2510
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2510 |
Rozszerzenie: |
2510 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2510 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2510 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2510 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
JOHN GRISHAM
WEZWANIE
(Jan Kra�ko)
Rozdzia� 1
Przyszed� poczt�, zwyczajnie i po staro�wiecku, poniewa� S�dzia mia� prawie osiemdziesi�t lat i nie ufa� nowoczesnym gad�etom. Ani e-mailom, ani nawet faksom. Nie u�ywa� automatycznej sekretarki i nigdy nie przepada� za telefonem. Mocno pochylony nad rozklekotanym underwoodem, kt�ry sta� na �aluzjowym biurku pod portretem Nathana Bedforda Forresta, wystukiwa� listy dwoma palcami, literka po literce. Pod rozkazami Forresta walczy� jego dziadek, pod Shiloh i na g��bokim Po�udniu, dlatego w historii Stan�w nie by�o postaci, kt�r� S�dzia czci�by bardziej ni� jego. Od trzydziestu dw�ch lat dyskretnie, acz kategorycznie odmawia� prowadzenia rozpraw trzynastego lipca, w dniu urodzin genera�a.
Przyszed� wraz z jeszcze jednym listem, czasopismem i dwoma rachunkami i trafi� do szkolnej skrzynki na listy profesora Raya Atlee. Profesor rozpozna� go natychmiast; odk�d tylko pami�ta�, koperty takie jak ta stanowi�y nieod��czn� cz�� jego �ycia. List by� od ojca, cz�owieka, kt�rego on te� nazywa� S�dzi�.
Przygl�da� si� kopercie, nie wiedz�c, czy otworzy� list ju� teraz, czy chwil� odczeka�. Dobre nowiny, nowiny z�e - z S�dzia mog�o by� r�nie, chocia� z drugiej strony starzec od kilku lat umiera� na raka i dobre nowiny nale�a�y do rzadko�ci. Koperta by�a cienka i wygl�da�o na to, �e zawiera pojedyncz� kartk� papieru; nie by�o w tym nic niezwyk�ego. S�dzia pisa� bardzo oszcz�dnie, chocia� kiedy� s�yn�� z kwiecistych poucze�, kt�rych udziela� stronom podczas rozpraw.
Tak, to by� list urz�dowy, profesor nie mia� co do tego �adnych w�tpliwo�ci. S�dzia nie lubi� pr�nej gadaniny, nie znosi� te� plotek i wodolejstwa, zar�wno w mowie, jak i w pi�mie. Je�li ju� zaprasza� kogo� na taras i proponowa� mu szklaneczk� mro�onej herbaty, by�o oczywiste, �e robi to tylko po to, �eby znowu rozprawia� o wojnie domowej, najpewniej o bitwie pod Shiloh, i �eby win� za kl�sk� konfederat�w ponownie obarczy� l�ni�ce, nieskalane b�otem buty genera�a Pierre'a G.T. Beauregarda - cz�owieka, kt�rego nienawidzi�by nawet w niebie, gdyby przypadkiem si� tam spotkali.
Jego dni by�y policzone. Mia� siedemdziesi�t dziewi�� lat, cukrzyc� i raka �o��dka. By� gruby, na�ogowo pali� fajk�, prze�y� trzy zawa�y i chorowa� na szereg mniej gro�nych chor�b, kt�re dr�czy�y go przez dwadzie�cia lat. by w ko�cu zada� mu cios ostateczny. Trawi� go nieustanny b�l. Podczas ostatniej rozmowy telefonicznej przed trzema tygodniami - dzwoni� oczywi�cie Ray, poniewa� S�dzia uwa�a�, �e rozmowy zamiejscowe to czyste zdzierstwo - g�os mia� s�aby i spi�ty. Rozmawiali nieca�e dwie minuty.
Adres zwrotny wyt�oczono z�otymi literami: Przewodnicz�cy S�du S�uszno�ci Reuben V. Atlee. 25. Wydzia� S�du S�uszno�ci hrabstwa Ford, Clanton, Missisipi. Ray wsun�� list do czasopisma i ruszy� przed siebie. S�dzia nie by� ju� przewodnicz�cym. Wyborcy pos�ali go na emerytur� przed dziewi�cioma laty i z tej gorzkiej pora�ki S�dzia nigdy si� nie otrz�sn��. Trzydzie�ci dwa lata wiernej s�u�by, a oni dali mu kopa, wol�c kogo� m�odszego, kogo�, kto reklamowa� si� w radiu i telewizji. S�dzia reklamowa� si� nie chcia�. Twierdzi�, �e ma za du�o pracy, �e - co wa�niejsze - ludzie dobrze go znaj� i je�li zechc� ponownie go wybra�, to na pewno wybior�. Wielu uzna�o, �e przemawia przez niego pycha. Wygra� w hrabstwie Ford, ale w pi�ciu pozosta�ych hrabstwach dozna� sromotnej pora�ki.
Z s�du wyrzucali go przez trzy lata. Mia� gabinet na pierwszym pi�trze, pomieszczenie, kt�re przetrwa�o po�ar i opar�o si� dw�m remontom. Nie wpuszcza� tam nikogo z farb� i m�otkiem. Gdy w�adze hrabstwa, gro��c eksmisj�, przekona�y go w ko�cu, �e musi je opu�ci�, spakowa� trzydzie�ci lat pracy do pude� - bezu�yteczne akta, notatki i zakurzone ksi�gi - zawi�z� to do domu i poustawia� w gabinecie. Kiedy w gabinecie zabrak�o miejsca, zacz�� ustawia� akta w korytarzach prowadz�cych do jadalni oraz w holu.
Ray skin�� g�ow� znajomemu studentowi. Przed gabinetem zamieni� kilka s��w z koleg�. Potem zamkn�� za sob�drzwi. przekr�ci� klucz i po�o�y� korespondencj� na �rodku biurka. Zdj�� marynark�, powiesi� j� na drzwiach, przest�pi� nad stert� grubych prawniczych ksi�g, nad kt�r� przest�powa� ju� od p� roku, i jak co dzie� poprzysi�g� sobie, �e musi tu wreszcie posprz�ta�.
W gabinecie - trzy sze��dziesi�t na cztery i p� metra - sta�o ma�e biurko i ma�a sofa. zawalone papierami na tyle, �eby Ray m�g� uchodzi� za cz�owieka bardzo zapracowanego. A zapracowany nie by�. W semestrze wiosennym prowadzi� zaj�cia tylko z jednego dzia�u prawa antytrustowego. Pisa� ksi��k� - nudne, bezbanwie tomiszcze o monopolach, kt�rego nikt nie przeczyta, lecz kt�re sta� si� mia�o pi�kn� ozdob�jego dorobku naukowego. By� pracownikiem etatowym, ale tak samo jak wszyscy powa�ni profesorowie ulega� dyktatowi starej akademickiej zasady: "Publikuj lub gi�".
Usiad� za biurkiem i odsun�� na bok papiery.
List zaadresowano do N. Raya Atlee, profesora wydzia�u prawa w Charlottesviile w stanie Wirginia. Litery "e" i "o" by�y rozmazane. Ta�ma do maszyny mia�a z dziesi�� lat. S�dzia nie uznawa� te� kod�w pocztowych.
N to skr�t od Nathan - na cze�� genera�a - chocia� ma�o kto o tym wiedzia�. Kiedy Ray postanowi� zrezygnowa� z pierwszego imienia i i�� przez �ycie jako zwyk�y Ray, dosz�o mi�dzy nimi do koszmarnej k��tni.
S�dzia zawsze pisa� do niego na adres wydzia�u, nigdy na adres domowy. Uwielbia� tytu�y i wa�ne adresy i chcia�, �eby mieszka�cy Clanton, a nawet pracownicy pocztowi wiedzieli, �e jego syn jest profesorem prawa. Zupe�nie niepotrzebnie. Ray wyk�ada� (i pisa�) od trzynastu lat; ci, kt�rzy w hrabstwie cokolwiek znaczyli, wiedzieli o tym od dawna.
Otworzy� kopert� i roz�o�y� pojedyncz� kartk� papieru. By�a ozdobiona wspania�ym nag��wkiem z imieniem i nazwiskiem S�dziego, jego nieaktualnym ju� tytu�em i adresem, bez kodu pocztowego, rzecz jasna. Ojciec mia� niesko�czony zapas firmowej papeterii.
List by� zaadresowany zar�wno do Raya, jak i do jego brata Forresta, jedynych dzieci z nieudanego ma��e�stwa, kt�re sko�czy�o si� wraz ze �mierci� ich matki. I by� jak zawsze kr�tki:
Prosz� wygospodarowa� sobie czas, �eby�cie mogli stawi� si� u mnie w niedziel� si�dmego maja o godzinie 17.00 w celu om�wienia spraw maj�tkowych.
