2740
Szczegóły |
Tytuł |
2740 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2740 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2740 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2740 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
GARAN NIE�MIERTELNY
T�UMACZY�: PIOTR KU�
TYTU� ORYGINA�U: GARAN THE ETERNAL
SCAN-DAL
CZʌ� PIERWSZA
1. POPRZEZ B��KITN� MG��
Sze�� miesi�cy i trzy dni po tym. jak podpisano Pok�j Szanghajski i �wiat og�osi� koniec Wielkiej Wojny lat 1985-1988, pewien m�ody m�czyzna siedzia� zgarbiony na drewnianej �awce w nowojorskim parku i bezmy�lnie wpatrywa� si� w czubki swoich znoszonych but�w. Jedynym zaj�ciem, do kt�rego przygotowano go w �yciu, by�o pilotowanie samolotu my�liwskiego: niczego wi�cej nie potrafi�. Poszukiwania jakiego� zaj�cia w �yciu cywilnym przynios�y mu tylko rozczarowania i upokorzenia.
W pewnej chwili na drugim ko�cu �awki przysiad� kto� zupe�nie obcy m�odemu cz�owiekowi. Lotnik zmierzy� go uwa�nym spojrzeniem. Tak. westchn�� z gorycz�. Nowo przyby�y mia� dobre buty. ciep�y p�aszcz i roztacza� wok� siebie aur� zadowolenia, jaka zawsze towarzyszy cz�owiekowi, kt�remu w �yciu si� powiod�o. Mimo �e niew�tpliwie przybysz ju� dawno przekroczy� wiek uwa�any za �redni, jego ruchy by�y spr�yste, a twarz inteligentna i czujna.
- Czy mam przyjemno��' z kapitanem Garinem Featherstone? - rzuci� przybysz niespodziewanie.
Zaskoczony lotnik jedynie skin�� g�ow�. Dwa lata temu on, kapitan Garin Featherstone ze Zjednoczonych Sil Demokratycznych, dowodzi� niebezpiecznym atakiem bombowym na bezkresne obszary Azji. z zadaniem zniszczenia ukrywaj�cego si� w niedost�pnych terenach si� wroga. By�a to spektakularna i szeroko komentowana wyprawa. Lotnikom, kt�rzy j� prze�yli, przynios�a kr�tkotrwa�a s�aw�.
Nieznajomy wydoby� z kieszeni wycinek z jakiej� gazety i zn�w si� odezwa�:
- Jest pan cz�owiekiem, jakiego szukam. Pilotem o ogromnej odwadze, inicjatywie i inteligencji. M�czyzna, kt�ry dowodzi� nalotami na Azj�0 wart jest, by w niego zainwestowa�.
- Co chce mi pan zaproponowa�? - zapyta� Featherstone niech�tnie. Nie wierzy� ju�. �e kiedykolwiek u�miechnie si� do niego szcz�cie.
- Nazywam si� Gregory Farson. - Nieznajomy przedstawi� si� takim tonem, jakby jego imi� i nazwisko wszystko wyja�nia�y.
- Cz�owiek z Antarktydy?
- W�a�nie. Jak pan zapewne s�ysza�, moj� ostatni� wypraw� musia�em odwo�a� dos�ownie w przededniu jej rozpocz�cia, z powodu wybuchu wojny. Teraz jednak przygotowuje si� do kolejnej ekspedycji na po�udnie.
- Nie rozumiem jednak...
- ...w jaki spos�b m�g�by mi pan pom�c? To bardzo proste, kapitanie Featherstone. Potrzebuj� pilot�w. Niestety, wojna znacznie przetrzebi�a ich szeregi. Mia�em szcz�cie, �e natrafi�em na kogo� takiego jak pan...
To by�o takie proste. Garin nie dowierza� jednak swojemu szcz�ciu a� do chwili, w kt�rej, kilka miesi�cy p�niej, morska ekspedycja dotar�a do kontynentu wiecznych lod�w. Gdy �ci�gni�to na l�d trzy du�e samoloty, zacz�� zastanawia� si�, jaki jest cel wyprawy. Do tej pory Farson by� tajemniczy nie chcia� niczego zdradzi�.
Kiedy statek odp�yn�� (mia� powr�ci� dopiero za rok), Farson zwo�a� zebranie wszystkich uczestnik�w ekspedycji, grupa sk�ada�a si� z trzech pilot�w - wszyscy byli weteranami wojennymi - oraz dw�ch in�ynier�w.
- Wkr�tce - odezwa� si� przyw�dca, spogl�daj�c po twarzach wszystkich uczestnik�w ekspedycji - wyruszamy w g��b kontynentu Tutaj - na roz�o�onej przed sob� mapie zakre�li� d�uga, purpurow� lini�.
- Przed dziesi�cioma laty - kontynuowa� - by�em uczestnikiem ekspedycji Verdane'a. Pewnego razu. gdy lecieli�my na po�udnie, nasz samolot wpad� w jaki� dziwaczny pr�d powietrza i zboczy� z kursu. W chwili, gdy ju� kompletnie nie wiedzieli�my, gdzie si� znajdujemy, zobaczyli�my przed sob� w oddali g�st�, b��kitn� mg��. Zdawa�o si�. �e p�ynie od bezkresnych obszar�w, pokrytych lodem, prosto ku niebu. Niestety, zaczyna�o brakowa� nam paliwa, a poniewa� musieli�my jeszcze zorientowa� si�. gdzie jeste�my, zrezygnowali�my z bli�szego przygl�dania si� temu zjawisku. Z trudem dotarli�my do bazy.
- Ycrdane. niestety, nie zainteresowa� si� naszym raportem i wi�cej do sprawy b��kitnej mg�y ju� nie wracali�my. Jednak trzy lata temu ekspedycja Kattacka, wys�ana przez Dyktatora w celu poszukiwania nowych �r�de� ropy naftowej, zaobserwowa�a to samo zjawisko. Tym razem nie spoczniemy, dop�ki go nie zbadamy!
- Dlaczego - zapyta� Garin z zaciekawieniem - tak bardzo chce pan spenetrowa� t� mg��?
Farson przez chwil� jakby waha� si�. jednak postanowi�, �e udzieli mu odpowiedzi.
- Ot� powszechnie uwa�a si�, �e pod lodow� pokryw� Antarktydy znajduj� si� nieprzebrane bogactwa mineralne. Jestem przekonany, �e b��kitna mg�a powodowana jest przez aktywny wulkan, a mo�e nawet przyczyn� jej jest jaka� przerwa w lodowej pow�oce Antarktydy. Takie w�a�nie miejsce chcia�bym zbada�.
Garin pochyli� si� nad map�. Wyja�nienie Farsona nie przekona�o go. jednak to on w ko�cu p�aci� wszystkie rachunki, on by� kierownikiem wyprawy. Spr�bowa� odegna� od siebie wszystkie w�tpliwo�ci. Chlebodawcy, kt�ry sprawi�, �e zn�w m�g� regularnie jada�, by� w stanie wiele wybaczy�.
Cztery dni p�niej wyruszyli w drog�. Helmly, jeden z in�ynier�w, pilot Rawlson oraz sam Farson zaj�li miejsca w pierwszym samolocie. Drugi in�ynier i drugi pilot wsiedli do kolejnego samolotu, a Garin z wi�kszo�ci� zaopatrzenia sam polecia� w trzecim.
By� zadowolony, �e mo�e lecie� samotnie. Jego samolot, z powodu ci�kiego �adunku, nie m�g� wznie�� si� tak wysoko jak pozosta�e dwa. Garin lecia� wi�c w pewnej odleg�o�ci od nich. Porozumiewali si� za pomoc� radia. Zak�adaj�c przed startem s�uchawki na uszy. Garin przypomnia� sobie ostatnie s�owa, jakie us�ysza� od Farsona przed wej�ciem do samolotu:
- Mg�a zak��ca fale radiowe. Przed laty, kiedy znalaz�em si� w jej pobli�u, s�yszalno�� by�a bardzo s�aba. Prawic taka - roze�mia� si� - jakby kto� w drugim samolocie m�wi� co� do mnie w obcym j�zyku.
Ustawiaj�c samolot do startu, Garin zastanawia� si�. czy te obce s�owa nie by�y przypadkiem rozmow� uczestnik�w tajnej ekspedycji wroga, takiej na przyk�ad, jak wyprawa Kattacka.
W swej hermetycznej kabinie nie czu� mrozu, jaki otacza� samolot. W lodowatym, spokojnym powietrzu maszyna p�ynnie sun�a nad ziemi�. Z zadowoleniem Garin wygodnie rozsiad� si� w fotelu pilota i lecia� kursem, kt�ry wyznacza�y samoloty, sun�ce przed nim i nad nim.
