2773

Szczegóły
Tytuł 2773
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2773 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2773 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2773 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ZDZIS�AW NOWAK NIEZWYK�E PRZYGODY HOD�Y NASREDDINA POD KARAGACZEM Opowie�� pierwsza o nieoczekiwanym spotkaniu z s�dziwym usto z Chiwy, o kryj�wce na sakw� drogocennych pere� oraz o niecnym post�pku piekarza Hamidutly Dalek� drog� mia� za sob� Hod�a Nasreddin i jego poczciwy wierzchowiec, d�ugouchy iszak. Od b�ogos�awionej Buchary dzieli�o ich wiele dni w�dr�wki poprzez lotne barchany Czerwonych Piask�w, uwie�czone szcz�liw� przepraw� na przeciwleg�y brzeg Amu-darii, najkapry�niejszej z wszystkich rzek Azji. - Jeszcze troch� i b�dziemy na miejscu. Nie marud�, przyjacielu, �wawiej przebieraj nogami, je�li chcesz zamieni� przemarz�e p�czki ostu na gar�� pachn�cego ziarna. No, tylko spokojnie, nie brykaj zanadto. I bez tego wiem, co s�dzisz o szale�cu, kt�ry w zimowe tygodnie wyruszy� na szlak dawnych podr�y, aby o�ywi� wspomnienia m�odzie�cze. Pewnie, milsza droga latem. Ale czy ja wybiera�em por�? Guld�achon, ukochana moja, pojecha�a do Margilanu odwiedzi� dawno nie widzianych te�ci�w, pochwali� si� najm�odszym synem. Ja, przyjacielu, skorzysta�em jedynie z okazji - mrucza� Hod�a kieruj�c k�apoucha w stron� widocznego nie opodal wzniesienia. - Z grzbietu tego barchana powinni�my ju� dostrzec minarety miasta. Chyba nie pob��dzili�my? Chiwa musi by� niedaleko. Na wzg�rzu m�drzec uni�s� si� w siodle, by lepiej prze�ledzi� okolic�. Wtedy to na s�siednim pag�rku pod pot�nym, samotnie rosn�cym karagaczem ujrza� scen�, kt�ra nakaza�a mu zmusi� os�a do szale�czego galopu. - Powstrzymaj si�, cz�eku siwobrody - wo�a� machaj�c gwa�townie r�kami. - Co czynisz? Jakie nieszcz�cie pcha ci� na t� ga���? Za p�no. Starzec stoj�cy na grzbiecie iszaka zeskoczy� z siod�a. W tym momencie da� si� s�ysze� trzask p�kaj�cej ga��zi i nieznajomy gruchn�� na ziemi�. Kiedy zasapany osio� d�wigaj�cy Hod�� Nasreddina wspi�� si� na szczyt wzg�rza, siwobrody m�czyzna siedzia� og�uszony pod drzewem i wodzi� woko�o nic nie rozumiej�cym wzrokiem. Hod�a zsun�� si� z k�apoucha i przycupn�� obok. Szepn�� �agodnie: - Po co� chcia� to zrobi�? �ycie nale�y nie tylko do ciebie. Nikt nie jest samotny na tym �wiecie. Je�li nie masz dzieci, przyjaci� pozostawisz w �alu. Pies wierny zaszlocha po tobie. Nie trzeba samemu zrywa� prz�dzy �ycia. Ul�yj sercu, o czcigodny, opowiedz, jakie ci� spotka�o nieszcz�cie, mo�e ja co� w biedzie zaradzi� potrafi�? M�� o mlecznej brodzie przetar� palcami powieki nabrzmia�e od �ez. Przypatrzy� si� uwa�nie Hod�y, po czym j�kn��: - Straszny los mnie do�wiadczy�, w�drowcze. Na nic mi ju� �ycie. M�drzec po�o�y� mu d�o� na ramieniu i ponowi� pro�b�: - M�w, prosz�. M�w wszystko po kolei. Starzec westchn�� bole�nie i zacz�� opowiada�: - Kr�tka to historia, lecz dla mnie okrutna. Tkaczem jestem z ojca mojego i dziada. �ona i trzy c�rki tak�e przy warsztacie pracowa� potrafi�. Wsp�lnie przez d�ugie miesi�ce chan-at�as tkali�my. Cudowny materia�, barwny i wzorzysty. Mi�dzy mn� a karawanbasz� z Chiwy stan�a umowa: wszystek jedwab on w drog� dalek� zabierze, sprzeda w Damaszku, Bagdadzie, Kairze, a po powrocie zyski podzielimy na p�. Jako gwarancj� powrotu przewodnik karawany pozostawi� mi w zastaw woreczek drogocennych pere�. Od tamtej godziny ba�em si� zmru�y� oczy cho�by na moment. Plaga z�odziei buszuj�cych nocami po domach bogaczy i biedak�w sta�a si� i moim przekle�stwem. Za rad� s�siada, zacnego piekarza Hamidu��y, ukry�em woreczek zastawny w niema�ej odleg�o�ci poza miastem. O, tu pod korzeniem karagacza. To w�a�nie piekarz pom�g� mi wyszuka� odpowiednie miejsce, znaczne i bezpieczne. Od tej chwili spa�em ju� spokojnie. Jednak�e dzisiejszej nocy przy�ni� mi si� g��wny poborca podatk�w. Wszyscy wiedz�, �e z�y to znak, zwiastuje nieszcz�cie. Ledwie doczeka�em brzasku. Nape�niony trwog� wsiad�em czym pr�dzej na os�a i pop�dzi�em tutaj. Sen si� sprawdzi� - pere� ju� nie by�o. Popatrz na me r�ce. Zdar�em palce do krwi przeczesuj�c piasek. Nadaremnie. Kto� zabra� nie moje klejnoty. Tymczasem karawanbasza przez umy�lnego go�ca nades�a� wiadomo��. Jest ju� w drodze powrotnej. Godzina rozliczenia bliska. C� mia�em uczyni�? Chc�c ocali� dobre imi�, zawi�za�em p�tl�... - Nikt inny poza piekarzem, powiadasz, nie wiedzia� o kryj�wce? Doskonale - Hod�a Nasredin u�miechn�� si� szeroko. - Ho to znaczy, �e wiem ju�, kto wygarn�� per�y spod drzewa. Hamidu��a. - Hamidu��a? Muchtar Hamidu��a? Nadziej� wlewasz w me serce, w�drowcze. Dobry los sprowadzi� ci� tutaj w najlepszej minucie - uradowa� si� nieznajomy. - Po�piesz� do s�siada, niechaj zwr�ci nie moje klejnoty. To m�wi�c starzec zerwa� si� na r�wne nogi. Rozgor�czkowany nie m�g� trafi� stopami w iczigi, kt�re pogubi� w chwili, gdy usi�owa� zawi�za� p�tl� na konarze drzewa. Hod�a Nasreddin pochwyci� za uzd� osio�ka s�dziwego tkacza. I rzek�: - Zaczekaj, czcigodny. Nogi nie powinny by� szybsze od g�owy. Na pr�no chcesz p�dzi� do piekarza. Je�li zabra� per�y po kryjomu, to nie dlatego, aby je teraz z dobrej woli zwr�ci�. �wiadk�w przecie� nie masz? Niczego mu wi�c nie udowodnisz. Wyprze si� i ciebie, i niecnego uczynku. Post�pi�e� bardzo nierozwa�nie dopuszczaj�c do sekretu cz�owieka, na kt�rym polega� nie mo�na. - Polega� nie mo�na?... - siwobrody powt�rzy� jak echo. I nagle obruszy� si�. Krzykn�� z ca�ej si�y: - Nie, ja w to nigdy nie uwierz�. Piekarzowi powodzi si� doskonale, to rzemie�lnik zamo�ny i dobry. Godzien zaufania. I do tego prawdziwy muzu�manin. W meczecie p� dnia potrafi przesiedzie�. �adnej z pi�ciu modlitw nie przegapi ni razu. Czasu post�w przestrzega starannie. Dostarcza pieczywo na dw�r pierwszego wezyra i g��wnego miraba. Cz�sto nawet i na dw�r chanowy. Nie, Hamidu��a ma monet srebrnych, ile tylko zechce. I z�oto, i per�y. Niepotrzebne mu moje klejnoty. - G�odnego nasycisz, ale nie bogacza - mrukn�� pod nosem Hod�a Nasreddin. I dorzuci� g�o�niej: - Jed�my. Nie zaszkodzi przekona� si�, w jakiej sk�rze �yje Hamidu��a. Siwobrody zaszlocha�: - Straci�em per�y, straci�em dobre imi� i wiar� w s�siada. C� mi