2576
Szczegóły |
Tytuł |
2576 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2576 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2576 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2576 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KORNEL MAKUSZY�SKI
PANNA Z MOKR� G�OW�
SCAN-DAL
ROZDZIA� PIERWSZY
�ycie s�ynnych ludzi opisuje si� zwykle od chwili ich narodzin; jest tedy spraw� s�uszn�, by �ywot "Panny z mokr� g�ow�", kt�r� nale�y zaliczy� do najwybitniejszych postaci naszego wieku, rozpocz�� od owego dnia, kiedy ujrza�a ona �wiat�o s�oneczne. By� to dzie� szary, bardzo zwyczajny i niczym nie wyr�niaj�cy si� od posp�lstwa dni, chocia� powinien zal�ni� w kalendarzu, wybuchn�� jak wulkan i zakrwawi� wielk� �un� chmurne i przepa�ciste niebo historii. Tak si� bowiem cz�sto dzia�o w bardzo dawnych czasach, �e kiedy na �wiat przychodzi� kto� taki, co mia� zawa�y� na jego losach - jaki� pot�ny kr�l, wspania�y geniusz czy te� potw�r, co mia� rozla� morze krwi - dziwne w naturze dzia�y si� rzeczy: ziemia trz�s�a si� jakby w wielkiej trwodze, pada�y g�ry, jakby chcia�y czo�em uderzy� o struchla�e pado�y, morze wyst�powa�o z brzeg�w, lwy rycza�y na pustyni, wybucha�y po�ary, a wszystkimi lud�mi wstrz�sa� tajemniczy dreszcz. Nic podobnego - ku powszechnemu zdumieniu - nie sta�o si� owej chwili, kiedy "Panna z mokr� g�ow�" zjawi�a si� na �wiecie. By� mo�e, �e natura dlatego nie objawi�a swojej oszala�ej rado�ci czy te� gro�nej trwogi, �e w pobli�u miejsca narodzin owego stworzenia nie by�o ani wulkanu, kt�ry by zap�on��, ani oceanu, kt�ry by wzni�s� fale pod niebo, ani lwa, kt�ry by zarycza�. W pobli�u by�y jedynie konie i krowy, kt�re nie kiwn�yby ogonem, nawet gdyby si� w ich obecno�ci narodzi� chi�ski cesarz, i by�a jedna, jedyna, bardzo z natury smutna koza, tak oboj�tna wobec wielkich zdarze�, �e pod tym wzgl�dem m�g� j� prze�cign�� jedynie taki arcyba�wan, jakim z dziada i pradziada zwyk� by� - baran.
Jedynym szczeg�lnym zdarzeniem w owym dniu by�o pojawienie si� dw�ch wron, kt�re przysiad�szy na dachu, pokry�y dom ca�y czarnym krakaniem. Nie mo�na by�o jednak temu zdarzeniu przypisa� historycznego znaczenia, nie zwr�cono te� na nie wi�kszej uwagi. Rozwa�ywszy to wszystko, przyzna� nale�y ze smutkiem, �e "Pannie z mokr� g�ow�" sta�a si� krzywda ju� w pierwszym dniu jej istnienia, bo jak si� to p�niej oka�e, godna by�a ma�ego trz�sienia ziemi. Nic nie zapowiedzia�o narodzin istoty wyj�tkowej. Wi�cej na �wiecie czyni si� ha�asu, kiedy si� narodzi ciel� o dw�ch g�owach, ma�o za� kto rozprawia� o tym, �e si� narodzi�a dziewczyna, kt�rej bujne dzieje postanowili�my opisa�. Nie zdumia�a ludzi tym nawet, czym zas�yn�� tu� po urodzeniu jeden z francuskich kr�l�w, kt�ry si� narodzi� z czterema z�bami, jak gdyby pragn�� od razu zapowiedzie� Pary�owi, �e b�dzie jada� wi�cej ni� najmniej dziesi�ciu jego poddanych, a zapowied� sumiennie spe�ni�.
O ludziach b��kitnie i beztrosko szcz�liwych m�wi si�, �e urodzili si� w czepku. Nadaremnie usi�owa�em dowiedzie� si�, czy to nie zdarzy�o si� naszej dziewczynce. Ludzie, kt�rzy pami�taj� chwil� jej narodzin, zgodnie przecz� temu, jakoby widzieli czepek na jej ma�ej g�owie. S�yszano jedynie przenikliwy wrzask, pe�en rozczarowania i gniewu. "Panna z mokr� g�ow�" wyzna�a p�niej, nauczywszy si� boskiej sztuki mowy, �e kiedy ujrza�a �wiat�o s�o�ca, us�ysza�a s�owo, kt�re j� przej�o zgroz�, zdumieniem i gniewem: oznajmiono �wiatu, �e narodzi�a si� dziewczynka. By�o to tak przera�liwe dla niej nieszcz�cie, taka dla jej bujnej i rozwichrzonej duszy niespodzianka, �e postanowi�a raczej umrze� od razu ni� by� dziewczynk�. Poniewa� nikt z obecnych ani nie rozumia�, ani nie m�g� poj�� g��bi jej rozpaczy, ze nie urodzi�a si� ch�opcem, gwa�townie utrzymano j� przy �yciu. Nie maj�c tedy innego sposobu, og�osi�a protest przeciwko fatalno�ci i przemocy przera�liwym krzykiem, do kt�rego do��czy�a po niewielu dniach wierzganie nogami. Nieustanny, a �adnym rozumnym argumentem nie uzasadniony wrzask da� jej piastunce sposobno�� do wyg�oszenia zwi�z�ego proroctwa, kt�re uj�te w form� uroczyst� brzmia�o tak: "Nie daj, Bo�e, ale pyskata to b�dzie panienka". Poniewa� piastunki myl� si� rzadko kiedy, przysz�o�� m�odej istoty zapowiada�a si� w wysokiej tonacji, gro�nej dla wieczornej ciszy �wiata i dla spokoju spracowanych nocy.
M�oda osoba ucisza�a si� czasem. M�dr� uprawiaj�c polityk� dosz�a do przekonania, ze nie warto krzycze� wtedy przede wszystkim, kiedy nikt nie s�yszy, bo po co nadaremnie zdziera� sobie p�uca? Tym pot�niejsze wydawa�a z siebie wrzaski, rozs�dnie wypocz�ta, kiedy zbli�ano si� do niej. Zauwa�y�a r�wnocze�nie, �e nie nale�y drze� si� nieustannie, gdy� nieprzerwana, ci�g�a awantura traci na sile, staje si� nudna i mo�na do niej przyzwyczai� si�. Now� przeto wymy�li�a metod� i chytrze wszystkich zwi�d�szy, czeka�a cierpliwie i w wielkiej ciszy takiej chwili, kiedy jej nag�y, niespodziewany wrzask musia� sprawi� wra�enie i zrywa� wszystkich na nogi. By�a to diabelska przemy�lno�� dziewczyny obra�onej na ca�y �wiat, �e nie narodzi�a si� ch�opcem. W objawach tej niech�ci tkwi�a widoczna przesada, bo nawet ch�opak, mocnymi obdarzony p�ucami i ciosem najbardziej przera�liwym, nie m�g�by tego dokaza�, co dla niej by�o drobnostk�.
Aby ukoi� to wrz�ce �r�d�o najbardziej rozkrzyczanych nami�tno�ci, usi�owano je zasypa� pro�bami i gro�bami. Przemawiano do wrzaskliwego berbecia p�ci �e�skiej s�owami pe�nymi s�odyczy, miodu i konfitur. Czarne oczki patrzy�y przedziwnie roztropnie, tak �e si� wszystkim zdawa�o, i� z osob�, patrz�c� tak rozumnie, mo�na pogada� "na rozum". Przera�liwe to by�o z�udzenie. Osoba wys�uchiwa�a pochlebstw, s�odkich s��wek, rozkosznych przyrzecze� i obietnic, a kiedy ostatnie s�owo spad�o na ni� jak ci�ka i z�ota kropla miodu, rozpoczyna�a nowy koncert na znak, �e wolnej duszy, kt�ra chce wrzeszcze�, nie mo�na przekupi� cukierkowym gadaniem. Wtedy usi�owano woln� dusz� pogn�bi� strachem i przywali� brzemieniem gro�by. Wywo�ywano niewinne, bia�e w sercu i czarne na g�bie widmo kominiarza, z najodleglejszych kraj�w zwo�ywano czarownice, zb�jc�w i nied�wiedzie. Na rozkrzyczanej panience nie czyni�a ta piekielna mena�eria najmniejszego wra�enia, z tego przede wszystkim powodu, �e zgo�a nie zna�a ani osobi�cie, ani z widzenia wszystkich tych strach�w, i nowym krzykiem prosi�a uprzejmie pochylone nad ni� zgromadzenie, aby jej nie zawracano g�owy historiami, kt�rych nie rozumie i nie ma zamiaru zajmowania si� nimi a� do czasu doj�cia do jakiego takiego rozs�dku, co wedle jej oblicze� powinno nast�pi� dopiero za lat siedem.