Mniej wi�cej po godzinie od opuszczenia bazy ujrza� co�. jakby mroczny cie�, daleko przed sob�. W tym samym momencie us�ysza� w s�uchawkach g�os Farsona: - To jest to! Lecimy prosto w tym kierunku! Cie� stawa� si� coraz bardziej nieprzenikniony, a� wreszcie przeobrazi� si� w purpurowob��kitn� �cian�, rozci�gaj�c� si� od ziemi a� do samego kra�ca nieba. Pierwszy samolot by� ju� bardzo blisko niej. Ju� mia� w ni� wlecie�, gdy niespodziewanie zako�ysa� si� i zacz�� lecie� prosto w kierunku ziemi, jakby pilot straci� nad nim kontrol�. Jednak po nied�ugim czasie przeszed� do lotu poziomego i wydawa�o si�. �e wszystko jest w porz�dku, lecz maszyna jakby w panice ucieka�a od purpurowob��kitnej �ciany. Garin us�ysza� w s�uchawkach pytanie Farsona, co si� dzieje, jednak nikt z pierwszego samolotu nie udzieli� mu odpowiedzi.
Garin postanowi� lecie� wolniej i zredukowa� obroty silnik�w. To. co przydarzy�o si� pierwszej maszynie, nie zapowiada�o niczego dobrego. Mo�e. na przyk�ad, purpurowob��kitn� mg�a zawiera�a jaki� truj�cy gaz.
- Bli�ej. Featherstone - warkn�� Farston niespodziewanie.
Pos�usznie przy�pieszy� i po chwili lecieli ju� skrzyd�o w skrzyd�o. Mg�a by�a ju� teraz tu� przed nimi i Garin ujrza� w niej ruch: g�ste, ciemne, zachodz�ce na siebie ba�wany. Samolot wpad� pomi�dzy me i na szybach pojawi�y si� dziwne, jakby lepkie krople wilgoci.
Nagle Garin wyczu�, �e nie jest sam. Poczu�, �e w g��bi pustej kabiny, za jego plecami, pojawi� si� jaki� inny, nieznany mu umys�, o ogromnej mocy. Z desperacj� spr�bowa� zrzuci� z siebie jego w�adz�, odrzuci� od siebie sama my�l. �e ktokolwiek jeszcze, opr�cz niego, jest w kabinie, lecz po chwili musia� si� podda�. Jego r�ce i nogi wci�� pilotowa�y samolot, jednak obcy przej�� nad nimi ca�kowit� kontrol�.
Samolot wci�� p�ynnie mkn�� przez mg��. kt�ra coraz bardziej g�stnia�a. Garin nie widzia� ju� maszyny Farsona. Jeszcze raz spr�bowa� podj�� walk� przeciwko obcemu umys�owi - bezskutecznie. I gdy dotar� do niego rozkaz, aby zanurkowa� samolotem w samo serce purpurowej mg�y. pos�usznie go wykona�.
Samolotem zacz�o teraz rzuca� i trz���. W pewnym momencie, gdy mg�a na kr�tk� chwil� zrzed�a. Garin ujrza� surowe szare ska�y, urozmaicone miejscami ��tym kolorem o r�nych odcieniach. Farson mia� racj�; tutaj ziemi nie pokrywa�a lodowa pow�oka.
Coraz bardziej zbli�a� si� do ziemi. Je�eli wszystkie instrumenty w maszynie dzia�a�y sprawnie, to w tej chwili powinien ju�. znajdowa� si� poni�ej poziomu morza. Mg�a wkr�tce zrzed�a i znikn�a. Pod samolotem pojawi�a si� ogromna zielona r�wnina. Z rzadka wyrasta�o z niej co�. co od biedy okre�li� mo�na by�o jako drzewa. Garin ujrza� te� strumienie, w kt�rych p�yn�a ��ta woda.
By�o w tym krajobrazie co� przera�aj�co obcego, niesamowitego. Przera�ony, zn�w spr�bowa� wyrwa� si� spod w�adzy nieznanego. Ponownie bez skutku. Niespodziewanie us�ysza� w s�uchawkach jaki� zgrzyt i w tej chwili widok za iluminatorem znikn��.
Na rozkaz obcej si�y Garin poderwa� nos samolotu do g�ry. Maszyna b�yskawicznie zacz�a oddala� si� od zielonego l�du. Zn�w otoczy�a j� mg�a. Na szybach jeszcze raz pojawi�y si� ci�kie, ciemne krople. Jeszcze jakie� sto st�p i - Garin by� przekonany - zako�czy si� koszmar dziwnej mg�y i niewiarygodnego �wiata, kt�ry os�ania�a.
I w�wczas, bez �adnego powodu, silniki samolotu zakaszla�y; maszyna p�ynnym lotem �lizgowym ponownie zacz�ta lecie� w d�, w kierunku zielonego l�du. Teraz ju� bardzo blisko samolotu pojawi�y si� drzewa i wielkie, roz�o�yste ro�liny, przypominaj�ce paprocie. Ich pnie i �odygi by�y jednak czerwone. Samolot zmierza� ku najwi�kszemu skupisku tych ro�lin.
Niemal oszala�y ze strachu. Garin zacz�� chaotycznie szarga� za wszystkie d�wignie ster�w. Uda�o mu si� doprowadzi� do tego, �e maszyna zmieni�a tor lotu na bardziej p�aski. Nie maj�c ju� w�tpliwo�ci, �e za chwil� znajdzie si� na ziemi, rozpocz�� gor�czkowe przygotowania do l�dowania. Uwa�nie rozgl�da� si� za jak najwi�kszym fragmentem p�askiej powierzchni. Jednak nie by�o mu dane jej znale��. Nieznana si�a zn�w przej�a ca�kowit� kontrol� nad lotem i skierowa�a samolot prosto na wysokie niby-paprocie. W momencie. kiedy maszyna uderzy�a w nie, rozleg� si� przera�liwy zgrzyt p�kaj�cej blachy i �amanych drzew. W tej samej chwili Garina ogarn�a ciemno��.
�wiadomo�� wraca�a mu bardzo wolno. Ogromny boi sprawia�, �e przed oczyma warowa�y mu jakby czerwone p�aty. By� unieruchomiony w masie �elastwa, kt�re kiedy� by�o kabin� jego samolotu. Przez niewielkie p�kni�cia w �cianie, tu� obok g�owy, widzia� zielona ziemie. Le�a� bez ruchu i wpatrywa� si� w m�. Ba� si�, ze najmniejsza pr�ba poruszenia si� sprawi, i� b�l stanie si� jeszcze straszniejszy.
W pewnej chwili us�ysza� jakie� d�wi�ki z zewn�trz, jakby czyje� r�ce pr�bowa�y rozerwa� kabin�, w kt�rej by� uwi�ziony. I rzeczywi�cie: po chwili jedna z blach ograniczaj�cych mu swobod� ruchu z brz�kiem odpad�a.
Garin powoli odwr�ci� g�ow�. W dopiero co powsta�ym otworze ujrza� dziwaczne stworzenie, podobne do chochlika.
Mia�o mniej wi�cej pi�� st�p wzrostu i chodzi�o na tylnych nogach prawie jak cz�owiek, jednak nogi te by�y bardzo kr�tkie i grube, zako�czone stopami, w kt�rych tkwi�o po pi�� palc�w; wszystkie identycznej grubo�ci. Szczup�e, wiotkie ramiona zako�czone by�y ma�ymi d�o�mi o czterech palcach. Stworzenie mia�o wysokie, okr�g�e czo�o, lecz pozbawiona brody jego twarz przypomina�a troch� oblicze jaszczurki. Sk�ra tego dziwol�ga by�a czarna, l�ni�ca, jakby aksamitna. Wok� bioder przewi�zan� mia�o kr�tk� sp�dniczk�, kt�r� podtrzymywa� wysadzany b�yszcz�cymi kamieniami pi�knie wykonany sk�rzany pas. Sp�dniczka l�ni�a metalicznym blaskiem.
Stworzenie przez d�ug� chwil� nie odrywa�o �lepi�w od Garina. Te w�a�nie oczy, jakby stworzone ze z�ota, sprawi�y. �e lotnik w jednej chwili przesta� si� ba�. Z ich g��bi mo�na by�o wyczyta� jedynie ogromny smutek i obaw� o stan zdrowia pilota.
Jaszczur wyci�gn�� g�rn� ko�czyn� i odgarn�� w�osy ze spoconego czo�a Garina. Potem dotkn�� strz�p�w metalu, kt�re go wi�zi�y, jakby sprawdzaj�c, czy ma do�� si�y. aby je rozerwa�. Uczyniwszy to. wyjrza� na zewn�trz i najwyra�niej wyda� jaki� rozkaz, zaraz jednak powr�ci� i przykucn�� przy Garinie.
Po chwili pojawi�y si� jeszcze dwa osobniki z jego gatunku i zacz�y rozrywa� to. co pozosta�o z kabiny samolotu. Mimo �e post�powa�y bardzo ostro�nie, b�l, kt�ry gn�bi� Garina. by� tak silny, �e zanim odzyska� wolno��, straci� przytomno��.
