2816

Szczegóły
Tytuł 2816
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2816 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2816 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2816 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Justin Scott Po�cig na oceanie (Prze�o�yli: Ewa Krasnod�bska i Jan Zakrzewski) Kochanej przyjaci�ce Glorii Haye CZʌ� PIERWSZA 1 ��te s�o�ce i szkwa� nadawa�y oceanowi na horyzoncie mozaikow� po�yskliwo��. Na fali bij�cej prosto z rufy unosi� si� i opada� czternastometrowy bermudzki kecz imieniem Syrena. Wyd�wigiwa� ruf� na kolejn� fal�, a potem zje�d�a� w przepa�ciste wodne doliny. Kruszyna z laminatu i drewna lawiruj�ca trzy mile ponad dnem Oceanu Atlantyckiego! Piotr i Karolina Hardinowie, wyniesieni na okamgnienie na szczyt fali, spostrzegli za sob� statek. By� bardzo daleko. Mign�a im tylko ciemna sylwetka w plamie jaskrawego s�o�ca, o wiele mil za nimi; w�a�nie przecina�a �lad jachtu. Syrena zn�w ze�lizn�a si� w otch�a� mi�dzy stalowosine �ciany wody, w kt�rej niby �ywe stwory migota�y plamy b��kitu. Karolina musn�a twarz m�a wargami. Przytuli� j� jeszcze mocniej. Gdy ponownie znale�li si� na szczycie fali, rzuci� okiem za siebie. Wielki statek znikn�� za mglist� zas�on� szkwa�owego deszczu. Syrena zn�w by�a samotnym punkcikiem na pustym morzu. Kompas wskazywa� p�noc p�nocny wsch�d. Byli dziewi�� dni w drodze z Fayal na Azorach i, je�li pogoda si� nie pogorszy, mieli jeszcze dwa dni do Falmouth w Anglii. Hardin rzuci� okiem na �agle. By�a to czynno�� tak mechaniczna, jak spogl�danie dobrego kierowcy w lusterko podczas jazdy w ruchu ulicznym. Fok by� na granicy �opotu, wi�c go wybra�. Par� razy zagrzechota�a zapadka kabestanu i �agiel si� wyd��. Maj�c wiatr prawie z rufy, dwumasztowy jacht p�yn�� na pe�nym wysi�gu. Grot i bezan, wype�nione wiatrem, si�ga�y daleko za burt�. �wie�y j�drny podmuch, podobny do gor�cego pr�du, d�� z po�udniowego zachodu. Syrena mia�a dwadzie�cia lat i by�a nieco przyci�ka, gdy� jej sceptyczni konstruktorzy obawiali si� jeszcze nowego, nie sprawdzonego tworzywa, jakim by�y laminaty. Dlatego te� szeroki zgrabny kad�ub kecza potrzebowa� wiatru, aby si� o�ywi�. Hardin �eglowa� na niej, gdy by�a jeszcze nowa, a on by� m�odzie�cem. Przed trzema laty kupi� j� na swoje czterdzieste urodziny. Siedzia� po nawietrznej ko�a sterowego, wzrokiem przeszukiwa� powierzchni� morza, wyczulony na niebezpieczne fale, opalon� d�o� trzyma� swobodnie na pokrowcu z �osiowej sk�ry, jakim obci�gni�te by�o chromowane ko�o sterowe. Twarz mia� szerok�, cer� czerstw�, drobniutkie zmarszczki bieg�y promieni�cie ku oczom - w ich stalowoniebieskiej toni tli�y si� iskierki weso�o�ci. By� silnie zbudowanym m�czyzn� �redniego wzrostu, jego tu��w by� kr�py, jakby zahartowany wieloma latami dopasowywania ka�dego ruchu do ko�ysania ma�ych statk�w. I jeszcze palce - ruchliwe, gi�tkie palce mistrza w swoim zawodzie. By� to trzeci etap leniwej i przyjemnej podr�y Hardin�w z Nowego Jorku do Anglii. Przez ca�y dzie� walczyli ze szkwa�em, ale nagle szkwa� i deszcz wycofa�y si� za horyzont, chmury nad g�ow� rozwar�y si� jak otwierana przes�ona obiektywu i za�wieci�o ostre s�o�ce, osuszaj�c pok�ad jachtu i rozjarzaj�c morze. Hardin otworzy� przedni� klap�, aby gor�ce powietrze wygna�o z kabiny wilgo�. Zdj�li z Karolin� okapturzone sztorm�wki - winylowe kurtki i spodnie oraz gumowe buty, kt�re chroni�y ich przed zimnem i szkwa�owym wiatrem. Wiatr jeszcze bardziej os�ab�, wi�c �ci�gn�li te� we�niane swetry. I wreszcie, rzuciwszy pe�ne nadziei spojrzenie na s�o�ce, Karolina zacz�a rozpina� koszul�. Patrz�c na ni�, Hardin my�la� sobie, �e pi�knie wygl�da z tymi kr�tko ostrzy�onymi ciemnymi w�osami, zmierzwionymi przez wiatr, z rozpromienion� twarz�, z pe�nymi rado�ci �ycia wielkimi czarnymi oczami. Zaklaska�, gdy koszula upad�a na pok�ad. Pobrali si� dziesi�� lat temu i ich partnerstwo przetrwa�o mimo wyra�nej r�nicy wieku, upodoba� i zainteresowa�. Nie uleg�o mimowolnemu oddzia�ywaniu rozpadaj�cych si� zwi�zk�w ich przyjaci�, dla kt�rych stali si� na przestrzeni lat widomym dowodem tego, �e szcz�cie nie musi by� ulotne. Karolina pos�a�a mu ca�usa, zdj�a wyblak�e d�insy i na ko�cu zrzuci�a figi. By� to dopiero pocz�tek maja i cia�o mia�a jeszcze bia�e biel� zimy. Po�o�y�a si� brzuchem do desek na mostku, kt�ry znajdowa� si� z przodu nad kokpitem. Palce st�p wspar�a na listwie ochraniaj�cej mostkowy skraj. W chwilach gdy jacht dzioba� fale, wida� by�o napi�te mi�nie zgrabnych n�g. Hardin krytycznie rozgl�da� si� po horyzoncie. Nad g�ow� mia� czyste niebo, ale za ruf� plamy b��kitu zmienia�y kszta�t, gdy ciemne kumulusy przesuwa�y si� pod stalowymi chmurami warstwowymi. Mo�na by�o spodziewa� si� nast�pnych szkwa��w, ale chwilowo by�y jeszcze oddalone o jakie� kilkana�cie mil i posuwa�y si� wolno. Zdj�� koszul� i ukl�k� obok Karoliny. S�o�ce piek�o mu plecy. Pochyli� si� i poca�owa� jej kostk�, �ydk�, miejsce pod kolanem. Obr�ci�a si� i ma�ymi palcami zacz�a przeczesywa� mu g�ste kasztanowate w�osy. Gdy jej palce dotkn�y szyi i lekko zadr�a�, zapyta�a: - Samosterowanie? - Niech b�dzie - zgodzi� si�. - Nie odchod�! Gdy wr�ci�, obdarzy�a go d�ugim, nami�tnym poca�unkiem. Byli spleceni w u�cisku, kiedy Syrena nagle si� zako�ysa�a uderzona silnym podmuchem zimnego wiatru. Znale�li si� w strefie cienia, Karolina jeszcze bardziej wtuli�a si� w m�a, na jej plecach wyst�pi�a g�sia sk�rka. - Co si� dzieje, kapitanie? - spyta�a. Hardin podni�s� g�ow� i rozejrza� si�. Pok�ady chmur i szkwa� odbiera�y s�o�cu teren. Przed sob� mia� jeszcze widoczno�� na kilka mil, ale po obu stronach horyzont zw�a� si� wyra�nie. Nad g�owami mieli s�o�ce, kt�re �wieci�o biel� pod cienk� pokryw� chmur. - B�dzie lepiej... - zacz��. - Teraz? - powiedzia�a Karolina z �alem. - Czy nie powinni�my sko�czy� jednej rzeczy, zanim zabierzemy si� za drug�? - Obawiam si�, �e w tym wypadku nic z tego nie b�dzie. Podci�gn�a si� na �okciu i wyjrza�a za burt�. Za ruf� szkwa� sp�dza� wielkie stada nisko zawieszonych czarnych chmur. Karolina powita�a ten widok gestem rezygnacji. - Nie mog�y troch� poczeka�? �miej�c si� i ripostuj�c zabrali si� do skracania �agli. Karolina wzi�a ster, a Hardin poszed� na prz�d z fokiem sztormowym i szotami. Za�o�y� raksy ma�ego �agla