2846
Szczegóły |
Tytuł |
2846 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2846 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2846 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2846 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Roman BRATNY
Kolumbowie rocznik 20
�mier� poraz pierwszy
jask�ki lata�y wysoko. Pi�ka wybita do g�ry
przerwa�a cie� rzucany przez parkowe drzewa, b�ys-
n�a w zachodz�cym s�o�cu.
� Aa! � graj�cy pokwitowali z uznaniem przyj�cie
��ci�tego". Zygmunt rzuci� do Kolumba przez za-
ci�ni�te z�by:
� Dawaj jeszcze raz.
Pi�ka wystawiona idealnie nad siatk�. M�ody, opalo-
ny brunet przygotowuje si� do skoku. Sp�nia si�
o sekund� � Jakby unieruchomi� go spieszny j�k
policyjnego wozu, nadlatuj�cy sk�d� od g��wnej
ulicy. Ale Zygmunt jest rutynowanym siatkarzem.
Za p�no na �ci�cie? Pi�ka oddana mi�kko tu� za
siatk� myli graj�cych, dotyka ziemi. Przeciwnicy
nie ruszaj� si�.
� Trzyna�cie... No, przejechali. Czego si� gapisz,
do cholery? � gromi ni�szego od siebie o p� g�owy
Kolumba. ,,R" wymawia w niepor�wnanie zabawny
spos�b: to ju� nie ,,h", ale jakie� mieszane g�oski
,,h" i ,,k". Tym razem Kolumb respektuje jego wez-
wanie. Odwraca g�ow�.
� Dawa� pi�k�, nasz serw � ponagla przeciwni-
k�w.
Ockn�li si� ju�.
� Jakie trzyna�cie, uwa�aj! �andarmi na was nie
zapracuj� � rzuca kt�ry�. � Dwana�cie do dziesi�-
ciu � poprawia.
Dograli seta.
� Z ciebie te� siatkarz jak z koziej dupy tr�ba �
powiedzia� Zygmunt wci�gaj�c spodnie. Zatrzyma�
si� z paskiem w d�oni, widz�c, �e Kolumb patrzy za
odchodz�cymi kolegami. Szli w spodenkach k�pielo-
wych, nios�c ubrania w r�kach. Wis�a by�a blisko. �
� Nie idziesz z nimi?
� Nie mam czasu! � odpar� Kolumb. Star� wierz-
chem zabrudzonej d�oni l�ni�c� warstw� potu
z wkl�s�ego, opalonego brzucha i si�gn�� po koszul�.
Po chwili obaj szli w stron� wiaduktu.
Zygmunt studiowa� biologi� na tajnym uniwersyte-
cie, mia� nienagannie skrojon� marynark� i pra-
cowa� w zak�adach remontowych. Jego ausweis to
nie by� jaki� tam groszowy, fa�szowany �mie�. Zda-
wa�o si�, �e sama �wrona" niemieckiej piecz�ci
siedzi dumna i zadowolona na gnie�dzie literowych
skr�t�w maluj�cych wa�no�� przedsi�biorstwa dla
wojennej gospodarki Rzeszy. Nie o same papiery
sz�o zreszt� w tym wypadku. Zygmunt by� mistrzem
samozaopatrzenia. Ilo�� opon, samochodowych cz�ci,
szoferskich ko�uszk�w, jakie gin�y w zak�adach,
by�a tajemnic� nawet dla najbli�szych koleg�w
i przyjaci�, co nie znaczy, by Zygmunt by� sobkiem
i egoist�. Kiedy dwa tygodnie temu, w dniu imienin
wyk�adowcy na tajnym kursie uniwersyteckim,
urz�dzi� sk�adk� na garnitur dla profesora, suma ze-
branych pieni�dzy wynios�a nieoczekiwanie dziesi��
tysi�cy z�otych. Podobno ani mrugni�ciem oka nie
da� do zrozumienia, jak ,,zebra�" tak� kwot� w�r�d
okupacyjnych golc�w, ganiaj�cych na wyk�ady w
drewniakach. A nowe oficerki Kolumba? Kto by
uwierzy�, �e Zygmunt wystara� si� na bezugschein
o prawie darmow� sk�r� dla kolegi. I Kolumb �wie-
ci� po �oliborzu wysokimi �szklankami", jak nazy-
wano usztywnion� cz�� buta, kt�ra winna mie�
wygl�d czarnego, �wiec�cego naczy�ka. Dzi� z uwa-
gi na upa� i zako�czone w�a�nie spotkanie siatk�wki
by� w trepkach. Zamiast oddzwania� energicznie
krok, nogi cz�api� w nich nieprzyjemnie, tupocz�,
jakby laz� rozczochrany je�, a nie podchor��y.
Zygmunt szed� w milczeniu, ss�c zerwan� po drodze
trawk�. Przechodzili ko�o muru, na kt�rym czyja�
niewprawna r�ka wypisa�a ogromnymi wo�ami: �My
Hitlera w dupie mamy." Zamiast podpisu figurowa�
znak kotwicy.
� Broni� ojczyzny � mrukn�� Zygmunt. Kolumb,
eks-bohater Ma�ego Sabota�u, z trudem zni�s� pro-
wokacj�.
� No to cze��! � po�egna� si� szybko.
� Powodzenia... � mrukn�� Zygmunt.
�Gdyby wiedzia�, �e um�wi�em si� z ni� u Lardel-
lego, got�w by zakaza�" � pomy�la� Kolumb o przy-
jacielu z nag�� niech�ci�. Niedawno og�oszono prze-
cie� bojkot kawiarni, w kt�rej podczas kameralnych
koncert�w publiczno�� polska miesza�a si� z nie-
mieckimi oficerami i �o�nierzami.
�Pierwszy raz si� tu um�wi�em i mam racj�. Inaczej
ona by znowu', posz�a kiedy� do kina" � monologo-
wa� jeszcze wst�puj�c po stopniach kawiarni. Zielo-
ne mundury siedz�cych przy stolikach oficer�w
przej�y go dreszczem. Dopiero po chwili, na widok
pasa z pistoletem przewieszonego przez por�cz
krzes�a, uspokoi� si�. Gdyby tak sw�j pobyt tutaj
okupi� now� parabelk�? Zl�k� si� nieomal, �e ta
my�l jest ju� postanowieniem. Rozgl�da� si� uwa�-
nie w poszukiwaniu dziewczyny i czu�, �e serce bije
mu spieszniej. �To przez ten pistolet" � broni� si�
przed upokarzaj�cym przypuszczeniem, �e nieobec-
no�� Ba�ki przyprawia go o tak niem�skie l�ki. Zna-
laz� wolny stolik. Skr�powany i niezgrabny odsun��
krzes�o. Czu� si� mimo wszystko fatalnie. Spojrza�
na zegarek. By� sp�niony o dziesi�� minut.
�Mo�e ju� posz�a?" � zaniepokoi� si�. Wojowa�a
z nim o tego Lardellego od miesi�ca, przypuszczenie,
�e mog�a wyj�� nie doczekawszy si�, by�o absurdal-
ne. Niedawno, kiedy wygada�a mu si�, �e by�a w ki-
nie, nie widywali si� przez tydzie�.
� To ja jako zupe�ny szczeniak wypisywa�em �tyl-
ko �winie...", to ja �gazowa�em", a ty... � pl�ta� si�
po tym jej wyznaniu.
I cho� to nie on wymy�li� slogan: �Tylko �winie
siedz� w kinie", i nie on rozpisa� go wsz�dzie na
warszawskich murach, ale kto przy wej�ciu do kina
�Napoleon", obok napisu, potrafi� naszkicowa� dwa
ogromne knury rozwalone w kinowych fotelach?
Kto wymy�li� inny, mo�e mniej popularny, lecz nie
mniej gro�ny skr�t: �Padlina idzie do kina"? Kto
ma na koncie dziesi�� udanych �gazowa�", w czasie
kt�rych �zakrztusi�" �adnych par� tysi�cy amator�w
zakazanej rozrywki? Przypomnia� sobie do�wiadcze-
nie prowadz�ce do wykrycia mieszanki, kt�rej za-
palenie powodowa�o murowany pop�och na kinowej
sali, a zaduch korkowa� j� na par� dni.
Rozjuszy�o go ostatecznie wyt�umaczenie, jakiego
chwyci� si� Basik: Chodzi do kina r�wnie� po to,
�eby zobaczy� �gazowanie". Ona te� chce by� w po-
bli�u roboty. Kolumb nie pozwala jej samej, to
chocia� tak � zobaczy... Zaraz zreszt�, nastraszona,
dopowiedzia�a tym swoim niskim g�osem (st�d imi�
Basik, od �bas"), �e mniejsza o �gazowanie", ale
ona nie ma zamiaru umrze� nie widz�c kina.
�Ona umrze�!" � za�mia� si� gorzko, podkre�laj�c,
komu to bli�ej do �mierci, ale nie wywo�a� po��da-
nego efektu.
Zerwa� z ni� wtedy, �do zm�drzenia". �Zerwa�"!
