2706

Szczegóły
Tytuł 2706
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2706 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2706 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2706 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TED ALLBEURY Wszystkie nasze jutra T� ksi��k� dedykuj� Alewyn Birck Niewielu ludzi potrafi odczuwa� szcz�cie, je�li nie mog� jednocze�nie nienawidzi� jakiej� innej osoby, narodu lub wiary. B. Russel Brytyjscy komuni�ci powinni, je�li to konieczne, uciec si� do wszelkich mo�liwych wybieg�w, sztuczek, intryg, zatajania prawdy i �rodk�w nielegalnych, by przenikn�� do zwi�zk�w zawodowych i w nich pozosta�. Powinni nauczy� si� wspiera� swymi g�osami przyw�dc�w Labour Party tak jak sznur wspiera wisielca. Lenin ROZDZIA� I D�uga ostroga wi�z�w bieg�a zboczem ��ki, rozci�gaj�c si� od po�udniowo- wschodniego kra�ca lasu niemal a� do mostu prowadz�cego do farmy. Blado��te s�o�ce wczesnego marcowego poranka rzuca�o d�ugie cienie przed stadem, kt�re powoli przechodzi�o mostem na ��k� po drugiej stronie rzeczki. Traw� pokrywa�a siwa warstwa szronu i w mro�nym powietrzu parowa�y oddechy dw�ch p�dz�cych stado m�czyzn. Dwaj Niemcy stoj�cy przy skraju lasu naci�gn�li na twarze we�niane szaliki. Obserwowali poruszenia kr�w i parobk�w. Gdy zwierz�ta zbli�y�y si� do kraw�dzi lasu, wy�szy z pasterzy wyprzedzi� czo�o stada. Po pi�ciu minutach by� ju� w lesie, posuwaj�c si� zgodnie ze znakami namalowanymi bia�� farb� na pniach drzew. Gdy dotar� do Niemc�w powiedzia�: - Dobry dien'. Wy�szy z nich wyci�gn�� r�k�. - 'Tag. Godzin� p�niej znajdowali si� ju� w du�ym domu na przedmie�ciach Brunszwiku. S�u�y� on jako skrzynka kontaktowa BFV, wywiadu zachodnioniemieckiego. Po dalszych pi�ciu godzinach, gdy m�czyzna wyk�pa� si� i zacz�� sk�ada� raport, jeden ze s�uchaj�cych go wyszed� z pokoju i zadzwoni� pod zastrze�ony numer w Bonn. Przed wieczorem ju� sze�ciu m�czyzn wypytywa�o przybysza. Nie agresywnie, ale dok�adnie, wr�cz drobiazgowo. Cechowa�a ich spokojna pewno�� ludzi wiedz�cych, �e ich czas i wysi�ek nie b�dzie zmarnowany. Cz�owiek, kt�rego badali, by� majorem KGB, oficerem ��cznikowym pomi�dzy KGB i radzieckim wywiadem wojskowym - GRU. Skontaktowa� si� z nimi cztery miesi�ce wcze�niej. Teraz by� ju� po wszystkich badaniach sprawdzaj�cych mo�liwo�� ewentualnej zdrady. Ustalono jego motywacje, zakres posiadanych informacji, pytano, jakiego ��da wynagrodzenia. Niezbyt ch�tnie w�wczas ujawnia�, czym si� kieruje, i nie posun�� si� poza stwierdzenie, �e to, co chce powiedzie�, ma niezwyk�� wag�. Oczywi�cie wiedzieli ju� o nim co nieco i mieli �wiadomo��, �e je�li tylko zechce, mo�e rzeczywi�cie dostarczy� informacji o wielkiej wadze. Je�liby jednak uzyska� ich akceptacj� zbyt tanim kosztem, ryzykowali wiele. M�g� by� wtyczk� KGB. M�g� okaza� si� p�otk�, usi�uj�c� zdoby� mieszkanie i pensj� w zamian za rutynowe materia�y, a takich mieli ju� z p� tuzina. By�o w nim jednak co�, co w ko�cu sk�oni�o ich do podj�cia tego ryzyka. Przej�li go 5 mil na po�udnie od Helmsted. Sekcja fotograficzna powi�kszy�a ju� mikrofilm, kt�ry Rosjanin przeni�s� ukryty w g�rnej, sztucznej szcz�ce. Sama tylko zawarto�� mikrofilmu usprawiedliwia�a ich decyzj�. Ale to by� dopiero pocz�tek. Rozmawia� z nimi teraz otwarcie, odpowiada� na wszystkie pytania, a jego motywy sta�y si� jasne. Po prostu ba� si� tego, co mia�o si� sta�. Oni zreszt� te� si� bali. Scenariusz, jaki przedstawi�, znali od dawna. Jednak nigdy nic podobnego si� nie dzia�o i stopniowo stawa� si� on coraz mniej prawdopodobny. Jeden z przes�uchuj�cych wr�ci� noc� do Bonn. Drugi wieczornym samolotem polecia� do Berlina. W Tegel czeka�a na niego dziewczyna, Francuzka. Wypili razem kaw� w restauracji na lotnisku. Zwyk��, br�zow� kopert� zwin�� tak, �eby mie�ci�a si� do jej torebki. Nie mia�a poj�cia, jakie informacje zawiera ta koperta; w po�udnie nast�pnego dnia przekaza�a j� pewnemu m�czy�nie w mieszkaniu nad sklepem rybnym przy rue Monge w Pary�u. Fakty, o kt�rych poinformowa� Niemc�w zbieg�y oficer, ich wzajemne usytuowanie w czasie prawdopodobnie pozwoli�yby si�om NATO lub ONZ zapobiec przeistoczeniu si� agresywnego planu w krwaw� rzeczywisto��. Zamiast tego sta�y si� jednak katalizatorem, kt�ry po��czy� si� ze stuleciami rywalizacji i nienawi�ci mi�dzy Angli� i Francj�. Si�ga�y one od czas�w bitwy pod Agincourt, poprzez rok 1066, a� do dzisiejszych sprzeczek farmer�w o jab�ka Golden Delicious, czy import kurcz�t i indyk�w. To odwieczne, podszyte nienawi�ci� wsp�zawodnictwo pos�u�y�o za wym�wk� s�abemu, lecz bezwzgl�dnemu i ambitnemu politykowi, kt�ry zamieni� potencjalnie gro�ny incydent w nieuniknion� katastrof�. Katastrof�, kt�ra mia�a wp�yn�� na �ycie milion�w ludzi. ROZDZIA� II Pu�kownik Harry Andrews skin�� szorstko g�ow�, dzi�kuj�c sier�antowi, kt�ry postawi� przed nim na stole drinka. Gdy sko�czy� powolne kartkowanie program�w telewizyjnych w "Radio-Timesie" i "TV-Timesie", rzuci� oba pisma na siedzenie najbli�szego fotela. Si�gn�� po szklank�, przytrzyma� j� pod �wiat�o, a potem ostro�nie upi� �yk napoju. Jak dot�d zauwa�y� tylko dwa niebezpieczne punkty. Pu�kownik Andrews sprawdza� zapowiedzi teatru telewizji, gdy tylko zanosi�o si� na to, �e sp�dzi wi�kszo�� tygodnia w domu. Nie interesowa�y go sztuki - wprost przeciwnie. Nienawidzi� teatru, czy to na scenie, czy w �yciu. Ta nienawi�� obejmowa�a dramaturg�w, aktor�w, a w szczeg�lno�ci aktorki, a tak�e wszystkich tych pieczeniarzy, kt�rzy na teatrze - wszystko jedno w jakiej postaci - zarabiali pieni�dze. Za� najbardziej ze wszystkiego nienawidzi� swej �ony. Nie mia�a ona �adnych powi�za� ze scen�; jednak wp�yw, jaki teatr na ni� wywiera�, by� w�a�nie przyczyn� tej nienawi�ci. Niedzielny film na kanale BBC-1 opowiada� o stopniowym upadku pi�knej niegdy� kobiety, gwiazdy Hollywoodu, kt�r� opu�cili wszyscy przyjaciele, m�� i kochankowie, gdy w ko�cu roztrwoni�a maj�tek, a jej pi�kne cia�o przesta�o budzi� po��danie. Przez pi�� dni Paula b�dzie odgrywa�a w domu t� rol� i �zy b�d� pojawia� si� w jej oczach, gdy tylko zacznie powtarza� banalne, pe�ne wyrzutu kwestie z filmu. Paula Andrews natychmiast uto�samia�a si� z ka�d� zgn�bion�, bole�nie do�wiadczon� kobiet�, pocz�wszy