2792
Szczegóły |
Tytuł |
2792 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2792 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2792 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2792 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Terry Pratchett
R�wnoumagicznienie
III tom �wiata Dysku
Rozbrzmiewa basowa nuta. Ten g��boki, wibruj�cy akord sugeruje, �e sekcja d�ta lada chwila zagrzmi fanfar� na cze�� kosmosu, albowiem scena przedstawia czer� dalekiej przestrzeni i tylko kilka gwiazd migocze niby �upie� na ko�nierzyku Boga.
I nagle pojawia si�: wi�kszy od najwi�kszego, najgro�niej uzbrojonego gwiezdnego kr��ownika z wyobra�ni producenta filmowych widowisk: ��w, d�ugi na dziesi�� tysi�cy mil. To Wielki A'Tuin, jeden z rzadkich okaz�w we Wszech�wiecie, gdzie rzeczy mniej s� tym, czym by� powinny, a bardziej tym, czym ludzie je sobie wyobra�aj�. Niesie na swej pooranej meteorami skorupie cztery gigantyczne s�onie, a te na swych ogromnych grzbietach d�wigaj� wielki kr�g �wiata Dysku.
Kiedy przemieszcza si� punkt widzenia, w �wietle male�kiego, orbituj�cego s�o�ca obserwator dostrzega ca�y �wiat. S� tu kontynenty, archipelagi, morza, pustynie, �a�cuchy g�rskie, a nawet niewielka, centralna pokrywa lodowa. Tutejszych mieszka�c�w, co oczywiste, nie interesuj� klasyczne globalne teorie. Ich �wiat, otoczony ze wszystkich stron oceanem przez wieczno�� przelewaj�cym si� w kosmos w jednym nieprzerwanym wodospadzie, jest p�aski jak geologiczna pizza, chocia� bez anchois.
Taki �wiat - istniej�cy wy��cznie dlatego, �e bogowie lubi� sobie po�artowa� - musi by� miejscem, gdzie dzia�a magia. I oczywi�cie seks.
* * *
Nadszed� w�r�d burzy i od razu mo�na by�o w nim pozna� maga. Po cz�ci z powodu d�ugiego p�aszcza i rze�bionej laski, ale przede wszystkim dlatego, �e krople deszczu zatrzymywa�y si� kilka st�p nad jego g�ow� i parowa�y obficie.
Dzia�o si� to w pi�knej burzowej okolicy, w G�rach Ramtopu, krainie ostrych szczyt�w, g�stych las�w i w�skich rzecznych kotlinek tak g��bokich, �e kiedy �wiat�o dnia dociera�o wreszcie do pod�o�a, czas mu ju� by�o si� zbiera�. Poszarpane strz�pki chmur lgn�y do mniejszych szczyt�w poni�ej g�rskiej �cie�ki, kt�r� - �lizgaj�c si� w b�ocie i potykaj�c - pod��a� mag. Kilka k�z z niejakim zaciekawieniem obserwowa�o go przez zmru�one oczy. Niewiele trzeba, �eby zaciekawi� kozy....
Czasami zatrzymywa� si� i podrzuca� sw� ci�k� lask�. Zawsze spada�a wskazuj�c ten sam kierunek, a mag wzdycha�, podnosi� j� i podejmowa� trudny marsz.
Burza sz�a mi�dzy wzg�rzami na nogach z b�yskawic, pokrzykuj�c i warcz�c.
Mag znikn�� za zakr�tem i kozy powr�ci�y do prze�uwania.
Gdy nagle co� jeszcze zwr�ci�o ich uwag�. Zesztywnia�y, szeroko otworzy�y oczy i rozd�y nozdrza.
By�o to dziwne, poniewa� �cie�ka pozosta�a pusta. Jednak kozy wci�� obserwowa�y, jak co� przechodzi, p�ki nie znikn�o z pola widzenia.
* * *
Wie� skuli�a si� w w�skiej dolince pomi�dzy poro�ni�tymi lasem stromymi zboczami. Nie by�a to du�a wioska i nie ukazywa�a jej �adna mapa okolicy. Ledwie by�a widoczna na mapie wioski.
W�a�ciwie by�o to jedno z tych miejsc, kt�re istniej� wy��cznie po to, �eby kto� m�g� z nich pochodzi�. Wszech�wiat jest ich pe�en: zagubionych wiosek, omiatanych wiatrem miasteczek pod szerokim niebem czy odosobnionych g�rskich chat. Jedyny ich �lad w historii to fakt, �e s� miejscami absolutnie zwyk�ymi, gdzie zacz�o si� dzia� co� absolutnie niezwyk�ego. Cz�sto upami�tnia to niewielka tablica pami�tkowa g�osz�ca, �e wbrew wszelkiemu ginekologicznemu prawdopodobie�stwu kto� bardzo s�awny urodzi� si� na �cianie.
Mg�a k��bi�a si� mi�dzy chatami, kiedy mag przekracza� w�ski mostek nad wezbranym potokiem i kierowa� si� do ku�ni. Te dwa zdarzenia nie mia�y ze sob� nic wsp�lnego. Mg�a k��bi�aby si� i tak: by�a mg�� bardzo do�wiadczon� i doprowadzi�a k��bienie do poziomu sztuki.
W ku�ni, oczywi�cie, zebra�o si� sporo ludzi. Jest to miejsce, gdzie mo�na zawsze liczy� na dobry ogie� i kogo� do pogaw�dki. Wie�niacy przysiedli w ciep�ym mroku. Kiedy zbli�y� si� mag, wyprostowali si� gwa�townie i pr�bowali przybra� inteligentny wyraz twarzy, na og� bez wi�kszych sukces�w.
Kowal uzna�, �e nie musi przestrzega� takich form. Skin�� magowi, ale by�o to powitanie r�wnych sobie... a przynajmniej r�wnych z punktu widzenia kowala. W ko�cu byle jaki mniej wi�cej kompetentny kowal pozna� magi� bardziej ni� przelotnie. Tak mu si� przynajmniej wydaje.
Mag sk�oni� si�. Bia�y kot �pi�cy obok paleniska ockn�� si� nagle i spojrza� na niego badawczo.
-Jak si� nazywa ta wie�, panie? - zapyta� przybysz. Kowal wzruszy� ramionami.
- G�upi Osio�.
- G�upi...?
- Osio� - powt�rzy� kowal takim tonem, jakby wzywa� go�cia, �eby spr�bowa� sobie z tego za�artowa�. Mag zamy�li� si�.
- Ta nazwa ma pewnie swoj� histori� - stwierdzi� w ko�cu. -W innych okoliczno�ciach ch�tnie bym jej wys�ucha�. Ale chcia�bym porozmawia� z tob�, kowalu, o twoim synu.
- Kt�rym? - spyta� kowal.
W�r�d gapi�w rozleg�y si� �miechy. Mag u�miechn�� si� tak�e.
- Masz siedmiu syn�w, prawda? A sam jeste� �smym synem? Twarz kowala zmartwia�a. Obejrza� si� na wie�niak�w.
- No dobra, przestaje pada� - rzek�. - Uciekajcie st�d wszyscy. Ja i... - spojrza� na maga i podni�s� brwi.
- Drum Billet- wyja�ni� mag.
- ...i pan Billet mamy do om�wienia wa�ne sprawy. Skin�� m�otem i publiczno�� opu�ci�a ku�ni�, po drodze ogl�daj�c si� jeszcze na wypadek, gdyby mag zrobi� co� ciekawego.
Kowal wyj�� spod blatu dwa sto�ki. Z szafki obok pojemnika z wod� wyci�gn�� butelk� i do dw�ch bardzo ma�ych kieliszk�w nala� przejrzystego p�ynu.
Obaj m�czy�ni usiedli i przez chwil� obserwowali deszcz i mg�� k��bi�c� si� nad mostem. Wreszcie odezwa� si� kowal:
- Wiem, o kt�rego syna wam chodzi. Babcia Weatherwax jest teraz przy mojej �onie, �smy syn �smego syna... Faktycznie, co� przemkn�o mi przez my�l, ale nie zwraca�em na to uwagi. No tak... Mag w rodzinie, co?
- Szybko si� pan zorientowa� - zauwa�y� Billet.
Bia�y kot zeskoczy� z legowiska, przebieg� po pod�odze i jednym susem znalaz� si� na kolanach przybysza. Tam zwin�� si� w k��bek. Cienkie palce maga z roztargnieniem g�adzi�y jego sier��.
- No tak... - powt�rzy� kowal po raz drugi. - Mag w G�upim O�le, zgad�em?
- Mo�liwe, mo�liwe - przyzna� Billet - Oczywi�cie najpierw musi p�j�� na Uniwersytet naturalnie, mo�e sobie tam doskonale poradzi�.
Kowal dok�adnie rozwa�y� t� ide� i uzna�, �e bardzo mu odpowiada. Nagle co� przysz�o mu do g�owy.
- Chwileczk�... Pr�buj� sobie przypomnie�, co m�wi� m�j ojciec. Podobno mag, kt�ry wie, �e ma umrze�, mo�e tak jakby przekaza� swoj� tak jakby magiczno�� tak jakby nast�pcy. Zgadza si�?
