2525
Szczegóły |
Tytuł |
2525 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2525 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2525 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2525 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
FRANK HERBERT
HERETYCY DIUNY
Prze�o�y�a Maria Grabska
PROLOG
W imi� naszego zakonu Bene Gesserit i jego nierozerwalnej Wsp�lnoty, raport niniejszy uznany zostaje za rzetelny i godzien w��czenia do Kronik Kapitu�y.
Oto ten dobrze znany nag��wek odchodzi do lamusa za spraw� s��w i czyn�w baszara Milesa Tega, ostatniej osoby we wszech�wiecie, po kt�rej mog�yby�my si� spodziewa� dokonania podobnego odkrycia.
Co sta�o si� przyczyn�, i� Teg przejrza�? On sam twierdzi, �e by�o to spotkanie z pojmanym �o�nierzem Rozproszonych, wzi�tym do niewoli na Gammu i poddanym surowemu �ledztwu. Cz�owiek �w wzywa� Wielkiego Boga Dura [przyp. arch.: Guldur, jeden z przydomk�w Tyrana], aby nape�ni� klejnotami kieszenie tych, kt�rzy go schwytali, je�li zwr�c� go Czcigodnym Macierzom.
Teg, �wiadom dzia�a� Missionaria Protectiva, nie tai�, i� w�tpi, by taka pro�ba mog�a zosta� wys�uchana S�dzi� przy tym, �e �o�nierz zacznie teraz wzywa� pomsty Dura na swoich wrog�w.
Miast tego, jeniec roze�mia� si�. Zastanawia� si� chwil�, a potem przyzna�, i� istotnie, nie s�ysza� nigdy, by w odpowiedzi na mod�y zes�ano komu� klejnoty.
"Czy pragniesz, by B�g odpowiedzia� ci w ten spos�b?" - spyta� Teg, badaj�c szczero�� wiary je�ca.
"To by�oby straszne - odpar� jeniec. - Zbyt wielu chcia�oby, �eby si� z nimi dzieli�."
Teg podaje, i� w tej w�a�nie chwili ujrza� nagle uporz�dkowany wszech�wiat je�ca i u�wiadomi� sobie r�wnocze�nie, jak ca�kowicie podleg�y jest on decyzjom tego �arliwego wyznawcy. Albowiem by�a to kwestia wiary. Wszech�wiat by� taki, jaki by�, bo obserwator pragn�� go widzie� w�a�nie takim.
"Nagle zrozumia�em, �e tak samo jest ze mn� i z ka�dym, kogo dot�d spotka�em" - powiedzia� nam Teg i doda�, i� poj�� zarazem prawdziw� istot� planu, u�o�onego przez Matk� Prze�o�on� Taraz� dla gholi i dla Rakis.
Objawienie Tega zwr�ci�o jego uwag� ku zapisom fakt�w historycznych. Zetkn�� si� on z g�oszon� przez nas tez�, �e egzotyczne idee, sformu�owane w pewnych j�zykach, wyrazi� mo�na w pe�ni tylko w tych w�a�nie j�zykach. T�umaczenie nigdy nie odda pierwotnych znacze�. Fakty, m�wi� Teg, zwykle odwracaj� uwag� od ukrytych implikacji zapisywanych zdarze�. Teg zwa� to "histori� sceniczn�".
Cz�sto zwraca�y�my uwag� na fakt, jak �atwo ulegaj� pokusie wielcy historycy, wspomagaj�c d��enia tych, kt�rzy w rzeczywisto�ci odwracaj� tylko nasz� uwag�. Przypominam, �e z tego, a nie innego powodu gniew Tyrana spad� na g�owy historyk�w.
�atwo��, z jak� daj� si� uwie�� historycy, w cz�ci daje si� wyja�ni� hipnotycznym zafascynowaniem rodzaju ludzkiego rozlewem krwi. Historycy nie stanowi� tu wyj�tku. R�wnie� ulegaj� tej pierwotnej podniecie, kt�ra tak cz�sto ujawnia si� w miejscach egzekucji, lub cho�by tylko wypadk�w.
Dodatkowy bodziec stanowi fakt, i� zaspokajanie tej krwawej pokusy cz�sto przynosi w�adz� i bogactwo. Daje popularno��. Natomiast zg��bianie nie wyja�nionych zdarze� oraz tajnych machinacji os�b pozostaj�cych w cieniu nie tylko jest trudniejsze - wyra�nie zagra�a karierze, je�li nie �yciu. Takie dzie�a rzadko zyskuj� powszechn� aprobat�. Nawet je�li rzeczywi�cie si� ju� pojawi�, w przedziwny spos�b znikaj� wraz ze swoimi autorami. To po prostu jeden z przejaw�w tego, co nasz zakon nazywa "permanentnym konfliktem". Stawki w konflikcie nie zmieniaj� si�. To, komu przypadnie bogactwo lub jego ekwiwalent, okazuje si� nadal na polu bitwy.
Teg przypomina nam o tym, o czym ju� wiemy, cho� nie odnosimy tego do siebie. My, Bene Gesserit, jak g�rnicy dr��ymy w g��bokich chodnikach z�o�onej ludzkiej natury. Wiemy doskonale, �e wygl�d, sylwetka, kszta�t i kolor cia�a - �adne z nich nie musi by� wyznacznikiem inteligencji czy warto�ci cz�owieka.
�aden cz�owiek, �adne spo�ecze�stwo nie stanowi wierzcho�ka g�ry. Ewolucja nie pozostawia gatunku u progu zag�ady. Na tysi�cach planet wprowadzili�my rytm p�r roku. Niemal nigdzie nie pokuszono si� o nieustaj�c� wiosn�, a nawet lato. Brak zmian rodzi nud�. A ci, kt�rzy si� nudz�, buntuj� si�.
Czy� Tyran nas nie ostrzega�?
"Ja jestem antropologi� - m�wi�. - Przyjrzyjcie si� mnie, a zrozumiecie, dlaczego nie ma argumentu, kt�ry by usprawiedliwia� przekonanie o naturalnej wy�szo�ci w�asnego gatunku. Wy�szo�� mo�e by� cech� jednostki. Niekt�re spo�ecze�stwa wykazuj� przewag� nad innymi. Ale wszystko przemija."
Nie m�wcie mi, �e to pojmujecie. Je�li o�mielicie si� tak stwierdzi�, rzuc� wam ostrze�enie Zensunnit�w prosto w twarz!
"Ze wszystkich stron atakuj� nas teorie, oparte na idei zrozumienia. Teorie te, bardziej ni� jakakolwiek zorganizowana religia, pok�adaj� wiar� w s�owach. Rzadko kiedy podwa�a si� t� wiar�. Samo stwierdzenie, �e istniej� rzeczy, kt�rych nie mo�na opisa�, jest wstrz�sem dla wszech�wiata, w kt�rym s�owa i systemy ich przekazywania s� najpot�niejszymi z bog�w."
Systemy, moje siostry! Oto sedno objawienia Tega. Mimo i� ranga i pozycja w zbiorowo�ci le�� u podstaw ewolucji spo�ecze�stw, s�owo "systematyka" nadal przyprawia nas o dreszcz. System, wzoruj�c si� na pod�wiadomo�ci swego tw�rcy, zawsze bierze g�r�. To naszym w�asnym systemom zawdzi�czamy obecne op�akane po�o�enie. Wci�� jeszcze jednak mamy �w ponadczasowy wyb�r: upa�� albo odnie�� zwyci�stwo!
Matka Prze�o�ona Darwi Odrade
Wyst�pienie na Radzie
Niemal ka�da dyscyplina jest w gruncie rzeczy dyscyplin� tajn�. Jej celem nie ma by� wyzwalanie, lecz ograniczanie. Nie pytaj: "dlaczego?" Uwa�aj, je�li pytasz: "jak?" "Dlaczego" prowadzi nieuchronnie do paradoksu. "Jak" zamyka ci� w �wiecie przyczyn i skutk�w. Oba za� s� zaprzeczeniem absolutu.
"Apokryfy Arrakis"
- Taraza powiedzia�a ci chyba, �e by�o tu ju� jedena�cie podobnych egzemplarzy? Ten jest dwunasty.
Stara Wielebna Matka Schwangyu m�wi�a z wystudiowan� gorycz�, spogl�daj�c z wysoko�ci trzeciego pi�tra na samotne dziecko, kt�re bawi�o si� na przyleg�ym dziedzi�cu. Jaskrawe s�o�ce Gammu odbija�o si� od bia�ych �cian dziedzi�ca, zalewaj�c go blaskiem, jak gdyby kto� skierowa� reflektor na m�odego ghol�.
"Egzemplarzy!" - pomy�la�a Matka Wielebna Lucilla. Skin�a szybko g�ow�, analizuj�c ch�odne i bezosobowe maniery Schwangyu, dob�r jej s��w. Zu�y�y�my ca�y zapas; do�lijcie wi�cej!