wi�c zosta�o? - Nadzieja. I trzy c�rki. Pomy�l o ich losie, zanim odwa�ysz si� na krok desperacki - odpowiedzia� m�drzec. - Karawanbasza powr�ci, nie zastanie ci�, sprzeda tw� �on� i c�rki na bazarze niewolnik�w. Prawo mu na to zezwoli. A ty dopomo�esz nierozwa�nym czynem. - Aj, aj, aj - j�cza� nadal tkacz. - Zgubi�em moje czarnobrewe. Nie ujd� sprzeda�y. Bo sk�d wezm� teraz per�y dla karawanbaszy? O, w�drowcze do�wiadczony, sp�jrz oczyma rozs�dku na nieszcz�sne wydarzenie, mo�e dojrzysz wyj�cie z okrutnej sytuacji ojca? - Widz�. Trzeba po prostu zmusi� Hamidu��� aby z w�asnej woli po�o�y� klejnoty z powrotem pod drzewo. Mam pomys�. Wys�uchaj teraz s��w moich uwa�nie, aby� potem niczego nie pokr�ci�. - Hod�a Nasreddin przysun�� si� do starca i rzecz ca�� zacz�� wyja�nia� mu szeptem, tak by nawet os�u tajemnica fortelu nie wp�yn�a do ucha. Z ka�dym s�owem filozofa Buchary rozja�nia�o si� oblicze s�dziwego mistrza. Coraz weselej potakiwa� g�ow�. Ju� zdawa� si� by� ca�kowicie przekonany, gdy raptem znieruchomia�, zastanowi� si� nad czym�, przera�enie sp�ta�o mu my�li. Wyj�ka� pe�en trwogi: - A... je�li Hamidu��a nie uwierzy? Hod�a machn�� uspokajaj�co r�k�. - Uwierzy. Bez obawy, uwierzy na pewno. Chciwo�� za�lepia jednako. W�adc� i piekarza. D�ugo jechali w milczeniu, zatopieni w my�lach. Dopiero na widok mur�w obronnych Chiwy cisz� przerwa� starzec: - Czy znasz kogo� w mie�cie? Gdzie masz zamiar nocowa�, w�drowcze? Widzisz, wiecz�r ju� si� zbli�a. - Jeszcze nie wiem, czy mnie kto� tutaj pami�ta. O schronienie si� jednak nie k�opocz�, w chanace zawsze s� miejsca dla podr�nych. Siwobrody spojrza� b�agalnie na swego wybawc�. - Prosz� ci�, w�drowcze, nie odmawiaj, zatrzymaj si� u mnie - rzek�. - Mechmonchona od dawna stoi pusta. B�dziesz nam go�ciem najmilszym, ozdob� domu i ca�ej dzielnicy. P�owem ci� nakarmi�, dziewcz�ta pie�ni� rozwesel�. - Zgoda, czcigodny. Wol� ciep�o domowego ogniska od najprzestronniejszej nawet komnaty chanaki. Spieszmy przeto do ciebie. Nie zwlekajmy d�u�ej, bo mr�z niezwyczajny uszy nam postr�ca. Przed lud�mi rozchmurz czo�o, ojcze, przep�d� smutne my�li. Krewnym i s�siadom przedstawisz mnie jako zamo�nego kupca, a ja po�ycz� ci per�y, kt�rych nie posiadam. Przekonasz si�, mistrzu z�otor�ki, �e odzyskasz klejnoty, za� g��wny poborca podatk�w jutro we �nie nawiedzi piekarza Hamidu��� - odpowiedzia� weso�o Hod�a Nasreddin, po czyni spojrza� w bok i nagle pomarkotnia�. Nic dziwnego, mijali w�a�nie bram� miejsk� Pa�wan-darwaza, do kt�rej skrzyde� stra�nicy chanowi, ku przestrodze innych, przybijali za uszy trzech nieszcz�nik�w. Niewolnik�w zbieg�ych - i pochwyconych w ucieczce. * S�owa - per�y, lecz je�li ich wiele, zbyt trac� na cenie. Odpowiedz wi�c kr�tko, cz�owieku o g�owie kadiego, w jaki spos�b mo�na zmusi� niecnego piekarza Hamidu��� do zwrotu zagrabionego mienia? NAJLEPIEJ BY� CIERPLIWYM LISEM Opowie�� druga o jednor�kim garncarzu, kt�ry znalaz� ulubiony kind�a� chana wielkiej Chiwy oraz o podst�pnych poczynaniach pierwszego wezyra Gdyby Poeta nieul�k�y chcia� u�o�y� pie�� o cz�owieku najbiedniejszym z biednych, powinien pospieszy� do Diszan-ka�y, stare�kiej dzielnicy miasta, i tam wst�pi� w progi lepianki Mirchalimowej. Pod dachem domostwa jednor�kiego garncarza m�g�by czerpa� natchnienia do syta. Ale nic poza tym. �ciany i pod�ogi glinianego domku by�y r�wnie puste, jak i sagan stercz�cy na wygas�ej kuchni. W pami�ci domownik�w zatar� si� ju� obraz ziarna fasoli, okruchu j�czmiennego placka. G��d przesta� tu by� go�ciem on tu gospodarzy�. Przedostatnia mysz wynios�a si� z chaty przed siedmioma tygodniami. Ostatnia, najwierniejsza, przyp�aci�a nierozwag� �yciem. Ci�kie troski przygniot�y barki usto Mirchalima. Od czasu kiedy gangrena r�k� mu odj�a, mistrz garncarski utraci� prac� i zarobki. Spieni�y� musia� dywany i sprz�ty domowe, a wkr�tce nie mia� ju� niczego poza czystym sercem i sumieniem. I sze�ciorgiem dzieci. Na pr�no biedak ko�ata� o pomoc do ludzi mieszkaj�cych w s�siedztwie, nadaremnie b�aga� o po�yczk� cho�by kilku marnych ta�g�w. Przyjaciele, kt�rzy chcieliby mu dopom�c, sami niewiele posiadali. Bogatsi dopom�c n�dzarzowi nawet nie my�leli, dbaj�c jedynie o napychanie w�asnych sakiewek i kiszek. Co wi�cej, na�miewali si�, szydzili z jednor�kiego garncarza przy ka�dej okazji. Mia� s�uszno�� Poeta m�wi�cy, �e "ze wszystkich zwierz�t na ziemi jedynie cz�owiek potrafi radowa� si� z cudzego nieszcz�cia". Tego dnia, jak i wielu poprzednich, Hafur Mirchalim wsta� z koszmy cichute�ko wraz z pierwszymi promieniami s�o�ca. Popatrzy� na gromadk� dzieci st�oczon� pod derk�. "Niechaj �pi� jak najd�u�ej, robaczki niewinne. Dop�ki przebywaj� we �nie, nie dokucza im uczucie g�odu. U�miechaj� si�, �ni� pewnie o sutym obiedzie" - pomy�la�. Ostro�nie zasun�� Za sob� drzwi i ruszy� w kierunku mazaru Pach�awan-Machmuda. Grobowca, do kt�rego �ci�gali z ca�ego muzu�ma�skiego �wiata pielgrzymi szukaj�cy z�udze� i pociechy. Skoro ludzie nie potrafi� dopom�c w nieszcz�ciu, mo�e dobrotliwy patron chorych i biedak�w zlituje si� nad niedol� jednor�kiego garncarza? Tymczasem na drugim kra�cu Diszan-ka�y, w ogrzanej izbie starego tkacza, toczy�a si� pogaw�dka os�adzana uroczym �piewem c�rek s�dziwego Saida Nazru��y oraz niezliczon� ilo�ci� pia�ek zielonej herbaty. - Jeste� cz�owiekiem szcz�liwym, Saldzie, maj�c przy sobie trzy takie cykady. Wdzi�czne melodie p�yn�ce z iczkari wyp�osz� z domu wszelkie troski i zmartwienia - zauwa�y� Hod�a Nasreddin. Niedosz�y samob�jca pokra�nia� z zadowolenia. Wida� by�o, �e dziewcz�ta s� oczkiem w g�owie starego. Zwyczaje muzu�ma�skie nie pozwala�y mu jednak przyzna� si� do tego wobec go�cia. D�ugo wi�c trwa�y przekomarzania obydwu m��w. Dopiero pod koniec rozmowy m�drzec bucharski chc�c przekona� si�, czy pami�� o nim nie wymar�a w chanacie Chiwy, niby od niechcenia zagadn�� jeszcze gospodarza: - Czy dotar�y do ciebie, czcigodny Saldzie, wie�ci jakowe� o cz�owieku nosz�cym imi� Hod�y Nasreddina? - W�drowcze, nie blu�nij - obruszy� si� tkacz o mlecznej brodzie. - W ca�ym chanacie z ogarkiem p�on�cym nie znajdziesz starca ni m�odzie�ca, kt�ry by nie zna� cho� kilku ze s�awnych przyg�d afandiego. Lud kocha go tu i szanuje. Nawet w najodleglejszych