Kiedy ponownie powr�ci�a mu �wiadomo��, stwierdzi�. �e spoczywa w lektyce, unoszonej przez dwa stworzenia, kt�re od biedy mo�na by�o por�wna� do ma�ych s�oni. Od s�oni r�ni�y si� jedynie tym. �e me mia�y tr�b i ka�de z nich posiada�o cztery k�y.
Przez d�uga chwil� procesja z Garinem przemierza�a otwarta przestrze�, ale w ko�cu dotar�a do wielkiej groty, gdzie lektyk� przej�y cztery jaszczuropodobne stworzenia. Garin le�a� nieruchomo, patrz�c jedynie w g�r�. W czarnym kamieniu groty wyrze�bione by�y paprocie i kwiaty, z nieprawdopodobn� wr�cz precyzj� i mistrzostwem.
Po kr�tkim marszu przez w�ski korytarz jaszczury zatrzyma�y si� przed jakimi� drzwiami, a ich przyw�dca przekr�ci� ga�k�, wystaj�ca ze skalnej �ciany. Otworzy�y si� owalne drzwi i ca�a grupa przesz�a przez niewysoki pr�g.
Znale�li si� w okr�g�ym pomieszczeniu, kt�rego �ciany wykonane by�y z kremowego kwarcu, przetykanego gdzieniegdzie fioletowymi �y�kami. Pod najwy�szym punktem sufitu zwisa�a wielka kula. b�d�ca �r�d�em jasnego �wiat�a.
Dwa jaszczury, ubrane w d�ugie fartuchy i przebywaj�ce ju� w tej sali kiedy znalaz� si� w niej Garin, przez chwil� konferowa�y nad czym� z najwa�niejszym spo�r�d przybysz�w, a potem podesz�y do lotnika i pochyli�y si� nad nim. Jeden z nich potrz�sn�� ze wsp�czuciem g�ow� na widok jego poranionego cia�a i gestem nakaza�, aby lektyk� przeniesiono do kolejnego, mniejszego pomieszczenia.
Tutaj �ciany byty ciemnoniebieskie, a na samym �rodku le�a� du�y blok kwarcu. Lektyk� po�o�ono dok�adnie na ten blok i jaszczury, kt�re j� nios�y, bezszelestnie znikn�y. Teraz ten, kt�ry kaza� przynie�� tutaj Garina, ostrym no�em porozcina� jego kombinezon. Po chwili lotnik le�a� zupe�nie nago,
Teraz dwa jaszczury unieruchomi�y go za pomoc� metalowych �a�cuch�w. Potem jeden z nich podszed� do �ciany i wyci�gn�� z niej b�yszcz�cy pr�t. Nagle ostry promie� niebieskiego �wiat�a z sufitu pad� na bezradnego Garina. Poczu� jakby mrowienie w ka�dej cz�steczce cia�a, sk�ra jakby mu zap�on�a, jednak trwa�o to niezwykle kr�tko. Po chwili wra�enia te znikn�y i znikn�� te�, jak r�k� odj��, wszelki m�cz�cy go b�l.
Gdy p�omie� zgas�, pochyli�y si� nad nim trzy jaszczury. Ubra�y go w d�ugi kaftan z jakiego� mi�kkiego materia�u przenios�y do kolejnego pomieszczenia. Ono r�wnie� mia�o kulisty kszta�t, lecz z jednej strony by�o jakby �ci�te i przywodzi�o na my�l po��wk� wielkiego balonu. Pod�oga �agodnie opada�a w kierunku �rodka pomieszczenia, a tam wymoszczona by�a mi�kkimi matami i poduszkami. Na nich w�a�nie u�o�ono Garina. Wysoko nad sufitem unosi�a si� jakby r�owa chmura. Obserwowa� j� leniwie, a� w ko�cu zasn��...
Co� ciep�ego dotkn�o jego obna�onego ramienia. Otworzy� oczy i przez chwil� nie m�g� sobie przypomnie�, gdzie si� znajduj�. Zaraz jednak wszystko do niego dotarto i w jednej chwili oprzytomnia�.
O ile jaszczuropodobne stworzenia w swojej groteskowo�ci przywodzi�y na my�l chochliki, kolejna istota, kt�r� zobaczy�, mog�a by� elfem. By�a wysoka zaledwie na trzy stopy, a jej cia�o, jakby ma�pie, w ca�o�ci pokryte by�o jedwabist� bia�� sier�ci�. D�onie mia�a podobne do ludzkich, pozbawione w�os�w, natomiast jej tylne ko�czyny zako�czone byty pazurami, podobnymi do kocich Z obu stron malej, niemal doskonale okr�g�ej g�owy wyrasta�y wielkie uszy. Twarz jej pokryta by�a w�oskami, a sztywne w�sy nad g�rn� warg� powodowa�y, �e sprawia�a wra�enie kociej.
By� to Ana. Juk p�niej dowiedzia� si� Garin. Any by�y ma�ymi weso�ymi stworzonkami, z kt�rych ka�de wybiera�o pana lub pani� spo�r�d Ludu; Lud stanowi�a rasa jaszczuropodobnych stworze�, na kt�re Garin natkn�� si� na pocz�tku. Any uwielbia�y swych wielkich protektor�w i by�y im bezgranicznie oddane. By�y lojalne i dzielne, gotowe spe�nia� ka�de powierzone im zadanie, i towarzyszy�y swoim w�adcom do samej �mierci. Nie by�y ani lud�mi, ani zwierz�tami; plotka g�osi�a, �e stanowi�y produkt eksperymentu, przeprowadzonego przez Pradawnych przed wieloma stuleciami.
Pog�askawszy lotnika po ramieniu. Ana niepewnie dotkn�� jego czupryny, por�wnuj�c jego br�zowe w�osy ze swym bia�ym futrem. Jako �e Lud stanowili osobnicy nie maj�cy sier�ci, w�osy na g�owie Garina by�y w Pieczarach dziwnym zjawiskiem.
Niespodziewanie z cichym trzaskiem otworzy�y si� drzwi w �cianie. Ana natychmiast zerwa� si� na r�wne nogi i pop�dzi�, aby przywita� nowo przyby�ego. Do sali wszed� W�dz Ludu. osobnik, kt�ry pierwszy zobaczy� Garina w rozbitym samolocie. Za nim post�powa�o kilku jego podw�adnych.
Lotnik usiad�. Z jego cia�a nie tylko znikn�� wszelki b�l, ale czu� si� te� silniejszy i m�odszy ni� do tej pory. Przeci�gn�� si� z zadowoleniem i rado�nie wyszczerzy� z�by do jaszczur�w, na co one zareagowa�y weso�ymi pomrukami i pochrz�kiwaniami. Zaraz te� zaj�y si� Garinem. Ubra�y go w sp�dniczk�, podobn� do tych. jakie nosi�y same. Otrzyma� r�wnie� wysadzany klejnotami pas. Najwyra�niej tylko takie stroje noszono w Pieczarach.
Kiedy by� ju� ubrany. W�dz wyci�gn�� ku niemu r�k� i sprowadziwszy go z poduszek na posadzk�, poprowadzi� do drzwi. Przeszli przez hol, kt�rego �ciany na ca�ej powierzchni pokryte by�y p�askorze�bami i l�ni�cymi kamieniami. Hol przeszed� wkr�tce w wielk� grot�, tak szerok�, �e nie spos�b by�o zauwa�y� jej �cian. Na podwy�szeniu sta�y tutaj trzy trony i Garina poprowadzono w�a�nie w tym kierunku.
Najwy�szy tron zbudowany by� z r�owego kryszta�u. Po jego prawej stronie sta� tron z zielonego netrytu. wyra�nie nosz�cy �lady dzia�ania czasu. Tron z lewej strony wykonany by� z bloku agatu. Trony kryszta�owy i agatowy by�y puste. ale na poduszkach nefrytowego spoczywa� kto� z Ludu. By� wy�szy ni� pozostali, a z jego oczu - uwa�nie przygl�daj�cych si� Garinowi - emanowa�a m�dro�� i przemo�ny smutek.
- Dobrze - us�ysza� Garin jego s�owa. - Dokonali�my m�drego wyboru. M�odzieniec ten powinien spe�ni� nasze oczekiwania; porozumie si� z C�rk�. B�dzie mu jednak trudno, napotka na swej drodze wiele niebezpiecze�stw. Musi zdoby� C�rk� i pokona� Kept�...
Cichy pomruk przebieg� przez grot�. Garin przypuszcza�, �e zgromadzi�y si� tu setki przedstawicieli Ludu.
- Urg! - zawo�a� osobnik siedz�cy na tronie. - Zabierz tego m�odzie�ca i udziel mu lekcji. Dopiero potem ja z nim porozmawiam. Wkr�tce - jakby odrobina rado�ci zabrzmia�a w jego g�osie - r�owy tron zn�w zostanie obsadzony, a Czarni zostan� rozbici w py�. Czas biegnie szybko.
