2852

Szczegóły
Tytuł 2852
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2852 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2852 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2852 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marian Brandys Kozietulski i inni Tom pierwszy Warszawa 1967 Opracowanie graficzne MIECZYS�AW KOWALCZYK Wydanie pierwsze Mojej �onie Halinie Miko�ajskiej ZIELONE TECZKI ytu�owy bohater tej ksi��ki�pu�kownik Jan Leon Hi- polit Kozietulski � objawi� mi si� jako jednostka psychofizyczna i uwarunkowana spo�ecznie dopiero przed paru laty. Sta�o si� to w Kro�niewicach pod Kutnem, w go�cinnym mieszkaniu- -muzeum pana Jerzego Dunin-Borkowskiego, w�a�ciciela s�yn- nych na ca�y kraj zbior�w historycznych. Do owej wizyty w Kro�niewicach dow�dca szar�y somosier- skiej by� dla mnie tylko figur� retoryczn� w trwaj�cym od wieku sporze o �kozietulszczyzn�" � postaci� jednego gestu z batalistycznych p��cien Januarego Suchodolskiego i z wierszy Teofila Lenartowicza: �Kozietulski, zna�em jego, mia� konika bu�anego, doby� szabli: szwole�ery, hej, wiarusy, dalej w k�usy^ a dob�dziem Somosierry! Nie ma strachu dla Mazura, dalej ch�opcy, za mn� hura!" Kiedy magister Borkowski po�o�y� przede mn� na stole pi�� zielonych teczek z korespondencj� prywatn� s�awnego kawale- rzysty i zaproponowa� mi wykorzystanie ich do cel�w literac- kich � moim pierwszym odruchem by�o zdumienie granicz�ce z przestrachem. Nie mia�em najmniejszej ochoty pisa� o Kozie- tulskim i nara�a� si� na podw�jny ostrza� � ze strony chwalc�w i przeciwnik�w kozietulszczyzny. Onie�miela�y mnie archiwalia sprzed p�tora wieku, nie tkni�te jeszcze r�k� zawodowego histo- ryka. Wyci�ganie na �wiat�o dzienne prywatnych spraw konnego bohatera pachnia�o �szarganiem �wi�to�ci", a jednocze�nie wy- dawa�o si� absolutnie niepotrzebne. Czy� Kozietulski nie istnieje w �wiadomo�ci narodowej wy��cznie po to, aby szar�owa� na Somosierr�? Reszta nie powinna nikogo obchodzi�. Tak jak nie obchodzi nikogo, co jad� na �niadanie Mickiewiczowski Konrad przed wyg�oszeniem Wielkiej Improwizacji. Ale pokusa tkwi�ca w zielonych teczkach okaza�a si� silniej- sza od moich opor�w wewn�trznych. Zabra�em si� do studio- wania dokument�w. By�o tego sporo. Kilkadziesi�t francuskich list�w z lat 1807�1812, pisanych przewa�nie do ukochanej sio- stry Klementyny Walickiej, rezyduj�cej w Ma�ej Wsi pod Gr�j- cem; korespondencja otrzymywana w tym samym czasie od najr�niejszych os�b, cz�sto bardzo znanych i bardzo dostoj- nych; manuskrypt pracy pt. Przepisy je�d�enia na koniu i robie- nia pa�aszem i lanc� dla lekkiej kawalerii; troch� papier�w z okre- su Kr�lestwa Kongresowego... W miar� przebijania si� przez staro�wieck�, nie zawsze �atw� do odczytania francuszczyzn� Kozietulskiego, moje skrupu�y nik�y, a zak�opotanie ust�powa�o miejsca rozkosznej emocji. Odnajdywa�em w listach nazwiska starych znajomych z po- wie�ci historycznych Wac�awa G�siorowskiego '.Huragan i Szwo- le�erowie Gwardii. Z po��k�ych kartek, drobniutko zapisanych zrudzia�ym atramentem, wy�aniali si� bohaterowie moich pierw- szych wzrusze� historyczno-literackich: pu�kownik Wincenty Krasi�ski, w�saty �papa" Dautancourt, szef szwadronu To- masz �ubie�ski, kapitan Jan Nepomucem Dziewanowski, bracia Hemplowie, Florek i Marcelek Gotartowscy... Dowiadywa�em si� od najbardziej miarodajnego �wiadka o ich bojach i trudach marszowych, ogl�da�em ich, kiedy nocami wje�d�ali na kwatery do zdobytych miejscowo�ci hiszpa�skich, holenderskich, belgij- skich, niemieckich, budz�c ze snu mieszka�c�w skoczn� melodi� �marsza tr�baczy" Pierwszego Pu�ku Szwole�er�w: Witamy was Witamy was Jezeliscie nasi Kochajcie nas Kochajcie nas Witamy was Witamy was Jezeliscie wrogi Szanujcie nas Szanujcie nas Do zwyci�stw przywykli Wkraczamy do was Obej�cia wzgl�dnego ��damy po was A wy si� nic z�ego A wy si� nic zlego Nie b�jcie odnas\ Do zwyci�stw przywykli Wkraczamy do was Polacy po �wiecie Wojujemy was\ My za Polsk� nasz� I za s�aw� nasz� Wojujemy was... �ywo przemawiaj� do wyobra�ni i uczu� dzisiejszego czytelnika te listy �o�nierza wielkiej wojny sprzed p�tora wieku. Od�r sanctitatis miesza si� w nich z zapachem stajni i �o�nierskiego potu, wielka polityka, patriotyzm, honor � z k�opotami dnia powszedniego. Miotany po �wiecie, szwole�er napoleo�ski dono- si siostrze spod Gr�jca o wszystkim, co mo�e j� zainteresowa�. Informuje j� jednym tchem o historycznych bitwach i naj�wie�- szych modach, lansowanych przez elegantki paryskie; pisze o podbijaniu obcych kraj�w i braku got�wki na kupno konia i munduru; o zamiarach Napoleona wobec Polski i kombina- cjach handlowych mi�dzy Pary�em a dworami ziemia�skimi w Gr�jeckiem. Zdobywca Somosierry �le nie wychodzi na swoim �odbr�zowieniu". Malowany szwole�er z obrazka zmienia si� w �ywego cz�owieka z krwi i ko�ci � bliskiego nam, zrozumia- �ego, niekiedy zadziwiaj�co wsp�czesnego. Lektura korespondencji kro�niewickiej wprowadzi�a mnie po- nownie w czasy, tak dobrze znane memu pokoleniu z popular- nych powie�ci dla m�odzie�y. Co drugie zdanie list�w nasuwa�o mi skojarzenia ze s�awnymi postaciami i zdarzeniami tego okre- su. Ka�d� informacj� Kozietulskiego musia�em konfrontowa� z relacjami wsp�czesnych mu pami�tnikarzy, z wiadomo�ciami ze starych gazet, z s�dami historyk�w. Ani si� te� spostrzeg�em, jak te listy, wspomnienia, komentarze i �doniesienia" prasowe u�o�y�y si� w spor�, nieco rozwichrzon� kronik�-opowie�� o epo- ce napoleo�skiej, ogl�danej oczami �wczesnych Polak�w. Stara�em si�, aby g��wnym narratorem i bohaterem tej opo- wie�ci by� sam Kozietulski. Niestety �luki w materia�ach kro�- niewickich s� tak powa�ne i zasadnicze, �e nie uda�o mi si� tego dokona�. Dla wype�nienia pustych miejsc w dokumentacji, trze- ba by�o wezwa� na pomoc ca�y pu�k szwole�er�w oraz wiele innych os�b: wojskowych i cywilnych. Zanim dopuszcz� do g�osu Jana Leona Hipolita i jego wsp�- czesnych, musz� przeprowadzi� czytelnik�w przez spl�tany, roz- leg�y g�szcz prologu, kt�ry poprzedzi� w�a�ciw� epopeje. ]jp B � S� � ^ ZABAWY PANICZ�W trzeciego maja 1803 roku�w dwunast� rocznic� uchwa- lenia Konstytucji