Z powa�aniem, Reuben V. Atlee
Wyrazisty podpis skurczy� si� i sko�lawia�. Przez dziesi�tki lat zdobi� nakazy i zarz�dzenia, kt�re odmieni�y �ycie rzeszom ludzi. Orzeczenia rozwodowe, orzeczenia przyznaj�ce opiek� nad dzie�mi, orzeczenia odbieraj�ce prawa rodzicielskie, orzeczenia adopcyjne. Orzeczenia rozstrzygaj�ce spory testamentowe, spory wyborcze, spory ziemskie, spory o bezprawne zaj�cie mienia. W�adczy podpis S�dziego dobrze kiedy� znano; teraz by� jedynie trudno rozpoznawalnym bazgro�em schorowanego starca.
Schorowanego czy zdrowego. Ray wiedzia�, �e w wyznaczonym czasie stawi si� w jego gabinecie. W�a�nie otrzyma� wezwanie i chocia� �wiadomo�� ta bardzo go irytowa�a, nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, �e on i jego brat zawlok� si� do Clanton. �eby stan�� przed Wysokim S�dem i wys�ucha� kolejnego pouczenia. Ojciec jak zwykle si� z nimi nie skonsultowa� i wybra� dzie� najdogodniejszy dla siebie. Typowe.
W jego naturze, a mo�e w naturze wszystkich s�dzi�w, le�a�o to, �e ustala� daty przes�ucha� i rozpraw, nie zwa�aj�c na innych. Rz�dzi� tward� r�k�. Przepe�niona wokanda, opiesza�e strony procesowe, zagonieni adwokaci, adwokaci leniwi - musia� si� tego nauczy�, inaczej nie da�by sobie rady. Rodzin� rz�dzi� w ten sam spos�b i w�a�nie dlatego Ray Atlee wyk�ada� prawo w Wirginii, zamiast praktykowa� je w Missisipi.
Przeczyta� wezwanie jeszcze raz, po czym po�o�y� je na stercie dokument�w do pilnego za�atwienia. Podszed� do okna i wyjrza� na ton�cy w kwiatach dziedziniec. Nie by� ani z�y, ani rozgoryczony, jedynie sfrustrowany tym. �e ojciec znowu mu rozkazuje. On umiera, my�la�, daj mu spok�j. To jedna z twoich ostatnich podr�y do domu.
Maj�tek S�dziego otacza�a tajemnica. Jego g��wnym przedmiotem by� dom, dworek sprzed wojny domowej, kt�ry zapisa� mu w spadku ten sam Atlee, kt�ry walczy� u boku genera�a Forresta. Na zacienionej ulicy w starej Atlancie dworek by�by wart ponad milion dolar�w - w Atlancie, ale nie w Clanton. Sta� na dw�ch hektarach zaniedbanej ziemi, trzy ulice od miejskiego skweru. Zapadaj�ce si� pod�ogi, przeciekaj�cy dach i �ciany, kt�rych za �ycia Raya nie tkn�a ani odrobina farby - mogliby go sprzeda� najwy�ej za sto tysi�cy, z tym �e nabywca musia�by mie� dwa razy tyle na kapitalny remont. Nie chcieli tam mieszka�, ani on, ani Forrest; Forrest nie postawi� tam nogi od wielu lat.
Dom Pod Klonami. Tak go nazwali, jakby to by�a wspania�a rezydencja z kamerdynerami i zape�nionym kalendarzem �ycia towarzyskiego. Ostatni� osob�, kt�ra tam pracowa�a, by�a pokoj�wka Irena. Zmar�a przed czterema laty i od tamtego czasu nikt nie odkurza� pod��g ani nie czy�ci� past� mebli. S�dzia zatrudnia� miejscowego kryminalist�. P�aci� mu dwadzie�cia dolar�w tygodniowo za strzy�enie trawnika, na co ten przysta� bardzo niech�tnie. Osiemdziesi�t dolar�w miesi�cznie by�o, w jego uczonej opinii, rozbojem na r�wnej drodze.
Pod Klonami: tak mawia�a o domu matka, kiedy Ray by� jeszcze dzieckiem. Nigdy nie jadali kolacji u siebie, tylko Pod Klonami. Listy nie przychodzi�y do pa�stwa Atlee przy Czwartej ulicy, tylko do domu Pod Klonami przy Czwartej ulicy. Niewielu mieszka�c�w Clanton mia�o dom z nazw�.
Matk� zabi� t�tniak i kiedy umar�a, po�o�yli j� na stole w salonie od frontu. Przez dwa dni nawiedza�o ich cale miasto. Ludzie paradowali przez taras, przez hol. wchodzili do salonu, �eby z�o�y� ostatni ho�d zmar�ej, a potem szli do jadalni na poncz i ciasteczka. Ray i Forrest schowali si� na strychu, przeklinaj�c ojca za to, �e toleruje t� maskarad�. Przecie� tam, w otwartej trumnie, le�a�a ich matka - pi�kna, m�oda kobieta, teraz blada i sztywna.
Dom Pod Klonami - Forrest te� go tak nazywa�, i to od zawsze. Czerwone i ��te klony, kt�rymi niegdy� wysadzono ulic�, zachorowa�y na jak�� nieznan� chorob� i usch�y. Ich przegni�ych pniak�w nigdy nie wykarczowano. Trawnik, ten od frontu, ocienia�y cztery wielkie d�by. Li�cie gubi�y tonami, tak �e nie spos�b ich by�o ani zagrabi�, ani tym bardziej wywie��. Co najmniej dwa razy do roku kt�ry� z d�b�w traci� ga���, kt�ra �ama�a si� i spada�a z trzaskiem na dach. sk�d czasem, cho� nie zawsze, udawa�o si� j� zdj��. Dom sta� tam i sta�, od dziesi�tk�w lat przyjmuj�c wszystkie ciosy.
Mimo to by� bardzo �adny. Georgia�ski. taki z kolumnami; niegdy� m�g�by upami�tnia� tych. kt�rzy go zbudowali, lecz teraz by� jedynie smutnym pomnikiem upadaj�cej rodziny. Ray nie chcia� mie� z nim nic wsp�lnego. W domu Pod Klonami by�o pe�no nieprzyjemnych wspomnie�, dlatego ka�da wyprawa do Clanton wp�dza�a go w depresj�. Wiedzia�, �e nigdy tam nie zamieszka, a utrzymywanie ruiny, na kt�r� powinno si� nas�a� buldo�ery, by�o finansow� czarn� dziur�. Forrest najch�tniej by go spali�, i to jeszcze przed obj�ciem spadku.
S�dzia jednak chcia�, �eby Ray przej�� dom i zatrzyma� go dla rodziny. Od kilku lat mgli�cie o tym dyskutowali. Ray nigdy nie zebra� si� na odwag�, �eby spyta�: Dla jakiej rodziny? Nie mia� dzieci. Mia� by�� �on� i �adnych perspektyw na now�. Tak samo Forrest. z tym �e on mia� dwie by�e �ony, osza�amiaj�c� kolekcj� eksnarzeczonych, no i Ellie. z kt�r� obecnie mieszka�, stutrzydziestosze�ciokilogramow� malark� i garncar-k�. kobiet� dwana�cie lat starsz� od niego.
To, �e nie sp�odzi� nikomu dziecka, graniczy�o z biologicznym cudem i chyba cudem by�o, bo jak dot�d �adnego dziecka nigdzie nie odkryto.
Krew rodu Atlee powoli rzed�a i grozi�o im wymarcie, czym Ray wcale si� nie przejmowa�. �y� swoim �yciem. �y� dla siebie, nie dla ojca ani dla wspania�ej rodzinnej przesz�o�ci. Wraca� do Clanton tylko na pogrzeby.
O reszcie maj�tku S�dziego nigdy nie rozmawiali. Kiedy�, na d�ugo przed narodzinami Raya, rodzina Atlee by�a bogata. Mia�a ziemi�, bawe�n�, niewolnik�w, linie kolejowe, banki i polityk�w w kieszeni, dysponowa�a wi�c klasycznymi dla konfederat�w zasobami, kt�re pod koniec dwudziestego wieku nie znaczy�y nic, przynajmniej w przeliczeniu na got�wk�. Ale z got�wk� czy bez. zasoby te nak�ada�y na nich status rodziny z ..rodzinn� fortun�".
Ju� jako dziesi�cioletnie dziecko Ray wiedzia�, �e maj� pieni�dze. Ojciec by� s�dzi�, ich dom mia� nazw�, a w rolniczym Missisipi oznacza�o to. �e jest bogatym ch�opcem. Przed �mierci�matka zrobi�a wszystko, co mog�a, �eby przekona� jego i Forresta, �e s� lepsi od innych. Mieszkali w rezydencji. Byli prezbiterianami. Co trzy lata wyje�d�ali na wakacje na Floryd�. Od czasu do czasu je�dzili na kolacj� do hotelu Peabody w Memphis. Mieli �adniejsze ubrania.
