2847

Szczegóły
Tytuł 2847
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2847 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2847 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2847 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Roman BRATNY Kolumbowie rocznik 20 �mier� ln�w wielki dzie�. Nie s�abnie trwaj�ca ju� od tygodni rado�� z oczywistej kl�ski wroga. St�kaj� w mie�cie motory, kt�rych triumfuj�cy bas upoka- rza� w trzydziestym dziewi�tym, id� masy zmordo- wanych marszem ludzi, kt�rych stopy wygl�da� musz� tak jak kiedy� naszych wrze�niowych �o�- nierzy. Wszystko dotychczas gro�ne staje si� �miesz- ne. Nawet lawety prowadzonych przez ci�gniki dzia�, oblepione rozbitkami, s� ju� tylko dziwnie niedo- ��nym narz�dziem ucieczki. 'Ludzie rozbitej armii czuj� spojrzenia stoj�cych na trotuarze t�um�w. Oczy patrz�cych utkwione s� z zapami�ta�ym, �akomym uwielbieniem w bro�. Defilada kl�ski. '� Podejmuj� si�, maj�c jedn� dru�yn� z cekaemem, zafasowa� ca�� t� ho�ot�, st�d a� do Marsza�kow- skiej � cyka� p�g�osem blondyn w wiatr�wce i wy- sokich butach. Na mityguj�ce spojrzenie towarzysza wzruszy� tylko ramionami. Stoj�cy obok starszy, pan z teczik� pod pach� u�- miechn�� si� do nich. � St�d do Marsza�kowskiej? � powt�rzy� s�owa m�odzika jak profesor prowokuj�cy b��dn� odpo- wied�. Blondyn obejrza� si� niech�tnie. Spojrza� w niebies- kie oczy nieznajomego, potem powoli opu�ci� wzrok. Na widok �wiec�cych oficerek wyj�� r�ce z kieszeni. S � Ja tak tylko w przeno�ni... � b�kn��. � Zreszt�, gdyby zaryglowa� ogniem od rogu... � zaszepta� wstydliwie. Jego towarzysz zgromi� go spojrzeniem, poci�gn�� ostrzegawczo za r�kaw wiatr�wki. Starszy pan kiwn�� g�ow�, aprobuj�c gestem zwierzchnika respektowanie zasad konspiracji. Jaka� dziewczyna nie chcia�a pu�ci� od siebie ch�opca. Doros�y, w skautowskich kr�tkich spoden- kach wygl�da�, jakby wybiera� si� na wycieczk�. Na brzegu jezdni przykl�kn�� zmordowany piechur. Zgni�obr�zowy mundur W�gra �ci�gn�� trzech ru- chliwych jak muchy ch�opc�w. Stali na kraw�niku �yczliwie pochyleni, przygl�dali si�, jak �o�nierz � snad� ranny � niezgrabnymi paluchami zaci�ga owijacz, oblu�niony na grubych banda�ach. Karabin, p�taj�cy mu si� na pasie, przerzucony przez szyj�, przeszkadza�. Najstarszy z ch�opc�w samaryta�skim gestem si�gn�� po �elazo. �o�nierz podni�s� g�ow�. Grubo ciosana ch�opska twarz wyra�a�a tylko m�k�. Spojrzenie ch�opca musia�o by� bezwstydnie po��dliwe, bo �o�nierz, nie ko�cz�c opatrunku, szarpn�� za karabin, wsta� i wlok�c koniec owijacza po ziemi wmiesza� si� w pokonany t�um na jezdni. � Ostatnie godziny, kiedy co� jeszcze znaczymy... � b�kn�� Jerzy do Kolumba. Przeciskali si� chodni- kiem. Szli tak brzegiem zapchanej ulicy, cho� do swojego punktu mieli drog� kr�tsz�. Trudno by�o oderwa� oczy od tego widoku. Ale po paru dniach wszystko znowu wygl�da�o ina- czej: powr�ci�o nawet gestapo i urz�dy, czyim� roz- kazem zawr�cone z panicznej ucieczki. � Jak Boga kocham, nic nie rozumiem. � Kolumb sta� przed katedr�. Rozgl�da� si� po szkolnej sali, jak ucze� oczekuj�cy, �e kto� mu podpowie. Kwate- rowali w opuszczonej na czas wakacji szkole na Z�o- tej, gdzie na koncentracj� wpu�ci� ich 'zorganizowa- ny wo�ny. � Na co czekamy? Twarze ludzi siedz�cych w ciasnych �awkach by�y oboj�tne. Wida� by�o, �e od pi�tku spowszednia�y ju� tego rodzaju pytania. Zygmunt, dowodz�cy plu- 6 tonem �Kedywu", otrzyma� rozkaz nierozpuszczalna ludzi. � Pilnujemy magazynu broni � b�kn�� kt�ry�. � Widocznie mamy go przekaza� w porz�dku bolsze- wikom. � A co, mamy wyskoczy� jak w Wilnie, �eby nas potem pozamykali? � Pewnie, czekajmy. Mo�e si� oka�e, �e to zbi�rka na roakaz Fischera, do kopania okop�w... Kilku za�mia�o si�. Nawet na murze naprzeciw nale- piono plakaty t�ustymi literami nawo�uj�ce do jed- no�ci europejskiej w obliczu bolszewickiego niebez- piecze�stwa. � Daj spok�j, pewnie si� �g�ra" dogaduje z Rosja- nami od strony politycznej... A��a, nie bro� si�, two- ja kolej � kto� skierowa� pe�en pasji okrzyk do sko�nookiej ��czniczki. Na katedrze znowu odchodzi- �a partia �dupnika". � Zygmunt! � zawo�a�a za chwil� p�aczliwie A��a, uderzona czyj�� nielito�ciw� d�oni�. G�ow� trzyma�a na kolanach �licznej sanitariuszki, kt�ra r�kami za- s�ania�a jej oczy. Podwi�zka na razie w tej tylko formie pe�ni�a swoje samaryta�skie obowi�zki, i pe�- ni�a je �wietnie, skoro zawsze byli ch�tni do za- bawy. � Zygmunt � powt�rzy�a A��a, pr�buj�c odgadn�� imi� kata. � T�sknisz za r�k� dow�dcy? � odezwa� si� szy- derczo Malutki, egzekutor uderzenia. Zdekonspiro- wa� si� poniesiony zazdro�ci�. Nie darmo wy�miewa� si� z tej pary pluton. � A ja ci powtarzam: powstania nie b�dzie � Jerzy u�miechn�� si� gorzko. � �G�ra" spr�buje wygra� nasz� klap� we Lwowie- i Wilnie. Przecie� nas po- tem rozbrajali i internowali. Nie zrobi� w Warsza- wie powstania... � Cicho � Kolumb obejrza� si� niech�tnie. � A tak. Powiedz�, �e postawa Sowiet�w �eliminuje z akcji czynnej przeciw Niemcom najstarszego kom- batanta", niby nas, i w ten spos�b nie skompromi- tuj� naszej �si�y". � �eby� wiedzia�, �e si�a: dwa erkaemy, pi�tna�cie empi, dwadzie�cia trzy kabe, siedemdziesi�t grana- t�w, bro� kr�tka �Kolumb recytowa� jednym 7 tchem wspania�y stan wyposa�enia plutonu. Dra�ni� go ten Jerzy coraz bardziej. � Tak. Znam jedn� kompani� ze Starego Miasta. Ma 220 ludzi, bro�: 6 pistolet�w, 12 granat�w. A zreszt� im � tak nazywa� '(jakim, w�a�ciwie, pra- wem?) swoje w�adze � chodzi o to, �eby wprowa- dzi� tamtych, ten ca�y rz�d lipcowy z Lublina, na teren podminowany istnieniem tajnej armii, kt�rej si�y tamci w dodatku b�d� sk�onni przecenia�. � Jerzy! � To tylko zapiszcza�a uderzona powt�r- nie'A��a. Znowu nie odgad�a, biedaczka. Ch�opak drgn��, jakby go kto wzywa� przed s�d. Dziewczyna szarpa�a si� ju�, zbola�a, w uchwycie kolan nie- ub�aganej Podwi�zki. � A ta nic, tylko czeka na �g�r�" � skomentowa� nie odgadni�ty wykonawca ciosu. Jerzy by�, b�d� co b�d�, dow�dc� dru�yny. � To co maj� w ko�cu robi�? Mo�e wcieli� nas do Armii Czerwonej, co? � Kolumb chcia� ju� ko�- czy� dyskusj�. Jerzy zamilk� udaj�c, �e lekcewa�y prymitywnego rozm�wc�. A sk�d�e m�g� wiedzie�, u licha, co maj� zrobi�? � Zwolni� Jezuska! � zaprotestowa� Malutki zas�a- niaj�c