od Delilah, a sko�czywszy na sponiewieranych �onach Evina Pizzeya. Nie ka�dy, kto maj�c 17 lat jest tak pi�kny, �e a� dech zapiera, musi w ko�cu wpada� w ci�k� nerwic�, ale je�li chce si� na nerwicy budowa� karier�, to na pewno bycie tak pi�knym mo�e w tym dopom�c. A je�li jeszcze uroda ��czy si� z wrodzonym talentem aktorskim i �yw�, cho� wyko�lawion� wyobra�ni� z rodzaju takich, na jakich bazuj� wszyscy psychopatyczni k�amcy - w�wczas kto� taki potrafi nie�le si� bawi�, zmieniaj�c �ycie swych najbli�szych i najdro�szych w istne piek�o. Wiedzia�, �e b�dzie odgrywa�a upad�� gwiazd� tylko przez pi�� dni, bo ju� w pi�tek zobaczy Laureen Bascal i Humphrey'a Bogarta w "To Have and Have Not". W dziesi�� minut zmieni si� w dowcipkuj�c�, �wiatow� kobiet�, niewprawnie popalaj�c� papierosa i z pod wp� przymkni�tych powiek posy�aj�c� mu spojrzenia pe�ne pogardy dla jego s�abo�ci. A mo�e to by�a raczej Bette Davis w "Scapegoot"? Harry Andrews traktowa� czytanie "Radio-Timesa" tak jak kt�ra� z jego grup specjalnych SAS traktowa�aby rutynowe rozpoznanie. Jak mawiano w wojsku - "Czas sp�dzony na rozpoznaniu nigdy nie idzie na marne", albo "W por� ostrze�ony, w por� uzbrojony" i temu podobne. Pu�kownik z �atwo�ci� dawa� sobie rad� z mani� �ony. Mia� z tym do czynienia od 15 lat, a pu�kownikiem SAS nie zosta�by nikt, kto bawi si� w drobiazgi. Dawno ju� wyczerpa� spis tego, co by� w stanie zrobi�, �eby uczyni� zno�niejszym stan Pauli i swoj� sytuacj�. By� u kilku internist�w, u czterech psychiatr�w, pr�bowa� intensywnego seksu, paternalizmu, a� w ko�cu doszed� do wniosku, �e najlepiej b�dzie po prostu nie zwraca� na to uwagi. Obserwowa�, jak psychiatrzy i inni specjali�ci pr�buj� najr�niejszych terapii. Nigdy nie przyznawali si� do pora�ki. Ale zawsze przegrywali. Ona po prostu mia�a psychopatyczn� osobowo��; zawsze b�dzie k�ama�, zawsze b�dzie nieobliczalna, a jej przeprosiny i skrucha nieodmiennie b�d� fa�szywe. To jemu tak powiedzieli, nie jej. By�a zbyt pi�kna na to, by jej u�wiadamia� wszystkie te paskudne fakty. A gdy ju� j� skre�lili z listy, mogli zacz�� pakowa� si� do jej ��ka. Nie wymaga�o to wielkiego zachodu. Doskonale wiedzia�a, co o niej s�dz� i pozwala�a im spa� ze sob�, bo w ten spos�b zawsze i tak by�a g�r�. Andrews przeszed� z powrotem do swego biura na starej plebanii, otworzy� drzwi i wybra� jeden z kluczy na k�ku, zanim usiad� przy metalowym biurku. Tego, wczesnowiosennego sobotniego popo�udnia tylko ludzie ze s�u�by wartowniczej byli na miejscu. Wi�kszo�� gra�a w krykieta lub kibicowa�a w pobliskim Tunbridge Wells. Harry Andrews grywa� w Niebieskich i by� kiedy� w reprezentacji jednego z mniejszych hrabstw. Od kiedy jednak awansowa� na kapitana, sport i inne rozrywki sta�y si� dla niego ju� tylko zaj�ciami dobrymi dla �o�nierzy, kt�rzy inaczej nudzili si� i ze sw� niewy�yt� energi� stawali si� utrapieniem ludno�ci i policji. Andrews kocha� ich wszystkich jak syn�w. Ale by� osch�ym, srogim ojcem, wymagaj�cym, by pod spojrzeniem jego jasnobr�zowych oczu s�owa stawa�y si� zb�dne. Otworzy� g�rn� szuflad� z prawej strony biurka i wyj�� dwa segregatory. Grubszy mia� nalepk�: "Zbiorczy Raport Komisji Wywiadu 1980-1984"; na cie�szym widnia� odr�cznie napisany tytu�: "Cromwell - Analiza Przebiegu Krytycznego". Otworzy� grubsze akta i wolno przeczyta� ostatni raport miesi�czny ze stycznia 1984 roku. Dwadzie�cia minut p�niej, wci�� czytaj�c i nie podnosz�c g�owy, si�gn�� do telefonu i poprosi� oficera s�u�bowego o po��czenie z numerem w Edynburgu. Mimo czystego, niebieskiego nieba zbocze wzg�rza przypr�szone by�o cienk� warstw� �niegu, a tam, gdzie wiatr nawia� go pod wystaj�ce kamienie, tworzy�y si� ma�e zaspy. Chuda, czarno-bia�a suka collie przypad�a do ziemi, pilnuj�c owiec. Posuwa�a si� naprz�d cal po calu, �eby je zatrzyma� przed p�ytkim strumieniem. Ostro�na i opanowana, nie chcia�a sp�oszy� stada, w kt�rym - jak zwykle w ostatnim tygodniu lutego, po Guy Fawkes Day - znajdowa�y si� barany. W oborze by�y teraz tylko te owce, kt�re si� okoci�y; reszt� zostawi� na wzg�rzach. To �nieg spowodowa�, �e sta� si� ostro�niejszy i postanowi� zap�dzi� je bli�ej zabudowa� farmy. By�y to g��wnie ma�e, odporne Welsh Mountainery, ale blisko 30 z nich dla polepszenia runa pokryto baranem Swaledale. Mia�y niebieskie �aty na zadach, zamiast jak zwykle czerwonych, i wygl�da�y masywniej od innych z powodu ci��y. Kiedy licz�ce ponad 300 sztuk stado sp�yn�o w dolin�, spojrza� w stron� g�ry. Nad szczytem zawis� w powietrzu myszo��w, wypatruj�cy nowonarodzonych jagni�t. Za ostatni� lini� drzew, w zachodz�cym s�o�cu czerwienia�a powierzchnia ska�. M�czyzna, kt�ry nazywa� si� Glyn Thomas i by� tyle� poet�, co farmerem, u�miechn�� si� do siebie. Zda� sobie bowiem spraw�, �e jego umys� w po�owie tylko podziwia pi�kno wzg�rz, w po�owie za� przelicza wyniki hodowli, kt�re nie by�y szczeg�lnie dobre, cho� do przyj�cia. Przy przeci�tnej 1,5 nadal zawdzi�cza� wiele dotacjom z HFS. Patrz�c, w d�, u st�p wzg�rza dojrza� dym z kamiennego komina, wznosz�cy si� pionow� spiral�, dop�ki nie rozwia� go wiatr. Dom by� d�ugi i w�ski. Kamienny, z �upkowym dachem, pochodzi� z 1820 roku. Stodo�� w kszta�cie litery L zbudowano par� lat p�niej. Drug�, wi�ksz� stodo�� i stajnie dobudowa� jego ojciec, za� ma�a dojarnia na 25 fryzyjek mia�a zaledwie pi�� lat. Wszystko to by�o eksperymentem, kt�ry jeszcze nie dowi�d� swej warto�ci. Raz tylko, dzi�ki �agodnej zimie, osi�gn�� niez�y zysk; w pozosta�ych latach ledwie wychodzi� na zero. Jego rodzina od czterech pokole� gospodarowa�a w�r�d tych wzg�rz i dolin. Wygl�da�o jednak na to, �e on b�dzie ostatni. Meg mia�a ju� 34 lata. Ginekolog z Cardiff, gdy ich ju� przebada�, m�g� tylko poradzi� z u�miechem, by pr�bowali nadal, gdy� teoretycznie ca�a maszyneria funkcjonowa�a prawid�owo u obojga. Glyn Thomas u�miechn�� si�, gdy echo s��w powtarzanych cz�stokro� przez ojca zn�w odbi�o si� w jego my�lach: - "A mo�e to dobry B�g zsy�a ci w ten spos�b jaki� znak?" Joe Langley przygl�da� si� ich pracy, podczas gdy pot�ny czerpak ko�ysa� si� na �a�cuchach. Dostrzeg� przyp�yw piany, kiedy czerpak przechyli� si�, by nape�ni� dwa mniejsze pojemniki. Dwaj ludzie podeszli do linii form odlewniczych i gdy