2706
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2706 |
Rozszerzenie: |
2706 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2706 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2706 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2706 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
TED ALLBEURY
Wszystkie nasze jutra
T� ksi��k� dedykuj� Alewyn Birck
Niewielu ludzi potrafi odczuwa� szcz�cie, je�li nie mog� jednocze�nie
nienawidzi� jakiej� innej osoby, narodu lub wiary.
B. Russel
Brytyjscy komuni�ci powinni, je�li to konieczne, uciec si� do wszelkich
mo�liwych wybieg�w, sztuczek, intryg, zatajania prawdy i �rodk�w nielegalnych,
by przenikn�� do zwi�zk�w zawodowych i w nich pozosta�. Powinni nauczy� si�
wspiera� swymi g�osami przyw�dc�w Labour Party tak jak sznur wspiera wisielca.
Lenin
ROZDZIA� I
D�uga ostroga wi�z�w bieg�a zboczem ��ki, rozci�gaj�c si� od po�udniowo-
wschodniego kra�ca lasu niemal a� do mostu prowadz�cego do farmy. Blado��te
s�o�ce wczesnego marcowego poranka rzuca�o d�ugie cienie przed stadem, kt�re
powoli przechodzi�o mostem na ��k� po drugiej stronie rzeczki. Traw� pokrywa�a
siwa warstwa szronu i w mro�nym powietrzu parowa�y oddechy dw�ch p�dz�cych stado
m�czyzn.
Dwaj Niemcy stoj�cy przy skraju lasu naci�gn�li na twarze we�niane szaliki.
Obserwowali poruszenia kr�w i parobk�w. Gdy zwierz�ta zbli�y�y si� do kraw�dzi
lasu, wy�szy z pasterzy wyprzedzi� czo�o stada. Po pi�ciu minutach by� ju� w
lesie, posuwaj�c si� zgodnie ze znakami namalowanymi bia�� farb� na pniach
drzew.
Gdy dotar� do Niemc�w powiedzia�:
- Dobry dien'.
Wy�szy z nich wyci�gn�� r�k�.
- 'Tag.
Godzin� p�niej znajdowali si� ju� w du�ym domu na przedmie�ciach Brunszwiku.
S�u�y� on jako skrzynka kontaktowa BFV, wywiadu zachodnioniemieckiego. Po
dalszych pi�ciu godzinach, gdy m�czyzna wyk�pa� si� i zacz�� sk�ada� raport,
jeden ze s�uchaj�cych go wyszed� z pokoju i zadzwoni� pod zastrze�ony numer w
Bonn.
Przed wieczorem ju� sze�ciu m�czyzn wypytywa�o przybysza. Nie agresywnie, ale
dok�adnie, wr�cz drobiazgowo. Cechowa�a ich spokojna pewno�� ludzi wiedz�cych,
�e ich czas i wysi�ek nie b�dzie zmarnowany.
Cz�owiek, kt�rego badali, by� majorem KGB, oficerem ��cznikowym pomi�dzy KGB i
radzieckim wywiadem wojskowym - GRU. Skontaktowa� si� z nimi cztery miesi�ce
wcze�niej. Teraz by� ju� po wszystkich badaniach sprawdzaj�cych mo�liwo��
ewentualnej zdrady. Ustalono jego motywacje, zakres posiadanych informacji,
pytano, jakiego ��da wynagrodzenia. Niezbyt ch�tnie w�wczas ujawnia�, czym si�
kieruje, i nie posun�� si� poza stwierdzenie, �e to, co chce powiedzie�, ma
niezwyk�� wag�.
Oczywi�cie wiedzieli ju� o nim co nieco i mieli �wiadomo��, �e je�li tylko
zechce, mo�e rzeczywi�cie dostarczy� informacji o wielkiej wadze. Je�liby jednak
uzyska� ich akceptacj� zbyt tanim kosztem, ryzykowali wiele. M�g� by� wtyczk�
KGB. M�g� okaza� si� p�otk�, usi�uj�c� zdoby� mieszkanie i pensj� w zamian za
rutynowe materia�y, a takich mieli ju� z p� tuzina. By�o w nim jednak co�, co w
ko�cu sk�oni�o ich do podj�cia tego ryzyka. Przej�li go 5 mil na po�udnie od
Helmsted.
Sekcja fotograficzna powi�kszy�a ju� mikrofilm, kt�ry Rosjanin przeni�s� ukryty
w g�rnej, sztucznej szcz�ce. Sama tylko zawarto�� mikrofilmu usprawiedliwia�a
ich decyzj�. Ale to by� dopiero pocz�tek. Rozmawia� z nimi teraz otwarcie,
odpowiada� na wszystkie pytania, a jego motywy sta�y si� jasne. Po prostu ba�
si� tego, co mia�o si� sta�. Oni zreszt� te� si� bali. Scenariusz, jaki
przedstawi�, znali od dawna. Jednak nigdy nic podobnego si� nie dzia�o i
stopniowo stawa� si� on coraz mniej prawdopodobny.
Jeden z przes�uchuj�cych wr�ci� noc� do Bonn. Drugi wieczornym samolotem
polecia� do Berlina. W Tegel czeka�a na niego dziewczyna, Francuzka. Wypili
razem kaw� w restauracji na lotnisku. Zwyk��, br�zow� kopert� zwin�� tak, �eby
mie�ci�a si� do jej torebki. Nie mia�a poj�cia, jakie informacje zawiera ta
koperta; w po�udnie nast�pnego dnia przekaza�a j� pewnemu m�czy�nie w
mieszkaniu nad sklepem rybnym przy rue Monge w Pary�u.
Fakty, o kt�rych poinformowa� Niemc�w zbieg�y oficer, ich wzajemne usytuowanie w
czasie prawdopodobnie pozwoli�yby si�om NATO lub ONZ zapobiec przeistoczeniu si�
agresywnego planu w krwaw� rzeczywisto��. Zamiast tego sta�y si� jednak
katalizatorem, kt�ry po��czy� si� ze stuleciami rywalizacji i nienawi�ci mi�dzy
Angli� i Francj�. Si�ga�y one od czas�w bitwy pod Agincourt, poprzez rok 1066,
a� do dzisiejszych sprzeczek farmer�w o jab�ka Golden Delicious, czy import
kurcz�t i indyk�w. To odwieczne, podszyte nienawi�ci� wsp�zawodnictwo pos�u�y�o
za wym�wk� s�abemu, lecz bezwzgl�dnemu i ambitnemu politykowi, kt�ry zamieni�
potencjalnie gro�ny incydent w nieuniknion� katastrof�. Katastrof�, kt�ra mia�a
wp�yn�� na �ycie milion�w ludzi.
ROZDZIA� II
Pu�kownik Harry Andrews skin�� szorstko g�ow�, dzi�kuj�c sier�antowi, kt�ry
postawi� przed nim na stole drinka. Gdy sko�czy� powolne kartkowanie program�w
telewizyjnych w "Radio-Timesie" i "TV-Timesie", rzuci� oba pisma na siedzenie
najbli�szego fotela. Si�gn�� po szklank�, przytrzyma� j� pod �wiat�o, a potem
ostro�nie upi� �yk napoju. Jak dot�d zauwa�y� tylko dwa niebezpieczne punkty.
Pu�kownik Andrews sprawdza� zapowiedzi teatru telewizji, gdy tylko zanosi�o si�
na to, �e sp�dzi wi�kszo�� tygodnia w domu. Nie interesowa�y go sztuki - wprost
przeciwnie. Nienawidzi� teatru, czy to na scenie, czy w �yciu. Ta nienawi��
obejmowa�a dramaturg�w, aktor�w, a w szczeg�lno�ci aktorki, a tak�e wszystkich
tych pieczeniarzy, kt�rzy na teatrze - wszystko jedno w jakiej postaci -
zarabiali pieni�dze. Za� najbardziej ze wszystkiego nienawidzi� swej �ony. Nie
mia�a ona �adnych powi�za� ze scen�; jednak wp�yw, jaki teatr na ni� wywiera�,
by� w�a�nie przyczyn� tej nienawi�ci.
Niedzielny film na kanale BBC-1 opowiada� o stopniowym upadku pi�knej niegdy�
kobiety, gwiazdy Hollywoodu, kt�r� opu�cili wszyscy przyjaciele, m�� i
kochankowie, gdy w ko�cu roztrwoni�a maj�tek, a jej pi�kne cia�o przesta�o
budzi� po��danie. Przez pi�� dni Paula b�dzie odgrywa�a w domu t� rol� i �zy
b�d� pojawia� si� w jej oczach, gdy tylko zacznie powtarza� banalne, pe�ne
wyrzutu kwestie z filmu. Paula Andrews natychmiast uto�samia�a si� z ka�d�
zgn�bion�, bole�nie do�wiadczon� kobiet�, pocz�wszy od Delilah, a sko�czywszy na
sponiewieranych �onach Evina Pizzeya. Nie ka�dy, kto maj�c 17 lat jest tak
pi�kny, �e a� dech zapiera, musi w ko�cu wpada� w ci�k� nerwic�, ale je�li chce
si� na nerwicy budowa� karier�, to na pewno bycie tak pi�knym mo�e w tym
dopom�c. A je�li jeszcze uroda ��czy si� z wrodzonym talentem aktorskim i �yw�,
cho� wyko�lawion� wyobra�ni� z rodzaju takich, na jakich bazuj� wszyscy
psychopatyczni k�amcy - w�wczas kto� taki potrafi nie�le si� bawi�, zmieniaj�c
�ycie swych najbli�szych i najdro�szych w istne piek�o.
