2817
Szczegóły |
Tytuł |
2817 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2817 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2817 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2817 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KRYSTYNA SIESICKA
BEETHOVEN I D�INSY
TYLKO DLA M�ODZIE�Y
I
Melodia z�agodnia�a, by po chwili znowu ogarn�� sal� Filharmonii gwa�townym zrywem. Stefan Lenkiewicz otworzy� oczy i spojrza� w bok. Asia siedzia�a przy nim z g�ow� lekko wysuni�t� do przodu, z uchylonymi ustami, pogr��ona w ca�kowitym zas�uchaniu. Dlatego lubi� te koncerty, dlatego na nie chodzi�. Nie interesowa�a go muzyka ani wykonawcy, jedynie twarz Asi uwolniona od trudu codzienno�ci, jeszcze jeden instrument na tej sali. To by�a twarz, kt�ra gra�a. Dr�eniem ust, zmru�eniem oczu, leciutkimi skurczami policzk�w. Chwilami Lenkiewicz opuszcza� g�ow� nieomal zawstydzony, �e znowu nie opar� si� pokusie i podejrzewa� Asie w tej absolutnej intymnej czynno�ci, kt�r� by�o dla niej s�uchanie dobrego koncertu.
Oboje, Mi�ka i Alek, byli podobni do Asi. Jednak�e rysom, kt�re po niej odziedziczyli, towarzyszy�a twardo�� Stefana, twarz Asi by�a bowiem delikatna i �agodna. Obserwuj�c swoje dzieci, Lenkiewicz cz�sto szuka� w ich spojrzeniach, u�miechach, gestach tego wszystkiego, co przypomina�o mu Asi�, bo nie by�o w �wiecie istoty, kt�r� by�by w stanie bardziej kocha� ni� j�.
Pa�eczka dyrygenta nagle znieruchomia�a. Asia nie bi�a brawa, przeciwnie, opu�ci�a nisko g�ow�, jakby przyt�oczona odg�osem uderzaj�cych o siebie d�oni. Nie umia�a tak �atwo jak inni wydoby� si� ze stanu wewn�trznej koncentracji i Lenkiewicz po�o�y� r�k� na jej ramieniu, przypominaj�c w ten spos�b o istnieniu �wiata. Asia popatrzy�a na niego spojrzeniem na wp� skierowanym w g��b siebie, ale ju� na tyle obecna, �eby powiedzie� z nik�ym u�miechem:
- P�jdziemy chyba, Stefan...
Zwykle, o ile nie pada� deszcz, wracali z Filharmonii piechot�. Tego dnia wiecz�r by� pogodny i ciep�y. Szli obok siebie w milczeniu. Lenkiewicz po wyj�ciu z koncertu nigdy nie rozpoczyna� rozmowy pierwszy. Czeka�, a� Asia odzyska r�wnowag�. Wreszcie roze�mia�a si� kr�tko, zaczepnie.
- Pozbiera�a� si�? - zapyta�.
- Tak. Ale cudownie by�o. Szkoda, �e ty nie umiesz s�ucha�. Mas� tracisz!
- Niczego nie trac�, kiedy jestem z tob�. To czysty zysk. Zawsze. Dlaczego tak p�dzisz? Nie masz przecie� malutkich dzieci w domu, Asiu!
- W og�le nie wiem, czy mam dzieci w domu. Kiedy wychodzi�am, jeszcze ich nie by�o.
Westchn�a. Stefan spojrza� na jej twarz. "Instrument zamkni�ty w futerale!" - pomy�la�.
- On znowu gdzie� poszed�! - m�wi�a Asia.
- Na pewno z tym ch�opakiem, kt�rego nawet nie znam. Tyle co przez telefon...
- Sam mi powiedzia�: "Mamo, id� spotka� si� z Dudkiem". No i co? My�lisz, �e ja wiem, kto to jest ten Dudek? Gdzie mieszka? Co robi? Nic nie wiem.
- Alek nie ma dw�ch lat - zauwa�y� Stefan spokojnie.
- Niestety. Wola�am go, kiedy mia� dwa lata. O Misk� te� si� martwi�.
- Martwi� si� o Misk� to luksus. Matura? Prze�yli�my matur� Alka, prze�yjemy matur� Mi�ki. Nie widz� dramatu!
Asia obserwowa�a czubki swoich czarnych pantofli. Lewy, prawy. Lewy, prawy. Lewy...
- Przypomnij sobie, ile gwa�tu by�o cztery miesi�ce temu, kiedy zdawa� Alek! No, przypomnij sobie! Pami�tasz? Krople nie krople, spa� nie mog�a�, je�� nie chcia�a�. A Alek i jad�, i spa�, i niewiele si� tym wszystkim przejmowa�. Tylko ty prze�ywa�a�. Nie mo�esz tak si� wypala�, Asiu, to nie ma sensu! Z Misk� b�dzie podobnie, przekonasz si�. Ona zreszt�...
Lewy, prawy. Lewy, prawy. Lewy...
- Ja w og�le nie my�l� o Mi�ki maturze...
- W takim razie czym si� martwisz? ...prawy. Lewy...
- Asiu?
- Ten Piotr.
- Piotr! - parskn�� Stefan z rozbawieniem. - Inne miasto, listy od czasu do czasu! Kobieto!
- By� w Osadzie w tym roku, ciebie natomiast nie by�o. Nic nie wiesz. A ja obserwowa�am ich, rozmawia�am z Mi�k�.
- M�wi�a� mi.
- W�a�nie, l ciebie to nie niepokoi?
- Nie. Wakacyjny, przelotny wzrost uczu�.
- Synoptyk z ciebie �aden! - zauwa�y�a Asia �artobliwie. - Radzi�e� mi wzi�� parasolk�, a tymczasem jest pi�kna pogoda. Obawiam si�, �e w prognozie na temat Mi�ki te� pope�niasz b��d.
- A co to szkodzi, �e ona pisuje do niego? Papier du�o wytrzyma.
- Bagatelizujesz t� spraw�. Gdyby to by� inny ch�opiec, ja te� nie widzia�abym problemu. Ale to jest Piotr, czy ty tego nie mo�esz zrozumie�?
Stefan podni�s� g�ow�.
- Sp�jrz! - powiedzia�. - Pali si� �wiat�o w kuchni i w �azience. Oni s�. l teraz powiedz sama, czy warto by�o tak gna� na z�amanie karku?
*
Nogi by�y bardzo �adne. Mi�ka opar�a je o brzeg wanny i ogl�da�a z zadowoleniem wysmuk�e �ydki, g�adkie kolana, opalone uda. "Pierwszorz�dne nogi - pomy�la�a z ulg�. - Chocia� to jedno jest bezb��dne". Zanurzy�a je z powrotem, przymkn�a oczy i zacz�a nuci� p�g�osem ostatni przeb�j sopockiego festiwalu. Letnia k�piel wyra�nie poprawi�a jej nastr�j i w chwili, kiedy wyskakiwa�a z wanny, czu�a si� w�a�ciwie ca�kowicie pogodzona z przykr� okoliczno�ci�, �e min�� dopiero jeden tydzie� roku szkolnego i �e ca�a reszta jest jeszcze przed ni�, ��cznie z uporczyw� wizj� matury.
Stoj�c boso na kamiennej posadzce Mi�ka otuli�a si� k�pielowym r�cznikiem i spojrza�a w lustro. Od dawna uwa�a�a, �e k�pielowe r�czniki s� niezwykle twarzowe, ale szlafrok frotte w bia�or�owe pasy, kt�ry zasta�a w domu po powrocie z Osady, r�wnie� nie by� z�y. W�a�nie �ci�ga�a go paskiem, kiedy uchyli�y si� drzwi od �azienki.
- Boso - stwierdzi�a Asia. - Na kamiennej posadzce. Po k�pieli. Mi�ka po�piesznie wsun�a stopy w klapki.
- "Nigdy wi�cej nie patrz na mnie takim wzrokiem" - zanuci�a. - Jak wam si� uda� koncert, mamo?
- Jak mog� nie patrze� na ciebie takim wzrokiem, kiedy j�zyk ju� mi sko�owacia� od powtarzania jednego i tego samego. Koncert by� boski. Jedli�cie kolacj�?
- Jedli�my. Alek zrobi� dla was kanapki, stoj� w kuchni przykryte talerzem. Mamo, z nas dwojga on jest z pewno�ci� t� lepsz� po�ow�. Czy tatu� te� wr�ci�?
- Tak. - To genialne. Mam do niego nie cierpi�cy zw�oki interes. Jestem bez grosza!
- Tatu� te�.
- No, to ja nie wiem, co b�dzie. Ja musz� na sk�adki, na kapcie, na cztery bruliony w kratk� i dwa w linie, na ksi��k� do propedeutyki, na...
- Dalsze wyliczanie mija si� z celem, Misiu... Musisz sobie obci�� t� grzywk�, wchodzi ci do oczu.
- Jeste� rozbrajaj�co konkretna, mamo!
- Powiedz, ile potrzebujesz w sumie. Dam ci z pieni�dzy na �ycie, jako� sobie poradz�. Id� zje�� kolacj�, przyjd� do nas, jak tylko si� uczeszesz.