przesuwali, si� nalewaj�c, od jednej do drugiej, poczu� znajomy zapach nafty i piasku. Zaczeka�, a� nape�ni� naczynia ponownie i zalej� kolejne formy. Gdy wszystkie by�y ju� pe�ne i paruj�ce, podszed� do obu formierzy i m�odego robotnika. - Jak d�ugo tu pracujesz, ch�opcze? - To m�j trzeci tydzie�, panie Langley. Langley wskaza� na grabie w jego r�ku. - Czy kto� ci pokaza�, co si� z tym robi? - Tak, prosz� pana. - No to czemu ich nie u�ywasz, co? Przepuszczasz �u�el do pierwszego czerpaka. To znaczy, �e dwa pierwsze odlewy id� na z�om. Obni�asz sobie stawk� akordow� i marnujesz pieni�dze firmy. Ch�opak sta� milcz�c, zak�opotany. Langley spogl�da� na niego chwil�, a potem skin�� g�ow� i wyszed�. W drewnianym baraku, kt�ry by� jego biurem, rzuci� plik wydruk�w komputerowych na stolik i usiad� przy biurku. Komputer podawa� w�a�nie ilo�ci z�omu z ostatniej godziny, rozpisane na dzia�y i brygady. Gdyby chcia� co� zrobi� z ka�d� wykazan� usterk�, to powinni w�a�ciwie zamkn�� produkcj� od razu. Wyposa�enie mieli przestarza�e, ale jaki� facet w ministerstwie uzna�, �e ich praca jest niezb�dna. Robili cz�ci zamienne do czo�g�w, kt�re ju� dawno wycofano z produkcji. Ale byli przydatni w statystykach, kt�rymi ministerstwo obrany usprawiedliwia�o swoje wydatki na Tridenty i Matadory. Chocia� inne pa�stwa NATO i tak nie by�y nimi zachwycone. Zosta�y tylko cztery grupy szybkiego uderzenia w Niemczech. Pi�tna�cie tysi�cy ludzi. A Tridenty b�d� w pe�ni operatywne dopiero za trzy lata. Telefon zadzwoni� w chwili, gdy po niego si�ga�. Portier dawa� mu zna�, �e przyszed� brygadzista z nocnej zmiany, wi�c mo�e ju� odbi� kart� i i�� do domu. Maj�c 48 lat Joe Langley by� kr�pym, barczystym m�czyzn�, kt�ry od wyj�cia z wojska ca�y czas pracowa� w odlewniach �elaza i stali. Mimo szkodliwych warunk�w pracy by� tak zdrowy i �ywotny jak wtedy, gdy j� zaczyna�. Nie gra� ju� w pi�k� w fabrycznym klubie, ale by� cenionym off-spinnerem w lokalnym klubie krykietowym w Aston. Urodzony w rodzinie katolickiej, wcze�nie porzuci� wiar� pod wp�ywem wstr�tu, jaki odczuwa� po rozruchach w Belfa�cie. Brakowa�o mu �piew�w i teatralnej strony ceremonii ko�cielnych, ale najbardziej t�skni� za poczuciem ukojenia, jakie dawa�o przypisywanie ca�ego z�a �wiata bezgranicznej m�dro�ci niewidzialnego Boga. Maj�c silne pragnienie przynale�no�ci, przez kr�tki czas rozwa�a� zalety Kwakr�w, Armii Zbawienia i Ko�cio�a Kongregacyjnego, a� w ko�cu zdecydowa�, �e mimo ca�ej tego uci��liwo�ci b�dzie szed� przez �ycie samodzielnie. W rzeczywisto�ci, nie zdaj�c sobie z tego nawet sprawy, znalaz� jednak w ko�cu sw� religi�: Zjednoczony Zwi�zek Zawodowy Przemys�u Mechanicznego, Sekcja Odlewnik�w. A jeszcze wcze�niej Pu�k SAS, Druga Eskadra. By�o to biuro w starym stylu, z mahoniow� boazeri� i du�� bibliotek� z orzecha w�oskiego w g��bi, za zabytkowym, podw�jnym biurkiem. Pomimo wysokich okien, ci�kie zas�ony nie dopuszcza�y zbyt wiele �wiat�a. Ca�o�� pokoju �wiadczy�a o pokoleniach nieprzerwanego powodzenia. Na zewn�trz, w poczekalni wisia�y tradycyjne portrety by�ych s�dzi�w S�du Najwy�szego, ale obrazy w samym biurze przedstawia�y szkockie pejza�e. Nie stworzy� ich �aden wielki artysta, lecz wszystkie by�y wi�cej ni� poprawne. M�czyzna siedz�cy przy biurku, mniej wi�cej trzydziestopi�cioletni mia� na sobie trafnie dobrany jasnoszary garnitur. Akuratno�� by�a jego cech� szczeg�ln�. Mia� regularne rysy i proporcjonaln� budow� cia�a. Gdy s�u�y� w wojsku, gra� w rugby w reprezentacji Szkocji. Przystojny, szczup�y, podbija� serca kobiet, gdy sta� na obronie oczekuj�c spokojnie, a� napastnicy przeciwnika przejd� z pi�k� do natarcia. Wsta�, gdy jeden z urz�dnik�w zapuka� do drzwi, i otworzy� je, by wpu�ci� wysokiego, pos�pnego, starszego m�czyzn�. U�cisn�� ko�cist� d�o� swego klienta: - Bardzo przepraszam, �e musia� si� pan fatygowa� do mnie, sir, ale ten dokument musi by� podpisany w moim biurze. Prawo tego wymaga, zreszt� nie ca�kiem bezpodstawnie. - A jakie� jest tego uzasadnienie, je�li wolno spyta�? - Zechce pan usi���, sir - wr�ci� za biurko, podczas gdy starzec zajmowa� wygodne miejsce. - Pierwotnie chodzi�o o to, �eby zapobiec wykorzystywaniu przez beneficjant�w czyjej� choroby, czy podesz�ego wieku. P�niej wprowadzono pewne zmiany, tak aby sami prawnicy r�wnie� pami�tali o ci���cej na nich odpowiedzialno�ci. Starzec wyszczerzy� swe ��te z�by w u�miechu. - No wi�c i ty pami�taj, Jamie Boyle. A jak�e si� miewa ten tw�j wiecznie zapracowany ojciec? - Siedzi w Westminsterze i wci�� wa�kuje spraw� niepodleg�o�ci Szkocji. - A twoja pi�kna �ona? - Akurat teraz odpoczywa. Dopiero co wr�cili z tournee po Skandynawii i wszyscy s� wyko�czeni. Przysi�ga, �e nie chce ju� widzie� baletek na oczy. - Wiesz, �e nigdy nie interesowa� mnie balet, dop�ki twoi rodzice nie zabrali mnie na jej wyst�p zaraz po twoim �lubie. Zawsze kocha�em muzyk�, no i podoba�y mi si� te wszystkie �liczne ty�eczki, ale nic poza tym. Ale twoja Jeanie... z pocz�tku my�la�em, �e trzyma si� jakich� drut�w, czy co. Nadal zreszt� podejrzewam, �e to jakie� mechaniczne sztuczki. Wydaje si�, fruwa w powietrzu, nim zechce wyl�dowa�. M�wi� ci, sta�em si� fanem, zawsze chodz� po kilka razy, gdy maj� tu wyst�p i ona ta�czy. Jamie Boyle u�miechn�� si�. - Powiem jej o tym, jest �asa na pochwa�y - podni�s� dwie kartki spi�te razem i poda� je przez biurko. - Musi pan to najpierw przeczyta�, sir. - Sam to zredagowa�e�? - Co do s�owa. - W takim razie nie musz� czyta�. - Chc�, �eby pan to zrobi�; to te� cz�� tej mojej odpowiedzialno�ci. Starzec odchrz�kn��, wyci�gn�� okulary z g�rnej kieszeni i podni�s� papiery. Przeczyta� je dwukrotnie, po czym si�gn�� do kieszeni po staromodne pi�ro kulkowe. Gdy ju� podpisa� w po�owie drugiej strony, odchyli� si� w krze�le do ty�u, zdj�� okulary i wsun�� je razem z pi�rem z powrotem do kieszeni. Przez chwil� siedzia� w milczeniu. W ko�cu rzek� z westchnieniem: - C� to za �mieszny �wiat, Jamie. Siedz� tu i ustalam, jak rozdysponowa� to, co zgromadzi�em przez ca�e moje �ycie. Ale kiedy tu szed�em z klubu, zastanawia�em si� nad czym� innym, co mnie ostatnio martwi. - Co ma pan na my�li, sir? - Mam uczucie, jakby �wiat, kt�ry znam, mia� ju� dobiec kresu. Nie wtedy, gdy ja umr�, ale