Wiedzia�, �e b�dzie odgrywa�a upad�� gwiazd� tylko przez pi�� dni, bo ju� w
pi�tek zobaczy Laureen Bascal i Humphrey'a Bogarta w "To Have and Have Not". W
dziesi�� minut zmieni si� w dowcipkuj�c�, �wiatow� kobiet�, niewprawnie
popalaj�c� papierosa i z pod wp� przymkni�tych powiek posy�aj�c� mu spojrzenia
pe�ne pogardy dla jego s�abo�ci. A mo�e to by�a raczej Bette Davis w
"Scapegoot"?
Harry Andrews traktowa� czytanie "Radio-Timesa" tak jak kt�ra� z jego grup
specjalnych SAS traktowa�aby rutynowe rozpoznanie. Jak mawiano w wojsku - "Czas
sp�dzony na rozpoznaniu nigdy nie idzie na marne", albo "W por� ostrze�ony, w
por� uzbrojony" i temu podobne.
Pu�kownik z �atwo�ci� dawa� sobie rad� z mani� �ony. Mia� z tym do czynienia od
15 lat, a pu�kownikiem SAS nie zosta�by nikt, kto bawi si� w drobiazgi. Dawno
ju� wyczerpa� spis tego, co by� w stanie zrobi�, �eby uczyni� zno�niejszym stan
Pauli i swoj� sytuacj�. By� u kilku internist�w, u czterech psychiatr�w,
pr�bowa� intensywnego seksu, paternalizmu, a� w ko�cu doszed� do wniosku, �e
najlepiej b�dzie po prostu nie zwraca� na to uwagi. Obserwowa�, jak psychiatrzy
i inni specjali�ci pr�buj� najr�niejszych terapii. Nigdy nie przyznawali si� do
pora�ki. Ale zawsze przegrywali. Ona po prostu mia�a psychopatyczn� osobowo��;
zawsze b�dzie k�ama�, zawsze b�dzie nieobliczalna, a jej przeprosiny i skrucha
nieodmiennie b�d� fa�szywe. To jemu tak powiedzieli, nie jej. By�a zbyt pi�kna
na to, by jej u�wiadamia� wszystkie te paskudne fakty. A gdy ju� j� skre�lili z
listy, mogli zacz�� pakowa� si� do jej ��ka. Nie wymaga�o to wielkiego zachodu.
Doskonale wiedzia�a, co o niej s�dz� i pozwala�a im spa� ze sob�, bo w ten
spos�b zawsze i tak by�a g�r�.
Andrews przeszed� z powrotem do swego biura na starej plebanii, otworzy� drzwi i
wybra� jeden z kluczy na k�ku, zanim usiad� przy metalowym biurku.
Tego, wczesnowiosennego sobotniego popo�udnia tylko ludzie ze s�u�by
wartowniczej byli na miejscu. Wi�kszo�� gra�a w krykieta lub kibicowa�a w
pobliskim Tunbridge Wells. Harry Andrews grywa� w Niebieskich i by� kiedy� w
reprezentacji jednego z mniejszych hrabstw. Od kiedy jednak awansowa� na
kapitana, sport i inne rozrywki sta�y si� dla niego ju� tylko zaj�ciami dobrymi
dla �o�nierzy, kt�rzy inaczej nudzili si� i ze sw� niewy�yt� energi� stawali si�
utrapieniem ludno�ci i policji.
Andrews kocha� ich wszystkich jak syn�w. Ale by� osch�ym, srogim ojcem,
wymagaj�cym, by pod spojrzeniem jego jasnobr�zowych oczu s�owa stawa�y si�
zb�dne.
Otworzy� g�rn� szuflad� z prawej strony biurka i wyj�� dwa segregatory. Grubszy
mia� nalepk�: "Zbiorczy Raport Komisji Wywiadu 1980-1984"; na cie�szym widnia�
odr�cznie napisany tytu�: "Cromwell - Analiza Przebiegu Krytycznego". Otworzy�
grubsze akta i wolno przeczyta� ostatni raport miesi�czny ze stycznia 1984 roku.
Dwadzie�cia minut p�niej, wci�� czytaj�c i nie podnosz�c g�owy, si�gn�� do
telefonu i poprosi� oficera s�u�bowego o po��czenie z numerem w Edynburgu.
Mimo czystego, niebieskiego nieba zbocze wzg�rza przypr�szone by�o cienk�
warstw� �niegu, a tam, gdzie wiatr nawia� go pod wystaj�ce kamienie, tworzy�y
si� ma�e zaspy. Chuda, czarno-bia�a suka collie przypad�a do ziemi, pilnuj�c
owiec. Posuwa�a si� naprz�d cal po calu, �eby je zatrzyma� przed p�ytkim
strumieniem. Ostro�na i opanowana, nie chcia�a sp�oszy� stada, w kt�rym - jak
zwykle w ostatnim tygodniu lutego, po Guy Fawkes Day - znajdowa�y si� barany. W
oborze by�y teraz tylko te owce, kt�re si� okoci�y; reszt� zostawi� na
wzg�rzach. To �nieg spowodowa�, �e sta� si� ostro�niejszy i postanowi� zap�dzi�
je bli�ej zabudowa� farmy. By�y to g��wnie ma�e, odporne Welsh Mountainery, ale
blisko 30 z nich dla polepszenia runa pokryto baranem Swaledale. Mia�y
niebieskie �aty na zadach, zamiast jak zwykle czerwonych, i wygl�da�y masywniej
od innych z powodu ci��y.
Kiedy licz�ce ponad 300 sztuk stado sp�yn�o w dolin�, spojrza� w stron� g�ry.
Nad szczytem zawis� w powietrzu myszo��w, wypatruj�cy nowonarodzonych jagni�t.
Za ostatni� lini� drzew, w zachodz�cym s�o�cu czerwienia�a powierzchnia ska�.
M�czyzna, kt�ry nazywa� si� Glyn Thomas i by� tyle� poet�, co farmerem,
u�miechn�� si� do siebie. Zda� sobie bowiem spraw�, �e jego umys� w po�owie
tylko podziwia pi�kno wzg�rz, w po�owie za� przelicza wyniki hodowli, kt�re nie
by�y szczeg�lnie dobre, cho� do przyj�cia. Przy przeci�tnej 1,5 nadal
zawdzi�cza� wiele dotacjom z HFS.
Patrz�c, w d�, u st�p wzg�rza dojrza� dym z kamiennego komina, wznosz�cy si�
pionow� spiral�, dop�ki nie rozwia� go wiatr. Dom by� d�ugi i w�ski. Kamienny, z
�upkowym dachem, pochodzi� z 1820 roku. Stodo�� w kszta�cie litery L zbudowano
par� lat p�niej. Drug�, wi�ksz� stodo�� i stajnie dobudowa� jego ojciec, za�
ma�a dojarnia na 25 fryzyjek mia�a zaledwie pi�� lat. Wszystko to by�o
eksperymentem, kt�ry jeszcze nie dowi�d� swej warto�ci. Raz tylko, dzi�ki
�agodnej zimie, osi�gn�� niez�y zysk; w pozosta�ych latach ledwie wychodzi� na
zero. Jego rodzina od czterech pokole� gospodarowa�a w�r�d tych wzg�rz i dolin.
Wygl�da�o jednak na to, �e on b�dzie ostatni. Meg mia�a ju� 34 lata. Ginekolog z
Cardiff, gdy ich ju� przebada�, m�g� tylko poradzi� z u�miechem, by pr�bowali
nadal, gdy� teoretycznie ca�a maszyneria funkcjonowa�a prawid�owo u obojga. Glyn
Thomas u�miechn�� si�, gdy echo s��w powtarzanych cz�stokro� przez ojca zn�w
odbi�o si� w jego my�lach: - "A mo�e to dobry B�g zsy�a ci w ten spos�b jaki�
znak?"
Joe Langley przygl�da� si� ich pracy, podczas gdy pot�ny czerpak ko�ysa� si� na
�a�cuchach. Dostrzeg� przyp�yw piany, kiedy czerpak przechyli� si�, by nape�ni�
dwa mniejsze pojemniki. Dwaj ludzie podeszli do linii form odlewniczych i gdy
przesuwali, si� nalewaj�c, od jednej do drugiej, poczu� znajomy zapach nafty i
piasku. Zaczeka�, a� nape�ni� naczynia ponownie i zalej� kolejne formy. Gdy
wszystkie by�y ju� pe�ne i paruj�ce, podszed� do obu formierzy i m�odego
robotnika.