kisz�akach, nawet przy ogniskach pasterskich zagubionych w niezmierzonych przestrzeniach Czerwonych Piask�w czabani racz� swe uszy opowie�ciami o przebieg�o�ci i sprycie niepokonanego Hod�y Nasreddina. Raduj� si� ze sposob�w, jakimi afandi wystrychn�� na dudka najwi�kszych bogaczy i najzamo�niejszych wielmo��w z niejednego chanatu. Przewodnicy karawan rozwo�� potem te opowie�ci hen w zamorskie kraje. Nie masz na �wiecie s�awniejszej postaci od naszego Hod�y Nasreddina. Powiadaj�, �e kiedy�, jeszcze jako dziecko, nawet tutejszemu chanowi pod�o�y� pod nogi arbuzow� sk�rk�. O, ju� wtedy by� to m�odzieniec o dwa rozumy przerastaj�cy doros�ych. Ludzie do�wiadczeni powiadaj�, �e drzewo najlepiej poznaje si� po owocach. Wiedz przeto, i� ojciec Hod�y by� tak�e cz�owiekiem niezmiernie weso�ym, m�drym i odwa�nym. Wielkim szacunkiem cieszy� si� w�r�d mieszka�c�w Chiwy i ca�ego Chorezmu a� do ostatnich dni swoich. Chcesz, w�drowcze, opowiem ci histori� ow� z lat dzieci�cych Nasreddina? Przekonasz si�, �e ch�d dobrego rumaka mo�na pozna� ju� u �rebi�cia. Go�� bucharski skin�� g�ow�. Tkacz pocz�� rozwija� wst�g� opowie�ci. - Pewnego razu podczas przeja�d�ki po mie�cie, zako�czonej odwiedzinami przes�awnego mauzoleum Pach�awan-Machmuda, chan dostrzeg� w gronie m�odych ch�opc�w jednego o zuchwa�ym wejrzeniu. Zbyt zuchwa�ym, nawet jak na m�odzie�ca nie znaj�cego jeszcze �ycia. Bez s�owa rzuci� mu z�ot� monet�. Wiadomo, kaprys przywilejem dostojnik�w i bogaczy. Tymczasem m�odzik zr�cznie w locie j� pochwyci�, a nast�pnie r�wnie celnie odrzuci� z powrotem. Zdumia� si� chan. Wytrzeszczy� oczy. Co� podobnego spotka�o go po raz pierwszy w �yciu. Zatrzyma� argamaka i zagadn�� ch�opca, cho� nie by�o w zwyczaju wielmo��w rozprawia� z wyrostkiem niedojrza�ym. - Nie wzi��e� monety? Post�pi�e� gorzej ni� osio� bezpa�ski. Dlaczego nie chcesz prawdziwego z�ota? - Chc�. Bardzo chc�, ale wzi�� nie mog�, o panie dostojny - odpowiedzia� ma�y Nasreddin, syn starego Nasreddina. - Ojciec mi nie uwierzy, gdy wr�c� i pochwal� si� darem otrzymanym od ciebie. A nie chcia�bym uchodzi� w domu rodzicielskim za n�dznego k�amc� i oszusta. - Co? �miesz twierdzi�, �e w�adca nasz sk�pcem? I nigdy z�otych monet nie rozdaje? - wrzasn�� kuszbega, pierwszy minister rady wezyr�w, zeskakuj�c z konia. - Poczekaj, niech ci� tylko pochwyc�. Zgnijesz w lochu, prawnuku ropuchy i czarnego os�a. Pan Chiwy niecierpliwym gestem powstrzyma� potok - wymowy wezyrowej. Spalany od wewn�trz pieprzem ciekawo�ci pyta� dalej ch�opca: - Wyt�umacz ja�niej, m�odziku, dlaczego ojciec nie mia�by ci uwierzy� widz�c monet� w�asnymi oczyma? - Panie dostojny, je�li powiem, i� to dar od ciebie, mog� w zamian otrzyma� siedem bat�w za wierutne k�amstwo. Ju� s�ysz�, jakimi s�owy witaj� mnie w progu rodzice: "Co? Chcesz wm�wi� w nas, �e chan da� ci tylko jedn� jedyn� monet�? Gdzie podzia�e� pozosta�e dziewi��? Od byle wielmo�y mog�e� otrzyma� jedn� sztuk� z�ota, ale nie od w�adcy, pana wielkiego i szczodrobliwego. Chan Chorezmu ofiarowa� ich co najmniej dziesi��. Gdzie je zapodzia�e�, synu be� sumienia, marnotrawco chanowych pieni�dzy?" Powiedz wi�c sam, panie o szlachetnym sercu, czy wobec tego mog� powr�ci� do domu z jedn� sztuk� z�ota? A czy tw�j wezyr, kt�ry mnie tu skrzycza�, uwierzy�by, gdyby gdzie� us�ysza�, i� wielki w�adca Chiwy podarowa� komu� jedn� zaledwie monet�? Chan bez s�owa skin�� na skarbnika, aby dorzuci� ch�opcu dziewi�� brakuj�cych monet. Dostojnik dr��c� r�k� si�gn�� do szkatu�y. Ludzie wszystkowiedz�cy m�wi�, �e i potem, po powrocie do Buchary, Hod�a Nasreddin jeszcze nieraz przeje�d�a� przez Chiw�. Jednak�e nie m�g� si� ujawni�. Chan nast�pny nie przepada� za m�drcem. Ba� si� jego s�awy i ostrego j�zyka. Wyda� nawet potajemny rozkaz, aby siepacze odci�li g�ow� zbyt m�dr�, gdy tylko prze�wietny filozof pojawi si� w mie�cie. Na pr�no oczekiwa� spe�nienia rozkazu. I s�usznie. Bo czy� �lepiec mo�e pochwyci� wiatr w polu? - Nie potrafi. Wiem co� o tym - mrukn�� Hod�a. I doda� g�o�niej: - Saldzie, chcia�bym jeszcze dzisiaj przed zmierzchem pospacerowa� po mie�cie. By�em kiedy� w Chiwie, pragn��bym zn�w spojrze� na stary Ak-meczet, na medres� Szirhazichana, a i o zabytkowe �a�nie Anusza-chana warto te� zawadzi�. Wypada, bym pok�oni� si� r�wnie� prochom Pach�awan-Machmuda, opiekuna ludzi biednych, nieszcz�liwych i poet�w. - Zgoda, czcigodny m�j go�ciu i w�drowcze niestrudzony - skin�� g�ow� starzec. -Zanim jednak wyruszysz na wypraw� uliczkami miasta, zje�� co� powiniene�. Z zapad�ym brzuchem daleko nie zajedziesz, trudno bowiem trz��� w siodle pustymi kiszkami. Prosz�, zjedz wi�c z nami obiad. Przy okazji opowiem ci kilka innych historyjek o Hod�y Nasreddinie. Go�cia nale�y podj�� wszystkim, co najlepsze w domu. A czy� mo�e by� cos zacniejszego od gor�cego p�owu z mi�sem przepi�rek kraszonego opowie�ciami o niezwyk�ych przygodach wielkiego filozofa Buchary, ulubie�ca ludu? Pocz�stunkom gospodarza odm�wi� nie spos�b. Hod�a usiad� wygodnie na stosie poduszeczek. Podstawi� r�ce pod dzbanek z wod�, a potem wytar� je w �nie�nobia�� chust�. Przygotowywa� si� starannie do jedzenia i wys�uchania historyjek Nazru��owych. Nie ukrywa�, by� ciekaw opowie�ci o sobie. No c�, ka�dy ma swoje minuty s�abo�ci. Said-aka nie pozwoli� pr�nowa� filozofowi - ani przez moment. Co chwil� podsuwa� mu szasz�yk, sztych z nadzianymi na pr�t kawa�eczkami pieczonego mi�sa. Po szasz�ykach przed biesiaduj�cymi pojawi�a si� waza gor�cej maszchurdy, p�to smakowitej kazy z m�odej koniny, a na ostatek kr�l go�cinnego sto�u, duma m�skich �o��dk�w - p�ow z podsma�onymi kawa�kami mi�sa i korzeniami. Kiedy wreszcie zaspokojono pierwsze g�ody, przy akompaniamencie pochrupywania s�odyczy i owoc�w, gospodarz pocz�� snu� prz�dz� weso�ych opowie�ci zrodzonych w umys�ach zwyczajnych miejskich nosiwod�w, farbiarzy, siodlarzy lub poganiaczy wielb��d�w. - Bajarze w�druj�cy, ludzie pro�ci, roznosz�cy przygody wielkiego filozofa bucharskiego po �wiecie wierz�, �e Hod�a Nasreddin mo�e �y� wiecznie. Przed trzystu laty, teraz i za dalsze lat trzysta. A to pozwala im kierowa� kroki m�drca w stron� w�adc�w najwi�kszych, kt�rzy ju� dawno odeszli z tej ziemi. Miewa� k�opoty z Hod�� Czyngis-chan, miewa� je