Dziecko na trawniku mia�o oko�o dwunastu standardowych lat, chod� w przypadku gholi, w kt�rym nie obudzono jeszcze pierwotnych wspomnie�, wygl�d zawsze m�g� okaza� si� myl�cy. Ch�opczyk podni�s� g�ow� i spojrza� na obserwuj�ce go kobiety. Skupione oczy patrzy�y otwarcie spod czarnej, k�dzierzawej czupryny. By� mocno zbudowany, opalony na br�z, cho� gdy si� poruszy�, r�kaw niebieskiego kombinezonu odchyli� si� i ukaza� jasn� sk�r� na ramieniu. ��te, wczesnowiosenne s�o�ce k�ad�o u st�p dziecka niewielki cie�.
- Te ghole s� nie tylko kosztowne; s� te� dla nas w najwy�szym stopniu niebezpieczne - powiedzia�a Schwangyu.
Jej g�os, bezbarwny i pozbawiony emocji, mia� przez to tym wi�ksz� si�� oddzia�ywania. Tak w�a�nie Wielebna Matka-Instruktorka mog�aby przemawia� do nowicjuszki i Lucilla by�a ju� pewna, �e Schwangyu jest jedn� z tych, kt�re otwarcie sprzeciwia�y si� wykorzystaniu gholi.
"B�dzie si� stara�a ci� skaptowa�" - ostrzega�a j� Taraza.
- Jedena�cie pora�ek to a� nadto - doda�a Schwangyu. Lucilla zerkn�a na jej pomarszczon� twarz i pomy�la�a nagle: "Kiedy� i ja b�d� stara i zasuszona. I by� mo�e tak�e b�d� kim� w Bene Gesserit"
Schwangyu by�a niska. Lata s�u�by w zakonie odcisn�y si� na jej twarzy siatk� zmarszczek. Z zebranych przez Lucill� informacji wynika�o, �e ta konwencjonalna czarna szata kry�a chude cia�o, kt�rego nie mia�o okazji zobaczy� zbyt wiele os�b poza przydzielonymi Wielebnej Matce do s�u�by nowicjuszkami i m�czyznami, z kt�rymi j� ��czono. Mia�a szerokie usta; �ci�gaj�ce doln� warg� bruzdy rozbiega�y si� wachlarzem do stercz�cego podbr�dka. Cechowa�a j� lakoniczna osch�o��, cz�sto odbierana jako gniew przez tych, kt�rzy jej nie znali. Komendantka Twierdzy na Gammu by�a bardziej zamkni�ta w sobie ni� wi�kszo�� Wielebnych Matek.
Lucilla po raz kolejny po�a�owa�a, �e zna tylko drobny fragment planu u�ycia gholi. Taraza nie stara�a si� ukry� bariery informacyjnej, m�wi�c przy tym: "Je�eli chodzi o bezpiecze�stwo gholi, Schwangyu nie mo�na ufa�".
- Podejrzewamy, �e Tleilaxanie sami zabili wi�kszo�� z tych jedenastu - rzuci�a Schwangyu. - To powinno da� nam co� do zrozumienia.
Dostosowuj�c si� do niej, Lucilla przyj�a niewzruszon�, wyczekuj�c� postaw�, m�wi�c� wyra�nie: zapewne jestem o wiele m�odsza od ciebie, Schwangyu, niemniej ja r�wnie� jestem pe�noprawn� Matk� Wielebn�. Niemal czu�a na sobie spojrzenie tamtej.
Schwangyu zna�a Lucill� z hologram�w, ale teraz widzia�a, �e kobieta ta jest w rzeczywisto�ci jeszcze bardziej niepokoj�ca. Bez w�tpienia znakomicie wyszkolona Imprinterka. B��kitne w b��kicie oczy, kt�rych nie kry�y �adne szk�a kontaktowe, robi�y piorunuj�ce wra�enie, pot�gowane jeszcze przez wyd�u�ony owal twarzy. Odrzucony do ty�u kaptur czarnej aby ods�oni� kasztanowe w�osy, zwi�zane ciasno i sp�ywaj�ce kaskad� na plecy. Najbardziej nawet sztywna szata nie zdo�a�aby zamaskowa� obfitych piersi Lucilli. Jej linia genetyczna znana by�a z macierzy�skich sk�onno�ci i ona sama da�a ju� zakonowi �e�skiemu troje dzieci, z czego dwoje - z tym samym m�czyzn�. Tak... ciemnow�osa uwodzicielka o pe�nym biu�cie i matczynym charakterze.
- Niewiele m�wisz - powiedzia�a Schwangyu. - Co dowodzi, �e Taraza ostrzega�a ci� przede mn�.
- Czy masz powody, �eby si� spodziewa�, �e skrytob�jcy b�d� usi�owali usun�� tego dwunastego ghol�? - spyta�a Lucilla.
- Ju� usi�owali.
"Dziwne, jak nieodparcie nasuwa si� s�owo �herezja�, gdy my�li si� o Schwangyu" - przemkn�o przez g�ow� Lucilli. Czy mo�liwe, by w�r�d Wielebnych Matek pieni�a si� herezja? Religijny podtekst tego s�owa wydawa� si� by� nie na miejscu w odniesieniu do Bene Gesserit. Jak mog�a si� pojawi� herezja w�r�d ludzi, kt�rzy szeroko poj�t� religi� traktowali w spos�b ca�kowicie instrumentalny?
Lucilla przenios�a swoj� uwag� na ghol�, kt�ry wykorzysta� t� chwil�, aby wykona� seri� kozio�k�w naoko�o dziedzi�ca. Znalaz�szy si� na powr�t w tym samym miejscu, wsta� i zerkn�� w g�r� na obie obserwatoria.
- Prawda, �e �licznie �wiczy? - wykrzywi�a si� Schwangyu. Starczy g�os nie zdo�a� ca�kowicie ukry� nienawi�ci.
Lucilla spojrza�a na ni�. Herezja. "Dysydencja" nie by�a w�a�ciwym okre�leniem. "Opozycja" te� nie obejmowa�a tego, co wyczuwa�a w Schwangyu. By�o to co�, co mog�o strzaska� zakon �e�ski. Bunt przeciwko Tarazie, przeciwko Wielebnej Matce Prze�o�onej? To nie do pomy�lenia! Godno�� Matki Prze�o�onej r�wna by�a monarszej. Taraza mog�a wys�ucha� rad, ale skoro ju� podj�a decyzj�, reszta si�str zobowi�zana jest do pos�usze�stwa.
- Nie czas teraz tworzy� nowe problemy - stwierdzi�a Schwangyu.
Jasne by�o, co ma na my�li. Rozproszeni powracaj�, za� zamiary wielu spomi�dzy tych, kt�rych zwano Utraconymi, bezpo�rednio zagra�aj� zakonowi. Czcigodne Macierze! Podobie�stwo do "Wielebnych Matek" by�o a� nadto wyra�ne.
- Uwa�asz wi�c, �e powinny�my skoncentrowa� si� na kwestii tych "Czcigodnych Macierzy" Rozproszonych?
- Skoncentrowa� si�? Ha! Nie dor�wnuj� nam moc�. Zdradzaj� kiepskie rozeznanie. I nie posiad�y w�adzy nad melan�em! Tego chc� od nas: wiedzy, jak� daje przyprawa.
- By� mo�e - zgodzi�a si� Lucilla. Nie mia�a ochoty ust�powa� przed tak w�t�� argumentacj�.
- Matka Prze�o�ona Taraza musia�a postrada� zmys�y, �eby bawi� si� teraz z tym ghol�.
Lucilla milcza�a. Plan zwi�zany z ghol� z ca�� pewno�ci� poruszy� stare obawy. Mo�liwo��, cho�by nie wiem jak mglista, �e mog� stworzy� nowego Kwisatz Haderach, nape�nia�a ca�e rzesze si�str trwo�nym oburzeniem. Igra� z zakl�tymi w czerwie szcz�tkami Tyrana! To by�o kra�cowo niebezpieczne.
- Nie powinny�my zabiera� go na Rakis - mrukn�a Schwangyu. - Nie nale�y budzi� czerwia, gdy �pi.
Lucilla jeszcze raz przyjrza�a si� ma�emu gholi. Odwr�ci� si� ty�em do obserwuj�cych go Matek Wielebnych, ale co� w jego pozycji zdradza�o, �e wie, i� jest przedmiotem rozmowy, i czeka na ich reakcje.
- Z pewno�ci� zdajesz sobie spraw�, �e wezwano ci� przedwcze�nie. Jest jeszcze za m�ody.