Mi�ka szybko rozczesa�a wilgotne w�osy. Dodawa�a w pami�ci pozycj� po pozycji i stan�a w progu pokoju rodzic�w z gotowym rachunkiem.
- Potrzebuj� siedemdziesi�t trzy z�ote polskie i pi��dziesi�t groszy tej samej narodowo�ci.
- Urocza dziewczyna... - mrukn�� Stefan zatrzymuj�c szklank� z herbat� w po�owie drogi do ust. - Ten zwrot w jej wykonaniu brzmi jak melodia!
- Przoduj�ca d�jka... - roze�mia� si� Alek.
- Mamo, niech on si� odczepi! Tak m�wisz, jakby� nigdy w �yciu do szko�y nie chodzi�! Ciekawa jestem, ile ty b�dziesz potrzebowa�, kiedy zacznie si� rok akademicki. O, prosz�, od razu wsadzi� nos w gazet�.
Mi�ka opar�a si� o framug� drzwi i przez chwil� przygl�da�a si� rodzicom. Lubi�a czasami popatrze� na nich z boku, jak na obcych. Uwa�a�a ich za niezwykle malowniczych. Teraz Lenkiewiczowie siedzieli na tapczanie i jedli kolacj�. Asia z podwini�tymi nogami, ale jak zwykle pro�ciutka, z t� bezb��dn� lini� plec�w, kt�r� Mi�ka umia�a jedynie na�ladowa�, z t� g�ow� ciemn�, zgrabn� przypomina�a drobn�, sko�nook� Japonk�. A ojciec by� jak twierdza. Mo�e nie tyle wygl�d zewn�trzny, ile spos�b bycia zawsze nasuwa� Mi�ce to skojarzenie. W�a�ciwie bardzo niedawno zauwa�y�a, �e ojciec nie jest wcale pot�nie zbudowany ani specjalnie wysoki. By� jednak twierdz�, murem, fos� obronn�. Zw�aszcza dla Asi. To on nauczy� ich szczeg�lnego kultu dla tej drobnej, kruchej os�bki. Kultu, kt�ry ostatnio zacz�� im ci��y�. Mniej wi�cej w tym samym czasie, kiedy Mi�ka dostrzeg�a, �e ojciec nie jest Herkulesem, zrozumia�a r�wnie�, �e i Asia nie posiada wy��cznie cech bogini. By�a cz�owiekiem. �atwiej jest kocha� bog�w ni� ludzi. Pomimo wszystko.
- Dziwni jeste�cie - powiedzia�a Mi�ka nagle. Zupe�nie nie potrafi� sobie wyobrazi�, jak wygl�dali�cie dwadzie�cia lat temu. Wydaje mi si�, �e musieli�cie wygl�da� tak samo jak teraz!
- To ci si� �le wydaje - roze�mia�a si� Asia. - Wygl�dali�my nieco inaczej.
- Nie wiem w�a�nie, bo odk�d was pami�tam...
- Mi�ka! - Alek gwa�townie potrz�sn�� gazet�. - Czyta�a� dzisiejsze "�ycie"?
- Nie. Bo co?
- Przeczytaj. Tu jest co�, co powinno zainteresowa� w�a�nie ciebie!
- Mianowicie?
- Pos�uchaj: "W pierwszym kwartale przysz�ego roku odwiedzi Polsk� znany chirurg szwedzki, profesor Adams. Na pro�b� PAN-u wyg�osi on cykl wyk�ad�w i wykona szereg pokazowych operacji. Profesor Adams jest wybitnym specjalist� w zakresie chirurgii oka..."
- Chirurgii oka? - powt�rzy�a Mi�ka pytaj�co.
- Masz! Przeczytaj sama.
Mi�ka poma�u ruszy�a w stron� Alka. Jedn� r�ka przytrzymywa�a szlafrok pod sam� szyj�, drug� wyci�gn�a sztywno przed siebie si�gaj�c po gazet�. Mokre kosmyki w�os�w oblepia�y jej twarz, pozbawion� nagle wszelkiego wyrazu.
- Czytaj, Ofelio! Lunatyczko! - Alek poda� jej "�ycie Warszawy". Usiad�a na por�czy fotela. Alek czubkiem buta podsun�� opadaj�cy z jej stopy sanda�. Potem poma�u podni�s� g�ow� i spojrza� na matk�. Nie poruszy� jej tekst notatki. Jad�a spokojnie, przytrzymuj�c d�ugim, cienkim palcem kr��ek pomidora, kt�ry zsuwa� si� z chleba.
- Spadnie... - powiedzia� Alek ostrzegawczo.
- Nie zd��y - Asia wsun�a do ust reszt� kanapki. Mi�ka opu�ci�a gazet�.
- I ty, Alek, my�lisz, �e... �e on m�g�by Piotra?
*
Alek obudzi� si� p�no z tym niejasnym uczuciem zawieszenia w pr�ni, kt�re towarzyszy�o mu od chwili, kiedy Mi�ka rozpocz�a rok szkolny, a on pozostawa� w domu, bez przydzia�u w�a�ciwie, bo obranie ziemniak�w na obiad zajmowa�o mu zaledwie par� minut. Wyk�ady z psychologii zaczyna�y si� w pierwszych dniach pa�dziernika, wi�c Alek mia� przed sob� kilka dni wakacji. Mniej wi�cej od tygodnia usi�owa� nawi�za� kontakt z Dudkiem. Bezskutecznie jednak. Po ostatniej rozmowie, kt�r� odbyli, Dudek znikn�� z horyzontu, jak gdyby przestraszony czy wr�cz zniech�cony ostr� form�, jak� w ko�cu przybra�a. Nie zjawi� si� na um�wione spotkanie, chocia� Alek d�ugo czeka� przed Klubem Mi�dzynarodowej Ksi��ki i Prasy, a wi�c w miejscu, kt�re Dudek, nie wiadomo w�a�ciwie dlaczego, darzy� szczeg�lnym sentymentem.
- Bo to tak dobrze brzmi - wyja�ni� kiedy� og�lnikowo. - Mi�dzynarodowy Klub, rozumiesz?
Alek odpar� wtedy z�o�liwie, �e druga cz�� tej nazwy najwyra�niej nie jest dla Dudka istotna, skoro j� pomija, no i oczywi�cie pope�ni� b��d pozwalaj�c sobie na t� zgry�liwo��.
Le��c teraz w ��ku Alek po raz setny usi�owa� dociec, czym ostatecznie zrazi� Dudka do siebie. Trudno by�o wiecznie traktowa� go jak mimoz�, bo mimoz� nie by�, a nawet i nie chcia� ni� by�, mia� ci�ty j�zyk i wyrobione mi�nie. Delikatno�ci� uczu� te� nie grzeszy�, chocia� Alek uparcie �udzi� si� nadziej�, �e poza jego brutalno�ci� co� si� kryje. Bardzo chcia� przejrze� i skorygowa� t� gierk�, kt�r� Dudek prowadzi z �yciem, ale na pr�no t�umaczy� mu, �e i w tej grze, jak w ka�dej innej chwyty poni�ej pasa s� niedozwolone.
- Bracie! - �mia� si� Dudek. - Co ty tam wiesz! Ja gram, �eby wygra�.
M�drzy� si�. By� m�odszy od Alka o dobre dwa lata, czasami jednak m�drzy� si� jak stary, to by�o w�ciekle irytuj�ce, a jednocze�nie sprawia�o, �e Alek nie m�g� wytrzyma� w roli oboj�tnego kibica. Ta ich znajomo��, nawi�zana przypadkiem, stawa�a si� dla niego coraz bardziej pasjonuj�ca, zw�aszcza mo�e od chwili, kiedy Dudek rechotliwym �miechem skwitowa� wiadomo��, �e od pa�dziernika Alek zaczyna studiowa� psychologi�.
- Rany, cz�owieku! W czym� takim to bym si� nie babra� za �adne pieni�dze. To ju� wola�bym zosta� wyrwiz�bem, daj� s�owo. Kiedy� by�em w takiej poradni, nie my�l sobie. W podstaw�wce, w pi�tej klasie. Ty, s�uchaj, co za g�upoty ze mn� wyprawiali, co za g�upoty, bracie, to si� w g�owie nie mie�ci!
Tak, od tamtej chwili znajomo�� z Dudkiem sta�a si� dla Alka spraw� bardziej z�o�on�, kiedy wi�c us�ysza� teraz umowny dzwonek do drzwi, porwa� si� z tapczana i pogna� otworzy�, jakby w obawie, �e stoj�cy na schodach Dudek mo�e si� nagle zdematerializowa�
- Cze��! Nie nadymaj si�, bo ja wtedy nie mog�em przyj��! - wyt�umaczy� si� z punktu. - Sam jeste�?
- Sam, w�a�.
- To�my w duecie? Bez �wiadk�w?
- Bez.
- Dobra. A ty w betach? O tej porze? Gnijesz! Ubieraj si�. Mo�emy i��. Ale ju�!
- Dok�d? Pogadamy u mnie.
- Ubieraj si�, no! Wszystko ci trzeba t�umaczy� jak niemowl�ciu? Alek wzruszy� ramionami, ale ruszy� w stron� �azienki.
- Chod�, musz� si� umy�.