i Timur, ma je r�wnie� dzisiejszy w�adca Chiwy i Buchary. Pos�uchaj kolejnej przygody afandiego. Pewnego razu niezwyci�ony Timur, zwany przez wielu "�elaznym Kulasem", zapyta� przebywaj�cego na jego dworze Hod�� Nasreddina: - Afandi, jak s�dzisz, co wi�ksze jest na tamtym �wiecie: raj czy piek�o? - Oczywi�cie raj jest znacznie wi�kszy, panie - odpowiedzia� m�drzec. - Hm, a sk�d wiesz, i� raj wi�kszy? - Bo ludzi biednych wi�cej jest ni�li bogatych. Innym razem Timur, a�eby zawstydzi� Hod�� Nasreddina, przy wszystkich dworakach zwr�ci� si� do� z gniewnym niby to obliczem: - Wierni s�udzy donie�li mi, �e wczoraj o zmierzchu w jednej z czajchan samarkandzkich wychwalano mnie i dobro� moj�, pe�nym g�osem, nazywano najsprawiedliwszym w�adc� �wiata. I ty tam by�e�, kokczaj popija�e�, ale s�usznej opinii nie popar�e� ani jednym s�owem. Dlaczego? Hod�a zaprzeczy! gor�co: - O szlachetny, nie wierz w k�amstwa wyssane z brudnego palucha. Najwidoczniej kto� chcia� mnie tutaj b�otem oszczerstwa obrzuci�. Przysi�gam na Allacha wobec �wiadk�w, jeszcze ani razu nie by�em w czajchanie, w kt�rej nazywano by ci� sprawiedliwym i szlachetnym w�adc�. Kiedy indziej wielki emir poleci� Hod�y Nasreddinowi sporz�dzi� jeszcze przed zachodem s�o�ca wykaz wszystkich g�upc�w s�u��cych na dworze samarkandzkim. Znakomity humor wzmaga apetyt i poprawia trawienie. M�drzec poj��, i� Timur, otrzymawszy spis durni�w, zacznie wy�miewa� si� z wielmo��w zgromadzonych przy wieczerzy. Mi�dzy jednym k�sem baraniny a drugim dra�ni� b�dzie ambicje dworak�w. Wtedy za� wszyscy ci ludzie stan� si� i jego, Hod�y, wrogami, Niedobrze. Nieprzyjaci� i tak mia� pod dostatkiem po�r�d wielmo��w pa�acowych. Co czyni�? Jak wybrn�� z trudnej sytuacji cz�eka zawis�ego mi�dzy kowad�em a m�otem? Proste wyj�cie odkry� dopiero wieczorem. Tu� przed ostatnim promieniem s�o�ca szybko na karcie sk�ry jagni�cej napisa� jedno tylko imi�, zwin�� sk�r� w rulon i pospieszy� do w�adcy. Ten rozwin�� sk�r�, spojrza� i poczerwienia� ze z�o�ci. R�k� pochwyci� za sztylet. Zasycza�: - Co to jessst? - Spis g�upc�w �yj�cych na dworze samarkandzkim. Post�pi�em, jak kaza�e�, panie - odpowiedzia� spokojnie Hod�a Nasreddin. - A wi�c wed�ug ciebie na dworze przebywa tylko jeden pustog�owy? I to ja nim jestem? - Zgad�e�, panie. Twoje imi� jedynie wpisa�em na list�, gdy� g�upszego od ciebie znale�� tu nie spos�b - m�drzec pochyli� nisko g�ow�. - Aj, czy nie za du�o pozwalasz sobie, cz�owieku nierozwa�ny? Bo jak udowodnisz, �e to ja w�a�nie jestem owym niespe�na rozumu? - Bez trudu, panie - Odrzek� Hod�a Nasreddin. - Przecie� sam rozkaza�e� mi sporz�dzi� spis durni�w �yj�cych na tutejszym dworze. Wiedzia�e� wi�c, i� twoi dworacy - je�li nie wszyscy, to przynajmniej wi�kszo�� - s� g�upcami. No, a je�li czaszki maj� wype�nione sza�wi� i blekotem, a ty nadal trzymasz ich przy sobie, wys�uchujesz, a nadto obsypujesz �askami, to jak ciebie powinienem. nazwa�? Jedynie najdurniejszy z g�upc�w mo�e wyr�nia� innych bezrozumnych. "Trudno odm�wi� racji afandiemu" - pomy�la� w�adca po�owy �wiata. Zastanowi� si� g��boko, po czym ju� �agodniej zapyta�: - No dobrze, a je�li udowodni� teraz, i� wszyscy dworacy moi wcale nie s� durniami, lecz lud�mi pe�nymi rozumu, co wtedy uczynisz, afandi? - Nic - odpowiedzia� spokojnie Hod�a. - Nadal w spisie pozostawi� twoje imi�, panie. - Nie skre�lisz? Ej�e, dlaczego? - Timur nastroszy� si� gulgocz�c niczym w�ciek�y indor. - Poniewa� to nie kto inny, lecz ty sam poleci�e� mi sporz�dzi� spis ludzi o dziurawych g�owach. Je�li za� wiadomo od pocz�tku, �e w pa�acu nie ma wcale g�upc�w, a tylko ludzie rozumni, to jedynym durniem jest przecie� ten, kto rozumnych pos�dza o g�upot�. Timur znalaz� si� po raz wt�ry w sid�ach, kt�re sam z rana zastawi� na Hod��. Krew uderzy�a mu do g�owy. Tupn�� nog� i wrzasn�� na ca�e gard�o: - W pa�acu przebywa tylko jeden g�upiec, i to ty nim jeste�. Jeden, daj� na to s�owo. Hod�a przy�o�y� d�o� do serca i uk�oni� si� nisko. A potem powiedzia�: - Wierz� ci, panie, bo zaprzecza� w�adcy niezdrowo. Nadal jednak nie widz� powodu, abym musia� skre�li� imi� wielkiego Timura z przygotowanej listy. - Nie pojmuj�. Czemu? Afandi pochyli� si� w stron� w�adcy i rzek� wyra�nie: - Poniewa� cz�owiek o pe�nym rozumie nigdy nie poleci�by durniowi sporz�dzi� listy g�upc�w. "�elazny Kulas" podskoczy�, jakby go skorpion u��dli� w du�y palec. - Zamilcz, niegodny! - rykn��. - Pomy�l lepiej, co uczynisz, je�li wezw� teraz oprawc� z kleszczami i ka�e wyrwa� ci j�zyk za zuchwalstwo bez miary. - O, to ju� co innego, panie. Taki argument ma wielk� si�� przekonywania nawet najbardziej opornych. Gdy tylko zobacz� spiesz�cego kata, skre�l� czym pr�dzej twoje imi� z listy, a na opr�nione miejsce wpisz� moje w�asne. Ku przestrodze innym. A�eby potem nikt nie post�powa� jak ostatni z os��w i nie �mia� ci nigdy m�wi� prawdy w oczy. D�ugo �mia� si� go�� bucharski z historyjek opowiedzianych przez Saida Nazru���. Kiedy wreszcie och�on��, gor�co podzi�kowa� gospodarzowi za posi�ek kraszony anegdot� i ruszy� na podw�rze. Tam z trudem wielkim odci�gn�� iszaka od wi�zki aromatycznego siana, osiod�a� i w wy�mienitym nastroju pod��y� w kierunku Iczan-ka�y, dzielnicy pe�nej bogatych meczet�w, medres i �wi�tych mazar�w. Tymczasem mury okaza�ego mauzoleum Pach�awan-Machmuda opu�ci� garncarz Hafur Mirchalim po wielu godzinach zanoszenia pr�b do mi�osiernego opiekuna biedak�w. Nie uszed� daleko. W pewnej chwili stop� obut� w dziurawe iczigi r�bn�� w co� piekielnie twardego. - Auuu - j�kn�� z b�lu podskakuj�c na jednej nodze. Kiedy oprzytomnia�, w kopie nawianego �niegu znalaz� kind�a�, bogato wysadzany szlachetnymi kamieniami. Nie wierzy� w�asnym oczom. "Szybki i mi�osierny jest nasz Pach�awan-Machmud - pomy�la�. - Dopiero co prosi�em go o pomoc, a ju� mnie wys�ucha�". Uradowany podarkiem zes�anym nieoczekiwanie przez patrona Chiwy biedak ukry� sztylet bez zw�oki w prostej, sk�rzanej pochwie i zacz�� rozmy�la�, co ma czyni� dalej? Pobiec na bazar, do kramu jubiler�w, czy wyd�ubywa� po jednym rubinie i spieni�aj�c w ten spos�b po kawa�eczku znaleziony dobytek, dotrwa� spokojnie starczego wieku? Zaledwie wszed� w uliczk� wiod�c� do g��wnego bazaru Chiwy - ci�gle rozmy�laj�c