A��� przed kolejnym gro��cym jej uderze- niem. � Te � osadzi� go kt�ry� � zostaw no w spokoju to pseudo. Malutki obejrza� si� gniewnie, ale nim zd��y� zare- plikowa�, powstrzyma� go Kolumb. Jego: �Zostaw, zostaw!" � by�o ju� rozkazem. Kolumb respektowa� uczucia religijne niekt�rych koleg�w, jakby szuka� w nich poparcia czy tolerancji dla w�asnego �syste- mu metafizycznego", wyra�aj�cego si� w ca�ym kompleksie przes�d�w i powszednich odczynia�. Sprawa pseudonimu dziewczyny ju� dawniej wy- wo�ywa�a zasadnicze spory. Kiedy poczciwa Zosia mia�a wyszuka� dla siebie konspiracyjne imi�, wa- ha�a si� d�ugo, a� Jerzy rzuci� nagle: � B�stwo moje, nazwiemy ci� A��a. Z racji twoich sko�nych oczu, taka jeste� wschodnia... Roze�mieli si� aprobuj�co. Dopiero na drugi dzie�, g gdy przyjmowali do plutonu licz�cego metr dzie- wi��dziesi�t Malutkiego, Nowy, kt�ry od pocz�tku bardzo pilnie przygl�da� si� ��czniczce, wymamro- ta� nie�mia�o protest, �e pseudonim ma ukrywa�, a ten Zosi� w�a�nie dekonspiruje przez nadmiern� zgodno�� z wygl�dem. � ...Naprawd� jest wschodnia, te oczy i ko�ci po- liczkowe... Zauwa�yli�cie?... � Wprawdzie do Mahometa podobna nie jest, ale skoro nie chcesz A��y, nazwijmy j� inaczej, byle bosko, co? � Jerzy zajrza� mu z kpin� w oczy. � Mo�e Jezusek? � mrukn�� w�wczas Zygmunt i wszyscy wybuchn�li �miechem. Dziewczyna rzeczy- wi�cie stylizowa�a si� na niewini�tko. � Byle nie Zosia � szepta� do niej w tym czasie Malutki. � U nas w Wilnie �Egzekutywa" � szep- tem wym�wi� nazw� kom�rki zajmuj�cej si�- wyko- nywaniem wyrok�w � nazywa�a si� �Zosia" od �Zdrajcom Ojczyzny �mier�". Wi�c byle nie Zosia... A��a-Jezusek, cho� nie przyj�o si� oficjalnie, jednak wiod�o w plutonie �ywot p�legalny. Dopiero w pi�- tek, w dniu pierwszego alarmu, Malutki po raz pierwszy wyskoczy� z ostrym protestem. Podniece- nie oczekiwan� akcj� zaostrzy�o wra�liwo�� na �blu�nierstwa". Kolumb spacyfikowa� konflikt religijny. Nowy pod- st�pnie zwolni� upokorzon� A��� i klepn�wszy j� ju� p�jawnie, zaj�� ofiarnie jej miejsce na kolanach Podwi�zki. Czarny Olo kr�ci� si� niezdecydowanie w pobli�u swego dow�dcy. � Staszek � wyszepta� wreszcie. Kolumb spojrza� pytaj�co. � Gdybym tak m�g� wyskoczy� na jedn� godzin�, co? Widzisz, matk� zostawi�em bez gro- sza... � Wojsko � stekn�� sceptycznie dow�dca drugiej dru�yny, odwracaj�c oczy. �A wi�c odmawiasz" � pomy�la� Olo i niespodzie- wanie odczu� co� na kszta�t ulgi. Ale Kolumb rozej- rza� si�, jakby szuka� u kogo� poparcia, i skin�� g�ow�. . � Tylko, bracie, na godzin�... � przyzwoli� szep- tem, bardzo niepewny swej decyzji. Odwr�ci� si� i napotkawszy wzrok Jerzego wzruszy� 9 niech�tnie ramionami. �Ciapciak jestem" � zgromi� si� w my�lach. �Ju� mnie roz�o�y� t� gadanin�" � przygarn�� sobie, zde- nerwowany nieregulaminow� decyzj� w sprawie Ola. �Do czwartej trzy godziny" � uspokaja� w sobie sumienie dow�dcy. �I tak dobrze, �e gada ze mn�, a nie z ch�opakami ze swojej dru�yny..." � zaczy- na� w my�lach pojednawcze kroki wobec przyja- ciela. Olo wymkn�� si� niepostrze�enie. Ju� teraz ba� si� powt�rnego po�egnania. Odprowadza�a go do tram- waju, malutka i siwa, zafrasowana, u�miechem ust usprawiedliwiaj�c �zy p�yn�ce z oczu. � Co wyrabiasz?... � strofowa� j� gniewny, �e lu- dzie patrz�. A sz�o tych m�odych z tobo�kami, tecz- kami, plecakami, jakby nagle ca�e miasto opanowa� turystyczny sza�. � Jutro wr�c� t� sam� pi�tnastk� � za�artowa� z jej przej�cia. Tramwajem jecha�o jego niefraso- bliwe pokolenie na rozpraw� najkrwawsz� w dzie- jach narodu. � I koszuli drugiej nie wzi��e�... � zrz�dzi�a po chwili troch� spokojniejsza, wspinaj�c si� na palce, by mu wy�o�y� porz�dnie ko�nierzyk. Nic biedaczce nie zostawi�, jakie� dwie�cie z�otych. Jak idiota wierzy�, �e na drugi dzie� wieczorem b�dzie z po- wrotem. Z ulg� pomaca� kiesze� wiatr�wki, wy- pchan� po�yczonymi od ch�opak�w setkami. S�abo przyszyty guzik wisia� na nitce. Urwa� go i u�miech- n�� si� do siebie na my�l, jak b�dzie nawleka� matce ig�� � niedowidzia�a ostatnio coraz bardziej. By� ju� na ulicy. Normalny ruch. Jaka� mama pcha w�zek. W tramwaju zwyk�y t�ok. Mo�e nawet niezwyk�y � zn�w przedziwna turystyka: plecaki, chlebaki... � Noga. Noga � ponagla Olo jak�� cholewk� utkwion� na stopniu. Z trudem wt�acza tam swoj� stop�. � A pan dok�d, co? � zagaduje w�a�ciciel cholewy, ju� z g�ry, z pomostu. � W Aleje. � No, bo jeszcze si� sp�nimy... � robi mu �yczli- 10 wie miejsce nieznajomy. By�o wp� do czwartej, gdy wpad� Zygmunt. Prze- bywa� w s�siedniej kwaterze, po przeciwnej stronie ulicy, z trzeci� dru�yn�, dowodzon� przez ma�o ostrzelanego w mie�cie zrzutka z �cicho-ciemnych", porucznika Wilka. Szybko zagarn�� spojrzeniem Je- rzego i Kolumba w k�t pod oknem wychodz�cym na ulic�. � Zaczynamy. Czwarta pi��dziesi�t pi�� wychodzi- cie. Rozdajcie opaski. Zadania bez zmian. Wyci�gn�� r�k�. Przez u�amek sekundy patrzyli zdziwieni. Tak odwykli od gestu. Ale uchwycili si� mocno. � No, stary � wyst�ka� Jerzy i odczu� jakie� sw�- dzenie pod powiekami. I ju� nie by�o jednookiego dow�dcy. Obaj pozostali r�wnocze�nie spojrzeli na zegarki. U�miechn�li si� do siebie z politowaniem dla w�asnej nerwowo�ci i odeszli, niby to oboj�tnie, od okna. Za par� sekund spotkali si� przy szufladzie katedry. U�miechn�li si� powt�rnie i ju� nie wstydz�c si� zdenerwowania otwarli szuflad�. � Fasujemy opaski! Druga dru�yna! � wezwa� Ko- lumb. Jerzy stoj�c pod oknem bez s�owa rozdawa� swoim. �Wi�c to ja pi�� lat temu nie odda�em honor�w sztandarowi? � zdziwi� si� oddychaj�c nier�wno. � To ja?" Ludzie nerwowo wci�gali opaski nie wypuszczaj�c z r�ki peem�w i karabin�w. Dopiero w tej chwili spostrzeg�, �e wszyscy, nie wiedzie� czemu, porwali za bro�. � Jezusku, poratuj! � us�ysza� za sob� szept Ma- lutkiego, kt�ry zemocjonowany, zapomnia� o nie- dawnej potyczce o �nielegalne" imi� ��czniczki. Opaska, snad� zbyt w�ska na jego atletyczne rami�, zerwa�a mu si� przy wci�ganiu i teraz apelowa� o ig��. �Cholera, Olka nie ma!" Kolumb trzymaj�c zapa- sow� opask�, rozpina� kiesze� wiatr�wki na pier- siach. Nagle, jakby si� zawstydzi� wzroku Jerzego, schowa� j� niedba�ym ruchem do kieszeni spodni. � Za pi�� minut... � spojrza� na niego po jakim� czasie Jerzy i skin�� na ludzi. Wzi�� z katedry swego TT thompsona. Ruszyli