Dudek przysiad� na brzegu wanny. Nie odzywa� si�. Obserwowa� Alka i niecierpliwie stuka� czubkiem p�buta o kamienn� posadzk�.
- Dok�d ci tak pilno? - zapyta� wreszcie Alek energicznie zaci�gaj�c w�ze� krawata.
- Nigdzie. Dobr� masz t� szczotk� do w�os�w. Gdzie kupi�e�?
- Nie moja. Siostry. Lepsza ni� grzebie�, fakt.
Dudek zakas�a�, chrz�kn��, westchn�� i wreszcie powiedzia� z lekkim zak�opotaniem:
- Wi�c widzisz to jest tak... masz chwil� czasu?
- Bo co?
- M�wi�e� kiedy�, �e chcesz pozna� moich kumpli, nie?
- M�wi�em.
- No! To chod�.
- Teraz?
- A na co chcesz czeka�?
- Na nic nie chc� czeka�, tylko ty, Dudek, jeste� ch�opak nie z tej ziemi! - roze�mia� si� Alek. - Najpierw s�ysze� o tym nie chcia�e�, a teraz gwa�t!
- Namy�li�em si�. Chod�, powiem ci po drodze.
Nie od razu powiedzia�. Pogwizdywa�, u�miecha� si�, dopiero po jakim� czasie spowa�nia�, spojrza� na Alka i rzuci� zapalczywie:
- Ja wiem, o co tobie chodzi, Alek. Balona to ty ze mnie nie zrobisz, warto, �eby� wiedzia�.
- Niby o co ma mi chodzi�?
- O �rodowisko, nie? Chcesz z siebie zrobi� speca od trudnej m�odzie�y, co? Dlaczego nie, ja ci ch�tnie u�atwi�.
M�wi� teraz kpi�co, pogardliwie. I szed� coraz szybciej, ale to ju� nie by� Po�piech, tylko irytacja.
- U�atwi� ci. Komu innemu, nie. Tobie tak.
- Czym sobie zas�u�y�em...? - Niczym. Tak� mam fantazj�.
- Ale czy ci twoi b�d� chcieli ze mn� gada�?
- Dlaczego nie? Gadaj� ze wszystkimi, to s� przecie� normalni ludzie, tacy jak ty. Ty sobie wyobra�asz, �e moja paczka to jaki� gang? �aden gang. Przyja�nimy si�. Z kim ja si� mam przyja�ni�, z tob�? Przecie� by� nie chcia�, ja te� bym nie chcia�. Do przyja�ni ludzie musz� si� dobiera�, �adne umowy tego nie za�atwi�. Ja si� dobieram ze swoimi, ty ze swoimi. Ty patrzysz z g�ry na moj� paczk�, ja na twoj�, nikt o to nie ma pretensji!
T� pretensj� s�ycha� by�o w ka�dym s�owie Dudka, w jego tonie lekcewa��cym i fa�szywie oboj�tnym. Alek zauwa�y� to.
- Wcale nie patrz� z g�ry na twoj� paczk� - mrukn��. - Jeste� kra�cowy.
Dudek roze�mia� si�, ale nie odpowiedzia�. W milczeniu dochodzili do osiedla. Bloki ja�nia�y �wie�� biel�, bardzo czyste, nowe.
- Kto tu mieszka? - zapyta� Alek, kiedy stan�li przy jednym z nich.
- Jacek Fagot.
- To pseudonim?
- Sk�d! Nazwisko. - Dudek znowu roze�mia� si� drwi�co. - A co? Ty my�lisz, �e cz�owiek to ju� nie mo�e nazywa� si� Fagot? Chyba sam widzisz, jakie masz do nas podej�cie. Pseudonim! Ha! Ty twardo s�dzisz, �e my jeste�my zorganizowani? Zawiedziesz si�. Tak jak si� pewno zawiod�e� w tej chwili. Zobaczy�e� fajny dom, nie? Bardziej luksusowy. Centralne, winda i r�ne tam udogodnienia. A my�la�e�, �e to b�dzie melina, taka jak na filmach. Rudery na peryferiach, piwnica albo co�. To by ci pasowa�o? A ja ci powiem, �e jeszcze �aden z nas nikomu g�by brzytw� nie chlasn��. My nie z tych.
Otworzy� drzwi i uk�oni� si� nisko.
- Pan hrabia pozwoli!
Przywitali si� z Alkiem zwyczajnie, jak starzy znajomi, tyle tylko �e podaj�c r�k� ka�dy mrukn�� swoje imi�. Potem tamci usiedli i dalej rozgrywali parti� czego�, czego Alek nie zna�. Nie mieli brudnych, przet�uszczonych kart, tylko now�, b�yszcz�c� tali�. Zauwa�y� to i pomy�la�, �e jednak Dudek mia� racj�. Wszystko wygl�da�o inaczej, ni� si� tego spodziewa�, wchodzi� tu z pewn� okre�lon� wizj� �rodowiska, kt�ra okazywa�a si� ca�kowicie b��dna. Podni�s� wzrok i rozejrza� si� po pokoju. Dopiero wtedy zauwa�y�, �e przy oknie stoi dziewczyna. Jej kolorowa sukienka zlewa�a si� w jedno z r�nobarwn� zas�on� i dlatego Alek nie dostrzeg� je wcze�niej. Przygl�da�a mu si� uwa�nie, tym spojrzeniem prosto w oczy, troch� bezczelnym, troch� pob�a�liwym. Kiedy zbli�y� si� do niej, Jacek Fagot warkn��:
- To Majka, moja dziewczyna!
*
- Co ty tam robisz, Lenkiewicz�wna? Mi�ka podnios�a si� z miejsca.
- Nic nie robi�, madame...
- W�a�nie o to mi chodzi! Ty nic nie robisz od pocz�tku roku! l jeszcze si� do tego oficjalnie przyznajesz!
- My�la�am, �e pani pyta o to, co robi� w tej chwili. Nie robi�am nic z�ego, wi�c powiedzia�am...
- Nie robi�a� nic z�ego! Jeszcze tego tylko brakuje, �eby� robi�a co� z�ego! l zwracam ci uwag�, �e odpowiadasz mi w spos�b niezbyt grzeczny.
- Mnie si� zdaje, �e by�am uprzejma dla pani, madame...
Pani Z�otnicka zsun�a okulary do po�owy nosa, przytrzyma�a r�k� br�zow� oprawk� i ponad ni� wpatrywa�a si� w Misk� ironicznym spojrzeniem.
- Powiedz mi, moja droga, jak twoi rodzice z tob� wytrzymuj�? Mi�ka opu�ci�a g�ow�.
- No widzisz! - zawo�a�a madame tryumfalnie. - Oni w og�le nie mog� z tob� wytrzyma�, jestem tego pewna. Szczera odpowied� na moje pytanie nawet nie przechodzi ci przez gard�o. Bo rodzice w og�le z tob� nie wytrzymuj�. Pami�tam wypowied� twojej matki na ostatniej wywiad�wce. Doskonale sobie przypominam. Twoja matka powiedzia�a, �e...
- Moja mama nie by�a na ostatniej wywiad�wce, madame. Pani j� z kim� myli... - wtr�ci�a Mi�ka cicho.
- Jeszcze lepiej! Matka tak trudnej dziewczyny jak ty w og�le nie pojawia si� na wywiad�wce! - Madame rozejrza�a si� po klasie. - S�yszycie? To jest w�a�nie to, przed czym zawsze przestrzegam - skandowa�a uroczy�cie - przestrzegam przed rodzicami, kt�rzy ci�ar wychowania zrzucaj�...
- Na ostatniej wywiad�wce by� m�j ojciec, mama by�a wtedy chora - powiedzia�a Mi�ka z trudem hamuj�c �zy.
- Zrobi�a� t�umaczenie?
- Tak.
- Podaj mi sw�j zeszyt, prosz�.
Mi�ka podesz�a do stolika i poda�a zeszyt ob�o�ony l�ni�cym, kolorowym papierem.
- C� to za ok�adka?
- To jest strona tytu�owa z zagranicznego magazynu. Jest na niej bardzo efektowne zdj�cie z Florydy. My�la�am... - Mi�ka urwa�a niepewnie.
- My�la�a�, �e co?
- My�la�am, �e zeszyt b�dzie dobrze wygl�da�, i on chyba naprawd�...
- To nie jest pierwsza klasa szko�y podstawowej! - przerwa�a jej pani Z�otnicka sucho. - Ja was nie ucz� robienia wycinanek tylko w�adania obcym j�zykiem. Je�eli jednak zale�y ci na tego rodzaju ozdobach, to prosz� bardzo.
Przebieg�a wzrokiem tekst t�umaczenia. Mi�ka czeka�a w napi�ciu.
- S�abiutko - powiedzia�a madame z ubolewaniem - bardzo s�abiutko. Du�o b��d�w. �le. Niedobrze rozpoczynasz rok szkolny, Lenkiewicz�wna. Ta praca jest niedostateczna, siadaj. Ok�adka! - dorzuci�a. - Ok�adka to jeszcze nie wszystko.
Kiedy rozleg� si� dzwonek i pani Z�otnicka wysz�a z klasy, Mi�ka z pasj� wrzuci�a brulion do torby.