Majowej �z inicjatywy by�ego marsza�ka Sejmu Wielkiego, Stanis�awa Ma�achowskiego, w teatrze Po- mara�czami warszawskiej odby�o si� �bardzo wspania�e przed- stawienie" utworu dramatycznego pt. Za�lubiny Mieszka z D�b- r�wk�. Sumienny kronikarz sto�eczny zanotowa�, �e �przed- stawienie zako�czy�o si� deklamacj� �licznej panienki z anielski- mi skrzyde�kami i anielsk� postaci�..." T� mi�� dziecin� by�a Joanna Grudzi�ska � p�niejsza ksi�na �owicka. Interesuj�cy sam przez si� patriotyczny debiut przysz�ej ma��onki wielkiego ksi�cia Konstantego nie ma jednak dla naszej opowie�ci istot- nego znaczenia. Wa�ny natomiast jest fakt, �e m�sk� rol� tytu- �ow� w widowisku odtwarza�, przyby�y niedawno ze swych d�br podolskich, dwudziestoletni staro�cie opinog�rski, Wincenty Krasi�ski. Ten �urodziwy, przyjemny, pe�en nadziei m�odzieniec" � jak go okre�la� �wczesny recenzent teatralny � odni�s� w roli ksi�cia Mieszka sukces podw�jny. Zebra� wiele braw od wy- twornej publiczno�ci warszawskiej oraz zdoby� na zawsze serce i r�k� jednej z najbogatszych panien w Polsce. By�a ni� pasier- bica s�dziwego marsza�ka Ma�achowskiego � Maria Urszula Radziwi���wna. W�a�nie po tym przedstawieniu inteligentna i nadzwyczaj popularna w towarzystwie warszawskim ksi�nicz- ka zdecydowa�a si� wyj�� za m�� za �ch�opczyka" �jak nazy- 13 wa�a pieszczotliwie m�odszego od siebie o cztery lata adoratora. �lub Krasi�skich odby� si� we Lwowie w cztery miesi�ce p�niej �13 wrze�nia 1803 roku. Warto jeszcze zapami�ta�, �e oblubie- nic� prowadzi�a do o�tarza jej najbli�sza przyjaci�ka, ksi�na Anna Sapie�yna, kt�ra bezpo�rednio po uroczysto�ciach we- selnych wyjecha�a ze swym m�em � ksi�ciem Aleksandrem � na sta�y pobyt do Pary�a. Przy wertowaniu starych kronik szczeg�ln� przyjemno�� spra- wia spajanie w �a�cuch przyczyn i skutk�w zdarze� odleg�ych i na poz�r nie maj�cych z sob� nic wsp�lnego. Ot� w danym wypadku o�mielam si� twierdzi�, �e �lub Wincentego Krasi�- skiego z Mari� Radziwi���wn� oraz przyja�� ksi�niczki z Sa- piehami � fakty na poz�r wy��cznie towarzyskie � mia�y dale- kosi�ne konsekwencje polityczne i... militarne. Nie wiadomo, czy bez tego �lubu i bez tej przyja�ni powsta�by w cztery lata p�niej pu�k polskich szwole�er�w gwardii napoleo�skiej i czy dosz�oby w og�le do szar�y somosierskiej � a w ka�dym razie, czy bra�by w tej szar�y udzia� specjalnie nas obchodz�cy Jan Leon Hipolit Kozietulski. Rok 1803 �jak zgodnie stwierdzaj� pami�tnikarze i history- cy � by� dla ziemia�stwa polskiego w zaborze pruskim rokiem szale�czych zabaw. �M�odzie� tutejsza jest w tej chwili bardzo ha�a�liwa, bo powr�ci�a znowu do z�ego tonu picia od rana do wieczora" � biada� w li�cie do przyjaciela jeden z moralist�w warszawskich. Kronikarz owych czas�w ujmowa� rzecz szerzej i bardziej og�lnie: �Nie by�o miasteczka bez kasyna, nie by- �o jarmarku bez sk�adkowych bal�w. Warszawa przodowa�a w u�yciu. W kasynach spotyka�y si� wszystkie klasy spo�eczne: magnaci, szlachta prowincjonalna, a nawet Prusacy. M�odzie� gra�a w karty, pi�a do upad�ego, urz�dza�a w nocy pijackie burdy, napada�a na spokojnych przechodni�w, na policjant�w, na pa- trole pruskie, t�uk�a szyby, zdziera�a szyldy etc". Kronikarze �wcze�ni sk�onni byli okre�la� ten zara�liwy sza� u�ycia jako �ta�ce na grobie ojczyzny", dzisiejszy psychoso- cjolog dopatrzy�by si� w nim raczej przejaw�w frustracji du- 14 chowej, rozpaczliwej d��no�ci do kompensacji cierpie�, za- wiedzionych nadziei, przymusowej bezczynno�ci oraz braku per- spektyw na przysz�o��. Sytuacja wydawa�a si� beznadziejna. Kraj by� rozdarty na trzy zabory i okupowany przez obce wojska. Warszawa � zdegradowana do rz�du prowincjonalnych miast pruskich. W urz�dach, s�dach i szkolnictwie panoszy� si� j�zyk niemiecki. Patriotycznie rozko�ysana powstaniem ko�ciuszkowskim, stolica specjalnie dotkliwie odczuwa�a ucisk nas�anej z Berlina admi- nistracji. Widoki na rych�e wyzwolenie rozwia�y si�. W ca�ej Europie notowano gwa�towny odp�yw fali rewolucyjnej. Po podpisaniu przez Francj� traktat�w pokojowych: w Luneyille � z Austri�, w Pary�u � z Rosj� i w Amiens � z Angli� �wiat zastyg� w martwocie powszechnej pacyfikacji. Na wojsko polskie na zachodzie nie by�o co liczy�, praktycznie ju� nie istnia�o. Od czasu do czasu dociera�y do Warszawy grupki wyn�dznia- �ych, schorowanych i �miertelnie roz�alonych na Francj�, nie- dobitk�w znad Trebbii, spod No vi i z piek�a San Domingo. Ge- nera� legionowy Amilkar Kosi�ski, bezpo�rednio po powrocie do kraju, pisa� do D�browskiego: �Niepodobna wyrazi�, jak bar- dzo Francuzi s� tu znienawidzeni... starczy wym�wi� s�owo Francuz, by wywo�a� z�orzeczenia..." Sam D�browski, kt�ry mia� przywie�� wolno�� �z ziemi w�oskiej do Polski", wegeto- wa� w Abruzzach w �rodkowych W�oszech i � uhonorowany przez Bonapartego ca�kowicie ju� tytularn� godno�ci� �inspek- tora wojsk polskich" � trudni� si� policyjnym nadzorem nad bandami rozb�jnik�w g�rskich. Z przesz�o dwudziestotysi�cz- nych Legion�w ocala�y zaledwie dwa pu�ki, p�dz�ce gorzki �ywot kondotier�w na �o�dzie w�oskim. Zwyci�ski w�dz Re- publiki Francuskiej � o kt�rym prorokowano, �e �zetrze des- pot�w niedo��ne gniewy, od Tagu wolno�� szerz�c a� do Newy" � zaj�ty by� urz�dzaniem w�asnych spraw i zabiega� dla nich o wzgl�dy koronowanych despot�w starej Europy; po przybraniu tytu�u do�ywotniego Pierwszego Konsula, przy- gotowywa� si� do ostatecznego przekszta�cenia Republiki w ce- 15 sarstwo i nie mia� czasu ani ochoty na �wojny wyzwole�cze". Zanosi�o si� na d�ugi, okrutnie d�ugi pok�j. W tej beznadziejnej sytuacji politycznej na ziemia�stwo pol- skie zaboru pruskiego spad� z�oty deszcz nie znanego przedtem dobrobytu. Prusy inkasowa�y zyski z kilku lat swojej neutral- no�ci. Po podpisaniu traktat�w pokojowych ruch w portach gda�skim i szczeci�skim o�ywi� si� nies�ychanie. Wyg�odzona d�ug� wojn�, Europa �akn�a chleba. Ceny zbo�a zwy�kowa�y z dnia na dzie�, a wraz z nimi ros�a tak�e warto�� rynkowa pol- skich maj�tk�w ziemskich w zaborze pruskim. Ziemianie z Po- zna�skiego, Kaliskiego, ��czyckiego i pruskiej cz�ci Mazowsza w kr�tkim czasie z ludzi �rednio zamo�nych zmieniali si� w