- Jak d�ugo tu pracujesz, ch�opcze?
- To m�j trzeci tydzie�, panie Langley. Langley wskaza� na grabie w jego r�ku.
- Czy kto� ci pokaza�, co si� z tym robi?
- Tak, prosz� pana.
- No to czemu ich nie u�ywasz, co? Przepuszczasz �u�el do pierwszego czerpaka.
To znaczy, �e dwa pierwsze odlewy id� na z�om. Obni�asz sobie stawk� akordow� i
marnujesz pieni�dze firmy.
Ch�opak sta� milcz�c, zak�opotany. Langley spogl�da� na niego chwil�, a potem
skin�� g�ow� i wyszed�.
W drewnianym baraku, kt�ry by� jego biurem, rzuci� plik wydruk�w komputerowych
na stolik i usiad� przy biurku. Komputer podawa� w�a�nie ilo�ci z�omu z
ostatniej godziny, rozpisane na dzia�y i brygady. Gdyby chcia� co� zrobi� z
ka�d� wykazan� usterk�, to powinni w�a�ciwie zamkn�� produkcj� od razu.
Wyposa�enie mieli przestarza�e, ale jaki� facet w ministerstwie uzna�, �e ich
praca jest niezb�dna. Robili cz�ci zamienne do czo�g�w, kt�re ju� dawno
wycofano z produkcji. Ale byli przydatni w statystykach, kt�rymi ministerstwo
obrany usprawiedliwia�o swoje wydatki na Tridenty i Matadory. Chocia� inne
pa�stwa NATO i tak nie by�y nimi zachwycone. Zosta�y tylko cztery grupy
szybkiego uderzenia w Niemczech. Pi�tna�cie tysi�cy ludzi. A Tridenty b�d� w
pe�ni operatywne dopiero za trzy lata.
Telefon zadzwoni� w chwili, gdy po niego si�ga�. Portier dawa� mu zna�, �e
przyszed� brygadzista z nocnej zmiany, wi�c mo�e ju� odbi� kart� i i�� do domu.
Maj�c 48 lat Joe Langley by� kr�pym, barczystym m�czyzn�, kt�ry od wyj�cia z
wojska ca�y czas pracowa� w odlewniach �elaza i stali. Mimo szkodliwych warunk�w
pracy by� tak zdrowy i �ywotny jak wtedy, gdy j� zaczyna�. Nie gra� ju� w pi�k�
w fabrycznym klubie, ale by� cenionym off-spinnerem w lokalnym klubie
krykietowym w Aston. Urodzony w rodzinie katolickiej, wcze�nie porzuci� wiar�
pod wp�ywem wstr�tu, jaki odczuwa� po rozruchach w Belfa�cie. Brakowa�o mu
�piew�w i teatralnej strony ceremonii ko�cielnych, ale najbardziej t�skni� za
poczuciem ukojenia, jakie dawa�o przypisywanie ca�ego z�a �wiata bezgranicznej
m�dro�ci niewidzialnego Boga. Maj�c silne pragnienie przynale�no�ci, przez
kr�tki czas rozwa�a� zalety Kwakr�w, Armii Zbawienia i Ko�cio�a Kongregacyjnego,
a� w ko�cu zdecydowa�, �e mimo ca�ej tego uci��liwo�ci b�dzie szed� przez �ycie
samodzielnie. W rzeczywisto�ci, nie zdaj�c sobie z tego nawet sprawy, znalaz�
jednak w ko�cu sw� religi�: Zjednoczony Zwi�zek Zawodowy Przemys�u
Mechanicznego, Sekcja Odlewnik�w. A jeszcze wcze�niej Pu�k SAS, Druga Eskadra.
By�o to biuro w starym stylu, z mahoniow� boazeri� i du�� bibliotek� z orzecha
w�oskiego w g��bi, za zabytkowym, podw�jnym biurkiem. Pomimo wysokich okien,
ci�kie zas�ony nie dopuszcza�y zbyt wiele �wiat�a. Ca�o�� pokoju �wiadczy�a o
pokoleniach nieprzerwanego powodzenia. Na zewn�trz, w poczekalni wisia�y
tradycyjne portrety by�ych s�dzi�w S�du Najwy�szego, ale obrazy w samym biurze
przedstawia�y szkockie pejza�e. Nie stworzy� ich �aden wielki artysta, lecz
wszystkie by�y wi�cej ni� poprawne.
M�czyzna siedz�cy przy biurku, mniej wi�cej trzydziestopi�cioletni mia� na
sobie trafnie dobrany jasnoszary garnitur. Akuratno�� by�a jego cech�
szczeg�ln�. Mia� regularne rysy i proporcjonaln� budow� cia�a. Gdy s�u�y� w
wojsku, gra� w rugby w reprezentacji Szkocji. Przystojny, szczup�y, podbija�
serca kobiet, gdy sta� na obronie oczekuj�c spokojnie, a� napastnicy przeciwnika
przejd� z pi�k� do natarcia.
Wsta�, gdy jeden z urz�dnik�w zapuka� do drzwi, i otworzy� je, by wpu�ci�
wysokiego, pos�pnego, starszego m�czyzn�. U�cisn�� ko�cist� d�o� swego klienta:
- Bardzo przepraszam, �e musia� si� pan fatygowa� do mnie, sir, ale ten dokument
musi by� podpisany w moim biurze. Prawo tego wymaga, zreszt� nie ca�kiem
bezpodstawnie.
- A jakie� jest tego uzasadnienie, je�li wolno spyta�?
- Zechce pan usi���, sir - wr�ci� za biurko, podczas gdy starzec zajmowa�
wygodne miejsce. - Pierwotnie chodzi�o o to, �eby zapobiec wykorzystywaniu przez
beneficjant�w czyjej� choroby, czy podesz�ego wieku. P�niej wprowadzono pewne
zmiany, tak aby sami prawnicy r�wnie� pami�tali o ci���cej na nich
odpowiedzialno�ci.
Starzec wyszczerzy� swe ��te z�by w u�miechu. - No wi�c i ty pami�taj, Jamie
Boyle. A jak�e si� miewa ten tw�j wiecznie zapracowany ojciec?
- Siedzi w Westminsterze i wci�� wa�kuje spraw� niepodleg�o�ci Szkocji.
- A twoja pi�kna �ona?
- Akurat teraz odpoczywa. Dopiero co wr�cili z tournee po Skandynawii i wszyscy
s� wyko�czeni. Przysi�ga, �e nie chce ju� widzie� baletek na oczy.
- Wiesz, �e nigdy nie interesowa� mnie balet, dop�ki twoi rodzice nie zabrali
mnie na jej wyst�p zaraz po twoim �lubie. Zawsze kocha�em muzyk�, no i podoba�y
mi si� te wszystkie �liczne ty�eczki, ale nic poza tym. Ale twoja Jeanie... z
pocz�tku my�la�em, �e trzyma si� jakich� drut�w, czy co. Nadal zreszt�
podejrzewam, �e to jakie� mechaniczne sztuczki. Wydaje si�, fruwa w powietrzu,
nim zechce wyl�dowa�. M�wi� ci, sta�em si� fanem, zawsze chodz� po kilka razy,
gdy maj� tu wyst�p i ona ta�czy.
Jamie Boyle u�miechn�� si�.
- Powiem jej o tym, jest �asa na pochwa�y - podni�s� dwie kartki spi�te razem i
poda� je przez biurko. - Musi pan to najpierw przeczyta�, sir.
- Sam to zredagowa�e�?
- Co do s�owa.
- W takim razie nie musz� czyta�.
- Chc�, �eby pan to zrobi�; to te� cz�� tej mojej odpowiedzialno�ci.
Starzec odchrz�kn��, wyci�gn�� okulary z g�rnej kieszeni i podni�s� papiery.
Przeczyta� je dwukrotnie, po czym si�gn�� do kieszeni po staromodne pi�ro
kulkowe. Gdy ju� podpisa� w po�owie drugiej strony, odchyli� si� w krze�le do
ty�u, zdj�� okulary i wsun�� je razem z pi�rem z powrotem do kieszeni. Przez
chwil� siedzia� w milczeniu. W ko�cu rzek� z westchnieniem:
- C� to za �mieszny �wiat, Jamie. Siedz� tu i ustalam, jak rozdysponowa� to, co
zgromadzi�em przez ca�e moje �ycie. Ale kiedy tu szed�em z klubu, zastanawia�em
si� nad czym� innym, co mnie ostatnio martwi.
- Co ma pan na my�li, sir?
- Mam uczucie, jakby �wiat, kt�ry znam, mia� ju� dobiec kresu. Nie wtedy, gdy ja
umr�, ale na d�ugo przedtem. By� mo�e nigdy naprawd� nie przyszli�my do siebie
po drugiej wojnie. Ale czemu my? Czemu tylko my?