A potem Raya przyj�to do Stanfordu. Jego nadzieje i z�udzenia prys�y, gdy S�dzia wypali�:
- Nie sta� mnie na to.
- Jak to? - spyta� Ray.
- Tak to. Po prostu mnie nie sta�.
- Nie rozumiem.
- W takim razie powiem ja�niej. Id� do jakiego college'u chcesz. Ale je�li p�jdziesz do Sewanee, zap�ac� za twoje studia.
Ray poszed� do Sewanee bez baga�u rodzinnej fortuny i ojciec go utrzymywa�, asygnuj�c na ten cel fundusze, kt�re ledwo starcza�y na czesne, ksi��ki, akademik i studenckie op�aty korporacyjne. Szko�a prawnicza by�a w Tulane, gdzie prze�y�, pracuj�c jako kelner w barze ostrygowym w Dzielnicy Francuskiej.
Przez trzydzie�ci dwa lata S�dzia pobiera� pensj� przewodnicz�cego S�du S�uszno�ci, jedn� z najni�szych w kraju. B�d�c na studiach. Ray przeczyta� raport o wynagrodzeniach s�dziowskich i ze smutkiem stwierdzi�, �e s�dziowie z Missisipi zarabiaj� pi��dziesi�t dwa tysi�ce dolar�w rocznie, podczas gdy �rednia krajowa wynosi�a dziewi��dziesi�t pi��.
S�dzia mieszka� sam, niewiele wydawa� na dom i nie mia� �adnych na�og�w; pali� jedynie fajk� i zawsze wybiera� tani, lichy tyto�. Je�dzi� starym lincolnem, jad� niezdrowo, za to bardzo du�o i od lat pi��dziesi�tvch nosi� te same czarne garnitury. Jego na�ogiem by�a dobroczynno��. Oszcz�dza� pieni�dze, po czym je rozdawa�.
Nikt nie wiedzia�, ile rozdawa� rocznie. Dziesi�� procent dochod�w automatycznie sz�o na ko�ci�. Dwa tysi�ce dolar�w na college, tyle samo na Syn�w Weteran�w Po�udnia. Te trzy dajki by�y datkami na cele ze wszech miar szlachetne i nale�a�oby je upami�tni� w granicie. W przeciwie�stwie do pozosta�ych.
S�dzia dawa� pieni�dze ka�demu, kto o nie poprosi�. Kalekiemu dziecku, kt�re nie mia�o na kule. Dru�ynie baseballowych gwiazd, kt�ra jecha�a na stanowe tournee. Cz�onkom Klubu Rotaria�skiego, kt�rzy chcieli szczepi� dzieci w Kongo. Na schronisko dla bezdomnych ps�w i kot�w w hrabstwie Ford. Na nowy dach jedynego w Clanton muzeum.
Lista datk�w nie mia�a ko�ca: �eby otrzyma� czek, wystarczy�o napisa� kr�tki list. S�dzia Atlee zawsze przesy�a� pieni�dze i robi� to. odk�d synowie opu�cili dom.
Nawet teraz oczyma wyobra�ni Ray widzia�, jak siedz�c za zagraconym, zakurzonym biurkiem, wystukuje na maszynie kr�tkie listy, po czym wk�ada je do kopert wraz z ledwo czytelnymi czekami First National Bank w Clanton: pi��dziesi�t dolar�w tu, sto tam, troch� dla ka�dego, a� wszystko si� rozejdzie.
Oszacowanie warto�ci spadku nie powinno nastr�czy� �adnych trudno�ci, poniewa� w domu nie by�o nic do oszacowania. Stare ksi�gi prawnicze, do cna zniszczone meble, bolesne zdj�cia i rodzinne pami�tki, dawno zapomniane akta i papiery, sterty �mieci, z kt�rych mo�na by zrobi� imponuj�ce ognisko. On i Forrest zamierzali sprzeda� dom za jak�kolwiek cen�: byliby szcz�liwi, gdyby uda�o im si� odzyska� cho� cz�� pieni�dzy rodzinnych.
Powinien zadzwoni� do Forresta, ale zawsze z tym zwleka�. Forrest to zupe�nie inny zestaw k�opot�w i problem�w, o wiele bardziej skomplikowanych ni� stary umieraj�cy samotnik, kt�ry upar� si�, �eby rozda� ca�� fors�. Forrest by� �yw�, chodz�c� katastrof�, trzydziestosze�cioletnim ch�opcem, kt�rego umys� ot�pi�y wszystkie legalne tudzie� nielegalne substancje, znane ameryka�skiej kulturze.
- Co za rodzina - mrukn�� Ray.
O jedenastej mia� zaj�cia, ale odwo�a� je i pojecha� na terapi�.
Rozdzia� 2
Wiosna w Piedmont. Czyste, spokojne niebo, z dnia na dzie� ziele�sze wzg�rza, dolina Shenandoah zmieniaj�ca si� w miar� jak farmerzy przecinali j� idealnie prostymi rz�dami sadzonek. Na jutro zapowiadano deszcz, chocia� w �rodkowej Wirginii nie mo�na by�o ufa� �adnym prognozom.
Maj�c na koncie trzysta wylatanych godzin. Ray rozpoczyna� ka�dy dzie� od zerkni�cia w niebo i od o�miokilometrowej przebie�ki. Biega� m�g� w ka�d� pogod�, w s�o�ce i w deszcz - biega�, ale nie lata�. Przyrzek� sobie (i swemu towarzystwu ubezpieczeniowemu), �e b�dzie lata� tylko w dzie�, unikaj�c chmur. Przyczyn� dziewi��dziesi�ciu pi�ciu procent katastrof ma�ych samolot�w pasa�erskich by�a albo z�a pogoda, albo ciemno�� i chocia� Ray lata� prawie od trzech lat, wci�� wola� by� tch�rzem. "S� piloci starzy i piloci odwa�ni - m�wi�o lotnicze powiedzenie - ale nie ma pilot�w starych, kt�rzy byliby odwa�ni". Ray g��boko w to wierzy�.
Poza tym �rodkowa Wirginia by�a zbyt pi�kna, �eby lata� nad ni� nad chmurami. Czeka� na idealn� pogod�, tak� bez wiatru, kt�ry miota�by maszyn� i utrudnia� l�dowanie, bez przes�aniaj�cej horyzont mg�y. w kt�rej �atwo si� zgubi�, bez burzy i opad�w. Od czystego nieba podczas porannej przebie�ki zale�a� ca�y rozk�ad dnia. M�g� przesun�� lunch, m�g� odwo�a� zaj�cia, m�g� prze�o�y� badania na deszczowy dzie� albo nawet na deszczowy tydzie�. Dobra prognoza i natychmiast p�dzi� na lotnisko.
Le�a�o na p�noc od miasta, pi�tna�cie minut jazdy od wydzia�u. W szkole lotniczej Dockera witali go - jak zwykle arogancko - Dick Docker. Charlie Yates i Fog Newton, trzej emerytowani piloci piechoty morskiej, w�a�ciciele tego przybytku, kt�rzy wyszkolili wi�kszo�� mieszkaj�cych w okolicy pilot�w. Codziennie kr�lowali w Kokpicie, czyli w biurze, gdzie sta� rz�d starych teatralnych krzese�: pili hektolitry kawy, �gali i snuli lotnicze opowie�ci, kt�rych przybywa�o z godziny na godzin�. Ka�dego klienta i ucznia obrzucali stekiem wyzwisk - podoba�o mu si� to czy nie. Jak nie, to nie. droga wolna. Mogli sobie na to pozwoli�, mieli ca�kiem niez�e emerytury.
Widok Raya sprowokowa� ich do serii najnowszych dowcip�w o prawnikach: �aden z nich nie by� szczeg�lnie zabawny, lecz ka�dy wywo�ywa� salwy niepohamowanego �miechu.
- Nic dziwnego, �e nie macie uczni�w - powiedzia� Ray, wype�niaj�c formularze.
- Dok�d si� wybierasz? - spyta� Docker.
- Donik�d. Chc� zrobi� kilka dziur w niebie.
- Zawiadomimy tych z kontroli powietrznej.
- Jeste�cie na to za bardzo zaj�ci.
Dziesi�� minut obrzucania b�otem i papierkowej roboty, i wreszcie koniec. Za osiemdziesi�t dolar�w za godzin� wynajmowa� cessn�. kt�r� m�g� wzbi� si� prawie dwa kilometry nad ziemi�, pozostawiaj�c w dole ludzi, telefony, ruch uliczny, student�w i badania naukowe, uciekaj�c od umieraj�cego ojca, od zwariowanego brata i wiecznego ba�aganu, kt�ry czeka� na niego w domu.