Mo�e ona domy�la�a si�, sk�d te cz�ste omy�ki tele-
foniczne, przy kt�rych jej �halo" pozostawa�o bez
odpowiedzi. Jak on j� lubi�, nawet ten jej g�os!
Dzwoni� prawie co dzie�, byle us�ysze� chocia� to
�halo". Kt�rego� dnia zamiast �halo" zapyta�a po
swojemu: �No?..." � jakby daj�c do zrozumienia,
- �e wie, kto to dzwoni i milczy z tamtej strony s�u-
chawki. Otworzy� usta, �eby rzuci� pozdrowienie,
i w ostatniej sekundzie z�apa� z�bami koniec bakeli-
towej tubki. Wytrzyma� tydzie�. Na spotkaniu Basik
si� pop�aka� i przyrzek�, �e z kinem to si� ju� nigdy
nie powt�rzy. Wtedy nast�pi�o za�amanie Kolumba.
Wiedzia�, jak kocha muzyk�, wi�c zaprosi� j�
�w drodze wyj�tku, raz na ca�� okupacj�" do Lar-
dellego. Oto siedzi zerkaj�c niespokojnie na drzwi,
na jadowite zielenie mundur�w utkane tu i tam
w�r�d licznych stolik�w.
Ju� jest. Stan�a w progu. Spostrzeg�a go od razu.
Idzie w tym t�oku prosto, zr�cznie, jakby ca�e �ycie
10 sp�dzi�a na takich okazjach. Zrywaj� si� oklaski.
Kolumb jest spocony. Wszystko zdaje si� by� adre-
sowane do niej. Dopiero gdy przycupn�a na brze�-
ku krzes�a i sama z�o�y�a do oklask�w d�onie, spo--
strzeg�, �e publiczno�� wita dyrygenta, kt�ry w�a�-
nie pojawi� si� za jego plecami. Kolumb, cho� na-
stawiony sceptycznie, spojrza� z mimowolnym sza-
cunkiem na m�czyzn� z lwi� grzyw�. Dyrygent,
korzystaj�c ze swej ukrai�skiej listy narodowo�cio-
wej, reprezentowa� niemal monopol na wykonywa-
nie muzyki powa�nej.
Ba�ka przysiad�a na brze�ku krzes�a, troch� po pen-
sjonarsku, ale jedno spojrzenie po sali � i postawa
jej zmieni�a si�. Naprzeciw Kolumba siedzi ju� da-
ma. ,,A to paskudna smarkata!" � gromi j� w my-
�lach Kolumb, ale odczuwa mi�� satysfakcj�, jakby
dopiero teraz przekonywa� si�, jak wygl�da napraw-
d� ta jego dziewczyna. Widzi spojrzenia od s�sied-
nich stolik�w.
� Sp�ni�a� si�. By�o co? � zapyta� jeszcze, nim
orkiestra zacz�a gra�.
Zawaha�a si� przez sekund�, czy nie skorzysta�
z okazji i nie usprawiedliwi� si� jak�� �apank� lub
ba�aganem na trasie, ale pokr�ci�a przecz�co g�o-
w�. .�.'.�.
� Sp�ni�am si� zwyczajnie � rzuci�a z przekor-
nym m�stwem. . .
Przyj�� to z rado�ci�, jak podzi�kowanie za d�ugie
godziny, podczas kt�rych przezywa�a ; go m�ciwie
�harcerzem", a w kt�rych on uczy� j� �poszanowa-
nia dla w�asnego s�owa".
Uderzy�a muzyka. Kolumb na pocz�tku wojny mia�
szesna�cie lat. Muzyki uczy� si� do dwunastego roku
�ycia, ale potem, poznawszy urok boiska, stwierdzi�,
��e b�dzie gra� na centrze, nie na fortepianie", i tak
d�ugo i uparcie strajkowa�, a� oberwa� pierwsze
w �yciu lanie od spokojnego zazwyczaj ojca. Mimo
to zwyci�y�. S�dzi�, �e muzyka nic go nie obcho-
dzi. Przyszed� tu dla Ba�ki i oto ca�kiem niespodzia-
nie zabra�y go gdzie� ogromne fale d�wi�k�w. Za-
pomnia�, gdzie jest. W pewnej chwili napotka� jej
spojrzenie i ju� w nim pozosta�. Potem odczu� nagle
przestrach przed up�ywem czasu. To, co niekiedy
prze�ladowa�o go my�l�, �e z ka�dym dniem zbli�a
si� do daty swej �mierci, kt�ra mog�a ju� by� tu,
na s�siedniej ulicy, teraz odezwa�o si� jeszcze bole�-
niejszym poczuciem przemijania. Prawie s�ysza�
plusk czasu w strunach, kot�ach.
Przerwali. Oklaski otrze�wi�y Kolumba. W rozja�-
nionym �wietle dostrzeg� nad brwi� Ba�ki male�kie
znami�. By�a to blizna nabyta w dzieci�stwie. Za-
chwyca� si� i tym.
� Musisz przyj�� do mnie jutro � postanowi� lek-
ko. Niezdarnie wypowiedzia� my�l, z kt�r� nosi� si�
od miesi�ca, jeszcze przed ich tygodniowym zerwa-
niem o kino.
� A kt�ra jest teraz? � zainteresowa�a si� godzi-
n�. W odpowiedzi zablagowa� kwadrans. Ale ona
by�a czujna. Za chwil� wyci�gn�a r�k� do jego ze-
garka. Schowa� d�o� za plecy, a nast�pnie uderzy�
nagle wierzchem nadgarstka o marmurowy blat sto-
lika. Szkie�ko zegarka stukn�o.
� Co robisz?
� Niszcz� czas...
,,Szkie�ko musia�o kosztowa� ze dwie�cie z�otych" �
my�la�a zdumiona. A jak to si� stawia� przez ten
tydzie�. O g�upie kino. Pewnie, �e mo�e zrezygno-
wa� z kina. Na razie nic nadzwyczajnego nie idzie.
Nast�pnego utworu s�ucha�a z pewnym roztargnie-
niem. W 'przerwie si�gn�a nawet przez stolik i od-
sun�a r�kaw marynarki na przegubie Kolumba.
Martwa tarcza ze st�uczonym szk�em. Zawstydzona
czym� i sp�oszona, cofn�a r�k�.
Gdy wychodzili, nad miastem by� mrok. W zau�ku
ko�cio�a przy placu Zbawiciela �ebraczka, zaj�ta bi-
lansowaniem uzbieranego zarobku, sp�oszy�a si� na
ich widok i zbyt p�no podj�a proszalne pomruki.
Podje�d�a� zaciemniony tramwaj. Dziewczyna po-
rwa�a si� do biegu.
� Gazu, Basiku! � skorzysta� z okazji i uchwyci�
j� za r�k�. Zdyszani dopadli przystanku. Wskoczyli,
gdy tramwaj ruszy�. Konduktor sprawnie wr�czy�
Kolumbowi dwa bilety odebrane przed chwil� od
wysiadaj�cych i strzepn�wszy bilon do torby, usiad�.
W wagonie by�o lu�no. Jaka� spiesz�ca do domu
szmuglerka z koszami, stary pan w cwikierze,^ wy-
gl�daj�cy na wyk�adowc� wracaj�cego z tajnych
komplet�w. Nawet tam, u nich, u �sezonowc�w",
w przedniej cz�ci wozu, by�o pustawo.
� Cholera, musi by� p�no � zaniepokoi� si� Ko-
lumb.
� Kt�ra godzina? � denerwowa�a si� Ba�ka.
� Za dziesi�� � odrzek� pan w cwikierze.
� Oj, �eby� zd��y�. Ze mn� nie wysiadaj. Bez od-
prowadza� � zamrucza�a Ba�ka wyskakuj�c. Tram-
waj skr�ca� do zajezdni. W sekund� Kolumb by� ju�
na ulicy. Lubi� wysiada� w pe�nym biegu. �To za-
st�puje narty" � wyt�umaczy� kiedy� matce. Pop�-
dzany krokami ostatnich przechodni�w, ruszy�
spiesznie przed siebie. Nadci�ga�a powszednia oku-
pacyjna noc. Trzasn�a jaka� zamykana brama.
Z ulg� wszed� na pusty, nie zabudowany odcinek
drogi, prowadz�cy ku wiaduktowi. Gdzie� od strony
dworca zanios�a si� lokomotywa, raz drugi. Szed�
uwa�nie, patrz�c, czy nie spotka wzrokiem sylwetek
patrolu. Odczuwa� podniecenie, nier�wne w stopniu
nat�enia, ale podobne do tego, kt�rego zaznawa�
ju� od dw�ch lat w Ma�ym Sabota�u, jako wybitny
specjalista od napis�w i znak�w Polski Walcz�cej
na murach. R�wnocze�nie czu� smak triumfu. Basik.
Jutro przyjdzie do niego.
Chcia� co� zawo�a� w g�r� ku spokojnym gwiazdom.