W�dz nakaza� zaskoczonemu Garinowi wycofa� si� spod tronu.
2. GARIN DOWIADUJE SI� O CZARNYCH
Urg zabra� lotnika do jednej z owalnych sal. Sta�a w niej niska mi�kka �awka, umieszczona naprzeciwko metalowego ekranu. Na niej w�a�nie obaj usiedli.
To. co by�o potem, by�o lekcj� j�zyka. Na ekranie ukazywa�y si� przedmioty, kt�re Urg g�o�no nazywa�, a Garin usia� powtarza� jego s�owa. Jak Amerykanin dowiedzia� si� p�niej, leczenie za pomoc� promienia, kt�remu niedawno zosta� poddany, zwi�kszy�o efektywno�� jego m�zgu i w niewiarygodnie kr�tkim czasie dysponowa� ju� takim s�ownictwem, �e swobodnie m�g� prowadzi� rozmowy w j�zyku Ludu.
Jak Garin m�g� s�dzi� po obrazach, ukazuj�cych si� na ekranie. Lud jaszczuropodobnych istot w�ada� �wiatem, mieszcz�cym si� pod powierzchni� ziemi, chocia� by�y tu i inne formy �ycia. Podobne do s�oni "Tandy" traktowano jako zwierz�ta poci�gowe, natomiast "Erony". przypominaj�ce swym wygl�dem wiewi�rki, �y�y pod ziemi� i wychodzi�y i powierzchni� tylko dwukrotnie w ci�gu roku. by kontaktowa� si� z Ludem w celach handlowych. Podczas gdy Lud zamieszkiwa� Pieczary. Erony �y�y w norach i korytarzach, kt�re same dr��y�y w ziemi.
W �wiecie tym istnia�y r�wnie� "Gibi". wielkie pszczo�y, r�wnie� przyjazne jaszczurom. Zaopatrywa�y one mieszka�c�w Pieczar w wosk. a w zamian Lud dawa� im schronienie wtedy. gdy nad ziemi� unosi�y si� nieprzyjazne Wielkie Mg�y.
Lud rozwin�� cywilizacj� na bardzo wysokim poziomie. Praktycznie wszystkie prace wykonywa�y za jaszczur�w maszyny, z wyj�tkiem r�cznej obr�bki kamieni szlachetnych oraz prac rze�biarskich, gdy zdobili �ciany swych Pieczar. Maszyny tka�y ich metalowe suknie, maszyny przygotowywa�y im posi�ki, zbiera�y plony, wreszcie budowa�y im nowe siedziby.
Wolny od prac fizycznych. Lud m�g� po�wi�ci� si� doskonaleniu umys��w. Urg prezentowa� na ekranie przepastne laboratoria i ogromne biblioteki, wype�nione pracami naukowymi. To wszystko jednak, co Lud wiedzia� na pocz�tku, przekazane mu zosta�o przez Pradawnych, ras� zupe�nie r�n� od nich, przed Ludem panuj�ca nad krain� Tav. Powstanie Ludu by�o efektem eksperyment�w nad ewolucj�, kt�re prowadzili w�a�nie Pradawni.
Wiedza zgromadzona przez Lud strze�ona by�a bardzo starannie. Urg nie potrafi� jednak powiedzie� przed kim, chocia� zapewnia� Garina, �e niebezpiecze�stwo zagra�aj�ce Ludowi jest bardzo realne.
Kiedy lekcja trwa�a w najlepsze, rozleg� si� gong i Urg powsta�.
- Wybi�a godzina posi�ku - oznajmi�. - Chod�my je��.
Po chwili znale�li si� w pomieszczeniu, w kt�rym wzd�u� trzech �cian ustawione by�y ci�kie, d�ugie sto�y; przed nimi sta�y �awki. Urg usiad� na jednej z nich i nacisn�� guzik umieszczony w stole, gestem zach�caj�c Garina, aby zrobi� to samo. Po kilku sekundach �ciana przed nimi unios�a si� na moment i na st� wysun�y si� dwie tace. Na ka�dej z nich sta� talerz z pachn�c� pieczenia, kubek z zup� i porcja owoc�w. Jaki� Ana niespodziewanie znalaz� si� w pobli�u i popatrzy� na owoce z tak� t�sknot�, �e Garin natychmiast si� z nim podzieli�.
Jaszczury spo�ywa�y swe posi�ki w absolutnej ciszy. Ko�cz�c, r�wnie cicho, bezszelestnie wstawa�y z �awek, a tace natychmiast znika�y w �cianie. Garin zauwa�y�, �e w sali znajduj� si� tylko osobniki p�ci m�skiej; do tej pory nie zauwa�y� jeszcze przedstawicielki p�ci �e�skiej. Postanowi� zapyta� Urga o przyczyn�.
Urg zachichota�:
- Wydaje ci si� wi�c. �e w Pieczarach nie ma kobiet - w takim razie chod�my do groty kobiet. Tam je zobaczysz.
Poszli i zobaczyli. Bogactwo tej groty zapiera�o dech w piersiach. Wspania�e szlachetne kamienie warte bajo�skich sum skrzy�y si� r�nobarwnymi iskierkami z owalnego sufitu i kolorowych �cian. W grocie znajdowa�y si� matrony i dziewice Ludu. Ich czarne cia�a poowijane by�y w srebrzyste, p�prze�roczyste szaty, przetykane klejnotami, mieni�cymi si� wszelkimi barwami.
Kobiet nie by�o wiele - mniej wi�cej setka. Najm�odsze nich ze zdziwieniem i za�enowaniem przyj�y pojawienie si� Garina. Wstydliwie wsadziwszy sobie palce do ust, przygl�da�y mu si� okr�g�ymi, ��tymi oczami.
Wi�kszo�� z nich jednak z dum� prezentowa�a przybyszowi swe klejnoty i drogocenne szaty. Pod jedn� ze �cian tak� szat� w�a�nie tkano. Cierpliwie pracowa�y przy niej trzy kobiety. mocuj�c ma�e r�owe kamienie w srebrnym materiale. Tkwi�y ju� w nim i zielone szmaragdy, i ogniste opale; bez w�tpienia szata ta, uko�czona, b�dzie si� mieni�a wszystkimi kolorami t�czy.
Jedna z kobiet pog�adzi�a szat� i spojrzawszy na Garina. wyja�ni�a mu cichym, melodyjnym g�osem:
- Przygotowujemy j� dla C�rki; otrzyma j�. kiedy wr�ci na sw�j tron.
C�rka! Co powiedzia� w�adca Ludu? "M�odzieniec ten porozumie si� z C�rk�!" Jednak Urg twierdzi�, �e Pradawni odeszli ju� z Tav.
- Kim jest C�rka? - zapyta�.
- To Thrala. Niewolnica �wiat�a.
- Gdzie ona jest?
Kobieta zadr�a�a i w jej oczach pojawi� si� strach.
- Thrala �yje w Grotach Ciemno�ci.
- W Grotach Ciemno�ci? - Czy to znaczy, ze Niewolnica nie �yje? Czy on. Garin Featherstone, ma zosta� ofiar� jakiego� rytua�u, podczas kt�rego jego �mier� oznacza� b�dzie porozumienie si� ze zmar��?
Urg dotkn�� jego ramienia.
- To nie tak - odezwa� si�. - Thrala nie dotar�a jeszcze do Ziemi Przodk�w.
- Znasz moje my�li? Urg roze�mia� si�:
- Bardzo �atwo jest czyta� my�li. Thrala �yje. Sera s�u�y�a C�rce jako dama do towarzystwa, kiedy by�a ona jeszcze mi�dzy nami. Sero. poka� nam Thral� taka. jaka by�a.
Kobieta podesz�a do �ciany, do miejsca, w kt�rym znajdowa� si� taki sam ekran, jakiego Urg u�ywa�, aby uczy� Garina j�zyka. Wpatrywa�a si� w niego, a potem skin�a na lotnika, by podszed� do niej.
Ekran jakby na chwil� zaszed� mg��. a potem ju� Garin patrzy� jakby przez okno do pokoju, kt�rego �ciany i sufit wykonane by�y z r�owego kwarcu. Na pod�odze le�a�y grube dywany, mieni�ce si� srebrem i czerwieni�. Na �rodku sta�a mi�kka, du�a sofa.
- Oto komnata C�rki - powiedzia�a Sera.
Teraz ukaza�o si� w�skie przej�cie w �cianie, przez kt�re wsun�a si� posta� kobieca. By�a bardzo m�oda, jeszcze niedawno by�a zaledwie dziewczynk�. Jej pe�ne, czerwone usta by�y �adnie zaokr�glone, w fioletowych oczach skrzy�y si� radosne �wiate�ka. Mia�a ludzkie kszta�ty, lecz jej uroda by�a wr�cz nieziemska. Mia�a delikatn�, per�owobia�� sk�r� i granatowoczarne w�osy, si�gaj�ce jej niemal do kolan, sun�ce za ni� niczym chmura. Nosi�a srebrzyst� szat�, przepasan� szarf�, kt�ra wysadzana by�a drogocennymi klejnotami.