- Nie s�ysza�em jeszcze r�wnie skr�towego opisu, ale owszem.
- Czyli macie tak jakby umrze�?
- Tak jest.
Kot mrucza� cicho, gdy w�skie palce drapa�y go za uchem.
Kowal zak�opota� si� wyra�nie.
-Kiedy?
Mag zamy�li� si� na moment.
- Za jakie� sze�� minut - stwierdzi�.
-Och.
- Prosz� si� nie martwi�. Prawd� m�wi�c, oczekuj� ju� tego. S�ysza�em, �e to zupe�nie bezbolesne. Kowal pomy�la� chwil�.
- A kto wam powiedzia�? - zapyta�.
Mag uda�, �e nie dos�ysza�. Obserwowa� most, czekaj�c na znacz�c� turbulencj� w�r�d mg�y.
- Do rzeczy - odezwa� si� kowal. - Wyt�umaczcie mi lepiej, jak si� wychowuje maga, bo, widzicie, w naszej okolicy nie ma ani jednego i...
- Wszystko samo si� u�o�y - wyja�ni� uprzejmie Billet. - Magia mnie tutaj doprowadzi�a i magia si� wszystkim zajmie. Jak zwykle zreszt�. Czy�bym s�ysza� krzyk?
Kowal spojrza� w sufit. Poprzez szum potoku przebi� si� odg�os pary nowych p�uc pracuj�cych z pe�n� moc�.
Mag u�miechn�� si�.
- Niech go tu przynios� - poleci�.
Kot usiad� nagle i spojrza� zaciekawiony w szerokie wrota ku�ni. Kiedy podniecony kowal wo�a� kogo� z pi�terka, kot zeskoczy� i ruszy� wolno przed siebie, mrucz�c g�o�no jak pi�a.
Ze schod�w zesz�a wysoka siwow�osa kobieta, d�wigaj�c opatulone kocem zawini�tko. Kowal podprowadzi� j� szybko do miejsca, gdzie siedzia� mag.
-Ale... -zacz�a.
- To bardzo wa�ne - o�wiadczy� powa�nym tonem kowal. - Co teraz, panie?
Mag podni�s� lask�. By�a d�ugo�ci cz�owieka i grubo�ci r�ki w przegubie, pokryta rze�bionymi znakami, kt�re zdawa�y si� zmienia� w oczach kowala. Ca�kiem jakby nie chcia�y, �eby zobaczy�, jak wygl�daj�.
- Dziecko musi j� chwyci� - wyja�ni� Drum Billet. Kowal skin�� g�ow� i pogmera� pod kocem, a� znalaz� male�k� r�ow� d�o�. Przysun�� j� delikatnie do drewna. Paluszki chwyci�y lask�.
- Ale... - powt�rzy�a akuszerka.
- Wszystko w porz�dku. Babciu - przerwa� jej kowal. - Wiem, co robi�. Jest czarownic�, panie. Nie zwracajcie na ni� uwagi. Dobrze. Co teraz?
Go�� milcza�.
- Co mam teraz zro...
Kowal urwa� nagle. Pochyli� si�, by spojrze� na twarz maga. Drum Billet u�miecha� si�, ale trudno powiedzie�, co go tak rozbawi�o.
Kowal odda� dziecko zirytowanej akuszerce. Potem z szacunkiem odgi�� zaci�ni�te na lasce w�skie, blade palce.
Laska by�a dziwna w dotyku, troch� �liska, jakby naelektryzowana. Samo drewno pociemnia�o, ale rze�bione znaki by�y ja�niejsze. Oczy bola�y, kiedy cz�owiek pr�bowa� dok�adnie si� im przyjrze�.
- Zadowolony jeste� z siebie? - spyta�a akuszerka.
- Co? A tak, szczerze m�wi�c tak. A bo co?
Odchyli�a r�g koca. Kowal spojrza� i nerwowo prze�kn�� �lin�.
- Nie... - wyszepta�. - On m�wi�...
- A co on m�g� o tym wiedzie�? - prychn�a pogardliwie Babcia.
- Powiedzia�, �e to b�dzie syn!
- Nie wygl�da mi to na syna, drogi ch�opcze. Kowal opad� na sto�ek i ukry� twarz w d�oniach.
- Co ja narobi�em? -j�kn��.
- Da�e� �wiatu pierwszego �e�skiego maga - odpar�a akuszerka. -I cio tela�, maciupcia moja?
-Co?
- M�wi�am do dziecka.
Kot mrucza� g�o�no i pr�y� grzbiet, jakby ociera� si� o nogi starego przyjaciela. Co dziwne, poniewa� nikogo tam nie by�o.
- To by�o nierozs�dne - odezwa� si� g�os tonem, kt�rego nie m�g� us�ysze� �aden ze �miertelnych. - Za�o�y�em, �e magia wie, co robi.
MO�E I WIE.
- Gdybym tylko m�g� co� na to poradzi�...
NIE MA POWROTU. NIE MA POWROTU, oznajmi� g�os g��boki i ci�ki jak zatrzaskuj�ce si� wrota krypty.
Smu�ka nico�ci, kt�ra niedawno by�a Drumem Billetem, zastanowi�a si� przez chwil�.
- Przecie� ta ma�a b�dzie mia�a mn�stwo k�opot�w.
TAKIE PRZECIE� JEST �YCIE. TAK MI M�WIONO. NATURALNIE. SAM NIE MAM O TYM POJ�CIA.
- A co z reinkarnacj�?
�mier� zawaha� si�.
NIE SPODOBA CI SI�, stwierdzi�. UWIERZ MI NA S�OWO.
- S�ysza�em, �e niekt�rzy robi� to bez przerwy.
KONIECZNE JEST PRZESZKOLENIE. MUSISZ ZACZYNA� NISKO I POWOLI PRZESUWA� SI� CORAZ WY�EJ. NIE MASZ POJ�CIA, JAKIE TO STRASZNE BY� MR�WK�.
- A� tak �le?
NIE UWIERZY�BY�. A PRZY TWOJEJ KARMIE TRUDNO OCZEKIWA� A� MR�WKI.
Dziecko wr�ci�o do matki, a kowal pos�pnie wpatrywa� si� w �ciekaj�ce z okapu ku�ni krople wilgoci.
Drum Billet z roztargnieniem podrapa� kota za uchem i pomy�la� o swoim �yciu. Trwa�o d�ugo, co jest jednym z przywilej�w zawodu maga. Dokona� wielu rzeczy, z kt�rych nie zawsze by� dumny. Najwy�sza ju� pora...
CZAS NAS GONI, przypomnia� �mier�.
Mag spojrza� w d�, na kota, i po raz pierwszy u�wiadomi� sobie, jak dziwacznie wygl�da zwierz�.
�ywi cz�sto nie zdaj� sobie sprawy z tego, jak skomplikowany jest �wiat, kiedy cz�owiek ju� umrze. To dlatego, �e �mier� uwalnia umy�l z kaftana bezpiecze�stwa trzech wymiar�w, a tak�e odcina go od czasu, kt�ry w ko�cu jest tylko jeszcze jednym wymiarem. W zwi�zku z tym kot ocieraj�cy si� o niewidzialne nogi maga by� niew�tpliwie tym samym kotem, kt�rego mag widzia� kilka minut temu, ale ca�kiem wyra�nie by� te� male�kim kociakiem, t�ustym, na wp� �lepym kocurem i wszystkimi etapami pomi�dzy nimi. Jednocze�nie. Poniewa� zaczyna� jako male�stwo, przypomina� teraz bia��, kotokszta�tn� marchewk�. Ten opis musi wystarczy�, dop�ki ludzie nie wprowadz� odpowiedniejszych czterowymiarowych przymiotnik�w.
Ko�cisty palec �mierci stukn�� lekko Billeta w rami�.
CHOD�MY JU�, SYNU.
- Czy nic nie mog� zrobi�?
�YCIE JEST DLA �YWYCH. ZRESZT� ZOSTAWI�E� JEJ SWOJ� LASK�.
- Tak, to prawda.
* * *
Akuszerka nazywa�a si� Babcia Weatherwax. By�a czarownic�. W Ramtopach nikomu to nie przeszkadza�o i nikt nie m�wi� o czarownicach z�ego s�owa. W ka�dym razie, je�li chcia� si� rano zbudzi� w tej samej postaci, w jakiej k�ad� si� do ��ka.
Kowal spogl�da� zadumany w deszcz. Czarownica zesz�a po schodach i po�o�y�a mu pomarszczon� d�o� na ramieniu. Podni�s� g�ow�.
- Co robi�, Babciu? - zapyta�. W jego g�osie zabrzmia�a ca�kiem niechciana, b�agalna nuta.
- Co zrobi�e� z magiem?
- Po�o�y�em go w kom�rce na drewno. Mo�na tak?
- Na razie wystarczy - potwierdzi�a. - A teraz musisz spali� lask�.