Podchodzi� ju� do pierwszych blok�w. Nagle przez
jezdni� przebieg� w poprzek... tak, nie by�o w�tpli-
wo�ci: kot. Kolumb rozgl�da� si� przez chwil� i za-
wr�ci� biegiem. Skr�ci� w boczn� uliczk�. T�dy
z wolna, wygl�daj�c ostro�nie zza rog�w, zbli�y� si�
do ty��w ogromnego gmachu, w kt�rym mieszka�.
Mia� w�a�nie przej�� na drug� stron� ulicy, gdy
nagle o�wietli� j� snop reflektor�w. Kolumb cofn��
si� pod mur. Na jego oczach przez wysok� ogrodow�
bramk� na dziedziniec domu, w kt�rym mieszka�,
wjecha�a �andarmska buda.
Po kwadransie zadzwoni� do drzwi stoj�cej na ubo-
czu kamieniczki.
Mimo �e dzwonek nacisn�� kr�tko trzy razy � um�-
wionym sygna�em � drzwi otwarto dopiero po
chwili i nie otworzy� ich Zygmunt. 13
� Do cholery, czego straszysz ludzi! � zacz��, gdy
�ci�gni�to go ju� ze starego go��bnika, kt�ry latem
spe�nia� funkcj� bimbrowni, a poza tym znakomicie
u�atwia� zej�cie do zaro�ni�tego ogrodu. Ca�� t� bu-
dowl� skonstruowa� Zygmunt pod domem, by
usprawni� odwr�t w nag�ej potrzebie. Teraz urwa�
w p� zdania spojrzawszy na twarz kolegi.
� Co� u ciebie? .,
_ Nie wiem � powiedzia� Kolumb. � Siostra dzi�
nie nocuje w domu, ale starzy... No, buda w pod-
w�rzu... � .
� Tam na jednej tylko twojej klatce schodowe]
masz dziewi�� mieszka� � pociesza� nerwowo Zyg-
munt, dowiedziawszy si�, jak niewiele wie Kolumb.
� Co si� mog�o sta�?... U nas porz�dek, nikt nie
siedzi... � Wzi�� go za r�k� i wprowadzi� do swego
pokoju.
Kolumb wyrwa� r�k�, 'jakby czym� obra�ony. Prze-
straszy� si�, �e kolega wyczuje jej dr�enie. Nie
m�g� wobec Zygmunta motywowa� swej pewno�ci,
�e ojciec i matka � zgin�li. Nie m�g� mu powie-
dzie�, sk�d czerpie t� pewno��. O tym nikt me m�g�
wiedzie�. Usiad� na tapczanie i cierpliwie zacz�� li-
czy� powtarzaj�cy si� idiotycznie motyw ga��zki na
tapecie. Spojrza� na zegarek i nagle bezwiednie
u�miechn�� si�. Bezruchowi jego wskaz�wek za-
wdzi�cza� sp�nienie, a wi�c du�o, bo �ycie.
Hl^ o kilkakrotnych nieudanych pr�bach Jerzy
zrezygnowa�. Z handlu nic nie wychodzi�o. Diabli
wiedz� czemu.
� Pewno jeszcze za s�abo stoisz z ekonomi� � za-
�artowa�a matka po ostatniej kl�sce szmuglerskie]
syna Potrafi� oceni� jej wysi�ek. By�a nieskora do
u�miechu. Chcia�a zbagatelizowa� pora�k�. Strata
wypchanej mi�sem walizy na dworcu w D�blinie
T4 stanowi�a kompletn� ruin� domowych nadziei.
�mieszne, jak nie powodzi�o si� Jerzemu w dziedzi-
nie gospodarczej. A m�g� rozwin�� drukowane na
grubym papierze �wiadectwo uko�czonych w War-
szawie w 1940 Kurs�w Handlowych Gracjana Pyr-
ka, jedynej �wy�szej uczelni" w Warszawie. Nie ru-
szy�y w�wczas jeszcze podziemne uniwersytety.
�Ekonomista" i �filozof z oczytania, �handlowiec"
z zawodu, a tu grosza nie umie �ci�gn�� do domu.
Rok czterdziesty �przeczyta�" �yj�c z jakich� resztek
matczynych. Ale teraz od kilku miesi�cy szarpa� si�
ju� jak w matni. Nie wychodzi�o...
Tego dnia, po powrocie ze szlaku z�amanej kariery
�szmuglerskie j", zjad� na kolacj� kilka kartofli
okraszonych u�miechem i pocieszaj�cym komenta-
rzem, �e �m�ode i tak smaczne", i po�o�y� si� do ��-
ka. Spod wp�przymkni�tych powiek widzia�, �e
matka krz�taj�c si� za uchylonymi drzwiami kuchni
podtrzymuje ogie�. �Co ona jeszcze szykuje?" �
zamy�li� si�, g�odny i senny. Niby na jawie prze-
�ywa� okropny t�ok kolejowego wagonu, triumf
szcz�liwej transakcji za �ukowem, makabr� �wiar-
towania krowiego zew�oku, moment, gdy po zatrzy-
maniu poci�gu, zamiast ucieka� na �andarmski
wrzask, wylecia� z wagonu jak sp�tany przez swoj�
waliz�. �Przekl�ty D�blin. Go�ocin" � przypiecz�-
towa� z�e wspomnienie uzasadnion� szmuglersk�
nazw�. Widzia� jeszcze �wiat�o w kuchni, my�la�
o matce. �Trzeba zawo�a�, niech idzie spa�, co ona
tam robi?" Wreszcie zasn��.
Gdy rano otworzy� oczy, natrafi� spojrzeniem na
uchylone drzwi do kuchni. Matka p�aka�a nad for-
m� wype�nion� jak�� brunatn� mas�.
� Chcia�am chleb... chcia�am ci chleb, ale ta m�ka
przero�ni�ta... � uderza�a si� ma�ymi pi�stkami po
g�owie. Zd��y� j� z�apa�, uwa�nie kontroluj�c spoj-
rzeniem, czy na stole le�� tylko no�e z okr�g�ymi
ko�cami. Coraz gorzej znosi�a wszystko, co sk�ada�o
si� na �ycie w owym roku.
� Ju� na wiosn� b�d� lepsza � usprawiedliwia�a
si� przed paru miesi�cami, gdy z�apa� j� na tym,
jak nad zamarzni�t� miednic� wody usi�owa�a prze-
ci�� sobie �y�y. Pokaleczy�a si� tylko, tak samo nie-
do��na jak przy swoich normalnych gospodarskich
zaj�ciach, wychuchana przez los, a teraz tak opusz-
czona, odk�d ojciec Jerzego, przed wojn� �wietnie
zarabiaj�cy architekt, siedzia� w niewoli.
�i Przecie� doskona�y chleb � popuka� w ciemn�
powierzchni�, ale nawet zgi�ty pod nieostrym k�-
tem palec zanurzy� si� swobodnie w kleistej masie.
� �wietny � ci�gn�� trzymaj�c matk� za ramiona
i by j� zabawi�, si�gn�� po �y�k�. Patrzy�a podejrz-
liwie przez �zy, jak po�yka� pierwsz� porcj�.
� Wcale nie �artuj�... � dorzuci� szczerze, puszcza-
j�c j�, by przysun�� bli�ej form�.
� Zaszkodzi � zaoponowa�a nie�mia�o, ju� u�mie-
chaj�c si� przez �zy, jak ma�a dziewczynka, kt�ra
zbroi�a i cho� wie, �e by�a niegrzeczna, nie chce
przeprosi�.
� E tam, zaszkodzi! Komu �d�wi�kowiec" nie za-
szkodzi�, tego nic nie zmo�e � u�y� komplementu-
\ j�cego por�wnania do kartkowego chleba. � Ja
wezm� t� lekcj�, a m�j pok�j wynajmiemy... �
ustala� stanowczo podstawy przysz�ej egzystencji.
Nie wiedzia�, czy w pe�ni pojmowa�a, czemu tak si�
przed tym broni�. By� ambitny. Ambicja dyktowa�a
wszystko, nawet w obecnym jego �yciu.
��Nie pali" � matka chwali�a si� przed znajomymi
wyrzekaj�cymi na wydatki u swoich na tyto�. A on
nie nauczy� si� pali�, bo widz�c �mieszno�� gim-
nazjalnych koleg�w, szukaj�cych w papierosie zna-
mion dojrza�ej powagi, pr�bowa� znale�� j� w �wia-
domej decyzji, �e on w�a�nie nie pali.
�Zosta�..." � m�wi�a z dum� zim� trzydziestego
dziewi�tego roku, gdy tylu jego koleg�w z harcer-
stwa ruszy�o w Karpaty i dalej przez Rumuni� na
Zach�d. Nie ruszy� si� nie tylko dlatego, �e zosta�a-
by sama; zosta�, bo widzia� przygodow� poz� tych,
kt�rzy szli, bo rozumia�, �e tu b�dzie trudniej
i �wa�niej".