bo- gaczy. Ziemia dro�a�a, pieni�dz tania�, by�o za co si� bawi�. Rz�d pruski dok�ada� wszelkich stara�, aby nowym bogaczom u�at- wi� up�ynnienie ich bogactw nieruchomych. Na Warszaw� roz- pocz�� si� formalny najazd przedstawicieli bank�w berli�skich. Agenci pruskiego kapita�u skwapliwie wyrabiali swoim polskim klientom nisko oprocentowane kredyty pieni�ne, kt�re zapi- sywano na wprowadzonych w roku 1797 hipotekach ziemskich. Ze strony Berlina by�a to d�ugofalowa gra polityczna. Na sze��dziesi�t lat przed Bismarckiem stosowano zasady bismar- ckowskiej polityki wyw�aszczeniowej. Rz�d pruski, zdaj�c sobie spraw� z przej�ciowego charakteru wyd�tej koniunktury zbo- �owej, liczy� na to, �e w przysz�o�ci przeci��one d�ugami hipo- teki spowoduj� ca�kowit� ruin� ziemian polskich i wydadz� ich maj�tki w r�ce niemieckie. Ale jednoroczni bogacze nie wy- biegali wzrokiem w przysz�o��. Pozorne wzbogacenie wywo�y- wa�o u nich od razu przesadn� podwy�k� stopy �yciowej. Ludzie � szczeg�lnie m�odzi � ch�tnie po�yczali sobie pie- ni�dze i jeszcze ch�tniej trwonili je na hulanki. Bawili si�, pili, grali w karty a� do zupe�nego odurzenia i zapomnienia o wszyst- kim. W rozbawionym �wiecie warszawskim o�rodkiem najbardziej eksponowanym i najbardziej �sfrustrowanym" by� pa�ac Pod 16 Blach� � dw�r ks. J�zefa Poniatowskiego. M�odszy bratanek ostatniego kr�la polskiego powr�ci� do Warszawy z emigracji popowstaniowej dopiero w roku 1798. Sze�� lat poprzednich by�o dla niego okresem nieustannych konflikt�w moralnych i nie- powodze� �yciowych. W roku 1792 powo�any przez Stanis�awa Augusta, z po- mini�ciem starszych genera��w, na naczelnego wodza Wojsk Koronnych w ostatniej kampanii Rzeczypospolitej � pomimo braku do�wiadcze�, potrzebnych na tak odpowiedzialnym sta- nowisku � wywi�zywa� si� ze swych obowi�zk�w wcale nie najgorzej, a w bitwie pod Ziele�cami odni�s� powa�ny sukces militarny. Po przyst�pieniu kr�la do Targowicy, zachowa� si� w spos�b przynosz�cy mu zaszczyt. �Najja�niejszy Panie � pisa� z obozu wojskowego do stryja � gdyby by�y wyrazy do�� mocne na okazanie ci rozpaczy, kt�r� dusza moja nape�nion� zosta�a, wybra�bym je wszystkie... wielki Bo�e, czemu� docze- ka�em si� tego dnia nieszcz�liwego! M�g��ebym waha� si�, Najja�niejszy Panie, wybra� raczej chwalebny zgon!" M�wiono, �e przed og�oszeniem wojsku postanowie� war- szawskich chcia� pope�ni� samob�jstwo. Potem uchwyci� si� des- perackiej my�li, �eby prowadzi� walk� or�n�, wbrew rozkazom rz�du. Przera�ony kr�l odwodzi� bratanka od tego zamiaru rozpaczliwymi zakl�ciami: �Je�li bro� Bo�e... b�dziesz si� przy tym upiera�, co mi piszesz, jestem zgubiony, a co wi�cej, pa�stwo jest zgubione... Zaklinam ci� na przywi�zanie i wdzi�czno��, jak� mi jeste� winien, je�li nie chcesz by� przyczyn� mojej �mierci, bo tego nie prze�yj�... Na Boga... Pepi, Pepi, pami�taj, �e tu chodzi o m�j honor, o moje �ycie, co wi�cej, o ca�e pa�- stwo". Pod naciskiem szanta�u uczuciowego wola ksi�cia os�ab- �a. Stary lekkomy�lny kr�l od trzydziestu lat zast�powa� mu ojca, by� najczulszym opiekunem i przyjacielem, gor�co prze- ze� kochanym. Jego cierpienia odczuwa� ksi��� jak w�asne. Kiedy lewica patriotyczna w osobach Ko���taja, genera�a Za- j�czka i grupy radykalnie nastawionych oficer�w wyst�pi�a z projektem porwania kr�la i dokonania zamachu stanu � od- 2 � Kozietulski t. I 17 'm�wi� udzia�u w 'konspiracyjnej akcji. Tym jednym aktem soli- darno�ci rodzinnej pogr��y� si� w opinii patriot�w i przekre�li� swoje poprzednie zas�ugi. Pr�bowa� to odrobi�. Jego p�niejsze uczynki, a przede wszystkim listy pisane w nast�pnych miesi�- cach do kr�la przetrwa�y do dzisiaj jako �wiadectwo patriotyzmu i wielkiego serca. Ka�demu innemu chwilow� s�abo�� by wy- baczono �jemu nie, bo nale�a� do rodziny Poniatowskich. Po- t�piony przez patriot�w, prze�ladowany przez Targowic� i car- skich czynownik�w, dr�czony histerycznymi naleganiami stryja, musia� wyjecha� na emigracj�. Najpierw do Wiednia, a wy- p�oszony stamt�d intrygami targowiczan � do Brukseli. W Brukseli � kt�ra by�a wtedy siedzib� g��wnej kwatery armii koalicyjnych oraz azylem europejskiej reakcji � ksi���cy uchod�ca wpad� w z�e towarzystwo. Podr�uj�c jako prywatny voyageur i nie czuj�c si� skr�powany �adnymi wzgl�dami repre- zentacyjnymi, bez skrupu��w od�wie�y� znajomo�ci z dawnymi kolegami z korpusu wiede�skiego, wysokimi oficerami sztabu austriackiego. Ponadto nawi�za� niefortunny romans z emi- grantk� francusk�, Henriett� Puget-Barbentane hrabin� de Yauban, kobiet� b�yskotliwie inteligentn�, przyjaci�k� g�o�nej pisarki baronowej de Stael, ale zaciek�� rojalistk� i urodzon� intrygantk�. Wie�� o tych podejrzanych koneksjach brukselskich by�ego wodza, przekazana natychmiast poczt� pantoflow� do kraju, nie przywr�ci�a mu popularno�ci u rodak�w. Na pierwsz� wiadomo�� o wybuchu powstania krakowskiego powr�ci� do ojczyzny. Przyj�to go nieufnie. Kiedy w cywilnym stroju podr�nym stan�� w Krakowie przed Ko�ciuszk�, stary Naczelnik powita� go mro�nym pytaniem: �Czego ksi��� sobie �yczysz?" Odpowiedzia� bez namys�u: �S�u�y� prostym �o�nie- rzem". Ko�ciuszce spodoba�a si� odpowied� i zaproponowa� mu komend� litewsk�. Ale ksi�ciu nie by�o spieszno na Litw�, chcia� si� �rehabilitowa�" przed dawnymi podw�adnymi z Wojsk Ko- ronnych. Poprosi� o pozwolenie na wyjazd do Warszawy. Po przyje�dzie do stolicy, po dramatycznej rozmowie ze stry- jem, zg�osi� si� jako ochotnik do wyruszaj�cej na front pruski 18 dywizji Mokronowskiego i odegra� pewn� rol� W szcz�liwych potyczkach pod B�oniem. Ale po kl�sce pod Szczekocinami do- bra karta si� odwr�ci�a. , W miar� pogarszania si� sytuacji na frontach i narastania na- stroj�w rewolucyjnych w Warszawie � po�o�enie genera�a z ro- dziny kr�lewskiej stawa�o si� coraz trudniejsze. Od�y�y dawne nieporozumienia mi�dzy ksi�ciem a radykaln� grup� Ko���taja. Do szczeg�lnie ostrych zatarg�w politycznych dochodzi�o z ge- nera�em Zaj�czkiem, kt�ry jako prezes Kryminalnego S�du Wojskowego by� niestrudzony w tropieniu knowa� antyrewo- lucyjnych. Synowiec kr�lewski stara� si� przeciwstawia� terro- rystycznym tendencjom radyka��w powsta�czych, radyka�owie