2652

Szczegóły
Tytuł 2652
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2652 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2652 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2652 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

POWIE�� KIR BU�YCZOW Wpadka '67 (Osieczka'67) prze�o�y�a Ewa Sk�rska PROLOG Do najbardziej znacz�cych wydarze� jubileuszowego roku - pi��dziesi�ciolecia Wielkiego Pa�dziernika - nale�y decyzja KC Partii i Rz�du Radzieckiego o przeprowadzeniu podczas uroczysto�ci w Leningradzie szturmu Pa�acu Zimowego. W tym wielkim jubileuszowym przedsi�wzi�ciu wezm� udzia� przedstawiciele spo�ecze�stwa oraz wszyscy pracownicy leningradzkich fabryk, urz�d�w i innych zak�ad�w pracy. Odtworzenie pami�tnych wydarze� pa�dziernika 1917 roku przyku�o uwag� zagranicznej prasy i spo�eczno�ci ca�ego �wiata i powinno ostatecznie przekona� �wiat o wy�szo�ci ustroju socjalistycznego. Przez ostatnie, poprzedzaj�ce uroczysto�ci tygodnie, Miasto Rewolucji �yje oczekiwaniem na szturm. Fabryki tekstylne przygotowuj� dla uczestnik�w wydarze� komplety ubra�, scenografowie Piotrogrodu przywracaj� miastu wygl�d dni pa�dziernikowych, pracownicy kina i telewizji montuj� w kluczowych punktach miasta aparatur�. Powstanie, poprzedzone legendarnym wystrza�em z "Aurory", ma zosta� przeprowadzone w dniu 7.11.1967 roku i zako�czy� si� otwarciem Zjazdu Delegat�w w Pa�acu Smolnym. "Prawda", 16.10.1967 r. 1. Antypienko zwr�ci� sw� lwi� twarz w stron� Zosi z dzia�u porcelany i zapyta�, kto pojedzie po odbi�r p�aszczy. Zosia zainteresowa�a si�, jakiego koloru maj� by� p�aszcze. Tego Antypienko nie wiedzia�. Pod oknem sta� autobus z fi�skimi turystami. Na siedzeniach drzema�y zmordowane staruszki. - Pewnie dadz� czarne - rzuci� tyczkowaty Boria Ko�obek. - Z trupi� czaszk� i ko��mi. - Nie opowiadaj g�upstw - obrazi�a si� Zosia. - Tobie to dobrze, masz junkr�w, a u nas jeszcze nawet nie sko�czyli barykady. - Dzwoni�em do nich - powiedzia� Antypienko. - Maj� op�nienie. Mobilizuj� student�w. Obite czarn� cerat� drzwi uchyli�y si� lekko. Szczelin� wype�ni� obfity biust Raisy Siemionowej. - P�aszcze gotowe. Trzeba pojecha� do magazynu. - No, to z Bogiem. - Antypienko u�miechn�� si� do Zosi. - Do roboty. - Po chwili krzykn�� za ni�: - I �eby�cie mi tam nic nie skraca�y i nie przerabia�y. Odpowiadam za nie g�ow�. Prawda historyczna przede wszystkim. Zosia, nie odwracaj�c si�, skin�a g�ow� i wysz�a. Boria Ko�obek zapyta� Antypienk�: - A bro� dostaniemy? - Z broni� s� problemy. Ju� mi mieli wyda� w magazynie, nawet mia�em asygnat�, a tu nagle dzwoni Soko�ow z komitetu obwodowego, on tam teraz zarz�dza broni�, i m�wi: ca�a ta partia ma i�� na Bliski Wsch�d. Mieli tam jakie� problemy. A armaty przyprowadz� jutro, z Muzeum Artylerii. Trzy sztuki. O, przed chwil� tutaj na stole le�a� pocisk. Nie wiesz czasem, gdzie go mog�em podzia�? Gdy zak�opotany Antypienko maca� po blacie piegowatymi r�kami, Boria opar� o st� g�rn� po�ow� swojego �amliwego cia�a i g�o�no zaszepta�: - Milicja b�dzie na placu? - A po co? - A je�li oni naprawd�? - Co? - Je�li oni naprawd� si� tu wedr�? Mamy tu przecie� skarby �wiatowej kultury, warte miliony nowych rubli. - Ty si�, Ko�obek, uspok�j. W ka�dej kolumnie b�d� szli cz�onkowie komitetu rejonowego. Wi�c bez paniki. Jasne? - Jasne - potwierdzi� wcale nieprzekonany Ko�obek. - A milicja przyda si� gdzie indziej. �wi�tuj�cy nar�d potrzebuje nadzoru. - Mo�e i tak. No, to ja id�. - Id�. Tylko nie wychod� z Zimowego. Mo�e si� jeszcze przydasz. Sam rozumiesz, sytuacja jest napi�ta. W ka�dej chwili mog� przyj�� nowe rozporz�dzenia. - Dobrze. Ko�obek poprawi� modne okulary i, szeroko rozstawiaj�c chude nogi, poszed� do swojego dzia�u. W galerii gobelin�w spotka� przystojniaka Izwickiego, kt�ry oprowadza� wycieczk�. Ko�obek przedar� si� do niego przez t�um emerytek. - D�ugo jeszcze? - zapyta�, nachylaj�c si� do ucha przewodnika. - Zaraz ko�cz�. A co? - Od razu potem le� do dzia�u. Wa�ne. Simeonowa Ko�obek zasta� w bufecie. Pi� kefir. Powiedzia� mu o spotkaniu i poprosi�, �eby powiadomi� pracownik�w z dzia�u antyk�w. Po dziesi�ciu minutach w pokoju dzia�u Dalekiego Wschodu zebra�o si� dziesi�ciu pracownik�w Ermita�u. Ko�obek usiad� na porysowanym przez pokolenia kandydat�w nauk i doktor�w biurku, odsun�� pochw� samurajskiego miecza i zacz�� m�wi�: - Towarzysze! Sami si� pewnie domy�lacie, po co was tu zebra�em. Przed chwil� by�em u Antypienki i ten stary kozio� da� mi wyra�nie do zrozumienia, �e milicji na placu nie b�dzie. - B�ysn�� okularami, jego wzrok przybra� suworowowsk� przenikliwo��. Pozostali pracownicy milczeli. - Nie rozumiecie? Wyja�niam. Za dwa dni szturm Zimowego. O tym wszyscy wiedz�? Do szturmu przydzielono za�og� Zak�ad�w Kirowskich, po��czon� kolumn� komitetu obwodowego komsomo�u, grup� uprzywilejowanych emeryt�w i inne organizacje. Je�li nie b�dzie milicji, szturmuj�cy mog� si� zapomnie� i wedrze� tutaj... - W pokoju dzia�u Dalekiego Wschodu zapanowa�a martwa cisza. - Nasze barykady trzymaj� si� na s�owo honoru. W�a�ciwie to tylko scenografia. Armaty s� z Muzeum Artylerii, nie maj� zamk�w. Nasze karabiny pojecha�y na Bliski Wsch�d. Czym powstrzymamy... - Czekaj no, Borka - przerwa� mu Simeonow. - Co ty chcesz przez to powiedzie�? �e mamy nie wpuszcza� szturmuj�cych do Zimowego? - Wpu�ci� b�dziemy musieli, ale nie dalej ni� do westybulu. Ja wszystko rozumiem, pi��dziesi�t lat temu szturm by� prawdziwy i Zimowy pad�. Ale czy kto� obliczy� rzeczywiste straty siedemnastego roku? Nikt. A wtedy junkrzy jako� tam jednak bronili pa�acu. A my dzisiaj nie mamy go czym broni�. A kto zagwarantuje nam stuprocentowe bezpiecze�stwo zabytk�w kultury i sztuki? Ty, Simeonow? - Ale po co od razu tak. Szturmuj�cy sami powinni rozumie�. Przecie� w�r�d nich b�d� szli przedstawiciele organ�w partyjnych. - A o masowej psychozie s�ysza�e�? - I gdzie niby maj� by� te masowe psychozy? - Izwicki b�ysn�� gro�nie czarnymi oczami. - Z jakich ty pozycji wyst�pujesz? Tam si� ludzie zbior� na �wi�t� spraw�! Kto� si� roze�mia�. Ko�obek uderzy� d�oni� w st�. - Wyst�puj� z naszych pozycji! Z pozycji bezpiecze�stwa dorobku narodowego! - Co� mi si� zdaje, ch�opaki, �e wy si� prze�cigacie w