I dlatego w�a�nie takim upokorzeniem by�o przy-
znanie si�, �e czego� nie potrafi. �Pech" � pr�bowa�
usprawiedliwia� si� z pocz�tku. Nie potrafi� �zrobi�"
potrzebnych pieni�dzy. Teraz ambicj� najwy�sz�
by�o pokona� w�asny up�r, zrezygnowa� chwilowo
z ambicji, byle zdoby� pieni�dze na nowy start.
10 Oferta nauczycielska przysz�a przed tygodniem od
s�siad�w z przeciwka. Mieszkali tam od 'p� roku
pa�stwo Kosiorkowie. On, dotychczas rze�nik, od
jesieni czterdziestego roku sta� si� pot�nym prze-
mys�owcem g�odzonego miasta. By� w�a�cicielem czy
udzia�owcem fabryczki sztucznego miodu, prowadzi�
rozga��ziony handel t�uszczami przejmowanymi
z jakich� oficjalnych �r�de�.
Jerzy postanowiwszy, �e zrozumie, co si� ko�o niego
dzieje, przeczyta� przez rok blisko sto ekonomicz-
nych publikacji, jak sz�y, co wpada�o w r�k�, i sa-
morzutnie dokona� ju� kierunkowej selekcji, wybie-
raj�c orientacj�, kt�rej nie nazywa� marksizmem
tylko przez skr�powanie ub�stwem w�asnej wiedzy
czy przez brak obycia z samym terminem. Teraz na
ka�dego konduktora, kt�ry prowadzi� istn� drogeri�
handluj�c myde�kami w t�umie podr�uj�cych, pa-
trzy� jak na agenta �monopolistycznego kapita�u",
dowiedzia� si� bowiem, �e Kosiorek, podbieraj�c
przez swoje kontakty surowce Schichta, prowadzi
produkcj� myd�a na gigantyczn� skal�.
St�d czy sk�din�d pochodz�ce pieni�dze skamienia�y
oto w kszta�t domu s�siaduj�cego z ich will�.
� Chod�my zaraz � przynagla� matk�. �Jak Julian
Sorel" �. pociesza� si� w my�lach, ustaliwszy wa-
runki swej pracy. Gdy jego chlebodawca jednym
oboj�tnym skinieniem g�owy zgodzi� si� na wymie-
nion� przez Jerzego sum�, ch�opak przyblad� z ob-
razy. Wi�c tak ma�o znaczy�y dla tamtego pieni�dze,
za kt�re kupowa� jego czas?
�' A pan mia�, zdaje si�, inne plany? � u�miechn��
si� Kosiorek. � Jaki� handel? � zapytywa� pob�a�-
liwie, jak dobry ojciec prowokuj�cy wyznania syna,
zabawne, bo zbyt dojrza�e na jego wiek i mo�li-
wo�ci umys�owe.
� Zrezygnowa�em � b�kn�� Jerzy i jak zawsze po-
nios�a go ch�� odp�acenia za lekcewa�enie. � Mia-
�em handlowa�, ale brzydz� si� mi�sem � powie-
dzia� tonem zwierzenia patrz�c z u�miechem w obli-
cze eks-rze�nika.
Wywo�a� efekt niespodziewany. Pan Kosiorek plas-
n�� otwartymi d�o�mi po rozstawionych kolanach,
obci�gni�tych eleganckim, niechybnie angielskim
kortem, i pod wysokim sufitem rozleg� si� jego do- �7
2 � Kolumbowie
no�ny �miech. Ten nieprzewidziany efekt w�asnej
z�o�liwo�ci speszy� m�odego nauczyciela.
� A co do mnie, nic mnie nie zbrzydzi.
I potoczy�a si� opowie��, jak to Kosiorek zmuszony
w trzydziestym dziewi�tym roku prowadzi� ub�j
dla zwyci�skiej niemieckiej armii, potrafi� da� jej
godn� nauczk�.
Zdarzy�o si�, �e kt�rego� z kwatermistrz�w odbiera-
j�cych mi�so zemdli� zapach krwi. Na dumne zda-
nie Kosiorka, �e ,,polskiego rze�nika nic nie zbrzy-
dzi", towarzysz�cy delikatnisiowi feldfebel o�mieli�
si� wyrazi� w�tpliwo��. Stan�� zak�ad, w rezultacie
kt�rego Kosiorek na oczach Niemc�w skosztowa�
zawarto�ci �wie�o otworzonego krowiego �o��dka.
-� Tak. Wzi��em w paluszki jak baby w sklepiku
kiszon� kapust� z beczki do spr�bowania... Z same-
go patrzenia trzech ich si� pochorowa�o, a mnie
nic... � u�miechn�� si� triumfuj�co, wpieraj�c zad
w elegancki klubowy fotel. B�yszcz�ce oczy wbi�
w Jerzego i nagle zako�czy� p�g�o�no, pochylaj�c
si� w jego stron�: � Wi�c i rze�nictwa nie ma si�
co wstydzi�...
Nast�pnie przedstawiono Jerzemu uczni�w. Jede-
nastoletnia dziewczynka dygn�a, jej starszy o rok
brat szurn�� nog�. Jerzy obj�� nowe obowi�zki.
Odprowadzi� matk� do furtki i powiedziawszy, �e
ma co� do za�atwienia w mie�cie, ruszy� w stron�
Pu�awskiej.
�Skoro mam od jutra regularnie zarabia�, rzecz
przestaje by� szale�stwem" � rozmy�la� nad naby-
ciem tomu Nietzschego, kt�ry przed paru dniami
wyszpera� na Mazowieckiej i uciek� od pokusy. Do-
chodz�c do rogu ulicy spostrzeg�, �e rusza tramwaj
stoj�cy na p�tli kra�cowego przystanku. Przed nim
zatupota� podrywaj�c si� do biegu wysoki, smuk�y
�o�nierz SS. Jerzy^ biegn�c za nim, z przyjemno�ci�
obserwowa� jego zgrabn� sylwetk�. Niemiec wsko-
czy� na stopie� nie chwytaj�c si� por�czy. Jerzy
u�miechn�� si�. By� o dziesi�� metr�w za tamtym
i identyczny skok przestawa� by� identycznym wo-
bec wi�kszej ju� szybko�ci tramwaju.
Zadrobi� po nier�wnym bruku. Skoczy�. Bez r�k.
18 Na pomo�cie, patrz�c, jak tamten przechodzi za. od-
gradzaj�c� Polak�w barierk�, z przyjemno�ci� od-
biera� i amortyzowa� ugi�ciem w kolanach zrywy
gnaj�cego tramwaju. Nagle jego wzrok pad� na ja-
ki� tytu� w gazecie, kt�r� kto� rozpostart� trzyma�
obok. ,,Najwy�szy szczyt Kaukazu..." � wy�uska�
z komunikatu alpinistyczny sens wie�ci o hitlerow-
skiej fladze nad Elbrusem i spojrza� raz jeszcze na
barczystego, zgrabnego esesmana. Idiotyczne wsp�-
zawodnictwo w �ciganiu tramwaju podra�ni�o go
bole�nie. Przegroda �Nur fur Deutsche" oddziela�a
ostrzej ni� przed chwil�. Tramwaj zahamowa� gwa�-
townie. Jaki� stoj�cy obok Jerzego robotnik polecia�
si�� bezw�adu krok do przodu, tr�caj�c go podeszw�
drewniaka. �Jeste�my mierzw�" � przelecia�o przez
g�ow� czyje� zdanie. �Oto nasz udzia� w walce z ty-
mi, co zdobywaj� najwy�sze szczyty �wiata" � po-
kwitowa� wzrokiem ��wia narysowanego kred� na
murze ko�cio�a Zbawiciela.
Pomy�la�, �e wieczorem znowu przesunie na mapie
czarne chor�giewki, kt�rymi znaczy� zasi�g ich
armii na Wschodzie. Rozchmurzy� si� dopiero prze-
chodz�c przez �wi�tokrzysk�. Otwarte drzwi anty-
kwariat�w, ma�e ksi�garenki zaprasza�y go nie-
uchwytnym zapachem druku, jak pijaka barowe
szyldy. Szed� jednak w kierunku Mazowieckiej jak
smakosz, kt�ry zd��aj�c do znanej sobie restaura-
cyjki mija oboj�tnie n�c�ce napisy. Tam czeka na
niego wybrany tom.
By� prawie u celu, gdy zatrzyma�o go czyje� wo�a-
nie. Obejrza� si�. W poprzek jezdni szed� ku niemu
z drugiej strony ulicy Zygmunt. By� elegancki w�a�-
nie na miar� dziwnego lata. D�uga marynarka si�-
ga�a do p� uda. Mimo upa�u szed� w d�ugich butach
i zielonych wojskowych bryczesach. By�o w tym co�
w rodzaju czytelnej aluzji do wojskowego drylu,
kt�ry zmusza do noszenia � lato nie lato � niewy-
godnego munduru. Szyk konspiracyjny nakazywa�,
Zygmunt oczywi�cie s�ucha�. Jerzy, nie wiedzie�
czemu, przypomnia� sobie pierwszy pomaturalny
kapelusz kolegi. By�o to zimowe staro�wieckie bor-
salino, zapewne dar z zasob�w ojca. Cho� koledzy
bardzo z niego kpili, Zygmunt u�miecha� si� lekce-
wa��co, b�yskiem z�b�w zniewalaj�c spojrzenia 19
przechodz�cych kobiet. Wtedy zachowywa� wi�kszy
dystans wobec dyktatu mody ni� w trzecim roku
okupacji.