Na rampie sta�o trzydzie�ci samolot�w, w wi�kszo�ci ma�ych awionetek typu Cessna, g�mop�at�w o sta�ym podwoziu, najbezpieczniejszych maszyn, jakie kiedykolwiek zbudowano. Jednak by�y tam r�wnie� prawdziwe cacka. Tu� obok jego cessny sta�a beech bonanza, jednosilnikowe cudo o mocy dwustu koni. samolot, kt�ry Ray m�g�by pilotowa� ju� po miesi�cznym przeszkoleniu. O siedemdziesi�t w�z��w szybszy ni� cessna, mia� w kabinie tyle przyrz�d�w i gad�et�w, �e ka�demu pilotowi ciek�a na ich widok �linka. Na domiar z�ego by� na sprzeda� za czterysta pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w; kwota poza zasi�giem, rzecz jasna, ale ca�kiem wyobra�alna. Jego w�a�ciciel budowa� wielkie centra handlowe i wed�ug naj�wie�szych analiz z Kokpitu. chcia� kupi� King Aira.
Ray odwr�ci� si�, skupi� na swojej cessnie i jak ka�dy nowicjusz, obejrza� j� z list� startow� w r�ku. Fog Newton, jego instruktor, rozpoczyna� ka�d� lekcj� od pos�pnych opowie�ci o leniwych lub zbyt niecierpliwych pilotach, kt�rzy zgin�li w po�arze maszyny tylko dlatego, �e niedok�adnie j� sprawdzili.
Upewniwszy si�, �e wszystkie cz�ci s� tam, gdzie by� powinny i �e poszycie jest idealnie g�adkie, wsiad� do kabiny i zapi�� pasy. Zaskoczy� silnik, o�y�o radio. Zako�czy� sprawdzanie listy i wywo�a� wie��. Tu� przed nim ko�owa� ma�y samolot komunikacji lokalnej i dziesi�� minut po zamkni�ciu drzwi Ray otrzyma� pozwolenie na start. G�adko oderwa� si� od ziemi i skr�ci� na zach�d, w kierunku doliny Shenandoah.
Osi�gn�wszy pu�ap tysi�ca dwustu metr�w, przelecia� tu� nad szczytem Afton Mountain. Samolot wpad� w lekk� turbulencj�, lecz nie by�o w tym niczego niezwyk�ego. Gdy znalaz� si� nad polami, woko�o zapad�a cisza i bezruch. Wed�ug komunikat�w widzialno�� si�ga�a trzydziestu dw�ch kilometr�w, lecz z tej wysoko�ci widzia� znacznie dalej. Pu�ap chmur? Na niebie nie by�o ani jednego ob�oczka. Tysi�c pi��set metr�w: na horyzoncie zamajaczy�y szczyty g�r Wirginii Zachodniej. Zako�czy� sprawdzanie listy przelotowej, ustawi� sk�ad mieszanki i odpr�y� si� po raz pierwszy od chwili, gdy poko�owa� na start.
Radio umilk�o i mia�o o�y� dopiero sze��dziesi�t cztery kilometry dalej, gdy samolot znajdzie si� w zasi�gu wie�y Roanoke. Postanowi� zmieni� kurs i pozosta� w przestrzeni niekontrolowanej.
Z w�asnego do�wiadczenia wiedzia�, �e psychiatrzy z Charlottesville bior� dwie�cie dolar�w za godzin�. W por�wnaniu z tym latanie by�o tanie jak pieprz i o wiele skuteczniejsze: lekarz, kt�ry kaza� mu znale�� dla siebie nowe hobby, i to szybko, mia� �eb jak sklep. Ray chodzi� do niego, bo musia� kogo� widywa�. Dok�adnie miesi�c po tym. gdy jego �ona wnios�a pozew o rozw�d, rzuci�a prac� i wysz�a z domu, zabieraj�c jedynie ubrania i bi�uteri� - zrobi�a to wszystko z bezwzgl�dn� wydajno�ci� i sprawno�ci�, w ci�gu zaledwie sze�ciu godzin - odwiedzi� psychiatr� ostatni raz. pojecha� na lotnisko, wszed� nie�mia�o do Kokpitu i dosta� pierwszy ochrzan od Dicka Dockera czy Foga Newtona, nie pami�ta� ju� od kogo.
Od razu poczu� si� lepiej: komu� na nim zale�a�o. Tamci kl�li, obrzucali go b�otem, a on, zraniony i skonsternowany, szybko zrozumia�, �e znalaz� sobie nowy dom. Ju� niemal od trzech lat przemierza� czyste, samotne niebo nad Blue Mountains i nad dolin� Shenandoah, koj�c gniew, roni�c �zy i dziel�c si� k�opotami z pustym fotelem pasa�era. Zostawi�a ci�, powtarza� fotel.
Niekt�re kobiety odchodz�, ale w ko�cu wracaj�. Inne odchodz�, �eby oddawa� si� bolesnym rozwa�aniom nad s�uszno�ci� swojej decyzji. Jeszcze inne odchodz� stanowczo i odwa�nie, ani razu nie ogl�daj�c si� za siebie. Odej�cie Vicki by�o tak starannie zaplanowane i przeprowadzone z tak zimnym wyrachowaniem, �e pierwsz� uwag�, jak� wyg�osi� adwokat Raya, by�o: "Odpu�� to sobie, stary".
Znalaz�a sobie lepszy uk�ad niczym sprinterka, kt�ra w ostatniej chwili przechodzi do dru�yny rywalek. Nowy str�j, u�miech do kamery i zapomnij o starym stadionie. Pewnego ranka, kiedy Ray by� w pracy, odjecha�a limuzyn�. Za limuzyn� sun�a p�ci�ar�wka z jej rzeczami. Dwadzie�cia minut p�niej wesz�a do nowego domu, pi�knego dworku na ko�skiej farmie na wsch�d od miasta, gdzie z otwartymi ramionami i intercyz� w r�ku powita� j� Lew Likwidator. Lew Rodowski by� finansist�, padlino�ernym s�pem: wed�ug oblicze� Raya zgarn�� p� miliarda zielonych, w wieku sze��dziesi�ciu czterech lat zrezygnowa� z gry na Wall Street i nie wiedzie� czemu, na swoj� now� siedzib� wybra� w�a�nie Charlottesville.
Gdzie� po drodze wpad� na Vicki: zaproponowa� jej dobry uk�ad, zrobi� dwoje dzieci, kt�rych nie zrobi� jej Ray, i teraz, ze zdobyczn� �on� i now� rodzin� chcia� uchodzi� za wielkiego pana.
- Do�� tego - powiedzia� na g�os Ray. Gada� do siebie na wysoko�ci tysi�ca pi�ciuset metr�w i nikt mu nie odpowiada�.
Zak�ada� - tak� mia� te� nadziej� - �e Forrest jest czysty i trze�wy, chocia� tego rodzaju za�o�enia cz�sto bywa�y mylne, a nadzieje z�udne. Po dwudziestu latach odwyku, �pania i chlania bardzo w�tpi�, czy brat kiedykolwiek wyjdzie z na�ogu. Poza tym by� na pewno kompletnie sp�ukany, gdy� uzale�nienie i sp�ukanie zawsze idzie w parze. A nie maj�c grosza przy duszy, na pewno b�dzie szuka� pieni�dzy, cho�by w spadku zmar�ego ojca.
Pieni�dze, kt�rych S�dzia nie rozda� na cele dobroczynne, znikn�y w czarnej dziurze detoksykacji Forresta. Poch�on�a ich tyle i tyle poch�on�a lat, �e ojciec niemal si� go wyrzek�. Przez trzydzie�ci dwa lata rozwi�zywa� ma��e�stwa, odbiera� dzieci rodzicom, przekazywa� je rodzinom zast�pczym, zamyka� w zak�adach chorych umys�owo i skazywa� na wi�zienie ojc�w, kt�rzy pope�nili przest�pstwo: wszystko to za pomoc� drastycznych, brzemiennych w nast�pstwa orzecze�, kt�rym nadawa� moc prawn�jednym, jedynym podpisem. Gdy rozpoczyna� karier�, pe�ni� s�dziowskiej w�adzy gwarantowa� mu stan Missisipi, lecz p�niej rozkazy przyjmowa� ju� tylko od Boga.
Je�li kto� m�g� wygna� syna z domu, by� nim na pewno Reuben V. Atlee.
Forrest udawa�, �e ma t� banicj� gdzie�. Uwa�a� si� za wolnego ducha i twierdzi�, �e jego noga nie posta�a w rodzinnym domu ju� od dziewi�ciu lat. Raz odwiedzi� ojca w szpitalu, zaraz po tym, gdy stary mia� atak serca i lekarze zawiadomili o tym rodzin�. Co dziwne, by� wtedy trze�wy. "Ju� pi��dziesi�t dwa dni, bracie" - szepn�� z dum�. gdy czekali na OIOM-ie. W trakcie rehabilitacji by� chodz�c� tablic� wynik�w.