na d�ugo przedtem. By� mo�e nigdy naprawd� nie przyszli�my do siebie po drugiej wojnie. Ale czemu my? Czemu tylko my? Niemcy, Francuzi, nawet W�osi, wszyscy jako� id� do przodu. Natomiast my stajemy si� powoli europejsk� koloni� tr�dowatych. Ca�a ta gadanina o tym, �e wycofamy si� z EWG i NATO, to ju� dla nich �adna gro�ba. Oni chc�, �eby�my si� wycofali. Maj� nas do��. Tylko im zawadzamy. Finansowo, gospodarczo, militarnie jeste�my im tylko ci�arem. I to w dodatku ci�arem zrz�dz�cym i k��tliwym. Jak my�my mogli doj�� do czego� takiego? Boyle popatrzy� chwil� na starca i wzruszy� ramionami. - Zostawili�my sprawy samym sobie. Puszczamy p�azem przest�pstwa. Pozwalamy panoszy� si� bandytom. To, co by�o kiedy� nie do wiary, sta�o si� norm�. Rozruchy, grabie�e, chuliga�stwo - wszystko�my usprawiedliwiali jako wynik rasizmu, jako dopuszczaln� reakcj� na wykonywanie przez policj� jej prawnych obowi�zk�w. Nikomu si� to nie podoba�o, nikt tego nie chcia�. Ale nikomu nie chcia�o si� nic zrobi� w tej sprawie. Twierdzono, �e je�li si� poddamy ch�ci zemsty, to b�dzie to krok wstecz. �aden czas nie by� odpowiedni na podj�cie jakiego� dzia�ania. No wi�c op�aca�o si� by� bandyt�. - Kto twierdzi�? - Pan, ja, politycy, my wszyscy. Boimy si� etykietki faszysty czy reakcjonisty. To tak mi�o by� �agodnym. I lubianym. No i zyskuje si� g�osy. Bandyci i boj�wkarze to najbardziej wojowniczy wyborcy, wi�c stali�my si� rzecznikami tolerancji i rehabilitacji, zamiast sprawiedliwie kara�. - Czy to tylko przez to? - Mniej wi�cej. Stali�my si� moralnymi tch�rzami i teraz musimy udawa�, �e tak jest dobrze. Ojciec m�wi� mi, �e rz�dy Australii i Kanady maj� zamiar zakaza� wst�pu imigrantom z Brytanii. B�d� odmawia� nie tylko bandytom, ich ofiarom r�wnie�. Powiadaj�, �e nie chc� importowa� duchowego upadku i braku energii angielskiej middle-class. Nie cenili�my tego, co�my mieli. A teraz wszystko przepad�o. Wolno��, tolerancja, demokracja... pozbyli�my si� wszystkiego. - I nikt nic nie zrobi, �eby to powstrzyma�? - Jest ju� za p�no, panie MacKay. Jest za p�no. Mo�emy tylko stawi� czo�a temu, co si� stanie, gdy si� to stanie. - A co ma si� sta�, Jamie? - zapyta� cicho MacKay. Boyle otworzy� usta, by odpowiedzie�, zawaha� si� i zamkn�� je z powrotem. Nie by�o sensu straszy� starego cz�owieka jeszcze bardziej. Zn�w wzruszy� ramionami. - Mo�e nic si� nie stanie. Mo�e si� wszystko jako� u�o�y. Starzec wsta� niepewnie, wspieraj�c si� r�k� o biurko, by odzyska� r�wnowag�. Westchn�� ci�ko i wyszed� bez s�owa, ledwie machn�wszy d�oni� w stron� m�odego m�czyzny za biurkiem. Wysoki, niezgrabny m�ody cz�owiek pochyli� si�, oparty �okciami o lad� i obserwowa� Hindusa sprawdzaj�cego faktury. - Oni ci� za�atwi�, Sanji. Hindus spojrza� na ch�opaka. - Czemu mieliby to zrobi�, Freddie? - Dlatego, �e jeste� Paki. W�a�nie dlatego. - Jestem Hindusem, Freddie, a nie Pakista�czykiem. - No, ale to to samo, nie? - Je�li by� Anglikiem to to samo co by� Niemcem, to zgoda. Przecie� to dwa r�ne kraje, dwa r�ne narody. Nie maj� ze sob� nic wsp�lnego. Tak naprawd�, to w tej chwili s� w�a�ciwie wrogami. - Ale wszyscy jeste�cie czarni. - Jeste�my Azjatami, je�li to mia�e� na my�li. - Zak�adasz okiennice na sklep w sobot� na noc? - Codziennie to robi�, Freddie. - M�wi�, �e jeste� szefem. - Szefem czego? - Ruchu oporu. - Oporu? Przeciwko komu? - Przeciwko skinom. I NF, i Bia�ym, - Dlaczego mi to wszystko m�wisz? - Bo ci� lubi�, Sanji. Nie chc�, �eby ci� pobili. - Nie pobij� mnie, Freddie. Ja si� ich nie boj�. Ju� teraz wiemy, jak ich traktowa�. - Przyjad� z ca�ej okolicy. Wynaj�li autokary. Sanjiva Singh u�miechn�� si�. - Rozczaruj� si�, Freddie. - Jak to, Sanji? - Przeczytasz sobie w niedzielnych gazetach. - M�j stary m�wi, �e jeste� szefem wszystkich tutejszych czarnych. - B�d� ju� zamyka�, Freddie. Chcesz mi pom�c? - A jak si� ma Indi? - �wietnie. - Pu�cisz j� kiedy� ze mn� do kina? - Ona woli indyjskie filmy, Freddie. - Okey, p�jdziemy na jaki� indyjski. - Freddie, tam m�wi� tylko w hindi, nawet nie ma napis�w. - Mnie to nie przeszkadza, Sanji. Hindus zerkn�� na nieruchawego ch�opaka, spojrzenie jego ciemnobr�zowych oczu nie pozbawione by�o sympatii. - Kiedy� o tym pogadamy, ty i ja. Wyja�ni� ci par� spraw. - Nie chcesz, �eby chodzi�a z bia�ymi facetami, tak? - To nie ca�kiem tak. Powiedzia�em ci... kiedy� pogadamy. Ch�opak ruszy� do drzwi, wyci�gaj�c palec w stron� Hindusa. - Jakby� potrzebowa� pomocy w czasie weekendu, to po�lij po mnie, Sanji. Pami�taj. Hindus skin�� g�ow�. - B�d� pami�ta�, Freddie. Dobry z ciebie ch�opak. Trzymaj si�. Sanjiva Singh za�o�y� okiennice na okna, zamkn�� sklep zamek i zasuw� i w��czy� system alarmowy. Potem przeszed� ma�ego magazynu za sklepem. Skin�� na powitanie czterem m�czyznom, kt�rzy czekali tu w milczeniu. Ruszyli za nim przez korytarz, a potem schodami na g�r� do pokoju na pierwszym pi�trze. Wisia�y tu na �cianach dok�adne plany tych dzielnic Londynu, w kt�rych du�y procent mieszka�c�w stanowili Azjaci. Przy d�ug stole siedzia� m�ody Sikh i nie zdejmuj�c turbanu, mimo �e mia� uszach s�uchawki, obs�ugiwa� aparatur� nadawczo- odbiorcz� typu Yaesu FT-1012D, do kt�rej pod��czono magnetofon kasetowy. Czerwone cyferki skanera migota�y na cz�stotliwo�ciach kontrolowanych przez Bearcat 200. Czterej m�czy�ni usiedli na koz�ach wok� sto�u stoj�cego �rodku pokoju, a Sanjiva Singh zaj�� miejsce u jego szczytu. Wszyscy znali hindi, dw�ch z nich zna�o te� gujarati, ale podczas zebra u�ywali angielskiego. Szczup�y m�czyzna siedz�cy obok Singha zapyta�: - Czy on ci grozi�, Sanjiva? - Nie. Przeciwnie, chcia� mnie ostrzec i proponowa� ochroni� - Sanjiva u�miechn�� si�. - Czuje mi�t� do mojej c�rki. Indiry. Chcia� zrobi� dobre wra�enie - uni�s� brwi. - No, do pracy przyjaciele. Mamy du�o roboty. Starszy cz�owiek z brod� spyta� cicho: - Czy wysz�o co� z tego, Sanjiva, - czy co� z tego wysz�o? Singh u�miechn�� si� i skin�� g�ow�. - Tylko od zesz�ej �rody mamy ju� trzydzie�ci nowych �r�de� informacji. I to prosto od krowy - u�miechn�� si�, s�ysz�c si� angielski slang i ci�gn�� dalej. - Kosztowa�o nas to kolejne dwadzie�cia pi�� tysi�cy funt�w, ale op�aci�o si� i oszcz�dzi nam dziesi�� albo dwadzie�cia razy wi�cej. Oszcz�dzi nam te� krwi