w dziwnej ciszy, kto� za�mia� si� jakim� gard�owym, nieswoim g�osem: spostrzeg� koleg�, kt�ry dawnym, wyniesionym z konspiracji nawykiem machinalnie zapina� marynark� na prze- wieszonym przez szyj� peemie, ukrywaj�c go skrz�t- nie. Szli po schodach instynktownie cicho, bez gada- nia. Go��b przeci�ga� nad studni� podw�rza. By� wiatr. Nagle � jak w nich � uderzy�y z ulicy strza�y. Przez bram� wida� chmury kurzu, weso�o podrywane uderzeniami powietrza, jakby wystrza�y p�dzi�y je przez swobodn� ulic�. � Naprz�d! � Jerzy by� ju� w bramie. Energiczny ruch r�k�, jakby przyspieszony gest siewcy, Posypali si� na drug� stron� ulicy, przygi�ci, jak pod ogniem. Wyszed� wyprostowany, z peemem zwisaj�cym lu�no na pasku, przewieszonym przez szyj�. Ulica jeszcze �y�a. Kto� krzykn��, kto� pobieg�. Jaka� staruszka stan�a i na ich widok j�a si� �egna� raz za ra- zem. � Niech �yje Polska!... � zawo�a� Malutki. � Babciu... � dorzuci� pr�dko. � Jezu! � zawo�a� jaki� panek i zerwa� kapelusz. Gdzie� zza rogu przynios�o zn�w kilka strza��w. Dla nie przygotowanych by�o to czym� tak harmonizuj�- cym z warszawsk� ulic�, �e sp�oszeni, lecz pewni, �e chodzi o dora�ny �wyroczek", chowali si� po bra- mach. Inni, naiwnie przy�pieszaj�c kroku, usi�owali wydosta� si� ze strefy zagro�onej. Ju� byli na ulicy sami. Przestraszeni nie tym, co jest, ani tym, co b�dzie, ale dziwactwem w�asnej jawno�ci. Jerzy szed� przodem. �Dow�dca wysy�a szperaczy..." � be�kota�a w g�o- wie idiotyczna �podr�cznikowa" my�l. Szed� rami� w rami� z Malutkim. Obejrza� si�: ludzie Kolumba dochodzili ju� prawie do przeciwleg�ego rogu nie- d�ugiej ulicy, Kolumb mia� zaj�� mieszcz�cy si� tam komisariat policji. Wewn�trz by�o czterech �zorga- nizowanych" policjant�w i sprawa wygl�da�a na pewn�. Jerzy mia� oczy�ci� ulic�, �zamkn�� ogniem" skrzy�owanie, nast�pnie, �w zale�no�ci od rozwoju sytuacji bojowej", do��czy� si� do natarcia ha gmach 12 Abschnitt Wache Nord. Nim zdo�a� pomy�le�, strzela� ju� kr�tkimi seriami. Dw�ch lotnik�w, trzepi�c r�kami i nogami, zosta�o,, na bruku. Trzeci odskoczy� w bram�. Zatrzeszcza�y peemy. � Przerwa� ogie�! � krzykn�� widz�c, �e pociski od�upuj� tylko mur. � Trzech, trzech by�o. Lotnicy! �� krzycza� kt�ry� � g�osem cienkim, jakby przechodzi� powt�rnie mu- tacj�. � Ale pan podchor��y zasun��... � podlizywa� si� czyj� szept. Stali wro�ni�ci w mur. � Malutki, grant! � Jerzy rozkazywa� ch�odno jak. na �wiczeniach. Co� w nim dygota�o z rado�ci, �mier- telnie wych�adzaj�cej cia�o. � Os�oni� ogniem! � rzuca za siebie, widz�c, �e Malutki �mia�o, tyle �e trzymaj�c si� blisko muru, szoruje naprz�d w stron� bramy, w.. kt�rej znikn�� trzeci lotnik. W terkot peem�w wtargn�� w�adczo wybuch gra- natu. Malutki zawin�� nim po ziemi jak kr�glow� kul� i w-sekund� po detonacji skoczy� w g��b bramy. Pobiegli. � To ju� trzeci! � czyj� zdyszany szept. Jak�e wspaniale, jak po prostu zwyci�aj�. S�yszy za sob� krzyk, ogl�da si� podnosz�c peem do ramienia. �Jeszcze zbyt nerwowo!" � karci si� w my�lach. To ch�opaki wyrywaj� sobie z r�k pistolety. Jeden zosta� z odpi�tym Niemcowi pasem w r�ku. Za- mierza si� na koleg�. ; � Dajcie na walterka dow�dcy! � godzi ich Jerzy ; i wrzuca do kieszeni wspania�y, ch�odny kszta�t zdo- bytego pistoletu. � A ja? Jurek, a ja? � upomina si� A��a ku�ty- kaj�c za nim. Teraz, jak si�gn�� okiem, pustka. Jerzy zatrzyma� oddzia� przed rogiem �elaznej. Sam wyjrza� ostro�- nie. Przed nim sta� ciemny masyw ufortyfikowanego, budynku. Koz�y hiszpa�skie, bunkry. Raz jeszcze patrzy� na ten gmach. Nagle szarpn�� si� wstecz. Nad miejscem, gdzie przed chwil� trzyma� g�ow�, przelecia� b�yskawiczny czerwony �cieg. Kule ceka- emu od�upywa�y tynk. : -o � Sta�! Jeste�my w polu martwym � zarecytowa�, jak z podr�cznika dow�dcy plutonu, gestem osa- dzaj�c w miejscu biegn�c� ku niemu Podwi�zk�. � Sanitariuszka, sta�! Jeszcze nie teraz � powie- dzia� do niej pokazuj�c z�by w u�miechu. Zachwy- ca� si� sob�. Jest spokojny jak nigdy. Czu�, jak obdziela ludzi swoim spokojem. Gmach Abschnitt Wache chodzi� od grzmotu broni maszynowej. � Malutki, twoja sekcja z erkaemem skok na drug� stron� ulicy! Obsadzisz mieszkania, z kt�rych okien masz obstrza�, zwi��esz �nefpla" ogniem i czekasz na dalsze rozkazy. �Jakie rozkazy?" � my�li za moment, rozp�aszczony na �cianie. Malutki wykona� skok przytomnie. Po- derwa� ludzi jednocze�nie, jak starter stumetr�wki. Zd��yli przebiec szeroko�� ulicy, zanim uderzy� w nich ogie�. Jerzy spostrzeg�, jak kt�ry� z op�nio- nych potkn�� si�, bieg� pochylony nisko, daremnie usi�uj�c z�apa� r�wnowag�, wywali� si�. �Do diab�a, \ bo oberwie" � przynagla� go wzrokiem, nie rozu- miej�c przez d�u�sz� chwil�, �e tam, o dziesi�� kro- k�w od niego, le�y trup. Teraz Niemcy wyleli na ulic� rz�sisty strumie� o�owiu. Malutki szarpa� si� z kim� w g��bi przeciw- leg�ej bramy. �Aha, Podwi�zka wyrywa si� do le��- cego. Ale kt�ry to? Lubo� � pomy�la� z �alem, patrz�c na odrzucon� wstecz, zgi�t� jak do skoku nog� zabitego. � Nie, nie Lubo�, tamten by nie nosi� takich eleganckich p�but�w." �Rozkazy. Jakie rozkazy?" � Jerzy rozgl�da si� po- dejrzliwie po ulicy, jakby spodziewa� si� natarcia ze strony, sk�d wyszli. Ale tam jest przecie� Ko- i lumb. Je�li mo�na co� rozr�ni� w jazgocie maszynek �ich" fortecy, to u Kolumba jest cicho. Widocznie si� uda�o... �Rozkazy. Rozkazy" � ponagla si�. Najwa�- niejsza jest inicjatywa. Podsuwa si� ostro�nie do rogu ulicy, k�adzie si� i tu� nad chodnikiem wy- stawia g�ow�. Ciemne gmaszysko wysun�o bunkry, jak grubych, pewnych siebie szperaczy. Patrzy w jego stron� otworami strzelnic, w jakie zamie- niono zawalone workami z piaskiem okna pierwszego pi�tra. Szarpn�� g�ow� do ty�u. R�g muru strzeli� �(4 czerwonym wn�trzem cegie�, z kt�rych tynk odbi�a seria cekaemu. �Po choler� przerzuci�em tam Malutkiego? � roz- z�o�ci� si� na siebie. � Jak go teraz przed noc� wy- cofa�?" � Jad� jacy�, to nasi! � krzykn�� kto� z ty�u. Jerzy obejrza� si�: wzd�u� muru sun�y postacie umundu- rowanych w kombinezony ludzi z paskami na ramio- nach. � Teraz damy szkopom wycisk! Do Jerzego zbli�y� si� szczup�y, mizerny m�czyzna, zasalutowa� do jakiej� dziwacznej, niebieskiej, pla- �owej chyba fura�erki z dwoma gwiazdkami wyci�- tymi z cienkiej blaszki. 