- Tak wygl�da�a C�rka, zanim sta�a si� Niewolnic� w�r�d Czarnych - powiedzia�a Sera.
Urg roze�mia� si�. widz�c rozczarowanie na twarzy Garina. kt�re pojawi�o si� w chwili, gdy obraz C�rki znikn��.
- Nie dbaj u cienie m�odzie�cze Przecie� czeka na ciebie C�rka prawdziwa, �ywa. Musisz tylko wyprowadzi� ja z Grot Ciemno�ci.
- Gdzie s� te Groty?' - zapyta� Garin. jednak nie doczeka� si� odpowiedzi. W sali rozleg� si� d�wi�czny gong.
- Czarni! - krzykn�a Sera.
Urg wzruszy� ramionami.
- Skoro Czarni nie oszcz�dzili nawet Pradawnych, jak�� mo�emy mie� nadziej� na ucieczk�? Chod�, musimy da� si� do Sali Tronowej.
Przed nefrytowym tronem Wodza Ludu obok dw�ch lektyk zgromadzona by�a ma�a grupa jaszczuropodobnych. Gdy Garin wszed� do Sali. W�dz przem�wi�:
- Niech przybysz podejdzie bli�ej, aby m�g� zobaczy� dzie�o Czarnych.
Garin niech�tnie przybli�y� si� do tronu i zatrzyma� si� obok jaszczuropodobnych. Byli m�czyznami z Ludu. jednak ich czarn� sk�r� pokrywa�y rdzawe, zielone plamy.
W�dz wychyli� si� ku nim ze swego tronu.
- Ju� dobrze - powiedzia�. - Mo�ecie odej��.
Natychmiast pos�uchali jego rozkazu i ruszyli do wyj�cia. Sprawiali wra�enie nieszcz�liwych i chorych. Co chwila kt�ry� z nich wydawa� budz�cy groz� j�k.
- Sp�jrz, co uczynili Czarni - powiedzia� w�adca do Garina. - Jiv i Betv zostali pojmani podczas misji do Gibich z Urwiska. Zdaje si�, �e Czarni potrzebowali materia�u do swych laboratori�w.
Straszliwy okrzyk nienawi�ci rozleg� si� w Sali. Garin nacisn�� z�by.
- Jiv i Betv zostali uwi�zieni w pobli�u C�rki i s�yszeli pogr�ki Kepty wobec niej. P�niej naszych braci zara�ono obrzydliw� chorob� i wys�ano ich do nas, �eby rozszerzali j� na nas: oni jednak przep�yn�li przez staw wrz�cego b�ota. Wkr�tce zmarli, jednak zaraza zmar�a razem z nimi. My�l�. �e dop�ki tacy jak oni znajduj� si� w�r�d nas. Czarni nie z�ami� nas tak �atwo. Pos�uchaj teraz, przybyszu. historii o Czarnych i Grotach Ciemno�ci, o tym. jak Pradawni wyci�gn�li Lud ze szlamu schn�cego morza i uczynili go wielkim; o tym. wreszcie jak Pradawni doprowadzili sw�j rodzaj do zag�ady.
- W dawnych dniach, zanim jeszcze ziemie zewn�trznego �wiata wy�oni�y si� z morza, a nawet jeszcze przedtem. zanim Ziemia S�o�ca (Mu) i Ziemia Morza (Atlantis) powsta�y ze ska� przemieszanych z piaskiem, tutaj, na dalekim po�udniu, by�a ju� ziemia. By� l�d ska�. gleb i b�ot. gdzie rozkwita�o �ycie w najprostszych formach.
- Pewnego dnia na tej ziemi znale�li si� Pradawni, kt�rzy przybyli do niej a� spoza gwiazd. Ich rasa by�a ju� wtedy o wiele starsza ni� ta planeta. Ich m�drcy obserwowali jej narodziny, kiedy wykluwa�a si� ze s�o�ca. A kiedy ich �wiat zgin��, zabieraj�c wi�kszo�� ich krwi w nico��, garstka Pradawnych przyby�a w�a�nie tutaj, w poszukiwaniu �wiata dla siebie.
- Kiedy jednak wyszli na zewn�trz ze swego statku kosmicznego, poczuli, �e znale�li si� w piekle. Bo zamiast wymarzonego domu. kt�ry tak bardzo pragn�li znale��, natkn�li si� tutaj tylko na nagie ska�y i �mierdz�ce grz�zawiska.
- Z przekle�stwami na ustach postawili stopy na Tav i rozpocz�li tu �ycie. Ulepszyli je dzi�ki temu. co przywie�li ze sob� w statku kosmicznym. �apali te� stworzenia �yj�ce w bagnach. To z nich utworzyli w�a�nie Lud. Gibich, Tand�w i kochaj�cych ziemi� Eron�w,
- Spo�r�d tych ras to Lud okaza� si� najbardziej poj�tnym i �akn�cym wiedzy, i on w�a�nie zaszed� najwy�ej w procesie rozwoju. Ca�ej wiedzy Pradawnych nie by� jednak w stanie obj��.
- Przez d�ugie wieki, kiedy Pradawni zamieszkiwali t� planet�, okryci ochronn� �cian� mg�y. zewn�trzny �wiat zmienia� si�. Zimno ogarn�o p�noc i po�udnie. Ziemia S�o�ca Ziemia Morza wyda�y pierwszych ludzi. Dzi�ki swym wielkim zwierciad�om Pradawni mogli obserwowa�, jak zewn�trzny �wiat staje si� coraz bardziej pe�en ludzi. Potrafili przed�u�a� �ycie, a jednak mimo to ich rasa gin�a. Potrzebowali �wie�ej krwi. Dlatego sprowadzili do siebie pewnych ludzi i Ziemi S�o�ca. Ci ludzie natychmiast rozmno�yli si� w ich �wiecie.
- Dlatego Pradawni postanowili opu�ci� Tav. Jednak tymczasem morze poch�on�o Ziemi� S�o�ca; oszuka�o ich. Pradawni rozpocz�li mimo wszystko przygotowania do kolejnego wielkiego exodusu.
- Ludzie, kt�rzy przetrwali w zewn�trznym �wiecie, zdziczeli. Poniewa� Pradawni nie zamierzali miesza� swej krwi i krwi� stworze�. kt�re w�wczas by�y niemal�e bestiami. wzmocnili ochronn� �cian� mg�y i czekali. Jednak garstka spo�r�d nich. podniecona tym, co zakazane, w tajemnicy sprowadzi�a kilka bestii. Czarni s� w�a�nie efektem zmieszania krwi Pradawnych z krwi� bestii. �yj� tylko po to. by czyni� z�o, a ich pot�ga s�u�y wy��cznie okrucie�stwu.
- Grzechu garstki Pradawnych pocz�tkowo nie zauwa�ono. Kiedy to nast�pi�o, pozostali gotowi byli zabi� winowajc�w, jednak prawo im tego zabrania�o. Mogli swej mocy u�ywa� jedynie dla czynienia dobra; gdyby cho� raz post�pili inaczej, opu�ci�oby ich. Dlatego jedynie zaprowadzili Czarnych do po�udniowej cz�ci Tav i oddali im Groty Ciemno�ci. Zabronili im przechodzi� na p�nocn� stron� Rzeki Z�ota; sami postanowili nigdy nie przechodzi� na jej po�udniowy brzeg.
- Mniej wi�cej przez dwa tysi�ce lat Czarni nie �amali praw. Pracowali jednak usilnie, wzmacniaj�c swe moce czynienia z�a i destrukcji. Natomiast Pradawni udali si� do zewn�trznego �wiata; poszukiwali ludzi, kt�rzy pomogliby im podtrzyma� ich rodzaj. Pewnego razu przybyli do nich ludzie z wyspy, le��cej daleko na p�nocy. By�o ich sze�ciu, sze�ciu jasnow�osych, morskich w�drowc�w.
- Ale Czarni r�wnie� nie pr�nowali. W przeciwie�stwie do Pradawnych, kt�rzy poszukiwali najlepszych ludzi. Czarni poszukiwali najgorszych, takich, kt�rzy nie cofn�liby si� przed najstraszliwszym z�em. Te zamiary si� im powiod�y.
- I wreszcie Czarni przekroczyli Rzek� Z�ota i wkroczyli na ziemie Pradawnych. Thran, O�wiecony Pan Jaski�, wezwa� do siebie ca�y Lud.