Zygmunt mia� zreszt� w�asn� na ten temat teori�.
� Bo widzisz � powiedzia� kiedy� � moda to jest
te� wyzwanie: czy skoczysz wy�ej, ni� z pozoru
mo�na. Zobacz. Kiedy s� materia�y, tylko wej��
i kupi�, moda nic, siedzi cicho, kroi kuso. A jak tyl-
ko wojna, fabryki w drobny mak, materia��w nie
ma, zaraz marynarka jedzie w d�. Jak u Darwina:
dob�r naturalny, bracie. Moda jest taka, �e utrzy-
muje na kursie tylko okazy silne...
� Co u ciebie? � zapyta� teraz koleg�.
� A ty kwitniesz � nie odpowiedzia� na pytanie
Jerzy.
�i Bida, co? I niezale�no�� umys�u, co? Czy mo�e
ju�? � Zygmunt jowialnie i niecierpliwie wypyty-
wa� o �ycie i �idee". W ostatniej ich rozmowie przed
p� rokiem Jerzy da� si� ponie��: po wykpieniu po-
lemisty, �e koncepcja jego polega na cofni�ciu czasu
do sierpnia trzydziestego dziewi�tego roku, zadekla-
rowa� swoje �anarchistyczne", jak okre�li�- Zygmunt,
stanowisko wobec �Londynu", ergo i konspiracji.
Owo �ju�" oznacza�o teraz pytanie, czy ostatnie p�-
rocze zd��y�o go, wbrew tamtej rozmowie, zaszere-
gowa� w podziemiu. Zygmunt nie w�tpi�,, �e �rodko-
wy napastnik szkolnej dru�yny futbolowej ma tam
jakie� swoje miejsce wyznaczone przez �logik� hi-
storii", jak tamten sam si� wyra�a�, wci�� pe�en
opor�w i waha�.
� Na jakich papierach chodzisz? � dopytywa� si�
za chwil�, dowiedziawszy si�, �e �jeszcze nie".
�. Mam, mam � Jerzy wzruszeniem ramion da� do
poznania, �e nie jest oferm� pozbawion� kontakt�w.
� Poka� no arbeitskart� � za��da� Zygmunt nie-
ust�pliwie jak �andarm na patrolu. Stali na �rodku
chodnika, wymijani przez cz�stych przechodni�w.
Rzuciwszy okiem na dokumenty Zygmunt ramie-
niem zaprosi� koleg� do bramy.
� Da�e� g�rala, co? � zapyta� tym razem serio.
�R" zawarcza�o gro�nie w rejonach �h". � Iz tym
g�wnem chodzisz po ulicy? Ja bym, bracie, takiemu
synowi, co to fabrykuje, da� z miejsca w czap�. Lu-
dzi nara�a � parska� pogardliwie, machaj�c poma-
ra�czow� tekturk� dowodu. � Um�wisz si� ze mn�,
przynios� ci co� lepszego � wzruszy� litosiernie ra-
mionami. � A teraz dok�d, co?
Nagle filozoficzny sprawunek ksi�garski wyda� si�
Jerzemu �mieszny i dziecinny. B�kn�� co� o jakim�
koledze, do kt�rego w�a�nie si� wybiera.
� Mieszkasz po staremu na tym dolnym Mokoto-
wie? � Ledwo Jerzy skin�� g�ow�, ju� Zygmunt
trzyma� go za guzik marynarki. � A nie znalaz�by�
tam w okolicy jakiego pokoju do wynaj�cia, co?
Chodzi o czyj�� rodzin�. Matka z c�rk�. Wdowa.
No?
� To kto� od was? � zapyta� Jerzy i szybko doda�:
� Bo je�eli tak, to co� znajd� u siebie. Tam gdzie
mieszkam.
� To mo�e by zaraz? � Zygmunt spojrza� pyta-
j�co, nie daj�c pozna� po sobie rado�ci.
III
ka�dy wiedzia�, kiedy si� zaczyna�a godzina
policyjna. Ta granica by�a wyra�na. Ale kiedy si�
ko�czy�a? Noc oznacza�a nie jak dawniej ciemno��
i sen, lecz przede wszystkim por�, kiedy brali. W�w- �
czas, latem, trwa�a d�u�ej: pisk opon hamuj�cego
samochodu straszy� jeszcze przy pe�nym �wietle
wschodz�cego s�o�ca. Mieszka�cy wylotowych ulic
Warszawy, lokatorzy frontowych pokoi Pu�awskiej
czy Gr�jeckiej, otrzymywali pierwsi sygna� ko�ca
tej jasnej nocy: szum przelatuj�cych maszyn prze-
stawa� by� gro�ny z chwil�, gdy na jezdni zakleko-
ta�y ko�skie kopyta. To ci�gn�y furmanki badyla-
rzy � by� dzie�. Cz�apanie kopyt po asfalcie by�o
sygna�em polskiego �ycia i ruchu. Bo inny, zmecha-
nizowany, a jednak swojski ruch na jezdni zaczyna�
si� p�niej. O tej porze rykszarze spali.
Jeszcze przed rokiem Ba�ka najdok�adniej zna�a
ow� granic�, do kt�rej trwa�y godziny nocy. Zazwy- 21
czaj broni�a jeszcze snu. S�ysz�c krz�tanin� matki
obraca�a si� do �ciany, wgrzebywa�a g�ow� w po-
duszki, trwa�a w obronnej nieruchomo�ci: do�wiad-
czy�a, �e najcz�ciej zapewnia ona przetrwanie. Mat-
ka sama bieg�a przyjmowa� towar od furman�w.
Przed rokiem mniej wi�cej obyczaje handlowe zmie-
ni�y si� gruntownie. Towar sta� si� abstrakcj� ren-
tuj�c� stokro� lepiej ni� przyziemna materialno��.
Opustosza�y sklep sta� si� rodzajem kawiarni, miej-
scem spotka�, pertraktacji. Otwierano go o dzie-
wi�tej, zawsze robi�a to matka.
Dzi� jednak Ba�ka zerwa�a si� rano. Gna� j� jaki�
niepok�j. Ko�o po�udnia obieca�a zaj�� do Kolumba.
�Co wielkiego?" � bagatelizowa�a w my�lach tre-
m�. ,,Zwyczajnie si� spotkamy zamiast w kawiarni"
� t�umaczy�a si� ob�udnie sama przed sob�, pami�-
taj�c dobrze intencj� swe] obietnicy. Zamy�lona po-
sz�a w stron� sklepu. Zadzwoni. Powie, �eby przy-
szed� do niej.
Matka pertraktowa�a z jakim� umorusanym wo�nic�.
W�z ,,zarobionego" gdzie� po nocy w�gla sta� przed
bram�.
� Co� pan oszala�, taka cena! Z czym pan do mnie
przychodzi? Dam dwa � uci�a kr�tko. � I zsypie
pan nie tutaj � dobija�a targu. � Zaraz skocz� po
pieni�dze... . ' t
Wesz�a do sklepu. Szybko nakr�ca�a numer tele-
fonu. ,
� Pani Ada? Mam. Uda�o mi si� wybra�. Troch�
drogo, ale za to pi�kny orzech i z dostaw� natych-
miast. Trzy. Trzy tysi�ce. Tak. Zaraz wysy�am.
Spiesznie obliczy�a g�rale, z�apa�a torb�.
� Zosta� w sklepie, zaraz wr�c�. Ma przyj�� Koli�-
ski � wymieni�a nazwisko kt�rego� ze swoich sta-
�ych klient�w.
Ba�ka ostro�nie podesz�a do telefonu. �Nie ma co,
zadzwoni�. Niech nie b�dzie taki pewny." Przed�u-
�aj�cy si� sygna� niespodziewanie j� zaniepokoi�.
Mia� czeka� na ni� od rana. Powiedzia�, �e nie b�-
dzie nigdzie wychodzi�. Spojrza�a na zegarek: za p�
godziny powinna by� u niego. Sygna� brz�cza� prze-
ra�liwie. Nikt nie podnosi� s�uchawki.
�Co ta baba wyprawia? Chyba ca�e miasto sprze-
daje przez telefon � z�o�ci� si� w tym czasie Ko-
lumb na jej matk�, stoj�c ze s�uchawk� przy uchu
w sklepie z materia�ami pi�miennymi, kt�rego za�o-
ga trudni�a si� sprzeda�� wojskowych konserw,
przejmowanych z bocznicy na Dworcu Gda�skim.
