2775
Szczegóły |
Tytuł |
2775 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2775 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2775 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2775 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZDZIS�AW NOWAK
ZAGADKOWA UCIECZKA HOD�Y NASREDDINA
UCIECZKA Z BAGDADU
Opowie�� pierwsza o nie spe�nionej karierze �ucznika
w s�u�bie bagdadzkiego wezyra, a tak�e o tajemniczej
przeprawie przez nurty D�ejchun - W�cieklej Rzeki
Czajchana czcigodnego Temud�yna by�a prawdopodobnie jedyn� herbaciarni� w muzu�ma�skim �wiecie, z kt�rej pch�y, nigdy nie zaznaj�c dobrodziejstw go�cinno�ci, powynosi�y si� do konkurencji. Tutaj drapanie um�czonych plec�w nie by�o wi�c ow� przykr�, codzienn� konieczno�ci�, owym surowym przymusem natury gn�bi�cym rodzaj ludzki od stuleci; odwrotnie, czynno�� t� zaliczano tu do rz�du najzacniejszych przyjemno�ci dnia powszedniego.
I to chyba by�o g��wnym powodem - oczywi�cie, je�li nie liczy� aromatu herbacianego naparu i zawsze do po�ysku wyszorowanych piaskiem miedzianych kumgan�w, dzban�w o p�katych brzuchach - dla kt�rego l�ni�ca od czysto�ci gospoda, s�dziwego Tatarzyna, zar�wno w dni, upalne, jak i dr��cego od ch�odu, nie mog�a narzeka� na los pustelni
Mo�na przypuszcza�, i� �cisku u Temud�yna nie roz�adowa�oby nawet niespodziewane pojawienie si� Proroka na miejscowym bazarze. Bo prawd� jest, co starcy do�wiadczeni powiadaj�: ludziom, kt�rzy raz zasmakowali w miodzie, nie zast�pi go ju� wywar z gryki, a �ycie bez pche�, cho�by przez jedn� tylko noc, warte wi�cej ni�li odleg�a wieczno�� z �wi�tobliwymi mu��ami w raju przyobiecanym.
Dzisiejszego wieczoru w herbaciarni t�ok by� jeszcze wi�kszy ni� zazwyczaj. Oczekiwano opowie�ci Hod�y Nasreddina, kt�ry niedawno powr�ci� do Buchary z dalekiej wyprawy do Samarkandy, Szachrisjabzu oraz Karszy. M�odzi niecierpliwili si�. Siwobrodzi aksaka�owie gry�li wolno pestki s�onecznika, na znak szacunku dla Temud�yna wypluwaj�c wilgotne resztki w d�o�, a nie, jak zwykle, na klepisko pod�ogi. Oni znali warto�� czasu Wiedzieli, �e drzewo cierpliwo�ci jest kwa�ne i gorzkie, lecz s�odkie s� jego owoce.
Wreszcie doczekali si�.
Zaledwie m�drzec bucharski pojawi� nic; w progu, natychmiast opad�y go dziesi�tki pyta�:
- Opowiedz nam, o afandi, co widzia�e� w czasie niezliczonych w�dr�wek po �wiecie? Wiele d�ugich miesi�cy sp�dzi�e� na grzbiecie os�a lub wielb��da. Wiele pusty� przemierzy�e� i dawniej, i ostatnio. Opowiedz, co� prze�y� w Samarkandzie, w Szachrisjabzie, w Kitabie i w Karszy? Jakich przyg�d dozna�e� poprzednio w�r�d ludzi o innym kolorze sk�ry? W krajach znanych nam tylko ze s�yszenia, a le��cych hen, za siedmioma g�rami, za siedmioma stepami?
Hod�a Nasreddin nie da� si� d�ugo prosi�. Siad� wygodnie na podwini�tych nogach, przysun�� bli�ej siebie imbryk z wrz�tkiem zielonej herbaty, aby mia� czym zwil�y� gard�o, kiedy przeschnie od przyd�ugiej opowie�ci, i rozpocz��:
- Pewnego razu los nakaza� mi zamieszka� w mie�cie, w kt�rym panowa� w�adca okrutniejszy od dziesi�ciu zg�odnia�ych, krwio�erczych tygrys�w. W�adca, na d�wi�k imienia kt�rego trz�li si� z trwogi ludzie, dr�a�y rumaki w stajniach, blad�y r�e w ogrodach i kwiaty polne przy drogach. W mie�cie tym �y� r�wnie� kupiec imieniem Pirmuchammad. Cz�owiek zamo�ny i prawdziwie szcz�liwy. Jego niezliczone karawany przemierza�y bezdro�a pustynne i szlaki stepowe, wo��c towary w dalekie kraje, na bazary Kabulu, Heratu, Bagdadu i Damaszku, gdzie z najwy�sz� niecierpliwo�ci� oczekiwano na bucharskie jedwabie we wszystkich barwach t�czy i misternie tkane kobierce, na przepysznie inkrustowan� bro� i jubilerskie kunsztowne wyroby, dzie�a r�k wielkich mistrz�w Wschodu.
W odleg�ej dzielnicy miasta Pirmuchammad wystawi� wspania�y dom z ogrodem, w kt�rym przechowywa� najwi�kszy sw�j skarb: Firuz�, Medin�, Mochliko i Okil�. Cztery m�odziutkie c�rki prze�licznej urody, podobne do siebie jak cztery krople porannej, �wie�ej rosy. Dop�ki dziewcz�ta by�y dzie�mi, szcz�cia kupca nie m�ci�a nawet chmurka. Spok�j ojcowski zacz�� jednak topnie�, kiedy dziewcz�ta zbli�y�y si� do wieku dojrza�ego. Od tej pory Pirmuchammad musia� strzec c�rek przed wzrokiem szpieg�w emirowych, poszukuj�cych rozrywek dla swego pana. Niestety, nie ustrzeg�.
Wiadomo�� o czterech migda�owookich krasawicach kt�rego� dnia dotar�a na dw�r okrutnego w�adcy, do Arku. Emir, uradowany z nieoczekiwanej nowiny, wyrazi� �yczenie, aby �licznookie co rychlej sta�y si� ozdob� jego haremu. �yczenie krwio�erczego tygrysa dla n�dznych szakali zwykle jest rozkazem. Bez chwili zw�oki gromada zbrojnych stra�nik�w pogna�a w kierunku odleg�ego kwarta�u - macha��y.
Cztery czerwone wozy zaprz�one w siwe argamaki zajecha�y pod domostwo Pirmuchammada w asy�cie wrzeszcz�cej czeredy. Na pr�no kupiec podpar� dr�giem furt�. Nadaremnie b�aga� stra�nik�w o lito��. Furt� wy�amano, kupca oraz jego wiernego s�ug� za stawianie oporu skopano i pobito do nieprzytomno�ci, po czym zgraja stra�nik�w emirowych rozbieg�a si� po pokojach. W�sz�c i myszkuj�c wsz�dzie grabi�a przy okazji co cenniejsze przedmioty. Z�otem i klejnotami upycha�a sobie kieszenie. Dziewcz�ta znaleziono dopiero w iczkari - �e�skiej po�owie domu. Z wrzaskiem triumfalnym uwi�ziono je do pa�acu.
Mroczna noc zapad�a nad grodem. Nast�pnego ranka cztery czarne arby na wysokich ko�ach, zaprz�one w cztery k�apouche os�y, powoli opu�ci�y wrota twierdzy. Mieszka�cy dobrze wiedzieli, co to znaczy. Dziewcz�ta nie chcia�y ulec emirowi i na jego rozkaz zosta�y zamordowane.
Szalej�cy z rozpaczy ojciec postanowi� uczci� pami�� nieszcz�snych c�rek. Sprzeda� dom wraz ze wspania�ym ogrodem i wszystkim, co ocala�o po grabie�czej wizycie stra�nik�w spieni�y� stada wielb��d�w i koni, za� za uzyskane srebro kaza� wybudowa� muzu�ma�sk� uczelni� - medres� uwie�czon� czterema wysokimi kopu�ami, podobnymi do siebie jak cztery topole posadzone o jednej godzinie. A poniewa� c�rki jego by�y pi�kne, jeszcze dzi� urzekaj� przechodni�w sw� niezwyk�� urod� cztery turkusowe kopu�y budowli...