- Mo�emy przetrwa� tylko w jeden spos�b, powiedzia�. Podejmiemy walk� dopiero wtedy, gdy Czarni b�d� przekonani, �e nas zwyci�yli. Dlatego Thrala, C�rka �wiat�a, nie wejdzie do Komnaty Przyjemnej �mierci z pozosta�ymi kobietami, lecz wyda si� w r�ce Czarnych, co wywo�a u nich eufori�, upojenie zwyci�stwem, i os�abi ich czujno��. Ca�y Lud wycofa si� do Pieczary Gad�w i pozostanie tam. dop�ki Czarni si� nie wycofaj�. Nie wszyscy Pradawni zgin� w boju, wielu przetrwa, jednak nie o�mielam si� prorokowa�, w jaki spos�b. Kiedy jasnow�osy m�odzieniec przyb�dzie z zewn�trznego �wiata, po�l� go do Grot Ciemno�ci, aby ocali� Thral� i po�o�y� kres z�u.
- W�wczas powsta�a O�wiecona Thrala i rzek�a: Niech si� dzieje, jak nakaza� Thran. Oddam si� w r�ce Czarnych, bo wierz�, �e takie jest moje i ich przeznaczenie.
- Wtedy Thran u�miechn�� si� i powiedzia�: Pewnego dnia szcz�cie zn�w powr�ci do ciebie. Bo czy� po Wielkiej Mgle nie powraca jasno��?
- Wkr�tce kobiety Pradawnych przesz�y do Komnaty Przyjemnej �mierci, a m�czy�ni zacz�li przygotowywa� si� do walki z Czarnymi. B�j trwa� trzy doby. lecz nowa bro� Czarnych przynios�a im zwyci�stwo i wkr�tce ich szef zasiad� na nefrytowym tronie, przypiecz�towuj�c sukces. A jednak Czarnym nie spodoba�o si� tutaj, zat�sknili za ciemno�ciami swoich Grot i w nied�ugim czasie my. Lud. powr�cili�my do Pieczary Gad�w.
- Teraz nadszed� czas, w kt�rym C�rka ma zosta� po�wi�cona z�u. I tylko ty, przybyszu, potrafisz j� uratowa�.
- A co si� sta�o z Pradawnymi? - zapyta� Gann. - z tymi, o kt�rych Thran powiedzia�, �e przetrwaj�?
- O nich nie wiemy nic. ponad to. �e kiedy grzebali�my zw�oki zabitych w Jaskini Przodk�w, wielu brakowa�o. Aby� jeszcze lepiej zrozumia� moj� opowie��, Urg zabierze ci� na galeri� nad Komnat� Przyjemnej �mierci; spojrzysz na tych, kt�rzy tam �pi�.
Maj�c Urga za przewodnika, Garin wspi�� si� po stromej rampie, prowadz�cej z Sali Tronowej na w�ski balkon. Z lewej strony ogranicza�a go przejrzysta, kryszta�owa �ciana. Urg wskaza� r�k� w d�.
Znajdowali si� ponad pod�u�nym pomieszczeniem, kt�rego �ciany ozdobione by�y zielonym nefrytem. Na l�ni�cej pod�odze w r�nych miejscach znajdowa�o si� mn�stwo mi�kkich pos�a� i poduszek. Wszystkie zaj�te by�y przez �pi�ce kobiety: niekt�re tuli�y w ramionach dzieci. Ich d�ugie w�osy opada�y na pod�og�, d�ugie rz�sy rzuca�y cienie na twarze.
- Przecie� one �pi�! - wykrzykn�� Garin. Urg przecz�co potrz�sn�� g�ow�:
- To jest sen �miertelny. Co dziesi�� godzin z pod�ogi unosz� si� k��by pary. Kto chocia� raz oddycha� t� par�, nigdy ju� si� nie obudzi i b�dzie tutaj spoczywa� przez tysi�c lat. Popatrz...
Wskaza� na zamkni�te podw�jne drzwi, prowadz�ce do pomieszczenia. Le�eli przy nich pierwsi Pradawni, jakich Garin ujrza�. Wydawa�o si�. �e oni tak�e �pi� w wygodnych pozycjach i a� trudno by�o uwierzy�, �e tak nie jest.
- Thran rozkaza� tym. kt�rzy po ostatniej bitwie pozostali w Sali Tronowej, aby weszli do Komnaty Przyjemnej �mierci. Przez to Czarni nie mogli torturowa� ich dla zaspokojenia swoich bestialskich przyjemno�ci. Thran pozosta�, aby zamkn�� za nimi drzwi i zgin�� w straszliwych m�czarniach.
W�r�d przebywaj�cych w Komnacie Przyjemnej �mierci nie by�o osobnik�w starych. Nikt spo�r�d nich nie mia� wi�cej ni� trzydzie�ci lat, wielu wygl�da�o na znacznie m�odszych. Garin podzieli� si� ta my�l� z Urgiem.
- Pradawni wygl�daj� tak a� do �mierci, chocia� wielu z nich �yje setki lat. Teraz nawet Lud potrafi powstrzymywa� zewn�trzne objawy starzenia si�. Wracajmy jednak, Trav chce zn�w przem�wi� do ciebie.
Ponownie Garin stan�� przed nefrytowym tronem Trava, wobec otaczaj�cej go niezliczonej rzeszy milcz�cego t�umu. Trav obraca� w swych delikatnych d�oniach niewielki pr�t z l�ni�cego, zielonkawego metalu.
- S�uchaj uwa�nie przybyszu - zacz�� - poniewa� mamy niewiele czasu. W przeci�gu siedmiu dni ogarnie nas Wielka Mg�a. W�wczas �adna �ywa istota, kt�ra wychynie z ukrycia, nie uniknie �mierci. Jeszcze przed nadej�ciem mg�y Thrala musi by� wolna. Ten oto pr�t b�dzie twoj� broni�; Czarni nie znaj� jego tajemnicy. Popatrz tylko.
Jak spod ziemi wyro�li przed nim dwaj osobnicy, trzymaj�c w d�oniach metalow� sztab�. Trav dotkn�� sztaby pr�tem. Natychmiast pokry�a si� wielkimi plamami rdzy. P�aty rdzy oderwa�y si� od niej i opad�y na ziemi�. Kto� z Ludu natychmiast rzuci� si�, aby je posprz�ta�.
-Thrala znajduje si� w samym sercu Grot, jednak ludzie Kepty z biegiem lat stali si� beztroscy i pewni siebie; nie strzeg� jej ju� a� tak silnie jak na pocz�tku. Musisz wkroczy� tam �mia�o i liczy� na �ut szcz�cia. Czarni nie maj� poj�cia ani o twoim przybyciu, ani o dotycz�cych ciebie s�owach Thrana.
Urg wyst�pi� krok do przodu i podni�s� r�k� na znak. �e chce co� powiedzie�.
- Co takiego. Urg?
- Panie, chcia�bym uda� si� do Grot razem z przybyszem. On nie ma poj�cia o Puszczy Grob�w ani o B�otnistym Stawie. W tamtych okolicach nietrudno b�dzie mu zb��dzi�...
Trav potrz�sn�� g�ow�:
- Niestety, tak si� nie stanie. On musi i�� samotnie, jak przykaza� Thran.
Ana. kt�ry niczym cie� nie odst�powa� Ganna przez ca�y dzie�, przera�liwie gwizdn�� i stan�� na palcach, chc�c dotkn�� jego d�oni.
Trav u�miechn�� si�.
- On mo�e z tob� p�j��; jego oczy mog� okaza� ci si� bardzo potrzebne. Urg zaprowadzi ci� do miejsca, w kt�rym ko�czy si� Jaskinia Przodk�w, i wska�e ci drog� do Grot. �egnaj, przybyszu. Oby duchy Pradawnych przez ca�y czas by�y z tob�!
Garin sk�oni� si� przed W�adc� Ludu i ruszy� za Urgiem. Przy drzwiach sta�a grupka kobiet. Wysun�a si� spomi�dzy nich Sera i wyci�gn�a przed siebie niewielk� torb�.
- Przybyszu - powiedzia�a po�piesznie - kiedy dotrzesz do C�rki, powiedz jej, �e Sera wci�� na ni� czeka, czeka od wielu lat.
- Tak zrobi� - u�miechn�� si� Garin.
- Nie zapomnij, przybyszu. W�r�d Ludu jestem wielk� dam�. stara si� o mnie wielu konkurent�w, a mimo to nie dor�wnuj� C�rce. Zazdroszcz� jej. - Roze�mia�a si�. - Nie b�d� ci tego wyja�nia�a. Oto jest �ywno�� dla ciebie - wskaza�a na torb�. - A teraz ju� id�. gdy� chcemy, aby� do nas wr�ci� przed Mg��.
Po�egnawszy si� z kobiet�, ruszyli. Urg wybra� ramp� prowadz�c� w d�. Ko�czy�a si� ona nisz�, u wej�cia do kt�rej p�on�o s�abe �wiat�o. Urg wsun�� d�o� w jaki� otw�r wyci�gn�� z niego par� wysokich koturn�w, kt�re gestem nakaza� Garinowi w�o�y�. Pasowa�y; wykonano je kiedy� dla m�czyzny Pradawnych.