- Nie s�ysza�am jeszcze o przeprowadzeniu g��bokiego imprintu na kim� tak m�odym - przyzna�a Lucilla, nadaj�c s�owom odcie� autoironii. Wiedzia�a, �e Schwangyu go dos�yszy - i mylnie zinterpretuje. G��wn� specjalno�ci� Bene Gesserit by�a prokreacja i to, co dla niej konieczne. U�yj mi�o�ci, lecz uniknij jej. Oto, co teraz my�li Schwangyu. Badaczki Bene Gesserit zna�y korzenie mi�o�ci. Dokona�y ich analizy ju� we wczesnym stadium rozwoju zakonu, ale nigdy nie o�miela�y si� podsyca� uczucia w tych, na kt�rych wywiera�y wp�yw. Zasada brzmia�a: "toleruj mi�o��, ale strze� si� jej". Nale�a�o wiedzie�, �e istnieje, ukryta g��boko w fa�dach genetycznego przyodziewku; system bezpiecze�stwa, maj�cy zapewni� przed�u�enie gatunku. Pos�ugiwa�y si� ni�, kiedy to by�o konieczne. Dla potrzeb zakonu �e�skiego dokonywa�y imprint�w, uwarunkowuj�c wybrane jednostki - czasem na siebie wzajemnie. Takie jednostki zwi�zane odt�d by�y pot�nymi, na poz�r niedostrzegalnymi wi�zami. Kto� inny m�g� widzie� te wi�zy, sterowa� konsekwencjami, ale wzajemnie uwarunkowana para ta�czy�a tylko w takt zaczarowanej muzyki.
- Nie twierdz�, �e uwarunkowywanie go jest b��dem - Schwangyu �le zrozumia�a milczenie Lucilli.
- Obie wykonujemy rozkazy - stwierdzi�a sucho Lucilla. Teraz niech Schwangyu odczyta to tak, jak chce.
- Wi�c nie masz nic przeciwko temu, �eby przewie�� ghol� na Rakis - skonstatowa�a Schwangyu. - Ciekawa jestem, czy nadal by�aby� taka �lepo pos�uszna, gdyby� zna�a ca�� t� histori�.
Lucilla g��boko wci�gn�a powietrze. Czy�by miano jej teraz obja�ni� przeznaczenie gholi Duncana Idaho?
- Na Rakis jest dziecko, dziewczynka nazwiskiem Sheeana Brugh - powiedzia�a Schwangyu. - Potrafi rozkazywa� wielkim czerwiom.
Lucilla uczyni�a wysi�ek, �eby ukry� napi�cie. Wielkie czerwie. Nie "Szej-huludy." Nie "Szejtany". Wielkie czerwie. A wi�c je�dziec piasku, przepowiedziany przez Tyrana, pojawi� si� nareszcie!
- Nie m�wi� tego ot tak, �eby m�wi� - doda�a Schwangyu, kiedy Lucilla wci�� nie odzywa�a si�.
"Na pewno nie - pomy�la�a Lucilla. -I m�wi�c, u�ywasz opisowej etykietki, a nie nazwy nios�cej w�a�ciw� mistyczn� tre��. W rzeczywisto�ci my�lisz o Tyranie, Leto II, kt�rego nie ko�cz�cy si� sen snuje si� kropelkami �wiadomo�ci w ka�dym z tych wielkich czerwi. A przynajmniej nauczono nas tak wierzy�."
- My�lisz, �e ten ich ghola uzyska wp�yw na dziewczyn�, kt�ra rozkazuje czerwiom? - Schwangyu wskaza�a g�ow� dziecko na dziedzi�cu.
- Nie widz� potrzeby, dla kt�rej mia�abym odpowiada� na to pytanie - odpar�a Lucilla. "Prosz� - pomy�la�a - zaczynamy si� wreszcie ods�ania�."
- Doprawdy, jeste� ostro�na.
Lucilla przeci�gn�a si�, prostuj�c plecy. Ostro�na? Oczywi�cie! Taraza ostrzeg�a j�: "W kontaktach ze Schwangyu musisz dzia�a� niezwykle ostro�nie, ale szybko. Przedzia� czasu, w kt�rym mo�emy odnie�� sukces, jest bardzo w�ski".
"Sukces w czym?" - zastanawia�a si� Lucilla. Zerkn�a k�tem oka na Schwangyu.
- Nie rozumiem, w jaki spos�b Tleilaxanom uda�o si� zabi� tych jedenastu. Jak przedostali si� przez linie obronne?
- Teraz jest z nami baszar. Mo�e on b�dzie w stanie zapobiec nieszcz�ciu. - W g�osie Schwangyu s�ycha� by�o wyra�nie, �e w to nie wierzy.
Matka Prze�o�ona Taraza m�wi�a: ,Jeste� Imprinterk�, Lucillo. Kiedy przyb�dziesz na Gammu, rozpoznasz cz�� wzoru. Ale twoje zadanie nie wymaga, by� zna�a ca�y plan".
- Pomy�l o kosztach! - rzuci�a Schwangyu, mierz�c wzrokiem ghol�, kt�ry teraz przykucn��, szarpi�c k�pk� trawy.
Koszty nie mia�y tu nic do rzeczy. Tego Lucilla by�a pewna. Otwarte przyznanie si� do pora�ki mia�oby o wiele powa�niejsze nast�pstwa. Zakon �e�ski nie m�g� ujawni�, �e jest omylny. Za to fakt, �e tak wcze�nie wezwano Imprinterk�, by� istotny. Taraza wiedzia�a, �e Imprinterka dostrze�e ukryty wz�r.
- Polityka! - Schwangyu machn�a ko�cist� r�k� w kierunku dziecka, kt�re powr�ci�o do zabawy, biegaj�c i turlaj�c si� w trawie.
"Bez w�tpienia w�a�nie polityka zakonu le�y u podstaw herezji Schwangyu" - pomy�la�a Lucilla. Fakt, �e stara Matka Wielebna zosta�a skierowana do Twierdzy na Gammu, wskazywa� na delikatn� natur� sporu. Oponentki Tarazy rzadko trzyma�y si� na uboczu.
Schwangyu odwr�ci�a si� i przyjrza�a spod oka Lucilli. Do�� ju� powiedziano. Do�� us�yszano i przecedzono przez wyszkolon� �wiadomo�� wychowanych przez Bene Gesserit umys��w. Wyb�r Lucilli przez Kapitu�� by� starannie przemy�lany.
Lucilla czu�a, �e stara kobieta uwa�nie jej si� przygl�da, ale nie naruszy�o to owego mocno wpojonego poczucia celu, na kt�rym w wa�kiej chwili mog�a polega� ka�da Matka Wielebna. Prosz� bardzo. Mo�esz sobie nawet oczy wypatrzy�. Lucilla obr�ci�a si� na pi�cie i u�o�y�a wargi w spokojny u�miech, omiataj�c spojrzeniem przeciwleg�y dach.
Ukaza� si� na nim cz�owiek w mundurze, uzbrojony w ci�k� rusznic� laserow�. Zerkn�� przelotnie na dwie Wielebne Matki i ca�� uwag� skupi� na bawi�cym si� poni�ej dziecku.
- Kto to? - zainteresowa�a si� Lucilla.
- Patrin, najbardziej zaufany adiutant baszara. On sam twierdzi, �e jest tylko jego ordynansem, ale trzeba by by�o by� �lepym i g�upim, �eby w to uwierzy�.
Lucilla zmierzy�a go spojrzeniem. A wi�c to by� Patrin. Taraza m�wi�a, �e pochodzi z Gammu. Sam baszar wybra� go do tego zadania. Jasnow�osy, chudy, o wiele za stary, by by� w s�u�bie czynnej, ale kiedy baszar zosta� odwo�any z emerytury, nalega�, by Patrin wr�ci� razem z nim.
Nie usz�o uwagi Schwangyu zaniepokojenie, z jakim Lucilla powiod�a wzrokiem od Patrina do gholi. Tak, je�li do Twierdzy wezwano baszara, to znaczy, �e gholi zagra�a prawdziwe niebezpiecze�stwo.
- Dlaczego... - zacz�a Lucilla, zaskoczona. - On...
- To rozkaz Milesa Tega. Ka�da jego zabawa jest r�wnocze�nie treningiem. Mi�nie musz� by� gotowe na chwil�, w kt�rej przywr�ci mu si� jego prawdziw� ja��.
- To, co on robi, nie jest prostym �wiczeniem. - Mi�nie Lucilli drgn�y bezwiednie na widok doskonale zapami�tanej sekwencji ruch�w.
- Ukrywamy przed nim tylko tajemnice zakonu �e�skiego. Prawie ca�a reszta wiedzy, kt�r� przechowujemy, mo�e nale�e� do niego. - Z tonu Schwangyu mo�na si� by�o domy�li�, �e uwa�a to za wysoce niew�a�ciwe.
- Nikt chyba na serio nie wierzy, �e ten ghola mo�e sta� si� nowym Kwisatz Haderach? - zaprotestowa�a Lucilla.
Schwangyu wzruszy�a tylko ramionami.
Lucilla zamy�li�a si� g��boko. Czy to mo�liwe, by ghola m�g� zosta� przekszta�cony w m�sk� wersj� Matki Wielebnej? Czy ten Duncan Idaho m�g�by nauczy� si� zagl�da� we w�asne wn�trze, w t� najg��bsz� otch�a�, przed kt�r� dr�a�a ka�da Matka Wielebna?