Zaledwie przebrzmia�y st�wa Nasreddinowe, z ciemnego k�ta wyprysn�� mu��a w �nie�nobia�ym zawoju na g�owie. W�ciek�y niczym g�odny szersze� doskoczy� do m�drca i m��c�c r�koma powietrze, zacz�� wrzeszcze� na ca�e gard�o;
- Cztery minarety? Cztery turkusowe kopu�y podobne do siebie jak cztery topole posadzona o jednej godzinie? Afandi, wszak�e to medresa Czor-Minor, kt�ra od dawna sterczy w Bucharze, niedaleko st�d, po�rodku dzielnicy zamieszkanej przez ludzi prostych, tkaczy i siodlarzy. A ten bezwzgl�dny w�adca, okrutniejszy od dziesi�ciu zg�odnia�ych, krwio�erczych tygrys�w, to przecie� emir bucharski, pradziad naszego mi�o�ciwego pana i w�adcy. Afandi, za takie gadanie oprawca wi�zienny powinien wyrwa� ci j�zor wraz z korzeniami. A jeszcze lepiej post�pi�by, gdyby uci�� ci t� blu�niercz� g�ow� i wystawi� j� na widok publiczny na Bazarze Powro�niczym ku przestrodze innym podobnym zuchwalcom.
- Cztery turkusowe kopu�y w Bucharze? Czor-Minor? Pradziad naszego pana okrutniejszy od dziesi�ciu krwio�erczych tygrys�w? - Hod�a Nasreddin zdumia� si�. - Ja tego nie powiedzia�em. Wszyscy s�yszeli. To ty powiedzia�e�. A trudno, abym ja odpowiada� przed w�adc� za s�owa, kt�re nie z moich, lecz z twoich ust wyp�yn�y. Na drugi raz, bacz, co m�wisz, nierozwa�ny s�ugo Allacha. Za podobn� paplanin� wierne pacho�ki emira w ka�dej chwili mog� pochwyci� ci� i wtr�ci� do wi�zienia. Do loch�w zindana, z kt�rych cz�owiekowi za �ycia nie�atwo si� wydosta� z powrotem. Powiniene� by� znacznie ostro�niejszy, je�li pragniesz w zdrowiu doczeka� si� wnuk�w i prawnuk�w.
Mu��� o wielkich uszach znano doskonale w ca�ej Bucharze. Wiedziano, �e niebezpieczny ten szpicel, zaprzysi�ony s�ugus naczelnika policji, wyda� w r�ce kata niejednego z ludzi porz�dnych, kt�rych jedynym przewinieniem by�o to, �e w trudnej chwili nie zdo�ali utrzyma� j�zyka na wodzy. Nic zatem dziwnego, �e ze wszystkich stron odezwa�y si� g�osy popieraj�ce Hod�� Nasreddina:
- S�usznie powiada afandi. Niepotrzebnie szkalujesz pradziada naszego emira. Niepotrzebnie por�wnujesz go do zg�odnia�ego, krwio�erczego tygrysa. A nawet dziesi�ciu. Za podobne gl�dzenie mo�e ci� spotka� kara najsro�sza. Oprawca emirowy z uciech� pozbawi ci� szalonej g�owy. Niebezpieczn� gr� prowadzisz, zuchwa�y s�ugo Allacha.
Zaskoczony mu��a zaniem�wi�. Bez s�owa toczy� w�ciek�ym wzrokiem woko�o i nic nie pojmowa�. Ani rusz nie m�g� zrozumie�, w jaki spos�b blu�niercze s�owa Hod�y Nasreddina obr�ci�y si� nagle przeciwko niemu. Kwadrans przemin��, zanim wreszcie poj��, i� sytuacja, w jakiej nieoczekiwanie si� znalaz�, mo�e si� dla niego bardzo smutno sko�czy�. Wobec wielu m�czyzn, �wiadcz�cych za tym przem�drza�ym bucharskim filozofem? w pojedynk� nie zdo�a przecie� przekona� g��wnego s�dziego emiratu o dowodach winy Hod�y Nasreddina.
Niespokojnie rozejrza� si� dooko�a, jak gdyby chcia� natrafi� cho�by na jednego �wiadka, kt�ry stan��by po jego stronie. Ale takiego nie znalaz�. Burcz�c wi�c pod nosem ma�o zrozumia�e wyrazy, przytrzyma� r�k� zaw�j opadaj�cy na oczy i chy�kiem wysun�� si� z czajchany. Umykaj�cego po�egna�y g�o�ne �miechy i �artobliwe docinki.
- Teraz, kiedy pozbyli�my si� ju� tego skorpiona w ludzkiej sk�rze, mo�esz spokojnie m�wi� dalej, afandi. Nikt nam wi�cej przeszkadza� nie b�dzie w biesiadzie i w opowie�ciach - odezwa� si� s�dziwy Ibrachim, z�otnik o najzr�czniejszych palcach w Bucharze, nalewaj�c do czarki m�drca kilka �yk�w gor�cej jak piek�o, zielonej herbaty.
- Niech�tnie powracam my�lami do chwil m�odo�ci, o czcigodni. Niech�tnie zawracam bieg j�zyka w kierunku jednej z przedziwnych stronic ksi�gi mojego �ywota. Skoro nalegacie, opowiem - rozpocz�� Hod�a opowie�� przyobiecan� jeszcze przed w�dr�wk� do Samarkandy. - Dzia�o si� to w Bagdadzie w owych latach, gdy na widok hebanu mojej czupryny kruki szarza�y z zawi�ci, a nogi moje porusza�y si� lekko nie pomn�c, i� d�wigaj� niema�� przecie� kopu�� tu�owia.
Bagdad, ko�yska wielu marze� m�odzie�czych, to miasto z setkami �a�ni i k�pielisk, miasto ba�niowych pa�ac�w, meczet�w, medres i bazar�w, stolica �wiata, w kt�rej zachowa�y si� niezliczone �lady minionego przepychu i tak jeszcze niedawnego bogactwa. Czy wiecie, o czcigodni, �e w samym tylko pa�acu kalifa Al Mamuna znajdowa�o si� trzydzie�ci osiem tysi�cy drogocennych kobierc�w i dwadzie�cia dwa tysi�ce nie mniej wspania�ych dywan�w, r�cznie tkanych przez Pers�w, za� w stajniach tego� kalifa, w Samarkandzie, r�a�o niegdy� sto tysi�cy czystej krwi wierzchowc�w?
A jednak musia�em Bagdad opu�ci�. Porzuci�, i to jak najrychlej.
Pytacie o skorpiona przyczyny, czcigodni? Si�d�cie wygodniej, opowiem.
Zn�cony beztroskim i sprawiedliwym losem wojaka - wybaczcie, tak naiwne wyobra�enie mia�em na�wczas o �wiecie i o �yciu - a chyba jeszcze bardziej poganiany biczem niedostatku, zjawi�em si� kt�rego� poranka na dziedzi�cu pa�acowym w nadziei, �e los poda mi natychmiast szkar�atne, bufiaste szarawary �o�nierza.
Powiada si�, i� szcz�cie jest najwierniejszym sprzymierze�cem �mia�o�ci. Widocznie w owej chwili musia� stercze� przy mnie ten sprzymierzeniec, skoro wzrost m�j i postawa utkwi�a w oku wezyra, dowodz�cego oddzia�ami �ucznik�w ca�ej �rodkowej Persji.
Tak wi�c, cho� nie posiada�em krewnych ani znajomych, kt�rzy mogliby szepn�� za mn� s�owo w wysoko zawieszone ucho, zosta�em dopuszczony do egzaminu.
Chcecie wiedzie�, na czym polega� �w sprawdzian bojowego ducha? Pos�uchajcie zatem, o czcigodni.
Egzamin odbywa� si� w obecno�ci ministra wojny oraz �wity dworskiej, spragnionej m�skiej rozrywki. Spo�r�d ch�tnych do przywdziania �o�nierskiego stroju namiestnik stra�y pa�acowej wywo�a� mnie pierwszego. A kiedy wy�uska�em si� z t�umu ochotnik�w, rozkaza�:
- Sta� tutaj, m�odzie�cze. I nie ruszaj si� z miejsca, je�li chcesz zakosztowa� rado�ci ogl�dania jutrzejszego wschodu s�o�ca.
Oddalony o kilkana�cie krok�w �ucznik, z g�b� zadumanego dromadera, si�gn�� do ko�czana. Strzelanie do �ywej tarczy w s�u�bie wielkiego wezyra by�o dla� chlebem powszednim, dla mnie chleb ten mia� jednak�e smak str�ka pieprzu, faszerowanego ozorem w�ciek�ego szakala.
Wierzcie mi, czcigodni przyjaciele, nie ba�em si� �ucznika. Nosi� na g�owie fez z zielonym chwastem - co by�o oznak� pierwszego strzelca w ca�ym su�tanacie. Wierzy�em g��boko, �e taki nigdy nie chybia. Obawia�em si� jedynie jego strza�y, kt�ra, jak ka�da istota rodzaju �e�skiego, mog�a mie� przecie� w�asne kaprysy.
"Osad� rumaka boja�ni, Hod�o. Nie daj si� ponie��" - powtarza�em nieustannie w my�lach. Ha, niestety. W momencie, w kt�rym ujrza�em �uk skierowany w moj� stron�, rumak �w stan�� d�ba, po czym gnany batogiem strachu zacz�� wyprawia� przedziwne harce. Serce podbite kopytem bachmata l�ku podskoczy�o do g�ry, grz�zn�c a� w gardle. Zmartwia�em.