o sposobie sprzeda�y klejnot�w - gdy us�ysza� stra�nik�w, biegaj�cych po mie�cie i wrzeszcz�cych przy d�wi�kach piszcza�ek i b�bn�w: - Kto znajdzie ulubion� pami�tk� chanow�, otrzyma wielk� nagrod�. Mieszka�cy Chiwy, s�uchajcie firmamu, rozkazu swego pana. Kto znajdzie ulubiony kind�a� najwy�szego w�adcy i dostarczy go czym pr�dzej do pa�acu, otrzyma sowite wynagrodzenie. Ludzie, s�uchajcie firmumu... "A wi�c chanowy to sztylet. Oddam go prawowitemu w�a�cicielowi, w zamian za� z pewno�ci� dostan� gar�� z�ota. Wystarczy, aby dzieci nie pomar�y z g�odu" - pomy�la� grancarz i podrepta� w stron� Kunja-arku, starej cytadeli w�adcy. Uczciwo�� wskaza�a mu drog� jedyn�. Nie od razu wpuszczono Hafura Mirchalima na pa�acowe komnaty. Najpierw chciano wyci�gn�� z niego tajemnic� gdzie ukry� znaleziony sztylet. Obmacano go pospiesznie. Naczelnik stra�y pa�acowej mia� zamiar przyw�aszczy� sobie nagrod� i wdzi�czno�� Najwy�szego. Dopiero gdy gro�by ani perswazje nie pomog�y, dopuszczono biedaka przed oblicze w�adcy. Trzeba by�o widzie� min� naczelnika stra�y na widok przepysznego kind�a�u wydobytego ze starej, zniszczonej pochwy. Natomiast chan rozpromieni� si�, uradowa�. Natychmiast kaza� wezwa� pierwszego wezyra. Kiedy kuszbega pad� plackiem przed tronem, us�ysza�: - Ka� wyp�aci� temu cz�owiekowi monety obiecane. Nale�y mu si� dwadzie�cia sztuk z�ota albo jaka� inna nagroda, podobnej warto�ci. Niechaj na d�ugo zapami�ta wdzi�czno�� swego w�adcy. Uradowany garncarz ruszy� w �lad za pierwszym wezyrem do s�siedniej komnaty. Chytry kuszbega wykonuj�c polecenie w�adcy nigdy nie kroczy� prost� drog�, zawsze usi�owa� pod��a� �cie�k� usian� fortelami, gwarantuj�cymi bezpiecze�stwo g�owie i doch�d sakiewce. Nagroda musi by� wyp�acona, to oczywiste. Ale najlepiej bez naruszenia zawarto�ci skarbca, tak aby Najwy�szy w trudnej chwili nie m�g� wypomnie� swemu ministrowi marnotrawstwa, szastania dobrami chanowymi. Wielmo�a skin�� na Hafura Mirchalima. - Poczekaj chwil�. Musz� dowiedzie� si�, na kogo dzisiaj kolej w regulowaniu rachunk�w pa�acowych. Odwr�ci� si� plecami do biedaka, si�gn�� po list� dostojnik�w, przymkn�� oczy i d�gn�� palcem w papier. Spojrza�. Wypad�o na g��wnego miraba. "Wcale nie�le - pomy�la�. - Stary sknera zaoszcz�dzi pi�tna�cie sztuk z�ota, ja za� za wskazanie mu drogi w�a�ciwej otrzyma� musz� pi�� monet". My�la� dalej: "Wielki chan kaza� wyda� temu n�dzarzowi dwadzie�cia z�otych monet lub jak�� inn� nagrod� tak, by na d�ugo zapami�ta� wdzi�czno�� swego w�adcy. Wola Najwy�szego �wi�ta. Zrobi� wi�c wszystko dla prostaka. Jestem nawet got�w za�o�y� si� o skarby samego Haruna ar-Raszyda, �e nagrod� wyp�acon� mu tutaj b�dzie pami�ta� doskonale jeszcze i na tamtym �wiecie". Tak medytuj�c kuszbega sporz�dzi� odpowiednie pismo, po czym chytrze u�miechaj�c si� wr�czy� je biedakowi wraz ze s�owami: - Cz�owieku uszcz�liwiony, pospiesz teraz do g��wnego miraba Chiwy z tym papierem. Zgodnie z dostojnym poleceniem mirab musi ci bezzw�ocznie wyp�aci� nagrod� nale�n� w imieniu swego w�adcy i pana. Niestety, Hafur Mirchalim czyta� nie umia�, nigdy w maktabie, a tym bardziej w medresie nauk nie pobiera�, chc�c si� wi�c przekona�, o czym pisze pierwszy minister do g��wnego miraba, zacz�� rozgl�da� si� woko�o. Gdzie odnale�� cz�owieka uczciwego, potrafi�cego rozr�nia� znaki pisemne? Niechaj ze szczeg�ami dowie si�, co oczekuje go u dostojnika pa�acowego. Z�e przeczucie zbudzone u�mieszkiem wezyrowym nakazywa�o przezorno�� w dalszym post�powaniu. Tak rozmy�laj�c zast�pi� drog� cz�owiekowi wyje�d�aj�cemu na osio�ku z bocznego zau�ka. - W�drowcze, czy umiesz czyta�? - zapyta� z niepokojem w g�osie. - Dopom� potrzebuj�cemu pomocy. Nie odmawiaj pro�bie pokornej, je�li masz cho� odrobin� i serca, i czasu. Je�dziec zatrzyma� iszaka. Spod za�nie�onej czaimy wysun�o si� �agodne oblicze Hod�y Nasreddina. Tak oto przypadek po raz nie wiadomo kt�ry zetkn�� filozofa z cz�owiekiem potrzebuj�cym porady rozs�dnej. - Daj, przeczytam. M�drzec rozwin�� delikatnie zw�j jedwabistego papieru, przypatrzy� si� uwa�nie perskim znakom i rzek�: - Wasz chan poleci� pierwszemu wezyrowi, aby ten z kolei poleci� g��wnemu mirabowi wyda� bezzw�ocznie oddawcy tego pisma nagrod� w postaci dwudziestu sztuk z�ota albo trzydziestu pud�w �niegu. Wyb�r jednej z tych nagr�d pozostawi� urz�dnikowi wyp�acaj�cemu. S�ysz�c s�owa Hod�y Hafur Mirchalim chwyci� si� za g�ow�. J�k bole�ci wydar� mu si� z piersi. Upad�by zapewne, gdyby nie podtrzyma�o go rami� Nasreddinowe. - Opanuj si�, cz�owieku. Powstrzymaj �ale na moment i wyja�nij mi dok�adnie, o co tu w�a�ciwie chodzi? Za co masz otrzyma� tak niezwyk�� nagrod�? Biedak gorzko p�acz�c opowiedzia� napotkanemu wszystko od pocz�tku. O tym, jak znalaz� w �niegu wspania�y kind�a� szlachetnego w�adcy oprawiony w z�oto i obsypany g�sto rubinami, jak w chwil� p�niej us�ysza� od obwo�ywaczy o przyobiecanej nagrodzie, jak poszed� do Kunja-arku, i o tym, co go w twierdzy spotka�o. - Przeczuwa�em, �e to si� musi �le sko�czy�, gdy tylko spraw� ca�� wezyr okrutny uj�� w swojo d�onie. Nie mam po co chodzi� do miraba, wyp�aci mi przecie� �niegiem. Bia�ego zimna wsz�dzie le�y pod dostatkiem. Tylko ostatni osio� da�by monety, maj�c �nieg pod r�k�. Straci�em kind�a�, straci�em nagrod�, straci�em ostatni� nadziej�. - Cz�owiek my�l�cy nigdy nie traci nadziei, nawet na dnie studni - pocieszy� Hod�a Nasreddin biedaka. I doda�: - Trzeba poszuka� rozs�dnego wyj�cia z wezyrowej pu�apki. Fortel fortelem najlepiej si� leczy. Pami�taj, uzbrojony w cierpliwo�� silniejszy jest od lwa i lwicy, lecz nigdy od lisa. A zatem najlepiej , by� cierpliwym lisem. Po tych kilku zagadkowych zdaniach m�drzec poradzi� Mirchalimowi, co powinien uczyni�, aby zmusi� miraba do wyp�acenia przyrzeczonej nagrody w kruszcu szlachetnym, a nie pudami zamarzni�tego ch�odu. Jednor�ki garncarz przypad� do kolan Nasreddinowych. Szepn�� gor�co: - Panie, po radzie znakomitej poznaj� ci�. Kiedy� bawili�my si� razem, z patykami p�dzili�my nad Amu-dari� �owi� t�uste sazany i brzany w�sate. Wsp�lnie p�atali�my figle naczelnikowi stra�y chanowej. Pami�tasz, rwali�my brzoskwinie w ogrodzie kupca Muzaffara. Wiem, ty jeste�... - Tsss - przerwa� mu Hod�a k�ad�c palec