ob�udzie - zauwa�y� Simeonow. - Wyst�puj� z pozycji pracownika i, je�li sobie �yczycie, patrioty Ermita�u - ci�gn�� nie zmieszany Ko�obek. - Jeste�my zobowi�zani nie dopu�ci� do pomy�ki 1917 roku. To nasz obowi�zek jako cz�onk�w partii, komsomo�u i zwi�zk�w zawodowych. - Jeszcze by co� pot�ukli - za�artowa� niezr�cznie kto� z dzia�u Staro�ytnych Grek�w. - I mieliby do tego pe�ne prawo - doda� Simeonow. - Je�li raz na p� wieku pozwala si� ludziom wzi�� szturmem Pa�ac Zimowy, to ich �wi�tym prawem jest troch� narozrabia�. - Ale do komitetu rejonowego i tak trzeba p�j�� - stwierdzi� ze smutkiem Izwicki. Ko�obek zdziwi� si�. Nie spodziewa� si� poparcia z tej strony. - P�j�� mo�na - odezwa� si� kto� spod drzwi. - Uzbroi� si� te� nie zaszkodzi. - Ko�obek ku� �elazo p�ki gor�ce. - Musimy by� gotowi na ka�d� ewentualno��. - Zeskoczy� ze sto�u i szeroko roz�o�y� r�ce. - Przecie� to wszystko nasze, ludowe. Jeste�my dzie�mi robotnik�w i urz�dnik�w, a dzisiaj, dla niekt�rych mo�e po raz pierwszy w �yciu, nadszed� czas powa�nej pr�by. Nie chc� negowa� decyzji KC o powt�rzeniu szturmu Zimowego. To m�dra decyzja. Ale bez milicji mo�e doj�� do katastrofy. Sam s�ysza�em na ulicach takie rozmowy... - Jakie? - Niewa�ne, jakie. Granicz�ce z anegdot�. Przypadek - to przecie� r�wnie� konieczno��. - I kto p�jdzie do komitetu rejonowego? Ty? - Tak. A ty, Izwicki, porozmawiaj z dziewcz�tami. - Z kt�rymi? - Z naszymi. Z tymi, kt�re mobilizowano do �e�skiego batalionu �mierci. Zosia jest tam u nich dow�dc�. Teraz pojecha�a do magazynu teatru po p�aszcze. Na tym zebranie si� sko�czy�o. Tylko Simeonow zatrzyma� Ko�obka w drzwiach i powiedzia� powa�nie: - Ty tam w komitecie za bardzo nie szalej. Jeszcze dostaniesz nagan� za panikarstwo. - A co ja, g�upi? Wspomn� tylko o milicji - sami powinni rozumie�. W razie czego, to oni b�d� odpowiada�. 2. Ju� od kilku tygodni w komitecie rejonowym panowa�a og�upiaj�ca przed�wi�teczna atmosfera, trwaj�ca od tak dawna i tak nierealna, �e sta�a si� norm�, a powr�t do powszednio�ci wydawa� si� nieprawdopodobny. Nie wiedzie� czemu wyra�a�o si� to u wszystkich pracownik�w komitetu w identyczny spos�b. "Jak tylko si� to wszystko sko�czy - m�wili w w�skim kr�gu - bior� urlop. B�d� siedzia� dwadzie�cia cztery dni w Soczi i gra� w preferansa". Ale na razie o preferansie mo�na by�o tylko pomarzy�. Ko�obek pocz�tkowo nie zauwa�y� milicjanta przy schodach. Ca�kowicie zas�ania�a go sterta metalowych i sklejkowych szyld�w i reklam, kt�re, jakby si� wydawa�o, nie powinny si� znajdowa� w komitecie rejonowym. - Wy do kogo? - rozleg� si� g�os spoza pomara�czowej tablicy KONIAK SZUSTOWA. - Do Gruszewa - odpowiedzia� Ko�obek i wyj�� legitymacj� partyjn�. - Nie widzia�em go dzisiaj. - Sier�ant przesun�� pod �cian� szyld ZAJAZD. - Nazwozili tego, a wiesza� nie ma komu. To - wskaza� na ZAJAZD - b�dzie wisie� nad naszymi drzwiami. Ju� protestowa�em. - Rzeczywi�cie, niepowa�nie to wygl�da - zgodzi� si� Ko�obek. - Czy�by nie by�o innego? - To g��wny architekt tak nam dogodzi�. Sprawdza� na starym planie. Wszystko ma by� zgodnie z prawd� historyczn�. Po schodach schodzi�o dw�ch instruktor�w dzia�u przemys�owego, uginaj�c si� pod ci�arem poz�acanego dwug�owego or�a. Instruktorzy zawr�cili nim jak fortepianem i zacz�li nieumiej�tnie przeciska� si� przez drzwi. Sier�ant zapomnia� o Ko�obku i z krzykiem: "Bardziej w lewo, do licha!" rzuci� si� na pomoc instruktorom. Ko�obek wszed� na pierwsze pi�tro i instynktownie przywar� do �ciany. Z naprzeciwka zbli�a� si� pot�ny m�czyzna z epoletami ozdobionymi czarnymi or�ami. Na widok odskakuj�cego Ko�obka m�czyzna westchn��, odsun�� rude bokobrody i Ko�obek pozna� trzeciego sekretarza. - Przyzwyczajam si� - powiedzia� sekretarz. - Nie pozna�e�? - Nie. Robi wra�enie. Przekonuj�co pan wygl�da. Czyj to mundur? - Jeszcze nie dosta�em przydzia�u. Ale generalnie marynarka. Pewnie morski korpus kadet�w. Do Gruszewa? Mo�e ci� nie przyj��. Zaj�ty. - Spr�buj�. Drzwi do gabinetu pierwszego sekretarza by�y otwarte na o�cie�, wali�y z nich do poczekalni k��by papierosowego dymu. Ko�obek wszed� do gabinetu i z minut� si� rozgl�da�, pr�buj�c si� zorientowa� w niebieskich oparach, gdzie jest towarzysz Gruszew. W ko�cu uda�o mu si� wypatrzy� ziele� sekretarskiej serwety. W dymie nad sto�em chwia�a si� krzepka figura sekretarza w marynarskim podkoszulku w paski i marynarskiej czapce ze z�otym napisem AURORA. Ma szcz�cie, pomy�la� Ko�obek. B�dzie w samym centrum wydarze�. Dw�ch starszawych d�entelmen�w z nieumiej�tnie przyklejonymi br�dkami w szpic i w jednakowych czarnych kamizelkach rytmicznie wymachiwa�o r�kami, pr�buj�c zmusi� marynarza do podpisania jakich� trudnych do rozpoznania w tym dymie papier�w. Marynarz rozmawia� przez dwa telefony, od czasu do czasu zas�aniaj�c s�uchawk� r�k� i daj�c jakie� polecenia czerwonoarmi�cie w budion�wce z niebiesk� gwiazd�. "Trzeba by im powiedzie�, przecie� to nieporozumienie", pomy�la� Ko�obek. "W siedemnastym jeszcze nie by�o budion�wek. I samego Budionnego te� nie by�o. Zach�d si� b�dzie �mia�". Ostatnie s�owa niechc�cy wydosta�y si� na zewn�trz i zabrzmia�y w tym momencie, gdy akurat zapanowa�a kr�tkotrwa�a cisza. - Co? - zapyta� marynarz Gruszew, unosz�c si� nad sto�em i opieraj�c si� s�uchawkami o zielone sukno. - Kto tam co� m�wi� o Zachodzie? - W tym momencie rozpozna� Ko�obka z Ermita�u. - A, witaj! Co tam m�wi�e� o Zachodzie? Ko�obek pomy�la�, �e Gruszewowi nie�atwo wej�� w rol� prostego cz�owieka, wilka morskiego. - Dzie� dobry, towarzyszu Gruszew - przywita� si�. - Po co �e�cie go ubrali w budion�wk�? Przecie� to wynalazek Pierwszej Konnej, �e tak powiem, w ogniu walk wojny ojczy�nianej. - G�upi. - Gruszew skrzywi� si�. - Szczur l�dowy. My�lisz, �e my nie mamy konsultant�w? Przecie� to Tematian - b�dzie wyst�powa� w przedstawieniu teatralnym, po naszym zwyci�stwie. Nie czyta�e� "Pi��dziesi�t lat w jeden wiecz�r"? Tam b�d� i prawicowcy, i budowniczowie Bie�omorkana�u. Po co przyszed�e�? - Nie czekaj�c na odpowied�, podni�s� do uszu s�uchawki, �okciem odpychaj�c d�entelmen�w w kamizelkach. Ko�obek podszed� do niego z boku i przysiad� przy stole na wolnym krze�le. - Ja w sprawie milicji - powiedzia�. Gruszew nie