Tego dnia szczeg�lnego ba�aganu narobi� transport
kilkudziesi�ciu koc�w, kt�re nale�a�o co rychlej
up�ynni�. Kolumba co chwil� spotyka�y nienawistne
spojrzenia czekaj�cych na telefon gospodarzy, on
za� kr�ci� i kr�ci�. Numer Ba�ki by� wci�� zaj�ty.
Wprawdzie Zygmunt twierdzi�, �e Kolumbowa cha-
�upa jest po prostu zapiecz�towana i nie ma �adne-
go kot�a, ale Kolumb nie m�g� dopu�ci�, by dziew-
czyna tam posz�a. Nie mia� czasu jecha� do niej ani
czeka� na ulicy, w momencie gdy trzeba zaj�� si�
siostr� i matk�, kt�re ocala�y w czasie gestapow-
skiego nalotu �na kumoszkach", pi�tro ni�ej.
� Jeste�, Basiku! Um�wmy si� w innym miejscu.
Nic si� nie sta�o. Opowiem... Jaki mam g�os? Zwy-
czajny...
Ko�czy� zdanie, gdy Zygmunt stan�� na progu.
� Bracie, dosy� flirt�w. Chod�, tw�j stary czeka...
� Co?!... � Kolumb od�o�y� s�uchawk�, na kt�r�
spad� jak s�p kierownik sklepu.
� Tw�j stary siedzi u mnie, czeka...
� Ojciec? � pyta� Kolumb �api�c oddech.
W mieszkaniu, kt�re do wczoraj zajmowali, wycho-
dz�cy na podw�rze balkon przedzielony by� cienk�
przegr�dk�. Obok mieszka�a �ona kapitana siedz�-
cego od wrze�nia w niewoli. Kiedy� w obecno�ci
ojca Kolumb przekomarza� si� z fertyczn� kobietk�,
�e w nocy wejdzie do niej przez balkon.
� Nie wpuszcz�...
� A je�li b�d� musia� wia�, na przyk�ad przed
aresztowaniem, chyba pani otworzy?
Dziwne by�y w�wczas prawa ludzkiej pami�ci, je�li
rzucone mimochodem zdanie syna zagra�o w umy�le
pi��dziesi�cioletniego adwokata w chwili, gdy us�y-
sza� �omotanie do drzwi. Przesiedzia� u s�siadki
przez noc i ranek, potem jeszcze do po�udnia, boj�c
si� wyj�� na ulic�.
� A ja, cholera, na nowym mieszkaniu przedstawi-
�em ju� twoj� matk� jako wdow� i papiery dosta�a
autentycznie wdowie... � gdera� Zygmunt nie mo-
g�c nad��y� za Kolumbem.
Po godzinie, zostawiwszy ojca u Zygmunta, Kolumb
pogna� na um�wione miejsce spotkania z Basikiem.
Dziewczyna siedzia�a w k�cie pustawej o tej porze
cukierni �Marlena".
� Dla pana? � zapyta�a nie czekaj�c jaka� harda
hrabina podaj�ca w tym lokalu.
� Dla mnie? Lokal dwupokojowy, a na razie ka-
w�... � za�artowa� Kolumb z rzadk� u niego swo-
bod�. Pani, odczytuj�c w owym �lokalu" jak�� mi��
aluzj�, u�miechn�a si� przyzwalaj�co i odesz�a.
Ch�opaka rozsadza�a rado��..
� Basiku, na nic spotkanie, zepsuli nam... � zacz��.
�mia� si� potrz�saj�c przed rozszerzonymi oczami
Ba�ki zegarkiem. � Uratowa�a� mi �ycie...
�mia� si�, �e matka zosta�a ju� przedstawiona gospo-
darzom nowego mieszkania jako wdowa, a ojciec
jest, �yje.
Zapyta�a cicho:
� S�uchaj, a co w�a�ciwie? Przez kogo? Jak si�
�spali�o" mieszkanie? . .
Lubi�a u�ywa� zbli�aj�cego j� do nich s�ownika.
Kolumb zamilk� nagle i odwr�ci� oczy.
�i Nie wiem... Nie wiadomo � poprawi� si�, jakby
akcentuj�c, �e nie jego tylko niewiedzy rzecz doty-
czy, �e interesuje organizacj�. K�ama�. Ale jak�e
mia� jej powiedzie� prawd�?
� A co b�dzie z nami? � spyta�a ona nagle.
� Z nami?
� No, z mieszkaniem � m�wi�a gniewnie ze
zmarszczonymi brwiami. �wiadomo�� tego, �e tylko
przypadkowi zawdzi�cza, �e go tu widzi, otwar�a
w niej wszystkie utajone uczucia. �Jak mog�am dzi�
rano my�le�, �e do niego nie p�jd�?" � rozpacza�a
w my�lach nad sob�, jakby i tak nie czeka�y tam na
ni� zapiecz�towane drzwi.
� No � ponagli�a bezwstydnie. Z�apa� jej r�k� na
blacie stolika. Normalnie nie lubi�a takich �kawiar-
nianych czu�o�ci", jak mawia�a. Dzi� Stach nie pu�-
24 ci� jej r�ki, nawet gdy zjawi�a si� hrabina z kaw�
i z ha�a�liw� niedba�o�ci� ulokowa�a szklank� obok
ich splecionych d�oni. Kiedy opisywa�, jak ocali� si�
ojciec; Ba�ka o�ywi�a si�. Spyta�a o jaki� balkonowy
szczeg�. Nagle wyswobodzi�a r�k�, odsun�a z czo�a
czarny kosmyk i patrz�c na ch�opca spod zmru�o-
nych powiek powiedzia�a wolno:
�� No, to dzi� mogliby�my si� spotka�...
� Spotkali�my si� przecie�.
Wzruszy�a ramionami.
� M�wi� o powa�nym spotkaniu � przyj�a jego
wzrok.
� Mo�emy przecie� p�j�� na noc do mego mieszka-
nia. Jest zapiecz�towane, nikt nam nie b�dzie prze-
szkadza� � za�artowa� Kolumb, upokorzony w�a�ci-
wie.
� Aha, przez ten balkon? � spyta�a rzeczowo.
� To niemo�liwe... � przerazi� si� Kolumb. � Ona
� m�wi� o s�siadce � nie przepu�ci nas przez swo-
je mieszkanie... '." . � -
Nagle pomy�la�, �e mo�e Ba�ka tylko nieub�aganie
egzaminuje jego uczucia. .
� Basik, chcesz, �ebym strzeli� w mord� tego ofi-
cera? � pokaza� oczami stolik w k�cie sali. �
Chcesz? To wyjd�, sta� z drugiej strony w bramie,
b�dziesz widzia�a przez szyb�... No? -� powa�nie
ofiarowywa� jej ho�d z w�asnej odwagi.
� Te� mi adoracja! � wyd�a wargi i obejrzawszy
si� na stolik w k�cie, nagle parskn�a �miechem na
ca�y lokal, a� szczup�y oficer Wehrmachtu poderwa�
g�ow�. Zamilk�a nagle i sama si�gn�a po jego r�k�.
Byli oboje zm�czeni jak po fizycznym wybuchu czu-
�o�ci. Na szybach kawiarni pojawi�y si� c�tki desz-
czu.
� Piegowata pogoda. Czemu nie. wzi��e� p�aszcza?
� zatroszczy�a si� naraz serio.
� Nie mam... Nic nie mam � wzruszy� ramionami
z u�miechem. Poza tym mia� wszystko. �y�.
W pokoju Zygmunta ojciec Kolumba, kt�ry w nocy
nie zmru�y� oka, pochrapywa� na tapczanie. Zyg-
munt z�yma� si�, �e jego op�nione przybycie
wszystko skomplikowa�o. � 25
� Tam na Mokotowie nie mo�na nic zmieni�. Jesz-
cze Jurek � g�upstwo, sw�j, cho� dziwny, ale jego
matka... Nie zd��y�em od nich wyj��, ju� opowie-
dzia�a s�siadce, �e ma lokator�w: wdow� z c�rk�.
I �eby chocia� by�o wiadomo, sk�d ta wsypa i o co
w�a�ciwie idzie � spojrza� uwa�nie na koleg�. Ko-
lumb odwr�ci� oczy i strzepn�� niecierpliwie pal-
cami.
� Tak czy tak, musisz zmieni� dzielnic�. P�jdziesz
do matki i siostry. To si� da jeszcze wyt�umaczy�,
ale m�� si� do zmartwychwstania nie nadaje...
� Dzielnic� zmieni�, ale nie b�d� mieszka� razem
� mrukn�� Kolumb. ,,Ma chyba cz�owiek prawo do'
w�asnej, sensownej �mierci" � buntowa� si� w my-
�lach. � Dla starego ju� co� wymy�li�em � mruk-
n�� g�o�no � a dla siebie znajd�... Je�li u ciebie
niewygodnie, to mog� zanocowa� w moim mieszka-
niu.
� Co? � zd�bia� Zygmunt.
� Tak. I w milszym towarzystwie ni� twoje...
Nie wytrzyma� i pochwali� si� swoj� dziewczyn�
i jej balkonowym pomys�em.