�ucznik naci�gn�� ci�ciw�.
Pierwsza strza�a przedziurawi�a mi cha�at z prawej strony, druga z lewej. Trzeci pocisk porwa� mi nowiute�ki fez z g�owy i unosz�c kilkana�cie krok�w, wpakowa� go w stert� wielb��dziego nawozu.
G�os ministra wojny nakaza� powr�ci� do przytomno�ci.
- Ba�e� si�, m�odziku?
- O tak, panie - wyj�ka�em z trudem.
Wezyr zaprotestowa�:
- Nie ��yj. Tak nie zachowuje si� cz�owiek o naturze smrodliwej hieny. Obserwowa�em ci� uwa�nie. Ani jeden musku� niej drgn�� na twym obliczu nawet w chwili, gdy �ucznik z mojego rozkazu wymierzy� ci w oko.
Czy� mia�em przekonywa� wezyra, �e trudno porusza� musku�ami cz�owiekowi skamienia�emu z trwogi? Minister wojny ci�gn�� dalej:
- Cieszysz me �renice, m�odzie�cze. Je�li r�k� masz r�wnie tward� jak serce, b�dzie z ciebie wkr�tce znakomity �o�nierz. A kiedy� i ag� mo�e zostaniesz. Potrzeba mi ludzi nieustraszonych. Przyjmuj� ci� na s�u�b�, go�ow�sie. Pospiesz teraz do pa�acu i zg�o� si� do stra�nika piecz�ci, wielmo�nego Salema Ibn Ward�aniego. �ucznik zmarnowa� zupe�nie twoj� odzie�, niechaj w zamian z mojego rozkazu wydadz� ci w pa�acu nowy cha�at i fez nowy.
- I spodnie, wielki wezyrze.
Minister zdumia� si�:
- Przecie� �ucznik nie zniszczy� ci spodni?
- �ucznik nie, ja sam.
I to by� koniec �wietnie zapowiadaj�cej si� kariery w s�u�bie wezyra do spraw wojny. Moja odpowied� obuchem w�ciek�o�ci zdzieli�a w g�ow� dostojnika, a oburzenie odj�o mu na moment dar wymowy.
Chwil� t� wykorzysta�em w spos�b najw�a�ciwszy. C�, w trudnej sytuacji ucieczka jest po prostu zwyk�ym aktem przezorno�ci.
Strza�a wypuszczona z �uku wydawa�a si� by� kulawym ��wiem w por�wnaniu z chy�o�ci� n�g mojego wiernego k�apoucha. Zwierz�cia, kt�re nozdrzami przeczucia pochwyci�o zapach �mierci.
Wielokro� s�o�ce przegna�o ksi�yc z powa�y niebios, nim p�dzony ka�czugiem l�ku ujrza�em w oddali kres� W�ciek�ej Rzeki. D�ejchun, czyli Amudaria, matka w�d naszych, w niesko�czonej swojej w�dr�wce spieszy�a od Hindukuszu a� do Jeziora Aralskiego, po drodze pracowicie obdzielaj�c wod� wydr��one korytarze aryk�w, kana��w nios�cych wilgo� ziemi.
Wyczerpany z g�odu i pragnienia, popychany resztkami si�, stan��em wreszcie nad brzegiem Amu-darii. Rozlewne wody w�ciek�ej rzeki z lekkim, ledwie zarysowanym garbem zakr�tu tworzy�y w tym miejscu trudn� do przebycia miedz�, szerok� na dwa do trzech lot�w strza�y.
Jak przeprawi� si� na brzeg przeciwleg�y? Czy�by tu mia� nast�pi� kres mojej ziemskiej w�dr�wki? Z trosk� w oku myszkowa�em w�r�d rozrzuconych od�am�w skalnych. Co czyni�, je�li nauk� p�ywania za p�no? Ha, tak ju� jest na tym nie najlepiej urz�dzonym �wiecie, �e je�li Allach podstawi komu� nog�, temu i Prorok nie omieszka przy�o�y� sw� lask�. W tym momencie gruby Czarogbaj, siedz�cy naprzeciwko Hod�y, odezwa� si� ze z�o�liwym u�miechem:
- Najwidoczniej l�k przed pogoni� sp�ta� twoje my�li i pozbawi� kompletnie rozs�dku, afandi. Zamiast zwala� win� na Allacha i jego Proroka, trzeba by�o po prostu zbi� cho�by lich� tratw� z kilku kloc�w drewna.
Hod�a Nasreddin pokiwa� sm�tnie g�ow�.
- Ka�dy jest m�drcom w cudzej sprawie, czcigodny Czarogbaju. Woko�o nie by�o nawet n�dznego patyka, na kt�rym mysz mog�aby przedosta� si� na brzeg przeciwny. Z piasku za�, kt�rego by�o wielkie mn�stwo, jedynie d�iny - duchy pustynne - mia�y uciech�, z�o�liwie utrudniaj�c um�czonym nogom moim i d�ugouchego poruszanie si� po okolicy.
A jednak �renice opatrzno�ci czuwa�y nad losem istot prze�ladowanych. Pod urwiskiem nadbrze�nym znajdowa�a si� ��dka, chytrze ukryta przed niepo��danym wzrokiem. Niewielka ta �upina mie�ci�a z trudem jedn� tylko osob�. Sanda�y, acz nieporadne, musia�y zast�pi� wios�a. Z najwy�szym wysi�kiem uda�o si� nam obu przedosta� przez rzek�.
Tak, tak, o siwobrodzi. Powiedzia�em obu i niechaj s�owo to nikogo nie dziwi. Zapomnia�em bowiem uprzedzi� was, i� nad W �ciek�a Rzek� znalaz�o si� w czasie, kt�rego dotyczy w�tek opowie�ci, dw�ch uciekinier�w. Ja oraz m�ody Pers, p�atnerz z zawodu. M�odzieniec ten, co p�niej z rozmowy wynik�o, musia� czmychn�� z Karszy przed zemst� zakochanego naczelnika tamtejszej stra�y miejskiej. Pow�d zemsty? Ch�opak o�mieli� si� zerwa� piecz�� najstarszej c�rce s�dziego. I za to oczekiwa�a go kara.
Po przeprawieniu si� przez rzek�; ruszyli�my uspokojeni na osio�kach w dalsz� drog�. Za Amu-duri� macki po�cigu si�gn�c nie powinny. Wkr�tce potem przy��czy�em si� do napotkanej na szlaku karawany kupieckiej i za rad� poczciwego karawanbaszy dotar�em w te okolice. Oto �r�d�o tajemnicy mojego powrotu do Buchary przed wielu laty...
Hod�a zamilk�. Zaj�� si� zielon� herbat� us�u�nie podsuni�t� przez Temud�yna. Wysuszone gard�o dopomina�o si� kilku �yk�w wilgoci.
Zas�on� przed�u�aj�cej si� ciszy zerwa� Kamal, syn s�dziwego Babanazara, m�odzik k�pany we wrz�tku:
- Afandi, wielce zajmuj�ca by�a dzisiejsza opowie��. Obieca�e� wszak�e, i� b�dzie to jedna z przedziwnych stronic �ywota Nasreddinowego. Tymczasem w s�owach opowie�ci nic tajemniczego nie dojrza�em. Z wartkiego nurtu s��w twoich, Hod�o-aka, nie uda�o mi si� wy�owi� najlichszego nawet karaaka niezwyk�o�ci.
M�drzec u�miechn�� si� wyrozumiale.
- M�ody jeszcze jeste� i zapewne ucho ro�nie ci do wewn�trz, Kamalu. A mo�e rozmy�la�e� o czarnobrewej D�ulbar, zamiast pod��a� �cie�k� mojej opowie�ci? Wiedz, ucho jest bezu�yteczne, gdy umys� trwa w roztargnieniu. By�a w moich s�owach rzecz niezwyk�a, rzecz - chyba nie przesadzam ani odrobin� - wr�cz niewiarygodna. Przypomn� j�. Niechaj zatem s�owa moje stan� si� raz jeszcze kolczykami dla uszu waszych, o czcigodni. Powiedzia�em przecie�, �e nad W�ciek�� Rzek� znalaz�o si� nas dw�ch, a ��dka mie�ci�a zaledwie jedn� osob�, a i t� z wielkim trudem. M�wi�em, i� sztuki p�ywania nie zg��bi�em do dnia dzisiejszego. Umiej�tno�� utrzymywania si� na wodzie by�a tak�e obca Persowi uciekaj�cemu przed sprawiedliwo�ci� wyroku. A mimo to przeprawili�my si� przez Amudari�. Azali nie wydaje si� wam, czcigodni, ta rzecz przedziwn� i tajemnicy pe�n�?
Zaleg�a w herbaciarni cisza, przerywana sapaniem ludzi zamy�lonych, by�a jedyn� odpowiedzi� na pytanie bucharskiego m�drca.