- Nigdy nie b�d� umia�a zrobi� porz�dnego t�umaczenia, dop�ki ona nas uczy! To ponad moje si�y. Nienawidz� jej i nienawidz� j�zyka francuskiego. Ona mi obrzydzi�a ten piekielny j�zyk. Ona sobie wyobra�a, �e mo�e nam ubli�a� i traktowa� nas... Odczep si�! - fukn�a strz�saj�c z ramienia czyj�� r�k�. Dopiero p�niej odwr�ci�a g�ow�, �eby zobaczy�, czyja to by�a r�ka.
- Przepraszam... - powiedzia�a bez tchu. - Ja pani� strasznie przepraszam...
Zuzanna Wernerowa u�miechn�a si� z przymusem, zreszt� ka�dy jej u�miech sprawia� wra�enie przywo�ywanego z trudem. Mia�a pi�kn� twarz, ale niesko�czenie powa�n� i smutn�. Uczy�a historii. Marek Warowny twierdzi�, �e w jej oczach znale�� mo�na odbicie wszystkich dziejowych kl�sk. Ale Mi�ka kocha�a j� i Zuzanna Wernerowa wiedzia�a o tym.
- Sko�cz ten monolog, Misiu, nerwy odmawiaj� ci pos�usze�stwa... - pani Wernerowa zawaha�a si� i po chwili doda�a p�g�osem: - Zupe�nie tak jak madame. Tym �atwiej powinna� j� zrozumie�.
- Postaram si� - odpar�a Mi�ka przez zaci�ni�te z�by.
A jednak wysz�a ze szko�y wstrz��ni�ta. Ka�da niesprawiedliwo�� budzi�a w niej natychmiastowy bunt, kt�ry opanowany na si��, przeradza� si� w kra�cowe uczucie zupe�nej bezsilno�ci. Madame uczy�a w ich klasie zaledwie drugi rok. Ten, kt�ry min��, obfitowa� w ci�g�e zatargi mi�dzy ni� a uczniami. Mi�ka nie by�a tu wyj�tkiem, ka�dy w�a�ciwie mia� o co� �al do madame i ona mia�a �al do ka�dego. Jednak�e ani klasa nie mog�a zniszczy� madame, ani ona klasy.
W domu pachnia�o spalonym t�uszczem. Mi�ka rzuci�a w przedpokoju torb� z ksi��kami i wpad�a do kuchni.
- Co ty tu robisz? Oszala�e�?
Alek odwr�ci� si� w jej stron� razem z patelni�.
- Zjesz grzank�?
Mi�ka wzruszy�a ramionami.
- Ty si� chyba koszmarnie nudzisz. Tu jest popielato od dymu! Gryzie w oczy. W�ciec si� mo�na. Daj grzank�, zjem!
- I po co by� ten ca�y wst�p? Wystarczy�o ostatnie s�owo. Niepotrzebnie zu�ywasz ca�� energi� na gadanie.
- Nie by�o poczty do mnie?
Alek nie odpowiedzia�. Nachyli� si� i wyj�� z szafki talerzyk. Ogl�da� go uwa�nie, potem zacz�� gwizda�.
- By�a poczta czy nie?
Alek w skupieniu przek�ada� grzanki z patelni na talerz, nies�ychanie poch�oni�ty t� czynno�ci�.
- By�a, tak? Gdzie jest? - Mi�ka niecierpliwie szarpa�a go za rami�.
- No m�w! By�o co�?
- By�o - mrukn�� Alek.
- Co?
- Z biblioteki. Wezwanie do zwrotu ksi��ki.
- Kretyn.
- Merci, madame!
- Nie m�w do mnie po francusku! - krzykn�a Mi�ka z w�ciek�o�ci�.
- Rozumiesz? Ani s�owa! Mam do�� francuskiego na ca�e �ycie! Wyrwa�a z r�k Alka talerzyk i pobieg�a do swojego pokoju. Usiad�a na parapecie okna i gryz�c grzanki patrzy�a w d�, tam gdzie dachy Star�wki schodzi�y coraz ni�ej ku Wi�le. Drzwi uchyli�y si� i Alek zajrza� do pokoju.
- A w�a�ciwie to co ci jest?
- Nic mi nie jest - odpar�a nie odwracaj�c g�owy.
- Tak zupe�nie nic?
<-- BRAK 16-17 -->
- Nic nie mam, normalnie...
- Co to za uczesanie?
- Nie podoba si� tacie? Zmieni�em troch�...
- To zmienisz jeszcze raz. Na to poprzednie. Asiu, czy� ty widzia�a, co on z siebie zrobi�? - zawo�a� Lenkiewicz w g��b mieszkania.
Asia zajrza�a do pokoju.
- Wo�a�e� mnie? - zapyta�a.
- Tak. Sp�jrz na swojego synalka!
Brwi Asi z��czy�y si� w jedn�, bardzo cienk� lini�. Alek wpatrywa� si� w nie, z najwi�kszym wysi�kiem zachowuj�c powag�. Sytuacja wydawa�a mu si� niezwykle zabawna. Przed godzin� wr�ci� ze spotkania z Jackiem Fagotem, a poniewa� za wszelk� cen� chcia� sobie pozyska� jego sympati�, specjalnie wystudiowa� przed wyj�ciem t� modn� fryzur�, mo�liwie zbli�on� do uczesania Jacka. Tamten nie zauwa�y� tego nawet, natomiast zauwa�yli rodzice.
- Oszala�e� chyba? - zawo�a�a Asia i kreseczka jej brwi unios�a si� w g�r�.
- Nie, dlaczego... - brn�� dalej Alek. - Uwa�am, �e jest mi bardzo dobrze! Przynajmniej si� nie wyr�niam.
- To zacznij si� wyr�nia�, z �aski swojej! - Lenkiewiez odrzuci� m�otek na tapczan. - Zacznij si� wreszcie czym� wyr�nia�! Je�eli nie mo�esz rozs�dkiem, to chocia� fryzur�. Tu jest dom, a nie ogr�d zoologiczny! I do�� mam tych wiecznych k��tni z Misk�. Prosz� z tym sko�czy� raz na zawsze! Chod�, Asiu...
Lenkiewiez obj�� �on� ramieniem. Kiedy wyszli z pokoju, Alek wyj�� z kieszeni lusterko, zaczesa� w�osy do g�ry i w�a�nie zastanawia� si� nad tym, jakim cudem rodzice mogli potraktowa� powa�nie jego poprzednie uczesanie, kiedy Mi�ka cichutko w�lizn�a si� przez uchylone drzwi, kt�re potem zamkn�a za sob� starannie.
- Zdaje si�, �e nie pozostaje nam nic innego, jak zagra� w bryd�a z dwoma dziadami... - powiedzia�a cicho. - Niech si� wy�pi�, to im przejdzie.
- Ale przecie� ja musz� wbi� ten cholerny gw�d�! - odpar� Alek szeptem. - Zrozum!
- To go wbijesz p�niej. Gdzie s� karty? Tata ma racj�, mog�e� zrobi� to rano.
- Mog�em, ale nie wbi�em, rozumiesz? Zapomnia�em. Karty s� na stoliku. Uwa�aj...!
By�o ju� za p�no i Mi�ka przechodz�c str�ci�a z krzes�a pude�ko z gwo�dziami. Znieruchomieli oboje i nas�uchiwali w napi�ciu.
Z pokoju rodzic�w dobiega� jedynie g�os nastawionego cicho radia.
- Co to jest? - zapyta�a Mi�ka, bezg�o�nie poruszaj�c ustami. Alek przymkn�� oczy i usi�owa� rozpozna� melodi�.
- Beethoven... - zdecydowa� wreszcie. - Symfonia Patetyczna... Spojrzeli na siebie i nieomal jednocze�nie wybuchn�li t�umionym �miechem.
*
- Co to jest? - zapyta� Stefan.
- Nie poznajesz? Beethoven. Patetyczna.
- Aha, tak mi si� w�a�nie zdawa�o... Asia u�miechn�a si�.
- Nic ci si� nie zdawa�o - powiedzia�a otulaj�c ramiona ciep�ym szalem. - Nie mia�e� nawet zielonego poj�cia, �e to Patetyczna!
- Ale �e Beethoven, to wiedzia�em.
- Ale nie, �e Patetyczna.
- Teraz ty zaczynasz si� k��ci�? Ledwo tamci sko�czyli? Rozz�o�ci� mnie Alek, daj� s�owo! Zdaje mi si�, �e ty masz racj�, Asiu. To jego nowe towarzystwo musi by� mocno nieciekawe - powiedzia� sceptycznie.
- Na pewno mam racj�. Oni tu przychodz� rano, kiedy nikogo nie ma. Proponowa�am Alkowi, �eby ich poprosi� kt�rego� dnia po po�udniu. "Dzi�kuj� bardzo - powiedzia� - ale oni po po�udniu nie mog�!" Powiedzia�am, �e nawet jestem sk�onna zrobi� im kolacj�. Wtedy Alek o�ywi� si�, owszem, i wyst�pi� z propozycj�, �ebym te pieni�dze, kt�re przeznaczam na kolacj�, da�a jemu. Jak ci si� to podoba?
Stefan si�gn�� po papierosa.