- Ca�y ten ich projekt - zamrucza�a zgry�liwie Schwangyu - jest niebezpieczny. Mog� pope�ni� t� sam� pomy�k�... - Urwa�a.
"Oni - pomy�la�a Lucilla. - Ich ghola."
- Wiele bym dala, by zna� stanowiska Ix i M�wi�cych-do-Ryb w tej sprawie - powiedzia�a.
- M�wiace-do-Ryb! - Schwangyu potrz�sn�a g�ow� na sam� my�l o tym relikcie przesz�o�ci, �e�skiej armii, pozostaj�cej ongi� w wy��cznej dyspozycji Tyrana. - One wierz� w prawd� i sprawiedliwo��.
Lucilla poczu�a nag�� sucho�� w gardle. Schwangyu nie posun�a si� do tego, �eby otwarcie przej�� do opozycji. A jednak dowodzi�a tu. Polityczna regu�a by�a bardzo prosta: to w�a�nie przeciwnicy projektu mieli nad nim czuwa� - po to, by go wstrzyma�, gdy tylko pojawi� si� k�opoty. Ale tam, na trawniku, bawi� si� prawdziwy ghola Duncana Idaho. Potwierdzi�a to zar�wno Prawdom�wczyni, jak i por�wnawcze badania kom�rek.
"Masz go nauczy� mi�o�ci we wszystkich jej postaciach" - m�wi�a Taraza.
- On jest taki m�ody - powiedzia�a Lucilla, wpatruj�c si� w ghol�.
- Tak, m�ody - potwierdzi�a Schwangyu. - Podejrzewam, �e na razie wzbudzisz w nim jedynie odzew dziecka na uczucie matki. P�niej,.. - Wzruszy�a ramionami.
Lucilla nie przejawi�a �adnej emocjonalnej reakcji. Bene Gesserit mia�a wykonywa� rozkazy. "Jestem Imprinterk�. Wi�c..." Dalszy bieg wypadk�w by� okre�lony przez polecenia Tarazy i specjalistyczne szkolenie Imprinterki.
Odwr�ci�a si� do Schwangyu.
- Jest kto�, kto wygl�da tak jak ja i m�wi moim g�osem. Pracuj� na jej rzecz. Czy mog� zapyta�, kim ona jest?
- Nie.
Lucilla zamilk�a. Nie oczekiwa�a, �e dowie si� prawdy. Niejeden raz jednak s�ysza�a, �e �udz�co przypomina prze�o�on� Wydzia�u Bezpiecze�stwa, Matk� Wielebn� Darwi Odrade. M�wiono o Lucilli: "m�oda Odrade". Oczywi�cie zar�wno Lucilla, jak Odrade pochodzi�y z linii Atryd�w, poza tym obie mia�y siln� domieszk� krwi potomk�w Siony. M�wi�ce-do-Ryb nie mia�y monopolu na te geny! Niemniej jednak Inne Wspomnienia Matki Wielebnej, mimo ich linearnego charakteru i ograniczenia do �e�skiej linii, stanowi�y istotn� przes�ank�, pozwalaj�c� jej poj�� og�lny kszta�t projektu. Lucilla, pomna doznania osobowo�ci Jessiki, zepchni�tej w cie� przez produkty manipulacji genetycznych zakonu pi�� tysi�cy lat wcze�niej, poczu�a teraz p�yn�cy z tamtej osobowo�ci l�k. Wz�r, kt�ry si� tu rysowa� by� znajomy. Poczucie, �e jest skazana na zag�ad�, by�o tak silne, �e Lucilla odruchowo zacz�a powtarza� Litani� Przeciwko Strachowi, jeden z pierwszych obrz�dk�w, kt�rych nauczy� j� zakon �e�ski:
"Nie wolno si� ba�. Strach zabija dusz�. Strach to ma�a �mier� a wielkie unicestwienie. Stawi� mu czo�a. Niechaj przejdzie po mnie i przeze mnie. A kiedy przejdzie, obr�c� oko swej ja�ni na jego drog�. Kt�r�dy przeszed� strach, tam nie ma nic. Jestem tylko ja."
Spok�j powr�ci�.
Schwangyu wyczu�a, co si� dzia�o z Lucilla, i nieco opu�ci�a gard�. Lucilla nie jest idiotk�, �adn� honorow� Matk� Wielebn� z tytu�em bez pokrycia i przygotowaniem ledwie wystarczaj�cym, by mog�a funkcjonowa� bez przysparzania k�opot�w zakonowi. Lucilla jest prawdziw� Matk� Wielebn� i nie spos�b ukry� przed ni� pewnych reakcji - nawet reakcji innej Matki Wielebnej. Niech wobec tego pozna w pe�ni sprzeciw, jaki wywo�uje ten g�upi, ten niebezpieczny projekt!
- Nie s�dz�, by ghola do�y� chwili, kiedy ujrzy Rakis - stwierdzi�a.
Lucilla pu�ci�a to mimo uszu.
- Opowiedz mi o jego przyjacio�ach - poprosi�a.
- On nie ma przyjaci�. Tylko nauczycieli.
- Kiedy ich poznam?
Nie spuszcza�a wzroku z przeciwleg�ego muru, gdzie Patrin opar� si� od niechcenia o nisk� kolumn�, trzymaj�c bro� w pogotowiu. Lucilla nagle dokona�a wstrz�saj�cego odkrycia, �e Patrin j� obserwuje. By� czym� w rodzaju znaku od baszara! Schwangyu widzia�a to i rozumia�a. "Strze�emy go."
- Podejrzewam, �e to Milesa Tega tak bardzo chcesz pozna� - stwierdzi�a Schwangyu.
- Mi�dzy innymi.
- Nie chcesz najpierw nawi�za� kontaktu z ghola?
- Ju� nawi�za�am z nim kontakt. - Lucilla spojrza�a w d�, na dziedziniec, gdzie dziecko sta�o bez ruchu i patrzy�o na ni�. - On jest sprytny.
- Innych znam tylko z raport�w, ale mam powody s�dzi�, �e jest najsprytniejszy z ca�ej serii.
Lucilla st�umi�a mimowolny dreszcz, s�ysz�c w g�osie Schwangyu protest, gotowy zamieni� si� w przemoc. Mo�na by pomy�le�, �e to dziecko w og�le nie jest istot� ludzk�.
Chmury przes�oni�y s�o�ce, co zdarza�o si� cz�sto o tej porze. Nad murami Twierdzy powia� ch�odny wiatr, zawirowa� wok� dziedzi�ca. Dziecko odwr�ci�o si� i zacz�o �wiczy� ze zdwojon� szybko�ci�, czerpi�c ciep�o z nasilonego ruchu.
- Dok�d chodzi, kiedy jest sam?
- Przewa�nie do swojego pokoju. Pr�bowa� paru niebezpiecznych eskapad, ale my�l�, �e go zniech�ci�y�my.
- Musi nas bardzo nienawidzi�.
- Jestem tego pewna.
- B�d� musia�a zaj�� si� tym bezpo�rednio.
- Jasne, Imprinterka nie w�tpi, �e jest w stanie przezwyci�y� nienawi��.
- My�la�am o b��dzie, kt�ry pope�ni�a Geasa. - Lucilla pos�a�a Schwangyu znacz�ce spojrzenie. - Dziwi mnie, �e pozwoli�a� jej go pope�ni�.
- Nie wtr�cam si� do zwyk�ego toku zaj�� gholi. Je�li jaka� nauczycielka zaczyna do niego �ywi� prawdziwe uczucia, to nie m�j problem.
- Atrakcyjny malec - zauwa�y�a Lucilla.
Sta�y jeszcze chwil�, przygl�daj�c si� �wiczeniom gholi. Obu przemkn�a przez my�l Geasa, jedna z pierwszych instruktorek oddelegowanych tu do pracy przy projekcie. Stanowisko Schwangyu by�o jasne: "Geasa to pora�ka zes�ana przez opatrzno��". Lucilla pomy�la�a tylko: "Geasa i Schwangyu utrudni�y mi wykonanie zadania". �adna nie zada�a sobie trudu, by stwierdzi�, �e te my�li potwierdzaj� tylko ich przekonania.
Patrz�c na ch�opca, Lucilla inaczej zacz�a ocenia� to, co naprawd� osi�gn�� B�g Tyran. Leto II pos�ugiwa� si� tym typem gholi przez niezliczone pokolenia. Jeden za drugim, przez trzy tysi�ce pi��set lat. A B�g Imperator Leto II nie by� zwyczajn� si�� przyrody. By� najwi�kszym kataklizmem w dziejach ludzko�ci. Przetoczy� si� po wszystkim: po ustrojach spo�ecznych, naturalnych i nienaturalnych animozjach, po najprzer�niejszych naturalnych systemach rz�d�w, rytua�ach - zar�wno zakazanych, jak i nakazanych, po religiach wyznawanych i lekcewa�onych. Mia�d��ca si�a, z kt�r� przeszed�, odmieni�a wszystko, nawet Bene Gesserit.