Niemcy, Francuzi, nawet W�osi, wszyscy jako� id� do przodu. Natomiast my stajemy
si� powoli europejsk� koloni� tr�dowatych. Ca�a ta gadanina o tym, �e wycofamy
si� z EWG i NATO, to ju� dla nich �adna gro�ba. Oni chc�, �eby�my si� wycofali.
Maj� nas do��. Tylko im zawadzamy. Finansowo, gospodarczo, militarnie jeste�my
im tylko ci�arem. I to w dodatku ci�arem zrz�dz�cym i k��tliwym. Jak my�my
mogli doj�� do czego� takiego?
Boyle popatrzy� chwil� na starca i wzruszy� ramionami.
- Zostawili�my sprawy samym sobie. Puszczamy p�azem przest�pstwa. Pozwalamy
panoszy� si� bandytom. To, co by�o kiedy� nie do wiary, sta�o si� norm�.
Rozruchy, grabie�e, chuliga�stwo - wszystko�my usprawiedliwiali jako wynik
rasizmu, jako dopuszczaln� reakcj� na wykonywanie przez policj� jej prawnych
obowi�zk�w. Nikomu si� to nie podoba�o, nikt tego nie chcia�. Ale nikomu nie
chcia�o si� nic zrobi� w tej sprawie. Twierdzono, �e je�li si� poddamy ch�ci
zemsty, to b�dzie to krok wstecz. �aden czas nie by� odpowiedni na podj�cie
jakiego� dzia�ania. No wi�c op�aca�o si� by� bandyt�.
- Kto twierdzi�?
- Pan, ja, politycy, my wszyscy. Boimy si� etykietki faszysty czy reakcjonisty.
To tak mi�o by� �agodnym. I lubianym. No i zyskuje si� g�osy. Bandyci i
boj�wkarze to najbardziej wojowniczy wyborcy, wi�c stali�my si� rzecznikami
tolerancji i rehabilitacji, zamiast sprawiedliwie kara�.
- Czy to tylko przez to?
- Mniej wi�cej. Stali�my si� moralnymi tch�rzami i teraz musimy udawa�, �e tak
jest dobrze. Ojciec m�wi� mi, �e rz�dy Australii i Kanady maj� zamiar zakaza�
wst�pu imigrantom z Brytanii. B�d� odmawia� nie tylko bandytom, ich ofiarom
r�wnie�. Powiadaj�, �e nie chc� importowa� duchowego upadku i braku energii
angielskiej middle-class. Nie cenili�my tego, co�my mieli. A teraz wszystko
przepad�o. Wolno��, tolerancja, demokracja... pozbyli�my si� wszystkiego.
- I nikt nic nie zrobi, �eby to powstrzyma�?
- Jest ju� za p�no, panie MacKay. Jest za p�no. Mo�emy tylko stawi� czo�a
temu, co si� stanie, gdy si� to stanie.
- A co ma si� sta�, Jamie? - zapyta� cicho MacKay. Boyle otworzy� usta, by
odpowiedzie�, zawaha� si� i zamkn�� je z powrotem. Nie by�o sensu straszy�
starego cz�owieka jeszcze bardziej. Zn�w wzruszy� ramionami.
- Mo�e nic si� nie stanie. Mo�e si� wszystko jako� u�o�y.
Starzec wsta� niepewnie, wspieraj�c si� r�k� o biurko, by odzyska� r�wnowag�.
Westchn�� ci�ko i wyszed� bez s�owa, ledwie machn�wszy d�oni� w stron� m�odego
m�czyzny za biurkiem.
Wysoki, niezgrabny m�ody cz�owiek pochyli� si�, oparty �okciami o lad� i
obserwowa� Hindusa sprawdzaj�cego faktury.
- Oni ci� za�atwi�, Sanji. Hindus spojrza� na ch�opaka.
- Czemu mieliby to zrobi�, Freddie? - Dlatego, �e jeste� Paki. W�a�nie dlatego.
- Jestem Hindusem, Freddie, a nie Pakista�czykiem.
- No, ale to to samo, nie?
- Je�li by� Anglikiem to to samo co by� Niemcem, to zgoda. Przecie� to dwa r�ne
kraje, dwa r�ne narody. Nie maj� ze sob� nic wsp�lnego. Tak naprawd�, to w tej
chwili s� w�a�ciwie wrogami.
- Ale wszyscy jeste�cie czarni.
- Jeste�my Azjatami, je�li to mia�e� na my�li.
- Zak�adasz okiennice na sklep w sobot� na noc?
- Codziennie to robi�, Freddie.
- M�wi�, �e jeste� szefem.
- Szefem czego?
- Ruchu oporu.
- Oporu? Przeciwko komu?
- Przeciwko skinom. I NF, i Bia�ym,
- Dlaczego mi to wszystko m�wisz?
- Bo ci� lubi�, Sanji. Nie chc�, �eby ci� pobili.
- Nie pobij� mnie, Freddie. Ja si� ich nie boj�. Ju� teraz wiemy, jak ich
traktowa�.
- Przyjad� z ca�ej okolicy. Wynaj�li autokary. Sanjiva Singh u�miechn�� si�.
- Rozczaruj� si�, Freddie.
- Jak to, Sanji?
- Przeczytasz sobie w niedzielnych gazetach.
- M�j stary m�wi, �e jeste� szefem wszystkich tutejszych czarnych.
- B�d� ju� zamyka�, Freddie. Chcesz mi pom�c?
- A jak si� ma Indi?
- �wietnie.
- Pu�cisz j� kiedy� ze mn� do kina?
- Ona woli indyjskie filmy, Freddie.
- Okey, p�jdziemy na jaki� indyjski.
- Freddie, tam m�wi� tylko w hindi, nawet nie ma napis�w.
- Mnie to nie przeszkadza, Sanji.
Hindus zerkn�� na nieruchawego ch�opaka, spojrzenie jego ciemnobr�zowych oczu
nie pozbawione by�o sympatii.
- Kiedy� o tym pogadamy, ty i ja. Wyja�ni� ci par� spraw.
- Nie chcesz, �eby chodzi�a z bia�ymi facetami, tak?
- To nie ca�kiem tak. Powiedzia�em ci... kiedy� pogadamy. Ch�opak ruszy� do
drzwi, wyci�gaj�c palec w stron� Hindusa.
- Jakby� potrzebowa� pomocy w czasie weekendu, to po�lij po mnie, Sanji.
Pami�taj.
Hindus skin�� g�ow�.
- B�d� pami�ta�, Freddie. Dobry z ciebie ch�opak. Trzymaj si�.
Sanjiva Singh za�o�y� okiennice na okna, zamkn�� sklep zamek i zasuw� i w��czy�
system alarmowy. Potem przeszed� ma�ego magazynu za sklepem. Skin�� na powitanie
czterem m�czyznom, kt�rzy czekali tu w milczeniu. Ruszyli za nim przez
korytarz, a potem schodami na g�r� do pokoju na pierwszym pi�trze.
Wisia�y tu na �cianach dok�adne plany tych dzielnic Londynu, w kt�rych du�y
procent mieszka�c�w stanowili Azjaci. Przy d�ug stole siedzia� m�ody Sikh i nie
zdejmuj�c turbanu, mimo �e mia� uszach s�uchawki, obs�ugiwa� aparatur� nadawczo-
odbiorcz� typu Yaesu FT-1012D, do kt�rej pod��czono magnetofon kasetowy.
Czerwone cyferki skanera migota�y na cz�stotliwo�ciach kontrolowanych przez
Bearcat 200.
Czterej m�czy�ni usiedli na koz�ach wok� sto�u stoj�cego �rodku pokoju, a
Sanjiva Singh zaj�� miejsce u jego szczytu. Wszyscy znali hindi, dw�ch z nich
zna�o te� gujarati, ale podczas zebra u�ywali angielskiego. Szczup�y m�czyzna
siedz�cy obok Singha zapyta�:
- Czy on ci grozi�, Sanjiva?
- Nie. Przeciwnie, chcia� mnie ostrzec i proponowa� ochroni� - Sanjiva
u�miechn�� si�. - Czuje mi�t� do mojej c�rki. Indiry. Chcia� zrobi� dobre
wra�enie - uni�s� brwi. - No, do pracy przyjaciele. Mamy du�o roboty.
Starszy cz�owiek z brod� spyta� cicho:
- Czy wysz�o co� z tego, Sanjiva, - czy co� z tego wysz�o?
Singh u�miechn�� si� i skin�� g�ow�.