us�ysza�. Ko�obek zdecydowa�, �e poczeka. - Pietropaw�owska! - krzycza� sekretarz do s�uchawki. - Pietropaw�owska! Zaraz tam do was przyprowadz� politycznych! Nie, nie antyradzieckich! Naszych, proletariat! Z zarz�du gospodark� rybn� i �owiectwem. Umie�cisz ich w celach... Czekaj! (- To nie do ciebie! - rzuci� do drugiej s�uchawki.) Po�cieli nie wydawaj. Towarzysze s� uprzedzeni. Dwa dni si� prze�pi� bez po�cieli. Ich dziadowie cierpieli... Cierpieli, m�wi�! Z jedzeniem? Jedzenie maj� zapewnione. Ze sto��wki "Bia�e noce". Oni wiedz�... Nie, zamykaj, zamykaj, wszystko ma by� jak nale�y. Najwa�niejsza jest prawda historyczna. Prawda, m�wi�! Konw�j w drodze! A na razie zmobilizuj str��w z muzeum. Jak to - nie chc�? Obiecaj im nadgodziny! Na razie! Rzuci� na wide�ki jedn� s�uchawk� i krzykn�� do drugiej: - Kogan? Kogan, poczekaj! Zadzwoni� pierwszy telefon, Gruszew podni�s� s�uchawk�, zawo�a�: "Zaraz!" i odrzuci� j� jak �mij�. Ko�obek podni�s� osierocon� s�uchawk�. - Komitet rejonowy? - zapyta� dr��cy kobiecy g�os. - Instruktor spo�eczny Ko�obek, s�ucham. - Pos�uchajcie, towarzyszu spo�eczny instruktorze - poprosi� kobiecy g�os. - Niebieski ma by� na g�rze czy na dole? - Jaki niebieski? - Na rosyjskiej fladze narodowej. M�wi Smirnicka, z przedszkola numer trzydzie�ci. Robimy znaczki dla bur�uazji. - Chwileczk�. Mo�e towarzysz Gruszew wam pomo�e. Ko�obek poda� s�uchawk� marynarzowi. "Cholera", pomy�la�, "nie mam poj�cia, jaka powinna by� flaga; przyzwyczai�em si�, �e czerwona". - Chwileczk� - powiedzia� Gruszew s�uchawce i krzykn�� do drugiej: - Ty mi tu, Kogan, nie kombinuj! Twojemu Bundowi [1] wystarczy jeden pok�j. Co, mo�e mam ci odda� Pa�ac Taurydzki [2]? Przecie� nie brali�cie czynnego udzia�u. Co Marks? Co tu ma do rzeczy Marks? Wiesz co, jak si� to wszystko sko�czy, to ci� poci�gn� do odpowiedzialno�ci. Tak, za demagogi�. Marks nie ma przynale�no�ci narodowej. Jest wielkim nauczycielem klasy robotniczej i nie zapominaj o tym. A tak w og�le, pode�l� ci tam kilku towarzyszy z Ukrainy, bo co� mi si� wydaje, �e ty do tego swojego Bundu masz zamiar w��czy� samych �yd�w. Nie chcesz Ukrai�c�w? To bierz Ormian. Te� bruneci. - Chwyci� drug� s�uchawk�. - No, co tam u was? Niebieski? Zajrzyj do encyklopedii. Do Wielkiej. Nie ma? To zadzwo� do historyk�w. Co? Wiesz co, Smirnicka, w sumie to nie ma wi�kszego znaczenia. Kto tam b�dzie sprawdza�, co na g�rze, a co na dole. W telewizji i tak wszystko b�dzie szare. - Jeszcze tutaj jeste�, Ko�obek? - zdziwi� si� Gruszew, odk�adaj�c s�uchawk�. - Chod�my na korytarz, musz� troch� odetchn��. Wyszli. D�entelmeni z przyklejonymi br�dkami chcieli si� rzuci� za sekretarzem, ale w k��bach dymu stracili go z oczu. - Tutaj - wskaza� Gruszew. - Bo znowu kto� nam przeszkodzi. Weszli do m�skiej toalety. Gruszew otworzy� lufcik, przez kt�ry od razu wlecia� mokry jesienny wiatr. Za oknem zamalowanym do po�owy bia�� farb� wisia�o szare, smutne niebo. - Czekam na zawa�. - Gruszew westchn�� i poprawi� marynarsk� czapk�. - Diabli wezm� to ca�e przedsi�wzi�cie, wstydu si� najemy. Wiesz, jak na nas patrz� Chiny? Z uwag�... Tylko czekaj� na wpadk�, �eby rozpocz�� przeciwko nam kampani�... A jak pracowa� z lud�mi? S�ysza�e�, co ten Kogan m�wi�? Marks, m�wi, by� �ydem, a bra� udzia� w rewolucjach. No, ja mu jeszcze poka��. - Nam te� �atwo nie jest - powiedzia� Ko�obek. - Sam wiesz. - Co tam m�wi�. Zrobili z was junkr�w? - Junkr�w. A z naszych dziewcz�t kobiecy batalion �mierci. - No to sobie sied�cie. A na przyk�ad ci z Kirowskiego i z "Elektrosi�y" b�d� musieli w deszczu i�� przez ca�e miasto. A wy co? - Przyszed�em do ciebie, bo mam problem. Mo�e nie w por�, ale chc� o co� zapyta�. - Wal. - Gruszew patrzy� ze smutkiem w okno. - Powiedz mi, milicja b�dzie na placu? - Kiedy? - W czasie szturmu. - A czemu o to pytasz? - Rozumiesz, pogadali�my z towarzyszami. Boimy si�, �e mog� ucierpie� warto�ci kulturalne. Wezm� Zimowy... - Daj sobie spok�j. Za kogo ty bierzesz nasz piterski proletariat? - Nie m�wi� o proletariacie. Nikt nas teraz nie s�yszy. Mog� si� trafi� przypadkowi ludzie. Wypij� po drodze. No i waln� kolb� w szyb�. Martwi� si� tylko o dobro pa�stwowe. - Taak... Zagro�enie istnieje. Ale niedu�e. - To b�dzie milicja? Mo�e by j� umie�ci� w Ermita�u? - Rozumiesz, sprawa wygl�da tak. Milicj� te� zmobilizujemy. Damy im policyjne mundury. Stan� si� st�jkowymi i cyrkulnymi. Komend� ruchu drogowego przerobi si� na �andarm�w. Ludzi brakuje. - Wszystkich? - Co wszystkich? - Ze wszystkich policjant�w zrobicie �andarm�w? Gruszew przysiad� na parapecie. - M�wi� ci to w zaufaniu. Mnie te� to niepokoi. - Wyj�� plastykow� paczk� nabit� tytoniem, kawa�eczek gazety i nieumiej�tnie zrobi� skr�ta. - Oczywi�cie, mogliby�my ubra� w mundury �andarmerii zwyk�ych ludzi, ale by�y dwa problemy. Po pierwsze, cywile nie maj� potrzebnego do�wiadczenia, a po drugie, chcieli�my, �eby nawet w taki �wi�teczny dzie� milicjanci si� wyr�niali. Nar�d ma szacunek do munduru. Jasne? - A mo�e zmobilizowa� KGB? - Wiesz, gdzie mnie pos�ali? - Ciebie, Parti� Komunistyczn�? - Maj� rozkaz obserwowania, kto si� b�dzie niew�a�ciwie zachowywa�. Potem b�d� wyci�ga� konsekwencje. - No to chocia� daj do Ermita�u oddzia� �andarm�w. Na wszelki wypadek. - To si� da zrobi�. Mo�e podrzucimy wam jeszcze w�z stra�acki. Tylko b�dziecie musieli ich sprz�t pod��czy� do gor�cej wody. �eby si� ludzie nie poprzezi�biali, gdy b�dziecie ich polewa� wod�. W przeciwnym razie mog� by� powa�ne nieprzyjemno�ci. - To ju� lepiej bez stra�ak�w, bo takiego b�ota do sal nanios�... Gorzej ni� zbuntowany nar�d. - Dobra. Jak chcesz. Pogadaj jeszcze z dyrektorem. Czyli wpuszczasz ich za barykad� i ani kroku dalej. W razie jakby co, dzwo� od razu do komitetu obwodowego. Mnie tu nie b�dzie. B�d� na "Aurorze", powierzyli mi oddanie wystrza�u. - No, to id�. - Id�. I bez paniki. Powtarzam ci, nar�d mamy u�wiadomiony. Porz�dny nar�d! 3. Kiere�ski sta� przed lustrem i pr�bowa� za�o�y� kr�tk�, stercz�c� peruk� w taki spos�b, �eby zas�oni� rzadkie, kr�c�ce si� w�osy na skroniach. W�osy by�y ciemniejsze od peruki i mocno skr�conymi lokami okala�y wyr�b lenfilmowskich fryzjer�w. Kiere�ski ze smutkiem pomy�la�, �e b�dzie musia� uwa�a� na zbyt gwa�towne