- Alek nigdy nie ulega� wp�ywom. Nie rozumiem tego wszystkiego. Nigdy nie ulega� wp�ywom, musisz przyzna�. Raczej w�a�nie on lubi� narzuca� komu� sw�j styl �ycia. Sk�d ta zmiana?
- Nie mam poj�cia. Daj mi papierosa, Stefan. Kiedy zaczynam my�le� o tym wszystkim, ogarnia mnie straszliwy niepok�j!
- To ju� przesada...
Stefan okry� nogi Asi ciep�ym kocem, sam tak�e usiad� w fotelu i si�gn�� po ksi��k�. Jednak�e nie zacz�� czyta�. Odwr�ci� g�ow� w stron� tapczana, na kt�rym le�a�a Asia, i powt�rzy� raz jeszcze:
- To ju� doprawdy przesada. - A jednak! - Asia opar�a si� na �okciu i m�wi�a z wyra�nym roz�aleniem: - Dawniej byli szczerzy, opowiadali mi, co robili w ci�gu dnia, z kim si� widzieli, z kim rozmawiali. Teraz nie. Zupe�nie tak, jakby �yli na pustyni i nie stykali si� z lud�mi. Wiecznie mam uczucie, �e co� przede mn� kryj�. To jest straszne, nie masz poj�cia, jakie to jest denerwuj�ce. Nic mi nie m�wi�, nic!
- Im mniej ci m�wi�, tym bardziej czuj� si� doro�li.
- Doro�li! Przecie� ja jestem doros�a, a jednak kiedy wychodz� z domu, ka�dy z was wie, dok�d id�, po co i o kt�rej wr�c�. Nie rozumiem ciebie, Stefan. Przed chwil� Alek doprowadzi� ci� do sza�u, a teraz go bronisz?
- Nie mam zamiaru broni� Alka, mam zamiar uspokoi� ciebie. Chc� ci wyja�ni�, �e nie ma podstaw do �adnych straszliwych obaw. To, �e oni nie m�wi� tak du�o jak dawniej, nie jest jeszcze tragedi�. Przypomnij sobie sama, Asiu! Jak by�a� w wieku Mi�ki, zwierza�a� si� mamie?
Asia po�o�y�a si� na wznak i przez chwil� wpatrywa�a si� w cie� lampy na suficie. G�adzi�a r�k� puszysty, ale szorstki koc, kt�ry w dotyku przypomnia� jej nagle sier�� Gamy, teriera. Gama zgin�a w czasie powstania, Asia zgubi�a j� w t�umie ludzi, kiedy w po�owie wrze�nia Niemcy prowadzili ludno�� cywiln� z Powi�la na Dworzec Po�udniowy. Gama sz�a z Asia i jej matk� a� do placu Unii Lubelskiej. Zosta�o tylko wspomnienie szorstkiej sier�ci. Asia zamkn�a oczy, �eby nie patrze� na jaskrawe kraty koca, kt�ry ci�gle jeszcze g�adzi�a pieszczotliwie.
- Gama... - szepn�a cichutko.
- M�wi�a� co�? - zapyta� Stefan sponad ksi��ki.
- Nie...
"...Gama, pami�tam �wietnie, tak jak bym j� widzia�a przed chwil�. By�a bia�a i tylko jedno ucho - lewe czy prawe? - mia�a z�ociste. Lewe ucho. l plam� na prawym boku, nieco ciemniejsz� ni� ucho. Czy ja si� mamie zwierza�am? Bo�e drogi, nie pami�tam, czy ja si� zwierza�am, czy nie! Na pewno nie m�wi�am jej wszystkiego, ale przecie� opowiada�am. Opowiada�am? Tak, opowiada�am z ca�� pewno�ci�. Te wieczory, pami�tam, po godzinie policyjnej, kiedy jeszcze nie zapala�y�my �wiat�a, �eby troch� zaoszcz�dzi�. To by� czas na gadanie, nie mo�na go by�o przeznaczy� na nic innego, l wtedy opowiada�am, marzy�y�my sobie obydwie o tym, co b�dzie, kiedy ju� si� to wszystko przewali, przypomina�y�my sobie, jak by�o. No tak, przysz�o�� i przesz�o�� to tak�e ulubione tematy Mi�ki. Czy doprawdy ja te� w rozmowach z mam� gubi�am czas tera�niejszy? Tak jak Mi�ka? Ta historia ze S�awkiem, czy mama o niej wiedzia�a? Chyba nie. Mama nie wiedzia�a, sk�d! By�am idiotk�, nie m�wi�c jej o tym. Ona by nie dopu�ci�a do tego, �ebym w��czy�a si� z takim durniem. Ze S�awka by� odpowiedni dure�. Gdybym powiedzia�a mamie, nie musia�abym znosi� potem tych wszystkich upokorze�. �e te� nie wstydzi�am si� tak lata� za tym ch�opakiem, te wieczne spacery pod jego domem, pami�tam, to �ebranie, �eby si� ze mn� spotka�. Dlaczego nie mia�am ambicji? Teraz m�wi si� o mnie, �e jestem piekielnie ambitna. Dlaczego wtedy - nie? Wtedy by�am tak dalece pozbawiona ambicji, �e dzi� jeszcze przechodz� na drug� stron� jezdni, kiedy spotykam S�awka na ulicy, chocia� min�y ju� wieki, ca�e wieki od tamtego czasu! Gdybym wtedy opowiedzia�a wszystko mamie, wyt�umaczy�aby mi, odradzi�a, l teraz mog�abym przechodzi� obok niego spokojnie. Stefan usi�uje broni� dzieci, przypominaj�c mi, �e sama by�am skryta! To �aden argument. Dzi� wiem, �e to milczenie nie przynios�o mi niczego dobrego. Chc�, �eby moje dzieci m�wi�y, bo chc� je ustrzec. Pom�c im. Dlaczego one to odrzucaj�? Czy moja mama te� chcia�a? Nie mam poj�cia. Mo�e te� chcia�a. Ale ja chyba nigdy nie odchodzi�am od mamy tak daleko, jak Mi�ka odchodzi ode mnie..."
- Stefan, czy ona jeszcze do mnie wr�ci?
- Kto, kochanie?
- Mi�ka.
- Wr�ci. Jak b�dzie potrzebowa�a nia�ki do dziecka.
.....Bo�e, jak on to brutalnie uj��. I co mia� na my�li? To, �e podrzuci�am mamie Alka, kiedy by� malutki? Musia�am si� przecie� uczy�, to by�a konieczno��. W jakim� sensie to by� m�j powr�t do mamy, mo�e Stefan ma racj�. Przecie� to wszystko dzia�o si� w tym okresie, kiedy mama jeszcze nienawidzi�a Stefana! I kiedy mia�a mi bardzo za z�e, �e w�a�nie jego wybra�am. I kiedy ja mia�am jej za z�e, �e nie widzi Stefana zalet i osobistego uroku, tylko jego poszarpane porci�ta i te nieszcz�sne buty-oficerki z odstaj�c� podeszw�, zupe�nie jak w Valse brillant Tuwima. Zainstalowali�my u niej Alka ze wszystkimi pieluchami, butlami, smokami, koperkiem w�oskim i mlekiem w proszku. Pami�tam, tego wieczoru, kiedy ju� zosta� u niej na sta�e, poszli�my ze Stefanem do teatru. Pierwszy raz od niepami�tnych czas�w, l to by� ten m�j powr�t do mamy. Bo�e, jakie to wszystko by�o gorzkie! Nie chcia�abym, �eby Mi�ka wraca�a do mnie w ten spos�b. Z konieczno�ci. Ze zm�czenia. A mo�e jednak odesz�am kiedy� od mamy jeszcze dalej ni� teraz Mi�ka ode mnie? Wi�c co zrobi�, �eby to wszystko Powstrzyma�? Czy ja mog� powstrzyma� to sama, bez udzia�u Mi�ki? Przecie� ona te� musi chcie�, powinnam z ni� porozmawia�, wyt�umaczy� jej, �e powroty s� gorzkie. Nie mog� czeka�, trzeba to zrobi� zaraz, mo�e nawet w tej chwili..."
- Dlaczego wstajesz?
- Musz� pogada� z Misk�.
- Ju�? Zaraz? Mog�aby� pole�e� jeszcze troch�.
Stefan nachyli� si� nad ksi��k�. Asia podnios�a si�, w�o�y�a pantofle i przesz�a do korytarza. W pokoju dzieci by�o cicho, uchyli�a drzwi i zajrza�a tam.
- Cztery karo.
Mi�ka wzruszy�a ramionami.
- Graj. Ale nie ugrasz, �eby� p�k�. Kontra. No, jak? Przespa�a� si�, mamo?
- Odpocz�am. Zejd� teraz kupi� co� na kolacj�. Mo�esz wbi� ten gw�d�, Alek, a ty, Misiu, chod� ze mn�.
- Twoje szcz�cie! - Mi�ka rzuci�a karty. - Le�a�by� jak mops.
- We� sweter, Misiu, zrobi�o si� ch�odno.
- Sweter? Ale�, mamo! Jest upa�.
- Je�eli wiesz lepiej...
Wysz�y na Rynek Nowego Miasta, by�o ju� ciemno, dachy samochod�w stoj�cych przed kinem po�yskiwa�y w �wietle latar�.
- Ten jest fajny, mamo, nie?