- Tylko od zesz�ej �rody mamy ju� trzydzie�ci nowych �r�de� informacji. I to
prosto od krowy - u�miechn�� si�, s�ysz�c si� angielski slang i ci�gn�� dalej. -
Kosztowa�o nas to kolejne dwadzie�cia pi�� tysi�cy funt�w, ale op�aci�o si� i
oszcz�dzi nam dziesi�� albo dwadzie�cia razy wi�cej. Oszcz�dzi nam te� krwi i
upokorzenia. Dwana�cie telefon�w jest stale na pods�uchu, a w mieszkaniach
b�d�cych miejscami zbi�rek za�o�yli�my pluskwy. Znamy ka�dy ruch, jaki planuj�,
a co jeszcze wa�niejsze, znamy l�ki i w�tpliwo�ci - przerwa� na moment. - A
l�k�w i w�tpliwe maj� sporo, przyjacielu. Puszcz� ci niekt�re ta�my, podnios�
ci� duchu. Jednak�e - uni�s� z gracj� d�onie - s� te� i z�e wie�ci. Bez
w�tpienia maj� doradc�w w ambasadzie radzieckiej. Jednym z nich jest cz�owiek,
kt�ry proponowa� nam pomoc. Ten, co to m�wi�, Zwi�zek Radziecki jest naszym
ojcem i matk�, obro�c� wszystkich pokrzywdzonych i uciemi�onych, i tak dalej.
- I co teraz zrobimy, przyjacielu? Wiedz�c to wszystko, co wiemy?
Inny z obecnych, ubrany w koszul� i spodnie khaki, wtr�ci� si� cicho:
- Zabijemy ich. Przynajmniej tych, kt�rzy si� licz�.
Starzec westchn��.
- Zabijesz jednego psa, to pan zaraz kupi drugiego.
Singh czeka�, czy inni b�d� mieli co� do powiedzenia, ale nikt wi�cej si� nie
odezwa�. Rzek� spokojnie:
- Przygotowa�em ju� co trzeba. Wyda�em polecenia odpowiednim ludziom. To bez
wyj�tku ochotnicy, silni, zaradni i zdecydowani na wszystko. Pi�ciu by�o w
wojsku.
- O kim m�wisz? - spyta� cz�owiek w khaki. Singh u�miechn�� si�.
- Nazwijmy ich po prostu "m�ode lwy". Innych okre�le� nie potrzeba; nazwiska te�
s� zb�dne.
Starzec r�wnie� si� u�miechn�� i spojrza� na pozosta�ych, by sprawdzi�, czy
dostrzegli szczeg�lny wyd�wi�k tej nazwy. W hindi "singh" znaczy w�a�nie "lew".
Rozmawiali jeszcze tylko par� minut, zmieszani stanowczo�ci� Singha; potem
trzech z nich wysz�o. Starzec zapali� cienkie cygaro i wypu�ci� dym.
- Co masz zamiar zrobi� z tym Rosjaninem, Sanji? Czy jego te� zabijemy, �eby im
da� nauczk�?
- Nie. Damy im nauczk�, ale w inny spos�b. Do jutra wiecz�r dwunastu z nich nie
b�dzie �y�o. Oficjalnie nie maj� powi�za� ze spraw�, ale to ci, kt�rzy poci�gaj�
za sznurki. Powoli, powoli prasa zacznie sk�ada� to wszystko w ca�o��. Policja
te� si� dowie, ale zbytnio si� tym nie przejmie. Zrobi� kilka pokazowych
nalot�w, ale to - pokaza� r�k� na pok�j - zniknie st�d w ci�gu najbli�szych
dw�ch godzin. Rosjanie domy�laj� si�. Zaproponuj� pomoc jeszcze raz. A my j�
przyjmiemy.
- Dlaczego? Dlaczego to zrobimy?
- Poniewa� oni s� po naszej stronie bardziej ni� ktokolwiek inny. Graj� z
pozosta�ymi, bo chc� spowodowa� upadek tego spo�ecze�stwa. Im wi�cej walk
ulicznych, im wi�cej szabru i podpale�, tym ostrzejsza reakcja w�adz i policji.
W ko�cu dojdzie do wojny domowej. Ale my opowiemy si� po jednej tylko stronie.
Komuni�ci w ko�cu zwyci꿹. Jeszcze rok, mo�e dwa i Anglicy zap�ac� za 20 lat
upokorze�. I tylko tego chc�. Po to robi�em plany. Zawsze kto� im s�u�y� za
koz�a ofiarnego - Irlandczycy, �ydzi, potem my... Indie Zachodnie,
Pakista�czycy, czarnuchy - tak nas nazywali. Czarnuchy. Pami�taj o tym, stary. I
b�d� wdzi�czny Rosjanom za pomoc.
- Dlaczego mieliby nam pomaga�?
- Bo my pomo�emy im zdoby� to, czego chc�.
- Czy ty jeste� komunist�, Sanji? Singh u�miechn�� si�.
- M�j stary, po pierwsze jestem Hindusem, po drugie Kalkutczykiem, po trzecie
m�em i ojcem. A co ponadto, to ju� moja sprawa i nikogo nie powinno to
obchodzi�.
Starzec podni�s� si� powoli i podszed� do drzwi.
- Wiesz, gdzie b�d�, gdyby� mnie potrzebowa�, Sanji... - Przerwa�.
- I przypomnij sobie przypowie�� o cz�owieku, co chcia� uje�d�a� tygrysa,
przyjacielu.
Br�zowe oczy Singha by�y twarde jak kamie�.
- To ja jestem tym tygrysem, stary. Zapami�taj to sobie.
ROZDZIA� III
Przejecha� przez most nad rzek�, potem g��wn� ulic� i dalej, dop�ki stare
budynki nie ust�pi�y miejsca otwartym terenom wiejskim. Zazwyczaj liczy�
ko�cio�y, jad�c za miasto. By�o ich dziewi��, pomijaj�c klasztor.
Min�o oko�o 20 minut, nim zatrzyma� si� na s�u�bowym parkingu i pobra� od
dy�urnego plastikow� wej�ci�wk�. Ruszaj�c g��wn� ulic� spojrza� w g�r�.
Gdzieniegdzie prze�witywa� b��kit, lecz chmury p�yn�y tak szybko, gnane silnym
wiatrem, �e przez chwil� mia� wra�enie, jakby to ziemia porusza�a mu si� pod
stopami. Zamkn�� oczy na moment, a gdy je otworzy�, spogl�da� ju� na wystawy
sklep�w. By�a to typowa g��wna ulica w ma�ym miasteczku, z kompletem sklep�w
znanych sieci handlowych. Woolworths, Tesco, Boots, Marks and Spencer i oko�o
tuzina mniejszych sklep�w. Kafejka, sklep radiowy, warzywniczy, kiosk z
gazetami, a na rogu wej�cie do niewielkiego kina.
Chocia� wszystko to by�o typowo angielskie, nie znajdowa�o si� w Anglii, lecz
po�o�one by�o prawie 200 km na p�nocny wsch�d od Moskwy, w pobli�u staro�ytnego
miasta Suzdal. Tego, przez kt�re Lew Aleksander Sawalew w�a�nie przejecha�.
Suzdal nad Kamienk� jest jednym z najstarszych i najbardziej zabytkowych miast w
ZSRR. Zachowa�y si� dokumenty datuj�ce je na rok 1024, lecz ksi��� W�odzimierz
Kijowski pos�a� tam misj� biskupi� dla zbudowania ko�cio�a ju� du�o wcze�niej.
Tury�ci zachwycali si� zabytkami, ale Lew Sawalew nienawidzi� tego miejsca.
Po czterech latach w Nowym Jorku i sze�ciu w Londynie t�skni� do jasno
o�wietlonych ulic i przyj�� dyplomatycznych, kt�re by�y dot�d jego
codzienno�ci�. Jednak przeniesienie oznacza�o awans, a Sawalew kierowa� si�
ambicj�. Czy to na Uniwersytecie Moskiewskim, czy na kilkunastu szkoleniach KGB,
kt�re mia� za sob�, Sawalew zawsze by� w czo��wce.
O�rodek treningowy zbudowano w 1979 roku i od tego czasu setki kobiet i m�czyzn
przekroczy�y jego bram�, osadzon� w otaczaj�cym go wysokim murze.
Setki kobiet i m�czyzn, kt�rych przesz�o�� by�a bardzo r�norodna. Prawnicy,
urz�dnicy administracji, in�ynierowie, dyrektorzy, policjanci, �o�nierze
Czerwonej Armii i Si� Powietrznych oraz robotnicy wa�niejszych ga��zi przemys�u.
Wszyscy oni mieli dwie rzeczy wsp�lne. Znali ju� troch� angielski, a ich
do�wiadczenie i umiej�tno�ci odpowiada�y wymogom programu komputerowego, kt�ry
zosta� zaprojektowany i napisany w roku 1975.
