2823
Szczegóły |
Tytuł |
2823 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2823 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2823 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2823 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DAN SIMMONS
Hyperion
PROLOG
Konsul Hegemonii siedzia� na tarasie swojego czarnego jak heban statku kosmicznego i gra� Preludium cis-moll Rachmaninowa na starym, ale znakomicie utrzymanym steinwayu, podczas gdy na rozci�gaj�cych si� doko�a bagnach przewala�y si� i rycza�y ogromne, jaszczurowate istoty. Z po�udnia ku p�nocy przesuwa�a si� gwa�towna burza. Sylwetki wielkich drzewiastych paproci rysowa�y si� wyra�nie na tle sinoszarych chmur, wy�ej natomiast, docieraj�c nawet na pu�ap dziewi�ciu kilometr�w, po niespokojnym niebie w�drowa�y stratocumulusy. Tu� nad horyzontem rozb�ys�a jaskrawa b�yskawica. Znacznie bli�ej statku majacz�ce niewyra�nie w mroku gadzie kszta�ty wpada�y od czasu do czasu na pole si�owe, rycza�y bole�nie, po czym znika�y w ciemnogranatowej mgle. Konsul skupi� si� na szczeg�lnie trudnym technicznie fragmencie utworu, nie zwracaj�c uwagi ani na burz�, ani na zapadaj�cy szybko zmierzch.
Nagle rozleg� si� sygna� komunikatora.
Konsul zamar� w bezruchu z palcami zawieszonymi nad klawiatur�. G�ste powietrze zadr�a�o, rozdarte hukiem gromu. Od strony paprociowego lasu dobieg� �a�osny lament stada padlino�erc�w; z ciemno�ci zalegaj�cych poni�ej statku odpowiedzia�a im wyzywaj�cym tr�bieniem jaka� bestia, ale szybko umilk�a. W nag�ej ciszy da�o si� s�ysze� niskie buczenie generator�w pola si�owego. Komunikator zapiszcza� ponownie.
- Cholera - zakl�� konsul i wsta� od fortepianu.
Podczas kilku sekund, jakich potrzebowa� komputer, by przetworzy� i zdekodowa� strumie� tachion�w, konsul nala� sobie szklaneczk� szkockiej i zasiad� w mi�kko wy�cie�anym fotelu. Niemal w tej samej chwili zap�on�o zielone �wiate�ko gotowo�ci.
- Odtwarzaj - poleci� konsul.
- Zosta�e� wybrany, aby powr�ci� na Hyperiona - rozleg� si� matowy kobiecy g�os. Obraz jeszcze si� nie uformowa�; przestrze� nad komunikatorem by�a pusta, je�li nie liczy� migaj�cego kodu nadawcy. Dzi�ki temu konsul wiedzia�, �e przekaz nadszed� z Pierwszej Tau Ceti, administracyjnego centrum Hegemonii. Wiedzia�by o tym nawet bez kodu, gdy� bez trudu rozpozna� pe�en uroku g�os Meiny Gladstone.
- Zosta�e� wybrany, aby powr�ci� na Hyperiona jako jeden z uczestnik�w Pielgrzymki.
Chyba �artujesz, pomy�la� konsul i podni�s� si� z fotela.
- Ty oraz sze�ciu pozosta�ych uczestnik�w zostali�cie wybrani przez Ko�ci� Chy�wara i zatwierdzeni przez WszechJedno��. W g��boko poj�tym interesie Hegemonii le�y, �eby�cie zaakceptowali ten wyb�r.
Konsul sta� odwr�cony plecami do migaj�cego kodu. Nagle podni�s� szklank� i opr�ni� j� jednym haustem.
- Sytuacja jest bardzo skomplikowana - ci�gn�a Meina Gladstone powa�nym tonem. - Konsulat oraz Rada Planety zawiadomi�y nas przed trzema tygodniami standardowymi, �e Grobowce Czasu zaczynaj� si� otwiera�. Otaczaj�ce je pola antyentropiczne gwa�townie si� rozszerzy�y, a Chy�war zacz�� si� pojawia� daleko na po�udniu, nawet w rejonie G�r Cugielnych.
Konsul odwr�ci� si� i opad� z powrotem na fotel. Przed sob� mia� holo starej twarzy Meiny Gladstone. Jej spojrzenie by�o r�wnie powa�ne i znu�one jak g�os.
- Oddzia� uderzeniowy Armii/kosmos zosta� natychmiast odwo�any z Parvati i skierowany na Hyperiona w celu przeprowadzenia ewakuacji obywateli Hegemonii przed otwarciem Grobowc�w. Jego d�ug czasowy wynosi nieco ponad trzy tamtejsze lata. - Meina Gladstone umilk�a na chwil�. Konsulowi przemkn�a my�l, �e jeszcze nigdy nie widzia� przewodnicz�cej Senatu w r�wnie ponurym nastroju. - Nie mamy �adnej pewno�ci, czy flota ewakuacyjna dotrze na czas - podj�a na nowo. - Sytuacj� dodatkowo komplikuje fakt, �e odkryli�my migracyjny r�j Intruz�w, licz�cy oko�o czterech tysi�cy... jednostek, kt�ry zmierza szybko w kierunku systemu Hyperiona. Nasze statki powinny przyby� tam dos�ownie tu� przed nimi.
Konsul doskonale rozumia� pow�d zawahania przewodnicz�cej Senatu. W sk�ad roju migracyjnego Intruz�w mog�y wchodzi� zar�wno jednoosobowe statki zwiadowcze, jak i ogromne transportowce oraz planetoidy zamieszkane przez dziesi�tki tysi�cy kosmicznych barbarzy�c�w.
- Kolegium Szef�w Sztab�w uwa�a, �e Intruzi zdecydowali si� na wykonanie decyduj�cego posuni�cia - ci�gn�a Meina Gladstone. Komputer ustawi� holo w takiej pozycji, �e jej smutne br�zowe oczy zdawa�y si� patrze� prosto na konsula. - Nie wiemy tylko, czy zale�y im jedynie na zaj�ciu Hyperiona w zwi�zku ze zbli�aj�cym si� otwarciem Grobowc�w Czasu, czy te� rusz� do ataku na ca�� Sie�. Na wszelki wypadek odwo�ali�my z uk�adu Camny ca�� flot� bojow�, w kt�rej sk�ad wchodzi tak�e batalion in�ynieryjny przeszkolony w monta�u transmiter�w materii, i polecili�my jej do��czy� do flotylli ewakuacyjnej, ale ten rozkaz mo�e zosta� w ka�dej chwili anulowany.
Konsul skin�� g�ow� i podni�s� szklank� do ust. Przekonawszy si�, �e jest pusta, zmarszczy� brwi i cisn�� j� na mi�kko wys�an� pod�og�. Mimo braku wojskowego wykszta�cenia doskonale rozumia� dylemat, wobec jakiego stan�a Gladstone wraz z szefami sztab�w. Jedynie b�yskawiczne zmontowanie w systemie Hyperiona wojskowego transmitera materii - co wi�za�o si� z gigantycznymi kosztami - dawa�o szans� odparcia inwazji Intruz�w. W przeciwnym razie wszystkie tajemnice, jakie zostan� ujawnione przez Grobowce Czasu, wpadn� w r�ce nieprzyjaci� Hegemonii. Je�eli jednak transmiter powstanie na czas i Armia rzuci ca�e swoje si�y do obrony samotnej, odleg�ej planety, Sie� b�dzie nara�ona na atak z innej strony albo, co gorsza, na utrat� transmitera, to za� grozi�oby przenikni�ciem barbarzy�c�w do jej wewn�trznej struktury. Konsul ju� widzia� oczami wyobra�ni Intruz�w wy�aniaj�cych si� z transmiter�w na setkach nie uzbrojonych, nie przygotowanych do obrony planet.
Przeszed� przez holo Meiny Gladstone, podni�s� szklank� i ponownie nape�ni� j� whisky.
- Zosta�e� wybrany, aby wzi�� udzia� w pielgrzymce do Chy�wara - powiedzia�a wiekowa przewodnicz�ca Senatu, por�wnywana cz�sto przez pras� do Lincolna, Churchilla lub Alvareza-Tempa, w zale�no�ci od tego, jaka legendarna posta� z czas�w przed hegir� znajdowa�a si� akurat u szczytu popularno�ci. - Templariusze wys�ali sw�j drzewostatek "Yggdrasill", a dow�dca floty otrzyma� polecenie, �eby go przepu�ci�. Maj�c tylko trzytygodniowy d�ug czasowy zd��ysz dotrze� do niego, zanim wejdzie w nadprzestrze� w pobli�u uk�adu Parvati. Na jego pok�adzie b�dzie pozosta�ych sze�ciu pielgrzym�w wybranych przez Ko�ci� Chy�wara. Wed�ug naszego wywiadu przynajmniej jeden z waszej si�demki jest agentem Intruz�w. Niestety, nie mamy poj�cia kto.