- Czcigodni, a c�e�cie tak nagle zamilkli? Cicho tu niczym w mysiej jamie - roze�mia� si� Hod�a Nasreddin po d�u�szej chwili. - J�zyki z gor�ca przysch�y wam zapewne do podniebienia. Czym pr�dzej przep�uczcie usta gor�c� herbat�.
- Lepiej milcze�, afandi, ni�li g�upstwo strzeli� - odezwa� si� ostro�nie Kamal.
- Milcz�c, niewiele zgrzeszysz. Tak przynajmniej powtarza� m�j pradziad. I w �yciu dobrze na tym wychodzi� - popar� go Czarogbaj.
Uwagi swoich go�ci skwitowa� w�a�ciciel herbaciarni, Tatarzyn Temud�yn. Nachylaj�c si� nad uchem Hod�y, rzek� kr�tko:
- S�usznie obydwaj powiadaj�, o afandi. Wszak to milczenie sprawia, �e nawet g�upek w�r�d uczonych mo�e uj�� za cz�eka roztropnego,
- Ba, lecz nie w naszym gronie - m�drzec u�miechn�� si� ponownie. - Cisza niez�� jest wym�wk� w trudnej sytuacji, nie zast�pi jednak�e odpowiedzi na zadane wam pytanie. A czekam na nie przecie� ju� od kilku minut.
*
Czy tak�e i ty, cz�owieku o g�owie rozumnej, nie mo�esz przedosta� si� przez wrota rozwi�zania zagadki Nasreddinowej? Czy�by� by� bliskim krewnym Kamala, syna Babanazara z Buchary?
DAR SU�TANA ZIEMI EGIPSKIEJ
Opowie�� druga o m�drcu bucharskim wyst�puj�cym
na dworze emira w roli cudotw�rcy
oraz o niezwyk�ym rozmieszczeniu rumak�w
w przegrodach Stajni B��kitnej
Dwie rzeczy wprawi�y dzisiaj Hod�� Nasreddina w doskona�y humor. Pierwsza, to utarcie nosa wielkiemu wezyrowi w obecno�ci emira i jego �wity, za� druga, to otrzymanie sakwy pe�nej srebra w nagrod� za pomoc udzielon� dworskiemu koniuszemu przy rozwi�zywaniu tajemniczego zlecenia, z kt�rym nikt sobie poradzi� nie potrafi�.
Ju� ranek rozpocz�� si� obiecuj�co.
Hod�a Nasreddin �piesz�cy zat�oczon� uliczk� w stron� bazaru w pewnej chwili omal nie zderzy� si� z pomocnikiem g��wnego s�dziego Buchary. Ostatecznie w fakcie tym nie by�oby nic szczeg�lnego, gdyby nie przedziwne zachowanie si� kulawego Abumuslima. Pomocnik g��wnego s�dziego d�wiga� przed sob� na brzuchu olbrzymi� otwart� ksi�g�, przystawa� co chwil�, czyta� kawa�ek pod nosem, po czym kwicza� ze �miechu, jakby go kto umy�lnie �askota� g�sim pi�rem pod pachami. Potem rusza� kilka krok�w, zn�w przystawa�, zn�w czyta� i zn�w r�a� na ca�y g�os z wielkiej uciechy.
Przechodnie mijali go oboj�tnie zaj�ci w�asnymi sprawami. Tylko niekt�rzy pukali si� dyskretnie palcem w czo�o albo kiwali g�owami ze wsp�czuciem.
Pierwszym, kt�ry przystan�� zaintrygowany niezwyczajnym zachowaniem si� s�dowego pisarczyka, by� w�a�nie m�drzec bucharski.
- Co tam czytasz, Abumuslimie? - zagadn�� Hod�a, na wszelki wypadek przytrzymuj�c pomocnika kadiego za r�kaw. - "Cz�owiek weso�y podobny jest do s�o�ca, albowiem rozja�nia miejsce, w kt�rym si� znajduje" - powiedzia� niegdy� Poeta znaj�cy dobrze �ycie. Przeczytaj, prosz�, kilka zda� na g�os, abym i ja m�g� rozpocz�� dzionek w radosnym nastroju.
- Fantastyczna to ksi�ga, o afandi. Pe�na wiadomo�ci, o jakich nie �ni�o si� ludziom najm�drzejszym z m�drych. Pos�uchaj cho�by tego fragmentu: "W miejscach niedost�pnych dla n�g cz�owieka rosn� czarodziejskie drzewa, kt�rych olbrzymie owoce �udz�co podobne s� do ludzi. Noc� opuszczaj� si� z ga��zi na ziemi�, a z nastaniem �witu znowu wdrapuj� si� na swoje miejsce, aby wisie� tam do wieczora. W odr�nieniu od normalnych ludzi. s� one jednak�e ca�kowicie pozbawione rozumu".
- Rzeczywi�cie interesuj�ce. Ale c� w tych niezwyk�o�ciach weso�ego, Abumuslimie? - zdumia� si� m�drzec.
- Rzecz po prostu w tym, czcigodny Hod�o-aka, �e id� wolniutko ulic�, wypatruj� w t�umie znajomych i pr�buj� sobie wyobrazi�, kto z nich jest w�a�nie takim owocem bezrozumnym, p�odem czarodziejskiego drzewa - wyja�ni� pisarczyk i zn�w parskn�� �miechem.
- Hm, trudno domy�li� si�, o kim m�wisz, Abumuslimie. M�g�bym jednak przysi�c, i� nasz wielki wezyr jest owocem z czarodziejskiego drzewa. Tylko jakim cudem p��d taki trafi� do Buchary i zosta� praw� r�k� emira? Nie, to nie mie�ci si� nawet w najpojemniejszej czaszce.
I r�wnie� roze�mia� si� g�o�no. Kulawy Abumuslim natomiast spowa�nia�. Popatrzy� Popatrzy� przera�ony na Hod�� Nasreddina, a nast�pnie rozejrza� si� uwa�nie dooko�a. Zastanowi� si� przez moment, wyst�ka� kilka ma�o zrozumia�ych sylab, jeszcze raz spojrza� na m�drca, po czym ju� bez s�owa, klapi�c sanda�ami na bosych nogach, poku�tyka� po�piesznie w kierunku Arku, siedziby w�adcy. Donos dostarczony w odpowiednim czasie mo�e obrodzi� gar�ci� srebrnych monet. A takich owoc�w nie zbiera si� przecie� co dzie�.
Oczywi�cie dla nikogo w Bucharze nie by�o tajemnic�, �e kuszbega stoj�cy na czele rady wezyr�w nale�a� do najg�upszych dostojnik�w w ca�ym emiracie. Nikt mu jednak nie �mia� tego powiedzie� otwarcie w obawie przed zemst�, jak� m�g�by �ci�gn�� na w�asny kark za czyn nierozwa�ny. Wszyscy wiedzieli, �e nawet kapu�ciana g�owa raz odci�ta, nie odrasta. A c� dopiero ta wypiel�gnowana na szyi. Na kilku s��w szczero�ci wobec pierwszego wezyra m�g� sobie pozwoli� jedynie Hod�a Nasreddin. Co zreszt� potwierdzi�o si� w scence, jaka rozegra�a si� o pi��dziesi�t krok�w dalej.
Na skraju ogrodu, letniej rezydencji wielkiego wezyra, krz�ta�a si� armia pracowitych mr�wek - ludzi szcz�liwych, �e trafi�a im si� sposobno�� zarobienia cho�by kilku miedziak�w. A mo�e nawet ca�ej srebrnej ta�gi?
Siedmiu pomocnik�w murarskich w pocie czo�a miesza�o starannie glin� z sieczk� nakrojon� z j�czmiennej s�omy. Czterdziestu murarzy z tej mieszaniny lepi�o ogrodzenie wok� ogrodu i pa�acu pierwszego ministra. Zgodnie ze zwyczajem Hod�a Nasreddin najpierw uprzejmie pozdrowi� pracuj�cych, a dopiero potem zagadn��:
- Na tak� wysok� �cian� trzeba zu�y� mn�stwo gliny i wiele work�w sieczki. Czy� nie by�oby oszcz�dniej uczyni� j� troch� ni�sz�? Po c� ci�gn�� mur tak wysoko?
Nadzorca pilnuj�cy roboty i murarzy spojrza� na m�drca z g�ry. Warkn��:
- G�upi�. Mur musi by� wysoki, a�eby z�odzieje tak �atwo nie przele�li.
A na to Hod�a, kt�ry k�tem oka dostrzeg� kuszbeg� wypoczywaj�cego w cieniu roz�o�ystego drzewa:
- Przepraszam, ale chcia�bym ci�, mistrzu murarski, jeszcze zapyta� o jedno, bo nie jestem pewien, czy ci� zrozumia�em? �eby nie le�li w t� czy w tamt� stron�? Z ulicy do pa�acu czy z pa�acu wielkiego wezyra do miasta?