ruchy. Z�o�y� r�ce na piersi. Podobie�stwo by�o niew�tpliwe. Korytarzem sz�o powoli dw�ch ministr�w. Kiere�ski nie zna� ich z widzenia, ale pomy�la�, �e s�dz�c z postury to powinni by� Milukow [3] i Guczkow [4]. Pami�ta� te nazwiska z podr�cznika do historii. Za nimi szed� Rozental - administrator teatru Lensowietu i zarz�dzaj�cy trup� Rady Ministr�w. - Towarzyszu Jamanidze - zwr�ci� si� do Kiere�skiego - poznajcie si�. Towarzysze b�d� z wami pracowa�. - Siedow - przedstawi� si� pierwszy. - Sul�enicki - mrukn�� drugi. - Towarzysze nie otrzymali jeszcze konkretnych r�l, czekamy na list� Rady Ministr�w - powiedzia� Rozental. - Jak tylko j� przy�l� z Muzeum Rewolucji, rozdzielimy role wed�ug wygl�du zewn�trznego. - A na razie gdzie mamy czeka�? - zapyta� Kiere�ski-Jamanidze. - Posied�cie sobie w westybulu. - To ju� lepiej zejdziemy do bufetu - sprzeciwi� si� Siedow. - Musimy si� pozna�. Przecie� od jutra b�dziemy razem rz�dzi� krajem. - Tylko nie przesadzajcie z piciem - uprzedzi� Rozental. - Punkt osiemnasta macie by� trze�wi jak �winie. Przeprowadzimy pr�b� z dekoracjami. Ministrowie zeszli do bufetu. Bufetowa nie rozpozna�a Kiere�skiego. Nie spodoba�o mu si� to. Wyj�� z kieszeni tekst swojej roli i usiad� przy stoliku, czekaj�c, a� Sul�enicki i Siedow co� zam�wi�. - Obywatele wolnej Rosji! - mamrota� Jamanidze, staraj�c si� nada� swojemu g�osowi intelektualne brzmienie. - Dzisiaj rozstrzygn� si� losy wolno�ci i demokracji... - Tekst zaczyna� mu si� podoba�. Do bufetu wpad� Rozental i przedstawi� ministrom carskiego admira�a. - Z komitetu rejonowego. Trzeci sekretarz. Zast�pca ministra obrony. B�dzie z wami w Ermita�u. Prosz� si� nim zaopiekowa�. - Czemu nie, mo�emy - powiedzia� Sul�enicki. - W ko�cu wszyscy jeste�my po tej samej stronie barykady. - W�a�ciwie nale�y si� do mnie zwraca� "wasza mi�o��", ale tymczasem mo�ecie do mnie m�wi� "Iwanie Sidorowiczu". - Iwanie Sidorowiczu - Siedow na chwil� odszed� od lady - nie znalaz�by pan dw�ch rubli w radzieckiej walucie? Wypiliby�my za zwyci�stwo Rewolucji Socjalistycznej. Admira� odchyli� po�� p�aszcza i wyci�gn�� z kieszeni plastykowy portfel. - Rubel reszty, wyzyskiwaczu. - Na jego twarzy pojawi� si� dobry, zm�czony u�miech. Siedow da� mu rubla reszty. Usiedli. Admira� nalewa� koniak i opowiada�, jak to dowodzi� rot� na Drugim Bia�oruskim. Czarne or�y na jego epoletach porusza�y si� miarowo. Wydawa�o si�, �e machaj� wspania�ymi skrzyd�ami. - Obywatele wolnej Rosji! - krzycza� Kiere�ski, kt�ry mia� ju� troch� w czubie. Przekrzywi�a mu si� peruka i by� coraz mniej podobny do premiera Rz�du Tymczasowego. - Ojczyzna w niebezpiecze�stwie! Admira� kr�ci� z wyrzutem g�ow� i p�g�osem powtarza�: - W razie czego - legitymacja na st�. Rozumiesz - na st�. - A ja ci� zgnoj�. I nawet nie spojrz� na pagony! - grozi� Kiere�ski. - Za mn� stoj� moi wierni Kozacy! Mam znajomego w komitecie obwodowym! Ministrowie byli zmieszani i co i rusz zagryzali rybkami w pomidorach. Nie mieli jeszcze tek i nazwisk. To stawia�o ich w trudnym po�o�eniu. Pojawi� si� znowu Rozental. - Aha! - zawo�a�. - Tak w�a�nie my�la�em. A mam jeszcze na g�owie ca�� Dum�. Wszystkich ubra� i obu� i to w importowane obuwie. - Szybko wychyli� kieliszek koniaku i wybiegaj�c jeszcze raz przestrzeg�: - Do osiemnastej macie by� trze�wi jak �winie. - Jak �winie - powt�rzy� Kiere�ski. Admira� po cichu wsta� i wyszed� napisa� raport na Kiere�skiego. Pisa� go bezpo�rednio do komisji kontroli i cytowa� premiera z pami�ci. Do osiemnastej Kiere�ski zaprzyja�ni� si� ze swoimi ministrami. Obejmowali si� i zgodnie �piewali "Bo�e, chro� cara". Co prawda nie znali s��w, ale i tak �adnie im to wychodzi�o. - Zrobi� ci� Milukowem! - krzycza� Kiere�ski w przerwach. - B�dziesz moj� praw� r�k�, Siedow! Stanowisko ci dam. Szacunek ci zapewni�. Przejdziesz do historii. - Wymachiwa� zerwan� z g�owy peruk�, i bufetowa, kt�ra w ko�cu go pozna�a, u�miecha�a si� po kryjomu. Lubi�a Jamanidzego. By� m�czyzn� z gestem, a do tego kawalerem. O osiemnastej przybieg� zgoniony i zaaferowany Rozental. Popychaj�c t�uste bur�uazyjne ty�ki ministr�w, zabra� ich na posiedzenie Dumy ostatniej kadencji. Jamanidze szed� z ty�u i powtarza�: - Obywatele wolnej Rosji! Szcz�cie jest tu� tu�! Moi wierni Kozacy czekaj� na rozkaz! 4. W magazynie by�a kolejka i Zosia stercza�a tam do czwartej. Denerwowa�a si�, �e nie zd��y pojecha� po c�reczk� do przedszkola. M�odziutki porucznik milicji przed ni� odbiera� mundur �andarma. By� troch� zmieszany i nawet zagadn�� do Zosi: - Pami�ta pani, jak to jest u Lermontowa: I wy, b��kitne mundury, I ty, pos�uszny im narodzie... - Tak - odpowiedzia�a Zosia. - To jak wyje�d�a� na Kaukaz. - �andarmeria by�a organizacj� nienawistn� narodowi. A ja studiuj� zaocznie prawo. Jestem na czwartym roku. Pani wyst�pi jako kto? - Szkoda nawet m�wi�. Jestem w batalionie szturmowym. Ochrona Zimowego. - Majakowski o was pisa�. Tylko nie pami�tam dok�adnie s��w. Co� obra�liwego. - Poj�cia nie mam, jak przekonam moje dziewcz�ta - zafrasowa�a si� Zosia. - M�wi�, �e na r�kawach b�dziemy mia�y trupi� czaszk� i ko�ci. Co za ha�ba! - Nie ma w tym nic ha�bi�cego - wmiesza� si� do rozmowy staruszek w binoklach. - Doskonale pami�tam, �e w tym batalionie by�y bardzo porz�dne kobiety, kt�re da�y si� z�apa� na haczyk carskiej agitacji. Na przyk�ad, moja ciocia, G�afira Siemionowna, p�niej wybitny pracownik na niwie edukacji rolniczej, bezprawnie represjonowana w trzydziestym pi�tym roku. - A pan kim b�dzie? - zapyta� ostro porucznik. - Czarna sotnia [5] - odpowiedzia� staruszek nie bez dumy. - Z chor�gwiami i obrazami �wi�tych. - To po co pan tu stoi? - Jak to po co? A kapoty, czapki, buty? Mamy bardzo szeroki inwentarz. M�wi�, �e wszystko ma by� importowane. - Taak... - Porucznik patrzy� wrogo na staruszka. Zosia mia�a wra�enie, �e ma ochot� zapyta�: a czy ty nie by�e� przypadkiem, go��beczku, w tej czarnej sotni i przed siedemnastym rokiem? Ale staruszek, jakby odgaduj�c my�li porucznika, u�miechn�� si� chytrze i powiedzia�: - Tylko wy, m�odzi, nie ulegajcie fa�szywemu wra�eniu, �e ja sprzyjam prawicy. Do czarnej sotni wybrano ludzi r�nych narodowo�ci. W tym Ormian, �yd�w, Gruzin�w, nawet jednego towarzysza z Korei. Naszym