Konsul u�miechn�� si�. Gladstone sporo ryzykowa�a, ujawniaj�c mu tak istotne informacje, bo przecie� musia�a bra� pod uwag� mo�liwo��, �e w�a�nie on jest tym szpiegiem. Chocia�... Czy naprawd� powiedzia�a mu co� wa�nego? Ruchy floty i tak stan� si� doskonale widoczne, gdy tylko okr�ty w��cz� nap�d Hawkinga, a je�liby konsul by� agentem Intruz�w, s�owa przewodnicz�cej senatu z pewno�ci� zabrzmia�yby w jego uszach jak powa�ne ostrze�enie. Przesta� si� u�miecha� i poci�gn�� niewielki �yk szkockiej.
- W�r�d pielgrzym�w znajduj� si� Sol Weintraub i Fedmahn Kassad.
Konsul zmarszczy� brwi, wpatruj�c si� w skupisko liczb kr���ce wok� twarzy starej kobiety niczym r�j much. Do ko�ca transmisji pozosta�o pi�tna�cie sekund.
- Potrzebujemy twojej pomocy - m�wi�a dalej Meina Gladstone. - Ogromnie zale�y nam na poznaniu tajemnic Chy�wara i Grobowc�w Czasu. Ta pielgrzymka stanowi nasz� ostatni� szans�. Gdyby Intruzi zdobyli Hyperion, ich agent b�dzie musia� zosta� wyeliminowany, a Grobowce Czasu zamkni�te za wszelk� cen�. Od tego mo�e zale�e� los ca�ej Hegemonii.
Przekaz dobieg� ko�ca. W powietrzu pozosta�y jedynie migaj�ce koordynaty.
- Czy b�dzie odpowied�? - zapyta� komputer.
Cho� transmisja wymaga�a ogromnych ilo�ci energii, statek m�g� wys�a� kr�tk� informacj�, kt�ra w��czy�aby si� w strumie� tachion�w kr���cy bez przerwy mi�dzy zamieszkanymi przez ludzi planetami.
- Nie - odpar� konsul, po czym wyszed� na taras i opar� si� o balustrad�. Zapad�a noc, a niebo zasnu�o si� wisz�cymi nisko chmurami. Ciemno�� by�aby ca�kowita, gdyby nie b�yskawice roz�wietlaj�ce od czasu do czasu p�nocny niebosk�on i �agodna, fluorescencyjna po�wiata unosz�ca si� nad bagnami. Nagle konsul u�wiadomi� sobie, �e jest jedyn� my�l�c� istot� na tej bezimiennej planecie. Ws�uchuj�c si� w pierwotne odg�osy dobiegaj�ce z mokrade�, wspomina� miniony poranek, wczesn� pobudk�, ca�y dzie� sp�dzony w jednoosobowym vikkenie, polowanie w rozci�gaj�cym si� na po�udniu paprociowym lesie, a wreszcie powr�t na statek, gdzie czeka� ju� smakowity befsztyk i zimne piwo. Wspomina� bolesn� rozkosz towarzysz�c� polowaniu i r�wnie bolesne zadowolenie z samotno�ci, wywalczonej po koszmarnych przej�ciach na Hyperionie.
Hyperion...
Konsul wszed� do statku i poleci� komputerowi wci�gn�� taras oraz zamkn�� i uszczelni� wszystkie w�azy. Nast�pnie wspi�� si� spiralnymi schodami do kabiny sypialnej usytuowanej na samym szczycie statku. Okr�g�y pok�j by� pogr��ony w ciemno�ci, kt�r� roz�wietla�y jedynie bezg�o�ne eksplozje b�yskawic, pozwalaj�ce przez u�amek sekundy dojrze� na tle nocnego nieba strumienie deszczu. Konsul zdj�� ubranie, po�o�y� si� na twardym materacu, po czym w��czy� muzyk� i zewn�trzne mikrofony. Kabin� wype�ni�y gwa�towne d�wi�ki Wagnerowskiego "cwa�owania walkirii" wymieszane z odg�osami szalej�cej na zewn�trz burzy. Huraganowy wiatr uderza� z dzik� si�� w kad�ub statku. Pioruny bi�y jeden za drugim, a bia�e b�yskawice pozostawia�y po sobie bledn�ce powoli, jaskrawe cienie.
Wagnera nale�y s�ucha� wy��cznie w tak� pogod�, pomy�la� konsul i zamkn�� oczy, ale b�yskawice by�y widoczne nawet przez zaci�ni�te powieki. Przypomnia� sobie l�ni�ce kryszta�ki lodu niesione wiatrem w�r�d ruin na niskich wzg�rzach niedaleko Grobowc�w Czasu i znacznie ch�odniejsze l�nienie stali na sk�adaj�cym si� niemal wy��cznie z metalowych cierni, trudnym do wyobra�enia drzewie Chy�wara. Przypomnia� sobie przera�liwe krzyki w �rodku nocy i mieni�ce si� setkami refleks�w, szkar�atnorubinowe spojrzenie samego Chy�wara.
Hyperion.
Konsul bezg�o�nie poleci� komputerowi wy��czy� muzyk� i mikrofony. Zas�oniwszy r�k� oczy le�a� w ca�kowitej ciszy i my�la� o tym, jakim szale�stwem z jego strony by�by powr�t na Hyperiona. W ci�gu jedenastu lat, jakie sp�dzi� w charakterze konsula na tej odleg�ej i zagadkowej planecie, tajemniczy Ko�ci� Chy�wara dwana�cie razy zezwoli� grupom pielgrzym�w wyruszy� ku ch�ostanym wiatrem pustkowiom otaczaj�cym Grobowce Czasu. Nikt nie powr�ci�, cho� dzia�o si� to jeszcze wtedy, kiedy Chy�war by� wi�niem pr�d�w czasu oraz si�, kt�rych natury i dzia�ania nikt nie rozumia�, antyentropijne pola za� dzia�a�y jedynie w promieniu kilkunastu metr�w wok� Grobowc�w Czasu. Nie istnia�o wtedy tak�e zagro�enie inwazj� Intruz�w.
Konsul rozmy�la� o Chy�warze, w�druj�cym teraz swobodnie po ca�ej planecie, o milionach tubylc�w i tysi�cach obywateli Hegemonii zupe�nie bezbronnych wobec istoty nic sobie nie robi�cej z praw fizyki, kt�ra potrafi�a si� porozumiewa� jedynie poprzez �mier�... i pomimo ciep�a panuj�cego w kabinie jego cia�em wstrz�sn�� dreszcz.
Hyperion.
Min�a noc, a burza dobieg�a ko�ca. Nadchodz�cy �wit gna� przed sob� nast�pn�. Dwustumetrowej wysoko�ci paprocie gi�y si� ku ziemi pod naporem bezlitosnego wiatru. Czarny jak heban statek konsula uni�s� si� na b��kitnej kolumnie plazmowego ognia i przebi� warstw� g�stych chmur, p�dz�c ku otwartej przestrzeni i czekaj�cemu go spotkaniu.
ROZDZIA� 1
Konsul obudzi� si� z b�lem g�owy, suchym gard�em i dziwnym uczuciem, �e wylecia�o mu z pami�ci tysi�c sn�w, jakie �ni� si� tylko ludziom pogr��onym w hibernacyjnym odr�twieniu. Zamruga� gwa�townie, usiad� na pos�aniu i p�przytomnie oderwa� ostatnie ta�my sensoryczne, wci�� jeszcze przylepione do jego sk�ry. W owalnym, pozbawionym okien pomieszczeniu znajdowa�y si� opr�cz niego dwa ma�e klony za�ogowe oraz bardzo wysoki templariusz w kapturze nasuni�tym na g�ow�. Jeden z klon�w poda� mu tradycyjn� szklank� soku pomara�czowego; konsul przyj�� j� z wdzi�czno�ci� i opr�ni� trzema �ykami.
- Drzewo jest dwie minuty �wietlne i pi�� godzin lotu podprzestrzennego od Hyperiona - powiedzia� templariusz. Konsul dopiero teraz rozpozna� w nim Heta Masteena, kapitana drzewostatku, Prawdziwy G�os Drzewa. Niejasno zdawa� sobie spraw�, �e dost�pi� nie lada zaszczytu, ale by� jeszcze zanadto oszo�omiony po kriogenicznym �nie, aby go w pe�ni doceni�.
- Inni obudzili si� ju� kilka godzin temu - poinformowa� go Het Masteen, po czym da� znak klonom, aby zostawi�y ich samych. - Czekaj� na przedniej platformie jadalnej.