i upokorzenia. Dwana�cie telefon�w jest stale na pods�uchu, a w mieszkaniach b�d�cych miejscami zbi�rek za�o�yli�my pluskwy. Znamy ka�dy ruch, jaki planuj�, a co jeszcze wa�niejsze, znamy l�ki i w�tpliwo�ci - przerwa� na moment. - A l�k�w i w�tpliwe maj� sporo, przyjacielu. Puszcz� ci niekt�re ta�my, podnios� ci� duchu. Jednak�e - uni�s� z gracj� d�onie - s� te� i z�e wie�ci. Bez w�tpienia maj� doradc�w w ambasadzie radzieckiej. Jednym z nich jest cz�owiek, kt�ry proponowa� nam pomoc. Ten, co to m�wi�, Zwi�zek Radziecki jest naszym ojcem i matk�, obro�c� wszystkich pokrzywdzonych i uciemi�onych, i tak dalej. - I co teraz zrobimy, przyjacielu? Wiedz�c to wszystko, co wiemy? Inny z obecnych, ubrany w koszul� i spodnie khaki, wtr�ci� si� cicho: - Zabijemy ich. Przynajmniej tych, kt�rzy si� licz�. Starzec westchn��. - Zabijesz jednego psa, to pan zaraz kupi drugiego. Singh czeka�, czy inni b�d� mieli co� do powiedzenia, ale nikt wi�cej si� nie odezwa�. Rzek� spokojnie: - Przygotowa�em ju� co trzeba. Wyda�em polecenia odpowiednim ludziom. To bez wyj�tku ochotnicy, silni, zaradni i zdecydowani na wszystko. Pi�ciu by�o w wojsku. - O kim m�wisz? - spyta� cz�owiek w khaki. Singh u�miechn�� si�. - Nazwijmy ich po prostu "m�ode lwy". Innych okre�le� nie potrzeba; nazwiska te� s� zb�dne. Starzec r�wnie� si� u�miechn�� i spojrza� na pozosta�ych, by sprawdzi�, czy dostrzegli szczeg�lny wyd�wi�k tej nazwy. W hindi "singh" znaczy w�a�nie "lew". Rozmawiali jeszcze tylko par� minut, zmieszani stanowczo�ci� Singha; potem trzech z nich wysz�o. Starzec zapali� cienkie cygaro i wypu�ci� dym. - Co masz zamiar zrobi� z tym Rosjaninem, Sanji? Czy jego te� zabijemy, �eby im da� nauczk�? - Nie. Damy im nauczk�, ale w inny spos�b. Do jutra wiecz�r dwunastu z nich nie b�dzie �y�o. Oficjalnie nie maj� powi�za� ze spraw�, ale to ci, kt�rzy poci�gaj� za sznurki. Powoli, powoli prasa zacznie sk�ada� to wszystko w ca�o��. Policja te� si� dowie, ale zbytnio si� tym nie przejmie. Zrobi� kilka pokazowych nalot�w, ale to - pokaza� r�k� na pok�j - zniknie st�d w ci�gu najbli�szych dw�ch godzin. Rosjanie domy�laj� si�. Zaproponuj� pomoc jeszcze raz. A my j� przyjmiemy. - Dlaczego? Dlaczego to zrobimy? - Poniewa� oni s� po naszej stronie bardziej ni� ktokolwiek inny. Graj� z pozosta�ymi, bo chc� spowodowa� upadek tego spo�ecze�stwa. Im wi�cej walk ulicznych, im wi�cej szabru i podpale�, tym ostrzejsza reakcja w�adz i policji. W ko�cu dojdzie do wojny domowej. Ale my opowiemy si� po jednej tylko stronie. Komuni�ci w ko�cu zwyci꿹. Jeszcze rok, mo�e dwa i Anglicy zap�ac� za 20 lat upokorze�. I tylko tego chc�. Po to robi�em plany. Zawsze kto� im s�u�y� za koz�a ofiarnego - Irlandczycy, �ydzi, potem my... Indie Zachodnie, Pakista�czycy, czarnuchy - tak nas nazywali. Czarnuchy. Pami�taj o tym, stary. I b�d� wdzi�czny Rosjanom za pomoc. - Dlaczego mieliby nam pomaga�? - Bo my pomo�emy im zdoby� to, czego chc�. - Czy ty jeste� komunist�, Sanji? Singh u�miechn�� si�. - M�j stary, po pierwsze jestem Hindusem, po drugie Kalkutczykiem, po trzecie m�em i ojcem. A co ponadto, to ju� moja sprawa i nikogo nie powinno to obchodzi�. Starzec podni�s� si� powoli i podszed� do drzwi. - Wiesz, gdzie b�d�, gdyby� mnie potrzebowa�, Sanji... - Przerwa�. - I przypomnij sobie przypowie�� o cz�owieku, co chcia� uje�d�a� tygrysa, przyjacielu. Br�zowe oczy Singha by�y twarde jak kamie�. - To ja jestem tym tygrysem, stary. Zapami�taj to sobie. ROZDZIA� III Przejecha� przez most nad rzek�, potem g��wn� ulic� i dalej, dop�ki stare budynki nie ust�pi�y miejsca otwartym terenom wiejskim. Zazwyczaj liczy� ko�cio�y, jad�c za miasto. By�o ich dziewi��, pomijaj�c klasztor. Min�o oko�o 20 minut, nim zatrzyma� si� na s�u�bowym parkingu i pobra� od dy�urnego plastikow� wej�ci�wk�. Ruszaj�c g��wn� ulic� spojrza� w g�r�. Gdzieniegdzie prze�witywa� b��kit, lecz chmury p�yn�y tak szybko, gnane silnym wiatrem, �e przez chwil� mia� wra�enie, jakby to ziemia porusza�a mu si� pod stopami. Zamkn�� oczy na moment, a gdy je otworzy�, spogl�da� ju� na wystawy sklep�w. By�a to typowa g��wna ulica w ma�ym miasteczku, z kompletem sklep�w znanych sieci handlowych. Woolworths, Tesco, Boots, Marks and Spencer i oko�o tuzina mniejszych sklep�w. Kafejka, sklep radiowy, warzywniczy, kiosk z gazetami, a na rogu wej�cie do niewielkiego kina. Chocia� wszystko to by�o typowo angielskie, nie znajdowa�o si� w Anglii, lecz po�o�one by�o prawie 200 km na p�nocny wsch�d od Moskwy, w pobli�u staro�ytnego miasta Suzdal. Tego, przez kt�re Lew Aleksander Sawalew w�a�nie przejecha�. Suzdal nad Kamienk� jest jednym z najstarszych i najbardziej zabytkowych miast w ZSRR. Zachowa�y si� dokumenty datuj�ce je na rok 1024, lecz ksi��� W�odzimierz Kijowski pos�a� tam misj� biskupi� dla zbudowania ko�cio�a ju� du�o wcze�niej. Tury�ci zachwycali si� zabytkami, ale Lew Sawalew nienawidzi� tego miejsca. Po czterech latach w Nowym Jorku i sze�ciu w Londynie t�skni� do jasno o�wietlonych ulic i przyj�� dyplomatycznych, kt�re by�y dot�d jego codzienno�ci�. Jednak przeniesienie oznacza�o awans, a Sawalew kierowa� si� ambicj�. Czy to na Uniwersytecie Moskiewskim, czy na kilkunastu szkoleniach KGB, kt�re mia� za sob�, Sawalew zawsze by� w czo��wce. O�rodek treningowy zbudowano w 1979 roku i od tego czasu setki kobiet i m�czyzn przekroczy�y jego bram�, osadzon� w otaczaj�cym go wysokim murze. Setki kobiet i m�czyzn, kt�rych przesz�o�� by�a bardzo r�norodna. Prawnicy, urz�dnicy administracji, in�ynierowie, dyrektorzy, policjanci, �o�nierze Czerwonej Armii i Si� Powietrznych oraz robotnicy wa�niejszych ga��zi przemys�u. Wszyscy oni mieli dwie rzeczy wsp�lne. Znali ju� troch� angielski, a ich do�wiadczenie i umiej�tno�ci odpowiada�y wymogom programu komputerowego, kt�ry zosta� zaprojektowany i napisany w roku 1975. Wtedy, w 1975, traktowano ten program jeszcze wy��cznie jako �wiczebny. Dotyczy� ewentualno�ci wr�cz nieprawdopodobnej. Ale KGB dysponuje ogromnymi zasobami pieni�dzy, czasu i si� ludzkich - okaza�o si�, �e nale�y go uzna� za interesuj�cy i wart zachodu. Szkolenie trwa�o 6 miesi�cy i obejmowa�o intensywny kurs j�zyka. Studenci �yli tak, jakby mieszkali w Anglii; kupowali w sklepach angielskie towary p�ac�c angielskimi