Zrozumiano wreszcie, �e ta dziewczyna nie jest zwyczajnym dzieckiem, lecz opinia ta podzielona by�a na dwa bardzo rozmaite g�osy. Jeden ob�z, z�o�ony z matki i ciotek, o�wiadczy�, �e jest to dziecko wyj�tkowe, niepospolicie m�dre, dowcipne i odrobin� przekorne. Ob�z drugi: nia�ka, s�u��ca i obcy, kt�rzy widzieli i s�yszeli to niemowl� staraj�ce si� zag�uszy� lokomotyw� - daj�c �wiadectwo ponurej prawdzie - m�wili po cichu, �e jest to niemowl� pomylone, czarnooki diabe�, zbrodniczy berbe�, przedziwnie m�dry, co swoim zachowaniem wstyd przynosi s�odkiej p�ci niewie�ciej. Ten drugi ob�z, kt�remu nie mo�na by�o nie przyzna� wiele s�uszno�ci i rozs�dku w rozumowaniu, wiele nadziei pok�ada� w akcie chrztu �wi�tego i w tajemniczej mocy wody. Oczekiwano tedy niecierpliwie owego dnia, w kt�rym zwariowan� ju� w ko�ysce panienk� miano wprowadzi� w szeregi spokojnych i cisz� mi�uj�cych chrze�cijan. Sta�o si� to po pokonaniu najdziwaczniejszych przeszk�d, niemowl� bowiem usi�owa�o na wszystkie sposoby trwa� w poga�stwie, tym zapewne zatrwo�one, �e po chrzcie �wi�tym b�dzie musia�o przerwa� swoje niecne praktyki, s�ucha� starszych i przesta� budzi� w�r�d nocy dobrych ludzi. Trzeba by�o u�y� po��czonej przemocy, aby to dziewczynisko, wierzgaj�ce wszystkimi ko�czynami na wszystkie strony �wiata, obezw�adni� i owin�� w poduszki jak w kaftan bezpiecze�stwa. Widz�c wreszcie czarnymi jak g��wki szpilek oczyma, �e przeciwko zrzeszonej przemocy niczego nie zdo�a, przesta�a wierzga� przeciw o�cieniowi. Piastunka, kt�ra ju� umia�a czyta� w owych m�drych oczach, by�aby przysi�g�a, �e wyczyta�a zaczajon� w nich gro�b�: "Dobrze, dobrze! Prawdziwe przedstawienie odb�dzie si� w ko�ciele!"
Z wielkim tedy strachem nios�a j� do wiejskiego ko�ci�ka, doko�a kt�rego ros�y pot�ne lipy pachn�ce miodem, a niepoliczone mn�stwo pszcz� mrucza�o sennie swoje ��te, pracowite modlitwy. W ko�ciele tym jak w drewnianej chacie mieszka� siwy Pan B�g jak s�dziwy bartnik, zbieraj�c miody dla najbiedniejszych ludzi na czas wielkiego g�odu. Ksi�dz proboszcz, dobry i wierny Jego s�u�ka - z wygl�du taki staruszek, jakby jednych lat by� z Panem Bogiem - przechadza� si� pod lipami i burcza� na pszczo��, co usiad�a na r�kawie jego sutanny:
- Po co tu siedzisz i czas tracisz? Na takiej jak ja pokrzywie miodu nie znajdziesz.
Wobec tego pszczo�a usi�owa�a usi��� na jego ustach, na kt�rych wiele by�o s�odyczy, ale j� sp�dzi� r�k�, gdy� orszak z pobliskiego dworu wchodzi� w�a�nie na ko�cieln� ziemi�, nios�c diablika, aby go zmieni� w anio�a. Ksi�dz proboszcz wiedzia� ju� co� nieco� o niezwyk�ych, bojowych zdolno�ciach tego niemowl�cia, albowiem z�a jego s�awa, w�druj�c op�otkami, dosz�a i do jego ciszy. Przybrany do uroczysto�ci, spojrza� na nie ciekawie i u�miechn�� si� do czarnych ocz�w dziewczynki swoimi oczyma, tak niemal siwymi jak jego w�osy. Wtedy sta�o si� co� bardzo dziwnego. Dziewczynka, kt�ra mia�a serdeczny zamiar urz�dzenia piekielnej awantury w domu bo�ym i niebywa�ego skandalu podczas podnios�ej uroczysto�ci, spojrza�a ciekawie w twarz tego olbrzymiego, u�miechni�tego staruszka i - u�miechn�a si� r�wnie�. By�o to wyra�nie powiedziane: "Podoba mi si� twoja twarz, wi�c b�dzie spok�j. Co si� odwlecze, to nie uciecze!"
Chrzest odby� si� w podnios�ym nastroju; w pewnej chwili s�o�ce, zajrzawszy przez okno i dostrzeg�szy okruszyn� w�a�nie Bogu ofiarowan�, uca�owa�o ja w czo�o z�otym, gor�cym poca�unkiem. Nie nale�y jednak ukrywa�, ze r�wnocze�nie w owej chwili dokonane zosta�o jedno z najg�o�niejszych k�amstw w historii ludzko�ci; najbardziej bowiem rozwrzeszczanemu niemowl�ciu ni� kuli ziemskiej nadano imi� Ireny, a nikomu do g�owy nie przysz�o, ze "Irena" znaczy "pok�j".
Od stworzenia �wiata nigdy i nikt nie widzia� bardziej niespokojnego pokoju. Gdyby istnia�o imi� Wiercipi�ta, by�oby ono jeszcze za dostojne i zbyt powa�ne dla tej Ireny, kt�rej �wi�ta patronka w dniu tym usiad�a na we�nistej chmurze i skar�y�a si� gwiazdom, �e jej opiece po�wi�cono niemowl�, wi�cej z siebie wydaj�ce ha�asu ni� gromada oszala�ych srok przed deszczem.
Irenk� odniesiono do domu z najwi�kszymi ostro�no�ciami, aby nie budzi� licha, kt�re albo naprawd� �pi, albo tylko udaje, �e �pi. Wida� jednak, �e razem z promieniem s�o�ca spad�a na ni� �aska boska i ukoi�a niedowarzony jej rozum. Brak pi�tej klepki, o kt�ry z wielkim prawdopodobie�stwem pomawiano to dziecko, nie by� ju� tak bardzo widoczny. Piastunka patrzy�a na nie nieufnie, z m�tn� i p�ochliw� rado�ci�, nios�c je ukwiecon� dro�yn� w�r�d pola do wielkiego, bia�ego domu. By� to dom wspania�y, a tak stary, �e jak cz�owiek wiekiem pot�nym zgarbiony na kijach si� wspiera, tak on wspar� si� na sze�ciu kolumnach, aby si� nie pochyli� ku ziemi, kt�ra jest grobem ludzi i dom�w. W tej chwili otworzy� szeroko drzwi na przyj�cie radosnego orszaku, a oczami okien patrzy� ciekawie, jak ostro�nie nios� nowego ma�ego cz�owieka, co przez cale swoje �ycie ma tutaj mieszka� i kocha� go tak, jak go liczne przedtem kocha�y pokolenia. Dusza starego domu, piastunka odwieczna, zgarbiona i siwa, wzruszona by�a i pe�na szcz�cia. Za chwil� us�yszy, jakie w innym domu, nale��cym do Pana Boga, nadano imi� tej okruszynie. Dom musi wiedzie� wszystko o wszystkich. Uradowa� si�, kiedy narodzi�o si� to male�stwo, i z wyrozumia�ym m�drym spokojem s�ucha� jego p�aczu i wrzask�w, teraz za� nadstawia usz�w, aby us�ysze�, jak na nie ma wo�a�. (Uszy domu s� to dwa otwory w dachu, pomi�dzy kominami, kt�r�dy koty wy�a�� ze strychu na dach).
Uroczysto�� przyj�cia Irenki do gminy chrze�cija�skiej obchodzona by�a z wielkim przepychem. Piastunka pomy�la�a sobie, �e rado�� powszechna jest zbyt ma�a, niezmiernej bowiem dokazano sztuki, skoro ta dziewczyna tak �atwo i bez pot�nych protest�w wyrzek�a si� diab�a. Nale�a�o to zawdzi�cza� przede wszystkim temu, �e ksi�dz proboszcz, cz�owiek niemal �wi�ty, tak niezmierne ma w sobie moce. Kto inny mo�e nie da�by by� rady tak szybko i skutecznie. Ona zna dobrze to dziecko i wie, co wie.