- Ghrrr... - wycharcza� konsul. Prze�kn�� �lin�, odchrz�kn�� i spr�bowa� jeszcze raz: - Dzi�kuj� ci, Hecie Masteen.
Rozgl�daj�c si� po przypominaj�cym kszta�tem jajo pomieszczeniu o pod�odze pokrytej dywanem z g�stej trawy, przezroczystych �cianach i konstrukcji no�nej z odpowiednio uformowanej w��kniny, zorientowa� si�, �e przebywa w jednym z najmniejszych str�k�w mieszkalnych. Zamkn�wszy oczy skupi� si�, aby przypomnie� sobie spotkanie ze statkiem templariuszy, kt�re nast�pi�o na kr�tko przed wej�ciem drzewostatku "Yggdrasill" w nadprzestrze�.
Detale mierz�cego ponad kilometr d�ugo�ci drzewostatku nie by�y zbyt dobrze widoczne z powodu otaczaj�cych go p�l si�owych, dostrzegalnych jako ledwo uchwytne, ale bardzo utrudniaj�ce obserwacj� m�enie, lecz i tak tym, co przede wszystkim rzuca�o si� w oczy, by�y tysi�ce �wiate� rozlokowanych w p�prze�roczystych str�kach mieszkalnych oraz na niezliczonych platformach, k�adkach, mostkach, schodach i przybud�wkach. U podstawy statku, niczym nadmiernie wyro�ni�te orzeszki galasowe, skupi�y si� kuliste �adownie i pomieszczenia techniczne, z ty�u natomiast ci�gn�y si� b��kitne i fioletowe smugi, przypominaj�ce korzenie wielokilometrowej d�ugo�ci.
- Inni ju� czekaj� - powiedzia� �agodnie Het Masteen i wskaza� ruchem g�owy le��cy nie opodal baga�, kt�ry czeka� na polecenie w�a�ciciela, aby si� otworzy�. Nast�pnie templariusz zaj�� si� uwa�n� obserwacj� �cian str�ka, konsul za� w tym czasie wk�ada� p�uroczysty str�j, sk�adaj�cy si� z lu�nych czarnych spodni, b�yszcz�cych pantofli, bia�ej jedwabnej koszuli z topazow� szpilk� w ko�nierzyku, czarnej bluzy ze szkar�atnymi epoletami Hegemonii oraz ciemnoz�otego tr�jgraniastego kapelusza. Cz�� wygi�tej �ciany zamieni�a si� w lustro; konsul ujrza� m�czyzn� w zaawansowanym wieku �rednim, ubranego w skromny, lecz elegancki str�j wieczorowy, opalonego, cho� dziwnie bladego w okolicy smutnych oczu. Zmarszczy� brwi, skin�� g�ow�, po czym odwr�ci� si� od lustra.
Het Masteen da� znak r�k� i poprowadzi� go przez szczelin� w str�ku na schody, wij�ce si� spiralnie wok� pot�nego, pokrytego grub� kor� pnia drzewa. Konsul przystan��, cofn�� si� o krok i spojrza� w d�: co najmniej sze��set metr�w, wcale nie mniej gro�ne przy sztucznym ci��eniu o warto�ci 1/6 g, wytwarzanym przez anomalie grawitacyjne uwi�zione w polach si�owych u podstawy drzewa. I �adnych por�czy.
W milczeniu rozpocz�li wspinaczk�. Dobieg�a ko�ca po zaledwie trzydziestu metrach, gdy przeszli po chybotliwym wisz�cym mostku na ga��� mniej wi�cej pi�ciometrowej szeroko�ci.
- Czy m�j statek zosta� ju� wyprowadzony z �adowni? - zapyta� konsul, kiedy dotarli do miejsca, w kt�rym blask pobliskiego s�o�ca pada� na g�ste skupisko li�ci.
- Stoi w kuli numer 11, zatankowany i got�w do startu - odpar� Het Masteen. Znale�li si� w cieniu pnia, dzi�ki czemu w czerni widocznej gdzieniegdzie mi�dzy li��mi pojawi�y si� gwiazdy. - Pozostali pielgrzymi ustalili, �e polec� twoim statkiem, naturalnie je�li Armia wyrazi na to zgod� - doda� templariusz.
Konsul potar� oczy, �a�uj�c, �e nie dano mu wi�cej czasu na przyj�cie do siebie po okresie sp�dzonym w lodowym u�cisku hibernacji.
- Kontaktowali�cie si� z grup� uderzeniow�?
- O tak. Zlokalizowali nas w chwil� po tym, jak wyszli�my z nadprzestrzeni. Eskortuje nas jeden z okr�t�w bojowych Hegemonii. - Het Masteen wskaza� ruchem g�owy skrawek czerni nad ich g�owami.
Konsul spojrza� w g�r�, ale w�a�nie w tej chwili wierzcho�ki ga��zi wydosta�y si� z cienia i rozb�ys�y jaskrawym blaskiem s�o�ca. Poniewa� pozostaj�ce jeszcze w cieniu konary by�y o�wietlone po�wiat� emanuj�c� z �aroptak�w, wisz�cych nad pomostami i schodami niczym japo�skie lampiony, a ziemskie robaczki �wi�toja�skie i male�kie paj�czki z Maui pogna�y jak szalone ku mocniejszemu �wiat�u, w sumie da�o to tak� feeri� nieruchomych i poruszaj�cych si� �wiate�ek, �e nie po�apa�by si� w tym nawet najbardziej obyty z kosmosem podr�ny.
Het Masteen wsiad� do windy sk�adaj�cej si� z plecionego kosza i liny z w��kna grafitowego nikn�cej gdzie� hen, wysoko, w rejonie oddalonego o trzysta metr�w wierzcho�ka drzewa. Konsul uczyni� to samo i kosz bezszelestnie ruszy� w g�r�. Mijane pomosty, str�ki i schody by�y prawie zupe�nie puste, je�li nie liczy� kilku templariuszy oraz ich niedu�ych klon�w za�ogowych. Konsul nie m�g� sobie przypomnie�, �eby w ci�gu wype�nionej gor�czkow� aktywno�ci� godziny, jaka up�yn�a od jego spotkania z drzewostatkiem, do chwili kiedy pogr��y� si� w kriogenicznym �nie, zauwa�y� jakiego� pasa�era, ale w�wczas przypisa� to ogromowi statku; w dodatku przypuszcza�, i� wszyscy le�� ju� w swoich str�kach. Teraz jednak, kiedy drzewostatek porusza� si� z pr�dko�ci� znacznie mniejsz� od pr�dko�ci �wiat�a, spodziewa� si� ujrze� na jego ga��ziach t�umy wyba�uszaj�cych oczy podr�nych. Powiedzia� o tym towarzysz�cemu mu templariuszowi.
- Jeste�cie jedynymi pasa�erami na statku - odpar� Het Masteen. Kosz zatrzyma� si� w g�stwinie li�ci i kapitan ruszy� w g�r� drewnianymi, bez w�tpienia bardzo ju� s�dziwymi schodami.
Konsul zamruga� ze zdziwieniem. Drzewostatek templariuszy zabiera� zazwyczaj od dw�ch do pi�ciu tysi�cy pasa�er�w, oferuj�c bodaj najprzyjemniejszy spos�b podr�y. Drzewostatki bardzo rzadko wpada�y w d�ug czasowy przekraczaj�cy cztery lub pi�� miesi�cy, gdy� wykonywa�y kr�tkie przeskoki mi�dzy le��cymi blisko siebie gwiazdami. Dzi�ki temu ich zamo�ni pasa�erowie prawie wcale nie musieli poddawa� si� hibernacji. Podr� na Hyperiona i z powrotem, daj�ca w sumie sze�cioletni d�ug czasowy, w dodatku bez pasa�er�w, oznacza�a dla templariuszy kolosalne straty finansowe.
Dopiero po chwili konsul u�wiadomi� sobie, i� drzewostatek znakomicie nadaje si� do przeprowadzenia ewakuacji, a wszelkie wydatki z pewno�ci� zostan� pokryte przez Hegemoni�. Mimo to zdziwienie musia� budzi� fakt, �e Bractwo zdecydowa�o si� na tak wielkie ryzyko i wys�a�o "Yggdrasill" - jeden z zaledwie pi�ciu takich statk�w we wszech�wiecie - w rejon zagro�ony wybuchem dzia�a� wojennych.
- Oto twoi towarzysze podr�y - oznajmi� Het Masteen, kiedy wyszli na obszern� platform�, gdzie przy d�ugim drewnianym stole czeka�a na nich niewielka grupka. W g�rze �wieci�y gwiazdy, obracaj�c si� od czasu do czasu, kiedy wielki statek korygowa� nieznacznie kurs, z bok�w natomiast otacza�y ich �ciany utworzone z g�stej ro�linno�ci. Konsul natychmiast zorientowa� si�, i� jest to pomost jadalny kapitana, a jego przypuszczenia potwierdzi� fakt, �e Het Masteen podszed� do sto�u i zaj�� miejsce u jego szczytu. Zebrani wstali, aby go przywita�, konsul za� zobaczy�, �e czeka na niego fotel po lewej r�ce dow�dcy statku.
