2782

Szczegóły
Tytuł 2782
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2782 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2782 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2782 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PIERS ANTHONY PRZESMYK CENTAURA SCAN-DAL 1 Ortograficzna pszczo�a Dor usi�owa� napisa� esej, albowiem Kr�l zarz�dzi�, �e ka�dy przysz�y w�adca Xanth powinien by� literatem. By�a to straszliwa pa�szczyzna. Potrafi� czyta�, lecz jego umys� ogarn�a pustka, gdy pr�bowa� si� zmusi� do wymy�lenia jakiego� tekstu, a poza tym nigdy nie opanowa� prawid�owej pisowni. - Kraina Xanth - wymamrota� z odraz�. - Co? - zapyta� stolik. - Tytu� mojego okropnego eseju - wyja�ni� ze zniech�ceniem Dor. - Moja nauczycielka Cherie, niech j� licho, zada�a mi napisanie tekstu licz�cego sto s��w i m�wi�cego wszystko o Xanth. Wydaje mi si�, �e to niemo�liwe. Nie mam tak du�o do opowiedzenia. Po dwudziestu pi�ciu s�owach chyba zaczn� si� powtarza�. Jak zdo�am rozwodni� t� nik�� wiedz� na ca�� setk� s��w? Nawet nie jestem pewny, czy jest tyle s��w w naszym j�zyku. - Kto pragnie wiedzie� o Xanth? - spyta� stolik. - Ja ju� mam do��. - Wiem, �e jeste� sto�em(. My�l�, �e to Cherie - aby sto rzep�w wczepi�o si� w jej ogon - chce wiedzie�. - Musi by� strasznie g�upia. Dor zastanowi� si�. - Nie, ona jest piekielnie sprytna. Wszystkie centaury s� takie. To dlatego s� historykami, poetami i nauczycielami Xanth. Do diab�a z tak wysokim wsp�czynnikiem inteligencji! - To czemu nie rz�dz� Xanth? - No c�, wi�kszo�� z nich nie umie czarowa�, a tylko Mag mo�e w�ada� Xanth. Rozum nie ma tu nic do rzeczy... i pisanie rozprawek te�. - Dor spojrza� wilkiem na czysty papier. - Tylko Mag mo�e w�ada� krajem - odrzek� z zadowoleniem stolik. - No, a co z tob�? Przecie� jeste� Magiem, mo�e nie? Czemu nie jeste� Magiem, mo�e nie? Czemu nie jeste� Kr�lem? - Kiedy� zostan� Kr�lem - powiedzia� defensywnie Dor, �wiadomy, �e rozmawia ze stolikiem tylko po to, aby cho� troch� odwlec nieuniknion� walk� z rozprawk�. - Gdy Kr�l Trent, hmmm, odejdzie. To dlatego musz� by� wykszta�cony, jak ona to nazywa. Wszelkie z�orzeczenia kierowa� ku centaurzycy Cherie, ale nigdy ku w�adcy Xanth. Zn�w spojrza� ponuro na kartk� papieru, na kt�rej napisa� "Krajna Ksand". Raczej nie wygl�da�o to na prawid�ow� pisowni�. Rozleg� si� chichot. Dor zerkn�� w t� stron� i stwierdzi�, �e zachichota� portret Kr�lowej Iris. To w�a�nie najbardziej go irytowa�o; w Zamku Roogna zawsze si� by�o pod czujnym okiem Kr�lowej, kt�rej g��wne zaj�cie polega�o na wtr�caniu si� w sprawy innych. Dor z trudem powstrzyma� si� od pokazania j�zyka portretowi. Widz�c, �e j� przy�apano, Kr�lowa przem�wi�a, poruszaj�c ustami portretu. Jej talent polega� na wywo�ywaniu iluzji; gdy chcia�a, mog�a stworzy� iluzj� d�wi�ku. - Mo�e i jeste� Magiem, ale nie jeste� erudyt�. Pisownia najwyra�niej nie jest twoj� mocn� stron�. - Nigdy nie twierdzi�em, �e jestem - odburkn�� Dor. Niezbyt lubi� Kr�low�, a ona r�wnie� nie darzy�a go sympati�, lecz rozkaz Kr�la Trenta zmusza� ich do uprzejmo�ci wzgl�dem siebie. - Z pewno�ci� kobieta o tak nadzwyczajnych talentach ma o wiele ciekawsze zaj�cia ni� zerkanie na moj� g�upi� rozprawk� - rzek�. Potem niech�tnie dorzuci�: - Wasza Wysoko��. - I rzeczywi�cie mam - zgodzi�o si� malowid�o, a jego t�o pociemnia�o. Oczywi�cie zauwa�y�a pauz�, jak� uczyni� przed jej tytu�em; w zasadzie nie by�o to uchybienie, ale podtekst by� do�� czytelny. Chmury na obrazie zmieni�y si� w burz� z piorunami, a zygzaki b�yskawic strzela�y jak iskry. Chcia�a si� jako� zem�ci� na nim. - Przecie� nigdy nie odrobisz swojej pracy domowej, je�li nie b�dziesz kontrolowany! Dor skrzywi� si� w stron� blatu stolika. To by� celny strza�. Wtem dostrzeg�, �e atrament rozmaza� si� po ca�ej kartce, niszcz�c j�. Z gniewnym pomrukiem uni�s� j�, a atrament ze�lizn�� si� i zebra� na powierzchni stolika, wypu�ci� n�ki i uciek�. Stoczy� si� ze stolika jak du�y robak i rozwia� w ulotn� mgie�k�. By�a to jedynie iluzja. Kr�lowa zrewan�owa�a mu si�. By�a nadzwyczaj bieg�a w ma�ych, brzydkich psotach. Rozgniewany Dor nie m�g� si� przyzna�, �e wystrychn�a go na dudka - a to rozz�o�ci�o go jeszcze bardziej. - Nie rozumiem, dlaczego trzeba by� m�czyzn�, by rz�dzi� Xanth - powiedzia� obraz. By� to czu�y punkt Kr�lowej. Jako Czarodziejka by�a r�wnie� utalentowana jak ka�dy Mag, lecz prawa i zwyczaje Xanth nie pozwala�y, by kobieta zosta�a W�adc�. - "Mjeskam f Krajnje Zanth" - pisa� powoli Dor sw�j esej ignoruj�c Kr�low� z - mia� nadziej� - obra�liw� uprzejmo�ci� - "ktura rurzni si� tym ot m�dtanij, rze f Xanth iest magja a f m�dtanij iei nje ma". Zadziwiaj�ce, jaki przyp�yw mocy tw�rczych wywo�a�y w nim przeciwno�ci. Mia� ju� dziewi�tna�cie s��w! Zerkn�� ukradkiem na obraz. Zn�w sta� si� zwyczajny. �wietnie, Kr�lowa wycofa�a si�. Przesta�o j� to bawi�, skoro nie mog�a go dra�ni� pe�zaj�cymi iluzjami. Teraz jednak ulotni�o si� jego natchnienie. Musia� napisa� ca�� setk� s��w, sze�� razy wi�cej ni� to, co ju� mia�. A mo�e pi�� razy wi�cej? - r�wnie� nie by� zbyt bieg�y w wy�szej matematyce. Dwa dodatkowe s�owa, je�eli doliczy tytu�. Znacz�ca cz�� zadania, ale tylko cz��! Co za pa�szczyzna! Wesz�a Iren. By�a c�rk� Kr�la Trenta i Kr�lowej Iris, rozwydrzonym bachorem, niezno�nic�, lecz czasem zupe�nie mi�� pannic�. Dor z wielk� niech�ci� musia� przyzna�, �e by�a bardzo �adn� dziewczyn�, coraz pi�kniejsz�, i �e robi�a na nim coraz wi�ksze wra�enie. Kr�powa�o go to w walce z ni�. - Cze��, Dor - powiedzia�a bezczelnie. - Co porabiasz? Jej tupet tak rozw�cieczy� Dora, �e zapomnia� o zaplanowanej ostrej ripo�cie. - Nie wyg�upiaj si�! - zawarcza�. - �wietnie wiesz, �e twoja matka znudzi�a si� szpiegowaniem mnie, wi�c zleci�a to tobie! Iren nie zaprzeczy�a. - No c�, kto� musi czuwa� nad tob�, ba�wanie. Wola�abym pobawi� si� z Zilich. By�a to m�oda krowa morska, wyczarowana na pi�tnaste urodziny Iren. Umie�ci�a j� w fosie i za pomoc� magii spowodowa�a rozrost mocnej kwiatowej �ciany, odgradzaj�c spory kawa�ek fosy, co chroni�o pas�c� si� Zilich przed potworami z fosy. Dla Dora Zilich by�a tylko t�ustym, g�upim zwierzakiem; lecz cenne by�o wszystko, co cho� troch� przyci�ga�o uwag� Iren. Odziedziczy�a