Wtedy, w 1975, traktowano ten program jeszcze wy��cznie jako �wiczebny. Dotyczy�
ewentualno�ci wr�cz nieprawdopodobnej. Ale KGB dysponuje ogromnymi zasobami
pieni�dzy, czasu i si� ludzkich - okaza�o si�, �e nale�y go uzna� za
interesuj�cy i wart zachodu. Szkolenie trwa�o 6 miesi�cy i obejmowa�o intensywny
kurs j�zyka. Studenci �yli tak, jakby mieszkali w Anglii; kupowali w sklepach
angielskie towary p�ac�c angielskimi pieni�dzmi.. Poniewa� nauka by�a bardzo
intensywna, mo�na by�o uzna�, �e kurs stanowi� odpowiednik 18 miesi�cy
sp�dzonych rzeczywi�cie w Anglii.
Major Lew Sawalew by� Komendantem Szko�y Treningowej Nr 405. Ju� po pierwszych
dw�ch semestrach odkry�, �e jest to praca wyj�tkowo nudna. By� jednak na tyle
do�wiadczonym i otrzaskanym funkcjonariuszem KGB, aby nie pozwoli� sobie na
okazywanie tego na zewn�trz. Zwykle zreszt� znajdowa�o si� par� �adnych
studentek, kt�re pomaga�y rozproszy� nud�.
Sawalew nigdy si� nie o�eni�. Zbyt cz�sto by� �wiadkiem, jak �ona i rodzina
potrafi�y zawadza� m�czy�nie albo czyni�y go podatnym na r�ne naciski, kt�rym
w innych okoliczno�ciach by�by w stanie si� oprze�. Jego prze�o�eni milcz�co
aprobowali determinacj�, z jak� unika� powik�a� uczuciowych. I patrzyli przez
palce na to, �e ka�dego weekendu co� go ci�gn�o do Moskwy bez uzasadnionej
przyczyny.
W Zwi�zku Radzieckim by�o dwustu czy trzystu takich ludzi, kt�rych �yciorysy i
kariery od najm�odszych lat kszta�towano i ukierunkowywano zgodnie z
przewidzian� dla nich szczeg�ln� rol�, o kt�rej nie mieli w og�le poj�cia.
Sawalew by� jednym z nich. Mia� nik�� �wiadomo�� opieki "z g�ry", ale
przypisywa� j� raczej swemu szcz�ciu i osobowo�ci ni� czyjemu� zamys�owi. Ci,
kt�rzy to wszystko aran�owali, z g�ry godzili si� z faktem, �e prawdopodobnie
nie wi�cej ni� dwudziestu z tych ludzi b�dzie kiedykolwiek zmuszonych zagra�
przypisane im role. Stanowili oni zabezpieczenie na wypadek, gdyby pewne
wydarzenia mia�y mie� miejsce, gdyby kt�ra� z przepowiedni zespo��w
prognozuj�cych mia�a si� rzeczywi�cie spe�ni�. W�a�ciwi ludzie mieli by� w�wczas
pod r�k�. Przy placu Dzier�y�skiego pracowa�a specjalna sekcja wy�wiczona w
my�leniu futurologicznym, podzielona na grupy, kt�re po�wi�ca�y sw�j czas
wy��cznie na wymy�lanie takich potrzeb KGB, jakie mog�yby si� pojawi� dopiero w
przysz�o�ci.
Na biurku Sawalewa sta�o p� butelki bia�ego wina i kanapka z w�dzonym �ososiem.
Przed nim le�a�y egzemplarze Timesa, Daily Telegraph i Guardiana, jak zwykle
sprzed dw�ch dni. Dwa pisma od�o�y� i powoli przekartkowa� Guardiana jedz�c
kanapk�.
Dziesi�� minut p�niej si�gn�� po gruby czerwony pisak i zakre�li� trzy artyku�y
dla ludzi z dzia�u analiz - do wyci�cia i w��czenia do akt. S�cz�c wino
przeczyta� wszystkie trzy fragmenty jeszcze raz.
Uzbrojeni studenci urz�dzili polowanie na przeciwnik�w z NF
Jak o�wiadczono wczoraj na sali s�dowej, wyk�adowca wraz z o�mioma studentami
utworzyli lewicowy "szwadron uderzeniowy". Uzbrojeni w "przera�aj�c� kolekcj�
broni", wyruszyli na poszukiwanie swych prawicowych przeciwnik�w, wykorzystuj�c
do tego uczelnian� furgonetk�.
Prokurator Anthony Hammond wyst�puj�c przed Kr�lewskim S�dem w Manchester,
powiedzia�, �e w wyposa�eniu napastnik�w znajdowa�y si� deski nabijane
gwo�dziami, m�ot kowalski i �elazne rurki. "Jest rzecz� jasn�, �e mieli zamiar -
je�liby napotkali cz�onk�w National Front - u�y� tej broni niezale�nie od
konsekwencji", stwierdzi� prokurator.
Mr Hammond powiedzia� te�, �e wszystkich dziewi�ciu by�o trockistami i cz�onkami
lub sympatykami Socjalistycznej Partii Robotniczej.
Na �awie oskar�onych stan�li: John Penney, 28 lat, wyk�adowca socjologii z
Riverside Park, Northwick, oraz studenci: Stephen Tilzey, 23 lata, zam.
Brooklands Road, Sale; Brian Broadley, 21 lat, zam. Blenheim Road, Bolton;
Michael Butroyd, 31 lat, zam. Churchil Street, Stockport; Robert Piatt, 27 lat,
zam. Belmont Street, Stockport; Stephen Cooper, 24 lata, zam. Fodand Walk,
Wythenshawe, Manchester; Mark Kent, 22 lata, zam. Blakelaw Road, Macclesfield;
Paul Hallat, 20 lat, zam. John Nash Crescent, Hulme, Manchester.
Wyrok zapadnie w dniu dzisiejszym.
Dwana�cie la� dla "Anio�a Piek�a" - zab�jcy ch�opca
Jeden z przyw�dc�w londy�skiej grupy "Anio��w Piek�a" zwanej "Plemi� Szatana"
zosta� wczoraj skazany w Old Bailey na dwana�cie lat wi�zienia za zak�ucie no�em
na �mier� ucznia.
21-letni Stephen Baker, zast�pca szefa grupy, u�y� kupionego dzie� wcze�niej
no�a w b�jce o 13-letni� dziewczyn�, zabijaj�c 15-letniego Tony'ego Marsha -
o�wiadczy�a prokurator, Ann Curnow.
S�dzia stwierdzi�: "Pod�o�e tej sprawy jest przera�aj�ce". Powiedzia� on:
"...zak�ada si� organizacj� oddan� przemocy, pije si� alkohol i za�ywa
narkotyki, przyci�ga si� m�odych ludzi do tej organizacji, a ko�czy si� to
wszystko zabiciem 15-letniego ch�opaka cierpi�cego na epilepsj�".
Prokuratura przychyli�a si� do pro�by Bakera, aby uzna� go winnym nie zab�jstwa,
lecz spowodowania �mierci - dokonanego 22 maja w opuszczonym mieszkaniu na
Princes Way w Wimbledonie.
Mrs Curnow przypomnia�a, �e przyw�dca "Plemienia szatana", Stephen Cook,
odsiaduje sze�cioletni wyrok za inne przest�pstwa.
Obro�ca Stuart Shields QC, powiedzia�, �e chocia� Baker by� ju� uprzednio
skazany za zab�jstwo, to jednak nie mo�na go nazwa� notorycznym zab�jc� czy
zdeklarowanym przest�pc�.
Anderton sk�ada ho�d swym oddzia�om
Okr�gowy Komisarz Policji Wielkiego Manchesteru, James Anderton opublikowa�
wczoraj list pochwalny skierowany do si� policyjnych w zwi�zku z ich postaw�
podczas letnich rozruch�w w Moss Side w Manchesterze i Toxteth w Liverpoolu.
List pochwalny, kt�rego kopie zostan� rozwieszone we wszystkich komisariatach,
g�osi:
"Komisarz Okr�gu udziela pochwa�y oddzia�om policji Wielkiego Manchesteru za
wybitne zas�ugi w s�u�bie policyjnej, po��czone z wytrwa�o�ci� i oddaniem w
pe�nieniu obowi�zk�w, wyj�tkow� kompetencj� zawodow�, ogromnym m�stwem i wielkim
hartem ducha, oraz lojalno�ci� wobec swego powo�ania i zaufania spo�ecznego,
wykazanymi we wspania�y spos�b przez wszystkich funkcjonariuszy i pracownik�w
cywilnych, a tak�e komisarzy specjalnych podczas t�umienia chuliga�skich
zamieszek i kryminalnych eksces�w szerz�cych si� w Toxteth, Moss Side i innych
miejscowo�ciach w lipcu 1981 roku, jak r�wnie� za szybkie i sprawne przywr�cenie
Pokoju Kr�lewskiego w obszarze hrabstwa Wielkiego Manchesteru dla dobra i
ochrony wszystkich jego obywateli."