106 kompania Wojskowej S�u�by Ochrony Powsta- nia, kt�rej dow�dca sta� przed Jerzym, uzbrojona by�a jedynie w owe dwie gwiazdki swego dow�dcy, wyci�te z puszki po konserwach. jrzawszy matk� Czarny Olo podzi�kowa� w my�lach Kolumbowi. Powalona przez atak serca, le�a�a od wczoraj, g�odna i s�aba. Daremnie, szcz�li- wa jak m�oda dziewczyna z wizyty kochanka, za- trzymywa�a go s�abymi r�kami. Zbieg� po schodach i wpad� do dozorcy, kt�rego �ona, zas�u�ona wobec mieszka�c�w kamienicy szmuglerka, cz�sto ich za- opatrywa�a. � Nie ma. Wczoraj pojecha�a po towar. Ludzie si� w�ciekli z tego ko�ca wojny czy co? Kupuj� wszystko, jakby to by� lep na muchy, panie � ko- mentowa� pytanie o s�onin� jej ma��onek, przywi�- zany na sta�e do miot�y. On to powiedzia� ch�opcu, �e kelner z pobliskiej restauracji ma na zbyciu jakie� konserwy i cukier. Olo siedzia� ju� godzin� w k�cie pustawej sali resta- uracji na rogu Alej i Marsza�kowskiej, daremnie wyczekuj�c przybycia �pana Kazimierza", kt�ry od dawna powinien by� ju� zluzowa� zdenerwowanego 15 koleg�. �Jeszcze pi�� minut, wi�cej nie mog�" �' monologowa� Olo. M�tne, nie dopite piwo be�ta�o si� na dnie szklanki. Stolik chodzi�, tak niecierpliwie macha� pod nim nog�. Marmurowy blat zas�any by� po�amanymi zapa�kami. Zdenerwowany, musia� czym� zatrudni� niespokojne palce. , Naprzeciwko siedzia�a m�oda, jaskrawo umalowana; kobieta. �Dzi� to by nawet taka z Niemcem nie posz�a" � pomy�la� patrz�c przez wielk� szyb� na wymar�� jezdni�. Od dw�ch dni szalony ruch odwrot�w usta�. Wczoraj przewali�a nawet na Wsch�d ca�a dywizja pancerna. �Jerzy twierdzi, �e Niemcy musieli opanowa� sytu- acj� i powstania nie b�dzie..." � uspokaja� rozsadza- j�c� niecierpliwo��. Dziewczyna z naprzeciwka wyj�a papierosa. �Oczy- wi�cie, juno, niemiecki" � spojrza� na pude�ko. Ostentacyjnie szuka�a zapa�ek. Odwr�ci� oczy. Nie, nie mo�e ju� czeka�. W ko�cu, je�li zostawi matce l pieni�dze i poprosi dozorc�w o opiek�, zawsze co� jej przynios�. Spotka� oczami wzrok dziewczyny. Ju� pali�a. �Mo�e jeszcze pi�� minut" � targowa� si� 'ze sob�. Nie m�g� znie�� my�li, �e wr�ci z niczym. �Nawet guzika mi mama nie przyszyje..." � u�miech- n�� si� i zakr�ci� rogowy kr��ek na p�askim blacie- stolika. � �Je�li zatoczy si� i padnie na stron� praw�,'czekam. Lewa..." W tej chwili us�ysza� strza�. Zaraz potem dwa. Zn�w jeden. Teraz ca�a seria. Za szyb� tupot n�g. -, � Jezus Maria, Jezus Maria... Zacz�o si�... -� szep-' n�� zrywaj�c si� z miejsca. Przez chwil� z ulg� nas�uchiwa� ciszy. Ale teraz r�bn�� seri� karabin maszynowy. Tak. To nie zwy- czajna uliczna historyjka. To... Podbieg� do drzwi. Ju� by�y zamkni�te. Odwr�ci�- si� i biegiem ruszy� do drugiego wyj�cia. Zapomnia� o matce, tylko nieprzytomnie powtarza� nazw� ulicy, na kt�rej zostawi� sw�j pluton. Ale przy drzwiach sta� z rozkrzy�owanymi r�kami zielonoblady w�a�- ciciel czy zarz�dzaj�cy lokalem. �6 � Niemcy w podw�rzu... Zakazali wychodzi�... �Zgin�� nad sma�on� w�tr�bk�!" � Olo rozejrza� si� po sali. Wszyscy st�oczyli si� pod drzwiami. Ro- bi�c �okciami wycofa� si� z t�umu na �rodek sali, Instynktownie nie ufa� stadu. Zdumiony spostrzeg�, �e umalowana dziewczyna pod oknem siedzi pochy- lona nad talerzem, kt�ry musia� pojawi� si� na jej stoliku na chwil� przed tym, co si� zacz�o. � Prosz� si� przesi��� � powiedzia� machinalnie, wskazuj�c na ogromn� szyb�, przy kt�rej siedzia�a. Wzruszy�a ramionami. Nie wiedz�c, po co to robi, wzi�� jej talerz i odstawi� na s�siedni stolik, ukryty za filarem. Za�mia�a si� przyzwalaj�co, lecz on ju� by� z powrotem u drzwi. Ludzie, przed chwil� jeszcze rozkrzyczani, teraz nagle ucichli. Stali st�o- czeni, jakby ka�dy szuka� obrony w cieple cia�a s�- siada. Kilku sprytniejszych lokowa�o si� za barykad� ogromnego bufetu. Nagle kto� wrzasn�� przera�liwie 1 osun�� si� na pod�og�. Pustka wok� niego. Olo by� dobrze z obu stron kryty przez grube filary. Kto� tam pochyli� si� nad rannym. Podci�gn�li go za bufet. Dziewczyna wsta�a od stolika. �A jednak i ona ma do��" � przemkn�o przez g�ow� Ola. W tym momencie ujrza� jej pusty talerz. U�miechn�� si� z mimowolnym uznaniem. ; � Dzi�kuj�. To do niego. Spojrza�, zdziwiony, za gestem jej r�ki o czerwonych paznokciach. Wskazywa�a na okno, pod kt�rym siedzia�a przedtem. W szybie, otoczona sympatyczn� gwiazdk� rozprysku, dziura od kuli. � Ach, prosz� � machn�� r�k� i poszed� z powro- tem do drzwi. Niedaleko, prawie vis a vis, by�o mieszkanie D�bo- wego. Dosta� si� cho�by tam. Co� mu si� przypo- mnia�o: jakie� zdanie redaktora �Prawdy", �e w�a�- nie u niego w mieszkaniu jest zbi�rka plutonu. �Narodowa Organizacja Wojskowa" � pomy�la� z pob�a�liwym lekcewa�eniem. N�W, nie N�W � mia� ju� najbli�szy cel: mieszkanie D�bowego. A potem zobaczymy. Obecnie droga do drzwi by�a wolna. Gromadka go�ci t�oczy�a si� za bufetem. Olo ruszy�. Przekr�ci� klucz w zamku. Nie zwracaj�c uwagi na biadania w�a�ciciela stan�� w progu. W tej �7 2 � Kolumb�w}? � H chwili spostrzeg�, �e nie jest sam. Dziewczyna obli- za�a ukarminowane wargi. ' �No?�zagada�a pytaj�co. W tej chwili us�ysza� niemieckie g�osy. Dw�ch ofi- cer�w Wehrmachtu z pistoletami w r�ku sta�o we wn�ce bramy. Olo bez s�owa ruszy� w ich kierunku. R�ce ostentacyjnie zwiesi� po bokach. �Jeden wy- gl�da na ulic� � �eby si� nie przestraszy�, je�li spo- strze�e mnie nagle blisko siebie." Ale ten drugi widzi go od pocz�tku i nie podnosi pistoletu. Olo stan�� w odleg�o�ci kilku metr�w i nie widz�c nic poza �ci�g��, opalon� twarz� oficera, drewnian� niemczyzn� zapyta�, czy mo�e przeskoczy� na drug� stron�. � Jak jest strona? Strona? � Wir, ich und mein Mann, wollen auf die andere Seite uberspringen... � us�ysza� jej s�owa. Uczu� jej r�k� w swojej. Ci�gn�a go w ty�. Cofn�� si� i do- piero w tej chwili spostrzeg�, �e stoi tu� przy roz- ci�gni�tym w bramie umundurowanym trupie. Trze- wik omal nie dotyka� wstr�tnie rozwalonej g�owy zabitego. : � Bo�e! � przestraszy� si�. � Auf ihre Yerantwortung � us�ysza� s�owa ofi- cera. Ten drugi wzruszy� ramionami i pukn�� si� palcem w czo�o. Ulic�, jak przeci�g, hula�y cekae- mowe serie. Olo obejrza� si�. Dziewczyna u�miecha�a si� bezradnie. Oficer co� zagada�. � M�wi, �eby r�ce trzyma� do g�ry. � Uwa�aj � szepn�� Olo � skaczemy. Pok�j, kt�ry wynajmowa� D�bowy, nale�a� do