bowiem po swej matce pewne irytuj�ce cechy. - Pobaw si� z Zilich! - podsun�� Dor. - Nic nie powiem. - Nie, ksi�niczka musi spe�nia� swoje obowi�zki. - Iren wspomina�a o obowi�zku tylko wtedy, gdy i tak mia�a na co� ochot�. Wzi�a jego rozprawk�. - Hej, oddaj! - zaprotestowa� Dor. - S�ysza�a�, z�odziejaszku? - popar� go papier. - Oddaj mnie! To tylko pobudzi�o up�r Iren. Cofn�a si�, �ciskaj�c kartk� i czytaj�c to, co by�o na niej napisane. Z trudem powstrzymywa�a �miech. - Hej, to jest co�! Nie s�dzi�am, �e kto� mo�e zrobi� tyle b��d�w w s�owie Mundania! Dor skoczy� ku niej zaczerwieniony, ale schowa�a kartk� za siebie i tanecznym krokiem umkn�a mu. By�a to jej ulubiona rozrywka - dokuczanie mu, zmuszanie go do reagowania w taki czy inny spos�b. Spr�bowa� dosi�gn�� kartki z wypracowaniem - i obj�� j�, wbrew swojej woli. Iren by�a dziewczyn� �adn� i przedwcze�nie rozwini�t�. A ostatnio natura obdarzy�a j� hojnie, co z tak bliskiej odleg�o�ci wyra�nie dawa�o si� zauwa�y�. Mia�a zielone oczy i w�osy o naturalnym zielonkawym odcieniu. Nie farbowa�a ich; ho�a, wiosenna pi�kno��! Co gorsza, wiedzia�a o tym i stale poszukiwa�a nowych sposob�w pokazania swej niezwyk�ej urody. Tego dnia ubrana by�a w zielon� bluzk� i sp�dnic�, podkre�laj�ce jej figur�, oraz nosi�a zielone pantofelki, uwydatniaj�ce zgrabne nogi i stopy. Kr�tko m�wi�c, �wietnie si� przygotowa�a do tego spotkania i nie mia�a zamiaru pozwoli�, by spokojnie napisa� swoj� rozprawk�. Zaczerpn�a g��boko powietrza, co wtuli�o j� we� jeszcze bardziej. - B�d� krzycze� - wyszepta�a mu do ucha, naigrawaj�c si� ze�. Lecz Dor wiedzia�, jak sobie z ni� poradzi�. - Po�askocz� ci� - szepn��. - To nieuczciwe! Nie mog�aby wrzasn�� chichocz�c, a by�a bardzo czu�a na �askotki. Mo�e dlatego, �e uwa�a�a, i� m�ode damy powinny wci�� chichota�. Us�ysza�a gdzie�, �e �askotliwo�� czyni dziewcz�ta bardziej poci�gaj�cymi. D�onie Iren �mign�y szybko, usi�uj�c ukry� kartk� na piersiach, gdzie, jak wiedzia�a, nie o�mieli si� si�gn��. Ale Dor przewidzia� ten manewr i zd��y� z�apa� j� za nadgarstek. Wreszcie odzyska� papier, bo by� silniejszy od niej, a poza tym s�dzi�a, �e zbyt za�arta walka nie jest godna damy. Wizerunek by� dla niej niemal tak samo wa�ny, jak psoty. Pu�ci�a kartk�, lecz spr�bowa�a innej sztuczki. Obj�a go. - Poca�uj� ci�. By� jednak przygotowany tak�e i na to. Jej poca�unki mog�y nieoczekiwanie zamieni� si� w uk�szenie, zale�nie od nastroju. Nie nale�a�o jej ufa�; lecz, prawd� m�wi�c, zapasy z pannic� obudzi�y w nim ch�tk� na pieszczoty. Panowa�a nad nim bardziej ni� by�a tego �wiadoma. - Twoja matka patrzy! Iren pu�ci�a go natychmiast. By�a stale dokuczliwa, lecz w obecno�ci matki zawsze anielsko grzeczna. Dor nie by� pewien, czym to by�o spowodowane, ale podejrzewa�, �e niejak� rol� odgrywa�o tu pragnienie Kr�lowej, by Iren zosta�a jej nast�pczyni�, Iren nie chcia�a przys�u�y� si� matce, tak jak nie chcia�a przys�u�y� si� komukolwiek - za� tak otwarte okazywanie zainteresowania Dorem mog�oby j� skompromitowa�. Kr�lowa mia�a za z�e Dorowi, �e by� w pe�ni Magiem, podczas gdy jej c�rka zaledwie czarodziejk�, lecz nie zamierza�a dopu�ci�, by czyj�� inn� c�rk� uczyni� Kr�low�. Iren chcia�a zosta� Kr�low�, ale chcia�a r�wnie� dokuczy� matce - tak wi�c zawsze stara�a si� stwarza� pozory, �e to Dor jej si� narzuca, a ona mu si� opiera. Niekiedy rozliczne aspekty tej cynicznej gry bardzo si� komplikowa�y. Sam Dor nie by� zbyt pewny, co o tym wszystkim s�dzi. Cztery lata temu, gdy mia� dwana�cie lat, wyruszy� na niezwyk�� przygod� w przesz�o�� Xanth i przebywa� w ciele ros�ego, umi�nionego barbarzy�cy. Dowiedzia� si� w�wczas co nieco o sprawach m�sko-damskich. Poniewa� mia� sposobno�� odgrywania doros�ego, zanim sam dor�s�, to przeczuwa�, �e niekt�re gierki Iren s� bardzo ryzykowne, z czego ona nie zdaje sobie sprawy. Panowa� wiec zawsze nad sob� i odrzuca� jej kpi�ce awanse, chocia� czasem nie by�o to �atwe. Niekiedy miewa� dziwne, grzeszne sny, w kt�rych powraca�y jej niekt�re gierki - nie b�d�c ju� w�a�ciwie gierkami - i w kt�rych r�ka anonimowego cenzora wycina�a zakazane sceny. - G�upku! - krzykn�a gniewnie Iren, spogl�daj�c na nieruchomy obraz na �cianie. - Moja matka wcale nas nie obserwuje! - Uda�o mi si�, nie? - powiedzia� z zadowoleniem Dor. - Chcia�a� na�ladowa� duszyc� Millie, ale si� nie odwa�y�a�! By�a to podw�jna obelga, jako �e Millie, kt�ra przesta�a by� duchem jeszcze przed narodzinami Dora - ale dalej by�a tak nazywana - obdarzona by�a magicznym sex appealem, kt�rym pos�ugiwa�a si�, by usidli� jednego z mag�w Xanth, pos�pnego W�adc� Zombich, Dor zdoby� eliksir, kt�ry przywr�ci� �ycie Czarnoksi�nikowi. Duszyca Millie i W�adca Zombich teraz mieli ju� trzyletnie bli�ni�ta. Tak wiec Dor insynuowa� Iren, �e straci�a sw�j sex appeal i kobieco�� - to, o co tak usilnie zabiega�a. Trudno jednak by�o si� odgry��, bo Iren by�a wci�� bliska celu. Gdyby kiedykolwiek zapomnia�, �e jest rozwydrzonym bachorem, by�by w opalach - bo jaki� ukryty cenzor zdo�a�by wymaza� sen zmieniaj�cy si� w jaw�? Iren potrafi�a by� szalenie mi�a, je�eli tylko zechcia�a. A mo�e wtedy, gdy przestawa�a udawa�; nie by� tego pewien. - No c�, lepiej napisz t� durn� rozprawk�, bo inaczej Cherie ci� stratuje - powiedzia�a Iren, wpadaj�c winny nastr�j. - Je�eli chcesz, to pomog� ci w ortografii. Dor jednak nie uwierzy� jej i w tym przypadku. - Lepiej zrobi� to sam. - Oblejesz! Cherie nie zniesie twego nieuctwa. - Wiem - zgodzi� si� ponuro. Centaurzyca by�a straszliwym tyranem - to dlatego da�a mu takie zadanie. Gdyby uczy� go Chester, to Dor zajmowa�by si� raczej �ucznictwem, szermierk� i walk� na pi�ci, a jego ortografia by�aby jeszcze gorsza. Kr�l Trent �wietnie wiedzia�, co robi! - Wiem! - wykrzykn�a Iren. - Potrzebna ci ortograficzna pszczo�a! - Co? - Z�api� jedn� - powiedzia�a ochoczo. Przywdzia�a teraz mask� pomocnicy, a trudno si� by�o temu oprze�, bo bardzo potrzebowa� pomocy. - Zwabiaj� je literowe ro�liny. Wezm� jedn� z mojej kolekcji. I wybieg�a, ci�gn�c za sob� smug� s�odkiej woni; wygl�da�o na to, �e zacz�a si� perfumowa�! Dor z nies�ychanym trudem wydusi� nast�pne zdanie. "Karzdy f Zantch ma sfui flasny talend magicny; nje ma tfuch takih samyh" - pisa�. Trzyna�cie s��w