Na razie Irenka le�a�a spokojnie i cicho, jak gdyby chc�c da� pozna�, �e nie my�li m�ci� uroczysto�ci, podczas kt�rej ona jest osob� g��wn�. Gdyby to sz�o o kogo innego, wtedy nie odby�oby si� wszystko tak spokojnie i zgodnie, chocia�by dlatego tylko, �e w wielkim zielonym salonie zebra�o si� wielu krewnych i s�siad�w; nie ma za� nic przyjemniejszego na �wiecie, jak rozpocz�� op�tany wrzask wtedy w�a�nie, kiedy tylu zebra�o si� s�uchacz�w. W takich wypadkach ka�dy koncert ma zwyczajne powodzenie, ludzie spogl�daj� niespokojnie, podnosz�c oczy ku niebu, b�agaj� je o lito��, a uszy zatykaj� r�kami. By� mo�e, �e obecno�� tego s�odkiego, starego cz�owieka, kt�ry podczas chrztu u�miecha� si� do niej, powstrzyma�a Irenk� przed zbrodniczym wyst�pem. S�ysza�a jego g�os i postanowi�a nie obra�a� nikogo z obecnych. Wyzna�a znacznie p�niej, ze j� to wiele kosztowa�o trudu i �e da�a dow�d wielkiego po�wi�cenia. Nie mog�a jednak nawet wtedy powstrzyma� si� od straszliwej my�li. Kiedy ja pokazano raz jeszcze w pe�nej chwale wielu zebranym, otworzy�a czarne oczy i przenikliwie spojrza�a na ca�e zgromadzenie, stoj�ce pod wielkim i ci�kim �wiecznikiem, co jak olbrzymi paj�k zwisa� z pu�apu. Pomy�la�a wtedy, �e by�aby to awantura pierwszorz�dna i godna tego uroczystego dnia, gdyby ten �wiecznik nagle zerwa� si� i wpad� z hukiem pomi�dzy u�miechni�tych i cmokaj�cych nad ni� z zachwytu zebranych go�ci.
Wida� z tego, �e wprawdzie dziewczynka wyrzek�a si� diab�a, ale diabe� nie traci� nadziei i kr��y� w pobli�u.
ROZDZIA� DRUGI
Bia�y dom, na sze�ciu wsparty kolumnach, panowa� dawniej nad tak szerokim kr�giem ziem, �e kra�ca ich nie mo�na by�o dojrze� z najwi�kszego nawet komina. Skowronek Szaragrudka, na tych ziemiach �piewaj�cy, musia� wzlecie� bardzo, bardzo wysoko, aby je ogarn�� bystrym spojrzeniem. Tak si� z czasem zacz�y te ziemie kurczy�, bo z nich obcy ludzie ca�e zabierali po�acie, �e mo�na je by�o zmierzy� oczyma: najpierw z okien pierwszego pi�tra, potem ju� z okien tych komnat, do kt�rych zagl�da�y wysoko urodzone kwiaty. Wreszcie, kiedy Irenka zjawi�a si� w bia�ym domu na sze�ciu wspartym kolumnach, dom ten otoczony by� ma�ym tylko skrawkiem ziemi: wygl�da� jak �wietny grobowiec, co w�ada ju� tylko trawnikiem i kilkoma �cie�ynami. Jeszcze spoziera� dumnie i wynio�le, lecz serce domu toczy�a zgryzota i czasem, kiedy nikt tego nie widzia�, w pos�pne noce jesienne grube �zy sp�ywa�y po jego szklanych oczach. Wygl�da� jak olbrzym, kt�remu odebrano jego moc, dumny i biedny by� jak �w kr�l Jan, kt�ry zwa� si� "bez Ziemi". Niwy doko�a domu zjada� czas, co wszystko po�era, i czarny, zach�anny smok, kt�rego podjudzi�a wojna, aby po�ar� las, jeden i drugi, potem s�odkie ��ki, aby wypi� stawy, a groble rozdar� pazurami. Ojciec Irenki piersi� w�asn� zas�ania� te umi�owane ziemie i o ka�d� ich pi�d� walczy� z uporem, lecz jak rybak w�t�� piersi� nie zdo�a powstrzyma� naporu morza, tak i on nie m�g� ziemi swojej zas�oni� przed t� fal� k��liw� i �ar�oczn�, co wci�� gruda po grudzie zbiera�a ziemi� i nios�a mi�dzy obcych ludzi. Z przera�eniem w struchla�ym sercu czeka� owej chwili, kiedy b�dzie musia� pozby� si� ostatnich zagon�w, a wtedy fala daleka przype�znie a� do drzwi bia�ego domu i b�dzie go szturmowa� jak ska�� w�r�d morza, na kt�rej kilkoro ludzi mieszka�o jak mewy. Podczas bezsennych nocy nas�uchiwa�, jak pluszcze i niecierpliwie wirem bulgocze - daleko jeszcze - lecz si� ju� oznajmia, lecz nieuchronnie si� zbli�a. Oblicza�, dodawa� i mno�y�; walczy� o t� swoja ziemi� i ostatkiem si� utrzyma� jakby niezbyt rozleg�a wysp� z bia�ym domem po�rodku.
Irenka nie zna�a jeszcze tych zmartwie�, bo nigdy czarnymi swymi oczyma nie widzia�a zmartwienia. Zmieni�y si� te oczy z czarnych g��wek od szpilek na dwa w�gielki, w kt�rych czasem b�yska�y �wietlne, z�ociste iskierki. Pomimo takiej piekielnej, smolnej czarno�ci ca�y �wiat odbija� si� w nich b��kitnie i jasno. Wszystko na �wiecie by�o u�miechni�te i kwit�o u�miechem. Drzewa pokryte nim by�y jak kwiatami, wody �mia�y si� naj�liczniej; ka�da trawka �mia�a si� i ka�de stworzenie; wiewi�rka nosi�a sw�j u�miech na ko�cu weso�ej kity ogona, pies gryz� swoja u�miechni�t� rado�� w bia�ych, l�ni�cych z�bach, ptaki by�y pe�ne rado�ci roz�piewanej, pr�cz kury, kt�ra rado�� swoj� objawia�a krzykliwie jak stara przekupka, co ma na sprzeda� jedno mizerne jajko. Irenka �mia�a si� do wszystkich, a wszyscy do niej. Najdziwaczniej �mia� si� dom: stary by� i nieruchomy, wi�c nie m�g�, oczywi�cie, fika� koz��w, lecz objawia� swoj� rado�� trzaskiem pod��g, brz�kiem szyb i stukaniem drzwi. �mia� si� i cieszy� jak staruszek ksi�dz proboszcz, kt�remu te� trzaska�y palce, kiedy z wielkiej rado�ci zaciera� r�ce. M�dre, czarne oczy Irenki szybko spostrzeg�y, �e na �wiecie nie ma rzeczy martwych; s� czasem nieruchome, lecz zawsze �ywe. Wszystko �yje, a poniewa� �yje, wi�c albo cieszy si�, albo smuci. Kamie� jest smutno zadumany, bo nie mo�e ruszy� si� z miejsca. Zawodowo smutna jest wielka brama na zardzewia�ych zawiasach, bo jej ci�gle wy�amuj� stawy i nigdy nie zamkn� jej dobrotliwym ruchem, lecz z silnym, nag�ym trzaskiem. �uraw przy studni m�g�by by� weso�y, gdyby mu dano odpocz��, jak�e jednak nie ma skrzypie� albo czasem j�kn�� bole�nie, skoro sto razy dziennie zanurzaj� nieszcz�sny jego dzi�b w zimnej wodzie? Niewiele poza tym istot okazuje smutek, wi�cej, stokro� wi�cej jest takich, kt�re raduj� si� �yciem. Czyni� to jedne m�drze i roztropnie, inne bez opami�tania. S� te� takie bo�e stworzenia, kt�re rado�� z �ycia okazuj� w spos�b zgo�a wariacki i do niczego niepodobny; do nich przede wszystkim nale�y ciel�, kt�rego formy rado�ci wszelkie dozwolone przekraczaj� granice i budz� niesmak nawet w o�le wo��cym beczk� z wod�, objawiaj�cym swoj� rado�� w spos�b wznios�y i rozumny: rykiem niespodziewanym i pe�nym serdecznej rozpaczy.