na sztag, umocowa� szekl� fa�u i przeci�gn�� linki przez prowadnice i z powrotem do kokpitu. Karolina zrobi�a lekki zwrot pod wiatr, �eby wypu�ci� powietrze z genui i u�atwi� Hardinowi opuszczenie �agla. Grot te� zacz�� �opota�, a przy nag�ym porywie wiatru wydawa� odg�osy podobne do suchych trzask�w palonych ga��zi. Karolina koordynowa�a ustawienie jachtu z czynno�ciami Hardina i po chwili �agiel opad� na pok�ad. Piotr wyci�gn�� raksy ze sztagu i wrzuci� �agiel do kokpitu przednim lukiem; nie by�o czasu na pakowanie go do worka. Nast�pnie zacz�� wci�ga� na maszt fok sztormowy, a potem za�o�y� fa� na wyci�gark� i wybra� �agiel. Karolina pozwoli�a Syrenie odpa�� od wiatru i fok sztormowy natychmiast si� wyd��. Zluzowa�a g��wny szot - grot straci� wiatr. Hardin opu�ci� wielki �agiel i Karolina podesz�a, aby pom�c zwin�� go i zabezpieczy� na bomie elastyczn� link�. �miej�c si�, zawis�a na m�u. - Ju� mi nogi nie wytrzymuj�, kolana si� pode mn� uginaj�. Szkwa� zbli�a� si� szybko, wyprzedzany przez gwa�towne podmuchy wiatru, kt�re sp�aszcza�y grzbiety fal. Tumany wodnego py�u p�dzi�y nad wod� ��obi�c w niej miejscami linie podobne do �ladu torpedy. Szybko wr�cili do kokpitu, rozrefowali bezan, sprowadzili jacht na poprzedni kurs. Hardin zszed� do mesy, �eby zamkn�� i zabezpieczy� przedni luk. Mesa by�a dobrze utrzymana, emanowa�a ciep�em jasnoczekoladowych i kawowych odcieni, by�a doskonale zaopatrzona na d�ug� podr�. Po sprawdzeniu, czy wszystko, co wymaga zabezpieczenia, jest przywi�zane lub schowane, powr�ci� szybko do kokpitu i w�o�y� winylow� ocieplan� kurtk�. Kiedy si�gn�� steru zast�puj�c Karolin�, aby te� ubra�a si� odpowiednio, ich d�onie na chwil� si� spotka�y i sterowa�y razem. - Ubierz si�! - powiedzia�. Karolina w�o�y�a sweter i kurtk�. Pozostawi�a go�e nogi. Reszt� ubra� Hardina i swoich zrzuci�a na d� do kabiny - zahaczy�y si� na trapiku i potem stoczy�y same. Zamkn�a g��wny luk i usiad�a obok m�a zapieraj�c si� nogami o przeciwleg�e siedzenie kokpitu. Hardin poda� jej szot foka i poca�owa� w usta. Porywisty podmuch uderzy� w �agle, spienione morze trzasn�o w kad�ub w pobli�u rufy, jacht wpad� w przechy�. Hardin, zro�ni�ty z ko�em sterowym, usi�owa� ustawi� statek ruf� do fali. Morze pot�nia�o, szkwa� sprowadzi� z sob� mrok - zupe�nie jakby kto� czarnym p��tnem przes�oni� s�o�ce. Temperatura spad�a o dwadzie�cia stopni, lodowaty deszcz wali� w pok�ad. Od czasu do czasu strz�piaste b�yskawice rozbija�y mrok, spryskuj�c na chwil� zdzicza�e morze o�lepiaj�c� biel�. Fale to rozbiega�y si�, to wpada�y na siebie i zespolone wyskakiwa�y ku niebu. Karolina wyluzowywa�a fok, �eby wytraci� nadmiar wiatru, a poniewa� Hardin bez reszty zaj�ty by� sterem, zaopiekowa�a si� r�wnie� bezanem. Syrena trzyma�a si� wyprostowana; z pe�nymi �aglami ucieka�a przed szkwa�em. Jak przera�ona klacz. Po kilku minutach by�o po wszystkim. Niebo poja�nia�o, wiatr ucich�, temperatura si� podnios�a, morze si� uspokoi�o. Jeszcze przez chwil� pada� pionowymi strugami ostry deszcz. I nagle usta�. Karolina odetchn�a z ulg�. - Nast�pnym razem zarefujemy bezan. Syrena gna�a za szybko. - Dobry jacht, wytrzyma - powiedzia� Hardin i pog�aska� Karolin� po go�ych kolanach. U�miechn�� si�. - Poza tym potrzeba nam silnych wra�e�. Zaczyna�o ju� by� nudnawo. - Widz�, �e masz kr�tk� pami��. A mo�e chcia�by� sp�dzi� noc w b�czku? - Rozkazuj�co wskaza�a palcem bia�� ��deczk� na dachu kabiny, za g��wnym masztem. - Sam? - spyta�. - Zupe�nie sam. A teraz nadchodzi kolejny szkwa�, wi�c si� zdecyduj! Mil� za nimi uformowa�a si� druga czarna linia i wyra�nie zbli�a�a do jachtu. Hardin przygl�da� si� z lekkim niepokojem. Wlepi� oczy w nadchodz�cy szkwa�, usi�uj�c przenikn�� wzrokiem postrz�piony pierzasty skraj, za kt�rym p�yn�� czarny rdze�. Nie zauwa�y� jednak oznak wi�kszego niebezpiecze�stwa, �adnej rosn�cej fali, �adnej zapowiedzi gwa�townej wichury. - Czym si� martwisz? - spyta�a Karolina, wyczuwaj�c jego niepok�j. - Sam nie wiem - odpar� powoli. - Mam jakie� dziwne przeczucie. Z szafki wyj�� lornetk� i przeszuka� skraj chmurzastego frontu. -Wygl�da bardziej na deszcz ni� na wichur�, prawda? Odda� jej lornetk�. Karolina zgodzi�a si� z jego ocen�. Nie by�o przera�aj�cej czerni gwa�townego szkwa�u, nie by�o te� zapowiedzi jego nadej�cia w postaci nag�ych poryw�w. Hardin rozejrza� si� doko�a. Poprzedni szkwa� skr�ci� na wsch�d. Przed sob� mieli s�o�ce i wygl�da�o na to, �e pod wiecz�r nast�pi ca�kowite przeja�nienie, co zreszt� sugerowa� podnosz�cy si� barometr. Rzuci� okiem za siebie, na ruf�, ci�gle zastanawiaj�c si� nad tym, czy zdj�� bezan. Pami�ta� o marynarskim powiedzeniu: "W�a�ciwym czasem na skr�cenie �agli jest chwila, w kt�rej si� o tym pomy�la�o". - Refujemy bezan! - Rozkaz, kapitanie! Zarefowali. Syrena wytraci�a szybko��, p�yn�c jedynie na foku sztormowym i cz�ci bezanu. Linia deszczowych chmur zacz�a ich dogania�. Hardin jeszcze raz dok�adnie im si� przyjrza�, szukaj�c �r�d�a swego niepokoju. Nie dostrzeg� nic szczeg�lnego. Kiedy odsun�� od oczu lornetk�, zobaczy� czu�e, ale jakie� dziwne spojrzenie Karoliny. Palcami przesun�a po jego wargach. - Kocham ci�. - Kocham ci�. - Przytul mnie. Hardin stan�� za �on�, uj�� ko�o sterowe, da� jej si� po�o�y� w swoich ramionach. Trzymaj�c jedn� r�k� na kole, a drug� obejmuj�c Karolin�, obserwowa� morze znad jej jedwabistych czarnych w�os�w. Otworzy�a suwak jego sztormowej bluzy i opar�a g�ow� na jego piersiach. Syrena p�yn�a niezak��conym rytmem, ruf� do chmur, jej dzi�b wskazywa� odleg�e s�o�ce. Karolin� wstrz�sn�� dreszcz. - Boj� si� - powiedzia�a. - Co ci si� sta�o? - Sama nie wiem. Spogl�da�a na morze przed sob�. Nagle obr�ci�a twarz ku rufie. Zesztywnia�a w jego ramionach. - O Bo�e! - krzykn�a. Hardin obr�ci� g�ow� i zastyg�. Horyzont wype�nia�a stalowa �ciana. - Zwrot przez ruf�! - wrzasn��. Obr�ci� ko�o sterowe do oporu w lewo, przytrzyma� je kolanem i zacz�� wybiera� szot foka. P�dz�ce ko�o zapadkowe windy gniewnie terkota�o. Syrena skoczy�a z wiatrem. Karolina jednym susem znalaz�a si� przy bezanie i odrefowa�a, nast�pnie wci�gn�a �agiel na pe�n� wysoko��. Z �opocz�cymi �aglami, Syrena robi�a zwrot, a� osi�gn�a pe�ny wiatr wprost z rufy. Czarna �ciana zbli�a�a si� od lewej burty. By�a ju� blisko, dzieli�o j� od jachtu sze��set