� Musi by� gor�ca � pochwali� Zygmunt i nagle
si� zamy�li�. � Kolumb � zacz�� wolno � a gdyby
tam tak zaj�� po wasze rzeczy, co?...
� W�a�nie o tym my�la�em � sk�ama� Kolumb
czuj�c, jak serce uderzy�o w nim mocno. Szykowa�a
si� �adna historia.
Na drugi dzie� by�a niedziela. P�ywali po Wi�le.
Zygmunt z�y by� nawet troch� na Kolumba, bo
chcia� powios�owa� z dziewczyn� do Wilanowa, lecz
przyjaciel odm�wi� mu swego sk�adaka. By� z Ba-
sikiem.
Zygmunt nie m�g� si� nawet obrazi�. Przecie� po-
przedniej nocy, gdy ewakuowali mieszkanie Kolum-
ba, by� �przeciw sk�adakowi".
Ju� dwie godziny holowa� na dach rzeczy wynoszo-
ne przez przyjaciela, gdy us�ysza� z do�u, z balkonu,
przedziwny rozkaz:
� A teraz wysyp wszystko z tego wielkiego worka!
26 � Dosy� ju� � protestowa� szeptem Zygmunt. �
Wy�a�! �;(; � :.
� Dawaj, m�wi�, to w�r od sk�adaka, niedoczeka-
nie, �eby szkopy wzi�y m�j kajak. - � :
Zygmunt pos�usznie opr�ni� ogromny w�r; przecie�
Kolumb nawet w�asny pseudonim wywi�d� ze
swych �eglarskich nami�tno�ci. 'r
A w niedziel� przycumowa� do brzegu na pi�� mi-
nut przed godzin� policyjn�.
IV
erzemu by�o coraz trudniej. Ostatnie paro-
minutowe spotkanie uliczne z Zygmuntem wraca�o
w pami�ci owym � niez�o�liwym zapewne � pyta-
niem: �czy ju�?" Nie m�g� si� pogodzi� z my�l�, �e
Zygmunt m�g� w ostatecznym rachunku by� od
niego m�drzejszy. A jednak udzia� tamtego w kon-
spirze zdawa� si� gwarantowa� mu wi�cej godno�ci
ni� to.
Niecierpliwie . zatrzasn�� ok�adk� Nietzschego. Le�a�
na trawniku niewielkiego ogr�dka. Poprawi� si�
i wspar�szy g�ow� na r�kach patrzy� niewidz�cym
wzrokiem na li�cie �ywop�otu oddzielaj�cego go od
ulicy. M�czy� si�. Ambicja nie pozwala�a mu re-
zygnowa� z filozoficznych uzasadnie� swej postawy,
a przed sob� widzia� albo wegetacj� prywatnego
nauczyciela Kosiorkowych dzieci, albo ch�opczyka
staj�cego w przepraszaj�cej postawie na baczno��
wobec starych sztandar�w. :
W 1938 roku mia� wylecie� z gimnazjum za nieod-
danie honor�w wojskowych sztandarowi hufca Przy-
sposobienia Wojskowego. By� to dzie� jakiego�
3 Maja czy 11 Listopada � zawaha� si� teraz we
wspomnieniach, dop�ki nie ol�ni�a jego pami�ci wio-
senna bluzeczka wzburzonej jego anarchicznym wy-
st�pkiem Irki na randce tego wieczora; a wi�c 3 Maja.
Ju� przed defilad� nauczyciel gimnastyki, odziany
tego dnia w porucznikowski mundur, mia� z nim
scysj� na temat �bakieru", jak si� przej�zyczy�
w z�o�ci. Chodzi�o o to, �e Jerzy nosi� czapk� na 2'7
lewe ucho, oo zdaniem wyk�adowcy PW by�o �nie-
regulaminowe". �
Gdy po defiladzie poczet sztandarowy odprowadza�
sztandar, Jerzy nie odda� honor�w woJskowych.
� Co tam jest napisane na sztandarze? � pyta� po-
rucznik przest�pc� na drugi dzie�.
� �Honor i Ojczyzna", panie poruczniku�'brzmia-
�a regulaminowa odpowied�.
�i A po c� wyhaftowano te napisy?
� Z�by by�o �adnie � rzuci� Jerzy ze swobod�, po-
�ykaj�c w ostatniej chwili zwrot, jaki nasuwa�a mu
niedawna lektura, a kt�ry m�wi� o mydleniu oczu
klasie wyzyskiwanej.
� Zostawiam ci� w gimnazjum z uwagi na zas�ugi
ojca � us�ysza� za dwa dni z ust dyrektora.
Ale co tam ojciec mia� do powiedzenia ch�opakowi,
kt�rego dum� by�o decydowa� samemu o sobie,
a wi�c w�wczas �tylko" o swoich pogl�dach. Dziwny
splot dziej�w potwierdzi� zreszt� gesty sztubackiego
�nadcz�owiecze�stwa" zrywaj�cego z ojczyzn�.
Wrzesie� sprawdzi� bole�nie i, jak si� zdawa�o, osta-
tecznie pustk� i s�abo�� sztandarowego frazesu.
Osiemnastego wrze�nia ochotnik batalionu zapaso-
wego, rozbitego poprzedniego dnia w pierwszym
ogniu niemieckiego natarcia, ju� po cywilnemu wi-
ta� radzieckie czo�gi. Wystarczy�y dwa dni ogl�da-
nia ukrai�skich nacjonalist�w, kt�rzy pod pretek-
stem rz�d�w nowej klasy siedli na polskie karki,
by m�ody cz�owiek, pogardziwszy wojskiem w nie
obr�bionych p�aszczach i ze s�ynnymi karabinami
na sznurkach, przeszed� na drug� stron� Bugu jako
sceptyk wolny od wszelkich z�udze�.
I oto dzi� Zygmunt, kt�ry by� mo�e lepszym od
niego ��cznikiem w napadzie szkolnej dru�yny, ale
kt�ry rzadko czytywa� cokolwiek poza stron� dzien-
nika po�wi�con� wiadomo�ciom sportowym, mia�
mie� ze swoj� konspiracj� wi�cej powagi i god-
no�ci?
Roztargniony, wy��czy� z le��cej przed nim ksi��ki
kartk� z naszkicowanym wierszem. Mo�e to by�a
jego odpowied� czasom? Przeczyta� niezadowolony,
lecz z bij�cym sercem. .
W latach przedmaturalnych che�pi� si� tym, �e nie
napisa� ani jednej linijki. W tej jego postawie wo-
bec uprawianej przez wielu koleg�w �poezji" by�
jaki� utajony znak r�wnania do sprawy palenia.
Lekcewa��c nikotynow� mod� doro�la� we w�asnych
oczach, to samo osi�ga� kpi�c z manii intelektual-
nych wieku dojrzewania. On, najlepszy w klasie po-
lonista, nie mia� tajemnic w kratkowanym brulionie.
A mo�e zreszt� i bardziej zuchwa�a ambicja odbie-
ra�a mu prawo startu w tej dziedzinie?
Niew�tpliwa wra�liwo�� na poezj� prowadzi�a do
paradoksalnego zaniechania. Przeczyta� � gdzie�
przed matur� � Czarn� wiosn� S�onimskiego; wzru-
szony do �ez, wiedzia� z pewno�ci�,, �e pi�ra nie
tknie. Ju� w�wczas by� tym ch�opakiem, kt�ry oto
dzi�, le��c nad swoim zmi�tym w tej chwili nie-
cierpliwie wierszem, zastanawia si� nad kwesti�, �e
w�a�ciwie narodowy socjalizm, ub�stwiwszy �wo-
dza", bynajmniej nie sprzyja nietzschea�skiej �woli
mocy".
C� mo�e osi�gn�� i czego mo�e pragn�� hitlero-
wiec? By� nawet ministrem czy zast�pc� Fuhrera?
Jakie to uw�aczaj�ce szczerej ambicji, kt�ra musi
by� absolutna i bez granic. Pog�aska� szczup�ymi
palcami grzbiet ksi��ki niespokojnie i wstydliwie,
jakby wyg�adzi� zn�w zmi�t� kartk� r�kopisu. To
by�o mocniejsze nawet od jego �wiczonej woli. Kto-,
rego� wieczora wybuchn�o �ami�c wszystkie narzu-
cone rygory. Mo�e sprawi�a to dotychczasowa jego
asceza wobec konspiracji, jak� narzuci� sobie bun-
tuj�c si� przeciw nowemu dyktatowi obyczajowej
przyzwoito�ci, kt�ry nakazywa� �s�u�b�" � do��, �e
pos�ucha� tej nowej pasji z niezwyk�� u niego po-
kor�.