wi�cej. Dr�twota! - Wcale nie - powiedzia� stolik. - Moim talentem jest m�wienie. Wiele rzeczy m�wi. - Nie jeste� osob�, jeste� rzecz� - poinformowa� go kr�tko Dor. - To nie tw�j talent, tylko m�j. To ja sprawi�em, �e nieo�ywione rzeczy m�wi�! - Eeee... - rzek� pos�pnie stolik. Wpad�a z powrotem Iren,, z ziarenkiem ze swojej kolekcji i z doniczk� nape�nion� ziemi�. - Oto jest. Mia�o kszta�t litery "L". Wetkn�a je w ziemi� i wyda�a magiczny rozkaz: - Ro�nij! Wykie�kowa�o i ros�o w tempie nie spotykanym w naturze. Na tym w�a�nie polega� jej talent. W ci�gu niewielu minut mog�a wyhodowa� olbrzymi d�b z malutkiej siewki; gdy si� skoncentrowa�a, mog�a te� nada� monstrualne rozmiary ju� wyro�ni�tej ro�linie. Nie mog�a jednak przemieni� ro�liny w ca�kowicie odmienn� istot�, co potrafi� uczyni�, jej ojciec, nie mog�a te� o�ywi� bezdusznych rzeczy - jak to czyni� Dor i W�adca Zombich; nie uwa�ano jej wi�c za Czarodziejk� obdarzon� pe�nymi zdolno�ciami - i z tej przyczyny nieustannie zamartwia�a si�. Jednak znakomicie czyni�a to, co potrafi�a zrobi� - a by�o to hodowanie ro�lin. G��wny p�d ro�liny literowej osi�gn�� grubo�� r�ki. W�wczas rozga��zi�a si� i zakwit�a - ka�dy kwiat mia� kszta�t jednej z liter alfabetu. Kwiaty wydziela�y delikatny, dziwny zapach - troch� jak wo� atramentu, troch� jak wo� starych, zbutwia�ych ksi�g. Jak tego oczekiwali, pojawi�a si� du�a, kosmata pszczo�a. Brz�cza�a od kwiatu do kwiatu, zrywaj�c je i upychaj�c do ma�ych koszyczk�w na swych sze�ciu n�kach. Szybko wype�ni�a wszystkie i by�a gotowa do odlotu. Ale Iren zamkn�a drzwi i wszystkie okna. - To moja ro�lina literowa - powiedzia�a pszczole. - Musisz zap�aci� za te kwiaty. - Bzzzzz... - pszczo�a zabrz�cza�a gniewnie, lecz zgodzi�a si�. Zna�a zasady. Szybko podawa�a Dorowi prawid�ow� pisowni�. Musia� tylko wym�wi� dane s�owo, a pszczo�a uk�ada�a je ze swoich kwiat�w. Nie by�o takiego s�owa, kt�rego nie potrafi�aby napisa�. - No i fajnie, wykona�am dzienny plan dobrych uczynk�w - powiedzia�a Iren. - Id� teraz pop�ywa� z Zilich. Nie wypu�� pszczo�y, zanim nie napiszesz rozprawki i nie m�w mojej matce, �e przesta�am ci� dr�czy�, no i daj zna�, jak sko�czysz! - Dlaczego mia�bym ci� informowa�, �e sko�czy�em? - za pyta�. - Przecie� nie jeste� moj� nauczycielk�! - Idioto, przecie� musz� twierdzi�, �e dokucza�am ci przez ca�y czas, gdy odrabia�e� lekcje! - odpar�a rozs�dnie, - Ugoda ze mn�, a mamy �wi�ty spok�j przez ca�y dzie�. Rozumiesz wreszcie, t�paku? Najwyra�niej proponowa�a mu uk�ad; pozostawi go w spokoju, je�eli jej nie wyda, �e to zrobi�a. Wypada�o si� zgodzi�. - Jasne, zielononosa - zgodzi� si�. - I uwa�aj na pszczo�� - ostrzeg�a go, wymykaj�c si� z pokoju. - Musi poda� pisowni� ka�dego w�a�ciwego wyrazu, ale nie zareaguje, je�li nie u�yjesz w�a�ciwego s�owa. - Pszczo�a rzuci�a si� ku uchylonym drzwiom, ale Iren zd��y�a je przed ni� zatrzasn��. - No c�, ortograficzna pszczo�o - rzek� Dor. - Nie bawi mnie to wcale, tak jak i ciebie. Im szybciej sko�czymy, tym pr�dzej si� st�d wydostaniemy. Pszczo�a wcale nie by�a zadowolona, ale zabrz�cza�a zrezygnowana. By�a przyzwyczajona do przestrzegania zasad, a nie by�o regu� bardziej drobiazgowych i bezsensownych ni� regu�y ortograficzne. Dor odczyta� g�o�no dwa pierwsze zdania, robi�c przerw� po ka�dym s�owie, by zd��y�a je u�o�y�. Nie dowierza� pszczole, ale wiedzia�, �e nie jest w stanie poda� b��dnej pisowni, cho�by nie wiem jak chcia�a zrobi� mu na z�o��. "Niekt�rzy mog� zaklina� rzeczy" - ci�gn�� powoli. - "A inni potrafi� wyczarowa� d� lub z�udzenie, lub mog� wzbi� si� w powietrze. Ale w Mundanii nikt nie czaruje, wi�c jest strasznie nudno. Nie ma tam �adnych smok�w. Zamiast nich s� nied�wiedzie i konie, i mn�stwo innych potwor�w". Przerwa�, �eby policzy� s�owa. Ju� osiemdziesi�t dwa! Jeszcze tylko osiem - nie, wi�cej; przeliczy� na palcach. Dwadzie�cia osiem. Ale niemal wyczerpa� temat. I co teraz? Hm, mo�e co� konkretnego: "Naszym w�adc� jest Kr�l Trent, kt�rzy rz�dzi ju� siedemna�cie lat. Przemienia on ludzi w inne stworzenia". Oto nast�pne szesna�cie s��w, co dawa�o razem - patrzcie, dziewi��dziesi�t dziewi�� s��w! Musia� przedtem �le policzy�. Jeszcze tylko jedno s�owo i sko�czy! Ale jakim s�owem mo�na by to zako�czy�? Nic nie m�g� wymy�li�. W ko�cu spr�y� si� i wydusi� jeszcze jedno ca�e zdanie: "Nikt nie jest tu prze�ladowany; �yjemy w pokoju". Ale to ca�e dziewi�� s��w wi�cej - o osiem za du�o! Takie marnowanie energii bardzo go zabola�o. Westchn��. Nic nie mo�na na to poradzi�. Musia� wykorzysta� te s�owa, skoro ju� je mia�! Spisa� wszystko tak, jak u�o�y�a pszczo�a, wymawiaj�c ka�de s�owo uwa�nie, by dobrze je poj�a. By� przekonany, �e pszczo�a ma niewielkie poczucie ci�g�o�ci albo nie ma go wcale; po prostu uk�ada ka�de s�owo oddzielnie. W porywie szale�czej wspania�omy�lno�ci doda� jeszcze cztery s�owa: "Moja opowie�� jest zako�czona". Dawa�o to rozprawk� ze stu dwunastu s��w. Centaurzyca Cherie powinna da� mu za to najlepszy stopie�! - W porz�dku, ortograficzna pszczo�o - rzek�. - Zrobi�a� swoje. Jeste� wolna, razem ze swoimi literami. Otworzy� okno, a pszczo�a wylecia�a przez nie brz�cz�c z zadowoleniem: - Bzzzzz! - Teraz musz� dostarczy� to mojej ukochanej nauczycielce, oby pogryz�y j� pch�y - powiedzia� do siebie. - Ale jak tego dokona� w spos�b, kt�ry uniemo�liwi�by jej zadanie mi dodatkowej roboty? Wiedzia� bowiem - jak wszyscy ucz�cy si� - �e zasadniczym celem kszta�cenia by�o nie tyle nauczenie m�odych czego� po�ytecznego, ile wype�nienie ca�ego ich czasu nieprzyjemno�ciami. Doro�li byli przekonani, �e nieletni musz� cierpie�. Dopiero porcja cierpie�, odzieraj�ca z niemal ca�ej wrodzonej beztroski i niewinno�ci, czyni�a ich statecznymi, co pozwala�o uzna� ich za dojrza�ych. Doros�y to w istocie za�amane dziecko. - To do mnie? - spyta�a pod�oga. Nieo�ywione rzeczy rzadko mia�y cho� troch� rozumu, dlatego nie poprosi� �adnej z nich o pomoc w ortografii. - Nie, m�wi� do samego siebie. - Dobra. Wi�c nie powiem ci, jak z�apa� papierow� os�. - I tak nie m�g�bym jej z�apa�. U��dli�aby mnie. - Nie musia�by� jej �apa�. Jest pode mn�. G�upia wlaz�a pod sp�d w nocy i nie mo�e si� wydosta�. Tam jest ciemno. To by�a dobra wiadomo��. - Powiedz jej, �e j� stamt�d wyci�gn�, je�eli dor�czy