ja- kiej� urz�dniczej rodziny.3 Blada i wystraszona pani pozna�a Ola. � Nie ma go. Poszed�. Prosz� pana... � zaszepta�a, gdy Olo zrobi� ruch, jakby chcia� odej��. � Prosz� pana, czy to d�ugo potrwa?... Bo m�j Kazio te�... z panem Karolem � wymieni�a imi� D�bowego, tak rzadko przez Ola s�yszane, �e przez sekund� szuka� w my�lach, o kim m�wi. Czu� si� winny wobec tej kobieciny, �e rozmawia z ni� o synu, kt�ry jest ju� 18 w akcji. � Ja si� sp�ni�em na punkt � powiedzia�, jakby si� usprawiedliwia� przed wysok� instancj�. � Niech pan poczeka, prosz�, mo�e co� si� wy- ja�ni... � zaszepta�a stara kobieta usuwaj�c si� z progu. Skierowa� si� do drzwi pokoju D�bowego. Zamkni�te. Instynktownie, jak to robi� parokrotnie, si�gn�� r�k� na g�rn� framug�. Klucz by� w zwy- k�ym miejscu. Pani, skin�wszy g�ow� ze smutn� aprobat�, znikn�a w ciemnym korytarzu. W pokoju D�bowego wszystko by�o na swoim miejscu. Tylko krzes�o odsuni�te daleko od sto�u wskazywa�o, �e mieszkaniec zerwa� si� w gwa�tow- nym po�piechu. Na stole le�a�a zwyczajna szkolna obsadka. Jaki� otwarty zeszyt. Wysokie, spokojne pismo D�bowego, tak nie go- dz�ce si� z jego �arliw� nerwowo�ci� mowy, z ostrym i delikatnym zarazem gestem... �...Chcemy wypowiedzie� wszystko, co nas otacza. �Co nas otacza", m�wimy jak �o�nierz w zab�jczym okr��eniu. (A jednak jest w cz�owieku potrzeba pa- tosu � pisz� to przecie� nie dla czyich� oczu, a wstyd u�y� trafniejszego por�wnania: �co nas otacza jak zaj�ca w kotle�.) Ale jak�e mamy to wyrazi�? Gdzie szuka� ju� nie wzoru, ale przyja�ni z literatur�, skoro �adna nigdy nie mia�a do wyra�enia cz�ci nawet tej grozy i tej wielko�ci..." O�o przerzuci� par� stroniczek. �...Wi�c od dzi� bez skre�le�. Nie wolno skre�li� ani s�owa. Gdzie� musz� pozosta� nie skontrolowany, nie oczyszczony, prawdziwy. Mo�e taka szarpanina strachu i wstydu, nienawi�ci i nadziei b�dzie listem naszej epoki. Gorzkim dla potomnych listem, pisa- nym ci�gle w�r�d b�yskaj�cej broni i cz�owieczego niezrozumienia. Listem m�drzejszym od literatury. Pewien jestem, �e zgin� wiersze poet�w, popalone zostan� lub rozsypi� si� ze staro�ci ksi��ki, lecz po- zostanie pami�� �ycia wi�kszego od sztuki: trudniej jest prze�o�y� nog� przez por�cz mostu ni� napisa� poemat. Zab�jca Kutschery, otoczony, zgin�� w Wi�le. Jak im zazdroszcz�, cho�by Jerzemu, �e ich �ycie jest jak �ycie muchy: liczone na p� godziny. Maj� wi�cej godno�ci ode mnie. Potrzeba dzia�ania. Nie- wiara w my�l, gdy my�l�c� g�ow� mog� ci w�o�y� 19 bezmy�lnie do pieca. Dramat ludzi takich jak ja, jak Jerzy, kt�rzy gardzili pa�stwem w imi� wolno�ci cz�owieka, a teraz �w imi� tego samego� stawiaj� je (pa�stwo), jego si��, ponad cz�owieka. St�d, mimo gor�czkowej aktywno�ci du�ej liczby �rodowisk po- litycznych, niew�tpliwie najwy�szy autorytet AK jako wojska, ludzi stamt�d jako dzia�aczy w�a�nie..." Sk�d� nadlecia�o par� bliskich wystrza��w. Olo nie- ch�tnie wr�ci� do pami�tnika. Machinalnie prze- wr�ci� par� kartek w ty�. �...Ona sob� kupuje mnie jako pami�tk� po Lechu... �wiadomo��, �e jestem kochany za to, �e nie jestem sob� (raczej za to, w czym nie jestem sob�)... Lech mo�e by� bohaterem, w ka�dym razie chcia� nim by� do tego stopnia, �e robi� bez 'przekonania rzeczy, 'kt�re ludzie tak w�a�nie kwalifikuj�. Ale ja? Czy przez to, �e nie uprawiam upami�tniaj�cych si� gest�w, jestem mniej wart ni� on? Przecie�... Chcia�em napisa�, �e �Prawd� i Nar�d� redaguj� nie gorzej, je�li nie lepiej � ale mo�e w�a�nie dlatego ona .mi si� podarowa�a: w tym go przypominam... Zupe�na makabra: ka�dy jej przyp�yw czu�o�ci wy- wo�uje we mnie prawie nienawi��. Czuj�, �e widzi wtedy we mnie jego. Tak jakby pode mn� wo�a�a szeptem jego imi�. Makabra � raz: chodzi o umar�e- go (o, znowu to wstr�tne, co zabroni�o mi napisa�: �poleg�ego�), makabra � dwa: zazdroszcz� mu wszystkiego, chyba nawet tej �mierci, kt�r� ta histe- ryczka wynios�a na o�tarz. M�odopolska egzaltacja wok� trupa... Ile razy... � tu nast�powa� tekst wy- kre�lony starannie i po wielokro�: � Niteczko, prze- bacz. Niteczko." Olek z szelestem obr�ci� kartk� i dopiero teraz jakby zaskrzypia� drzwiami, przez kt�re kogo� podgl�da�, jako� si� zawstydzi�. Otwar� zeszyt na ostatniej kartce i machinalnie ujrza� jeszcze s�owa: �...a wi�c ko�ci rzucone. Teraz wszystko b�dzie jednoznaczne i proste. Zacz�o si�. Idziemy..." � Idziemy � zamrucza� z jakim� grymasem, jakby go przedrze�nia�. Siedzia� oto on, bojowiec z Dy- wersji, w pokoju poety, kt�ry jest teraz na linii. 20 Poczu�, �e nie wytrzyma d�u�ej w tym mieszkaniu. Na schodach siedzia�o par� os�b. Milczeli, jakby na- s�uchiwali og�aszanych gdzie� daleko wyrok�w. Za- b��kani przypadkowo. Ci nie tracili nadziei, �e jeszcze przed noc� trafi� do swoich, czujni, nie chcieli korzysta� z go�cinno�ci gospodarzy. �aden z w�a�cicieli mieszkania nie domy�la� si�, �e w oczach ludzi zab��kanych na to podw�rze jest jak dow�dca pancernego poci�gu, kt�rego sk�ad: pok�j czy dwa pokoje z kuchni� � wydaje si� tym wyrzutkom losu ostoj� bezpiecze�stwa. Nie domy�la� si�, lecz we- wn�trz swego strachu mia� jeszcze miejsce na to ma�e poczucie w�asnego bezpiecze�stwa � w sto- sunku do nich. W grupce siedz�cej na schodach, troch� ni�ej, spostrzeg� �swoj�" dziewczyn�. Przy- siad� obok. Jaka� paniusia chrz�kn�a dowcipnie. Przecie� to by�a Warszawa. Ludzie, przyzwyczajeni do grozy i �mierci, �yli w ich obliczu normalnie � nie rezygnuj�c z przekona�, uprzedze�, obycza- j�w. � No i co? � dziewczyna spyta�a go szeptem, jakby konspiracyjnie pyta�a o rozkazy. Wzruszy� ramionami, u�miechaj�c si� mimo woli. � Ja i tak wiem � odpowiedzia�a mru��c oczy. �Jaka �adna" � spostrzeg� teraz dopiero, kiedy oko- liczno�ci 'zdj�y jakie� zawodowe pi�tno z jej u�miechu. � Co wiesz? � �e jeste� od nich � ruchem g�owy wskaza�a go- tuj�ce si� od wystrza��w miasto. ' '.