oskar�ali go o przynale�no�� do �fakcji dworskiej", a nawet o ,,zbrodni� kontrrewolucji". Ko�ciuszko os�ania� jak m�g� Poniatowskiego swoim autory- tetem. Po odes�aniu na Litw� Mokronowskiego, odda� ksi�ciu komend� korpusu, powierzaj�c mu obron� stolicy na wa�nym odcinku od Pow�zek do M�ocin. I w�a�nie tam ks. J�zef poni�s� jako dow�dca swoj� najdotkliwsz� pora�k�, kt�ra skompromi- towa�a go ostatecznie w oczach przeciwnik�w. Pisze o tym biograf i apologeta ksi�cia, Szymon Askenazy. �W drugiej po�owie sierpnia Prusacy, rozpoznawszy s�abe strony pozycji Poniatowskiego, przypu�cili do niej ca�� si�� niespodzie- wany atak nocny, opanowali G�ry Szwedzkie i Wawrzyszew. Zdobyli bateri� z o�miu dzia�. By�a w tym po cz�ci wina pod- w�adnego dow�dcy baterii na G�rach Szwedzkich, lecz po cz�ci tak�e b��d taktyczny i nieopatrzno�� Poniatowskiego, kt�ry nadto przypadkiem w chwili rozpocz�cia ataku nie by� przytom- ny (obecny). Gdzie by� tej nocy, pr�no by docieka�, pr�no z�e plotki sprawdza�; tyle pewne, �e po pierwszych wystrza�ach znalaz� si� natychmiast na stanowisku, walczy� do dnia, mia� konia pod sob� postrzelonego, mundur i kapelusz przeszyte kulami, odni�s� lekk� kontuzj�. Rozpacz jego wedle �wiadk�w by�a nadzwyczajna. Rozumia�, �e ze strat� sza�c�w i armat traci� reszt� powagi, �e jemu nic nie b�dzie darowane. Istotnie, 19 zewsz�d podnios�y si� na niego gwa�towne oskar�enia i wyrzuty, poszed� odg�os potwarczy a� daleko za granic�. Usun�� si� na- zajutrz ksi���, g��boko dotkni�ty, zdawszy dow�dztwo D�brow- skiemu..." W ostatnich dniach powstania, po Maciejowicach � przy- wr�cony do dow�dztwa korpusu, nie zdo�a� ju� zrehabilitowa� si� za t� fataln� noc marymonck�. Przeciwnie � ko�cowa faza kampanii okaza�a si� dla niego nieszcz�liwa i pog��bi�a jeszcze otaczaj�c� go niech�� i nieufno��. Po upadku powstania w zaj�tej przez Suworowa Warszawie� sta� si� znowu celem rozpaczliwych szturm�w ze strony nie- szcz�snego kr�la. Stanis�aw August wyje�d�a� do Grodna, gdzie ostatecznie mia�y si� rozstrzygn�� jego losy, i za wszelk� cen� pragn�� tam zabra� z sob� ukochanego bratanka. B�aga� go, straszy�, ucieka� si� nawet do presji materialnej. Tym razem bra- tanek nie uleg� solidarno�ci rodzinnej. ��ycie sta�oby si� dla mnie ci�arem, gdyby nie towarzyszy�o mu wewn�trzne poczu- cie, �e nie mam sobie do wyrzucenia nikczemno�ci" � odpisa� stryjowi i do Grodna nie pojecha�. Postanowi� przeczeka� z�e czasy w pobli�u stolicy, w odziedziczonej po stryju-prymasie Jab�onnie. Uniemo�liwiono mu to. Zn�kany szykanami i denun- cjacjami w�adz okupacyjnych, rozstrojony coraz tragiczniejszymi listami z Grodna, zdecydowa� si� powt�rnie opu�ci� kraj. Wyjecha� do Wiednia i sp�dzi� tam trzy lata w kompletnym oderwaniu od spraw polskich. W roku 1798 �mier� kr�la i konieczno�� za�atwienia formal- no�ci spadkowych wezwa�y go do Petersburga. Cesarz Pawe� � kt�ry z konsekwencj� nie tyle libera�a, co chorobliwego maniaka odwo�ywa� wszystkie zarz�dzenia znienawidzonej matki � przy- wr�ci� polskiemu infantowi skonfiskowane dobra, obdarzy� go godno�ci� przeora Zakonu Malta�skiego i poleci� wpisa� na �rang-list�" rosyjskich genera��w. Wie�� o serdecznym przyj�- ciu ksi�cia przez g��wnego zaborc� � wraz z pe�nym wykazem dobrodziejstw petersburskich � obieg�a natychmiast wszystkie o�rodki patriot�w polskich w kraju i za granic�. Jak si� �atwo 20 domy�li�, i tym razem komentarze nie by�y dla Poniatowskiego przychylne. Z Petersburga powr�ci� do pruskiej Warszawy i osiad� na sta�e w ojczy�nie. Generalny spadkobierca stryja-kr�la i stry- ja-prymasa by� teraz cz�owiekiem bogatym. Jego nazwisko szyb- ko przesta�o razi� warszawiak�w. Wi�kszo�� mieszka�c�w oku- powanej od trzech lat stolicy wita�a w osobie najm�odszego przedstawiciela rodziny kr�lewskiej przypomnienie czas�w daw- nej �wietno�ci i niepodleg�ej Rzeczypospolitej. Bogactwo i szczodro�� 37-letniego ksi�cia, jego wysoka god- no�� wojskowa, szlachetno��, niewys�owiony urok osobisty � a tak�e jego okrzyczana sk�onno�� do mi�ostek i hulaszczego �ycia � rych�o skupi�y wok� niego liczny zast�p pieczeniarzy, pochlebc�w, pi�knych kobiet i m�odych birbant�w. Do kom- panii ksi���cej garn�li si� r�wnie� rozbitkowie dawnego wojska polskiego, kt�rych nieszcz�sny w�dz otacza� najczulsz� opiek� i wi�za� z sob� i�cie monarszymi subwencjami. Rz�dy nad trzema rezydencjami ks. J�zefa: pa�acem Pod Blach�, �azienkami i Jab�onn�, obj�a jego oficjalna faworyta (maltresse a titre) � wspomniana ju� hrabina de Vauban, kt�ra zjecha�a do Warszawy w �lad za przyjacielem. Dama ta, �wy- suszona jak gruszka", schorowana i kapry�na, doprowadza�a do sza�u panie warszawskie swoj� wynios�o�ci� i kr�lewskim spo- sobem bycia. �Mo�na by rzec, i� ksi��� J�zef stawia swoje me- tresy na wysoko�ci metres Ludwika XIV" � pisa�a z oburze- niem do przyjaci�ki Maria Urszula Radziwi���wna, p�niejsza �ona Wincentego Krasi�skiego. Pod przewodnictwem pani de Vauban dw�r Pod Blach� ukszta�towa� si� w pot�n� koteri� towarzysk�, nadaj�c� ton ca�ej modnej Warszawie. Towarzysze zabaw ksi�cia dla przy- podobania si� patronowi nosili �mundury przyjacielskie" w bar- wach jego domu: zielone, ��to podszyte fraki o czarnych ko�- nierzach i z�oconych guzikach z wizerunkiem konia i z napisem �Jab�onna". W kr�tkim czasie uniform Blachy sta� si� przedmio- tem westchnie� ca�ej z�otej m�odzie�y warszawskiej, a postra- 21 chem i symbolem wszelkich nieprawo�ci dla ludzi spokojnych i zdrowo my�l�cych. Zim� w pa�acu Pod Blach�, a w sezonie letnim � w �azien- kach i w Jab�onnie hulano do bia�ego rana, kochano si�, grano w faraona o grube stawki i ogl�dano �obrazy �yj�ce", w kt�- rych najg�o�niejsze pi�kno�ci stolicy rywalizowa�y z sob� urod� i wdzi�kiem. Najwa�niejsz� figur� na tych zebraniach towarzy- skich by�a pani de Yauban. Despotyczna faworyta narzuci�a otoczeniu ksi�cia j�zyk i obyczaje wy��cznie francuskie, a pa�ac Pod Blach�, �azienki i Jab�onne zape�ni�a ca�� rzesz� utytu�o- wanych emigrant�w wersalskich, w�r�d kt�rych znalaz�o si� sporo oszust�w i pospolitych wydrwigrosz�w. Warszawscy pa- trioci g�o�no wy�miewali t� �chorob� francusk�" dworu