Gdyby ojciec uwzgl�dni� go w planach spadkowych, nikt nie by�by bardziej zdziwiony ni� on sam. Ale gdyby istnia� cho� cie� szansy, �e pieni�dze lub spadek otrzyma kto� inny, Forrest na pewno kr�ci�by si� w pobli�u, czyhaj�c na okruszki i resztki z pa�skiego sto�u.
Nad New River George ko�o Berkeley w Wirginii Zachodniej Ray zawr�ci�. Wprawdzie latanie kosztowa�o mniej ni� terapia psychiatryczna, lecz nie by�o bynajmniej tanie. Zegar tyka�. Gdyby wygra� na loterii, kupi�by bonanz� i lata�, gdzie dusza zapragnie. Za dwa lata mia� dosta� urlop naukowy, chwil� wytchnienia woln� od rygor�w akademickiego �ycia. W�adze uczelni oczekiwa�y, �e sko�czy swoj� o�miusetstronicow� ceg�� o monopolach i kto wie, mo�e nawet j� sko�czy. Ale jego marzeniem by�o wynaj�� bonanz� i znikn�� w przestworzach.
Dziewi�tna�cie kilometr�w na zach�d od lotniska wywo�a� wie�� i kontrolerzy skierowali go na odpowiedni kurs. Wia� lekki, zmienny wiatr, wi�c l�dowanie nie nastr�cza�o �adnych trudno�ci. Podczas idealnego podej�cia, gdy lecia� na wysoko�ci czterystu pi��dziesi�ciu metr�w i znajdowa� si� nieca�e dwa kilometry od pocz�tku pasa startowego, us�ysza� przez radio g�os innego pilota. Zg�asza� si� challenger-dwa-cztery-cztery-delta-mike; nadlatywa� z p�nocy i od lotniska dzieli�y go dwadzie�cia cztery kilometry. Ci z wie�y pozwolili mu l�dowa� za cessn�.
Ray wzi�� si� w gar�� i wyl�dowa� wzorowo: usiad�, zjecha� z pasa i poko�owa� w stron� rampy.
Challenger to kanadyjski samolot odrzutowy, o�mio lub pi�tnasto-osobowy, zale�nie od konfiguracji. M�g� dolecie� z Nowego Jorku do Pary�a, szykownie, z klas�, z pok�adowym stewardem serwuj�cym posi�ki i drinki. Nowy kosztowa� oko�o dwudziestu pi�ciu milion�w dolar�w, w zale�no�ci od niezliczonych opcji.
Dwa-cztery-cztery-delta-mike nale�a� do Likwidatora: Lew wyd�bi� go od jednej z pechowych firm, kt�re najecha� i doszcz�tnie z�upi�. Ray obserwowa�, jak maszyna podchodzi do l�dowania i przez chwil� mia� nadziej�, �e ku jego rado�ci challenger roztrzaska si� i sp�onie na pasie. Niestety, nie sp�on�� i gdy poko�owa� w kierunku prywatnego terminalu, Ray znalaz� si� nagle w do�� niezr�cznej sytuacji.
W ci�gu trzech lat, kt�re min�y od ich rozwodu, widzia� Vicki dwa razy i nie chcia� widzie� jej teraz, jak wysi�dzie ze swego poz�acanego challengera i dostrze�e go w tym dwudziestoletnim rz�chu. Mo�e nie by�o jej na pok�adzie. Mo�e Lew by� sam. Mo�e z�upi� kolejn� firm� i w�a�nie wraca� do domu.
Odci�� dop�yw mieszanki; silnik zgas� i gdy odrzutowiec podko�o-wa� bli�ej, Ray zsun�� si� w fotelu najni�ej, jak tylko m�g�.
Zanim challenger zd��y� znieruchomie� trzydzie�ci metr�w od jego kryj�wki, na pas wjecha�a l�ni�ca czarna limuzyna. Wjecha�a odrobin� za szybko, z w��czonymi �wiat�ami, jakby do Charlottesville zawita�a kr�lewska rodzina. Wyskoczy�o z niej dw�ch m�odych m�czyzn w zielonych koszulach i szortach koloru khaki, gotowych powita� Likwidatora i osoby mu towarzysz�ce. Otworzy�y si� drzwiczki, roz�o�y�y schodki i, wyjrzawszy zza tablicy rozdzielczej, zafascynowany Ray ujrza�, jak zbiega nimi jeden z pilot�w z dwiema wielkimi torbami sklepowymi w r�kach.
A potem zobaczy� Vicki z bli�niakami. Simmons i Ripley. Biedacy. Tylko dlatego, �e ich matka by�a idiotk�, a ojciec - sp�odziwszy dziewi�cioro innych bachor�w - mia� gdzie�, jak zostan� ochrzczeni, przypad�y im w udziale i bezp�ciowe imiona, i r�wnie bezp�ciowe nazwisko. Byli ch�opcami i mieli prawie trzy lata: tyle Ray wiedzia� na pewno, gdy� uwa�nie �ledzi� najwa�niejsze doniesienia, miejscowej gazety, zw�aszcza te dotycz�ce narodzin, zgon�w i w�ama�. Urodzili si� w Szpitalu imienia Marthy Jefferson dok�adnie siedem tygodni i trzy dni po uprawomocnieniu si� ich rozwodu - bez orzekania o winie, rzecz jasna - i siedem tygodni i dwa dni po tym. jak brzuchata Vicki po�lubi�a na ko�skiej farmie Lew Rodowskiego. kt�ry do o�tarza - je�li mieli tam jaki� o�tarz - szed� ju� po raz czwarty w �yciu.
Trzymaj�c ch�opc�w za r�ce, ostro�nie zesz�a schodkami na p�yt� lotniska. P� miliarda zielonych i od razu wy�adnia�a: modne obcis�e d�insy, d�ugie nogi... Nogi. kt�re, odk�d do��czy�a do �mietanki towarzyskiej odrzutowych milioner�w, bardzo zeszczupla�y. Szczerze powiedziawszy, zeszczupla�y jej nie tylko nogi. Wygl�da�a tak, jakby przymiera�a g�odem: mia�a chude r�ce, ma�y, p�aski ty�ek i g��boko zapadni�te policzki. Jej oczu nie widzia�, gdy� przes�ania�o je co� w rodzaju czarnego turbanu prosto z Hollywood albo z Pary�a.
Za to Likwidator najwyra�niej nie g�odowa�. Niecierpliwie czeka� za swoj� aktualn� �on� i aktualnymi dzie�mi. Twierdzi�, �e uprawia maraton, ale wi�kszo�� tego, co m�wi� w wywiadach dla prasy, zwykle okazywa�a si� bujd�. By� kr�py i mia� wielki brzuch. Straci� po�ow� w�os�w na g�owie, a druga po�owa zd��y�a ju� posiwie�. Vicki mia�a czterdzie�ci jeden lat i mog�a uchodzi� za trzydziestk�. On mia� lat sze��dziesi�t cztery i wygl�da� na siedemdziesi�t, a przynajmniej tak si� Rayowi - ku jego wielkiej uciesze - wydawa�o.
W ko�cu wsiedli do limuzyny, kt�r� dwaj piloci i kierowcy za�adowali baga�ami i wielkimi torbami od Saksa i Bergdorfa. Ot, kr�tki wypad na Manhattan, na zakupy. W�asnym challengerem to zaledwie czterdzie�ci pi�� minut lotu.
Limuzyna odjecha�a, przedstawienie si� sko�czy�o i Ray m�g� si� wreszcie wyprostowa�.
Gdyby jej tak bardzo nie nienawidzi�, siedzia�by tam jeszcze dwie godziny, wspominaj�c ma��e�skie czasy.
Nie by�o �adnego ostrze�enia, �adnych k��tni, najmniejszego och�odzenia stosunk�w. Facet zaoferowa� jej po prostu lepszy uk�ad.
Otworzy� drzwiczki, �eby odetchn�� �wie�ym powietrzem, i zda� sobie spraw�, �e ko�nierzyk ma mokry od potu. Otar� czo�o i wysiad�.
Po raz pierwszy, odk�d tylko si�ga� pami�ci�, �a�owa�, �e przyjecha� na lotnisko.
Rozdzia� 3
Wydzia� prawa s�siadowa� z wydzia�em zarz�dzania na p�nocnym kra�cu kampusu, kt�ry z biegiem lat wch�on�� urocze zabytkowe miasteczko akademickie, zaprojektowane i zbudowane przez Thomasa Jeffersona.