Przej�cie za nisz� by�o w�skie i kr�te. Pod stopami Urga i Garina rozpo�ciera� si� gruby dywan kurzu, na kt�rym widoczne by�y rzadkie �lady st�p. Za kolejnym zakr�tem z p�mroku wy�oni�y si� wysokie drzwi. Urg nacisn�� na nie. Rozleg� si� kr�tki trzask i kamienne drzwi ust�pi�y.
- Oto Jaskinia Przodk�w - oznajmi�, przest�puj�c pr�g. Znajdowali si� w drzwiach prowadz�cych do ogromnej pieczary. Jej okr�g�y sufit gin�� wysoko w mroku. Grube kryszta�owe filary dzieli�y pieczar� na nawy. prowadz�ce do p�okr�g�ego podwy�szenia, kt�re przywodzi�o na my�l o�tarz. Wzd�u� naw sta�y mi�kkie �o�a. a na ka�dym z nich kto� le�a�, sprawiaj�c wra�enie, �e �pi. Bli�ej drzwi le�a�y kobiety i m�czy�ni z Ludu, a przy o�tarzu spoczywali Pradawni. Gdzieniegdzie �o�e opatrzone by�o napisem.
- Kochankowie �wiat�a spoczywaj� w pokoju - powiedzia� Urg. - Pewnego dnia �wiat�o do nich powr�ci.
- Kto tutaj le�y? - zapyta� Garin. wskazuj�c na �o�a, stoj�ce najbli�ej o�tarza.
- Pierwsi spo�r�d Pradawnych. Podejd� bli�ej i przypatrz si� tym. kt�rzy pojawili si� na Tav na samym pocz�tku.
Na o�tarzu znajdowa�o si� jedno �o�e, wywy�szone ponad pozosta�e. Urg wszed� na podwy�szenie, przystan�� nad �o�em i skin�� na Garina, aby uczyni� to samo. Spoczywa�a tutaj kobieta i m�czyzna. G�owa kobiety opiera�a si� o jego rami�.
- Sp�jrz, przybyszu, le�y tutaj kto�, kto pojawi� si� u nas z twojego �wiata. Okaza�a mu swe wzgl�dy Marena z Domu �wiat�a i prze�yli razem wiele szcz�liwych dni.
M�czyzna na �o�u mia� czerwonoz�ote w�osy, a z jego szyi opada� na mi�kkie poduszki szczeroz�oty �a�cuch. Spojrzenie na jego twarz kaza�o jednak Garinowi natychmiast odwr�ci� g�ow�. Odni�s� wra�enie, �e uczestniczy w czym�, co zwyk�emu �miertelnikowi powinno by� zakazane.
- W tej pieczarze spoczywa Thran, Syn �wiat�a, pierwszy W�adca Jaski�, oraz jego ma��onka, Thrala. Le�� tu od tysi�ca lat i b�d� le�e� do momentu, w kt�rym planeta, na kt�rej si� znajdujemy, obr�ci si� w py�. To oni wydobyli lud z mu�u i stworzyli Tav. Nigdy ju� nie spotkamy nikogo takiego jak oni.
Powoli ruszyli wzd�u� kolejnych naw �mierci. W pewnej chwili Garin zauwa�y� jeszcze jedn� jasnow�os� czupryn�, zapewne kolejnego przybysza z zewn�trz, gdy� wszyscy Pradawni mieli w�osy ciemne. Zanim obaj opu�cili Pieczar� Przodk�w, Urg ponownie zatrzyma� si�. Stan�� nad �o�em, na kt�rym spoczywa�o cia�o cz�owieka opatulonego w d�ug� szat�. Jego twarz zastyg�a w masce straszliwego cierpienia. Urg wypowiedzia� tylko jedno s�owo:
- Thran.
A wi�c to by� w�a�nie ostatni W�adca Jaski�. Garin pochyli� si�. chc�c przyjrze� mu si� uwa�niej, jednak Urg jakby w tej chwili straci� cierpliwo��. Poci�gn�� swego podopiecznego w kierunku kolejnych drzwi.
- Oto po�udniowy kraniec Jaski� - wyja�ni�. - Ufaj Anie. kt�ry b�dzie twoim przewodnikiem, i strze� si� wrz�cego b�ota. Oby ci szcz�cie sprzyja�o, przybyszu.
Urg otworzy� drzwi i Garin ujrza� rozpo�cieraj�c� si� na zewn�trz Tav. Delikatne b��kitne �wiat�o mia�o takie samo nat�enie jak w�wczas, kiedy si� tutaj znalaz�. Kiedy Ana usadowi� si� na jego ramieniu, trzymaj�c zielony pr�t i torb�, Garin ruszy� na zewn�trz, stawiaj�c pierwsze kroki na mi�kkiej darni.
Urg uni�s� d�o� w pozdrowieniu i drzwi zamkn�y si�. Garin pozosta� sam na sam z zadaniem wydostania C�rki z Grot Ciemno�ci.
3. KU GROTOM CIEMNO�CI
Na Tav dzie� nie r�ni si� od nocy: b��kitne �wiat�o jest wci�� takie samo. Lud sztucznie dzieli por� dnia. Garin nie mia� o tym poj�cia: zreszt� pora doby nie sprawia�a mu r�nicy. By� wypocz�ty i rze�ki, dzi�ki leczniczym promieniom. Kiedy zawaha� si�. nie b�d�c pewnym, w kt�rym kierunku rozpocz�� w�dr�wk�, Ana klepn�� go w rami� i zdecydowanym ruchem wyci�gn�� d�o� na wprost.
Bardzo szybko pojawi� si� g�sty las pot�nych paproci. Zag��biwszy si� w nim. Garin zdziwi� si� panuj�c� tu cisz�. Dopiero po chwili zda� sobie spraw�, �e na Tav w og�le nie ma ptak�w.
Po godzinie w�dr�wki przez paprociowy las dotarli na brzeg leniwie p�yn�cej rzeki. Jej m�tna woda mia�a matowy, szafranowy kolor. Garin stwierdzi�, �e jest to z ca�� pewno�ci� Rzeka Z�ota, granica terytori�w nale��cych do Czarnych.
Przeszed� wzd�u� brzegu do najbli�szego �uku rzeki i ujrza� na nim most, tak stary, �e ju� dawno g��boko osiad�y jego kamienne podpory i k�adka znajdowa�a si� bardzo nisko nad wod�. Garin przeszed� przez most i znalaz� si� na ��ce. kt�r� porasta�a wysoka, uschni�ta, ��ta trawa. Z lewej strony dobieg� do niego dziwny syk i bulgotanie. Wiatr unosi� stamt�d g�st� bia�� mg�� wilgoci. Garin zakaszla�, gdy� p�yn�ce od tej strony powietrze by�o ci�kie, g�ste, jakby brudne. Przez chwil� wdycha� je nosem, po czym stwierdzi�, �e zawiera ono sporo siarki.
Wkr�tce dotar� do za�amania terenu, kt�re skrywa�o bystry. czysty .strumie�. Z przyjemno�ci� przemy� twarz krystaliczn� woda i urny! w niej r�ce, Tymczasem Ana otworzy� torb� z �ywno�ci�, kt�r� da�a im Sera.
Wsp�lnie zjedli pieczywo i suszone owoce. Kiedy sko�czyli, Ana poci�gn�� Garina za r�kaw i wskaza� mu cos ruchem r�ki.
Powoli, ostro�nie. Garin zacz�� przedziera� .si� przez g�ste krzewiny, a� wreszcie jego oczom ukaza�a si� wielka po�a� go�ej ziemi, a na jej skraju wej�cie do Grot. zamieszkiwanych przez Czarnych, Wielkiej ciemnej dziury strzeg�y dwa wysokie filary, wyrze�bione na kszta�t ohydnych potwor�w. Nad grot� unosi�a si� drobna, zielonkawa mg�a.
Garin uwa�nie przyjrza� si� wej�ciu. Nie zauwa�y� niczego, co �wiadczy�oby, �e gdzie� tutaj toczy si� jakie� �ycie. Mocniej �cisn�� sw�j magiczny pr�t i ruszy� przed siebie. Przed sam� grot� g��boko odetchn�� i wkroczy� do �rodka.
Natychmiast otoczy�a go zielona mg�a. Wciagn�� w p�uca wilgotne powietrze. W tej wilgoci wyczu� dziwn�, mdl�c� s�odycz, dochodz�c� jakby od rozk�adaj�cych si� cia�, ukrytych w mroku. Zielona mg�a przepuszcza�a niewiele �wiat�a i zdawa�o si�. ze zaciska si� stalow� obr�cz� wok� �mia�ka.
Ana zeskoczy� z jego ramienia i szed� teraz kilka krok�w przed nim, wskazuj�c mu drog�. Po chwili grunt zacz�� opada� w d�. Delikatne podeszwy koturn�w sprawia�y, ze Garin posuwa� si� naprz�d zupe�nie bezszelestnie. W regularnych odst�pach w �cianach pojawia�y si� nisze, w kt�rych sta�y niewielkie statuetki. Nad g�ow� ka�dej z nich b�yszcza�a jaskrawym �wiat�em zielona aureola.