Oboje obejrzeli si� na ci�k� lask�, opart� o �cian� w najciemniejszym k�cie ku�ni. Zdawa�o si� niemal, �e si� im przygl�da.
- Przecie� jest magiczna - wyszepta� kowal.
- No wi�c?
- Czy b�dzie si� pali�?
- Nie spotka�am jeszcze drewna, kt�re by si� nie pali�o.
- Przecie� tak nie mo�na.
Babcia Weatherwax zatrzasn�a szerokie wrota i zmierzy�a go gro�nym wzrokiem.
- Wys�uchaj mnie, Gordo Kowalu! - rzek�a. - Kobiety nie mog� by� magami! To dla kobiet nieodpowiednia magia, te czary mag�w: same ksi�gi, gwiazdy i geometria. Ona nigdy si� tego nie nauczy. Czy kto s�ysza� kiedy o magu-kobiecie?
- S� czarownice - stwierdzi� niepewnie kowal. - I podobno r�wnie� czarodziejki.
- Czarownice to zupe�nie inna sprawa - burkn�a Babcia Weatherwax. - Ich magia pochodzi z ziemi, nie z nieba. M�czy�ni w �yciu nie potrafi� jej zrozumie�. A co do czarodziejek - doda�a - to nie pr�buj� by� lepsze ni� im wypada. Pos�uchaj mojej rady: spal t� lask�, pochowaj cia�o i pilnuj, �eby nic takiego si� wi�cej nie powt�rzy�o.
Kowal niech�tnie skin�� g�ow�, podszed� do paleniska i dmuchn�� miechami, a� polecia�y iskry. Potem wr�ci� po lask�.
Nie chcia�a si� ruszy�.
- Nie chce si� ruszy�!
Pot wyst�pi� mu na czo�o, kiedy raz za razem szarpa� za drewno. Pozosta�o niewzruszone.
- Daj, ja spr�buj� - powiedzia�a Babcia i wyci�gn�a r�k�. Co� trzasn�o i zapachnia�o przypalon� cyn�.
Poj�kuj�c cicho kowal przebieg� przez ku�ni� do przeciwleg�ej �ciany, gdzie do g�ry nogami wyl�dowa�a Babcia.
- Dobrze si� czujecie?
Jej oczy przypomina�y dwa b�yszcz�ce gniewnie diamenty.
- A wi�c to tak... - powiedzia�a. - Rozumiem.
- Co niby tak? - Kowal niczego nie rozumia�.
- Pom� mi wsta�, durniu jeden. I przynie� siekier�. Ton jej g�osu sugerowa�, �e okazywanie niepos�usze�stwa by�oby posuni�ciem dalece nierozs�dnym. Kowal przeszuka� nerwowo stos z�omu i po chwili znalaz� stary dwur�czny top�r.
- Dobrze. A teraz �ci�gaj fartuch.
- Dlaczego? Co chcecie zrobi�? - przestraszy� si� kowal, kt�ry zaczyna� ju� traci� kontakt z rzeczywisto�ci�. Babcia westchn�a zniech�cona.
- To jest sk�ra, ty idioto. Mam zamiar owin�� ni� uchwyt. Dwa razy nie dam si� z�apa� na t� sam� sztuczk�.
Kowal zrzuci� ci�ki sk�rzany fartuch i wr�czy� pokornie czarownicy. Owin�a stylisko i raz czy dwa na pr�b� machn�a toporem w powietrzu. Potem - paj�cza sylwetka w blasku gorej�cego paleniska - podkrad�a si� i siekn�wszy z wysi�ku i emocji, uderzy�a ostrzem w sam �rodek laski.
Co� szcz�kn�o. Zabrzmia� d�wi�k podobny do wrzasku kuropatwy. Potem g�uchy stuk.
I cisza.
Nie poruszaj�c g�ow� kowal bardzo powoli uni�s� r�k� i dotkn�� ostrza topora. Nie tkwi�o ju� na stylisku. Wbi�o si� we wrota, tu� obok jego g�owy, przy okazji �cinaj�c male�ki skrawek ucha.
Sylwetka Babci wydawa�a si� lekko rozmyta od wibracji po uderzeniu w absolutnie nieruchomy obiekt Wpatrywa�a si� w od�amek drewna w r�ku.
- Nnno dobbbbbrzrzrze - zaj�kn�a si�. - Wwww takiiimmm rrrazzzzie...
- Nie - przerwa� jej stanowczo kowal. Potar� skaleczone ucho. - Cokolwiek chcecie zaproponowa�, nie. Zostawcie to. Przysypi� j� jakimi� �mieciami. Nikt nie zauwa�y. Zostawcie. Przecie� to tylko kij.
- Tylko kij?
- A macie jakie� lepsze pomys�y? Mo�e taki, po kt�rym nie strac� g�owy?
Babcia spojrza�a na lask�, kt�ra sprawia�a wra�enie, jakby nie zwraca�a na ni� uwagi.
- Nie w tej chwili - przyzna�a Babcia. - Ale daj mi tylko odrobin� czasu...
- Dobrze, dobrze. W ka�dym razie mam teraz troch� roboty, jakich� mag�w do pogrzebania... Sami wiecie, jak to jest. Zza tylnych drzwi wyj�� �opat� i zawaha� si�.
- Babciu...
- Co?
- Wiecie, jak lubi� by� chowani magowie?
-Tak!
- No to jak?
Babcia Weatherwax zatrzyma�a si� u st�p schod�w.
- Wcale!
Jaki� czas p�niej �agodnie zapad�a noc. Resztki powolnego �wiat�a Dysku sp�yn�y z doliny, a blady, sp�ukany deszczem ksi�yc zab�ysn�� na usianym gwiazdami niebie. W mrocznym sadzie obok ku�ni rozlega�y si� z rzadka brz�ki szpadla o kamie�, a czasem st�umione przekle�stwa.
W ko�ysce na pi�terku pierwsza kobieta-mag tego �wiata �ni�a o czym� nieistotnym.
Bia�y kot drzema� na swojej osobistej p�ce niedaleko paleniska. W ciep�ej, ciemnej ku�ni jedynym d�wi�kiem by� trzask w�gli stygn�cych pod popio�em.
Laska sta�a w k�cie, tam gdzie chcia�a pozosta�, otulona cieniami odrobin� bardziej czarnymi, ni� zwykle bywaj� cienie.
Czas p�yn��, co jest w zasadzie jego obowi�zkiem.
Co� brz�kn�o cicho i poruszy�o si� powietrze. Po chwili kot usiad� i zacz�� przygl�da� si� z zaciekawieniem.
* * *
Nadszed� �wit. Tu, w Ramtopach, �wit zawsze robi du�e wra�enie, zw�aszcza kiedy burza oczy�ci�a powietrze. Z doliny, gdzie le�a�a wie� G�upi Osio�, rozpo�ciera�a si� panorama pomniejszych g�r, zabarwionych purpur� i pomara�czem w zalewaj�cym je z wolna porannym blasku (z wolna, poniewa� w silnym polu magicznym Dysku �wiat�o podr�uje w tempie raczej spacerowym). Dalekie r�wniny nadal by�y rozlewiskiem cienia. Jeszcze dalej s�ab� iskierk� rozb�yskiwa�o czasem morze.
W�a�ciwie roztacza� si� st�d widok a� do kra�ca �wiata. Nie by�a to poetycka metafora, ale realny fakt, jako �e �wiat by� zdecydowanie p�aski. Wiadomo te�, �e p�yn�� w kosmosie na grzbietach czterech s�oni, kt�re z kolei podr�owa�y na skorupie Wielkiego A'Tuina, Ogromnego ��wia Niebios.
W dolinie wioska G�upi Osio� budzi�a si� do �ycia. Kowal wszed� w�a�nie do ku�ni i stwierdzi�, �e jest wysprz�tana lepiej ni� przez ostatnie kilkaset lat, wszystkie narz�dzia le�� na w�a�ciwych miejscach, kto� zami�t� pod�og�, a w palenisku p�onie ogie�. Kowal siedzi teraz na kowadle, przeniesionym na drugi koniec izby, obserwuje lask� i usi�uje my�le�.
* * *
Przez ca�e siedem lat nic si� w�a�ciwie nie wydarzy�o. Tylko jedna z jab�oni w sadzie obok ku�ni uros�a wyra�nie wy�sza od pozosta�ych. Cz�sto wspina�a si� na ni� dziewczynka ze szpar� mi�dzy przednimi z�bami, o kasztanowych w�osach i rysach twarzy obiecuj�cych, �e w przysz�o�ci stanie si�, je�li nawet nie pi�kna, to przynajmniej atrakcyjnie interesuj�ca.
Nazwano j� Eskarina - bez szczeg�lnego powodu. Po prostu jej matce spodoba�o si� brzmienie tego s�owa. Babcia Weatherwax obserwowa�a j� pilnie, nie zauwa�y�a jednak �adnych znak�w dzia�ania magii. To prawda, dziewczynka cz�ciej, ni� zwykle dziewczynki wspina�a si� na drzewa i w og�le dokazywa�a, ale takiej, kt�ra ma w domu tylu braci, wiele mo�na wybaczy�. Czarownica uspokoi�a si� zatem i zaczyna�a ju� wierzy�, �e magia nie zapu�ci�a korzeni.