Ponia- towskiego. Wielkie powodzenie zdoby� sobie aluzyjny wierszyk poety Ludwika Osi�skiego, sekretarza Towarzystwa Przyjaci� Nauk powsta�ego w roku 1800: �Jeszcze Polak po polsku i pi- sze i czyta, bo nie ca�a Warszawa jest blach� pokryta". Blacha robi�a tak�e wypady na miasto. M�odzie�cy w zielo- nych frakach z napisem �Jab�onna" ucztowali w restauracjach Nestego, G�siorowskiego i Rozengarta, a nast�pnie demolowali urz�dzenia tych lokali i wyprawiali najdziksze swawole na uli- cach i w teatrach. Ksi��� p�aci� za wszystko i p�aci� podw�jnie: pieni�dzmi i w�asn� reputacj�. By�emu wodzowi odpowiada�a niezdrowa atmosfera dworu Pod Blach�, topi� w niej gorzk� pami�� o przesz�o�ci. W uciecz- ce przed wspomnieniami trwoni� ogromne sumy na band� rozhulanych dworak�w, romansowa� z pi�kn� pani� Czosnow- sk�, pisywa� wierszyki dla uroczej pani Cichockiej, gra� w fa- raona i... nadal nara�a� si� opinii publicznej. Ale zapomnie� o przesz�o�ci mu nie pozwolono. Wkr�tce do zarzut�w natury moralno-obyczajowej przy��czy�y si� zarzuty polityczne. Te by�y o wiele bole�niejsze. Na gospodarza pa�acu Pod Blach� zwali�a si� lawina oskar�e� ze strony dawnych to- warzyszy broni, wybitnych genera��w polskich, przebywaj�cych na emigracji. 22 Zacz�o si� od g�o�nego Przyczynku D�browskiego � roz- chwytywanego przez publiczno�� i fachowc�w wojskowych � w kt�rym tw�rca Legion�w z powag� i surowo�ci� os�dza� po- st�powanie bratanka kr�lewskiego w czasie rewolucji 1794 roku. Potem dotar�a do kraju nami�tna, podszyta osobist� nienawi�ci� do Poniatowskiego, Historya pi�ra genera�a J�zefa Zaj�czka. W ksi��ce tej � kt�ra �zrobi�a na umys�ach najwi�ksz� impre- sy�" � dawny prezes trybuna�u rewolucyjnego obrzuca� prze- ciwnika politycznego jadowitymi inwektywami, odmawia� mu wszelkich talent�w i zas�ug, kwestionowa� nawet jego bezsporny sukces w bitwie pod Ziele�cami. Jako trzeci oskar�yciel wyst�pi� w tej kampanii rozrachunkowej powszechnie szanowany genera� Karol Kniaziewicz. Nie wymieniaj�c ksi�cia z nazwiska, Knia- ziewicz rani� go najdotkliwiej. �Poniewa� genera�owie nasi nie- kt�rzy mieli przywi�zanie do kr�l�w � pisa� by�y dow�dca Legii Naddunajskiej � wszystkiemu zatem byli przeciwni, co stwarza�a rewolucja... zamiast zach�cania ludu, gardzili broni� i ludem... �yczy�bym, aby �adnego nie u�ywa� genera�a do obro- ny wolno�ci, kt�ry do niej przywi�zanym nie jest..." Do reszty pogr��y� si� ks. J�zef w oczach warszawiak�w swoim wyjazdem do Berlina w roku 1802. Pojecha� tam z musu, szuka� sprawiedliwo�ci i obrony przed nadu�yciami administra- cji okupacyjnej, kt�ra z�o�liwymi sekwestrami uniemo�liwia�a mu uporz�dkowanie rozleg�ej schedy po Stanis�awie Augu�cie. Poniewa� rz�d pruski zabiega� w tym czasie o wzgl�dy magnat�w polskich, petenta z Warszawy powitano z honorami nale�nymi ksi�ciu krwi. Opowiadano ponadto, �e pi�kna kr�lowa Luiza zadurzy�a si� w rycerskim Polaku. Kr�l Fryderyk Wilhelm III nie uchyli� wprawdzie sekwestr�w warszawskich, ale w zamian za to przyzna� Poniatowskiemu sta�� pensj� ze swojej prywatnej kasy oraz obdarzy� go dwoma najwy�szymi odznaczeniami pruskimi: Orderem Czerwonego Or�a i Orderem Or�a Czarnego, W Warszawie � niepokojonej wybrykami Blachy i rozczy- tuj�cej si� w pismach D�browskiego, Zaj�czka, Kniaziewicza � zawrza�o. Pensj� i ordery berli�skie zestawiono natychmiast 23 z donacjami petersburskimi i z wiede�sk� przesz�o�ci� Ponia- towskiego. Patrona rozwydrzonej Blachy okrzyczano fawory- tem i �pensyonalist�" trzech mocarstw zaborczych. �Nie by�o te� niepopularniejszej w Polsce osoby za pruskich czas�w� stwierdza kronikarz ^warszawski�jak przysz�y bohater spod Raszyna, Mo�ajska i Lipska". Ze szczeg�lnym zainteresowaniem i trosk� komentowano ujemne opinie o ks. J�zefie podczas obiad�w �pi�tkowych" u starego marsza�ka, Stanis�awa Ma�achowskiego. Je�eli bowiem pa�ac Pod Blach� by� sercem warszawskiego �ycia towarzyskie- go � to pa�ac Ma�achowskich na Krakowskim Przedmie�ciu (dzisiejszy gmach Akademii Sztuk Pi�knych) �mia�o m�g� ucho- dzi� za siedzib� sumienia obywatelskiego Warszawy. Na chudziut- kie i sztywne obiadki u �polskiego Arystydesa" �ci�ga�a co pi�tek ca�a patriotyczna i intelektualna elita stolicy. Przychodzili tu �odetchn�� czystym powietrzem" zas�u�eni dzia�acze Sejmu Wielkiego, dawni oficerowie legionowi, cz�onkowie Towarzy- stwa Przyjaci� Nauk; Stanis�aw So�tyk, Tadeusz Czacki, ks. Stanis�aw Staszic, poeta Ludwik Osi�ski, zagl�dali tu podczas swego pobytu w Warszawie: J�zef Wybicki oraz �przybylec z Ameryki" Julian Ursyn Niemcewicz. Pod lask� marsza�kowsk� dostojnego gospodarza wspomi- nano stare czasy i rozwa�ano perspektywy przysz�o�ci. Wy- strzegano si� jednak pilnie, aby nie wykracza� poza reformi- styczny program Konstytucji 3 Maja, gdy� �polski Arysty- des" by� gwa�townym przeciwnikiem wszelkich radykalnych nowinek i wcale tego nie ukrywa�. W Warszawie opowiadano sobie po cichu, �e �marsza�ek Staszica raz za drzwi wyprosi�, gdy �w upiera� si� stawia� naprzeciw jego opinii zasady demo- kratyczne, oparte na Umowie Spo�ecznej Russa". Rzecz prosta, �e na takich zebraniach obywatelskich po�wi�- cano niema�o czasu sprawom m�odzie�y. Ubolewano nad upad- kiem jej obyczaj�w, oburzano si� na szale�stwa awanturnik�w spod Blachy i miotano gromy na ich protektora � ksi�cia J�zefa. Najostrzej wyst�powa� przeciwko Poniatowskiemu m�o- n dziutki m�� pasierbicy Ma�achowskiego � Wincenty Kra- si�ski. Dumny, ambitny i pr�ny staro�cie opinog�rski � wnuk ro- dzony i stryjeczny przyw�dc�w konfederacji barskiej: Micha�a i Adama Krasi�skich � od najm�odszych lat uwa�a� si� za na- turalnego dziedzica barskich tradycji wolno�ciowych i republi- ka�skich. W roku 1798�jako ch�opiec pi�tnastoletni�na- wi�za� by� sta�� korespondencj� z przebywaj�cym w Pary�u Tadeuszem Ko�ciuszk� i w dow�d uwielbienia dla wodza insu- rekcji przes�a� mu w darze... s�u��cego Murzyna. Naczelnik � uj�ty patriotycznymi deklaracjami Krasi�skiego � przyj�� ten oryginalny prezent z dobr� min�, co m�odego arystokrat� utwier- dzi�o jeszcze w poczuciu swego pos�annictwa. Zapa� patriotyczny Krasi�skiego na razie wy�adowywa� si� g��wnie w zwalczaniu Blachy. Spadkobierca