Leto II nazywa� to "Z�ot� Drog�", a posta� gholi Duncana Idaho zdominowa�a ten straszny okres. Lucilla studiowa�a kroniki Bene Gesserit, przypuszczalnie najlepsze we wszech�wiecie. Do dzisiaj na wi�kszo�ci planet starego Imperium m�ode pary rozlewa�y wod� na wsch�d i na zach�d, powtarzaj�c lokaln� wersj� modlitwy: Niech Twe b�ogos�awie�stwo sp�ynie na nas za spraw� tej ofiary, o Bo�e Niesko�czonej Mocy i Niesko�czonego Mi�osierdzia.
Swego czasu wymuszanie tego rodzaju ho�d�w by�o zadaniem M�wiacych-do-Ryb i zniewolonego kap�a�stwa. Ale wkr�tce rytua� sam dojrza�, zacz�� zatacza� coraz szersze kr�gi i sta� si� nakazem wewn�trznym. Nawet najbardziej sceptyczni wierni mawiali: "C�, to na pewno nie zaszkodzi". Najzdolniejsze specjalistki w in�ynierii religijnej z Missionaria Protectiva patrzy�y na to osi�gni�cie z trwo�n� fascynacj�. Tyran pozostawi� w tyle ca�y dorobek Bene Gesserit. Tysi�c pi��set lat po jego �mierci zakon �e�ski nadal biedzi� si� bezskutecznie nad rozgryzieniem istoty tego niesamowitego osi�gni�cia.
- Kto zajmuje si� edukacj� religijn� tego dziecka? - spyta�a Lucilla.
- Nikt - odpar�a Schwangyu. - Bo i po co? Kiedy obudzi si� w nim oryginalne wspomnienia, b�dzie mia� swoje w�asne idee. I mo�e si� zdarzy�, �e b�dziemy zmuszone si� z nimi upora�.
Czas przeznaczony na trening najwyra�niej si� sko�czy�. Nie patrz�c ju� w g�r�, ch�opczyk opu�ci� dziedziniec i znikn�� za szerokimi drzwiami z lewej strony. Patrin tak�e opu�ci� posterunek, nie zaszczycaj�c Wielebnych Matek ani jednym spojrzeniem.
- Nie daj si� zwie�� ludziom Milesa Tega - ostrzeg�a Schwangyu. - Maj� oczy naoko�o g�owy. Kobieta, kt�ra go urodzi�a, by�a jedn� z nas. Teg uczy ghol� rzeczy, kt�re powinny pozosta� tajemnic�!
Ka�dy wybuch jest zarazem kompresj� czasu. Wszelkie zmiany, kt�re zaobserwowa� mo�na we wszech�wiecie, s� do pewnego stopnia - i z pewnego punktu widzenia - wybuchowe. W przeciwnym wypadku w og�le nie zosta�yby zauwa�one. �agodna, nieustanna zmiana, je�li dostatecznie zwolni� jej tempo, nie zwraca uwagi obserwator�w, kt�rych czas aktywnej obserwacji jest zbyt kr�tki. Dlatego powiadam wam: widzia�em zmiany, kt�rych wy nie mieli�cie szans zauwa�y�.
LetoII
(zapis z Dar-es-Balat)
Kobieta stoj�ca w porannym �wietle planety-kapitularza przed biurkiem Najwy�szej Matki Wielebnej Almy Mavis Tarazy by�a wysoka i szczup�a. D�uga aba, spowijaj�ca j� l�ni�c� czerni� od ramion a� po stopy, nie skry�a gracji, widocznej w ka�dym ruchu przyby�ej.
Taraza, rozparta w fotelu, pochyli�a si� do przodu, przegl�daj�c akta, wy�wietlane g�stymi glifami Bene Gesserit nad blatem biurka tak, �e tylko ona mog�a je widzie�.
Akta identyfikowa�y stoj�c� przed ni� kobiet� jako Darwi Odrade. Poni�ej nast�powa�a szczeg�owa biografia, kt�r� zreszt� Taraza zna�a na pami��. Wy�wietlacz s�u�y� r�nym celom. By� pomocnicz� baz� danych, wspomagaj�c� pami�� Matki Wielebnej; pozwala� na chwil� zw�oki, gdy sytuacja wymaga�a namys�u; wreszcie - dostarcza� koronnych argument�w, je�eli rozmowa przebiega�a niezgodnie z planem.
"Odrade da�a zakonowi �e�skiemu dziewi�tna�cioro dzieci" - przeczyta�a Taraza. Ka�de z innym ojcem. Nie by�o w tym nic niezwyk�ego. Jednak najbardziej nawet przenikliwy wzrok nie zdo�a�by stwierdzi�, �e od tego rodzaju us�ug przyby�o jej cia�a. Tr�jk�tna twarz o d�ugim nosie, zw�aj�ca si� ku podbr�dkowi, tchn�a wrodzon� wynios�o�ci�. Pe�ne usta jednak�e obiecywa�y uniesienia, utrzymywane normalnie pod absolutn� kontrol�.
"Zawsze mo�na polega� na atrydzkich genach" - pomy�la�a Taraza.
Za plecami Odrade unios�a si� na wietrze firanka i kobieta obejrza�a si� nieznacznie. Znajdowa�y si� w porannym gabinecie Tarazy, ma�ym i elegancko umeblowanym pomieszczeniu, utrzymanym w r�nych odcieniach zieleni. Tylko �nie�nobia�a sier�� fotela odcina�a sylwetk� Tarazy od t�a. �ukowate okna pokoju wychodzi�y na wsch�d. Za nimi rozci�ga� si� ogr�d i trawnik, a dalej w tle - pokryte �niegiem g�ry planety-kapitularza.
- Ciesz� si�, �e zar�wno ty, jak i Lucilla przyj�y�cie nominacje - powiedzia�a Taraza, nie podnosz�c wzroku. - To bardzo u�atwia mi zadanie.
- �a�uj�, �e nie uda�o mi si� spotka� tej Lucilli. - Odrade m�wi�a ciep�ym kontraltem, spogl�daj�c na czubek pochylonej g�owy Tarazy.
Taraza odchrz�kn�a.
- Nie ma potrzeby. Lucilla jest jedn� z naszych najzdolniejszych Imprinterek. Oczywi�cie ka�da z was otrzyma�a identyczne liberalne uwarunkowanie, przygotowuj�ce do tej funkcji.
W oboj�tnym tonie Tarazy by�o co� niemal obra�liwego i tylko d�ugoletni nawyk pozwoli� Odrade st�umi� oburzenie. "Po cz�ci to reakcja na s�owo �liberalne�" - u�wiadomi�a sobie Odrade. Przodkowie Atryd�w, s�ysz�c je, unosili si� gniewem. By�o tak, jak gdyby nagromadzone wspomnienia �e�skiej linii jej rodu zaczyna�y kipie�, stykaj�c si� z pod�wiadom� but� i �lepym uprzedzeniem, zawartym w tym poj�ciu.
Tylko libera�owie naprawd� my�l�. Tylko libera�owie cechuj� si� inteligencj�. Tylko libera�owie rozumiej� potrzeby istot im podobnych.
"Ile� wyst�pku kryje si� za tym s�owem! - pomy�la�a Odrade. -Ile� tajonego �ja�, domagaj�cego si� uznania swej wy�szo�ci!"
Odrade wiedzia�a, �e mimo pozornie ubli�aj�cego tonu, Taraza u�y�a tego terminu tylko w znaczeniu, jakie nada� mu katolicyzm. Zadbano o to, by og�lne wykszta�cenie Lucilli nie przewy�sza�o poziomem tego, kt�re odebra�a Odrade.
Taraza opar�a si�, przyjmuj�c wygodniejsz� pozycj�, ale nadal nie spuszcza�a wzroku z akt. �wiat�o z okna pada�o wprost na jej twarz, k�ad�c cienie pod nosem i podbr�dkiem. By�a drobn� kobiet�, troch� tylko starsz� od Odrade. Zachowa�a niezgas�� urod�, kt�ra kiedy� czyni�a z niej jedn� z najbardziej cenionych uwodzicielek, gdy w gr� wchodzili trudniejsi partnerzy. Mia�a owaln� twarz o lekko zaokr�glonych policzkach. Uwag� obserwatora przyci�ga�y jednak przede wszystkim jej oczy, ich zniewalaj�cy b��kit w b��kicie. Ca�o�� robi�a wra�enie uprzejmej maski, na kt�rej bardzo rzadko ukazywa�y si� prawdziwe uczucia.
Odrade widywa�a ju� Matk� Prze�o�on� w takiej pozie. O, teraz zacznie mrucze� pod nosem. I rzeczywi�cie, Taraza zamrucza�a co� do siebie.