st�p, zbli�a�a si� szybko. - Wypu�� ca�y �agiel! - rykn�� i obr�ci� ko�em sterowym do �rodkowej pozycji. Pozwoli�, aby szot bezanu tylko przemyka� mu przez d�o�, pozostawiaj�c bolesno�� podobn� do oparzenia. Kiedy �agiel znalaz� si� pod k�tem prostym do jachtu, owin�� szot na b�bnie wyci�garki i zaklinowa� go. Fok szasta� si� w jedn� i drug� stron�, wydaj�c d�wi�ki podobne do szorowania. Poszukiwa� wiatru. Hardin nacisn�� guzik startera silnika pomocniczego. Prosi� Boga, �eby silnik zaskoczy�. By� to stary diesel, kt�rego nie u�ywa� od dnia opuszczenia Azor�w. Szot foka oplata� si� o knag� fa�u na g��wnym maszcie. Uwi�ziony �agiel trzepota� bezradnie. Karolina umocowa�a szot na sterburcie i rzuci�a si�, �eby uwolni� spl�tan� lin�. Syrena run�a w wodn� otch�a�. Karolina straci�a r�wnowag� i ci�ko pad�a na pok�ad, ze�lizguj�c si� do skraju. Hardin krzykn�� bezradny. By� zbyt daleko, aby jej pom�c. Nogi jej ze�lizn�y si� pod sznurem zabezpieczaj�cym i znikn�y pod wod�. Jedn� r�k� z�apa�a si� stojaka pok�adowego, drug� rozpaczliwie poszukiwa�a jakiego� zaczepienia. Silna fala odpycha�a j� od pok�adu. Syrena zatoczy�a si� na praw� burt� i Karolina wykorzysta�a t� znosz�c� j� si��, aby wci�gn�� si� na pok�ad. Stan�a na nogi, podskoczy�a do masztu i uwolni�a fok. Hardin prze�o�y� ster na lewo. G�o�ne trzepni�cie oznajmi�o, i� �agiel si� wype�ni�. Karolina paroma susami doskoczy�a do trapiku i znikn�a pod pok�adem. Hardinowi tylko mign�a jej bia�a jak �agiel twarz. Ona jedna wiedzia�a, jak ma�o brakowa�o, �eby znalaz�a si� za burt�, tu� przed dziobem zmierzaj�cego wprost na nich monstrualnego stalowego cielska. �eglowali w poprzek jego kursu. Hardin gwa�townie naciska� guzik startera pomocniczego silnika. Przez ca�y czas patrzy� na pot�ny czarny kad�ub. W �yciu jeszcze nie widzia� tak olbrzymiego statku. Ju� powinni byli zej�� z jego toru, ale gigantyczne cielsko by�o tak szerokie, i� wydawa�o si�, �e p�ynie bokiem. Znajdowa�o si� teraz o czterysta st�p od jachtu. Dieslowski starter charcza�. Karolina wyskoczy�a z kabiny z dwiema kamizelkami ratunkowymi. Najpierw pomog�a w�o�y� kamizelk� Hardinowi, kt�ry w tym czasie sterowa� nog�, a woln� r�k� rozpaczliwie naciska� guzik startera. Gdy mu j� zawi�za�a, w�o�y�a swoj�, nie spuszczaj�c czarnego kad�uba z oka. Diesel zakaszla�, zakrztusi� si� i zaskoczy�. Hardin w��czy� przek�adni� i Syrena zyska�a dwa w�z�y. Czarny statek by� tak blisko, �e Hardin dostrzega� linie spawania. Kad�ub by� wy�szy ni� top masztu Syreny, szerszy ni� kilka miejskich budynk�w. P�yn�� szybko. Rozcinane dziobem fale rozpryskiwa�y si� na dwadzie�cia st�p. Nikogo nie by�o przy burcie, nie by�o te� �adnej nadbudowy, �adnego mostka, �adnych �wiate�, �adnej nazwy na dziobie. Nic - tylko czarna �ciana, rozp�dzona, jednolita. I widoczna kotwica. Wi�ksza od Syreny. Hardin oceni�, �e uda im si� umkn�� samym skrajem dziobowej fali. Teraz m�g� dostrzec bok statku - by� jak g�adka ska�a, niesko�czona, gin�ca w odleg�ej mgie�ce. Po jego zawietrznej morze wydawa�o si� spokojniejsze, chronione od wiatru jak wody w lagunie. Syrena mia�a wiatr od rufy, �agle wypuszczone za praw� burt�. P�yn�li w dalszym ci�gu pod k�tem prostym do statku. Hardin chcia� zwi�kszy� ten k�t, �eby zyska� odleg�o��. Lecz w tym celu musia�by zrobi� zwrot przez sztag, a na to nie by�o czasu. Pr�bowa� wi�c zwi�kszy� obroty silnika. Syrena w paroksyzmie skoczy�a naprz�d, ale Hardin natychmiast musia� zmniejszy� obroty, gdy� zimny jeszcze silnik grozi� zga�ni�ciem. Bezan za�opota�, za nim fok. Syrena zwolni�a, ko�ysz�c si� nieporadnie. Karolina spojrza�a na �agle. - Wiatr? Hardin w u�amku sekundy poj�� dramat: bestia ukrad�a wiatr, rzucaj�c wietrzny ekran niby wielka g�ra. �agle jakby omdla�y i zwisa�y bezw�adnie. Hardin w rozpaczy da� silnikowi maksymalne obroty, ale ten by� jeszcze zbyt zimny, aby wytrzyma� takie przyspieszenie. Zakrztusi� si� i zamar�. Przez d�ug� chwil� dociera� do nich jedynie szelest �agli. Statek znajdowa� si� o sto st�p od nich. Wydawa�o si�, �e p�ynie bezszelestnie. Jaki m�g� mie� nap�d? Jego nadej�cie obwieszcza� tylko wzmagaj�cy si� teraz przenikliwy syk rozbijanej dziobem fali. Hardin i Karolina uj�li si� za r�ce i wycofali do dzioba. Skulili si� tam, trzymaj�c forsztagu, patrz�c jak niewiarygodnej wielko�ci czarna bezszelestna �ciana przes�ania im ca�e niebo. Rozpruta dziobem fala przewr�ci�a jacht na bok. Le�a� jak zranione zwierz�, kt�re os�ania gard�o, gdy uznaje przegran� i prosi o �ask�. Z��czeni d�o�mi, Hardin i Karolina usi�owali skoczy� w morze w chwili, gdy czarny statek wdeptywa� Syren� w morsk� to�. 2 Syrena odda�a ostatnie tchnienie w charkocie roztrzaskiwanego laminatu. Hardin skoczy�. Woda by�a przera�liwie zimna. Wyp�yn�� na powierzchni� i przyci�gn�� do siebie Karolin�. Poczu� uderzenie w bok, b�l dotar� do kolana, d�o� Karoliny wyrwa�a si� z jego d�oni. Us�ysza� jej krzyk, zanim woda poch�on�a jego g�ow�. Kamizelka ratunkowa wypchn�a go ponownie na powierzchni�. Otrzyma� straszliwy cios w ty� g�owy. Wszystko wydawa�o si� mroczne, cho� wiedzia�, �e ma oczy otwarte. Jaka� si�a przekozio�kowa�a nim kilka razy. R�ce i nogi wydawa�y si� bezu�yteczne, ale na szcz�cie kamizelka ratunkowa utrzymywa�a go na powierzchni, gdy obok przemyka�o stalowe cielsko. Jaka� cz�� jego �wiadomo�ci przewrotnie podziwia�a g�ad� kad�uba: jak gdyby polerowan� powierzchni� g�adkiej �ciany, z kt�rej nie wystawa� �aden nit, �aden spaw. Czu�, �e jest wci�gany pod wod�, �e zaczyna dzia�a� si�a pot�nych �rub. Rozpaczliwymi ruchami odbi� si� od przemykaj�cego kad�uba, ale ilekro� pr�bowa� p�yn�� dalej, wci�ga� go d�ugi prosty wir wody, p�dzonej mi�dzy statkiem i oceanem. Raz po raz usi�owa� odbi� si� dalej, ale nieustannie by� �ci�gany z powrotem. Podda� si� wi�c wyczerpaniu, b�lowi i strachowi, walcz�c jedynie z gro�b� kontaktu ze stalowym potworem. Kad�ub przesuwa� si� tak d�ugo, �e zacz�� my�le�, i� po wieczne czasy pozostanie tak uwi�ziony mi�dzy stalow� �cian� a morzem. Ilekro� usi�owa� oderwa� si� od ruchomej burty, gwa�towne ruchy cz�ciowo nim obraca�y i zn�w wali�y o kad�ub. By�by ju� dawno roztrzaskany na miazg�, gdyby nie gruba wzd�ta kamizelka ratunkowa. Mia� jedynie pokiereszowane kolana i �okcie. Nagle cielsko znikn�o i co� rzuci�o go w pian� i