Magia jednak ma w zwyczaju czeka� w ukryciu niby grabie le��ce w trawie.
* * *
Znowu nadesz�a zima i by�a ostra. Chmury niczym wielkie t�uste owce zawis�y nad Ramtopami. Zasypywa�y kotliny �niegiem, a lasy zmienia�y w milcz�ce, mroczne groty. Prze��cze by�y nieprzejezdne i karawany mia�y powr�ci� dopiero na wiosn�. G�upi Osio� sta�a si� niewielk� wysepk� ciep�a i �wiat�a.
- Martwi� si� o Babci� Weatherwax - odezwa�a si� przy �niadaniu matka Esk. - Nie widzia�am jej ostatnio.
Kowal spojrza� na ni� ponad �y�k� owsianki.
-Ja tam nie narzekam - stwierdzi�. - Ona...
- Ona ma d�ugi nos - wtr�ci�a Esk.
Rodzice zmierzyli j� gniewnymi spojrzeniami.
- Nikt ci� nie prosi� o takie uwagi - o�wiadczy�a surowo matka.
- Ale tato powiedzia�, �e ona stale wtyka sw�j...
- Eskarino!
- Przecie� m�wi�...
- Powiedzia�am!
- Tak, ale tato m�wi�, �e...
Kowal wyci�gn�� r�k� i da� jej klapsa. Niezbyt mocno, zreszt� natychmiast zrobi�o mu si� przykro. Synowie dostawali r�k� albo pasem, kiedy tylko zas�u�yli na lanie. Problem z c�rk� nie polega� na zwyk�ym niepos�usze�stwie, ale na jej irytuj�cym zwyczaju dr��enia tematu dyskusji d�ugo po tym, kiedy powinno si� go ju� zako�czy�. Kowala zawsze doprowadza�o to do pasji.
Dziewczynka wybuchn�a p�aczem. Kowal wsta�, z�y na siebie i zak�opotany. G�o�no tupi�c pomaszerowa� do ku�ni. Rozleg� si� trzask i g�uchy stuk.
Znale�li go nieprzytomnego na pod�odze. Potem utrzymywa�, �e uderzy� g�ow� o framug� drzwi. To dziwne, poniewa� nie by� zbyt wysoki i zawsze swobodnie pod nimi przechodzi�. By� jednak ca�kowicie pewien, �e cokolwiek si� zdarzy�o, nie mia�o �adnego zwi�zku z podejrzanym b�yskawicznym poruszeniem w najciemniejszym k�cie ku�ni.
Wydarzenia naznaczy�y jako� ten dzie�. Sta� si� dniem pot�uczonych naczy�, dniem ludzi wchodz�cych sobie w drog� i trapionych z�ym humorem. Mama Esk upu�ci�a dzbanek, kt�ry nale�a� jeszcze do jej babki, a na stryszku nadgni�a ca�a skrzynka jab�ek. W ku�ni ogie� nie chcia� si� rozpali�, a komin nie ci�gn��. Jaims, najstarszy syn, po�lizn�� si� na drodze i zwichn�� r�k�. Bia�y kot, czy mo�e jeden z jego potomk�w, jako �e koty prowadzi�y w�asne, dyskretne i skomplikowane �ycie w stodole obok ku�ni, wlaz� do komina nad kuchni� i nie chcia� wyj��. Nawet niebo przygniata�o wszystkich niczym stary materac, a powietrze mimo mrozu wydawa�o si� duszne.
- Do�� ju� tego! Mam dosy�! - krzykn�a mama Esk. - Cern, ty z Gult� i Esk mogliby�cie sprawdzi�, jak si� czuje Babcia i... gdzie Esk?
Dwaj najm�odsi ch�opcy wyjrzeli spod sto�u, gdzie bili si� bez przekonania.
- Posz�a do sadu - wyja�ni� Gulta. - Znowu.
- No to zawo�aj j� i ruszajcie.
-Ale jest zimno!
- Zaraz b�dzie pada� �nieg!
- To tylko mila, droga jest czysta, a jak spad� pierwszy �nieg, to kto tak si� wyrywa� na dw�r? Id�cie ju� i nie wracajcie, dop�ki si� nie uspokoicie.
Znale�li Esk w rozwidleniu konar�w wielkiej jab�oni. Ch�opcy nie lubili tego drzewa. Przede wszystkim tak g�sto porasta�a je jemio�a, �e nawet zim� by�o zielone. Poza tym dawa�o owoce ma�e, kt�re jednego dnia by�y tak kwa�ne, �e a� wykrzywia�y, a nast�pnego ju� przegni�e i atrakcyjne tylko dla much. Wydawa�o si�, �e na jab�o� �atwo si� wspi��, ale mia�a zwyczaj �amania ga��zi pod stopami w najbardziej nieodpowiednich momentach. Cern przysi�ga�, �e kiedy� konar odwr�ci� si�, �eby go zrzuci� na ziemi�. Drzewo tolerowa�o Esk, kt�ra wspina�a si� na nie, kiedy by�a z�a, zm�czona albo zwyczajnie chcia�a zosta� sama. Ch�opcy wyczuwali, �e �wi�te braterskie prawo do �agodnego dr�czenia siostry ulega u st�p pnia zawieszeniu. Dlatego teraz tylko rzucili w Esk �nie�k�. Nie trafili.
- Idziemy w odwiedziny do starej Weatherwax.
- Ale ty mo�esz zosta�.
- Bo b�dziesz si� wlec za nami, a zreszt� i tak si� pewnie rozp�aczesz.
Esk z powag� spojrza�a na nich z g�ry. Rzadko p�aka�a - zwykle nie przynosi�o to efekt�w.
-Je�li nie chcecie, �ebym posz�a, to p�jd� - o�wiadczy�a. Mi�dzy rodze�stwem takie wnioski uchodz� za logiczne.
- Ale� chcemy, �eby� posz�a - zapewni� pospiesznie Gulta.
- Mi�o mi to s�ysze�.
Esk zeskoczy�a na ubity �nieg.
Zabrali ze sob� kosz z w�dzon� kie�bas�, jajkami oraz - poniewa� matka by�a osob� nie tylko wielkoduszn�, ale i gospodarn� - wielki s��j brzoskwiniowych konfitur, kt�rych nikt w rodzinie specjalnie nie lubi�. Ale i tak przygotowywa�a je co roku, kiedy dojrzewa�y drobne dzikie brzoskwinie.
Mieszka�cy G�upiego Os�a umieli sobie radzi� podczas surowych zim. Ustawiali deski wzd�u� dr�g, �eby chroni� je od zasp, a co wa�niejsze, �eby chroni� podr�nych przed zab��dzeniem. Dla miejscowych nie by�o to szczeg�lnie niebezpieczne, gdy� jaki� zapoznany geniusz z rady wioski, �yj�cy przed kilkoma pokoleniami, wpad� na pomys� wycinania znacznik�w na co dziesi�tym drzewie w okolicznym lesie, w promieniu prawie dw�ch mil. Trwa�o to ca�e wieki i odnawianie ich zawsze dostarcza�o zaj�cia ka�demu, kto znalaz� woln� chwil�. Jednak podczas zimy, kiedy przy zawiei cz�owiek mo�e si� zgubi� o kilka s��ni od domu, wymacywane pod �niegiem naci�cia wielu ju� ocali�y �ycie.
�nieg zn�w zacz�� pada�, kiedy dzieci zesz�y z drogi na �cie�k� prowadz�c� do miejsca, gdzie latem chatka czarownicy wznosi�a si� w�r�d g�szczu je�yn i k�p dziwacznej czarciej trawy.
- �adnych �lad�w - zauwa�y� Cern.
- Opr�cz lisich - doda� Gulta. - Ona podobno mo�e si� zamieni� w lisa. Albo w co� innego. Nawet w ptaka. We wszystko. Dlatego zawsze wie, co si� dzieje.
Rozejrzeli si� czujnie. Rzeczywi�cie, nastroszony kruk obserwowa� ich z oddalonego pniaka.
- S�ysza�em, �e pod P�kni�tym Szczytem �yje rodzina, w kt�rej wszyscy umiej� si� zmienia� w wilki - poinformowa� Gulta. Nie chcia� porzuca� tak obiecuj�cego tematu. - Kt�rej� nocy kto� postrzeli� wilka, a nast�pnego dnia ich ciotka kula�a i mia�a ran� od strza�y w nodze. I...
- Nie wierz�, �eby ludzie mogli si� zmienia� w zwierz�ta - o�wiadczy�a wolno Esk.
- Nie, panno M�drali�ska?
- Babcia jest ca�kiem spora. Gdyby zmieni�a si� w lisa, co by zrobi�a ze wszystkimi kawa�kami, kt�re by si� nie zmie�ci�y?
- Zaczarowa�aby je - wyja�ni� Cern.