Najdziwaczniej objawia� swoj� rado�� zaprzysi�g�y i najwierniejszy przyjaciel Irenki: pies nazwany Drab. Nigdy wi�cej prawdy nie by�o w psim imieniu. Gdyby psy s�dzono wedle ludzkiej sprawiedliwo�ci, pies ten powinien by� skazany co najmniej dziesi�� razy na �mier� przez powieszenie. Naj�agodniejszy s�dzia podpisa�by taki wyrok szybko i bez drgnienia r�ki, nie by�o bowiem na sto mil doko�a wi�kszego z�odziejaszka, urwipo�cia, rzezimieszka, w��czykija, �garza, kurokrada i fanfarona. Kiedy w okolicy ukradziono konia, by�o rzecz� oczywist�, �e pies nie m�g� ukra�� pot�nej koby�y, mimo woli jednak patrzono podejrzliwie najpierw na Draba. By� to kundel z nieprawdziwego zdarzenia. Nie wiedziano, sk�d si� wzi��. Znaleziony pod p�otem, wychudzony jak szkielet i wi�cej umar�y ni� �ywy, zdo�a� poczciwym spojrzeniem tak ocygani� Irenk�, �e zosta� oddany pod jej opiek�. By� to pierwszy dzie� jego grzesznego �ywota. M�dry by� nad podziw i niesko�czenie brzydki. Min� mia� zawsze u�miechni�t�, po kilku za� dniach Wiedzia� wszystko, a sto razy wi�cej ni� psy miejscowe, z dawna tu osiad�e. Pozna� wszystkich na wylot, wybornie rozumia�, kogo nale�y unika�, a przed kim merda� ogonem. Najdok�adniej za� wiedzia�, gdzie, co i kiedy mo�na ukra�� tak zr�cznie, �e nigdy go nie schwytano na gor�cym uczynku. Stare kury p�aka�y rzewnymi �zami i straszliwymi g�osami skar�y�y si� przed ca�ym �wiatem, bo najszlachetniejsze z nich, najbardziej tkliwe i przystojne gin�y bez �ladu. Kiedy za� szukano ich z wielkim rwetesem i narzekaniem. Drab wzdycha� ci�ko i dawa� do poznania, �e serce w nim p�ka z wielkiego �alu, bo nie mo�e bez wzruszenia s�ucha� o mordowaniu niewinnych skrzydlatych stworze�. Groza pad�a na zaj�ce, kt�re wytrzeszcza�y �lepia podczas miesi�cznych nocy, nie wiedz�c, sk�d wychynie nagle i bez szelestu kud�ate, ob�udnie u�miechni�te widmo tego piekielnego psa. Umia� on nie tylko �mia� si� ca�a g�ba, umia� te� i p�aka�, i stroi� �miertelnie smutne miny. �wiat nie widzia� tak przemy�lnego oszusta, kradn�cego w jasny dzie� spod r�ki i pomagaj�cego w chwil� potem szuka� z�odzieja. Ten arcyrzezimieszek umia� otwiera� drzwi, wskakiwa� do kuchni przez otwarte okno i wiedzia� dok�adnie, kiedy klucznica p�jdzie na plotki do kucharza. W porze dojrzewania owoc�w stawa� si� jaroszem, przestawa� kra�� kury, a krad� za to z krzak�w maliny i porzeczki. Kiedy by� najbardziej ob�arty, udawa� g�odnego i wyprasza� �ebracz� mina jaki� och�ap, kt�ry porzuca� na �mietniku. Mianowa� si� sam psim w�adca ca�ej okolicy i jak gdyby mia� sto ocz�w, wszystko widzia� i o wszystkim wiedzia�. Kiedy jego �ajdactwa sta�y si� zbyt g�o�ne, przepada� na czas niejaki i wraca� po kilku dniach niezwykle weso�y, wierz�c w kr�tka pami�� i dobre serce poczciwych ludzi. Szczytem jego perfidii by�o skierowanie podejrze� w stron� poczciwego biedaczyny, starego psa na uwi�zi: zakatrupiwszy mizerne kurcz�, zani�s� je i podrzuci� pod buda starowiny, kt�ry, swoim kaprawym i za�zawionym nie wierz�c oczom, pocz�� zajada� nieszcz�snego kurczaka. Wtedy Drab narobi� piekielnego ha�asu i zwo�a� ca�a ludzka czered�, aby wszyscy jasno ujrzeli, kto jest z�oczy�ca i kto morduje kury. Przez ca�y dzie� uchodzi� za uczciwego psa najwi�kszy wisielec, jakiego znaj� nowo�ytne dzieje.
Nie uznawa� �adnego pana pr�cz Irenki. Na pochwa�� tego obwiesia powiedzie� nale�y, �e dla niej by�by poszed� naprawd� na �mier�. By�a to jego kr�lowa i jego b�stwo. Dla niej by�by wymordowa� wszystkie kury �wiata i najmniej po�ow� zaj�cy, sam za� ch�tnie umar�by z g�odu. �mia� si� na jej widok oczami, z�bami i ogonem, wydawa� z siebie niepoj�te g�osy rado�ci i a� p�aka� czasem z zachwytu. Jej wolno by�o wszystko, na jej rozkaz ciska� si� jak kula w g��bi� stawu, chocia� woda gardzi� ponad wszelkie pojad�, w�azi� za ni� na rosochate drzewo i nie odst�powa� jej jak kud�aty cie�. Razem tworzyli gro�na par� zabijak�w, oboje w��czykije po lesie i wertepach. Pies rozumia� ka�de jej s�owo: wy� na jej rozkaz i na jej rozkaz milcza�. Wiedzia�, �e go to b�stwo zawsze ochroni, skoro wpadnie w takie tarapaty, �e sam wy�ga� si� nie zdo�a. Przed ni� nie �ga� nigdy i wyszczekiwa� swoja smutna prawd� jak skruszony morderca. Roz�alonym spojrzeniem obiecywa� popraw�, zwalaj�c ponure grzechy na swoj� psi� natur� i na brak uczciwego wychowania. Kar� z jej r�k przyjmowa� z pokornym poddaniem, tym tylko zdumiony, sk�d to drobne ludzkie stworzenie mog�o dowiedzie� si� o tym, o czym nie wiedzia� ani kucharz, ani klucznica.
Irenka wiedzia�a o wszystkim r�wnie dobrze jak sam Drab. By�a na wszystkich strychach i na dnie studni, zna�a wszystkie zakamarki i schowki, wiedzia�a o ka�dej truskawce w ogrodzie i o najmniejszym s�oiku konfitur w spi�arni. Czarnymi oczkami wypatrzy�a najmniejsz� szczelin�, wiedzia�a, gdzie si� l�gn� myszy i gdzie w stajni maj� nory kr�liki. Zna�a ka�de gniazdo os i wszystkie gniazda ptasie. Mo�na by�o mniema�, �e rozumie mow� zwierz�t i ptak�w i �e s�yszy, jak trawa ro�nie. Rozpacz z tego powodu, �e urodzi�a si� dziewczynk�, os�adza�a sobie szata�stwami, b�d�cymi wedle naturalnego porz�dku rzeczy udzia�em ch�opc�w bez pi�tej klepki, bez kt�rej wycieka woda z g�owy wraz z odrobin� rozs�dku, danego znarowionym p�drakom przez �askawo�� nieba. Diabe�, odp�dzony od tej dziewczyny za spraw� �wi�conej wody, teraz wcielony w jej oszala�ego psa, towarzyszy� jej zawsze i wsz�dzie. W p�on�cych, czarnych oczach Irenki przyczai�a si� swawola najlepszego gatunku, wybrana z wybranych. By�y to nieustannie u�miechni�te oczy drapichrusta, kt�ry nie tylko �azi po drzewach jak zawodowe ma�pi�tko, nie tylko wschodzi ustawicznie tam, gdzie go nikt nie posia�, i wsz�dzie wetknie swoje trzy grosze, lecz tak�e nad tym rozmy�la�a, jak to sprawi�, aby ca�y dom stan�� na g�owie. Ta rogata dziewczynka, �liczna jak anio�, m�dra jak filozof, ale taki, kt�remu co� w m�drej pomiesza�o si� g�owie, weso�a jak szczygie� o poranku, gotowa by�a na ka�de szale�stwo, ��cznie z po�amaniem r�k i n�g, a� do skr�cenia karku. Wi�cej bowiem, mimo najszczerszych ch�ci, ani po�ama�, ani skr�ci� ju� nie by�o mo�na. Cz�owiek nie jest stonog� i ma, licho wie czemu, ograniczon� liczb� kruchych cz�onk�w. Gdyby istnia� urz�dowy wykaz oszala�ych przyg�d tej dziewczyny z okresu jej lat ciel�cych, kiedy d�wiga�a na sobie straszliwe brzemi� lat sze�ciu, musia�by by� spisany na wo�owej sk�rze, a w ka�dej przygodzie brakowa�o jej trzech �wierci do �mierci.