Dla uniwersytetu, kt�ry tak bardzo czci� styl architektoniczny swego za�o�yciela, by� jedynie kolejnym nowoczesnym gmachem z ceg�y i szk�a, r�wnie p�askim, pude�kowatym, nijakim i prozaicznym jak milion innych gmach�w zbudowanych w latach siedemdziesi�tych. Jednak dzi�ki ostatniemu zastrzykowi got�wki wiele budynk�w odnowiono, a teren kampusu pi�knie ukszta�towano. Wszyscy studenci i pracownicy doskonale wiedzieli, �e ich uczelnia nale�y do dziesi�ciu najlepszych uczelni w kraju. Wyprzedza�o j� kilka uniwersytet�w z Ivy League, lecz nie by�o w�r�d nich ani jednej szko�y publicznej. Przyci�ga�a setki najlepszych student�w i najlepsz� kadr�.
Ray wyk�ada� prawo kapita�owe w Bostonie i by� z tego ca�kowicie zadowolony. Jego prace zwr�ci�y uwag� komitetu poszukiwawczego z Charlottesville: od rzemyczka do kamyczka i przeprowadzka na Po�udnie, do lepszej uczelni, sta�a si� wielce kusz�c� perspektyw�. Vicki pochodzi�a z Florydy i chocia� w Bostonie kwit�a, nie znosi�a tamtejszych zim. Szybko przywykli do powolnego rytmu �ycia w ma�ym mie�cie. On dosta� etat, ona zrobi�a doktorat na romanistyce. W�a�nie chcieli zafundowa� sobie dziecko, gdy na aren� wydarze� wkroczy� Lew Likwidator.
Kiedy facet robi bachora twojej �onie, a potem ci j� odbiera, chcesz mu zada� par� pyta�. No i par� pyta� jej. Ray mia� ich tyle, �e przez pierwsze dni po odej�ciu Vicki nie m�g� spa�. lecz z czasem u�wiadomi� sobie, �e nie potrafi stawi� jej czo�a. Nigdy. Pytania wyblak�y, lecz gdy zobaczy� j� na lotnisku, natychmiast odzyska�y dawn� �wie�o��, dlatego parkuj�c przed gmachem wydzia�u prawa i wchodz�c do gabinetu, ponownie j� w duchu przes�uchiwa�.
Student�w przyjmowa� p�nym popo�udniem i nie musieli si� z nim wcze�niej umawia�. Drzwi gabinetu zawsze sta�y otworem i ka�dy m�g� do niego zajrze�. Ale by� ju� koniec kwietnia, z ka�dym dniem robi�o si� coraz cieplej, a studenci rzadko go odwiedzali. Jeszcze raz przeczyta� list od ojca i ponownie zirytowa� go jego ci�ki, w�adczy styl.
O pi�tej zamkn�� drzwi na klucz, wyszed� na dw�r i zajrza� na stadion, gdzie studenci trzeciego roku rozgrywa�y turniej softballa z wyk�adowcami. Podczas pierwszego meczu zrobili profesorom jatk�. Mecz drugi i trzeci mogli sobie odpu�ci�, bo wynik by� przes�dzony.
Czuj�c zapach krwi, studenci pierwszego i drugiego roku wype�nili �awki w dolnym sektorze i skupili si� przy p�ocie wzd�u� linii pierwszej bazy. gdzie profesorstwo odbywa�o bezsensown� narad� bojow�. Na lewym przedpolu, wok� dw�ch wielkich baniak�w z piwem, zgromadzili si� najbardziej szemrani przedstawiciele pierwszoroczniak�w.
Wiosn� nie ma lepszego miejsca ni� miasteczko uniwersyteckie, pomy�la� Ray, wchodz�c na boisko i szukaj�c mi�ego miejsca, sk�d m�g�by obserwowa� gr�. Dziewcz�ta w szortach, baniak z piwem w zasi�gu r�ki, weso�y nastr�j, spontaniczne imprezy, nadchodz�ce lato. Mia� czterdzie�ci trzy lata, od prawie trzech lat by� wolny i chcia�by by� znowu studentem. Powiadaj�, �e nauczanie pozwala zachowa� m�odo��, �e dodaje si� i wyostrza umys�, lecz on pragn��by po prostu podej�� do rozrabiak�w przy baniaku z piwem i zapolowa� na dziewczyny.
Za ogrodzeniem sta�a grupka znajomych z wydzia�u, u�miechaj�c si� dzielnie na widok wychodz�cych na boisko koleg�w. Ci ostatni wygl�dali do�� �a�o�nie. Kilku kula�o. Po�owa mia�a elastyczne opaski na kolanach. Ray zauwa�y� Carla Mirka, zast�pc� dziekana i swego bliskiego przyjaciela, kt�ry sta� oparty o p�ot w rozwi�zanym krawacie i z marynark� na ramieniu.
- Smutny widok.
- To jeszcze nic - odrzek� Carl. - Zobaczysz, jak graj�.
Mirk pochodzi� z ma�ego miasteczka w Ohio. Jego ojciec by� s�dzi�, miejscowym �wi�tym i dziadkiem wszystkich tamtejszych mieszka�c�w. On te� zwia� z domu i poprzysi�g� sobie, �e nigdy tam nie wr�ci.
- Nie widzia�em pierwszego.
- Wygwizdali nas. Przer�n�li�my siedemna�cie do zera.
Pa�karz student�w pos�a� pi�k� na lewe zapole. Uderzenie by�o typowe, klasyczne, ale zanim podbiegli do niej lewo- i �rodkowozapolowy, zanim j� dwa razy kopn�li, z�apali, zanim jeden wyszarpn�� j� drugiemu i rzuci� na pole wewn�trzne, pa�karz spokojnie doszed� do mety domowej i zdoby� punkt. Ci przy baniaku dostali histerii. Ci w dolnym sektorze wyli, domagaj�c si� dalszych b��d�w.
- B�dzie jeszcze gorzej - mrukn�� Mirk.
I rzeczywi�cie by�o. Po paru kolejnych wpadkach na zapolu Ray mia� do��.
- Na pocz�tku przysz�ego tygodnia mnie nie b�dzie - powiedzia�, gdy zmienili si� pa�karze. - Wezwano mnie do domu.
- Widz�, �e a� piszczysz z rado�ci - odrzek� Mirk. - Znowu pogrzeb?
-Jeszcze nie. Ojciec zwo�uje rodzinny szczyt, �eby om�wi� sprawy spadkowe.
- Przepraszam.
- Za co? Nie ma o czym gada�, nie ma czego dzieli�, wi�c na pewno b�dzie paskudnie.
- Brat?
- Albo brat, albo ojciec. Nie wiem, kt�ry bardziej narozrabia.
- B�d� o tobie my�la�.
- Dzi�ki. Zawiadomi� student�w i co� im zadam. Wszystkiego dopilnuj�.
- Kiedy wyje�d�asz?
- W sobot�. Powinienem by� z powrotem we wtorek albo w �rod�, ale kto to wie.
- Na pewno nas tu zastaniesz - odrzek� Mirk. - Mam nadziej�, �e do tego czasu turniej si� wreszcie sko�czy.
Mi�kko rzucona pi�ka przetoczy�a si� spokojnie mi�dzy nogami miotacza.
- Chyba ju� si� sko�czy� - mrukn�� Ray.
Nic nie przybija�o go bardziej ni� my�l o wyje�dzie do domu. Nie by� tam od ponad roku, ale nawet gdyby mia� odwiedzi� Clanton dopiero za sto lat, uzna�by, �e to stanowczo za wcze�nie.
Kupi� sobie burrito i zjad� je w kawiarnianym ogr�dku przy lodowisku, gdzie banda czarnow�osych Got�w jak zwykle straszy�a przechodni�w. Stara Main Street by�a w�a�ciwie deptakiem, bardzo �adnym deptakiem, pe�nym kawiarenek, antykwariat�w i sklep�w z antykami; kiedy dopisywa�a pogoda, a zwykle dopisywa�a, restauracyjne sto�y rozstawiano na chodnikach, �eby go�cie mogli spo�y� mi�� d�ug� kolacj�.
Kiedy nagle zosta� sam, Ray zabra� rzeczy ze swego uroczego domu na przedmie�ciach i przeprowadzi� si� do centrum, gdzie wi�kszo�� starych gmach�w odnowiono i zmodernizowano. Jego sze�ciopokojowe mieszkanie mie�ci�o si� nad sklepem z perskimi dywanami. Mia�o ma�y balkon wychodz�cy na deptak i co najmniej raz w miesi�cu Ray zaprasza� do siebie student�w na wino i lasagne.
Zapada�a ju� ciemno��, gdy otworzy� frontowe drzwi i skrzypi�cymi schodami wszed� na g�r�. By� bardzo s�piotny: nie mia� ani kochanki, ani psa. ani kota. ani nawet z�otej rybki. Przez te trzy lata pozna� dwie atrakcyjne kobiety i z �adn� z nich nie um�wi� si� na randk�. Za bardzo si� ba�. �eby wdawa� si� w romans. Uporczywie podrywa�a go Katey, apetyczna studentka trzeciego roku. lecz on mia� si� na baczno�ci. Jego pop�d seksualny os�ab� do tego stopnia, �e zastanawia� si� nawet, czy nie p�j�� z tym do specjalisty albo nie kupi� sobie jakiego� cudownego leku. Zapali� �wiat�o i ods�ucha� wiadomo�ci z automatycznej sekretarki.