<�� . Po�o�y� palec na ustach, wskazuj�c oczami siedz�- cych wy�ej ludzi. W tej chwili zatupota�y po schodach kroki. Jaki� m�ody, mo�e szesnastoletni ch�opak zawo�a� zdy- szany ku g�rze: � Panie podchor��y, gotowe! Olo w narastaj�cym mroku ujrza� obok stopy w ��- tych p�butach. Szczup�y, niem�ody cz�owiek scho- dzi� w milczeniu na d�. Olo waha� si� przez moment. Wsta� i poszed� za nim. Cz�owiek �w wymy�la� w�a�nie go�cowi. Widocznie, jego zdaniem, tutaj, w domu odci�tym od akcji, konspiracja mia�a trwa� nadal. Olo w dw�ch nie dopuszczaj�cych sprzeciwu zdaniach dokonawszy prezentacji (�Kedyw") i obj�wszy komend� (�b�dzie- my kombinowa�") przyst�pi� do indagacji. Gotowe by�o przej�cie na teren s�siedniej kamienicy. Dwaj m�odzi podkomendni dziwnie powa�nego �pana pod- chor��ego" wybili je w piwnicy �omami. Nim doszli na miejsce, Olo wiedzia� ju�, �e nie maj� �adnej broni, �e znale�li si� tutaj odci�ci od swoich, bo dow�dztwo widocznie musia�o nagle zmieni� punkt zbi�rki, kt�ry by� w tej kamienicy, sk�d przed dwiema godzinami wys�ani zostali po bro� na plac Krasi�skich. �Bro�" stanowi�a skrzynka butelek z benzyn�, kt�ra zreszt� le�y w piwnicy. Gdy wr�- cili, ju� si� zacz�o. Na miejscu nie zastali nikogo. W s�siednim domu sytuacja by�a podobna. I tu pra- cowano ju� nad przebiciem podziemnego przej�cia. Kuli zreszt� i z tamtej strony. � Je�eli wsz�dzie tak si� wzi�li do roboty, rano b�dziemy chodzi� po Alejach jak po swoich � mruk- n�� Olo i zmontowawszy drug� grup� �saper�w" zarz�dzi� bi� przej�cie w innym kierunku, ku No- wogrodzkiej. � Gdzie� si� przecie� swoich doma- camy... � Ani spostrzeg�, jak przesz�a na niego w�adza. Jaki� starszy pan wypytywa� gorliwie, czy ma wystawi� posterunki �pelot". � Nie �pelot", ale OPL � poprawi� Olo. Nie. Niech nie wystawia, lecz zajmie si� �apaniem wody do wa- nien i wiader. W chwil� potem musia� udzieli� kilkunastu osobom odpowiedzi na pytanie, ile dni b�dzie trwa� akcja. Delegacja ludzi przypadkowo zab��kanych zapytywa�a, czy mo�na pod os�on� ciemno�ci pr�bowa� przedziera� si� ku swoim miej- scom zamieszkania. � Czy Brygada Zmotoryzowana b�dzie walczy� z czo�gami?... � wypytywa�a dr��c matka, kt�rej syn przy po�egnaniu zdradzi� kryptonim swej jed- nostki. � Hura, mamy motoryzacj�! � zarycza� jaki� pan us�yszawszy mocn� nazw� formacji. Kiedy Olo wyszed� na podw�rze, by�a ju� noc. W g�stej ulewie deszczu dudni�y g�ucho blaszane s�owa: �Og�aszam stan obl�enia dla miasta War- szawy... Powtarzam: Og�aszam..." Megafony w g�uszy opuszczonych ulic. Bro� maszynowa umilk�a, tylko 22 uparcie �upa�y granatniki. Niebo bez gwiazd, czarne. Olo przeskoczy� przez puste podw�rze. Zachlupota� po czarnym asfalcie. By� ju� w klatce schodowej po �swojej" stronie. Na schodach nikogo. Przez p�- uchylone drzwi na parterze ujrza� gromadk� ludzi. Ciasno schyleni, rozmawiali o czym� p�g�osem. �To �adnie. Rozlokowali ludzi, jak kaza�em" � po- my�la�. W tej chwili spostrzeg� go kt�ry� z nich. Obejrzeli si� wszyscy z l�kliwym szacunkiem. Za- waha� si� przez moment, czy ma tam wej��. Do- piero gdy zrozumia�, �e powoduje nim ciekawo��, gdzie jest �ta" dziewczyna, wzruszy� gniewnie ra- mionami i poszed� na g�r�. Ma przecie� znajome mieszkanie. Nagle, obok piekielnego zm�czenia, od- czu� strach: b�dzie spa�, a tymczasem mo�e si� zda- rzy� B�g wie co. Wejd� Niemcy, nim zd��y skorzy- sta� z przebitych przej�� na teren s�siednich do- m�w. Przez wybite szyby na p�pi�trze w grzechot ulewy i dalekie detonacje wpada�y znowu blaszane, g�uche s�owa: �Og�aszam stan obl�enia dla miasta War- szawy..." � Og�aszaj, mo�esz mnie teraz w dup� poca�owa� mrukn�� Olo wst�puj�c wy�ej. Potkn�� si� o jak�� siedz�c� posta�, przytulon� do por�czy schod�w. � Wr�ci�e�? � zapyta�a z ciemno�ci ochryple �jego dziewczyna". Wzruszy� si� niespodziewanie. Widocz- nie czeka�a tu, pod drzwiami. � Wsz�dzie to samo � mrukn�� sil�c si� na rzeczo- wy ton. � Przebili�my si� prawie do Kruczej... Sta� na stopniach, zmieszany jak sztubak, nie wie- dz�c, co ma powiedzie�. � Nie �pi pani? � zapyta� wreszcie niezr�cznie. Nie odpowiedzia�a, ws�uchana jakby w chlupot deszczu. Uderzy� granatnik. Zn�w rozleg� si� blaszany, gro�ny g�os. Czu� jaki� niepok�j. �Przeczucie..." � pomy�la� z kpin� i spostrzeg� w jej szeroko otwartych oczach jaki� nowy blask. Obejrza� si� za jej wzrokiem. Przez widoczne teraz w ciemno�ciach nier�wne obrze�enie wybitej szyby ujrza� migotliw� ma�� �un�. � Dobrze, �e jest deszcz � wyszepta�. �P�jd� na g�r�, na strych, spojrz� jeszcze na miasto" � po- 23 my�la� i niespodziewanie usiad� ko�o niej na Stop- �iu. � A z kim? � zapyta�a raptem niskim szeptem.' � Co? � szepn��. � Gdzie mia�am i�� spa�? � w ten spos�b odpowia- da�a teraz na jego pierwsze pytanie. By�o jako� tak, �e nawet si� nie u�miechn��. Czu� ramieniem ciep�o jej cia�a. Ogarnia�a go senno��. � Co? � poderwa� si� nagle. To ona wsuwa�a d�o� mi�dzy jego czo�o a por�cz schod�w. '�'- � Zasn��em? � zdziwi� si� i otrz�sn��, jakby nagle kropla szumi�cego za oknem deszczu wpad�a mu za ko�nierz. Wsta�. Trzymaj�c si� por�czy, senny, zrobi� par� krok�w ku g�rze. Drzwi od mieszkania, w kt�- rym D�bowy mia� pok�j, by�y uchylone. �Dla mnie" � pomy�la� z satysfakcj�. Nagle spo- strzeg�, �e ona stoi tu� za nim. Przestraszy� si� dzie- cinnie. � Prosz� pani, na parterze jest otwarte du�e mie- szkanie, gospodarze nie �pi� � stch�rzy� i wstydz�c si� samego siebie, szybko przekroczy� pr�g. W tym momencie ol�ni�a go my�l. �Przecie� umrzesz nie znaj�c kobiety, idioto!" � Halo! � zawo�a� szeptem w stron� oddalaj�cych si� st�pa� w prze- �wietlanej rosn�c� �un� ciemno�ci. Szmer zapalanej zapa�ki jest g�o�niejszy ni� dalekie detonacje. Chwiejny p�omyk o�wietla delikatny no� z drapie�nie, prawie po semicku wykrojonymi noz- drzami, linijk� prostych brwi, kosmyk ciemnych w�os�w na wkl�s�ym policzku. Zn�w ciemno��. �ap- czywe, czu�e �wiate�ko papierosa ujawnia przymru- �one rz�sy. � Chcesz? � szeptem. Olo nie pali. To ona powiedzia�a mu przed-chwil�: �Nas si� nie ca�uje." Deszcz gra za oknem. Jaka cisza. � Nie jeste� g�odna? � Jestem. Olo wstaje. Cichy trzask kontaktu. �wiat�o. Ch�opak nie patrzy na ni�. Rozgl�da si� bezradnie po po- 24 koJu. Przecie� D�bowy musia� chyba gdzie� trzyma� jedzenie? Otwar� drzwiczki biurka. Rzeczywi�cie dobra� si� do ma�ego kredensiku. Z chlebem w lewej r�ce, puszk� sztucznego miodu w prawej zatrzyma� si� nieru- chomo. � Daj tutaj � szepn�a przysuwaj�c krzes�o do zag��wka kanapy"� i zga� �wiat�o. � Czekaj, jeszcze ci� okryj� � wyb�ka� odwra- caj�c si� szybko. Zgasi� �wiat�o i zacz�� si� szamota� z p�aszczem. Z mozo�em wyszarpn�� wepchany ciasno do kieszeni pami�tnik D�bowego, kt�ry zabra� wy- chodz�c. Cisn�� go w ciemno�� i ruszy� po