Matka Prze�o�ona z uwag� �ledzi�a akta personalne, ani na chwil� nie przestaj�c my�le�. Wiele spraw zaprz�ta�o jej uwag�. To napawa�o Odrade otuch�. Taraza nie wierzy�a, �e istnieje co� takiego, jak �askawa si�a wy�sza, strzeg�ca rodzaju ludzkiego. Wszech�wiat Tarazy opiera� si� na Missionaria Protectiva i wytyczonych przez zakon celach. Cokolwiek s�u�y�o tym celom, nawet je�li by�y to machinacje dawno zmar�ego Tyrana, uznawane by�o na dobre. Wszystko inne by�o z�e. Obcym intruzom - szczeg�lnie tym potomkiniom Rozproszonych, kt�re nazywa�y siebie "Czcigodnymi Macierzami" - nie nale�a�o ufa�. Tylko ludzie Tarazy, nawet te Wielebne Matki, kt�re tworzy�y jej opozycj� w Radzie, stanowili zaplecze dla Bene Gesserit, tylko oni zas�ugiwali na zaufanie.
- Wiesz, �e gdy por�wna si� tysi�clecia poprzedzaj�ce Tyrana z tymi, kt�re nast�pi�y po jego �mierci, zwraca uwag� spadek liczby powa�niejszych konflikt�w? - odezwa�a si� Taraza, nadal nie podnosz�c wzroku. - Od czas�w Tyrana ilo�� takich konflikt�w wynosi mniej ni� dwa procent wcze�niejszych statystyk.
- Z tego, co wiemy - skwitowa�a Odrade. Taraza przelotnie zerkn�a w g�r�.
- Prosz�?
- Nie mamy mo�liwo�ci stwierdzi�, ile wojen stoczono poza zasi�giem naszego rozpoznania. Masz dane na temat Rozproszonych?
- Oczywi�cie, �e nie!
- Chcia�a� powiedzie�, �e Leto nas utemperowa�.
- Skoro chcesz to uj�� w ten spos�b. - Taraza zaznaczy�a co�, co dojrza�a na wy�wietlaczu.
- Czy cz�� zas�ug nie powinna by� przypisana naszemu ukochanemu baszarowi Milesowi Tegowi? - spyta�a Odrade. - Albo jego utalentowanym poprzednikom?
- To my wybiera�y�my tych ludzi - mrukn�a Taraza.
- Nie widz� celu tej militarnej dyskusji. Co to ma wsp�lnego z naszym obecnym problemem?
- S� tacy, kt�rzy my�l�, �e mo�emy wr�ci� do stanu sprzed rz�d�w Tyrana, i to bardzo szybko.
- Och? - Odrade wyd�a usta.
- Pewne ugrupowania w�r�d powracaj�cych Utraconych sprzedaj� bro� ka�demu, kto chce albo mo�e kupi�.
- Konkretnie?
- Do�� wyszukana bro� nap�ywa na Gammu i raczej nie ma w�tpliwo�ci, �e Tleilaxanie gromadz� bardzo niebezpieczny arsena�. -Taraza odchyli�a si� do ty�u, pocieraj�c okolice krzy�a. - S�dzimy, �e podejmujemy kluczowe decyzje, i to w oparciu o nasze najszczytniejsze zasady - powiedzia�a cichym, prawie zamy�lonym g�osem. T� poz� Odrade te� zna�a.
- Czy�by Matka Prze�o�ona w�tpi�a w s�uszno�� cel�w Bene Gesserit?
- W�tpi�? O, nie. Ale nie jestem wolna od rozterek. Ca�e �ycie po�wi�camy tym wysoce wyrafinowanym celom i co w ko�cu odkrywamy? Odkrywamy, �e wiele spraw, w kt�re w�o�y�y�my tyle pracy, zawdzi�czamy ma�ostkowym decyzjom. Decyzjom, u kt�rych podstaw leg�a ch�� osobistej wygody lub korzy�ci, a kt�re nie maj� nic wsp�lnego z naszymi szczytnymi idea�ami. W rzeczywisto�ci zawarto pakt, zaspokajaj�cy potrzeby tych, kt�rzy byli w�adni podejmowa� decyzje.
- S�ysza�am, jak nazywa�a� to konieczno�ci� polityczn� - zauwa�y�a Odrade.
- Je�eli zinstytucjonalizujemy nasze os�dy, b�dziemy na prostej drodze do unicestwienia zakonu - rzuci�a Taraza doskonale opanowanym g�osem, wracaj�c do akt personalnych.
- Nie znajdziesz ma�ostkowych decyzji w moim �yciorysie.
- Szukam �r�de� s�abostek. Skaz.
- Tych te� nie znajdziesz.
Taraza ukry�a u�miech. Ta zarozumia�a uwaga by�a cz�ci� doskonale jej znanej gry. Odrade znakomicie udawa�a zniecierpliwienie, podczas gdy w rzeczywisto�ci pogr��ona by�a w bezczasowym strumieniu cierpliwo�ci.
Kiedy Taraza nie da�a si� z�apa� na przyn�t�, Odrade ponownie zastyg�a w oczekiwaniu. Spokojny oddech, umys� w stanie r�wnowagi. Cierpliwo�� przychodzi�a sama, bez wysi�ku. Zakon �e�ski dawno temu nauczy� j�, w jaki spos�b dzieli� przesz�o�� i tera�niejszo�� na odr�bne, r�wnoleg�e nurty. Nadal obserwuj�c otoczenie, mog�a wybiera� fragmenty przesz�o�ci i prze�ywa� je. Przesuwa�y si� po ekranie zas�aniaj�cym tera�niejszo��.
"Pami��" - pomy�la�a Odrade. Wybra� i od�o�y� rzeczy istotne. Usun�� bariery. Kiedy wszystko inne obmierz�o, mia�a jeszcze swoje pogmatwane dzieci�stwo.
By� taki czas, kiedy Odrade �y�a tak samo jak wi�kszo�� dzieci: pod jednym dachem z kobiet� i m�czyzn�, kt�rzy, je�li nie byli jej rodzicami, to z pewno�ci� dzia�ali in loco parentis. Wszystkie dzieci, kt�re zna�a, by�y w takiej samej sytuacji. Mia�y tatusi�w i mamusie. Czasem tylko tatu� pracowa� poza domem. Czasami tylko mamusia wychodzi�a do pracy. W przypadku Odrade kobieta by�a w domu i w godzinach pracy nie pilnowa�a dziecka �adna wynaj�ta nia�ka. Du�o p�niej Odrade dowiedzia�a si�, �e jej prawdziwa matka zap�aci�a du�� sum� pieni�dzy, �eby w ten spos�b, na oczach wszystkich, ukry� dziewczynk�.
"Ukryta ci� u nas, poniewa� ci� kocha - t�umaczy�a kobieta, kiedy Odrade by�a ju� na tyle du�a, �eby zrozumie�. - Dlatego nigdy nie wolno ci zdradzi�, �e nie jeste�my twoim prawdziwym rodzicami."
Mi�o�� nie mia�a tu nic do rzeczy. To Odrade poj�a ju� p�niej. Wielebne Matki nie kierowa�y si� takimi przyziemnymi pobudkami. A matka Odrade by�a siostr� Bene Gesserit
Wyjawiono jej to wszystko, tak jak przewidywa� plan. Nazwisko: Odrade. Dotychczas m�wiono do niej: Darwi; to znaczy tak nazywa� j� kto�, kto si� na ni� gniewa� albo nie zna� jej bli�ej. Jej mali przyjaciele naturalnie skr�cili to imi� na Dara.
Jednak�e nie wszystko posz�o zgodnie z planem. Odrade przypomina�a sobie w�skie ��eczko stoj�ce w pokoju, kt�rego b��kitne �ciany o�ywia�y obrazki. By�y na nich zwierz�tka albo fantastyczne krajobrazy. W oknie ko�ysa�y si� bia�e firanki, tr�cane �agodnym wiatrem, kt�ry wia� tu wiosn� i latem. Odrade pami�ta�a siebie, jak skacze na ��ku. Wspania�a, radosna zabawa: w g�r�, w d�, w g�r�, w d�. Tyle �miechu! W p� skoku chwytaj� j� czyje� ramiona i tul� mocno. Ramiona nale�� do m�czyzny: ma okr�g�� twarz i ma�y w�sik, kt�ry �askocze j� w policzek, a� zaczyna chichota�. Kiedy tak skacze, ��ko uderza o �cian� i zostawia na niej �lady.
Odrade powoli przewija to wspomnienie, wzdragaj�c si� je wrzuci� do studni racjonalnego my�lenia. �lady na �cianie. �lady �miechu, rado�ci, takie ma�e, a jak wiele znaczy�y!
Zastanawiaj�ce, �e ostatnio coraz cz�ciej my�li o "tatusiu". Nie wszystkie wspomnienia by�y radosne. Zdarza�y si� dni, kiedy tato by� ni to smutny, ni z�y. Ostrzega� mam� przed "zbytnim anga�owaniem si�". Na jego twarzy odbija�y si� liczne rozterki. Krzycza� g�o�no, kiedy by� z�y. Mama porusza�a si� wtedy na palcach i mia�a zmartwione oczy. Odrade wyczuwa�a zmartwienie i strach i ba�a si� m�czyzny. Ale kobieta wiedzia�a najlepiej, jak sobie z nim poradzi�. Ca�owa�a go w szyj�, g�aska�a go po policzku i szepta�a mu co� do ucha.