Ana zatrzyma� si� i zacz�� porusza� wielkimi uszami, jakby chc�c us�ysze� najcichszy nawet szept lub szelest, kt�ry w ka�dej chwili m�g� do niego dotrze�. Wkr�tce wychwyci� - z ka�d� sekund� coraz wyra�niejszy - psi skowyt, dobiegaj�cy jakby spod ziemi. Ana zadr�a� i przysun�� si� bli�ej do Garina.
Ich trasa nadal prowadzi�a w d�. staj�c si� coraz bardziej w�ska i stroma, I coraz bardziej przera�aj�ce by�o ujadanie psa. W pewnej chwili na drodze w�drowc�w pojawi�a si� bariera z czarnych kamieni. Garin popatrzy� ponad ni�, za bariera znajdowa�y si� schody, kt�re wiod�y w czarna czelu��. Z tej czelu�ci dotar� do jego uszu g�o�ny, pogardliwy �miech.
Po chwili na schodach pojawi�y si� istoty, kt�re mo�na by�o okre�li� jedynie jako demony. By�y to o�liz�e. podobne do szczur�w stworzenia wielko�ci kucyk�w, ca�kowicie pozbawione sier�ci. W ich szcz�kach tkwi�y ostre z�by. a z k�cik�w ust wycieka�a czerwona �lina. Ich oczy. co chwil� wypatruj�ce w kierunku bariery, �wiadczy�y jednak o inteligencji. Tak oto po raz pierwszy Garin zetkn�� si� z morgelami, psami �a�cuchowymi i niewolnikami Czarnych.
Niespodziewanie otworzy�y si� drzwi w skalnej �cianie i na schodach pojawi�y si� dwie istoty. Morgele natychmiast skoczy�y w ich kierunku, wystarczy�o jednak kilka kopniak�w, by natychmiast usun�y si� w cie�.
W�adcy morgeli podobni byli do ludzi. Z ich ramion zwisa�y d�ugie czarne p�aszcze, w taliach przewi�zane d�ugimi sznurami. Na g�owach, ca�kowicie zakrywaj�c w�osy, tkwi�y czapki z czarnego materia�u. Garin nie zauwa�y�, aby byli uzbrojeni; trzymali w d�oniach jedynie baty.
Po chwili na schodach pojawi�a si� kolejna grupa. Dwaj spo�r�d Czarnych trzymali mi�dzy sob� szamocz�cego si� wi�nia. Walczy� desperacko, pr�buj�c si� im wyrwa�, nie mia� jednak najmniejszych szans.
Przej�ty t� scen� Garin nie od razu zauwa�y� dwie istoty, kt�re pojawi�y si� pi�� stopni ponad czelu�ci�. Gdy je ujrza�, od razu zrozumia�, �e to one s� najwa�niejsze w tym towarzystwie. Stra�nicy, trzymaj�cy szamocz�cego si� wi�nia, skierowali g�owy w ich kierunku, najwyra�niej czekaj�c na instrukcje. Jedn� z tych os�b by� m�czyzna ich rasy. wysoki, szczup�y, o twarzy przystojnej, lecz emanuj�cej z�em. Jego d�o� w�adczo spoczywa�a na ramieniu istoty stoj�cej obok.
Istot� t�, spokojn�, trzymaj�c� dumnie uniesion� g�ow�, by�a Thrala. Jej twarz wyra�a�a smutek, b�l i rezygnacj�. Nie by�o na niej jasno�ci i rado�ci, kt�re Garin widzia� w Pieczarach Ludu.
- Popatrz - odezwa� si� stra�nik Thrali. - Czy jeszcze w�tpisz, �e Kepta dotrzymuje swoich obietnic? Czy oddamy Dandtana szcz�kom naszych s�ug, czy te� cofniesz niekt�re ze swoich s��w. Thralo?
Niespodziewanie wi�zie� odpowiedzia� za ni�:
- Kepto, owocu nikczemno�ci, Thrala nie jest dla ciebie! Pami�taj, ukochana - zwr�ci� si� wprost do C�rki - dzie� wolno�ci si� zbli�a!
Garin poczu� w sobie nagle dziwn� pustk�, us�yszawszy, z jak� �atwo�ci� i czu�o�ci� wi�zie� wypowiedzia� s�owo "ukochana".
- Czekam na odpowied� Thrali - rzek� Kepta i zaraz odpowied� t� otrzyma�:
- Bestio nad bestiami, mo�esz pos�a� Dandtana na �mier�, mo�esz do woli mu ubli�a�, i tak przenigdy mnie nie dostaniesz. Raczej sama zerw� ni� swojego �ycia i przyjm� kar�, jak� za ten post�pek wyznacz� mi Starsi. - Ze smutkiem popatrzy�a na wi�nia. - �egnam ci�, Dandtanie. Spotkamy si� ponownie, tym razem za Kurtyn� Czasu. - Wyci�gn�a r�ce w jego kierunku.
- Thralo, najdro�sza... - Jeden ze stra�nik�w po�o�y� d�o� na ustach Dandtana, ucinaj�c jego s�owa.
Thrala ju� jednak nie patrzy�a na niego. Wbi�a spojrzenie w kamienn� barier�, kt�ra chroni�a Garina. Kepta poci�gn�� j� za r�k�, chc�c odzyska� jej uwag�.
- Popatrz Thralo! Tak gin� moi wrogowie. Do czelu�ci z nim!
Stra�nicy podprowadzili wi�nia na skraj otch�ani, a tymczasem morgele zbli�y�y si� do niego, w�sz�c �atw� ofiar�. Mimo �e Dandtan wci�� si� wyrywa�, nie mia� �adnych szans. Garin wiedzia�, �e nie jest w stanie mu pom�c. Ana poci�gn�� go w prawo, ku balkonowi, kt�ry pozwala� omin�� schody.
Ci, kt�rzy znajdowali si� poni�ej, byli zbyt zaj�ci swoj� ofiar�, by zauwa�y� nieproszonego go�cia. Lecz Thrala wodzi�a wzrokiem dooko�a i w pewnej chwili Garin odni�s� wra�enie, �e go zauwa�y�a. Jej zachowanie zwr�ci�o jednak uwag� Kepty: pow�drowa� spojrzeniem za jej wzrokiem. Przez moment jakby zdziwienie malowa�o si� na jego twarzy, ale zaraz zareagowa�. Pchn�� C�rk� w otwarte drzwi za sob�.
- Hej, przybyszu! - zawo�a�. - Witamy w Grotach! A wi�c Lud postanowi�, �e...
- Pozdrawiam ci�. Kepto! - Garin sam by� zdziwiony odwag�, z jak� wykrzycza� to zawo�anie. Jego s�owa zabrzmia�y gro�nie w wielkiej grocie. Jego g�os by� dono�ny, d�wi�czny, nie dr�a�, nie za�amywa� si�. - Przyby�em, tak jak musia�o si� sta�, przyby�em, aby zniszczy� Czarny Tron!
- Nawet morgele nie przechwalaj� si�, dop�ki nie rozgniot� ofiary swoimi szcz�kami! - odkrzykn�� Kepta. - Jak� besti� jeste�?
- Czyst� besti�, Kepto, w przeciwie�stwie do ciebie. Je�eli twoje morgele po�o�� kres �yciu m�odzie�ca, rozz�oszcz� si�. - Ukaza� oczom Kepty magiczny pr�t.
Kepta zmru�y� oczy, jednak na jego twarzy pojawi� si� u�miech.
- Od dawna wiem. �e Pradawni nie niszcz�...
- Jestem przybyszem z zewn�trz i nie obowi�zuj� mnie ich prawa - odpar� Garin. - O czym przekonasz si�. je�eli nie ocalisz m�odzie�ca.
W�adca Grot reze�mia� si�:
- Jeste� jak Tand, bezrozumny g�upiec. Ju� nigdy nie zobaczysz Pieczar i Ludu, kt�ry ci� tu przys�a�.
- Mo�esz wybiera�, Kepto. Tylko si� spiesz, bo trac� cierpliwo��!
Czarny jakby rozwa�a� jego s�owa. Nagle skin�� na swych ludzi.
- Pu��cie go - rozkaza�. - Przybyszu, jeste� dzielniejszy, ni� my�la�em. Mo�e dojdziemy do porozumienia...
- Uwolnisz Thral� albo sam j� od ciebie odbior�, a czarny tron obr�c� w py�. Takie s� warunki, kt�re przynosz� z Pieczar.
- A je�eli ich nie zaakceptuj�?
- Nie masz wyboru.
- Grozisz im?
- Tak jak w Yu-Lac. wezm�... - zacz�� mu odpowiada� Garin s�owami, kt�re jakby nie pochodzi�y z jego umys�u. Musia� jednak urwa�, gdy� uwag� wszystkich przyci�gn�� Dandtan. Uwolniony przez stra�nik�w, zacz�� ucieka� przed �cig