internacjonalistycznym obowi�zkiem jest pokazanie wrog�w w ca�ej ich ohydzie. Porucznik poszed� dopilnowa� za�adunku mundur�w, a staruszek zdrzemn�� si� na drewnianej �awce. - Wasza asygnata - warkn�a kobieta w okienku. Zosia poda�a jej dokument. - B�dziecie musieli sami p�j�� do magazynu. P�aszczy nie starczy. Mog� by� kurtki ze sztucznej sk�ry. Je�li zg�aszacie pretensje - kierownik magazynu drugie drzwi na lewo. - Nie zg�aszam �adnych pretensji. - Zosi bardzo si� spieszy�o. - Mog� by� kurtki. - G�upia! - Czarnoseciniec si� obudzi�. - Te z prawdziwej sk�ry wzi�li dla siebie. Zaskar� ich do komitetu rejonowego. Magazynierka jeszcze wymy�la�a staruszkowi, gdy Zosia, kt�ra dosta�a kurtki, czarne p�aszcze i paczk� naszywek do samodzielnego przyszycia, wsiada�a do samochodu obok kierowcy. Ci�ar�wka d�ugo jecha�a po Prospekcie Moskiewskim, potem skr�ci�a na Ligowk�. Na ulicach panowa� o�ywiony ruch. Z mur�w ogniochronnych zdejmowano wywieszki kas oszcz�dno�ciowych i reklamy Aerof�otu. Przed bram� jakiego� przedsi�biorstwa na mokrym asfalcie le�a� d�ugi transparent z has�em: POWITAJMY ROCZNIC� PI��DZIESI�CIOLECIA NOWYMI OSI�GNI�CIAMI NA NIWIE PRACY! Po transparencie, kt�ry nie by� ju� do niczego potrzebny, deptali surowi �adowacze, przygotowuj�c do zawieszenia tablic� z reklam� gilz KATYK. Na rogu, w malutkim kiosku, sprzedawano czerwone kokardy i tr�jkolorowe znaczki. Ze szko�y wychodzili uczniowie starszych klas, dumni z herb�w gimnazjum na swoich czapkach. Przed dworcem Moskiewskim jak zwykle by�o pe�no ludzi. Przedstawiciel "Inturistu" rozpaczliwie wyk��ca� si� z baga�owymi. Spora grupa turyst�w zagranicznych sta�a przed hotelem "Oktiabrskaja" i gapi�a si�, jak zdejmuj� z dachu dwumetrowe litery nazwy hotelu. Ci�ar�wki nie wpuszczono na Newski. Trzeba by�o jecha� naoko�o. Zosia, mimo �e bardzo si� spieszy�a, poprosi�a kierowc�, �eby przejecha� obok Smolnego. Kierowca zgodzi� si�. Te� mia� ochot� popatrze� na sztab Pa�dziernika na dwa dni przed powstaniem. Zdecydowano, �e nie b�dzie si� demontowa� pomnika Lenina, przykryto go tylko brezentem, �eby nie narusza� prawdy historycznej. Przed wjazdem sta� samoch�d pancerny z napisem �MIER� CARATOWI! i wymalowan� na boku nazw� ILJA MUROMIEC. Wok� samochodu krz�tali si� pracownicy telewizji. W samochodzie pancernym mia�a si� mie�ci� jedna z ruchomych stacji telewizyjnych. Zosia niespodziewanie pomy�la�a, �e porucznik dosta� niew�a�ciwy mundur. Jacy mogli by� �andarmi w pa�dzierniku siedemnastego roku? Ale od razu odp�dzi�a od siebie t� my�l. W komitecie obwodowym wiedz�, co robi�. Antypienko czeka� na Zosi� na dole. - Co ci� tak d�ugo nie by�o? - naskoczy� na ni�. - Tak jakby� nie mog�a kogo� wys�a�! Szybciutko zdaj p�aszcze i od razu do towarzysza Rozentala. - Nie mog�, musz� jecha� do przedszkola po Gal�. Mojego Kol�, mobilizowali do Wik�ela [6]. Ma zrywa� ��czno�� mi�dzy Moskw� i Petersburgiem. - W takim razie szybciutko poznaj si� z towarzyszem Rozentalem. On odpowiada za Rz�d Tymczasowy. Obdarzono go du�ym zaufaniem. - Dobrze. Tylko szybko. A wy za�atwcie wy�adunek. - A to co? - We�cie. To czaszki i ko�ci. Nasze naszywki. Zosia wesz�a na drugie pi�tro, gdzie czeka� na ni� towarzysz Rozental i dw�ch ministr�w z Rz�du Tymczasowego. - Dzie� dobry - przywita� si� Rozental. - Chcieliby�my zaj�� nasz pok�j. Ten, w kt�rym nam powiedz�; "Kto tu tymczasowy, wy�azi�". - Przerabiaj� go teraz - powiedzia�a Zosia. - Pewnie wam ju� towarzysz Antypienko m�wi�. - Czego on nam nie m�wi�! - zdenerwowa� si� aktor Sul�enicki. - Ale niech pani sama powie, jak mamy sami, bez wsparcia spo�ecze�stwa, robi� pr�by z dekoracjami? I w tym momencie do pokoju wszed� Kiere�ski. Ju� wytrze�wia� i peruka trzyma�a si� ca�kiem nie�le. Ca�kowicie zas�ania�a czarne w�osy na skroniach. - Nodar Jamanidze - przedstawi� si� Zosi i wpi� si� w jej oczy d�ugim spojrzeniem. Zosia spr�bowa�a oderwa� si� od ognistego spojrzenia Nodara. Nie uda�o si�. Dow�dca batalionu kobiecego zrozumia�a, �e by� mo�e premier Rz�du Tymczasowego czeka� na spotkanie z ni� kilka lat. Jak niewidoma, zrobi�a kilka krok�w w kierunku Kiere�skiego. Zatrzyma� j� dopiero ostry g�os Rozentala: - W takim razie, bardzo prosz�, zaprowad�cie nas do sali obrad. Zosia odwr�ci�a si� gwa�townie, �eby ju� nie patrze� w czarne ogniste oczy Kiere�skiego. Ale nawet nie patrz�c, czu�a jego spojrzenie na plecach i rozumia�a, �e sprawie rewolucji zadano pierwszy cios. Dow�dca szturmowego batalionu kobiecego, spo�ecznik, komsomo�ka, �ona i matka, Zosia Pietrowa z dzia�u porcelany zrozumia�a, �e ona i jej podw�adne zrobi� wszystko, �eby chroni� premiera i jego rz�d przed sprawiedliwym gniewem zbuntowanych mas. I gdy czekaj�cy w korytarzu na Zosi� Boria Ko�obek zobaczy� jej oczy, p�on�ce wewn�trznym sta�ym ogniem kobiecego oddania, zrozumia�, �e by� mo�e Ermita� uda si� utrzyma�. Ko�obek po wizycie w komitecie rejonowym zda� sobie spraw�, �e nie ma co liczy� na pomoc partii i milicji. Ta �wiadomo��, nak�adaj�ca na niego now� odpowiedzialno��, doda�a mu si�. 5. - W odr�nieniu od Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Pa�dziernikowej nasze obchody b�d� trwa�y nieco kr�cej - powiedzia� sekretarz komitetu obwodowego do spraw propagandy i agitacji. - Nie mamy prawa zamyka� najwi�kszych obiekt�w przemys�owych naszego miasta na dwa dni. Towarzysze z Moskwy mog� potwierdzi�, �e tam, w naszej stolicy, na szturm Kremla przeznaczono trzy godziny. - Trzy i p� - poprawi� przewodnicz�cy KC. - Trzy i p�. Ze wzgl�du na ruch uliczny i interesy telewidz�w. Oczywi�cie, nie mo�emy w ci�gu trzech godzin rozgromi� si� kontrrewolucji. To by by�o nie w porz�dku. Sala popar�a sekretarza aprobuj�cym szumkiem. Gruszew nawin�� na palec tasiemk� od czapki marynarskiej i zwr�ci� si� do siedz�cego obok Burundukowa z "Elektrosi�y": - Zach�d na nas patrzy. - Chi�czycy te� by si� ucieszyli, gdyby si� nam noga powin�a. Sekretarz, jakby s�ysz�c s�owa Burundukowa, ci�gn��: - Wszyscy, towarzysze, rozumiecie z�o�ono�� mi�dzynarodowej sytuacji. Dogmatycy z Pekinu nawet podczas snu nie przestaj� zastanawia� si�, jakby tu znies�awi� uroczysto�� pi��dziesi�ciolecia. Mi�dzy nami m�wi�c, wczoraj na Newskim widziano korespondenta Sinhua, kt�ry