Te pierwotne, "naturalne" uczucia kosztowa�y Cenzork� Bene Gesserit wiele pracy, nim wreszcie wyegzorcyzmowano je z Odrade. Ale do tej pory pozosta� szcz�tkowy osad, kt�rego nale�a�oby si� pozby�. Odrade wiedzia�a, �e przesz�o�� wci�� jeszcze nie min�a.
Przygl�daj�c si� Tarazie, z uwag� studiuj�cej zapis biograficzny,
Odrade zastanawia�a si�, czy to jest ta skaza, o kt�r� chodzi�o Prze�o�onej.
"Przecie� teraz wiedz� ju� na pewno, �e w pe�ni kontroluj� emocje tego wczesnego okresu" - pomy�la�a.
To wszystko dzia�o si� tak dawno temu! A jednak sama przed sob� musia�a przyzna�, �e wspomnienia m�czyzny i kobiety tkwi�y wewn�trz niej tak mocno, �e nigdy nie zdo�a�a ich ca�kowicie wygna�. Zw�aszcza mamy.
Ta, kt�ra j� urodzi�a, Wielebna Matka, znalaz�szy si� w sytuacji bez wyj�cia, umie�ci�a j� w tym azylu na Gammu z powod�w, kt�re teraz Odrade ca�kiem dobrze rozumia�a. By�o to konieczne, by obie mog�y prze�y�. K�opot�w przysporzy� dopiero fakt, �e przybrana matka Odrade da�a jej to, co wi�kszo�� matek daje swoim dzieciom, to, do czego zakon �e�ski odnosi� si� z ogromn� nieufno�ci� - mi�o��.
Kiedy pojawi�y si� Wielebne Matki, przybrana matka nie walczy�a, by zatrzyma� "swoje" dziecko. Przyby�e mia�y ze sob� ca�y oddzia� urz�dnik�w obojga p�ci. Potem przez d�ugi czas Odrade stara�a si� zrozumie� znaczenie tej rozdzieraj�cej chwili. Kobieta wiedzia�a, �e dzie� rozstania musi nadej��. By�a to tylko kwestia czasu. A jednak, kiedy dni rozci�gn�y si� w lata - prawie sze�� standardowych lat - odwa�y�a si� mie� nadziej�.
Odrade s�ysza�a prowadzone szeptem rozmowy.
"Mo�e zagubi�y gdzie� akta... Mo�e gdyby�my si� przeprowadzili i zmienili nazwisko..."
Potem przyby�y Wielebne Matki wraz ze sw� gburowat� �wit�. Odczeka�y po prostu, a� zagro�enie min�o, a� mog�y by� pewne, �e nie ma ju� nikogo, kto wiedzia�by, �e dziecko jest starannie zaplanowan� latoro�l� Atryd�w.
Odrade widzia�a, jak wr�czaj� przybranej matce du�� sum� pieni�dzy. Kobieta rzuci�a pieni�dze na pod�og�. Ale nikt nie zaprotestowa� g�o�no. Doro�li, bior�cy udzia� w tej scenie, wiedzieli, kto ma za sob� si��.
Przywo�uj�c teraz tamte g��bokie emocje, Odrade wci�� widzia�a kobiet�, kt�ra siada na prostym krze�le przy oknie wychodz�cym na ulic�, obejmuje si� ramionami i ko�ysze - do ty�u i do przodu, do ty�u i do przodu. Bez jednego s�owa.
Wielebne Matki u�y�y wszystkich swoich sztuczek - G�osu, dymu oszo�amiaj�cych zi�, samej swojej przyt�aczaj�cej obecno�ci, aby zwabi� Odrade do czekaj�cego pojazdu.
"Tylko na par� dni. Przys�a�a nas twoja prawdziwa matka."
Odrade wyczu�a k�amstwo, ale ciekawo�� przemog�a. Moja prawdziwa matka!
Ostatnie spojrzenie na kobiet�, kt�ra by�a jedyn� matk�, jak� zna�a: sylwetka przy oknie, ko�ysz�ca si� w ty� i w prz�d, cierpienie na twarzy, ramiona oplecione wok� cia�a.
P�niej, kiedy Odrade zacz�a m�wi� o odwiezieniu jej z powrotem, to ostatnie wspomnienie pos�u�y�o za pomoc naukow� do wa�nego wyk�adu:
"Mi�o�� poci�ga za sob� cierpienie. Mi�o�� to bardzo pierwotna si�a, kt�ra w swoim czasie s�u�y�a swemu celowi, ale dzi� nie jest ju� konieczna dla zachowania gatunku. Pami�taj o b��dzie, kt�ry pope�ni�a ta kobieta, o jej b�lu."
Jeszcze grubo po uko�czeniu dziesi�tego roku �ycia Odrade stara�a si� przystosowa�, �ni�c na jawie. Naprawd� wr�ci, kiedy b�dzie ju� w pe�ni wykszta�con� Wielebn� Matk�. Wr�ci i znajdzie t� kochaj�c� kobiet�, odszuka j�, chocia� jedynymi jej imionami by�y "mama" i "Sibia". Odrade przypomina�a sobie �miech doros�ych przyjaci�, kt�rzy nazywali mam� "Sibi�".
Mama Sibia.
Jednak�e siostry odkry�y zar�wno jej sny na jawie, jak i ich �r�d�o. Na ten temat tak�e odby� si� wyk�ad.
"Sny na jawie to pierwszy symptom tego, co nazywamy r�wnoleg�ym przep�ywem. Jest to wa�ne narz�dzie racjonalnego my�lenia. Za jego pomoc� mo�esz oczy�ci� umys�, by dzia�a� lepiej."
R�wnoleg�y przep�yw.
Odrade przyjrza�a si� Tarazie siedz�cej przy biurku. Z przebytym w dzieci�stwie urazem trzeba uwa�a� przy tworzeniu zrekonstruowanych p�l pami�ciowych. Wszystko to dzia�o si� dawno temu, na Gammu, planecie, kt�r� ludzie z Danu - ongi� Kaladanu - odbudowali po czasach G�odu i Rozproszenia. Odrade kurczowo uchwyci�a si� racjonalizmu, opieraj�c si� na Innych Wspomnieniach, kt�re zala�y jej �wiadomo�� podczas przyprawowego transu, kiedy to rzeczywi�cie sta�a si� prawdziw� Matk� Wielebn�.
R�wnoleg�y przep�yw... Filtr �wiadomo�ci... Inne Wspomnienia...
W jak�e pot�ne narz�dzia wyposa�y� j� zakon �e�ski! Jak�e niebezpieczne. Wszystkie te inne istnienia znajdowa�y si� tu� obok, za kurtyn� �wiadomo�ci, jako narz�dzia prze�ycia, a nie �rodki zaspokojenia pr�nej ciekawo�ci.
Taraza oderwa�a wzrok od przesuwaj�cych si� przed ni� materia��w.
- Za cz�sto grzebiesz si� w Innych Wspomnieniach. To poch�ania energi�, kt�rej nie powinna� trwoni�. - B��kitne w b��kicie oczy Matki Prze�o�onej zda�y si� przewierca� Odrade na wylot. - Posuwasz si� do granic fizycznej wytrzyma�o�ci. To mo�e spowodowa� twoj� przedwczesn� �mier�.
- Uwa�am z przypraw�, Matko.
- I powinna�! Cia�o mo�e wytrzyma� tylko okre�lon� dawk� melan�u. I zag��biania si� we w�asnej przesz�o�ci te�!
- Znalaz�a� moj� skaz�? - spyta�a Odrade.
- Gammu!
W tym jednym s�owie zawarty by� ca�y akt oskar�enia.
Odrade wiedzia�a. Tamte lata stracone na Gammu, uraz, kt�rego nie da�o si� zatrze�. By�y usterk�, kt�r� nale�a�o ods�oni� i oswoi�, a� sta�aby si� mo�liwa do przyj�cia.
- Mam by� pos�ana na Rakis - powiedzia�a.
- I przypomnij sobie regu�� umiarkowania. Pami�taj, kim jeste�! - Taraza zn�w pochyli�a si� nad aktami.
"Jestem Odrade" - pomy�la�a Odrade.
W szko�ach Bene Gesserit imiona zdawa�y si� umyka� w niepami��, zwracano si� za� do siebie po nazwisku. Nawet przyjaci�ki i znajome szybko zaczyna�y u�ywa� nazwiska z listy. Uczy�y si�, �e dziel�c mi�dzy sob� sekret imienia, daj� si� wci�gn�� w pierwotne sid�a uczucia.
Taraza, trzy klasy wy�ej od Odrade, zosta�a wyznaczona do "zaopiekowania si�" m�odsz� dziewczyn�. Zwi�zek ten zosta� starannie dobrany przez uwa�ne nauczycielki.