na ustach. - Nie wymawiaj tego imienia, Hafurze, je�li ocali� chcesz g�owy obydwie. Za moj� od dawna uganiaj� si� siepacze, twoja spad�aby dla towarzystwa. Zapomnij o naszym spotkaniu. Przynajmniej na kilka tygodni. Tak b�dzie lepiej. A teraz �egnaj, przyjacielu. �egnajcie, wspomnienia m�odo�ci. Czas mi w drog�. Zanim roztopy wiosenne udaremni� w�dr�wk� karawanom, powinienem dotrze� z powrotem do Buchary. * Rady praktycznej, umo�liwiaj�cej wydostanie monet szczeroz�otych z sakiewki miraba, nie warto szuka� w czaszkach wype�nionych sza�wi� i blekotem. Lepiej "wzi�� rozum i przyzwoito�� za przewodnika" (powiedzia� kiedy� wielki Saadi) i samemu odnale�� spos�b, jakim Hod�a Nasreddin potrafi� nape�ni� garnki w lepiance jednor�kiego garncarza z Chiwy, Hafura Mirchalima. O FATIMIE, KT�RA ZDRADZI�A Opowie�� trzecia o dziwacznym konkursie zorganizowanym w obuwie przed zemst� zakochanego szejtana oraz o urz�dniku chana przebranym w str�j �wi�tobliwego imama Ziarno zasiane w dobrej glebie wcze�niej albo p�niej wyda� plon musi. A czy� mo�na trafi� na lepsz� gleb� od wdzi�cznych s�uchaczy, prostych wie�niak�w chorezmijskich, o kt�rych uczciwo�ci kr��y�y legendy na ca�ym Wschodzie? Hod�a Nasreddin nie zwa�aj�c na zm�czenie w�dr�wk� przez piaski pustynne nie szcz�dzi� ziarna opowie�ci Chorezmijczykom zgromadzonym w przydro�nej czajchanie po dniu znojnej pracy w polu. M�wi�: - Dzia�o si� to dawno, dawno temu, w czasach, jakich pami�ta� nie mog� najstarsi aksaka�owie spo�r�d wiekowych starc�w ca�ego Chorezmu. Najpi�kniejsza Czerkieska haremu, Fatima, ulubienica �wczesnego chana, niewolnica o oczach jak diamenty, ustach o barwie soku granatu, a piersiach niczym dwa kr�g�e cytrusy, dopu�ci�a si� nies�ychanej zbrodni. "Gibki cyprys zawstydzony jej pi�kno�ci kibici�, nog� w ziemi grz�nie" - powtarza� Poeta na widok sylwetki dziewcz�cej. Co za�piewa�by, gdyby cho� na moment m�g� uchyli� parand�� okrywaj�c� rysy przecudownej twarzy? Pewnego razu �licznooka Fatima unios�a g�st� siatk� parand�y przed obcym m�czyzn�. Sprawi� to przypadek? A mo�e g�os serca i ciekawo�� oczu? Tego dzisiaj nikt ju� nie odgadnie. Przesz�o, z wiatrem przemin�o. Prawd� jest natomiast, �e gdy uchyli�a zas�on� przy trzynastym spotkaniu, gor�cy poca�unek z��czy� j� z m�odzie�cem na d�u�ej. Owej nocy chan nie m�g� oczu zmru�y�, godzinami przewraca� si� i wierci� na �o�u, a kiedy wreszcie nad ranem zmorzy� go sen koszmarny, �ni�o mu si� polowanie, na kt�rym postrzeli� dziwacznego, brodatego archara z pot�nymi rogami. Przed samym po�udniem eunuchy donie�li w�adcy o zdradzie. Fatimy nie stracono, poniewa� siedmiu oprawc�w po kolei postrada�o zmys�y, nie mog�c dope�ni� chanowego wyroku. Nieszcz�sn� zamkni�to w naro�nej baszcie twierdzy razem z jej ulubionym psem, chartem, zwierz�ciem nieczystym. D�ugo trwa�o, zanim dziewczyna zdecydowa�a si� na ucieczk�. Ale pod kluczem od pomys�u do realizacji droga daleka. Przez dwana�cie miesi�cy z sier�ci charta pi�kna niewolnica wi�a drabink� linow�, po kt�rej w noc najd�u�sz� w roku zbieg�a z wi�zienia. Niestety, misterny sznur nie wytrzyma� ci�aru przest�pstwa i rano u st�p wie�y znaleziono Fatim� bez �ycia. Rozmi�owany do szale�stwa szejtan, bo podobno to w�a�nie w�adca podziemi przybra� posta� m�czyzny - oblubie�ca nieszcz�liwej Czerkieski - rzuci� kl�tw� na r�d Panuj�cego. I postawi� warunek: rodzina chana musi corocznie wykona� sznur z psiej sier�ci, najlepszy z najlepszych. Za niespe�nienie szata�skiego zlecenia rodowi Panuj�cego grozi�o zapadni�cie na tr�d i wymarcie w m�kach do ostatniego potomka. Tak przynajmniej g�osi�y stare podania. Od tamtego wydarzenia czterdzie�ci niewolnic chanowych przez okr�g�y rok wyplata�o psie sznury, nie bra�o udzia�u w haremowych rozrywkach, wi�kszo�� swego czasu po�wi�caj�c na czynno�ci, maj�ce odsun�� straszliwe niebezpiecze�stwo tr�du od g�owy Panuj�cego i jego rodziny, a potem od nast�pc�w Panuj�cego i ich rodzin. Co roku spo�r�d tych czterdziestu sznur�w grupa s�dzi�w musia�a wybra� lin� najlepsz�, najmocniejsz�. Chan Chorezmu po tylu latach mo�e i odst�pi�by od k�opotliwych zwyczaj�w rodowych, gdyby nie �a�cuch tradycji podtrzymywany troskliwie przez kolejnych naczelnik�w stra�y miejskiej. Do ich obowi�zk�w nale�a�o bowiem wy�apywanie na bazarach Chiwy kandydat�w na Szata�skich S�dzi�w, oceniaj�cych prac� niewolnic. Na tym procederze niejeden naczelnik dorobi� si� wspania�ej fortuny, bior�c bakszysz od zamo�nych kupc�w i w�drownych handlarzy, kt�rzy maj�c d�br pod dostatkiem, wymigiwali si� przed rol� s�dziego, aby w razie niepowodzenia nie wystawi� .w�asnych pi�t pod kije. Do utrzymania bolesnej tradycji niema�o przyczynili si� tak�e dostojnicy pa�acowi, wielmo�owie poszukuj�cy m�skiej rozrywki i mocnych wra�e�, jakich dostarcza�o pobieranie ci�g�w przez nieszcz�snych s�dzi�w. Tak by�o i tym razem w Chiwie... Hod�a Nasreddin przerwa� przyd�ug� opowie�� i si�gn�� po pia�k�. S�siad us�u�ny natychmiast do bezuchej fili�anki nala� wrz�cego jak dno piekie� kok-czaju. Zgromadzeni w czajchanie wie�niacy czekali cierpliwie, a� gaw�dziarz pokona dokuczliw� sucho�� gard�a. Jedynie m�ody czaban owiec karaku�owych, Rasu� Rachmanbek, ch�opiec o sercu szczerym, cho� z ducha p�dziwiatr i �wistun, nie wytrzyma�. Spalany od wewn�trz ciekawo�ci�, zagadn�� m�drca: - Derwisz przejezdny opowiada� przed dwoma dniami, �e tego roku niewolnice by�y wyj�tkowo pi�kne, a sznury misterne, przez co s�dziowie nie mieli �atwego zadania. Niejeden otrzyma� bolesn� nagrod�. Zapewne, czcigodny w�drowcze, wiesz co� wi�cej o turnieju niewolnic? Hod�a skin�� g�ow�. - To prawda, g�upota i przes�dy w�adc�w zawsze odbijaj� si� na losie poddanych. Czas s�dziowania rozpocz�� si� od dnia, w kt�rym chan Chorezmu obchodzi� swoje kolejno urodziny. Od tego momentu, ka�dego kolejnego dnia, stawa�y w szranki dwie niewolnice, przedk�adaj�c Szata�skim S�dziom do oceny owoce swego trudu. Pokonana odpada�a z dalszej konkurencji, a zwyci�zczyni� oczekiwa�o por�wnanie z inn� niewolnic�, zwyci�zczyni� pary dnia nast�pnego. Eliminacje trwa�y codziennie, ci�gn�y si� jak wyboista droga przed o�lepionym wielb��dem. A wszystko dlatego, �e w ci�gu jednego dnia wolno by�o oceni� sznury tylko dwu niewolnic. S�dziowie