Hukn�li �miechem ludzie przys�uchuj�cy si� rozmowie m�drca z nadzorc�. Pok�adali si� z rado�ci murarze i ich pomocnicy. I �miano by si� zapewne a� do samego wieczora, gdyby nie wrzask okrutny i pracowita pa�ka nadzorcy. Wierny pacho�ek kuszbegi wola� nie s�ucha� dalszych bezece�stw, g�oszonych przez bezczelnego zuchwalca. Na wszelki wypadek i on r�wnie� po�pieszy� potem do Arku, aby opowiedzie� komu nale�y o z�o�liwym j�zyku Hod�y Nasreddina.
Nic zatem dziwnego, �e pierwszy minister, kt�ry ze zrozumia�ych powod�w nigdy nie darzy� m�drca sympati�, czeka� tylko na jakie� potkni�cie z jego strony, na okazj� do s�odkiej, a zarazem najstraszliwszej zemsty. Wydawa�o mu si� nawet, �e taka chwila nadesz�a w�a�nie dzisiaj, w dniu wielkiego �wi�ta w Bucharze.
Pierworodny syn panuj�cego uko�czy� oto lat pi�tna�cie i z podbr�dkiem mchem pierwszego zarostu obrastaj�cym wkroczy� na �cie�k� dojrza�ego wieku1. W pa�acu emira ju� od tygodnia skarbnik pada� ze zm�czenia, dzie� i noc przyjmuj�c dary od poddanych. Ale jakich prezent�w mo�na spodziewa� si� po wiernych, kt�rym drog� do wr�t cytadeli wskazywa�y batogi stra�y miejskiej?
By�y te� i dary szlachetne. Na dziedzi�cu pa�acowym uwi�zany u mosi�nej klamry r�a� i sypa� iskrami kopyt wspania�y podarunek su�tana ziemi egipskiej. Szesna�cie samarkandzkich tancerek nie pl�sa�oby wdzi�czniej od pe�nej krwi bachmat�w o tak szlachetnej budowie i ruchach, i� zdawa� by si� mog�o, �e ojcem ich by� huragan, a matk� kwiat lilii. Chytry su�tan Egiptu zna� wszelkie s�abostki bucharskifgo w�adcy. Wiedzia�, �e emir uwielbia rumaki wynosz�c je ponad wszelkie rozkosze tego �wiata. Nie darmo wszak�e nawet w najbardziej odleg�ych prowincjach mawiano, �e gdy jaki� wierzchowiec raz, dostanie si� do emirowych stajen, cho�by mia� tylko trzy i p� nogi zamiast czterech, ju� tam ugrz�nie do ostatnich dni swoich.
Szesna�cie lotnych niczym strza�a wy�cigowych arab�w to tak�e dar nape�niaj�cy rado�ci� wzrok wszystkich m�czyzn i eunuch�w s�onecznej Buchary. Czas gonitw konnych zapowiada� si� zatem wspaniale.
Nap�cznia�y dum� i syty zadowoleniem, bo kt� �mia�by zw�tpi� w niedalekie ju� zwyci�stwa arab�w, emir rozkaza�.
- Niechaj nadworny koniuszy strze�e tych wierzchowc�w jak �renic w�asnych oczu, niech troszczy si� o nie jak samica or�a birkuta o swe piskl�ta, niech dba o ich wygl�d nie sk�pi�c nigdy chy�onogim czystego owsa i trzciny cukrowej. I niechaj umie�ci rumaki w Stajni B��kitnej przy pa�acu tak, aby mog�y wywo�ywa� rado�� - o ka�dej porze dnia i nocy - na obliczu mego najstarszego syna.
Naczelnik stajen emirowych przera�ony niefortunnym dla� obrotem sprawy usi�owa� nie�mia�o oponowa�:
- O prze�wietny o�rodku wszech�wiata, w Stajni B��kitnej jest zaledwie pi�tna�cie przegr�d, a koni jest przecie� szesna�cie. Nie mog� spe�ni� twojego �yczenia, o w�adco. B�agam ci�, racz zgodzi� si�, abym jednego wierzchowca m�g� umie�ci� gdzie indziej...
- Uwa�aj, co m�wisz, n�dzniku. J�zyk tw�j igra z g�ow� twoj�. Czy�by� nie wiedzia�, i� dzielenie prezentu to z�a wr�ba dla pierworodnego? Jak �miesz przeciwstawia� si� m�dro�ci moich polece�? Wiesz, co ci� czeka, marny robaku, je�li nie wype�nisz rozkazu?
Zaiste, ustawienie szesnastu pe�nych ognia rumak�w w pi�tnastu przegrodach stajni tak, aby ka�dy z nich sta� osobno, nie mog�o nale�e� do spraw zwyk�ego rozumu. Wielki koniuszy oczyma wyobra�ni widzia� ju� sw� g�ow� tocz�c� si� z �agodnego Pag�rka Skaza�c�w.
Biedak poj��, i� pozosta�a mu ostatnia szansa. U�amek szansy. Cie� szansy. P�ocha nadzieja, �e uda si� zmi�kczy� serce tyrana. Tylko czy kto kiedy zmi�kczy� kamie�? Jak d�ugi run�� na ziemi�. Plackiem rozp�aszczy� si� przed tronem.
- O w�adco �wiata, ja cud�w robi� nie potrafi� - wyj�cza� t�uk�c czaszk� o p�yt� kamienn�, a� zadudni�o. - jedynie Prorok, a i to za zgod� Allacha, m�g� czyni� cuda. Panie szlachetnego serca, ostojo wyrozumia�o�ci, nie ��daj cud�w od zwyk�ego �miertelnika.
- Phi, cuda, jakie robili dawniej prorocy potrafi dzi� ka�dy �miertelnik. Byle mia� g�ow� na karku - zauwa�y� Hod�a Nasreddin g�osem tubalnym tak, aby us�yszano go w najodleglejszym k�cie komnaty tronowej.
Na d�wi�k s��w m�drca premier rady wezyr�w podskoczy� gwa�townie, jakby mu skorpion wlaz� na du�y palec.
- W�adco dostojny, s�ysza�e�? S�ysza�e� blu�nierc�? - zwr�ci� si� w kierunku monarszego krzes�a i, nie czekaj�c na odpowied�, wrzasn�� na Hod�� Nasreddina: - Jeste� �miertelnikiem, prawda? Tego nie mo�esz zaprzeczy�, prawda? A wi�c i ty m�g�by� zrobi� cud?
M�drzec skin�� g�ow�.
- Naturalnie m�g�bym.
Dostojnicy nadstawili uszu. Rozmowa mi�dzy tymi dwoma zapowiada�a si� interesuj�co. Ciekawe powinna mie� te� i zako�czenie.
- I wskrzesi� umar�ego potrafisz? - pyta� dalej gor�czkowo wielki wezyr w nadziei, �e wreszcie uda�o mu si� dopa�� Hod�� Nasreddina. Dokuczliwego m�ciciela spokoju, przez kt�rego figle i psikusy nabawi� si� czterdziestu dolegliwo�ci. I chronicznego kataru kiszek, i bezsenno�ci, i b�l�w g�owy, i braku apetytu na najlepsze nawet smako�yki.
Tymczasem m�drzec wzruszy� tylko ramionami i odpowiedzia� spokojnie jednym s�owem:
- Potrafi�.
- ��esz. Nikt ci nie uwierzy.
- Ale� to wcale nie takie trudne, jak si� mo�e wydawa� ludziom ci�ko my�l�cym, pozbawionym odrobiny wyobra�ni.
Dusza premiera rady wezyr�w skaka�a z rado�ci. Nasreddin wpad� w pu�apk�. W sid�a, z kt�rych sam diabe� nie zdo�a go wydosta� za �adn� cen�.
- Wielki emirze - zawo�a� dostojnik triumfalnie nie taj�c uciechy - przyka� temu blagierowi, temu bezczelnemu zuchwalcy por�wnuj�cemu si� do �wi�tych prorok�w islamu, uczyni� cud tutaj, wobec wszystkich.
- Je�li pan nasz wyrazi �askawie zgod�, mog� uczyni� cud cho�by zaraz.
To m�wi�c, Hod�a Nasreddin zbli�y� si� do naczelnika nukier�w stoj�cego nieruchomo tu� przy tronie. Bez s�owa wyci�gn�� mu szabl� z pochwy, za� do s�ugi stercz�cego z ogromnym wachlarzem za plecami emira rzek� g�o�no:
- A ty p�d� szybko do kuchni pa�acowej i powiedz, aby mi co rychlej przygotowano misk� klajstru z mia�ko zmielonej j�czmiennej m�ki.
Nast�pnie sk�oni� si� przed tronem.
- Jestem got�w, panie wielki - o�wiadczy�. - A teraz ka� pierwszemu wezyrowi ukl�kn�� tu na kobiercu.
- A po co? - zainteresowa� si� emir.