"Opiekowanie si�" oznacza�o przede wszystkim spor� doz� dominacji, ale zawiera�o te� wiele istotnych element�w, przyswajanych lepiej, gdy by�y przekazywane przez kogo�, kto by� z uczennic� na kole�e�skiej stopie. Taraza, maj�c dost�p do akt swojej podopiecznej, zacz�a nazywa� j� Dara. Odrade w rewan�u ochrzci�a j� Tar�. Te dwa przydomki zacz�y by� wymieniane jednym tchem - Dara i Tara. Nawet kiedy dotar�o to do uszu Wielebnych Matek i dziewcz�ta otrzyma�y surow� bur�, nadal "niechc�cy" u�ywa�y tych imion cho�by dla zabawy.
- Dara i Tara - powiedzia�a Odrade, spogl�daj�c w d� na Taraz�. U�miech zadrga� w k�cikach ust Prze�o�onej.
- Czy w moich aktach jest co�, czego nie czyta�a� co najmniej kilka razy? - spyta�a Odrade.
Taraza usiad�a prosto i odczeka�a, a� fotel dostosuje si� do zmienionej pozycji. Po�o�y�a splecione r�ce na stole i podnios�a wzrok na m�odsz� kobiet�.
"Tak naprawd� wcale nie jest du�o m�odsza" - pomy�la�a.
Od czas�w szkolnych uwa�a�a, �e Odrade nale�y do m�odszej grupy wiekowej, kt�rej �aden up�yw lat nie m�g� do niej przybli�y�.
- Z pocz�tku b�d� bardzo ostro�na, Daro - powiedzia�a.
- Pocz�tek dawno ju� min��.
- Ale tw�j udzia� w przedsi�wzi�ciu dopiero si� zaczyna. Zreszt� wdajemy si� w co�, na co si� dot�d nie powa�y�y�my.
- Czy dowiem si� teraz, na czym polega zwi�zany z ghol� plan?
- Nie.
I to by�o wszystko. Jakakolwiek dyskusja, wszelkie argumenty na temat potrzeby doinformowania - zmiecione jednym s�owem. Ale Odrade rozumia�a. Struktura organizacyjna ustanowiona przez pierwsz� Kapitu�� Bene Gesserit bardzo niewiele zmieni�a si� w ci�gu stuleci. Poszczeg�lne ga��zie zakonu �e�skiego poci�te by�y nieprzekraczalnymi pionowymi i poziomymi barierami, podzielone na odr�bne grupy, kt�re ��czy�a tylko osoba g��wnodowodz�cej. Obowi�zki (czytaj: wyznaczone role) spe�niane by�y w ramach oddzielnych kom�rek. Wykonawczynie, wchodz�ce w obr�b jednej kom�rki, nie zna�y swoich odpowiedniczek w innych, r�wnoleg�ych kom�rkach.
"Ale wiem, �e Wielebna Matka Lucilla pracuje w r�wnoleg�ej kom�rce - pomy�la�a Odrade. - To logiczne."
Uznawa�a tak� konieczno��. Schemat by� staro�ytny, skopiowano go z tajnych �rodowisk rewolucyjnych. Bene Gesserit zawsze widzia�y w sobie wieczne rewolucjonistki. Ich rewolucja ostyg�a tylko w czasach Tyrana, Leto II.
"Ostyg�a, ale nie wygas�a i nie zmieni�a kierunku" - upomnia�a sam� siebie Odrade.
- Powiedz mi - za��da�a Taraza - czy w tym, co masz zrobi�, wyczuwasz bezpo�rednie zagro�enie dla zakonu?
By�o to jedno z tych szczeg�lnych pyta� Tarazy, na kt�re Odrade nauczy�a si� odpowiada� bez zastanowienia, kieruj�c si� wy��cznie instynktem, dopiero potem przybieraj�cym kszta�t s��w.
- Je�li zaniechamy dzia�ania, b�dzie gorzej - powiedzia�a szybko.
- Uzna�y�my, �e b�dzie to niebezpieczne - Taraza m�wi�a suchym, oboj�tnym tonem. Nie lubi�a przywo�ywa� tych zdolno�ci Odrade. M�odsza kole�anka mia�a proroczy dar wykrywania zagro�e� dla zakonu �e�skiego. Oczywi�cie wyp�ywa�o to z owej dzikiej domieszki w jej linii genetycznej - Atryd�w, z tym ich niebezpiecznym talentem. Na kartotece rozrodczej Odrade zaznaczono: Bada� dok�adnie ka�dego potomka. Dwoje dzieci ju� po cichu usuni�to.
"Nie powinnam by�a teraz budzi� zdolno�ci Odrade, nawet na jedn� chwil�" - pomy�la�a Taraza. Ale czasem pokusa by�a zbyt wielka. Wy��czy�a projektor.
- Kiedy ju� tam b�dziesz - powiedzia�a, patrz�c na pusty blat sto�u - nie wolno ci zaj�� w ci��� bez naszego zezwolenia, nawet je�eli trafisz na doskona�ego partnera.
- B��d, kt�ry pope�ni�a moja naturalna matka.
- B��dem, kt�ry pope�ni�a twoja naturalna matka, by�o to, �e da�a si� rozpozna� podczas aktu p�odzenia!
Odrade ju� to s�ysza�a. Ten dziki talent Atryd�w, kt�ry wymaga� naj�ci�lejszej kontroli planistek. Wiedzia�a o nieujarzmionych zdolno�ciach, sile genetycznej, kt�ra stworzy�a Kwisatz Haderach - i Tyrana. O co teraz chodzi�o autorkom planu eugenicznego zakonu? Czy�by ich stanowisko mia�o by� wy��cznie negatywne? �adnych ryzykownych narodzin! Ani jednego ze swych dzieci nie zobaczy�a po urodzeniu, co w zakonie nie by�o takim znowu kuriozum. I nigdy nie udost�pniono jej danych z jej w�asnej kartoteki genetycznej. Tu tak�e obowi�zywa� �cis�y podzia� kompetencji.
"I te bariery, kt�re nak�ada�y na moje Inne Wspomnienia!"
Odnalaz�a puste miejsca w swojej pami�ci i otwar�a je. Zapewne tylko Taraza i mo�e dwie doradczynie (najprawdopodobniej Bellonda i jeszcze jaka� starsza Wielebna Matka) mia�y dost�p do tych informacji hodowlanych.
Czy�by Taraza i tamte rzeczywi�cie przysi�g�y raczej zgin�� ni� ujawni� zastrze�one dane komu� z zewn�trz? W ko�cu istnia� �ci�le okre�lony rytua� na wypadek, gdyby najwa�niejsza Wielebna Matka zgin�a z dala od swoich si�str, nie maj�c mo�liwo�ci przekazania im zawartych w niej istnie�. W czasie rz�d�w Tyrana wiele razy odtwarzano ten rytua�. Straszny okres! Wiedzie�, �e zakonspirowane kom�rki zakonu �e�skiego dla niego s� przezroczyste! Potw�r! Siostry nie �udzi�y si�. Od ca�kowitego zniszczenia Bene Gesserit powstrzyma�a Leto tylko jaka� g��boko zakorzeniona lojalno�� wobec jego babki, lady Jessiki.
- Jessiko, jeste� tam?
Odrade poczu�a drgnienie g��boko wewn�trz siebie. B��d jednej jedynej Wielebnej Matki: "Nie ustrzeg�a si� od mi�o�ci!" Taki drobiazg, a jak ogromne konsekwencje. Trzy tysi�ce pi��set lat tyranii!
Z�ota Droga. Niesko�czona? A co z utraconymi kwadrylionami, porwanymi przez fal� Rozproszenia? Co z zagro�eniem, kt�re stwarzali teraz, wracaj�c?
- Rozproszeni s� ju� niedaleko... Czekaj� tylko, by uderzy�. - Taraza nierzadko robi�a wra�enie, jak gdyby czyta�a w my�lach Odrade.
Odrade zna�a argumenty. Zagro�enie swoj� drog�, ale z drugiej strony co� magnetycznie poci�gaj�cego. Tyle wspania�ych niewiadomych. Zakon �e�ski, kt�rego mo�liwo�ci w ci�gu tysi�cleci wznios�y si� dzi�ki melan�owi na szczyty - i jakie� pole manewru w tych nietkni�tych zasobach rasy ludzkiej! Pomy�lcie o niezliczonych genotypach, kt�re tam czekaj�! Pomy�lcie o potencjalnych talentach, unosz�cych si� we wszech�wiatach, gdzie mog� znikn�� na zawsze!
- To niewiedza wywo�uje najwi�ksze przera�enie - powiedzia�a Odrade.
- I najwi�ksze ambicje - doda�a Taraza.
- A wi�c mam jecha� na Rakis?
- W swoim czasie. Uwa�am, �e jeste� odpowiednia do tego zadania.
- Inaczej nie przydzieli�aby� mi go.
Ta wymiana zda� przypomina�a ich czasy szkolne. Taraza zda�a sobie spraw�, �e nie�wiadomie dala si� w ni� wci�gn��. Zbyt wiele wspomnie� ��czy�o je obie: Dar� i Tar�. Trzeba by