Kiedy wszyscy usiedli i uciszyli si�, Het Masteen zacz�� przedstawia� zebranych. Cho� konsul nikogo z nich nie zna� osobi�cie, to kilka nazwisk obi�o mu si� ju� wcze�niej o uszy. Stara� si� wykorzysta� wieloletnie do�wiadczenie zdobyte w dyplomacji, ��cz�c nazwiska z osobami i zapami�tuj�c pierwsze skojarzenia.
Po jego lewej stronie siedzia� ojciec Lenar Hoyt, kap�an starochrze�cija�skiej sekty, kt�rej wyznawc�w zwano katolikami. Konsul, lekko zdezorientowany, przez chwil� przygl�da� si� czarnemu strojowi i koloratce, ale potem przypomnia� sobie Szpital �wi�tego Franciszka na Hebronie, gdzie prawie czterdzie�ci lat standardowych temu przeszed� odwykow� terapi� po swojej pierwszej misji dyplomatycznej, kt�ra omal nie zako�czy�a si� ca�kowit� kl�sk�. Nazwisko Hoyta wywo�a�o skojarzenia z innym ksi�dzem, kt�ry zagin�� bez �ladu na Hyperionie, w czasie kiedy konsul przebywa� na tej planecie.
Lenar Hoyt by� m�odym cz�owiekiem - na pewno nie mia� wi�cej ni� trzydzie�ci kilka lat - ale wygl�da� na kogo�, kto ogromnie si� postarza� w zwi�zku z ca�kiem niedawnymi prze�yciami. Konsul spogl�da� na szczup�� twarz, wystaj�ce ko�ci policzkowe obci�gni�te cienk� sk�r�, wielkie, g��boko osadzone oczy, w�skie usta, ci�gle wygi�te do do�u w grymasie zbyt ponurym, aby mo�na by�o nazwa� go cynicznym u�miechem, w�osy mocno przerzedzone nie tyle z powodu wieku, co raczej silnego promieniowania, i czu�, �e patrzy na cz�owieka od lat toczonego przez ci�k� chorob�. Mimo to ze zdziwieniem stwierdzi�, �e za mask� skrywanego b�lu pozosta�y jeszcze resztki dawnej, ch�opi�cej urody: okr�g�ej twarzy, zdrowej cery i pe�niejszych warg, nale��cych do m�odszego, zdrowszego i mniej cynicznego Lenara Hoyta.
Obok kap�ana siedzia� cz�owiek, kt�rego podobizn� kilka lat temu ogl�da� niemal ka�dy mieszkaniec Hegemonii. Ciekawe, czy teraz opinia publiczna zmienia obiekty zainteresowania r�wnie cz�sto jak wtedy, kiedy mieszka�em w Sieci, pomy�la� konsul. Chyba tak, a mo�e nawet cz�ciej. Je�li sprawy mia�y si� w�a�nie w ten spos�b, to pu�kownik Fedmahn Kassad, tak zwany Rze�nik z Po�udniowej Bressii, nie by� ju� ani bohaterem, ani pariasem. Jednak dla pokolenia konsula, a tak�e dla wszystkich, kt�rzy �yli w wolniejszym tempie na odleg�ych, prowincjonalnych planetach, Kassad nale�a� do ludzi, kt�rych �atwo si� nie zapomina.
Pu�kownik Fedmahn Kassad by� bardzo wysoki - tak wysoki, �e m�g� prawie spojrze� prosto w oczy dwumetrowemu Masteenowi - i mia� na sobie czarny mundur Armii, pozbawiony jednak wszelkich dystynkcji oraz symboli �wiadcz�cych o przynale�no�ci s�u�bowej. Jego str�j przypomina� ubranie Hoyta, lecz na tym ko�czy�y si� podobie�stwa mi�dzy dwoma m�czyznami. W przeciwie�stwie do ksi�dza, Kassad by� opalony, szczup�y i ponad wszelk� w�tpliwo�� znajdowa� si� w znakomitej kondycji fizycznej. Pod materia�em munduru na barkach i ramionach wyra�nie odznacza�y si� mi�nie. Pu�kownik mia� ma�e czarne oczy, przypominaj�ce szerokok�tne obiektywy prostych kamer wideo, jego twarz za� o ostrych, zdecydowanych rysach zdawa�a si� wyciosana z zimnego kamienia. W�ska linia zarostu na brodzie podkre�la�a t� ostro�� r�wnie bezwzgl�dnie, jak krew na ostrzu no�a.
Powolne, przemy�lane ruchy pu�kownika przywiod�y konsulowi na my�l pochodz�cego z Ziemi jaguara, kt�rego przed wieloma laty widzia� w prywatnym zoo na Lususie. Kassad m�wi� niezbyt g�o�no, ale nawet jego milczenie mia�o swoj� wag�.
Wi�ksza cz�� d�ugiego sto�u by�a pusta, gdy� ca�a grupka skupi�a si� przy jednym jego ko�cu. Naprzeciwko Kassada siedzia� cz�owiek, kt�ry zosta� przedstawiony jako Martin Silenus, poeta.
Silenus stanowi� dok�adne przeciwie�stwo pu�kownika. Kassad by� wysoki i szczup�y, Martin Silenus natomiast niski i oty�y, a jego okr�g�a twarz dor�wnywa�a zdolno�ci� ekspresji twarzom wielkich cz�ekokszta�tnych ma�p. Mia� dono�ny, chrapliwy g�os i, zdaniem konsula, by�o co� przyjemnie demonicznego w jego rumianych policzkach, szerokich ustach, krzaczastych brwiach, stercz�cych uszach i wiecznie poruszaj�cych si� r�kach o palcach, jakich nie powstydzi�by si� nawet koncertuj�cy pianista. Albo dusiciel. Srebrzyste w�osy poety, przyci�te niezbyt r�wno nad czo�em, tworzy�y niesforn� grzywk�.
Martin Silenus na pierwszy rzut oka wygl�da� tak, jakby zbli�a� si� do sze��dziesi�tki, ale konsul bez trudu dostrzeg� wiele m�wi�ce b��kitne przebarwienia sk�ry na szyi i d�oniach. �wiadczy�y o tym, �e poeta ma za sob� co najmniej kilka zabieg�w Poulsena, tak wi�c w rzeczywisto�ci Silenus m�g� sobie liczy� od dziewi��dziesi�ciu do stu pi��dziesi�ciu lat standardowych. Je�eli bli�sza prawdzie by�a druga liczba, to istnia�y spore szanse, �e poeta jest ju� zupe�nie szalony.
O ile Martin Silenus sprawia� wra�enie cz�owieka ha�a�liwego i niespokojnego, to jego s�siad roztacza� wok� siebie aur� inteligentnej pow�ci�gliwo�ci. Sol Weintraub poni�s� g�ow�, kiedy pad�o jego nazwisko, a w�wczas konsul ujrza� kr�tk� siw� brod�, pokryte zmarszczkami czo�o oraz b�yszcz�ce, lecz smutne oczy znanego uczonego. Konsul s�ysza� ju� opowie�ci o �ydzie Wiecznym Tu�aczu i jego beznadziejnych poszukiwaniach, niemniej jednak by� wstrz��ni�ty widokiem �pi�cej w ramionach Weintrauba jego c�rki Racheli. Dziecko mog�o mie� najwy�ej kilka tygodni. Konsul po�piesznie odwr�ci� wzrok.
Sz�stym pielgrzymem, a jednocze�nie jedyn� kobiet� przy stole, by�a Brawne Lamia, detektyw. Zmierzy�a konsula tak uwa�nym spojrzeniem, �e czu� je na sobie jeszcze d�ugo po tym, jak przesta�a si� nim interesowa� i odwr�ci�a g�ow�.
Urodzona na planecie Lusus, gdzie ci��enie wynosi 1,3 g, Brawne Lamia zaledwie dor�wnywa�a wzrostem poecie siedz�cemu dwa miejsca od niej, ale nawet lu�ny sztruksowy kombinezon nie by� w stanie ukry� jej pot�nych mi�ni. Czarne kr�cone w�osy si�ga�y do ramion, brwi przypomina�y dwie czarne kreski namalowane grubym p�dzlem na szerokim czole, nos, du�y i ostry, podkre�la� orli charakter twarzy. Pe�ne, szerokie usta wydawa�y si� niemal zmys�owe, a ich k�ciki przez ca�y czas by�y skierowane lekko ku g�rze, co dawa�o wra�enie okrutnego, a mo�e tylko rozbawionego u�miechu. Ciemne oczy kobiety zdawa�y si� rzuca� wyzwanie ka�demu, na kogo pad�o ich spojrzenie.