Mi�ka stan�a przed roz�o�ystym, czarnym wozem.
- Chod�, bo nam zamkn� sklepy.
- Chcia�aby� taki mie�? Powiedz, mamo?
- Owszem. Chod�, Misiu, naprawd�! Wszystko pozamykaj� i zostaniemy bez pieczywa.
- Idziemy do samu?
- Tak.
Mi�ka gwa�townie odwr�ci�a g�ow� i spojrza�a na matk� uwa�nie.
- Co� ty taka jaka�, mamu�? Co ci jest?
- Dlaczego?
- Smutna jeste�? Boli ci� co�? - pyta�a Mi�ka szybko. - To mo�e ja polec� sama?
- Nie. W�a�nie zale�y mi na tym, �eby�my posz�y razem...
- Jak wolisz, mamo.
Mi�ka nie odrywa�a ukradkowego spojrzenia od twarzy matki. Asia wyra�nie szykowa�a si� do jakiej� ofensywy. Ju� kilkakrotnie nabiera�a w p�uca nieco wi�cej powietrza, kt�re potem wydycha�a z cichutkim pomrukiem, z kr�tkim, urywanym kaszelkiem, kt�ry nie mia� nic wsp�lnego z zazi�bieniem. Mi�ka zna�a ten kaszel a� nadto dobrze.
- Pi�kny wiecz�r, l prawda, �e jest zupe�nie ciep�o?
Asia skin�a g�ow� i prze�o�y�a torebk� z jednej r�ki do drugiej. Wsun�a d�o� pod rami� Mi�ki.
- Dzi� po po�udniu d�ugo my�la�am o tobie i o sobie, Misiu...
- I...?
- Jeste� taka daleka.
- Ja? Daleka? Mamo, przecie� ci� kocham! - Mi�ka roze�mia�a si� i poca�owa�a matk� w policzek. - Nie jestem daleka, jak mog�a� tak my�le�! Cze��!
Mi�ka pomacha�a d�oni� w kierunku przechodz�cego ch�opca. Asia zd��y�a zauwa�y� czarn� koszul� w bia�e grochy widoczn� w rozpi�tej, l�ni�cej kurtce.
- A kt� to taki? - zapyta�a. - Co to za pajac?
- To Dudek, mamo!
- Ten Dudek, kt�ry przychodzi do Alka?
- Ten.
- Ale� to jaki� okropny typ!
- Ja tam nie wiem.
Dochodzi�y w�a�nie do samu, Mi�ka przytrzyma�a drzwi i wesz�a za Asia, kt�ra zatrzyma�a si� nagle przy stoliku z metalowymi koszyczkami i wpatrywa�a si� w nie, jakby nie wiedzia�a, do czego w�a�ciwie s�u��. Misia si�gn�a po koszyk.
- Przejd�, mamo...
- S�ucham...?
- M�wi�, �eby�my sz�y dalej. Jaki chleb? Zakopia�ski czy mleczny?
- Mo�e mleczny. S�uchaj...
- No? - Misia przerzuca�a wzrok z bochenka na bochenek, wszyscy lubili dobrze wypieczony, ale by�o ju� za p�no i zosta�y same blade. - S�ucham, mamo?
- Gdzie on pozna� tego Dudka?
Mi�ka zawaha�a si�, ju� mia�a na ko�cu j�zyka prawdziw� odpowied� na to pytanie,/�e Alek pozna� Dudka przed kinem, tu, na Rynku Nowego Miasta, kiedy Dudek usi�owa� sprzeda� mu bilet na najbli�szy seans, oczywi�cie o dziesi�� z�otych dro�ej. Ale spojrzenie Asi by�o tak pe�ne napi�cia, tak przera�one, �e Mi�ka odpar�a oboj�tnie:
- Nie wiem, gdzie Alek go pozna�. Dudek tylko wygl�da tak g�upio, ale to uroczy ch�opak! Zakopia�ski jest bardziej wypieczony, mamo, we�my zakopia�ski...
- Jak wolisz. On nie wygl�da na uroczego ch�opaka, Misiu!
- Jest doprawdy bardzo mi�y! - Misia usi�owa�a m�wi� o Dudku jak najcieplejszym g�osem, przychodzi�o jej to jednak z trudem.
Asia westchn�a. Wysz�y z samu i wraca�y do domu w nieprzyjemnym milczeniu.
- Musz� wr�ci�, zapomnia�am o papierosach.
- Id� do domu, mamu�, ja kupi�.
Misia zawr�ci�a, szcz�liwa, �e unikn�a dalszej indagacji. Cieszy�a si� na sam� my�l o tym, jak po powrocie do domu pochwali si� Alkowi opini�, kt�r� wyda�a o Dudku. Nie przewidzia�a tylko jednej rzeczy, tego mianowicie, �e kiedy Asia wraca� b�dzie do domu, tu� obok kina "Wars" zatrzyma j� ch�opak w czarnej, kropkowanej koszuli i zapyta uprzejmie:
- Mo�e bilecik dla �askawej pani?
*
Chocia� min�o ju� kilkana�cie sekund od chwili, kiedy pani Z�otnicka zamkn�a za sob� drzwi, w klasie panowa�o ponure milczenie. Skowro�ska sta�a przy tablicy z palcami ubielonymi kred�, ze �ladem bia�ego py�u na sp�dnicy.
- Mo�e kt�re� z was mi powie - zapyta�a wreszcie - bo ja nie pami�tam, czy my�my to rzeczywi�cie przerabiali?
Dopiero wtedy klasa eksplodowa�a. Ten og�lny wrzask, w kt�rym nie mo�na by�o nic us�ysze� ani niczego zrozumie�, wystarczy� Skowro�skiej za najbardziej rzeczow� odpowied�. Od�o�y�a kred� i spokojnie wr�ci�a na swoje miejsce.
- Ja nie wiem, Misiu, co ze mn� b�dzie. Na handel zagraniczny musz� zdawa� dwa j�zyki nowo�ytne. Rosyjski zdam, francuskiego nie zdam. Moich rodzic�w nie sta� na korepetycje. Ja nie umiem z francuskiego nic, kompletnie nic! Jej si� zdaje, �e ona nas uczy. To s� kpiny, nie nauka, ale my za to b�dziemy p�aci�, przekonasz si�!
- Moim zdaniem, nale�y wyst�pi� z konkretn� pro�b�, �eby zmieniono nam wyk�adowc�! - krzykn�a Wala Stelmach�wna.
W klasie przycich�o, Marek Warowny stan�� przy oknie i podni�s� wysoko r�k�.
- Chc� co� powiedzie�! - zawo�a�. Odczeka� jeszcze chwil�. - Rozmawia�em ju� na ten temat z pani� Wernerow�. Wydawa�o mi si�, �e z t� spraw� nale�y w pierwszym rz�dzie zwr�ci� si� do wychowawcy - wyja�ni�.
- I co Zuzanna na to? Marek roz�o�y� r�ce
- Us�ysza�em, �e pani Z�otnicka za rok przejdzie na emerytur�, �e jest starym, schorowanym cz�owiekiem, z kt�rym obchodzimy si� wr�cz nieludzko...
- Wr�cz nieludzko? - zapyta� kto� z g��bi klasy.
- Wr�cz nieludzko! - powt�rzy� Marek. - Bo przecie� tylko i wy��cznie od nas zale�y, jak up�ynie pani Z�otnickiej ostatni rok pracy z m�odzie��. Tyle Wernerow�.
- A od kogo zale�y, czy my si� dostaniemy na studia, czy nie? Czy przypadkiem nie zale�y to od sposobu prowadzenia lekcji? - Skowro�ska rozejrza�a si� po klasie. - Przecie� nie tylko mnie b�dzie potrzebny drugi obcy j�zyk do egzaminu? Jak my zdamy? Przecie� my nic nie umiemy, ona nas niczego nie nauczy�a. Taka Regulska. Do tej pory nie odr�nia accent grave od accent aigu. Mnie si� zdaje, �e t� spraw� nale�y jeszcze raz poruszy� z pani� Werner.
- Na wychowawczej!
- Na wychowawczej. Ja mog� m�wi�! - powiedzia�a Skowro�ska twardo. - Ja si� nie boj�.
- Nie masz si� czego ba�, wszyscy b�dziemy ci� popiera�!
- Wernerowej nie przegadacie - przestrzega� Marek. - Ona tak pi�knie zacznie wam opowiada� o zwapnia�ych �y�ach pani Z�otnickiej, �e po kilku minutach usi�dziecie w �awkach jak trusie i tylko b�dziecie sobie nawzajem po�ycza� chustek do nosa. Ty si� nie rozpalaj, Skowro�ska, bo Wernerow� i tak ci� zdmuchnie!
- A ty, Mi�ka, dlaczego si� nie odzywasz? - zapyta�a Hanka Skowro�ska siadaj�c obok Misi. - Przecie� te� wojujesz z madame!
- Wiesz dobrze, jakie jest moje zdanie. Powiedzia�am ci ju�: nienawidz� francuskiego i nienawidz� madame. Ale w tym, co pani Wernerow� powiedzia�a Markowi, co� jest...
- Ach, �amiesz si�? - zawo�a�a Hanka ironicznie. - Tobie �atwo, idziesz na prawo, wystarczy ci rosyjski.