moj� rozprawk�. Przez chwil� s�ycha� by�o mamrotanie rozmawiaj�cej z os� pod�ogi. Potem ta ostatnia zn�w przem�wi�a do Dora: - Ona m�wi, �e to uczciwa wymiana: - Dobra. Powiedz jej, gdzie jest szpara na tyle du�a, by mog�a si� przez ni� przedosta� do pokoju. Wkr�tce pojawi�a si� osa. Du�a, o w�skiej talii, w mi�ym czerwono-br�zowym kolorze - �adna samiczka swego gatunku, oszpecona nieco smugami kurzu na skrzyd�ach. - Bzzz? - zabrz�cza�a, strzepuj�c kurz, a� sta�a si� na powr�t urocza. Dor poda� jej kartk� i otworzy� okno. - Zanie� to do centaurzycy Cherie. Potem b�dziesz wolna. Usiad�a na chwil� na parapecie trzymaj�c papier. - Bzzz? - spyta�a zn�w. Dor nie zna� j�zyka os, a nie by�o w pobli�u jego przyjaciela, golema Grandy, kt�ry nim m�wi�. Wydawa�o mu si� jednak, �e wie, co ni� na my�li osa. - Nie radz� ci u��dli� Cherie. Potrafi ona trzepn�� ogonem jak batem i nigdy nie chybia muchy. Albo czyjego� siedzenia, doda� w my�li, je�li ten kto� jest na tyle g�upi, by sprzeciwia� si� jej poleceniom. Dor przekona� si� o tym na w�asnej sk�rze. Osa, pomrukuj�c z zadowoleniem, wylecia�a z kartk� przez okno. Dor wiedzia�, �e j� dostarczy; tak jak i ortograficzna pszczo�a, musia�a dzia�a� zgodnie ze sw� natur�. Papierowa osa nie mog�a zaprzepa�ci� papieru. Dor poszed� opowiedzie� wszystko Iren. Znalaz� j� z po�udniowej strony zamku, w kostiumie k�pielowym, p�ywaj�c� wraz z zadowolon� krow� morsk�, kt�r� karmi�a morskim owsem, magicznie wyhodowanym na brzegu. Na widok Dora Zilich zamrucza�a, ostrzegaj�c Iren. - Hej, Dor, chod� pop�ywa�! - zawo�a�a Iren. - W fosie z potworami? - odci�� si�. - Przegrodzi�am j� rz�dem maczugowatych d�b�w, wzmacniaj�cych kwietn� �cian� - odpar�a. - �aden potw�r si� nie przedostanie. Dor przyjrza� si�. Jaki� potw�r z fosy p�ywa� wzd�u� linii maczugowc�w. W pewnej chwili zbytnio si� do nich przybli�y� i oberwa� celnie wymierzon� maczug�. Nie mog�y przedrze� si� przez te drzewa! Dor i tak wola� pozosta� na brzegu. Nie mia� poj�cia, co mog�aby zrobi� w wodzie Zilich. - My�la�em o potworach po tej stronie - rzek�. - Chcia�em ci tylko powiedzie�, �e rozprawka ju� sko�czona i wys�ana do nauczycielki. - Potwory po tej stronie! - powt�rzy�a Iren, przygl�daj�c si� sobie. - Bierz go, Weedles! - Z wody wynurzy�a si� macka i owin�a wok� jego kostki. Jeszcze jedna, z jej filuternych ro�lin. - Zabierz to! - wrzasn�� Dor m��c�c r�kami, bo macka szarpn�a go za nog�. Nic mu to nie pomog�o. Straci� r�wnowag� i z wielkim pluskiem wpad� do fosy. - Ho, ho, ho! - roze�mia�a si� woda. - To chyba ostudzi twoje zapa�y! Dor w�ciekle uderzy� pi�ci� w powierzchni� wody, ale to nic nie da�o. Czy chcia� tego, czy nie, i tak p�ywa�, ca�kowicie ubrany! - Hej, co� mi si� przypomnia�o! - zawo�a�a Iren. - Czy definiowa�e� s�owa dla ortograficznej pszczo�y? - Jasne, �e nie - wymamrota� Dor, pr�buj�c wygramoli� si� na brzeg i pl�cz�c si� w mackach ro�liny, kt�ra wci�ga�a go z powrotem. Duma nie pozwala�a mu poprosi� o pomoc Iren, kt�rej jedno s�owo mog�o poskromi� ro�lin�. W ko�cu sama dostrzeg�a konieczno�� pomocy. - Pu�� go, Weedles - powiedzia�a i ro�lina wci�gn�a swe macki. Iren wr�ci�a do tematu: - Mog� by� k�opoty. Je�eli u�y�e� jakich� homonim�w... - Nie, nie u�y�em. Nigdy przedtem o nich nie s�ysza�em. Weedles ju� go nie atakowa�a, ale za ka�dym razem, gdy Dor pr�bowa� podp�yn�� do brzegu, ro�lina przeszkadza�a mu w tym. Rozdra�ni� Iren docinkiem o potworach i m�ci�a si� na nim bezlito�nie. Pod tym wzgl�dem dor�wnywa�a matce. Czasami Dor my�la� sobie, �e �wiat by�by o wiele lepszy, gdyby wytracono wszystkie kobiety. - R�ne s�owa, kt�re brzmi� tak samo, g�upku! - odpar�a z dziewcz�c� arogancj�. - Odmienna pisownia. Ortograficzna pszczo�a nie jest zbyt bystra. Je�eli nie powiedzia�e� jej dok�adnie, o kt�re s�owa... - Odmienna pisownia? - zapyta� z dreszczem niepokoju. - Jak "buk" i "B�g" - odpar�a, popisuj�c si� bezczelnie, jak to dziewczyny potrafi�. Albo "m�r" i "mur". Albo "morze" i "mo�e". �adnego zwi�zku, tylko to samo brzmienie. Czy u�y�e� s��w tego rodzaju? Dor usi�owa� przypomnie� sobie rozprawk�, ju� niemal zapomnian�. - Chyba wspomnia�em co� o wie�y. - To mog�o da� wierzy! - wykrzykn�a ze �miechem. - Ta pszczo�a mo�e nie jest bystra, ale na pewno nie by�a zadowolona z konieczno�ci zapracowania na litery! Dor, ty zawsze wpadasz w tarapaty! Poczekaj, niech no tylko centaurzyca Cherie to przeczyta! - Och, daj spok�j! - warkn�� niezadowolony. Jak wielu homonim�w u�y�? - Wie�y-wierzy! - wykrzykn�a, podp�ywaj�c bli�ej i szarpi�c jego ubranie. Materia�, nie przeznaczony do k�pieli, rozdar� si� bardzo �atwo, na wp� ods�aniaj�c tors Dora. - Wierzy wierzy, wierzy! - zrewan�owa� si� z w�ciek�o�ci� i szarpn�� g�r� jej kostiumu k�pielowego. Tak�e i ten materia� ust�pi� zdumiewaj�co �atwo, ujawniaj�c, �e jej cia�o jest rzeczywi�cie tak kszta�tne, jak to sugerowa�y stroje. Jej matka, Kr�lowa, cz�sto upi�ksza�a si� za pomoc� iluzji. Iren nie musia�a. - Oooooo! - pisn�a rado�nie. - Mam ci�! I zn�w zdar�a z niego troch� ubrania, nie poprzestaj�c na koszuli. Dor odwzajemni� si� tym samym, a zaintrygowanie tym, co m�g� dojrze� w bryzgach wody, u�mierzy�o jego z�o��. Po chwili obydwoje byli ca�kiem nadzy, roze�miani. Wygl�da�o to tak, jakby w z�o�ci uczynili co�, czego nie odwa�yliby si� uczyni� w innym przypadku, chocia� pragn�li tego. I wtedy przyk�usowa�a Cherie. Mia�a tors bardzo zgrabnej kobiety, tyln� cz�� stanowi� zad przepi�knego konia. Twierdzono, �e Mundania by�a krajem pi�knych kobiet i szybkich koni - a mo�e nale�a�oby zamieni� przymiotniki; Xanth by� krain�, w kt�rej tworzy�y jedno��. Br�zowe, ludzkie w�osy Cherie sp�ywa�y do ty�u, opadaj�c na br�zow� ko�sk� sier��, a jej pi�kny ogon stanowi� ich odpowiednik. Nie nosi�a �adnej odzie�y, bo centaury nie przepada�y za takimi sztuczno�ciami, a Cherie by�a stara - pomimo swego wygl�du; nale�a�a do pokolenia ojca Dora. Czyni�o j� to o wiele mniej interesuj�c� ni� Iren. - Co do tej kartki, Dor... - zacz�a Cherie. Dor i Iren zamarli, u�wiadamiaj�c sobie nagle okoliczno�ci. Nadzy, niemal obejmuj�cy si�, w wodzie. Weedles bawi� si� cz�ciami ich garderoby. Na pewno nie by�o to odpowiednie zachowanie i mog�o spowodowa� nieporozumienia. Ale Cherie by�a poch�oni�ta