Konsulowi przysz�o nagle do g�owy, �e Brawne Lamia jest prawie pi�kna.
Po zako�czeniu prezentacji odchrz�kn�� i zwr�ci� si� do templariusza:
- Hecie Masteen, z twoich s��w wynika�o, �e na pok�adzie statku powinno znajdowa� si� siedmiu pielgrzym�w. Czy si�dmym jest dziecko M. Weintrauba?
Kaptur templariusza poruszy� si� z wolna z lewa na prawo i z powrotem.
- Nie. Pielgrzymem mo�e zosta� tylko ten, kto �wiadomie podejmie decyzj� o wyruszeniu na poszukiwanie Chy�wara.
W�r�d zebranych powsta�o lekkie poruszenie. Wszyscy wiedzieli, �e jedynie grupa, sk�adaj�ca si� z ilo�ci pielgrzym�w wyra�onej liczb� pierwsz�, ma szans� uzyska� zgod� Ko�cio�a Chy�wara, aby wyruszy� na p�noc.
- Ja jestem si�dmym pielgrzymem - oznajmi� Het Masteen, kapitan drzewostatku templariuszy "Yggdrasill" i Prawdziwy G�os Drzewa. W ciszy, jaka zapad�a po jego o�wiadczeniu, Het Masteen da� znak grupie klon�w, aby przyst�pi�y do podawania ostatniego posi�ku, jaki podr�ni mieli spo�y� przed l�dowaniem na planecie.
- A wi�c Intruzi nie dotarli jeszcze do uk�adu? - zapyta�a Brawne Lamia. Mia�a chropawy, gard�owy g�os, kt�rego brzmienie dziwnie niepokoi�o konsula.
- Nie - odpar� Het Masteen. - W�tpi� jednak, czy wyprzedzamy ich o wi�cej ni� kilka dni standardowych. Nasze przyrz�dy wykry�y zak��cenia w mg�awicy 09 rt.
- Czy dojdzie do wojny? - zapyta� ojciec Hoyt. Jego g�os wydawa� si� r�wnie zm�czony jak wyraz jego twarzy. Poniewa� nikt nie kwapi� si� z udzieleniem odpowiedzi, ksi�dz zwr�ci� g�ow� w kierunku konsula, jakby daj�c mu z op�nieniem do zrozumienia, �e pytanie zosta�o skierowane wy��cznie pod jego adresem.
Konsul westchn�� g��boko; �a�owa�, �e klony zamiast wina nie poda�y whisky.
- Kto wie, co zrobi� Intruzi? Wydaje si�, �e ich post�powaniem przesta�a rz�dzi� ludzka logika.
Martin Silenus wybuchn�� dono�nym �miechem i wykona� gwa�towny gest r�k�, rozlewaj�c znaczn� cz�� zawarto�ci kielicha.
- Tak jakby�my my, pieprzeni ludzie, kiedykolwiek kierowali si� ludzk� logik�!
Poci�gn�� spory �yk, otar� usta wierzchem d�oni i ponownie parskn�� �miechem.
Brawne Lamia zmarszczy�a brwi.
- Je�eli walki rozpoczn� si� zbyt szybko, w�adze mog� nie zezwoli� nam na l�dowanie.
- Dostaniemy pozwolenie - zapewni� j� Het Masteen. Promienie s�o�ca znalaz�y drog� miedzy fa�dami kaptura i pad�y na ��taw� sk�r�.
- Ocaleni przed pewn� �mierci� na wojnie tylko po to, �eby ponie�� j� z r�k Chy�wara... - mrukn�� Hoyt.
- Nie ma �mierci we wszech�wiecie! - rykn�� Martin Silenus g�osem, kt�ry m�g�by obudzi� nawet kogo� pogr��onego w kriogenicznym �nie, a nast�pnie wys�czy� resztki wina i wzni�s� pusty kielich ku gwiazdom.
Nie ma �mierci w wszech�wiecie. Nigdzie nie odczujesz
�adnej woni �miertelnej - a �mier� przyj�� powinna.
Zap�acz, zap�acz, o, zap�acz, Cybelo! Twe dzieci
Okrutne, w deszcz bezsi�y przemieni�y boga.
P�aczcie, bracia, o p�aczcie! Nie mam �adnej mocy,
S�aby jak trzcina, s�aby, s�aby jak m�j g�os.
O, o b�l, ten straszliwy b�l s�abo�ci! P�aczcie,
Bo ci�gle si� rozpadam...
Silenus umilk� nagle, dola� sobie wina, po czym czkn�� g�o�no w ciszy, kt�ra zapad�a po jego wyst�pieniu. Pozosta�a sz�stka spojrza�a po sobie. Konsul zauwa�y�, �e Sol Weintraub u�miecha� si� lekko, a� do chwili kiedy dziecko poruszy�o si�, skupiaj�c na sobie ca�� jego uwag�.
- C�... - powiedzia� z wahaniem ojciec Hoyt, tak jakby usi�owa� nawi�za� do przerwanej my�li. - Nawet je�eli si�y Hegemonii opuszcz� uk�ad i Hyperion dostanie si� pod w�adanie Intruz�w, mo�e okupacja b�dzie bezkrwawa i nowi w�adcy pozwol� nam zajmowa� si� naszymi sprawami...
Fedmahn Kassad roze�mia� si� cicho.
- Intruz�w nie interesuje okupacja - powiedzia�. - Je�li zdob�d� planet�, najpierw z�upi� j� do szcz�tu, a potem zabior� si� do tego, co najlepiej potrafi�: spal� miasta, tak �e pozostan� same zgliszcza, te porozwalaj� na drobne kawa�ki, nast�pnie za� spopiel� ka�dy z nich. Stopi� lodowe czapy na biegunach, wygotuj� oceany, a na koniec zasypi� kontynenty sol�, jaka zostanie po odparowaniu wody, �eby ju� nigdy nic na nich nie wyros�o.
- C�... - szepn�� Hoyt i umilk�.
Pielgrzymi przygl�dali si� w milczeniu, jak klony sprz�taj� talerze po zupie i wnosz� drugie danie.
- Powiedzia�e�, �e eskortuje nas bojowy okr�t Hegemonii - zwr�ci� si� konsul do Heta Masteena, kiedy uporali si� ju� z befsztykami i gotowan� skrzydlat� o�miornic�.
Templariusz skin�� g�ow� i wskaza� w g�r�. Konsul wyt�y� wzrok, lecz niczego nie m�g� dostrzec na tle obracaj�cego si� nieba.
- Prosz�.
Fedmahn Kassad poda� mu nad g�ow� Hoyta siln� wojskow� lornetk�.
Konsul skin�� z wdzi�czno�ci� g�ow�, w��czy� zasilanie i skierowa� urz�dzenie w kierunku wskazanym przez Heta Masteena. �yroskopowe kryszta�y zamrucza�y cichutko, stabilizuj�c obraz, po czym zacz�y metodycznie przeszukiwa� obszar znajduj�cy si� w polu widzenia. Nagle obraz zafalowa�, by po chwili ponownie znieruchomie�, tyle �e ju� wielokrotnie powi�kszony.
Kiedy okr�t Hegemonii wype�ni� sob� wizjer, konsul bezwiednie a� wstrzyma� oddech. Nie by� to ani smuk�y jednoosobowy patrolowiec, ani nawet p�katy liniowiec, tylko czarny jak noc kr��ownik. Wywiera� osza�amiaj�ce wra�enie - takie, jakie przez minione stulecia potrafi�y wywiera� jedynie okr�ty bojowe. Z czterema ramionami naje�onymi uzbrojeniem, sze��dziesi�ciometrowym, cienkim jak ig�a kad�ubem, dyszami silnik�w j�drowych i okr�g�ym zwierciad�em nap�du Hawkinga, pozornie sprawia� wra�enie niestosownie delikatnego i podatnego na uszkodzenia.
Konsul bez s�owa odda� lornetk� Kassadowi. Je�eli flota uderzeniowa przeznaczy�a w pe�ni uzbrojony kr��ownik do eskortowania "Yggdrasill", to jak wielk� si�� szykowa�a na spotkanie Intruz�w?
- Kiedy l�dujemy? - zapyta�a Brawne Lamia. Za pomoc� swojego komlogu po��czy�a si� z datasfer� statku i sprawia�a wra�enie lekko sfrustrowanej tym, czego si� dowiedzia�a. Albo czego si� n i e dowiedzia�a.
- Za cztery godziny wejdziemy na orbit� - poinformowa� j� Het Masteen. - Kilka minut p�niej b�dziemy ju� na dole. Nasz przyjaciel konsul zgodzi� si� zawie�� nas tam swoim prywatnym statkiem.