skot�owan� wod�, kt�re wype�ni�y mu nos i usta, bole�nie k�sa�y oczy. Zapad� si� pod powierzchni�, a jego kamizelka sta�a si� nagle bezu�yteczna w przesyconej powietrzem wodzie wyrzucanej przez pot�ne �ruby okr�towe. Piana wtargn�a mu do p�uc; zacz�� si� krztusi�, zbiera�o mu si� na md�o�ci. Zasolona woda przera�liwie piek�a b�on� �luzow� ust i gard�a. Piana powoli ust�pi�a, daj�c miejsce nie zbe�tanej ju� wodzie. Kamizelka wynios�a go na powierzchni�. By� sam na plamie morza, g�adkiej jak staw. Wielka prostok�tna rufa znika�a w chmurze. Zobaczy� nad ni� olbrzymi bia�y mostek i wy�ej kilka prostych czarnych komin�w wyrzucaj�cych z siebie k��by ciemnego dymu. Powietrze pachnia�o spalinami, ale z zapachem tym miesza�a si� wo� ropy naftowej. Wielkie bia�e litery umieszczone w poprzek rufy obwieszcza�y nazw� statku: LEWIATAN. A pod t� nazw� port rodzinny: MON-ROWIA, LIBERIA. Karolino! - krzykn�� rozdzieraj�cym g�osem. Wali� r�kami o wod�, obracaj�c si� w k�ko i rozgl�daj�c we wszystkie strony, ale nie dostrzega� niczego. Statek, kt�ry unicestwi� ich jacht, znikn�� w chmurze. Morze powoli powraca�o. Pojawia�y si� fale, pocz�tkowo nie�mia�o, jakby ba�y si� powrotu potwora, a potem coraz odwa�niej, a� wreszcie Hardin p�ywa� jak korek, unoszony na grzbiecie fali i zrzucany do wodnych rozpadlin. Bez przerwy wykrzykiwa� imi� Karoliny; w szale�czym wysi�ku usi�owa� d�wign�� si� wy�ej, aby dalej widzie�. Zimno by�o przejmuj�ce, znieczula�o b�l kolan i �okci, wp�ywa�o odr�twiaj�co na my�li i cia�o. Nadp�ywa�y kot�uj�ce si� mg�y, ograniczaj�ce widoczno��. Hardin powoli pogr��a� si� w ca�kowitym zoboj�tnieniu, gdy nagle r�k� dotkn�� czego� masywnego. Na u�amek sekundy zastyg� w panicznym strachu. Rekiny! Zacz�� t�uc r�kami po wodzie, kopa� nogami. Us�ysza� sw�j w�asny g�os, kt�ry brzmia� jak ryk zranionego zwierz�cia. Strach wyrwa� go z szoku. W�adz� przej�y instynkty. Si�gn�� po n� przyczepiony do kamizelki ratunkowej, podci�gn�� bol�ce nogi tak, �e unosi� si� na wodzie jak kula. Poczu� kolejne uderzenie. Ponownie sparali�owa� go strach. To co� by�o na powierzchni wody. M�g� to uj�� w d�onie. M�g� to przybli�y� do oczu. Od�amany kawa�ek drewna! Tek! Kawa�ek listwy z kokpitu! Ociera� si� teraz o inne szcz�tki, o drewno, styropian. - Karolino! - krzykn�� rozpaczliwie. Z mg�y wy�oni� si� nagle jaki� kszta�t. Bia�y i p�katy. Hardin podp�yn��, nie maj�c poj�cia, do czego p�ynie. Wiedzia� tylko, �e ten kszta�t te� p�ywa. Kamizelka kr�powa�a mu ruchy, roz�o�y� wi�c r�ce szeroko na wodzie i pos�ugiwa� si� jedynie nogami. Czu� b�l w kolanach. Cel, do kt�rego zmierza�, ze�lizn�� si� na fali i oddali� troch�. Hardin ze zdwojonym wysi�kiem rzuci� si� w pogo�. Dotkn�� r�k� czego� o�lizg�ego. Cofn�� d�o� w prze�wiadczeniu, �e ma do czynienia z �yw� istot�. Po chwili rozpozna� b�czek z Syreny. W�a�ciwie po��wk� b�czka przeci�tego przez �rodek. P�ywa� st�pk� do g�ry i utrzymywa� si� wysoko na powierzchni dzi�ki ob�o�eniu styropianem. Hardin z�apa� si� z�amanego skraju. Je�li uda mu si� �w p�b�czek obr�ci� i wydosta� na�, to b�dzie m�g� poszukiwa� Karoliny z wi�kszej wysoko�ci! Wyci�gn�� ramiona i pochwyci� obie okr�nice. Ignoruj�c przeszywaj�cy b�l w prawym �okciu, zacz�� wierzga� pod wod�, aby utrzyma� r�wnowag�. Ci�gn�� ku do�owi jedn� stron� strzaskanej ��dki, wypychaj�c drug� stron� do g�ry. By� ju� bliski sukcesu, gdy wszystko wymkn�o mu si� z r�k i wrak odp�yn��. Rzuci� si� w pogo�, dopad� i si�gn��, usi�uj�c uchwyci� serdelkowaty kil. W chwili gdy wrak ju� si� przechyla�, d�o� mu si� ze�lizn�a i straci� uchwyt. Podp�yn�� wi�c od strony prze�amania ��dki i z ca�ej si�y zacz�� wpycha� pod wod� postrz�piony skraj; ale bardzo p�awny styropian stawia� op�r, nie da� si� g��boko zatopi�. Podci�gn�� nogi, zakotwiczy� je pod wod� w okr�nicy wraka, przechyli� si� do ty�u i zawis� na skraju po��wki b�czka. Uda�o si�! Le�a�a kilem do do�u, ale w trakcie odwracania odskoczy�a. Wygramoli� si�, p�yn�c na plecach; wychyn�� nad wod�, krztusz�c si� i kaszl�c. S�ona woda pali�a gard�o i oczy. B�czek by� niedaleko. Mia� ruf� poddart� do g�ry, natomiast otwarty poszarpany skraj po��wki zanurzony by� w wodzie. Do tego skraju Hardin podp�yn�� i usi�owa� wsi��� ty�em jak na krzese�ko. Nic z tego! Grozi�o to przekozio�kowaniem b�czka. Spr�bowa� inaczej: si�gn�� g��biej, z�apa� si� wr�gi i zacz�� powoli wci�ga� si� na dno. Rufa stercza�a niebezpiecznie wysoko. Hardin nie zrezygnowa� - wykorzystuj�c przychylne fale, posuwa� si� dalej centymetr po centymetrze, a� znalaz� si� pod ruf�, wsparty o ni�, na po�y siedz�c. Woda si�ga�a mu powy�ej brzucha, a nogi zwisa�y poni�ej skraju ocala�ej cz�ci p�ywaj�cej skorupy. W obawie przed rekinami podci�gn�� nogi pod brod�. - Karolino! B�czek zachybota� si�. Hardin mia� wra�enie, �e siedzi w p�ytkim p�misku; i m�g� tak siedzie� pod warunkiem, �e nie b�dzie si� porusza�. Ka�dy gest m�g� spowodowa� chybotanie gro��ce utrat� r�wnowagi wraka i upadkiem do morza. Eksperymentowa� wi�c nies�ychanie ostro�nie, podci�gaj�c si�, aby wystawi� g�ow� i rozejrze� si� doko�a. Mg�a unosz�ca si� nad sam� wod� i �ciel�cy si� deszcz ogranicza�y widoczno�� do kilkunastu metr�w. Dostrzega� szcz�tki jachtu - po�amane deski pok�adowe, kawa�ki �agla - prawdopodobnie zosta� tak zmielony przez �ruby okr�towe. Laminatowy kad�ub zaton�� szybko. Hardinem wstrz�sn�� dreszcz. Szcz�tki kad�uba jeszcze ton�y, maj�c par� mil podwodnej drogi do zimnego mulistego dna. W tej w�dr�wce wzrastaj�ce ci�nienie zgniata�o �ar�wki; najpierw �wiat�a kabinowe i lampy, a potem odporniejsze oprawy �wiate� pozycyjnych. - Karolino! - Dostrzeg� dziobow� po��wk� baczka. Wysili� wzrok, �eby lepiej si� przyjrze�. Mo�e Karolina do niej dop�yn�a, tak jak on dop�yn�� do swojej cz�ci? Gdy pr�dy obr�ci�y t� drug� po��wk�, zobaczy�, �e jest pusta. Po chwili straci� j� z oczu. Wzywa� Karolin� raz po raz i przystawia� d�onie do uszu, aby us�ysze� odzew. Nic. Uni�s� g�ow�, jak m�g� najwy�ej, i rozgl�da� si� po nikn�cym horyzoncie. �ciemnia�o si�. Czy Karolina mog�a zgubi� kamizelk�? Czy zosta�a wessana przez wiry pod statek? A mo�e znajdowa�a si� na powierzchni wody o par�dziesi�t metr�w od niego, nieprzytomna? Wzywa� jej imi� przez godziny. 