esejem. Potrz�sn�a g�ow� tak, �e w�osy opad�y jej na piersi - gest ten sygnalizowa� powa�ne sprawy. - Czy mogliby�cie na chwil� przerwa� wasze gry erotyczne? - spyta�a. - Chcia�abym om�wi� pisownie tego eseju. Centaury nie zwracaj� zbytniej uwagi na to, czym zajmuje si� dwoje ludzi w wodzie; dla nich takie zaj�cia s� czym� naturalnym. Ale gdyby Cherie opowiedzia�a o tym Kr�lowej... - Hm, c� - powiedzia� Dor, pragn�c znikn�� pod wod�. - Ale zanim przejd� do dok�adnego om�wienia, uzyskajmy i inn� opini� - tu Cherie przybli�y�a kartk� tak, by Iren mog�a przeczyta�. Iren by�a r�wnie zak�opotana swoim po�o�eniem, jak Dor. Wdycha�a powietrze, usi�uj�c zmniejszy� sw� zdolno�� utrzymania si� na powierzchni wody, ale krztusi�a si� po chwili i musia�a zaczerpn�� powietrza - wi�c zn�w si� wynurzy�a, w czym pomaga�y niekt�re partie jej cia�a. Jednak to, co przeczyta�a, zmieni�o jej nastr�j. - No nie! - wykrzykn�a. - Ale numer! - parskn�a rado�nie. - Dor, tym razem przeszed�e� samego siebie! To najgorsze, co mog�o si� przydarzy�! - wo�a�a weso�o. - Co jest takie �mieszne? - spyta�a woda, a jej ciekawo�� udzieli�a si� ska�om, piaskowi i innym nieo�ywionym rzeczom znajduj�cym si� w zasi�gu talentu Dora. Cherie nie pochwala�a magii u centaur�w - by�a ze staromodnej, konserwatywnej szko�y, traktuj�cej magiczne zdolno�ci cywilizowanych gatunk�w Xanth jako co� nieprzyzwoitego, lecz docenia�a stosowanie jej przez istoty ludzkie. - Przeczytam ci tekst, staraj�c si� wym�wi� wyrazy tak, jak zosta�y napisane -powiedzia�a. Kiedy uczyni�a to - ujawni�y si� nowe znaczenia s��w, chocia� ich wymowa nie uleg�a zmianie. Dor przerazi� si�. By�o to o wiele gorsze ni� si� spodziewa�a. - Kraina Xanth - kupi� drzwi. Oko mieszka gospoda...( Gdy sko�czy�a czyta�, Iren p�aka�a ze �miechu, Zilich rycza�a rado�nie, woda, pla�a i kamienie rechota�y, maczugowce poklepywa�y si� wzajemnie po ga��ziach, a potwory z fosy �mia�y si� rubasznie. Nawet centaurzyca Cherie z trudem hamowa�a wybuch �miechu. Dor by� jedyn� istot� niezdoln� do zachwytu nad niezwyk�ym komizmem tego tekstu; z rozkosz� zapad�by si� pod ziemi�. - Czy� to nie cudowne? - j�kn�a rado�nie Iren. I wszystkie stworzenia oraz krajobraz na nowo parskn�y weso�ym �miechem. Nawet kamienie roni�y �zy rado�ci. Cherie panowa�a nad sw� weso�o�ci� na tyle, by przybra� gro�n� min�. - Lepiej opowiem o tym Kr�lowi, Dor. O, nie! W jakie jeszcze k�opoty mia�by wpa�� jednego popo�udnia? Mia�by szcz�cie, gdyby Kr�l Trent nie zmieni� go w �limaka i nie wrzuci� na powr�t do fosy. I jakby nie wystarczy�o oblanie tej pracy - zosta� przy�apanym nago z kr�lewsk� c�rk�! Dor owin�� resztki ubrania wok� �rodkowych partii swej osoby i wygramoli� si� z wody. Nie ma rady, musi przez to przebrn��. Wpad� do domu, �eby si� przebra�. Liczy�, �e nie b�dzie matki, ale akurat sprz�ta�a. Na szcz�cie znajdowa�a si� w�a�nie w fazie nimfy i wygl�da�a jak �licznotka, cho� dobiega�a ju� czterdziestki. Nie by�o pi�kniejszej od Cameleon, kiedy znajdowa�a si� u szczytu cyklu, i brzydszej - przy jego ko�cu. Jej inteligencja podlega�a odwrotnym przemianom, wi�c teraz by�a najg�upsza. Nie mia�a do�� rozumu, by go spyta�, dlaczego jest owini�ty w mokre strz�py ubrania i dlaczego wszystko na jego drodze chichocze. Dostrzeg�a jednak wod�. - Nie zamocz pod�ogi, skarbie - ostrzeg�a go. - Zaraz si� wysusz� - uspokoi� j�. - P�ywa�em z Iren. - To mi�o - odrzek�a. Wkr�tce szed� ju� do Kr�la, kt�ry zawsze spotyka� si� z nim w bibliotece. Gdy wchodzi� po schodach, serce �omota�o mu niespokojnie. Centaurzyca Cherie na pewno pokaza�a Kr�lowi jego esej, zanim po niego przysz�a; mo�e Kr�l nic nie wie o zdarzeniu w fosie. Kr�l Trent oczekiwa� go. By� to krzepki, siwiej�cy, przystojny m�czyzna, dobiegaj�cy sze��dziesi�tki. Kiedy umrze, Dor prawdopodobnie odziedziczy koron� Xanth. Ale nie by�o mu spieszno do obj�cia tronu. - Witaj, Dor - rzek� Kr�l, potrz�saj�c jak zwykle energicznie jego d�oni�. - Wygl�dasz dzisiaj czysto i �wie�o. To dzi�ki przygodzie w fosie. Te� spos�b na k�piel! Czy Kr�l kpi z niego? Nie, to nie s� metody Trenta. - Tak, Wasza Wysoko�� - odpar� ze skr�powaniem. - Mam dla ciebie powa�ne wie�ci. Dor zesztywnia�. - Tak, Wasza Kr�lewska Mo��. Przykro mi. Trent u�miechn�� si�. - Och, to nie ma nic wsp�lnego z twoim esejem. Prawd� m�wi�c i ja w m�odo�ci nie by�em zbyt mocny w ortografii. To przychodzi dopiero z czasem. Twarz Kr�la spowa�nia�a i Dor zl�k� si�, wiedz�c, �e Trenta martwi to drugie zdarzenie. Dor chcia� wszystko wyja�ni�, lecz zda� sobie spraw�, �e brzmia�oby to jak usprawiedliwianie si�. Za� Kr�lowie i przyszli Kr�lowie nie usprawiedliwiaj� si�; by�oby to niekorzystne dla ich wizerunku. Czeka� wi�c w przera�aj�cym milczeniu. - Prosz�, Dor, nie martw si�! - powiedzia� Kr�l. - To wa�ne. - To by� przypadek! - wybuchn�� Dor, bo poczucie winy przewa�y�o. Jak trudno zachowywa� si� po kr�lewsku! - Czy�by� mia� na my�li upadek do fosy? Potwierdzenie by�o r�wnie nieprzyjemne jak podejrzenia! - Tak, Wasza Wysoko��. Dor zda� sobie spraw�, �e by�oby nierozwa�nie zrzuci� win� na Iren. - Najzabawniejsze pluskanie si�, jakie zdarzy�o mi si� widzie� w ostatnich czasach - rzek� Kr�l Trent z dostojnym u�miechem. - Widzia�em wszystko z okna. Wci�gn�a ci�, oczywi�cie, a potem poszarpa�a ci ubranie. Kobiece metody. - Nie jeste� z�y? - Dor, ufam ci. Zazwyczaj popadasz w tarapaty przy drobnostkach, ale �wietnie sobie radzisz w powa�nych sprawach. Musz� r�wnie� przyzna�, �e moja c�rka potrafi czasem by� bardzo prowokuj�cym bachorem. Poza tym lepiej jest wpada� w k�opoty, gdy si� jest do�� m�odym, by nabiera� w ten spos�b do�wiadczenia. Gdy zostaniesz Kr�lem, nie b�dziesz mia� tej przyjemno�ci. - A wi�c nie dlatego mnie wezwa�e�? - zapyta� z ulg� Dor. - Gdybym mia� czas i mo�liwo��, te� bym si� pluska� w fosie. - Kr�l powr�ci� do interes�w, a jego u�miech znik�. - Kr�lowa i ja wybieramy si� w oficjaln� podr� do Mundanii. Przewidujemy, �e zajmie nam to tydzie�. Musimy przedosta� si� przez ciemne wody, w g�r� wielkiej rzeki, a� do obl�onego kr�lestwa w g�rach, otoczonego zewsz�d przez wrogie ludy A, B i K. Normalna wymiana zosta�a prawie ca�kowicie zahamowana; kupcy nie mog� si� przedrze� przez wrogie krainy - tak przynajmniej poinformowali mnie moi