- Nie id� na prawo.
- Rozmy�li�a� si�. Wi�c na co?
- Przypuszczalnie sko�cz� jakie� kursy. Mo�e kre�larskie. Musz� bardzo szybko zacz�� pracowa�.
- Dlaczego?
Misia ca�� d�oni� g�adzi�a kolorow� ok�adk� swojego zeszytu do francuskiego.
- Dlaczego? - zapyta�a raz jeszcze Skowro�ska.
- Bo chc� wyj�� za m��! - odpar�a Mi�ka wpatruj�c si� w s�oneczne wybrze�e Florydy.
*
Przygl�da�a mu si� tak uwa�nie, jakby dopiero w tej chwili odkry�a, �e istniej� na �wiecie jeszcze inni ch�opcy, nie tylko Jacek Fagot. Trzyma�a w r�ku ma�y bukiecik fio�k�w. Wreszcie przerzuci�a spojrzenie z twarzy Alka na kwiaty.
- To dla mnie?
- Dla ciebie.
- Z jakiej racji?
- Bez racji. Ot, tak.
- �mieszny jeste�. Kwiaty obcej dziewczynie...?
- Przecie� si� znamy.
- Takie znanie! - wrzuci�a fio�ki do torebki i g�o�no zamkn�a metalowy zatrzask.
- Zwi�dn�.
- Jak kwiaty. Wszystkie wi�dn�! - wzruszy�a ramionami.
- Nie przywi�zujesz do nich znaczenia?
- Do kwiat�w? - przechyli�a g�ow� i zastanawia�a si� chwil�. - To nie jest trwa�e.
- A do gestu?
- Do jakiego gestu?
- Do faktu, �e kto� ci je ofiarowa�? Spojrza�a Alkowi prosto w oczy.
- Teraz ju� wiem na pewno, �e Fagot mia� racj�. Z ciebie jest aposto�.
- Aposto�?
- Tak, aposto�. Jacek zauwa�y� to od razu. Siadaj, on zaraz przyjdzie. Przynios�e� zdj�cia?
- Przynios�em.
Alek usiad� przy stole i wzi�� do r�ki pusty kieliszek, jeden z kilku, kt�re tam sta�y.
- Mog�aby� wstawi� tu fio�ki.
- Co� ty! W�ciek�by si� na mnie, �e je przyj�am, i na ciebie, �e� mi je przyni�s�! Chyba wiesz, �e jestem jego dziewczyn�? - powiedzia�a Majka zaczepnie.
- W�asn�! - odpar� Alek spokojnie. - Jak r�kawiczki, jak krawat, jak spinki do mankiet�w. Gratuluj�. To jest trwa�e.
- O czym ty m�wisz?
- Sumuj� stan posiadania pewnego m�odego cz�owieka nazwiskiem Fagot. Przeprowadzam drobn� inwentaryzacj�.
- Nie rozumiem.
- A szkoda...
- Zacznij m�wi� jak cz�owiek, dobrze?
- Dobrze. Chce mi si� je��.
- Poczekaj chwil�, Jacek ma przynie�� chleb.
Szybkimi ruchami sprz�ta�a ze sto�u, zagarn�a r�k� okruchy ciasta i rozsypany popi�. Na serwecie zosta�a popielata smuga.
- Ty tu mieszkasz? - zapyta� Alek nagle.
- Tak. W kuchni. Matka Jacka jest krewn� drugiego m�a mojej matki.
- Skomplikowane.
- Wcale. Tylko tak brzmi. Przyjecha�am tu, bo szukam posady.
- Jakiej?
Majka podnios�a ze sto�u swoj� torebk�, wpatrywa�a si� w ni� przez chwil�, a potem zaproponowa�a niepewnie:
- S�uchaj... je�eli by� si� zgodzi�, to mog�oby zosta� na tym, �e ja kupi�am te fio�ki sama. Wstawi�abym je do wody i...
- Nie! - przerwa� jej Alek. - To ja ci kupi�em fio�ki. Od�o�y�a torebk� z powrotem.
- To niech zwi�dn�! - powiedzia�a ze z�o�ci�.
- Niech!
Podesz�a do okna i wyjrza�a na ulic�.
- Nie wiem, gdzie on si� podzia�. Powinien ju� dawno wr�ci�. Szukam posady, nie s�ysza�e� o czym�? Ka�da si� nada. Cokolwiek.
- Sko�czy�a� co�?
Odwr�ci�a si� znowu w stron� Alka.
- Dziewi�� klas.
- Musia�a� przerwa�? Dlaczego? Zawaha�a si�.
- Nie chcia�o mi si�. Wszystko by�o okropnie nudne. Pracowa�am troch� w sto��wce, ale... nie mog�am d�u�ej! Chcia�abym dosta� jak�� inn� Prac�, nie przy garnkach. - A wi�c nie ka�da ci si� nada? - przypomnia� jej w�asne s�owa. - A wi�c jednak masz ambicj�, kt�ra si�ga powy�ej uchwytu patelni!
Us�yszeli trza�niecie drzwi i kroki Fagota w przedpokoju. Oczy Majki zw�zi�y si� i zd��y�a jeszcze powiedzie� tonem zupe�nie innym ni� ten, kt�rym m�wi�a do tej pory:
- Traktujesz mnie brzydko. Nie powiniene� traktowa� w ten spos�b dziewczyny, ty apostole!
- Co masz na my�li?
- Ten tw�j ton. M�wisz tak, jakby� wszystkie rozumy pozjada�... Alek speszy� si�. Sam nie wiedzia� dlaczego, ale ogarn�o go dziwne zniech�cenie. W�a�ciwie mia� ochot� zostawi� to wszystko, tego Dudka, jego paczk�, fio�ki wi�dn�ce w torebce Majki. Wsta�, zdecydowany, �e zaraz po oddaniu Fagotowi obiecanych zdj�� wyjdzie i nie wr�ci tu wi�cej. Fagot wszed� i na widok Alka u�miechn�� si� szeroko. W ciemnej, opalonej twarzy b�ysn�y bia�e z�by.
- Cze��! - zawo�a� weso�o. - Cze��, ch�opie! Fajnie, �e� przyszed�!
- Widz�, �e ci humor dopisuje od poniedzia�ku! Przynios�em wasze zdj�cia.
- Od poniedzia�ku? Zawsze wpadam w dobry humor na tw�j widok.
- Fagot poklepa� Alka po ramieniu i dorzuci� z rozbrajaj�c� szczero�ci�:
- Ty mnie cholernie �mieszysz!
I to przyku�o Alka z powrotem do krzes�a. Wyj�� z kieszeni marynarki kopert� ze zdj�ciami i rzuci� na st�.
- Zobaczcie. Podbiegli oboje.
- Poka�, ja pierwsza!
- Czekaj, lalu�ka, spokojnie, opanuj si�... - Jacek wyj�� zdj�cia, obejrza� dok�adnie to, kt�re by�o na wierzchu, poda� je Majce i zaj�� si� nast�pnym.
- Wdechowe - pochwali�. - S�owo daj�, pierwszorz�dne! - gwizdn�� z uznaniem. - Sam robi�e� te odbitki?
- Sam.
- Nauczysz mnie?
- Oczywi�cie.
- Trzymam za s�owo!
- W porz�dku.
Majka podnios�a wzrok, przyjrza�a si� Fagotowi uwa�nie.
- Tak to mo�e nie, ale na tym zdj�ciu jeste� podobny do Delona. Wygl�dasz jak jaki� aktor albo co... S�uchaj, on m�wi�, �e jest g�odny. Nie, Alek? G�odny jeste�?
- Zjad�bym co�.
Jacek zgarn�� zdj�cia z serwety.
- Obejrzysz sobie p�niej, Majka, teraz zajmij si� �arciem. Wsta�a niech�tnie.
- Co przynios�e�?
- Chleb i kaszank�. Podsma� wszystko!
Majka by�a szybka. Ju� po chwili ka�de z nich trzyma�o przed sob� talerz gor�cej, przyrumienionej kaszanki. By�a znakomita. Alek od wiek�w nie jad� czego� tak wspania�ego, l zastanawia� si�, dlaczego w�a�ciwie w jego domu nigdy nie jadano kaszanki...?
*
Mi�ka siedzia�a na wprost drzwi i wpatrywa�a si� w nie uporczywie. Stuka�a palcami po �liskich, metalowych por�czach fotela. Pocz�tkowo ka�da minuta oczekiwania pot�gowa�a jej niepok�j i zdenerwowanie, p�niej to min�o i w tej chwili Mi�ka odczuwa�a jedynie znu�enie. Tkwi�a na tym miejscu ju� przesz�o godzin�, przez ten czas drzwi nie otworzy�y si� ani razu. Siedzia� tu z ni� Marek Warowny. Mi�ka nie zwraca�a na niego najmniejszej nawet uwagi, ale by� i ta jego obecno�� pomaga�a. Raz tylko spojrza� na zegarek, usi�owa� zrobi� to nieznacznie, ale Mi�ka zauwa�y�a.
- O kt�rej masz obiad?
- Nie martw si�.
- Nie b�d� �li, je�eli si� sp�nisz?
- Nie.
Wreszcie drzwi uchyli�y si�, piel�gniarka zajrza�a na korytarz.