Obok tysi�ca zdarze� tak zwyczajnych jak si�ce, zadrapania, krew z nosa, przebicie gwo�dziem bosej i na czekolad� opalonej nogi - grubymi literami pisane pyszni�yby si� takie przygody, jak: dwadzie�cia siedem przypadk�w zlatywania z drzewa; czterokrotna, nieudana pr�ba utoni�cia na g��bokiej wodzie; trzykrotne wywr�cenie si� wozu z sianem, na kt�rego szczycie siedzia�a Irenka i jej pies; cudowne jej ocalenie, kiedy mog�a ugotowa� si� w kotle, czemu przeszkodzono w ostatniej chwili przez schwycenie jej za nogi; niedosz�a �mier� od kuli, kiedy chc�c uczci� imieniny matki, dwukrotnie wystrzeli�a z dubelt�wki i nakry�a si� nogami z niezwyk�ego wra�enia; trzydziestokrotne zlatywanie z grzbietu konia, wysokiego jak s�o�; awantura ze zwariowan� krow�, kt�ra powzi�a niespodziewany, weso�y zamiar chwycenia jej na rogi; wielka wojna z gniazdem os, kt�re wyprowadzone przez ni� z r�wnowagi, postanowi�y zje�� j� na surowo; wreszcie g�o�na na ca�� okolic� awantura, kiedy usi�owa�a na grzbiecie starej", statecznej koby�y wjecha� po drabinie na dach stodo�y co si� sko�czy�o nag�ym ob��kaniem poczciwego zwierz�cia, z�amaniem drabiny i dw�ch panie�skich �eber. Nale�y nadmieni�, ze strata po�ytecznej drabiny by�a nier�wnie wi�ksza ni� mizerna szkoda nadwer�enia dw�ch �eber. Ludzie w og�le byli zdziwieni, ze osoba zwana Irenk� nie rozlecia�a si� dot�d na drobne u�amki przy jej zwariowanym trybie �ycia, kt�remu nie da�oby rady dziesi�ciu zrzeszonych urwipo�ci�w p�ci m�skiej. Zdawa�o si� czasem, �e Irenk� przynios� do domu w osobnych pakunkach, osobno g�ow�, osobno r�ce i nogi, a kto� lito�ciwy b�dzie ni�s� na d�oni, jak ziarnka m�odej kukurydzy, jej nieliczne jeszcze z�by. Straszliwa ta kobieta postanowi�a bowiem zwiedzi� ziemi� i niebo, przekona� si� naocznie, co si� dzieje na dnie rzeki i stawu i co si� odbywa na szczycie najwy�szych drzew. Pieni�a si� w niej ��dza przyg�d jak rozrobione myd�o w balii. Nie ba�a si� niczego i nikogo. Kiedy ca�y dom, zas�oniwszy oczy ci�kimi powiekami okiennic, spa� sprawiedliwie, ma�e p�diabl�, cicho gwizdn�wszy na swego piekielnego towarzysza i wsp�lnika zbrodni. Draba, wy�azi�o z nim przez okno, aby zapolowa� na starego puchacza, kt�ry na szczycie stajni pop�akiwa� rozdzieraj�cym g�osem. Wtedy nagle, w�r�d nocnej ciszy, rozpoczyna� si� diabelski rwetes: Irenka wykrzykiwa�a gro�nie, Drab odchodzi� od zmys��w, a m�dry puchacz, nie kiwn�wszy im nawet ogonem, odlatywa� mi�kko, puszy�cie na ko�cieln� wie��. Nazajutrz odbywa� si� s�d, na kt�ry pies przezornie nigdy nie stawa�, bo przeczuwaj�c awantur� zmyka� przed srogim okiem sprawiedliwo�ci, na Irenk� za� sypa�y si� kl�ski, gro�by i narzekania. Stoj�c potem d�ugo w k�cie mia�a wiele czasu, aby wymy�li� wyborn� wypraw� do lisiej nory, nieustraszona i przemy�ln�.
W�r�d takich zaj��, wymagaj�cych nat�enia umys�u i hartu serca, zaledwie zauwa�y�a, ze narodzi� si� jej braciszek, kt�rego zwano kr�tko Janem. Dowiedziawszy si� o tym, zdziwi�a si� powszechnej rado�ci: wzruszy�a ramionami, kiedy dostrzeg�a bezradne male�stwo, ss�ce gorliwie w�asny palec, pomy�la�a bowiem, ze du�o wody up�ynie, zanim takie chuchro wylezie na szczyt drzewa albo kamieniem b�dzie trafia�o w szczura. Tym skwapliwiej wzi�a si� do roboty, westchn�wszy ci�ko, gdy� musia�a pracowa� za dwoje. Mia�a przed sob� dok�adne zbadanie tej cz�ci strychu, do kt�rej dost�p by� trudny i dok�d nie dotar� jeszcze �aden z uczonych geograf�w, badaj�cych nieznane ziemie. Przez dwa lata obmy�la�a drog� przez komin wiod�c� przez wielki kominek w salonie a� na dach. Historia tej wyprawy zosta�a przerwana w po�owie, kiedy j� na po�y uduszon� wydobyto z czelu�ci komina i prano d�ugo w gor�cej wodzie. Jej nieod��czny pies zosta� wytrzepany z sadzy na sucho, przez czas d�ugi jednak�e �ywo przypomina� kosmatego diab�a zaj�tego przy fabrykacji smo�y.
By� to okres wielkich w jej �yciu burz i niepowodze�. Wszyscy wielcy ludzie, pot�ni zdobywcy i nieustraszeni podr�nicy, maj� takie chwile, kiedy ich ratuje cud i �aska boska. J� wyratowa� wtedy s�odk� wymow� ksi�dz proboszcz, siwy go��b, kt�ry mia� niepoj�t� s�abo�� do tego jastrz�biego piskl�cia. Dobry ten cz�owiek dawno ju� zapomnia� o tym, �e to kochane przez niego dziewczysko, wpuszczone nieopatrznie do jego ubo�uchnej spi�arni, aby sobie wzi�o z p�ki odrobin� piernika, pozostawi�o w spokoju ��ty ze zgryzoty piernik, spustoszy�o natomiast kilka s�oik�w z konfiturami, w czym jej niepospolicie musia� pomaga� jej ha�b� okryty pies. Niemo�liw� bowiem by�o rzecz�, aby cz�owiek, maj�cy osiem lat, m�g� zje�� tyle konfitur, �e na jeden rok �ywota jeden przypada� s�oik. Wed�ug takiego rachunku cz�owiek siedemdziesi�cioletni by�by smokiem, co potrafi po�re� siedemdziesi�t s�oik�w. �wi�ty ksi�dz i o tym zapomnia�, �e jego ukochana Irenka, dobrawszy sobie kompani� basa�yk�w, pas�cych g�si i krowy, wprawi�a w jedno ciche, senne popo�udnie wszystkie ko�cielne dzwony w ruch tak gwa�towny, �e ludzie przera�eni przybiegli z p�l, g�o�no wo�aj�c boskiego zmi�owania, a z pobliskiego miasteczka przyp�dzi�a na z�amanie beczki stra� po�arna, wioz�c dwa wiadra wody.
Ksi�dz kocha� t� dziewczynk� ca�ym sercem, jak zawsze wielka m�dro�� kocha niewinn� s�odycz. Czarne Cygani�tko siada�o nieraz obok �wi�tego m�a i s�ucha�o z rozgorza�ymi oczyma, w kt�rych zapala�y si� p�omyki, jak opowiada� o ziemi, kt�r� kocha�, i o niebie, do kt�rego t�skni�. M�wi� jej o pszczo�ach i o ptakach, i o tym, �e najmniejsza trawka cierpi i �e gwiazdy �piewaj� z�otymi g�osami, aby si� spracowanej ziemi s�odko spa�o. Opowiada� jej o Panu Bogu tak �licznie, �e oczarowana dziewczynka patrzy�a na zapylone s�o�cem pola i ��ki, szukaj�c oczami tego Pana Boga, co chodzi po miedzach, ki�cie k�os�w bierze w dr��ce d�onie i bada, czy w nich jest do�� ziarna, aby g��d nie przyszed� na ludzi, potem jednym skinieniem odgania chmury jak ci�kie, brunatne krowy, co lez� nierozumnie w szkod�, albo czasem krzyknie na pioruny, jak na z�e psy, aby posz�y sobie precz i biednej wiosce nie czyni�y krzywdy. O zwierz�tach m�wi� przedziwnie pi�knie i wzruszaj�co, �e s� bardzo czasem nieszcz�liwe i �e nale�y by� dla nich dobrym i mi�osiernym. Ju� tego samego dnia, kiedy zapad� rosisty zmierzch, Irenka da�a dow�d, �e �wi�ty ksi�dz nie gada� do niej jak do obrazu: przekonana, �e sp�tane konie posta�y pokrzywdzone, zwo�a�a tajn� rad� wyrostk�w i pot�g� wymowy to sprawi�a, �e rozp�tano konie, gwa�tem i namow� wp�dzano je na zagony m�odych zb�, aby sobie biedactwa podjad�y. Gruba si� z tego uczyni�a awantura, kiedy Irenka z wielk� prawd� w piskliwym g�osie oznajmi�a przed trybuna�em domowym, �e dokona�a zbrodniczej wyprawy, bo "ksi�dz proboszcz tak naucza�". Wszystkim s�dziom r�ce opad�y, a oskar�yciel publiczny, ekonom, uderza� g�ow� o twardy r�g stodo�y, przekonany, �e zmys�y postrada� i �e nast�pi� koniec �wiata, kiedy ksi�dz proboszcz ka�e liczn� czered� koni p�dzi� na m�oda pszenic�. Staruszek jednak nigdy nie gniewa� si� na tego ma�ego herszta, co najdziwniejsze wymy�la� zbrodnie. Czasem srogo do niej zagada� i niby mocno burcza�, kiedy wszyscy s�uchali, uprosiwszy go, aby swoj� siw� powag� przywi�d� do Opami�tania zwariowan� dziewczyn�. Ona s�ucha�a niezmiernie skruszona, ale, kiedy nikt nie widzia�, mruga�a znacz�co w jego stron�, daj�c mu do poznania, �e rozumie jego przykre po�o�enie. Biedny staruszek urywa� w po�owie s�owa, j�ka� si�, blad� i czerwienia�, wreszcie nie doko�czywszy wznios�ej nauki, porywa� kapelusz i parasol i ucieka�, aby nie by� wsp�lnikiem jakiej� wyrafinowanej awantury.