pieni�dzmi.. Poniewa� nauka by�a bardzo intensywna, mo�na by�o uzna�, �e kurs stanowi� odpowiednik 18 miesi�cy sp�dzonych rzeczywi�cie w Anglii. Major Lew Sawalew by� Komendantem Szko�y Treningowej Nr 405. Ju� po pierwszych dw�ch semestrach odkry�, �e jest to praca wyj�tkowo nudna. By� jednak na tyle do�wiadczonym i otrzaskanym funkcjonariuszem KGB, aby nie pozwoli� sobie na okazywanie tego na zewn�trz. Zwykle zreszt� znajdowa�o si� par� �adnych studentek, kt�re pomaga�y rozproszy� nud�. Sawalew nigdy si� nie o�eni�. Zbyt cz�sto by� �wiadkiem, jak �ona i rodzina potrafi�y zawadza� m�czy�nie albo czyni�y go podatnym na r�ne naciski, kt�rym w innych okoliczno�ciach by�by w stanie si� oprze�. Jego prze�o�eni milcz�co aprobowali determinacj�, z jak� unika� powik�a� uczuciowych. I patrzyli przez palce na to, �e ka�dego weekendu co� go ci�gn�o do Moskwy bez uzasadnionej przyczyny. W Zwi�zku Radzieckim by�o dwustu czy trzystu takich ludzi, kt�rych �yciorysy i kariery od najm�odszych lat kszta�towano i ukierunkowywano zgodnie z przewidzian� dla nich szczeg�ln� rol�, o kt�rej nie mieli w og�le poj�cia. Sawalew by� jednym z nich. Mia� nik�� �wiadomo�� opieki "z g�ry", ale przypisywa� j� raczej swemu szcz�ciu i osobowo�ci ni� czyjemu� zamys�owi. Ci, kt�rzy to wszystko aran�owali, z g�ry godzili si� z faktem, �e prawdopodobnie nie wi�cej ni� dwudziestu z tych ludzi b�dzie kiedykolwiek zmuszonych zagra� przypisane im role. Stanowili oni zabezpieczenie na wypadek, gdyby pewne wydarzenia mia�y mie� miejsce, gdyby kt�ra� z przepowiedni zespo��w prognozuj�cych mia�a si� rzeczywi�cie spe�ni�. W�a�ciwi ludzie mieli by� w�wczas pod r�k�. Przy placu Dzier�y�skiego pracowa�a specjalna sekcja wy�wiczona w my�leniu futurologicznym, podzielona na grupy, kt�re po�wi�ca�y sw�j czas wy��cznie na wymy�lanie takich potrzeb KGB, jakie mog�yby si� pojawi� dopiero w przysz�o�ci. Na biurku Sawalewa sta�o p� butelki bia�ego wina i kanapka z w�dzonym �ososiem. Przed nim le�a�y egzemplarze Timesa, Daily Telegraph i Guardiana, jak zwykle sprzed dw�ch dni. Dwa pisma od�o�y� i powoli przekartkowa� Guardiana jedz�c kanapk�. Dziesi�� minut p�niej si�gn�� po gruby czerwony pisak i zakre�li� trzy artyku�y dla ludzi z dzia�u analiz - do wyci�cia i w��czenia do akt. S�cz�c wino przeczyta� wszystkie trzy fragmenty jeszcze raz. Uzbrojeni studenci urz�dzili polowanie na przeciwnik�w z NF Jak o�wiadczono wczoraj na sali s�dowej, wyk�adowca wraz z o�mioma studentami utworzyli lewicowy "szwadron uderzeniowy". Uzbrojeni w "przera�aj�c� kolekcj� broni", wyruszyli na poszukiwanie swych prawicowych przeciwnik�w, wykorzystuj�c do tego uczelnian� furgonetk�. Prokurator Anthony Hammond wyst�puj�c przed Kr�lewskim S�dem w Manchester, powiedzia�, �e w wyposa�eniu napastnik�w znajdowa�y si� deski nabijane gwo�dziami, m�ot kowalski i �elazne rurki. "Jest rzecz� jasn�, �e mieli zamiar - je�liby napotkali cz�onk�w National Front - u�y� tej broni niezale�nie od konsekwencji", stwierdzi� prokurator. Mr Hammond powiedzia� te�, �e wszystkich dziewi�ciu by�o trockistami i cz�onkami lub sympatykami Socjalistycznej Partii Robotniczej. Na �awie oskar�onych stan�li: John Penney, 28 lat, wyk�adowca socjologii z Riverside Park, Northwick, oraz studenci: Stephen Tilzey, 23 lata, zam. Brooklands Road, Sale; Brian Broadley, 21 lat, zam. Blenheim Road, Bolton; Michael Butroyd, 31 lat, zam. Churchil Street, Stockport; Robert Piatt, 27 lat, zam. Belmont Street, Stockport; Stephen Cooper, 24 lata, zam. Fodand Walk, Wythenshawe, Manchester; Mark Kent, 22 lata, zam. Blakelaw Road, Macclesfield; Paul Hallat, 20 lat, zam. John Nash Crescent, Hulme, Manchester. Wyrok zapadnie w dniu dzisiejszym. Dwana�cie la� dla "Anio�a Piek�a" - zab�jcy ch�opca Jeden z przyw�dc�w londy�skiej grupy "Anio��w Piek�a" zwanej "Plemi� Szatana" zosta� wczoraj skazany w Old Bailey na dwana�cie lat wi�zienia za zak�ucie no�em na �mier� ucznia. 21-letni Stephen Baker, zast�pca szefa grupy, u�y� kupionego dzie� wcze�niej no�a w b�jce o 13-letni� dziewczyn�, zabijaj�c 15-letniego Tony'ego Marsha - o�wiadczy�a prokurator, Ann Curnow. S�dzia stwierdzi�: "Pod�o�e tej sprawy jest przera�aj�ce". Powiedzia� on: "...zak�ada si� organizacj� oddan� przemocy, pije si� alkohol i za�ywa narkotyki, przyci�ga si� m�odych ludzi do tej organizacji, a ko�czy si� to wszystko zabiciem 15-letniego ch�opaka cierpi�cego na epilepsj�". Prokuratura przychyli�a si� do pro�by Bakera, aby uzna� go winnym nie zab�jstwa, lecz spowodowania �mierci - dokonanego 22 maja w opuszczonym mieszkaniu na Princes Way w Wimbledonie. Mrs Curnow przypomnia�a, �e przyw�dca "Plemienia szatana", Stephen Cook, odsiaduje sze�cioletni wyrok za inne przest�pstwa. Obro�ca Stuart Shields QC, powiedzia�, �e chocia� Baker by� ju� uprzednio skazany za zab�jstwo, to jednak nie mo�na go nazwa� notorycznym zab�jc� czy zdeklarowanym przest�pc�. Anderton sk�ada ho�d swym oddzia�om Okr�gowy Komisarz Policji Wielkiego Manchesteru, James Anderton opublikowa� wczoraj list pochwalny skierowany do si� policyjnych w zwi�zku z ich postaw� podczas letnich rozruch�w w Moss Side w Manchesterze i Toxteth w Liverpoolu. List pochwalny, kt�rego kopie zostan� rozwieszone we wszystkich komisariatach, g�osi: "Komisarz Okr�gu udziela pochwa�y oddzia�om policji Wielkiego Manchesteru za wybitne zas�ugi w s�u�bie policyjnej, po��czone z wytrwa�o�ci� i oddaniem w pe�nieniu obowi�zk�w, wyj�tkow� kompetencj� zawodow�, ogromnym m�stwem i wielkim hartem ducha, oraz lojalno�ci� wobec swego powo�ania i zaufania spo�ecznego, wykazanymi we wspania�y spos�b przez wszystkich funkcjonariuszy i pracownik�w cywilnych, a tak�e komisarzy specjalnych podczas t�umienia chuliga�skich zamieszek i kryminalnych eksces�w szerz�cych si� w Toxteth, Moss Side i innych miejscowo�ciach w lipcu 1981 roku, jak r�wnie� za szybkie i sprawne przywr�cenie Pokoju Kr�lewskiego w obszarze hrabstwa Wielkiego Manchesteru dla dobra i ochrony wszystkich jego obywateli." Komisarz okr�gowy wyja�ni�, i� nie znalaz� innego sposobu, w jaki m�g�by odpowiednio wyrazi� osobist� wdzi�czno�� dla swych oddzia��w za ich "wyj�tkow� odwag� i imponuj�ce osi�gni�cia w czasie powa�nych niepokoj�w publicznych, gdy zdyscyplinowana si�a