s�owo w s�owo przepisywa� nasze obwieszczenia i odezwy z 1917 roku. (Szum na sali). W zwi�zku z tym, towarzysze, musimy pami�ta�, �e wszyscy jak tu jeste�my osobi�cie odpowiadamy za ka�dy przecinek, ka�d� literk�, ka�de s�owo. Wyobra�cie sobie, jaki harmider podnios�aby wroga nam prasa, gdyby przy�apano nas na b��dzie historycznym. Przejd�my teraz do spraw bie��cych... - Mia�e� szcz�cie, Grisza - powiedzia� z zazdro�ci� Burundukow. - Ja w og�le nie wezm� udzia�u w wydarzeniach. Zostaj� w zarz�dzie fabryki, mam pilnowa� ��czno�ci. - Towarzysze! - Po kr�tkiej przerwie wyst�pi� cz�onek KC z Moskwy. - Towarzysze, wszyscy doskonale rozumiemy podw�jn�, a nawet potr�jn� odpowiedzialno��, jak� nak�ada na ka�dego z nas decyzja Komitetu Centralnego o rekonstrukcji w dniu pi��dziesi�tej rocznicy Wielkiego Pa�dziernika wydarze� siedemnastego roku. W ca�ej ich z�o�ono�ci, a czasem sprzeczno�ci... Ca�y �wiat powinien zobaczy� na w�asne oczy, �e jeste�my gotowi nawet co roku szturmowa� i zdobywa� Pa�ace Zimowe, aby zademonstrowa� triumf marksizmu-leninizmu! Niech wszyscy zobacz�, �e nasze zgrubia�e palce mog� jeszcze utrzyma� karabin! Punktem kulminacyjnym obchod�w b�dzie, jak wiecie, szturm cytadeli reakcji - Pa�acu Zimowego. Ten�e szturm stanie si� sygna�em dla rewolucyjnych wydarze� w Moskwie - stolicy naszego kraju. - Cz�onek KC zrobi� pauz� i niespiesznie nala� sobie wody ze stoj�cej na niewielkiej m�wnicy karafki. Woda la�a si� do szklanki cienkim strumyczkiem i jej plusk wzmocniony mikrofonem by� doskonale s�yszalny w ca�ej sali. - Poprzedni m�wca skupi� si� przede wszystkim na mi�dzynarodowym aspekcie jutrzejszych wydarze�. To bez w�tpienia wa�ne, ale nasz g��wny cel to nar�d radziecki. I dlatego my, pami�taj�c wypowied� jednego z marksist�w-leninist�w "Kadry decyduj� o wszystkim", powinni�my postawi� na szczeg�lnie wa�nych odcinkach wiernych partii, u�wiadomionych i najlepiej niepij�cych towarzyszy. Towarzysze, powstanie to sztuka. Tak uczy� nas Lenin! Potraktujmy to pokazowe powstanie jak sztuk�! Burza oklask�w wstrz�sn�a niewielk� sal� komitetu obwodowego. Przyw�dca Bundu Kogan odwr�ci� si� do Gruszewa i krzykn�� nie przestaj�c bi� brawa: - Ju� my im poka�emy! Kozacki czub Kogana rozsypa� si� i zas�oni� prawe oko. - Wszyscy na Zimowy! - wykrzykn�� kto�. Znowu zagrzmia�y oklaski. - Zajd� do mnie, dostaniesz instrukcje. - Gruszewa dogoni� w korytarzu instruktor komitetu obwodowego. Weszli do gabinetu. - Ju� dzisiaj w nocy zaczn� przeci�ga� "Auror�" z Kronsztadu - powiedzia� instruktor. - Na razie zdj�li z niej wszystkie nadbud�wki i wys�ali w d� rzeki na barkach. Twoje zadanie... wiem, �e je znasz, ale nie zaszkodzi powt�rzy�. Twoje zadanie polega na byciu tym marynarzem, kt�ry nie uwierzy kapitanowi, �e farwater jest p�ytki. Zejdziesz do szalupy i sam sprawdzisz jego g��boko�� sond�. Potem przejmiesz dowodzenie statkiem i doprowadzisz go na pozycj� do obstrza�u Zimowego. Jasne? - Jasne ju� od dw�ch tygodni. - A to, co ci teraz powiem, jeszcze jasne nie jest. Tylko do twojej wiadomo�ci. Jak my�lisz, dlaczego zdj�to nadbud�wki z kr��ownika? Nie wiesz. Wyja�niam. Dzisiaj w nocy przywioz� inn� armat�. Tak�, kt�ra mo�e strzela� prawdziwymi pociskami. I dadz� nam dwa prawdziwe pociski. Wystrzelicie w Zimowy. Teraz jasne? - Jako� nie... - Gazety trzeba czyta�. S�uchaj. W�r�d naszych inteligent�w jest tendencja do traktowania salwy z "Aurory" tak, jakby jej nie by�o. �e niby by� tam jaki� sygnalizacyjny wystrza�, w dodatku �lepy. I uradzili�my tu z towarzyszami, �e damy im popali�. Zrobimy tak, �eby w sze��dziesi�tym si�dmym salwa by�a prawdziwa! - Ale przecie� tam, w Ermita�u, s� obrazy i tak dalej... - O to si� nie martw. Elektronicy wszystko wyliczyli. Pocisk trafi w sal� sztuki zachodniej. W tych, jak im tam... impresjonist�w. �adna strata. Teraz jasne? No, to id�, dzia�aj. I ani mru, mru. Gruszew pomy�la�, �e Ko�obek mia� sporo racji. - I pami�taj, to osobiste tajne rozporz�dzenie towarzysza Bre�niewa! 6. O godzinie siedemnastej syreny wszystkich fabryk Leningradu przeci�gle, bez�adnie i alarmuj�co zawy�y. Wy�a syrena Zak�ad�w Kirowskich, kt�re teraz nazywa�y si� Puti�owskie, wy�a syrena "Elektrosi�y" i syreny tajnych przedsi�biorstw, ozdobionych r�norakimi obwieszczeniami, wy� Zak�ad Przetw�rstwa Zbo�owego, i s�dy wojenne w Kronsztadzie, gwizda�y poci�gi na dworcu Moskiewskim, Witebskim, Warszawskim i Finlandzkim, dzwoni�y tramwaje rzeczne, tr�bi�y taks�wki, a zamontowane wsz�dzie g�o�niki zag�usza�y ca�y ten zgie�k pierwszymi d�wi�kami hymnu. W miar� jak cich�y syreny, Palmir P�nocy prze�ywa� czarodziejsk� metamorfoz�. Milicjanci porzucali swoje posterunki, wsiadali do niebieskich samochod�w milicyjnych i wychodzili jako policjanci i st�jkowi w niskich papachach. Zza rogu Litiejnego zau�ka wysz�a kiepsko zorganizowana grupa m�czyzn w kapotach i wypastowanych margaryn� butach ze zwijaj�cymi si� w harmonijk� cholewami. M�czy�ni nie�li ikony i sztandary i �piewali z kartek "Bo�e, chro� cara". Z ulic znikn�y taks�wki i zamiast nich po Newskim, dziwnie cichym i pustym mkn�li rikszarze. Spychaj�c gapi�w na chodniki przejechali kozacy. Na pikach trzepota�y niebiesko-bia�o-czerwone chor�giewki - francuskie, zaproponowane przez eksperta z Muzeum Lenina. Stary ford z jakimi� lud�mi w mundurach bez znak�w rozpoznawczych wyskoczy� na most Aniczkowski, wypu�ci� k��b niebieskawego dymu i utkn�� przy koniu Clodta [7]. Na furmance, przebrani za wie�niak�w, jechali operatorzy filmowi. Oczy obiektyw�w z�owieszczo wygl�da�y spod porozpinanych sukman. �ciemnia�o si�. Ta cz�� ludno�ci Leningradu, kt�ra nie bra�a bezpo�redniego udzia�u w przedsi�wzi�ciu, snu�a si� po chodnikach, nerwowo ws�uchuj�c si� w g�osy megafon�w. Rozmach i realno�� przedsi�wzi�cia wywo�ywa�y w obywatelach niepok�j i niezrozumia�e pragnienie schowania jak najg��biej, do kufra o podw�jnym dnie, legitymacji zwi�zkowych i cz�onkowskich DOSAAF. Bez�adnie, jakby odzwyczajone po d�ugiej przerwie, rozdzwoni�y si� dzwony Soboru Kaza�skiego. D�onie przechodni�w si�ga�y ku czo�om - prze�egna� si� albo po prostu otrze� pot. Czarnoseci�cy w um�wionym miejscu z�apali Kirgiza, zamaskowanego na rabina i otwarcie zn�cali si� nad nim, nie