Ale c� z tego, �e ci�ko dysza� ko�cz�c mazanin�,
�e ze �zami patrzy� przez zabite mrozem szyby nie
opalonego pokoju � ju� w�wczas, u pocz�tku �pi-
sarstwa", czu� jego niewypowiedzian� n�dz�. Nie-
raz, siedz�c w kuchni przy karbid�wce, �okciem za-
s�ania� nier�wne rz�dki wiersza przed krz�taj�c�
si� matk�. �Ekonomia" � t�umaczy� si� zwi�le, za-
bieraj�c jej kartk� sprzed oczu. Obecnie by�o lato
i uczniowski brulion, w kt�ry wpisywa� wiersze do-
piero na drugi dzie�, gdy �wytrzyma�y pr�b� cza-
su", ods�ania� ostatni� czyst� kartk�. Czy ma j�
zape�ni�? Jeszcze raz wyci�gn�� z tomu Nietzschego
pomi�ty arkusik. Przeczyta�. Obejrza� si�. A wi�c
do tego ju� dochodzi? Nie dosy� abdykacji z jednej
niez�omnej zasady �yciowej, zaraz stowarzysza si�
z ni� druga zdrada. W sztubackiej jeszcze dumie, �e
on �nie pisze", tkwi�o wiele drwiny z wyra�anych
wierszami mi�osnych szkolnych adoracji. Zacz�� pi-
sa� wiersze �powa�ne", lecz oto masz! W nowym
wierszu siedz� jak byk s�owa godne przylizanego
Jaworskiego z drugiej �awki. Czy�by ta dziewczyna
naprawd� zrobi�a na nim takie wra�enie? W�osy
szare jak popi�, chuda, bo przecie� nie szczup�a �
� atakowa� sw� tendencj� do idealizacji. Wiedzia�
zreszt�, �e Zygmunt �zrobi�" go swoim protegowa-
nym od ca�kiem niespodziewanej strony. Ju� na
drugi dzie�, kiedy ona, spotkana w ogrodzie,
u�miechn�a si� tak jako� beznadziejnie, odczu� nie-
pok�j.
Sp�ni� si� do Kosiork�w. Podczas lekcji par� razy
przystan�� u okna popatruj�c w kierunku furtki, a�
czujne rodze�stwo zwolni�o obroty m�d�k�w pra-
cuj�cych nad tajnikami rachunk�w. Ale ju� wieczo-
rem Kosiorek przyda� si� Jerzemu. Nie by�o jeszcze
sz�stej, gdy dzwonek oderwa� go od lektury. By� to
jeszcze czas, gdy Jerzy czyta� �apczywie, jak ma�e
dziecko ssie, jak zwierzak je. Do obiadu przybiega�
k�usem, gniewa� si�, �e zupa gor�ca, ch�epta� j�
gorliwie i po chwili siedzia� ju� w swoim pokoju
nad ksi��k�. Tego dnia jednak czytanie pozbawione
by�o smaku. Siedzia�, nie wiedzie� czemu, nie przy
biurku, ale pod oknem i czyta�o mu si� jako� nie-
uwa�nie, pobie�nie. Niespodziewany dzwonek nawet
w dzie� by� czym� nieprzyjemnie elektryzuj�cym.
Matka �omota�a garnkami w kuchni. Nie s�yszy. Je-
rzy poszed� otworzy�. Nieznajomy, przeprosiwszy,
�e nie umia� zadzwoni� �do pa�", ruszy� we wska-
zane drzwi.
�Rzeczywi�cie, nale�a�oby zaznaczy�, jak do kogo
dzwoni�" � pomy�la� Jerzy i zaraz sprostowa�, �e
z pewno�ci� one nie �ycz� sobie, by ich nazwisko
wtyka� �na afisz". Spoza zamykanych przez go�cia
drzwi przedar� si� okrzyk rado�ci. Wita�y go ser-
decznie, co chwila upominaj�c si� wzajem o zacho-
wanie ciszy. ,,Okropnie skr�powane, a� przykro" �
pomy�la� Jerzy nie wyobra�aj�c sobie innych moty-
w�w powstrzymywania owej rado�ci na widok przy-
bysza.
A ojciec Kolumba, m�� jednej i ojciec drugiej z �lo-
katorek" � nie m�g� si� nauczy� skr�powania. Od
momentu gdy przedwczorajszego wieczora -syn od-
da� mu ubranie i bielizn� � rzeczy zabrane z zapie-
cz�towanego mieszkania � stary po pierwszym szo-
ku strachu odczu� jak�� gwa�town� ulg�, jakby mu
udowodniono, �e z ca�� groz� okupacji mo�na si�
bawi� w chowanego. Z�o�ci� si� na syna, �e ten od-
radza mu wizyt� u �ony i c�rki, wy�miewa� si�
z jego przestr�g, �e ma pami�ta� o ich �wdowie�-
stwie" i �sieroctwie". Pos�ucha� go, oczywi�cie, jak
zawsze. Nie przytaszczy� na razie wielu rzeczy, ot,
teczk� wypchan� fata�aszkami. Mimo kpin uzna�
te� racj� Kolumba, kt�ry twierdzi�, �e nie nale�y
kr�ci� si� z pocz�tku zbyt cz�sto na nowym miejscu,
i po prostu um�wi� si� z matk� i siostr� na nast�p-
ny dzie� w mie�cie.
Nawet teraz, �miej�c si�, podniecony i szcz�liwy,
cz�sto ogl�da� si� na drzwi.
� No, po prostu letnisko, prosz� pa� � zachwyca�
si� nowym mieszkaniem, nadrabiaj�c min� na my�l,
ze wkr�tce musi si� po�egna�. � A tam u nas,
w kamienicy, koledzy Stacha maj� pu�ci� wiado-
mo��, �e mnie chcieli aresztowa� jako oficera rezer-
wy �i rzuci� w pewnej chwili �onie.
� Och, panie, panie! � westchn�a p�artem, nie
my�l�c, �e s�owo to utrwali si� w ich s�owniku jako
ostatnie z imion, kt�re sobie nadawali w gor�cych
latach swej blisko�ci. �Kochany Panie" � mia�a pi-
sywa� do� kartki. �Pan" sta� si� mia�o nazwaniem
�artobliwie czu�ym, kt�rym pos�ugiwa� si� mia�a,
gdy zatr�ca�a o niego w rozmowie z c�rk�.
Niebezpieczny czas wr�ci� �wie�o�� uczu� niepew-
nych trwania. A on, jak zawsze w powszedniej oku-
pacyjnej codzienno�ci, zaj�ty by� dziwnymi spra-
wami.
� Mia�bym fantastyczny interes, pi��set opon, ale
jak tu nawi�za� kontakty na nowym nazwisku?
Sk�d wiedzie�, z kim tu mo�na, a z kim nie?... pi��-
set opon � martwi� si� g�o�no.
Starszy pan przez dwa ostatnie dni mieszka� u Zyg-
munta. Niezwykle przypadli sobie obaj do gustu.
Wzajemna sympatia zmaterializowa�a si� ju� na
drugi dzie� w owych pi�ciuset oponach. W zgodzie
z prawami handlu w owym czasie, Zygmunt nie
tyle zaoferowa� towar ci�ki i niewdzi�czny do
transportu i ukrycia, ile lotn� i nadaj�c� si� znako-
micie do spieni�enia wiadomo��.
Wiadomo�� ta � cho� dotyczy�a przedmiot�w spo-
czywaj�cych spokojnie gdzie� a� w magazynach w
pobli�u Fortu Bema � mia�a zrobi� z miejsca tu,
na dolnym Mokotowie, zawrotn� karier�. Oto
z okazji odprowadzania go�cia do furtki napotkano
matk� Jerzego. �Pan Go��biowski" zosta� zaprezen-
towany gospodyni lokalu, i tak w rozmowie na ogro-
dowej �awce wyp�yn�a raz jeszcze sprawa opon.
Nie darmo ojciec Stacha twierdzi�, �e dobre intere-
sy obecnie, kiedy towar bez ma�a zdematerializowa�
si�, polegaj� na inteligentnym prowadzeniu rozmo-
wy.
Oto matka zawo�a�a Jerzego. 'Ch�opak wszed� jaki�
nieuprzejmy, a� na widok zmieszanego spojrzenia
Aliny � tak ju� po imieniu nazywa� j� w my�lach
� da�by sobie sam w nachmurzon� g�b�. Na pro�b�
matki, by zaszed� do pana Kosiorka z wiadomo�ci�
o oponach, nie pytaj�c o szczeg�y wyszed� na ulic�.
Kosiorek by� u siebie.
� Pi��set � zastanowi� si� na moment ze �ci�gni�-
tymi brwiami. � Ile? � zapyta� zaraz.
� No, pi��set � zniecierpliwi� si� Jerzy.
� Ile ma kosztowa�? � powt�rzy� z pob�a�liwym
u�miechem Kosiorek. Jerzy nie wiedzia�. Nie mia�
ochoty wygl�da� na nierozgarni�tego g�upka. Wzru-
szy� ramionami.
� Nie zajmuj� si� po�rednictwem � paln��. �
Skoro rzecz jest interesuj�ca, zaraz skontaktuj�
pana z kim�, kto spraw� za�atwia...
Po p�godzinie �pan Go��biowski" powr�ci�. Od
progu wylewnie podzi�kowa� za umo�liwienie mu
znajomo�ci z panem Kosiorkiem i przeprosiwsz