3 Tankowiec Lewiatan, ultrawielki przewo�nik ropy, by� najwi�kszym poruszaj�cym si� przedmiotem na kuli ziemskiej. Przewozi� milion ton arabskiej ropy. P�yn�c przez ocean, wygl�da� jak p�wysep oderwany od jakiego� kontynentu. Droga przez szkwa�, w kt�rym jacht Syrena z trudem dawa� sobie rad�, rzucany we wszystkie strony, by�a dla niego niczym. Sp�aszczonym dziobem zni�s� Syren� z powierzchni morza r�wnie �atwo, jak gazeta zabija siedz�c� na szybie much�. Jego niemal kwadratowa rufa wyg�adza�a za sob� wody p�nocnego Atlantyku, jakby chcia�a przekszta�ci� je w os�oni�t� zatok�. Lewiatan mia� blisko sze��set metr�w d�ugo�ci. By� tak d�ugi, �e w czasie szkwa��w nie mo�na by�o dostrzec dzioba z kapita�skiego mostka. By� tak�e bardzo szeroki, i w�a�nie z tego powodu Piotr i Karolina Hardinowie pope�nili fatalny b��d, s�dz�c, �e to, co zobaczyli na horyzoncie, jest przecinaj�cym ich �lad statkiem. To by� Lewiatan, P�yn�� zwr�cony dziobem. W dwa dni p�niej (w czasie tych dwu dni Lewiatan opr�nia� zbiorniki w Hawrze, aby jak najszybciej powr�ci� do Zatoki Perskiej) dwa starsze i stosunkowo mniejsze stutysi�czniki do przewozu ropy otar�y si� kad�ubami w kanale La Manche. Do eksplozji nie dosz�o, a uszkodzenia okaza�y si� minimalne. Jeden tankowiec by� pusty. Wyp�ywa� z kana�u na Atlantyk wyznaczonym torem wodnym i dokona� napraw w drodze. Natomiast tankowiec wp�ywaj�cy do kana�u, dowodzony przez starszawego kapitana, kt�ry lekkomy�lnie traktowa� przepisy bezpiecze�stwa na morzu, mia� pe�ny �adunek ropy. Dozna� g��bokich uszkodze� kilku stalowych p�at�w kad�uba i na skutek przecieku straci� oko�o dwustu ton ropy. Wiatr i fala zanios�y rop� na brzegi Kornwalii, zaskakuj�c tysi�ce migruj�cych mew, kt�re koczowa�y na pla�ach. Z pobliskich miejscowo�ci zeszli na pla�e nabrze�nymi ska�ami rybacy, farmerzy, sklepikarze i malarze, aby zaj�� si� ptasimi ofiarami, kt�re tru�y si�, usi�uj�c dziobami oczy�ci� pi�ra z ropy. Zorganizowano dora�ne stacje weterynaryjne, gdzie obmywano ptaki z ropy i trzymano je w cieple, �eby obesch�y. P�nym popo�udniem do ekip ratowniczych przy��czy�a si� m�oda Afrykanka, doktor Ad�aratu Akanke. W�a�nie sko�czy�a dy�ur w szpitalu w Fowey. O tej porze pla�a usiana by�a nie�ywym ptactwem, a piski tych, kt�re jeszcze �y�y, by�y coraz s�absze. Lekarka uczestniczy�a ju� dawniej w podobnych akcjach ratowniczych. Gdy teraz zobaczy�a, �e wi�kszo�� ptak�w na pla�y nie okazuje znak�w �ycia, zesz�a do wody, przebrn�a po kamienistym dnie pokrytym kilkoma centymetrami ropy, a� poza g��wn� plam�, i zacz�a szuka� tam, gdzie jeszcze nikt nie zd��y� dotrze�. Doktor Ad�aratu Akanke by�a wysoka i bardzo ciemna, mia�a wyraziste policzki, w�ski nos i delikatnie zarysowane usta, kt�re sugerowa�y arabsk� lub portugalsk� krew, domieszan� w czasach niewolnictwa do krwi jej przodk�w. Na szyi na cienkim �a�cuszku nosi�a prosty z�oty krzy�yk. Mi�dzy dwiema ska�kami znalaz�a kormorana, kt�rego pozostawi� tam odp�yw. By� pokryty czarn� mazi�, spod kt�rej pob�yskiwa�y jedynie oczka. Ten nurkuj�cy ptak najprawdopodobniej wynurzy� si� na powierzchni� w chwili, gdy nap�yn�a plama ropy. Nie by�o ju� dla niego ratunku, wi�c afryka�ska lekarka d�ugimi zgrabnymi palcami wykr�ci�a mu szybko szyj�. W�o�y�a martwego ptaka do plastykowej torby na sprawunki i zacz�a szuka� nast�pnych ptak�w. Oddali�a si� o p�tora kilometra od g��wnej grupy ratownik�w, obesz�a wielki wyst�p skalny ca�kowicie oblany rop� i stan�a jak wryta. Na p�askim dotykaj�cym wody g�azie le�a� p�nagi m�czyzna w ��tej ratunkowej kamizelce. Nogi mia� zbiela�e, sk�r� zmarszczon� od d�ugiego zanurzenia w wodzie. Ukl�k�a obok niego, spodziewaj�c si� zn�w kontaktu ze �mierci�. Hardin obudzi� si� przytomny. Wiedzia�, �e �yje i �e jest w szpitalu. Domy�la� si�, �e pochylona nad nim pi�kna czarnosk�ra kobieta jest lekark�. �wiadczy�o o tym jej zachowanie. Mierzy�a mu puls. W�a�nie dotyk jej ch�odnych palc�w wyrwa� go ze snu. Mierzy�a mu puls i widz�c otwarte oczy Hardina, powiedzia�a "dzie� dobry" doskona�ym akcentem wy�szych sfer. - Gdzie jest moja �ona? - Przykro mi. By� pan sam. Przenikn�� go straszliwy �al i smutek. - Jaki dzi� dzie�? - Czwartek. A tamto zdarzy�o si� w niedziel�! - Czy znaleziono jej cia�o? - Nie. - A mo�e... Gdzie ja jestem, w Anglii? - zapyta�, sugeruj�c si� po�o�eniem Syreny w chwili wypadku, a tak�e akcentem lekarki, gdy� pomieszczenie, w kt�rym przebywa�, nie pozwala�o na �adne domys�y. Jedno��kowy pok�j by� jasny i przestronny, mia� okna po obu stronach, przes�oni�te bia�� przezroczyst� materi�, wyd�t� w�a�nie ciep�� bryz�, co spotyka si� w tropiku, a rzadziej w Anglii. - Fowey, Kornwalia! - powiedzia�a. - Na brzegu La Manche. Kana�u Angielskiego, jak m�wi� Anglicy - doda�a, u�miechaj�c si�. - Znalaz�am pana na pla�y. Hardin usiad� i usi�owa� opu�ci� nogi na pod�og�. Nie mia� czucia w prawym kolanie. - Mo�e j� wyrzuci�o gdzie� dalej? Czy nie ma �adnej wiadomo�ci, �e gdzie� kogo� znaleziono? - Bardzo mi przykro, ale nie. - A mo�e wy�owi� j� jaki� statek? - powiedzia� z nadziej� w g�osie. - Mo�e Francuzi? Kobieta po�o�y�a mu na ramionach d�onie koloru czarnej kawy i zdecydowanie przygi�a do poduszki. - Lokalne w�adze wiedz�, �e na brzegu znaleziono cz�owieka. Nikt nie wie, sk�d pan jest, ale istnieje wymiana informacji. Gdyby znaleziono kobiet�, �yw� czy martw�, to tutejsza policja ju� by o tym wiedzia�a. Hardin pragn�� si� oprze� temu naciskowi d�oni, ale by� zbyt s�aby i wewn�trznie rozdygotany. Bezsilnie opad� na ��ko. Oczy mia� p�zamkni�te, w sercu czu� beznadziejn� pustk�. To by�o nie do zniesienia. Pr�bowa� ucieczki w ma�o istotnych drobiazgach. - Jestem lekarzem - powiedzia�. - Dozna�em lekkich obra�e�. Spojrza�a na niego czujnie. - Przez ca�y dzie� by� pan nieprzytomny. Ile czasu sp�dzi� pan w wodzie? Co si� wydarzy�o? - W takim razie - poprawi� si� Hardin - dozna�em powa�nych obra�e�. Musia�em straci� przytomno�� w niedziel� wieczorem... P�kni�cie czaszki? - Nie. - Silne wymioty? - Jeszcze nie. - Oddech? - Normalny. - I dlatego nie zrobili�cie intubacji? Bo takim nieprzytomnym p�umarlakom zawsze si� to robi... - Przez ca�y czas kto� by� przy panu, ja albo piel�gniarka. Za�o�y�abym aparatur�, gdyby w dalszym ci�gu pozostawa� pan nieprzytomny. - Odsypia�em zm�czenie wod� i zimnem. - Mo�liwe - odpowiedzia�a. Otar�a mu czo�o wilgotnym ch�odnym r�cznikiem. - Jak si� pan nazywa? - Piotr