czyni�c mu jednak, zgodnie z ustaleniami, krzywdy cielesnej. Zapali�y si� �wiat�a w dawnych kasach dworca kolejowego, teraz pe�ni�cych rol� Dumy. W oknach majaczy�y postacie nale��cych do r�nych frakcji deputowanych. Deputowani wymachiwali r�kami, a g�o�niki, w��czone na kilka minut w sali Dumy, transmitowa�y ha�as i okrzyki kontrrewolucjonist�w. S�ycha� by�o wystrza�y z ci�kich dzia�. Oddzia�y genera�a Krosnowa rwa�y si� ku Piotrogradowi, ale na dany przez sier�anta milicji znak zatrzyma�y si�, bezsilne, przed Pu�kowskimi wzg�rzami. W Pa�acu Zimowym r�wnie� czu�o si� niepok�j. O pi�tej wyjecha�y ostatnie �adowarki i wywrotki, oddzielaj�c Ermita� od placu barykad� zmontowan� byle jak z pustej tary, kontener�w, z�omu, bierwion i d�ugich pr�t�w, kt�re nadawa�y jej wygl�d d�ugiego je�ozwierza. Na barykadach umieszczono cekaemy i trzy armaty bez zamk�w, przywiezione z Muzeum Artylerii. Pomi�dzy �cian� pa�acu i barykad� by�o na razie pusto. Dziewcz�ta - sekretarki, historycy sztuki, sprz�taczki i przewodniczki Ermita�u, przymierza�y mundury. W k�cie sali egipskiej Raisa Siemionowna ustawi�a maszyn� do szycia i przerabia�a, pomimo surowego zakazu Antypienki, kurtki i p�aszcze kobietom z batalionu �mierci. W bufecie sta�a kolejka po kefir i czarn� kaw�. Wiele os�b mia�o nocowa� w Ermita�u, a jutro czeka� je ci�ki dzie�. Antypienko nadzorowa� rozk�adanie pol�wek w g��wnym westybulu. Pol�wek brakowa�o - potrzebowano ich nie tylko w gnie�dzie kontrrewolucji. Zosia, ju� przebrana w czarn� l�ni�c� kurtk� z czaszk� na r�kawie - musia�a przyzna�, �e bardzo jej w tym stroju do twarzy - siedzia�a na parapecie z premierem Rz�du Tymczasowego. Pili czarn� kaw� i rozmawiali p�g�osem. - Ciesz� si�, �e pani mnie rozumie. Kobiety rzadko mnie rozumiej�. Powiedziawszy to Kiere�ski opu�ci� oczy i jego spojrzenie przypadkiem pad�o na zgrabne kolano Zosi. Kiere�ski westchn��. Zosia poczu�a instynktownie, �e co� jest nie w porz�dku z jej ubraniem, spr�bowa�a naci�gn�� swoj� minisp�dniczk� na kolano, ale nic z tego nie wysz�o. - Jestem �onaty od o�miu lat. - Kiere�ski znowu westchn�� i poprawi� peruk�. - Moja �ona Rita okaza�a si� bardzo ograniczon� kobiet�. - Niech pan tak nie m�wi - zaprotestowa�a Zosia. - Jestem pewna, �e pa�ska �ona to mi�a i dobra kobieta. Jest jej tak samo �le z panem, jak panu z ni�. - Znowu ma pani racj�, absolutn� racj�! - zapali� si� Kiere�ski. - Wszystkiemu winien jestem wy��cznie ja. Korytarzem przeszed� Ko�obek. Ugina� si� pod ci�arem skrzynki. Drug� tak� skrzynk� d�wiga� za nim Simeonow. - Co tam macie, ch�opaki? - zapyta�a Zosia. - Nic takiego. - Boria jest naszym wodzem. To znaczy dzisiaj dowodzi junkrami. Czy pana aresztuj�? - Nie - zaprzeczy� Kiere�ski. - W ostatniej chwili uda mi si� uciec. W przebraniu piel�gniarki. Uciekn� do Ameryki. - To bardzo ciekawe - powiedzia�a Zosia. - Ogl�da� pan "Kobiet� i m�czyzn�"? - Nie. Co to takiego? - Film o prawdziwej, czystej mi�o�ci. Francuski. 7. W�odzimierz Iljicz Lenin wymin�� towarzysza Jarcho i pierwszy podszed� do drzwi od klatki schodowej. Dawno niemyta szyba by�a szara, z zaciekami po listopadowych deszczach. - Kozak�w nie wida� - powiedzia� Lenin. - Junkr�w te� nie. Lenin poprawi� zakrywaj�cy po�ow� twarzy banda� i naci�gn�� na rud� peruk� czapk� z daszkiem. Na g�rze trzasn�y drzwi. Kamera telewizyjna na p�pi�trze terkota�a cicho. W p�mroku postacie operator�w wygl�da�y jak zjawy. - Chod�my, towarzyszu Iljicz. - Jarcho stara� si� m�wi� z esto�skim akcentem. - Czekaj� na nas w Smolnym. - Tak, ju� czas. W�odzimierz Iljicz ostro�nie otworzy� drzwi i ten historyczny gest momentalnie zosta� pokazany przez miliony telewizor�w ca�ego Zwi�zku Radzieckiego i post�powych kraj�w Europy, w��czonych do systemu Interwizji. Zimna, deszczowa noc schwyci�a w�drowc�w i ponios�a ich w stron� mostu, ku Newie, niebezpiecze�stwu i s�awie. Jarcho szed� pierwszy. Jego szerokie kroki by�y pewne, ale ostro�ne. Lenin szed� z ty�u. Opaska przeszkadza�a mu patrze� i szybko nami�k�a - wydawa�o si�, �e ma przyczepion� do twarzy mokr� ci�k� poduszk�. Sp�nieni widzowie t�oczyli si� na chodnikach i szept: "Idzie!" toczy� si� naprz�d, wyprzedzaj�c id�cych o kilka kwarta��w. Znana z ksi��ek i film�w posta� wodza w d�ugim w�skim palcie z czarnym aksamitnym ko�nierzem, w robotniczej czapce z daszkiem i z obwi�zanym policzkiem - wodza, kt�ry szed� wzi�� w swoje r�ce dowodzenie powstaniem - sprawia�a, �e wszystko wraca�o na swoje miejsce. �ami�c wszystkie zasady przedsi�wzi�cia id�cych wymin�� samoch�d telewizji z kr�c�cym si� na dachu radarem. By� jako tako zamaskowany na katafalk. Cylindry operator�w i re�ysera z�owieszczo chwia�y si� nad ciemn� ulic�. D�ugi ryj kamery, kt�ry wysun�� si� z ty�u katafalku ostatni raz da� na ekrany du�y plan twarzy Lenina. Wiedz�c, �e go filmuj�, Lenin stara� si� opanowa� dr�enie ramion. Dreszcz przeszywa� go do szpiku ko�ci, wydawa�o mu si�, �e lodowate krople �ciekaj� po w�trobie. Rozbola� go z�b. Ju� przedwczoraj �ona prosi�a, �eby poszed� do dentysty, ale w przychodni WTO [8] trzeba si� by�o zapisywa� z trzydniowym wyprzedzeniem. Jarcho otrz�sn�� si� i zapali�, os�aniaj�c p�omie� szerokimi d�o�mi. - Niech pan schowa paczk� - poleci� Lenin. - Kto pi��dziesi�t lat temu pali� "Bie�omory"? - Ju� nas nie filmuj�. - Jarcho m�wi� teraz bez esto�skiego akcentu. - Pojechali na dworzec. Tam si� zaraz b�dzie sporo dzia�o. - Pospieszmy si�. Bo nam rozsun� mosty. - Nie. Tej nocy trzymaj� je puti�owcy. Czerwona Gwardia. - O kt�rej mamy by� w Smolnym? - Jeszcze czas. Dobrze by by�o wst�pi� gdzie�, rozgrza� si�. - Zwariowa� pan. Przecie� tego nie by�o. - Kto wie... tamtej nocy ich nie obserwowali�my. Jarcho wyrzuci� niedopa�ek, kt�ry zasycza� w czarnej ka�u�y. Z daleka zastuka�y kopyta. - Wejd�my, W�odzimierzu Iljiczu, do tej bramy. Zdaje si�, �e to kozacy. Boj� si�, czy ci trocki�ci nie odkryli waszego lokalu konspiracyjnego. - Niech si� pan trzyma tekstu - powiedzia� surowo W�odzimierz Iljicz, daj�c nura w ciemn� bram�. - Jacy trocki�ci? Lowa powinien siedzie� w Smolnym i dowodzi�, p�ki mnie tam nie ma. - Niemo�liwe! - Rzeczywi�cie, niemo�liwe. Zdecydowali, �e si� obejd� bez tej politycznej prostytutki! W Smolnym jest Podwojski [9] i