- Nie s�dz�, �eby tak dzia�a�a magia - powiedzia�a Esk. - Nie mo�na tak po prostu czego� sprawi�. To... to jak na hu�tawce: kiedy jeden koniec pchniesz w d�, drugi wyskakuje do g�ry...
Umilk�a.
Bracia spojrzeli na ni� z wy�szo�ci�.
- Nie wyobra�am sobie Babci na hu�tawce - o�wiadczy� Gulta.
Gem zachichota�.
- Nie... Chcia�am powiedzie�, �e... kiedy co� si� zdarza, musi si� te� wydarzy� co� innego... Tak my�l� - zako�czy�a niepewnie Esk, ostro�nie wybieraj�c drog� mi�dzy g��bszymi ni� zwykle zaspami. -Tyle �e... no... w drug� stron�.
- To g�upie - oceni� Gulta. - Pami�tasz jarmark latem? By� tam czarodziej i wyczarowywa� ptaki z niczego. Rozumiesz, to si� po prostu dzia�o: powiedzia� jakie� zakl�cie, pomacha� r�kami i ju�. Nie by�o �adnych hu�tawek.
- By�a karuzela - przypomnia� Gem. -I takie miejsce, gdzie trzeba rzuca� r�nymi rzeczami w r�ne inne rzeczy, �eby wygra� jeszcze inne r�ne rzeczy. A ty do niczego nie trafi�e�. Gul.
- Ty te� nie. M�wi�e�, �e te rzeczy s� przyklejone do tych innych rzeczy i nie mo�na ich str�ci�. Tak powiedzia�e�.
Ich rozmowa zesz�a z tematu niczym para szczeniak�w ze �cie�ki. Esk s�ucha�a jednym uchem. Wiem, o co mi chodzi, powiedzia�a sobie. Magia jest �atwa: wystarczy znale�� miejsce, gdzie wszystko si� r�wnowa�y, i pchn��. Ka�dy mo�e to zrobi�. Nie ma w tym nic magicznego. Wszystkie te �mieszne s�owa i machanie r�kami to tylko... to dla...
Przystan�a zdziwiona. Wiedzia�a, o co chodzi. My�l zawis�a tu� obok, tu� przed jej umys�em. Ale nie potrafi�a wyrazi� jej s�owami, nawet m�wi�c do siebie.
To straszne uczucie, odkry� w g�owie jak�� my�l i nie wiedzie�, sk�d si� wzi�a. To...
- Chod�, bo stracimy ca�y dzie�.
Potrz�sn�a g�ow� i pobieg�a za bra�mi.
Chatka czarownicy sk�ada�a si� z tylu przybud�wek i szop, �e trudno by�o si� domy�li�, jak wygl�da� g��wny budynek, a nawet czy w og�le taki istnia�. Latem otacza�y j� g�ste zagony czego�, co Babcia og�lnie nazywa�a "Zio�ami" - niezwyk�ych ro�lin, rozga��zionych, niskich albo pn�cych, z dziwnymi kwiatami, jaskrawymi owocami czy nieprzyjemnie nabrzmia�ymi str�kami. Tylko Babcia wiedzia�a, do czego mog� s�u�y�, a ka�dy go��b dostatecznie g�upi, �eby si� na nie rzuci�, wychodzi� z g�szczu chichocz�c do siebie i wpadaj�c na przeszkody. A czasami nigdy si� nie wynurza�.
Teraz wszystko pokrywa� �nieg. Sm�tny r�kaw wska�nika wiatru obija� si� o s�up. Babcia nie przepada�a za lataniem, ale niekt�re jej przyjaci�ki nadal u�ywa�y miote�.
- Wygl�da na opuszczony - stwierdzi� Cem.
- Nie wida� dymu - doda� Gulta.
Okna s� jak oczy, pomy�la�a Esk, ale zachowa�a to dla siebie.
- To przecie� tylko chata Babci - powiedzia�a g�o�no. - Nie ma w niej nic strasznego.
Domek emanowa� pustk�. Ca�a tr�jka to wyczuwa�a. Okna rzeczywi�cie przypomina�y oczy, czarne i gro�ne na bia�ym �nie�nym de. W dodatku nikt w Ramtopach nie dopuszcza�, by zim� w palenisku wygas� ogie�. By�a to kwestia honoru.
"Wracajmy do domu", chcia�a zaproponowa� Esk, ale zdawa�a sobie spraw�, �e ch�opcy przystaliby na to natychmiast. Dlatego powiedzia�a tylko:
- Mama m�wi�a, �e klucz do drzwi wisi na gwo�dziu w wyg�dce. To nie by� dobry pomys�. Nawet zwyczajna nieznana wyg�dka kryje w sobie pewne zagro�enia, na przyk�ad gniazda szerszeni, wielkie paj�ki, tajemnicze rzeczy szeleszcz�ce na dachu, czy wr�cz ma�ego nied�wiedzia pogr��onego w zimowym �nie. Sta� si� on powodem ostrego zatwardzenia u wszystkich cz�onk�w rodziny kowala, dop�ki nie przekonano go, �e do spania lepsza jest stodo�a.
W wyg�dce czarownicy mo�e si� znale��... wszystko.
- P�jd� i rozejrz� si�, dobrze? - doda�a.
-Je�li chcesz - zgodzi� si� od niechcenia Gulta, niemal skutecznie kryj�c uczucie ulgi.
Okaza�o si�, kiedy Esk zdo�a�a jako� otworzy� zasypane �niegiem drzwi, �e wyg�dka jest czysta i nie ma w niej niczego gro�niejszego od starego almanachu. A dok�adniej po�owy starego almanachu, starannie zawieszonego na gwo�dziu. Babcia mia�a filozoficzne obiekcje dotycz�ce czytania, ale na pewno nie zgodzi�aby si� z tez�, �e ksi��ki nie nadaj� si� do niczego. Zw�aszcza ksi��ki z �adnymi, cienkimi kartkami.
Klucz le�a� na p�ce przy drzwiach obok poczwarki i ogarka �wiecy. Esk wzi�a go ostro�nie, �eby nie dra�ni� poczwarki, po czym biegiem wr�ci�a do ch�opc�w.
Nie warto by�o sprawdza� drzwi frontowych. W G�upim O�le przechodzi�y przez nie jedynie panny m�ode i trupy. Babcia stara�a si� nie by� ani jednym, ani drugim. Na ty�ach domu zaspa blokowa�a drzwi kuchenne i nikt nie rozbi� lodu na wodzie w beczce.
�wiat�o sp�ywa�o ju� z nieba, zanim dokopali si� do drzwi i przekonali klucz do wykonania obrotu.
Wewn�trz wielka kuchnia by�a ciemna i zimna, i pachnia�a wy��cznie �niegiem. Ciemno by�o tu zawsze, jednak przyzwyczaili si� do widoku ognia na szerokim kominku i ci�kich aromat�w tego, co akurat Babcia gotowa�a, a co czasami sprowadza�o b�l g�owy, a czasami wizje.
Kr�cili si� niepewnie dooko�a i nawo�ywali, a� Esk dosz�a do wniosku, �e nie da si� d�u�ej odk�ada� wej�cia na g�r�. Trzask skobla przy drzwiach na schody zabrzmia� o wiele g�o�niej ni� powinien.
Babcia le�a�a w ��ku, ciasno obejmuj�c r�kami piersi. Ma�e okienko by�o otwarte na o�cie�. Drobny �nieg pokrywa� pod�og� i ��ko.
Esk wpatrywa�a si� w pikowan� ko�dr� pod cia�em staruszki, poniewa� zdarzaj� si� takie chwile, kiedy jaki� drobny szczeg� potrafi rozrosn�� si� i wype�ni� ca�y �wiat. W�a�ciwie nie s�ysza�a, jak Cem zacz�� p�aka�; przypomnia�a sobie, �e jej ojciec - cho� zabrzmi to dziwnie - sam uszy� t� ko�dr� dwie zimy temu, kiedy �nieg napada� prawie tak samo g��boko i w ku�ni nie by�o nic do roboty. Wykorzysta� przer�ne ga�gany, kt�re przyw�drowa�y do G�upiego Os�a z ca�ego �wiata: takie jak jedwab, dylematowa sk�ra, wodna bawe�na i we�na thargi. A �e nie by� dobrym krawcem, rezultat otrzyma� do�� dziwny i nier�wny, bardziej przypominaj�cy p�askiego ��wia ni� ko�dr�, wi�c mama postanowi�a wielkodusznie podarowa� j� Babci w ostatni� Noc Strze�enia Wied�m, i...
- Czy ona umar�a? - zapyta� Gulta. Jak gdyby Esk by�a w tych sprawach ekspertem.
Esk przyjrza�a si� Babci Weatherwax. Twarz staruszki zdawa�a si� sina i wychud�a. Czy tak wygl�daj� nie�ywi? Czyjej pier� nie powinna unosi� si� rytmicznie?
Gulta wzi�� si� w gar��.