omacku do niej. Spa� nie zdj�wszy ubrania. Ca�y czas, pomimo ma- mrotania deszczu, g�uchego �oskotu wybuch�w, j�kli- wego rz�enia megafonu, zamiast my�li o tamtych, kt�rych zostawi� przed akcj�, i o matce, dla kt�rej opu�ci� oddzia�, majaczy�y profile i u�miechy tej dziewczyny: �kurwy w�a�ciwie" � broni� si� we �nie. A sen nadchodzi� powoli, podminowany obaw�, nie- spokojny, jak wr�g. �B�d� s�ysza�, gdyby co� dzia�o si� przy bramie" � uspokaja� si� budz�c si� co chwil�. I rzeczywi�cie by� chyba pierwszym, kt�rego po- rwa�o na nogi dudnienie dobijaj�cych si� do bramy kolb. Szukaj�c po omacku r�kaw�w p�aszcza gna� na d� przeskakuj�c po trzy stopnie. Przy drzwiach parterowego mieszkania k��bi�y si� trzy osoby jak w walce. Kobieta i m�ody cz�owiek w jasnym p�aszczu usi�owali zatrzyma� wyrywaj�cego si� im dozorc�. � Otw�rzcie! � krzykn�� im w przelocie, s�ysz�c za sob� tupot jej pantofelk�w na wysokich obcasach. Mia� gotowy plan. Byle do oficyny � w lewo, do piwnic, tam jest przej�cie na teren s�siedniego po- dw�rza. Potem piwnicami w stron� Kruczej. W progu rzuci� okiem w lewo, spostrzeg� luf� peemu, we- tkni�t� przez wybit� szyb� judasza, i twarz Niemca o ustach rozdartych krzykiem. � Zosta�! � rzuci� za siebie do dziewczyny i nie 25 hamuj�c nabranego na schodach rozp�du � skoczy�. Z rozwianymi po�ami p�aszcza, s�ysz�c, jak kule klaszcz� o mur, dopad� naro�nika. By� na drugim podw�rzu. Wbieg� do piwnicy i tutaj us�ysza�... Przy- stan��. Tak. Z s�siedniej piwnicy przez wybity wczo- raj otw�r nios�o niemieckie wrzaski. Jest wp� do pi�tej. �Ubrany kompletnie m�ody m�czyzna schwytany w piwnicach... Od razu czapa" � po- my�la� panicznie i cofn�� si� do wyj�cia. Krzyki go- towa�y si� w wysokiej studni pierwszego podw�rza. Olo bieg� szybko na pi�tro. Ju� i tutaj, w oficynie, ludzie budzili si�. Wybiegli ubrani m�czy�ni. Krzy- cza�y kobiety. W drzwiach na dole dwa he�my. �SS" � uderzy�y b�yskawice na ko�nierzach. G�owy trzymali do g�ry. Jeden poderwa� pistolet. � Hier ist der im weissen Mantel! � krzykn�� w stron� podw�rza i: Komm, komm! � to d� Ola. Dopiero teraz zrozumia� b��d: nie zrzuci� jasnego p�aszcza, kt�ry musieli widzie� przez judasza, gdy pr�bowa� im umkn��. Wyszarpn�� szybko r�ce z kieszeni. Uni�s� do g�ry. W palcach czu� male�ki guzik od koszuli, kt�ry mia�a mu przyszy� matka. �Ju� nie przyszyje..." � pomy�la� spokojnie. Scho- dzi� stopie� po stopniu. �Koniec powstania" � j�- cza�a w nim g�ucha w�ciek�o�� na los i na siebie samego. D�onie �o�nierza obszukuj� go wprawnie. � Bandit! � Cios kolb� bergmanna. Jest ju� na podw�rzu oficyny. Czuj�c na krzy�u ucisk lufy idzie z uniesionymi r�kami na pierwsze podw�rze. Masa ludzi stoi ju� pod murem. Wypro- wadzaj� wci�� nowych. Na skraju, pod samymi drzwiami, z kt�rych przed minut� wypad� w uciecz- ce, stoi ona, ta dziewczyna, i obok m�ody cz�owiek w bia�ym p�aszczu, kt�rego wysoki esesman z empi przewieszonym przez szyj� wali w twarz raz za razem. Przesta�. Olo nie s�yszy pytania, z kt�rym Niemiec teraz zwraca si� do dziewczyny: � Das war der Fluchting? Ona patrzy na twarz cz�owieka w bia�ym p�aszczu, 26 przenosi wzrok na prowadzonego do oficera Ola i za- mkn�wszy oczy szybko kiwa g�ow�. Powietrzem szarpie kr�tka seria. Olo odwraca g�ow�. Widzi, jak m�czyzna w bia�ym p�aszczu osuwa si� wzd�u� muru, czepia si� go palcami. I ona. Ona. Tak, dziewczyna te� si� s�ania. Olo czuje �al, jakby sam �egna� si� ze �wiatem. Ona trzyma d�onie przy twarzy. Oparta plecami o �cian� zaraz opadnie na beton. Ale Niemiec szarpie j� i ciska w t�um. �yje. Teraz Olo wie, �e kolej jest na niego. � Ich hab den im weissen Mantel gefangen genom- men � melduje oficerowi jego eskortant. � Der ist sch�n fertig � wtr�ca si� zab�jca cz�o- wieka w bia�ym p�aszczu i szarpn�wszy Ola za rami� wymierza mu kopniaka; kopni�ty wpada w t�um. W opuszczonej r�ce trzyma kurczowo ma�y guzik od koszuli. Co chwil� w zbit� gromad� wpada kto� nowy. Eses- mani wychylaj� si� z 'pi�tra. � Die zweite Etage fertig � melduj� oficerowi. � Die dritte fertig. W s�siednim podw�rzu seria z automat�w. Lec� szyby. Teraz wszystkich wypychaj� na schodki pro- wadz�ce do sutereny. W dw�ch ma�ych pokoikach pi��dziesi�ciu czy osiemdziesi�ciu ludzi. Kto� ran- ny- � Zdejm p�aszcz�ona szcz�ka z�bami obok Ola. � Nie b�j si�... � uspokaja j� zdawkowo, ale dziew- czyna, jak obra�ona, podrzuca pogardliwie ramiona- mi i odwraca od niego wzrok. � Jezus Maria, spal� nas �ywcem! � krzyczy jaka� kobieta. Do sutereny wpada esesman z lekkim karabinem maszynowym. Roztr�caj�c luf� ludzi dobija si� do ma�ego okienka. Naoko�o p�acz. Ustawia bro� na tr�jnogu i daje kilka kr�tkich serii po oknach wy�- szych pi�ter. �Dwunastu � policzy� Olo wreszsie. � Ten tutaj trzynasty. Mie� pistolet, ze dwa granaty, chocia� dwa granaty!" � my�li maj�c przed oczami spocony �eb esesmana, kt�ry he�m zawiesi� sobie na plecach, jak kobieta s�omkowy kapelusz na pla�y. Do okienka wpe�za dym. P�acz narasta. � Alle antretten! � ryczy od progu oficer. 27 W k��bach dymu wychodz� na podw�rze. Olo nie wie, jak znalaz� w t�umie jej r�k�. Spojrza� ku g�rze. W oknie D�bowego, jak heroina w Tosce, daremnie wyrywa si� p�dzona p�omieniami bia�a firanka. �Teraz" � dziwi si� swemu g�upiemu ko�cowi. Ale ustawiaj� ich 'parami. Wi�c nie to. Otwarta brama. �� Richtung: National Museum! � krzyczy kt�ry� z eskortant�w. � Chod� na czo�o � ci�gnie j� Olo. Pierwsi wy- chodz� na widmowo pust� ulic�. Naprzeciwko czo�g. �A wi�c tak..." � godzi si� ch�opak. S�yszy j�k dziewczyny. Patrzy na ni�, byleby odwr�ci� g�ow� od otworu lufy czo�gowego dzia�ka. Nie. Dopiero w tej chwili rozumie, �e ona j�czy, bo tak bole�nie �cisn�� jej r�k�. Zwalnia uchwyt. Ruszaj� eskorto- wani przez czo�g. �Jakie� te Aleje ogromne" � Olo patrzy na ka- mienn� pustyni� ko�cz�c� si� �cian� p�omieni. Tam pali si� ju� wszystko. �Czy Niemcy s� ju� wsz�dzie? A wi�c powstanie upad�o." Ogl�da si�. Nast�pna para jest chyba o dziesi�� krok�w za nimi. Czo�g sunie �rodkiem jezdni, patrz�c na nich martw� �re- nic� dzia�a. Nagle... Tak, na bramie, trzy, cztery domy dalej, chor�giew. Bia�o-czerwona. Olo nie m�wi�c ani s�owa szarpie dziewczyn� za r�k�. Bie- gn�. S� ju� w zau�ku bramy, gdy wali seri� czo�- gowy wielkokalibrowy karabin maszynowy. Brama