Nazajutrz czeka� niecierpliwie na dziewczyn� i pyta� zatroskany:
- Bardzo by�o gor�co?
- Troszeczk� - odpowiada�a Irenka - Sze�� klaps�w.
- Sze��? - zdumia� si� ksi�dz, drapi�c si� za uchem. - Nale�a�o ci si� dwana�cie, ale, prawd� powiedziawszy, sze�� to by�o za wiele.
Wobec tego szybko drepta� po pachn�cy mi�d, aby nim os�odzi� bole�� swojej dziewczynki, na kt�rej ca�a kopa klaps�w by�aby przysch�a jak na m�odym psiaku, a sze�� najmizerniejszego na niej nie czyni�o wra�enia.
Nad tym tylko staruszek pilnie czuwa�, aby mu kiedy nie podpali�a przypadkiem bia�ej jego plebanii, ukwieconej i pachn�cej rumiankiem. Na razie nie le�a�o to w jej zamiarach, wi�c �yli sobie w rozkosznej zgodzie, bardzo w sobie rozkochani. Kiedy ten uprzykrzony p�drak zacz�� r�� szybko jak malwa pod oknami i doszed� do�� ju� za�ywnej liczby lat dziewi�ciu, awantury dzia�y si� niepoliczone i coraz bardziej zdumiewaj�ce. Przep�yn�� rzek� w najg��bszym miejscu, siedz�c jak ma�pa na grzbiecie przera�onej szkapy - by�o dla Irenki drobnostk�. Podczas powodzi potrafi�a, siad�szy okrakiem na belce, dotrze� do p�yn�cej po m�tnych rozlewiskach cha�upy i wyratowa� z niej zapomnianego psa. Odprawia�a s�dy w�r�d wiejskich niedorostk�w, kiedy za� nie mo�na by�o zagmatwanej sprawy rozwik�a� rozumem, stacza�a b�j i winowajc�, kt�ry d�ugo potem nosi� jej piecz�� i podpis w kszta�cie si�ca pod okiem. Wtedy to ksi�dz proboszcz mia� do niej d�ug� mow� i usi�owa� wydoby� ze swoich siwych ocz�w dwa pioruny; ju� jej zagrozi� pogard� �wiata i gniewem bo�ym i ju� si�ga� po piorun, kiedy Irenka rzek�a:
- Albo si� myl�, albo r�j pszcz� siad� na jab�oni! Ksi�dz opuszcza� wzniesion� do karcenia r�k�, piorun pada� na traw� i bzyka� w niej nieszkodliwie. Staruszek wola� zdyszany:
- Gdzie, gdzie??
Irenka bardzo d�ugo i pilnie patrzy�a w stron� drzew.
- Zdawa�o mi si�: to nie pszczo�y - m�wi�a z wielkim �alem.
Staruszek na pr�no stara� si� odnale�� w sobie furi� i pioruny. Machn�� r�k� i mrucza�:
- Ciebie to nawet w piekle nie przyjm�!
- Tak? Za to, �e si� pomyli�am, to mi ksi�dz proboszcz piek�em grozi? M�j Bo�e! M�j Bo�e!
Wsadza�a pi�stki w oczy i, u�miechni�ta, patrzy�a przez palce, jak zacne, przedobre ksi�ysko czerwieni� si� jak piwonia i, obj�wszy straszliwie pokrzywdzon�, m�wi� szybko:
- Wcale tego nie powiedzia�em!...., A je�li powiedzia�em, to w gniewie, bo� mi pszczo�ami zawr�ci�a w g�owie... Nie p�acz, na Boga, bo mi si� serce kraje! Przesta�, dziecino...
Dziecina dawa�a si� wreszcie ukoi� i rzucali si� sobie w obj�cia, bo jedno bez drugiego �y� nie mog�o, m�ody diabe� ze starym anio�em.
Ksi�dz j� nazwa� "Pann� z mokr� g�ow�". Sprawiedliwe to nazwanie by�o odmian� popularnego okre�lenia cz�owieka, kt�ry postrada� pi�t� klepk� i wskutek tego najdziksze wyprawia swawole. O takim m�wi si� weso�o, �e to "wariat z mokr� g�ow�". Wsadza �eb do wody bez najmniejszej potrzeby. Poniewa� Irenka by�a wspania�ym okazem tego gatunku, co �eb wsadzi�by nie tylko do wody, lecz mi�dzy pokrzywy, w m�k� albo w smo��, przydomek nie by� dla niej zbyt krzywdz�cy. Przyj�a go z uznaniem, jak medal za waleczno��, s�usznie rozumuj�c, �e lepiej mie� mokr� g�ow� ni� �adnej. Nazwanie pochodzi�o zreszt� z najs�odszych ust i serca pe�nego mi�o�ci, wi�c zgodzi�a si� na nie z rado�ci� i odt�d s�awa jej pod t� zacz�a si� szerzy� firm�. Na dziesi�� mil woko�o wiedziano o "Pannie z mokr� g�ow�", co by�a �liczna, do Cygani�tka podobna, co nikomu - chyba sobie - nie uczyni�a krzywdy i co odj�aby sobie od ust ostatni� kruszyn� chleba, aby ni� nakarmi� cz�owieka lub zwierz�. O tym, �e posiada�a maniery rozbrykanego cielaka, wiedziano r�wnie�; jednym by�o to oboj�tne, innych to gorszy�o, ona za�, poniewa� ma�o j� to obchodzi�o, co m�wi� o niej "za granic�", nie zwraca�a na to uwagi. Wi�ksze mia�a zmartwienia. Z wysokiej gruszy zlecia�, jak dojrza�a gruszka, p�katy Wojtek, jej adiutant, a ko� kopn�� kowala, swego �elaznego dobrodzieja. Brata jej, Janka, bola� brzuch, wi�c w domu by� rwetes i bolej�ca awantura. Poza tym pan le�niczy g�o�no o�wiadczy�, �e przy pierwszym spotkaniu w lesie zastrzeli Draba, najwi�ksz� ha�b� psiego rodu. Z tych wszystkich zmartwie� najdotkliwsze by�o to, �e lato przymyka�o ju� oczy i stawa�o si� senne: zm�czone by�o ogromnym urodzajem i spieczone na s�o�cu, wi�c, nie czekaj�c ko�ca dnia, owija�o si� o zmierzchu we mg�y i, oddychaj�c ci�ko, k�ad�o si� na spoczynek na pos�aniu z pachn�cego cudownie siana. Ze schy�kiem lata ko�czy�a si� wolno��, ta ob��dna i �liczna, �a��ca po drzewach jak wiewi�rka i jak srebrna ryba w srebrnej pluskaj�ca si� wodzie. Zbli�a�a si� za to sm�tna niewola, chmurna jak jesie� i nios�ca pod pach� niezliczon� ilo�� ksi��ek, a w�r�d nich najstraszliwsz�, przem�dr�, nielito�ciw� i nie znaj�c� pomy�ki: arytmetyk�. Wszystko zwiastowa�o zbli�anie si� uczonej pory i, wida�, przed ni� chcia�y uciec m�dre bociany, i przed ni� weso�e uciekn� jask�ki. Twarde jest �ycie. "Trzeba si� uczy�", przemin�o lato.
Irenka, p�osz�c nierozumne �aby, kt�re skaka�y w wod� na �eb, na szyj�, patrzy�a jak s�o�ce sia�o si� powietrzem przez przetak nieba jakby z�ota m�ka. Wa��sa�a si� przez �cierniska, kt�re orano. Pomy�la�a wtedy, �e rzeka powinna wezbra� od ludzkiego potu, kt�ry sp�ywa po twarzach i grzbietach ludzi, co w spiece s�onecznej ��li niedawno zbo�e, a teraz orz� w trudzie.