tradycji barskich by�,,dziedzicznie obci��ony" niech�ci� do ca�ej rodziny Ponia- towskich, ale do w�a�ciciela pa�acu Pod Blach� mia� poza tym jakie� urazy czysto osobiste. Pisze o tym wyra�nie w swoich pami�tnikach kuzyn i przyjaciel Wincentego � J�zef Krasi�ski: �...Nie wiadomo powod�w, dlaczego z ksi�ciem J�zefem �y� zawsze na stopie li grzecznej oboj�tno�ci i wsz�dzie, ju� w wy- stawie, ju� w pompie, stara� si� go je�eli nie przewy�szy� � to przynajmniej dor�wna� mu w okaza�o�ci domowej, dworszczy�- nie i prawie w zbytkach. Nie cierpia� on otaczaj�cych ksi�cia schlebiaczy i poni�aj�c na ka�dym kroku Poniatowskiego mar- notrawstwo, w miejsce liberalnych s�u�alczych jego znak�w otacza� si� towarzystwem wyborowem obywateli, kt�rym wska- zywa� d��enia wy�sze, szlachetniejsze..." Po zwi�zaniu si� z powszechnie szanowanym domem Ma�a- chowskich, dwudziestoletni Wincenty Krasi�ski nada� swojej niech�ci do Blachy charakter konspiracji patriotycznej. Sku- piwszy wok� siebie grono m�odych arystokrat�w, swoich naj- bli�szych przyjaci� i r�wie�nik�w: J�zefa Krasi�skiego, Lud- wika Paca, dw�ch Ma�achowskich oraz trzech braci �ubie�- skich, syn�w p�niejszego ministra Ksi�stwa Warszawskiego, 25 * utworzy� wraz z nimi tajne Towarzystwo Przyjaci� Ojczyzny i mianowa� si� jego prezesem. �Zgromadzaj�c si� co wiecz�r na partyjk� kart, po wieczerzy miewali narady kr�tkie lub d�u�sze � pisze cz�onek-za�o�yciel Towarzystwa, J�zef Krasi�ski. � I gdy si� uregulowa� plan rozleg�y, a cz�onk�w przybywa�o coraz wi�cej, wszyscy zrzekli si� zbytk�w, nawet w ubiorach, przywdzieli czarne fraki, mo- si�ne lakierowane guziki czarne z god�em kotwicy i napisem �nadzieja�. Im bardziej wyciera� si� lakier (i ja�niejszy stawa� si� napis), tem bli�szy by� kres wydobycia kraju z �a�oby. Gdy zgromadzenie powi�kszy�o si� o liczb� przyjaci� znaczn�, na- rady przeniesiono do staro�ytnego pa�acu Ma�achowskich, do sali rycerskiej, gdzie obostrzono przepisy na wyb�r nowych cz�onk�w, u�o�ono rot� przysi�gi, podzielono towarzyszy na stopnie i przeznaczono dni na sesye". Towarzystwo Przyjaci� Ojczyzny od pierwszej chwili swego istnienia zacz�o skutecznie rywalizowa� z hulaszcz� Blach�. Patriotyczny �mundur przyjacielski" Towarzystwa, konspira- cyjne zebrania we wspania�ej sali rycerskiej, ozdobionej tro- feami dawnych wojen i symbolicznym pomnikiem Tadeusza Ko�- ciuszki, tajemniczy ceremonia�, wzorowany na obrz�dach ma- so�skich, przy�wiecaj�ce Towarzystwu czcigodne nazwisko mar- sza�ka Ma�achowskiego oraz sugerowany wyra�nie przez Kra- si�skiego patronat duchowy Naczelnika ostatniego powstania narodowego � wszystko to by�o niezwykle atrakcyjne dla �sfru- strowanej" m�odzie�y warszawskiej i zdawa�o si� obiecywa� zaspokojenie jej utajonego g�odu ideologicznego. W ci�gu kilku miesi�cy Towarzystwo zdoby�o sobie kilku- dziesi�ciu nowych cz�onk�w. Rekrutowali si� oni przewa�nie � dom�w arystokratycznych i wielkoziemia�skich, wiernych tradycjom barskim, ale byli te� w�r�d nich m�odzi intelektuali�ci i arty�ci mieszcza�skiego pochodzenia, bywaj�cy na pi�tko- wych obiadach u marsza�ka Ma�achowskiego, jak np. Zygmunt Vogel vel Ptaszek, znakomity akwarelista i rysownik, autor popularnych do dzi� krajobraz�w warszawskich. Przechodzi�o tak�e na stron� Towarzystwa wielu dawnych klient�w ks. J�zefa, znudzonych pustym �yciem Pod Blach� i w Jab�onnie. Jednym z uczestnik�w konspiracyjnych zebra� patriotycz- nych w pa�acu Ma�achowskich by� bohater tej opowie�ci Jan Leon Hipolit Kozietulski. O �yciu Jana Leona Hipolita, poprzedzaj�cym jego uroczyste pasowanie na Przyjaciela Ojczyzny � niewiele da si� powiedzie�. Jednak�e z jego szczup�ych danych biograficznych wynika wy- ra�nie, �e m�g� on bardziej ni� jego r�wie�nicy uwa�a� si� zaj pokrzywdzonego przez histori�. Prymus warszawskiej Szko�yj Rycerskiej, ulubieniec i protegowany pot�nych Czartoryskichj z Pu�aw, od najm�odszych lat zapowiada� si� na znakomitego! �o�nierza i mia� przed sob� jasno wytkni�t� drog� do kariery. | W pi�tnastym roku �ycia katastrofa pa�stwa wytr�ci�a go z tych s naturalnych kolein. Po trzecim rozbiorze Polski chcia� za przy- ? k�adem wielu starszych koleg�w przedrze� si� do W�och i wsta-! pi� do Legion�w D�browskiego. Nie pozwoli� mu jednak na to ; jego pokojowo i rodzinnie nastrojony ojciec, pan Antoni Ko- zietulski herbu Abdank, starosta b�dzi�ski. Jan Leon Hipolit � odznaczaj�cy si� wyj�tkowym zmys�em familijnym i szacunkiem dla autorytet�w rodzinnych (wida� to z ca�ej korespondencji w teczkach kro�niewickich) � niepotrafi�przeciwstawi� si� woli seniora rodu. Z b�lem serca zrezygnowa� z plan�w �o�nierskich, st�umi� w sobie buntownicze uczucie i pozosta� w kraju jako \ lojalny poddany jego kr�lewskopruskiej mo�ci Fryderyka Wil- helma III. W par� lat p�niej, kiedy starosta b�dzi�ski zmar�, zmieni�a si� tak�e sytuacja polityczna w Europie i przedzieranie si� na zach�d w celach wojskowych nie mia�o ju� �adnego sensu. W roku 1803 Jan Leon Hipolit ma lat 22. Zgrabny, przystojny, wspaniale je�dzi konno, �wietnie ta�czy i podoba si� kobietom. Sam r�wnie� �atwo ulega wdzi�kom niewie�cim i lubi si� bawi�. Usposobienie ma nadzwyczaj pogodne i serdeczne, ale jest po- rywczy i skory do pojedynk�w. Alkohol wyzwala z niego utajo^ ne pretensje do �wiata. W przysz�o�ci, narazi go to na powa�ne! 271 J konflikty z francuskimi prze�o�onymi z gwardii cesarskiej. Jego E os�awiona brawura i zami�owanie do hazardu, kt�re z czasem | stan� si� w Polsce przys�owiowe pod nazw� �kozietulszczyzny", j w roku 1803 z braku innych okazji przejawiaj� si� g��wnie przy J stoliku karcianym. Ale nawet tu musi trzyma� w ryzach sw�j | temperament, gdy� z pieni�dzmi, pomimo wysokiej koniunktury i og�lnej, jest u niego stale krucho. Zmar�y starosta b�dzi�ski, 1 wbrew szumnym pozorom swego tytu�u, pozostawi� rodzinie sched� raczej skromn�. Dochody ze starostwa b�dzi�skiego, nabytego u samego schy�ku niepodleg�o�ci, nie zd��y�y op�aci� nawet po�owy zainwestowanego kapita�u. Rodowy maj�tek Ko- ziet niskich, Promn� w Gr�jeckiem, z�ar�y ca�kowicie hipoteki pruskie. Przepad�a te� intratna dzier�awa du�ego klucza d�br arcybiskupich w �owickiem, kt�r� zmar�y starosta zawdzi�cza� swemu bliskiemu pokrewie�stwu z prymasem Ostrowskim. Po upa�stwowieniu d�br ko�cielnych Prusacy z ca�ego klucza po- zostawili wdowie jedynie 230-morgow� Kompin�pod �owiczem. Ma wi�c prawo pani Kozietulska �ali� si� w listach na �zupe�n� rujnacj� maj�tkow�", a pro�by syna o pieni�dze zbywa� s�owa- mi: �Co do Twoich wydatk�w, bez �adnego ambarasu potrzeba zawsze umie� powiedzie�, �e nie jeste� bogaty". W tych warunkach g��wnym oparciem materialnym dla weso- �ego eks-kadeta jest jego siostra, pani Klementyna z Kozietul- skich Walicka. Ta jedyna ukochana siostra adresatka ca�ej � prawie korespondencji kro�niewickiej, zrobi�a, jak to si� m�wi, �dobr� parti�". Jeszcze za �ycia ojca po�lubi�a znacznie od siebie starszego �hrabiego" J�zefa Walickiego, wojewodzica [ rawskiego i starost� mszczonowskiego, w�a�ciciela rozleg�ych j. d�br Belsk i Ma�a Wie� w Gr�jeckiem. Bogata staro�cina ub�st- wia starszego brata, zasila jego kawalerskie fundusze i stara si� go wprowadzi� w �wielki �wiat" stolicy, co przychodzi jej bez trudu, gdy� ma��e�stwo zbli�y�o j� do arystokratycznych rod�w Krasi�skich i �ubie�skich. W wytwornym towarzystwie war- � szawskim znaj� m�odego Kozietulskiego przede wszystkim jako �brata Walickiej". Arystokratyczna kronikarka tych czas�w, 28 pani wojewodzina Nakwaska, b�dzie go okre�la�a w ten spos�b nawet po Somosierze i po Wagram. Do czasu zwi�zania si� z koteri� Krasi�skiego �ycie przysz�ego szwole�era uk�ada�o si� do�� banalnie. Wiosn� i jesie� sp�dza� w Kompinie u boku matki, pomagaj�c jej w prowadzeniu go- spodarstwa. Latem odwiedza� siostr� w Ma�ej Wsi. Zabawia� si� tam z siostrze�cami albo urz�dza� szale�cze popisy wolty�erskie na najpi�kniejszych wierzchowcach ze stadniny Walickich, co ko�czy�o si� nieraz gwa�townymi zatargami z �Panem Starost�" (jak tytu�owa� w listach szwagra). Reszt� czasu Jana Leona Hipolita poch�ania�y karnawa�owe szale�stwa, bale, kuligi, ta�- ce, romanse, pojedynki oraz suto podlewane alkoholem m�skie partyjki faraona czy pikiety. Wida� z tego, �e programowy przeciwnik Blachy niewiele r�ni� si� upodobaniami i trybem �ycia od rozhulanych panicz�w z kompanii ksi���cej. O jego obecno�ci w sali rycerskiej na Krakowskim Przedmie�ciu zade- cydowa�y has�a patriotyczne Towarzystwa oraz powi�zania oso- biste Klementyny Walickiej z �ubie�skimi i Krasi�skimi. Po pe�nym dynamiki okresie organizacyjnym Towarzystwo Przyjaci� Ojczyzny zawiod�o patriotyczne nadzieje Kozietul- skiego i innych swoich adherent�w. Okaza�o si� tworem ca�ko- wicie niedowarzonym. M�odzi za�o�yciele rozdzielili co prawda mi�dzy towarzyszy stopnie i wyznaczyli dnie na sesje, ale nie - potrafili wype�ni� tych sesji �adn� rozs�dn� i powa�niejsz� tre�ci�. Wkr�tce te� ca�a impreza przekszta�ci�a si� w zwyk�� koteri� towarzysko-rozrywkow�, kt�rej jedynym programem politycznym sta�a si� rywalizacja ze znienawidzon� przez Kra- si�skiego Blach�. Rywalizowano z sob� wsz�dzie, nawet w teatrach. Poniewa� pani Vauban otacza�a opiek� teatr francuski, mieszcz�cy si� w Pa�acu Radziwi��owskim na Krakowskim Przedmie�ciu, Przy- jaciele Ojczyzny obj�li patronat nad teatrem polskim na placu Krasi�skich. Przeniesiona na grunt artystyczny, rywalizacja mi�- dzy dwiema koteriami panicz�w przybiera�a cz�sto formy bardzo drastyczne. Pewnego razu stronnicy pani Vauban dla przypodo- 29 "bania, si� aktorom francuskim wygwizdali grywan� w teatrze polskim tragedi� Rowickiego Sierota chi�ski. W odwet za to Polacy w teatrze francuskim zacz�li si� dopuszcza� takich figl�w, i� publiczno�� musia�a opu�ci� widowisko. �Nazajutrz partya ksi���ca nie zaprzesta�a dokazywa� w teatrze polskim... � pisze J�zef Krasi�ski � nast�pi�y zwady i bijatyki, a� w ko�cu przywo�ano na pomoc �o�nierzy pruskich. Wtedy niejaki Kozic- ki (By� to zapewne Feliks Kozicki, p�niejszy kapitan szwole- �er�w � M.B.), burda, pa�aszem uci�� nos pe�ni�cemu s�u�b� kapitanowi Loga..." Poza rywalizacj� artystyczn� walczono tak�e na szable. Po bilardach, kawiarniach i traktierniach ludzie we frakach zielo- nych i ludzie we frakach czarnych potr�cali si�, zniewa�ali, chwytali za �by � niekiedy bez �adnej przyczyny. Potem zwa�- nione strony spotyka�y si� noc� b�d� wczesnym rankiem przed historyczn� szop� w �azienkach i r�ba�y si� szablami a� do pierwszej, a czasem i do ostatniej krwi. Pojedynki sta�y si� istn� plag�. Ksi��� J�zef, znudzony ci�g�ymi awanturami, za��da� w ko�cu od gubernatora pruskiego wystawienia przed szop� w �azienkach posterunku wojskowego. Ale i to nie zda�o si� na nic. W nocy �o�nierzy rozbrojono i powi�zano. Niekiedy � ale bardzo rzadko � niech�� rywalizuj�cych ko- terii zwraca�a si� przeciwko tej samej ofierze. Los takiego nie- szcz�nika by� godny po�a�owania. Za przyk�ad mog� tu pos�u- �y� tragikomiczne perypetie kuzyna naszego bohatera, m�odego ziemianina, Franciszka Ostrowskiego, dok�adnie opisane w pa- mi�tnikach J�zefa Krasi�skiego. �Raz wymy�lili Przyjaciele Ojczyzny niemi�osiern� mistyfi- kacj�, by za�artowa� z Franciszka Ostrowskiego, m�odzie�ca, kt�ry nie grzeszy� zbytnim rozumem, ale by� pr�nym i dumnym a� do �mieszno�ci. Zapragn�� on wej�� doTowarzystwa. Zgodzo- no si� niby na to i oprowadzano go po piwnicach z zawi�zany- mi oczami. Kazano mu wierzy�, �e g�owy kapusty by�y g�owami skaranych �mierci� zdrajc�w, k�pano go w zimnej wodzie, k�u- to go do krwi, dano mu dotkn�� rozpalonego �elaza, zamkni�to 30 go w pewnym miejscu smrodliwym niby w grocie Wielkiego Mis- trza, zgo�a u�miano si� jego kosztem co si� da�o..." * Po tej zabawie, kt�rej re�yserami i scenografami byli malarze: Soko�owski i Ybgel, nie darmo przez przyjaci� �Ptaszkiem" przezywany, Franciszek Ostrowski sta� si� po�miewiskiem ca- �ej Warszawy. Jego brat. Antoni, p�niejszy dygnitarz Ksi�stwa Warszawskiego i Kr�lestwa, a wreszcie dow�dca gwardii naro- dowej w powstaniu listopadowym, chcia� pom�ci� obraz� ro- dziny i wyzwa� �artownisi�w na szable. Ale musia� si� wycofa�, bo �zbyt wielu ich by�o". Opuszczony przez brata, Franciszek Ostrowski wpad� wtedy na nieszcz�sny pomys� szukania sobie sprzymierze�c�w przeciwko Przyjacio�om Ojczyzny w�r�d