- Do Keats? - zapyta� Sol Weintraub. Odezwa� si� po raz pierwszy od chwili, kiedy zacz�to podawa� obiad.
Konsul skin�� g�ow�.
- To jedyny port kosmiczny na Hyperionie przystosowany do obs�ugi jednostek osobowych - powiedzia�.
- Port kosmiczny? - Ojciec Hoyt wydawa� si� mocno podenerwowany. - My�la�em, �e udamy si� prosto na p�noc, do kr�lestwa Chy�wara.
Het Masteen cierpliwie pokr�ci� g�ow�.
- Pielgrzymki zawsze wyruszaj� ze stolicy - wyja�ni�. - Dotarcie do Grobowc�w Czasu zajmie nam wiele dni.
- Wiele dni?! - parskn�a Brawne Lamia. - Przecie� to nonsens!
- Ca�kiem mo�liwe - zgodzi� si� Het Masteen. - Jednak sprawy maj� si� w�a�nie w taki spos�b.
Ojciec Hoyt wygl�da� tak, jakby ju� odczuwa� skutki niestrawno�ci po posi�ku, mimo �e prawie nie tkn�� jedzenia.
- Czy nie mogliby�my przynajmniej tym razem odst�pi� od obowi�zuj�cych regu�? - zapyta�. - W obliczu zbli�aj�cej si� wojny, i w og�le... Wyl�dowaliby�my przy Grobowcach Czasu albo gdzie� w pobli�u i szybko uwin�li si� ze wszystkim.
Konsul potrz�sn�� g�ow�.
- Od prawie czterystu lat statki kosmiczne i powietrzne pr�buj� dotrze� na p�noc - powiedzia�. - Nie s�ysza�em, �eby kt�remu� si� to uda�o.
- Czy mo�na? - zapyta� uprzejmie Martin Silenus, podnosz�c r�k� jak ucze�. - A co si� z nimi sta�o, do kurwy n�dzy?
Ojciec Hoyt zmarszczy� brwi, Fedmahn Kassad u�miechn�� si� lekko, a Sol Weintraub odpar�:
- Konsul bynajmniej nie chcia� przez to powiedzie�, �e tereny te s� w og�le niedost�pne. Mo�na tam dotrze� drog� wodn� lub jednym z wielu szlak�w l�dowych. Wszystkie maszyny lataj�ce bez trudu l�duj� obok Grobowc�w Czasu, po czym wracaj� tam, gdzie kieruj� je komputery pok�adowe. Tyle �e po pilotach i pasa�erach nie pozostaje nawet najmniejszy �lad.
Weintraub u�o�y� �pi�ce dziecko w noside�ku, kt�re mia� zawieszone na szyi.
- Tak m�wi legenda - mrukn�a Brawne Lamia. - A co mo�na wyczyta� z komputer�w?
- Nic - odpar� konsul. - �adnej przemocy. �adnej pr�by sforsowania system�w zabezpieczaj�cych. �adnych odchyle� od kursu. �adnych nie wyja�nionych luk czasowych. �adnych podejrzanych zjawisk fizycznych.
- I �adnych pasa�er�w - doda� Het Masteen.
Konsul odwr�ci� si� powoli i spojrza� na niego uwa�nie. Je�li to, co us�ysza� przed chwil�, mia�o by� �artem, by�by to pierwszy przypadek, kiedy kt�ry� z templariuszy wykaza� cho�by �ladowe poczucie humoru. Jednak niewzruszone, lekko orientalne rysy twarzy ukrytej cz�ciowo pod obszernym kapturem �wiadczy�y o tym, �e uwaga zosta�a wypowiedziana ca�kiem powa�nie.
- Wspania�y melodramat! - roze�mia� si� Silenus. - Najprawdziwsze w �wiecie, zakazane Morze Sargassowe Zagubionych Duszyczek, a my �adujemy si� prosto w jego �rodek. A tak w og�le, to kto wpad� na ten g�wniany pomys�?
- Zamknij si�! - warkn�a Lamia. - Jeste� zupe�nie pijany, stary rupieciu!
Konsul westchn�� ukradkiem. Byli razem nieca�� godzin�.
Klony sprz�tn�y talerze i postawi�y na stole deser sk�adaj�cy si� z sorbetu, kawy, owoc�w drzewostatku, tort�w oraz gor�cej czekolady z planety Renesans. Martin Silenus machn�� z obrzydzeniem r�k� i za��da� jeszcze jednej butelki wina, a konsul po kr�tkim namy�le poprosi� o whisky.
- Wydaje mi si� - powiedzia� Sol Weintraub, kiedy ko�czyli deser - �e nasze szanse na prze�ycie b�d� w znacznym stopniu uzale�nione od tego, czy b�dziemy ze sob� rozmawia�.
- Co masz na my�li? - zapyta�a Brawne Lamia.
Weintraub odruchowo ko�ysa� dziecko �pi�ce na jego piersi.
- Na przyk�ad to, czy kto� z nas wie, dlaczego akurat on zosta� wyznaczony przez Ko�ci� Chy�wara i WszechJedno�� do wzi�cia udzia�u w tej wyprawie?
Nikt si� nie odezwa�.
- Tak w�a�nie przypuszcza�em - mrukn�� Weintraub. - Id�my wi�c dalej. Czy znajdzie si� tu cho� jeden cz�onek albo sympatyk Ko�cio�a Chy�wara? Je�eli o mnie chodzi, to jestem �ydem, i cho� moje przekonania religijne przechodz� obecnie do�� gwa�town� metamorfoz�, to z ca�� pewno�ci� nie modl� si� do organicznej maszyny s�u��cej wy��cznie do zabijania.
Weintraub uni�s� brwi i spojrza� pytaj�co na zgromadzonych przy stole.
- Jestem Prawdziwym G�osem Drzewa - odezwa� si� Het Masteen. - Co prawda wielu templariuszy uwa�a Chy�wara za awatar� zes�an� jako kara dla tych, kt�rzy nie czerpi� sok�w z korzenia, jednak moim zdaniem jest to herezja nie znajduj�ca uzasadnienia ani w Ksi�dze, ani w pismach Muir.
Siedz�cy po lewej stronie kapitana konsul wzruszy� ramionami.
- Jestem ateist� - powiedzia�, spogl�daj�c pod �wiat�o na szklank� ze z�ocistym trunkiem. - Nigdy nie mia�em do czynienia z kultem Chy�wara.
Ojciec Hoyt u�miechn�� si� bez �ladu weso�o�ci.
- Zosta�em wy�wi�cony przez Ko�ci� katolicki. Kult Chy�wara wyst�puje przeciwko wszystkiemu, czego broni moja wiara.
Pu�kownik Kassad tylko pokr�ci� g�ow�. Nie by�o zbyt jasne, czy mia�o to oznacza�, �e nie chce zabiera� g�osu, czy te� �e nie nale�y do Ko�cio�a Chy�wara.
Martin Silenus roz�o�y� szeroko ramiona.
- Ochrzczono mnie jako luteranina - wyzna�. - Ta sekta ju� nie istnieje. Zanim przyszli na �wiat wasi rodzice, pomog�em stworzy� gnostycyzm zen. By�em te� katolikiem, rewelacjonist�, neomarksist�, Zrywaczem Wi�zi, satanist�, biskupem w Ko�ciele Jake'a Nady'ego, a tak�e pe�noprawnym cz�onkiem Instytutu Niechybnej Reinkarnacji. Teraz jestem prostym poganinem, co stwierdzam z wielk� i niek�aman� rado�ci�. - U�miechn�� si� do wszystkich, po czym doda�: - Dla poganina Chy�war jest b�stwem naj�atwiejszym do zaakceptowania.
- Nie zawracam sobie g�owy religi� i nigdy nie uleg�am �adnej z nich - o�wiadczy�a Brawne Lamia.
- Chyba wiecie ju�, czego chcia�em dowie�� - zabra� ponownie g�os Sol Weintraub. - Nikt z nas nie przyznaje si� do wiary w dogmaty Chy�wara, a mimo to zwierzchnicy tego Ko�cio�a wybrali w�a�nie nas, ignoruj�c miliony wiernych b�agaj�cych o umo�liwienie odwiedzenia Grobowc�w Czasu... I wys�ali na pielgrzymk�, kt�ra wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa b�dzie ostatni� tego rodzaju.
Konsul potrz�sn�� g�ow�.
- Istotnie, wiem, czego chcia�e� dowie��, M. Weintraub, ale nadal nie rozumiem, co to mia�oby oznacza�.
Uczony bezwiednie pog�adzi� brod�.