- Wszyscy zobacz� za chwil�. Jednym uderzeniem tej oto szabli odr�bi� g�ow� kuszbedze. Po kwadransie posmaruj� j�czmiennym klajstrem i przylepi� z powrotem do karku. Pierwszy wezyr o�yje natychmiast. Przekonasz si� o tym, panie wielki, na w�asne �renice.
W�adca zwr�ci� si� do premiera rady wezyr�w:
- Ten pomys� mi si� nawet podoba. A co ty na to, m�j wierny kuszbego?
Wielmo�a zzielenia� -z przera�enia. Oczy rozbieg�y mu si� zezem na wszystkie strony. Wyj�ka� po�piesznie, z trudem �api�c oddech:
- O szlachetny w�adco �wiata, ja ani przez chwilk� nie my�la�em powa�nie o tej pr�bie. �artowa�em tylko. Doskonale wiedzia�em, �e Nasreddin rzeczywi�cie potrafi czyni� cuda. Wspania�e cuda. Fantastyczne cuda. Szkoda wi�c czasu na do�wiadczenia, kt�re nic nowego nie wnios�. A poza tym boj� si�, �e klej mo�e by� nie najlepszej jako�ci i g�owa mi przyro�nie krzywo. Kto wie, czy nie nosem do ty�u?
Tymczasem Hod�a Nasreddin ponownie sk�oni� czo�o przed tronem. Nie chcia� opu�ci� Arku, zanim nie zdo�a uratowa� nieszcz�snego naczelnika stajen. Wielki koniuszy nie zas�ugiwa� przecie� na los skaza�ca.
- Panie wielki, pozw�l, abym zamiast cudu z j�czmiennym klajstrem i czerepem pierwszego wezyra dokona� rzeczy stokro� praktyczniejszej. A mianowicie zaj�� si� rozmieszczeniem rumak�w egipskiego su�tana w Stajni B��kitnej,
Emir skin�� g�ow� przyzwalaj�co.
- Spr�buj, Hod�o. Je�li ci si� uda, otrzymasz sakw� pe�n� srebrnych dirhem�w.
M�drzec skrzy�owa� r�ce na piersiach i zacz�� wyja�nia� wolno i wyra�nie:
- Zawie� ucho na s�owach moich, o sprawiedliwy w�adco Wschodu i Zachodu, Po�udnia i P�nocy. Odtr�� my�li niepokoju, zbudzone przez wielkiego koniuszego. Gdzie� on by�, gdy obdzielano wszystkich rozumem? Rozkaz tw�j, panie wielki, rozja�ni� mi umys�. Oto �renicami rozs�dku ujrza�em w�a�ciwe wykonanie dostojnego polecenia. Pos�uchaj tylko. Post�powa� nale�y w taki spos�b: do pierwszej przegrody trzeba wprowadzi� dwa rumaki. Nie marszcz brwi, o prze�wietny. Dwa bachmaty arabskie pozostan� w tej przegrodzie zaledwie tyle czasu, ile wymaga przygotowanie najprostszego posi�ku z bak�a�an�w przez zr�cznego kucharza. A wi�c, do drugiej przegrody niechaj s�udzy wprowadz� rumaka trzeciego, do trzeciej - czwartego, do czwartej - pi�tego, do pi�tej przegrody - wierzchowca sz�stego, do sz�stej - si�dmego, do si�dmej - �smego, do �smej - dziewi�tego, do dziewi�tej - dziesi�tego, a do dziesi�tej przegrody niechaj b�dzie wprowadzony rumak jedenasty.
Uff, racz wybaczy�, o w�adco, i� j�zyk twego wiernego s�ugi nie nad��a za my�l�, zasapa�em si�... A zatem dalej, do przegrody jedenastej niech s�udzy wprowadz� bachmata dwunastego, do dwunastej przegrody - konia trzynastego, do trzynastej - czternastego, i wreszcie do przegrody czternastej niechaj wprowadz� pi�tnastego wierzchowca. Wolna pozosta�a ju� tylko przegroda pi�tnasta, nieprawda�? Do niej wi�c wprowadzi� nale�y szesnastego rumaka, przebywaj�cego - jak wszyscy doskonale pami�tamy - chwilowo w przegrodzie pierwszej. Tym prostym sposobem szesna�cie bachmat�w - wielki dar su�tana ziemi egipskiej - znajdzie si� w Stajni B��kitnej o pi�tnastu przegrodach. Czy sprawiedliwy w�adca �wiata jest zadowolony z rozmieszczenia chy�onogich przez jego pokornego s�ug�?
Emir skin�� g�ow� na znak, �e zgadza si� z rozwi�zaniem zaproponowanym przez m�drca Buchary. Dworacy zacmokali g�o�no, pe�ni uznania dla niepospolitych zalet rozumu Nasreddinowego. A g�owa naczelnika stajen poczu�a si� zn�w bezpieczna na swym przyrodzonym miejscu.
Po powrocie do domu Hod�a Nasreddin zamkn�� starannie furt� od ulicy, woreczek nabity srebrem ukry� w tajemnym schowku w ciemnym k�cie pod dywanem i dopiero w�wczas wyszed� na podw�rze. Leg� wygodnie w cieniu baldachimu z winogronowych li�ci, aby odsapn�� po wra�eniach, jakich nie szcz�dzi� mu dzie� dzisiejszy.
Z drzemki wyrwa�o go uporczywe, g�o�ne stukanie. D�wign�� si� i poszed� otworzy�. Za furt� sta� Bababu��a, piekarz bucharski od dawna zaprzyja�niony z m�drcem.
-Salam alejkum, pok�j z tob�, afandi.
- Waalejkum salam, i z tob� pok�j, przyjacielu. Dawno ci� nie widzia�em - Hod�a ucieszy� si�. - Wejd�, prosz�, do �rodka. Zaraz podam zielon� herbat� i wszystko co trzeba.
- Przybieg�em, bo niepokoj� si� o ciebie, afandi. Podobno znowu zadrwi�e� publicznie z emira i z jego prawej r�ki, kuszbegi, �otra spod najciemniejszej gwiazdy?
- Ju� s�ysza�e�?
- Przed chwil� ludzie opowiadali na bazarze o g�owie pierwszego wezyra podlepionej j�czmiennym klajstrem. Radowali si� z figla, jakiego sp�ata�e� znienawidzonemu kuszbedze. A sam wiesz, i� dobre wie�ci skrzyde� nie potrzebuj�. Lec� szybciej od naj�miglejszego soko�a.
M�drzec u�miechn�� si� tylko.
- Powiniene� post�powa� rozwa�niej - ci�gn�� dalej piekarz.
- W�adca ma wielkie oczy, ogromne uszy i bardzo d�ugie r�ce.
Wiem, wiem doskonale, �e nie jeste� strachliwy Ale pami�taj, co m�wi przys�owie: "W Bucharze wi�cej si� zyska lisim ogonem ni�li lwim pazurem".
- Nie obawiaj si� o ca�o�� mojej sk�ry, Bababu��o ,,M�stwo jest cnot�, dop�ki nim rozum kieruje" - powiada przecie� inne przys�owie.
- Widzia�em raz pole bitwy usiane wojownikami. Po �mierci trudno by�o odgadn��, kto z nich za �ycia wyr�nia� si� m�stwem, a kto mia� serce zaj�cze - Bababu��a pokiwa� sm�tnie g�ow�. - M�wisz jednak o rozumie, to dobrze. Tu bardzo dobrze. Pami�tasz, prosi�em ci� przed tygodniem, aby� wykaza� rozwag� i znikn�� na pewien czas z oczu emira i zawistnych wielmo��w. Na rok, na p� roku albo cho�by na miesi�c. Zr�b tak, mo�e wtedy dostojnicy zapomn� o zem�cie?
Hod�a Nasreddin u�cisn�� gor�co d�onie przyjaciela i wyja�ni�;
- Ja za� powiedzia�em ci w�wczas, Bababu��o, �e dop�ki �yje obecny w�adca, najmniejszy w�os nie spadnie mi z g�owy. Postara� si� o to m�j wierny druh, Muchammad Astrolog. Przed pi�ciu laty uda�o mu si� wm�wi� emirowi, �e w siedemna�cie dni po moim zgonie tak�e i w�adca przeniesie si� na wieki do nieba albo do piek�a. A zatem w interesie w�adcy jest, abym �y� jak najd�u�ej. O w�asn� g�ow� jestem absolutnie spokojny.
- A je�eli kt�rego� dnia szatan porwie emira z krzes�a monarszego i wrzuci do piek�a? Co wtedy, afandi? - zaniepokoi� si� ponownie poczciwiec.
- Je�li diabli porw� na w�asno�� emirow� dusz�, nie b�d� mie� innego wyj�cia poza szybk� ucieczk�. Natychmiast znikn� z Buchary i starannie pozacieram wszelkie �lady, by uniemo�liwi� po�cig naczelnikowi sarbaz�w. Rozum tak dyktuje. Zreszt�, zgodnie z przys�owiem, kt�re wspomnia�em przed chwil�: "M�stwo jest cnot�, dop�ki rozum nim kieruje".