zwiadowcy. Z zadowoleniem przyj�li nasz� ofert� handlu. Ale szczeg�y pozosta�y niejasne; b�d� musia� sam nad tym popracowa�. Jestem jedyn� osob� we w�adzach Xanth, kt�ra na tyle zna Mundani�, by sobie z tym poradzi�. To skromny, ostro�ny pocz�tek je�li jednak nawi��emy ograniczone, trwa�e stosunki handlowe z kt�r�� z cz�ci Mundanii, mo�e si� to okaza� korzystne, cho�by tylko dla zdobycia do�wiadczenia. Wybieramy si� teraz, bo w Xanth panuje spok�j. B�dziesz kr�lem w czasie mojej nieobecno�ci i b�dziesz rz�dzi� Xanth. To ca�kowicie zaskoczy�o Dora. - Ja kr�lem? - Za tydzie� od dzisiaj. Uwa�a�em, �e lepiej ci� uprzedzi�. - Ale� ja nie mog� by� kr�lem! Nie mam poj�cia o... - S�dz�, �e to �wietna okazja do nauczenia si�, Dor. W kr�lestwie panuje spok�j, jeste� popularny, no i jest dw�ch innych Mag�w, mog�cych ci doradza� - mrugn�� do Dora. - Kr�lowa zaproponowa�a, �e zostanie i b�dzie ci� wspiera� rad�, lecz upar�em si�, �e jej obecno�� jest dla mnie niezb�dna. Powiniene� by� przygotowany, na wypadek, gdyby nagle spad�y na ciebie takie obowi�zki, by nie przygwo�dzi�o ci� brzemi� w�adzy. Dor doceni� logik� Kr�la, pomimo szoku spowodowanego nag�ym obarczeniem odpowiedzialno�ci�. Gdyby Kr�lowa pozosta�a w Xanth, rz�dzi�aby wszystkim i nie nabra�by �adnego do�wiadczenia. Dwaj pozostali Magowie, Humfrey i W�adca Zombich, nie b�d� si� w og�le wtr�ca�; �aden z nich nie bra� dobrowolnie udzia�u w codziennych sprawach Xanth. Tak wi�c Dor b�dzie mia� woln� r�k� - a o to w�a�nie chodzi�o Kr�lowi Trentowi. Ale ta druga wzmianka - o spadaj�cych nagle na niego obowi�zkach? Czy�by to by�a sugestia, �e z Kr�lem Trentem by�o co� nie tak? Przerazi�o to Dora. - Minie jeszcze przecie� du�o czasu, zanim... to znaczy... - Nie obawiaj si� przesadnie - odpar� Kr�l Trent, jak zwykle rozumiej�c niezgrabnie wyra�on� my�l Dora. - Nie mam jeszcze sze��dziesi�tki, a przypuszczam, �e dobijesz trzydziestki, zanim brzemi� spadnie na ciebie. Ciesz� si� dobrym zdrowiem. Musimy jednak by� przygotowani na niespodzianki. A teraz, czy jest co�, do czego chcia�by� si� przygotowa�? - Hm... - Dor dalej by� jak sparali�owany. - Czy to nie mo�e pozosta� tajemnic�? - Kr�lowanie trudno utrzyma� w sekrecie, Dor. - To znaczy, czy wszyscy musz� wiedzie�, �e odszed�e� z Xanth? Gdyby my�leli, �e jeste� w pobli�u, �e to tylko pr�ba... Kr�l Trent zmarszczy� brwi. - Czy�by� nie czu� si� na si�ach? - Nie, Wasza Wysoko��! Kr�l westchn��. - Dor, jestem rozczarowany, ale nie dziwi� si�. S�dz�, �e sam siebie nie doceniasz, lecz jeste� jeszcze m�ody i nie jest moim zamiarem przysparzanie ci niepotrzebnych k�opot�w. Mo�emy og�osi�, �e Kr�lowa i ja wybieramy si� na tygodniowy urlop - roboczy urlop - i pozwalamy ci nabiera� do�wiadczenia w przysz�ych obowi�zkach. Nie wydaje mi si�, �eby to zbyt daleko odbiega�o od prawdy. B�dziemy pracowa�, a odwiedziny w Mundanii to dla mnie urlop. Kr�lowa nigdy tam nie by�a; b�dzie to dla niej nowo�ci�. Ale musisz zdawa� sobie spraw� z tego, �e nie b�dziemy mogli ci pom�c w razie jakich� trudno�ci. Jedynie Rada Starszych i pozostali Magowie b�d� wiedzieli, gdzie jestem. Kolana ugi�y si� pod Dorem. - Dzi�kuj�, Wasza Wysoko��. Postaram si� nie sfuszerowa�. - Postaraj si�. Nie wpadnij do fosy! - powiedzia� z u�miechem Kr�l Trent. - I nie pozw�l mojej c�rce rz�dzi� sob�. To nie przystoi Kr�lowi - potrz�sn�� g�ow�. - Ale z niej j�dza, co? Kiedy �ci�gn��e� z niej kostium... - Hmmmm - Dor zaczerwieni� si�. Mia� nadziej�, �e ju� do tego nie wr�c�. - Zas�u�y�a na to! Kr�lowa i ja byli�my dla niej zbyt pob�a�liwi! Musia�em zagrozi� Iris, �e przemieni� j� w kaktus, �eby si� nie wtr�ci�a. No i okaza�o si�, �e mia�em racj� - poradzili�cie sobie sami. W�a�ciwie to centaurzyca Cherie przerwa�a walk�, bo inaczej nie wiadomo, czym to by si� sko�czy�o. Chocia� raz w �yciu Dor by� wdzi�czny Cherie za interwencj�. By� mo�e Kr�l wiedzia� i o tym. - Uff, dzi�ki, to znaczy, tak, Wasza Wysoko�� - s�abo zgodzi� si� Dor. To niemal nadmiar zrozumienia. Kr�lowa na pewno potraktowa�aby go o wiele ostrzej. Wiedzia� jednak, �e Kr�l nie �artowa� z tym kaktusem; wygl�da� na dobrodusznego, ale nie tolerowa� �adnej niesubordynacji. By�a to oczywi�cie jedna z g��wnych zalet jego panowania. Niestety, talent Dora nie by� tak skuteczny. Nie potrafi� przekszta�ca� tych, kt�rzy mu si� przeciwstawiali. Co m�g�by uczyni�, gdyby kto� nie pos�ucha� jego rozkazu? Nie mia� poj�cia. - W ka�dym b�d� razie, musisz sobie poradzi� - powiedzia� Kr�l Trent. - Zale�y mi na tym, aby� da� sobie rad�, bez wzgl�du na wyczyny mojej c�rki. - Tak, Wasza Wysoko�� - zgodzi� si� Dor bez wielkiego entuzjazmu. - Czy naprawd� musisz jecha�? - Musz�, Dor. My�l�, �e to znakomita sposobno��, aby wznowi� handel. Mundania ma wielkie i ma�o wykorzystywane bogactwa, mog�ce przysporzy� nam wiele korzy�ci, my za� mo�emy im w zamian zaoferowa� nasze zdolno�ci magiczne. Do tej pory handlowali�my z Mundania tylko sporadycznie, ze wzgl�du na trudno�ci w porozumiewaniu si�. Potrzebne s� nam trwa�e, osobiste kontakty. Musimy zachowa� maksymaln� ostro�no��, bo nie chcieliby�my, �eby Mundania zn�w napad�a na Xanth. Dlatego pr�bujemy nawi�za� stosunki z ma�ym kr�lestwem, kt�re nie b�dzie w stanie dokona� agresji, cho�by mia�o taki zamiar. Dor doceni� m�dro�� Kr�la. Wiele razy fale munda�skich najazd�w przetacza�y si� przez Xanth, a� wreszcie podj�to �rodki zaradcze. Teraz nie by�o bitej drogi z Mundanii do Xanth; czas munda�ski wydawa� si� p�yn�� odmiennie, wi�c kontakty by�y dorywcze. Za to ka�dy mieszkaniec Xanth m�g� wybra� si� do Mundanii - wystarczy�o, by przekroczy� granice krainy magii. Powr�t by� mo�liwy, je�eli dobrze zapami�ta�o si� drog�. Pozostawa�o to jednak w sferze teorii - nikt nie chcia� opuszcza� Xanth, bo musia�by zrezygnowa� ze swych magicznych zdolno�ci. Dor musia� przyzna�, �e by�y jednak pewne wyj�tki. Jego matka, Cameleon, my�la�a o opuszczeniu Xanth, zanim spotka�a jego ojca, Binka, aby uwolni� si� od cyklicznych przemian. Tak�e Gorgona sp�dzi�a kilka lat w Mundanii, gdzie ludzie nie zamieniali si� w kamie� na widok jej twarzy. Pewno byli i inni. Ale to desperackie decyzje. Xanth najwyra�niej by� tak wspania�� krain�, �e tylko nieliczni opuszczali go z w�asnej woli. - Hrnmm, przypu��my, �e