- Nale�y wobec tego przypuszcza�, i� ka�dy z nas ma tak wa�ny pow�d, dla kt�rego powinien wr�ci� na Hyperiona, �e nawet w�adze Ko�cio�a Chy�wara oraz m�zgi rz�dz�ce Hegemoni� musia�y uzna� nasze racje. Cz�� z tych powod�w - na przyk�ad m�j - jest powszechnie znana, cho� jestem przekonany, i� o wszystkich szczeg�ach wiedz� jedynie osoby zgromadzone przy tym stole. Proponuj�, aby w ci�gu najbli�szych kilku dni ka�dy z nas opowiedzia� swoj� histori�.
- Po co? - zapyta� pu�kownik Kassad. - Nie ma takiej potrzeby.
Weintraub u�miechn�� si�.
- Wr�cz przeciwnie, taka potrzeba istnieje. We�my pod uwag�, �e dzi�ki temu mo�emy zyska� nieco rozrywki oraz pozna� si� troch� lepiej, zanim Chy�war lub jakie� inne nieszcz�cie zmusi nas do zaj�cia si� zupe�nie innymi sprawami. Poza tym, kto wie, czy przy okazji nie dowiemy si� czego�, co pozwoli nam uj�� z �yciem, naturalnie je�eli oka�emy si� wystarczaj�co inteligentni, aby znale�� w�tek ��cz�cy wszystkie nasze opowie�ci.
Martin Silenus roze�mia� si� g�o�no, zamkn�� oczy i zadeklamowa�:
Te Niewini�tka na grzbietach delfin�w
P�etwami podtrzymywane,
Na �mier� powt�rn� czekaj�c, p�yn�,
Otwarte zn�w ich rany.
- To Lenista, prawda? - zapyta� Lenar Hoyt. - Uczy�em si� o niej w seminarium.
- Blisko - odpar� poeta. Otworzy� oczy i dola� sobie wina. - To Yeats. Cwaniak urodzi� si� pi��set lat przed tym, jak Lenista po raz pierwszy poci�gn�a za metalowy cycek swojej matki.
- Co za sens ma opowiadanie sobie nawzajem historyjek? - odezwa�a si� Lamia. - Kiedy spotkamy Chy�wara, opowiemy jemu wszystko, co chcemy. Wtedy on spe�ni �yczenie jednego z nas, a reszta zginie. Zgadza si�?
- Tak m�wi legenda - odpar� Weintraub.
- Chy�war nie jest legend� - zwr�ci� mu uwag� Kassad. - Ani jego stalowe drzewo.
- W takim razie po co zanudza� si� jakimi� opowiastkami? - zapyta�a Brawne Lamia, nak�adaj�c sobie jeszcze jeden kawa�ek tortu.
Weintraub delikatnie dotkn�� g��wki �pi�cego dziecka.
- �yjemy w niezwyk�ych czasach - powiedzia�. - Tylko dlatego, �e nale�ymy do tej dziesi�tej cz�ci jednej dziesi�tej procenta obywateli Hegemonii, kt�rzy zamiast wzd�u� po��cze� Sieci podr�uj� mi�dzy gwiazdami, dzielimy wsp�ln� tera�niejszo��, r�nimy si� natomiast przesz�o�ci�. Ja na przyk�ad mam sze��dziesi�t osiem lat standardowych, ale gdyby do�o�y� do tego d�ug czasowy, jaki nar�s� podczas moich podr�y, owe sze��dziesi�t osiem lat uros�oby do ca�ego stulecia.
- I co z tego? - zapyta�a siedz�ca obok niego kobieta.
Weintraub roz�o�y� r�ce, jakby chcia� obj�� wszystkich zgromadzonych przy stole.
- Reprezentujemy wysepki czasu oraz ca�kowicie r�ne oceany do�wiadcze�. Ujmuj�c rzecz nieco inaczej: ka�dy z nas mo�e, nic o tym nie wiedz�c, by� w�a�cicielem fragmentu �amig��wki, kt�r� ludzko�� bez powodzenia pr�buje rozwi�za�, od chwili kiedy pierwszy cz�owiek postawi� stop� na powierzchni Hyperiona. - Uczony podrapa� si� po nosie. - Jest to bez w�tpienia tajemnica, a mnie intryguj� wszelkie tajemnice i wcale nie chc� tego zmieni�, nawet gdyby ju� za tydzie� przesz�a mi na zawsze ochota do ich rozwi�zywania. Przyznaj�, i� ch�tnie bym cokolwiek zrozumia�, ale skoro to niemo�liwe, wystarczy mi samo rozwi�zywanie �amig��wki.
- Zgadzam si� - powiedzia� Het Masteen doskonale oboj�tnym tonem. - Wcze�niej nie przysz�o mi to do g�owy, ale teraz widz�, �e ka�dy z nas powinien opowiedzie� swoj� histori�, zanim wszyscy staniemy twarz� w twarz z Chy�warem.
- A co mo�e powstrzyma� nas przed m�wieniem nieprawdy? - zapyta�a Brawne Lamia.
- Nic - odpar� z szerokim u�miechem Martin Silenus. - I to jest w�a�nie najwspanialsze.
- Wydaje mi si�, �e powinni�my g�osowa� - odezwa� si� konsul. Jego my�li uporczywie wraca�y do ostrze�enia Meiny Gladstone, wed�ug kt�rej w�r�d siedmiu pielgrzym�w znajdowa� si� agent Intruz�w. Mo�e w ten spos�b uda�oby si� go zdemaskowa�? Konsul u�miechn�� si� do siebie; szpieg na pewno nie jest a� taki g�upi.
- Kto zadecydowa�, �e tworzymy szcz�liwe, demokratyczne spo�ecze�stwo? - zapyta� osch�ym tonem pu�kownik Kassad.
- By�oby dobrze, gdyby�my je stworzyli - odpar� konsul. - �eby ka�dy z nas m�g� osi�gn�� sw�j indywidualny cel, najpierw musimy jako grupa dotrze� do teren�w, na kt�rych pojawia si� Chy�war, a to wymaga wypracowania jakiej� metody podejmowania decyzji.
- Mogliby�my wybra� przyw�dc� - zauwa�y� Kassad.
- G�wniany pomys� - oznajmi� uprzejmie poeta, a pozostali pokr�cili g�owami.
- A wi�c g�osujemy - stwierdzi� konsul. - Nasza pierwsza decyzja dotyczy propozycji M. Weintrauba, aby ka�dy z nas opowiedzia�, co ��czy�o go lub ��czy z Hyperionem.
- Wszystko albo nic - uzupe�ni� Het Masteen. - Zrobimy to wszyscy albo nie zrobi tego nikt. Zobowi�zujemy si� podporz�dkowa� woli wi�kszo�ci.
- Zgoda. - Konsul poczu� nagle, �e ogromnie chce us�ysze� opowie�ci pozosta�ych pielgrzym�w, a jednocze�nie nabra� granicz�cego z pewno�ci� przekonania, �e nie zdob�dzie si� na opowiedzenie swojej historii. - Kto jest za?
- Ja - powiedzia� Sol Weintraub.
- I ja - zawt�rowa� mu Het Masteen.
- Ze wszech miar! - zagrzmia� Martin Silenus. - Nie zamieni�bym tej farsy nawet na miesi�c k�pieli w orgazmowych �r�d�ach na Shote.
- Ja te� jestem za - stwierdzi� konsul ku w�asnemu zdziwieniu. - A kto przeciw?
- Ja - odezwa� si� ojciec Hoyt, lecz w jego g�osie nie by�o ani cienia energii.
- Moim zdaniem to g�upota - powiedzia�a Lamia.
Konsul spojrza� na Kassada.
- Pu�kowniku?
Fedmahn Kassad wzruszy� ramionami.
- Og�aszam wyniki - powiedzia� konsul. - Cztery g�osy za, dwa przeciw, jeden uczestnik si� wstrzyma�. Kto chce by� pierwszy?
Przy stole zapad�a cisza. Przerwa� j� Martin Silenus; podni�s� g�ow� znad kartki papieru, na kt�rej co� pisa�, od�o�y� pi�ro i podar� kartk� na kilka w�skich pask�w.
- Napisa�em tu cyfry od jedynki do si�demki. Mo�e wylosujemy kolejno��?
- Dziecinada! - parskn�a M. Lamia.
- Nigdy nie twierdzi�em, �e nie jestem dziecinny - odpar� poeta, obdarzaj�c j� u�miechem godnym satyra. - Ambasadorze - zwr�ci� si� do konsula - czy po�yczy mi pan t� z�ot� poduszk�, kt�r� ma pan na g�owie?
Konsul wr�czy� mu sw�j tr�jgraniasty kapelusz. Kartki trafi�y do �rodka, po czym kapelusz ruszy� w obieg. Sol Weintraub ci�gn�� jako pierwszy, Martin Silenus - ostatni.