- Jeszcze jedno, afandi. Na bazarze ludzie powiadali, �e rozmie�ci�e� szesna�cie rumak�w w pi�tnastu przegrodach stajni pa�acowej tak, aby w ka�dej sta� samotny wierzchowiec. Czy to mo�liwe? Zastanawia�em si� nad rozwi�zaniem niezwyk�ego problemu przez ca�� drog�, ale niczego rozs�dnego nie wymy�li�em.
- Daj� ci jeszcze kilka minut do namys�u, Bababu��o. Zaraz tutaj wr�c�. Je�li sam nie rozwik�asz zagadki, wyja�ni� ci wszystko.
Po tych s�owach m�drzec roze�mia� si� weso�o, a nast�pnie przeprosi� piekarza na moment i znikn�� w drzwiach domu. W imbryku z herbat� pojawi�o si� dno. Pora najwy�sza, a�eby zaparzy� kolejn� porcj� kok-czaju u�atwiaj�cego dysput� dw�m doros�ym m�om.
*
Zanim Hod�a Nasreddin powr�ci z wrz�tkiem zielonej herbaty mo�e i ty, cz�owieku o g�owie pe�nej oleju, zd��ysz rozwi�za� zagadk�, kt�ra dzi� uratowa�a �ycie wielkiemu koniuszemu emiratu?
HOD�A POSZUKUJ�CY UKRYTEGO SKARBU
Opowie�� trzecia o niegodziwym post�pku Jangibaja
wobec biednego cholewkarza,
o trzech dostojnikach bez sumienia
o figlu najsprytniejszego z bucharczyk�w
Filozofowie znaj�cy doskonale wszelkie nauki powiadaj�, �e mr�wka jest wzorem pracowito�ci na tym �wiecie. Je�li prawd� jest, co m�wi� najm�drzejsi z m�drych, to cholewkarz Mamajusup z pewno�ci� by� mr�wk� po�r�d ludzi. I to mr�wk� nie byle jak�, lecz tak�, kt�ra haruje ka�dego dnia od �witu do p�nocy, a cz�sto jeszcze d�u�ej.
Przez ca�e swoje skromne �ycie cholewkarz Mamajusup wyrabia� chodaki z twardej sk�ry, za� w wolnej chwili sadzi�, podlewa�, przycina� i piel�gnowa� drzewka owocowe na kawa�eczku ziemi odziedziczonej po ojcu, kt�ry przedtem odziedziczy� j� po dziadku, a kt�ry z kolei odziedziczy� j� po pradziadku. Z czasem cholewkarz doczeka� si� sadu, przynosz�cego co roku kosze z�ocistych moreli, dorodnych �liw, brzoskwi�, jab�ek i soczystych granat�w.
Nic zatem dziwnego, �e dla cholewkarza Mamajusupa sad by� wszystkim w �yciu. Natomiast dla jego s�siada, zamo�nego i chciwego Abdurasu�a Jangibaja, by� po prostu �akomym k�skiem, niczym wi�cej. Bogacz o sercu male�kim, a i to toczonym przez robaka zawi�ci, od d�u�szego czasu marzy� o przy��czeniu s�siedzkiego sadu do w�asnych posiad�o�ci. Spa� nie m�g� spokojnie rozmy�laj�c po nocach nad sposobem, w jaki da�oby si� zaw�adn�� ogrodem upartego niczym kozio� cholewkarza. K�opot bowiem polega� na tym, �e ilekro� bogacz wyra�a� ch�� zakupienia kawa�ka ziemi z owocowymi drzewami, tylekro� biedak kr�ci� g�ow� przecz�co i odpowiada� niezmiennie:
- Nie chc� nawet s�ysze� o sprzeda�y sadu, czcigodny Jangibaju. To, co prawda, niezbyt wielki ogr�d, ale nie masz poj�cia, jakich trud�w i ilu wyrzecze�, ile �mudnej pracy kosztowa�o mnie, zanim doprowadzi�em go do obecnego stanu. Dzisiaj sad ten stanowi ca�e moje bogactwo, jest mi najdro�szy ze wszystkiego na �wiecie. Przedstaw sobie, czcigodny Jangibaju, codziennie spaceruj� po jego �cie�ynkach i jestem w pe�ni szcz�liwy. Lata biegn�, a przecie� ka�dego dnia raduj� si� w sadzie moje oczy, niestety, coraz gorzej widz�ce i serce bij�ce coraz s�abiej.
Po roku bezskutecznych nagabywa� bogacz zrozumia�, i� z biedakiem nigdy nie zawrze oficjalnej umowy o kupno jego sadu. Musi wi�c znale�� jakie� inne wyj�cie, kt�re pozwoli�oby mu zaw�adn�� skrawkiem ziemi oraz drzewkami s�siada upartego jak kulawy k�apouch. Naturalnie wbrew woli i bez zgody dotychczasowego w�a�ciciela.
O chytrym podst�pie Abdurasu� Jangibaj my�la� nieustannie. A� w �rodku kt�rej� bezsennej nocy wreszcie zni�s� d�ugo oczekiwane jajko.
Natychmiast wyskoczy� spod ko�dry i na bosaka pop�dzi� do go�cinnej komnaty, do schowka pod pod�og�. Z tajemnej skrytki wydoby� pieni�dze przeznaczone na kupno, Mamajusupowego sadu, podzieli� je na trzy nier�wne cz�ci, po czym wsypa� do trzech sakiewek z jagni�cej sk�rki. A z samego odzia� si� w at�asowy cha�at malinowej barwy i uda� si� z wizyt� do wa�nych osobisto�ci grodu.
Pierwsz� sakiewk� ze szczeroz�otymi monetami Abdurasu� Jangibaj wr�czy� g��wnemu s�dziemu Buchary, drug�, dwa razy ci�sz� od poprzedniej, naczelnikowi miasta, za� ostatni�, a� trzykrotnie ci�sz�, ofiarowa� w pa�acu wielkiemu wezyrowi, jednookiemu Muzaffarowi. Ka�demu z nich opowiedzia� przy tym nast�puj�c� bajeczk�:
- �ni�o mi si� wczoraj w nocy, �e zmar�y ojciec mojego s�siada by� winien mojemu zmar�emu ojcu sto monet w z�ocie. D�ug rzecz �wi�ta. ��dam zatem w imi� sprawiedliwo�ci, aby s�siad m�j, cholewkarz Mamajusup, zwr�ci� mi te ojcowskie monety, arabskie dinary, bite z czystego z�ota. Je�li natomiast nie sta� go na podobnie wysok� sum�, got�w jestem okaza� dobre serce i w zamian wzi�� jego niewielki sad. Co m�wi�, jaki sad? Wszak�e to marny sadzik z marnymi drzewkami dodz�cymi r�wnie marne owoce. Czcigodni, czy mam racj�?
- Oczywi�cie - odpowiedzia� g��wny s�dzia Buchary nie mrugn�wszy nawet powiek�.
- Oczywi�cie - odpowiedzia� naczelnik miasta i wyd�� pogardliwie policzki.
- Oczywi�cie - odpowiedzia� Muzaffar, pierwszy minister emiratu i, podobnie jak jego obydwaj poprzednicy, wsun�� sakiewk� ze z�otem do kieszeni bufiastych szarawar�w, Dziewi��dziesi�t monet ze szlachetnego kruszcu mia�o swoj� wag�. Pozwala�o wielkiemu wezyrowi z�o�y� podpis pod najbzdurniejszym nawet wyrokiem.
W najbli�szy pi�tek wezwano cholewkarza Mamajusupa przed oblicze g��wnego s�dziego Buchary. Na pr�no nieszcz�nik opowiada� kadiemu o narodzinach sadu, na pr�no b�aga� go o odrobin� sprawiedliwo�ci, o okruszynk� serca, o �dziebe�ko sumienia, na pr�no zaklina� si� na Allacha, �e m�wi szczer� prawd�, najszczersz�. Wszystko nadaremnie. Albowiem nie zdarzy�o si� jeszcze na tym lichym �wiecie, �eby szczera prawda wygra�a ze szczerym z�otem.
Po wys�uchaniu obydwu stron s�dzia og�osi� przygotowany zawczasu wyrok. A na wyroku przystawi� olbrzymi�, urz�dow� piecz��. I klamka zapad�a. Od tej chwili ogr�d z owocowymi drzewami cholewkarza Mamajusupa mia� nale�e� na wieki do wielmo�nego Abdurasu�a Jangibaja.
Natychmiast po us�yszeniu wyroku Mamajusup pobieg� co tchu do naczelnika miasta. Wr�czy� mu nowe buty w darze, a potem opowiedzia� dzieje swojej krzywdy. Naczelnik prezent przyj��, skargi wys�ucha� jednym uchem, po czym o�wiadczy�, i� wyrok jest jak najbardziej s�uszny, i bez ceregieli kaza� s�ugom wyrzuci� biedaka na ulic�.