Komisarz okr�gowy wyja�ni�, i� nie znalaz� innego sposobu, w jaki m�g�by
odpowiednio wyrazi� osobist� wdzi�czno�� dla swych oddzia��w za ich "wyj�tkow�
odwag� i imponuj�ce osi�gni�cia w czasie powa�nych niepokoj�w publicznych, gdy
zdyscyplinowana si�a i zwarto�� policji strzeg�a granicy pomi�dzy wolno�ci� i
anarchi�".
Od�o�y� na bok gazety, si�gn�� po telefon wewn�trzny i nakr�ci� numer Rejestru
Centralnego. Pi�� minut p�niej podpisa� rewers na trzy teki z aktami.
Otworzy� najgrubsz� z nich. Uko�ny czerwony pasek biegn�cy przez ca�� ok�adk�
podkre�la� tajno�� dokument�w, kt�rych tytu� g�osi� bez ogr�dek: "Infiltracja
polityczna w Zjednoczonym Kr�lestwie. Kwarta� bie��cy. Cz�� I, Partia Pracy".
Pozosta�e dwie teki zawiera�y: "Cz�� II, Zwi�zki Zawodowe", oraz co�, co
okre�lono jako "Cz�� III, Og�lna". Za��czony indeks wymienia� kolejno: pras�,
TV, radio, w�adze lokalne, si�y zbrojne, kultur�, r�ne.
ROZDZIA� IV
Kantyna wygl�da�a niemal tak samo jak dwadzie�cia lat temu, kiedy j� zbudowano.
Betonowa pod�oga, �ciany z bry� sprasowanej szlaki, co drugi rok malowane na
bia�o. D�ugie drewniane sto�y, starsze pokryte ciemnobr�zowym linoleum, nowsze z
blatami z tworzywa i metalowymi kraw�dziami. Drewniane sk�adane krzes�a dla
brygadzist�w i daj�ce si� nak�ada� jedne na drugie cylindryczne sto�ki dla
pozosta�ych. Metalowe �aluzje na ko�cu sali, gdzie podawano posi�ki, by�y
zamkni�te, ale wci�� by�o czu� zapach sma�onej ryby i frytek, kt�ry pozosta� po
lunchu.
Dwa sto�y zestawiono razem; sta�o za nimi sze�� krzese�. Pozosta�e sto�y
przeniesiono w k�t sali, a reszt� krzese� ustawiono z przodu w kilkunastu
rz�dach.
Joe Langley zastuka� w st� p�askim kluczem do nakr�tek; gwar stopniowo zacz��
opada�.
- Dobry wiecz�r, bracia. Wszyscy wiecie, poco�my tutaj dzi� przyszli. Pan Mercer
z zarz�du zwi�zku jest tu jako obserwator, a w porz�dku zebrania mamy tylko
jedn� spraw� - czy wol� zgromadzonych jest przekszta�cenie nieoficjalnego
strajku w oficjalny. Cokolwiek postanowimy, zwi�zek i tak podejmie w�asn�
decyzj�. Ale chcieliby wiedzie� podczas obrad, czego ��damy na szczeblu
zak�adowym.
Gdy Joe Langley przerwa�, aby zebra� my�li, kilka g�os�w z sali zakrzykn�o:
- Do�� tego gadania, g�osujmy do cholery!
Langley skin�� g�ow� na znak, �e us�ysza� ten komentarz.
- B�dziemy g�osowa�, kiedy poznamy fakty, bracia. Tak wi�c wzywam Arthura
MacFarlane, by przedstawi� punkt widzenia nieoficjalnego komitetu strajkowego.
Jak wszyscy wiecie, jest on przewodnicz�cym komitetu - Langley skin�� w stron�
m�odego m�czyzny o ziemistej, szczup�ej twarzy, ubranego w koszul� ze
szkockiego pledu w krat�.
- Towarzysze - rozpocz�� MacFarlane, celowo przesadnie podkre�laj�c sw�j
niew�tpliwy glasgowski akcent. - Towarzysze. Nasz przewodnicz�cy okre�li� strajk
jako nieoficjalny. W komentarzu, kt�ry zamie�ci� w miejscowej prasie, opisa� go
jako dziki strajk, kt�rego ludzie nie chcieli. Chcia�em wam powiedzie�, �e m�j
komitet otrzyma� stuprocentowe poparcie od ludzi z wydzia�u... i to od
pierwszego dnia. Sprawa jest jasna. Polityka Partii Pracy jest taka, �e
kapitalistyczna bro� zwana bomb� neutronow� nie powinna by� stacjonowana w tym
kraju. Jeste�my przekonani, �e produkuje si� u nas odlewy do podwozi wyrzutni
tych bomb. Nie b�dziemy bra� udzia�u w wytwarzaniu tych odlew�w. Powiedzieli�my
o tym dyrekcji. Dali nam dwa dni... czterdzie�ci osiem godzin na przyst�pienie
do pracy, albo zostaniemy zwolnieni. Zwr�cili�my si� do zwi�zku, �eby og�osi�
nasz strajk jako oficjalny, ale nie mieli nawet odwagi nam odpowiedzie�. -
Wskaza� palcem w stron� rz�d�w m�czyzn. - Czy chcecie bra� udzia� w robieniu
broni, kt�ra ma zabija� ludzi, a oszcz�dza� budynki? Oni nie przecz�, �e ta
bomba ma do tego s�u�y�. Partia Pracy o�wiadczy�a, �e jest to bro� nikczemna.
Rezolucja w tej sprawie przesz�a przygniataj�c� wi�kszo�ci� g�os�w na ostatnich
dwu kongresach. Czy macie zamiar post�pi� wbrew tej uchwale tylko po to, �eby
zarobi� par� pens�w wi�cej dla tych kapitalistycznych morderc�w, kt�rzy s�
lokajami wojskowo-przemys�owej dyktatury ameryka�skiej?
Usiad� z dramatycznym gestem, a w�r�d pewnej cz�ci zebranych podni�s� si� ryk
aplauzu po��czony z tupaniem nogami i okrzykami:
- Precz z bombami, precz z bombami!
Kiedy wsta� Joe Langley, ludzie z tej grupy nadal wznosili okrzyki, jednak
stopniowo si� uciszyli, gdy pozostali odwr�cili si� w ich stron�.
- Bracia - Joe Langley przerwa�. - I m�wi� "bracia", bo "towarzysze" nale�� do
innej partii, nawet je�li pr�buj� nas wykiwa� i zw� siebie labourzystami. Po
pierwsze, odlewy o kt�rych mowa, robimy tu od o�miu lat. S� one u�ywane w
kilkunastu pojazdach wojskowych Armii Brytyjskiej. Dyrekcja zapewni�a mnie, �e o
ile jej wiadomo, nie s� one stosowane w podwoziach jakiejkolwiek nowej broni.
Po drugie, nie ma czego� takiego, jak bomba neutronowa. To jest pocisk. Pocisk
artyleryjski, kt�ry ma by� u�ywany przeciw czo�gom. Armia Radziecka ma na
granicach z krajami NATO pi�� razy wi�cej czo�g�w ni� alianci. Te pociski maj�
zabija� za�ogi czo�g�w, a nie ludno�� cywiln�. Rosjanie zmontowali niezwykle
udan� kampani� przeciwko tej broni, bo mo�e ona zneutralizowa� wielk� ilo�� ich
czo�g�w. Armia Czerwona ma SS-20, kt�re s� kilkaset razy bardziej
niszczycielskie dla �ycia cywilnej ludno�ci ni� bro� neutronowa. No i oczywi�cie
oni te� maj� bro� neutronow�. Tylko po prostu nie przyznaj� si� do tego.
Jednak w sumie tutaj u nas w fabryce chodzi jeszcze o co� innego. Bro�, nad
kt�r� obradowa� Parlament, kt�ra zosta�a przeg�osowana, jest prawomocn� cz�ci�
naszego systemu obronnego. Je�li strajkujemy przeciwko produkowaniu jakich�
odlew�w, kt�re mo�e s�, a mo�e nie s� zwi�zane z t� broni�, to pozwalamy sobie
na strajk polityczny. Nie musz� wam chyba przypomina�, �e ustawa o przemy�le z
1982 roku nie tylko uznaje taki strajk za nielegalny, ale nak�ada te� na dany
zwi�zek zawodowy grzywny, kt�re ca�kowicie poch�on�yby nasze fundusze. Sprawa,
kt�r� rozpocz�� brat MacFarlane, i dla kt�rej usi�uje zyska� wasze poparcie,
jest nie tylko nielegalna, ale - je�li b�dziemy dalej to ci�gn�� - sparali�uje
nasz zwi�zek.
Gdy Langley siada�, podnios�y si� okrzyki - brednie, �amistrajk! - a� wsta�
jaki� m�czyzna w g��bi sali.
- Czy to znaczy, �e brat Langley chce, �eby�my sprzeciwili si� demokratycznie
podj�tym uchwa�om Kongres�w Partii Pracy?