i zwarto�� policji strzeg�a granicy pomi�dzy wolno�ci� i anarchi�". Od�o�y� na bok gazety, si�gn�� po telefon wewn�trzny i nakr�ci� numer Rejestru Centralnego. Pi�� minut p�niej podpisa� rewers na trzy teki z aktami. Otworzy� najgrubsz� z nich. Uko�ny czerwony pasek biegn�cy przez ca�� ok�adk� podkre�la� tajno�� dokument�w, kt�rych tytu� g�osi� bez ogr�dek: "Infiltracja polityczna w Zjednoczonym Kr�lestwie. Kwarta� bie��cy. Cz�� I, Partia Pracy". Pozosta�e dwie teki zawiera�y: "Cz�� II, Zwi�zki Zawodowe", oraz co�, co okre�lono jako "Cz�� III, Og�lna". Za��czony indeks wymienia� kolejno: pras�, TV, radio, w�adze lokalne, si�y zbrojne, kultur�, r�ne. ROZDZIA� IV Kantyna wygl�da�a niemal tak samo jak dwadzie�cia lat temu, kiedy j� zbudowano. Betonowa pod�oga, �ciany z bry� sprasowanej szlaki, co drugi rok malowane na bia�o. D�ugie drewniane sto�y, starsze pokryte ciemnobr�zowym linoleum, nowsze z blatami z tworzywa i metalowymi kraw�dziami. Drewniane sk�adane krzes�a dla brygadzist�w i daj�ce si� nak�ada� jedne na drugie cylindryczne sto�ki dla pozosta�ych. Metalowe �aluzje na ko�cu sali, gdzie podawano posi�ki, by�y zamkni�te, ale wci�� by�o czu� zapach sma�onej ryby i frytek, kt�ry pozosta� po lunchu. Dwa sto�y zestawiono razem; sta�o za nimi sze�� krzese�. Pozosta�e sto�y przeniesiono w k�t sali, a reszt� krzese� ustawiono z przodu w kilkunastu rz�dach. Joe Langley zastuka� w st� p�askim kluczem do nakr�tek; gwar stopniowo zacz�� opada�. - Dobry wiecz�r, bracia. Wszyscy wiecie, poco�my tutaj dzi� przyszli. Pan Mercer z zarz�du zwi�zku jest tu jako obserwator, a w porz�dku zebrania mamy tylko jedn� spraw� - czy wol� zgromadzonych jest przekszta�cenie nieoficjalnego strajku w oficjalny. Cokolwiek postanowimy, zwi�zek i tak podejmie w�asn� decyzj�. Ale chcieliby wiedzie� podczas obrad, czego ��damy na szczeblu zak�adowym. Gdy Joe Langley przerwa�, aby zebra� my�li, kilka g�os�w z sali zakrzykn�o: - Do�� tego gadania, g�osujmy do cholery! Langley skin�� g�ow� na znak, �e us�ysza� ten komentarz. - B�dziemy g�osowa�, kiedy poznamy fakty, bracia. Tak wi�c wzywam Arthura MacFarlane, by przedstawi� punkt widzenia nieoficjalnego komitetu strajkowego. Jak wszyscy wiecie, jest on przewodnicz�cym komitetu - Langley skin�� w stron� m�odego m�czyzny o ziemistej, szczup�ej twarzy, ubranego w koszul� ze szkockiego pledu w krat�. - Towarzysze - rozpocz�� MacFarlane, celowo przesadnie podkre�laj�c sw�j niew�tpliwy glasgowski akcent. - Towarzysze. Nasz przewodnicz�cy okre�li� strajk jako nieoficjalny. W komentarzu, kt�ry zamie�ci� w miejscowej prasie, opisa� go jako dziki strajk, kt�rego ludzie nie chcieli. Chcia�em wam powiedzie�, �e m�j komitet otrzyma� stuprocentowe poparcie od ludzi z wydzia�u... i to od pierwszego dnia. Sprawa jest jasna. Polityka Partii Pracy jest taka, �e kapitalistyczna bro� zwana bomb� neutronow� nie powinna by� stacjonowana w tym kraju. Jeste�my przekonani, �e produkuje si� u nas odlewy do podwozi wyrzutni tych bomb. Nie b�dziemy bra� udzia�u w wytwarzaniu tych odlew�w. Powiedzieli�my o tym dyrekcji. Dali nam dwa dni... czterdzie�ci osiem godzin na przyst�pienie do pracy, albo zostaniemy zwolnieni. Zwr�cili�my si� do zwi�zku, �eby og�osi� nasz strajk jako oficjalny, ale nie mieli nawet odwagi nam odpowiedzie�. - Wskaza� palcem w stron� rz�d�w m�czyzn. - Czy chcecie bra� udzia� w robieniu broni, kt�ra ma zabija� ludzi, a oszcz�dza� budynki? Oni nie przecz�, �e ta bomba ma do tego s�u�y�. Partia Pracy o�wiadczy�a, �e jest to bro� nikczemna. Rezolucja w tej sprawie przesz�a przygniataj�c� wi�kszo�ci� g�os�w na ostatnich dwu kongresach. Czy macie zamiar post�pi� wbrew tej uchwale tylko po to, �eby zarobi� par� pens�w wi�cej dla tych kapitalistycznych morderc�w, kt�rzy s� lokajami wojskowo-przemys�owej dyktatury ameryka�skiej? Usiad� z dramatycznym gestem, a w�r�d pewnej cz�ci zebranych podni�s� si� ryk aplauzu po��czony z tupaniem nogami i okrzykami: - Precz z bombami, precz z bombami! Kiedy wsta� Joe Langley, ludzie z tej grupy nadal wznosili okrzyki, jednak stopniowo si� uciszyli, gdy pozostali odwr�cili si� w ich stron�. - Bracia - Joe Langley przerwa�. - I m�wi� "bracia", bo "towarzysze" nale�� do innej partii, nawet je�li pr�buj� nas wykiwa� i zw� siebie labourzystami. Po pierwsze, odlewy o kt�rych mowa, robimy tu od o�miu lat. S� one u�ywane w kilkunastu pojazdach wojskowych Armii Brytyjskiej. Dyrekcja zapewni�a mnie, �e o ile jej wiadomo, nie s� one stosowane w podwoziach jakiejkolwiek nowej broni. Po drugie, nie ma czego� takiego, jak bomba neutronowa. To jest pocisk. Pocisk artyleryjski, kt�ry ma by� u�ywany przeciw czo�gom. Armia Radziecka ma na granicach z krajami NATO pi�� razy wi�cej czo�g�w ni� alianci. Te pociski maj� zabija� za�ogi czo�g�w, a nie ludno�� cywiln�. Rosjanie zmontowali niezwykle udan� kampani� przeciwko tej broni, bo mo�e ona zneutralizowa� wielk� ilo�� ich czo�g�w. Armia Czerwona ma SS-20, kt�re s� kilkaset razy bardziej niszczycielskie dla �ycia cywilnej ludno�ci ni� bro� neutronowa. No i oczywi�cie oni te� maj� bro� neutronow�. Tylko po prostu nie przyznaj� si� do tego. Jednak w sumie tutaj u nas w fabryce chodzi jeszcze o co� innego. Bro�, nad kt�r� obradowa� Parlament, kt�ra zosta�a przeg�osowana, jest prawomocn� cz�ci� naszego systemu obronnego. Je�li strajkujemy przeciwko produkowaniu jakich� odlew�w, kt�re mo�e s�, a mo�e nie s� zwi�zane z t� broni�, to pozwalamy sobie na strajk polityczny. Nie musz� wam chyba przypomina�, �e ustawa o przemy�le z 1982 roku nie tylko uznaje taki strajk za nielegalny, ale nak�ada te� na dany zwi�zek zawodowy grzywny, kt�re ca�kowicie poch�on�yby nasze fundusze. Sprawa, kt�r� rozpocz�� brat MacFarlane, i dla kt�rej usi�uje zyska� wasze poparcie, jest nie tylko nielegalna, ale - je�li b�dziemy dalej to ci�gn�� - sparali�uje nasz zwi�zek. Gdy Langley siada�, podnios�y si� okrzyki - brednie, �amistrajk! - a� wsta� jaki� m�czyzna w g��bi sali. - Czy to znaczy, �e brat Langley chce, �eby�my sprzeciwili si� demokratycznie podj�tym uchwa�om Kongres�w Partii Pracy? Langley odpar�, p�stoj�c: - Bracie, by�em delegatem na obu tych kongresach. G�osowa�em przeciwko bombie neutronowej jako przedstawiciel miejscowego komitetu