- Za chwil� zrobi si� ca�kiem ciemno, musimy natychmiast i�� i kogo� sprowadzi� - o�wiadczy�. - Ale Cem zostanie tutaj. Brat spojrza� na niego ze zgroz�.
- Po co? - zapyta�.
- Kto� musi czuwa� przy umar�ych - wyja�ni� Gulta. - Pami�tasz, jak umar� wujek Derghart, a tato musia� przez ca�� noc siedzie� przy nim ze �wiecami i w og�le? Inaczej przysz�oby co� paskudnego i zabra�o jego dusz� do... gdzie� - zako�czy� niepewnie. - I ludzie wtedy wracaj� i strasz�.
Cern otworzy� usta, jakby znowu mia� si� rozp�aka�.
- Ja zostan� - wtr�ci�a szybko Esk. - Nie boj� si�. To przecie� Babcia.
Gulta odetchn�� z ulg�.
- Zapal jakie� �wiece albo co - poradzi�. - Chyba tak trzeba. A potem...
Co� zaszele�ci�o na parapecie - to kruk wyl�dowa� i mruga� na nich podejrzliwie. Gulta krzykn�� i cisn�� w ptaka swoj� czapk�. Kruk odlecia� kracz�c z wyrzutem, a ch�opiec zamkn�� okno.
- Widzia�em go ju� - stwierdzi�. - Babcia go chyba karmi... Karmi�a - poprawi� si�. - W ka�dym razie nied�ugo wracamy z lud�mi. Raz dwa to za�atwimy. Chod�, Ce.
Tupi�c zbiegli po schodach. Esk odprowadzi�a ich do wyj�cia i zaryglowa�a drzwi. S�o�ce zmieni�o si� w czerwon� kul� mi�dzy szczytami g�r, a na niebie b�ysn�y pierwsze gwiazdy. Esk poszpera�a w kuchni i znalaz�a kawa�ek �oj�wki i pude�ko z hubk�. Po wielu wysi�kach uda�o jej si� zapali� �wiec� i ustawi� j� na stole. W�a�ciwie wcale nie o�wietla�a izby. Zaludni�a jedynie mrok cieniami. Esk znalaz�a stary Babciny fotel na biegunach i usiad�a przy zimnym kominku. Czeka�a.
Czas mija�. Nic si� nie dzia�o.
I nagle co� zastuka�o w okno. Esk wzi�a �wiec� i wyjrza�a przez grube okr�g�e szyby.
Mrugn�o do niej ��te, paciorkowate oko.
�wieca zamigota�a i zgas�a.
Esk znieruchomia�a. Ba�a si� nawet oddycha�. Znowu rozleg�o si� pukanie, potem ucich�o nagle. Chwila ciszy... i zagrzechota� skobel przy drzwiach.
Ch�opcy m�wili, �e przychodzi co� paskudnego.
Po omacku odszuka�a fotel, przeci�gn�a go przez pok�j i jak najmocniej podpar�a drzwi. Skobel brz�kn�� raz jeszcze i ucich�.
Esk czeka�a nas�uchuj�c, a� cisza rycza�a jej w uszach. Po chwili co� zacz�o dobija� si� do okienka w kom�rce - cicho, ale uparcie. Po minucie przesta�o. Po chwili zacz�o znowu w sypialni na g�rze - ledwie s�yszalne drapanie, jakby pazur�w.
Esk czu�a, �e przysz�a pora okazywania odwagi, jednak w tak� noc odwaga gas�a wraz ze �wieczk�. Po omacku, mocno zaciskaj�c powieki, wr�ci�a do drzwi.
W kominku stukn�o g�ucho, gdy do paleniska wpad�a wielka kula sadzy. Gdy Esk us�ysza�a z komina w�ciek�e drapanie, szarpn�a za skobel, otworzy�a drzwi i wyskoczy�a w ciemno��.
Zimno uderzy�o j� niby n�. Mr�z pokry� �nieg tward� skorup� lodu. Dziewczynka nie patrzy�a dok�d biegnie, ale strach wzbudzi� w niej silne pragnienie, aby dotrze� tam jak najszybciej.
* * *
Kruk wyl�dowa� ci�ko w chmurze sadzy. Burcza� co� do siebie z irytacj�. Poskaka� w mrok, a po chwili rozleg� si� szcz�k skobla i trzepotanie skrzyde� na schodach.
* * *
Esk si�gn�a jak najwy�ej i obmaca�a kor�, szukaj�c znacznika. Tym razem mia�a szcz�cie. Jednak uk�ad otwor�w i szczelin �wiadczy�, �e oddali�a si� od wioski o ponad mil� i bieg�a w niew�a�ciwym kierunku.
Ksi�yc wygl�da� jak sk�rka sera, a gwiazdy lekko przypr�szy�y niebo: male�kie, jaskrawe i bezlitosne. Las wok� sk�ada� si� z czarnych cieni i jasnego �niegu. W dodatku - z czego zdawa�a sobie spraw� - nie wszystkie cienie by�y nieruchome.
Wszyscy wiedz�, �e w g�rach �yj� wilki, poniewa� w niekt�re noce z wysokich szczyt�w dobiega echo ich wycia. Rzadko jednak zbli�aj� si� do wsi - wsp�czesne wilki s� potomkami tych, kt�re prze�y�y, poniewa� nauczy�y si�, �e ludzkie mi�so bywa szkodliwe.
Ale trwa�a ostra zima, a to stado wyg�odnia�o dostatecznie mocno, �eby zapomnie� o doborze naturalnym.
Esk przypomnia�a sobie, co powtarzano wszystkim dzieciom. Wejd� na drzewo. Rozpal ogie�. Je�li wszystko inne zawiedzie, poszukaj jakiego� kija i spr�buj przynajmniej kilka zrani�. Nigdy nie pr�buj przed nimi ucieka�.
Drzewo, przy kt�rym sta�a, by�o bukiem - g�adkim i niezdobytym.
Patrzy�a przestraszona, jak d�ugi cie� oddziela si� od ka�u�y ciemno�ci i przesuwa bli�ej. Przykl�kn�a zm�czona i niezdolna do my�lenia. Rozgarn�a lodowaty �nieg w poszukiwaniu kija.
* * *
Babcia Weatherwax otworzy�a oczy i spojrza�a na sufit, pop�kany i wyd�ty jak namiot.
Skupi�a si� na wspomnieniu, �e ma r�ce, nie skrzyd�a, i �e nie musi skaka�. Po Po�yczeniu rozs�dnie jest pole�e� chwil�, �eby umys� przyzwyczai� si� do cia�a. Wiedzia�a jednak, �e nie ma czasu.
- Niech Ucho porwie tego dzieciaka - mrukn�a i spr�bowa�a podfrun�� na por�cz ��ka.
Kruk obserwowa� j� z niejakim zainteresowaniem. Prze�y� to ju� dziesi�tki razy i s�dzi� - w granicach mo�liwo�ci ptasiego s�du, czyli raczej w�skich - �e ciep�e gniazdo noc� i sta�a dieta ze sk�rek boczku i kuchennych resztek warta jest niewyg�d u�yczania Babci swojego m�zgu.
Babcia znalaz�a buty i zesz�a po schodach, stanowczo si� sprzeciwiaj�c instynktowi latania. Drzwi by�y szeroko otwarte i na pod�odze zebra�a si� ju� zaspa sypkiego �niegu.
- A niech to! - powiedzia�a Babcia.
Zastanowi�a si�, czy nie poszuka� umys�u Esk. Lecz ludzkie my�li nigdy nie s� tak ostre i wyra�ne jak zwierz�ce. Poza tym nadumys� lasu sprawia�, �e poszukiwanie by�oby trudne niczym nas�uchiwanie szumu wodospadu w�r�d burzy z piorunami. Ale nawet nie szukaj�c, wyczuwa�a stadny umys� wilk�w, gryz�ce uczucie wype�niaj�ce usta smakiem krwi.
Ledwie dostrzega�a odciski ma�ych st�p na zlodowacia�ej skorupie. Wype�nia�y si� ju� �wie�ym �niegiem. Burcz�c i przeklinaj�c, Babcia Weatherwax narzuci�a chust� i ruszy�a przed siebie.
* * *
Bia�ego kota na jego osobistej p�ce w ku�ni przebudzi�y jakie� odg�osy dobiegaj�ce z najciemniejszego k�ta. Wychodz�c z dw�jk� rozhisteryzowanych ch�opc�w kowal starannie zamkn�� za sob� drzwi. Kot obserwowa� z zaciekawieniem, jak w�ski cie� opukuje zamek i sprawdza zawiasy. Drzwi by�y d�bowe, utwardzone czasem i �arem ognia, ale to nie uchroni�o ich przed wy�amaniem i przeleceniem na drug� stron� drogi.
Maszeruj�cy dr�k� kowal us�ysza� w g�rze jaki� szum. Babcia r�wnie�. By� to stanowczy, brz�cz�cy odg�os, jakby przelatywa�o stado g�si. Chmury wrza�y i falowa�y, gdy je rozcina�.
Wilki us�ysza�y, gdy przemyka� tu� nad koronami drzew i pikowa� na polan�. Jednak dla nich by�o ju� za p�no.