Dzwoni� brat: wydarzenie to nader rzadkie, cho� nie zaskakuj�ce. Spyta�, jak leci, poprosi� o telefon i od�o�y� s�uchawk�, nie zostawiaj�c numeru - ca�y Forrest. Ray zaparzy� herbat�, pu�ci� jazz i d�ugo kr��y� wok� telefonu, zbieraj�c si�y. To dziwne, �e pogaw�dka z jedynym bratem kosztowa�a go tyle wysi�ku, ale rozmowy te naprawd� go przygn�bia�y. Nie mieli �on, nie mieli dzieci, nie mieli ze sob� nic wsp�lnego opr�cz nazwiska i ojca.
Wystuka� numer Ellie w Memphis. D�ugo nie odbiera�a.
- Halo? - zacz�� uprzejmie. - Ellie? M�wi Ray Atlee.
- A. to ty - mrukn�a, jakby dzwoni� ju� po raz �smy. - Nie ma go. U mnie wszystko dobrze, a u ciebie? �wietnie, dzi�ki, �e pytasz.
- Mi�o ci� s�ysze�. Jaka u was pogoda?
- Mia�em oddzwoni� - powiedzia�.
- Przecie� m�wi�, �e go nie ma.
- Wiem. s�ysza�em. Zostawi� jakie� namiary? - Jakie namiary?
- Na siebie. Cz�sto u ciebie bywa?
- Siedzi tu prawie ca�y czas.
- Powiedz mu, �e dzwoni�em.
Poznali si� na detoksie: ona by�a alkoholiczk�, on �punem, kt�ry �yka� wszystkie zakazane prawem prochy. Wa�y�a wtedy czterdzie�ci pi�� kilo i twierdzi�a, �e przez wi�kszo�� doros�ego �ycia od�ywia�a si� tylko w�dk�. Rzuci�a picie, wysz�a z detoksu czysta jak niemowl�, potroi�a swoj� wag� i jakim� cudem wesz�a w uk�ad z Forrestem. By�a dla niego bardziej matk� ni� dziewczyn�; mieszkali teraz w suterenie starego, upiornego, wiktoria�skiego domu, kt�ry odziedziczy�a.
Telefon zaterkota�, zanim Ray zd��y� go od�o�y�.
- Sie ma, bracie. - Forrest. - Dzwoni�e�?
- Prosi�e�, to zadzwoni�em. Co s�ycha�?
- Wszystko by�o dobrze, dop�ki nie dosta�em listu od starego. Ty te� dosta�e�?
- Tak. dzisiaj.
- On wci�� uwa�a si� za s�dziego i ma nas za dw�ch zwyrodnia�ych syn�w. Nie odnosisz takiego wra�enia?
- Forrest, on zawsze b�dzie s�dzi�. Gada�e� z nim? Forrest prychn��, pomilcza� chwil� i odpar�:
- Nie gada�em z nim przez telefon od dw�ch lat, a w domu nie by�em od... Nie pami�tam ju�, od kiedy. I nie wiem. czy b�d� tam w niedziel�.
- B�dziesz.
- Rozmawia�e� z nim?
- Trzy tygodnie temu. Ale to ja zadzwoni�em, nie on. Jest bardzo chory, my�l�, �e d�ugo ju� nie poci�gnie. Musisz si� powa�nie zastanowi�, czy...
- Przesta�, Ray, nie zaczynaj. Nie zamierzam wys�uchiwa� kolejnego wyk�adu.
Zapad�a k�opotliwa cisza; obaj wzi�li g��boki oddech. Forrest by� alkoholikiem i �punem ze starej, znanej rodziny, dlatego pouczano go i zarzucano spontanicznymi radami, odk�d tylko pami�ta�.
- Przepraszam - powiedzia� Ray. - Ja pojad�. A ty?
- Chyba te�.
-Jeste� czysty?- Pytanie by�o bardzo osobiste, cho� rutynowe; r�wnie dobrze m�g�by spyta� go o pogod�. Forrest zawsze odpowiada� szczerze i bez owijania w bawe�n�.
- Od stu trzydziestu dziewi�ciu dni.
- �wietnie.
Z jednej strony �wietnie, z drugiej nie. Ka�dy dzie� trze�wo�ci by� prawdziw� ulg�, ale liczy� dni przez dwadzie�cia lat? To zniech�caj�ce.
- I pracuj�.
- Cudownie. Gdzie?
- Robi� dla paru hien, tych wrednych sukinsyn�w, kt�rzy uganiaj� si� za wypadkowiczami. og�aszaj� w kabl�wce i czyhaj� przed szpitalami. Nagrywam dla nich klient�w i mam z tego dzia�k�.
Prawdziwa ohyda, ale to, �e Forrest w og�le pracuje, zawsze by�o dobr� nowin�. Robi� ju� za por�czyciela, za dor�czyciela, stra�nika i inkasenta: w ci�gu tych dwudziestu lat chwyta� si� dos�ownie wszystkich prac, w mniejszym lub wi�kszym stopniu zwi�zanych z prawnicz� profesj�.
-Nie�le.
Forrest zacz�� opowiada� o przepychance w szpitalnej izbie przyj�� i Ray odp�yn�� my�lami w przesz�o��. Brat pracowa� r�wnie� jako wykidaj�o w barze ze striptizem, lecz kiedy pobito go dwukrotnie tej samej nocy, doszed� do wniosku, �e by�o to bardzo kr�tkotrwa�e powo�anie. Przez rok je�dzi� po Meksyku harleyem-davidsonem; sk�d wzi�� na to pieni�dze, tego nigdy do ko�ca nie ustalono. Pr�bowa� te� �ama� ludziom nogi jako egzekutor d�ug�w pewnego lichwiarza z Memphis, lecz szybko si� okaza�o, �e przemoc i on to jedna wielka sprzeczno��.
Uczciwa praca nigdy go nie kusi�a, cho� trzeba przyzna�, �e potencjalnych pracodawc�w zniech�ca�a jego kryminalna przesz�o��. Mia� na koncie dwa przest�pstwa zwi�zane z narkotykami: pope�ni� je dawno, zanim sko�czy� dwadzie�cia lat. mimo to by�y jak plamy, kt�rych nie da si� wywabi�.
- B�dziesz do niego dzwoni�?
- Nie - odrzek� Ray. - Pogadam z nim w niedziel�.
- O kt�rej b�dziesz w Clanton?
- Nie wiem. Gdzie� ko�o pi�tej. A ty?
- B�g kaza� przyjecha� o pi�tej, no nie?
- Ano kaza�.
- B�d� mi�dzy pi�t� a sz�st�. Na razie.
Przez nast�pn� godzin� Ray kr��y� wok� telefonu. Najpierw postanowi�, �e do niego zadzwoni, ot tak, tylko po to, �eby powiedzie� "cze��", ale zaraz potem doszed� do wniosku, �e wszystko to, co powiedzia�by teraz, mo�e powiedzie� mu p�niej, w dodatku osobi�cie. S�dzia nie znosi� telefon�w, zw�aszcza wieczornych, kt�re zak��ca�y jego samotno��. Najcz�ciej po prostu ich nie odbiera�. A je�li ju� podni�s� s�uchawk�, by� tak ordynarny i burki i wy, �e dzwoni�cy �a�owa�, i� w og�le wykr�ci� jego numer.
Na pewno b�dzie w czarnych spodniach i bia�ej koszuli, tej z male�kimi dziurkami od gor�cego popio�u z fajki, koszuli mocno wykrochmalonej, bo innych nie nosi�. Bia�a bawe�niana koszula wystarcza�a mu na dziesi�� lat, bez wzgl�du na ilo�� plam i dziurek; co tydzie� pra� j� i krochmali� w pralni Mabe na rynku. I na pewno w�o�y ten sam krawat, r�wnie stary jak koszula, ten w br�zowawy wzorek, wyblak�y ju� i zatarty. Do tego granatowe szelki. Obowi�zkowo.
Zamiast czeka� na syn�w na tarasie, b�dzie siedzia� za biurkiem, pod portretem genera�a Forresta. Niech widz�, �e ma mn�stwo pracy nawet w niedziel� po po�udniu, i niech nie my�l�, �e ich przyjazd jest wa�nym wydarzeniem.
Rozdzia� 4
Je�li lawirowa�o si� mi�dzy ci�ar�wkami ruchliw� czteropasm�wk� i przeciska�o w�skimi objazdami wok� miast, podr� do Clanton trwa�a mniej wi�cej pi�tna�cie godzin i je�eli si� komu� spieszy�o, mo�na j� by�o zaliczy� jednego dnia. Rayowi si� nie spieszy�o.