Wasza Wysoko�� zginie? - zapyta� z niepokojem Dor. - Zapominasz, �e ju� by�em w Mundanii. Znam drog�. - Ale Mundania zmienia si�! Nie mo�esz powr�ci� tam, gdzie by�e�! - Mo�liwe. Z pewno�ci� nie zabra�bym Kr�lowej tam, gdzie zawar�em pierwsze ma��e�stwo. - Kr�l zamilk� na chwil�, Dor tak�e, bo wiedzia�, �e nie nale�y o tym dyskutowa�. - Kr�l Trent mia� w Mundanii �on� i dziecko, lecz utraci� ich i dlatego powr�ci� do Xanth, gdzie zosta� Kr�lem. Trent nigdy nie wr�ci�by do Xanth, gdyby jego rodzina �y�a. - Wierz�, �e jako� sobie poradz�. Dor by� jednak pe�en obaw. - Mundania to niebezpieczny kraj, w kt�rym �yj� nied�wiedzie, konie i tym podobne potwory! - Dowiedzia�em si� o tym z twojego eseju. Wcale nie twierdz�, Dor, �e nie jest to ryzykowna wyprawa, ale uwa�am, �e korzy�ci, jakie mo�emy osi�gn��, s� warte tego ryzyka. �wietnie w�adam mieczem, no i mia�em dwadzie�cia lat na doskonalenie sposob�w prze�ycia nie opartych na magii. Musz� si� poza tym przyzna�, �e troch� brak mi Mundanii - i to chyba jest ukryty pow�d tej wyprawy. - Kr�l zn�w si� zamy�li�, po czym zmieni� temat. - Najtrudniejsze jest samo przej�cie. Przechodz�c do Mundanii mo�emy znale�� si� w dowolnym punkcie jej historii. Do tej pory nie mogli�my wybiera� tego punktu i musieli�my si� zda� na przypadek. Kr�lowa utrzymuje jednak, �e odkry�a spos�b, by unikn�� skoku w czasie. To jedna z przyczyn, dla kt�rych sam musz� negocjowa� uk�ad handlowy. Nie s�dz�, by kto� inny poradzi� sobie z niebezpiecze�stwami przej�cia. Mo�emy nie dotrze� do wybranego kr�lestwa, albo dosta� si� tam i nic nie uzyska�; w takim przypadku odpowiedzialny b�d� tylko ja. - Ale skoro nie wiesz, gdzie pojawisz si� w Mundanii, to sk�d wiesz, �e osi�gniesz jakie� korzy�ci? Przecie� mo�esz si� znale�� w zupe�nie innym miejscu. - Jak powiedzia�em, uzyska�em pewne wskaz�wki. Poza tym s�dz�, �e istniej� teraz okoliczno�ci sprzyjaj�ce wej�ciu w wieki �rednie Mundanii; Kr�lowa zajmowa�a si� tym problemem i twierdzi, �e potrafi tak zharmonizowa� nasze przej�cie, �e trafimy do miejsca, gdzie dzia�ali nasi zwiadowcy. S� tam podobno ogromne zasoby drewna i p��tna - mogliby�my je magicznie przetworzy� w kunsztowne rze�by i pi�kne stroje. By� mo�e nadarzy si� co� innego. Albo nic. Uwa�am, �e tydzie� wystarczy na rozpatrzenie si� w sytuacji. Nie mo�emy tkwi� w miejscu, musimy stale pracowa� nad popraw� naszego po�o�enia. Magia nie wystarczy, by utrzyma� dobrobyt Xanth, potrzebna jest r�wnie� sprawna administracja. - Te� mi si� tak wydaje - przyzna� mu racj� Dor. Jednak wydawa�o mu si�, �e nie potrafi godnie zast�pi� Kr�la Trenta. Xanth prosperowa�o teraz naprawd� dobrze, a poprawa post�powa�a nie przerwanie od chwili obj�cia rz�d�w przez Trenta. Kr�lestwo by�o trzymane w ryzach i znakomicie zarz�dzane; nawet smoki nie o�miela�y si� ju� wa��sa� po obszarach zaj�tych przez ludzi. Dor obawia� si�, �e przej�cie przez niego w�adzy mo�e oznacza� koniec z�otego wieku. - �ycz� powodzenia w Mundanii, Wasza Wysoko��. - Wiem o tym, Dor - odpar� �askawie Kr�l Trent. - Chcia�bym, �eby� kierowa� si� przede wszystkim prawo�ci�. - Prawo�ci�? - W razie jakichkolwiek w�tpliwo�ci jest to zwykle najlepsza metoda. Co by si� nie przydarzy�o, nie b�dziesz si� musia� wstydzi�, je�eli b�dziesz si� ni� kierowa�. - Zapami�tam - rzek� Dor. - Uczciwo��. - Prawo�� - powt�rzy� Kr�l Trent ze szczeg�lnym naciskiem. - W�a�nie to. 2. Kr�l Dor Budz�cy obawy dzie� nadszed� w mgnieniu oka. Dor, czuj�c si� ogromnie samotny, kuli� si� na tronie. Kr�l Trent i Kr�lowa Iris oznajmili o swoich wakacjach i znikn�li w ob�oku. Kiedy ob�ok rozwia� si�, nie by�o po nich �ladu. Iris moc� swej iluzji uczyni�a ich niewidzialnymi. Zawsze uwielbia�a dramatyczne wej�cia i znikni�cia. Dor musia� przej�� obowi�zki Kr�la. Sprawowanie w�adzy mia�o swe ustalone formy. Istnia� wyszkolony personel pa�acowy, o niez�ych kwalifikacjach, a jego cz�onk�w Dor zna� "od zawsze"; robili wszystko, co im poleci�, i odpowiadali na ka�de jego pytanie. Nie podejmowali jednak wa�nych decyzji - Dor odkry� szybko, �e ka�da decyzja, cho�by najdrobniejsza, jest donios�a dla tych, kt�rych dotyczy. Pozostawi� wi�c rutynowe sprawy ich w�asnemu biegowi, a zaj�� si� tymi, kt�re wymaga�y decyzji samego Kr�la - z nadziej�, �e obszerna szata kr�lewska ukryje dr�enie jego kolan. Pierwsza sprawa dotyczy�a dw�ch wie�niak�w, por�nionych o plantacj� �wietlistych bulw. Ka�dy z nich twierdzi�, �e ma prawo do najja�niej �wiec�cych bulw z tegorocznego zbioru. Dor wypyta� drewniane sprz�czki ich pas�w i dowiedzia� si� prawdy. Jego talent ogromnie zdumia� wie�niak�w. Dor uczyni� to rozmy�lnie, by mogli przekona� si�, �e faktycznie jest Magiem. Wie�niacy cenili ten rodzaj magii, wi�c mia� nadziej�, �e teraz ch�tniej go pos�uchaj�. Wie�niak A uprawia� pole przez wiele lat, z miernym powodzeniem; by�o ono jego w�asno�ci�. W tym roku wynaj�� do pomocy wie�niaka B. - i by� to najja�niej �wiec�cy zbi�r od wielu lat; nad polem nigdy nie zalega�y teraz ciemno�ci. Do kogo nale�a�y wi�c najlepsze bulwy? Dor uzna�, �e sprawa wymaga dyplomatycznego podej�cia. M�g� oczywi�cie rozstrzygn�� ten sp�r arbitralnie, ale wtedy jedna ze stron pozosta�aby niezadowolona. A to by�oby �r�d�em przysz�ych k�opot�w. Dor nie chcia�, by kt�ra� z jego obecnych decyzji sprawia�a p�niej jakiekolwiek k�opoty Kr�lowi Trentowi. - Wie�niak B najwyra�niej zna jakie� szczeg�lne sposoby, kt�re sprawi�y, �e tegoroczny zbi�r bulw l�ni tak jasno - rzek�. - Nale�a�oby wi�c pozwoli� mu wybra� spo�r�d najlepszych tyle, ile za��da. Bez niego bowiem zbi�r ten nie by�by wiele wart. Wie�niak B wygl�da� na zachwyconego. - Jednak�e w�a�cicielem pola jest wie�niak A. W przysz�ym roku mo�e zatrudni� kogo zechce i zatrzyma� wi�kszo�� swego zbioru. Wie�niak A pokiwa� twierdz�co g�ow�. - Oczywi�cie - kontynuowa� rado�nie Dor - w�wczas wie�niak A nie mia�by tak dobrego zbioru, a wie�niak B pozosta�by bez pracy. Bulwy nie b�d� tak ros�y gdzie indziej, nikt inny te� nie nada im takiej jasno�ci. A wiec obaj wie�niacy byliby stratni. Nie o to przecie� chodzi. Nale�a�oby rozdzieli� najlepsze bulwy r�wno pomi�dzy obu, by razem ci�gn�li korzy�ci ze wsp�lnego wysi�ku; mogliby te� zawrze� umow� na przysz�y, by� mo�e jeszcze lepszy sezon. Wie�niacy