Babcia Weatherwax nie musia�a d�u�ej szuka� �lad�w na �niegu. Kierowa�a si� na odleg�e b�yski niesamowitego �wiat�a, dziwne szumy i uderzenia, na skowyt przera�enia i b�lu. Obok niej przemkn�o kilka wilk�w. Gna�y ze skulonymi uszami, z ponur� determinacj�, by oddali� si� st�d jak najszybciej, cho�by nie wiadomo co stan�o im na drodze.
Trzasn�y �amane ga��zie. Co� du�ego i ci�kiego wyl�dowa�o na jodle obok Babci, po czym piszcz�c zsun�o si� w �nieg. Drugi wilk przelecia� p�askim torem tu� nad jej g�ow� i odbi� si� od pnia.
Zapad�a cisza.
Babcia przecisn�a si� mi�dzy o�nie�onymi krzakami.
Zobaczy�a bia�y kr�g wydeptany w �niegu. Na brzegach le�a�o kilka wilk�w, martwych albo rozs�dnie uznaj�cych, �e lepiej si� nie rusza�.
Laska sta�a pionowo po�rodku. Mijaj�c j�. Babcia mia�a wra�enie, �e odwraca si�, by nie spuszcza� jej z oka.
Wewn�trz kr�gu le�a�a tak�e zwini�ta w ciasny k��bek ma�a kupka szmat. Babcia przykl�k�a z pewnym wysi�kiem i �agodnie wyci�gn�a r�k�.
Laska poruszy�a si�. W�a�ciwie drgn�a tylko, jednak d�o� Babci znieruchomia�a o w�os od ramienia Esk. Babcia zmierzy�a wzrokiem rze�bienia, jakby wyzywa�a lask�, by ta o�mieli�a si� znowu poruszy�.
Powietrze zg�stnia�o. Po chwili laska jakby cofn�a si�, chocia� nadal tkwi�a w tym samym miejscu. A r�wnocze�nie co� nieokre�lonego a� nadto wyra�nie da�o starej czarownicy do zrozumienia, �e z punktu widzenia laski to wcale nie jest pora�ka, a co najwy�ej taktyczne ust�pstwo. Laska nie chcia�aby, �eby Babcia uzna�a si� za zwyci�zc�, poniewa� wcale nie zwyci�y�a.
Esk zadr�a�a lekko. Babcia poklepa�a j� lekko po ramieniu.
- To ja, male�ka. Twoja stara Babcia.
Kupka nie rozwija�a si�.
Babcia przygryz�a warg�. Nie bardzo wiedzia�a, jak ma si� zachowa� w stosunku do dziecka. Dzieci uwa�a�a - przy tych rzadkich okazjach, kiedy w og�le o nich my�la�a - za co� po�redniego mi�dzy lud�mi a zwierz�tami. Zna�a si� na niemowlakach: z jednego ko�ca trzeba la� mleko, a drugi utrzymywa� w czysto�ci. Doro�li s� jeszcze �atwiejsi, bo sami si� karmi� i myj�. Ale pomi�dzy jednymi a drugimi istnia� �wiat, kt�rego nie pr�bowa�a nawet zrozumie�. O ile si� orientowa�a, nale�y tylko pilnowa�, �eby nie z�apali czego� gro�nego, i mie� nadziej�, �e wszystko si� dobrze sko�czy.
Prawd� m�wi�c, Babcia nie wiedzia�a, co robi�. Wiedzia�a za to, �e co� zrobi� musi.
- Cio, po�tlasy� nas z�y wilciek? - zaryzykowa�a. Z ca�kiem nieoczekiwanych powod�w podej�cie okaza�o si� skuteczne.
- Mam ju� osiem lat.
- O�mioletni ludzie nie zwijaj� si� w k��bek na �niegu - oznajmi�a Babcia, pr�buj�c zorientowa� si� w zawi�o�ciach dialogu doros�ego z dzieckiem.
Kulka nie odpowiedzia�a.
- Mam chyba w domu troch� mleka i ciasteczka - spr�bowa�a Babcia.
Bez dostrzegalnych efekt�w.
- Eskarino Kowal! Je�li natychmiast nie zaczniesz si� odpowiednio zachowywa�, tak ci przylej�, �e popami�tasz! Esk ostro�nie wysun�a g�ow�.
- Nie musicie mnie straszy� - o�wiadczy�a. Kowal dotar� do chatki tu� za Babci�, prowadz�c� Esk za r�k�. Ch�opcy wygl�dali zza jego plec�w.
- Uhm... - zacz�� kowal, nie ca�kiem pewien, jak odzywa� si� do kogo�, kto podobno nie �yje. - Powiedzieli mi, �e... no... jeste�cie chorzy.
Obejrza� si� i zmierzy� syn�w gro�nym wzrokiem.
- Odpoczywa�am sobie i musia�am si� zdrzemn��. Sypiam bardzo mocno.
- Tak... - mrukn�� kowal. - No tak. No to wszystko w porz�dku. Co si� sta�o Esk?
- Troch� si� przestraszy�a - wyja�ni�a Babcia, �ciskaj�c d�o� dziewczynki. - Cienie i takie tam r�ne. Musi si� rozgrza�. Mia�am j� po�o�y� do swojego ��ka. Jest troch� og�upia�a. Je�li wam to nie przeszkadza...
Kowal nie by� pewien, czy mu to nie przeszkadza. Ale wiedzia�, �e jego �ona - podobnie jak wszystkie kobiety we wsi - �ywi do Babci Weatherwax g��boki szacunek po��czony nawet z odrobin� l�ku. I je�li zacznie oponowa�, szybko straci grunt pod nogami.
- Zgoda, zgoda - powiedzia� szybko. -Je�li to nie k�opot... Przy�l� po ni� rano, dobrze?
- Oczywi�cie. Zaprosi�abym was do domu, ale zgas� mi ogie�...
- Nie, nie. Nie ma potrzeby - zapewni� pospiesznie kowal. -W domu czeka na nas kolacja. Stygnie - doda�, spogl�daj�c znacz�co na Gult�, kt�ry otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, ale rozs�dnie zrezygnowa�.
Kiedy odeszli i s�ycha� by�o ju� tylko protesty ch�opc�w, odbijaj�ce si� echem w�r�d drzew, Babcia otworzy�a chat�, wepchn�a Esk do �rodka i zaryglowa�a drzwi. Zapali�a kilka �wiec ze swojego zapasu nad star� komod�. Potem z szuflady wyj�a par� starych, ale jeszcze ca�kiem dobrych i pachn�cych przeciwmolowymi zio�ami we�nianych koc�w, otuli�a nimi Esk i usadzi�a j� w fotelu na biegunach.
Ukl�k�a przy akompaniamencie trzask�w i st�kni��, po czym wzi�a si� do rozpalania ognia. By�a to czynno�� skomplikowana, wymagaj�ca suszonej, sproszkowanej huby, trocin, po�amanych ga��zek, sapania i licznych przekle�stw.
- Babciu, przecie� nie musicie tak si� przy tym m�czy� - zauwa�y�a Esk.
Babcia zesztywnia�a i spojrza�a na p�yt� w g��bi kominka. By�a do�� �adna. Lata temu kowal odla� j� specjalnie dla niej i ozdobi� motywem s�w i nietoperzy. W tej chwili jednak Babci nie interesowa�y wzgl�dy estetyczne.
- Doprawdy? - spyta�a lodowatym g�osem. - Czy�by� zna�a jaki� lepszy spos�b?
- Mo�ecie przecie� rzuci� czar, �eby ogie� si� zapali�. Babcia w skupieniu uk�ada�a w�r�d niepewnych p�omyk�w kawa�ki ga��zek.
-A jak mia�abym to zrobi�? - spyta�a, na poz�r adresuj�c t� wypowied� do �elaznej p�yty kominka.
- No... - zaj�kn�a si� Esk. -Ja... Nie pami�tam. Ale wy na pewno wiecie, prawda? Wszyscy wiedz�, �e umiecie czarowa�.
- S� czary - stwierdzi�a Babcia. -Ale s� te� i czary Najwa�niejsze, moja ma�a, to wiedzie�, do czego s�u�y magia, a do czego nie s�u�y. I mo�esz mi wierzy� na s�owo, jej przeznaczeniem nigdy nie by�o rozpalanie ognia. Mo�esz by� tego absolutnie pewna. Gdyby Stw�rca chcia�, �eby�my czarami rozpalali ogie�, to nie da�by nam... tych, no... zapa�ek.
- Ale potrafiliby�cie czarami zapali� ogie�? - nie ust�powa�a Esk, kiedy Babcia zawiesi�a na haku nad ogniem stary czarny kocio�ek. -To znaczy, gdyby�cie chcieli. Gdyby to by�o dozwolone.
- Mo�e - odpar�a Babcia, kt�ra nie potrafi�a. Ogie� nie ma duszy i nie jest �ywy: to dwa z trzech wa�nych powod�w.
- Potrafiliby�cie rozpali� ten ogie� du�o lepiej.