nie potrafi�cy okre�li� jednoznacznie przedstawionej pracy otrzymywali w nagrod� po dwadzie�cia pa�ek na go�e pi�ty, po czym zostawali zast�pieni przez s�dzi�w oczekuj�cych swojej kolejno�ci. Hod�a prze�kn�� kilka �yk�w herbaty i ci�gn�� dalej: - Po wielu dniach z czterdziestu niewolnic haremu, dziewcz�t czerkieskich, hinduskich, ormia�skich, tureckich i perskich, kt�re zacz�y ple�� psie liny przed rokiem, do ostatecznej pr�by dotar�y dwie najlepsze: Turczynka Zulejka oraz Czerkieska Fatima. W jej osobie niejako odnowi� si� pocz�tek legendy. Kto wie, mo�e w�a�nie dlatego d�ugo trwa�y obrady Szata�skich S�dzi�w w zamkni�tej komnacie? Pot�ne ha�asy i niezwyczajne okrzyki, wydostaj�ce si� bez ustanku z sali, wskazywa�y na gor�czk� obrad. Wreszcie komplet s�dziowski w powykrzywianych turbanach i cha�atach sfatygowanych w dyskusji pojawi� si� na dziedzi�cu. Z podbitymi oczami i pokiereszowanymi g�bami s�dziowie kroczyli dumnie, niczym po zwyci�sko stoczonej batalii. Tutaj wobec oczekuj�cego niecierpliwie t�umu og�osili wyrok. T�, kt�ra w tym roku odsun�a chorob� od osoby Panuj�cego, jest Fatima. Czerkiesce wi�c przypad�y warto�ciowe nagrody: z�ote kolczyki, diadem oraz siedemna�cie sukien wyszywanych srebrem i per�ami. - I tyle czasu przesiedzia�e� w Chiwie? - Rasu� Rachmanbek nie pozwoli� Hod�y odetchn��. - W�drowcze, czy stolica Chorezmu to pi�kne miasto? Niestety, los nie pozwoli� mi jeszcze przekroczy� bram grodu. - Nie pierwszy raz przebywa�em w Chiwie, m�odzie�cze. Grodzie cudownych medres, minaret�w, pa�ac�w i n�dznych lepianek; grodzie chana, dostojnik�w pa�acowych, s�dzi�w, kupc�w, a tak�e ludzi uczciwych - odpowiedzia� afandi. - Tym razem strawi�em w Chiwie tyle dni, ile Szata�scy S�dziowie potrzebowali ich na podejmowanie trudnych decyzji. Od pierwszego do ostatniego konkursu psich linek. Potem wyruszy�em w drog�, kt�rej na p�niej od�o�y� nie mog�em. Rozwijaj�c w�tek opowie�ci, g�sto przetykany odpowiedziami lin rzucane pytania, Hod�a Nasreddin ani na moment nie spuszcza� z oka przedziwnie zachowuj�cego si� imama. S�uga islamu w bia�ej cza�mie i niemi�osiernie zakurzonym cha�acie przed dwiema godzinami przyby� do czajchany od�wie�y� si�, ugasi� pragnienie, a chyba i przenocowa�. Tymczasem imam, jak i inni siedz�cy ze skrzy�owanymi nogami, zamiast popija� sw�j kok-czaj, w tajemniczy spos�b, prawie niedostrzegalnie przesuwa� si� w kierunku rozprawiaj�cych. Pomale�ku, pracowicie wycieraj�c cha�atem klepisko, co chwil� przestawia� dzbanek z wystyg�� herbat�. Dopiero kiedy ockn�� si� naprzeciwko Hod�y, zagadn�� wyzywaj�co: - Nikogo tutaj nie s�ycha�, tylko ciebie, m�dralo w�drowny. M�drkujesz, mielesz nieustannie ozorem, jakby� zjad� co najmniej siedemna�cie j�zyk�w ludzi uczonych albo filozof�w. Bez ustanku kpisz sobie z dostojnych wielmo��w i zwyczaj�w panuj�cych w pa�acu wielkiego chana Chorezmu. Powiedz mi, cz�owieku gadaj�cy na podobie�stwo jarmarcznej papugi, kim ty w�a�ciwie jeste�? Hod�a Nasreddin z tonu s��w wypowiedzianych zorientowa� si� b�yskawicznie, kogo los postawi� mu na drodze. Nie imam duchowny, lecz wysoki urz�dnik pa�stwowy siedzia� przed nim w przebraniu. Odpar� wi�c: - Trafi�e� w sam �rodek tarczy, o szlachetny. Ludzie powiadaj�, �e jestem teraz filozofem. Brudna od kurzu twarz wykrzywi�a si� z�o�liwie. - A czy jest jaka� r�nica mi�dzy filozofem a pr�niakiem, durniem �yj�cym na rachunek innych? Hod�a spojrza� na siedz�cego naprzeciwko i odpowiedzia� spokojnie: - Niewielka, o szlachetny. W tej chwili dzieli ich jedynie tac� z herbat�. Dechkanie przys�uchuj�cy si� uwa�nie narodzinom sprzeczki wybuchn�li gwa�townie �miechem. Imam siedz�cy na pi�tach przed m�drcem podskoczy� do g�ry z w�ciek�o�ci�, ale si� nie odezwa�. Nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na przebiera�ca, Hod�a Nasreddin ci�gn�� dalej: - "W wymionach krowy wysycha mleko, psuj� si� w gnie�dzie jaja pod kur�, gdy w�adca schodzi z drogi sprawiedliwej". Tak powiedzia� wielki poeta tych ziem, Firdausi. Ja dodam tylko od siebie, i� dobrze si� sta�o, �e krowy i kury nie czytaj� wielkich poet�w. Bo o smaku mleka i jajek dawno by�my musieli zapomnie�. Tego ju� by�o fa�szywemu imamowi za wiele. Zerwa� si� na r�wne nogi i wrzasn��: - Nasz chan sprawiedliwy, oby �y� wiecznie, post�pi�by z tob� rozs�dniej ni� sam Czyngis-chan. Nie zwyczajny o��w, jakiego u�ywa� w�dz Mongo��w, lecz roztopione srebro kaza�by ci wla� w oczy i w uszy, i w gard�o, aby� nie m�g� d�u�ej rozsiewa� po kraju podobnych blu�nierstw. Tw�j j�zor gorszy jest od czarnej ospy. Poczekaj, w��cz�go, niech ci� dostan� stra�nicy w swoje r�ce. Nie licz w�wczas na �ask� w�adcy. Hod�a roze�mia� si�: - Nie jestem jeszcze w r�kach twojego chana, o �wi�tobliwy. Zreszt�, nawet gdyby wsadzi� mnie w kocio� i zala� wrz�tkiem srebra czy o�owiu, to przecie� i tak wszystkim oczu i ust nie zamknie, ca�ego narodu zniszczy� nie zdo�a. Nie tacy, jak on, usi�owali str�ci� pracowite plemiona, koczuj�ce i osiad�e, z powierzchni tego �wiata. Czyngis-chan ognistymi rakietami i armatami burzy� twierdze obronne i miasta niewinne. Z jego woli setki tysi�cy g��w spada�o przy byle okazji, a rozpalony o��w lany w gard�a nie by� wcale najgorszym z wyrok�w �mierci. Armie mongolskie by�y tak liczne, jak mrowiska i chmary szara�czy. I r�wnie �ar�oczne, bezwzgl�dne. Tak�e Timur - zwany przez wielu "�elaznym Kulasem" - z ludzkich czerep�w, �ci�tych po zdobyciu opornych miast, kaza� sypa� niebosi�ne piramidy. I co? Marny proch nie osta� si� ze zwyci�zc�w �wiata, a narody przetrwa�y najgorsze, wyd�wign�y si� z kl�sk, zagoi�y rany. Plemi� ludzkie, kt�re prze�y�o w�adz� ciemi�zc�w najezdnych i rodzimych, przetrzyma tak�e panowanie krwawego chana Chorezmu. Wiedzia�by� o tym, gdyby� nie by� g�upi, jak barani kurdiuk. Urz�dnik chanowy zsinia� ze z�o�ci, upodobniaj�c si� z barwy do fioletowego cha�atu imania, w jaki oblek� si� na czas dyskretnej w�dr�wki. Gdyby nie obawa o w�asne ko�ci, ju� dawno uchwyci�by za kark zuchwalca. Z rozkosz� kaza�by wyrwa� mu j�zyk i cisn�� psom na po�arcie. Jednak�e nieznajomy m�drala utoczony by� t�umem ludzi prostych, ubogich, zbrojnych w gro�ne metalowe ketmenie. Wie�niacy, zdecydowani stan�� w obronie �mia�ka, pu�ciliby zapewne w ruch ci�kie