Hardin. - Jestem doktor Akanke. Niech pan teraz �pi. - Mam pro�b�! - S�ucham? - Siedem stopni czterdzie�ci minut na zach�d. Czterdzie�ci dziewi�� stopni dziesi�� minut na p�noc. Moje ostatnie po�o�enie. Niech jej tam szukaj�, prosz�...! Kaza�a mu powt�rzy� dane. Podzi�kowa�. Odprowadzi� j� oczami do drzwi, potem przeni�s� wzrok na jedno z okien. Wiatr odtr�ci� na bok zas�on�. Zobaczy� morze. Zielone, roziskrzone, daleko w dole. Obudzi� si� w ciemno�ciach. Wyczuwa� czyj�� obecno�� w pokoju. Le�a� ca�y napi�ty, oczekuj�c kolejnego szelestu. Kto�, co� si� zbli�a! Czu� to. Nie widzia� nic, nie s�ysza� nic, ale wiedzia�, �e co� si� porusza. By�o czarne. Zbli�a�o si� prosto ku niemu. Zerwa� si� z ��ka. Jedno z okien by�o otwarte. Szeroko otwarte! Stan�� i zacz�� biec ku niemu. Czarny kszta�t zagrodzi� mu drog�. Wydawa�o mu si�, �e biegnie dalej. Wpad� w wodn� to�, w kt�rej nie by� zdolny porusza� si�. Zbli�a�a si� czarna stalowa �ciana, pchaj�c przed sob� bia�� fal�. Hardin krzykn��. Us�ysza� �agodny d�wi�k i poczu� si� nagle bezpieczny. Blisko swej twarzy zobaczy� twarz doktor Akanke. To ona m�wi�a tym mi�kkim g�osem. - Senne majaki, doktorze Hardin. Ju� wszystko w porz�dku. Kapitan portu tytu�owa� go porucznikiem, poniewa� podczas d�ugiego przes�uchania Hardin wspomnia�, �e s�u�y� jako porucznik-lekarz na pok�adzie okr�tu-szpitala Marynarki Stan�w Zjednoczonych. By� to starszy ju� pan, o bardzo uk�adnym zachowaniu, ale wyra�nie nie dowierza� Hardinowi. Zapytywany o to samo po raz trzeci, Hardin stwierdzi�: - Pan mi wyra�nie nie wierzy. - Tego nie powiedzia�em - odpar� tamten, przek�adaj�c kartki z notatkami. - Ale skoro pan to m�wi, to w istocie, przyznaj�, pewne aspekty wydaj� si� ma�o prawdopodobne. - A wi�c ja k�ami�? - Mo�e pa�ska pami��... odniesione obra�enia... Doktor Akanke powiedzia�a, �e wstrz�s by� powa�ny... Nie jestem... - Dostrzeg�em nazw� statku w�r�d gwiazd, tak? - Nie m�g�by pan tego prze�y� - powiedzia� zdecydowanie kapitan portu. - Ale prze�y�em. Statek o nazwie Lewiatan z Monrowii zatopi� m�j jacht i zabi� moj� �on�! - Poruczniku, Lewiatan jest najwi�kszym statkiem na �wiecie! - Powiedzia� pan ju� to trzy razy! - krzykn�� Hardin. - Dobrze, najwi�kszym. Wi�c co ja mam w zwi�zku z tym zrobi�, skaka� z rado�ci? Starszy m�czyzna cmokn�� kilka razy, po czym wycofa� si� ze szpitalnego pokoju, ko�cz�c rozmow� s�owami: - Wr�c�, kiedy b�dzie si� pan czu� lepiej. Hardin opu�ci� stopy na ziemi� i usi�owa� wsta�. Przeszywaj�cy b�l w kolanie zatrzyma� go na miejscu. Opad� na poduszk� z twarz� wykrzywion� b�lem. Przestraszony m�czyzna zatrzyma� si� w drzwiach. - Poruczniku, co si� sta�o? - Niech mi pan odpowie na jedno pytanie - powiedzia� Hardin. - Czy Lewiatan by� w rejonie, kt�ry wskaza�em, nie, jeszcze lepiej: w rejonie, w kt�rym mnie znaleziono? - W poniedzia�ek wieczorem roz�adowywa� w Hawrze. Ale wcale... - Niech si� pan st�d wynosi! - przerwa� Hardin dzikim g�osem. Miejscowy inspektor policji by� cz�owiekiem jeszcze m�odym, mia� inteligentn� twarz, mi�y u�miech i zimne oczy. - Przykro mi, ale nie natrafili�my na �lad pa�skiej �ony. Dwukrotnie sprawdzili�my we wszystkich portach kana�u, jeste�my w sta�ym kontakcie z policj� francusk� i irlandzk�. - Mo�e wzi�� j� na pok�ad statek nie maj�cy radiostacji? - Ma�o prawdopodobne - odpar� inspektor. Pochyli� si� ku Hardinowi. - Doktorze, musimy sprawdzi�, kim pan jest. Kogo zna pan w Anglii? Hardin wymieni� kilku londy�skich lekarzy. - Chcieliby�my pobra� pa�skie odciski palc�w. - Za kogo wy mnie bierzecie? - wybuchn��. B�l w nodze pot�gowa� jego zdenerwowanie, ale zgadza� si� z opini� doktor Akanke, �e przy urazie g�owy �rodki przeciwb�lowe s� niewskazane. - Przez ten port przechodzi granica pa�stwa, tu znajduje si� stra� graniczna, i tak dalej. Bardzo cz�sto jeste�my odwiedzani przez irlandzkich przemytnik�w broni. Z r�wn� niech�ci� odnosimy si� do przybywaj�cych tu cz�sto handlarzy narkotykami i do innych niepo��danych cudzoziemc�w, na przyk�ad Pakista�czyk�w, Hindus�w... - Wi�c za kogo, do diab�a, mnie bierzecie! - powiedzia� raz jeszcze ze z�o�ci� Hardin. Zabrzmia�o to tak, jakby sobie wyrzuca�: to za wypadek, to za Karolin�! - Za Pakista�czyka lub terroryst� irlandzkiego, kt�ry dop�yn�� do brzegu z haubic� w z�bach... - Na pierwszy raz to wystarczy, inspektorze. Zako�czymy teraz rozmow� - odezwa�a si� doktor Akanke, czekaj�ca przy drzwiach. Wesz�a do pokoju wraz z dwiema piel�gniarkami, kt�re zdecydowanie skierowa�y policjanta w kierunku drzwi. Gdy tylko wyszli, doktor Akanke w�o�y�a Hardinowi do ust termometr i powiedzia�a: - W pa�skim stanie nie powinien pan podnosi� g�osu. By� to nast�pny dzie� po pierwszym przebudzeniu si� w szpitalu. Kapitan portu i inspektor policji wzbudzili w nim g��bok� z�o��, kt�ra zacz�a go poch�ania� i nie mia�a szans na wyga�ni�cie. - Chc� zatelefonowa� do Nowego Jorku! - Proponuj� teraz drzemk�. Powiadomili�my ju� pa�sk� ambasad�. - P�jd� spa� po rozmowie z moim adwokatem! Czy mog� pani� prosi� o umo�liwienie mi tej rozmowy? Smagni�ta jego tonem zesztywnia�a. - Bardzo prosz�! - doda� Hardin. - Jestem zdenerwowany. Musz� z kim� porozmawia�! - Dobrze, zrobi� to - powiedzia�a. Po dwudziestu minutach pojawi� si� pos�ugacz szpitalny z aparatem telefonicznym. Telefonistka mi�dzynarodowej centrali sprawdzi�a, �e ma obu rozm�wc�w na linii, i orzek�a, �e mog� zacz�� m�wi�. - Co si� dzieje, Piotrze? - zapyta� Bill Kline. - Dowiedzia�em si�, �e... - Wpad� na nas statek. Rozbi� jacht. - A z tob� wszystko w porz�dku? - Karolina zagin�a! - O Bo�e drogi! Kiedy to si� sta�o? - Pi�� dni temu. - O Bo�e! - j�kn�� Kline. - O nie!... - Przez kilka sekund s�ycha� by�o jedynie szumy... - S� szans� na odnalezienie jej? Hardin wci�gn�� g��boko powietrze. D�u�ej nie m�g� si� ok�amywa�. Woda Atlantyku by�a zbyt zimna. On sam ocala� po prostu cudem. Drugiego cudu nie nale�a�o si� spodziewa�. - Bardzo ma�e... �adne! Hardin zamkn�� oczy i s�ucha� chlipania m�czyzny po drugiej stronie Atlantyku. Kline uwielbia� Karolin�. Przyczyni� si� nawet do ruiny swego drugiego ma��e�stwa por�wnuj�c nieustannie Karolin� z w�asn� �on�. - Powiedz, co si� w�a�ciwie wydarzy�o? - Roztrzaska� nas tankowiec Lewiatan. - Lewiatan?! Bo�e drogi, nie dostrzeg�e� go? - Wynurzy� si� z �awicy chmur. Nie