C� mia� robi� nieszcz�sny Mamajusup? Resztki nadziei kry�y si� jeszcze w monarszej �asce. Oczywi�cie, je�li w�adca zechce j� okaza�. Od tego momentu zacz�� czatowa� na przejazd emira przez miasto. Dzie� i noc warowa� w pobli�u bram twierdzy. Kt�rego� popo�udnia poszcz�ci�o mu si�. Natrafi� na w�adc� powracaj�cego z polowania w wy�mienitym humorze. Dobry nastr�j sprawi�, i� emir wys�ucha� �askawie skargi przedstawionej przez cholewkarza kl�cz�cego w piasku, a nast�pnie poleci� wielkiemu wezyrowi, aby sprawdzi�, kto ma racj�, stary w�a�ciciel sadu czy nowy?
Naturalnie pierwszy minister ani my�la� zajmowa� si� spraw�, kt�ra nieco wcze�niej przynios�a mu w zysku sakiewk� szczeroz�otych monet. Przed w�adc� pochyli� jednak g�ow� na znak szacunku i zgody, bo inaczej nie m�g�. Za� Mamajusupowi kaza� stawi� si� w urz�dzie za dwadzie�cia cztery godziny.
Nazajutrz jednooki Muzaffar zbeszta� cholewkarza najgorszymi s�owy za to, �e nies�usznymi pretensjami zawraca g�ow� dostojnemu w�adcy, g�ow� pe�n� trosk o losy ca�ego pa�stwa, a nie kilku n�dznych drzewek. I nakaza� stra�nikom, aby czym pr�dzej wyrzucili biedaka za bram� obdarowuj�c na drog� kilkoma kopniakami.
Na szcz�cie dla cholewkarza Mamajusupa jeszcze tego samego wieczora wraz z karawan� kupieck� powr�ci� z bazaru w Gi�duwanie jego drugi s�siad. Szlachetny i rozumny, niezwykle uczynny, nigdy nie opuszczaj�cy w potrzebie innych biedak�w. A ponadto lubi�cy p�ata� figle wszelakiej ma�ci wielmo�om, zadufanym dostojnikom dworskim oraz wezyrom. Kr�tko m�wi�c, afandi. Czyli Hod�a Nasreddin.
Kiedy tylko Mamajusup us�ysza� znajomy g�os dobiegaj�cy zza ogrodzenia, bezzw�ocznie pobieg� do furtki s�siada, by zako�ata� z ca�ej si�y. Rozgoryczony niepowodzeniami, a zarazem i uszcz�liwiony z nieoczekiwanej odsieczy, cholewkarz wy�ciska� najpierw m�drca serdecznie, a nast�pnie opowiedzia� mu dok�adnie wszystko, co go ostatnio w Bucharze spotka�o. Nie omin�� najdrobniejszego szczeg�u.
- Nic nowego mi nie powiedzia�e�, przyjacielu. Od dawna wiedzia�em, i� z Abdurasu�em Jangibajem nie mo�na si� r�wna� najdzikszy szakal ani hiena. Mia�em ju� z nim do czynienia, znam go zatem dobrze - odpar� Hod�a przelewaj�c z dzbanka do bezuchych fili�anek napar zielonej herbaty. - Lecz nie przejmuj si�, zacny druhu. Nie damy si� po�re� �ywcem temu szakalowi w ludzkiej sk�rze. Ani tym dostojnym �otrom. Na wszelkie z�o wcze�niej czy p�niej musi przecie� znale�� si� skuteczne lekarstwo.
- Ale gdzie je znale��, o afandi? - j�kn�� cholewkarz Mamajusup.
- Tutaj. Najlepszy �rodek na �otra mie�ci si� tutaj - Hod�a Nasreddin pukn�� si� palcem w czo�o. - Jutro o �wicie zajrzyj, prosz�, do mnie. Wybierzemy si� we dw�ch do letniej rezydencji emira. Z�o�ymy mu porann�, nie czekana wizyt�. Aha, jeszcze jedno: nie zapomnij zabra� ze sob� motyki. Najwi�kszej. Na zdrowym drzewcu. Bo ci�ka robota nas czeka.
- Mam przyj�� z motyk�? - zdumia� si� cholewkarz. - Afandi, a po co?
- B�dzie nam potrzebna. Zobaczysz na miejscu - odpowiedzia� m�drzec i roze�mia� si� g�o�no.
Nast�pnego dnia wraz ze wschodem s�o�ca dwaj m�owie z ci�kimi motykami na ramionach pomaszerowali na skraj miasta, gdzie w rozleg�ym parku mie�cie si� niezbyt wielki, lecz �liczny pa�acyk. Letnia rezydencja w�adcy, wyk�adana bia�ym marmurem i przyozdobiona mozaik� u�o�on� z wielobarwnych kamyk�w i p�ytek. Pa�ac zosta� wystawiony przed kilkoma laty przez najznakomitszych mistrz�w budownictwa oraz sztuki uzbeckiej.
Po przybyciu na miejsce Hod�a Nasreddin rozejrza� si� uwa�nie, pomedytowa�, pomrucza� co� niezrozumia�ego pod nosem. Wreszcie zdecydowanym krokiem podszed� do jednej z pa�acowych �cian i o�wiadczy�:
- Tutaj b�dziemy pracowa�, przyjacielu.
To m�wi�c uni�s� ci�k� motyk� wysoko ponad g�ow� i opu�ci� z ca�ej si�y. Ostre �elazo wbi�o si� g��boko w ziemi�.
- A ty na co czekasz? Kop dziur�, zacny druhu - m�drzec skin�� na cholewkarza nic nie pojmuj�cego z tego, co si� tu dzia�o. - Przekonasz si� na w�asne oczy, �e najdalej za godzin� z tej oto jamy wylezie tw�j pi�kny sad w ca�ej okaza�o�ci. Wraz z drzewami owocowymi i �ozami winoro�li.
Mamajusup popatrzy� na Hod�� Nasreddina z przera�eniem i wsp�czuciem.
"M�drzec z pewno�ci� straci� rozum od wielkiego gor�ca na pustyni. W piekielnym s�o�cu zdarza si� to cz�sto. Niepotrzebnie biedak je�dzi� do Gi�duwanu" - przysz�o mu do g�owy. I a� si� przerazi� straszliwej my�li.
Hod�a roze�mia� si� na g�os:
- Ha-ha-ha, s�dzisz, �em zbzikowa�? Nie denerwuj si�, jestem przy zdrowych zmys�ach. Moja g�owa dawno nie pracowa�a tak trze�wo jak obecnie. Jeszcze raz powtarzam, przyjacielu, je�li pragniesz odzyska� sw�j sad, bierz motyk� i kop. Bo w pojedynk� nie dam sobie rady.
Cholewkarz uj�� obur�cz drzewce ci�kiego ketmenia i ile si� w ramionach oraz tchu w p�ucach zacz�� pomaga� Hod�y Nasreddinowi w niezwyk�ej pracy. Odg�osy uderze� motykami roznosi�y si� po ca�ym ogrodzie. Dziura z ka�dym uderzeniem stawa�a si� coraz g��bsza, coraz okazalsza.
Dono�na praca motyk tu� pod �cian� sypialni rozbudzi�a emira. Uni�s� g�ow� znad poduszki i nic nie rozumiej�c, pocz�� nads�uchiwa�. Wreszcie zniecierpliwiony zawo�a� zbrojnego stra�nika drzemi�cego pod drzwiami i poleci� mu sprawdzi�, co dziwnego dzieje si� tam na zewn�trz.
�ucznik wr�ci� po dw�ch minutach i dysz�c od szybkiego biegu wykrztusi�:
- Panie dostojny, pod murami pa�acu dw�ch szalonych ludzi robi podkop. W dziurze, jak� do tej pory zd��yli wydr��y�, z pewno�ci� zmie�ci�by si� najwi�kszy ze s�oni, przys�anych ci wiosn� w darze przez indyjskiego ksi�cia. Panie dostojny, do podkopu w ka�dej chwili mo�e osun�� si� �ciana pa�acu, przy , kt�rej stoi twoje �o�e.
- Kto �mia�? Jakim prawem? - wrzasn�� w�adca zrywaj�c si� na r�wne nogi.
- Jednym z nich jest dobrze znany ci Hod�a Nasreddin. Drugim jaki� oberwaniec z siw� brod�.
Emir czym pr�dzej wsun�� z�ociste pantofle na bose stopy, na grzbiet zarzuci� cha�at wyhaftowany z�ot� oraz srebrn� nici� i po�pieszy� do ogrodu. Chcia� si� przekona� naocznie, co nowego wyczynia pod murami jego pa�acu filozof, znany w ca�ej Bucharze