W powietrzu lata�a srebrna prz�dza, z kt�rej w niebie robi� sukienki dla Matki Boskiej. Jask�ki pokrzykiwa�y niespokojnie jak panny przed dalek� podr�. Dziki go��b frun�� jak strza�a, nieufny i szybki. Leniwy wiatr p�dzi� �aciaste chmury na zach�d, jak senny pastuch p�dzi krowy. Ju� pachnia� zmierzch palon� macierzank� i gorzkim dymem rozpalonego gdzie� na �ciernisku ogniska. By�o s�odko i wonnie. Szcz�liwy dzie� szed� wolnym, mi�kkim krokiem na spoczynek, a ziemia patrzy�a w s�o�ce jak w zegar, czekaj�c tej godziny, w kt�rej b�dzie jej wolno przemy� oczy ros� i usn�� z u�miechem. Okna bia�ego domu, wspartego na sze�ciu kolumnach, wyz�oci�y si� i przenikliwym szkli�y blaskiem, a niedaleko, w�r�d lip, �egna� si� ze s�o�cem drewniany ko�ci� i domek ksi�dza, mrugaj�cy weso�ymi oczkami ma�ych szybek, kt�re pannom malwom s�u�y�y za zwierciad�a.
Irenka dojrza�a bia�� g�ow� ksi�dza. Wyszed� z domku pomi�dzy ule i, w�druj�c dro�yn�, czyta� brewiarz. Czasem przystan�� i siwiutk� g�ow� podnosi� jak cz�owiek, co patrzy na lot ptak�w. Dziewczyna pomy�la�a, �e te �wi�te s�owa, kt�re wymawia, lec� jak ptaki w g�r�, a on, prostaczek bo�y, patrzy, czy nie zmyli�y drogi i czy prosto kieruj� lot w niebo.
Podesz�a bli�ej i patrzy�a przez badyle umieraj�cych malin, maj�c w roze�mianych oczach wilgotne jakie� rozrzewnienie. �liczny by� ten srebrny staruszek, gadaj�cy sobie z Panem Bogiem dobrotliwie i m�drze. Chcia�a krzykn�� weso�o, ale nie �mia�a, bo ksi�dz patrzy� wci�� jeszcze w brewiarz; czasem odp�dza� r�k� pszczo�y wracaj�ce z daleka, czasem przystawa� i trz�s�c� si� r�k� dotyka� serca. Znowu i�� zacz��, lecz jako� niepewnie i jakby b��dnie. Brewiarz wypad� mu z r�ki. Irenka przesadzi�a p�ot jak sarna i w jednej chwili by�a przy nim. W�a�nie si� s�ania� i by�by upad�, gdyby go nie podtrzyma�a silnymi r�kami.
Drogi m�j, z�oty! Co ksi�dzu proboszczowi?
On spojrza� na ni� jakby bardzo zdziwiony niespodziewanym zjawieniem, i z trudem u�miechn�� si�.
- Irenka! - szepn�� ze s�odycz�.
Usta mia� bardzo blade i dr��ce.
Dziewczyna obejrza�a si� w stron� domku i zacz�a wo�a�.
- Daj spok�j - szepn�� ksi�dz - nie ma nikogo.
Nie m�g� i��, a ona nie mia�a do�� si�, aby ud�wign�� pot�n� jego posta�. Pomog�a mu u�o�y� si� na ciep�ej trawie i g�ow� jego opar�a o zielony ul, w kt�rym dr�a�o cicho rozszemrane, z�ote �ycie. Serce si� w niej t�uk�o, kiedy pobieg�a po wod� i kiedy poi�a go, jak dziecko bezbronne i jakby bardzo chore.
Przez lipy s�czy� si� zmierzch, jak r�ana woda, i coraz bardziej gas�y dalekie g�osy z p�l i ��k. Tylko sp�nione pszczo�y brz�cza�y cichutko, lecz niespokojnie, i zacz�y kr��y� nad jego g�ow�. Czasem kt�ra�, ci�ka jak kropla miodu, pada�a w traw�, jakby chc�c by� przy tym, kt�ry im kr�lowa�. A on ci�ko dysza�, coraz bledszy i bledszy, taki bez krwi, jak ten gasn�cy dzie�.
Wielka, lodowata trwoga wion�a na serce tej dziewczyny, kt�ra nigdy nie zna�a trwogi. Obj�wszy ramieniem ukochan�, star� g�ow� m�wi�a cichutko jak matka do dziecka:
- Czy ksi�dzu lepiej? Co mam robi�? O, m�j z�ocisty! Przecie� ksi�dz nie umrze.
- Zdaje mi si�, dziecinko, �e umr� - m�wi� on z trudem.
- Matko Boska!
- Nie odchod� ode mnie... Zanim kto� przyjdzie, ju� mnie nie b�dzie... Zbyt d�ugo �y�em i zabiera�em zbyt d�ugo miejsce na bo�ej ziemi... Mi�o jest umiera� pod lipami... Co to tak szumi?
- To pszczo�y...
- Dobre i poczciwe pszczo�y. Czy ja ci nie ci���, Irenko?
Dziewczyna nie odpowiada�a, bo nie mog�a schwyta� oddechu. Oczy jej nape�ni�y si� �zami, kt�re ci�ko zacz�y pada� na jego twarz, bia�� jak �ciana domku.
- Rosa pada... Fiorate coeli... Czy to ju� noc?
- Nie jeszcze...
- Ach, to moja lampa zagas�a... Czy mnie s�yszysz?
- S�ysz�...
Serdeczny p�acz wstrz�sn�� ni� nagle jak burza m�odym drzewkiem.
- Bardzo ci� kocha�em... B�d� zawsze dobra, dziecinko...
Wariat jeste�, ale serce z�ote. Zosta� ju� taka! Czasem ci� zburcza�em... ale chyba mi przebaczysz...
- O, Jezus Maria... - �ka�a dziewczynka.
On odpocz��, ci�ko dysz�c. Potem m�wi� cichutko:
- M�dlmy si�!
Zacz�� szepta� jakie� urywane s�owa, a ona, za�zawionym spojrzeniem obj�wszy jego �wi�t� g�ow�, zacz�a si� te� modli� bez �adu i sk�adu:
- Matko Boska, nie daj mu umrze�! Panie Bo�e, je�li chcesz, abym by�a jaka taka, nie daj mu umrze�! Lepiej niech ja umr�, bo jestem wariat, ale nie on, ale nie on. Co to za urz�dzenie, abym ja �y�a, a ten najlepszy cz�owiek umiera�? Zdrowa� Mario, �aski� pe�na... O, ju� si� u�miecha!... B�d� wola twoja, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom... U�miecha si�, u�miecha! Ksi�e proboszczu!
Ju� jej nie odpowiedzia�, cho� ze s�odkim u�miechem patrzy� na ni�. Przytuli�a do piersi jego g�ow�, zdumiona i niewiedz�ca. Ju� nie by�o w niej l�ku. Czu�a, �e si� sta�o niezmierne nieszcz�cie i �e pewnie umar�, bo jej nie odpowiada. Serce w niej dygota�o, bardzo roz�alone i pe�ne p�aczu. Opar�a znowu jego biedn� g�ow� o szumi�cy ul, podnios�a si�, pomy�la�a o czym� i b��dnym krokiem posz�a ku dzwonnicy. Uj�a sznur najwi�kszego dzwonu i, wszystkich z siebie dobywaj�c si�, pocz�a dzwoni�.
Serce dzwonu by�o takie ci�kie i rozp�akane jak jej serce.