patrzyli na siebie ze wzrastaj�cym zrozumieniem. Czy�, w gruncie rzeczy, nie lepiej by�o dzieli� si� przysz�ymi planami ni� odej�� z najlepszymi bulwami z tego jednego zbioru? Musz� to sami om�wi�. Odeszli dyskutuj�c z o�ywieniem. Dor odpr�y� si�. Czy podj�� w�a�ciw� decyzj�? Zdawa� sobie spraw�, �e nie mo�e ka�dego zadowoli�, ale chcia� cho� spr�bowa�. Nast�pnego ranka Dor zbudzi� si� i zobaczy� ducha stoj�cego przy kr�lewskim �o�u. By�a to Doreen, podkuchenna. W posiad�o�ci przebywa�o p� tuzina duch�w, a ka�dy lub ka�da byli bohaterami jakiej� smutnej historii, lecz wi�kszo�� z nich milcza�a na lemat swej przesz�o�ci. Dor zawsze lubi� Doreen z powodu zbie�no�ci ich imion - Dor, Doreen - chocia� poza tym nie mieli wiele wsp�lnego. By� mo�e zawdzi�cza� jej swe imi� - by�a przecie� przyjaci�k� duszycy Millie, jego nia�ki. Nikt nie potrafi� tego wyja�ni�, a miejscowe meble nic nie wiedzia�y. Zamek ten mia� wiele ma�ych tajemnic; to stanowi�o cz�� jego uroku. W ka�dym razie Doreen by�a w �rednim wieku, korpulentna i cz�sto zgry�liwa, niech�tnie kontaktowa�a si� z �yj�cymi. Tote� bardzo si� zdumia�, widz�c j�. - Co mog� dla ciebie uczyni�, Doreen? - zapyta�. - Wasza Wysoko��, Kr�lu Dorze - powiedzia�a nie�mia�o. - My tak tylko zastanawiali�my si�... To znaczy, mo�e by�oby mo�na... skoro na jaki� czas, chwilowo, jeste� teraz monarch�... Dor u�miechn�� si�. Doreen zawsze mia�a trudno�ci z wykrztuszeniem tego, o co jej sz�o. - No, dalej. M�w, o co idzie! - No c�, nie widujemy prawie wcale Millie, od kiedy umar�a... W rozumieniu duch�w, Millie, powracaj�c do �ycia, umar�a. By�a jedn� z nich przez wiele stuleci, a teraz powr�ci�a do �miertelnych. - T�sknicie za ni�? - Tak, oczywi�cie, na sw�j spos�b, Wasza Wysoko��. Przychodzi�a codziennie zobaczy� si� z nami, zaraz potem jak... ale gdy zawar�a ma��e�stwo... to nie... to ona nie... Millie wysz�a za W�adc� Zombich i mieszkali w zamku nale��cym teraz do Dobrego Maga Humfreya. Osiemset lat temu zamek ten by� w�asno�ci� W�adcy Zombich. - Chcia�aby� j� zn�w zobaczy� - odgad� Dor. - O tak, Wasza Wysoko��. By�e� jej przyjacielem, a teraz, kiedy jeste� Dostojnym Monarch�... - Niepotrzebna jej zgoda Kr�la na odwiedziny u starych przyjaci� - u�miechn�� si� Dor. - Nie, �ebym nie chcia� takiej zgody udzieli�, a gdyby nawet... - to kto powstrzyma ducha przed udaniem si� tam, gdzie zechce? - Och, Wasza Wysoko��, my nie mo�emy i�� wsz�dzie! - zaprotestowa�a Doreen. - Jeste�my trwale zwi�zani z miejscem naszej okrutnej �mierci do czasu... jakby to delikatnie powiedzie�, do czasu a� spadnie z nas brzemi�. - Je�eli zwierzysz mi si�, to mo�e b�d� m�g� ci jako� pom�c - zasugerowa� Dor. Po raz pierwszy ujrza� rumieni�cego si� ducha! - Och, nnnie, nie, nnigdy! - wyj�ka�a. Najwyra�niej trafi� w czu�e miejsce. - No c�, Millie z pewno�ci� mo�e przyby� z wizyt� do ciebie! - Ale ona nigdy... ona nie... ona nie przyjdzie - lamentowa�a Doreen. - S�yszeli�my... doniesiono nam... s�dzimy, �e zosta�a matk�... - Matk� bli�niak�w - potwierdzi� Dor. - Ch�opak i dziewczynka. To musia�o si� zdarzy�, przy jej talencie! Pruderyjna Doreen pu�ci�a to mimo uszu. - Tak wi�c, naturalnie, jest bardzo zaj�ta. Ale gdyby Kr�l zasugerowa� jej... napomkn��... nakaza� jej odwiedzi�... Dor u�miechn�� si�. - Millie by�a moj� guwernantk� przez dwana�cie lat. Strasznie j� lubi�. Nigdy nie s�ucha�a moich, polece�, raczej odwrotnie. Nikt, kto mnie zna, nie traktuje mnie serio - m�wi�c to Dor wystraszy� si�, �e powiedzia� co� znacz�cego, przynosz�cego ujm� czy obci��aj�cego; musi to przemy�le� w samotno�ci. - Ale teraz, kiedy jeste� Kr�lem... - powiedzia�a Doreen, pomijaj�c jego argumenty. Dor zn�w si� u�miechn��. - No, dobrze. Zaprosz� Millie wraz z ca�� rodzin�, �eby� mog�a pozna� dzieci. Nie gwarantuj�, �e przyjad�, ale zaprosz� wszystkich. - Och, dzi�kuj�, Wasza Wysoko��! - i Doreen, pe�na wdzi�czno�ci, znikn�a. Dor potrz�sn�� g�ow�. Nie zdawa� sobie sprawy, �e duchy lubi� dzieci. Ale przecie� jeden z nich by� dzieckiem, Button - to chyba t�umaczy�o wszystko. Dzieci Millie mia�y dopiero trzy lata, a Button mia� sze�� �at - ale z czasem osi�gn� jego wiek, a duszek przecie� si� nie zmieni. By� sze�ciolatkiem od sze�ciuset lat. Dor tak�e nie widzia� dzieci Millie, wi�c ta wizyta mog�a by� zajmuj�ca. Ciekaw by�, czy Millie zachowa�a sw�j sex appeal, teraz, gdy by�a szcz�liw� m�atk�? Czy kt�rakolwiek z �on zajmowa�a si� sprawami tego rodzaju? Obawia� si�, �e b�dzie za p�no, zanim si� o tym przekona. W p�niejszych godzinach tego dnia jaki� zombi podszed� do Dora, ale mo�e nie mia�o to zwi�zku z rozmow� z Doreen? Istoty te zazwyczaj tkwi�y wygodnie na cmentarzu w pobli�u Zamku, a ka�de niebezpiecze�stwo zagra�aj�ce Zamkowi powodowa�o ich budz�cy groz� atak. Z tego zombi odpada�y grudki cuchn�cej ziemi i rozk�adaj�cego si� cia�a, jego twarz by�a zropia�a i gnij�ca, ale zdo�a� jako� przem�wi�. - Waaassaa Wwyyysookoo�� - zaj�cza� ponuro, ukazuj�c zepsuty z�b. W swoim czasie Dor zna� sporo zombich, tak�e zombi-zwierz�ta i nawet zombi-ogra Egora, wi�c �ywe trupy nie budzi�y w nim zbyt wielkiego wstr�tu. - Tak? - spyta� uprzejmie. Najlepszym sposobem na zombi jest spe�nienie jego ��dania, bo nie mo�na go ani zabi�, arii odstraszy�. Teoretycznie mo�liwe jest pokawa�kowanie go i pochowanie ka�dej takiej cz�ci oddzielnie, ale rezultat nie by� wart w�o�onego trudu; no i nie by�o wiadomo, czy jest to w�a�ciwa metoda. Poza tym zombi mo�na by�o polubi�, na sw�j spos�b. - Nnaasz Www�aaadcaa... Dor domy�li� si�. -Nie widzia�e� W�adcy Zombich od pewnego czasu. Zaprosz� go tutaj, b�dziecie wi�c mogli spotka� si� i powspomina� dawne czasy. Pewno byli�cie razem na wielu cmentarzach. Nie mog� obieca�, �e przyb�dzie - bardzo ceni swe zacisze - ale zrobi� wszystka, co b�d� m�g�. - Ddddziii�kiii - za�wiszcza� zombi, gubi�c cze�� przegni�ego j�zyka. - Ale pami�taj - on teraz ma rodzin�. Dwoje ma�ych dzieci. Mog� wybiera� piasek z grob�w, bawi� si� ko��mi... Ale zombi nie przej�� si� tym. Robaczki zaroi�y si� �wawo w jego zapadni�tych oczach i odszed�. Mo�e to zabawne - dzieci bawi�ce si� czyimi� ko��mi. Tymczasem trwa� codzienny kierat. Nast�pna sprawa dotyczy�a morskiego potwora wdzieraj�cego si� do rzeki i strasz�cego tamtejsze ryby, co wyda