motyki. Na �adn� pomoc nie m�g�by wtedy liczy�. Pr�no przecie� spodziewa� si� oddzia�u sarbaz�w w czajchanie le��cej przy rzadko ucz�szczanym szlaku po�rodku Czerwonych Piask�w. Wobec takich przeciwno�ci losu naczelnik stra�y chanowej - bo on to w�a�nie w bezpiecznym przebraniu pod��a� z tajemn� misj� - zdecydowa� si� wycofa� ze sprzeczki. Mamrocz�c pod nosem jakowe� ma�o zrozumia�e wyrazy, skierowa� si� do s�siedniej izby, aby przygotowa� sobie nocleg. Dopiero kiedy chrapanie zza �ciany zabrzmia�o w tonach naturalnych, a czterech m�odych wie�niak�w z ketmeniami w d�oniach gwarantowa�o, �e imam �pi i nie opu�ci swego legowiska za wcze�nie, s�dziwy aksaka� Ibrachim Ramazanbaj sk�oni� g�ow� przed Hod�� Nasreddinem. - B�agamy ci�, przyjacielu, aby� poszed� z nami. Przenocujemy ciebie i twego os�a w naszym kisz�aku. W dalsz� drog� wyruszysz dopiero wtedy, gdy po niegodziwcu wiatr �lady zamiecie. Hod�a d�wign�� si� z ziemi. Nie wypada�o odrzuca� go�cinno�ci ludzi serdecznych. Ch�� dalszej rozmowy z nowymi przyjaci�mi, a nie obawa przed zemst� przebiera�ca, kierowa�a go do wioski ukrytej po�r�d pustynnych barchan�w. Wkr�tce czajchana zamar�a. Zamilk�y nawet cykady wydzwaniaj�ce wieczorem w okolicznych krzakach. Pochrapywanie fa�szywego imama nie by�o w stanie zm�ci� nocnego spokoju. Gromada wie�niak�w otaczaj�c� m�drca rozp�yn�a si� w mroku. Gwiazdy i niewidoczna �cie�ka wiod�y j� bezpiecznie. * Cierpliwy i na arbie dop�dzi zaj�ca. My�le� potrafi�cy z pewno�ci� znacznie szybciej dogna odpowied� wsp�ln� na obydwa pytania: ile razy Szata�scy S�dziowie oceniali owoc pracy niewolnic haremowych, ile dni Hod�a Nasreddin przebywa� w�wczas w Chiwie? PU�APKA SZEJKA PUKHTUN�W Opowie�� czwarta o ziarnach fasoli ukrytych we wn�trzu jajek przez zach�annego przyw�dc� plemienia koczownik�w i o cudownej wskaz�wce czarnobrewej hurysy Czarki ch�odnego ajranu czerpanego z glinianych dzban�w kr��y�y bezustannie w ludzkim mrowisku wype�niaj�cym herbaciarni� po brzegi. W�a�ciciel czajchany, Temud�yn, stary do�wiadczony czajczi, zm�czony roznoszeniem coraz to nowych naczy� z napojem, odetchn�� g�o�no z ulg�, gdy w progu herbaciarni pojawi� si� Hod�a Nasreddin oczekiwany niecierpliwie przez wszystkich. zgodnie z obietnic� z�o�on� przyjacio�om w dniu wczorajszym afandi przyszed�, aby w gronie ludzi prostych na nowo snu� prz�dz� zagadkowych opowie�ci. Barwny t�um poganiaczy wielb��d�w, woziwod�w, pomocnik�w kupieckich i ubogich rzemie�lnik�w rozst�pi� si�, po czym zwar� ciasno wok� m�drca. Cisz� oczekiwania narusza�o jedynie sapanie um�czonego Temud�yna. - Cz�owiek jest dla cz�owieka najlepszym lekarstwem - rozpocz�� wolno m�drzec bucharski, zaraz jednak przerwa�, zamy�li� si� i dorzuci� po chwili: - ale bywa te� i trucizn�. Dzisiaj przeto opowiem wam, czcigodni, o ludziach dobrych i z�ych, napotkanych przed kilkunastu laty w odleg�ej krainie Afgan�w. W tym czasie w�drowa�em pod przybranym nazwiskiem i zmienionym strojem, aby unikn�� zemsty jednego z okrutnych wezyr�w Damaszku, czyhaj�cego od dawna na m� g�ow�. Pewnego popo�udnia, kiedy uboga karawana, z�o�ona z czterech chudych wielb��d�w i wyn�dznia�ego os�a, przedziera�a si� poprzez tereny zamieszkane przez wojownicze plemiona ludzi nazywaj�cych si� Pukhtunami, dop�dzi�o nas dziesi�ciu je�d�c�w. Z�orzecz�c i potrz�saj�c broni�, zawr�cili mnie i zwierz�ta z obranej drogi. Musia�em uda� si� z napastnikami do wioski, gdzie mia� nas oczekiwa� naczelnik plemienia. Z gro�nych okrzyk�w, jakie wznosili, domy�li�em si�, �e to nie tradycyjne prawa go�cinno�ci nakazywa�y je�d�com wyjecha� mi na spotkanie. Wszelk� przyczyn� nadci�gaj�cego nieszcz�cia wydawa� si� by� bada�. Pora najwy�sza, o czcigodni, abym wyja�ni�, i� Pukhtunowie rz�dzili si� od stuleci w�asnym Pukhtunwali - bo takie w�a�nie miano nosi� ich plemienny kodeks post�powania - w kt�rym obok obowi�zku udzielania go�cinno�ci i zapewnienia obrony ka�demu prosz�cemu o to cz�owiekowi, istotnym przykazaniem by� �w bada�. Bada�, czyli prawo krwawej zemsty za doznan� zniewag� lub krzywd�, obowi�zek odwetu za wszelk�, cho�by najwy�sz� cen�. Rozmy�lanie nad nieweso�� przysz�o�ci� skr�ci�o wydatnie czas uci��liwej jazdy po piaszczystych barchanach. Nawet nie spostrzeg�em, gdy tu� przed zmierzchem dotarli�my wreszcie na miejsce przeznaczenia. W wiosce pustynnej, przed okaza�� lepiank� szejka, zgromadzi� si� t�um m�czyzn oczekuj�cy nas w z�owrogim milczeniu. Ponad ci�b� wyrasta� wysoki siwobrody starzec, wysuszony niczym pie� saksau�u p�n� jesieni�. Na widok nadje�d�aj�cych dr�gal wycelowa� palec w moim kierunku i wrzasn�� na ca�e gard�o: - To ten, poznaj� go. - Tak, to ja. Ale ja ci� nie poznaj�. Nigdy ciebie nie widzia�em, o siwobrody - odpowiedzia�em uprzejmie. Pie� saksau�u rykn�� ponownie: - Zamilcz. Ty� zg�adzi� Salala, przebywaj�cego pod moj� opiek�? Za przest�pstwo odpowiesz g�ow�, n�dzniku. Musia�em protestowa�. Zreszt�, zgodnie z prawd�. - Ja? Nie znam ci�, nie zna�em tak�e Salala, o kt�rym m�wisz. Po c� wi�c mia�bym nastawa� na �ycie nieznajomego? B��dne s� twoje s�owa, starcze. Szejk, bo nim okaza� si� �w suchy staruch, jak gdyby tylko, oczekiwa� na s�owa zaprzeczenia. Podskoczy� z w�ciek�o�ci� m��c�c powietrze r�koma. - Co? �miesz jeszcze zaprzecza�? Wypierasz si�, synu tch�rzliwego szakala?! - krzycza�. - Przeczekasz pod stra�� do jutra, a rankiem zmusimy ci� do ujawnienia prawdy. Jajko wska�e winnego. Zobaczymy, inaczej b�dziesz �piewa�, gdy wyci�gniesz czarn� fasol�, Jajko? Czarna fasola? Wys�uchiwa�em niejednokrotnie przewodnik�w karawan opowiadaj�cych przy ognisku o zwyczajach lud�w koczowniczych, s�ysza�em te� kiedy� o barbarzy�skich pr�bach jajka i fasoli, praktykowanych w�r�d niekt�rych plemion. Czy�by o te w�a�nie niecne praktyki chodzi�o staruchowi? - Wska�esz jajko, a przekonamy si�, czy s�owa twoje by�y prawdziwe - warkn�� siwobrody zacieraj�c d�onie. Na koniec rozkaza� zbirom: - Teraz odprowad�cie je�ca do starego magazynu i dobrze pilnujcie, by nie uciek�. Nie chc�, a�eby wilki pustynne sta�y si� jego s�dziami. Obwieszony kind�a�ami, przepasany �ukiem, z ko�czanem pe�nym strza� i dwiema szablami u barwnego pasa szejk wygl�da�, jakby to nie cz�owiek, lecz ca�a zbrojownia plemienna stan�a na czele