-Je�li warto co� zrobi�, warto te� zrobi� to marnie. - Babcia odwo�a�a si� do aforyzm�w, ostatniej obrony doros�ego cz�owieka pod obl�eniem.
- Tak, ale...
- Ale do�� ju� tych ale.
Babcia przeszuka�a puzderko z ciemnego drewna na komodzie. Dumna by�a ze swej niedo�cignionej wiedzy o zio�ach Ramtop�w- nikt lepiej od niej nie zna� w�a�ciwo�ci i zastosowa� uchoziela, marzenia dziewicy czy o�liz�ej oszustki mi�osnej. Zdarza�y si� jednak okazje, kiedy dla osi�gni�cia po��danego rezultatu musia�a si� uciec do niewielkiego zapasiku zazdro�nie strze�onych i starannie zbieranych lek�w z Obcych Stron (kt�re to okre�lenie w przypadku Babci Weatherwax oznacza�o wszystko, co po�o�one jest dalej ni� o dzie� drogi).
Skruszy�a kilka czerwonych li�ci, doda�a miodu, gor�cej wody z kocio�ka i wcisn�a kubek w d�onie Esk. Nast�pnie u�o�y�a przy palenisku spory kamie� - p�niej, owini�ty w kawa�ek starego koca, przyda si� do rozgrzania ��ka. Surowo przykaza�a dziewczynce, �eby nie �mia�a si� rusza� z fotela i wysz�a do spi�arni.
Esk b�bni�a pi�tami o nogi fotela i wolno pi�a nap�j. Mia� dziwaczny, ostry smak. Zastanawia�a si�, co to takiego. Owszem, pija�a ju� Babcine napary z dodatkiem miodu, wi�kszym lub mniejszym zale�nie od tego, czy pij�cy bardziej czy mniej si� krzywi�. Wiedzia�a, �e Babcia s�ynna jest w ca�ych g�rach z powodu specjalnych wywar�w na choroby, o kt�rych mama Esk - a tak�e od czasu do czasu niekt�re m�odsze kobiety - wspomina�y tylko, unosz�c brwi i zni�aj�c g�osy.
Kiedy Babcia wr�ci�a, Esk ju� spa�a. Nie pami�ta�a, jak trafi�a do ��ka ani kto pozamyka� okna.
Babcia Weatherwax wr�ci�a na d� i przysun�a fotel bli�ej ognia.
Co� tam by�o, powiedzia�a sobie. Co� przyczai�o si� w umy�le dziecka. Wola�a nie my�le�, co to mo�e by�; pami�ta�a jednak, co si� przytrafi�o wilkom. I ca�e to gadanie o rozpalaniu ognia czarami. Magowie to robili; uczyli si� tego prawie na samym pocz�tku.
Babcia westchn�a. Istnia� tylko jeden spos�b, �eby si� upewni�, a ona by�a ju� za stara na takie zabawy.
Wzi�a �wiec� i przez spi�arni� wysz�a do szopy, gdzie trzyma�a swoje kozy. Przygl�da�y si� jej bez l�ku, podobne w swoich zagrodach do kosmatych bry�. Trzy pyski pracowa�y rytmicznie nad dzienn� porcj� siana. Powietrze pachnia�o ciep�ymi i odrobin� wzd�tymi zwierz�tami.
W�r�d krokwi mieszka�a ma�a sowa, jedno z licznych stworze�, kt�re uzna�y, �e przebywanie w towarzystwie Babci warte jest pewnych niezbyt cz�stych niewyg�d. Wezwana, sfrun�a jej na r�k�, a Babcia z roztargnieniem g�adzi�a wielk� g�ow� ptaka, rozgl�daj�c si� za jakim� wygodnym legowiskiem. W tej chwili musia� jej wystarczy� stos siana.
Zdmuchn�a �wiec� i po�o�y�a si�, z sow� siedz�c� na palcu.
Kozy prze�uwa�y, czka�y i prze�yka�y w ciemno�ciach. By�y to jedyne d�wi�ki w ca�ym domu.
Cia�o Babci znieruchomia�o. Sowa poczu�a, �e ludzkie my�li wkraczaj� do jej umys�u i posun�a si� uprzejmie. Babcia wiedzia�a, �e tego po�a�uje. Po dwukrotnym w ci�gu jednego dnia Po�yczeniu, rankiem nie b�dzie si� nadawa�a do �ycia. W dodatku b�dzie j� dr�czy� straszliwy apetyt na myszy. Naturalnie, kiedy by�a m�odsza, wcale jej to nie przeszkadza�o. Biega�a z jeleniami, polowa�a z lisami, poznawa�a niezwyk�e i mroczne �ycie kret�w... Rzadko kiedy sp�dza�a noc we w�asnym ciele. Ale teraz stawa�o si� to coraz trudniejsze. Zw�aszcza powroty. Mo�e nadejdzie kiedy� taki czas, kiedy nie zdo�a ju� wr�ci�, mo�e cia�o pozostawione w domu stanie si� tylko martwym mi�sem, i mo�e nie b�dzie to najgorszy spos�b.
To by�o co�, o czym magowie nie mieli poj�cia. Gdyby wpad�o im na my�l wej�cie w umys� innego stworzenia, robiliby to jak z�odzieje. Nie ze z�o�liwo�ci; po prostu do g�owy by im nawet nie przysz�o, n�dznym draniom, �eby za�atwi� to inaczej. A co by komu przysz�o z opanowania cia�a sowy? Cz�owiek nie umie lata�, musia�by ca�e �ycie po�wi�ci� na nauk�. W�a�ciwym sposobem by� lot wraz z ptakiem, sterowanie nim tak delikatnie jak zefirek steruje spadaj�cym li�ciem. Sowa drgn�a, machn�a skrzyd�ami i poszybowa�a w noc. Chmury si� rozwia�y i w�ski ksi�yc rozja�ni� zbocza g�r. Babcia wygl�da�a przez oczy sowy, sun�c bezg�o�nie pomi�dzy rz�dami drzew. To najlepszy spos�b podr�y, kiedy cia�o ju� si� przyzwyczai. Najbardziej lubi�a Po�ycza� od ptak�w; wykorzystywa�a je, aby zbada� wysokie, ukryte doliny, gdzie nikt nie dociera�, tajemnicze jeziora pomi�dzy czarnymi urwiskami, male�kie, otoczone murami pola, skrawki p�askiego gruntu mi�dzy pionowymi skalnymi �cianami, nale��ce do istot skrytych i unikaj�cych kontaktu. Raz polecia�a ze stadem g�si, kt�re co roku wiosn� i jesieni� frun�y nad g�rami; prze�y�a najwi�kszy szok swego �ycia, kiedy niemal przekroczy�a granic� powrotu.
Sowa wylecia�a z lasu i przemkn�a nad dachami chat. W�r�d chmury �niegu wyl�dowa�a na najwy�szej jab�oni w sadzie kowala. Jemio�a g�sto porasta�a konary.
Gdy tylko pazury dotkn�y kory. Babcia wiedzia�a, �e trafi�a we w�a�ciwe miejsce. Drzewo nie chcia�o jej tutaj; czu�a, jak j� odpycha.
Nigdzie nie p�jd�, pomy�la�a.
W nocnej ciszy odezwa�o si� drzewo:
W takim razie prosz�, zn�caj si� nade mn� tylko dlatego, ze jestem drzewem. Typowe dla kobiet.
Teraz przynajmniej na co� si� przydajesz, my�la�a Babcia. Lepsze drzewo ni� mag, co?
�ycie tu jest ca�kiem do rzeczy, zgodzi�o si� w my�lach drzewo. S�o�ce. �wie�e powietrze. Czas na zastanowienie. I pszczo�y na wiosn�.
By�o co� po��dliwego w tonie, jakim drzewo wypowiedzia�o s�owo "pszczo�y". Babcia, kt�ra sama mia�a kilka uli, nie pomy�la�a nawet o miodzie. Czu�a si� tak, jakby kto� jej przypomnia�, �e jajka to nie narodzone kurcz�ta. Przysz�am w sprawie tej dziewczynki, Esk, sykn�a.
Obiecuj�ce dziecko, przyzna�o drzewo. Obserwuj� j� z zainteresowaniem. I w dodatku lubi jab�ka.
Ty bestio, pomy�la�a Babcia wstrz��ni�ta.
Co ja takiego powiedzia�em? Przepraszam, �e nie oddycham.
Babcia przysun�a si� bli�ej pnia. Musisz j� uwolni�, my�la�a gor�czkowo. Magia zaczyna si� ju� przebija�.
Ju�? zdziwi�o si� drzewo. Jestem pod wra�eniem.To niew�a�ciwy rodzaj magii! zaskrzecza�a Babcia. To czary mag�w, nie czary kobiet! Ona jeszcze o tym nie wie, ale ta magia zabi�a dzisiaj z tuzin wilk�w.
�wietnie! zawo�a�o drzewo.
Babcia zahuka�a w�ciekle. �wietnie? A gdyby k��ci�a si� z bra�m