie
naiwny. Nie rozumiem zupe�nie, o czym m�wisz ani dlaczego uwa�asz za
konieczne mierzy� do nas z pistoletu.
To jeszeze jeden przyk�ad twojej paranoi, Theo - odezwa�a si� Caterina. Wsta�a
i podesz�a do Thomasa z wyci�gni�t� r�k�. Pilot pospiesznie
odstawi� piwo i wycelowa� ~w ni� bro�. - Oddaj mi to - powiedzia�a.
Zawaha� si�, unikaj�c jej wzroku, a wtedy chwyci�a pistolet za luf�, wyrwa�a
mu go i odrzuci�a w k�t pokoju.
- A teraz wyno� si�. Id� i ezekaj w helikopterze. I zabieraj swoje piwo.
Devlin zrobi� ruch w stron� broni, ale zawaha� si� i usiad� z powrotem,
najwyra�niej za�enowany. Staraj�c si� ignorowa� Caterin�, by w ten
przynajmniej spos�b ratowa� sw� godno��, odezwa� si� do Yale'a:
- M�wisz powa�nie, Clement? Naprawd� jeste� takim g�upcem, �e nie
rozumiesz, o co mi chodzi?
Caterina poklepa�a go po ramieniu.
Wracaj lepiej do domu. Na tej wyspie nie lubimy, jak kto� nam
grozi.
- Zostaw go, Cat, dowiedzmy si� lepiej wreszcie; c� takiego sobie
uroi�. Przelecie� przez p� �wiata z Neapolu, ryzykuj�c swoj� reputacj�
tylko p� to, �eby nam grozi� jak zwyk�y bandyta... - zabrak�o mu
s��w.
- Co chcesz wiedzie�, Theo? Co� paskudnego o mnie, tak