partii. Ale tak si� niestety sk�ada, �e uchwa�y Kongres�w Partii Pracy niekoniecznie s� obowi�zuj�ce dla polityki rz�du, czy te� tej, kt�r� uchwali Parlament. MacFarlane powsta� z twarz� nabieg�� z�o�ci�. - Towarzysze, przyszli�my tu g�osowa�, stawiam wniosek, �eby�my g�osowali! Langley u�miechn�� si� nieznacznie. - Wobec tego przedstaw swoj� rezolucj�. - Proponuj�, �eby niniejsze zebranie za��da�o od zwi�zku og�oszenia strajku jako oficjalnego i podj�cia krok�w w celu nak�onienia innych zwi�zk�w do udzielenia poparcia naszemu stanowisku. Kilka g�os�w zawo�a�o: - Popieramy! Langley, nadal siedz�c, powiedzia�: - To jest rezolucja dwucz�ciowa. Niedopuszczalna na szczeblu zak�adu. Je�liby� si� upiera� przy pierwszej cz�ci, to mo�esz przedstawi� drug� cz�� pod g�osowanie dopiero wtedy, gdy postanie uchwalona pierwsza. Czy o to ci chodzi? MacFarlane znowu wsta�. - Proponuj�, �eby zwi�zek uzna� natychmiast ten strajk za oficjalny! Odezwa�y si� dalsze g�osy popieraj�ce jego wniosek. Gdy ucich�y, Langley powiedzia�: - Zg�aszam poprawk� do tego wniosku. Proponuj�, �eby pozostawi� kierownictwu zwi�zku decyzj�, czy strajk powinien zosta� uznany za oficjalny, czy te� odwo�any. Dw�ch czy trzech starszych m�czyzn powsta�o, aby poprze� t� poprawk�. Sekretarz zebrania wezwa� do podniesienia r�k i poprawka zosta�a uchwalona nieznaczn� wi�kszo�ci� g�os�w. Przedstawiciel zarz�du wsta� i chcia� co� powiedzie�, ale zag�uszono go og�lnym wyciem. Langley nie przerywa�, tego rozgardiaszu przez par� minut, po czym zn�w postuka� kluczem w st� i og�osi� zamkni�cie zebrania. Po powrocie do domu Joe Langley usiad� w swoim fotelu, jedz�c kanapk� z szynk�. Obok na pod�odze postawi� emaliowany kubek z mocn� herbat�. Opowiedzia� �onie o tym, co si� wydarzy�o na zebraniu. - Jak my�lisz, Joe, co zrobi zwi�zek? Wzruszy� ramionami. - Je�li zrobi� z tego oficjalny strajk, to zbankrutuj�. Rz�d tylko czeka na to, �eby m�c pokaza�, �e nie �artuje. Taki ma�y zwi�zek jak nasz, bez �adnego przebicia, to idealny cel. A je�li ka�� przerwa� strajk, to ka�dy dzia�acz z zarz�du mo�e by� pewny, �e jego los jest przes�dzony. Ci boj�wkarze b�d� harowa� jak bobry, �eby ich wygry�� i odebra� im pensje. - To straszne, �e paru ludzi jest w stanie zrobi� co� takiego. - Przyw�dcy zwi�zku powinni byli przeciwstawi� si� im ju� dawno temu. Ka�dy wiedzia�, do czego te chamy s� zdolne. Ale pozwolili im si� panoszy�. Nikt nie pisn�� s�owa. Nikt nie powiedzia�, �e kr�l jest nagi. I partia tak samo. Callaghan pr�bowa� by� drugim Wilsonem... facetem, kt�ry m�g� zjednoczy� parti�... ale nie by� Wilsonem... za�atwili go t� "zim� goryczy"... a kiedy Foot zosta� przewodnicz�cym, to ju� nie by�o komu przewodzi�... powinien by� si� trzyma� pisania ksi��ek. - Czym si� to wszystko sko�czy, Joe? - Jeden Pan B�g wie, kochanie. Ja wci�� sobie powtarzam, �e jeste�my zbyt wra�liwym narodem na to, �eby dalej si� z tym godzi�, chocia�... sam zaczynam mie� w�tpliwo�ci. Ale jedno ci powiem, dziewczyno... ciesz� si�, �e nie mamy dzieci. My�leli�my, �e to tragedia i w pewnym sensie tak by�o. Ale, m�j Bo�e, przynajmniej nie mog� nam ich porwa� jako zak�adnik�w. - Spojrza�a na niego smutnym, zmartwionym wzrokiem. Nigdy jeszcze nie s�ysza�a, by by� tak cyniczny. Joe powiedzia�: - Id� ju� na g�r�. Ja pozamykam, musz� jeszcze zadzwoni�. - Nie sied� d�ugo. - Dobrze. Kiedy zosta� sam, zerkn�� na numer telefonu, kt�ry zapisa� wspak na odwrocie swego prawa jazdy. Wykr�ci� go powoli, sygna� odezwa� si� kilka razy, nim us�ysza� znajomy g�os. Odetchn�� g��boko i powiedzia�: - Tu Joe Langley. Przy��czam si�. Zaparkowali ukradzionego Jaguara w poprzek drogi po po�udniowej stronie Sloane S�uare i gdy kierowca czternastki wysiad�, protestuj�c, z kabiny, Louden uderzy� go w kark pa�k� policyjn�, a reszta zacz�a wyci�ga� pasa�er�w z autobusu. By�o ich czterdziestu, w tym kilku czarnych, lecz g��wnie m�odzi biali. Zebrali si� godzin� przedtem przy terenach krykietowych na Oval i najpierw szaleli po Meadow Road, rzucaj�c kamieniami i ceg�ami w okna, a� w ko�cu natkn�li si� na ci�arowego Jaguara przy Dorset Road i ukradli go z placu budowy. To w�a�nie Martin Louden nam�wi� ich wtedy, by porwa� autobus. Nieraz przewracali i palili autobusy podczas rozruch�w, ale jeszcze nigdy �adnego nie porwali. Louden kaza� Carrowi prowadzi�, a ten wrzuci� pierwszy bieg i skierowa� si� ku King's Road, po drodze taranuj�c Jaguara. Zatrzyma� si� przy Markham Arms i ca�a banda wysypa�a si� z autobusu na ulic�. Wrzeszcz�c i �piewaj�c "You'll never walk alone", rozwalali wystaw� za wystaw� we wszystkich sklepach a� do Sloane S�uare, wyrzucaj�c towary na ulic� i rabuj�c wszystko, co im si� spodoba�o i da�o si� unie��. Martin Louden sta� i tylko si� im przygl�da�; jego samego rabunek nie interesowa�. Gdy wracali w rozsypce do autobusu, rzuci� has�o, �eby pojecha� za rzek�, a� do Croydon i da� tym "wypicowanym sukinsynom" przedsmak tego, co ich czeka. Zanim wszyscy znale�li si� zn�w w autobusie, wpad� na nowy pomys�. Pracowa� kiedy� w ekipie, kt�ra naprawia�a drogi. W�adze lokalne w Croydon, gdzie mieli kontrakt, zatrudni�y ich w osiedlu o nazwie Sanderstead. By�o to osiedle sk�adaj�ce si� z ulic zabudowanych wy��cznie wymuskanymi domkami klasy �redniej, z szeregiem sklep�w na szczycie wzg�rza. Ca�e to miejsce by�o tak dr�twe, �e istnia�o nawet jakie� lokalne prawo zakazuj�ce prowadzenia knajp i w ca�ym Sanderstead nie by�o faktycznie nawet jednego pubu. Dwie godziny p�niej sta� na szczycie Sanderstead Hill i patrzy� napi�ty i podekscytowany na p�on�ce domy i biegaj�cych z krzykiem we wszystkie strony ludzi, pobitych i poturbowanych przez jego rozw�cieczon� band�. Samochodami mieszka�c�w zablokowali drog� wozom stra�ackim i ogie� rozprzestrzenia� si� gwa�townie. Widzia�, jak Harper zastrzeli� z karabinu jakiego� m�czyzn� w pi�amie. Kilka dalszych strza��w rozleg�o si� w dole wzg�rza. Potem wr�ci� do miejsca, gdzie zostawili autobus; czterech czy pi�ciu jego ludzi u�ywa�o tu sobie po kolei z m�od�, �adn� blondynk�. Mimo krwi, kt�ra ciek�a jej z nosa wida� by�o, �e jest naprawd� �adna. Zrezygnowa�a ju� z walki i przesta�a krzycze�. Da� im jeszcze dwadzie�cia minut i dmuchn�� w gwizdek. Pojechali z powrotem do Londynu, porzuc