ROZDZIA� TRZECI
Kiedy umar� zacny ksi�dz, Irenka czu�a si� tak, jak sparta�ski wojownik, co postrada� tarcz� i nie ma czym zas�oni� si� przed chmura barbarzy�skich pocisk�w. Wyt�y�a przeto baczna czujno��, jak drapie�ca, co uszy nastawia pod wiatr, gotowa do zapami�ta�ej walki o swoj� wolno��, o kt�rej my�la�a, ze j� mo�na ju� by�o snadnie sprzeda� na publicznym przetargu. Bia�y dom, na sze�ciu wsparty kolumnach, pocz�� buntowa� si� jak ma�e pa�stwo przeciw tyranowi, kt�ry sp�dza� sen z jego powiek. Najpierw nie�mia�e, potem coraz wyra�niejsze s�ycha� by�o g�osy, jak podziemne pomruki, �e "dziewczyna z kretesem zwariowa�a" - �e "cyga�skie dzieci lepiej s� wychowane" - �e "mi�dzy t� dziewczyn� a diab�em nie ma zbyt wielkiej r�nicy" i �e "kto nie s�ucha starszych, ten pos�ucha psiej sk�ry". Poetycka ta metafora oznacza bardzo z�o�ony �rodek na poskromienie ma�ej wietrznicy: bierze si� psa, oczywi�cie pozbawionego przedtem �ywota, �ci�ga si� z niego sk�r�, kraje si� j� w cienkie paski jak makaron, wi��e si� je w jeden p�k, przytwierdza do rzeczy tak niewinnie niewinnej jak sarnia n�ka i tym aparatem �oi si� sk�r�, w kt�rej, jak w sk�rzanym worku, mieszka duch przekory. W bia�ym domu niewielu by�o zwolennik�w tej metody, ��cz�cej w sobie psa i sarn�, wiedziano bowiem powszechnie, ze gdyby j� zastosowano wobec Irenki, Irenka albo rzuci�aby si� z dachu, albo skoczy�aby do wody, ale nie prze�y�aby ha�by. Wiedzia�a ona zreszt� wybornie, �e w tej gro�bie jest wi�cej �oskotu s��w ni� powa�nych zamiar�w. Pomimo jej szale�stw kochano j� gor�co, bo diabe�ka tego musia�o si� kocha�. Prawda, ze rz�dzi�a domem, lecz rz�dzi�a sprawiedliwie. Nie sk�ama�a nigdy i je�li trzeba by�o dobrze komu� uczyni�, by�aby bez namys�u skoczy�a w ogie�. Dlatego ludek, przy bia�ym domu �yj�cy, uwielbia� j�. Stary wo�nica opowiada� z rozrzewnieniem, ze czarna panienka zawsze pomaga mu chwyta� konie i ze wlaz�a po pas w bagienko na polnej drodze, aby uporz�dkowa� spl�tan� uprz��: biedna kobiecina, w�r�d najgor�tszych i najbardziej skutecznych b�ogos�awie�stw, opowiada�a, jak ta cudowna panienka wyratowa�a jej berbecia, kt�ry z wysokiego nasypu wpad� do rzeki jak kamie�: kucharce nikt tak nie wyt�umaczy� zawi�ych sn�w jak to najm�drsze dziecko, a kiedy �ni�a si� jej szafa, w kt�rej zamiast ko�ucha wisia� �ywy baran i czyta� ksi��k�, jedna Irenka umia�a wyja�ni�, ze syn kucharki przyjdzie na �wi�ta ze szk�, co si� nieomylnie sta�o i o czym wszyscy z g�ry wiedzieli, a jednak nikt na to nie wpad�; dziesi�cioro ludzi opowiada�o o tej dziewczynie, bo ka�demu uczyni�a co� dobrego. A �yd, mleko kupuj�cy, nic ju� nie m�wi�, tylko cmoka�, z wielkiego zachwytu przymkn�wszy oczy.
Wszystkie te historie nie czyni�y jednak�e zbyt wielkiego wra�enia w bia�ym domu. Tam ��dano, aby panienka dobrze wychowana wchodzi�a do domu przez drzwi, nie przez okno, nie wje�d�a�a konno po schodach, a co najwa�niejsze, aby go�ciom nie m�wi�a prawdy w oczy, jak to uczyni�a z pani� Targow�, kt�ra mia�a prawie siedemdziesi�t lat i malowa�a sobie brwi i rz�sy, bo chcia�a sz�sty raz wyj�� za m��. Do jej pokoju przysz�a Irenka i zamalowa�a zwierciad�o wapnem.
- Po co to czynisz? - zapyta�a j� matka,
Aby si� ta pani nie przestraszy�a, kiedy niespodzianie spojrzy w lustro! - rzek�a Irenka uprzejmie,
Skutki tej uprzejmo�ci sko�czy�y si� dla niej bole�nie, Ojciec Irenki, pan Borowski, �mia� si� ze wszystkich jej awantur. By� to dobry cz�owiek i tak zapracowany, ze patrzy� w t� dziewczyn� jak w promyczek s�o�ca, co do smutnego zab��ka� si� domu. Najwi�ksza sterta zbo�a na jego polu by�a jeszcze mniejsza od tej sterty trosk, kt�ra go przywali�a. Irenka patrzy�a czasem z wielka zaduma na �licznym swoim czole, jak on chodzi� b��dnie, sam do siebie gada� i taka czasem mia� min�, jakby mu si� p�aka� chcia�o. G�adzi� j� po czarnej g�owie, ale my�la� o czym innym i patrzy� gdzie� w dal, na drog�. Ta droga przeje�d�a� cz�sto powa�ny pan i wtedy pan Borowski by� najsmutniejszy, bo ten pan d�ugo siadywa� w kancelarii, potem szed� mi�dzy stajnie i stodo�y, ogl�da� konie i krowy, i wci�� pisa� i pisa�.
- Nie podoba mi si� ten go��! - rzek�a Irenka sama do siebie. Posz�a potem do pana Borowskiego i m�wi:
- Tatusiu, czy chcia�by�, aby ten pan nigdy ju� tu nie przyjecha�?
- Da�by B�g! - rzek� pan Borowski.
- To si� da zrobi�! - mrugn�a na niego Irenka.
- Jak�e� to mo�na zrobi�?
- Jest kilka sposob�w. Je�li tylko nie b�dzie o to awantury, to nast�pnym razem ten pan wleci do potoku, bo mostek b�dzie rozebrany, a tam jest do�� wysoko. Mog�abym te� szepn�� s��wko Drabowi, kt�ry b�dzie czeka� na drodze przy lesie, a jakby ju� tu dojecha�, to mog� mu wsadzi� do kieszeni szczura, a do jego teki ze trzy...
- Ani si� wa�! - zawo�a� gro�nie ojciec. - Przyje�d�a, bo musi.
- To wielka szkoda, ze nie mo�na - zasmuci�a si� Irenka. - Za wiele robi si� ceremonii na �wiecie.
Matka Irenki pochodzi�a ze wspania�ej rodziny, co krzywo patrzy�a na jej ma��e�stwo z panem Borowskim, bo by� dla nich zbyt ma�� i zbyt nieznaczn� figur�. Nikt z tej rodziny nie bywa� w bia�ym domu. By�o to i lepiej, gdyby si� bowiem ta wspania�a rodzina pogodzi�a nawet z panem Borowskim, straszne dzia�yby si� rzeczy, gdyby dostojne, senatorskie ciotki i karmazynowe babki ujrza�y Irenk� i jej psa. Dostojne ciotki i dostojniejsze jeszcze babki ucieka�yby, jak gdyby ujrza�y zaraz�, i zrozpaczonymi, pop�kanymi g�osami wo�a�yby rozsro�onego gniewu nieba. Najbardziej at�asow� pani�, kt�ra przysi�g�a, ze nigdy nie przebaczy hrabiance, �e wysz�a za mizeraka i byle szlachetk�, by�a jej ciotka, pani Zofia Opolska, strasznie bogata i siedz�ca na z�ocie jak kwoka na jajach. Irenka s�ysza�a o niej cz�sto i przychodzi�y jej do g�owy tysi�c dwa sposoby, kt�rych nale�a�o u�y�, aby t� poz�acan�, mityczn� posta� nauczy� szacunku dla biedak�w. Na wszelki wypadek zakarbowa�a j� sobie w pami�ci i szepn�a Drabowi, �e gdyby kiedy spotka� pani� Opolsk�, ma "woln� r�k�" w dzia�aniu. Drab mrugn��, �e b�dzie pami�ta�.
Pani Borowska zdrowie mia�a w�t�e, a nieustanne zmartwienia g��boko kochanego m�a sprawi�y, �e patrzy�a smutno i u�miecha�a si� rzadko. By�a to kwietna w jej �yciu niedziela, kiedy mog�a za�mia� si� g�o�no. Irenka uwielbia�a t� cich�, smutn� matk�, kt�rej oczy gas�y, chocia� by�y jeszcze m�ode. �zy mog� zgasi� oczy najbardziej p�on�ce. Irenka by�aby bez wahania wsadzi�a obie r�ce w ogie�, gdyby to mog�o zdzia�a�, aby pani Borowska nie p�aka�a.
Matka bra�a czasem czarn�, murzy�sk� g��wk� Irenki w swoje r�ce i tuli�a j� z ca�ej si�y do piersi. Wtedy w Irence dzia�y si� najdziwniejsze rzeczy: harde jej serce topi�o si� jak wosk przy ogniu, a oczy nape�nia�y si� gor�cymi �zami. By�o jej wtedy niewypowiedzianie dobrze. Z ob��kanej rado�ci w�azi�a potem na najwy�sze drzewo, aby ca�y �wiat widzia�, jak bardzo jest szcz�liwa. Matka wzywa�a j� czasem do opami�tania, a czyni�a to g�osem tak s�odkim i ciep�ym, �e dzika wolno�� Irenki zaczyna�a mrucze� pieszczotliwie jak kot. Najmniej przez dwa dni potem "Panna z mokr� g�ow�" okazywa�a maniery �wietniejsze ni� infantka hiszpa�ska. Zawsze jednak tak zdarza�o si�, ze trzeciego dnia trzeba by�o go�ymi r�kami �owi� raki albo polowa� po dachach na kota, kt�ry dyba� na go��bie. Trudno r�wnocze�nie �owi� uszczypliwe raki i by� hiszpa�sk� infantk�, co kiedy powie s�owo, to si� k�ania, a kiedy wyj�ka