Langley odpar�, p�stoj�c:
- Bracie, by�em delegatem na obu tych kongresach. G�osowa�em przeciwko bombie
neutronowej jako przedstawiciel miejscowego komitetu partii. Ale tak si�
niestety sk�ada, �e uchwa�y Kongres�w Partii Pracy niekoniecznie s� obowi�zuj�ce
dla polityki rz�du, czy te� tej, kt�r� uchwali Parlament.
MacFarlane powsta� z twarz� nabieg�� z�o�ci�. - Towarzysze, przyszli�my tu
g�osowa�, stawiam wniosek, �eby�my g�osowali!
Langley u�miechn�� si� nieznacznie.
- Wobec tego przedstaw swoj� rezolucj�.
- Proponuj�, �eby niniejsze zebranie za��da�o od zwi�zku og�oszenia strajku jako
oficjalnego i podj�cia krok�w w celu nak�onienia innych zwi�zk�w do udzielenia
poparcia naszemu stanowisku.
Kilka g�os�w zawo�a�o:
- Popieramy!
Langley, nadal siedz�c, powiedzia�:
- To jest rezolucja dwucz�ciowa. Niedopuszczalna na szczeblu zak�adu. Je�liby�
si� upiera� przy pierwszej cz�ci, to mo�esz przedstawi� drug� cz�� pod
g�osowanie dopiero wtedy, gdy postanie uchwalona pierwsza. Czy o to ci chodzi?
MacFarlane znowu wsta�.
- Proponuj�, �eby zwi�zek uzna� natychmiast ten strajk za oficjalny!
Odezwa�y si� dalsze g�osy popieraj�ce jego wniosek. Gdy ucich�y, Langley
powiedzia�:
- Zg�aszam poprawk� do tego wniosku. Proponuj�, �eby pozostawi� kierownictwu
zwi�zku decyzj�, czy strajk powinien zosta� uznany za oficjalny, czy te�
odwo�any.
Dw�ch czy trzech starszych m�czyzn powsta�o, aby poprze� t� poprawk�. Sekretarz
zebrania wezwa� do podniesienia r�k i poprawka zosta�a uchwalona nieznaczn�
wi�kszo�ci� g�os�w. Przedstawiciel zarz�du wsta� i chcia� co� powiedzie�, ale
zag�uszono go og�lnym wyciem. Langley nie przerywa�, tego rozgardiaszu przez
par� minut, po czym zn�w postuka� kluczem w st� i og�osi� zamkni�cie zebrania.
Po powrocie do domu Joe Langley usiad� w swoim fotelu, jedz�c kanapk� z szynk�.
Obok na pod�odze postawi� emaliowany kubek z mocn� herbat�. Opowiedzia� �onie o
tym, co si� wydarzy�o na zebraniu.
- Jak my�lisz, Joe, co zrobi zwi�zek? Wzruszy� ramionami.
- Je�li zrobi� z tego oficjalny strajk, to zbankrutuj�. Rz�d tylko czeka na to,
�eby m�c pokaza�, �e nie �artuje. Taki ma�y zwi�zek jak nasz, bez �adnego
przebicia, to idealny cel. A je�li ka�� przerwa� strajk, to ka�dy dzia�acz z
zarz�du mo�e by� pewny, �e jego los jest przes�dzony. Ci boj�wkarze b�d� harowa�
jak bobry, �eby ich wygry�� i odebra� im pensje.
- To straszne, �e paru ludzi jest w stanie zrobi� co� takiego.
- Przyw�dcy zwi�zku powinni byli przeciwstawi� si� im ju� dawno temu. Ka�dy
wiedzia�, do czego te chamy s� zdolne. Ale pozwolili im si� panoszy�. Nikt nie
pisn�� s�owa. Nikt nie powiedzia�, �e kr�l jest nagi. I partia tak samo.
Callaghan pr�bowa� by� drugim Wilsonem... facetem, kt�ry m�g� zjednoczy�
parti�... ale nie by� Wilsonem... za�atwili go t� "zim� goryczy"... a kiedy Foot
zosta� przewodnicz�cym, to ju� nie by�o komu przewodzi�... powinien by� si�
trzyma� pisania ksi��ek.
- Czym si� to wszystko sko�czy, Joe?
- Jeden Pan B�g wie, kochanie. Ja wci�� sobie powtarzam, �e jeste�my zbyt
wra�liwym narodem na to, �eby dalej si� z tym godzi�, chocia�... sam zaczynam
mie� w�tpliwo�ci. Ale jedno ci powiem, dziewczyno... ciesz� si�, �e nie mamy
dzieci. My�leli�my, �e to tragedia i w pewnym sensie tak by�o. Ale, m�j Bo�e,
przynajmniej nie mog� nam ich porwa� jako zak�adnik�w. - Spojrza�a na niego
smutnym, zmartwionym wzrokiem. Nigdy jeszcze nie s�ysza�a, by by� tak cyniczny.
Joe powiedzia�:
- Id� ju� na g�r�. Ja pozamykam, musz� jeszcze zadzwoni�.
- Nie sied� d�ugo.
- Dobrze.
Kiedy zosta� sam, zerkn�� na numer telefonu, kt�ry zapisa� wspak na odwrocie
swego prawa jazdy. Wykr�ci� go powoli, sygna� odezwa� si� kilka razy, nim
us�ysza� znajomy g�os. Odetchn�� g��boko i powiedzia�:
- Tu Joe Langley. Przy��czam si�.
Zaparkowali ukradzionego Jaguara w poprzek drogi po po�udniowej stronie Sloane
S�uare i gdy kierowca czternastki wysiad�, protestuj�c, z kabiny, Louden uderzy�
go w kark pa�k� policyjn�, a reszta zacz�a wyci�ga� pasa�er�w z autobusu.
By�o ich czterdziestu, w tym kilku czarnych, lecz g��wnie m�odzi biali. Zebrali
si� godzin� przedtem przy terenach krykietowych na Oval i najpierw szaleli po
Meadow Road, rzucaj�c kamieniami i ceg�ami w okna, a� w ko�cu natkn�li si� na
ci�arowego Jaguara przy Dorset Road i ukradli go z placu budowy. To w�a�nie
Martin Louden nam�wi� ich wtedy, by porwa� autobus. Nieraz przewracali i palili
autobusy podczas rozruch�w, ale jeszcze nigdy �adnego nie porwali.
Louden kaza� Carrowi prowadzi�, a ten wrzuci� pierwszy bieg i skierowa� si� ku
King's Road, po drodze taranuj�c Jaguara. Zatrzyma� si� przy Markham Arms i ca�a
banda wysypa�a si� z autobusu na ulic�. Wrzeszcz�c i �piewaj�c "You'll never
walk alone", rozwalali wystaw� za wystaw� we wszystkich sklepach a� do Sloane
S�uare, wyrzucaj�c towary na ulic� i rabuj�c wszystko, co im si� spodoba�o i
da�o si� unie��. Martin Louden sta� i tylko si� im przygl�da�; jego samego
rabunek nie interesowa�. Gdy wracali w rozsypce do autobusu, rzuci� has�o, �eby
pojecha� za rzek�, a� do Croydon i da� tym "wypicowanym sukinsynom" przedsmak
tego, co ich czeka.
Zanim wszyscy znale�li si� zn�w w autobusie, wpad� na nowy pomys�. Pracowa�
kiedy� w ekipie, kt�ra naprawia�a drogi. W�adze lokalne w Croydon, gdzie mieli
kontrakt, zatrudni�y ich w osiedlu o nazwie Sanderstead. By�o to osiedle
sk�adaj�ce si� z ulic zabudowanych wy��cznie wymuskanymi domkami klasy �redniej,
z szeregiem sklep�w na szczycie wzg�rza. Ca�e to miejsce by�o tak dr�twe, �e
istnia�o nawet jakie� lokalne prawo zakazuj�ce prowadzenia knajp i w ca�ym
Sanderstead nie by�o faktycznie nawet jednego pubu.
Dwie godziny p�niej sta� na szczycie Sanderstead Hill i patrzy� napi�ty i
podekscytowany na p�on�ce domy i biegaj�cych z krzykiem we wszystkie strony
ludzi, pobitych i poturbowanych przez jego rozw�cieczon� band�. Samochodami
mieszka�c�w zablokowali drog� wozom stra�ackim i ogie� rozprzestrzenia� si�
gwa�townie. Widzia�, jak Harper zastrzeli� z karabinu jakiego� m�czyzn� w
pi�amie. Kilka dalszych strza��w rozleg�o si� w dole wzg�rza. Potem wr�ci� do
miejsca, gdzie zostawili autobus; czterech czy pi�ciu jego ludzi u�ywa�o tu
sobie po kolei z m�od�, �adn� blondynk�. Mimo krwi, kt�ra ciek�a jej z nosa
wida� by�o, �e jest naprawd� �adna. Zrezygnowa�a ju� z walki i przesta�a
krzycze�. Da� im jeszcze dwadzie�cia minut i dmuchn�� w gwizdek.
Pojechali z powrotem do Londynu, porzuc