Konsul rozwin�� sw�j skrawek papieru, tak aby nikt inny go nie widzia�. Wylosowa� numer 7. Napi�cie opu�ci�o go niczym powietrze uciekaj�ce z p�kni�tego balonu. By�o ca�kiem mo�liwe, �e bieg wydarze� uniemo�liwi mu opowiedzenie jego historii b�d� wybuch wojny sprawi, i� chwilowe problemy nabior� czysto akademickiego znaczenia. Albo nikt nie b�dzie chcia� s�ucha� jego opowie�ci. Albo kr�l umrze. Albo ko� zdechnie. Albo nauczy konia m�wi�.
Ani kropli whisky wi�cej, pomy�la�.
- Kto pierwszy? - zapyta� Martin Silenus.
Milczenie, kt�re zapad�o, by�o tak g��bokie, �e da�o si� s�ysze� szelest li�ci poruszonych niewyczuwalnym podmuchem.
- Ja - odezwa� si� ojciec Hoyt. Na twarzy kap�ana malowa�a si� ta sama bierna akceptacja cierpienia, jak� konsul widywa� na twarzach �miertelnie chorych przyjaci�. Hoyt pokaza� wszystkim pasek papieru z wyra�nie widoczn� cyfr� 1.
- W porz�dku - powiedzia� Silenus. - Zaczynaj.
- Teraz?
- A czemu nie? - Jedynymi oznakami �wiadcz�cymi o tym, �e poeta opr�ni� ju� dwie butelki wina, by�y nieco mocniej zar�owione policzki oraz uniesione krzaczaste brwi, kt�re nada�y okr�g�ej twarzy wr�cz demoniczny wyraz. - Do l�dowania zosta�o nam jeszcze par� godzin, a nie wiem jak wy, ale ja, natychmiast gdy tylko znajdziemy si� w�r�d przyja�nie nastawionych tubylc�w, zamierzam odespa� ca�� t� cholern� hibernacj�.
- Nasz przyjaciel ma s�uszno�� - powiedzia� cicho Sol Weintraub. - Chyba najlepiej by�oby, gdyby codziennie zaraz po obiedzie kto� z nas opowiada� swoj� histori�.
Lenar Hoyt westchn�� i podni�s� si� z miejsca.
- W takim razie zaczekajcie chwil�.
Powiedziawszy to, opu�ci� platform�.
- My�licie, �e stch�rzy�? - zapyta�a Brawne Lamia po kilku minutach.
- Nie stch�rzy�em - odpar� Hoyt, wy�aniaj�c si� z ciemno�ci spowijaj�cej drewniane schody. - Poszed�em po to. - Rzuci� na st� dwa niewielkie notesy w mocno zniszczonych ok�adkach i zaj�� swoje miejsce.
- �adnych �ci�g! - wykrzykn�� Silenus. - Wszystko musi by� z g�owy.
- Zamknij si�, do cholery! - Hoyt przesun�� d�oni� po twarzy, a nast�pnie po�o�y� j� na chwil� na piersi. Po raz drugi tego wieczoru konsul pomy�la�, �e ma przed sob� ci�ko chorego cz�owieka. - Wybaczcie mi - powiedzia� kap�an normalnym tonem. - Je�eli mam opowiedzie� moj�... histori�... musicie tak�e wys�ucha� historii kogo� innego. Te zapiski wysz�y spod r�ki cz�owieka, kt�ry sta� si� powodem mego przybycia na Hyperiona... i jest powodem, dla kt�rego dzisiaj wracam na t� planet�.
Hoyt umilk� i odetchn�� g��boko.
Konsul dotkn�� ok�adki jednego z notes�w. By�a spieczona i pop�kana, jakby notes znajdowa� si� przez jaki� czas w ogniu.
- Tw�j przyjaciel musi lubowa� si� w starociach, skoro prowadzi� dziennik na papierze - zauwa�y�.
- Owszem - odpar� Hoyt. - Mog� zaczyna�, je�li wszyscy jeste�cie gotowi.
Sze�cioro pielgrzym�w skin�o g�owami. Tysi�cmetrowy drzewostatek mkn�� przez lodowat� ciemno��, t�tni�c pulsem �ywej istoty. Sol Weintraub wyj�� dziecko z noside�ka i delikatnie u�o�y� je na mi�kkiej ko�derce rozpostartej na pod�odze obok fotela. Nast�pnie zdj�� komlog, po�o�y� go obok ko�derki i zaprogramowa� odbi�r bia�ego szumu. Niemowl� nawet si� nie obudzi�o.
Konsul odchyli� si� do ty�u i odszuka� b��kitnozielone s�o�ce Hyperiona. Wydawa�o si� rosn�� w oczach. Het Masteen nasun�� g��biej kaptur, tak �e jego twarz skry�a si� ca�kowicie w cieniu. Sol Weintraub zapali� fajk�, pozostali za� dali znak klonom, aby dola�y im kawy, po czym usadowili si� wygodnie w fotelach.
Martin Silenus sprawia� wra�enie najbardziej podekscytowanego i niecierpliwego spo�r�d s�uchaczy. Pochyliwszy g�ow� wyszepta� tak cicho, �e chyba nikt go nie us�ysza�:
Rzek�: "Ja pocz�tek mam uczyni�
Gry owej. W imi� wi�c Bogini!
Najlepiej zrobi� to jak mog�".
Niebawem ruszyli�my w drog�.
On, podejmuj�c w�tek nowy,
Rozpocz�� rzecz sw� tymi s�owy.
Opowie�� Kap�ana
O cz�owieku, kt�ry szuka� Boga
- Czasem jedynie bardzo trudno dostrzegalna granica oddziela ortodoksyjny fanatyzm od herezji - powiedzia� ojciec Lenar Hoyt.
Tak zacz�a si� opowie�� kap�ana. Powtarzaj�c j� p�niej na u�ytek komlogu konsul przekona� si�, �e pami�ta j� jako jednolit� ca�o��, bez nieoczekiwanych przerw, waha� i innych niedoskona�o�ci charakterystycznych dla ludzkiej mowy.
Lenar Hoyt otrzyma� swoje pierwsze powa�ne zadanie jako m�ody ksi�dz, urodzony, wychowany i ca�kiem niedawno wy�wiecony na katolickiej planecie Pacem. Zadanie to polega�o na dotrzymywaniu towarzystwa powszechnie szanowanemu jezuicie, ojcu Paulowi Dur�, w drodze do jego miejsca zes�ania, kt�rym by�a odleg�a, ma�o znana planeta Hyperion.
W innych czasach ojciec Paul Dur� z pewno�ci� zosta�by biskupem, a kto wie, czy nawet nie papie�em. Wysoki, szczup�y, o ascetycznej budowie, z siwymi, przerzedzonymi w�osami i oczami, w kt�rych ostrym spojrzeniu wida� by�o jak na d�oni przebyte cierpienia, Paul Dur� by� wiernym uczniem �wi�tego Teilharda, jak r�wnie� archeologiem, etnologiem i znakomitym jezuickim teologiem. Pomimo upadku Ko�cio�a katolickiego, kt�ry przeistoczy� si� w na p� zapomnian� sekt�, tolerowan� jedynie ze wzgl�du na jej niezwyk�o�� oraz odizolowanie od g��wnego nurtu �ycia Hegemonii, umys�y jezuit�w nie straci�y nic ze swojej sprawno�ci, ojciec Paul Dur� za� nadal �ywi� g��bokie przekonanie, i� �wi�ty Apostolski Ko�ci� Katolicki w dalszym ci�gu jest jedyn� nadziej� ludzi na uzyskanie nie�miertelno�ci.
Kiedy Lenar Hoyt by� ch�opcem, mia� okazj� widywa� czasem ojca Dur� podczas jego nielicznych wizyt w przyseminaryjnej szkole oraz przy okazji jeszcze rzadszych podr�y przysz�ego ksi�dza do Nowego Watykanu. Jezuita jawi� mu si� w�wczas jako posta� otoczona aur� bosko�ci. P�niej, kiedy Hoyt rozpocz�� studia w seminarium, Dur� kierowa� sponsorowanymi przez Ko�ci� pracami wykopaliskowymi na pobliskiej planecie Armaghast. Wr�ci� stamt�d kilka tygodni po ceremonii wy�wi�cenia Hoyta, ale jego powr�t otoczony by� �cis�� tajemnic�. Nikt, z wyj�tkiem dostojnik�w z najwy�szych kr�g�w Nowego Watykanu, nie wiedzia� dok�adnie, co si� w�a�ciwie sta�o, lecz pojawia�y si� plotki o ekskomunice, a nawet o przes�uchaniu przed trybuna�em �wi�tej Inkwizycji, kt�ry od czterech stuleci, to znaczy od zag�ady Ziemi, nie mia� zbyt wiele do roboty.
Sko�czy�o si� jednak na tym, �e ojciec Dur� poprosi� o zes�anie na Hyperiona, planet� znan� szerze