Zapakowa� kilka rzeczy do baga�nika swego audi TT, dwuosobowego kabrioletu, kt�rego w�a�cicielem by� od nieca�ego tygodnia, i z nikim si� nie po�egnawszy - kogo obchodzi�o, kiedy wyje�d�a czy wraca do Charlottesville? - wyjecha� z miasta. Postanowi� nie przekracza� dozwolonej pr�dko�ci i w miar� mo�liwo�ci unika� czteropasm�wek. Takie postawi� sobie wyzwanie: wygodna podr� bez �adnego po�piechu. Na sk�rzanym fotelu pasa�era mia� mapy, termos mocnej kawy, trzy kuba�skie cygara i butelk� wody.
Po kilku minutach jazdy na zach�d dotar� do autostrady Blue Rid-ge, skr�ci� w lewo i meandruj�c mi�dzy szczytami wzg�rz, ruszy� na po�udnie. Audi - model 2000 - zesz�o z tablic kre�larskich przed rokiem, najdalej przed dwoma laty. Dealerzy og�aszali si� ju� na p�tora roku przed rozpocz�ciem sprzeda�y i Ray czym pr�dzej pop�dzi� do salonu, �eby mie� pierwsze TT w mie�cie. Drugiego, jak dot�d, nigdzie nie widzia�, chocia� sprzedawca zapewnia�, �e w�z zyska wielk� popularno��.
Na szczycie kolejnego wzniesienia opu�ci� dach, zapali� hawan�, wypi� �yk kawy i nie przekraczaj�c siedemdziesi�tki, pojecha� dalej. Perspektywa rych�ego przyjazdu do Clanton by�a przera�aj�ca nawet przy tej pr�dko�ci.
Cztery godziny p�niej, szukaj�c benzyny, przystan�� na czerwonym �wietle w ma�ym miasteczku w Karolinie P�nocnej. Przed samochodem przechodzi�o trzech adwokat�w. Wszyscy trzej m�wili naraz, wszyscy trzej nie�li stare akt�wki, sfatygowane ju� i wytarte niemal tak samo jak ich buty. Ray spojrza� w lewo i zobaczy� gmach s�du. Spojrza� w prawo i odprowadzi� ich wzrokiem do jad�odajni. Nagle zg�odnia� i zat�skni� za ludzkimi g�osami.
Adwokaci siedzieli w niszy przy oknie, wci�� rozmawiaj�c i mieszaj�c kaw�. On usiad� przy s�siednim stoliku i zam�wi� kanapk� z kurczakiem u podstarza�ej kelnerki, kt�ra obs�ugiwa�a ich pewnie od dziesi�tk�w lat. Jedna szklanka mro�onej herbaty, jedna kanapka: kelnerka zapisa�a to wszystko dok�adnie i w skupieniu. Kucharz jest pewnie jeszcze starszy, pomy�la� Ray.
Adwokaci sp�dzili w s�dzie ca�y ranek, wyk��caj�c si� o kawa�ek ziemi w g�rach. Ziemi� sprzedano, kto� wni�s� pozew, i tak dalej, i tak dalej, no i teraz mieli proces. Wzywali �wiadk�w, powo�ywali si� na przer�ne precedensy, podwa�ali zeznania �wiadk�w strony przeciwnej, wreszcie rozgrzali si� do tego stopnia, �e za��dali przerwy.
Oto czego pragn�� dla mnie m�j w�asny ojciec - niewiele brakowa�o i Ray powiedzia�by to na g�os. Zas�oni� si� miejscow� gazet�, udaj�c, �e czyta i pods�uchuj�c tamtych.
Marzeniem s�dziego Atlee by�o to, �eby jego synowie sko�czyli prawo i wr�cili do Clanton. Przeszed�by wtedy na emerytur� i otworzyliby razem kancelari� na rynku. Oni poszliby za g�osem szlachetnego powo�ania, a on nauczy�by ich, jak by� dobrym adwokatem. Adwokatem d�entelmenem, adwokatem z Po�udnia.
I adwokatem bez grosza przy duszy. Podobnie jak we wszystkich tamtejszych miasteczkach, w Clanton a� roi�o si� od prawnik�w. T�oczyli si� w biurach naprzeciwko s�du. Bawili si� w polityk�w i bankier�w, zasiadali w zarz�dzie miejskich klub�w i szk�, w zarz�dzie Ma�ej Ligi. a nawet w radzie parafialnej. W domach przy rynku brakowa�o ju� lokali. A oni? A ich kancelaria? Niby gdzie mieliby si� pomie�ci�?
W wakacje Ray praktykowa� u ojca. Oczywi�cie za darmo. Zna� wszystkich tamtejszych adwokat�w i prawnik�w. W sumie nie byli z�ymi lud�mi. Po prostu by�o ich za du�o.
Forrest szybko si� stoczy�, dlatego ojciec zacz�� wywiera� na Raya coraz wi�kszy nacisk, �eby ten poszed� w jego �lady i obra� drog� szlachetnego ub�stwa. Ray sprzeciwi� mu si� i ju� po pierwszym roku studi�w poprzysi�g� sobie, �e nigdy w Clanton nie osi�dzie. Przez kolejny rok zbiera� si� na odwag�, �eby powiedzie� o tym staremu, a gdy mu wreszcie powiedzia�, ten nie odzywa� si� do niego przez osiem miesi�cy. Kiedy Ray ko�czy� studia, Forrest siedzia� w wi�zieniu. S�dzia Atlee przyjecha� na rozdanie dyplom�w, przycupn�� na krze�le w ostatnim rz�dzie i ani razu nie odezwawszy si� do syna. wyszed� z sali przed ko�cem uroczysto�ci. Pogodzi� ich dopiero pierwszy atak serca.
Ale pieni�dze nie by�y g��wnym powodem, dla kt�rego Ray uciek� z Clanton. Kancelaria adwokacka Atlee & Atlee nie otworzy�a swoich podwoi dlatego, �e m�odszy wsp�lnik nie chcia� �y� w cieniu wsp�lnika starszego.
S�dzia by� olbrzymem w ma�ym mie�cie.
Ray zatankowa� na stacji na skraju miasta i wkr�tce znalaz� si� mi�dzy wzg�rzami, na autostradzie. Jecha� z pr�dko�ci� siedemdziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Czasami zwalnia� do sze��dziesi�ciu pi�ciu. Robi� postoje w zatoczkach i podziwia� krajobrazy. Unika� du�ych miast i uwa�nie studiowa� map�. Wiedzia�, �e pr�dzej czy p�niej ka�da droga doprowadzi go do Missisipi.
Pod Black Rock w Karolinie P�nocnej znalaz� stary motel, kt�ry wabi� go�ci klimatyzacj�, kabl�wk� i czystymi pokojami za jedyne dwadzie�cia dziewi�� dolar�w i dziewi��dziesi�t dziewi�� cent�w: szyld by� nieco przekrzywiony i zardzewia�y na brzegach, ale c�. Wraz z kabl�wk� musia�a tam dotrze� inflacja, gdy� okaza�o si�. �e cena pokoju podskoczy�a do czterdziestu dolar�w za dob�. Tu� obok by�a ca�odobowa kawiarnia, gdzie zjad� nocny specja�, czyli kilka p�czk�w. Po kolacji usiad� na �awce przed motelem i patrz�c na przeje�d�aj�ce samochody, wypali� drugie cygaro.
Po drugiej stronie drogi, jakie� sto metr�w dalej, by�o zapuszczone kino samochodowe. Brezentowy dach ju� dawno run�� na ziemi�, por�s� chwastami i powojami. Wielki ekran i p�ot niszcza�y od wielu lat.
W Clanton te� by�o kiedy� takie kino. niedaleko, tu� za miastem. Nale�a�o do sieci kin potentat�w z P�nocy i wy�wietla�o typowy ch�am, g��wnie horrory i przygod�wki z kung-fu, s�owem filmy, kt�re przyci�ga�y m�odzie� i wkurza�y miejscowych kaznodziej�w. W 1970 roku P�noc zaatakowa�a Po�udnie po raz drugi i zala�a je pornosami.
Jak wi�kszo�� innych rzeczy, tych dobrych i z�ych, pornografia pojawi�a si� w Missisipi do�� p�no. Kiedy na brezentowym dachu kina pojawi� si� afisz z tytu�em Weso�e pomponetki, prawie nikt go nie zauwa�y�. Ale gdy nazajutrz dopisano do tytu�u trzy litery X. na drodze przed kinem zacz�y robi� si� korki, a w kawiarniach przy rynku rozgorza�y nami�tne dyskusje. Na pierwszy seans w poniedzia�ek wieczorem przyby� t�umek zaciekawionych i entuzjastycznie nastawionych widz�w. W szkole m�wiono, �e film jest super, w