mieli�my najmniejszej szansy. - Nie mieli radaru? - Nie wiem, nie wiem. Reflektor naszego radaru by� czynny. - I co powiedzieli? - Nie by�o tak, jak sobie wyobra�asz. Nie zatrzymali si�. Cztery dni by�em w wodzie. - Co?! Wpadli na was i pop�yn�li dalej? - W�a�nie tak. S�uchaj, Bill, chc�, �eby� wni�s� przeciwko nim oskar�enie. - No wiesz... - Dobior� si� im do sk�ry. Czy mo�esz tu jutro przylecie�? - Nie mog�, Piotrze! Mam klienta, kt�ry otrzyma� na jutro wezwanie do Waszyngtonu. Musz� z nim jecha� na przes�uchanie. Poza tym tobie potrzebny jest miejscowy prawnik. Porozumiem si� z adwokatem w Londynie, z kt�rym wsp�pracuj�. Najwy�szej klasy profesjonalista. Gdzie teraz jeste�? Hardin mu powiedzia�. - W szpitalu? Ale wszystko z tob� w porz�dku? - Wszystko w porz�dku. - I to wydarzy�o si� na terytorialnych wodach brytyjskich? - Nie, na pe�nym morzu, na oceanie. - Coo?... No dobrze. M�j londy�ski kolega na pewno b�dzie u ciebie jutro. Porozumiem si� z Departamentem Stanu. Przeka�� ci pieni�dze przez bank American Express. Potrzebujesz czego� jeszcze? - Moje ubrania. - Oczywi�cie. Zaraz pojad� do twego mieszkania. Na wspomnienie mieszkania Hardin pomy�la� o ubraniach Karoliny, o delikatnym zapachu jej ubraniowych szaf. G�os Kline'a przerwa� te my�li: - Czy jest iskierka nadziei...? - Karmi� si� nadziej� - odpar� Hardin - ale... Po chwili milczenia Kline odezwa� si�: - Zajm� si� wszystkim po tej stronie wielkiej wody. Hardin od�o�y� s�uchawk�. Po�era� go smutek. To, co powiedzia� Billowi, urzeczywistni�o jakby �mier� Karoliny. Urealni�o. Kline zawiadomi teraz jej rodzin�. Le��c trzyma� d�o� na s�uchawce telefonicznej. Przemkn�a przeze� fala md�o�ci zrodzonych z jakich� l�k�w. Z obaw� czeka� na wymioty, kt�re wskazywa�yby, �e wypadek spowodowa� uszkodzenie trzonu m�zgowego. Miast wymiot�w przyszed� sen. Nast�pnego dnia zatelefonowano z prezbiteria�skiego szpitala Columbia, w kt�rym pracowa�a Karolina. Ten rejs mia� by� pocz�tkiem kilkumiesi�cznej leniwej w��cz�gi po morzach i Karolina wzi�a cztery miesi�ce urlopu. Przysz�a te� m�oda urz�dniczka z ameryka�skiej ambasady w Londynie, przywo��c tymczasowy paszport z brytyjsk� wiz� oraz oficjalne wyrazy ubolewania. Patrzy�a Hardinowi w oczy z zachwytem, jakby spotka�a bohatera telewizyjnego dramatu. To spojrzenie znikn�o, gdy o�wiadczy�, �e potrzebuje pomocy ambasady przy wnoszeniu skargi przeciwko w�a�cicielom Lewiatana. Poklepa�a koc i powiedzia�a wymijaj�co: - Najpierw musi pan wyzdrowie�! Po jej odej�ciu telefonowali kolejno dwaj londy�scy reporterzy, kt�rym nie uda�o si� przedrze� przez zapor� w postaci doktor Akanke. Hardin by� ju� zm�czony, ale pomy�la�, �e prasa mo�e mu pom�c, wi�c poda� im kilka szczeg��w. Rozmow� przerwa�a doktor Akanke, kt�ra powiadomi�a Hardina, �e przylecia� ojciec Karoliny. Ira Jacobs by� doskonale zadbanym sze��dziesi�cioletnim m�czyzn� niewielkiego wzrostu; chodzi� zawsze w drogich garniturach. Nie czu� si� nigdy w pe�ni swobodnie z protestanckim zi�ciem, kt�remu wszystko zdawa�o si� przychodzi� z wielk� �atwo�ci� i kt�ry tyle osi�gn��. Karolina odziedziczy�a po nim ciemne oczy i drobne d�onie. Widok jej ojca pog��bi� b�l Hardina. Jacobs wygl�da� na cz�owieka b�d�cego na skraju za�amania. Mia� zapadni�te tragicznie policzki, sczernia�e si�ce pod oczami. Powiedzia�, �e matka Karoliny wymaga opieki lekarskiej, gdy� ten cios by� dla niej zbyt bolesny, i dlatego nie przylecia�a. Sta� sztywno ko�o ��ka, nie chcia� usi���, i prosi�, aby mu opowiedzie�, jak to si� wydarzy�o. Hardin opisa� mu ostatnie chwile z Karolin�. Jacobs cicho �ka�. �zy �cieka�y mu po policzkach. Podni�s� na Hardina oskar�ycielski wzrok. - Dlaczego nie uwa�a�e�? - Oboje uwa�ali�my. Tankowiec wynurzy� si� z niskich chmur �ciel�cych si� na morzu. - Dlaczego �eglowa�e� w chmurach? - Chmury nas zaskoczy�y. - To by�o g�upie. Zabra�e� mi c�rk�! - Ira, daj spok�j! - powiedzia� Hardin. - Co za g�upi pomys�, �eglowa� po oceanie. Jakim ona by�a zdolnym lekarzem! I taka by�a pi�kna! Mia�a wszystko. Mia�a po co �y�! Nawet nie pozostawi�e� mi jej cia�a! Hardin zmusza� si�, �eby nie unika� intensywnego spojrzenia jej ojca. Wyci�gn�� do niego d�o�. Ira Jacobs cofn�� si�. - Dlaczego ci�ga�e� j� z sob� po morzu? - Ira, my�my si� kochali! �eglowali�my razem. By�a to cz�stka naszego �ycia! To by�o nasze ma��e�stwo! Jacobs nerwowo tar� r�ce. - Nawet nie pozostawi�a dzieci. - Dokonali�my takiego wyboru. Byli�my szcz�liwi. - Tylko zabawa by�a ci w g�owie. Wam. A ona by�a bardzo powa�n� osob�, zanim j� zabra�e�. - Ruszy� w stron� drzwi, ale po drodze obr�ci� si� na pi�cie i spojrza� na Hardina. Twarz mia� wykrzywion�. - Zawsze mia�em nadziej�, �e to ma��e�stwo nie b�dzie trwa�o d�ugo. I mia�em racj� �ycz�c sobie tego. Gdyby si� rozpad�o, to teraz by �y�a! Tej nocy zn�w czyha�a na niego czarna �ciana, z kt�rej �cieka�a smo�a. Hardin czu�, �e je�li go dopadnie, to go udusi, wype�ni mu nos i gard�o, zatka tchawic� i sp�ynie do p�uc. Jednocze�nie wiedzia�, �e tylko �ni. Niemniej jednak kiedy doktor Akanke potrz�saniem wybi�a go z majaczenia, przylgn�� do niej obezw�adniony panicznym strachem. Londy�ski adwokat nazywa� si� Geoffrey Norton. By� m�odszy od Hardina i nosi� si� ze swad�. Mia� na sobie sportow� marynark�, niebiesk� koszul�, weso�y krawat. Powiedzia�, �e jest got�w do us�ug. Niemal z za�enowaniem poprosi� Hardina, aby mu dok�adnie wszystko opowiedzia�. S�ucha� z wielk� uwag�. Na zako�czenie opowie�ci Hardin stwierdzi�: - To by�o na pograniczu zwyk�ego morderstwa. Chce, �eby kapitan i odpowiedzialni za wypadek ludzie za�ogi Lewiatana stan�li przed s�dem. - Dlaczego? - spyta� Norton. A zabrzmia�o to nie jak wyzwanie, lecz jak prosta ciekawo��. W bezsennych chwilach Hardin si� nad tym zastanawia�, wi�c teraz odpar�: - Chc� ostrzec innych kapitan�w i za�ogi, aby w przysz�o�ci byli bardziej czujni i zwracali uwag� na bezpiecze�stwo ma�ych jednostek p�ywaj�cych. Nie jest to pierwszy przypadek przepo�owienia ma�ego jachtu. Ale tym razem trafili na kogo�, kto nie daruje. Przez usta Nortona przemkn�� u�miech. - To upraszcza spraw�, czy� nie? - Je�li to panu nie odpowiada, znajd� innego adwokata - Hardin si� naje�y�. - Pa�ska motywacja jest dla mnie w pe�ni do przyj�cia -powiedzia� Norton. - Prawo istnieje w du�ym stopniu po to, aby