Swierd�ow [10]. Pewni ludzie. Z komisji rewizyjnej. Kozacki podjazd przejecha� szybko i tylko b�oto bryzgaj�ce spod ko�skich kopyt chlusn�o w bram�. - Idziemy? - Idziemy. Tylko ostro�nie. �arty �artami, ale je�li teraz wpadniemy w oczy kozackiemu patrolowi, mo�e doj�� do skandalu. Na rogu p�on�o ognisko. Wok� niego stali czerwonoarmi�ci. Karabiny ustawiono przy stojaku. - Swoi - stwierdzi� Jarcho. - Jeszcze dwie przecznice i b�dzie most. A stamt�d do Smolnego ju� niedaleko. - �eby�my ju� wreszcie tam byli - mrukn�� Lenin. Jeden z czerwonoarmist�w s�ysz�c kroki odwr�ci� si�. - Kto idzie? - zapyta�. - Do Smolnego - odpowiedzia� Jarcho. - Has�o - zwyci�stwo. Z telewizji nie przeje�d�ali? - Nie macie w Smolnym nic do roboty. - Tak to nie m�w. - Jarcho stara� si� by� uprzejmy. - Nie wiesz, z kim rozmawiasz. - I nie chc� wiedzie�. - A powiniene� si� domy�li�. Mieli was uprzedzi�. - Wiesz ty co - czerwonoarmista nagle si� rozz�o�ci� - zamiast mi tu prawi� kazania, poka� lepiej dokumenty. Pozostali czerwonoarmi�ci r�wnie� odwr�cili si� do zatrzymanych i uwa�nie przys�uchiwali si� rozmowie. - Jakie dokumenty? - zapyta� gro�nie Jarcho. - Nie mo�emy mie� dokument�w. Przecie� podali�my has�o. Odsu�cie si�, nie zatrzymujcie nas. �eby�cie potem nie mieli pretensji, jak was w komitecie obwodowym na dywanik wezw�. - Wa�ka, on ci� straszy - powiedzia� jeden z czerwonoarmist�w. Czerwonoarmi�ci nie obawiaj�c si� kozackich patroli, roze�miali si� g�o�no. Niewykluczone, �e ca�a ta historia sko�czy�aby si� dobrze, gdyby nie wtr�ci� si� W�odzimierz Iljicz. - Towarzysze! - odezwa� si� nagle. - Zwhacam wam uwag� na zbyt ma�� hewolucyjn� czujno��. W momencie, gdy wh�g mo�e zwyci�y�, wasza bho� stoi nie na�adowana. - A to co za przebranie? - zainteresowa� si� czerwonoarmista. - Z�by bol� czy oberwa�e�? - Towarzysze! - jeszcze g�o�niej krzykn�� Lenin. - W imieniu hewolucji hozkazuj� wam... Nie doko�czy�. Czerwonoarmista podszed� do niego bardzo blisko i powiedzia�: - Chyba oni. - My, my - potwierdzi� Jarcho, kt�ry my�la�, �e w ko�cu go rozpoznano. - Dok�adnie - powiedzia� drugi czerwonoarmista. - Jeden wysoki, to ten co zdejmowa� zamek. Drugi, ma�y, okr�g�y, za�atwi� cioci� Zoj�. - I dokument�w nie maj� - popar� go inny. - Przecie� jeste�cie puti�owcami! - zd��y� krzykn�� Jarcho, zanim wykr�cili mu r�ce. - Nie, jeste�my z OBCHSS [11]. - Czerwonoarmista wskaza� opask� z napisem "dru�ynnik", ale bez litery "jat'" na ko�cu. - Postawili nas tu zamiast milicji. Nie wszyscy mog� bawi� si� w aktor�w. Kto� musi pracowa�. Inaczej tacy jak wy, korzystaj�c z zamieszania, narobiliby tu niez�ego bigosu... Dobra, chod�cie na komisariat, tam si� zobaczy. Tymczasem drugi czerwonoarmista zacz�� wpatrywa� si� w twarz Lenina i nie mog�c nic zobaczy�, powiedzia� do kolegi: - W��cz no latark�. Co� mi si� jego twarz wydaje znajoma. - Jestem Leninem - przedstawi� si� W�odzimierz Iljicz. Nie mia� ju� nic do stracenia. Czas p�yn�� i w ka�dej chwili mog�o zacz�� si� powstanie. "Wczoraj by�o za wcze�nie, jutro b�dzie za p�no" - powtarza� w my�lach. Czerwonoarmista wbi� mu w twarz promie� latarki. Lenin zmru�y� oczy. Jednym ruchem zerwa� z Iljicza mokr� peruk�, opask� i, jak na nieszcz�cie, r�wnie� drug� peruk� z �ysin� i br�dk�. Stoj�cy przed czerwonoarmist� cz�owiek ju� niczym nie przypomina� wodza rewolucji. - Wydawa�o mi si� - powiedzia� czerwonoarmista. - My�la�em, �e sk�d� go znam. - Jestem Leninem - powt�rzy� w�dz rewolucji. - Idziemy. Za Lenina wlepi� ci dodatkowo. Z tego nazwiska si� nie �artuje - pouczy� czerwonoarmista, poganiaj�c zatrzymanych. 8. O trzeciej w nocy Kiere�skiego wezwano na zebranie gabinetu ministr�w. Powiedzia� Zosi, �e postara si� wr�ci� jak najszybciej. Zosia, �eby jutro, w dniu wydarze�, nie przysypia�, zdrzemn�a si� na kanapce przed garderob�. Tam znalaz� j� Boria Ko�obek, gdy zbiera� dow�dc�w oddzia��w. Noc by�a z�a i ciemna. Z dachu Sztabu Generalnego wyrywa�y si� o�lepiaj�ce promienie jupiter�w, obmacywa�y fasad� Pa�acu Zimowego, puste barykady, �lizga�y si� po placu Pa�acowym, rzucaj�c owale �wiat�a na pomarszczone deszczem ka�u�e. Kilku milicjant�w przebranych za st�jkowych, ale z czerwonymi opaskami na r�kawach zamyka�o bram� Sztabu Generalnego. Brama mia�a zosta� otwarta w dniu szturmu. Z okna w pokoju Ko�obka by�o wida� jak pierwsze szeregi robotnik�w i czerwonoarmist�w podchodz� od strony Soboru Isakijewskiego i chowaj� si� przed deszczem pod mokrymi drzewami, na kt�rych wisia�y jeszcze ostatnie li�cie. - M�wcie, jak wygl�da sytuacja - odezwa� si� do zebranych Ko�obek. Wygl�da� surowo i bardzo r�ni� si� od tego Ko�obka, kt�rego znali i do kt�rego byli przyzwyczajeni. - Moi junkrzy ju� zebrali si� na dole - zameldowa� Simeonow. - Niemal wszyscy. Nie ma pi�ciu ludzi, przewa�nie z bardzo wa�nych powod�w. Zagrebin od jutra idzie na urlop, ma skierowanie, zwolni�em go. Jednemu zachorowa�a matka. Bugajew ma zapalenie korzonk�w. - Jak z broni�? - Wszystko w porz�dku. Dwadzie�cia karabin�w i jeden cekaem. Czterna�cie strzelb my�liwskich. I wystawa pistolet�w z galerii na parterze. - A u ciebie, Dudnik? - O��w zdobyli�my. Odlewamy kule. Do jutra zrobimy ze sto kilo. Tylko z rozmiarem jest ci�ko. Cz�� broni jest z siedemnastego b�d� szesnastego wieku. - Ch�opaki - w��czy�a si� Zosia - chyba powariowali�cie. A jak si� Antypienko dowie? - Nie dowie si� - uspokoi� j� Izwicki. - Ju� o to zadba�em. Wypi�em z nim osiem setek koniaku za zwyci�stwo rewolucji. W�a�nie, poszed�bym si� przespa�. I tak moje armaty nie maj� zamk�w. - Id� - zgodzi� si� Ko�obek. - Dzi�ki. Jak twoje dziewcz�ta, Zosiu? - Wed�ug listy mam osiemdziesi�t os�b. Obecnych czterdzie�ci trzy. Sam pan rozumie, jedne maj� dzieci, inne jeszcze co innego. Mo�e jutro przyjdzie jeszcze ze dwadzie�cia. Wed�ug mnie, troch� pan przesadza. Co to ma by� - wojna, czy co? A je�li kto� zostanie ranny? - Aaa, zdaje si�, �e jeste� s�abo poinformowana. B�dziemy musieli ci� o�wieci�. Simeonow, b�d� tak dobry, przyprowad� je�ca. Nagle ta scena wyda�a si� Zosi absolutnie nierealna. Oto stoi przed ni� jej przyjaciel, m�odszy pracownik naukowy Ermita�u Boria Ko�obek, ma na sobie oficerski - a mo�e junkierski? - mundur. I m�wi o amunicji, karabinach i je�cach. Mo