otwarta. Ludzie. Powsta�cy. He�m z opask�. Ka- rabin. � Granaty! Pr�dzej, wi�zk�! � ryczy Olo ca�uj�c jakiego� obcego m�czyzn� z opask� na ramieniu. W bram� wpada jeszcze kto�, teraz dw�ch. Dzia�ko pracuje. Krzyki. �> � Zawracaj� � pada od bramy spokojny meldu- nek. � � Co, od razu da� ci wi�zk�? � pyta z serdeczn� ironi� cz�owiek z karabinem. � Plutonowy podchor��y AK Czarny �Kedyw", Grupa Dyspozycyjna A � melduje si� Olo. � Stra- ci�em ��czno�� z oddzia�em. 28 Oficer w polskim he�mie przygl�da mu si� spo- kojnie. � Ja go znam � s�yszy za sob� Olo. To �w cz�o- wiek zwany �panem podchor��ym", z kt�rym razem robili wczoraj przebicia przez piwnice. � R�wny ch�op � melduje tamten. � Ze wszystkich grana- t�w, jakie ma kompania, nie wiem, czyby� zrobi� wi�zk� � informuje go ju� jak swojego, wyci�gaj�c r�k�. � Nazywam si� Bogoria. Kapral podchor��y � dodaje, jakby si� usprawiedliwia� z siwiej�cych skroni. Olo wzrokiem szuka u niego broni. Patrzy na granat zatkni�ty za pas tego drugiego oficera. � �Kedyw"? � pyta oficer i nagle si� decyduje: � Bogoria, przydzielicie podchor��emu dw�ch ludzi. Prosz� zrobi� wypad w kierunku Brackiej i ustali�, kt�re domy zaj�te s� przez nieprzyjaciela. Macie � wyjmuje zza pasa granat. Patrol � w sk�adzie jeden plus dw�ch � uzbro- jony w jeden granat i dwie butelki zapalaj�ce ruszy� piwnicami w stron� Nowogrodzkiej. �Mam jeszcze sw�j guzik..." � uzupe�ni� szydercz�. my�l� wykaz posiadanej broni. �Dwa erkaemy, pi�t- na�cie empi, dwadzie�cia trzy kabe, sze��dziesi�t granat�w..." � be�kota� w my�li o stanie uzbrojenia swego zagubionego plutonu, gdy pochylaj�c g�ow� przekracza� niskie, wybite w murze otwory. � Uwaga, g�owa! � ostrzega�y ka�dorazowo usta- wione tam posterunki. Ostrze�emie powtarzano po kilkakro� � ka�dy z obecnych w piwnicy chcia� chocia� w tej formie wzi�� udzia� w powstaniu. Na niemiecki zaczepny granat zatkni�ty za pas pa- trzyli z zabobonn� mi�o�ci�. �; � Teraz trzeba wyj�� ku Nowogrodzkiej i przesko- czy� g�r� przez Krucz� � informowa� w�a�nie jeden z przydzielonych Olowi ��o�nierzy", gdy z dw�ch stron uderzy�o w nich rzucone z jak�� gniewn� furi� ostrze�enie: � Uwaga, mur... � Uwaga, g�owa! � powt�rzy�y dwa kobiece g�osy i zaraz wo�anie-: ;. � Panie oficerze, prosz�, �eby ona st�d posz�a. Ja mam tu przydzielony posterunek, a ona prze- 29 szkadza... Olo obejrza� si� w ciemno�ciach. Po dw�ch stronach dziury w murze zaperzone kobieciny. Skar��ca � sze��dziesi�cioletnia � wskazywa�a wyci�gni�tym palcem drug�, mizern�, lecz wyra�nie m�odsz�. � Przecie� ona ani usta� nie mo�e � wyskoczy�a ta druga z ob�udnym wsp�czuciem. � Ja mam rozkaz siedzie� tu i ostrzega�: ,,uwaga, g�owa", a ona krzyczy: �mur..." Babcia, wro�ni�ta w krzes�o niby u�an w siod�o, nie my�la�a ust�powa�. Gdy umilk�a, s�ycha� by�o g�uche, dalekie detonacje. � Ale �wieca jest moja... � wyst�pi�a ta m�odsza z nowym argumentem. � Niech ta pani przejdzie na tamt� stron� muru i tam ostrzega... � us�ysza� naraz za sob� g�os �swo- jej" dziewczyny. Obr�ci� si� gwa�townie. � A ty dok�d? Wracaj! � Ja z wami. Jako sanitariuszka... � b�kn�a nie- zbyt pewnie. � W�a�nie, panie oficerze, sanitariuszka � wtr�- ci�a szybko siedz�ca babcia, snad� przera�ona, �e dziewczyna, pozostawiona na miejscu, prawem m�o- do�ci obejmie jej i tak ju� zagro�ony posterunek. Jak ka�dy, chcia�a mie� swoje miejsce w przeczu- wanym, tak bliskim triumfie. Olo odnalaz� w rozja�nionej jedyn� �wiec� ciem- no�ci spojrzenie dziewczyny i machn�wszy r�k� schyli� si� do otworu. � Uwaga, g�owa! Mur! � us�ysza� za sob�. Na podw�rzu naro�nego domu na Nowogrodzkiej przyj�to ich owacj�. Jakie� panie wo�a�y co� o her- bacie, panowie potrz�sali r�k� Ola serdecznie, cho� z umiarem, zezuj�c na granat zatkni�ty za pas � mo�e, bestia, nie lubi �adnych wstrz�s�w? � Herbata? � Olo z trudem zdawa� sobie spraw�,- �e o sto metr�w st�d p�on� podpalone domy... Kiedy odprowadzeni przez t�umek zbli�yli si� do bramy, jaki� czternastoletni cz�owiek o podrapanych kolanach uczyni� ch�odn� uwag�: � Z Poczty G��wnej pruje jaki� go��biarz, uwa- �ajcie. 30 � Go��biarz? � zatrzyma� si� na brzegu chodnika. �wist kuli wyt�umaczy� mu nowe powsta�cze s�owo. Przygi�ty, przylepiony do muru, dobieg� do naro�- nika Kruczej. � Skok � machn�� r�k� i pobieg� pochylony, s�y- sz�c za sob� pr�dki tupot. Zatrzyma� si� w bramie. Obok niego tylko ona. A jego �o�nierze? Zdecydo- wali si� dopiero teraz, widz�c szcz�liwe l�dowanie dow�dcy i �sanitariuszki". Olo spojrza� na nich przeci�gle. Brama by�a zamkni�ta. Zacz�li do niej �omota�, niezbyt pewni, kto im otworzy. Z rado�ci� us�yszeli jaki� spazmatyczny p�acz i wystraszone okrzyki. � Swoi, otw�rzcie! W bramie rzuci�o si� na nich kilkudziesi�ciu rozdy- gotanych, p�acz�cych z rado�ci ludzi. Dotykali opa- sek. Krzyczeli co� ch�rem. Olo z trudem zorientowa� si�, �e s� to przewa�nie uciekinierzy z s�siedniej, wychodz�cej na Aleje kamienicy; uciekli tu z pod- palonego ju� domu. � Tam Niemcy, ratujcie! � Jaka� babina, do tej pory kl�cz�ca przed figur� na �rodku podw�rza, teraz obr�ci�a si� na kolanach w stron� przyby- �ych. Olo zorientowa� si� w sytuacji. Przej�cie na teren tamtej zaj�tej czy podpalonej kamienicy by�o proste. W murze dziel�cym podw�rza wybito ogromn� dziur�. Podeszli ostro�nie. Wida� by�o oficyn�, p� otwartej bramy, obramowany wylotem bramy skra- wek pustych Alej. Pali�o si� lewe frontowe skrzy- d�o. � Skoro si� pali, to ich tam nie ma � mrukn�� uspokajaj�co do swego �patrolu". � Przeskakujemy, i zaraz w bok � poinstruowa�, by zeszli z pola widzenia, jakie dawa� mog�a rozwalona brama. Zostawili za sob� zamilk�ych nagle ludzi. Szed� pierwszy, trzymaj�c za r�czk� sw� idiotyczn� bro�. Skr�ci� w drzwi oficyny. Pusto. Mieszkania pootwierane. � Przejdziemy na front, wyjrzymy na Aleje i wra- camy � komenderowa�. Byle nie wchodzi� w pole widzenia, jakie dawa� mog�a otwarta brama. Nagle znieruchomia�: �omot czo�gowych g�sienic. Teraz cisza. Niemieckie s�owa. 31 � Wracaj! � krzykn�a za nim. Gromki �omot od strony ulicy. To czo�g wywali� drugie skrzyd�o bramy. � Cofamy si�! Dopadli drzwi oficyny, gdy uderzy� karabin maszy- nowy. Bi� jeszcze, gdy ujrzeli przewieszone przez otw�r w murze cia�o kolegi, kt�ry pr�bowa� wcze�- niej ucieczki. � Bierz �om! � krzykn�� Olo wskaz