naprawi� krzywdy. - No wi�c, jak si� do tego zabieramy? - Odby�em ju� rozmow� z radc� prawnym Admiralicji, specjalist� od prawa morskiego. Wyja�ni� mi ca�� procedur� post�powania w podobnych wypadkach. Pom�g� mi tak�e wy�oni� w�a�cicieli Lewiatana. - Co to znaczy wy�oni�? - Kiedy nast�pi�a katastrofa pa�skiego jachtu, Lewiatan by� wyczarterowany na kr�tki czas towarzystwu "Ropa Francuska". Lewiatana zarejestrowano w Liberii. Jego w�a�cicielem jest konsorcjum z siedzib� w Luksemburgu. W sk�ad konsorcjum wchodz� inwestorzy brytyjscy, ameryka�scy, arabscy i szwajcarscy. Zarz�dza statkiem liberyjski agent - towarzystwo �eglugowe pod nazw� UWPR S.A., Sp�ka Akcyjna Ultrawielkich Przewo�nik�w Ropy. Jest to stosunkowo nowe przedsi�biorstwo odgrywaj�ce pioniersk� rol� w eksploatacji wielkich, a przez to ekonomiczniej szych tankowc�w. Ma ono biura w Londynie. - Mnie nie obchodzi, do kogo statek nale�y. - Powinni�my przedstawi� nasze roszczenia tej sp�ce. - A dlaczego natychmiast nie wniesiemy pozwu do s�du? - Nie mo�na dzia�a� w taki spos�b. Dyrekcja sp�ki sprawdzi nasze o�wiadczenia z zapisami w dzienniku okr�towym i by� mo�e z jakim� nadzwyczajnym raportem kapitana statku. - Kapitan na pewno nie z�o�y� raportu, skoro nie zatrzyma� statku. - Najprawdopodobniej ma pan racj�. - Ale z informacji, jakie uzyska�em, wnosz�, �e zostanie przeprowadzone bardzo skrupulatne dochodzenie. - Wszystko to bardzo pi�kne, ale co b�dzie, je�li oka�e si�, �e na pok�adzie Lewiatana nikt niczego nie zauwa�y�? - Czy w okolicy m�g� by� jaki� inny statek czy jacht? - Byli�my zupe�nie sami. - Jestem w kontakcie z jednostk� lotnictwa wojskowego, kt�ra, po odnalezieniu pana, przeszukiwa�a miejsce katastrofy, szukaj�c pa�skiej �ony. - Min�o sze�� dni - powiedzia� Hardin. - Poza tym Syrena by�a z laminatu. Musia�a uton�� jak kamie�. - W istocie. Dotychczas nie uzyskali�my �adnej wiadomo�ci o znalezieniu szcz�tk�w. Kontynuujemy jednak: je�li sp�ka odrzuci nasze roszczenia i nie b�dzie poczuwa� si� do �adnej odpowiedzialno�ci, to b�dziemy musieli odda� spraw� radcom prawnym Admiralicji. Oni zawiadomi� w�a�cicieli Lewiatana o naszych zamiarach kontynuowania sprawy. Wtedy dopiero UWPR przeka�e akta swemu departamentowi prawnemu oraz zawiadomi swoje towarzystwo ubezpiecze�, Lloyda. B�dziemy usi�owali wynegocjowa� odszkodowanie. Je�li to si� nie uda, to z�o�ymy wniosek o wniesienie pozwu. Ale taki wniosek musimy z�o�y� w Admiralicji. Zdaje pan sobie spraw�, �e to zacznie by� bardzo kosztowne. - Chwileczk�, zap�dzi� si� pan. Ja nie chc� wytacza� procesu. Ja chc�, �eby kapitan statku by� ukarany. Norton od�o�y� blok notatkowy na stolik obok ��ka Hardina. Skrzy�owa� nogi i za�o�y� r�ce. - Niestety, incydent nast�pi� na mi�dzynarodowych wodach i brytyjskie prawo nie mo�e tu wkracza�. - No to co mog� zrobi�? - Mo�e pan procesowa� si� z w�a�cicielami tankowca. - Ale oni nie pilotowali statku. - Nie uda si� panu nigdy postawi� kapitana przed brytyjskim s�dem! - Ja musz� ukara� tych, kt�rzy s� winni �mierci mojej �ony. Bezpo�rednio winni! Norton spojrza� przez okno. Hardin przygl�da� si� niebieskim oczom zerkaj�cym z lewa na prawo, jakby odczytywa�y normy prawne wyryte w pami�ci. Adwokat obr�ci� si� do Hardina z u�miechem. - Mogliby�my wytoczy� proces statkowi... - Statkowi? - Ano tak. Odniesienie in rem. Na�o�y� areszt na statek. - Prosz� mi to wyja�ni�. - Prawo zwyczajowe. Ale wa�ne. Komornik Admiralicji musia�by przyczepi� do masztu s�dowy nakaz zatrzymuj�cy statek w porcie do czasu rozprawy. - I mo�na tak zatrzyma� statek w porcie? - Mo�na. Dawniej trzeba by�o wbi� nakaz gwo�dziem w maszt. Ale przy metalowych masztach u�ywa si� ta�my samolepi�cej -Norton si� u�miechn��. - I mo�na tak zatrzyma� statek? - powt�rzy� pytanie Hardin, zaintrygowany szans� tak bezpo�redniego fizycznego dzia�ania. - Do czasu, a� w�a�ciciele nie z�o�� kaucji. Wtedy, rzecz jasna... - Oo! - Hardin okaza� rozczarowanie. - Zap�aciliby i koniec? - Jednak�e chwilowo jeste�my na etapie spekulacji i szukania dr�g. Musieliby�my przekona� Admiralicj�, �e sprawa jest tego warta - kontynuowa� Norton mniej pewnie. - Ci�ar dowodu w tym wypadku spoczywa�by na panu. - Moja �ona nie �yje. M�j jacht zaton��. Znaleziono mnie na pla�y. - To nie s� dowody. - Chce mi pan powiedzie�, �e nie mam �adnych szans, je�li sama za�oga Lewiatana nie zacznie si� bi� w piersi? - Bardzo mi przykro, ale... Po odej�ciu Nortona Hardin zrozumia� ca�� prawd�: Norton si� pojawi�, chc�c odda� przys�ug� Billowi Kline, chocia� wiedzia� z g�ry, �e nie mo�e pom�c. Z pe�n� kurtuazj� przeprowadzi� go przez g�szcz proceduralnych przepis�w po to, aby Hardin sam dostrzeg� beznadziejno�� przedsi�wzi�cia. Kiedy czer� powr�ci�a, by�a zjawiskiem zbyt rzeczywistym, aby mog�a stanowi� rekwizyt snu. Uciek� przed ni�, dzi�kuj�c Bogu za sw�j instynkt, a mo�e za co� innego, co pozwoli�o mu odr�ni� majaczenie od jawy. Znalaz� go patrol policji, gdy boso w�drowa� ciemn� szos�, i przywi�z� do szpitala. Dzie� dobry - powiedzia�a doktor Akanke. Po�wieci�a mu w oczy latark� i zbada�a t�tno. - Wygl�da pan znacznie lepiej. Hardin skin�� g�ow�. Czu� si� tak, jak to sobie przypomina� z przesz�o�ci. - Czy pan wie, �e spa� pan przez czterdzie�ci osiem godzin? Hardin wzruszy� ramionami. - Ju� chcieli�my wezwa� specjalist� od tuczenia g�si. Przeni�s� wzrok z okna na lekark�. Na jej twarzy nie by�o �ladu u�miechu. Nawet br�zowe oczy by�y nie do zg��bienia. W�o�y�a mu mi�dzy wargi elektroniczny termometr. Wygl�da� podobnie jak termometr rt�ciowy, ale by� z aluminium i zamiast skali mia� czytnik ledowy wielko�ci paznokcia. Hardin odwr�ci� g�ow�, �eby nie zauwa�y�a lekkiego szcz�kania z�bami. Wyj�wszy termometr szeroko otworzy�a oczy. - Co si� sta�o? - spyta� Hardin. - Ma pan temperatur� czterdzie�ci stopni z kreskami. - Czu�em, �e jest mi gor�co. Po�o�y�a mu r�k� na czole i odetchn�a z ulg�. - Nie, wszystko w porz�dku. Chyba zepsuty. - Spr�bujemy jeszcze raz? Ustawi�a miernik na zero i raz jeszcze w�o�y�a do ust. W chwil� potem Hardin odda� jej termometr. - Trzydzie�ci siedem z kreskami. Znacznie lepiej. Ale resztki gor�czki jeszcze s�. - Z zastanowieniem przyjrza�a si� termometrowi. - Dziwne, nigdy mi si� nic podobnego nie zdarzy�o. Hardin wzi�� z jej r�ki przyrz�d, w�o�y� sobie do ust, stukn�� nim par