naj- t�szych r�baczy konkurencyjnej Blachy. Sko�czy�o si� to dla niego fatalnie. �Franciszek Ostrowski, widz�c si� przedmiotem po�miewiska ca�ego towarzystwa warszawskiego � notuje z uciech� J�zef Krasi�ski � umy�li� przeci�gn�� na swoj� stron� najszale�sz� m�odzie� i zaprosi� j� na obiad do hotelu G�siorowskiego, gdzie mieszka�. W po�owie obiadu ju� wszyscy byli pijani; nast�pi�y krzyki, jakich nie s�yszano nawet w domu wariat�w; kilku naj- szale�szych: Oborscy, Matuszewicze, G�rski, Roztworowski postrzeg�szy wisz�ce na �cianie nader kosztowne skrzypce Ostrowskiego, kt�ry by� niez�ym muzykiem, kazali mu gra� na nich, sami za� i za ich przyk�adem reszta m�odzie�y ciskali w takt na �ciany, okna i zwierciad�a porcelanowe talerze i szk�a ze sto�u, p�ki wszystkiego nie wyt�ukli, co wynios�o na kilka tysi�cy szkody; nie dosy� na tem, zm�wiwszy si� z sob�, po kolei wymykali si� od sto�u i sali pl�drowa� w szafach, komo- dach, skrzyniach i co tylko tam znale�li, poszarpali, pognietli i wniwecz obr�cili; potem pozamykawszy na powr�t tak po- niszczone rzeczy w ich schowaniach, klucze z sob� pozabierali; na ostatek i jakby na bukiet, owe skrzypce rzadkie, do kt�rych Ostrowski ogromn� przywi�zywa� cen�, na kawa�ki rozbili i kawa�ki te mi�dzy siebie rozdzielili, m�wi�c wytrze�wia�emu *Histori� t� wykorzysta� �eromski w drugim tomie Popio��w. 31 w smutny spos�b gospodarzowi, �e to na pami�tk� tak sutej biesiady u tak wielkiego pana". Kontakty z dwiema koteriami panicz�w da�y Ostrowskiemu tak� nauczk�, �e�jak stwierdza kronikarz��nigdy si� ju� wi�cej nie pojawi� w Warszawie". W�adze pruskie odnosi�y si� do tych awantur, zak��caj�cych spok�j publiczny, z zadziwiaj�c� �agodno�ci�. Dobroduszny gubernator Koehier osobi�cie godzi� zwa�nionych i interwenio- wa� u ich rodzin, a w wypadkach ci�szych � kiedy awantur- nik�w trzeba by�o jednak aresztowa� � sam rozwozi� ich p�- niej po domach. �wcze�ni warszawiacy bardzo lubili genera�a Koehiera za jego �dobre serce", dopiero p�niejsi historycy, oceniaj�cy ca�o�� rz�d�w pruskich w Warszawie, zacz�li si� zastanawia�, czy dobro� Koehiera nie by�a przypadkiem wyni- kiem �wiadomej metody, zmierzaj�cej do pog��bienia demorali- zacji w elicie polskiej m�odzie�y. Kto czyta� �wietne opowia- danie Adolfa Rudnickiego pt. U�miech �andarma, osnute na tle okupacji hitlerowskiej w Polsce, uzna chyba t� interpretacj� za s�uszn�. W ka�dym razie jest rzecz� pewn�, �e gubernator Koehier�przy ca�ej swej szczerej czy udanej �agodno�ci� mia�by zupe�nie inny stosunek do rozbrykanych paniczyk�w warszawskich, gdyby m�g� przewidzie�, �e spod Blachy wy�oni� si� wkr�tce: naczelny w�dz i sztabowcy wojsk Ksi�stwa War- szawskiego, a Przyjaciele Ojczyzny przyczyni� si� walnie do powstania polskiego pu�ku szwole�er�w gwardii napoleo�- skiej � i obsadz� w nim prawie wszystkie wy�sze etaty oficerskie. Ale w latach 1803�1804 gubernator Koehier nie mia� jeszcze �adnych podstaw do takich przewidywa�. Nie przewidywali tego r�wnie� sami Przyjaciele Ojczyzny. W zielonych teczkach kro�niewickich odnalaz�em kr�tki list bez daty, pochodz�cy najpewniej z tego w�a�nie �prehistorycz- nego" okresu. Z tre�ci listu wynika, �e Kozietulski odpoczy- wa� wtedy po m�cz�cych harcach warszawskich u znajomego rodziny, nie ujawnionego z nazwiska ksi�dza Gracjana, zarz�- dzaj�cego maj�tkiem biskupim Niesu�k�w pod Strykowem. Dziarski Przyjaciel Ojczyzny musia� czu� si� znakomicie na tej wilegiaturze. W li�cie a� roi si� od �art�w, dowcipnych aluzji i tkliwych przekomarza� z siostr� i z matk�. Wida�, �e po �mier- ci surowego ojca jedyny dziedzic nazwiska sta� si� oczkiem w g�o- wie dw�ch kobiet: m�odszej od niego o dwa lata staro�ciny mszczonowskiej i owdowia�ej staro�ciny b�dzi�skiej. Wzrusza- j�ca mi�o�� tych trojga stanowi dominuj�cy akcent ca�ej kores- pondencji w teczkach kro�niewickich. W li�cie z Niesu�kowa Jan Leon Hipolit przeprasza czule matk� za to, �e pisuje do niej nie do�� cz�sto, a siostr� b�aga �artobliwie o wstawiennictwo u szwagra, �Pana Starosty", kt�ry pogniewa� si� na niego �o t� przekl�t� B�karcic�" (cho- dzi�o pewnie o jak�� klacz, okulawion� przez warszawskiego junaka). Przyrzeka siostrze, �e �je�li pok�j w tej sprawie zosta- nie zawarty, to dalsza walka toczy� si� b�dzie na szachy, kt�r� to gr� zajmuj� si� obecnie". Dopytuje si�, czy na ostatnim balu w Ma�ej Wsi �by�a dobra zabawa i czy du�o ta�czono" oraz czy pr�dko zapowiada si� wesele panny Wojewodzianki (naj- m�odszej z pi�ciu si�str szwagra) �...na kt�re mam ju� od�o- �one dwie pary pantofli, otrzymanych od Mamy". Poza tym jest jeszcze w li�cie mowa o r�nych ploteczkach towarzyskich, o s�ojach przygotowanych na konfitury i marynaty oraz o ksi�" dzu Gracjanie, kt�ry �pada do nogi Jakubowskiej", (wymieniana cz�sto w listach klucznica z Ma�ej Wsi). Wszystko przesycone atmosfer� beztroski, ziemia�skiego dostatku, mi�o�ci rodzinnej i spokoju. Pisany po francusku list ko�czy si� polskim dopiskiem znakomicie oddaj�cym mikroklimat epoki: �Z najwi�ksz� ocho- t� doni�s�bym wiele nowin Niesu�kowskich, ale mi ju� �wicy braknie". \ Pozw�lmy na razie zgasn�� tej rozczulaj�cej ��wicy". Niech Kozietulski odpoczywa sobie spokojnie w biskupim Niesu�ko- wie pod Strykowem b�d� wy�ywa si� nadal w warszawskiej rywalizacji z Blach�. W odleg�ym Pary�u � bez jego udzia�u � przygotowuj� si� wydarzenia historyczne, kt�re ju� nied�ugo pozwol� mu wkroczy� na drog� szwole�erskiej chwa�y. MERWSI NAK)LEO�CZYCY e�y przede mn� stare wydawnictwo angielskie, antologia satyry i karykatury antynapoleo�skiej. Ca�a historia genialnego Korsykanina wyszydzona w rysunkach wsp�czesnych mu dzien- nikarzy londy�skich. Oto wa�ny dla naszej opowie�ci rok 1804, okres przeobra�e� ustrojowych we Francji. W kwietniu tego roku senat og�osi� do�ywotniego Pierwszego Konsula dziedzicz- nym cesarzem Francuz�w. Republika zmieni�a si� w cesarstwo. Ile� temat�w dla reakcyjnej satyry europejskiej! S�awni gene- ra�owie republika�scy � synowie ober�yst�w, adwokat�w i ma- �omiasteczkowych rzemie�lnik�w � przymierzaj� u krawc�w haftowane stroje dygnitarzy dworskich! Mistrzowie ceremonii starego dworu wersalskiego opracowuj� pro