- Pani jeszcze czeka? - zdziwi�a si�.
- Tak. l b�d� czeka�a... - Mi�ka u�miechn�a si� niepewnie.
- Dobrze, przypomn� panu profesorowi. On zreszt� ju� sko�czy�. Ale trzeba by�o czeka� znowu. Dopiero po kwadransie profesor Sitko wyszed� z pokoju. Rozejrza� si�. Mi�ka wsta�a.
- To pani, tak? - zapyta�.
- Chcia�abym porozmawia� z panem profesorem...
- Siostra mi m�wi�a. Sprawa, z kt�r� pani przychodzi, wygl�da do�� beznadziejnie, uprzedzam z g�ry. Prosz� pani�, przejdziemy do gabinetu. Mi�ka rzuci�a swoj� torb� z ksi��kami w stron� Marka.
- Czekaj... - szepn�a - teraz to ju� p�jdzie szybko!
- Prosz�, niech pani siada.
- Nie wiem, czy pan profesor sobie przypomina? Pan go operowa�
przesz�o rok temu.
- Przypominam sobie, oczywi�cie. Zazwyczaj lepiej pami�tam te zabiegi, kt�re nie przynios�y rezultatu, ni� te, kt�re powiod�y si� dobrze. Przypadek Piotra Baszty pami�tam znakomicie. Co si� z nim dzieje? - zapyta� z nag�ym zainteresowaniem.
- Jest tak, jak by�o.
- No c�... - profesor roz�o�y� r�ce.
- Ja przecie� wiem, �e pan zrobi� wszystko... - Mi�ka zawaha�a si�. - Ale profesor Adams...? Je�eli ma dokona� tutaj kilku pokazowych zabieg�w, to przecie� znaczy, �e opracowa� jakie� nowe metody, kt�rych nasi chirurdzy nie znaj�?
- Oczywi�cie. Ale czy pani ma nadziej�, �e jest pierwsz� osob�, kt�ra z tym do mnie przychodzi? - u�miechn�� si� �agodnie. - Nie, prosz� pani, tu by�y dziesi�tki os�b. Dziesi�tki! Ta notatka ukaza�a si� ju� dawno.
- Tak, ale ja chcia�am uzgodni� moje przyj�cie do pana z Piotrem Baszt�. W og�le chcia�am, �eby on sam przyjecha�...
- I co?
- Uwa�a, �e to jest tak beznadziejna sprawa dostanie si� do Adamsa, �e... A poza tym, on ju� si� ze wszystkim pogodzi�. Ale to nie jest rezygnacja! - zawo�a�a Mi�ka gwa�townie. - On jest bardzo aktywny.
- To szcz�cie. Pracuje? Uczy si�?
- Pisze.
- Pisze?
- Tak. Napisa� ksi��k� dla m�odzie�y. Dla ch�opc�w w�a�ciwie, bo to tylko o ch�opakach. O harcerzach. Ta ksi��ka jest w tej chwili w recenzji, Piotr nie ma jeszcze odpowiedzi. Ale oni j� wezm�, to jest taka �ywa ksi��ka, tyle si� w niej dzieje...
- Jak on j� pisa�?
- Nagra� na ta�m�, a potem jego matka przepisywa�a na maszynie. Bardzo jej by�o trudno, bo przecie� Piotr wprowadza� ju� po nagraniu r�ne poprawki. Przes�uchiwali ta�my razem. On zmienia�, je�eli by�o co� do zmiany. Dyktowa� poprawki, kasowa� fragmenty. To by�a bardzo trudna praca. Dla nich obojga.
Profesor Sitko si�gn�� po papierosa.
- Prosz� mi opowiedzie� co� jeszcze o nim, doprawdy, bardzo ch�tnie tego s�ucham!
- Teraz Piotr uczy si� pisa� na maszynie. To mu niebywale u�atwi prac�. B�dzie m�g� sam przepisywa� nagrania. Praca z matk� rozprasza goi...
- I co?
- Mama mu si� wtr�ca. Uwa�a, �e ka�dy ch�opak powinien by� pozytywny, je�eli Piotr wymy�li jakiego� �obuziaka, mama zaraz chce go ulepsza�. Piotra to denerwuje.
- Rozumiem. Wi�c Piotr chce zosta� pisarzem, tak? To bardzo inteligentny m�ody cz�owiek, s�dz�, �e mu si� uda!
- Jestem tego pewna.
Profesor Sitko przygl�da� si� Misce uwa�nie, z zastanowieniem. Stuka� o��wkiem w bloczek receptariusza.
- A jaka jest pani rola w tym wszystkim? - zapyta� nagle. Mi�ka przechyli�a g�ow�.
- Przysz�o�ciowa... - odpar�a nie�mia�o. Profesor skin�� g�ow�.
- l to tak�e rozumiem - powiedzia� - �ycz� wam wszystkiego dobrego, obojgu. Niezale�nie od tego, jak potocz� si� sprawy. Je�eli w og�le mog� pani powiedzie� co� na temat profesora Adamsa, b�dzie to jedynie wyja�nienie, �e sprawa ta zupe�nie ode mnie nie zale�y. Rozstrzyga� b�dzie specjalna komisja.
- Wi�c do kogo mam si� zwr�ci�? I czy przypadek Piotra nadaje si� w og�le do jakiej� konsultacji?
- Do kogo pani ma si� zwr�ci�... - powt�rzy� profesor Sitko pytanie Mi�ki. - No, c�, moje drogie dziecko...
Podni�s� si� i przeszed� kilkakrotnie d�ugo�� pokoju. Mi�ka �ledzi�a ka�dy jego ruch. Sitko przystan�� wreszcie na wprost niej i powiedzia� szybko:
- Sam skieruj� ten przypadek na komisj�. Prosz� mi nie dzi�kowa�, prosz� na nic nie liczy�! Przypominam, �e pani przysz�a nie pierwsza i �e jeszcze wiele os�b przyjdzie po pani!
- Ale ja chc� podzi�kowa� za to, �e pan w og�le zgodzi� si� rozmawia� ze mn�!
Profesor wyci�gn�� do Mi�ki r�k�.
- Prosz� bardzo. Do widzenia, dziecko...
Marek Warowny sta� tu� przy drzwiach. Mi�ka wpad�a wprost na niego. Po�o�y�a mu r�ce na ramionach, stan�a na palcach, bo Marek by� wysoki, i poca�owa�a go w obydwa policzki.
- Oszala�a�?
- Dzi�kuj� ci. Skona�abym pod tymi drzwiami, gdyby� nie przyszed� ze mn�! On po�le papiery Piotra na komisj�! Rozumiesz? Rozumiesz, co to wszystko mo�e dla nas znaczy�?
Marek u�miechn�� si�.
- To wspaniale, Misiu, cudownie!
On r�wnie�, tak jak i profesor Sitko, �yczy� im obojgu wszystkiego najlepszego. Ale by�a w tych �yczeniach r�nica. Markowi przychodzi�y one z trudem.
*
Asia je�dzi�a na Pow�zki tylko raz w roku. Na Zaduszki. Zwykle bywa�a tego dnia rozdra�niona, wszystko wyprowadza�o j� z r�wnowagi, nawet troskliwo�� Stefana.
- Mo�e jednak pojad� z tob�? - spyta� przy �niadaniu.
- Nie. Pojad� tylko z dzie�mi. Wiem, �e ty nie lubisz!
- To oboj�tne. Pojad�, je�eli tylko mog� ci pom�c swoj� obecno�ci�, Asiu...
- Nie, nie! Nie, Stefan, nie! - powtarza�a z wyra�n� niecierpliwo�ci�.
Misce i Alkowi wydawa�o si� nieraz, �e najch�tniej Asia je�dzi�aby sama. Kiedy jednak ubieg�ego roku zaproponowali jej to, Asia �achn�a si�.
- Niby dlaczego? Przecie� to wasz rodzony wuj! To, �e�cie go nie znali, jest bez znaczenia.
Wi�c je�dzili z ni� zawsze, trzymaj�c w ramionach roz�o�yste chryzantemy, t�oczyli si� w autobusach, kupowali kolorowe lampki przed cmentarn� bram�. Potem w��czali si� w t�um id�cych wolno ludzi i w automatyczny jaki� spos�b ulegali nastrojowi.
Tego roku Zaduszki by�y zimne, wia� ostry wiatr, przechyla� p�omienie �wiate� zapalonych na grobach, przewraca� doniczki z kwiatami.
Asia postawi�a ko�nierz jesionki, wsun�a r�ce w kieszenie i sz�a z dzie�mi pogr��ona w zupe�nym milczeniu.
- Mamo, tego dnia, kiedy on zgin��, pada� deszcz czy �wieci�o s�o�ce? - zapyta�a Mi�ka nagle.
- �wieci�o s�o�ce. To by�o w czerwcu, by� pi�kny dzie�. Dlaczego pytasz?
- Bo wiesz, kiedy usi�uj� wyobrazi� sobie okupacj�, nie umiem, po prostu nie potrafi� poj��, �e bywa�y wtedy s�oneczne, upalne dni. Wydaje mi si�, �e przez te wszystkie lata musia�o by� pochmurnie, deszczowo i zimno. A ty? - zwr�ci�a si� do Alka. - Ty umie